Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    12.05.2001 – Pracownia tatuażu „Złota Ćma” – A. Hallberg & V. Cortés da Barros

    2 posters
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    12.05.2001

    Gdy pożegnał ostatniego klienta, było już ciemno, był głodny, a plecy domagały się odpoczynku, zmiany pozycji na jakąś mniej uciążliwą niż wygiętą ciągle nad łóżkiem do tatuażu. Nie było rzeczy, którą zrobiłby chętniej, niż wyciągnął się we własnym łóżku, najlepiej z Pią i nie tyle zasnął, co po prostu odpoczywał. Pozwoliłby swoim myślom dryfować, nie planowałby kolejnych wzorów, nie tworzył w głowie zamówienia na tusze, jakie powinien złożyć – odprężyłby się bez żalu, ciesząc po prostu tym, że nic nie musi.
    Z tej perspektywy zaproszenie Vai właśnie na dzisiaj wydawało się nie najlepszym pomysłem.
    Skoro jednak już to zrobił, a Barros była do tej pory prawdopodobnie o kwadrans, może dwadzieścia minut drogi od jego pracowni, było zbyt późno, by cokolwiek zmieniać. Zresztą, Alex przecież nigdy tego nie robił. Nie odwoływał terminów, jeśli naprawdę nie musiał – a zmęczenie z pewnością nie było okolicznością uzasadniającą zmiany planów. Gdyby tak było, już dawno temu musiałby zacząć planować sobie krótsze dni, może też ograniczyć liczbę klientów.
    Westchnął ciężko i, podobnie jak już kilkakrotnie dzisiaj, uprzątnął stanowisko, odkaził łóżko, wyrzucił zużyte igły i wyciągnął nowe, nie wkładając ich jednak jeszcze do maszynki a tylko kładąc na widoku, w zasięgu ręki. Nie był pewien, o jakim dokładnie wzorze myślała Vaia, nie sięgał więc po tusze – zdąży je wybrać, gdy już razem z Barros stworzą szkic, który będzie kobiecie odpowiadał.
    Zniknął na chwilę na zapleczu, zgarnął z lodówki butelkę napoju i wypijając połowę w kilku dużych łykach, pomaszerował do poczekalni i z cichym sapnięciem rozwalił się na kanapie.
    Powinienem kogoś zatrudnić, pomyślał w przebłysku chwili.
    Miał dwa stanowiska. Dość sprzętu, by obdzielić tym drugiego tatuatora – lub tatuatorkę – dość pieniędzy, by zamówić więcej tuszy, i prawdopodobnie wystarczająco cierpliwości, by uczyć nawet kogoś, kto w tatuażu stawiałby dopiero pierwsze kroki. Sama myśl, że miałby zająć się jakimś dzieciakiem, pokazać mu co i jak, patrzeć, jak ten wyrabia sobie z czasem swój własny styl – podobało mu się to. Podobała mu się myśl, że mógłby podzielić się z kimś tym, co kochał.
    Westchnął ciężko i zakrył oczy przedramieniem, osłaniając je od światła.
    Wiedział, że to nie byłoby takie proste. Znalezienie ucznia. Zatrudnienie kogoś. Przekazanie części klientów w czyjeś ręce. Nie mógł przyjąć tu kogokolwiek – nie po to tak ciężko pracował na własną markę, by teraz stracić ją przez jakiegoś nieudacznika. Pierwsze dni – tygodnie – wspólnej pracy wiązałyby się też raczej ze znacznie większą niż odczuwalnie mniejszą ilością obowiązków dla Alexa. Musiałby przecież uczyć, pilnować, patrzeć na ręce – i pozwalać, by to ktoś patrzył na ręce jemu. Z tym ostatnim nie miał problemu, jednak myśl, by miał siedzieć w pracowni jeszcze dłużej, pracować wolniej, była... Cóż, dzisiaj ta myśl była szczególnie trudna do przyjęcia.
    Przeciągnął się, przetarł twarz dłonią, upił łyk napoju, znów zasłonił oczy przedramieniem. Plany, plany, plany. Nie miał chyba do nich dzisiaj głowy.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Rzadko zahaczała o stare miasto, to była po prostu dłuższa droga do pracy, a Vaia jeśli już szła się przejść, to najczęściej wybierała drogę przy rzece, która w większości tę część Midgardu skutecznie omijała. Odnalezienie odpowiedniego adresu nie było tak proste, jak przypuszczała, że będzie. W Brazylii nigdy nie gubiła się w uliczkach, tutaj? Zdarzało jej się to dosyć często, więc zazwyczaj po chwili błądzenia wykorzystywała zaklęcie teleportacji, najlepszy wymysł galdrów na świecie.
    Przez krótką chwilę wahała się, czy aby na pewno dobrze zrobiła. Było późno, Hallberg był pewnie zmęczony po pracy, a ona sama była zirytowana dniem we własnej. Może i wcześniejsza ucieczka na kilka dni urlopu była tchórzostwem, ale musiała się jakoś ogarnąć, skoro jej partner z wydziału wrócił do pracy. Nie miała ochoty mieć z nim nic do czynienia, cholerny tramposo. Naprawdę miała o nim lepsze zdanie, kiedyś. Teraz zdecydowanie nie. Pewnie była trochę za ostra, ale jakby na to nie spojrzeć, nienawidziła facetów, którzy zdradzali żony. Albo żon zdradzających mężów, mniejsza o to. Nie sądziła, że Mickelson jest taki. Pomyliła się.
    Odpaliła po drodze papierosa, zastanawiając się nad wszystkim. Nie była w stanie się przemóc i być dla niego miła, po prostu nie potrafiła tego zrobić. Była tak samo burkliwa jak kiedyś Esteban w stosunku do niej i sama zaśmiała się w duchu na myśl, ile tych jego burkliwych zachowań przejęła po tylu latach. Brakowało jej zębów kajmana do pełnego obrazka, chociaż wcale nie narzekała na swoje kocie ja. W sumie tatuaż brzmiał jednak dobrze. Zwłaszcza taki w dole pleców, od dawna nosiła się z tym pomysłem. Tylko patrząc na ceny takich rzeczy, welp. To nie było proste wraz z długiem za mieszkanie na głowie. Oferta Alexa z rysunkiem za pół ceny brzmiała świetnie, problem w tym, że jej pomysł był… duży. A im większy tatuaż tym drożej. Miała nadzieję, że nie zedrze z niej za wiele i nie będzie musiała polować, żeby się najeść przez resztę miesiąca. No i ewentualne burczenie i syki będzie mogła zwalić na to, że po prostu boli. Cierpienie uszlachetnia!
    Ta, wolne żarty. Dopaliła papierosa i po kilku niepotrzebnych rundkach wśród uliczek i dopytaniu ludzi odnalazła adres pracowni niedźwiadka. Nie było to aż tak trudne, a zanotowanie drogi w głowie uświadomiło jej, że po prostu niepotrzebnie wcześniej skręciła. No ale sprawa załatwiona. Pchnęła drzwi mając nadzieję, że jeszcze jest otwarte i nie spóźniła się jakoś specjalnie mocno. Na szczęście były otwarte, więc weszła do środka, natychmiast ściągając z ramion skórzaną, trochę przechodzoną kurtkę. Powinna kupić nową, ale kochała ją. Dawne czasy Warty, gdy używała jej zamiast góry munduru. Pod spodem miała podobnego rodzaju bluzkę, co w lesie, ale ta była dużo krótsza, kończąca się nad pępkiem i ujawniająca bliznę na brzuchu. Dżinsy trzymały się na biodrach, opinając się na ciele, a przez ramię przewiesiła kolorową torbę, kupioną kiedyś w meksykańskim porcie.
    - Czeeeeeść. – przywitała się, widząc odpoczywającego w poczekalni mężczyznę. – Widzę pracowity dzień dzisiaj. – jej głos złagodniał, gdy odkładała torbę i kurtkę na wieszak, po czym wygodnie walnęła się na kanapie kawałek od Alexa. – Liczę, że nie czekałeś za długo. Zgubiłam się, tak jakby. – westchnęła delikatnie, poprawiając bransoletki na rękach. Trochę się zsunęły i odsłaniały za wiele, musiała więc ustawić je odpowiednio. To były chyba jedyne blizny, których się wstydziła, budziły albo głupie pytania albo pełne współczucia spojrzenia. Ha tfu. Jakby miała w taki durny sposób chcieć popełnić samobójstwo.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Cichy szum otwieranych drzwi oznajmił przybycie Vai wcześniej, niż zrobił to jej głos – Alex jednak z premedytacją jeszcze przez chwilę nie otwierał oczu, nie patrzył, nie witał się. To nie tak, że towarzystwo przypadkowo poznanej strażniczki – jego własnej bohaterki z lasu – było mu teraz niemiłe. Po prostu potrzebował chwili, by zebrać jeszcze trochę sił, by upewnić się, że będzie w stanie skupić się w stopniu, w jakim powinien, chcąc jej ciało ozdobić, a nie oszpecić.
    Gdy wreszcie spojrzał na Barros, ta zajmowała już miejsce kawałek dalej na kanapie. Alex mimowolnie prześlizgnął się po niej wzrokiem, tylko na moment zatrzymując się na jaśniejszej bliźnie na brzuchu.
    - Hej – rzucił lekko i chrząknął cicho, by pozbyć się niepotrzebnej chrypy.
    Z sapnięciem podniósł się do siadu, odruchowo rozprostował plecy, chcąc choć trochę rozluźnić spięte mięśnie.
    - Powiedziałbym, że jak co dzień – zbagatelizował trudy dnia i uśmiechnął się przelotnie pod nosem. Co istotne, wcale nie kłamał – gdy już faktycznie planował dzień w pracowni, klientów miał zwykle od rana do późnego wieczora. Fakt, że odbijał to sobie potem kolejną wolną dobą czy dwiema nijak nie zmieniał tego, że dni pracujące były dla Hallberga zwykle wyczerpujące. Sam jednak tego chciał, nie? Nie sądził, by – mając wybór, mogąc cofnąć czas – nie postawiłby się w tej sytuacji ponownie. Pewnie by to zrobił. Raczej na pewno. Ostatecznie Złota Ćma była spełnieniem jego marzeń, a liczni klienci za to marzenie płacili.
    Przeciągnął się jeszcze, stłumił ziewnięcie i, kręcąc tylko głową na pytanie o spóźnienie, uśmiechnął się przelotnie. Zerknął na bransoletki, ale nie pytał.
    Każdy miał swoje sekrety, a Alex, wyjątkowo, nie zamierzał (jeszcze) wyciągać z Vai jej tajemnic.
    - No dobra, to co tam wymyśliłaś? – spytał po jeszcze jednej chwili, wiedząc, że im bardziej będzie zwlekał, tym trudniej będzie mu się znowu zabrać do pracy.
    Nie wtrącał się, gdy strażniczka przedstawiała swój pomysł, słowa podpierając całkiem zgrabnym szkicem wzoru, o którym myślała. Już na pierwszy rzut oka wiedział, że to nie będzie robota na jedną sesję – mogłaby, ale, po pierwsze, nie o tej porze, a po drugie, wcale nie był pewien czy Vaia, mimo swojego zahartowania w temacie bólu, rzeczywiście byłaby w stanie wytrzymać tyle godzin dziarania na raz. Sam wzór jednak... Milczał przez chwilę, prześlizgując się wzrokiem po szkicu i wyobrażając sobie, jak ornamenty będą wyglądać na ciele Vai.
    Chciał. Z pewnością chciał ten tatuaż zrobić. Nigdy nie stworzył niczego podobnego, szczerze mówiąc nigdy nawet o niczym takim nie myślał – teraz więc miał doskonałą okazję, by to zrobić.
    - W porządku – rzucił wreszcie, gdy Vaia skończyła tłumaczyć, a on sam stworzył już w głowie plan działania.
    Wychylił się z kanapy, by zgarnąć z lady recepcyjnej szkicownik i ołówek. Zaraz potem znalazł wolną stronę i prędko nakreślił własne wyobrażenie na temat wzoru – oparte na tym, co pokazała mu Barros, jednak z jego własnym sznytem, wciąż delikatnym, a jednak trochę bardziej drapieżnym. Podstawowe linie ornamentu nakreślił ostrzej, pogrubił je też w niektórych miejscach, dobrze wiedząc, jak doskonale podkreślą potem kształty ciała Vai. Sądził, że na tym jej zależało.
    Nie robiło się takiego wzoru, jeśli nie było się pewnym własnego ciała i nie chciało się zaznaczyć jego walorów.
    Przez cały czas pozwalał Vai zerkać na to, jak rysował, nieskrępowany widownią. Gdy skończył, odsunął się i podsunął szkicownik strażniczce bliżej, pozwalając jej przyjrzeć się dokładniej jego pomysłowi.
    - Tak bym to widział – rzucił, jeszcze przez chwilę spoglądając na szkic, zanim wreszcie uniósł wzrok na Vaię i uśmiechnął się nieznacznie.
    - Nie zrobimy tego na raz – zaznaczył. – Ale dwie sesje powinny wystarczyć. Może trzy, zależnie jak nam będzie szło. – Dobrze wiedział, że to lepszy sposób na opisanie sytuacji niż zależnie, jak będziesz znosić ból. Żaden klient nigdy jeszcze nie przyznał się, jak tak naprawdę radzi sobie z bólem – jakby ograniczona umiejętność radzenia sobie z nim była jakąkolwiek ujmą. Nie była, ale Alex nie poczuwał się do podobnych, trącących już psychoterapią dyskusji.
    - Zacząłbym od dołu, bo tam będzie najgorzej. Jak przeżyjesz to, plecy będą już z górki – wyjaśnił wprost. Zawsze tłumaczył, co i jak zamierza zrobić – musiał mieć pewność, że klient, kimkolwiek by nie był, wie na co się pisze i godzi się na to w pełni świadomie.
    Hallberg nie miał dość cierpliwości, by słuchać późniejszych zażaleń – a już na pewno nie wysłuchiwałby ich mając klienta już pod igłą.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Alex wyglądał na naprawdę solidnie zmęczonego. Ale też nie zamierzała tego komentować, bo raz nie była do tego w żaden sposób uprawniona, a dwa niedźwiadek był już dużym chłopcem i gdyby nie czuł się na siłach robić następnego tatuażu, to by dał jej znać. Skoro natomiast chciał sobie posiedzieć, to Brazylijka grzecznie czekała, aż tatuażysta zbierze się w sobie.
    Zignorowała spojrzenie rzucone bliźnie, po tylu latach była całkowicie przyzwyczajona do wzroku innych. Kiedyś reagowała groźnymi spojrzeniami, nie zachęcającymi do jakiegokolwiek komentarza. Potem rzucała wzrokiem wyzwania, namawiające do odezwania się lub komentarza, okraszone nierzadko złośliwym spojrzeniem. A teraz? Teraz w zależności od patrzącego albo ignorowała całkowicie, gdy ktoś patrzył tak obojętnie jak Alex albo unosiła kpiąco brew. To całkowicie wystarczało, by speszyć większość osób, a ona miała ubaw. Przynajmniej ewidentnie nie miała kompleksów na tle wątpliwej jakości „ozdób”, choć czasem miewała chwile zawahania. I właśnie tak zrodził się pomysł tatuażu. Jeśli już mają się na nią gapić - a raczej odsłaniała więcej ciała niż zasłaniała - to niech się gapią na tatuaż. A że jeden już miała, to kolejne nie budziły nawet najmniejszego oporu.
    - To dobrze! - stwierdziła z humorem w głosie. - Bo to znaczy, że jesteś przyzwyczajony i nie zaśniesz mi w trakcie. - dorzuciła, puszczając mu oczko. Oczywiście, że żartowała i nie miała nic złego na myśli. Nie miałby tylu klientów, gdyby nie był dobry i zasypiał w trakcie - oczywiście, że zdążyła już troszeczkę wypytać w tym temacie. Nie chciała w końcu trafić w łapki jakiegoś idioty. Widywała źle zrobione tatuaże u śniących i stamtąd też wiedziała, że to przecież zostaje na całe życie, jak blizny. Tatuaż miał podkreślać urodę, a nie ją psuć.
    - No... To jest spory projekt. Obejmuje dół pleców, tak mniej więcej i idzie w kręgosłup... Zastanawiałam się, czy nie powinien zejść na tyłek, ale nie jestem po prostu pewna wzoru. No i szukałam czegoś, co nie będzie się kłóciło z jaguarem na łopatce. - wyjaśniła, wyjmując z torby notes, gdzie miała nakreślony wzór, nad którym myślała od dawna. Bez skrępowania wskazała odpowiednie partie rysunku, opisując, gdzie by je widziała na własnym ciele. Wzór był naprawdę spory i zaczęła odrobinę się wahać, bo to zdecydowanie nie były tanie rzeczy. Ale cholera, od tak dawna tego chciała.
    Ułożyła rękę na oparciu kanapy, lekko się przechylając, by móc patrzyć na to, jak Alex przekształca jej własny wzór. Lekko przygryza policzek, zauważając, że zdecydowanie jego poprawki sprawiały, że wzór był jeszcze lepszy, większy i w dodatku była pewna, że odciągnie spojrzenia od czegokolwiek innego, co pojawiłoby się na jej skórze. Z każdą linią jej uśmiech się poszerzał - efekt był osiągnięty z nawiązką. A poza tym taka wersja cholernie dobrze mogła podkreślić linie ciała, a mimo pracy w tak zwanej mundurówce nadal była kobietą i lubiła to podkreślać na swój sposób. A taki tatuaż zrobiłby to bez najmniejszego problemu.
    Zgarnęła podany szkicownik, zabierając rękę z oparcia i prześledziła palcem linie, w myślach przenosząc je na ciało. Drapieżnie ale i jednocześnie w pewien sposób łagodnie. Wyobraziła sobie jego odbicie w lampach stroboskopowych i tak, zdecydowanie była na tak.
    - Ótimo! O wiele lepiej niż moja wersja. - przyznała bez wahania, z szerokim uśmiechem patrząc na Alexa. - Zdecydowanie o to chodziło. - oddała mu szkicownik i rozciągnęła się. No taki wzór będzie się długo robić, nie była pewna, ile będzie umiała wytrzymać w bezruchu. Przekrzywiła lekko głowę, słuchając następnych słów Alexa, by zaraz potem się szczerze roześmiać.
    - Domyślam się, że to taki delikatny sposób uświadomienia, że to może cholernie boleć i długo trwać, co? A Tobie plecy odpadną od bycia pochylonym. - wyszczerzyła ząbki, w ogóle nie obrażona takim postawieniem sprawy. Miała wysoki próg bólu, była odporna na polewanie ran alkoholem, ale to był ból krótki. No, stosunkowo krótki, ale nadal to nie było nakłuwanie dużej partii ciała przez kilka godzin. Pamiętała jaguara i to bolało, chociaż wzór nie był mocno duży. A ten tutaj? Był wielki. I nie miała pojęcia, jak na to zareaguje, nie zamierzała twierdzić, że super da sobie radę. - Okey, nie brzmi to wcale jakoś źle, ufam w Twoją wiedzę. Pamiętam jaguara, to był mniejszy wzór, a jednak tak po 2/3 wzoru delikatnie rzecz biorąc miałam trochę dosyć. Także zielonego pojęcia nie mam, mój próg bólowy jest specyficzny. Na krótkotrwały prawie nie reaguję, na przewlekły? Nie mam pojęcia. - przyznała całkowicie uczciwie, żeby potem nie było ku niej jakichś pretensji. Zdawała sobie sprawę, że była nie dość, że specyficzna, to jeszcze pierdolonięta. Zwłaszcza, gdy chodziło o dotyk na ramionach. Tyłek jej nie robił, plecy też nie. Brzuch zależy, co delikwent miał w rękach. Ale zostawała jeszcze jedna istotna kwestia.
    - Dobra, amigo. - odezwała się z pełną powagą. - To teraz kwestia podstawowa: ile mnie ta przyjemność będzie kosztowała? Tak, mówiłeś, że za pół ceny, ale nadal mi to dużo nie mówi. Nie da się ukryć, że twoją grupą docelową klientów nie jestem, a rękodzieło należy dobrze wycenić, zwłaszcza takie. Na raty się nie opyla kompletnie. - zakończyła ze śmiechem, patrząc uważnie na Alexa i obliczając sobie, ile byłaby w stanie wywalić od ręki, żeby jeszcze nie musiała wisieć na głowie kilku osobom, żeby ją z raz dziennie nakarmili. Wbijanie na krzywy ryj nie brzmiało źle... Agnar byłby przeszczęśliwy pewnie.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Parsknął cicho na domyślność Vai. Czyli dyplomacja nie była specjalnie potrzebna, co? Może to i dobrze, przynajmniej nie będzie musiał się wyginać, rzucać słodkich słówek tylko po to, by uspokoić urażoną dumę klienta, który nie umie pogodzić się z bólem i tym, że nie znosi go lepiej. Alex to umiał, miał czas nauczyć się obchodzić z klientami jak z jajkiem – brak takiej konieczności był jednak całkiem miłą odmianą.
    - Mniej więcej – przyznał więc i roześmiał się, w myślach planując już, jakich igieł będzie potrzebował i jak dużo tuszu przyda mu się na dzisiaj. Skoro Vaia była ze wzoru zadowolona – co przyznała z satysfakcjonującym entuzjazmem – nie widział powodu, dla którego miałby się powstrzymywać.
    Lekko skinął głową na uczciwość kobiety.
    - Zobaczymy – rzucił po prostu. - Jak będzie źle, będziemy robić przerwy, najwyżej przeciągniemy na trzy sesje a nie dwie. – Wzruszył lekko ramionami. Prosta sprawa, szczególnie, że przyzwyczaił się do myśli, że ozdobi ciało Barros – i że stworzony wspólnymi siłami wzór naprawdę mu się podobał. Chciał go zrobić, nie ważne ile czasu to zajmie – i jak bardzo po kosztach wyjdzie cały ten projekt.
    No właśnie, co do kosztów. Hallberg mógł już lekką ręką machnąć na pieniądze – jasnym było, że policzy Vaię znacznie mniej, niż faktyczną połowę, o jakiej wcześniej rozmawiali – ale nie sądził, by sama Barros przyjęła to dobrze. Nie wyglądała na taką, która przyjmowała tak drogie prezenty od ledwo poznanych typów, a Alex... Cóż, Alex nie chciał wchodzić z butami w jej system wartości i przekonania. To, że tatuaż Vai stał się teraz także jego zachcianką, to zupełnie inna sprawa.Cenę podał jednak bez wahania, ani jeden mięsień nie drgnął mu przy rzucaniu kwoty, która pokrywała może jedną trzecią jego regularnej ceny za taki wzór. Cenniki nie wisiały u niego na widoku – nie musiały, jego klientela była przyzwyczajona do omawiania finansów po już podjętej decyzji, nie przed. Rzadko kiedy też podawane kwoty były wstanie cokolwiek zmienić – jeśli ktoś przychodził się do niego tatuować, pieniądze niewiele dla niego znaczyły, nie aż tyle by zrezygnował ze swoich planów tylko dlatego, że było drogo.
    Vaia by zrezygnowała, wiedział o tym. Dlatego powiedział jej mniej – połowę jednej sesji za średniej wielkości wzór, nie więcej – i dlatego powiedział to tak, by nie mogła tak od razu domyślić się, że...
    Bogowie, ona przecież była jednak domyślna. Mogła się domyślić, że zaniżał stawkę. Pewnie to zrobi – i pewnie będzie grymasić.
    Powtórzył cenę i przekrzywił głowę lekko.
    - Powiedz tylko, czy to dla ciebie w porządku – zawczasu uciął potencjalne protesty. - Jeśli tak, to koniec tematu. Zrobimy to. – Wzruszył ramionami. Nie przejmował się pieniędzmi, nie musiał. Nawet, gdyby wytatuował Vaię za darmo, nie byłby stratny. Reszta jego klienteli odbiłaby mu to z nawiązką.
    Był na tym etapie życia, na tym etapie kariery i rozwoju artystycznego, że mógł wybrzydzać – i mógł pozwolić sobie na zachcianki. Barros była zachcianką.
    Dał jej chwilę, by przetrawiła kwotę, oswoiła się z myślą, ile od niej oczekuje – i że jest to zapewne mniej, niż się spodziewała. Mniej, niż się umawiali. Jeśli zdecydowałaby się teraz wycofać, nie zatrzymywałby jej na siłę – ale, bogowie, miał nadzieję, że tego nie zrobi. Podekscytował się tym wzorem. Chciał go zrobić. Chciał dodać go do swojego portfolio.
    Z zaskoczeniem stwierdził, że chciał też dodać do swojego portfolio ciało Vai. Myśl, że strażniczka będzie iść przez życie w znacznej mierze ozdobiona jego sztuką ekscytowała go znacznie bardziej, niż zapewne powinna.
    Tak czy inaczej, dał jej czas, a gdy finalnie, z oporami czy nie, zgodziła się na rzuconą stawkę – może uznając, że ten raz może pozwolić sobie na przyjęcie zaniżonych stawek, a może po prostu zbyt przywiązana już do myśli tego wzoru na swoim ciele, by od tak z niego zrezygnować – uśmiechnął się szeroko, nie kryjąc satysfakcji.
    - Świetnie. Rozbieraj się, a ja przygotuję kalkę – rzucił lekko i już wstawał z kanapy, już raźnym krokiem maszerował na zaplecze, by przygotować wydruk, który mógłby odbić na ciele Vai, by prowadził potem jego dłoń.
    Wciąż był zmęczony, ale teraz był też podekscytowany – i bardziej niż gotowy, by potraktować Vaię za swoje płótno.
    - Łóżko po lewej – zawołał jeszcze z zaplecza, w międzyczasie szykując szkic z wilgotnego tuszu. - Połóż się na brzuchu, tak żeby ci było wygodnie – najwyżej cię poprawię.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Okey, była walnięta. Permanentnie. Dokumentnie. I bardziej niż ustawa przewiduje. Ale czy ktoś normalny pchałby się na krzywy ryj do Legionu Samobójców, twierdząc, że albo to, albo rzuca odznaką na zawsze…? No właśnie. Nie wspominając o tym, która dziewczynka przyłaziłaby do domu poobijana w każdą stronę, bo stłukła na kwaśne jabłko starszych kolegów z klasy. Ból nie był jej obcy, a dyplomację w temacie uważała za zbędną. To teoretycznie jak z lekarzem, takie rzeczy mówiło się dla własnego dobra. To w końcu nie przesłuchanie, gdzie każde słowo może zostać użyte przeciwko tobie.
    - Zgoda. – skinęła mu głową, bo taka opcja była najuczciwsza i najlepsza. Choć rzecz jasna zamierzała się starać, żeby tych przerw było mimo wszystko jak najmniej. Acz znała siebie na tyle, żeby wiedzieć, że jej prywatna reputacja obchodziła ją tyle, co midgardzki śnieg z zeszłego roku i jak będzie miała dosyć, to na bank się odezwie. I to znając życie w niewybredne słowa.
    Kamienny wyraz twarzy. Brak nawet mrugnięcia. Brak wahania i drgnięcia jakiegokolwiek mięśnia na twarzy. Wciągnęła powoli powietrze, patrząc na niego z delikatnym wyrzutem - łgał jej w żywe oczy i była pewna, że zaniżał kwotę. Bo to jednego faceta przesłuchiwała i bo to jeden próbował ją okłamać. Nie potrzebowała nawet wypuszczania kota pod powierzchnię skóry, by o tym wiedzieć, Hallberga zdradzały oczy. To były drogie rzeczy, zwłaszcza na tradycyjnych sposobach, dawno temu się tym interesowała, robiąc jaguara, a choć nie miała zielonego pojęcia, jaki jest przelicznik brazylijskich reali do midgardzkich talarów była święcie przekonana, że kwota nie była w żadnym wypadku wcześniej umówioną połową, nie przy wzorze, który wybrała. Który chciała.
    Cholera jasna.
    Posłała mu lekko gniewne spojrzenie, walcząc ze sobą, jakby chciała się targować. No proszę, pierwszy klient, który targuje się, że coś jest za tanie. Miała za dużo dumy, żeby zgodzić się na coś takiego. Ale jednocześnie za mocno zdążyła się przywiązać do idei posiadania tego na ciele. Zwłaszcza, gdy Alex poprawił linie i to było jeszcze lepsze. Westchnęła, długo, przeciągle. Niech go cholera.
    - Dobra, niech będzie taka cena, ale mam dwa warunki. – powiedziała twardo, zgarniając swój notes i na szybkiego coś w nim bazgrząc. – Pierwszy? Następny tatuaż robisz mi za pełną kwotę. – zmrużyła oczy, z delikatnym drgnięciem warg w początkach uśmiechu. To było pewne, że przylezie po następny, bo niech to cholera, miała jeszcze jeden pomysł. I pewnie stanęłoby na nim, zdecydowanie mniejszym tatuażu z boku piersi. A drugi pomysł był nieco bardziej wstydliwy, ale prędzej czy później pewnie i do niego dojrzeje. Za rok może dwa. Jak uzbiera. – A drugi? Następne żarcie ja stawiam, a raczej ja robię. Zrobię coś z brazylijsko-kolumbijskiej kuchni i spróbujesz aguardente. Nie jest może tak słodka jak miód, ale gwarantuję, że jest dobra. – wyciągnęła w stronę mężczyzny karteczkę z adresem swojego mieszkania w dzielnicy Trzech Skaldów. Nie zamierzała dopytywać, o ile zmniejszył cenę, to, że uważał, że musi się odwdzięczyć za wnyki, nie oznaczało od razu, że miał być stratny na niej. Ale chociaż i tak będzie jak cholera, to nie umiała odpuścić, za bardzo przywiązana do myśli tego tatuażu. No i teraz to ona będzie jemu dłużna. Cóż, kiedyś swoje długi jakoś pospłaca, mieszkanie było priorytetem, nawet jeśli i tak zabezpieczyła się w kwestii ewentualnego zejścia z tego świata.
    Nie była idiotką, Alex pewnie domyślił się, że przy wyższej kwocie wycofałaby się z pomysłu. Tyle natomiast mogła z siebie wyciągnąć i nie żerować na znajomych. Eh, jakby Hallberg nie miał tak dobrych pomysłów, byłoby jej łatwiej się wycofać. A tak? Musiała przełknąć trochę dumy, co nie wydawało się być aż tak trudne i finalnie zgodziła się, kiedy misiek przystał na jej własne warunki. Ta próżna jej część wyobrażała sobie pójście z taką dziarą do klubu i nawet nie miała ochoty kłócić się ze sobą samą. Gdyby znała berserka lepiej, pewnie skomentowałaby go nazywając mendą albo czymś podobnym, ale mimo wszystko cofnęła pchające się na język słowa.
    - Aye, capitano. – zaśmiała się tylko krótko, kierując się do wskazanego łóżka. Coś zaczynało jej się wydawać, że nie tylko ona była chętna na ten tatuaż. No trochę łagodziło kwestię zaniżonej ceny. Podciągnęła bluzkę, by zatrzymała się pod piersiami i odsłaniała większość pleców. A potem z dużą dawką swobody ściągnęła buty i spodnie wraz z bielizną, układając się wygodnie na łóżku. Oczywiście pozycja nadawała się nieco do poprawy, ale bądź co bądź czego innego można się było spodziewać. Za to nie powstrzymała charakterku, kiedy coś za długo minęło od momentu przyłożenia kalki do ciała do faktycznego zaczęcia tatuowania.
    - Ha, wiedziałam, że chciałeś się tylko pogapić na goły tyłek. Ale chyba nie po to tu jesteśmy. – stwierdziła bezczelnie, by zaraz potem zdusić jęk bólu, gdy igła w końcu zaczęła pracować. To. Bolało! I to jeszcze jak mocno! Wytrzymała całe 3 minuty, zanim z ust zaczęły uciekać zduszone przekleństwa, wypowiadane w jakimś portowym, międzynarodowym dialekcie żeglarskim. Pewne przekleństwa rozumiał każdy marynarz. Nie było jednak aż tak źle, wzór powoli powstawał, a strażniczka tylko czasem rzucała solidniejszym mięsem.
    - To kurwa boli! – oburzyła się, gdy trafił na jakiś bardziej wrażliwy punkt ciała. – Co mnie podkusiło robić se dziary na dupie…! – w ślad za stwierdzeniem poleciała sterta przekleństw, bo to ciulstwo naprawdę bolało. Ale jeszcze nie potrzebowała przerwy. Chyba. Napięte mięśnie mogły mieć inne zdanie, tak samo jak zaciśnięte w pięści dłonie.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    To, że stawiała mu warunki, nie powinno go dziwić – zdążył już zauważyć, że była charakterna. Mimo wszystko był jednak odrobinę zaskoczony, czego zresztą nawet nie starał się ukryć. Spoglądał na nią spod z lekka zmrużonych powiek – i uśmiechnął się szeroko, gdy określiła, o co jej chodzi.
    - W porządku – zgodził się bez wahania.
    Nie prowadził tu działalności charytatywnej, więc czy ciała, czy nie, za drugi tatuaż sam z siebie z pewnością by ją policzył po normalnej cenie. A żarcie? Nigdy nie odmawiał dobrego żarcia, szczególnie, gdy mógł przy tym spróbować czegoś, czego nigdy wcześniej nie jadł. I nie pił, jeśli już przy tym jesteśmy. Z pewnością nie zamierzał się więc opierać.
    Bez wahania wziął karteczkę z adresem i schował do kieszeni, przelotnie tylko zerkając na nazwę ulicy.
    Gdy wrócił do Vai z gotową kalką, prześlizgnął się po odsłoniętym ciele Vai i uśmiechnął przelotnie. Był profesjonalistą, nie przekraczał granic i z pewnością nie sypiał ze swoimi klientkami, ale naprawdę trudno było oczekiwać, że nie doceni tego, co widział. Poprawił nieco ułożenie Barros i marszcząc brwi w skupieniu, starannie przyłożył kartkę. Nie spieszył się z bardzo wielu różnych powodów. Kalka potrzebowała chwili, by odbić się wyraźnie na ciele, a i Alex nie miał nic przeciwko wyrwaniu sobie jeszcze chwili czy dwóch by po prostu popatrzeć. Gdy sięgnie po igłę, wzrok będzie ślizgał mu się po ciele Vai w zupełnie inny sposób.
    Nie był zaskoczony, gdy Barros zauważyła nieznaczną zwłokę. Roześmiał się na jej komentarz, niespeszony.
    - Jakbym chciał się pogapić, rozegrałbym to inaczej. – Uniósł brwi znacząco, w międzyczasie zakładając rękawiczki, przygotowując sobie pojemniczki z tuszem i rozpakowując świeże igły. - Przede wszystkim wybrałbym inną okazję, po której mogłabyś tym tyłkiem cokolwiek potem zrobić – parsknął równie bezczelnie, co ona.
    Skoro wiedział już, że Vaia nie obruszy się na jego komentarze tak samo, jak on nie obruszał się na jej, zupełnie się nie krępował. Nie wiedział, po co miałby.
    Gdy zaczął pracować, większość bezczelności rozmyła się jednak, ustępując skupieniu na pracy. Hallberg pozostawał zaskakująco skoncentrowany na wzorze, a nie na nagim ciele, z wprawą kreśląc kolejne czarne linie na pośladkach kobiety. Na wszystkie przekleństwa, jakie sypały się z gardła Vai, uśmiechał się tylko pod nosem bez słowa. Nie czerpał satysfakcji z jej bólu, trudno było jednak nie uznać jej nieprzyzwoitych monologów za zabawne.
    Co i raz unosił igłę na chwilę, by zetrzeć z karmelowej skóry nadmiar tuszu i krople krwi. Zawsze jednak zaraz znów wracał, znów kreślił kolejne linie, gotów robić tak, dopóki Barros nie poprosi o chwilę przerwy – albo dopóki jego własne plecy nie będą domagały się chwilowej zmiany pozycji.
    - Rodzina ci pewnie kazała – palnął bez zastanowienia na ostatni komentarz Vai i wyszczerzył zęby. A bo to jedna osoba słyszała, by na dupie sobie zrobiła? - A ty jesteś grzeczna i się słuchasz – dodał z teatralną niewinnością.
    Nie musiał znać Vai lepiej by wiedzieć, że określenie jej grzeczną było z pewnością co najmniej nie na miejscu.
    Tak czy inaczej, pracował. Kreślił kolejne linie, te grubsze maszynką z większą ilością igieł, te delikatniejsze – inną, mniejszą. Naciągał skórę kobiety tak, by ułatwić igłom pracę i zmniejszyć nieco ból – wiedział jednak, że to ostatnie ciężko będzie osiągnąć. Pośladki nie należały do najlepszych miejsc do tatuowania tyleż samo pod względem bolesności samej sesji, co uciążliwości późniejszego gojenia się dziary.
    - Rozluźnij się trochę – rzucił w pewnej chwili, unosząc lekko igłę. Zaraz roześmiał się. - Wiem, jak to brzmi, ale jak się tak spinasz, sama dodajesz sobie bólu – wyjaśnił i przesunął palcami po twardym, skrajnie napiętym pośladku Vai, by pokazać, o co mu chodzi. - Chociaż spróbuj. Obiecuję, że będzie trochę lepiej – zachęcił.
    Gdy była gotowa, kontynuował pracę, starając się być na tyle delikatnym, na ile mógł, biorąc pod uwagę że rył w ciele Vai igłami.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    No i świetnie! Na to zdecydowanie mogła przystać bez większych wyrzutów sumienia. A z żarciem zamierzała się postarać, choć oczywiście jak na razie nie zamierzała niczego planować. Z doświadczenia strażnicy żyli w zasadzie z dnia na dzień, ona żyła z dnia na dzień. W każdej przecież chwili mogła zostać wysłana na misję i wtedy dupa z planów i jakiegokolwiek żarcia. Musiała za to przyznać, że całkiem polubiła Alexa, przyjemnie spędzało się z nim czas nawet, jeśli był wredną mendą i oszustem. Aż uśmiechnęła się do siebie na tę myśl. Nie był oszustem, był całkiem miły. Ale przecież gapienie się na tyłek musiała skomentować, inaczej padłoby przynajmniej kilka jednorożców.
    - Och proszę cię. - prychnęła, przewracając oczami i na chwilę przekrzywiając ciało, by móc na niego spojrzeć. - Tyłek to nie jedyne miejsce, którym można coś robić. I faktycznie, kąpielowe zbiorniki wodne lepsze, można się pozachwycać gołymi klatami. - westchnęła z lekkim rozbawieniem, przypominając sobie wypady na plażę w Salvadorze albo w Río. To były czasy, zwłaszcza, jak jeszcze szli na tych plażach tańczyć. - A jak kto umie tańczyć, to i tyłkami czy cyckami w ruchu. - podsumowała dosyć beztrosko, przekręcając się grzecznie do wymaganej pozycji i czekając na rzeź. Znaczy na to, aż Alex zacznie się nad nią znęcać. Znaczy zacznie robić tatuaż.
    Ból miał w zwyczaju pozbawiać filtra równie dobrze, co zmęczenie lub alkohol. Jednak odpowiedź Alexa wywołała czysty, szczery śmiech Vai, taki, od którego całe jej ciało zaczęło się trząść, odrobinę utrudniając tatuowanie. Rodzina kazała, co?
    - Mamá dostałaby zawału na ten widok. Ona już zastanawiała się, czy nie da się moich blizn jakoś zasłonić, bo podobno tak się nie da męża znaleźć. - zaśmiała się lekko. - Ale możesz mieć rację, wiesz? Kiedyś zrobiłam sobie henną całe ramiona i dekolt i jak mnie brat zobaczył, to właśnie komentował, że trzeba było na dupie zrobić… - cały czas chichotała, co bardzo skutecznie odwracało uwagę od bólu wbijanych igieł. - No to najwyraźniej posłuchałam, tyle że o jakieś 14 lat za późno... - zaśmiała się ponownie. Chyba tylko ojciec pochwaliłby dziarę, tak jak to zrobił z jaguarem. Ale jak się potem okazało, sam był całkowicie wydziarany, więc pewnie byłby hipokrytą, gdyby się ciskał. A potem parsknęła, bardzo szczerze. - Oczywiście, że jestem grzeczna! - zdziwiła się teatralnie, a że zbiegło się to z bardzo bolesnym ukłuciem, na dowód tej grzeczności pokazała Alexowi środkowy palec. Prosił się o to... Chociaż bywała grzeczna i posłuszna w odpowiednich momentach. Tyle, że było ich niewiele, zwłaszcza ostatnio. W sumie od zerwania z Sarnai. Nagle zatęskniła za medyczką, tak bardzo, bardzo mocno. I powoli dochodziła już do granicy bólu i zaczynała potrzebować odpoczynku. Filtra nie miała już w ogóle, zresztą chyba Alex nie był kimś, kogo można było urazić byle gównem.
    - Que te folle un pez!* - oburzyła się bardzo malowniczy sposób, gdy kazał jej się rozluźnić i aż syknęła, czując naciskający ją palec. No on sobie chyba jaja robił i wcale a wcale nie miała tu na myśli bycia obmacywaną. No dobra, trochę miała. Nawet jeśli mógł mieć rację. - Vai pentear macacos.** - wymamrotała już ciszej, ale spróbowała się rozluźnić. Niespecjalnie wyszło, więc po prostu się poddała, przynajmniej na jakiś czas. Na misji zacisnęłaby zęby i szła dalej, tutaj nie zamierzała. Zresztą nie czuła prawie połowy pośladka z bólu.
    - Przerwa, pls, przerwa... - miauknęła, gdy cały kark i kręgosłup miała upstrzone kroplami potu. - Połowy tyłka już nie czuję, potrzebuję chwili... - rozłożyła dłoń, którą wcześniej zacisnęła z bólu w pięść i z westchnięciem spojrzała na krwawe odbicia paznokci. - Serio plecy potem aż tak nie nawalają…? - spytała, biorąc głębokie wdechy, żeby uspokoić i siebie i zdenerwowanego bólem kota wewnątrz. Zaraz potem jednaj uśmiechnęła się, bo przecież nie będzie nie wiadomo ile jęczeć. - Za te bóle i cierpienia to w ogóle sam mi powinieneś pokazać swój tyłek, sadysto jeden. - zaśmiała się, powoli pozwalając mięśniom się rozluźnić.




    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Nie przeztawał się uśmiechać pod nosem – to chyba nie było fizycznie możliwe, nie szczerzyć się, gdy Vaia tak beztrosko odparowywała jego komentarze swoimi, podobnie nieskrępowanymi, i gdy bez zastanowienia unosiła środkowy palec, jakby w ten sposób mogła odpłacić Alexowi za wszystko, co jej robił. Co robił na jej własne życzenie, warto zauważyć – Hallberg nawet nie zbliżyłby się do niej z igłą, gdyby nie powitała tej wizji z takim entuzjazmem.
    Nie rozumiał, co tam mamrotała w swoim ojczystym języku, z samego tonu i grymasu na twarzy mógł się jednak z grubsza domyślić sensu. Parsknął cicho.
    - Możemy tak skończyć – stwierdził bezczelnie. – Ale nie masz nawet połowy wzoru na pośladku i wygląda to raczej biednie – podsumował bez wahania.
    Czuł się przy Vai zaskakująco swobodnie jak na to, że ledwo co się poznali – i był zaskakująco zbyt pewny swych przekonań, że niezależnie, jak jeszcze będzie bolało, Barros po prostu zaciśnie zęby i dotrwa do końca. Imponowało mu to? Być może. Zwracało jego uwagę? Na pewno. Kusiło, by poznać kobietę lepiej? Niewykluczone.
    Gdy poprosiła o przerwę, dokończył tylko jedną z linii i wyłączył maszynkę. Po raz któryś już tego wieczora starł nadmiar tuszu i krople krwi z pośladka Vai – i wyprostował się z cichym westchnieniem. Przerwa była dobrym pomysłem także dla niego.
    - Serio – zapewnił na pytanie o perspektywy. – Przeżyjesz pośladki i krzyż, to z całą resztą będzie z górki. To nadal nie będzie głaskanie… – Uśmiechnął się z rozbawieniem. – Ale nie będziesz mi już tak umierać jak teraz.
    Podniósł się ze stołka i wyprostował plecy.
    - Nie podnoś się – zastrzegł, chociaż nie sądził, by Vaia miała takie plany. Osłonił częściowo wytatuowany pośladek folią i sięgnął po koc, zaraz okrywając biodra strażniczki.
    Chętnie by sobie popatrzył, ale, jak już ustaliliśmy, był profesjonalistą. Nie spotkali się z Vaią w klubie, nie była okazją, którą mógłby rozważać na ten wieczór. Aktualnie była jego klientką, a to zupełnie inna metka.
    Co nie zmieniało faktu, że na ostatni komentarz Barros uśmiechnął się szeroko z łobuzerskim błyskiem w oku.
    - Za to płaci się znacznie więcej – odparł niezawstydzony, w żaden sposób nieskrępowany bezpośredniością Vai. – I raczej w naturze, co dzisiaj zupełnie cię wyklucza – dodał bezczelnie.
    Na moment zniknął na zapleczu, by zaraz wrócić z paczką miodowych ciastek i butelkami napoju ziołowo-limonkowego. I jednego, i drugiego potrzebowali – jego zdaniem – oboje.
    - Jedz – podsunął ciastka Vai i wskazał słodkości głową zachęcająco. – Podnoś sobie cukier, przyda ci się dzisiaj.
    Jedną z butelek napoju postawił też w jej zasięgu. Nie był pewien, czy lubi, nie miał jednak nic innego – a Barros powinna pić tak samo, jak powinna cokolwiek zjeść. Tatuowanie w ten sposób – tradycyjny, metodą śniących – było ingerencją, a z takimi ludzie radzili sobie różnie, jedni lepiej, drudzy gorzej. Jedna osoba mogła po całodziennej sesji wstać i odejść jak gdyby nigdy nic, podczas gdy inna zemdlałaby w ciągu kwadransa nie tyle z bólu, co raczej przeładowania ciała bodźcami, zwykłego wyczerpania i rodzącej się gorączki.
    Alex nie mógł każdego klienta odprowadzić za rękę do domu, z pewnością natomiast mógł zadbać, by samą sesję, cały swój pobyt w Złotej Ćmie znieśli jak najlepiej.
    - Znieczulę cię potem, jak będziemy iść na żarcie, ale kolejne dni będziesz musiała trochę na siebie uważać – rzucił nagle, chrupiąc w międzyczasie jedno ze słodkich ciastek. – No i raczej nie za wiele posiedzisz – dodał z niewinnym uśmiechem.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    To, że robił to wszystko na jej własne życzenie miało znaczenie tylko w tej kwestii, że leżała grzecznie, ograniczając reakcje na ból do pokazywanych palców i niewybrednych przekleństw, najczęściej rzucanych w każdej znanej jej wersji poza skandynawską. Miłym akcentem było to, że Alex bardziej się z tego śmiał niż narzekał na nią i jej słownictwo - każdy musiał jakoś odreagowywać, zwłaszcza taki ból, a dziwnym trafem kilka celnych komentarzy jako tako łagodziło odczucia, ale przede wszystkim pomagało się rozluźnić zgodnie z życzeniem Hallberga. Nawet było jej lepiej, musiała przyznać, faktycznie ból był odrobinę mniejszy. I tak wbijała sobie paznokcie w dłonie, ale mimo to Vaia uparcie trwała w miejscu. Byłaby niespełna rozumu, żeby zrezygnować w środku dziarania. Byle efekt był tego warty.
    Przekrzywiła głowę, tylko po to, by spojrzeć na Alexa ze zmrużonymi oczami. Przy okazji odrobinę poruszyła zastane ciało. Bezczelny gnojek! I jak to nie zrobił nawet połowy?!
    - Vai. Pentear. Macacos. - powtórzyła leniwie, powoli smakując każde jedno słowo tylko po to, by zaraz potem zatrząść się znowu od śmiechu na wyobrażenie niedźwiedzia próbującego wyczesać małpę. Taki widok byłby warty każdej kasy, ale może lepiej było nie tłumaczyć tego powiedzenia Hallbergowi. Bądź co bądź wciąż to on miał igły, a ona nieskończony wzór na ciele. No i było coś w tej możliwości powolnego kazania mu się cmoknąć z pełną świadomością, że może jedynie domyślać się sensu wypowiedzi. - Nie pierdol, amigo, tylko rób. Sadysto. - pokazała mu język, wracając do poprzedniej pozycji i tylko biorąc głębszy oddech, zanim znowu Alex zacznie ją kłuć.
    W końcu jednak znalazła sobie sposób, czyniący cały proces bardziej znośnym. Głębokie oddechy, przypominające te podczas nauki przemiany, połączone ze stanem podobnym do medytacji pozwoliły pociągnąć jeszcze trochę dłużej, ale w końcu przerwa była potrzebna. Nie była aż tak dobra w znoszeniu bólu, jak pewnie niektórzy, ale w końcu uczciwie powiedziała to już wcześniej.
    - Ja nie umieram! - zaprotestowała, gdy ból ustąpił do ćmiącego poziomu, który mogła znieść. - Ja tylko wyklinam swoje durne pomysły robienia dziar tradycyjnie. - zaśmiała się, odrobinę zdyszanym tonem, wcale nie ukradkiem ocierając jakieś krople łez z twarzy. Nie miała się w końcu czego wstydzić. - Nie przypuszczałam, że te rejony są aż tak cholernie bolesne. I nie zamierzam się podnosić. - uspokoiła mężczyznę, jedynie odrobinę zmieniając pozycję na bardziej boczną, żeby faktycznie dać sobie trochę odpoczynku.
    Koc był miłym pomysłem, dlatego też posłała mu delikatny uśmiech i sięgnęła po chusteczki, by otrzeć pot z karku. Nie, żeby jakoś specjalnie się czepiała pokazywania nagiego ciała, bądź co bądź patrzył przecież na nie cały czas, robiąc wzór, ale wciąż było to dosyć przyjemne, zwłaszcza, że z miejsca zaczęła tracić ciepło leżąc w bezruchu. Ułożyła wygodnie głowę na rękach, mogąc sobie teraz radośnie obserwować Alexa i to, co robił.
    - Raczej... - podchwyciła jego słowa, rozciągając usta w szczerym uśmiechu. - Wiesz, ese, to słowo klucz. - oczy jej błyszczały czystym rozbawieniem ale i jakąś szczerą radością, bo rzadko się spotykało kogoś, komu aż tak nie przeszkadzało przerzucanie się bezczelnymi tekstami z mnóstwem podtekstów. - Zawsze ktoś ci może w końcu podpalić te portki. Wtedy musiałabym ciebie i podpalacza zamknąć za nieobyczajne zachowanie, ale co się napatrzę, to moje. - szukanie kruczków prawnych miała opanowane w stopniu doskonałym dzięki naginaniu regulaminów pracy i zatrzymywania podejrzanych. Do tej pory umiała sobie sama bark nastawić…
    - Uważać. - powtórzyła kpiąco. - I mówisz to Wysłanniczce łapiącej ślepców. - popatrzyła na niego z politowaniem. - Niczego nie obiecuję. - parsknęła, bo jakby na to nie spojrzeć, taką miała pracę. - Ups... Mój partner się ucieszy. - uśmiechnęła się bardzo, bardzo paskudnie. Wcale nie żałowała Gurry i tego, że znając życie będzie bardzo zgryźliwa.
    Ciasteczko skomentowała wdzięcznym mruknięciem, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo była głodna. Szybko uzupełniła cukier, dopiero wtedy sięgając po napój. Tego akurat nie znała, typowo kocim zwyczajem najpierw więc obwąchała zawartość. Ziół nie rozpoznawała, limonka była oczywista. Powąchała drugi raz i nieufnie sprawdziła smak. Nie wykrzywiło jej paszczy na drugą stronę, nie smakowało jak przepalona ruda na myszach, znaczy można było pić. Chętnie więc doczepiła się do butelki, szybko pochłaniając całą jej zawartość. Chwilowo też wyczerpał jej się arsenał komentarzy, gdy odreagowywała zbyt dużo bodźców bólowych.
    - Dobra, chyba możesz robić dalej. - uśmiechnęła się delikatnie, biorąc pierwsze głębsze oddechy i znowu ułożyła się na brzuchu, kryjąc twarz w ułożonych ramionach. - Jak to się wygoi pójdę na jakiś masaż… Mięśnie mi zdechną od tego napinania. - zaśmiała się, by nagle poderwać na łokciach. - Kurwa, Alex...! Ja się zmieniam, czy mi nie wpierdoli tego tatuażu w trakcie zmiany?! - spojrzała na niego z przerażonym wyrazem twarzy.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Było coś zaskakująco przyjemnego w tym, jak łatwo znalazł z Vaią wspólny język – i jak przyjemna była w związku z tym ta sesja. Przyjemna dla niego, ale – jeśli pominąć ból – sądził, że także dla Barros. Niewątpliwie będzie cieszyła się bardziej, gdy wzór będzie już cały na jej ciele, wygojony i śliczny, Alex jednak pokusił się o myśl, że gdyby chciała kolejny tatuaż – wbrew jej narzekaniom, są całkiem duże szanse, że wróci właśnie do niego. Arogancja? Być może, nikt jednak nie mógł mu zarzucić, że nie miał do niej podstaw.
    W jednej chwili złapał się na myśli, że czuje się z Vaią jak z koleżanką, kimś, kogo znał przynajmniej od studiów. Świadomość, że wcale tak nie było, była dziwna, jakby zupełnie nieprawidłowa.
    Parsknął cicho na wizję podpalonych niecnie spodni.
    - Chciałabyś – rzucił i pokręcił głową z rozbawieniem. – Rozumiem wiele fantazji, ale chyba akurat nie taką – podsumował bezczelnie jeszcze zanim zniknął na zapleczu.
    Gdy wrócił i rozsiadł się z powrotem na obrotowym stołku obok Vai, wyszczerzył zęby na wytkniętą mu niekonsekwencję w logice.
    - Chyba nawet Wysłannicy mają urlopy, co? Czy nie mają? – spytał niewinnie. – Czy to już te czasy, kiedy Krucza Straż wyzyskuje swoich pracowników wcale nie mniej, niż co niektórzy potentaci wyzyskują swoje skrzaty? – spytał beztrosko, jednocześnie zupełnie nieświadomie przyznając się do znacznie większego rozeznania w społeczeństwie niż możnaby po nim podejrzewać.
    Alex nigdy nie chwalił się tym, jak dużo czyta i jak wieloma rzeczami się interesuje. Raz, że nigdy nie uważał, by to naprawdę było coś szczególnego, a dwa, że metka nie do końca rozgarniętego, jaką co niektórzy tak łatwo mu przyklejali, zwyczajnie go bawiła. I, czasami, ułatwiała mu pracę dla Kruczej – o tym też warto było pamiętać. Hallberg nie był jednak głupi i myliłby się ten, kto sądził inaczej. Pod jasną czupryną kryło się znacznie więcej, niż można by sądzić, oceniając tylko po pozorach. Bo pozory mówiły, że Alex był po prostu górą mięśni z zaskakującym talentem do rysunku – a to był raptem okruch tego, co Hallberg mógł zaoferować.
    Uniósł brew lekko, spoglądając, jak Vaia obniuchuje butelkę – teoretycznie robiło tak wielu ludzi, w zachowaniu kobiety było jednak coś tak bardzo zwierzęcego, że Alex nie sądził, by mylił się ze swoją oceną. Panna musiała się przemieniać, bez dwóch zdań.
    Dumając nad tym, zakręcił się beztrosko ze dwa razy na własnym stołku, ciesząc się ciszą. Gadatliwość Vai mu nie przeszkadzała, umiał też jednak docenić moment bez słów – szególnie, gdy nieprzerzucanie się kolejnymi komentarzami wcale nie było uciążliwe. W zasadzie, wspólna cisza była dosyć miła – co dziwiło go tak samo, jak ogólny komfort, jaki dawało mu towarzystwo Barros.
    Bogowie, naprawdę brakowało mu... Kogoś. Nie był pewien, kogo, ale kogoś, z kim mógłby przekraczać granice, te przyzwoite i nie.
    Kiedy Vaia ułożyła się ponownie, dając mu zielone światło, by wrócił do pracy, dopił w dwóch łykach resztę własnego napoju, zagryzł ostatnim ciastkiem i umył ręce, zakładając zaraz nowe rękawiczki.
    - Całkiem dobry pomysł – przyznał zupełnie nieironicznie na wzmiankę o masażu. Bo to naprawdę był świetny plan – wygojenie wzoru trochę zajmie, co z kolei sprawiało, że Vaia z pewnością będzie wyczerpana. A dobry masaż relaksacyjny nigdy nie był zły, nie?
    Nie zdążył jeszcze przytknąć igły ponownie do skóry Vai – i dobrze, bo kobieta uniosła się nagle na łokciach.
    - Hej, mała, ale z takim entuzjazmem to ostrożniej – parsknął. – Jakbym jechał z igłą to byś miała idealnie krzywą linię a nie śliczne wzorki na dupie – rzucił bez skrępowania – i zaraz uśmiechnął się szeroko, gdy Vaia potwierdziła jego wcześniejsze domysły.
    Zmieniała się. No oczywiście, że się zmieniała.
    - Bez obawy – uspokoił ją. – Tatuaż będzie ci się zachowywał jak ciuchy. Nie będzie widoczny na zwierzęcym ciele, ale jak wrócisz do siebie... – Ruchem głowy wskazał na Vaię, w domyśle pozostawiając że chodziło mu o ludzką postać. – Wszystko będzie zmienione. Z czasem może część linii trochę ci się rozjedzie, to zależy, jak często się zmieniasz. Ale nawet jeśli, to będzie łatwo naprawić – zapewnił.
    Odczekał, aż Vaia przyswoi wyjaśnienia i znów zalegnie grzecznie na łóżku – dopiero wtedy znów zaczął kreślić kolejne linie, znów od czasu do czasu ścierając tusz i krople krwi.
    - W co się zmieniasz? – zapytał w międzyczasie z wyraźną ciekawością. – Chodzisz bardzo cicho, więc pewnie jakiś drapieżnik, co? I to jeszcze nietutejszy, bo przecież nie jesteś stąd. – Uniósł wzrok na chwilę. – Skąd w zasadzie jesteś? – spytał. Gdy się spotkali, jeszcze w lesie, Vaia podała mu nazwę swojego wcześniejszego oddziału, ale to niewiele mu mówiło, nic poza tym, co sugerowała już sama karnacja kobiety – że musiała pochodzić gdzieś z południa. Albo, po prostu, z któregoś z szeroko pojmowanych ciepłych krajów. Hiszpańsko- albo portugalskojęzycznych, więc jeśli nie Europa, to może Ameryka Południowa? Był ciekaw i wcale tego nie krył.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Alex wydawał się być całkowicie równym gościem. Takim gościem, jak banda jej znajomych z Brazylii, gdzie wystarczyło zamienić 3-4 zdania, by wiedzieli, że się dogadają bez durnych obiekcji i zagryzania warg przed powiedzeniem czegoś „nieodpowiedniego”. Jak słuchało się ich z boku, czasem można było dojść do wniosku, że znali się latami – gdy tak naprawdę znali się zaledwie miesiąc. Rekordowo kiedyś wyjechała na urlop, a gdy wróciła po dwóch tygodniach, nowy członek zespołu zachowywał się tak, jakby żył z nimi od zarania dziejów. Czasem się tak zdarzało, ale miłym zaskoczeniem było to, że łażąc po lesie całkowicie przypadkiem znalazła kolejną taką osobę. To pomagało jej się zadomowić w Midgardzie, mniej tęsknić za Brazylią, bo bardziej tęskniło się w końcu za ludźmi, niż za miejscem. Zresztą w Brazylii i tak nie miała za specjalnie swojego miejsca…
    - A żebyś wiedział, że bym chciała. – rzuciła mu jeszcze na odchodne, z bezczelnymi iskierkami widocznymi w oczach, zanim pozwoliła sobie odpocząć, parskając na upór Alexa w kwestii „ja mam rację”.  – Dawać dają, ale nie wiem, jakie miałabym życie w wydziale, gdybym wzięła urlop, bo mnie dziarka na pleckach boli. – pewnie nie miałaby go wcale, ale sama myśl wydawała się być dosyć zabawna w swojej prostocie. Rozciągnęła się na leżance, przyjmując pozycję wygodną dla siebie, ale na pewno nie dla tatuażysty – na szczęście na razie jeszcze mogła. A skoro tak, to poddała się pełnemu pasji oglądaniu Alexa.
    Zaczęło ją po trosze zastanawiać, kim on jest i co przeżył. Ślepe oko wyglądało jak wypadek, kilka widocznych blizn mówiło o różnych cięższych wydarzeniach. Można by go wziąć za stertę mięśni, ale za dobrze się z nim rozmawiało, większość mięśniaków nie była zbyt inteligentna. Owszem, Alex wydurniał się równo, ale… to było wydurnianie się. Tak, jak wygłupiała się ona, czasem z bezczelnością go prowokując. Pełen sprzeczności, a do tego utalentowany i delikatny, jak trzeba. Rzadko się takich spotykało. Sama była zdziwiona, jak jej tu było dobrze. Pomijając oczywiście ból jako taki, ale widziała jego swobodę w rozmowie. Nie udawał niczego.
    Ćmiący ból trochę utrudniał myślenie, nie zauważyła więc, jak wpatrywał się w nią, gdy sprawdzała nosem zapach. Kot w jej wnętrzu i tak był wściekły z takiej dawki bólu, ale przynajmniej nie próbował wyrwać się na wolność. Eh, po tylu latach umiała sobie radzić z wkurzonym totemem. Jak robiła sobie jaguara, to przemieniła się na siedzisku. Na szczęście tamten był galdrem i wcale nie był zaskoczony…
    Odpłynęła myślami, to akurat trzeba było przyznać. W towarzystwie Alexa poczuła się zwyczajnie bezpiecznie i miło, nawet gdy oboje milczeli. Cisza też była dobra. W idealnych warunkach pewnie wlepiłaby mu się w bok, na co nabrała olbrzymiej ochoty. Hallberg raczej wyglądał na kogoś, kto by zrozumiał, że woli nie być w takim momencie ruszana…
    - A znasz kogoś dobrego…? – zainteresowała się, trochę poniewczasie zdając sobie sprawę, że z masażem mógłby być solidny problem. Chociaż może jakby ograniczyć się do pleców i zignorować ramiona… Może by się nawet udało? Ale istotniejsza była teraz kwestia przemiany. Odwróciła do niego głowę, powtarzając bezgłośnie „mała?”. Lata minęły, zanim ostatnim razem ktoś ją tak nazwał i bawiło ją to chyba bardziej niż powinno. I było dziwnie miłe, dlatego prychnęła wymownie.
    - Hej, duży, to zwyczajnie uważaj, gdzie kłujesz. - i całkiem beztrosko pokazała mu język, zanim wróciła do grzecznego leżenia i oczekiwania na kolejną porcję sadyzmu Hallberga. Jego odpowiedź za to ją solidnie uspokoiła. Z wyraźną ulgą odetchnęła i rozluźniła się pod jego rękami, nawet jeśli mentalnie nastawiła się na kolejne porcje kłucia.
    - To dobrze. Pierdolca bym dostała, jakby się wszystko rozwaliło. Bo nie ma opcji, żebym przestała się zmieniać. – wzdrygnęła się na samą myśl, z cichym syknięciem witając kolejne ukłucia maszynki. Po przerwie i uzupełnieniu cukru mogła jednak to znieść, zwłaszcza przy odpowiednio głębokich oddechach. Szum maszynki był… uspokajający. Przyjemny w pewien sposób.
    - W co się zmieniam? – zaśmiała się na pytanie, szczerząc się bezczelnie w swoje własne ręce. – W 5 kilo morderczych kłów i pazurów. Z załączonym modułem mrucząco-miauczącym. – zachichotała radośnie, z całkiem dużą dozą prawdy. Jaguarundi bywały różne, ona natomiast była jednym z tych mniejszych, za to pięknie czarnym, jak jej włosy. Dobrze, że nie rude, rude nie ma duszy. Podobno. – A dokładniej – w jaguarundi. Krzyżówka kota z łasicą. Tak, lubię siedzieć na wysokościach, jak na kota przystało. – uprzedziła od razu pytanie, szczerząc się przy tym jak głupia. -  Wprawdzie chciałam w krokodylopodobne, ale cóż. Nie wyszło. - westchnęła z nieukrywanym żalem w głosie. - Urodziłam się i wychowałam w Brazylii. Chociaż tak na upartego pochodzenie etniczne mam dziwne, bo ojciec był Kolumbijczykiem. – wyjaśniła mu, mrucząc coś pod adresem bransoletek. Kochała je, wyglądały pięknie, ale kompletnie irytowały, jeśli chodziło o leżenie na nich. Dlatego powoli je ściągnęła, odkładając na bok i z wygodą ułożyła głowę na rękach, licząc na to, że skoro tak dobrze rozmawiało jej się z Alexem, to nie polecą z jego strony durne pytania na temat domniemanej próby samobójczej.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Na pytanie o masażystę czy masażystkę, kogoś, kogo mógłby polecić, zamyślił się na chwilę. Minęły wieki odkąd ostatnio sam korzystał z takiej usługi, a nawet wtedy, te lata temu, odwiedził salon masażu może raptem raz czy dwa. W takim układzie trudno było mówić o możliwości wystawienia jakichkolwiek referencji. Z drugiej strony, przez jego pracownię przewijało się tyle wybrednej klienteli, że, chyba, ich polecajki można było chyba uznać za wiarygodne. A polecali dużo – nie wszyscy, ale miał takich, którzy potrafili gadać niemal przez całe sesje, niespecjalnie przejmując się tym, czy Alex ich słucha.
    Zwykle słuchał, choć nie zawsze komentował.
    - Zapiszę ci potem jakieś nazwiska – stwierdził wreszcie. – Sam u nikogo z tych ludzi nie byłem, ale moi klienci sobie chwalili.
    Zaśmiał się krótko na dużego i wypięty język, kręcąc głowa z rozbawieniem. Nic już jednak nie mówił, zamiast tego przez kilka dłuższych chwil skupiając się na pracy. Teraz, gdy znalazł już dla siebie rytm, a i Vaia oswoiła się z grubsza z bólem, szło lepiej. Szybciej. Był pewien, że drugi pośladek, który właśnie zaczynał, zrobi w krótszym czasie – i być może zahaczy jeszcze o wzory na wysokości krzyża.
    Wyszczerzył zęby na opis zwierzęcej formy Barros. Nie potrafił sobie do końca wyobrazić, jak wyglądało to jaguarundi, ale obrazek przedstawiony przez Vaię był całkiem zabawny. Podobnie jak to, że początkowo aspirowała do gada. Alex mógł nie znać kobiety zbyt dobrze – w zasadzie nie znał jej wcale – ale już teraz z pełnym przekonaniem stwierdziłby, że kot pasował jej bardziej.
    - Będziesz musiała pokazać mi kiedyś zdjęcie. Albo po prostu się przemienić – zażyczył sobie, nie odrywając wzroku i rąk od skóry Vai. Był ciekaw, oczywiście, że był. Entuzjazm Hallberga i ciekawość świata była niemal tak duża jak u dzieci, które dopiero poznają otaczającą ich rzeczywistość. I choć teoretycznie powinien raczej zapytać, czy Vaia mogłaby mu swojego zwierzaka pokazać, Alex z jakiegoś powodu był absolutnie przekonany, że to pytanie byłoby raczej głupie. Barros wyraźnie lubiła swój totem, swoją zdolność przemiany i z pewnością chętnie się pochwali.
    Na wzmiankę o Brazylii i Kolumbi skinął lekko głową – z grubsza trafił z domysłami. Nie zmieniało to jednak faktu, że był trochę zdziwiony.
    - Cholernie daleko cię poniosło – zauważył.
    Hallberg wprawdzie dobrze wiedział, że Krucza zbierała sobie do Wysłanników najlepszych, nawet, jeśli musiała ich sobie sprowadzić zza oceanu, mimo tego sama myśl o tak drastycznej zmianie była dla Alexa abstrakcyjna. Wyprowadzić się z kraju za pracą, przenieść się z Brazylii za ocean, do tak skrajnie innego, obcego miejsca, jak Midgard? Nie do końca potrafił to sobie wyobrazić. Sam był w duchu chyba znacznie większym domatorem niż gotów był przyznać, a perspektywa opuszczenia znajomych rejonów Midgardu budziła w nim niechęć, której aż dotąd nie był specjalnie świadom.
    Kątem oka widział, jak Vaia zdejmuje bransoletki – rozumiał to, leżenie na nich na dłuższą metę nie mogło być wygodne. Prędko zrozumiał też jednak, dlaczego nie zdjęła ich od razu. Jasne blizny odcinały się wyraźnie na karmelowej skórze kobiety, a to, jak wyglądały, mogło budzić pytania. Na pewno prowokowało pytania – Alex nie miał wątpliwości, że Vaia nie raz spotkała się z ludźmi, którzy bez żadnego taktu i wyczucia zagadywali ją o to, co nie było ani trochę ich sprawą.
    Hallberg nie pytał, choć skłamałby mówiąc, że go nie kusiło. Że nie chciał wiedzieć. Bogowie, był tylko człowiekiem, w dodatku ciekawskim. To, co odróżniało go od pytających to po prostu świadomość, że nigdy – nigdy – nie mógł mieć pewności, jak bolesną historię nosi w sobie każdy człowiek i jak bardzo w związku z tym nie powinien pytać. Czasem bez ich zgody wykradał im sekrety, fakt – chciał jednak wierzyć, że robił to w szczytnym celu, w imię ogólnie pojmowanego bezpieczeństwa Midgardu. Zazwyczaj. W większości przypadków.
    Alex nie wyparłby się pokusy spojrzenia na Vaię wzrokiem Odyna, ale, zapytany, z absolutnie pełnym przekonaniem powiedziałby, że tego nie zrobi. Może to śmieszne, ale Hallberg naprawdę miał swój honor, a Vaia zaskakująco łatwo i szybko zyskała miano kogoś, kogo zaufanie... Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem przelotnie. Jakie zaufanie? Poznali się raptem parę dni temu, nie było mowy o żadnym zaufaniu – żadnym ponad te, jakie Barros musiała mu okazać, by oddać mu swe ciało jako płótno. Tak czy inaczej, tak – zaufanie. Czy tego chciała, czy nie, Vaia miała już metkę kogoś, czyjego zaufania Alex zwyczajnie nie chciałby zawieść.
    Później pracował już w dużej mierze w ciszy, raz na jakiś czas unosząc igłę tylko i prostując zesztywniałe plecy. Gdy skończył, miał wrażenie, jakby minęły całe wieki – choć obiektywnie rzecz biorąc z drugim pośladkiem rzeczywiście poszło mu sprawnie, i faktycznie zdążył jeszcze zacząć wzór na krzyżu.
    - Dobra, koniec tego dobrego na dzisiaj – oznajmił. – Leż jeszcze, zaraz ci to wszystko ogarnę, żebyśmy mogli pójść na to żarcie... Nadal chcesz ze mną wyjść? Dzisiaj? – Upewnił się, zerkając na kobietę kątem oka.
    Porozpinał maszynkę, wyrzucił igły, uprzątnął pojemniczki z tuszem. Potem sięgnął po sporych rozmiarów buteleczkę z eliksirem odkażającym i drugą, z miksturą znieczulającą, wyjął też z szafki płachty magicznej sztucznej skóry – bardzo podobnej do tej, jakiej używali śniący, lepszej jednak o tyle, że dużo lepiej trzymała się ludzkiego ciała i dawała się łatwiej zdjąć, gdy był już na to moment.
    - Będzie szczypało – ostrzegł nim przetarł świeżo wyryte wzory najpierw jednym, potem drugim eliksirem.
    Dał skórze Vai obeschnąć i, na koniec, starannie przyciął sztuczną, przeźroczystą skórę i okleił Barros tak, by zakryć wszystkie nowo wyryte wzory.
    - Będzie się pod tym gromadziła surowica, może też krew, to zupełnie normalne. Zdejmij za jakieś trzy, cztery dni – poinstruował. – Co do gojenia... – Wzruszył ramionami lekko. – Nie będzie szło zbyt szybko – powiedział wprost. – Z tydzień, dwa. – Wiedział, że śniący goili by się dłużej, ale oni nie byli śniącymi, ich ciała leczyły się lepiej, szybciej.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Vaia ceniła sobie zarówno możliwość rozmowy jak i siedzenie w ciszy. Nie dawało się ukryć, że rozmowa z Alexem, jego komentarze, jej riposty i inne takie skutecznie odwracały uwagę od nieprzyjemnej sesji. Oczywiście, efekt był tego całkowicie warty, co nie zmieniało faktu, że nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy w życiu. Jednak mimo ogólnie szeroko pojętej gadatliwości nie narzucała się, woląc prowadzić rozmowę, a nie monologi. Więc póki Alex był z tym okey, ona również.
    Mruknęła potwierdzająco w kwestii nazwisk speców od masowania. Liczyła, że faktycznie trafi na kogoś ogarniętego, a jak nie? To trudno, przeżyje i bez tego. Leniwe wylegiwanie się w kociej postaci też było świetnym sposobem na relaks, zwłaszcza, gdyby jeszcze znalazła adekwatną plamę słońca. Błogosławieństwem było czarne futro jaguarundi, które pochłaniało ciepełko, a i ogrzewanie podłogowe doskonale sobie radziło z jej zapotrzebowaniem na ciepło. Tak, ogrzewanie i plama słońca… Przypuszczalnie zamruczałaby na głos, gdyby akurat w tym momencie Alex nie dziabnął igłami w bardziej unerwione miejsce. Może to i lepiej. Nie chciała rozmruczeć mu się w salonie. Zdecydowanie nie chciała.
    - Jedyne istniejące zdjęcie mojej kociej formy wygląda tak, że kimam na nażartym kajmanie jak na kota przystało. Nie wiem, kto je zrobił, chociaż się domyślam. Nadal jest genialne wręcz. Ale nie ma sprawy, kiedyś ci pokażę moją kocią formę. – zerknęła na Hallberga, nie mogąc jednak powstrzymać się przed drobną złośliwostką. – Jak zasłużysz. – puściła mu oczko, szczerząc się bardzo prowokacyjnie i jeszcze bardziej bezczelnie. I tak, pewnie powinien zapytać, czy mogłaby. Ale nie spytał, a Vaia generalnie olała ten fakt kompletnie, tak samo jak słówko „musiała”. Nie widziała w tym problemu, chociaż raczej wolała z ekscesami zaczekać, aż tatuaż się wygoi. Ta ciekawość Alexa była w pewien sposób rozczulająca – lubiła takich ludzi. Z takimi nie było strach zabrać plecaka z minimalnym zestawem przetrwania i pójść w pizdu zwiedzać las. Albo skaliste plaże. Albo cokolwiek jeszcze niepoznanego… Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że po pierwsze, naprawdę chętnie polazłaby z berserkiem na taką wyprawę, a po drugie to znaczyło, że w jakiś sposób jej się podobał. Jako człowiek rzecz jasna i chciała go poznać trochę lepiej. Że naprawdę nie przeszkadzało jej jego towarzystwo i wspólna cisza.
    - O to chodziło. Miało być jak najdalej. – powiedziała jedynie na jego komentarz, bo Brazylię od Midgardu dzieliła olbrzymia odległość. Tutaj miało nie być ryzyka, że wpadnie na któregoś z Barrosów, a zwłaszcza tego jednego, konkretnego, a i tak napatoczyła się na Esa. Tego akurat jednak nie żałowała, tęskniła za tym przerośniętym jaszczurem i za posiadaniem go za plecami w trudniejszych misjach. Nawet jeśli aktualnie się ciołek wypiął.
    Mijały pierwsze sekundy. Kolejne. Minuty. Nie padło to konkretne pytanie, w żadnej jednej wariacji, a była pewna, że Hallberg zauważył blizny. Trudno było nie. A mimo to… Uśmiechnęła się, bezwiednie rozluźniając i przymknęła oczy, powoli biorąc oddechy i wprowadzając się w stan przypominający medytację. Miło było wiedzieć, że się nie pomyliła w jego ocenie – mimo ciekawości miał jakieś resztki taktu i delikatności, by nie wpierdalać się z durnymi tekstami w takie rzeczy. Spodobało jej się to, nawet bardzo.
    Pozwoliła myślom dryfować, nawet odrobinę odpłynęła, skupiona na powolnych oddechach, regulacji pracy serca, szumie maszynki do tatuowania i igłach wbijanych się w ciało. Ból był tam, cały czas dryfował gdzieś na powierzchni umysłu, ale mimo swej ciągłości potrafiła się do niego w jakiś sposób przyzwyczaić. Pewnie dużo dawały okoliczności, miłe towarzystwo, rodząca się nuta zaufania, chociaż zdaje się, że szło to dziwnie szybko. Ale czy jej wina, że czuła się, jakby znała Alexa całe lata? Nagłe słowa Hallberga wyrwały ją z tego przyjemnego stanu i potrzebowała dobrej chwili, by zaczaić, co się wokół niej dzieje. Mózg potrzebował trochę czasu, niczym komputer śniących, zanim uruchomił się do porządku.
    - Alex, misiu mój kochany, zdycham z głodu. – poinformowała go bezczelnie, szczerząc ząbki. – Więc tak, zdecydowanie chcę. I chcę napełnić żołądek, bo zapobiegawczo w chacie nie mam nic na kolację. – wytknęła mu trochę ze śmiechem, by zaraz potem niewinnie zmrużyć oczka. – No wiesz, chyba, że czeka na ciebie żona albo dziewczyna i będziesz miał problemy, bujając się po knajpach z obcą babą, to wtedy nie będę ci robić pod górkę. – zastrzegła sobie, ale bardziej z humorem, próbując przy tym dobudzić nadal nieco zamglony łepek. Klasyczny stan zresztą.
    Przeczekała zabiegi Alexa, sycząc na eliksir odkażający, ale nie buntując się za specjalnie. Dopiero teraz z pełną mocą poczuła, jak to cholerstwo mocno boli i na jakiej płaszczyźnie. Przy drugim eliksirze jednak przestało, doszła więc do wniosku, że to coś przeciwbólowego. Nie zamierzała narzekać, za to chyba to oznaczało, że będzie musiała się zaopatrzyć w więcej takich środków.
    - Tydzień-dwa? – uniosła lekko brwi z cichym gwizdnięciem. – Długo. Ale z drugiej strony to się goiło prawie miesiąc, więc przeżyję. – skwitowała, przejeżdżając palcem po bliźnie po pazurach jaguara. Ubranie się nastręczyło sporo problemów, po tak długim leżeniu w jednej pozycji miała zastane wszystkie mięśnie i kości. Do tego wręcz stopnia, że gdy już stanęła na nogach, musiała przytrzymać się Alexa, by nie upaść. Odzyskanie równowagi zajęło jej chwilę, ale wtedy objęła mężczyznę lekko za szyję i cmoknęła w policzek. – Dziękuję. – rzuciła miękko, nie tylko w kwestii tatuażu. – A te blizny to od lin okrętowych. Źle złapałam. – mruknęła mu do ucha, zanim odwróciła się, by włożyć bransoletki na ręce i kurtkę też. Była pewna, że Hallberga ciekawiły te krechy na nadgarstkach, ale ponieważ nie rzucał durnymi pytaniami i uszanował fakt, że ich nie pokazywała, zdecydowała się tę ciekawość zaspokoić. I mogli iść na wspomniane żarcie, oczywiście po rozliczeniu się za wzorek na pleckach.

    Vaia i Alexander z tematu


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.