Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Midsommar: Elfi szlak

    5 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Elfi szlak
    Elfy są jednymi z najbardziej tajemniczych stworzeń magicznej Europy Północnej. Nazywane ukrytymi ludźmi są często przedstawiane jako smukłe stworzenia o niebywałej urodzie. Elfi szlak, znany również jako ścieżka elfów, jest trasą prowadzącą przez tereny Lasów Północnych. Wspominana nazwa pochodzi od określenia Håvarda Froilanda, norweskiego badacza flory i fauny, który przysięgał, że właśnie idąc tą trasą trafił do zagajnika będącego jednym z miejsc cenionych przez elfy. Liczni ludzie podążali tą ścieżką, łudząc się, że tak jak Froiland spotkają te nieodgadnione do tej pory istoty, o których galdrowie nadal dysponowali drastycznie ubogą wiedzą, jednak na próżno – tytuł przetrwał jedynie jako legenda karmiąca naiwne umysły. Okolice elfiego szlaku są mimo tego cenione przez alchemików, gdyż w okolicy występują wyjątkowo bogate zbiorowiska roślinności. Podobno ich wyjątkowe zagęszczenie ma dowodzić niewątpliwemu natężeniu magii w okolicy, co sugerowałoby, że Froiland nikogo nie okłamał, elfy postanowiły nie pokazywać się więcej żadnej istocie ludzkiej.


    Ingrediencje
    W tym temacie możesz znaleźć ingrediencje. Aby je zdobyć, wystarczy napisać posta, wykonać rzut kością zgodny z mechaniką zbierania składników i rozliczyć się w aktualizacji rozwoju.

    ● Ingrediencje roślinne: miętulipan (I), malina nordycka (I), konwalia majowa (I), tojad (I), białomirtwór (I), białoszept (II), mierznica czarna (II), żarliwodrzew (II), dzięgiel litwor (II), lepiężnik różowy (III), stoplamek (III), mandragora lekarska (III)
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    21.06.2001

    Zbieranie ingrediencji
    Wspólne poszukiwanie zbiorów roślin stanowi jedną z kultywowanych tradycji podczas Midsommar. Uczestniczą w niej nie tylko alchemicy oraz sprzedawcy ingrediencji, jak również ludzie zwyczajnie czerpiący przyjemność ze spokojnego spaceru. Poszukiwanie ziół o użytecznych, cennych właściwościach ma symbolizować obiecujące plony oraz pomyślność w nadchodzących tygodniach. W aktywności może wziąć udział każdy, a wyjątkowo zbieranie ingrediencji odbywa się przez używanie kości k6 ze względu na zwiększone szanse podczas świętowania Midsommar. Osoby, które chcą rzucać więcej niż raz na poszukiwanie roślin, muszą przynajmniej raz rzucić kością na wydarzenia losowe. Uwaga! Wyjątkowo z okazji Midsommar i panującej w związku z przesileniem letnim magii, na elfim szlaku można znaleźć wszystkie dostepne na forum składniki roślinne, nie tylko te, które są podane w opisie lokacji. Więcej na temat ingrediencji można się dowiedzieć pod tym adresem.


    Ingrediencje (k6)

    1 – Nie udaje ci się zdobyć żadnego składnika roślinnego.

    2 – Zdobywasz po 2 sztuki wybranego składnika (I), (II) i (III).

    3 – Zdobywasz po 3 sztuki wybranego składnika (I), (II), (III).

    4 – Zdobywasz po 5 sztuk wybranego składnika (I), (II) lub (III).

    5 – Zdobywasz po 1 sztuce wybranego składnika (I), (II) lub (III).

    6 – Zdobywasz po 3 sztuki wybranego składnika (I), (II) lub (III).

    Wydarzenia losowe (k6)

    1 – Jesteś tak skoncentrowany na znalezieniu użytecznych roślin, że zapominasz, w którym kierunku idziesz. Kiedy nareszcie przemawia do ciebie głos rozsądku, wydaje ci się, że mogłeś się zgubić w gęstwinie Lasów Północnych.

    2 – Wyciągasz rękę, by sięgnąć po nieznany ci do tej pory gatunek rośliny. Niestety, okazuje się, że jej liście mają właściwości drażniące. Odsuwasz się niemal natychmiast, a twoja ręka jest zaczerwieniona, tak, jakbyś zdołał ją oparzyć wrzątkiem.

    3 – Podczas zbierania ingrediencji natrafiasz na roślinę z wystającymi kolcami. Jesteś przez moment nieostrożny i jeden z cierni kaleczy twoją dłoń, powodując dość płytką, ale bolesną i uporczywą ranę. Pamiętaj, aby możliwie jak najszybciej ją zaopatrzyć.

    4 – Nie dzieje się nic szczególnego.

    5 – Nie dzieje się nic szczególnego.

    6 – Potykasz się o jeden z wystających korzeni i tracisz równowagę, omal nie upadając na swojego rozmówcę. Na całe szczęście w nieszczęściu wychodzicie z tej sytuacji bez szwanku.
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Lawirowała z dala od spojrzenia Kruczych, meandrowała ścieżkami, których cienie kryły ją przed natarczywym wzrokiem funkcjonariuszy zatrudnionych do ochrony terenów, gdzie odbywała się celebracja Midsommar, a gdy odwracali głowy, ciskała ku nim zaostrzone warknięcia. Verner był niegdyś jednym z nich, czy rozpoznawał w tłumie dawnych kolegów, ich zrelaksowane, aczkolwiek wciąż czujne twarze na tle pogrążonego w zabawie tłumu? Nie mogła nie zerkać ku niemu z wyrzutem, cichym i zawoalowanym, wręcz niestosownie intymnym, kiedy we trójkę zmierzali w stronę lasów i polan, na których obrodziły cenne ingrediencje. Prezenty od samych bogów, podarunki od Norn, miłe zapychacze przed kolejnymi rozdziałami ludzkiej, nieuchronnie popieprzonej niedoli.
    Wciąż czuła na języku ciężki posmak ciemnego piwa; wypiła zaledwie trzy czwarte kufla, a w miarę oddalania się od rzemieślniczych stoisk i kramów zaczynała żałować, że nie dopiła reszty. Smak był bowiem nieziemski, jakby pobłogosławiony na okazję święta, ale nawet teraz Asterin przytrzymywała się w ryzach, wędrując pośród ściśniętych grupek i przerzedzonych spacerowiczów. W dupie miała Baldura i jego odrodzenie, ale łasa na darmowe komponenty niczym sroka, nie mogła nie skorzystać z okazji, nie ruszyć wraz z innymi galdrami w otwartą paszczę lasu, żeby wyzbierać wszystkie pędy, kwiaty, łuski i tym podobne.
    Verner towarzyszył jej od dłuższego czasu, nie tylko dzisiaj; zakradł się do jej życia i zwinął w kłębek jak kot wylegujący się na kominku, spijając miąższ jej doświadczenia w magii zakazanej, a przy tym doprowadzając ją do białej gorączki, gdy przyłapywała się na tym, że w jego towarzystwie znów zaczynała czuć się swobodnie. Przecież to błąd, paskudne niedopatrzenie, proszenie się o guza - zdradził ją i zhańbił, a potem pojawił się z rzadko wypowiadanymi przeprosinami i nagle stał się częstą częścią dnia, elementem, do którego wbrew sobie zaczynała się przyzwyczajać. Z Synne sytuacja wyglądała inaczej: szczerze lubiła ciemnowłosą dziewczynę, ich konszachty i niecne kantowanie w karciankach albo grze w kości. Lubiła po wszystkim kłaść ręce na ladzie, za którą stała, i opierać na nich głowę, z leniwą nonszalancją patrząc na wycierającą kufle koleżankę, młodą, świeżą i niekiedy niestosownie naiwną. Potrzebującą zahartowania, jak niedopracowana jeszcze stal. Dziś miała u swojego boku ich oboje, wiodąc ich naprzód. Odłączyli się od tłumnie pędzącego naprzód zbiorowiska i ruszyli drogą, o której zarzekała się, że świetnie ją zna, tyle że… Cóż, gówno prawda. Wodziła wzrokiem po zielonym poszyciu w poszukiwaniu roślin, które musiały się przed nią pochować, i nawet nie zauważyła, jak sceneria ze znajomej zmieniła się w absolutnie obcą, pełną prześmiewczo wyprostowanych drzew i krzewów bujających się na lekkim czerwcowym wietrze. Doskonale, jeszcze tego brakowało; przystanęła, rozglądając się na boki, lecz żaden fragment pejzażu do niej nie przemówił.
    - Dobra, kurwa, cicho - rzuciła przez ramię do Vernera i Synne, niezależnie od tego, czy zachowywali krystaliczną ciszę, czy może trajkotali niczym przekupy na targowisku. Nie dość, że do tej pory nie znalazła absolutnie niczego, to na dodatek wywiodła ich w pole, mnąc w ustach kolejne przekleństwo. - Zagadaliście mnie i nie wiem gdzie jesteśmy - burknęła, chętnie zrzucając na nich winę za swoje niepowodzenie. Natura wprawiała ją w dyskomfort, Asterin nie czuła się swobodnie w jej objęciach i myśl o tym, że nie znała tego terenu, tylko dołożyła do chmur gęstniejących nad jej głową. A brak zdobyczy? Jedynie jeszcze mocniej to pogłębiał, sprawiając, że skrzyżowała ręce na piersi i obróciła się do swoich towarzyszy z oskarżycielskim spojrzeniem. - Niech ktoś inny prowadzi, skoro jesteście tacy mądrzy - oznajmiła z zadartym ku górze podbródkiem. Ciemnośliwkowa tunika tańczyła lekko wraz z powiewami pachnącego świeżością powietrza, natomiast sięgające kostek buty deptały gałązki bez wyrzutów sumienia, tonąc teraz w mchu, gdy ukucnęła, brodząc dłońmi w szmaragdowych zaroślach. Za obruszoną postawą kryła się jednak umiejętnie kamuflowana czułość, do której nigdy by się nie przyznała; jakieś dziwne, mieszkające w niej ciepło, kiedy patrzyła na ich twarze, jakaś zażyłość odciskająca ślad w mięśniach mimicznych, dopiero gdy odwróciła od nich głowę i uciekła spojrzeniem. Pieszczotliwość? Sympatia? Nie zastanawiała się nad tym, nie usiłowała rozłożyć emocji na czynniki pierwsze, bo nie tak ją wychowano, nie z tej gliny ją ulepiono; zamiast tego skoncentrowała się na opancerzonej kolcami roślinie, z której pędów chciała oddzielić potrzebny jej składnik, kiedy nagle jeden z zaostrzonych krańców drasnął jej skórę i upuścił krwi. Asterin syknęła wściekle, cofając skaleczoną rękę. Płytka szrama ciągnęła się wzdłuż palca wskazującego, niegroźna, lecz irytująco bolesna. - Co za franca - wymamrotała cicho pod nosem, nie chcąc, żeby jej towarzysze zorientowali się, jak bardzo była nieuważna. Posoka malowała jednak na płótnie jej ciała wyrazistymi smużkami niczym farbą skapującą z pociągnięć pędzla, więc przysunęła palec pod usta i dyskretnie oblizała jedną z karminowych ścieżek. Święto, celebracja, radość, dobra zabawa, mhm.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości


    #1 'k6' : 1

    --------------------------------

    #2 'k6' : 3
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    W przeciwieństwie do Asterin, on podczas trwania Midsommar witał się z Kruczymi Strażnikami promiennym uśmiechem i skinięciem głowy, a w wielu przypadkach—gdy trafiał na tych znajomych (choć wolał kolegować się raczej z grubymi rybami, a nie z tymi patrolującymi festiwale...) również serdeczną rozmową. Był tutaj chłopcem z klanu i byłym Kruczym i miał zamiar podtrzymywać iluzję jak najdłużej, wszak najciemniej jest pod latarnią. Powściągnął jednak swój sposób bycia, gdy tylko spotkał się z Eggen, świadom, że to dla niej drażliwy temat.
    Dla niego zaś drażliwym tematem było to, że w odpowiedzi na propozycję wspólnego poszukiwania ingrediencji (był pewien, że nie odmówi) postanowiła przyprowadzić koleżankę. Od ponad miesiąca miał wrażenie, że Asterin znajduje wszelkie taktyki by oprzeć się jego urokowi—do tych taktyk zaliczał głownie spotkania miejsca ch publicznych, szczególnie takich z oblepionymi piwem stolikami i pachnących ludzkim potem; ale i jej zdolność do cofania ręki gdy niby przypadkiem usiłował musnąć jej dłoń podczas podawania ingrediencji; a to, że Eggen uśmiechała się do barmanów w dzielnic Ymira Starszego uważał za osobisty afront. Całą siłę woli wkładał w niespytanie, czy któryś był kiedyś jej klientem i czy płacili jej robieniem piwa skoro on płacił jej lekcjami alchemii, ale miał być dojrzały i nie wracać do przeszłości. W ramach nagrody za własną siłę woli, postanowił, że spyta potem Asterin na stronie czy jej koleżanka jest prostytutką (to miałoby sens i mógłby wzbudzić zazdrość blondynki!), ale na miejscu spotkania rozpoznał w brunetce Synne i pytanie zamarło mu na ustach, zapewne na wieki. Pamiętał ją ze sklepu alchemicznego jednego z nielicznych ślepców, z którym łączyło go kruche zaufanie; pamiętał jej ciepłe oczy i nieco cielęcy sposób w jaki patrzył na nią Aarni. Nie wnikał, co ich łączyło, ale nie pasowała do tanich burdeli (Asterin też do nich nie pasowała - podpowiadał mu złośliwy głos w głowie i może dlatego był na Asterin tak wściekły), co najwyżej do zaplecza tamtego sklepu. Przywitał się z dziewczyną uprzejmie—zawsze był wobec niej bardzo uprzejmy, zwłaszcza gdy sprzedawała mu nielegalne ingrediencje—ale na Asterin zerknął spode łba, zaskoczony.    Czy wiedziała o wpływie, jaki miała na ludzi Synne? Dlaczego, chyba nieświadoma ich wcześniejszej znajomości, organizowała mu spotkanie z selkie; chciała zobaczyć jak się zachowa? A może liczyła, że wtedy o niej zapomni? Z oburzeniem pomyślał, że zaraz przyprowadzi tutaj huldrę, hipnotyzera i może jeszcze dziedziczkę jakiegoś klanu, a potem uśmiechnął się promiennie, jak gdyby nigdy nic.
    - Mam nadzieję, że nie organizujesz mi randek w ciemno, Asterin - wymówił jej imię bardzo przeciągle, jak zawsze gdy był zirytowany a jedynie łączysz ze sobą miłośników alchemii - no, Aarni był miłośnikiem alchemii, niekoniecznie Mikkelsen, ale przezornie postanowił być po jej dobrej stronie -i że zostaniesz z nami dłużej. - przesunął wzrok na Synne i, zanim którakolwiek zdążyła się odezwać, dodał uspokajająco: -Nie martw się, tak sobie żartuję. Asterin wie, że wolę blondynki. - spojrzał na Eggen znacząco, a dalej niech ona się tłumaczy (nie musiałaby tego robić, gdyby na przykład poprosiła go o dyskrecję albo dała się namówić na wino w jego domu!).
    Ruszyli, a on czujnie rozejrzał się jeszcze po lesie, w głębi serca nie chcąc by ktoś widział go z kobietami i którąkolwiek z nich rozpoznał. Wybrali ścieżkę z dala od innych galdrów, ale sama ich obecność mu wadziła, nie tylko ze względu na anonimowość.
    -Czy nie drażni was, że wybrali się tu amatorzy? Tylko zadepczą kwiaty. - parsknął, jako alchemik nie ukrywając swej pogardy wobec świętujących tutaj jedynie dla roślinnej pamiątki lub łaski bogów.
    Gdy blondynka wysunęła się nieco na przód, on został z Synne z tyłu i wreszcie spoważniał, tym razem zniżając głos.
    - Nadal żadnych wieści o Aarnim? - upewnił się, zastanawiając się, czy selkie chce go znaleźć. On chciał, choćby z tego względu, że bardzo nie na rękę był mu fakt, że człowiek wiedzący o nim odrobinę za wiele mógł być przesłuchiwany.
    Wtedy właśnie Asterin kazała im się zamknąć, a on wzruszył lekko ramionami.
    - Jak można zgubić się na Midsommar? Ja poprowadzę! - obwieścił radośnie. - Poplotkujcie sobie, dziewczęta. - mruknął łaskawie, wysuwając się na przód. Przed chwilą obserwował zgrabną pupę Asterin, więc samemu się wyprostował, ciekaw, czy i one wbiją wzrok w jego plecy albo biodra. Może po to wzięła koleżankę, czekając na jakieś głupie, babskie błogosławieństwo? Jeśli tak, zrobi na Synne dobre wrażenie—już zrobił, dobrze jej zapłacił za składniki znalezione w ruinach sklepu Aarniego—byleby zrobić Asterin na złość. I może trochę z przezorności. Eggen miała go jedynie za złotego chłopca z klanu, ale tacy chłopcy wychowywali się wśród plotek (również babskich plotek, jego matka nie miała przecież nic innego do roboty) i doceniali ich potęgę oraz grozę. Wyprzedziwszy kobiety, skupił się na ścieżce i uśmiechnął pod nosem, widząc fioletowe kwiecie.
    To samo, którego szukał gdy zakochał się postanowił, że Asterin będzie jego. Niektóre rzeczy się nie zmieniają. Klęknął, by wprawnym ruchem zerwać każdą z rąk diabła, z dumą podziwiając trójkę dorodnych, czarnych korzeni.
    - Widzisz je, Synne? To one są najcenniejsze, nie kwiaty. - pokazał znalezisko brunetce, choć wzrok miał utkwiony w plecach kucającej nad innym kwiatem blondynki. - Prawdziwi koneserzy doceniają to, co jest trwałe i silne, a nie to, co jedynie błyszczy. - powiedział głośno, tak by Eggen słyszała. Wciąż bolało go to, że miesiąc temu wypowiedziała się o jego żonie takim tonem, jakby uwierzyła, że tamta cokolwiek dla niego znaczyła. Cokolwiek, poza zrobieniem Asterin na złość—postarał się, by ślub był w każdej gazecie i kłuł ją w oczy.
    Dziś ukłuła ją tylko roślina, co chyba próbowała zamaskować, ale co wychwycił, czujny na jej mowę ciała.
    - Uważaj, bo się pokłujesz. - odezwał się, wstając i przewracając oczyma. - Zjedz cukierka, to poprawi ci humor. - niby przypadkiem ustawił się tak, by Eggen zobaczyła jak ładne okazy zebrał do torby, a potem sięgnął po paczkę cukierków hamujących krwawienie. Synne ich nie zaoferował ani samemu jednego nie zjadł, bo byli ostrożni i roztropni, przynajmniej na razie.


    zdobywam: 3x ręka diabła
    zdarzenie losowe: nic się nie dzieje
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości


    #1 'k6' : 6

    --------------------------------

    #2 'k6' : 4
    Widzący
    Synne Mikkelsen
    Synne Mikkelsen
    https://midgard.forumpolish.com/t3630-synne-mikkelsen-budowa#366https://midgard.forumpolish.com/t3637-synne-mikkelsen#36786https://midgard.forumpolish.com/t3636-magister-magicus#36785https://midgard.forumpolish.com/f118-synne-mikkelsen


    Odkąd rozpoczęły się obchody i świętowanie trudno było stwierdzić, czy Synne choć raz tak porządnie wytrzeźwiała.
    Otoczka Midsommar nie do końca była tym, co mogłoby ją obchodzić. Oczywiście, wiedziała o śmierci Baldura, o udziale Lokiego, o całym dramacie, który wówczas wydarzył się w Asgardzie, ale czy było to coś, co specjalnie zaprzątało jej głowę? Nie była kapłanką, nie była w żaden sposób związana z bogami i ich historią, jeśli nie liczyć udziału Norn w systematycznym rzucaniu jej kłód pod nogi. Święto zatem było okazją do zabawy i do napitku. A rzeczeni bogowie mogli mieć całkowitą pewność, że akurat z tymi dwoma domenami Synne czuje się związana wyjątkowo mocno.
    Swobodne podejście do mężczyzn i urok nieszkodliwej kokietki sprawiał, że nie mogła narzekać na nudę, zawsze znalazła kompana do zabawy i zawsze miała zapewnione to, co jej się aktualnie zamarzyło. Albo kufelek świeżo doniesionego piwa, albo przekąskę z biesiadnego stołu, albo zabawnie mieszające zmysły użytki, albo gwiazdkę z nieba. Nie było zachcianki, której by nie zaspokoiła i nie było momentu w którym nie ogarniała tęsknym spojrzeniem tego czy innego mundurowego, jakby spodziewała się, że spotka kogoś konkretnego.
    Gdy spotkała Asterin i usłyszała o planie wielkiej wyprawy (nawet nie usłyszała gdzie konkretnie, ale na pewno było to daleko), od razu się przyłączyła. Co prawda lekko znosiło ją na lewo, pociągnięte rumieńcem policzki jasno świadczyły o stanie przynajmniej wskazującym, ale nie przeszkadzało jej to w żwawym marszu w bliżej nieokreślonym kierunku. Po drodze spotkały jeszcze Vernera (a może szedł z nimi od początku, tylko jego obecność jakoś… nie rzuciła się w oczy?), zatem ich grupa zyskała kolejnego członka. Ostatecznie była ich szóstka. Troje ludzi i trzy psy.
    Szli od pewnego czasu w ciszy, Synne zdążyła już odpłynąć myślami do sylwetek w mundurach Kruczej Straży. Słowa Vernera trochę do niej nie dotarły, ale w odpowiedzi na jej ustach natychmiast zagościł bardzo niemądry uśmieszek.
    To świetnie się składa, Verner – mruknęła miękko i zatrzepotała niewinnie rzęsami – ja na przykład trzymam się z daleka od bogatych chłopców – skłamała lekko, bez zawahania. Jak na dobrą koleżankę przystało, ominęła ewentualną kwestię tego skąd Asterin wie takie rzeczy. To nie był jej interes. Ale – na przykład – gdyby Eggen nagle zamarzyło się wrzucić Vernera w pokrzywy, to byłaby pierwsza do popełnienia wykroczenia.
    A czego w ogóle szukamy? – spytała, gdy Verner zaczął smęcić o amatorach. Gwizdnęła ostrzegawczo na Gnatołama, przerywając mu tym samym kopanie ekstremalnie wielkiej dziury gdzieś z boku i rozejrzała się za pozostałą dwójką futer. Wisielec przepadł, ale Precel – najpoważniejszy z całej trójki –  spokojnie dreptał tuż obok Asterin.
    Gdy znawca zbioru ingrediencji się z nią zrównał i spytał o Aarniego – wzruszyła ramionami. Trochę zbyt szybko i zbyt nonszalancko, by ukryć iskrę bólu przemykającą w oczach.
    Nic – szepnęła – nawet nie wiem, gdzie go zabrali. Czy w ogóle zabrali. Czy on w ogóle jeszcze… – Głos jej się załamał, urwał. Strata była wciąż zbyt nagła i zbyt świeża, by mówić o niej w sposób obojętny, a nie miała ochoty na kolejne zręczne kłamstwo.
    Z przodu doleciało do niej pobożne życzenie milczenia, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić – prowadzenie objął Verner. Synne spojrzała na jego plecy z pewną dozą rozczarowania i zniechęcenia protekcjonalnym zachowaniem. Mężczyźni.
    Nachyliła się w stronę Asterin. I to wcale nie dlatego, że znów ją trochę zniosło. (Pewnie od wiatru).
    Zakopmy go w jakimś dole – zaproponowała mrukliwym, pełnym leniwego rozbawienia szeptem – tak, żeby wystawała tylko głowa. A potem chodźmy na piwo. – Zachichotała po chwili pod nosem, wyobrażając sobie wszechwiedzącego Vernera wzywającego pomocy, za jedyną pomoc mając jedynie wiewiórki i sroki.
    Podeszła do niego niewymuszenie miękkim krokiem, tanecznym pląsem, jakby w jej duszy wciąż grała muzyka z uczty. Z ciekawością obejrzała zbieraną roślinę, ale dobór słów znajomego wydawał jej się osobliwie zastanawiający.
    Ale kwiaty nie są trwałe i silne, Verner – stwierdziła wyjątkowo trzeźwo i wyciągnęła dłoń do nieznanej, ciekawej rośliny. Okaz jednak nie nadawał się do zbioru gołymi rękami, pozostawił na jej dłoni czerwoną pręgę poparzenia. Synne spoglądała na nią z miną raczej nieprzytomną. – Wedle twoich słów, prawdziwi koneserzy cenią sobie, kurwa, kamień.
    Pochyliła się, oparła dłonie o kolana, zajrzała w krzaki.
    O, tu jest taki sam, jak twój! – zawołała, sięgając po okaz, ale pech chciał, że stojący przy niej Gnatołam akurat skoczył w stronę jakiegoś komara, popchnął ją zadem, a Synne z piskiem wpadła prosto w krzaki. Krótki szelest i pełne rozczarowania sapnięcie świadczyło o tym, że przeżyła upadek, a chwilę potem poharatana dłoń selkie triumfalnie wynurzyła się z krzaków, ściskając w palcach kwiecisty łup.
    Mam! I nic mi nie jest! Jakby ktoś pytał…

    |ręka diabła x1


    Looking for trouble and if I cannot find it,
    I will create it
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Synne Mikkelsen' has done the following action : kości


    #1 'k6' : 5

    --------------------------------

    #2 'k6' : 2
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    - Ach, jasne. Tak się składa, że jako człowiek, który nie ma nic do roboty, otworzyłam biuro matrymonialne i zajęłam się kojarzeniem par bez przyszłości - mruknęła z krzywym uśmiechem, rozciągającym prawy kącik ust w kierunku policzka, podczas gdy lewy pozostał nietknięty, jak gdyby pogrążony w letnim śnie. W rzeczywistości Verner i Synne wcale nie musieliby stanowić pary potępionej przez Norny, tworzyć związku z góry skazanego na ponury, pozbawiony kolorów koniec, jednakże na to skazywała ich już sama Asterin - świadomie i niejako zaborczo, nie zamierzając dzielić się ani jednym, ani drugim. I kiedy tym razem wywróciła oczyma, kwitując w ten sposób poruszoną przez galdra kwestię upodobania do blondynek, jej ekspresja zdawała się mniej zniecierpliwiona niż zwykle, być może przytępiona przez skądinąd przyjemną atmosferę wieczora. Przez dobry humor, który przylgnął do jej skóry, wiedziała bowiem, że nie spotka tu Wujka, a jego najbliżsi poplecznicy trzymać się będą innych rozrywek. Czy Magnus gdzieś się tu kręcił? W pobliżu raczej go nie było, nie wyczuwała bowiem kwaśnego swądu męskiego potu ani nie zgubiła się w krzakach nieprzystrzyżonej brody, ale miała nadzieję, że nie zaszył się w jednej z ciemnych nor, gdzie mógłby posyłać zwierciadłu ćwiczone godzinami groźne spojrzenia. Zasługiwał na przyjemny wieczór, na chwilę wytchnienia od ich małego, rodzinnego pierdolnika.
    - Dobrze byłoby trafić ręce diabła, może też jakieś wawrzynki wilczełka. Idiotyczne nazwy, swoją drogą - wymieniła w odpowiedzi na pytanie Synne, żywiąc nadzieję, że w noc błogosławioną przez bogów, podczas której ci mogliby udowodnić swoje istnienie darami wypełniającymi kosze, mieszki i fiolki, natrafią na żyły alchemicznego złota. Verner zapewne również nie celował w rośliny łatwo dostępne, wręcz pozbawione finansowej wartości, skoro równie dobrze mogliby niewielkim kosztem (co najwyżej własnej dumy, zmęczenia i zagubienia w gęstej florze) odnaleźć okazy cenniejsze, potrzebne w wielu interesujących ich miksturach.
    - A ktoś rozdawał mapy? Nie? To tak właśnie można się zgubić - westchnęła, rozeźlona faktem, że jako pierwsza zapędziła ich w pasma identycznych, poplątanych ze sobą ścieżek niknących w mchu i wysokich trawach. Odprowadziła Vernera wzrokiem, kiedy ten objął przewodnictwo, łaskawie pozwoliwszy im zająć się plotkami, jak gdyby były dwiema przekupami spotykającymi się na targowisku. O czym niby miały plotkować, o nim czy o lakierze do paznokci? - Prędzej wykopię dwa doły, jeden obok drugiego, żebyście mogli wymieniać się wrażeniami z gryzących was w tyłki robaków, kiedy już was tam wepchnę i zakopię - parsknęła kąśliwie, mierzwiąc onyksowe kosmyki włosów towarzyszki. Nie umknęły jej karminowe rumieńce na policzkach Mikkelsen, jej chód tańczący z niewidzialnym partnerem, woń alkoholu otulająca oddech przy słowach wypowiadanych z wstawionym zaśpiewem, i absolutnie nie miała jej tego za złe. Chciałoby się rzec, że Synne spijała w ten sposób miąższ Midsommar, hołdowała celebracji, wpuszczając ją do swojego organizmu w ciekłej postaci, bawiąc się, ciesząc i beztrosko dokazując. Czy na klanowych spędach ludzie raczyli się trunkami do tego stopnia? Ilu bełkoczących, odpływających świadomością krewnych oglądał mały Verner, ilu z nich z posadzki zeskrobywał dojrzały? Z pewnością nie kosztowali tam taniego albo rzemieślniczego piwa, wyobrażała sobie, że wybierali za to alkohole, których nazwy nawet nie potrafiłaby powtórzyć.
    W trakcie gdy Verner opowiadał Synne o rękach diabła, jej własna ręka została dotkliwie pokłuta, a krople świeżej, szkarłatnej krwi kapnęły na mech, jakby roślinność była spragnioną bestią, którą tylko w ten sposób mogła ukoić. Nie umknęło jej jednak to, co mówił, jak mówił, to, że w subtelnej aluzji znów rysował ją jako trwałą, silną i przez to cenną, mimo że Mikkelsen wcale nie pojęła skrytego tam drugiego dna. Mimowolnie parsknęła na komentarz dziewczyny, bo właśnie tym była w porównaniu do eleganckiej żony z okładki traktującej o jego ślubie - kamieniem, zwykłym kruszcem odnalezionym na żwirowej drodze. Niczym, co przykułoby wzrok, ale czymś, co potrafiłoby rozbić czaszkę.
    A on wciąż zdawał się tym zauroczony.
    - Gdybyś mi to powiedział dziesięć sekund temu, może nawet byłabym wdzięczna - rzuciła naburmuszona, kiedy Verner znalazł się obok, on i dorodny fiolet wystający spomiędzy klapy torby - lecz wbrew temu jej oczy rozświetliły się wyzywająco, z rozbawieniem nieodzwierciedlonym w mięśniach twarzy, mimo krwawych wstążek wciąż mknących w dół palca. Odwrócone role, dziś to on ruszał jej na ratunek, on pochylał się nad nią, on patrzył na skaleczoną dłoń. Bez sideł, bez pułapek, bez szpitali, a przede wszystkim z pokrewnie cierpiącą dumą; dobrze, że tamtego dnia ścieżką dydaktyczną nie wędrował sam, dobrze też, że przygoda z wnykami nie odcisnęła się na nim trwałym, uprzykrzającym życie śladem.
    Wtem gdzieś obok rozległ się szum wzburzonych krzewów, jak gdyby las wydał oburzony zachowaniem Synne syk, zaraz potem wypluwając ze swoich trzewi rękę ujmującą świeżą zdobycz. - Uważaj, bo się pokłujesz - powtórzyła słowa Vernera z cierpkim, żmijowatym uśmiechem, spojrzawszy to na niego, to na nią, pełną pozrywanych traw, gałązek zaplątanych we włosy i zapewne niejednego robaka zebranego podczas wstawania. - Dobra, daj - odpowiedziała Forsbergowi, nie zdając sobie sprawy, że cukierek, o którym mówił, był czymś więcej, niż tylko słodyczą, natomiast odczuła to w chwili, gdy ten zaczął działać, rozpuszczany na języku. Intensywność krwi spływającej z rany palca zaczęła momentalnie przygasać, skóra zdawała się bardziej napięta, jakby coś ściągało ją ku sobie i zachęcało do ponownego złączenia; zerknęła więc ku niemu podejrzliwie, przemyślenia zachowawszy jednak dla siebie, kiedy ruszyła naprzód wraz ze swoimi osobliwymi kompanami.
    - Właśnie wysunęłam się na prowadzenie - raptem oznajmiła donośnie i rzuciła się naprzód, pędząc w kierunku pokaźnych rozmiarów kolonii rąk diabła, od razu zabierając się do ostrożnego wyrywania kwiatów z ziemi i umieszczania ich w swojej starej, czarnej lnianej torbie. Okazy Vernera były piękniejsze, to prawda, ale Asterin z radością poświęciła urodę zbiorów w imię ich liczebności. - Nie wygrałam przy żadnym stoisku ze świątecznymi zabawami, więc teraz nie odpuszczę - przyznała tylko dlatego, że tutaj, teraz, już zaczynała wygrywać, niby w rekompensacie obrażeń odniesionych przez nieuważny palec.

    ręka diabła 10 hoho
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości


    'k6' : 4
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    - Nigdy nie zgadzaliśmy się w tym, co nie ma przyszłości - wytknął zniżonym głosem, nachylając się nad Asterin i korzystając z chwilowego rozproszenia jej koleżanki.  Spojrzał na Eggen wyzywająco, zniżając się do szczeniackiej pasywnej agresji (jej reakcja na jego oświadczyny wciąż tkwiła w nim jak kolec; a duma skutecznie odpierała myśl o tym, że forma tych oświadczyn pozostawiała wiela do życzenia) oraz jeszcze bardziej szczeniackiej próby wzbudzenia zazdrości. Gdzieś w głowie zadźwięczały mu słowa Einara, szpila wbita być może nieświadomie, ale prawie równie skutecznie jak rany zadane przez małą żmiję. - Ale - złagodniał lekko, zreflektował się - dziś się zgadzamy. - mruknął, choć w tej zgodzie czaiło się innego rodzaju wyzwanie. M n i e nie są potrzebne inne kobiety, chciał zasugerować, zarazem wciąż nie umiejąc pozbyć się żalu o to, że w przeszłości dzielił jej ciało z innymi i że wcale nie chciała (nie mogła?) tego zmienić. Ani głębszego żalu o to, że nie wiedział i nie chciał wiedzieć, jak teraz wyglądało jej życie—czy, skoro przestała pracować, stała się dla innego mężczyzny jedyną? Igrałaby z losem, spędzając wtedy tak wiele czasu z Vernerem, ale kto wie. Żmija omotała go wokół palca, byłaby zdolna zrobić to z innym frajerem.
    Jak na napad zazdrości, szukanie rąk diabła i wymyślanie metafor i tak szło mu całkiem sprawnie.
    - Nie nazywaj kamieni kurwami - zwrócił uwagę ciemnowłosej, niby żartobliwie i z promiennym uśmiechem, ale tak by Asterin słyszała. Nie użył tego słowa podczas ich zerwania, choć znalazł wtedy mnóstwo innych synonimów. - Bezoar to kamień - jelitowy, ale mniejsza o to - a to jeden z najcenniejszych składników na rynku i jedna z najskuteczniejszych odtrutek. - dywagował dalej, nie przejmując się tym, czy ktokolwiek go słucha. - Poza tym, najwyraźniej jestem prawdziwym koneserem, bo moje najmilsze wspomnienia z młodości dotyczą kamieni. - stwierdził enigmatycznie, myśląc o pewnym rumowisku skalnym. Nieroztropnie przywołał wspomnienie damy w opałach i jej skręconej nogi; po tym jak wdepnął w zwierzęce sidła powinien pogrzebać je na zawsze—ale czy przy Asterin kiedykolwiek był roztropny? Był rozważny, aż zanadto, aż do zmęczenia, przy wszystkich innych; wszystkich, przed którymi nie chciał odsłaniać swoich masek. Przed Aarnim i jego asystentką nigdy ich nie zdradził, przy rodzinie podobnie. Najswobodniej czuł się chyba przy Sirkku—może dlatego, że jej twarz rzadko cokolwiek wyrażała i że nigdy nie musiał myśleć nad tym jak zrobić na niej wrażenie ani jak ją poderwać (bo nie był tym zainteresowany, a przy niedostępnych dziewczynach jak Eggen to jednak szalenie męczące—ale w tej przyjaźni brakowało   adrenaliny, którą czuł teraz, obserwując Asterin nad rękami diabła i dając jej cukierek i wyzywająco próbując podchwycić jej wzrok gdy go odwracała.
    - Korzystajcie z urodzaju zbiorów, które znalazłem - zwrócił uwagę, bo to on jako pierwszy znalazł się przy rękach diabła - a ja poszukam tego wawrzynka. - zapowiedział. Ktoś bardziej empatyczny albo koleżeński przejąłby się tarapatami ciemnowłosej, Verner być może próbowałby takiego zgrywać gdyby była nieco trzeźwiejsza, ale zawsze koncentrował się na celu bez reszty—a celem było odnalezienie roślin, o których wspomniała wcześniej Eggen, niepięknych, ale doskonałych, bo trujących. Już jako chłopiec nie potrafił odpuścić rywalizacji z mniej zainteresowanym alchemią bratem, instynkt pozostał w nim i teraz.
    Podszedł do nachylonej nad fioletowymi kwiatami rąk diabła Asterin i wyszeptał jej do ucha:
    - Zgubmy się razem, teraz. - a potem wyprostował się jakby nigdy nic i puścił jej perskie oko. - Albo poszukam wawrzynków sam i będziecie zadowolone, a ja bogatszy. - jak powiedział, tak zrobił, oddalając się ścieżką i zbaczając z niej (tym razem z chwilowym zawahaniem), wiedząc, że Asterin go odnajdzie. Gdy skończyła zbierać ręce diabła, on kucał już przy kępce trzech wawrzynków wilczełko znad których posłał jej triumfalny uśmiech jeśli zdecydowała się go odnaleźć. Dwie z roślin wylądowały już w jego torbie i właśnie szykował się do zerwania trzeciej—przez szmatkę i fachowo, by się nie poparzyć—ale najpierw muskał jeszcze opuszkami palców liście, z lubością szukając momentu pomiędzy uzależniającym mrowieniem dłoni a prawdziwym poparzeniem.



    3 x wawrzynek wilczełko
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości


    'k6' : 3
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Kiedy raz wpuścił gorycz do arterii swoich żył, ta chyba nigdy nie miała zblednąć. Wciąż nie rozumiał, że zrobiła to wszystko dla jego dobra; że był jedynym przyjemnym antraktem pomiędzy dwoma aktami dramatu oddawania swojego ciała za grosze; że odejście od niego było dla niej porównywalnie trudne, jak dla niego nagle wciśnięta w jego ręce samotność. Że wraz z zerwaniem ich relacji, pozbawiła się pewnej bezpiecznej przystani, wytchnienia, które odnajdywała w jego ramionach wbrew całemu światu, zaplątana pomiędzy smukłymi rękoma, do płuc wdychając zapach czystości i ziół, które zawsze z nim kojarzyła. Do ostatniej chwili nie spodziewała się, że pragnął jej aż tak: w przypływie desperacji gotów rozbić porcelanę klanowego życia i wpuścić ją do środka przez wyłamane wyrwy, nie wiedząc, albo po prostu nie chcąc wiedzieć, że jego krewni zrobiliby wszystko, by to uniemożliwić. Drzazga tamtych emocji wbiła się więc w niego głębiej, niż się spodziewała, a mimo to on i tak do niej wrócił. Odnalazł ją, przygotował się dla niej, zaprosił trwałą roszadę do swojej magii, jednocześnie ich do siebie zbliżając. Spojrzała na niego w ciszy, a kiedy dopowiedział, że tym razem w czymś stali się zgodni, przekrzywiła głowę jak zadowolony kot, zmrużywszy lekko oczy. - O dziwo w więcej niż jednej kwestii - dodała nonszalancko, za jego przewodnictwem poruszając się w miękkościach niedopowiedzeń i drugiego dna, które tylko oni mogliby rozszyfrować. Ale co dokładnie miała na myśli? Czy sama to rozumiała? Nie byli w związku, nie wyobrażała sobie nawet, że kiedykolwiek ulegnie to zmianie, nie po tym, jak potraktował ją pięć lat temu - niemniej odnalazł w sobie siłę, żeby przejść przemianę i dostrzegł walory magii zakazanej. Wciąż łączyły ich wyprawy po ingrediencje w przeklęte zarośla, uczyli się od siebie nawzajem, nachylali nad kociołkami w alchemicznych podbojach, dostrzegali to, co drugie skrupulatnie chciało ukryć przed resztą Skandynawii. I chociaż pozostawała czujna na każde tchnienie podstępu, każdy przejaw nadchodzącej wielkimi krokami zdrady, to te - po prostu się nie pojawiały. Był naturalny. Był Vernerem, którego znała, a jednocześnie Vernerem bardziej zahartowanym i spowitym cięższą mgłą cieni; Vernerem, w którego oczach czasem widziała pozbawioną dna otchłań.
    - Ciekawe, czy najmilsze wspomnienie kamieni dotyczą Vernera - parsknęła lekko, swobodnie, ogarnięta niezrozumiałym ciepłem trawiącym ją od środka przez to, jak zwrócił uwagę ich towarzyszce; jak o tym rozmawiał, jak bronił jej honoru, mimo że wiedzieli o tym tylko oni. Nie zastanawiała się jednak nad źródłem tego gorąca, zepchnęła je gdzieś na bok, identycznie ignorując głośniejsze bicie głupiego organu zamkniętego w klatce żeber, podrywającego się do lotu jak jakiś przeklęty, tnący skrzydłami wróbel.
    On i Magnus - we dwóch tworzyli najsilniejsze wspomnienia, wpleceni w pasma pamięci tak ciasno, że nie mogła od nich uciec. Nie było w niej miejsca, w którym nie istnieli, żadnej wolnej od nich przestrzeni. Owszem, nici przygód, przeżyć i skojarzeń z Forsbergiem pokryły się zwęgloną tkanką po tym, jak zhańbił ją pieczęcią, ale to nie znaczyło, że do niej nie wracały, ani że czasem o nich nie śniła, wiecznie wściekła na siebie zaraz po przebudzeniu.
    - Och, korzystam. Spójrz tylko na to: dziesięć zupełnie w porządku sztuk rąk diabła, które aż się proszą, by je poszatkować, wycisnąć z nich soki i zagotować. A dziesięć to dużo więcej niż trzy - wytknęła prowokująco i znów uśmiechnęła się w sposób, który nakreślił jej podobieństwo w jego myślach: niczym przygotowana do syku żmija, drapieżna, świadoma swojej jadowitości, a przy tym zaskakująco urzekająca dla odpowiedniego oka. Jego oko natomiast od zawsze było odpowiednie; wyłapywał fragmenty jej piękna, o których Asterin nie miała pojęcia, i przybliżał je do słońca, a ona wobec jego urody i zalet charakteru (głównie tych skrywanych, ukrytych pod fasadą posągowego Vernera) robiła to samo. Towarzyszyły temu przekomarzania i złośliwości, ale sens zawsze pozostawał właśnie taki - budujący, zamiast faktycznie deprecjonować. Jeśli zaś ona była żmiją, on musiał być kameleonem przywdziewającym kolory zależnie od okoliczności i potrzeb. Stworzenie, które pod gadzią skórą ukrywało rozkapryszonego i zdolnego głęboko zadrapać kota.
    Szept tuż przy jej uchu przeszył ją dreszczem, na ramionach pojawiła się gęsia skórka. Ciepło przemieniło się w gorąc, gdy posłała długie spojrzenie jego oddalającym się plecom, rozważając propozycję. Beznadziejną, głupią, nierozważną i przede wszystkim niedorzeczną; a jednak ruszyła za nim po chwili wahania, jak gdyby nigdy nic wciskając dłonie do kieszeni spodni, z torbą pełną skrzących się fioletem rąk diabła, które przyjemnie, aczkolwiek ledwo wyczuwalnie ciążyły na ramieniu.
    - Tak jakbyś potrzebował bogactwa - skomentowała z przekąsem, jednocześnie ujawniwszy, że szła jego tropem, że zbliżyła się, chociaż wcale nie powinna - dlatego samej sobie wytłumaczyła, że zwyczajnie udali w jednym kierunku, bo przyświecał im jeden cel. Spojrzała na wawrzynka, przy którym klęczał, wodząc opuszkami po pączkach, jakby dotykał ciała kochanki. Jak łatwe byłoby muśnięcie bokiem kolana jego ramię, gdy przechodziła obok, jak łatwe byłoby oparcie się frontem nóg o jego plecy, jak łatwe… Ale zignorowała tę pokusę. - Pamiętam, że kilka lat temu miałam uwarzyć Lokiego na jeden wypad. Facet miał się przemienić w ptaka, żeby zrobić zwiad, zanim reszta wejdzie do środka, i byłam przekonana, że taki efekt osiągnęłam. Wyobraź sobie, jak strasznie wszyscy byliśmy zdziwieni, kiedy nagle zniknął. Gdzie on się podział? Może coś koncertowo spierdoliłam, zachwiałam magią, cokolwiek? - opowiadała, krzywiąc się i uśmiechając zarazem. O ile historia z perspektywy czasu ją bawiła, o tyle tuż po tamtej scysji jej ciało pokryło się ropniami kary wznieconymi przez magię zakazaną. Połączymy przyjemne z pożytecznym, mówił Wujek z sadystyczną mentorską inklinacją, nauczysz się nowego zaklęcia i tego, żeby nie partaczyć. - Od tamtej pory ma ksywę “Pchła”. Niezbyt mnie lubi - wyszczerzyła zęby, z perspektywy czasu nie zrozumiawszy, jak mogła nie doczytać w księdze, że jedną z dopuszczalnych form transformacji jest tak niewielki, uprzykrzający życie insekt. Verner zapewne nigdy nie popełniłby tego błędu, zawsze kojarzył się jej z alchemicznym perfekcjonistą, jak gdyby wyszedł z matczynego łona z podręcznikiem, kociołkiem i chochlą, a także kasetką szczegółowo posortowanych ingrediencji. - Uwarzyłeś kiedyś serum eksplozji? - ściszyła głos, zaintrygowana. Mikstura wymagała pozwolenia, specjalnej licencji, ale nie wątpiła, że Verner obszedłby procedury, gdyby tylko chciał. Asterin tymczasem pochyliła się nieopodal, zawieszona nad klombem lepiężnika różowego okolonego porostami i wilgotnym mchem, ostrożnie oddzielając liście od łodyg. Skryła je w mieszkach wsuwanych z powrotem do torby i przeszła do wymagającego jeszcze większej ostrożności starca nierównozębnego tuż obok, przy okazji podkradając również jednego wawrzynka z poletka upatrzonego przez Forsberga - przy czym posłała mu butny, krzywy uśmiech.

    lepiężnik różowy 6, starzec nierównozębny 2, wawrzynek wilczełko 2
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości


    'k6' : 4
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Nie potrafił jej nigdy okazać, że jest dla niego ważna; nigdy nie okazywał tego tak jak normalne osoby i nikt wcześniej, może ewentualnie poza bratem (o którego lojalność nigdy nie musiał się niepokoić; zaczął dopiero, gdy święty Vermund Eriksen odciął się od młodego i głupiego Kåre, ale Forsbergowie nie byli chyba tacy) nigdy nie był dla niego ważny w ten sposób — obsesyjny i pozostawiający po utracie pustkę, której nie dało się zapełnić ani zemstą ani ślubem ani rozpraszaczami. Decyzja Asterin zaskoczyła go tak bardzo, że do dzisiaj powątpiewał czy w ogóle był dla niej ważny, do dzisiaj nie rozumiał, że naprawdę był bezpieczną przystanią. Zawsze był egoistą i nie rozumiał, że ktokolwiek mógłby zrezygnować z bezpiecznej przystani dla jakiś durnych, szlachetnych względów. Decyzja o rezygnacji z klanowego nazwiska, w którą zresztą Eggen nie uwierzyła, była w końcu czymś… innym.
    Być może dobrze się stało, że poznał jak wygląda taka pustka przed utratą księżniczki—jeszcze bardziej wstrząsającą i niespodziewaną, ale przynajmniej był już choć trochę uodporniony. Na tyle, by ostatecznie sięgnąć po antidotum po wypiciu fiolki Oddechu Orma, choć zwlekał i zwlekał i gdyby przysnął wtedy na dwie minuty to eksplodowałby wraz z własną piwnicą. Usiłował pogrzebać tamto wspomnienie i udawać, że to się nie stało; że nie był sobą (bo tylko ludzie tacy jak jego żona mogli być słabi), że tygodnie po śmierci księżniczki były tylko złym snem. Gdyby nie sny, próbowałby nawet udać, że księżniczka nigdy nie istniała, bo to nienormalne, że ktoś istniejący tak krótko tak często zaprzątał jego myśli.
    Jej nie mógł już odzyskać, ale Asterin mógł. A jej zrozumienie dla jego aluzji i miękki ton głosu dały mu nadzieję na to, że to możliwe. Nie powinien zresztą nawet w to wątpić, ale menada i Einar Halvorsen podsuwali mu czasami durne myśli do głowy.
    - Ciekawe. Może tak, w końcu staram się je doceniać. - zamruczał z przekąsem, spoglądając wprost w oczy Asterin. Podobała mu się jej swoboda, ośmielając do późniejszej propozycji oddalenia się samotnie. Przez moment patrzyła na niego w sposób, który uwielbiał przed laty—przytrzymywał wtedy jej spojrzenie, jakby prowokując do jego odwrócenia i miał szaloną satysfakcję gdy nie uciekała, gdy odnajdywała w tej grze podobną przyjemność.
Teraz przypomniał sobie jednak, że możliwe, że zawsze to była dla niej tylko gra aktorska, gra o świecidełka i ingrediencje i prezenty. Uciekł wzrokiem (pierwszy), zanim zdążył odpędzić tą myśl.
    - Och, dziesięć to rozsądny zapas… - pochwalił Asterin z promiennym uśmiechem -…choćby dla alchemika, który potrzebuje aż tylu, bo popełnia błędy i je marnuje. - błysnął zębami drapieżnie i puścił jej rozbawione perskie oko. Dawno przestała być takim alchemikiem, osobiście tego dopilnował jeszcze przed laty; ale on nigdy nie przestał być kimś, kto odmówi sobie riposty.
    Podjął ryzyko i czekał, niby skupiony na wawrzynkach i ich parzących płatkach, ale w istocie z napięciem—czy przyjdzie? Szare oczy rozbłysły, gdy zdradziła się swoim głosem.
    - Każdy potrzebuje więcej i więcej. - wyjaśnił, zastanawiając się, w jakiej biedzie musiała się wychować, że to do niej nie docierało. - Potrzebuję niezależności od klanu. - ściszył głos.  -I przygotowywałem się do tego od lat, jeśli kiedykolwiek - gdy się oświadczałem  -w to wątpiłaś. - syknął, ale może dlatego, że płatek jednak oparzył go lekko w palec. Cofnął dłoń i spokojnie owinął wawrzynki w materiał, celowo nie podnosząc znad nich wzroku. Uśmiechnął się mimowolnie, gdy mimo wszystko odezwała się pierwsza; dzieląc się skrawkiem życia, które wcześniej przed nim skrywała. Parsknął nawet szczerym śmiechem, głównie dzięki temu, że opowiadała o wszystkim tak lekko i zabawnie — znał działanie tego wywaru doskonale, więc od początku domyślał się, co się stało. - Pchła może zrobić zwiad wolniej, ale skuteczniej od ptaka. I przy okazji kogoś pogryźć. - wytknął Asterin. Miał jej powiedzieć coś o umiejętności czytania ze zrozumieniem, ale uśmiech spełzł na jej ostatnie słowa, ulatując razem z rozbawieniem. - Nie lubi. - powtórzył przeciągle. - Zemścił się jakoś? - zagaił, nie rozumiejąc, że to nie Pchła wymierzył jej karę.
    Ciekawe, ile osób w Przesmyku może mieć taką ksywkę.
    Ciekawe, ile z nich spodziewałoby się niespodzianki w obrzydliwym, Ymirowym piwie. Kupił sobie zapas do domu, nie po to, by je pić, ale po to by eksperymentować ze sposobem w jaki łączy się z truciznami.
    Uśmiechnął się ponownie, z zaskoczeniem, gdy spytała o jego doświadczenie. Jeśli miała to być zręczna zmiana tematu, to zagranie na jego ego faktycznie się udała.
    - Oczywiście, że tak. - uśmiechnął się łobuzersko i przewrócił oczyma. - Jestem doktorem alchemii, co miałoby mnie ograniczać? - choćby prawo, ale czy kiedykolwiek się nim przejmował? Zaczął dopiero wtedy, gdy zawlókł Asterin do aresztu i o dzień za późno zorientował się, że znajdą przeciwko niej dowody (nigdy nie bywał idealistą, ale naprawdę nie sądził, że poza praktykowaniem magii robiła coś złego). - A ty? - przeciągle spojrzał na wawrzynka w jej dłoniach, ale nie zareagował na tą kradzież, rozglądając się w zamian po leśnej ściółce. - O! - zawołał triumfalnie, unosząc w palcach biały kwiat z czarnym środkiem. - Lulek czarny, z tego. - obwieścił na dowód, że nie ściemnia z tym wywarem. Pokazał kwiat Asterin, by mogła się mu przyjrzeć, a potem ostrożnie schował go do własnej torby, z nieco wyzywającym uśmiechem, niewypowiedzianym cementowaniem złożonej jej w zaułku motyli obietnicy. Wszystkiego cię nauczę. Kwiat pozostawił lepkość na jego palcach, więc nieśpiesznie je oblizał, podtrzymując kontakt wzrokowy z Eggen.

    1 x lulek czarny
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości


    'k6' : 5
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Krew cieknąca wzdłuż palca stała się odległym wspomnieniem, sama rana natomiast - płytka, ale dokuczliwa, naszpikowana gryzącym uczuciem pieczenia - zaczynała zasklepiać się w rytmie ich kroków. Cokolwiek kryło się pod płaszczykiem niepozornego cukierka, przyspieszyło proces gojenia; czy to, że Verner zmarnował leczniczy wyrób na niezagrażający życiu, a zwyczajnie niewygodny dowód jej urażonej dumy, było elementem doceniania kamieni? Oboje doskonale wiedzieli, o czym rozmawiają, co kryje się za dnem, pod którego piaszczystym dywanem czaiła się kolejna kondygnacja głębi. Oboje wiedzieli, że się starał, choć nie rozumiała, co zmieniło się na przestrzeni ostatnich pięciu lat, by wreszcie do tego dorósł. Dawne krzywdy ostygły, pokryły się blizną, czy wydarzyło się coś jeszcze? Wytrzymała jego spojrzenie, odwzajemniwszy je swobodnie i z płonącym w błękicie tęczówek ogniem, instynktownym, mimowolnym, niedługo później też stłumionym, gdy rozsądek powrócił do głosu i Asterin przywołała się do porządku. Istniały granice, których nie zamierzała przekraczać, gesty, których nie zamierzała wykonywać, słowa, których nie zamierzała powiedzieć. Tyle nagle sztywnych ram do przestrzegania w niepewnej jeszcze relacji, która elektryzowała ją, czy tego chciała, czy nie. Kąciki jej ust uniosły się wyżej, w niemej, wyostrzonej ekspresji, ukazującej wszystko to, co było od niej niezależne: pewien rodzaj przyjemności z jego wyznań, wyzwania, jak daleko mógłby się posunąć, by spróbować naprawić winy bezpowrotnie wpisane w okalającą ich atmosferę. Długo go nienawidziła, tyle samo nim gardziła, ale łatwiej było to robić, kiedy był daleko, przyrównany do imienia na okładce czasopisma albo urywków zasłyszanych w mieście, do zadry w jej wspomnieniach, a nie kiedy stał przed nią i wciąż posiadał w sobie magnetyzm, któremu próbowała oprzeć się wszelkimi sposobami. Z różnym rezultatem, przeważnie gorszym, niż sobie tego życzyła.
    Wydęte policzki pokryły się czerwienią oburzenia, zassane do płuc powietrze zaświszczało, ale zamiast czuć prawdziwą złość na jego uwagę, w oczach zajaśniały iskierki rozbawienia. Dawno tego nie robili: nie przekomarzali się prawdziwie swobodnie, bez kolczastej zbroi rozprowadzonej na jej skórze jak czarna rękawiczka chroniąca pieczęć przed wzrokiem.
    - W takim razie nie wiem, czy dziesięć mi wystarczy - zniżyła głos do wibrującego pomruku, buńczucznego i nonszalanckiego zarazem. - Ciężkie jest życie popełniającego błędy adepta, czy to w magii, czy w alchemii. Na pewno się nie obrazisz, że jeśli zabraknie mi roślin, wrzucę cię do kociołka jako zamiennik. Nażarłeś się tylu konwalii, że zadziałasz jak one - odbiła piłeczkę z szerokim uśmiechem, jakby na moment zapomniała sięgających wstecz krzywd; jakby atmosfera Midsommar je przysłoniła, sprawiła, że straciły znaczną część mocy. Widziała zresztą odbicie tego humoru w twarzy i oczach Vernera, a to rozwiązywało język, ułatwiało nawigowanie powstałej pomiędzy nimi szarej strefy.
    - Aż tak ci tam niewygodnie? - spytała z pozoru obojętnie, jednak w duszy była szczerze zaintrygowana. Pięć lat temu jego plany wydawały się płonnym marzeniem szaleńca, krótką zachcianką, próbą zatrzymania puszczonej w ruch machiny jej decyzji - ale co jeśli się pomyliła? W pewnym sensie mógł czuć się jak bestia na uwięzi, wpędzona w zbyt ciasną obrożę, trzymana na zbyt krótkiej smyczy zasad i oczekiwań. Wydawał się jej dziwnie - i dla niej niezrozumiale - szczęśliwy na łonie przyrody, pod gołym niebem, na skałach rozciągających się pomiędzy wybrzuszeniami górskich szczytów: może było to dla niego oddechem od garniturów, krawatów i polerowanych kieliszków? Przywykł jednak do komfortu  i nie była pewna, czy potrafiłby bez tego żyć, z kolei komfort poza klanem rzeczywiście był kosztowny. Bardziej, być może, niż mu się wydawało.
    - To samo mu powiedziałam, ale jakoś go to nie przekonało - parsknęła, wciąż rozbawiona wspomnieniem, po chwili jednak zamilkła, zasznurowawszy usta. Ile mogła, ile chciała mu powiedzieć? Leif przypłacił życiem konszachty z ludźmi Wujka, nie ochroniła go przed nimi. Vernera również próbowała chronić, na swój sposób - wadliwy, pozostawiający więcej pytań niż odpowiedzi, więcej sekretów niż prawdy, i pod tym względem nic nie mogło się zmienić, dopóki żył sam Wujek. - Nie - odpowiedziała więc lakonicznie. Pchła nie śmiałby podnieść na nią ręki, była ulubienicą ich przełożonego, zresztą niewykluczone, że wiedział, że nie musi tego robić - bo ona i tak poniesie stosowną karę. Odwróciła pustawy wzrok na otaczającą ich roślinność, uważnie upchnąwszy w torbie pozyskane leśne skarby, a potem zatrzymała się przy poszukiwaniu kolejnych, gdy opowiadał jej o miksturze.
    - Ani prawo, ani ostrożność, które cisną mi się na usta, nie zdadzą egzaminu jako odpowiedź. I dobrze - odwzajemniła jego uśmiech. Lubiła obserwować jego śmiałe balansowanie po cienkiej linii między przyzwoitością a łamaniem zasad, trwale już wpisane w czerń żył uwypukloną przy każdym rzuconym zaklęciu; ani prawo, ani ostrożność, te idee naprawdę nie mogły już go powstrzymać. - Nie czułam potrzeby. To, i wciąż mam kociołek, który może eksplodować - przyznała, lekko wzruszywszy ramionami. Nie była na tyle głupia, by podejmować samodzielne próby uwarzenia substancji wymagajacej niemal chirurgicznej precyzji, w leciwym złotym gracie w swoim wyposażeniu. - Tylko tego nie jedz - mruknęła czupurnie, spoglądając na szczęśliwym trafem odnalezioną przez niego roślinę. - Swoją drogą to niepokojące. Jak gdyby bogowie od razu pospieszyli z lulkiem - stwierdziła, rzuciwszy nienawistne spojrzenie ku gałęziom splecionym nad ich głowami i przykrywającymi pnące się w oddali niebo. - Jeśli powiem, że życzę sobie liści żarliwodrzewa, albo więcej wawrzynków, to też błyskawicznie je dla nas wyhodują? - podniosła się z kucek i niespiesznie ruszyła dalej, w rozwartą paszczę pachnącego żywicą i mchem lasu, przy okazji zebrawszy jeszcze dwa pąki rąk diabła, które dodała do kolekcji zalegającej w torbie.

    2x ręka diabła
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości


    'k6' : 5
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Lepka gorycz na własnym języku przez moment smakowała słodko, bo w oczach Asterin na krótką chwilę zapłonął znajomy ogień. Chwila trwała zbyt krótko. Zanim zdążył rozciągnąć usta w uśmiechu, jej spojrzenie znów stało się chłodne, zdystansowane, ostrożne. Kiedyś zakochał się w niej, bo jako jedyna nie okazywała przy nim strachu ani onieśmielenia, ale rozumiał jej obecną… rozwagę. Uśmiech zamarł mu na ustach, płatki lulka czarnego znów zdały się gorzkie, a Verner zacisnął prędko dłoń na tyle mocno, by paznokcie wbiły się w skórę i by ból lub jego brak pomogły się zorientować, czy chwilowe odprężenie Asterin było prawdą czy kilkusekundowym snem.
    Jej rozbawienie podziałało na niego lepiej niż kubeł zimnej wody, samookaleczenie czy budzik — ono, choć należało do innego życia i innego świata, nie śniło mu się nigdy. Podniósł na nią wzrok z radosnym niedowierzaniem, uświadamiając sobie, że choć pierwszy zaczął kąsać i właściwie nawet ich pierwsze spotkanie zaczął od dowcipów i złośliwości — to i tak się hamował, nie potrafiąc wyczuć granic w ich nowej-starej relacji.
    - Och, czynisz aluzję, że moje błędy będą równie kosztowne jak te alchemiczne? Za jedne płaci się monetami i czasem, za inne tylko zdrowiem. - wyszczerzył zęby i wzruszył nonszalancko ramionami, choć dowcip nie wybrzmiał równie swobodnie jak inne. Nie potrafiłeś wybaczyć jej kłamstw i przemilczeń, a robisz dokładnie to samo - podszepnął mu niechciany głos sumienia sennych mar menady, ale uporczywie go zignorował. Prawda będzie końcem, bo niezależnie od kłamstw nie chciałaby poświęcać swojego czasu — nawet jako mentorka — komuś słabemu, a na koniec nie był jeszcze gotowy.
    Zresztą, dowcip i tak był udany, a przynajmniej ukryta w nim dwuznaczność. Asterin doskonale znała koszt magii zakazanej, czarną pieczęć na własnej dłoni, jego gotowość na podobny los i na utratę świata, w którym się wychował. Musiała wiedzieć, nie wracałby do niej bez namacalnego dowodu, że się zmienił, ale wygodniej było o tym nie mówić. Im obojgu.
    - Obiecałem, że dam ci się otruć, a nie zrobić ze mnie truciznę - zamruczał, nie odrywając wzroku od jej uśmiechu. Dawno się nie uśmiechała bo dawno nie kupił nic jej drogiego i nie zamierzał, nawet gdy go korciło. Jego źrenice rozszerzyły się, wyraźnie odcinając się od jasnoszarych tęczówek. - Ale wiesz co? - przechylił lekko głowę. - Pozwalam, byłbym wspaniałą trucizną. Tylko nazwij ją jakoś odpowiednio. - zamruczał. - Nawiasem mówiąc, wyhodowałem te tulipany, które ci obiecałem. - dodał z udawaną obojętnością, jakby wcale nie umierał z niecierpliwości żeby się pochwalić. Przełom w barwieniu płatków osiągnął w przeddzień spotkania z tamtym gnojem, które - o dziwo! - przyćmiło jego sukces i nie zdążył się wtedy pochwalić. Zamierzał właściwie już w zaułku motyli, ale tak kategorycznie odmówiła wizyty w jego domu i jego szklarni, że uniósł się wtedy dumą.
    - Pytasz, czy wygodne są nielimitowane środki na eksperymenty z roślinami? - parsknął retorycznie z pozornym rozbawieniem, bo wygodnie byłoby udawać, że rozmowa nadal dotyczy jedynie rodziny i tulipanów. Przechylił jednak lekko głowę, obrzucając Asterin uważnym spojrzeniem. - Nie wierzyłaś mi wtedy. - zrozumiał wreszcie, a może rozumiał to zawsze, ale po raz pierwszy skonfrontował ją z tym na głos. Wykrzywił usta w kwaśnym uśmiechu. - Nie podjąłem przypadkowych decyzji, Asterin. - oślepłem, do cholery - Nawet teraz nie wierzysz? - teraz, gdy od wydziedziczenia dzieliło go zaledwie rzucenie jednego czaru? Nie miał zamiaru przyśpieszać tego momentu, nie był na tyle głupi ani pochopny by rezygnować z możliwości oferowanych mu przez klan, ba, w momencie wyjścia prawdy na jaw zamierzał łgać i przekonywać i błagać byleby móc nadal na nich wszystkich pasożytować (mając pod ręką Spowrot w razie, gdyby jego kłamstwa poległy w zderzeniu z perspektywą zamknięcia w szpitalu); ale nawet dla idealisty o jego fantazji koniec zdawał się nieuchronny.
    Kiedyś był bardzo dumny z bycia Forsbergiem, ale trochę zmieniły mu się priorytety.
    - Opowiem ci więcej, jeśli ty powiesz coś - cokolwiek - o swojej... - rodzinie? -...swoim otoczeniu. - zadecydował, z butą nieco inną od bezczelności właściwej Vernerowi sprzed pięciu lat. Nawet wtedy rozumiał, kiedy nie dociekać i o czym nie chciała rozmawiać, ale nie zamierzał już udawać, że asymetria mu odpowiada. - Masz kogoś? - wypalił zżerające go od miesięcy pytanie, niwecząc pozory subtelności i przestrzeń do uroczych opowieści o przyjaciółce z dzieciństwa lub sąsiadce z Przesmyku. Też by ich wysłuchał, ale nie to go interesowało, a choć zakładał, że nie spotykałaby się z nim na lekcje magii zakazanej gdyby w domu czekał na nią Lepszy Verner, to i tak nie lubił niepewności.
    Nie mówiła mu o sobie, o rodzinie, a teraz nie powiedziała mu nawet prawdy o Pchle. Czy myślała, że naprawdę oślepł? Kłamała nieźle - potrafił to docenić jako kłamca, przekonał się o tym na własnej skórze, gdy dowiedział się, że tak łatwo ukryła przed nim swoją pracę i pochodzenie swoich blizn - ale kontrast jej rozgadania z krótkim "nie" był zbyt oczywisty, wręcz amatorski (skwitował w myślach złośliwie i nieco niesprawiedliwie), a zaprzeczenie brzmiało jak "tak".
    - Którą z blizn masz po tamtej sytuacji? Pamiętasz w ogóle? - zacisnął palce na trawie, świadom, że pewnie zepsuje tym atmosferę, ale nie mając ochoty kluczyć wokół tematu ani udawać ślepego. Tej od niego nigdy nie zapomni, zadbał o to, by odróżniała się od każdej innej — ale nie odnalazł w tym satysfakcji.
    - Mam kociołek, który nie może eksplodować. - odparował z buńczucznym uśmiechem, udając, że wcale nie poruszył przed chwilą drażliwych tematów. - Adres znasz. - podniósł się za nią, odprowadzając wzrokiem jej sylwetkę, a nie rośliny. - Wbrew pozorom, warzenie eliksirów może być… profesjonalne. - dodał do jej pleców w głupiej desperacji. Nie zawsze szanował jej granice, ale przecież je uszanuje.
    - Najwyraźniej już dawno zaczęli dla ciebie hodować to żarlidrzewo, bo tam rośnie. Nie patrz pod nogi na te ręce diabła, a zobaczysz. - pokręcił głową niby z rozbawieniem, ale w jego głosie zabrzmiał wyraźny triumf. Kilkoma susami wyprzedził Asterin, by skręcić w ścieżkę prowadzącą do żarlidrzewa i zacząć zdzierać z niego korę. - Masz. - jeden z kawałków demonstracyjnie wrzucił do jej torby, dwa zachował dla siebie. - Och, bogowie mają też coś dla mnie. - najbardziej zadowoliłoby go zdrowie albo cofnięcie czasu albo noc z Asterin, ale chwilowo musiały mu wystarczyć dwa dorodne okazy szaleju jadowitego, rosnące w pobliżu.

    2 x szalej jadowity
    3 x żarlidrzew (jeden od razu przekazuję Asterin)
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości


    'k6' : 4



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.