:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Podróże :: Archiwum: podróże
co było w Londynie - zostaje w Londynie (B. Vargas & E. Barros, 26 VI 2001)
2 posters
Blanca Vargas
co było w Londynie - zostaje w Londynie (B. Vargas & E. Barros, 26 VI 2001) Pon 10 Cze - 20:44
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
26 VI 2001 r.
Londyn, Wielka Brytania
Londyn, Wielka Brytania
Gdy tylko drzwi zamknęły się za ostatnim z gości, Blanca z westchnieniem oparła się o ścianę, wystawiła język i wydmuchnęła powietrze z komicznym furkotem.
- Oni zawsze tyle gadali? – spytała z rezygnacją, dumnie ignorując rozbawienie Sam.
Przyjechali z Esem raptem dzień wcześniej, ale Vargas czuła się, jakby spędzili tu już przynajmniej tydzień. Wczoraj raptem zeszli z pokładu sterowca, ledwo wyściskali Sammy i jej najnowszego i, póki co, chyba całkiem obiecującego na przyszłość partnera – William, jak się przedstawił, uśmiechając przy tym zawadiacko – a już gnali zwiedzać. Najpierw Muzeum Historii Naturalnej, bo ani Blanca, ani Es nie chcieli niczego zobaczyć tak bardzo, jak właśnie tego miejsca. Włóczyli się korytarzami muzeum nieprzyzwoicie długo, podziwiając a to wypchane zwierzaki, a to szkielety dinozaurów, a to makiety jaskiń dawnych ludzi – a wszystko to w towarzystwie takich czy innych anegdotek jakimi raczył ich Will. Brytyjczyk z urodzenia, mężczyzna nie przejmował się tym, że południowoamerykańskich znajomych swojej kobiety w zasadzie nie znał – zagadywał i żartował mniej lub bardziej wybrednie niemal przez cały pobyt w muzeum, tak, że gdy wyszli, Blanca miała wrażenie, jakby znała Williama już od lat.
Nie dziwiła się wcale, czemu Sam tak szybko straciła dla niego głowę.
Vargas zerkała na nich z coraz szerszym uśmiechem gdy z muzeum przejechali pod Big Bena, spod Big Bena do Tower, spod Tower na ikoniczny diabelski młyn – i potem, następnego dnia, między Pałacem Buckingam i Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud. Złote tęczówki lśniły jasno, gdy popatrywała na to, jak przytulali się, jak kradli sobie całusy przy każdej możliwej okazji, i jak Sam rumieniła się – ona! rumieniła się! – gdy Will mruczał jej od czasu do czasu coś do ucha. Potem, już w ostatnim muzeum, Blanca z radością poświęciła kilka klatek kliszy, by uwiecznić na zdjęciach nie tylko Esa z Królową Elżbietą i stadą jej corgich, nie tylko siebie w objęciach Brandana Frasera i Rachel Weisz – ale też te słodkie momenty między przyjaciółką a jej wybrankiem.
Uczucia, jakimi William darzył Amerykankę były oczywiste – i cieszyły Blancę niemal tak samo, jak jej własna miłość do Barrosa.
Niezależnie jednak, jak miło było, gdy drugiego wieczora dotarli do mieszkania Willa – aktualnie Willa i Sam – Vargas leciała z nóg. Nie było jednak szans ani na pełnoprawny odpoczynek, ani nawet na króciutką, malutką drzemkę – główna atrakcja miała wszak dopiero nadejść.
Jeszcze w drodze Blanca uprzedzała Esa, co ich czeka. Sam zaprosiła paru naszych znajomych, mówiła, w duchu wiedząc, że to duże niedopowiedzenie, bo paru znajomych to raczej cała zgraja wybitnie zabawowych jajogłowych, z którymi nie widziała się od lat, i pewnie jeszcze drugie tyle znajomych Williama i Sam, z którymi Vargas nie miała jeszcze do czynienia – nie mówiąc o Esie. Posiedzimy, pogadamy, napijemy się, kontynuowała, jednocześnie doskonale zdając sobie sprawę, że Barros raczej nie odezwie się za wiele, bo o czym miałby rozmawiać z jej zapatrzonym w swoje badania towarzystwem?
Generalnie – nie przeliczyła się. Ludzi rzeczywiście bylo dużo, rzeczywiście dużo mówili i jeszcze więcej pili. I tylko Es ją zaskoczył, gadając dużo, żartując i, słowem, czując się w tej zgrai znacznie lepiej niż zakładała, że będzie.
Eliksir, przypomniała sobie potem. Barros od wczoraj wlewał w siebie przecież eliksir pozwalający mu rozumieć tutejszy język – a jednym ze skutków ubocznych była przecież większa pewność siebie, śmiałość i gadatliwość.
Co nie było takie złe, musiała przyznać.
Tak czy inaczej, gdy był już środek nocy, a oni wreszcie zostali sami – ona, Es, Sammy i Will – policzki bolały Blancę od uśmiechu, przepona od chichotania, a cała egzystencja od nadmiaru wrażeń w ciągu ostatnich kilkunastu godzin. Meksykanka opadła na kanapę z uroczo zrezygnowanym sapnięciem, rozwaliła się na całej jej długości i przesunęła tylko na tyle, by zrobić kawałek miejsca dla Sammy – zaraz jednak bezczelnie rozkładając się z nogami na udach przyjaciółki.
- A ty – wytknęła nagle z teatralnym oburzeniem, spoglądając na rozpartego w fotelu Esa spod półprzymkniętych powiek. – Nie wierzę, że zacząłeś im opowiadać, jakim jestem słodkim kotkiem. I jak wyrzygałam kłaka na hotelowy dywan.
Gdy Sammy zaczęła chichotać, Blanca dźgnęła ją stanowczo stopą w bok.
- Ale przyznasz, że to trochę zabawne – rozpromieniła się Amerykanka bezczelnie.
- Nie jest – burknęła Vargas.
- Trochę jest – stwierdził z niewinnym uśmiechem William.
Blanca rzuciła go jedną z poduch i sapnęła cicho.
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Potrzebował tego wyjazdu – po Midsommar, konfrontacji z dziwacznym stworzeniem, po nerwach związanych z rekonwalescencją Vai i po przesłuchaniu na jakie został wezwany przez Gleipnir. Nic z tego nawet nie stało obok rzeczy ogólnie określanych jako przyjemne. Upewniony przez medyka, że jego przyszywanej siostrze nic nie będzie, szczególnie jeśli po prostu odpocznie i wypije zapisane eliksiry, pozwolił zapakować się do sterowca. Nie bez oporów, ale jednak.
Kiedy wysiedli z Blanką w deszczowym Londynie, nie miał już czasu zastanawiać się, czy postąpił słusznie – entuzjazm Sam uradowanej ich widokiem skutecznie nakierowywał jego myśli ku sympatyczniejszym sprawom. Podobnie jak wycieczka, na którą pognali we czwórkę – on, Blanca, Sam i Will, nowy facet, który dukał coś piąte przez dziesiąte po hiszpańsku, ale nadrabiał uśmiechem – ledwie parę chwil po tym, jak bagaże zostały ulokowane w mieszkaniu. W całym tym chaosie naturalnie skupił się na tym, by nie zgubić Blanki, która radośnie parła przed siebie, wskazując palcem wszystko, co wzbudzało jej większe zainteresowanie – musiał to przyznać, interesowało ją niemal wszystko. Szczególnie wielki szkielet dinozaura w muzeum poświęconemu naturze, w który wpatrywała się z roziskrzonymi oczami przynajmniej przez kwadrans, obchodząc go z różnych stron. Nie pozwoliła im potem wyjść z budynku, póki nie wybrała sobie jednego z albumów pełnych zdjęć skamielin, szkieletów oraz szkiców mających przedstawiać gady jeszcze za życia. Es ukradkiem kupił jej breloczek z gumy przedstawiający cętkowanego kota – kiedy się go ścisnęło, oczy wychodziły mu komicznie z orbit.
Zaskakująco szybko zaczęło mu doskwierać, że nie może się porozumieć z Willem inaczej niż na migi lub bardzo proste zdania, pierwszą porcję eliksiru Złotych Ust wypijając między pierwszym a drugim punktem programu. Nowy mężczyzna Sam był nie tylko zapatrzonym w nią jak w obrazek amantem, ale też cholernie zabawnym i elokwentnym gościem, kiedy nie musiał już dukać ze swojego ograniczonego hiszpańskiego czy kompletnie nieistniejącego portugalskiego słownika. Ciężko było nie poczuć do niego sympatii już pierwszego dnia – Es nie mógł odpędzić wrażenia, że to tak samo jak z Sam. Że chociaż mieli okazję rozmawiać tylko raz, czuł się, jakby znał ją od bardzo dawna. Blanca chyba uprzedzała go przed czymś takim?
Choć wymęczony intensywnym zwiedzaniem dzień w dzień, Barros nie był taki pewien, czy perspektywa imprezy ze znajomymi Blanki i Sam jawiła się mu jako lepsza alternatywa do zdzierania podeszw na londyńskich chodnikach. Ludzie. Es nigdy nie przepadał za dużymi zbiegowiskami, chyba że uczestniczyła w nich jego najbliższa rodzina. Obcy? Nie, nie spodziewał się, że będzie się dobrze bawił. Nie było takiej opcji.
Plan był prosty – zażyć eliksir, by mógł zamienić parę słów i cały wieczór nie grać idioty w otoczeniu jajogłowych, ale przede wszystkim znaleźć sobie jakiś przytulny kącik, w którym nikt nie będzie się nim interesował. Nie sądził, że skutki uboczne specyfiku, w który zaopatrzył się przed wyjazdem, będą aż tak wyraźne. Na początku faktycznie stał na uboczu, podejrzliwie zerkając na wszystkich tych ludzi i kiwając tylko lekko głową, gdy Blanca go przedstawiała, a potem... Potem jakby coś w jego mózgu przeskoczyło, gdy zaczepił go sympatyczny mężczyzna w okrągłych okularach, pytając o podróże, w trakcie których pilnował grupy Yamileth.
Słowa chyba nigdy nie spływały mu z języka z równą łatwością i elokwencją jak wtedy, kiedy zaczął zabawiać gościa opowieścią o tym, jak utknęli w starym, śmierdzącym nietoperzym guanem grobowcu, pod koniec orientując się, że jego publika powiększyła się o dwie następne osoby.
To było dziwne, stać między obcymi ludźmi i czuć tylko cień lęku, jaki zwykł mu towarzyszyć – wrażenie było... Było upajające. Nie umiałby użyć lepszego słowa.
Wciąż musiał czasem uciec na papierosa na balkon, ale nie był to taktyczny odwrót, a chwila na oddech.
Gdy ostatni gość wyszedł, a w mieszkaniu zaległa nagle błoga cisza, Es z przyjemnością rozsiadł się na fotelu, rozparł na nim jak panisko, leniwie wspierając policzek na zwiniętej dłoni i obserwując jak Blanca przepycha się na kanapie z Sam. Nagły zarzut rozciągnął mu usta w szerokim uśmiechu pełnym samozadowolenia, przypominając o breloczku, który wciąż spoczywał w kieszeni spodni.
- Ale przecież ty jesteś słodkim kotkiem – rzucił niewinnie, wyłuskując pamiątkę i rzucając ją Vargas. - O właśnie takim. Tylko większym. I oczy ci nie wypadają, jak się mocniej ściśnie. A rzyganie kłakami to ponoć naturalny koci mechanizm. Powinnaś się cieszyć, że nie jesteś jakimś ocelotem mutantem – dodał bezczelnie, korzystając z tego, że był za daleko, by Blanca mogła dźgnąć go stopą tak, jak zrobiła to Sam. - Poza tym dzięki mnie zyskałaś dzisiaj fana. Ten taki wysoki i chudy, chyba Tom, patrzył na ciebie jak cielę w malowane wrota, jak usłyszał o tym całym futrze i łapkach. Być może nastraszyłem go zębami. Tylko trochę.
Kiedy wysiedli z Blanką w deszczowym Londynie, nie miał już czasu zastanawiać się, czy postąpił słusznie – entuzjazm Sam uradowanej ich widokiem skutecznie nakierowywał jego myśli ku sympatyczniejszym sprawom. Podobnie jak wycieczka, na którą pognali we czwórkę – on, Blanca, Sam i Will, nowy facet, który dukał coś piąte przez dziesiąte po hiszpańsku, ale nadrabiał uśmiechem – ledwie parę chwil po tym, jak bagaże zostały ulokowane w mieszkaniu. W całym tym chaosie naturalnie skupił się na tym, by nie zgubić Blanki, która radośnie parła przed siebie, wskazując palcem wszystko, co wzbudzało jej większe zainteresowanie – musiał to przyznać, interesowało ją niemal wszystko. Szczególnie wielki szkielet dinozaura w muzeum poświęconemu naturze, w który wpatrywała się z roziskrzonymi oczami przynajmniej przez kwadrans, obchodząc go z różnych stron. Nie pozwoliła im potem wyjść z budynku, póki nie wybrała sobie jednego z albumów pełnych zdjęć skamielin, szkieletów oraz szkiców mających przedstawiać gady jeszcze za życia. Es ukradkiem kupił jej breloczek z gumy przedstawiający cętkowanego kota – kiedy się go ścisnęło, oczy wychodziły mu komicznie z orbit.
Zaskakująco szybko zaczęło mu doskwierać, że nie może się porozumieć z Willem inaczej niż na migi lub bardzo proste zdania, pierwszą porcję eliksiru Złotych Ust wypijając między pierwszym a drugim punktem programu. Nowy mężczyzna Sam był nie tylko zapatrzonym w nią jak w obrazek amantem, ale też cholernie zabawnym i elokwentnym gościem, kiedy nie musiał już dukać ze swojego ograniczonego hiszpańskiego czy kompletnie nieistniejącego portugalskiego słownika. Ciężko było nie poczuć do niego sympatii już pierwszego dnia – Es nie mógł odpędzić wrażenia, że to tak samo jak z Sam. Że chociaż mieli okazję rozmawiać tylko raz, czuł się, jakby znał ją od bardzo dawna. Blanca chyba uprzedzała go przed czymś takim?
Choć wymęczony intensywnym zwiedzaniem dzień w dzień, Barros nie był taki pewien, czy perspektywa imprezy ze znajomymi Blanki i Sam jawiła się mu jako lepsza alternatywa do zdzierania podeszw na londyńskich chodnikach. Ludzie. Es nigdy nie przepadał za dużymi zbiegowiskami, chyba że uczestniczyła w nich jego najbliższa rodzina. Obcy? Nie, nie spodziewał się, że będzie się dobrze bawił. Nie było takiej opcji.
Plan był prosty – zażyć eliksir, by mógł zamienić parę słów i cały wieczór nie grać idioty w otoczeniu jajogłowych, ale przede wszystkim znaleźć sobie jakiś przytulny kącik, w którym nikt nie będzie się nim interesował. Nie sądził, że skutki uboczne specyfiku, w który zaopatrzył się przed wyjazdem, będą aż tak wyraźne. Na początku faktycznie stał na uboczu, podejrzliwie zerkając na wszystkich tych ludzi i kiwając tylko lekko głową, gdy Blanca go przedstawiała, a potem... Potem jakby coś w jego mózgu przeskoczyło, gdy zaczepił go sympatyczny mężczyzna w okrągłych okularach, pytając o podróże, w trakcie których pilnował grupy Yamileth.
Słowa chyba nigdy nie spływały mu z języka z równą łatwością i elokwencją jak wtedy, kiedy zaczął zabawiać gościa opowieścią o tym, jak utknęli w starym, śmierdzącym nietoperzym guanem grobowcu, pod koniec orientując się, że jego publika powiększyła się o dwie następne osoby.
To było dziwne, stać między obcymi ludźmi i czuć tylko cień lęku, jaki zwykł mu towarzyszyć – wrażenie było... Było upajające. Nie umiałby użyć lepszego słowa.
Wciąż musiał czasem uciec na papierosa na balkon, ale nie był to taktyczny odwrót, a chwila na oddech.
Gdy ostatni gość wyszedł, a w mieszkaniu zaległa nagle błoga cisza, Es z przyjemnością rozsiadł się na fotelu, rozparł na nim jak panisko, leniwie wspierając policzek na zwiniętej dłoni i obserwując jak Blanca przepycha się na kanapie z Sam. Nagły zarzut rozciągnął mu usta w szerokim uśmiechu pełnym samozadowolenia, przypominając o breloczku, który wciąż spoczywał w kieszeni spodni.
- Ale przecież ty jesteś słodkim kotkiem – rzucił niewinnie, wyłuskując pamiątkę i rzucając ją Vargas. - O właśnie takim. Tylko większym. I oczy ci nie wypadają, jak się mocniej ściśnie. A rzyganie kłakami to ponoć naturalny koci mechanizm. Powinnaś się cieszyć, że nie jesteś jakimś ocelotem mutantem – dodał bezczelnie, korzystając z tego, że był za daleko, by Blanca mogła dźgnąć go stopą tak, jak zrobiła to Sam. - Poza tym dzięki mnie zyskałaś dzisiaj fana. Ten taki wysoki i chudy, chyba Tom, patrzył na ciebie jak cielę w malowane wrota, jak usłyszał o tym całym futrze i łapkach. Być może nastraszyłem go zębami. Tylko trochę.
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
- Nie jestem słodkim kotkiem – sapnęła, uparcie trwając przy swoim. – Jestem kurewsko niebezpiecznym kotkiem, a nie słodkim – zarzekała się, niepomna na coraz bardziej bezczelne chichoty Sam i coraz szerszy uśmiech Williama.
- Niebezpiecznym, co? Ciekawe gdzie – parsknęła Amerykanka i Blanca nastroszyła się.
- Na dupie – burknęła i chyba gotowa była protestować dalej, zaraz jednak uwaga umknęła jej ku gumowemu ocelotowi.
Chwyciła pamiątkę w locie, ścisnęła go, parsknęła cicho na komiczny wytrzeszcz.
- Dobra, skończ już – prychnęła potem ostentacyjnie, bo przecież nie zamierzała dyskutować o kłakach i o tym, co jeszcze było naturalnego dla kotów. Na przykład wylizywanie sobie dupy. Albo darcie ryja o trzeciej nad ranem. I panikowanie przy tosterze.
To, że kąciki ust drgały jej w nieudolnie tłumionym uśmiechu, było trudne do przeoczenia.
- Tom? – zainteresowała się za to zaraz potem Sammy i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. – To ten z trzecią żoną? – spytała, zerkając na Willa. Najwyraźniej wspomniany chudzielec był jednym ze znajomych mężczyzny.
- Z czwartą. Ale tak, to ten. – Brytyjczyk uśmiechnął się łobuzersko i pokręcił głową. – Nigdy nie podejrzewałbym, że lubi zwierzaki – stwierdził, a nacisk położony na ostatnie słowo wyraźnie sugerował, że wcale nie chodzi mu teraz o stworzenia faktycznie futerkowe, co raczej bardziej drapieżniki z charakteru.
Blanca teatralnie przewróciła oczami.
- Jesteście głupi – podsumowała krótko.
- A ty urocza jak zwykle – rozpromieniła się Sam. Gdy pogładziła lekko Meksykankę po udzie, Vargas westchnęła tylko i pokręciła głową, zaraz jednak uśmiechając się szeroko.
Wytrwali na kanapie niezbyt długo. Wystarczyło parę chwil, by William poderwał się znowu, by przynieść im jeszcze trochę alkoholu – jakby dotąd było go za mało – i podgłośnić ściszoną na czas pożegnań muzykę. Gdy tylko pokój rozbrzmiał głośniejszymi nutami popularnych hitów, Sammy zaraz była na nogach, ciągnąc za sobą Blancę.
- Nie chcę – protestowała Vargas.
- Gówno tam – zbywała jej opory Sam. – Jak ty kiedyś nie będziesz chciała tańczyć, będzie to oznaczało koniec świata. Rusz dupkę, kochanie.
Nie mogąc szczególnie z tym dyskutować, Blanca westchnęła tylko z teatralną rezygnacją – ale faktycznie podniosła się i już w kolejnej chwili pląsała z przyjaciółką na kawałku otwartej przestrzeni w salonie. Między jedną a drugą piosenką zgarnęły po szklance drinka od Williama – Vargas nie próbowała nawet zgadywać, co tym razem przyrządził im zaskakująco utalentowany w tej mierze mężczyzna – a przy trzeciej chichotały już wesoło, ściszonymi glosami plotkując między sobą.
Will przyglądał im się z leniwym uśmiechem, a gdy na moment uchwycił spojrzenie Esa, uśmiechnął się szerzej z jasnym błyskiem w oku.
Blanca nie protestowała, gdy mężczyzna w którymś momencie porwał jej Sam, zamykając Amerykankę w ciasnych objęciach – sama ochoczo zwróciła się wtedy do Esa i wyciągnęła rękę ku niemu.
- Chodź – rzuciła lekko, a gdy Barros wyraźnie się wahał, roześmiała się lekko, podeszła bliżej i pocałowała go z pasją, pozwalając scałować słodycz drinka z własnych ust. – Chodź, kocie – wymruczała mu do ucha – i tym razem nie dał się więcej prosić.
Odstawiła szklankę na pobliską komodę i z cichym westchnieniem przyjemności wtuliła się w mężczyznę, bez skrępowania wsuwając mu dłonie pod koszulkę, gładząc nagie plecy.
- Jak się bawisz? – spytała cicho i przekrzywiła głowę lekko. – Wczoraj. Dzisiaj. W ogóle – uściśliła, wyraźnie targana potrzebą upewnienia się, że Es nie czuje się tu źle. Tu, z jej znajomymi, z jej przyjaciółką, w całym tym gwarze i chaosie ostatnich kilkunastu – kilkudziesięciu godzin.
Za plecami rozległ się cichy śmiech Sam i Blanca zerknęła przez ramię – tylko po to, by zobaczyć Williama szepczącego coś Amerykance do ucha, dłoń mężczyzny zaciśniętą na pośladku blondynki, drugą wsuniętą tuż pod linię jej koszulki. Vargas uśmiechnęła się z satysfakcją. Byli niemożliwi. Byli dla siebie tak cholernie idealni.
Znów zerknęła na Esa i rozpromieniła się jeszcze bardziej. Było jej dobrze. Z Sam, z Willem – z nim, Barrosem, z jej narzeczonym.
Stanęła na palcach i pocałowała mężczyznę miękko. Gdy Sammy jak gdyby nigdy nic strzeliła ją nagle w tyłek, Blanca nawet się nie obejrzała – nie odrywając się od Esa, pokazała przyjaciółce dumnie wzniesiony środkowy palec. William roześmiał się, Sam ucałowała Vargas w policzek, niespecjalnie poruszona pocałunkiem, w który się wcinała.
Blanca odetchnęła głęboko i roześmiała się.
Było jej dobrze.
- Niebezpiecznym, co? Ciekawe gdzie – parsknęła Amerykanka i Blanca nastroszyła się.
- Na dupie – burknęła i chyba gotowa była protestować dalej, zaraz jednak uwaga umknęła jej ku gumowemu ocelotowi.
Chwyciła pamiątkę w locie, ścisnęła go, parsknęła cicho na komiczny wytrzeszcz.
- Dobra, skończ już – prychnęła potem ostentacyjnie, bo przecież nie zamierzała dyskutować o kłakach i o tym, co jeszcze było naturalnego dla kotów. Na przykład wylizywanie sobie dupy. Albo darcie ryja o trzeciej nad ranem. I panikowanie przy tosterze.
To, że kąciki ust drgały jej w nieudolnie tłumionym uśmiechu, było trudne do przeoczenia.
- Tom? – zainteresowała się za to zaraz potem Sammy i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. – To ten z trzecią żoną? – spytała, zerkając na Willa. Najwyraźniej wspomniany chudzielec był jednym ze znajomych mężczyzny.
- Z czwartą. Ale tak, to ten. – Brytyjczyk uśmiechnął się łobuzersko i pokręcił głową. – Nigdy nie podejrzewałbym, że lubi zwierzaki – stwierdził, a nacisk położony na ostatnie słowo wyraźnie sugerował, że wcale nie chodzi mu teraz o stworzenia faktycznie futerkowe, co raczej bardziej drapieżniki z charakteru.
Blanca teatralnie przewróciła oczami.
- Jesteście głupi – podsumowała krótko.
- A ty urocza jak zwykle – rozpromieniła się Sam. Gdy pogładziła lekko Meksykankę po udzie, Vargas westchnęła tylko i pokręciła głową, zaraz jednak uśmiechając się szeroko.
Wytrwali na kanapie niezbyt długo. Wystarczyło parę chwil, by William poderwał się znowu, by przynieść im jeszcze trochę alkoholu – jakby dotąd było go za mało – i podgłośnić ściszoną na czas pożegnań muzykę. Gdy tylko pokój rozbrzmiał głośniejszymi nutami popularnych hitów, Sammy zaraz była na nogach, ciągnąc za sobą Blancę.
- Nie chcę – protestowała Vargas.
- Gówno tam – zbywała jej opory Sam. – Jak ty kiedyś nie będziesz chciała tańczyć, będzie to oznaczało koniec świata. Rusz dupkę, kochanie.
Nie mogąc szczególnie z tym dyskutować, Blanca westchnęła tylko z teatralną rezygnacją – ale faktycznie podniosła się i już w kolejnej chwili pląsała z przyjaciółką na kawałku otwartej przestrzeni w salonie. Między jedną a drugą piosenką zgarnęły po szklance drinka od Williama – Vargas nie próbowała nawet zgadywać, co tym razem przyrządził im zaskakująco utalentowany w tej mierze mężczyzna – a przy trzeciej chichotały już wesoło, ściszonymi glosami plotkując między sobą.
Will przyglądał im się z leniwym uśmiechem, a gdy na moment uchwycił spojrzenie Esa, uśmiechnął się szerzej z jasnym błyskiem w oku.
Blanca nie protestowała, gdy mężczyzna w którymś momencie porwał jej Sam, zamykając Amerykankę w ciasnych objęciach – sama ochoczo zwróciła się wtedy do Esa i wyciągnęła rękę ku niemu.
- Chodź – rzuciła lekko, a gdy Barros wyraźnie się wahał, roześmiała się lekko, podeszła bliżej i pocałowała go z pasją, pozwalając scałować słodycz drinka z własnych ust. – Chodź, kocie – wymruczała mu do ucha – i tym razem nie dał się więcej prosić.
Odstawiła szklankę na pobliską komodę i z cichym westchnieniem przyjemności wtuliła się w mężczyznę, bez skrępowania wsuwając mu dłonie pod koszulkę, gładząc nagie plecy.
- Jak się bawisz? – spytała cicho i przekrzywiła głowę lekko. – Wczoraj. Dzisiaj. W ogóle – uściśliła, wyraźnie targana potrzebą upewnienia się, że Es nie czuje się tu źle. Tu, z jej znajomymi, z jej przyjaciółką, w całym tym gwarze i chaosie ostatnich kilkunastu – kilkudziesięciu godzin.
Za plecami rozległ się cichy śmiech Sam i Blanca zerknęła przez ramię – tylko po to, by zobaczyć Williama szepczącego coś Amerykance do ucha, dłoń mężczyzny zaciśniętą na pośladku blondynki, drugą wsuniętą tuż pod linię jej koszulki. Vargas uśmiechnęła się z satysfakcją. Byli niemożliwi. Byli dla siebie tak cholernie idealni.
Znów zerknęła na Esa i rozpromieniła się jeszcze bardziej. Było jej dobrze. Z Sam, z Willem – z nim, Barrosem, z jej narzeczonym.
Stanęła na palcach i pocałowała mężczyznę miękko. Gdy Sammy jak gdyby nigdy nic strzeliła ją nagle w tyłek, Blanca nawet się nie obejrzała – nie odrywając się od Esa, pokazała przyjaciółce dumnie wzniesiony środkowy palec. William roześmiał się, Sam ucałowała Vargas w policzek, niespecjalnie poruszona pocałunkiem, w który się wcinała.
Blanca odetchnęła głęboko i roześmiała się.
Było jej dobrze.
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Nie spodziewał się, że mógłby czuć się dobrze w podobnych okolicznościach – z jednego chaosu wpadając prosto w drugi pełen męczącej podróży i zwiedzania, w towarzystwie ludzi, którzy stali tylko trochę wyżej niż zupełnie obcy. Obcy, którzy patrzyli jednak z życzliwością, trudną do pomylenia swobodą i brakiem zwyczajowego dystansu. Z Sam było to zrozumiałe, biorąc pod uwagę wieczór, który spędzili we trójkę z Blanką, ale Will? Facet, którego żadne z nich nie widziało wcześniej na oczy? Es spodziewał się po nim wrogości, albo przynajmniej zawoalowanego niezadowolenia, jeśli Sam opowiadała mu o tym jednym wieczorze w Meksyku.
Czuł zmęczenie – jak nie mógł po szalonym, intensywnym zwiedzaniu nowego miasta i spotkaniu, na które przyszło prawie dwadzieścia osób – ale inaczej niż zwykle. Nie wżerało się głęboko poza jego mięśnie aż do kości i nie zmieniało mózgu w spiętą, twardą masę. Może to dodatkowy efekt eliksiru złotych ust, który pił od czasu zejścia ze sterowca? Jeśli tak, zamierzał zaopatrzyć w Midgardzie w jego spory zapas, nieważne co powiedziałby na to terapeuta – on pewnie nie miał takich problemów. Tak się przynajmniej Esowi wydawało.
Z rozbawieniem obserwował wymianę zdań między Sam i Blanką, w uszczypliwościach bezproblemowo wychwytując czułość z gatunku tych rodzących się latami, a później to jak beztrosko dały się ponieść muzyce. Z lekkim uśmiechem na ustach wodził wzrokiem za narzeczoną – narzeczoną, wciąż nie mógł w to do końca uwierzyć – w którymś momencie odruchowo zerkając też na roześmianą Sam i Williama usadzonego na drugim fotelu. Uniósł brew, gdy ten zareagował szerszym uśmiechem, ale nie powiedział zupełnie nic.
Nie podniósł się od razu, gdy Vargas się nim zainteresowała, ale była to wahania bardziej wychodzące z przekory, niż faktycznych wątpliwości – łatwo dał się przekupić, raptem jednym pocałunkiem smakującym owocowym drinkiem. Był cholernie łatwy. Jak się ostatnio okazało, nie tylko dla niej.
Objął ją w pasie i musnął dłonią odsłonięte ramię, zmuszając by bardziej kołysali się tylko, niż wirowali, próbując utrzymać tempo żywej piosenki.
Jak się bawisz?
- Dobrze – odparł bez zawahania, ściszając głos. - Zaskakująco. Normalnie już przynajmniej trzy razy marudziłbym, że nienawidzę ludzi – dodał z wyraźnym rozbawieniem, kręcąc zaraz głową. - Nie wiem, co się dzieje. To chyba ten eliksir. Więcej od niego mówię, to może robi też coś jeszcze. Albo wszedł w reakcję z uspokajaczem i prędzej niż później padnę na zawał. To pewien problem, bo nie zdążyłem cię wpisać do testamentu – paplał, aż Blanca wspięła się na palce, zamykając mu usta pocałunkiem.
Roześmiał się w jego trakcie, czując, jak kobieta podskoczyła lekko, trzepnięta przez przyjaciółkę w pośladek – gdyby nie wargi Blanki przyciśnięte do jego, westchnąłby, czując jak blondynka składa na jej policzku buziaka. Nie dlatego, że w jakiś sposób mu to przeszkadzało, wręcz przeciwnie – nie mógł się pozbyć wspomnień z Meksyku, które nagle wyskoczyły na front jego myśli, przypomniały z dokładnością do najmniejszego szczegółu, co działo się między ich trójką. Nie musiał się specjalnie zastanawiać, by wiedzieć, że nie miałby nic przeciwko, gdyby to się powtórzyło – coś co jeszcze parę miesięcy temu stanowiłoby dla niego absolutnie kosmiczny koncept.
Składając jeszcze jeden krótki pocałunek w kąciku ust Blanki, wyciągnął rękę w kierunku Sam, zabawnie poruszając palcami, gdy spojrzała tylko na niego zaintrygowana. Łatwo było wywołać jej śmiech i jeszcze łatwiej dała się okręcić wokół własnej osi, wpadając na chwilę na klatkę piersiową Barrosa, bezczelnie wciskając się tuż obok Blanki. A potem roześmiała się jeszcze raz, okręciła i wyciągnęła obie ręce do Williama, przyciągając go bliżej, z pewną trudnością wywołaną różnicą wzrostu wprawiając go w podobny piruet.
Czuł zmęczenie – jak nie mógł po szalonym, intensywnym zwiedzaniu nowego miasta i spotkaniu, na które przyszło prawie dwadzieścia osób – ale inaczej niż zwykle. Nie wżerało się głęboko poza jego mięśnie aż do kości i nie zmieniało mózgu w spiętą, twardą masę. Może to dodatkowy efekt eliksiru złotych ust, który pił od czasu zejścia ze sterowca? Jeśli tak, zamierzał zaopatrzyć w Midgardzie w jego spory zapas, nieważne co powiedziałby na to terapeuta – on pewnie nie miał takich problemów. Tak się przynajmniej Esowi wydawało.
Z rozbawieniem obserwował wymianę zdań między Sam i Blanką, w uszczypliwościach bezproblemowo wychwytując czułość z gatunku tych rodzących się latami, a później to jak beztrosko dały się ponieść muzyce. Z lekkim uśmiechem na ustach wodził wzrokiem za narzeczoną – narzeczoną, wciąż nie mógł w to do końca uwierzyć – w którymś momencie odruchowo zerkając też na roześmianą Sam i Williama usadzonego na drugim fotelu. Uniósł brew, gdy ten zareagował szerszym uśmiechem, ale nie powiedział zupełnie nic.
Nie podniósł się od razu, gdy Vargas się nim zainteresowała, ale była to wahania bardziej wychodzące z przekory, niż faktycznych wątpliwości – łatwo dał się przekupić, raptem jednym pocałunkiem smakującym owocowym drinkiem. Był cholernie łatwy. Jak się ostatnio okazało, nie tylko dla niej.
Objął ją w pasie i musnął dłonią odsłonięte ramię, zmuszając by bardziej kołysali się tylko, niż wirowali, próbując utrzymać tempo żywej piosenki.
Jak się bawisz?
- Dobrze – odparł bez zawahania, ściszając głos. - Zaskakująco. Normalnie już przynajmniej trzy razy marudziłbym, że nienawidzę ludzi – dodał z wyraźnym rozbawieniem, kręcąc zaraz głową. - Nie wiem, co się dzieje. To chyba ten eliksir. Więcej od niego mówię, to może robi też coś jeszcze. Albo wszedł w reakcję z uspokajaczem i prędzej niż później padnę na zawał. To pewien problem, bo nie zdążyłem cię wpisać do testamentu – paplał, aż Blanca wspięła się na palce, zamykając mu usta pocałunkiem.
Roześmiał się w jego trakcie, czując, jak kobieta podskoczyła lekko, trzepnięta przez przyjaciółkę w pośladek – gdyby nie wargi Blanki przyciśnięte do jego, westchnąłby, czując jak blondynka składa na jej policzku buziaka. Nie dlatego, że w jakiś sposób mu to przeszkadzało, wręcz przeciwnie – nie mógł się pozbyć wspomnień z Meksyku, które nagle wyskoczyły na front jego myśli, przypomniały z dokładnością do najmniejszego szczegółu, co działo się między ich trójką. Nie musiał się specjalnie zastanawiać, by wiedzieć, że nie miałby nic przeciwko, gdyby to się powtórzyło – coś co jeszcze parę miesięcy temu stanowiłoby dla niego absolutnie kosmiczny koncept.
Składając jeszcze jeden krótki pocałunek w kąciku ust Blanki, wyciągnął rękę w kierunku Sam, zabawnie poruszając palcami, gdy spojrzała tylko na niego zaintrygowana. Łatwo było wywołać jej śmiech i jeszcze łatwiej dała się okręcić wokół własnej osi, wpadając na chwilę na klatkę piersiową Barrosa, bezczelnie wciskając się tuż obok Blanki. A potem roześmiała się jeszcze raz, okręciła i wyciągnęła obie ręce do Williama, przyciągając go bliżej, z pewną trudnością wywołaną różnicą wzrostu wprawiając go w podobny piruet.
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Jak się bawisz?, pytała, i choć nie była pewna, jakiej odpowiedzi oczekuje – okazało się, że dokładnie takiej, jaką otrzymała od Esa. Jego rozbawienie ogrzewało ją, usuwało te resztki obaw, jakie mogła jeszcze mieć, wiedząc, że podobne zgromadzenia z pewnością nie są naturalnym środowiskiem Barrosa. Jeśli nie była pewna, jak Es się tu odnajdzie – tu, wśród ludzi których tak naprawdę wcale nie znał – teraz te wątpliwości rozmywały się, blakły w zetknięciu z uśmiechem mężczyzny. Jeśli zastanawiała się, czy nie oczekuje od niego zbyt wiele – czy Es nie zgadza się na cały ten wyjazd tylko dlatego, że to ona, Blanca, tak bardzo go pragnęła – teraz wystarczyło jej posłuchać paplania Barrosa, dostrzec radosne iskry w jego spojrzeniu.
Nawet, jeśli to nie był do końca Es, jeśli część z jego entuzjazmu była skutkiem eliksiru – Vargas nie mogła nie szczerzyć się na to od ucha do ucha, i nie rozczulać, widząc, jak dobrze mężczyzna się bawił. Niczego innego przecież dla niego nie pragnęła.
Chichotała więc teraz na groźby zawału – nic takigo nie wchodziło w grę! – i całowała go słodko, w głowie wciąż obracając z zafascynowaniem tę dziwną myśl, że Barros był jej narzeczonym, jej przyszłym mężem, po prostu jej.
Z Sam tuż obok, wciągnęła głęboko zapach perfum przyjaciółki. Uśmiechnęła się miękko na całus w policzek – i uśmiechnęła się szerzej, gdy Es nie tylko blondynki nie odtrącił, co przyciągnął ją na chwilę bliżej, dość blisko, by jej dłonie wsparły się na piersi Barrosa, jej roześmiane spojrzenie sięgnęło ciemnych oczu mężczyzny.
Nie tylko on pamiętał, jak wyglądał ich wspólny wieczór w Meksyku.
Niezależnie od tego, czego mogła pragnąć, Amerykanka znała jednak granice i ledwie chwilę później ze śmiechem umknęła do Williama, przyciągnęła go do siebie, chichocząc nieskrępowanie, gdy razem zatoczyli się lekko w nieskoordynowanym piruecie. Blanca znów zerknęła na nich przelotnie, znów spojrzenie cieszyło jej się na widok tak wyraźnie szczęśliwej przyjaciółki, policzki znów zarumieniły jej się, gdy nieskrępowany towarzystwem Will złapał partnerkę za pośladek, drugą dłoń wsuwając jej jakby od niechcenia pod koszulkę.
Gdy ich spojrzenia się spotkały, Blanki i Willa, mężczyzna uśmiechnął się łobuzersko.
Spoglądając potem z powrotem na Esa, Vargas promieniała – ale była też bardzo, bardzo głodna.
Pocałunki przestały jej wystarczać przy trzecim, może czwartym. Nie oglądała się już na Sam, gdy sięgała do guzików koszuli Barrosa i nie patrzyła na Willa, gdy wsuwała potem dłonie pod częściowo rozchełstany, cienki materiał. Słyszała śmiech Amerykanki, ale nie próbowała sprawdzać, co go wywołało. Czasem ponad muzykę przebijał się głos Williama, gdy mruczał coś do Sam, ale i na to Blanca nie zwracała większej uwagi.
Muzyka, Es, alkohol, Will i Sam – wszystko szumiało jej w głowie mniej więcej po równo.
Jeszcze nie tak dawno temu może bardziej by się pilnowała. Może brałaby pod uwagę ewentualne skrępowanie Esa, może przynajmniej starałaby się zachować jakieś pozory przyzwoitości. Tak byłoby kiedyś – teraz było jednak zupełnie inaczej.
- Stęskniłam się za nią – wymruczała w usta Barrosa między jednym a drugim pocałunkiem, nie precyzując, że chodziło o Sam. To było oczywiste – podobnie jak oczywista była mniej lub bardziej celowa dwuznaczność tęsknoty Blanki. – Ona pewnie za mną też. Myślę jednak, że przez chwilę poradzi sobie beze mnie – podsumowała z rozbawieniem i wróciła do pozostawionych wcześniej guzików koszuli Esa, rozpinając je sprawnie aż do ostatniego.
Wsunęła ręce pod materiał, pogładziła odsłoniętą skórę, złożyła pierwsze pocałunki na szyi i nagiej piersi mężczyzny. Była zmęczona, ale, jednocześnie, spragniona. Nie pogardziłaby wygodnym łóżkiem, ale, jednocześnie, także towarzystwem w nim. Była głodna. Wytęskniona. Zachłanna. I tak bardzo, bardzo szczęśliwa.
Nawet, jeśli to nie był do końca Es, jeśli część z jego entuzjazmu była skutkiem eliksiru – Vargas nie mogła nie szczerzyć się na to od ucha do ucha, i nie rozczulać, widząc, jak dobrze mężczyzna się bawił. Niczego innego przecież dla niego nie pragnęła.
Chichotała więc teraz na groźby zawału – nic takigo nie wchodziło w grę! – i całowała go słodko, w głowie wciąż obracając z zafascynowaniem tę dziwną myśl, że Barros był jej narzeczonym, jej przyszłym mężem, po prostu jej.
Z Sam tuż obok, wciągnęła głęboko zapach perfum przyjaciółki. Uśmiechnęła się miękko na całus w policzek – i uśmiechnęła się szerzej, gdy Es nie tylko blondynki nie odtrącił, co przyciągnął ją na chwilę bliżej, dość blisko, by jej dłonie wsparły się na piersi Barrosa, jej roześmiane spojrzenie sięgnęło ciemnych oczu mężczyzny.
Nie tylko on pamiętał, jak wyglądał ich wspólny wieczór w Meksyku.
Niezależnie od tego, czego mogła pragnąć, Amerykanka znała jednak granice i ledwie chwilę później ze śmiechem umknęła do Williama, przyciągnęła go do siebie, chichocząc nieskrępowanie, gdy razem zatoczyli się lekko w nieskoordynowanym piruecie. Blanca znów zerknęła na nich przelotnie, znów spojrzenie cieszyło jej się na widok tak wyraźnie szczęśliwej przyjaciółki, policzki znów zarumieniły jej się, gdy nieskrępowany towarzystwem Will złapał partnerkę za pośladek, drugą dłoń wsuwając jej jakby od niechcenia pod koszulkę.
Gdy ich spojrzenia się spotkały, Blanki i Willa, mężczyzna uśmiechnął się łobuzersko.
Spoglądając potem z powrotem na Esa, Vargas promieniała – ale była też bardzo, bardzo głodna.
Pocałunki przestały jej wystarczać przy trzecim, może czwartym. Nie oglądała się już na Sam, gdy sięgała do guzików koszuli Barrosa i nie patrzyła na Willa, gdy wsuwała potem dłonie pod częściowo rozchełstany, cienki materiał. Słyszała śmiech Amerykanki, ale nie próbowała sprawdzać, co go wywołało. Czasem ponad muzykę przebijał się głos Williama, gdy mruczał coś do Sam, ale i na to Blanca nie zwracała większej uwagi.
Muzyka, Es, alkohol, Will i Sam – wszystko szumiało jej w głowie mniej więcej po równo.
Jeszcze nie tak dawno temu może bardziej by się pilnowała. Może brałaby pod uwagę ewentualne skrępowanie Esa, może przynajmniej starałaby się zachować jakieś pozory przyzwoitości. Tak byłoby kiedyś – teraz było jednak zupełnie inaczej.
- Stęskniłam się za nią – wymruczała w usta Barrosa między jednym a drugim pocałunkiem, nie precyzując, że chodziło o Sam. To było oczywiste – podobnie jak oczywista była mniej lub bardziej celowa dwuznaczność tęsknoty Blanki. – Ona pewnie za mną też. Myślę jednak, że przez chwilę poradzi sobie beze mnie – podsumowała z rozbawieniem i wróciła do pozostawionych wcześniej guzików koszuli Esa, rozpinając je sprawnie aż do ostatniego.
Wsunęła ręce pod materiał, pogładziła odsłoniętą skórę, złożyła pierwsze pocałunki na szyi i nagiej piersi mężczyzny. Była zmęczona, ale, jednocześnie, spragniona. Nie pogardziłaby wygodnym łóżkiem, ale, jednocześnie, także towarzystwem w nim. Była głodna. Wytęskniona. Zachłanna. I tak bardzo, bardzo szczęśliwa.
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Kolejna pobudka – ta właściwa, z towarzystwem jasnego światła późnego poranka wdzierającego się przez nie do końca zasunięte zasłony – była bardziej uciążliwa, bo ssała głodem i pragnieniem. Sam burczała coś przez chwilę, Blanca z sapnięciem wtuliła się w bok Esa, chowając oczy przed jasnym światłem.
- Will? – wymruczała blondynka i mężczyzna westchnął ciężko za plecami Vargas, wiedząc, co się święci. Kilka chwil później wstał i poszedł do kuchni, brzęk naczyć wskazał moment, w którym podjął się heroicznego wysiłku przygotowania im wszystkim śniadania.
Wszyscy twoi znajomi są tacy?, mamrotał potem wciąż jeszcze zaspany Es i Blanca roześmiała się, jeszcze mocniej wtulając w jego bok.
Tylko ci najlepsi, odpowiedziała mu i zadrżała lekko pod pieszczotliwym dotykiem Sam.
[koniec]