Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    happy birthday to us (Vivian Sørensen, Arthur Mortensen, 12-14.04.2001)

    2 posters
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Uporządkowanie bałaganu, nawarstwiającego się od końcówki stycznia bieżącego roku, szło jej do tej pory mozolnie, jakby w ogóle się nie starała. Ciągle powtarzany schemat strachu, eskalującego do paniki, pchał ją do impulsywnych czynności, których później żałowała. Nie była sobą, choć tak naprawdę już sama nie wiedziała, kim jest. Czuła się obdarta z tożsamości, z własnego charakteru, a atak berserkera pozbawił ją na długi okres logicznego myślenia. Najmniejszy cień wzbudzał lęk, brak snu potęgował paranoję. Już nic nie będzie, jak dawniej.
    A może jednak jest jakaś nadzieja? Rozmowa z dziadkiem przywołała ją do rzeczywistości, przypomniała, że jej egzystencja nie jest pozbawiona sensu, wręcz przeciwnie, ma posłużyć całemu klanowi, ale tym samym nigdy nie należała do niej. Zamknięta w klatce dusiła się własnymi obawami, a teraz oprócz traumy, nawiedzała ją wizja przyszłego małżeństwa. Nawet w obliczu kiepskiego stanu wnuczki, jarl przede wszystkim dba o dobro rodu, a dopiero w drugiej kolejności o jednostkę. Niemniej wykazał zainteresowanie na tyle, by zaangażować sztab specjalistów, którzy próbowali doprowadzić ją do porządku, przynajmniej na tyle, by mogła spełniać obowiązki nałożone przez jarla. Tu przecież wszystko miało swój cel, niestety rzadko kiedy był pozbawiony echa. A Vivian nie miała siły ani ochoty na walkę, kiedy wszelki opór i tak był daremny.
    Prawdziwa i ciężka praca nad własnym umysłem rozpoczęła się z pierwszym kwietnia. Suche terapie polegające wyłącznie na rozmowie przynosiły różne efekty, ale najczęściej oddziaływały negatywnie, bo kiedy wszystko na nowo do niej wracało, czuła się jak rozpada się na drobne kawałeczki, by potem znów zbierać je w całość. Po takich sesjach zwykle nie była w stanie funkcjonować przez resztę dnia, dlatego medycy zaczęli stosować bardziej zaawansowane sposoby, z których najskuteczniejszym okazała się hipnoza. Zaczęła lepiej sypiać, więcej jeść i dbać o siebie, niemal jak dawniej. Jej cera odzyskała kolory, a ciało powoli odzyskiwało utracone kilogramy. To proces, ale przynajmniej teraz czuła, że idzie do przodu.
    Była zadowolona z postępów. Na tyle, że nie zamierzała poddawać się bezmyślnie woli dziadka. Nie chciała kończyć relacji z Arthurem, nawet jeśli było to bezpośrednim życzeniem jarla. Nie, kiedy jego obecność pomagała jej w odzyskaniu dawnej siebie. Musieli po prostu być ostrożni, nie pozostawiać śladów i nie spotykać się w publicznych miejscach, gdzie wścibskie spojrzenia mogłyby ich zdradzić. I może nie było rozsądnym spędzać wspólnie urodziny, ale w jej logice to nie mógł być przypadek, że ich święta dzielił odstęp zaledwie dwóch dni.
    Cały dzień spędziła z bratem, zapewniając listownie rodzinę, że nie zamierza w tym roku świętować, żeby nie przyszło im do głowy wpaść w odwiedziny, szczególnie że dalej utrzymywała swój stan w tajemnicy. Nie chciała nawet myśleć o reakcji matki, gdyby dowiedziała się o wszystkim. Jeszcze jej życie miłe. Natomiast wieczorem spakowała kilka swoich rzeczy i z plecakiem na ramieniu stanęła w progu domu Arthura, by razem mogli spędzić resztę dnia.
    Przyjemnie spędzony wieczór szybko zamienił się na poranek, choć wciąż mieli dużo czasu do jej niespodzianki, którą skrupulatnie planowała od kilku dni. Dopiero, kiedy nastał wieczór, a sklep Sørensenów zostanie oficjalnie zamknięty, ona mogła skorzystać ze swojego klucza i przemycić mężczyznę do warsztatu.
    - Witaj w moim królestwie - rzuciła z entuzjazmem, wyciągając ręce w geście prezentacji pomieszczenia, a choć nie wyglądało luksusowo, to czuła się tu swobodnie niczym w domu. Co prawda, w ostatnim czasie, znajdując się w najniższym punkcie swojego życia, nie była w stanie pracować, dlatego teraz chciała podjąć próbę, a jednocześnie wprowadzić mężczyznę w to, co od zawsze robiła, co kocha całym sercem. Chciała, żeby przekonał się, że jej zawód nie jest bezduszny i próżny, że potrafi zaskoczyć i dać wiele satysfakcji. Wierzyła, że pozwoli mu to poznać ją od podstaw, bez skaz ataku.
    - Chciałabym, żebyś spróbował wykonać biżuterię. Dzięki temu poznasz mój świat, zobaczysz wszystko od kuchni, czym tak naprawdę się zajmuję i co sprawia mi radość. Właściwie zrobimy to razem, będę tuż obok - uśmiechnęła się czarująco, choć nie wątpiła w jego zdolności manualne, to jednak w tym wypadku musiała poprowadzić go za rączkę, by przejść przez każdy etap. - Co chciałbyś zrobić?
    Otworzyła szkicownik z własnymi projektami, mając nadzieję, że coś wpadnie chłopakowi w oko i będzie w stanie określić, czy woli zrobić coś prostego typu pierścionek, czy trudniejszego, jak choćby łańcuszek. Teraz wszystko zależało od niego. W międzyczasie sama położyła koszyk z przekąskami i prezentem na krześle, a sama zaczęła rozkładać w pomieszczeniu świece. I tak będą potrzebowali mocniejszego światła do pracy, ale chciała zadbać o romantyczny klimat.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Tygodnie spokojnie płynęły, swym niezmąconym rytmem, a marynarz pierwszy raz od dłuższego czasu znalazł odrobinę spokoju; dzieląc czas prywatny na pracę i przyjemności z tych drugich selektywnie wybierał dni i godziny na spotkania z Vivian, która z każdą kolejną wizytą wyglądała, coraz bardziej promiennie. Zauważalne zmiany wpływały pozytywnie na kondycję ich relacji, a prowadzone rozmowy, coraz rzadziej uderzały w nieprzyjemny tembr kłótni. Jego cierpliwość względem kochanki, była od zawsze na wysokim poziomie i nigdy nie dawał po sobie poznać wymęczenia, tym wszystkim, co ta sprowadziła na jego głowę. Ciężar niewypowiedzianej odpowiedzialności, chociaż dla wielu, mógł stanowić solidną przeszkodę w budowaniu relacji, tak dla niego nie było rzeczy niemożliwych, mimo niesprzyjających okoliczności towarzyszących im niemal od samego początku tego romansu, trwali w nim uparcie, tak jakby nie chcieli opuszczać tej wykreowanej przez siebie baśni. Niestety, każda historia miała: początek i koniec, nawet tak namiętne uczucia z czasem, mogą prysnąć, a dodając, ku temu różnice wynikające z ich statusu społecznego oraz to jakie kobieta, miała obowiązki, wobec swej rodziny skutecznie, mogły pogrzebać ich pod gruzami smutku i zapomnienia.
    Na całe szczęście to nie był jeszcze koniec, choć wiele się zmieniło, a skrywane tajemnice wyszły na jaw. Tak list Jarla przeczytany przypadkiem przez marynarza, mógł stanowić zgrzyt, bowiem Arthur, nigdy nie zamierzał narażać kochanki na nieprzyjemności, a wynikiem jego nieprzemyślanych działań, ta stanęła przed nieprzyjemną wizją rozmowy z dziadkiem. Jako mężczyzna poczuwał się do odpowiedzialności za to, że naraził ją na taki los, mogący przecież odbić się na latach solidnie wypracowanej reputacji. Dlatego kolejne spotkania pozostawały wiele do życzenia, zostały ocenzurowane, wręcz pozbawione publicznego wglądu w obawie, przed kolejnymi reprymendami. Sam oficer Kompanii Morskiej odczuł na sobie powiew złości Sørensena wynikający z tej akurat zaistniałej sytuacji, wówczas zrozumiał, jak magiczne klany pozornie niepowiązane mają wpływ na życie zwykłego obywatela, który wplątał się w romans z „nieodpowiednią” według wielu kobietą.
    Domyślał się, że Vivian, coś planuje w jej słowach, zbyt często pojawiały się zawoalowane sugestie, co do tych dni. Znał ją na tyle, aby przypuszczać, ot śmiało podejrzewać, że miała coś konkretnego na myśli i owszem on sam, chciał ją zaskoczyć, choć przecież nie rozczytał jej planów i nie rozłożył ich na czynniki pierwsze tak po przyjemnym wieczorze spędzonym w romantycznej otoczce świec i kominka nadszedł ranek i kolejny dzień, którego godziny upływały im na cieszeniu się sobą wzajem. Brakowało mu jej bliskości i dawał, tego wyraz w słowach, jak i gestach oraz czynach, a w jego błękitnych oczach igrała niezmącona radość kształtująca uśmiech, co uderzał jak fala morska, ilekroć z ust blondynki uleciał potok słów. Był nią w sposób widoczny oczarowany.
    Wieczór zastał ich szykujących się do wyjścia, a cel wizyty pozostawał owiany tajemnicą. Nie naciskał, wręcz poddał się sugestii kobiety i podporządkował jej woli.
    Wszedł do jej królestwa z nadzieją w sercu i uśmiechem czającym się w kącikach ust. Spoglądał na wnętrze warsztatu oczarowany, każdym przedmiotem i każdą drobnostką, która wpadała mu w oko. Ten klimat robił wrażenie i nastrajał pozytywnie, wręcz twórczo.
    Bardzo klimatycznie... – zawiesił głos i wzrok na jej sylwetce; wyobrażając sobie, jak blondynka skupiona na swej pracy tworzy wspaniałą biżuterię i w pocie czoła kreśli nowe projekty. Pasowała tu – z tą myślą; podszedł do niej i złapał ją za dłonie. – Kochanie masz świadomość, że bogatą, to mam jedynie wyobraźnie, a moje dłonie nie mają twojej finezji i gracji, są toporne. Boję się, że mógłbym, coś zepsuć… – Patrzył jej w oczy z obawą. Wypuścił ją z objęć, a zaprezentowany szkicownik wziął w ręce i zaczął przeglądać uważnie zafascynowany. Kątem oka dostrzegł wiklinowy koszyk i uśmiechnął się łobuzersko, tym samym mimowolnie sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, z której wyciągnął kompas i położył go na wolnym blacie drewnianego stołu. Trzymał w nim, coś specjalnego.
    A jakbyśmy spróbowali zrobić bransoletkę? –  z zaznaczoną palcem stroną szkicownika podszedł do partnerki i nachylił się nieznacznie nad nią ruchem brody wskazując, jeden z jej pierwszych projektów, dość subtelny, lecz zarazem elegancki. – Coś takiego, mogłabyś mieć, zawsze przy sobie. Bez względu na okoliczności. – Ciepły miętowy oddech musnął skórę jej policzka. Delikatny zapach jej ciała wraz z nutą perfum uderzał do głowy, aż z wrażenia przymknął powieki, delektując się momentem ulotnym i chwilą bliskości.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Widziała zaangażowanie w oczach Arthura, ale biorąc pod uwagę, że sama nie wiedziała, co przyniesie przyszłość, nie mogłaby mu mieć za złe, gdyby ostatecznie postanowił, że nie ma ochoty kontynuować tak pokrętnej relacji. Jest wiele kobiet, które oddałyby duszę za lojalnego partnera, a ona miała zobowiązania wobec rodu i skomplikowane doświadczenia. Nie musiał narzekać, żeby wyczuwała, że czasami ma zwyczajnie dość - wtedy czuła się jak ciężar, co jeszcze bardziej ją dołowało, ale zdawała sobie sprawę, że to przede wszystkich ze swoim życiem musi zrobić porządek, naprawić szkody w umyśle, a dopiero potem budować zdrową relację, o ile w ogóle było to możliwe.
    Niemniej nie zamierzała się tym teraz zamartwiać. Nie dziś.
    Ucieszyła się, że jej miejsce pracy przypadło mu do gustu. Dzięki temu nawet na morzu będzie mógł sobie wyobrażać, jak kręci się po warsztacie i pracuje nad nowymi projektami.
    - Masz wystarczająco sprawne palce... - odchrząknęła z niewinnym uśmiechem. - Pomogę ci. Będę musiała użyć kilku specjalistycznych zaklęć twórczych. Na bieżąco będę cię instruować, a jak coś zepsujemy, to poprawimy.
    To miała być zabawa i dobrze spędzony czas, kiedy wreszcie miał okazję zobaczyć ją w swoim żywiole, jak wiruje po warsztacie, zbierając potrzebne przedmioty. Wyraźnie czuła się tu jak ryba w wodzie, choć zwykle nie była aż tak podekscytowana, bo też nie pracowała w parze. Miała nadzieję, że Arthur w jakimś stopniu doceni jej inicjatywę i spodoba mu się ta praca. Nie chciałaby go zanudzać ani zmuszać do czegokolwiek, dlatego była gotowa zrobić większość roboty.
    - Kompas? Boisz się, że zgubisz drogę do domu? - zachichotała, nie doszukując się drugiego dna w prozaicznym przedmiocie. Wyobraziła sobie pomieszczenie pełne biżuterii, tak wielkie, że można byłoby się w nim zgubić. Istny raj dla takiej sroki, której pasją jest nie tylko noszenie błyskotek, ale przede wszystkim ich wytwarzanie.
    Obserwowała go z napięciem na twarzy, gdy oglądał jej szkicownik. Nikomu nie pokazywała swoich niedokończonych prac, jakby wstydziła się półproduktu, że ktoś mógłby pomyśleć, że stworzyła coś wadliwego. Marynarz nie znał się specjalnie na biżuterii, a jego wzrok nie był oceniający, a bardziej podziwiający, co odnotowała z wyraźną ulgą. Gdyby zaczął ją krytykował, kiedy dopiero stawiała kroki ku powrotu do pracy, pewnie opóźniłoby to cały proces i obniżyło jej samoocenę. Była teraz bardzo podatna na negatywną energię i potrzebowała budujących bodźców - ludzi, którzy będą ją pchać do góry, motywować dobrym słowem. Arthur trwał przy niej niezmiennie, a jej uczucia coraz głębiej zapuszczały korzenie, dlatego nie potrafiła tego przerwać, nawet po naciskach dziadka. Wiedziała, że ten stan nie będzie trwał wiecznie, ale po to wygospodarowała wolne dni w okolicach ich urodzin, żeby beztrosko i przyjemnie spędzić razem czas.
    - Bransoletka ma wąskie oczka, ale poradzimy sobie - skinęła głową na jego wybór, doceniając pierwszy odruch, żeby stworzyć prezent dla niej. Nie oczekiwała tego, ale spodziewała się, dlatego skwitowała jego słowa wyjaśnienia ciepłym uśmiechem.
    Obróciła twarz, czując oddech na swoim policzku i spojrzała na rozmarzone oblicze mężczyzny. Ich usta dzielił jakiś centymetr, ale nie przeszkodziła mu w chwilowym odpłynięciu. Miała ochotę zaczepić językiem jego dolną wargę, ale zamiast tego odchyliła się, próbując odzyskać zdrowy rozsądek do podjęcia pracy.
    Wyjaśniła mu pierwsze kroki, pokazała naczynie, w którym stop srebra czekał na ogrzanie do odpowiedniej temperatury, która pozwoli mu przejść w stan płynny.
    - Ostrożnie z tym - podała mu palnik, by mógł zacząć roztapianie metalu, a obok ułożyła szczypce do chwytania gorących elementów i pokazała podłużny szablon, do którego wleją srebro, by przekształciło się w podłużną rurkę.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    W głębi ducha obawiał się momentu, tej mrocznej chwili, kiedy czar zauroczenia pryśnie za sprawą brutalnej rzeczywistości, co kreśliła swą linię przeznaczenia, nie zważając na okoliczności, w tym tak bezlitośnie obchodząc się z uczuciami ludzi sobie bliskich, a jednak tak dalekich w spełnieniu tego pragnienia, co drzemało na serca dnie. Wiedział, że czas był jedynym remedium na stany lękowe Vivian, lecz również stanowił swego rodzaju lont, co ku końcowi zmierzał, a ogień tej namiętności, mógł zgasnąć przez czar zauroczenia, który cieniem padnie na jej tęskne miłości serce. Nie potrafiąc zapewnić, tego wszystkiego, co wszyscy inni wokół zdawał się, być utraconą szansą na spełnienie w szczęścia ramionach, tak pozornie nic nieznaczącą w jej życiu. Bo i przecież, nikt nic nie wiedział, a widmo ciężkiej tajemnicy spoczęło na ich barkach. Wątpił zresztą, aby komukolwiek Vi pragnęła wyjawić okrutną prawdę, jeśli jednak byłaby do tego zmuszona z takich, a nie innych powodów, niewątpliwie zapomni w całokształcie historii o nim, gdyż jego osoba źle się w całość komponowała, była zbędnym elementem, który wyłącznie komplikował; od samego początku był kimś, kto konkurował z nieznanym, z obcym, co skradł myśli złotowłosej. Prawda to bolesna w chwilach dłuższego milczenia uderzała w niego, gdyż szanował swoje uczucia i czuł się najzwyczajniej w świecie zazdrosny, gdy konkurencja mogła chwalić się względami kobiety, o którą zabiegał, a której nigdy mieć nie będzie. To było przykre.
    Dlatego z taką intensywnością chłoną, każdą najdrobniejszą chwilę, jakby okruch miłości wypełniał jego dusze, a błękit oczu odzwierciedlał szczere oddanie. Postępowanie zgodnie z wytycznymi, niemal jak po sznurku wiązało się z bezsprzecznym oddaniem wodzy w ręce; doświadczone i pewne. Chętny tej współpracy zapragnął, by mogła pokierować nim, tak jak tylko to potrafiła najlepiej, aby efektem końcowym byli zachwyceni. Zaufanie, jakim ją obdarzał, brało swe podstawy w chybotliwej, doprawdy relacji, tak spaczonej i niepewnej, jak żadna inna w jego dotychczasowym życiu, a jednak z natury ufny potrafił, wobec niej okazać, znacznie więcej serca, niż rozumu – od zawsze tak było, ilekroć spoglądał na nią. Nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak było? Co takiego miała w sobie, że działała na niego z taką siłą? Skąd ten szaleńczy magnetyzm i nieustanne przyciąganie przez los, jakby odgórnie ustalone? Stawiało to mężczyznę w sytuacjach, gdy na porządku dziennym zdawało się myślenie o niej i tęsknota, a w snach przychodziły wizje wspólnych spotkań.
    Tak, obawiam się, że pod czarem twego uroku zgubię drogę powrotną – uśmiecha się, lekko, wręcz niewinnie, acz nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wiele w tych słowach kryło się prawdy, a może czuła to? Tak wylewny w emocjach i ich okazywaniu, wręcz emanował uczuciem, którego jednak nie ośmielał się nazwać w obawie; przed tym, że straci ją na zawsze.
    Kierowany sugestiami mistrzyni w swym zawodzie szedł po wskazówkach i zgodnie z zaleceniami, te wypełniały jego umysł i tworząc, coś z niczego, co niebawem stanie się elementem ozdoby i zawiśnie dumnie; dekorując srebrnym blaskiem jej nadgarstek. – Asekuruj mnie, proszę – to była dla niego nowość, chociaż w ruchach ostrożny oraz zachowawczy zdradzał drżenie, kiedy ogień palnika sunął po szlachetnym metalu, gdy te wypełniało szablon, poczuł wzrastającą w piersi ekscytację. Zerkał kątem oka na złotowłosą, co nadzorowała cały proces twórczy.
    Dodajesz mi otuchy, wiesz? – bał się, że coś popsuje, była to dla niego zupełna nowość, a jeśli szło o talenty artystyczne, to szorował po jego dnie, dlatego tak ważną rolę widział w osobie Vivian.
    Co dalej? – Odwrócił twarz, ku niej, a bliskość, na jaką się wystawili ponownie, wywołała przyjemny dreszcz, co przeszył ciało marynarza na wskroś. Trudno mu było oderwać od niej wzrok.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    W sercu 25-letniej kobiety, która ściera się z traumą, tli się płomień sprzecznych uczuć. W mrocznych korytarzach pamięci, gdy pochyla się nad przeszłością, jej dusza tonie w czarnych falach wspomnień, które rwą ją w dół. Czuje się niczym złamany ptak, próbujący wzbić się w niebo, podczas gdy jego skrzydła są związane nitkami przeszłości, uniemożliwiając lot.
    Miała zwyczajnie dość negatywnych emocji, nie chciała o tym myśleć, roztrząsać każdego problemu, potęgować wątpliwości i zastanawiać się, co dalej. Nikt tego nie wiedział, a zmartwienia tylko psuły smak wspólnych chwil. Szczególnie że kiedy jej dusza odnajduje schronienie w ramionach mężczyzny, czuje jakby oddech życia przepływał przez nią na nowo. Wśród ciepła jego obecności tkwią iskierki wdzięczności, rozświetlając mroki przeszłości, nawet jeśli wciąż pod powierzchnią spokoju, kryją się tajemnicze cienie w odbiciu spojrzenia. W promieniach jego dobroci rozwija się kwiat ufności - każdy uśmiech, każde słowo zrozumienia, to jak krople deszczu nawadniające wyschniętą ziemię jej serca. Czasami czuła się utrapieniem, jego prywatną kulą u nogi, której momentami miał dość, ale nie potrafił się uwolnić. Ta świadomość bolała, a rozum podpowiadał, żeby odtrącić go na dobre, by miał szansę znaleźć kobietę mniej skomplikowaną, nieskrępowaną etykietą, obyczajami, mógłby znaleźć kogoś wartościowego, kto zapewni mu spokój zamiast ciągłej walki w burzy. Uczucia stanowiły przeciwny front, zaciskając coraz mocniej kleszcze na tej relacji, nie wyobrażała sobie, że mógłby odejść, kiedy stał się jedną z osób, której ufała najbardziej. Pomógł jej w najbardziej dramatycznych chwilach i nie opuścił jej w potrzebie, nawet gdy robiła mu krzywdę. Doceniała każdy przejaw poświęcenia, ale nie potrafiła go zbyt często chwalić, bo czuła, jakby jednocześnie podkreślała swoją nieudolność, swoje błędy i w praktyce czynami wolała pokazać, jak ważny jest dla niej. Stąd ich urodzinowe spotkanie, stąd jej ignorowanie wyraźnych poleceń dziadka, stąd wiele innych mniejszych gestów, którymi okazywała uczucie.
    - Obawiam się, że to już stracona sprawa - zachichotała wesoło, ciągnąc żart, w którym kryły się ziarna prawdy. Wiedziała, co miał na myśli i nie miała nic przeciwko, by faktycznie zgubił drogę powrotną. Widziała jego zaangażowanie, wylewność w okazywaniu uczuć pomagały jej otwierać się stopniowo z bezpiecznej skorupy, ale nigdy nie rozmawiali tak naprawdę, może w obawie przed konsekwencjami, dlatego nie wiedziała, na ile poważny jest w swoich czynach. Nie znała go na tyle, by wiedzieć, czy jest taki wylewny do każdego, kogo darzył choćby sympatią, czy zapał uczucia nie ostyga u niego w przeciągu kilku miesięcy, pozostawiając zgliszcza? Bała się tego, że otworzy się przed nim prawdziwie, w całości, a potem zostanie z niczym, skrzywdzona i zapomniana. A jednak przebywanie w jego towarzystwie było tak łatwe, że pozwalał jej zapomnieć o troskach, choćby chwiolo, zamiast tego ogarniało ją poczucie bezpieczeństwa i swobody.
    Kiwnęła głową i zgodnie z jego prośbą, asekurowała jego ruchy, dotykając wierzchu jego dłoni i stabilizując ją przed drżeniem. Doskonale dawał sobie radę, ale chciała być blisko, a dotyk przychodził jej naturalnie - otarcie biodrami, odgarnięcie kosmyka włosów z jego czoła, pogładzenie czule ramienia. W swoim warsztacie czuła się naprawdę dobrze, a jego towarzystwo jeszcze bardziej umilało ten proces tworzenia.
    - To dobrze. Nie denerwuj się, to ma być przede wszystkim zabawa - nie powinien podchodzić do tego zbyt poważnie, ale też cieszyła się, że nie lekceważy tego zadania, tylko stara się jak najlepiej wykonać każdy krok. - Nie zanudzam cię? - zapytała z lekką obawą w głosie. Użyła zaklęcia, żeby ostudzić metal, by przybrał formę stałą. Wskazała mu miejsce, na które powinien wyłożyć powstałą rurkę.
    - Musimy palnikiem podtrzymywać wysoką temperaturę, żeby metal był elastyczny i będziemy nadawać kształt, czyli wydłużać go do takiego drucika, z którego zaraz powstaną oczka bransoletki - wyjaśniała mu szczegółowo każdy krok i pokazała mu maszynę, która napędzana magią nadawała odpowiedni kształt formie. Będą musieli kilkukrotnie przetoczyć przez prasę ich produkt, żeby zwęził się na szerokość wąskiego, półokrągłego drucika.
    Wciąż pozostawała na tyle blisko, żeby mu pomóc, ale też żeby nieustannie czuć go obok siebie, a za każdym razem gdy obracał twarz w jej stronę, patrzyła w oczy, jeszcze bardziej się przybliżając.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Ulotny, lecz dźwięczny śmiech wydobyty jakże lekko z piersi niewiasty opadł niezwykle miękko na szerokie barki przenikając w głąb ciała, ten niewinny wyraz radości, niósł w swej słodkiej obietnicy, coś więcej, niż tysiąc słów, które zakochani szeptali sobie czule do ucha. Lekko odchylił głowę w kierunku blondynki, by chociaż przez moment móc na nią spojrzeć, była jak zaklęta w magicznej bańce chwili, co trwała nieprzerwanie w jego umyśle, tam zapisana zostanie na zawsze. Nie wiedział, czy raczej zgubił kompletnie rachubę, który już raz myśl o ukochanej napełnia go, takim szczęściem. Przy niej wszystko zdawało się, być inne: kolory znacznie przybierały na swym nasyceniu, jedzenie smakowało znacznie lepiej, nawet powietrze zdawało się, tak lekkie i przepełnione zapachem kwiecia, co łączył się z nutą lekkich zwiewnych damskich perfum, których mgiełka nieodłącznie spowijała artystkę, bo nią była w oczach marynarza kimś, kto z topornej bryły szlachetnego kruszcu tworzy dzieła wspaniałe, takie, co zachwycają oko i duszę niejednej żywej istoty. W oniemienie potrafią wprawić, a ich blask olśnić nawet największego sceptyka. Nie wiedział ileż pracy i wyrzeczeń wymagało, aby osiągnęła w tym kierunku stopień mistrzowski, lecz z całą świadomością, mógł zakładać, że taki właśnie poziom złotowłosa prezentowała. To było fascynujące i chętnie przyglądałby się jej pracy całymi dniami, wręcz to pragnienie z nagła urosło w nim, jak fala przypływu nabrało mocy sprawczej, kiedy myśl przeszła w słowo: – Wiele bym oddał, aby móc spojrzeć na ciebie, gdy pracujesz, tak przepełniona pasją i zaangażowaniem, jak w chwili, gdy prowadzisz mnie po zawiłych ścieżkach swojej profesji – mruknął pod nosem uciekając błękitem spojrzenia na jej lekko rozchylone usta. – Jesteś artystką, która żyje z tego, co kocha. Rozumiem to i nigdy nie podetnę ci skrzydeł – słowa uderzyły w śmielszy ton, znacznie bardziej poważny, tym samym poruszając pewne kwestie, które do tej pory wydawały mu się odległe, lecz przecież majaczyły nieustannie na widoku. To, co nimi kierowało, ta siła przyciągania zdawała się drwić, ba wręcz lekceważyć wszystko i wszystkich, a mimo tego Arthur spoglądał na ukochaną, tak jakby między nimi na tej drodze do szczęścia nie było żadnych przeszkód. Nie potrafił inaczej postępować poddając się sile emocji płynął z prądem wierząc naiwnie, że nie zostanie zraniony. Był nikim w tej bezwzględnej machinie rządzącej światem; ona zaś lśniła, niczym najjaśniejsza z gwiazd na firmamencie nocnego nieba – nie zasługiwał na nią; na tą dobroć i uczucia, którymi go obdarowywała. Kiedy na morzu pozostawał z dala od niej i rodzinnych stron odczuwał tęsknotę większą, niż kiedykolwiek wcześniej. Wszystko to przez nią, czasem niesiony negatywnymi myślami rozdrapywał w pamięci rany, które wciąż się nie zabliźniły, wręcz celowo raniąc się, aby strącić Vivian z piedestału, na którym spoczywała. Nieudolnie dręczył się i zdychał w tęsknocie. Boleśnie świadom, że ich bajka, nigdy nie będzie miała szczęśliwego zakończenia.
    Doceniał każdą chwilę, gest, czułe słowo i spojrzenie – tak jakby dziękując w duchu kobiecie, że potrafiła mu tyle ofiarować. Nie chciał zalewać jej nieustannie komplementami, aby zachować kilka słów, co tak ochoczo cisnęły się na usta przy każdym spotkaniu na wyjątkowe okazje. A jednocześnie, gdyby mogła czytać mu w myślach, wiedziałaby ile dla niego znaczyła. Wypalenie tego uczucia nawet nie wchodziło w grę. Walczył o nią, przecież doskonale o tym wiedziała. Nawet jeśli był na straconej pozycji, tak szedł pewnie naprzeciw wszystkiemu, co stawało na drodze do ich szczęścia.
    Wiem, wiem, ale mimo to, chcę się starać, a kiedy mi na czymś zależy, tym bardziej się stresuje, zwłaszcza że chcę, aby wyszło jak najlepiej – oddychał wolno, gdy zaklęcia padały z ust partnerki, a materiał został odłożony na miejsce, dopiero teraz odpowiedział na jej pytanie: – nie… skądże! Bardzo się cieszę, w końcu mogę zrozumieć, jakie to fascynujące zajęcie, nigdy nie miałem możliwości, a to, czego tu dziś doświadczamy; otwiera mi oczy na twoją pasję – mówił tak pewnie, bez chwilki zająknięcia z oczami roziskrzonymi od podekscytowania, że trudno było go osądzić o fałsz, nawet gdyby Vi pokazywała mu w ten sposób najnudniejsze zajęcie pod słońcem Mortensen byłby w pełni zaangażowany.
    Kolejna dawka instrukcji została przyjęta bez zająknięcia, lecz głowa marynarza lekko odchyliła się w kierunku kochanki. – Lubię czuć twoją obecność, tęsknię za tym, gdy jestem na morzu. Wiem, że ostatnio spędzamy ze sobą dużo czasu, ale najzwyczajniej w świecie pragnąłbym zniknąć z tobą na bezludnej wyspie otoczonej szafirową tonią oceanu – posłusznie wykonał kolejne polecenia, skupiając się na wykonywanej czynności, chociaż szło mu to ciężko i z niejakim ociąganiem, gdyż w ciągu kilku uderzeń serca kilkukrotnie zdławił w sobie chęć porwania blondynki w objęcia. Wiedział, że na wszystko przyjdzie czas, a jeśli teraz przerwałby tę chwilę, to nieprędko wróciliby do tworzenia biżuterii.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    W pracowni oprócz przygotowanych stanowisk znajdowało się wiele regałów z materiałami niezbędnymi do wykonywania biżuterii - te najbardziej wartościowe zabezpieczone były magicznymi barierami, żeby ograniczyć kradzieże.
    - Jeszcze będziesz miał okazję - teraz też mógł się przyglądać, nawet podczas rekreacyjnego tworzenia biżuterii, wkładała w to całe serce, chcąc wykonać produkt najwyższej jakości, a na jej twarzy nie brakowało pasji, tyle że teraz mieszała się z czułością, gdy patrzyła na mężczyznę, starającego się dorównać oczekiwaniom. Jego palce były znacznie większe od jej drobnej dłoni, dlatego łatwiej jej było w niektórych czynnościach, ale radził sobie doskonale i za każde najmniejsze powodzenie, chwaliła go z entuzjazmem, wyraźnie ucieszona, jak dobrze im wychodzi współpraca.
    Niemniej rozumiała, co miał na myśli. Ich sytuacja była skomplikowana, a spotkania musiały być owiane tajemnicą, dlatego trochę ciężej doprowadzić do sytuacji, by mógł patrzeć na nią podczas pracy. Z drugiej strony to kwestia dogadania, bo jeśli tylko będą chcieli i wykażą się determinacją, to uda im się spędzić więcej czasu w pracowni.
    - Tylko byś spróbował - mruknęła z rozbawieniem odnośnie podcinania skrzydeł. Wiedziała, że tego nie zrobi, był typem osoby, która wspiera i popycha do ciągłego rozwoju. Jednocześnie na pewno pamiętał, jak stanowcza potrafi być w swoich postanowieniach. Ta upartość w połączeniu z wybuchowością po traumie dodawała jej agresji, której przecież zdążył posmakować. Czasami wydawało jej się, że lubił ten dreszczyk emocji, kiedy darła się wniebogłosy i rzucała w niego przypadkowymi przedmiotami, żeby na końcu wylądować w jego silnych ramionach. Toksyczny schemat powtarzał się zbyt często, ale w ostatnim czasie pracowała nad sobą na tyle mocno, że liczyła na zmniejszenie częstotliwości wybuchów. Niestety niekiedy zdawać się mogło wygasły wulkan, po jakimś czasie ponownie budzi się do życia - obawiała się tego, że jakieś wydarzenie wyzwoli w niej uśpione pokłady szaleństa. Ale na razie nie miała na to wpływu.
    Cieszyła się, że Arthur poważnie podszedł do zadania i wykonuje jej polecenia bez obiekcji, chciała mu pokazać czym się na co dzień zajmuje i jak ważna jest dla niej ta praca, bo właściwie to coś więcej niż praca, to całe jej życie.
    - No tak, jeśli wcześniej nie miałeś do czynienia z jubilerem, to ciężko obserwować tę pracę - zaśmiała się, bo przynajmniej z jej doświadczenia, tworzenie biżuterii odbywało się na zapleczach, w warsztatach albo pracowniach, gdzie jubiler w spokoju mógł wykonywać pracę. Dla oka szerszej publiki w sklepie znajdowały się jedynie wystawy i gablotki, zawierające gotowe produkty. Niemniej cieszyła się z entuzjazmu mężczyzny, widziała szczery błysk w jego oczach, dlatego nie podejrzewała go o sekretną nudę.
    - Gdyby tylko to było możliwe - westchnęła z delikatnym uśmiechem, bo jego romantyczna wizja odbijała się od muru rzeczywistości. Dodatkowo z jej strachem przed wodą, mieszkanie na wyspie było dość nisko na liście fantazji.
    Przechodzili przez kolejne punkty bez większych problemów, dokładnie instruowała go i prowadziła jego dłoń w razie potrzeby, niekiedy używając niezbędnych zaklęć. Po dłuższej chwili mieli już gotowe oczka bransoletki, które należało połączyć w całość. Pokazała mu dokładnie, jak wykonać kolejną czynność, a sama przyglądała się z zainteresowaniem.
    Arthur był przy niej, odkąd mieli okazję lepiej się poznać, nie odstępował jej na krok (w ramach możliwości), dzięki jego opiece szybciej wracała do zdrowia. Jego obecność stała się tak naturalna jak powietrze, dusiła się bez niego, choć nie zdawał sobie z tego sprawy.
    - Ja też za tobą tęsknię, gdy nie ma cię obok - wyszeptała mu prosto do ucha, na tyle blisko, że na pewno poczuł na płatku ciepłe powietrze jej oddechu. - I nie lubię czuć twoją obecność, ja potrzebuję cię czuć.
    Chyba pierwszy raz była tak bezpośrednia, ale jego bliskość upajała, czuła się na tyle swobodnie, że nie bała się odrzucenia.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Uśmiech zastygł na twarzy marynarza wpleciony w ten obraz, jak namalowany, był nierozłącznym elementem, który towarzyszył temu spotkaniu, tym chwilom wyjętym z kalendarza zdarzeń, gdy mieli się, tylko dla siebie i nic nie mogło zepsuć tego momentu. Wiedział, jak trudno było ukrywać swą drugą naturę, przez tyle lat pracował jako przemytnik wykonując zadania dla mniej lub bardziej podejrzanych typków spod ciemnej gwiazdy, ten dreszczyk ekscytacji towarzyszący na każdym kroku, ta adrenalina, gdy sprawy przybierały niesprzyjający obrót, stawiając na rozdrożu moralnego marynarza, którego chciwość zapędziła w pułapkę bez wyjścia. Czasem miewał momenty, gdy całkowicie chciał z tego zrezygnować, a czasem tęsknił za tymi wszystkimi emocjami, jakby igranie z zagrożeniem sprawiało mu przyjemność. W gruncie rzeczy był, nieco szalony dawał tego wyraz podczas karczemnych bójek, czy w pracy, gdy ścigani przez sztorm szli z wiatrem naprzeciw piętrzącym się ku niebu falom, co z łatwością obróciłyby okręt w drzazgi. Siła morza, ta pierwotna potęga natury, co głuchym pomrukiem gromów warczy na skraju horyzontu ciemniejącego od czarnych burzowych chmur, budziła lęk w sercach marynarzy, lecz nie tylko, to dziwne uczucie ekscytacji, podekscytowania, gdy wszystko nagle zamiera i liczy się wyłącznie; tylko to, co tu i teraz.  
    Nigdy nie zostały mi przedstawione tak dokładnie arkana pracy – przez wzgląd na swoje drugie zajęcie, miewał do czynienia ze złotnikami, ci jednak nigdy nie zaprosili go na herbatkę i pokaz swych umiejętności, ani wcześniej w swej przeszłości nie sięgał na zaplecze warsztatu jubilerskiego. – Przy tobie odkrywam tajniki tej profesji, kto wie może i ja z ciebie zrobię jeszcze żeglarza? – przenikliwe spojrzenie, jakim uraczył partnerkę, kryło za sobą niewypowiedziane wyzwanie, ale także chęć przełamania tego strachu, jaki dostrzegł w jej oczach na wspomnienie o morzu podczas pamiętnego w skutkach spaceru.
    Sięgał po słowa rady, kierowany bezdyskusyjnie w tej tajemnej i wymagającej sztuce tworzenia skarbów dla oczu i duszy. Pragnął przelać w ów bransoletkę całego siebie, swoje zaangażowanie, a także uczucie, tak gorące, że stopiłoby nawet najtwardszy metal. W swych metalurgicznych porównaniach był słabo obeznany, ale oczami wyobraźni wychodził poza znane mu regiony, by stąpać ku nowo poznanej sztuce, choć nie widział siebie w tej profesji, tak chętnie odbierał naukę, która płynęła z ust kochanej osoby.
    Kiedy nachyliła się nad nim, gdy wyczuł ją bliżej siebie, niż wcześniej miało to miejsce. Odstawił niespiesznie, wręcz wolno z niejakim namaszczeniem bransoletkę. Westchnął z lekkością, kiedy fala ciepła spłynęła przełamując wszelkie bariery, które stały jej na drodze.
    To bardzo osobiste wyznanie. Nie chcę pozostawać dłużny, bo i we mnie to siedzi, a jeśli ty znajdujesz odwagę, aby wypowiadać takie słowa. To i ja już dłużej nie mogę milczeć. – Mówił cicho wpatrzony w blat z narzędziami, co piętrzyły się przed nim. Bliskość Vivian, ten cielesny kontakt sprawiał niewypowiedzianą przyjemność – odnajdywał w nim siłę. Nie wiedział, czy zdawała sobie z tego sprawę, jak silnie oddziaływała na niego. – Pragnę cię tylko dla siebie… – wstał, ocierając się o nią i uwięził kobietę w klatce, bez wyjścia nieznacznie przyciskając ją do krawędzi mebla, musiała poznać prawdę. – Wiem, to nierealne, bo nigdy nie poproszę cię o to, byś wyrzekła się tego, co tak bardzo kochasz. – Uśmiechnął się smutno, lecz całkowicie szczerze. – Ale musisz wiedzieć, że chciałbym dzielić z tobą, każdą dobrą i złą chwilę swego życia. Chociaż nie mogę dać ci, niczego czego byś nie miała, tak mogę ofiarować ci to, co mam najcenniejsze, nie prosząc o nic – odnalazł dłonie złotowłosej i ujął je najdelikatniej, jak to tylko potrafił podnosząc, by złożyć na nich lekki pocałunek, który był zaledwie muśnięciem warg.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Zdziwiłaby się, gdyby faktycznie okazało się, że marynarz - przemytnik ma większe pojęcie o wytwarzaniu biżuterii. Na tym etapie nie mogła znać jego przeszłości, bo nigdy tak szczegółowo o sobie nie opowiadał. Czasami miała wrażenie, że naprawdę niewiele o sobie wiedzą, a jednak niewidzialna siła pchała ich ku sobie, bez opamiętania ignorując przeciwności.
    Jej stan psychiczno-emocjonalny pozostawiał jeszcze wiele do życzenia, więc tym bardziej nie chciała głębiej analizować swoich uczuć, przeszłości i wszystkich przeszkód, jakie napotkają po drodze (jak łatwo się domyślić, będzie ich wiele). Może powinna załatwić to wszystko za jednym zamachem, zmusić się do roztrzygnięcia wszystkich wątpliwych, ale też bolesnych kwestii. Czy przekroczyłoby to jej możliwości i całkiem by się załamała? A może kryzys trwałby dwa razy dłużej? Pobyt w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym mógłby być wtedy konieczny, ale potem? Potem wyszłaby na prostą. A tak odwlekała nieuniknione, bo nie potrafiła poradzić sobie z nadmiarem emocji, bo bała się każdego wybuchu, pokazu niestabilności, bo wtedy nie czuła się godna swojego nazwiska. Zdecydowanie lepiej było jej teraz żyć chwilą, szczególnie że patrząc na Arthura czuła, że znajduje się we właściwym miejscu, przy właściwej osobie.
    - Obawiam się, że to nie będzie tak proste - zachichotała nerwowo, zastanawiając się, czy i kiedy wyłapał jej małą fobię. A może zdążyła o tym wspomnieć i zapomniała? Milczała przez chwilę, zastanawiając się, czy jej sens się teraz zwierzać, ale ostatecznie stwierdziła, że nie ma sensu tego ukrywać. - Boję się otwartej wody, raczej kiepsko pływam i przeraża mnie możliwość utonięcia.
    Musiałaby się przełamać, pokonać wewnętrzne bariery, żeby spróbować wypłynąć z nim na choćby krótką wycieczkę. Nie wiązało się to z brakiem zaufania, ale wolała zwyczajnie nie kusić losu. Będzie musiał użyć siły perswazji i mnóstwa zachęt, żeby wsadzić ją na drakkar.
    Zdecydowanie przyjemniej patrzyło się na mężczyznę, wykonującego wedle jej instrukcji biżuterię. Poprawiała go w razie potrzeby, ale czuła rozpierającą dumę w piersiach, że tak dobrze sobie radzi. Nawet wtedy, kiedy mniej lub bardziej intencjonalnie rozpraszała go drobnymi czułościami. Aż zdaje się przelała czarę i musiał odstawić jubilerskie przyrządy. Nie oczekiwała wyznań, acz mimowolnie zamarła, gdy zaczął mówić. Zaskoczył ją na tyle, że przez moment milczała, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie potrafiłaby wyrzeknąć się rodziny, bo to wszystko, co znała. A choć jednocześnie nie wolno było jej pragnąć zakazanego owocu, to właśnie tego pragnęła.
    - Arthur... Nie zasługuję na ciebie, wiem to. Ale egoistycznie chcę, żebyś był tylko mój. Egoistycznie, bo nie potrafię tego samego zagwarantować tobie - świętowali dziś urodziny, nie powinni poruszać przykrych tematów, ale przecież znał jej sytuację i czytał list od dziadka, więc domyślał się, jakie będą tego następstwa.
    - Przemyśl to dobrze. Jeśli naprawdę chcesz ofiarować mi siebie, swoje serce... przyjmę je bez wahania, tylko czy moje serce ukryte w mroku tajemnicy ci wystarczy? Nie chcę, byś cokolwiek obiecał pod wpływem chwili, bo... nie chcę dodatkowo cierpieć. Nie wiem, ile jeszcze ciosów zniosę.
    Wiedział, że nigdy w pełni nie będzie jego, że jeśli zdecyduje się na ten krok, to będzie kroczył cieniem przez resztę życia. Obawiała się, że jako romantyczny i czuły facet, z czasem to widmo związku przestanie mu wystarczać, w końcu potrafił być zazdrosny, nawet zaborczy. Ale nie mogła go zatrzymać, więc ostatecznie to do niego należała decyzja, nawet jeśli w aktualnym rozchwianiu emocjonalnym nie wyobrażała sobie utraty nikogo.
    - Niewiele nam zostało, skończmy bransoletkę, a potem zjemy kolację - zaproponowała, gładząc go lekko po policzku. Nie musiał odpowiadać teraz, ona także nie miała gotowych odpowiedzi. Na razie po prostu czerpała ze spędzania wspólnie czasu.
    Poinstruowała, jakie ostatnie kroki musi wykonać i na końcu musiał się wykazać najbardziej zręcznością palców, żeby połączyć ze sobą wszystkie drobne oczka. Na koniec klasnęła radośnie w dłonie i rzuciła mu się na szyję.
    - Piękna - cmoknęła go lekko w policzek, tak naturalnie, jakby byli już starym małżeństwem. Tym samym pociągnęła go za rękaw, by usiedli w końcu na przygotowanych poduszkach i skosztowali przysmaków. Czekało już na nich wino, a palące się w otoczeniu świece, tworzyły romantyczny nastrój, wprowadzając w główną część randki.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Strach, o którym mówiła w swych zalążkach pojawiał się już podczas ich wcześniejszych spotkań – dostrzegał go, ale i cieszył się podświadomie z tego wyznania. Rodziło to bowiem w głowie marynarza wizje próby podjęcia pewnych starań, aby przełamać blokady wyjść ze strefy komfortu, to przecież możliwość kolejnych spotkań i to w dodatku poza granicami wścibskiego wzroku, musiał mieć to na uwadze podczas przedstawiania tego pomysłu Vivian, przy stosownej okazji. Dziś chciał skupić się wyłącznie na superlatywach płynących z randki i cieszenia się chwilą, którą mieli wyłącznie dla siebie, tych w ostatnim czasie było stanowczo za mało, a on pragnął jej, tak jak mogła tego oczekiwać, a nawet bardziej. Krótkie czułostki, jakimi się delektowali, podczas pracy stanowiły jedynie wierzchołek góry lodowej w wyobrażenia przemytnika sięgały daleko poza utarte schematy, bo te nawet jeśli miłe i wystudiowane do perfekcji rodziły wyłącznie pragnienie, ten charakterystyczny niedosyt, który uderzał za każdym razem, gdy wyznaczała granice.
    Zatem przemilczmy niewygodną prawdę. Dajmy sobie czas i pozwólmy by to, co nas łączyło rozkwitało. Czy tego będziemy żałować? Nie wiem, może, a może nie… trudno mi to powiedzieć, teraz gdy przepełnia mnie szczęście. – Mówi otwarcie, nie boi się dotknąć istoty problemu, stawiając przy tym jednocześnie znak zapytania, bo jeśli faktycznie jest, tak jak mówiła, to czy życie da im sposobność do bycia razem, nawet jeśli tylko w ograniczonej formie? Jak długo wytrzyma to „dzielenie się” był mężczyzną o wysokim poczuciu własnej godności i honoru od samego początku wiedziała o tym wszystkim, a mimo to pozwalali sobie na wybieganie daleko poza pewne granice przyzwoitości, a teraz nachodziły wątpliwości, co dalej? Nie, nie chciał dziś o tym myśleć. Już samo wspomnienie tego tematu, budziło w nim ogniki irytacji.
    Kierowała go pewnie, tak świadoma tego co robi, jakby była mistrzynią w swym fachu… i po raz kolejny zapragnął pokazać jej morze, to co go przyciąga, tę miłość, jaką niesie i trzyma w sercu, wobec horyzontu zdarzeń. Pragnął, aby potrafiła zrozumieć jego pasję, by stała po jego stronie, a gdy wracał z rejsów oczekiwała go… Jeśli był naiwny bo wierzył, że mogłaby go pokochać i faktycznie robić wszystko to o czym myślał, to faktycznie na tym polu popełniał największą gafę w swoim życiu na tle emocjonalnym, ale zależało mu na niej, jak na nikim wcześniej. Dlatego z takim oddaniem studiował sztukę jubilerstwa podatny na jej porady, drogowskazy i sugestie, była jego latarnią – światłem w ciemności, metaforycznie i w rzeczywistości stanowiła, coś więcej niż tylko obietnicę dotarcia do domu. Przy pracy nad bransoletką, ale również tam na pełnym morzu, kiedy samotność zakradała się do umysłu marynarza myślał o niej, o tym jakim trafem zostali sobie przeznaczeni.
    Piękna... – uśmiech gra na jego wargach; radość emanuje z oczu śląc w kierunku złotowłosej iskierki uwielbienia. Była zjawiskowa w tej scenerii, lecz nie tylko w niej. Naturalnie i zwyczajnie. Tak po prostu. Jednak świece, ten charakterystyczny półmrok nadawał całemu warsztatowi magicznej otoczki, która sprawiała, że westchnięcie podziwu wypływa z jego ust, mimowolnie. Tak jak powolnie sunie w jej kierunku, aby dołączyć, wśród świec, by sięgnąć dłonią policzka, wciąż niewinnie różowego po ostatnich seriach słów płynących, wprost z serca. Palce dotykają skóry, leniwie spadają na ramię obejmując je delikatnie, tym sposobem przyciąga ją ku sobie, a ich usta odnajdują drogę. – Jesteś najpiękniejsza – uśmiecha się, będąc blisko niej. Wyraźnie nie chce oddalić się, jakby przerwanie kontaktu fizycznego przychodziło mu z największą trudnością. – Mamy coś miękkiego? – nie chciał, aby leżała na twardej powierzchni w tym, co planował, było mimo wszystko znacznie więcej przyjemności, ale jednak w jego oczach była księżniczką. – Hmm, chociaż to się nada… – sięga, bez wahania się po jedną z poduszek i delikatnie pochyla Vivian na przygotowaną miękkość, chcąc by ta położyła się najwygodniej, jak to tylko możliwe. W tym czasie jego usta krążą po jej ciele; spragnione, jakby na zapas pragnęły zaspokoić jej potrzebę czułości. Błądzi od ramion, po szyję, od linii żuchwy, aż po dekolt. Niestrudzony, oddany z namaszczeniem masuje, każdy centymetr ciała kochanki.  

    Arthur i Vivian z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.