Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    06.03.2001 – Klubokawiarnia „Hämärä” – B. Vargas & B. Guildenstern

    2 posters
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    06.03.2001

    Znalezienie lokalu, o którym pisał Björn zajęło jej chwilę, jednak po trzech kółkach ulicami portu i dwóch podpytanych przechodniach wreszcie trafiła, gdzie trzeba. Zadzierając głowę, by spojrzeć na odrapaną kamienicę, uśmiechnęła się pod nosem. To miejsce tego typu, że albo Guildenstern wytnie jej tu nerkę, albo będą się świetnie bawić. Jedno z dwóch.
    Odruchowo chowając dłonie w nieco za długie rękawy bordowej kurtki, Blanca z pewnym wahaniem wymamrotała hasło - przepustkę do klubokawiarni - a gdy drzwi uchyliły się zapraszająco, uśmiechnęła się szerzej. Pierwszy sukces, co?
    Miejsce powitało ją… Cóż, dobrze. Przyjemna muzyka koiła napięte nerwy, a widok bawiących się rozjaśniał już i tak uśmiechnięte oblicze Vargas. Lubiła tańczyć znacznie bardziej niż lubiła alkohol. To nie tak, że w ogóle nie piła - szczególnie za wino gotowa była nierzadko zrobić niemal wszystko - ale jeśli miałaby wybrać tylko jedno, zdecydowanie wolałaby taniec.
    Jednak - nie teraz. Przynajmniej jeszcze nie. Przez chwilę przyglądając się rozbawionemu towarzystwu, wreszcie odetchnęła powoli i weszła głębiej, odnajdując wolny stolik w kącie. Krzesła - czy raczej fotele, biorąc pod uwagę kuszącą miękkość - ewidentnie najlepszą  część życia miały już za sobą, Blanca jednak rozumiała, czemu są tutaj, a nie na śmietniku. Jak niemal całe wyposażenie lokalu - miały klimat.
    Zsuwając płaszcz i przewieszając go przez oparcie jednego siedziska, wciąż rozglądała się z ciekawością. Choć nadmiar ludzi trochę ją krępował, to było coś super pozytywnego w takim nagromadzeniu uśmiechów i beztroski. Coś, co bardzo szybko jej się udzielało.
    Dawno nigdzie z nikim nie wychodziła. Przebywając ciągle w towarzystwie Yami, Sala, Nity i Estebana - a nierzadko w jeszcze większym gronie, wszak ich zespół naukowy już jakiś czas temu solidnie się powiększył - potem, mając chwilę wolnego, wolała raczej zaszyć się w ciszy własnego pokoju niż znów szukać wrażeń w towarzystwie. Teraz jednak powoli łapała się na błędzie w tym myśleniu.
    Tkwienie samej nad książkami nie zawsze było najlepszą formą odpoczynku.
    W pewnym momencie dostrzegła Björna. Dotąd nie była pewna, czy go rozpozna, widząc jednak znajomą sylwetkę nie miała wątpliwości, że to on. Uśmiechając się szeroko, pomachała do niego, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
    - No cześć. - Przytuliła go lekko na powitanie.
    Nie byli ze sobą blisko, nie aż tak, ale Blanca przytulała wszystkich - każdego, kto jej na to pozwolił. Guildenstern pozwalał - wtedy, na argentyńskim festiwalu wina, na którym się przypadkiem poznali, i potem, podczas kilku kolejnych spotkań w Meksyku, skąd pochodziła, a gdzie Björn przebywał przez jakiś czas.
    I teraz. Naprawdę miała nadzieję, że nic się pod tym względem nie zmieniło.
    - Dobrze cię widzieć - dodała lekko, rozsiadając się wreszcie w fotelu. - Nawet nie wiesz, jak brakowało mi tu jakiejś znajomej twarzy niż… No, ci wszyscy, których przywiozłam ze sobą z Brazylii. Jesteśmy tu od stycznia, mniej więcej, i chyba w końcu zaczęłam już z nimi wariować - zaśmiała się.
    Przyglądała się chłopakowi z ciekawością, jakby w ten sposób mogła naprędce skatalogować wszystko, co się w nim zmieniło. Gdy w pewnej chwili złapała się na tym, że patrzy się zbyt długo i - chyba - zbyt intensywnie, spłoniła się lekko.
    - Przepraszam - rzuciła z delikatnym uśmiechem. - Ja... Dawno cię nie widziałam i chyba próbuję to nadrobić. - Wyjaśniła przepraszająco.
    Blanca miała swoje dziwactwa - bardzo uważne przyglądanie się każdemu, z kim miała do czynienia i spoglądanie znajomym głęboko w oczy było jednym z nich.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    W ostatnich tygodniach zaszył się po raz kolejny w pracowni, poświęcając się badaniom i przygotowaniom do obrony doktoratu. Postanowił jednak zrobić wyjątek, by zobaczyć się z Blancą — klubokawiarnia „Hämärä” znajdowała się zaledwie dwie ulice dalej, w bliskim sąsiedztwie Portu Północnego, dlatego młody Guildenstern pod osłoną nocy przemknął niezauważenie do umówionego lokalu, gdzie miała na niego czekać niespodzianka w postaci Vargas. Nie spodziewał się, że jego znajoma, którą zupełnie przypadkiem poznał podczas swoich wojaży, dotrze do Midgardu. Kiedy widzieli się po raz ostatni w Meksyku, spacerując po piaszczystych, zapierających dech w piersiach plażach, żartowała w niezobowiązujący sposób o swoim przyjeździe do magicznej Skandynawii, lecz Björnowi ta myśl wydawała się wówczas tak bardzo abstrakcyjna i odległa w czasie, że nigdy nie brał jej na poważnie. Udało się jej jednak go mile zaskoczyć; ucieszył się niewymuszenie, gdy zobaczył ją pośród innych ludzi, którzy tej nocy bawili się w „Hämärze”. Pozwolił sobie na odwzajemnienie jej przyjacielskiego uścisku — gestu, który na co dzień wcale nie był tak popularny w tej części świata.
    Ciebie również dobrze widzieć — odpowiedział Björn z radosnym uśmiechem malującym się na twarzy,, dopiero po chwili przypominając sobie, że powinien zachować więcej ostrożności w stosunkach z innymi ludźmi. Blanca w rzeczywistości miała niewielką wiedzę na temat Guildensterna, nigdy nie zdradził jej bowiem szczegółów dotyczących swojego pochodzenia. Nie ujawnił, z jakiej rodziny się wywodził, a tym bardziej nie wspomniał o tym, że praktycznie wszyscy w magicznej Skandynawii zdawali sobie sprawę z faktu, iż był dziedzicem jednego z najważniejszych klanów magicznych. — Nie zamierzałem nigdzie wychodzić, ale kiedy dostałem od ciebie list, nie mogłem odmówić. Dziwię się jeszcze tylko, że nie zamarzliście — skomentował z rozbawieniem, wskazując jednocześnie gestem jeden z wolnych stolików, który znajdował się we wnęce po prawej stronie sali. Pozostawił tam swoją kurtkę, a następnie skierował się wraz z Blancą do baru. — Idzie wiosna, więc powinniście przeżyć. Ale nie spodziewajcie się żadnych cudów... Wciąż potrafi być mroźnie — ostrzegł ją Björn, mając na myśli zmienność i kapryśność skandynawskiej pogody, po czym zamówił whisky z kostkami lodu.
    Nie przejmuj się — zapewnił ją, zupełnie nie zawracając sobie głowy tym, że Blanca wpatrywała się w niego dłużej, niż wypadało. Nie tylko ona. W kuluarach, jak i w plotkarskich mediach, od pewnego czasu mówiono o rzekomo zbliżających się zaręczynach młodego Guildensterna, a Björn zdążył się przyzwyczaić do szumu i natarczywych spojrzeń skierowanych w jego stronę. Vargas zdawała się jednak być tego nieświadoma, dlatego miał nadzieję, że do tej pory nie zauważyła ludzi, którzy coraz śmielej na niego spoglądali. — A ty, masz ochotę na coś konkretnego? — Odwrócił głowę w jej kierunku, rytmicznie stukając paznokciami o drewniany blat w oczekiwaniu na ostateczną decyzję Vargas. — Nie wiem, czy o tej porze będą mieli gorącą czekoladę, o której mi wcześniej pisałaś, o tej godzinie serwują raczej tylko mocniejsze trunki – powiedział Guildenstern, odbierając zamówienie od barmana.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Nie była pewna, czy po tym roku będzie umiała z nim rozmawiać. Odkąd widzieli się po raz ostatni, nie wymieniali zbyt wielu listów, nie utrzymywali większego kontaktu. To była jedna z tych znajomości, którą zawiera się przypadkiem w wakacje, odwiedza wspólnie kilka lokalnych atrakcji, obiecuje się sobie, że niedługo się odezwie - a potem się zapomina. Nie ze złej woli, tylko... Po prostu. Każde z nich miało swoje życie - o którym zresztą nie opowiadało zbyt dużo temu drugiemu - swoje obowiązki i swoje plany. W nawale dorosłych zobowiązań zapomnieć było naprawdę łatwo.
    Z tego samego powodu Blanca nie była pewna, czy Björn w ogóle będzie chciał się z nią zobaczyć. Nie miała pojęcia, że w kalkulacjach wyjść do ludzi czy nie wyjść chłopak miał znacznie więcej czynników wpływających na decyzję niż tylko to, kiedy ostatnio rozmawiał z Vargas.
    Bo Blanca rzeczywiście nie była na bieżąco z tym, co się tu działo. Nie była zupełną ignorantką, odkąd dotarli do Midgardu przeglądała lokalne gazety - zwykle jednak bez większego zainteresowania. Nie skupiała się na tyle, by kilka dni później pamiętać, co czytała. Mogła słyszeć o jakimś morderstwie. W pierwszym momencie mogła się pewnie nim przejąć. A potem... Zapomniała. Przeszła nad tym do porządku dziennego. I na pewno przez myśl jej nie przyszło, że cała sprawa może mieć jakiś związek z Björnem.
    Björnem, o którym, gdyby się tak dobrze zastanowić, bardzo niewiele wiedziała.
    - O, co niektórym do tego już całkiem blisko - zaśmiała się tymczasem w odpowiedzi na uwagę o zamarznięciu. - Ale macie tu całkiem fajne sklepy z ciuchami. Wyprawa po swetry, których każde z nas miało za mało, była pierwszą wycieczką jaką tu odbyliśmy. - Wyszczerzyła zęby. Pod tym względem byli jak typowi turyści. Nie do końca przygotowani, nawet pomimo wcześniej robionego researchu i posiadania lokalnego przewodnika.
    Na wzmiankę o braku czekolady o tej porze westchnęła teatralnie po czym roześmiała się lekko.
    - Zdałam sobie z tego sprawę zaraz po wysłaniu listu - przyznała szczerze. - Można by oczekiwać, że po tylu latach nauczę się już, jak wszystko działa, nie? - Wzruszyła lekko ramionami. - Nie nauczyłam się. Wciąż często mam wrażenie, że to noce są tą normalną porą aktywności dla wszystkich. - To mylne przekonanie łatwo było zrozumieć. Skoro zespół Yamileth przestawił się na nocny tryb życia, Blanca miała znacznie mniej powodów by pamiętać, że nie wszyscy żyją tak jak ona.
    Decydując się wreszcie na jeden z wymyślnych drinków z karty - brzoskwiniowy, o jaskrawopomarańczowej barwie, z watą cukrową zaczepioną na brzegu szklanki dla dekoracji - w kolejnej chwili, już z zamówieniem w ręku, wróciła z Björnem do stolika.
    - To co się u ciebie działo przez ostatni rok? - spytała lekko, chcąc zacząć od początku. - W Meksyku byłam niemal pewna, że ostatecznie zrezygnujesz z powrotu do Midgardu i zostaniesz u nas. - Uśmiechnęła się szeroko. Naprawdę miała wtedy wrażenie, że chłopak walczył wtedy sam ze sobą, czy rzeczywiście miał po co wracać. Ale Meksyk, Argentyna, Brazylia - wszystkie te miejsca tak działają na ludzi. Są magiczne w zupełnie inny sposób niż magiczna Skandynawia. Naprawdę łatwo się w nich zakochać.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Czas robił swoje. Wiele zdążyło się zmienić od jego powrotu do Midgardu, a kolejnym problemem było to, że Blanca niewiele o nim wiedziała. Miała szansę poznać zupełnie innego Björna — nieskrępowanego klanowymi zasadami i normami społecznymi, wolnego chłopaka, którego nikt nie kojarzył z magicznych mediów z powodu jego szanowanego nazwiska. Kiedy podróżował po świecie w celach badawczo-naukowych był anonimowy, a teraz znajdowali się na zupełnie innym gruncie. W obliczu ostatnich, tragicznych wydarzeń powiązanych z aktywnością ślepców, które wstrząsnęły magiczną Skandynawią, ludzie zaczęli panikować, w związku z czym Björn starał się pilnować na każdym kroku, nie chcąc wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Wiadomość od Blanki pozwoliła mu na moment zapomnieć o obecnej sytuacji w Midgardzie, jednocześnie przypominając mu o zeszłym roku, który był dla niego pod wieloma względami przełomowy. Tęsknił za wydmami piaszczystych plaż, aromatem przesiąkniętego smakiem jedzenia i uśmiechem ludzi, zawsze gotowych do serdecznej rozmowy. To właśnie tego mu brakowało w Skandynawii, krainie kontrastu wobec rozpływającej się w cieple Ameryki. Ale to Midgard, pomimo swoich wszystkich irytujących wad, był w dalszym ciągu domem młodego Guildensterna.
    Nie jestem zaskoczony. Sam myślałem, że umrę, gdy dotarłem po raz pierwszy do Meksyku — roześmiał się Björn na samo wspomnienie o ostatniej podróży, kątem oka rozglądając się po pomieszczeniu, które było dziś wyjątkowo zatłoczone, jak na tak późną godzinę w środku tygodnia. —– Wiesz, Midgard wcale nie jest taki zły... Idzie się przyzwyczaić — powiedział zgodnie z prawdą Björn, uśmiechając się lekko do Blanki. Nie był do końca pewien, czy przeprowadzka w tym momencie należała do najlepszych pomysłów, biorąc pod uwagę to, co w ostatnich miesiącach działo się w magicznej Skandynawii. Zastanawiał się, czy Vargas, jak i towarzysze jej wyprawy, byli na bieżąco z niepokojącymi doniesieniami o krwawych mordach rytualnych, gdy podejmowali wspólną decyzję o wyjeździe do dalekiej Europy Północnej, lecz ostatecznie postanowił nie poruszać tego tematu. — Doskonale cię rozumiem. Mnie to akurat nie przeszkadza, bo sam często siedzę po nocach nad kociołkiem... Wtedy najlepiej mi się warzy, przynajmniej nikt mnie nie rozprasza. Domyślam się, że przyjechaliście tu całym zespołem? — Nie wszystkich od Yamileth miał okazję dobrze poznać, lecz tych, których spotkał podczas pobytu w Meksyku, bardzo polubił.
    Co działo się u mnie przez ten rok...? – Przez moment zastanawiał się nad najlepszą odpowiedzią, lecz w tej chwili nie potrafił znaleźć słów, które by go całkowicie usatysfakcjonowały, dając pełen obraz tego, co wydarzyło się od ich ostatniego spotkania. — Wszystko i nic. — Wzruszył ramionami, odbierając od barmana zamówionego przez niego drinka, po czym skierował się do stolika. — Ja też myślałem przez pewien czas, że nie wrócę, ale poczułem, że mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Wyjechałem bez pożegnania, co nie było najlepszym pomysłem... Mam tu rodzinę, przyjaciół, pracownię, kończę doktorat z alchemii — wyjaśnił dziewczynie, wznosząc toast za ich spotkanie w Midgardzie.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Gdyby wiedziała, co dzieje się w głowie Björna, byłaby pewnie szczerze zaskoczona, bo zupełnie nie zdawała sobie sprawy, co tu się działo. Czy raczej - coś przeczytała w tej czy innej gazecie, ale to już po przyjeździe do Midgardu i, szczerze mówiąc, nadal bez specjalnej uwagi. Nie zdawała sobie sprawy ze skali problemów, z jakimi zmagała się teraz Skandynawia i gdyby Guildenstern powiedział jej teraz, jak durni byli, przyjeżdżając całym zespołem właśnie w tym czasie, byłaby absolutnie zdumiona.
    Nie miała pojęcia o bardzo wielu rzeczach.
    Inną sprawą było, czy wiedziała o tym wszystkim Yamileth. Pewnie tak - ona, dla odmiany, starała się mieć wszystko pod kontrolą. Tym bardziej dziwiło, że zdecydowała się na tę podróż właśnie teraz.
    A może jednak nie dziwiło wcale? Dla Serrano jej badania były całym światem. Bardzo prawdopodobne było, że nie uznała powtarzających się morderstw za wystarczający powód, by odwlec swe plany.
    Tak czy inaczej, sama Blanca żyła w błogiej nieświadomości - i dobrze, bo gdyby nie to, prawdopodobnie bałaby się wychodzić z domu i szybko przeistoczyłaby się w nieopuszczającego swojej sypialni, aspołecznego gremlina. A to już byłaby wielka strata dla ludzkości.
    Na pytanie o zespół pokiwała głową entuzjastycznie.
    - Nie inaczej - przytaknęła. - I jest nas jeszcze więcej niż przedtem. Mamy teraz własną uzdrowicielkę, na przykład, a samą liczebnością naprawdę blisko nam do obwoźnego cyrku. - Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Tam, w Ameryce Północnej, Björn miał okazję poznać większość członków zespołu - ale nie wszystkich. Vincente i Giovana Romero dołączyli w zasadzie tuż przed wyjazdem do Europy, a Isac Hagen, najświeższy nabytek, był tutejszym studentem, początkującym alchemikiem zwerbowanym przez Yami do roli asystenta.
    Rozsiadając się potem przy stoliku, obserwowała Björna uważnie znad szklanki z drinkiem. Dobrze wiedziała, że podsumowanie całego roku w zaledwie kilku zdaniach wcale nie jest łatwe. Szczerze mówiąc, gdyby to ona miała powiedzieć, co robiła przez ten czas, miałaby wcale nie mniejsze problemy. Biorąc pod uwagę całe to podróżowanie, postęp badań, życie uczuciowe - wszystkie te aspekty które składały się na jej codzienność - nie wiedziałaby, od czego zacząć. Nie dziwiła się więc, że Guildenstern też sobie z tym nie radzi.
    Pokiwała głową ze zrozumieniem.
    - Opuszczenie własnego domu, kraju, wcale nie jest łatwe - przyznała. Dla niej samej wyjazd do Europy był niczym podróż do innego wymiaru. Oczywiście teraz, już na miejscu, oswajała się - i robiła to zaskakująco szybko. Midgard i Amerykę Południową różniło bardzo wiele rzeczy, ale zaskakująco łatwo przyszło też znaleźć dla nich części wspólne. Skandynawia nie była jakimś zupełnie obcym światem, czego Blanca się obawiała najpierw. Mimo tego, Vargas tęskniła za domem. Nie tylko za ciepłem swojego kraju, ale też po prostu za znajomymi korytarzami uniwersytetu czy spotkaniami z rodziną. I choć wiedziała, że kiedyś tam wróci - ostatecznie byli tu tylko w celach badawczych, które kiedyś zostaną zrealizowane - to wciąż było ciężko. Nie pokazywała po sobie nawet połowy tej tęsknoty, jaką czuła.
    - Ale o sklepie nic nie wiedziałam. Nie chwaliłeś się! - rzuciła z teatralnym wyrzutem, wznosząc jednocześnie toast za spotkanie. Oczywiście, nie miała żalu. Jak mogłaby mieć? Poznali się w okolicznościach, które wcale nie skłaniały do opowiadania o swoim życiu. Björn wiedział, czym Blanca się zajmuje tylko dlatego, że Vargas trudno było opędzić się od pozostałych członków zespołu, a tym samym od konieczności wyjaśnienia, dlaczego włóczą się tu i tam takim rozgadanym, trochę wariackim stadem. Björn jednak? On nie musiał mówić o sobie zbyt dużo. Kolorowy Meksyk, Argentyna, Brazylia - wszystkie te kraje oferowały dość tematów, by unikać mówienia o tym, kim się jest, co się robi, jak idzie się przez życie.
    - Chociaż właściwie to nie jest aż tak dziwne, nie? - przyznała po chwili z rozbawieniem. - Powiedz mi jeszcze, że masz żonę i dwójkę dzieci, a dopełnisz obrazu statecznego, zaradnego życiowo mężczyzny, wzoru dla dorastających dzieciaków. - Wyszczerzyła zęby szeroko, nie zdając sobie sprawy, jak nietaktowne były w tym momencie jej komentarze.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Jeszcze więcej? — zdziwił się Björn, słysząc słowa Blanki. Podczas swojego pobytu w Meksyku miał okazję poznać niemal wszystkich z jej drużyny, nie podejrzewał jednak, że przez ten czas ich grupa znacząco się rozrośnie. —– Ledwo pamiętam imiona pozostałych... To mówisz, że w najbliższym czasie będę musiał zapamiętać nowe? — zaśmiał się mężczyzna, upijając łyk alkoholu, choć równie szybko przybrał poważny wyraz twarzy, przypominając sobie o tym, kogo teraz musi grać. — Kto do was dołączył? — W Midgardzie młody Guildenstern nie miał zbytnio szans, by poznać ludzi, którzy nie wiedzieli, kim jest; wszyscy kojarzyli nazwisko jego rodziny, o której magiczne media rozpisywały się niemal każdego dnia. Dla Blanki był z kolei zwyczajnym chłopakiem, przypadkowo spotkanym podróżnikiem w trakcie wojaży po Ameryce Południowej, dlatego miał szczerą nadzieję, że uda im się utrzymać kontakt i zachować status quo w ich relacji. Przez napiętą sytuację w Midgardzie potrzebował choć odrobiny normalności — niespełna rok za granicami magicznej Skandynawii sprawił, że Björn po raz pierwszy poczuł, co rzeczywiście oznacza wolność. Kiedyś tylko o niej nieśmiało marzył, nie do końca wiedząc, jak smakuje, lecz teraz, gdy udało mu się ją poznać, ciężko było mu do niej nie wracać pamięcią.
    Nie jest. — Mimo że od miesięcy planował swój wyjazd na stypendium naukowe, zdecydował się utrzymać to jako tajemnicę przed rodziną aż do ostatniego momentu. Był świadom, że gdyby powiedział im wcześniej, staraliby się go powstrzymać, lecz nadszedł wreszcie czas, by zatroszczyć się o siebie, nawet jeśli musiał zmierzyć się z konsekwencjami popełnionych błędów, które będą go ścigały przez całe życie. Mimo nowych możliwości, rozum nieustannie przypominał mu o niedokończonych sprawach z przeszłości. Nie potrafił ruszyć naprzód, a ostateczne zerwanie kontaktu z najbliższymi nie wchodziło w grę. Midgard  darzył uczuciem miłości i nienawiści jednocześnie; żywił wobec niego ambiwalentne odczucia, których nie potrafił się pozbyć. — Nawet jeśli wyjeżdżasz na jakiś czas, to poniekąd zostawiasz całe swoje dotychczasowe życie. Dom, rodzinę, przyjaciół. Wyjeżdżasz do kraju, którego nie znasz i pewnie nigdy nie poznasz do końca — ani języka, ani kultury i obyczajów, niczego... Nie wiem, czy Midgard to miejsce, w którym chcę żyć już na stałe, ale na pewno przez jakiś czas tu pozostanę — odpowiedział Björn, którego słowa były w rzeczywistości połowiczną prawdą. Nie mógł jednak zdradzić jej wszystkich powodów, dla których wyjechał.
    Tak, oprócz tego, że robię doktorat z alchemii, mam swój niewielki biznes i zajmuję się warzeniem eliksirów — wyjaśnił pokrótce, nie odrywając wzroku od Blanki. — Pewnie nie chciałem cię zanudzać tym, co robię i dlaczego wyjechałem, więc o niczym nie wspomniałem. Ale możesz do mnie wpaść kiedyś, to nie tak daleko. Pracownia Alchemiczna, zaraz przy Porcie Północnym — zareklamował się Guildenstern, po czym zaśmiał się na teorie wysnute przez Vargas. — Nie, absolutnie, nic z tych rzeczy. Żadnej żony, żadnych dzieci. To zupełnie nie moja bajka. Zamierzam zostać kawalerem tak długo, jak tylko będzie to możliwe. — O ile rodzina mu na to pozwoli, nie mógł mieć bowiem pewności, czy przypadkiem rodzice nie planowali za jego plecami aranżowanych zaręczyn.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Roześmiała się lekko. Szczerze mówiąc, gdy Yami po raz pierwszy zaczęła przebąkiwać, że mogliby dodać jeszcze parę osób do zespołu, Blanca była szczerze zdziwiona - i niezbyt chętna. Jak dla niej, było dobrze. Byli ze sobą zżyci, mieli już wspólną historię, po co dokładać do tego kogoś, kogo będą musieli poznawać - i oswajać - od nowa? Serrano była jednak nieugięta, a jej argumentacja miała sens, nawet Vargas musiała to przyznać. Dopóki pozostawali na terenie Ameryki Południowej, radzili sobie. Ostatecznie to był ich dom, ich miejsce, wiedzieli, jak się w nim poruszać. Mając jednak w planach kolejne podróże - do Stanów, a z czasem i dalej, przez ocean - na pewno mogli skorzystać na dodatkowych osobach. Nie zaszkodziłoby im, gdyby mieli swojego uzdrowiciela czy, na przykład, klątwołamacza - biorąc pod uwagę, w jakim kierunku prowadziły ich badania, obie profesje byłyby w cenie.
    Dokładnie o takich specjalistów wzbogacił się więc zespół i teraz, po czasie, Blanca musiała przyznać, że to naprawdę była dobra decyzja. Małżeństwo Romero przypominało jej własnych dziadków, dając namiastkę rodzinnego ciepła, a poznany i przysposobiony poniekąd przypadkiem, już w Midgardzie, Isac był… W zasadzie oczkiem w głowie Blanki. Gdyby teraz z jakiegoś powodu znikł z jej życia, byłoby jej zwyczajnie przykro.
    - Stary skład został ten sam - pospieszyła tymczasem z wyjaśnieniami, gotowa odświeżyć Björnowi stare znajomości. Biorąc pod uwagę, że byli teraz w jego kraju - w jego mieście - nic nie stało na przeszkodzie by, na przykład, znów zaczęli się gdzieś widywać. Na kawie. W klubie. Na wycieczce po okolicznych lasach. Wtedy, w Meksyku, przez pewien czas był niemal częścią ich małej grupy - przynajmniej gdy chodziło o wyjścia gdzieś. Blanca nie widziała powodu, dla którego teraz nie miałoby być podobnie.
    - Yami - Yamileth - jako szefowa, do tego Nita, Sal i Esteban. No i ja. - Uśmiechnęła się przelotnie. - Z nowych nabytków są państwo Romero, Vicente i Giovana. Są małżeństwem i zdecydowanie zawyżają nam średnią wieku w zespole. - Wyszczerzyła zęby radośnie. - Pan Vicente dba o to, byśmy nie dostali w łeb jakąś klątwą, a pani Giovana nas leczy, gdy jej mężowi jednak się nie uda. - Pokręciła lekko głową. Przesadzała, oczywiście - jak dotąd nie napotkali uroków, z którym Vicente by sobie nie poradził, zresztą - w ogóle nie zmagali się ze zbyt wieloma klątwami. Jedynym, co więc leczyła Giovana, były dotąd zakatarzone nosy, przeziębione przy pierwszym chłodniejszym powiewie tutejszych, północnych wiatrów.
    - Mamy jeszcze Isaca. To chłopak od was - rzuciła. - W sensie, z Midgardu. Studiuje tu alchemię. Yami znalazła go... W sumie nie wiem, jak. Chyba przez ogłoszenie jakie wywiesiła na uczelni. Potrzebowaliśmy asystenta, kogoś, kto sprawi, że zaczniemy rozumieć waszą mowę i pomoże z tutejszymi... No, wszystkim, w zasadzie, póki nie przyswoimy tutejszych zwyczajów. Mamy więc Isaca, a on ma nas. W teorii przyucza się przy nas trochę astronomii, trochę historii i trochę południowoamerykańskiej kultury, w praktyce jednak chyba przede wszystkim uczy się, jak żyć w tak niestabilnym zespole jakim jesteśmy. - Roześmiała się. - Każdy z nas jest chory na głowę, serio - zapewniła z teatralną powagą.
    Sącząc drinka, czuła, jak robi jej się dobrze. Ciepło. Miękko. Nie tak, jak po Pochłaniaczu, ale w jakimś sensie jednak podobnie. Gdy Björn mówił o swojej przyszłości w Midgardzie, kiwała lekko głową na znak, że słucha i rozumie. Sama nie miała wprawdzie podobnych rozterek - była raczej pewna, że, gdy tylko znudzą jej się podróże, wróci do Meksyku i tam już zostanie - ale pojmowała, skąd mogły się brać. Świat był wielki, szalenie kolorowy i zwyczajnie ciekawy. Czasem trudno było znaleźć sobie w nim miejsce, tak wiele było zakątków, w których chciałoby się żyć.
    Na wzmiankę o warzeniu eliksirów uniosła lekko brwi. Nie wiedziała, że Björn był alchemikiem i teraz, niemal automatycznie, jej myśli pobiegły bardzo prostym, poniekąd oczywistym torem.
    - O, na pewno wpadnę - zapewniła z szerokim uśmiechem. - Co więcej, jest duże ryzyko, że już się ode mnie nie opędzisz. Ktoś musi dbać o mój zapas leków - rzuciła żartem, chociaż w sercu dokładnie tak czuła. Terminu leki użyła celowo, bo branie Pochłaniacza - czy czegokolwiek innego, podobnie niemile widzianego przez prawo - nie było czymś, czym chwaliłaby się od tak, od ręki. Tym niemniej, gdy myśl o tym, by Björna wtajemniczyć i, co więcej, spróbować zrobić z niego swojego dostawcę pojawiła jej się w głowie po raz pierwszy - potem wcale nie chciała zniknąć. Na ten moment miała jeszcze zapas prochów z domu, ale przecież prędzej czy później - raczej prędzej, biorąc pod uwagę jak ochoczo sięgała po te narkotyczne tabletki i eliksiry - wszystko to jej się skończy i będzie musiała poszukać nowego źródła.
    Bardzo chciałaby, by tym źródłem był Björn. On przynajmniej był już jej znajomym.
    Na wzmiankę o braku żony i dzieci zaśmiała się cicho.
    - Znaczy w tym temacie wygrywam. - Uniosła brwi znacząco. - Miałam męża. To... Rozeszliśmy się już jakiś czas temu, ale nadal się liczy, nie? - zaśmiała się, choć tym razem trochę bardziej wymuszenie. Czasem za nim tęskniła. Nie na tyle, by chcieć do niego wrócić - nie jako partnerka, żona - ale wystarczająco, by robiło jej się przykro na myśl, że coś między nimi definitywnie się zakończyło. Mogli się przyjaźnić. Mogli się spotykać w całkiem zdrowej atmosferze. To jednak nie było to samo. Czegoś wciąż jej brakowało, za czymś wciąż tęskniła.
    Z cichym westchnieniem rozparła się wygodniej na krześle i wyprostowała nogi przed sobą. Przez krótką chwilę przyglądała się Björnowi uważnie, jakby po raz kolejny sprawdzając, jak wiele się w nim zmieniło - lub po prostu upewniając się, że wciąż jest tym samym chłopakiem, którego poznała w Meksyku. Wreszcie uśmiechnęła się lekko, nic nie mówiąc, znów za to kryjąc się za szklanką z powoli dokańczanym drinkiem.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    To pokaźna z was jest teraz gromadka. Esteban też tu jest? — Pamiętał go dobrze ze swojej podróży po Meksyku, podobnie jak Yamileth, którą bardzo polubił. Dobrze się z nimi dogadywał, choć najlepsze relacje bez wątpienia łączyły go z Vargas; od razu złapali nić porozumienia, nawet jeśli pochodzili z innych, zupełnie niewspółgrających ze sobą światów. Ona jednak była nieświadoma tego, kim był Björn, który dał się poznać od innej strony — wolnego, nieskrępowanego zasadami człowieka, który podróżował po świecie w celach badawczo-naukowych, chłonąc nowe kultury, obyczaje i języki. Teraz był w domu, w miejscu, które przypominało złotą klatkę — musiał się na każdym kroku pilnować, by nie wzbudzić przypadkiem niepotrzebnych kontrowersji ściągających uwagę na jego osobę. Tęsknił za wolnością, którą oferowało mu podróżowanie, nawet jeśli zaznał jej tylko przez moment; mógł być wtedy osobą, którą zawsze chciał być. Westchnął cicho na samą myśl, po czym zaśmiał się na słowa Blanki o zawyżaniu wieku przez państwa Romero. — Myślę jednak, że ich umiejętności z pewnością to rekompensują. Przyznam szczerze, że nie znam się na klątwach, a chętnie bym się czegoś nowego nauczył. Biorąc pod uwagę to, co dzieje się w Midgardzie, mogłoby to być przydatne — zauważył z uśmiechem Björn, upijając kolejny łyk alkoholu. Nie wiedział do końca, na ile Blanca była obeznana w aktualnej sytuacji w Skandynawii.
    Myślę, że na pewno mieć dobrze kogoś, kto wprowadzi was w nasz świat. — Między Ameryką a Skandynawią było zbyt wiele różnic, które mogły dla niektórych być przytłaczające. Björn doskonale o tym wiedział, doświadczając tego na własnej skórze. — Alchemik? — zareagował z wyraźnym zainteresowaniem w głosie. — W takim razie może kojarzę go z Kenaz. Zapytaj go, czy przypadkiem nie szuka dodatkowej pracy. Przydałby mi się ktoś do sklepu. — W ostatnich miesiącach wielokrotnie podejmował próbę dotarcia do potencjalnych kandydatów poprzez ogłoszenia w magicznych mediach, lecz odzew był stosunkowo niewielki. Guildenstern, mając w planach zatrudnienie kompetentnej, poszukującej wiedzy i gotowej na nowe wyzwania osoby, był nieco zniechęcony wynikami swoich poszukiwań. — A co do tego, co wcześniej powiedziałaś… — zaczął mówić nieco niższym tonem, skupiając wzrok na Blance. Faktem było, że nigdy wcześniej nie wspominała mu o tym nie wspominała, a rzeczywistość podpowiadała, że w istocie nie znali się zbyt dobrze. Dlatego też postanowił zrobić krok w kierunku zrozumienia jej słów, pragnąc dowiedzieć się, co dokładnie tliło się w jej myślach. — Potrzeba ci czegoś konkretnego? Jeśli tak, to wiesz, gdzie mnie szukać — zaoferował szczerze swoją pomoc, jednocześnie posyłając jej lekki uśmiech.
    Zaskoczyłaś mnie — odpowiedział z zainteresowaniem Guildenstern, chcąc usłyszeć dalszy ciąg tej historii. — Co się stało, że się rozstaliście? — wyparował bez większego zastanowienia Björn, Dopiero po chwili dotarło do niego, że być może powinien był ugryźć się w język. — Oczywiście, jeśli mogę zapytać i nie jest to zbyt delikatny temat — dodał jeszcze na wszelki wypadek, gdyby Blanca przypadkiem nie chciała rozmawiać o swoim byłym mężu. Chociaż zaczął dowiadywać się o niej coraz więcej, to zaczęło mu się nasuwać pytanie, czy powinien odwzajemnić się i podzielić pewnymi informacjami o sobie. Czy teraz był właściwy moment? Czy powinien być otwarty i uczciwy wobec niej? A może lepiej było poczekać?
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    - Jest – przytaknęła na pytanie o Estebana i uśmiechnęła się. – Nie sądzę, by został w Brazylii nawet gdybyśmy chcieli go tam zostawić. Broniłby się, że nie to ma zapisane w umowie – parsknęła śmiechem, przekonana jednak, że dokładnie tak by było. To był częsty argument Estebana. Musiał coś zrobić, bo tego wymagała od niego umowa. Nie mógł czegoś zrobić, bo nie o to chodziło w jego obowiązkach. Pilnował ich niemal na każdym kroku, bo przecież do tego zatrudniła go Yami. Tak naprawdę jednak Blanca wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby Barros po prostu to... Lubił. Gdyby przyzwyczaił się już do tej kontroli, jaką nad nimi miał, i gdyby najzwyczajniej w świecie sprawiała mu ona przyjemność.
    Sama Blanca nie uważała przy tym, by było to coś złego. Co więcej, sama była przekonana, że w podobnej sytuacji ona na pewno by to lubiła. Tę kontrolę. Jakąś tam władzę.
    Na wzmiankę o przydatności nauki klątw Vargas skinęła głową lekko.
    - A tak, Ivar... Nasz osiedlowy sąsiad. No więc, wspominał, że w Midgardzie jest teraz nienajlepiej. – Duże niedopowiedzenie. – I próbował mnie przekonać, że nocami powinnam siedzieć w domu. – Wyszczerzyła zęby. To nie tak, że bawiły ją rady Soelberga – doceniała je, naprawdę. Zawsze doceniała, gdy ktoś z takich czy innych względów się o nią troszył. Tym niemniej... Trochę jednak bawiły. Bo przecież nie była taką, którą dałoby się tak po prostu uziemić. Nawet, jeśli na mieście grasowali mordercy. Nawet, jeśli Midgard stał na granicy wojny domowej. Blanca po prostu nie potrafiła usiedzieć na miejscu.
    - W każdym razie, mogę zapytać. Pana Vicente. Wykładał kiedyś podstawy klątwoznawstwa i klątwołamania na uniwersytecie, może chciałby do tego wrócić. – Nie sądziła, by powrót do instytutu leżał w obrębie marzeń Romero, ale, z drugiej strony, nauka jednej osoby – jako dodatek do codziennych obowiązków – to coś zupełnie innego. Może to akurat by mu się spodobało.
    Propozycja Björna ją zdziwiła, ale, z drugiej strony – Isac na pewno się ucieszy. Z pewnością chciałby poduczyć się fachu w praktyce, nie tylko na dziesiątkach wykładów w instytucie.
    - Na pewno zapytam – zapewniła. – Myślę, że będzie przeszczęśliwy... Chociaż tak naprawdę nie wiem, czy powinnam mu to proponować. Na pewno będzie chciał tę pracę, a dzieciak i tak już nie dosypia – przyznała z rozbawieniem. Była daleka od matkowania chłopakowi, nie zmieniało to jednak faktu, że Hagen budził w niej ciepłe uczucia i dbała o jego dobro. Nie umknęło jej więc, że student jest wyraźnie przemęczony – skutek kombinacji zajęć w instytucie i pracy u Yami. Dołożenie do tego kolejnych zadań mogło nie być najlepszym pomysłem.
    Blanca była jednak pewna, że i tak mu propozycję Björna przekaże. Isac nigdy by jej nie wybaczył, gdyby nie wspomniała mu o takiej ofercie.
    Gdy zeszli na temat narkotyków – i jej potencjalnych zamówień – zawahała się. To nie tak, że zupełnie Björnowi nie ufała. Tym niemniej, nie znali się aż tak dobrze – jeszcze nie. Poza tym, siedząc teraz wsród ludzi, nie chciała ryzykować, że jej wyznania usłyszy ktoś niepowołany. Odetchnęła powoli.
    - Tak jakby, ja... – zaczęła starannie dobierając słowa. – Mam takie tabletki. I eliksir – to samo co w tabsach, tylko do picia. Biorę je na moje lęki. Na uspokojenie. – Wzruszyła lekko ramionami. Nie była pewna, czy to cokolwiek mężczyźnie powie, ale już jej wahanie przed podaniem nazwy – na pewno. Uśmiechnęła się przelotnie. – Wpadnę do ciebie. Porozmawiamy gdzieś, gdzie będzie spokojniej – tymczasowo zamknęła temat, wymijając się od odpowiedzi wprost.
    Zaskoczenie Guildensterna rozbawiło ją. Roześmiała się i upiła kolejne łyki drinka. Alkohol przyjemnie szumiał jej w głowie.
    - Co, nie wyglądam? – spytała z rozbawieniem, w kolejnej chwili kręcąc głową. – Nie, nie, w porządku. Mogę o tym rozmawiać. My... – szukała przez chwilę odpowiednich słów. – Chyba po prostu zaczęliśmy potrzebować czegoś innego. – Wzruszyła lekko ramionami. W dużym skrócie chyba rzeczywiście tak było. Oczywiście, pod tak ogólnym stwierdzeniem kryło się wiele drobiazgów nieco zmieniających brzmienie takiego podsumowania, tym niemniej – gdyby chcieć ująć to naprawdę prosto – to zdanie było odpowiednim. – Przez dłuższy czas było nam razem a dobrze, a potem... – roześmiała się. – Też było dobrze, tylko już inaczej. Próbowaliśmy jeszcze, ale to, że w którymś momencie będzie trzeba pójść swoimi drogami, było raczej oczywiste dla nas obojga. – Przygryzła wargę lekko. – Paradoksalnie to, że daliśmy sobie odejść, było najlepszym co mogliśmy wtedy zrobić. I, szczerze mówiąc, w ten sposób chyba najbardziej mogliśmy wtedy pokazać, że wciąż o siebie dbamy. – Wiedziała, jak to brzmi. Trochę na opak. Trochę bez sensu. Ale przecież dokładnie tak było. – Rozeszliśmy się na spokojnie. To znaczy, bez rzucania talerzami i bez wywlekania największych burdów. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Wciąż jest moim najlepszym przyjacielem. A w dodatku jest stąd, z Midgardu. Poznaliśmy się w Brazylii, w moim instytucie i... Cholera, był wtedy wybitnie egzotyczny – parsknęła cicho. Faktem było, że dla dwudziestoletniej Blanki widok tak bladego, jasnowłosego, wysokiego mężczyzny w instytucie zdominowanym przez Brazylijczyków, Argentyńczyków i Meksykanów było doświadczeniem samym w sobie. To nie tak, że nie wiedziała, że ludzie są różni – oczywiście, że wiedziała. Po prostu jej conejito się wyróżniał. Wyróżniał tak bardzo, że nie potrafiła przejść obok niego obojętnie.
    Zamieszała słomką w szklance i przekrzywiła głowę lekko.
    - A ty, dlaczego w zasadzie jeszcze bez żony? Albo męża? – spytała bezpośrednio. – Nie zrozum mnie źle, ale nie sądzę, by znalezienie kogoś chętnego było dla ciebie aż takim problemem – parsknęła cicho. W swym prostym pod tym względem umyśle naprawdę tak to widziała. Björn był atrakcyjny. Inteligentny. Miał pracę – swoją własną pracownię alchemiczną! – i, sądząc po jego wyprawie do Ameryki Południowej, prawdopodobnie lubił też podróże. Same plusy.
    Nie podejrzewała, że tym pytaniem wchodzi na grząski teren. To znaczy, brała pod uwagę, że może nie chcieć odpowiedzieć – ale raczej przez skrępowanie. Nie sądziła, że odpowiedź, jakiej mógłby udzielić, była odpowiedzią której... Cóż, mógł po prostu unikać, dla dobra własnego i innych, lub z jakichkolwiek innych powodów.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    W tym przypadku musimy się kiedyś spotkać z całą grupą — powiedział, gdy tylko dowiedział się o tym, że Esteban także znalazł się w Midgardzie. Ich obecność sprawiła, że na moment zapomniał o tym, co się wokół działo, przywołując mu na myśl wspomnienia z okresu, gdy był wolnym człowiekiem. – Kimkolwiek jest twój sąsiad, ma rację. Najlepiej po zmroku nie wychodzić z mieszkania. — Nie chciał jej straszyć, że nawet tam nie było bezpiecznie; że ślepcy szukali ofiar wszędzie, nie przejmując się jakimkolwiek przeszkodami. — Byłbym wdzięczny — i za pana Vicente, i za tego chłopaka. Mógłby przyjść nawet na parę godzin, jeśli chciałby nauczyć się czegoś nowego. — Björn w końcu doskonale zdawał sobie sprawę z rzeczywistego oblicza nauki alchemii w Kenaz. Choć uczelnia ta cieszyła się opinią jednej z najlepszych w tej części świata, to według Guildensterna, zajmowała się nieco nierównomiernie aspektami alchemicznego rzemiosła. Z jego perspektywy niektórzy wykładowcy poświęcali zbyt mało czasu praktycznemu warzeniu eliksirów, a zdecydowanie za dużo na teorię, co sam jako doktorant starał się zmienić. — Jasne — zorientował się szybko, gdy dała mu oczywisty sygnał, że nie był to właściwy moment, by o tym rozmawiać. — Cokolwiek ci trzeba, wiesz, gdzie mnie teraz znaleźć — dodał jeszcze półszeptem Björn.
    Czasem tak bywa, że ludzie potrzebują czegoś innego — przyznał bez zawahania rację dziewczynie, upijając przy tym spory łyk alkoholu, którym nieomal się nie zakrztusił. — Jest stąd? Z Midgardu? — Jak zwykle Blanca wywołała niemałe zaskoczenie na jego twarzy, lecz roześmiał się niemal od razu, uświadamiając sobie to, jak mały był ich świat, skoro jej mąż ostatecznie zawędrował z Midgardu do odległego Meksyku. — Aż ciężko w to wszystko uwierzyć. Najważniejsze jednak, że uświadomiliście sobie to teraz, a nie za kilkanaście lat. Chyba nic bardziej nie boli, niż stracony czas — podsumował Björn ich wieczorne dywagacje podszyte wysokoprocentowym alkoholem, ukradkiem rozglądając się przez moment po lokalu, który powoli zaczynał pustoszeć — w końcu był jeszcze środek tygodnia. Mógł spodziewać się podobnego pytania ze strony Blanki. Przyzwyczaił się do jej bezpośredniości i otwartości, czegoś, czego brakowało mu wśród skandynawskich galdrów — już śniący, przynajmniej z tego, co udało mu się zaobserwować, byli bardziej dostępni w niektórych kwestiach. W chwili tej refleksji zaczął się zastanawiać, jak poradzić sobie z tą delikatną kwestią. Czy to był właściwy moment, aby zacząć mówić prawdę?
    Cóż… To dość… skomplikowane — westchnął z lekkim zrezygnowaniem Björn, nie zamierzając się wycofywać z tego, co zaraz zamierzał jej wyznać, choć był blisko, by zachować prawdę o swoim prawdziwym pochodzeniu czy osobistych preferencjach wyłącznie dla siebie. — Po prostu moja rodzina usilnie stara się mnie z kimś zeswatać. Było o tym nawet ostatnio głośno w plotkarskich mediach — wyjaśnił pokrótce Guildenstern, mając prawdziwą nadzieję, że wszystkie spekulacje dziennikarzy Ratatoskra na ten temat były tylko plotkami. — Wiesz, prawda jest taka, że niektóre zakątki Europy w dalszym ciągu bywają mocno konserwatywne. Moja rodzina od tego obrazu zdecydowanie nie odstaje — Björn wzruszył lekko ramionami, spoglądając prosto w oczy Vargas w oczekiwaniu na reakcję z jej strony.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Na wzmiankę o grupowym spotkaniu pokiwała głową ochoczo – co z kolei uświadomiło ją, że tego dnia jeden drink był dla niej aż nadto wystarczającym. Lekkie zawroty głowy i szum w skroniach świadczyły o tym aż nadto dobrze.
    - Pogadam z resztą i podeślę Mameluco z jakimiś propozycjami. – Uśmiechnęła się szeroko, podsumowując zarówno temat wspólnego wyjścia, jak i wspomnienia o Björnie Isacowi i panu Vicente.
    Nieznacznie skinęła też głową, gdy Guildenstern nie ciągnął tematu jej alchemicznych potrzeb. Uśmiechnęła się przelotnie. Wydawało się, że doskonale rozumiał, o co chodzi – i że, chyba, nie miał z tym problemu. Wciąż mogła nie być pewna, ale początek był obiecujący. Nie było wątpliwości, że odwiedzi pracownię Björna raczej prędzej niż później.
    Roześmiała się lekko na zaskoczenie Guildensterna tym, skąd pochodził jej były mąż.
    - Zapędził się, co? – Wyszczerzyła zęby. Nie dało się ukryć, że z Midgardu do Meksyku był kawał drogi. W przypadku możliwości używania magii może nie był to problem nie do pokonania – ba, przecież nawet śniący radzili sobie z takimi dystansami – tym niemniej to wciąż było daleko.
    Na wzmiankę o dwóch czy trzech degadach, jakie – hipotetycznie – mogłaby spędzić z mężem zanim zorientowaliby się, że to jednak nie to, czego potrzebują odżycia, Blanca drgnęła lekko, mocniej ściskając szklankę. Myśl, że mieliby stracić – nie, nie stracić, wcale też nie zmarnować; po prostu przeżyć nie do końca tak – aż tyle czasu była zaskakująco bolesna, bo... Ciągnęła za sobą inne. To, że przez dwadzieścia lat z pewnością mieliby już dzieci, które oboje kochaliby nad życie. Że mieliby za sobą niezliczone wspólne noce i poranki, że znaliby znacznie więcej swoich sekretów, że byliby już sobie tak cholernie bliscy. I tak po prostu mieliby to stracić?
    Przez moment Blanca nie była pewna, czy po takim czasie – gdyby już się przyzwyczaiła – wciąż chciałaby zrezygnować z tego małżeństwa. Może wcale nie. Może żadne z nich by nie chciało, godząc się z tym, że wspólne życie nie jest do końca tym, czego pragną – ale przecież jest dobre. Wystarczająco dobre, by w nim zostać.
    Potrząsnęła głową lekko, wracając do rzeczywistości. Nie chciała o tym myśleć. Nie chciała rozważać tak wielu może, gdyby i co, jeśli.
    Wyznanie Björna skutecznie odciągnęło ją od niepotrzebnych rozważań.
    - Żartujesz – wypaliła bez zastanowienia. Nie była na bieżąco z tutejszymi wydarzeniami, nie miała więc pojęcia, o kogo chodzi i że wydarzenie było tak głośne. Dopiero niezmieniona mimika i dalsze wyjaśnienia Guildensterna uświadomiły ją, że... – Nie żartujesz – sapnęła, spoglądając na mężczyznę szeroko otwartymi oczami.
    Czuła się źle, że zapytała. Björn nie robił wprawdzie wrażenia, jakby ten temat go bolał – co samo w sobie, nawet pomimo jego wyjaśnień, było dla Blanki zupełnie niezrozumiałe, ona przecież nie funkcjonowała wśród ludzi w ten sposób – tym niemniej Vargas czuła, że wyciągnęła z niego coś, o czym wcale mógł nie chcieć rozmawiac.
    - Przepraszam – rzuciła wreszcie i przygryzła wargę lekko. – Nie powinnam pytać. Nawet, jeśli... – Machnęła ręką, nie kończąc. Nawet jeśli dla ciebie to nic takiego. Nawet jeśli wasza relacja była tylko na papierze. Nawet jeśli „narzeczona” było tylko pustym terminem, nie ciągnącym za sobą żadnych specjalnych uczuć.
    Na wzmiankę o europejskiej konserwatywności pokręciła tylko głową lekko. Nie rozumiała. To znaczy, wiedziała, że w niektórych krajach wciąż powszechnie praktykuje się ustawiane małżeństwa, ale nie była w stanie tego pojąć – nie sercem, nie tym, jak ona sama podchodziła do tych tematów.
    Inna rzecz, że zastanowiło ją, dlaczego dotyczyło to Björna. Kim był, że jego rodzina zamierzała zaplanować mu życie? Czy tutaj, w Midgardzie, wszyscy rodzice tacy byli – tak despotyczni, decydujący o kwestiach, które powinny należeć tylko i wyłącznie do ich dzieci?
    Miała bardzo wiele pytać, nie zadała jednak żadnego z nich.
    Resztę wieczoru spędzili rozmawiając o głupotach, od tutejszej pogody po towarzyskie plotki, o planach Björna na najbliższe dni i oczekiwaniach Blanki w stosunku do Midgardu. O tym, co grupa Yamileth próbowała odkryć na terenie – a może na niebie? – magicznej Skandynawii i jak długo zamierzają tu zostać. Wspominali Meksyk i wymienili się marzeniami o podróżach na krańce świata.
    Gdy wreszcie przyszło się pożegnać, było już późno. Większość bywalców opuściła lokal już wcześniej, Blanca z Björnem byli jednymi z ostatnich. Nim odeszła, Blanca jeszcze raz uśmiechnęła się szeroko, zapewniła, że odezwie się niedługo i ucałowała Guildensterna w policzek.
    Wracała nie myśląc o tym, na ile bezpieczna jest samotna wędrówka przez miasto. Nie miała wątpliwości, że następnego poranka w prostych słowach wyłoży jej to Esteban.

    Björn i Blanca z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.