Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Midsommar: Podmokłe łąki

    4 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Podmokłe łąki
    Niewiele wystarczy, by zboczyć z głównej drogi i stracić orientację w terenie. W głębi malowniczej doliny, gdzie świat roślinności splata się z wodą z pobliskiej strugi, rozciągają się podmokłe łąki niczym zielone dywany rozłożone na macierzystej ziemi. To tu natura rządzi się własnymi prawami i bywa szczególnie zdradziecka – trzeba uważać na każdy krok, by nie wpaść w bagniste podłoże. Mówi się, że w okolicy można spotkać plemię małych trolli – są one jednak bardzo płochliwe, przez co od razu uciekają na widok człowieka.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    21.06.2001

    Przeklęte źródło choroby
    Głosy osób zgromadzonych na Wielkiej Polanie zaczynały stopniowo stawać się przytłumione. Odłączyliście się od grupy, decydując się ruszyć swoją ścieżką. Las zmieniał się przed waszymi oczami, pokrywając się coraz silniej kożuchem zielonego mchu. Dookoła zaczynała panować wilgoć, sugerująca bliskość podmokłych terenów, uznawanych za szczególnie niebezpieczne. Waszą uwagę zwróciło jednak olbrzymie drzewo, będące prawdopodobnie jednym z najstarszych i najbardziej okazałych w okolicy. Niestety, coś ewidentnie zdołało się wydarzyć, ponieważ jego kora zaczynała się łuszczyć, a liście niegdyś rozłożystej korony były pokryte pomarańczowymi plamami. W pobliżu drzewa zauważyliście grupę tussych, małych trolli żyjących w lesie, uchodzących za istoty przyjazne, choć przede wszystkim nieśmiałe. Większość z nich uciekła, chowając się na wasz widok po zakamarkach za wyjątkiem jednego – wyraźnie zasmucony, niemalże zapłakany zaczynał wskazywać na drzewo, zupełnie tak, jakby prosił was o pomoc w ocaleniu sędziwego okazu roślinności.

    Jest to wstęp do scenariusza pobocznego Midsommar. Aby zapisać się do rozegrania go, należy zarezerwować miejsce w odpowiednim temacie.

    zapisy na wydarzenie otwarte (0/2 lub 0/3)
    Widzący
    Ilmari Vanhanen
    Ilmari Vanhanen
    https://midgard.forumpolish.com/t3494-ilmari-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t3522-ilmari-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t3523-pyokkihttps://midgard.forumpolish.com/f132-ilmari-vanhanen


    Na skraju polany widział jeszcze królujące na nieboskłonie słońce i zarysowany ponad linią drzew bladoniebieski sierp księżyca, niepodzielnie panującego nad upływem czasu, odkąd blask płynął nieprzerwanym dniem a skryte gwiazdy milczały o swoich obrotach. Zostawił za sobą nieśmiałe początki uroczystości i pobrzmiewający przez gęstwinę gwar rozmów złączony z pierwszą wygrywaną skocznie melodią. Nieprzywiązany przesadnie do hucznych celebracji, postanowił w tym roku oddalić się w pozorną ciszę wąskich ścieżek i przynajmniej o poranku kultywować raczej małe tradycje dzieciństwa spędzonego wśród wysp Turku, gdzie w dniu przesilenia słuchał innej muzyki – żywego świergotu i przeciągłych gwizdów rozproszonych szumem fal. Sądził, że później może znów będzie musiał znosić niewygodne spojrzenia, trzymające się jego pleców od publikacji nieszczęsnego artykułu i niosące za sobą głosy, na które powoli obojętniał. Tymczasem wolał zmusić się go myślenia bieżącą godziną. Za granicą lasu światło przedzierało się przez wachlarze listowia, jak przez szkła witraży, i kładło cienistą mozaiką na drobnej roślinności. Ostępy puszczy otuliły go zaraz kojącym chłodem i wilgocią, namiastkami nocy.

    Wyznaczony szlak opuścił na rozdrożu, odnajdując trzecią ścieżkę między wygiętymi dębami, chwytającymi się korzeniami opadającego w dół pagórka. Podążał przy tym jedynie powierzchownie za wskazówkami z przewodników, zapadłymi w pamięci w latach, kiedy wciąż żywo fascynowały go ptaki. Wspominał te zainteresowania rzadko, ale zawsze ujmując im powagi jako chłopięcemu wymysłowi zredukowanemu do źródła żartobliwych wtrętów. Może przez inżynierską ciekawość albo z niezagrzebanej nostalgii wciąż uciekał jednak do przecinającego niebo lotu i wciąż przechowywał własne mechaniczne twory, dumnie stroszące metaliczne pióra w naśladownictwie natury. Nieśpiesznie przeszedł więc gęste kępy rozłożystych paproci, za którymi rozciągała się zielonym kobiercem mchu łąka. Echa spomiędzy pni dźwięczały tam głębokim studziennym szelestem, odczuł już zresztą jak stopy opadają miękko w grząskim lekko gruncie, jak wokoło zapach kwitnących roślin mieszał się z wonią filtrowanej przez glebę wody.

    Usłyszał go w brzozowym zagajniku, po przeciwnej stronie płytkiego potoku. Świszczący gwizd urywał się i wzmagał, jakby w nawracającym nawoływaniu. Przysiadł blisko brzegu, wyjął z plecaka książkę o poluzowanych miejscami stronach. Przez szkła lornetki mógł przejrzeć zarośla i zbliżyć się bez szelestu do malutkiego ptaka o niebieskim pierścieniu wymalowanym na gardle i pomarańczowym znaczeniu piersi. Nie zdążył jednak potwierdzić swoich przypuszczeń, szukając nazwy i porównując ilustracje.

    W ciszę wdarł się łoskot pękających gałęzi. Drobne skrzydła zatrzepotały trzykrotnie nad lustrem strumienia i zniknęły w ubielonych pąkami krzewach.

    Björn… — zdziwił się na niespodziewane towarzystwo, które jeszcze z początkiem tej włóczęgi nie uśmiechało mu się wcale. Teraz, patrząc w stronę mężczyzny, uniósł wyraźnie kąciki ust. Miał pytać o przyczynę tego spotkania, gdy dostrzegł nożyce z pękiem ziół i zdał sobie sprawę, że to jego obecność mogła wydawać się mniej spodziewana. — Świętujesz, jak przystało na alchemika, czy szukasz miejsca, by zebrać myśli? — Zdradził się drugą częścią zadanego pogodnym tonem pytania z własnym motywem, nie przeszkadzało mu to jednak zbytnio. Wertując znów kartki przewodnika do rozpoznawania ptaków, zaznaczył stronę z właściwym, jak uznał, rysunkiem i spojrzał na opisującą go nazwę. — Luscinia svecica, podróżniczek — odczytał po chwili, rozwiewając ostatnie wątpliwości względem swojego zajęcia i wstając. Lornetka zawisła mu na szyi, trzymana rzemiennym paskiem.

    Wyminął Guildensterna w drodze powrotnej na łąkę. Ale zamiast kontynuować rozmowę, zamilkł skupiony. W przejaśnieniu wzrastał potężny dąb, odosobniony od bujnej roślinności przez olbrzymi parasol własnej korony. Dopiero zbliżając się powoli, zauważył jak rzadkie były jego splamione liście, zwisające z drętwych gałęzi, jak gdyby nie podniósł się do życia po długiej zimie, śpiąc wciąż jesiennym snem.

    Wygląda, jakby umierało — stwierdził, zwracając się w stronę Björna i licząc, że ten mógł posiadać większą wiedzę w sprawach dotykających nordyckiej flory. Okrążył zwolna pień po obwodzie z odległości kilku kroków. Chropowata kora o głębokich pomarszczonych zagłębieniach odchodziła suchymi płatami, jak złuszczona skóra gada. Katem oka wyłapał nagły ruch i cofnął się, zrozumiawszy, że spłoszył grupę małych istot, rozpierzchłych po zakamarkach starego drzewa.

    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Tego roku Midsommar miało być inne. Björn obudził się z tym przeświadczeniem nieco przerażony już wcześnie rano, przypominając sobie o tym, co zaszło zaledwie kilka godzin wcześniej. Po wizycie w Kamiennej Fortecy, która przebiegła w nieprzewidywalny sposób, potrzebował odrobiny prywatności i samotności, co miało mu pozwolić na to, by z powodzeniem oderwał się od ponurych myśli krążących wokół potencjalnych wydarzeń dzisiejszego dnia. Nie było już odwrotu. Nie teraz. Nie w tym momencie. Klamka zapadła, dlatego po chwili dłuższego namysłu, w towarzystwie porannej, mocnej kawy i papierosa, postanowił wybrać się na Midsommar wcześniej niż zazwyczaj. Las o tej porze był stosunkowo pusty — oficjalne obchody jeszcze się nie zaczęły, dopiero się do nich przygotowywano, dlatego Björn w spokoju mógł skupić się na zbieraniu ingrediencji. Przechodząc między rozłożystymi drzewami i oddychając świeżym powietrzem, młody Guildenstern wiedział, że to będzie dzień, który całkowicie zmieni jego życie. Wszystko, co dotychczas było nieuchwytne i odległe, teraz stało się realne i bliskie. Zbyt realne. Zbyt bliskie.
    Ilmari — wypowiedział z niemałym zaskoczeniem w głosie, gdy ktoś na głos wywołał go po imieniu. Nie spodziewał się, że podczas przechadzki spotka tutaj właśnie Vanhanena. Widywał go ostatnio częściej niż zwykle, a może po ich spotkaniu w pracowni zaczął po prostu na niego zwracać uwagę. Nie powinien. Trochę świętuję, a trochę próbuję zebrać myśli — odpowiedział zgodnie z prawdą Björn. Później bowiem  czekało go spotkanie z Vivian Sørensen, o czym wczoraj obwieścili mu rodzice. Nie podobał mu się do końca ten pomysł — nie mógł jednak protestować po tym, jak Magisterium prosiło go o to, by się nie wychylał. Ale teraz, kiedy w jego umyśle krążyły myśli o dzisiejszym spotkaniu z Vivian, czuł się skonfundowany i rozdarty między lojalnością wobec rodziny a swoimi własnymi pragnieniami, które w żaden sposób nie współgrały z oczekiwaniami klanów. Czy to było właściwe, że decyzje dotyczące jego przyszłości były podejmowane bez jego udziału? Czy to był sposób na życie, który naprawdę chciał prowadzić? Te pytania buzowały w jego umyśle, gdy kroczył przez łąki.
    Luscinia svecica — powtórzył po nim, jednocześnie spoglądając na jego przewodnik, gdy zbliżył się do niego na tyle blisko, by zajrzeć mu przez ramię. — Jestem zaskoczony. Interesujesz się ptakami? — zapytał po chwili Björn, nie zdając sobie sprawy z pozostałych zainteresowań Ilmariego. Choć ornitologia nie była w kręgu jego pasji, to jako dobrze wyszkolony alchemik musiał perfekcyjnie znaleźć się na ingrediencjach zwierzęcych. — Spójrz. — Oderwał się od wcześniejszej czynności, odkładając zioła na ziemię, a jego wzrok niespodziewanie przykuło obumierające drzewo i grupa małych trolli. — To tussy — powiedział bez zawahania, powtarzając czynność po Ilmarim i okrążając z odległości kilku stopni pień. Został tylko jeden z nich, bowiem reszta tussych nieoczekiwanie spłoszyła się na ich widok.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Obumierające drzewo wydawało się martwić gromadę tussych. Nie było w tym nic zdumiewającego, w końcu te stworzenia słynęły ze sprawowania opieki nad przyrodą będącą jednocześnie ich schronieniem. Wstrętne, pokrywające korę rośliny plamy łączyły się ze sobą, wskazując, że tworzą misterną, skomplikowaną sieć przenikającego o wiele głębiej pasożyta, tkwiącego poza zasięgiem rzucanego powierzchownie spojrzenia. Sprawa była zawiła, nie pomagał podobnie fakt, że ani Björn, ani również Ilmari nie zetknęli się wcześniej z identycznym przypadkiem. Nawet, jeśli Guildernstern miał dużo większe pojęcie na temat magii natury, wiążące się z jego pasją do alchemii, również pozostawał w tym przypadku bezsilny, pozbawiony jasnego, przynoszącego pewność rozwiązania. Wyjście było jedno, brutalne, ale niezbędne; należało pozbyć się kolonii pasożyta i liczyć, że drzewo samo zwalczy resztkową, przytłumioną chorobę, dodatkowo pielęgnowane przez tussych. Istniało oczywiście ryzyko uszkodzenia sędziwej rośliny na dobre, ale w obecnej sytuacji należało posługiwać się regułą uświęcania środków przez wyznaczony cel. Trudno było przewidzieć, co spowodowało konkretny, dramatyczny wygląd drzewa. Możliwe, że rozprzestrzeniające się schorzenie było związana z uprawianiem w pobliżu magicznych eksperymentów. Björn, chociaż nie mógłby tego otwarcie przyznać, doskonale znał skutki zatrucia magicznego i miał szerokie pojęcie na temat destrukcyjności powtarzanych z uzależnieniem inkantacji. Z kolei sam Ilmari doświadczył niestabilności magii podczas targów poza granicami Midgardu, grożącej wyeksponowaniem istnienia galdrów przed nieświadomymi niczego śniącymi. Nie dało się mimo tego pokazać jasnej przyczyny zastanego, opłakanego stanu rośliny. Mogła być ona prosta i wiązać się z rzadkim, dotychczas mało widywanym procesem chorobowym dostępnym w odpowiednich, botanicznych księgach, których ani Ilmari, ani podobnie Björn, nie mieli okazji dotychczas zgłębić. Błagalne spojrzenie jednego z tussych, na tyle odważnego i zdesperowanego, aby wbrew swojej naturze okazać zaskakującą śmiałość, wydawało się zachęcać do działania. Dodatkowym, motywującym czynnikiem był fakt, że stworzenia te były zazwyczaj przychylne napotkanym galdrom - prowadziły zagubionych podróżników, pokazywały nowe ścieżki oraz wręczały symboliczne prezenty ze znalezionych w lesie darów. Poświęcenie kilku chwil na rozwiązanie problemu mogło nie być jedynie bezinteresownym i nieopłacalnym zadaniem wykonywanym z czystej, szlachetnej dobroci serca.

    INFORMACJE

    Poniżej znajdują się etapy, które macie uwzględnić w dalszej części rozgrywki razem z ich wyjaśnieniem. Prorok nie kontynuuje rozgrywki.


    Etap I
    Pierwszy, istotny punkt toczącej się choroby został wskazany wam przez magiczne stworzenie. Musicie usunąć narośl albo za pomocą zaklęcia odcinającego albo próbując zamrozić jej obszar odpowiednim zaklęciem z dziedziny magii natury. Progi są zgodne z podanymi w księdze magii. Aby akcja zakończyła się sukcesem oboje musicie rzucić z sukcesem zaklęcie; w przypadku porażki dokonać dorzut i uwzględnić fabularnie ponowną podjętą przez daną osobę próbę.

    Etap II
    Musicie przyjrzeć się uważnie drzewu, którego wielkość ze względu na wiek jest oczywiście dosyć imponująca. Należy znaleźć serce całej kolonii pasożytującej masy - jeśli obumrze, istnieje duża szansa na odratowanie rośliny. Waszym zadaniem będzie prześledzenie uważnie śladów nici tworzonych przez pasożyta łączących poszczególne punkty większych, okazałych plam. Zaczynają się splatać w jednym miejscu. Wykonujecie rzut na spostrzegawczość. Jeśli jeden z was uzyska wynik 55 i wyżej, zauważa, że główna część pasożyta znajduje się wewnątrz jednej z dziupli.

    Etap III
    Nastała pora, aby zniszczyć macierzysty punkt rozrastającego się pasożyta. Możecie w tym celu wybrać zaklęcia z rodzajów podanych w etapie I. Miejcie się jednak na baczności, ponieważ pasożyt wydziela toksyczne opary szkodliwe dla każdego, kto tylko znajdzie się w ich zasięgu. Musicie być dostatecznie szybcy w wypowiadanej inkantacji. Jeśli któryś z was dostąpi porażki albo uzyskany przez niego wynik nie przekroczy o 10 punktów progu rzucanego czaru, nie udaje się mu odskoczyć przed wydzielanym dymem. Zaczynają mu doskwierać osłabienie, zaburzenia widzenia i ból głowy, które na całe szczęście ustępują po kilku minutach. Po osiągnięciu sukcesu widzicie, jak reszta pomniejszych kolonii zaczyna powoli obumierać. Tussy są bardzo szczęśliwe i przynoszą dla każdego z was w dowodzie wdzięczności po 2 sztuki wybranych składników specjalnych do warzenia eliksirów. Oprócz tego przysługuje wam do odbioru 1 punkt do statystyki magii natury.
    Widzący
    Ilmari Vanhanen
    Ilmari Vanhanen
    https://midgard.forumpolish.com/t3494-ilmari-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t3522-ilmari-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t3523-pyokkihttps://midgard.forumpolish.com/f132-ilmari-vanhanen


    rzut na zaklęcie
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Ilmari Vanhanen' has done the following action : kości


    'k100' : 15



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.