Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Ścieżka w głąb lasu

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Ścieżka w głąb lasu
    Im dalej w las, tym więcej drzew – w tym miejscu knieja nawet latem pozostaje zupełnie zaciemniona, a rosnące ciasno przy sobie sosny sprawiają, że krajobraz wydaje ciągnąć się w nieskończoność. Jedynie wąska ścieżka, ułożona w samym środku gęstwiny, pozwala nie zgubić się w rosochatych zaroślach – droga jest jednak wąska i kręta, niekiedy przygnieciona powalonymi pniami lub zawężona kamieniami, wpijającymi się boleśnie w jej skąpe runo. Miejsce jest rzadko uczęszczane przez spacerowiczów, ze względu na jego dziką atmosferę i obecność magicznych stworzeń, często przychodzą tu jednak zarówno przyrodnicy, usiłujący zaobserwować zwierzęta w naturalnym środowisku, jak i myśliwi, znudzeni polowaniem na jelenie i wychodzące na obrzeża skavdery.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    7 V 2001

    Wycieczka w góry, na jaką wybrał się z Lilką raptem dwa dni wcześniej, była pierwszą od... Od kiedy właściwie? Od tygodni? Miesięcy? Nie był pewien, natomiast doskonale zdawał sobie sprawę, że po prostu od zbyt dawna. Jeszcze w rodzinnym Ankarede przecież znacznie częściej bywał w lesie niż w domu. Odkąd jasnym stało się, jakie geny kryją się w jego zaskakująco wyrośniętym jak na dzieciaka ciele, uciekał z osady kiedy tylko mógł. Niespecjalnie rozumiał, dlaczego musiał ukrywać się ze swoimi zwierzęcymi zapędami – a tam, wśród drzew, przynajmniej nikt tego od niego nie wymagał. Pia wprawdzie czasem kręciła nosem, gdy tak znikał, zostawiając ją samą z dziadkiem, ale to – ta wolność w dziczy - była jedna z rzeczy, której nie potrafił oddać.
    Aż do chwili, gdy przeprowadzili się do Midgardu i nagle okazało się, że muszą być dorośli. Odpowiedzialni. Muszą zarabiać, by mieć za co żyć i prezentować chociaż minimum ucywilizowania. Pii szło to nieźle, Alexowi – gorzej. Głównie dlatego, że nie chciał. Nie chciał być aż tak cywilizowany, aż tak rozsądny i odpowiedzialny. Nie sądził, że tego potrzebował.
    Gdy jednak siostra prosiła, by się ogarnął – dokładnie to robił, przypominając światu, że wcale nie jest takim jełopem, za jakiego go brano.
    Za lasem, wolnością, wciąż jednak tęsknił i włóczęga z Lilliann tylko rozbudziła uśpiony przez długi czas głód. To dlatego zrewidował swoje plany, to dlatego zrobił wszystko, by wcisnąć w nie czas na wycieczkę za miasto. Nie mógł wprawdzie odwołać umówionych już przed przynajmniej sześcioma miesiącami sesji w swojej pracowni – szanował swoich klientów, a jeszcze bardziej szanował pieniądze i sekrety, jakie mu przynosili – ale już tworzenie nowych wzorów i kreślenie szkiców na jeden z konkursów artystycznych śmiało dało się przełożyć na później. Nie musiał tego robić akurat tego wieczoru.
    W efekcie gdy tylko zamknął pracownię, nawet nie zajrzał do domu. Już wcześniej uprzedził Pię że wróci później, spakowany plecak zabrał ze sobą do pracy i tak wraz z ostatnim klientem był wolny i gotów na małą wędrówkę.
    Las był dokładnie takim, jakiego Alex oczekiwał. Cichy, spokojny, żyjący swoim własnym, niespiesznym rytmem. Już na granicy zarośli Hallberg zaciągnął się głęboko żywicznym powietrzem – i ponawiał to od czasu do czasu podczas wędrówki wgłąb puszczy. Niewiele było trzeba, by było mu dobrze...
    I równie niewiele, by było mu cholernie źle.
    Nie zauważył ukrytych pod mchem wnyków aż do chwili, gdy z trzaskiem zacisnęły mu się na kostce. Ryknął głucho, zaskoczony bólem i spojrzał na sidła nierozumiejącym wzrokiem w tej samej chwili, w której stracił równowagę i klapnął na tyłek w leśne runo. Zapach własnej krwi w jednej chwili podrażnił mu nozdrza, ostre iskry bólu wędrowały jedna za drugą od kostki aż po kolano i udo.
    - Ja pierdolę – warknął głucho i zsunął plecak z ramienia. – Kurwa mać – kontynuował i pochylił się nad pułapką, studiując jej konstrukcję przez chwilę.
    Zwykły potrzask, nic wymyślnego. Z pewnością mógłby go otworzyć, miał na to dość siły. Tylko, że, o dziwo, miał też dość rozsądku, by wiedzieć, że to byłoby bardzo głupie. Bardzo, bardzo głupie, jeśli nie umiało się jednocześnie zaleczyć własnej rany.
    Szlag by to trafił.
    Pogrążony w chwilowym szoku, nie bardzo wiedział, co zrobić. Nie mógł tu zostać, ale niespecjalnie widział opcje, by się uwolnić – i zrobić to tak, by mieć siłę i przytomność, by wrócić do miasta, do szpitala lub po prostu do Pii. Przetarł twarz dłonią, nagle boleśnie świadom beznadziejności sytuacji. Chwilowo ignorując głupotę podobnego działania, złapał za wnyki i, spinając mięśnie, rozwarł je ostrożnie. Ból szarpnął w nim w dwójnasób, pułapka wyślizgnęła mu się z rąk, ponownie zatrzaskując na nodze. Zacisnął zęby, dławiąc rwący mu się z gardła skowyt i za wszelką cenę powstrzymując szarpiące się na krótkiej smyczy emocje.
    Nie. Nie teraz. Nie mógł się, kurwa, teraz przemienić.
    Plecy swędziały go od szorstkiej, niedźwiedziej sierści próbującej przebić się przez skórę.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Tęskniła za Brazylią. Tęskniła za ruchem. Za skokami po dachach, za tańcami na plaży. Midgard, mimo wspaniałych okolic, pięknych gór i lasów nie był fawelą w Salvadorze. Nie był jej domem. Mogła być strażniczką. Mogła polować na ślepców, bo to była sprawa personalna. Mogła zmieniać się w kota i skakać po drzewach. Ale to nie była fawela. A dachy Midgardu ni cholery nie dawały się do wyścigów i przeskakiwania nad ulicami, które uskuteczniała najpierw z dzieciakami z faweli, a potem z dorosłymi, którzy byli w stanie dorównać jej kroku.
    Może i mieszkała tu od czterech lat. Ale to nie oznaczało, udało jej się poznać wszystkie okolice. Wzięła kilka dni wolnego, tylko po to, żeby w spokoju i bez poczucia czasu móc zwiedzać. Zrobiło się cieplej, uznała więc że zaklęcie rozgrzewające wystarczy, gdyby zmarzła. Ale na wszelki wypadek do plecaka zapakowała trochę prowiantu, bluzę i długie spodnie. Na sobie natomiast miała jedną z ukochanych bluzek wiązaną na szyję iż dosyć sporym dekoltem, szorty dżinsowe i owiniętą w pasie koszulę w kratę, związaną rękawami. Szorty przytrzymywał pasek, mogący w razie czego służyć za broń. Buty miała specjalnie dostosowane do takich wycieczek, na wszelki wypadek wcisnęła też do nich nóż. Nigdy nie wiadomo, co może się przydać.
    Las był piękny. Dziki, prawie tak samo jak ona. Jak jej kocia natura. Wyciszyła się, wypuszczając kota pod skórę, czując jego sierść, jak ocierał się o nią. Kochała to uczucie, gdy raz pozwoliła sobie zaakceptować, że jest kotem, jej życie stało się o wiele prostsze. Wciągnęła powietrze do płuc, rozkoszując się ciszą lasu, jego świeżym powietrzem, spokojem, szumem wiatru. Wokół nie było nikogo. Ruszyła ścieżką dalej, zbaczając z niej zresztą szybko. Miała o dziwo całkiem dobrą orientację w terenie i zostawiała sobie znaki, w razie czego, jakby jednak się zgubiła.
    Nie planowała w ogóle rozbijać obozowiska, od tego miała przemianę w zwierzęcia. Już miała skręcić bardziej w ciemne połacie, gdy jej uszy wychwyciły ryk, na oko jakiegoś wielkiego stworzenia. I brzmiał jak ryk rannego stworzenia, dlatego westchnęła wewnętrznie, zmieniając trasę. Jeśli dzikie zwierzę ucierpiało, mogło być niedobrze. Wykorzystała swoje zwierzę, by iść jak najbardziej bezszelestnie, kierując się w stronę źródła ryku, by w końcu je znaleźć. I ku własnemu zdziwieniu nie natknęła się na niedźwiedzia czy innego wielkiego zwierzaka, a… mężczyznę.
    Mężczyznę z nogą uwięzioną w jakiejś kłusowniczej pułapce i V aż zaklęła, na głos, mieszanką przekleństw norweskich, hiszpańskich i portugalskich. To była prawda, że przekleństwa były tym, czego uczyło się najszybciej. Ona też współpracując z Kruczą jeszcze w Brazylii najłatwiej podłapała wszystkie przekleństwa, szybko posługując się nimi na równi z tamtymi.
    - Żyjesz? – spytała uczciwie, woląc się najpierw upewnić, że facet żyje, jest przytomny i nie wpierdoli jej na próbę pomocy. Jakoś tak trochę głupio lać się z rannym gościem, który uważa, że chcesz mu zrobić krzywdę. – Nie zamierzam cię dobijać, chcę pomóc. Mogę? – upewniła się, ściągając plecak z ramion i odkładając go na bok.
    Dopiero otrzymując potwierdzenie podeszła do mężczyzny, badając najpierw jego nogę, a potem pułapkę. Sytuacja była kiepska, ale nie beznadziejna.
    - Malditos caçadores furtivos! – warknęła pod nosem, sprawdzając pułapkę. Wcisnęła kota głęboko do wewnątrz, żeby jej teraz nie przeszkadzał. Bydle chciało krwi i zapolować na gnojków, a Vaia się z nimi zgadzała. – Muszę ją rozbroić. Problem w tym, że nie robiłam tego przynajmniej 8 lat. Albo można ją otworzyć na chama, ale wtedy będzie trzeba ją czymś zabezpieczyć, żeby nie zamknęła się na nowo. Którą opcję wybierasz…? – na rzeczy typu imię i zawód czas przyjdzie później. Delikatnie dotknęła również nogi mężczyzny, głównie po to, by upewnić się, że jeszcze ma w niej jakieś czucie. Takie cholerstwa były zdolne do odcięcia czasem nogi, ale tutaj chyba do tego nie doszło.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Przez te pięć, może dziesięć minut zdążył rozważyć co najmniej kilka opcji, z których żadna nie wydawała mu się dobra. Pierwsza, najbardziej oczywista, obejmowała wezwanie Pii – był jednak absolutnie pewien, że siostra nie wróciła jeszcze z pracy. Nie miał wątpliwości, że gdyby się z nią skontaktował, rzuciłaby wszystko, by mu pomóc – ale, z jakiegoś powodu, nie chciał, by to robiła. Nie chciał wyrywać jej z jej rutyny, nie uważał, by było warto. Poradzi sobie przecież. Zawsze sobie radził.
    Drugim wariantem było wyrwanie wnyków z czegokolwiek, do czego były przymocowane – pewnie do najbliższego drzewa, kłusownicy nie grzeszyli zwykle inwencją – i teleportowanie się do szpitala razem z nimi, tylko że... Nie był pewien, czy umiałby to zrobić. Czy byłby w stanie w ogóle stanąć na uwięzioną nogę, nie mówiąc o szarpaniu się z łańcuchem. Bolało jak diabli i choć może sam ból nie był dla niego niczym nowym – nigdy wcześniej nie cierpiał aż tak. Dyskomfort związany ze złamanym nosem czy ręką był niczym w porównaniu z bólem spodowodowanym masywnymi kolcami wbitymi głęboko w jego kostkę.
    Trzeci i kolejne opcje nie były wcale lepsze od poprzednich i Alex czuł, jak coraz bardziej się frustruje – i coraz bardziej wścieka. Przesuwając językiem po zębach, skrzywił się, uświadamiając sobie, że zaczęły się zaostrzać. Mięśnie zawiązały mu się w ciasne węzły a oddech przyspieszył wyraźnie, gdy Hallberg za wszelką cenę próbował powstrzymać przemianę.
    Żyjesz?
    Drgnął i podniósł głowę gwałtownie.
    Chcę pomóc.
    Słowa zdawały się częściowo umykać, ginąć w mgle narastającej furii. Coś jednak rozumiał. Jeszcze.
    - Tak – wychrypiał, jeszcze bardziej zdeterminowany, by trzymać niedźwiedzia na smyczy. Zmusił się, by odetchnąć głęboko raz i drugi, chociaż odrobinę rozluźnić napięte mięśnie. – Tak. Możesz – powtórzył głucho.
    Zaciskał zęby i patrzył, jak kobieta odkłada plecak, kuca obok i ogląda pułapkę. Warczała pod nosem coś, czego nie rozumiał, ale mógł domyślić się, że to pewnie przekleństwa. Czym innym mogłaby teraz rzucać, jak nie mięsem?
    Świadomie oddychał głęboko i przytrzymywał powietrze w płucach na chwilę, mimowolnie stosując się do technik wpojonych mu lata temu przez terapeutę sprowadzonego dla nich – dla niego i Pii – przez rodziców. Nie był pewien, czy pomagało, ale skoro nie obrósł jeszcze sierścią i nie wyrwał się z pułapki siłą, zostawiając w niej kawał własnego ciała, to chyba tak.
    Zmusił się, by słuchać, skupiając się na słowach nieznajomej.
    Muszę ją rozbroić.
    Kręcił głową jeszcze zanim dokończyła. Nie mieli na to czasu, nie zamierzał tkwić uwięziony w potrzasku tak długo.
    - Otworzę ją – wychrypiał głosem wyraźnie złamanym z trudem tłumioną furią. – Otworzę i przytrzymam, ale będziesz musiała pomóc mi wyjąć z niej nogę – warczał raczej zamiast mówić.
    Wiedział, że to zrodzi pytania, ale niespecjalnie się tym teraz przejmował. Szczerze mówiąc, rzadko kiedy się przejmował. Nie wstydził się tego, kim był. Nie sądził, by miał czego.
    Jeszcze raz i drugi odetchnął głęboko, syknął cicho, gdy nieznajoma dotknęła go – nie mógł bardziej wyraźnie potwierdzić, że owszem, wciąż czuje - i gdy tylko kobieta przystała na jego plan, zacisnął dłonie na obu połowach klatki. Potrzebował chwili, by dobrze ją uchwycić – nie zamierzał pozwolić, my znów wyślizgnęła mu się z rąk – i upewniwszy się, że nieznajoma jest gotowa, zacisnął zęby i z zaskakującą łatwością rozwarł szczęki potrzasku. Mięśnie napięły mu się w ramionach wyraźnie, gdy odciągał powoli połowy pułapki, a oddech przeszedł w płytkie, chrapliwe sapnięcia, gdy kolce wysunęły się z jego ciała, krzesząc kolejne fale dławiącego bólu.
    - Teraz – warknął głucho przez zaciśnięte zęby, gdy otworzył pułapkę, przytrzymując jej części rozwarte niemal na płasko. – Pomóż mi. – Krzywiąc się, poruszył nogą, nieudolnie próbując ją wydostać. Bolało. Tak kurewsko bolało, szlag by to trafił.
    Krew spływała żywo z otworów pozostawionych przez kolce pułapki, wsiąkając we wciąż lekko przemarzniętą ziemię.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Dobrze, facet żył. To był zasadniczy plus tej sytuacji, nawet jeśli miała spore wątpliwości w kwestii dalszych wydarzeń. Gość nie wyglądał na zbyt przytomnego i prawdę mówiąc Vaia wcale nie była aż tym faktem zaskoczona. Jednak kiedy odpowiedział na pytanie całkiem przytomnie, uznała, że może jednak uda się im obojgu wyjść bez szwanku. Skoro odpowiadał logicznie na pytania, to przynajmniej będzie w stanie powiedzieć, czy coś jeszcze jest nie tak.
    Kucnięcie było cholernie niewygodną pozycją podczas oględzin pułapki, więc po prosty przyklękła, nachylając się lekko nad obolałą kończyną. Tylko kontrolnie zerkała na mężczyznę, z odruchu szukając czegoś, czym mogłaby zablokować mechanizm. Gałęzie były za słabe, lepsza byłaby jakaś metalowa rura, ale rur akurat jak na złość nie było. To nie fawela, gdzie metalowe rury leżały wszędzie… Wyrzuciła z głowy myśl o Salvadorze, w ten sposób nie pomoże mężczyźnie, nie wyciągnie go z pułapki i nie wyleczy rany.
    Uniosła zaskoczona głowę, kiedy zaczął protestować na rozbrajanie pułapki. I jej brwi wygięły się w zaskoczone łuki, gdy pełnym tłumionej furii głosem stwierdził, że otworzy pułapkę. Jakby słyszała Tiga. Mogli sobie rączki podać i zrobić miśka na przywitanie, dlatego tylko zgrzytnęła zębami.
    - Warg czy berserk? – spytała wprost, ważąc swoje własne szanse. Z berserkiem chyba dałaby sobie jakoś radę, jako zwinne jaguarundi mogła mu łatwo zwiać w razie co, a ociężały – w domyśle – niedźwiedź mógłby jej naskoczyć. Z wargiem byłoby o wiele gorzej, bo go nie znała. Z wargów znała tylko Sarnai i Tiga i za obojgiem zresztą tęskniła jak cholera. A i tak nauka, jak sobie z nimi radzić w chwilach wkurzy, zajęło jej naprawdę długi czas. Ucieczka przed wargiem nie wchodziła też w grę.
    - Dobra. Ty otwierasz, ja wyjmuję nogę. Najważniejsze, że nadal masz w niej czucie. – rzuciła krótko, czekając, aż nieznajomy nastawi się mentalnie na więcej napierdalającego bólu. Nachyliła się nad jego nogą, ostrożnie łapiąc za nogawkę spodni, czekając na odpowiedni znak, żeby móc szybkim ruchem wyciągnąć kończynę z potrzasku.
    - Już! Nie rób niczego sam! – zaprotestowała ostro, kiedy zaczął ruszać nogą. – Skup się na pułapce. – wiedziała, że pewnie go zaboli jeszcze mocniej, ale zdawała sobie też sprawę, że to jedyna opcja, zanim puści cholerne szczęki i zamknął się albo na jego nodze albo jej ręce. Ranny medyk to gówniany medyk, umówmy się. Jednym ruchem wypchnęła ręką jego nogę z potrzasku i ekspresowo zabrała własną z pułapki. Sekundę później popchnęła jego ręce, by puścił zęby pułapki, która natychmiast zamknęła się z głuchym trzaskiem.
    - Jeden problem z głowy. – przesiadła się z drugiej strony, sprawnie i nawet dość delikatnie podwijając zakrwawioną nogawkę jego spodni, sprawdzając od razu stan rany. W zasadzie to nie była pierwsza rana, którą opatrywała, to było niejako normalne w jej wypadku, w końcu z jakiegoś powodu matka uczyła ją magii medycznej, nawet jeśli nie jakoś specjalnie mocno. Potem opatrywała każdego, kto nawinął się pod rękę, a szpital był za daleko. Zaskakująco wiele osób nie lubiło szpitali.
    - Purus. – mruknęła cicho, dotykając jego nogi, zanim zrozumiała swój błąd. Najpierw znieczulenie, potem odkażanie. Nie używała nordyckich odpowiedników zaklęć, te jej nigdy nie wychodziły, miała nie taki akcent. Lepiej było używać łacińskich wersji, znanych na całym świecie. – Przepraszam! Przepraszam! Nie chciałam, wybacz! Analgetici! – magia znieczulająca popłynęła z jej rąk, łagodząc ból kończyny. Zdenerwowała się, to było raczej oczywiste. – Z zasady zadaję ból, a nie go leczę, więc zdarza mi się zapominać, że nie każdy ma w zwyczaju odkażać rany polewając je na żywca whiskey, więc wypada najpierw znieczulać przed odkażeniem… Przysięgam, to nie było specjalnie, serio nie chciałam zrobić ci krzywdy, po prostu dość gówniany ze mnie medyk… - mówiła szybko, czasem wtrącając jedno czy drugie hiszpańskie lub portugalskie słówko, ale zasadniczo jej wypowiedź była całkiem zrozumiała.
    - Sangrinem mito. – mruknęła, chcąc zatamować krwawienie, ale w zdenerwowaniu pokręciła inkantację i z zaklęcia nic nie wyszło. Wciągnęła powietrze do płuc, głęboko, patrząc ostrożnie na mężczyznę. – Jakby co to mnie nie zjedz albo coś…? Będzie w ciul papierkowej roboty, jak zniknę i kilka osób się obrazi, że nie mogło mi wpierdolić personalnie. Mogę spróbować jeszcze raz zatrzymać krwotok?


    Sótthreinsa (Purus) – odkaża przedmioty, rany. Próg: 15: 9 + 15 = 23 -> udane
    Kenne (Analgetici) – znieczula wybrane miejsce podczas zabiegu. Próg: 30: 26 + 15 = 41 -> udane
    Dreyri létta (Sanguinem Mitto) – powoduje zatrzymanie krwotoku zewnętrznego. Próg: 50: 34 + 15 = 49 -> nieudane


    You die before me and I'll kill you.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Vaia Cortés da Barros' has done the following action : kości


    'k100' : 9, 26, 34
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Nie wiedział, czy nieznajoma jest medyczką i w zasadzie nie miał żadnych podstaw by zakładać, że była. Doceniał same chęci pomocy, ale, bogowie, przecież dobra wola to jeszcze zbyt mało, by poprawić jego beznadziejną skąd inąd sytuację. Skąd więc przekonanie, że sama obecność kobiety uzasadniała otwarcie pułapki – skoro raptem przed chwilą rozsądnie uznał, że bez gwarancji na prędkie zasklepienie ran magią, wyrywanie kolców z ciała nie jest najlepszym pomysłem?
    Wyraźnie nie myślał jasno.
    Warg czy berserg?
    Sapnął cicho i spojrzał na Vaię spod oka.
    - Berserk – rzucił krótko.
    Nigdy się nie krył, nigdy nie udawał. Nawet teraz, gdy, być może, dużo bardziej opłacałoby mu się milczeć, nie potrafił skłamać. Nie potrafił wstydzić się swoich genów, do cholery.
    - Nie przemienię się – warknął głucho w ramach zapewnienia, świadom, jak niewiarygodnie brzmiały takie obietnice składane pół-zwierzęcym tonem. Nie miał jednak innych. – Nie masz powodu mi ufać, ale, cholera, zrób to albo spieprzaj – podsumował, wyraźnie tracąc cierpliwość.
    Mięśnie napięły mu się pod koszulką, gdy za wszelką cenę dławił szarpiącego się na uwięzi niedźwiedzia.
    Finalnie kobieta nie uciekła i zrobiła, co do niej należało. Alex ryknął głucho, bolesny warkot drżał mu w piersi gdy nieznajoma uwolniła jego nogę. Oszołomiony bólem, zaskakująco posłusznie puścił pułapkę. Opadł na trawę i chwytał łapczywie płytkie, chrapliwe oddechy, przez dobrą chwilę nie patrząc, co robi jego przypadkowa ratowniczka, a jedynie spinając się wyraźnie, gdy podwijała mu nogawkę. Odetchnął powoli, gdy dotknęła jego nogi – i po raz kolejny ryknął z bólu, gdy zaklęcie odkażające zapłonęło w ranie niemal żywym ogniem.
    Przepraszam, przepraszam, nie chciałam. Słowa kobiety przelatywały mu koło ucha, ich sens uciekał mu przez palce.
    Podniósł się do siadu, na ślepo wyszarpnął z plecaka fiolkę eliksiru uspokajającego, wypił całą jednym haustem, dygocząc wyraźnie z wysiłku, gdy zmagał się z własnymi emocjami. Gdy przeorał pobliską ziemię dłonią, próbując ulżyć sobie chociaż w ten sposób, pozostawione w gruncie szramy do złudzenia przypominały ślady niedźwiedzich pazurów.
    Odprężył się trochę dopiero, gdy zaklęcie znieczulające naprawiło poprzedni błąd nieznajomej. Słów kobiety jednak w żaden sposób nie skomentował, nawet na nią nie patrzył, znów skupiając się na oddechu. Żuchwa bolała go od zaciskanych z całej siły zębów.
    ...Mogę spróbować jeszcze raz?
    Nie zauważył nieudanego zaklęcia dopóki nieznajoma sama nie zwróciła na nie uwagi. Dopiero wtedy uniósł wzrok powoli, spojrzał ponuro na własną nogę i strumienie jasnej, płynącej żywo krwi.
    - Rób co musisz – wycharczał. Gdyby bardziej skupiał się na słowach kobiety, niewykluczone, że jej komentarz szczerze by go rozbawił, teraz jednak...
    Teraz jednak Alex balansował na cienkiej granicy, której bardzo, bardzo nie chciał przekroczyć. Bez Pii obok było to cholernie trudne.
    Znów opadł na trawę, zasłonił oczy przedramieniem i czekał, spięty, na efekty dalszych czarów nieznajomej. Był boleśnie świadom, że jeśli ona nie będzie w stanie mu pomóc, będzie... Cóż, nie za dobrze. Wprawdzie kobieta byłaby pewnie w stanie teleportować go do szpitala, gdyby on sam nie dał sobie rady – a pewnie by nie dał – mimo tego nie był wcale pewien, czy zdążyli by na czas. Czy wyrobiliby się zanim straciłby przytomność; zanim utraciłby dość krwi, by kolejne godziny spędzić na przetaczaniu kolejnych porcji; zanim, być może, okazałoby się, że niedokrwienie stopy było zbyt duże i zbyt długotrwałe, by myśleć o uratowaniu jej.
    Zanim przemieniłby się, przegrywając z własnym bólem.
    - Jak się nazywasz? – wychrypiał w którejś chwili.
    Nie spojrzał na kobietę, wciąż zasłaniał oczy, wciąż z trudem walczył o regularne, głębokie oddechy. Ale musiał mówić. Musiał zająć głowę czymkolwiek, co nie byłoby tym gorącym, gwałtownym pragnieniem, by zrzucić z siebie wątłe, ludzkie ciało i zastąpić je większym, potężniejszym, głodnym krwi i mięsa.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Trafienie na kogokolwiek na tym odludziu było wystarczającym szczęściem. Oczekiwanie, że będzie to wykształcony medyk było już zdecydowanie naginaniem dobrej woli Norn, które wysłały ją do lasu akurat w momencie, gdy misiek potrzebował pomocy medycznej. Hej, zresztą i tak nie było z nią tak tragicznie, w medycynę jeszcze jakoś umiała. Może nie idealnie, ale wystarczająco, żeby przy ogarnięciu własnej dupy móc mężczyźnie pomóc. Problem w tym, że naprawdę nie chciała, żeby ją zeżarł albo zrobił cokolwiek innego, co skończyłoby się jej narzekaniem, że jest ranna. Znowu. Na urlopie. I tak nie byłaby sobą, gdyby nie zrobiła wszystkiego, żeby mu pomóc.
    - Świetnie! – ucieszyła się całkiem szczerze, kiedy okazało się, że jednak ma do czynienia z berserkiem. Zdecydowanie wolała miśka od warga, wargi były chyba trochę bardziej nieobliczalne. – Wiesz co, kazanie spieprzać komuś, kto chce ci pomóc, to raczej debilny pomysł. Ale jak tam chcesz. – dobra, teraz to ją naprawdę rozśmieszył. Pewnie powinna się obrazić albo coś, bo nie wierzyła ni cholery, że jej się tu zaraz nie przemieni, ale skoro już zaczęła, to zamierzała skończyć. I wcale nie patrzyć na napinające się mięśnie tuż przed przemianą, żeby nie myśleć o tym, że leczenie człowieka jest o wiele prostsze niż wkurwionego bólem berserka w wersji niedźwiadek. Ciekawe, czy miód by zadziałał… I tak go nie miała przy sobie. Więc zasadniczo nie było sensu tego roztrząsać.
    Kwestią zaufania będą mogli zająć się później.
    I wszystko było dobrze, póki w odruchu nie spieprzyła sprawy, myląc kolejność zaklęć. Cudem chyba jedynie facet się jej nie przemienił i nie rozniósł wszystkiego wokoło. Przełknęła nerwowo ślinę, gdy porwał jakiś eliksir – pewnie uspokajający – i go wypił, pewnie trochę odwlekając kwestię przemiany. No dobra. Mając pozwolenie, by dalej eksperymentować na bogu ducha winnym berserku skoncentrowała się, odetchnęła głęboko i ponowiła próbę zatamowania krwawienia.
    - Sanguinem Mitto. – powiedziała spokojnie, czując, jak tym razem magia nagina się do jej woli, może z lekkim wyrzutem, ale nagina. Teraz nie przekręciła inkantacji, decydując się zaufać miśkowi, że faktycznie nie chce jej zrobić krzywdy. Rana i tak musiała zagoić się sama, ale przecież mogła na spokojnie mu to obandażować, żeby nie trzeba było jej znowu znieczulać i odkażać.
    - Fomentum. – tu już była pewna, że jej się uda, tutaj zawsze dawała sobie radę, jeszcze nigdy nie spaprała zaklęcia bandażowania, może dlatego, że na sobie używała go częściej niż czegokolwiek innego. Blizny w końcu zobowiązywały, jeśli pominąć fakt, ile raz zagoiło się bez nich. O tym jednak mężczyzna wiedzieć nie musiał. Spojrzała na berserka, który radził sobie jako tako i poczuła złość na samą siebie. To nie była jego wina, że wpakował się w takie bagno, a tym bardziej, że ból wyciągał najgorsze emocje. Sama potrafiła czasem w takim momencie zmienić się w kota, sycząc na wszystko wokół, a co dopiero berserk, który z natury łatwiej poddawał się złości. A ból ogólnie wywoływał złość. Przysunęła się bliżej, skoro chciał pociągnąć rozmowę, pewnie dla uspokojenia.
    - Vaiana Cortés da Barros. – odpowiedziała łagodnie na pytanie, po czym lekko wzruszyła ramionami. – Ale wystarczy Vaia. Vaia Barros.skoro masz nazwisko w papierach, to go używaj. Coś w tym było, Es miał chyba rację.
    Delikatnie ułożyła dłoń na klatce piersiowej berserka. Cóż, nie był wargiem Tigiem, ale jakoś Tiga uspokoić potrafiła, nie? Na każdego działało co innego, ale zawsze mogła próbować. Ból powinien się zmniejszyć, więc powinien chociażby skupić się na jej głosie, z tego, co pamiętała, Tigran kiedyś jej tłumaczył, że mniej chodzi o słowa, a bardziej o ton głosu. Może na berserki to też zadziała?
    - Spokojnie. Oddychaj. Góra, dół. Wdech, wydech. – mówiła powoli, łagodnie, nie odrywając dłoni od jego piersi z nadzieją, że to zadziała. Nie chciała tu rozjuszonego berserka. – Opatrzyłam ranę, zatamowałam krwotok. Zaklęcie znieczulające powinno nadal działać. Nic ci nie grozi, jeśli zechcesz, przeniosę cię do szpitala. Powoli. Wszystko jest w porządku. Nie ma zagrożenia. Ja nie jestem zagrożeniem. Chcesz się przemienić? Nie ma sprawy. Ale nie po złości, bo wtedy będzie jeszcze gorzej. – kącik jej ust delikatnie drgnął na tę myśl, ale postarała się, by w jej głosie nie wybrzmiało rozbawienie. – Wtedy zrobisz sobie większą krzywdę, a teraz ta noga musi się zagoić. Obiecuję więcej nie używać odkażania przed znieczuleniem. Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. – profesjonalizm pełną gębą, problemem było tylko to, że nie wiedziała, co może zadziałać na berserka. Na pewno wiedziała, co trzeba było powiedzieć Tigranowi, ale Tig był Tigiem i bardzo popierdolonym wargiem. Któremu zazwyczaj wystarczało to, że ktoś się go nie bał, tylko znajdź takiego samobójcę, który nie zwieje na widok wkurwionego warga. A potem poznał ją… I kij wie czemu zaczęła to opowiadać, ot w ramach rozbawienia i ciekawostki. Żeby po prostu mówić.
    - Wiesz, miałam takiego kumpla w oddziale, Tiga. Tig robił przeważnie za bombę z przykrótkim lontem. Jak chcieliśmy kogoś postraszyć, wystarczyło wysłać tam Tiga, bo renomę miał lepszą nim menty spod ciemnej gwiazdy, nawet jeśli na jego ryjka się całkiem przyjemnie patrzyło. Technicznie mogło go wnerwić wszystko, w praktyce najbardziej szlag go trafiał na widok złego traktowania psów albo jak mu się kartel przypominał. Wtedy Tig wchodził w wersję maszyna bojowa i pół komendy spieprzało na jego widok. A on przeważnie chciał tylko powarczeć, bo kontrolę tak fest to jednak tracił całkiem rzadko… - nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła uspokajającym ruchem gładzić niedźwiedzia po piersi, żeby tylko nie spowodować katastrofy. Ale gadanie było dobre, nawet jeśli jej norweski miał miękki, portugalsko-hiszpański akcent z Brazylii. – No ale jak już wchodził w ten swój tryb „zamierzam cię zabić”, to ktoś go musiał uspokoić. I przeważnie wysyłali mnie, bo jako jedyna nie bałam się do niego podejść – reszta aż tak upośledzona nie była. Zazwyczaj działało, a jak nie, to wystarczyło powiedzieć Tigowi, komu ma zrobić z dupy azteckie igrzyska. Zrobił, wracał i wszystko było w porządku…

    Dreyri létta (Sanguinem Mitto) – powoduje zatrzymanie krwotoku zewnętrznego. Próg 50: 52 + 15 = 67 -> udane
    Fetill (Fomentum) – opatruje magicznym bandażem uszkodzenia ciała. Próg 15: 62 + 15 = 77 -> udane


    You die before me and I'll kill you.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Vaia Cortés da Barros' has done the following action : kości


    'k100' : 52, 62
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Nie za wiele rejestrował aż do chwili gdy nieznajoma skończyła go opatrywać. Wnioskując po tym, że w którejś chwili przestał czuć gorące strumienie spływające mu z kostki, i po bandażu, którym kobieta sprawnie go owinęła – tym razem magia nie odmówiła jej posłuszeństwa.
    Vaia.
    Wciąż nie odsłonił oczu, ale skinął lekko głową na znak, że słyszał.
    - Alex – dorzucił od siebie po chwili. – Alex Hallberg.
    Drgnął lekko, gdy ułożyła mu dłoń na piersi, ale nie odtrącił jej. Był po prostu zaskoczony. Sam lubił dotyk, ale przyzwyczaił się, że większość wcale go nie chciała – na pewno nie od nieznajomego, nie od człowieka, z którym dopiero wymieniali pierwsze uprzejmości. I, nierzadko, także nie od berserka. Dla niektórych jego niedźwiedzie geny były przecież problemem – wiele osób witało to, kim był, ze znacznie mniejszym entuzjazmem niż Vaia.
    Odetchnął powoli, nieustannie próbując okiełznać szalejące myśli – i obrazy, które pojawiły mu się przed oczami niejako same z siebie, wywołane dotykiem kobiety. Sama Vaia nie mogła wiedzieć, jak Alex radził sobie nierzadko z powstrzymywaniem furii, a on sam nie zamierzał się przecież tym dzielić. Skupił się więc po prostu na jej kolejnych słowach, lekko zaskoczony nieoczekiwanym monologiem.
    Gdy streściła, co zrobiła, skinął powoli głową – i pokręcił nią z kolei na propozycję transportu do szpitala. Nie, chyba nie chciał. Chyba sobie poradzi, a gdy wróci Pia, to go ogarnie. Na wzmiankę o przemianie zaśmiał się krótko, gardłowo. Uniósł przedramię z oczu i rozchylił powieki, spoglądając na Vaię uważnie.
    Jakby faktycznie potrafiał przemieniać się inaczej, niż po złości.
    - Mówiłem, że się nie przemienię – przypomniał z pełnym przekonaniem i uśmiechnął się krzywo. Wielu rzeczy mógł nie być pewien, ale wiedział, kiedy nie da rady powstrzymać swojego niedźwiedzia, a kiedy utrzyma zwierzę na łańcuchu. Był berserkiem od urodzenia, miał dość czasu, by nauczyć się wszystkiego, co się z tym wiązało.
    Kiedy zaczęła mówić o Tigu, złapał się na tym, że słucha z faktycznym zaciekawieniem. Słowa Vai nie działały na niego tak, jak na wspomnianego mężczyznę – ani sens jej wypowiedzi, ani ton nie potrafiłyby go uspokoić, gdyby przemiana wyrywała mu się spod kontroli – ale nie zamierzał jej tego mówić. Doceniał przecież jej starania i, o dziwo, to było całkiem miłe, że ktoś, kto nie był jego bliźniaczką chyba trochę się troszczył. Alex nie był głupi, zdawał sobie sprawę, że u podstaw monologu Vai leży przede wszystkim niechęć do radzenia sobie z berserczą furią, ale to nie miało znaczenia. Hallberg niczego przecież od kobiety nie oczekiwał – to, co już mu dała, to i tak było już bardzo dużo.
    - Warg czy berserk? – zapytał w pewnej chwili cicho, z premedytacją używając tego samego pytania, które ledwie parę chwil temu Vaia zadała jemu. Uśmiechnął się z rozbawieniem.
    Teraz, gdy eliksir wreszcie zaczął działać i ból – wbrew obawom Alexa – nie zaczął wracać, Hallberg mógł przyjrzeć się kobiecie dokładniej. Jej akcent brzmiał zabawnie, zaskakująco miękko – patrząc na nią, łatwo było dostrzec, dlaczego. Nie była stąd, nie mogła być – nikt urodzony w Midgardzie i okolicach nie miał tak karmelowej cery, tak głęboko czarnych włosów i tak ciemnej oprawy oczu. Alex niespecjalnie znał się na językach obcych, ale przypominając sobie, że jeszcze w trakcie zmagań z jego raną Vaia rzucała jakieś słowa, których nie rozumiał, pokusił się o wniosek, że pochodziła może z Hiszpanii, Portugalii? O Ameryce Południowej nie pomyślał, bo dlaczego miałby? To było daleko, myśl, że mógłby tu spotkać kogoś zza oceanu z pewnością nie była pierwszą, która przychodziła berserkowi do głowy.
    Niezależnie od pochodzenia Vai, nie ulegało wątpliwości, że była atrakcyjna. Alex prześlizgnął się wzrokiem po odsłoniętych nogach kobiety i z pewnością dostrzegł też jej dość głęboki dekolt – co w połączeniu ze znów pełną świadomością dłoni Vai wciąż na jego piersi, znów sprowadziło jego myśli na zupełnie niepożądane w tej chwili tory.
    Odetchnął powoli i uniósł się na łokciach. Łagodnie zdjął z siebie rękę kobiety i z sapnięciem podniósł się do siadu. Spojrzał krytycznie na owiniętą kostkę. Nie spieszył się ze sprawdzaniem, czy może na niej ustać. Póki działało zaklęcie znieczulające, pewnie by mógł – chyba jednak niespecjalnie ufał, że rzeczywiście nic nie poczuje, że naprawdę nie będzie miał problemu by zabrać się stąd w cholerę do domu. Skrzywił się przelotnie i znów spojrzał na Vaię.
    - Dzięki – rzucił krótko, wyraźnie spokojniejszy. Echo zwierzęcej furii wciąż drżało lekko w jego głosie, ale spojrzenie miał dość przytomne, by uznać, że faktycznie nie obrośnie futrem.
    Tak jak powiedział, nie zamierzał się przemieniać.
    - Jak na kogoś, kto z zasady zadaje ból, całkiem nieźle ci poszło. - Uśmiechnął się łobuzersko, wyraźnie odzyskując rezon.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Alex Hallberg.
    Typowo nordyckie, typowo tutejsze imię i nazwisko, które nie zaskoczyło jej wcale a wcale. Wyglądał na Norda i był Nordem, do tego nordyckim berserkiem. Nie było nic bardziej skandynawskiego niż wkurzony misiek. Ciekawe, czy lubił miód…? Może to był w ogóle patent, gdyby kiedyś miała okazję trafić na innego wkurzonego berserka? Warte pewnie zapytania, ale to lepiej nie teraz. Może i zarzucali jej brak instynktu zachowawczego – no dobra, kleiła się do wkurwionego warga, mieli rację – ale tu była zupełnie inna sytuacja. No ale wcale a wcale nie przeszkadzała jej genetyka Alexa, a tym bardziej się go nie bała. Bardziej obawiała się o las i o to, co musiałaby zrobić, żeby uspokoić typa, ale na pewno nie bała się jego.
    Typowe.
    Nie chciał do szpitala? Nie było problemu, jego sprawa, nie zamierzała go do tego ani zmuszać ani tym bardziej namawiać. Za to gardłowy śmiech był bardzo przyjemny… I trochę bezczelnie wzbudzał skojarzenia z Sarnai. Westchnęła wewnętrznie, delikatnie unosząc brwi do góry w wyrazie czystego niedowierzania.
    - A ja ci nie ufam, ale nie zamierzam spieprzać. – zacytowała go, uśmiechając się szeroko. No zresztą nadal tu była i monitorowała sytuację, nie? Zresztą mówić można było jedno, a emocje robiły swoje, zresztą tak czy siak kombinowała, żeby mu pomóc i żeby się uspokoił. Miałaby za duże wyrzuty sumienia, gdyby coś mu odpierdzieliło i to z jej winy. Także monolog trwał, a Brazylijka uświadomiła sobie, że facet jej słuchał. No a skoro słuchał, to mogła mówić dalej, chociaż coraz bardziej miała wątpliwości, czy to na pewno działa tak, jak powinno. Ale przynajmniej się nie wkurzał bardziej, więc nie było aż tak źle. Na razie.
    - Warg. Z zamiłowaniem do słodyczy, ale warg. – roześmiała się dźwięcznie, odchylając głowę w tył. Lekkie napięcie zaczynało z niej schodzić, gdy coraz bardziej upewniała się, że nie dojdzie tu do żadnych nieprzyjemnych wydarzeń. – Co mi nasuwa pytanie, czy berserki stereotypowo lubią miód, czy to jedynie taka twórcza idea jak obroża z dzwoneczkiem dla kota? Pytam tak w zasadzie na zaś, jakbym znowu trafiła na wkurzonego niedźwiadka. Przy moim szczęściu jest to zdecydowanie prawdopodobne, a improwizacja bez podstaw wiedzy to jednak średnio dobry plan. – oznajmiła po krótkim namyśle, ale za to z zaciekawieniem w głosie. Wyprostowała nogi, skoro zdjął jej dłoń i oparła się obiema rękami o ziemię, lekko odchylając się w tył. Jedno z kolan wygodnie ugięła, w ogóle nie reagując jakoś specjalnie na to, że postąpił w taki sposób. Wyrzutów sumienia też nie miała, głupich myśli tym bardziej. Robiła, co mogła, każdy sposób był po prostu dobry.
    - Drobiazg. Cieszę się, że pomogłam. – wyszczerzyła się do niego, dopiero teraz pozwalając sobie na lekkie zlustrowanie go. Niewidzące oko widać było od razu, ale przemknęła po nim wzrokiem bez zbędnego gapienia się. Nie była kimś, kto w jakikolwiek sposób reagował na blizny, chyba że widziała je u dziecka i nie były to klasycznie obdrapane kolana. Wtedy się wkurwiała. – I że jednak nie przerobisz lasu na karczowisko. – zaśmiała się, pozwalając kotu na chwilę wyleźć pod skórę, żeby wczuć się w atmosferę lasu. Taaaak, teraz było jej dobrze. Spokojnie. Vaia lubiła rozmawiać. Lubiła ogólnie towarzystwo, zwłaszcza, gdy spotkanie odbywało się gdzieś w lesie i nie musiała znosić zbyt długiego dotyku materii na ramionach. Tak można było żyć! Zmrużyła zabawnie oczy, rozpoznając swoje własne słowa.
    - Aha! Czyli słuchałeś! – stwierdziła z pełnią radości w głosie. – Czyli wcale nie było tak źle! I dziękuję, wiele trenowałam medyczne zaklęcia. – uśmiechnęła się z najdoskonalej niewinną minką. – Na sobie rzecz jasna. Bądź co bądź nadal żyję. Jak zechcesz się zbierać z lasu, to spróbuję jeszcze raz znieczulenia. Zazwyczaj mi wychodzi. – dorzuciła, woląc pominąć, że zazwyczaj tyczyło się tylko członków oddziału, bo na sobie w ferworze bardzo często zapominała go użyć. No ale ona odkażała rany polewając je czystym alkoholem. Tego też nie musiał wiedzieć.
    - Podstawowa kwestia, jakim cudem wpakowałeś się w kłusowniczą pułapkę? – spytała, już z większą powagą w głosie, siadając normalnie, żeby rozejrzeć się wokół w poszukiwaniu kolejnych. Nie byłaby sobą, gdyby nie sprawdziła całego terenu w poszukiwaniu kolejnych i nie rozbroiła ich. Będzie trzeba zresztą kiedyś się zaczaić na gnojków. Następnym razem mogą trafić na zwierzynę, której nie zdołają ogarnąć.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Warg. Skinął głową lekko. Nie za wiele wiedział o likantropach poza oczywistym faktem, że w pełnie traciły nad sobą kontrolę i zmieniały formę. Nie wiedział więc, czy są podobnie nadpobudliwe jak berserkowie i czy podobnie trudno było im panować nad własną agresją. To niewątpliwie miałoby sens, wszak i wargowie, i berserkowie musieli żyć z takim czy innym zwierzęciem – taką czy inną bestią – dla Alexa były to jednak zgadywanki. W kontekście historii Vai, Hallberg nie był w stanie powiedzieć czy zachowanie Tiga było standardem u wilczych ludzi, czy po prostu to sam mężczyzna miał taki charakter.
    Na pytanie o miód roześmiał się.
    - Raczej stereotyp – stwierdził, zaraz jednak uśmiechnął się z rozbawieniem. – Ale ja akurat lubię.
    Pia też lubiła, nie zamierzał jednak wspominać o siostrze.
    - Chociaż jeśli rozważasz to w kontekście powstrzymywania naszej furii czy odwracania uwagi – nie zadziała – wyjaśnił szczerze i wzruszył lekko ramionami. – To naprawdę nie jest tak, że można nas omamić słodkościami – parsknął cicho.
    Jeszcze przez chwilę przyglądał się kobiecie bez większego skrępowania, a gdy odwrócił wzrok, na jego ustach błąkał się nieznaczny uśmiech. Wracał do siebie, bez dwóch zdań.
    Na wyjaśnienia odnośnie znajomości magii leczniczej przekrzywił głowę lekko. Zbierając do kupy te szczątkowe informacje, którymi się dzieliła, zaskakująco łatwo było zgadnąć, czym zajmowała się Vaia. Własny oddział i częstsze zadawanie bólu niż jego leczenie były dosyć jednoznaczne – jeśli nie była przypadkiem jakimś szemranym najemnikiem od brudnej roboty, musiała być w służbach.
    Alexa korciło, by spojrzeć w jej sekrety, od niechcenia zebrać kilka z nich i dodać do własnej kolekcji, powstrzymał się jednak. Barros mu pomogła. Odwdzięczanie się jej w taki sposób byłoby w bardzo złym guście – a Hallberg przecież, mimo wszystko, miał jakąś moralność i, o dziwo, całkiem dobre serce.
    - Jesteś strażniczką – zauważył raczej niż zapytał. Obracając przez chwilę w głowie specyfikę tego, o czym wspomniała przy okazji opowiadania o Tigu, zmarszczył brwi lekko. – Wysłanniczka?
    To nie tak, że tylko Wysłannicy Forsetiego się bili, że tylko oni wpadali w najgorsze bagno. Z założenia taka była jednak ich rola, a opowieść Vai całkiem dobrze do tego pasowała. Wyjaśniałoby to też, co latynoska robiła w Midgardzie – Krucza zawsze zaciągała w szeregi Wysłanników najlepszych, nawet, jeśli musiała ich sobie sprowadzić zza granicy. Mógł się mylić, ale bazując na własnym wykształceniu i kontaktach z Kruczą Strażą, miał też duże szanse zgadywać prawidłowo.
    Niemym skinieniem głową podziękował za zapewnienie, że znieczuli go jeszcze raz, gdy będzie chciał wracać do domu. Z pewnością będzie tego potrzebował, chociaż… Przestało mu się spieszyć. Zresztą, przyszedł do lasu żeby nim odetchnąć, odpocząć od zgiełku miasta. Niespecjalnie mógł teraz iść, ale nieplanowane biwakowanie w środku puszczy też nie było złe. Szczególnie w towarzystwie.
    Skrzywił się przelotnie na wzmiankę o pułapce i odruchowo spojrzał na umazany krwią potrzask.
    - Była dobrze schowana, a ja dawno nie chodziłem polesie. Chyba po prostu straciłem czujność – przyznał z ociąganiem. – Nie spodziewałem się kłusowników, choć raczej powinienem. Zawsze było ich tu pełno.
    Nie zamierzal się wybielać, tłumaczyć, sięgać po oklepane frazesy, że najlepszym się zdarza. Nie zamierzał też kląć na czym świat stoi – choć, gdyby miał taką okazję, niewykluczone, że gołymi rękoma rozszarpałby właściciela wnyków.
    Sięgnął do plecaka, wyciągnął butelkę napoju ziołowo-cytrusowego i upił kilka solidnych łyków. Poruszył ranną nogą na próbę, a gdy nie szarpnęły nim kolejne iskry bólu, ostrożnie zgiął ją w kolanie tak, jak jeszcze przed momentem robiła to Vaia. Przeczesał włosy palcami i odetchnął cicho.
    - Powinienem ci się odwdzięczyć – zauważył. – Za pomoc. – Spojrzał na kobietę i uśmiechnął się przelotnie. – Tatuaż za pół ceny i jakieś żarcie? – zapytał bez wahania. Nie miał pojęcia, czy Vaia się tatuuje, ale to nie miało znaczenia. Propozycja nie bolała, a kobieta zawsze mogła ją po prostu odrzucić.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Porównując Tiga do chociażby takiej Sarnai mogłaby śmiało powiedzieć, że warg wargowi zdecydowanie nierówny, a wiele z opisu należało do charakteru mężczyzny. Ale przecież nie zamierzała opowiadać obcemu o rzeczach mówionych na plaży w nowiu, przy flaszce czegoś koszmarnie kolorowego, jeszcze bardziej słodkiego i zdecydowanie niealkoholowego. To były rzeczy między nią a wargiem, za którym tęsknota uaktywniła się dziwnie mocno. Ale to przecież nie tak, że nie tęskniła za Quetzal, jej prywatnym legionem samobójców i Brazylią jako taką. Przynajmniej w chwili totalnego kryzysu mogła nasłać Héctora na Estebana. Przypomnieć sobie, jak do cholery brzmiała ojczysta mieszanka języków, a nie tylko twardy norweski, którego lubiła słuchać i innych, ale nie siebie. I czasem nadal gubiła słowa.
    - Niestety nie mam. Nie przypuszczałam, że spotkam w lesie kogoś chętnego na miód. - roześmiała się cicho, patrząc na mężczyznę. - Mierda, to niedobrze. W takim razie: co działa? - spytała całkowicie wprost. I patrząc na to, co chwilę wcześniej się działo, lepiej było wiedzieć niż nie wiedzieć. Poczuła się jednak jako tako w obowiązku wyjaśnić. - Nawet jeśli kiedykolwiek spotkałam berserka, co jest raczej pewne, to mi się nie przedstawił. Wobec czego zielonego pojęcia nie mam, co robić jak się taki wkurzy. A wolałabym po prostu wiedzieć, jakoś tak głupio tłuc słabszego. - westchnęła głęboko, bo w zasadzie tak, uważała się za silniejszą. Przede wszystkim była strażniczką. Potem? Lała się z czym popadnie od dzieciaka, z dumą nosząc bliznę na wardze po tym wydarzeniu. A może po prostu zleciała z dachu? Obie opcje były dokładnie tak samo prawdopodobne. Tak czy tak hasło "słabszych" w wykonaniu chucherka, którym była na tle chociażby Alexa musiało brzmieć bardzo zabawnie.
    - Yep. - pokiwała głową na pytanie, czy jest strażniczką. Ani myślała kryć się ze swoim zawodem, była z niego dumna, tak samo jak dumna była z dostania się najpierw do Quetzal, a potem do Wysłanników. - I drugi raz si. Aż tak po mnie widać? - uśmiechnęła się szeroko, przekrzywiając lekko głowę. - Ale Tig nie jest stąd, Tig to mój dawny oddział, Quetzalcoatl. Esquadrão Suicida. - kącik ust jej drgał, bo mimo brzmienia po dziś dzień wszyscy byli czy obecni członkowie Quetzal byli dumni z nieformalnej nazwy. Wysyłani na samobójcze misje prawie zawsze wracali żywi, z dumą pokazując następne blizny do kolekcji. Bezwiednie przesunęła ręką po brzuchu, w miejscu jednej z blizn. Pamiątce po ostatniej wspólnej misji.
    - Daj spokój. Kto mógł się spodziewać, że ci malditos caçadores furtivos przytargają tu swoje malditas armadilhas! Ktoś powinien im pourywać te ich cabezas vacias! Jak ktoś chce polować, to honestamente, zgodnie z naturą, a nie armadilhas! - zdenerwowała się, klasycznie już zaczynając wrzucać portugalskie i hiszpańskie słowa w swoją wypowiedź, jak zawsze, gdy się wkurzała. A tu miała pełne prawo być wkurzona. - Siedź, pójdę poszukać esta mierda. - zawarczała, ale nie ruszyła się z miejsca tylko dlatego, że Alex zaczął testować swoją nogę. Wolała się upewnić, że jej sobie nie skręci albo że ona nie skopała czegoś po drodze. Magii medycznej nie była aż tak pewna.
    - A dajże spokój, cieszę się, że byłam w pobliżu. Polecam się ogólnie, ale może nie wpakuj się w kolejną pułapkę? - zaproponowała, unosząc w rozbawieniu brwi. Za to natychmiast zmrużyła oczy, gdy powiedział o tatuażu i gdyby była w kociej postaci już ruszałaby uszami. - Tatuaż za pół ceny? Robisz tatuaże? - ożywiła się natychmiast. - Oh amigo, z nieba mi spadasz, dobre robisz? Jakie dokładnie? - przysunęła się jeszcze bliżej, pochylając w stronę Alexa, przez co doskonale było widać jaguara na jej łopatce, patrzącego przenikliwym wzrokiem żółtych wytatuowanych ślepi. I tyle w temacie, czy strażniczka się tatuowała. - Żarcie brzmi zawsze dobrze. - dodała, całkiem uroczystym tonem.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Co działa? Jakoś tak głupio tłuc słabszego.
    Przez chwilę spoglądał na Vaię tylko, jakby nie rozumiejąc, by zaraz parsknąć cicho, nie kryjąc rozbawienia. Nie mógł się powstrzymać. Oczywiście, że nie.
    - Przede wszystkim proponuję nauczyć się, że nie jesteś silniejsza od berserka – zauważył spokojnie, z wyraźnie jednak wyczuwalnymi nutami bezczelności. – To dużo ułatwi, serio. Może jesteś silna, może potrafisz się bić. Zresztą – na pewno jesteś i na pewno potrafisz, skoro jesteś w Wysłannikach. Ale dla berserka, szczególnie berserka w furii, nie będziesz żadnym przeciwnikiem. Poważnie. Żadnym. Jeśli będziesz dość blisko, by z nim rozbawiać czy bić się… – parsknął cicho. – Będzie to znaczyło, że jesteś zdecydowanie zbyt blisko, by móc zrobić cokolwiek.
    Urwał na chwilę, jakby chcąc upewnić się, że nie tyle po prostu zrozumiała, co że wzięła to sobie do serca. Przekonanie o własnej wyższości wylewało się z Barros falami, a przecież w tym konkretnym przypadku naprawdę nie miała racji. Nie od wszystkich mogła być silniejszą i ilość godzin spędzonych na sali treningowej czy ilość bójek, jakie miała za sobą, naprawdę nie miały tu nic do rzeczy. Nie w tym przypadku.
    No dobrze, ale co działało?
    - W każdym razie, na przemienionego berserka w furii nie zadziała nic. To znaczy, jakieś zaklęcia na pewno, przy odpowiednio dużej dozie szczęścia może udałoby ci się wytrącić go z szału, ale… – Wzruszył ramionami. – Lepiej po prostu nie dopuszczać do przemiany. To też nie jest łatwe, bo jak sami nie radzimy sobie z emocjami, to inni tym bardziej sobie nie poradzą, ale… – Uśmiechnął się łobuzersko, w zielonych oczach błysnęły my jeszcze bardziej wyraźne, bezczelne iskry.
    - Niektórym pomaga seks. Wypalenie emocji w trochę inny, przyjemniejszy sposób – palnął bez wahania i przekrzywił głowę lekko, przyglądając się Vai z rozbawieniem. – Wątpię jednak, byś chciała wpadać przypadkowemu typowi w ramiona tylko dlatego, że może powstrzyma to niedźwiedzia. Nigdy nie ma pewności, że to faktycznie zadziała, a być z berserkiem balansującym na granicy furii… – Wzruszył ramionami, zupełnie nieskrępowany. – Nie jesteśmy wtedy zbyt sympatyczni – podsumował krótko.
    Cały temat przedstawił mniej więcej takim samym tonem, jakby mówił o pogodzie czy o nadchodzącym konkursie tatuażu.
    Na wyjaśnienia odnośnie przydziału Vai skinął tylko głową – czyli rzeczywiście miał rację – zaraz potem uśmiechając się szeroko na nagły monolog kobiety. Nie rozumiał połowy, ale nie trzeba było być specjalnie bystrym, by domyślić się, że wszystkie te obcojęzyczne wtrącenia musiały być takimi czy innymi wulgaryzmami.
    Alex nie krył ani rozbawienia, ani nagłego zaciekawienia kobietą. Teraz, w tej jednej chwili, sprawiała wrażenie jakby była żywym ogniem, gotowym spalić ten las do gołej ziemi.
    Roześmiał się też lekko na entuzjazm Vai odnośnie tatuaży. Lubił takie reakcje. Karmiły jego być może nieco nazbyt rozrośnięte ego.
    - Dobre – odparł bez wahania na pytanie o jakość jego sztuki. Nie był specjalnie skromny – nie miał powodu być. Wiedział, co umiał, a ciągle rosnąca liczba zadowolonych klientów i nagród zbieranych na takich czy innych konkursach mówiła sama za siebie.
    Trudniej było mu natomiast odpowiedzieć, co dokładnie tworzy, bo… Cóż, artystycznie się miotał. Skakał między tematami i stylami, pracując raczej nad tym na co akurat miał ochotę niż dbając o konsekwencję w swoich dziełach.
    - Pracuję bez magii – zaczął więc od tego, co było główną stałą w jego sztuce. – Tylko igły i tusze, tak jak robią to śniący. Robię w czerni i kolorze. Lubię realizm, ale surrealizm też jest w porządku. Ogarnę całe plecy albo drobny wzór na dłoni. – Odetchnął powoli i uśmiechnął się. – Lepiej będzie, jak po prostu wpadniesz do pracowni i sama sobie wszystko obejrzysz. Mam trochę gotowych wzorów, wystawkę z prac już zrobionych… Możesz mnie ocenić. – Wzruszył ramionami. Nie bał się osądu. Był na to chyba już zbyt arogancki – albo, po prostu, zbyt pewny siebie jako artysta, by przejmować się ewentualną krytyką.
    Upił kolejne łyki napoju i zaczął grzebać w plecaku, aż wyciągnął wizytówkę z jednej z bocznych kieszeni. Czarny kartonik zdobiło proste, złote logo ćmy i starannie wykaligrafowany adres studia. Alex miał takich więcej – i tu, w plecaku, i w domu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ruszył się gdziekolwiek bez przynajmniej jednej wizytówki, którą mógłby sprzedać potencjalnemu klientowi.
    Podając kartonik Vai, jednocześnie śmiało zerknął na jaguara. Tatuaż był dobry, wykonany porządnie przez kogoś, kto z pewnością się na swoim fachu znał – ale Hallberg nie mógł odpędzić się od myśli, że sam zrobiłby to inaczej. Lepiej.
    Bogowie, robił się cholernie zadufany w sobie.
    Żarcie zawsze brzmi dobrze.
    Alex uśmiechnął się szeroko.
    - W takim razie mamy umowę. Przyślij mi tylko wcześniej wiewiórkę. Często pracuję do późna.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Zmrużyła oczy bardzo, bardzo bezczelnie słuchając wypowiedzi Alexa. Misiu był małym... nie, nie tak. Misiu był dużym, bezczelnym gnojkiem, ale w końcu takich Vaia uwielbiała, bo z nimi można było prowadzić dzikie dyskusje i nie obrażali się na byle gówno. I sama też była bezczelną wiedźmą, więc to taki mini dodatek w temacie. Przyjęła do wiadomości - a raczej od samego początku wiedziała - że siłą fizyczną berserkowi pewnie nie dorównywała. Powiedzmy, że niektóre rzeczy dochodziły do niej z lekkim opóźnieniem, ale jakoś docierały. Ale nadal była o wiele zwinniejsza i to wcale nie oznaczało, że zamierzała przyznać Hallbergowi rację, na co wskazywał bardzo, bardzo złośliwy uśmieszek, gdy nachyliła się nad nim, prawie nosem w nos, całkowicie i odruchowo ignorując tak zwane pojęcie przestrzeni osobistej.
    - Ty popatrz, o wargach też mi tak mówili. - powiedziała słodkim niczym miód głosem. - A się okazało, że jak nagle ważysz jakieś 3 kilo, mruczysz i umiesz wleźć mu na łeb w,czasie szybszym, niż trwa zjedzenie miodowego ciasteczka, to jego siła jest mało warta. - jej wargi zadrżały z rozbawienia, jednak zaraz potem odpuściła drażnienie Alexa, tylko posłała mu łagodny, uspokajający uśmiech. - Jestem bardziej zwinna niż silna, zdaję sobie z tego sprawę. Nie zaryzykowałabym walki z wkurzonym berserkiem, prędzej uciekłabym na drzewo i czekała, aż mu przejdzie. Przyzwyczaiłam się tylko, że ludzie nie spodziewają się tego, że mogę im bez wahania przylać i to jest moja przewaga. Ale jeśli przeciwnik jest za silny, to wolę robić za wsparcie niż samej iść. Chyba, że muszę. - powiedziała całkiem uczciwie. Te 10, 15 lat temu jej odpowiedź pewnie byłaby zupełnie inna, ale teraz była starsza, doroślejsza i dawno przestała uważać, że musi cokolwiek i komukolwiek udowadniać. A że cywili uważała za słabszych? Tak było, siła bez umiejętności jej wykorzystania i ukierunkowania też nie była dużo warta. Choć coś jej mówiło, że Alex akurat do takich nie należał i umiałby ukierunkować siłę. Na przykład na wkurzającego kota.
    - Zaklęcia mogą nie wyjść, a nieudane może tylko wkurzyć berserka bardziej. Czyli po prostu mówiąc brutalnie albo klatka albo skierować tam, gdzie narobi najmniej szkód i zdąży się uspokoić. Bez znajomości i to stosunkowo bliskiej nie da się więc określić, co może pomóc typowi, żeby się nie przemienił. Dobrze wiedzieć, serio. - skinęła głową, by zaraz parsknąć śmiechem, gdy wspomniał o rozładowywaniu emocji seksem. Kaszlnęła kilka razy, gdy przypomniała jej się Sarnai podczas wilczego wkurwu i to, że nie miała aż tyle przeciw temu, ile powinna mieć i że wszystko było w porządku, gdy potem wynagradzała jej tę niedogodność. Mimowolnie pokryła się delikatnym rumieńcem na samą myśl o tym, ale tego to już Alex nie musiał wiedzieć. Niczego z tego nie musiał wiedzieć, a zwłaszcza tego, że nie obawiała się trochę większej siły u partnera lub partnerki.
    - I słusznie wątpisz, bo to ostatnia rzecz, o której bym pomyślała. I tym bardziej zrobiła dla obcego typa, no wybacz. - wyszczerzyła się do niego szeroko, udając, że wcale jej ten widok nie śmieszy tak mocno, jak faktycznie śmieszył. No bo scena, w którym ktokolwiek rzuca się całować berserka przed wkurwem był naprawdę zabawny. Nie powinna chichotać. Naprawdę nie powinna.
    Lasu może by nie spaliła, ale kłusowników pewnie tak. A już na pewno zrobiłaby bardzo porządny użytek ze swoich pięści i bardzo szybko by pożałowali, że w ogóle wpadli na taki durny pomysł. Jej mina bardzo wyraźnie na to wskazywała, a sama Brazylijka burczała pod nosem więcej przekleństw pod ich adresem.
    Dobre nic jej nie mówiło. Każdy tatuażysta mówił, że jego prace są dobre. Doskonałe. W praktyce natomiast wychodziło różnie, więc Vaia była ostrożna w tym temacie. Za to oczy jej błysnęły, gdy powiedział, że robi tradycyjnie, jak śniący.
    - Mojego jaguara zrobił śniący. Z moich stron. Tylko oczy dorabiał po znajomości galdr. - powiedziała z dumą. Mogła tatuażami pozasłaniać blizny, ale całkowicie nie chciała. - Całe plecy odpadają, chyba że udałoby się wkomponować jaguara... Ale pewnie stawiałabym na jakieś azteckie wzory... Byle nie czaszki. - zastrzegła od razu, kiwając głową, gdy zaproponował jej obejrzenie swoich prac. I to lubiła, tak mogła pracować i tym bardziej oddać się pod igłę. Tatuaże bolały, ale to był zupełnie inny ból niż przy ranach. To był ten rodzaj bólu, który lubiła. No dobra, była nienormalna, musiała to przyznać.
    - Stoi. Lubię tych, którzy nie wstydzą się swoich prac i ocen. - kto by chciał mieć jakieś gówno na ciele w końcu, nie? Od dawna nosiła się z chęcią zrobienia kolejnego tatuażu. A teraz wpadła na tatuażystę, cudowne zrządzenie losu. Zgarnęła wizytówkę, sprawdzając adres i przeliczając szybko w myślach mapę miasta, by zorientować się, jak daleko ma tam z mieszkania. Nie było nawet tak tragicznie. Schowała starannie wizytówkę do plecaka i parsknęła głośnym śmiechem.
    - Pracujesz do późna? Jestem wysłannikiem, misiu. Jest całkiem prawdopodobne, że mogę mieć zawalone całe dnie pracą, jak to w służbie. Zgramy się, jak oboje będziemy mieć czas. Zasadniczo uważam, że noce są do spania - albo uprawiania seksu - ale zarywanie ich nie sprawia mi problemu. Także nie ma sprawy. Jakby coś próbowało pogryźć Ciebie albo coś w Twojej pracowni, to prawie na 100% będzie mój wiewiór, Héctor. - westchnęła, bo czarny skurczybyk był naprawdę wredny. I gryzący.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    W którymś momencie noga znów zaczęła boleć go bardziej. Nie wtedy, gdy Vaia bez wahania wepchnęła się w jego przestrzeń osobistą, rzucając jakieś kocie sugestie – przemieniała się? Nie wtedy też, gdy rzuciła coś o klatce – rozwiązaniu, na które prychnął cicho, wyraźnie urażony samą myślą, by jakiegokolwiek berserka, jego pobratymca, zamykać w ciasnej, ograniczonej przestrzeni. Gdy Vaia zarumieniła się, wciąż czuł się jeszcze na tyle dobrze, by to zauważyć – i uśmiechem rozbawienia odpowiedzieć na jej szeroki uśmiech. Przytomnie rozmawiał o tatuażu, jeszcze przez chwilę z zainteresowaniem przyglądał się malunkowi zdobiącemu skórę Vai – i dopiero potem, gdy dogadali się już wstępnie na wyjście, znów zaczął być świadom, że boli i puchnie.
    - Zapamiętam – rzucił z rozbawieniem na ostrzeżenie przed wiewiórką i roześmiał się. – Postaram się nie odpowiedzieć mu w podobny sposób. – Byłoby cokolwiek głupio, gdyby na niesympatyczne zaczepki gryzonia odpowiedział mu odgryzieniem ogona, na przykład.
    Jeszcze przez chwilę dyskutował z Vaią o wszystkim i o niczym – kobieta była całkiem dobrą towarzyszką – nim wreszcie westchnął ciężko i znów spojrzał na ranną nogę. To, że już nie krwawiła, poprawiało jego sytuację tylko trochę – wciąż potrzebował specjalisty, który naprawiłby to, co zepsuła pułapka. Wciąż potrzebował medyka, by odzyskać pełnię sił.
    Wciąż potrzebował Pii.
    - Muszę wracać do domu – rzucił wreszcie z ociąganiem, bo sama myśl o podniesieniu się z ziemi budziła w nim niechęć. Na logikę wiedział, że jeszcze jedno zaklęcie znieczulające załatwi sprawę – trudno było jednak walczyć z instynktami.
    - Możesz ogarnąć mi to raz jeszcze? – spytał, nie precyzując, tylko ruchem głowy wskazując na nogę. Vaia jednak była bystra, wiedziała, o co chodzi.
    Odetchnął głęboko, gdy magia kobiety wsączyła się w niego i otuliła ranę przyjemnym, kojącym ciepłem.
    Podniósł się powoli, odruchowo odciążając zabandażowaną nogę. Zebrał z ziemi plecak, schował picie. Jeszcze raz podziękował – wbrew temu, co twierdziła Vaia, naprawdę uważał, że podziękowania jej się należą. I wreszcie, gdy jeszcze raz potwierdzili wstępny plan, że spotkają się w jego pracowni, pożegnał się i teleportował do domu.
    Nie wiedział, czy Vaia zrobiła to samo, czy jednak kontynuowała swój przerwany ich spotkaniem spacer – przez resztę dnia nie mógł jednak opędzić się od myśli, że kobieta wyglądała tam, w lesie, jak u siebie, i że złote oczy jej jaguara kryły w sobie coś, czego nie potrafił nazwać, a czemu z chęcią przyjrzałby się bliżej.

    [Vaia i Alex zt]



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.