Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Wąskie przejście

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Wąskie przejście
    Wąskie przejście pomiędzy sąsiadującymi ze sobą budynkami jest zarazem jedną z uliczek znajdujących się na granicy Przesmyku i bezpieczniejszej, reprezentatywnej części miasta – przechodząc przez niego na drugą stronę, można odnieść wrażenie, że przeszło się przez portal, tak drastycznie różne jest otoczenie po jego obu końcach.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    25.05.2001


    Dzielnica śmierdziała. Strachem, nienawiścią oraz podstępem. Czuł jak oblepia jego ciało tłustym płaszczem emocji, jakie wbić mogły się między żebra ostrzem zdrady. Jednak nie drżał w obawie o własne życie, śmiało przemierzając ulice, gotów odeprzeć każdy atak. Był u siebie.
    Agnar Eriksen, syn dumnego rodu, członek Łowców, który nigdy nie zostawiał za sobą śladów. Zbliżał się do wieku kiedy przechodziło się na emeryturę, kiedy zaczynało się szkolić młodych rekrutów, ale on jednak nadal był w czynnej służbie i nie miał zamiaru tego zmieniać.
    Pomiędzy jedną, a drugą bramą mieszkał jego informator, zapyziała gęba, która za odpowiednią cenę przekazywała mu wiele. Wiedział, że równie za piękną cenę straci życie jak tylko zdradzi Eriksena.
    Zbliżał się do przejścia, do korytarza, który oddzielał jedną część miasta od drugiej, istny portal, który łączył dwa światy tak bardzo od siebie różne. Nikt go nie zaczepiał. Był swój, chociaż jednak obcy.
    Ponure spojrzenie, papieros w kąciku ust wyraźnie jednak zniechęcały do zaczepek.
    Zwolnił kroku.
    Uważne i czujne spojrzenie dostrzegło ruch.
    Ruch jakiego się nie spodziewał.
    Jednak instynkt nigdy go nie mylił, nie sprawił, że zbłądził i pozwolił przetrwać.
    -Chyba mówiłem co się stanie jak znów się spotkamy? - Mruknął wypuszczając spory kłąb dymu w powietrze.
    Wspomnienia wracały jak niechciany bumerang i waliły w potylicę bólem dawnych przeżyć. Zdrady i kłamstwa oraz własnej słabości. Już taką miał kiedy dawał szansę, a potem ręce spływały krwią gdy wyciągał strzałę z płuc i serca. Znaczył ścieżkę życia rubinowymi kroplami. W dusznym barze pełnym neonów, w ciasnym mieszkaniu, w przebijającym się dźwięku klubowej muzyki, widząca spojrzała w jego przeszłość i przyszłość, po czym drżała chuda w jego ramionach, jednocześnie obawiając się i szukając schronienia.
    Teraz patrzył w twarz człowieka, którego miał nadzieję, że nigdy więcej nie spotka. Ten jednak był w Midgardzie. W miejscu, w którym można było łatwo się schronić ale jednocześnie równie łatwo można było natknąć się na tych, których się unikało. -Życie przestało bawić? - Zgasił niedopałek papierosa czubkiem buta. Wgniótł go w ziemię niczym obrzydliwego robaka. -Enger. - Głoski były zimne niczym lód, których nie złagodziła ciepła temperatura wiosny.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Ulrik Enger
    Ulrik Enger
    https://midgard.forumpolish.com/t3627-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3640-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3641-ulfahttps://midgard.forumpolish.com/


    Dzielnica śmierdziała szczynami. Nie był w Midgardzie u siebie, od lat nie miał już stałego kąta, ale to jedno się nie zmieniało. Zapach biedy i pijaków i brudu, którego niegdyś wcale nie czuł. Może i w wąskich, miejskich uliczkach zapachy roznosiły się łatwiej, ale nadal pamiętał jak wszyscy załatwiali się w lesie, przelewali krew, czyścili z niej srebrne bełty, jedli kiełbasę—i jak nawet nie myślał wtedy o smrodzie, wyczulony jedynie na tropy wargów. Po utraceniu dawnego życia zyskał nowe powonienie, przydatne podczas polowania na sarny i przeklinane pod nosem wśród miejskiego brudu.
    W nadwrażliwych zmysłach nie było nic romantycznego, nie rozpoznałby raczej z daleka perfum siostry (zlewających się z perfumami innych kobiet) ani zapachu bliskiego niegdyś człowieka. Czasami, w lesie, byłoby zdolny wyczuć czyjąś obecność, ale nie tutaj. Może dlatego powinien pozostać w lesie, albo ewakuować się tam po kilku dniach—a nie trzech tygodniach—spędzonych w Midgardzie.
    To ostrożność, a nie nadwrażliwe powonienie, pozwoliła mu się zorientować, że chyba ktoś za nim podąża. Czuł na plecach czyjeś spojrzenie, kątem oka dostrzegł postać gdy skręcał w ciemny zaułek. Przyśpieszył kroku, ale nie znał dzielnicy równie dobrze jak ci, którzy mieszkali w mieście na pełen etat. Czuł smród papierosów, zagłuszający przez chwilę inne bodźce. Może uda mu się skryć za śmietnikiem, a potem zniknąć, ale...
    ...słysząc znajomy głos, odwrócił się, naiwnie zaskoczony.
    Nie powinien być zaskoczony. Zabawił w mieście zbyt długo, a on był najlepszym tropicielem jakiego znał. Może to z Magnusem rywalizował, ale Eriksen nauczył go wszystkiego i długo zdawał się niedościgłym wzorem. Teraz w znajomym tonie głosu pobrzmiewał nieznajomy chłód, najwyraźniej ciepło cierpliwości było zarezerwowane jedynie dla rekrutów Gleipniru. Nie dla wargów. Dezerterów. Zdrajców przysięgi.
    Cofnął się o krok. Powieki drgnęły, jakby próbował je unieść na twarz dawnego mentora i poszukać jego spojrzenia.
    Nie był w stanie. Wiedział czym był i co zrobił—a raczej czego nie zrobił. Był wargiem, stworzeniem, które poprzysięgli tępić. Miał szansę odejść z honorem, zanim przemieni się w bestię. Pamiętał jak bał się śmierci, chociaż udawał, że wcale nie. Pamiętał nieprzenikniony mrok w oczach Magnusa. Pamiętał też jakim wzrokiem odprowadzał go Agnar, gdy Ulrik stał na środku polany i przykładał sztylet do własnej piersi. Poważnym, ale spokojnym, może nawet trochę dumnym. Żal było tracić wyszkolonego rekruta, może nawet brata w walce (Ulrik lubił  wtedy myśleć o nich wszystkich jak o braciach, jak o rodzinie), ale Ulrik Borum dopełniał naturalnej harmonii wszechświata. Jego śmierć była prawem natury, natury, której porządku strzegł Gleipnir. Jego śmierć miała być wybawieniem od piętna wyrytego ugryzieniami na skórze. Rozpoczynając pracę godził się przecież na takie warunki. Własny ojciec i matka uznali je za sprawiedliwe, zapłakana siostra wciąż była w jego oczach dzieckiem, porządek zburzył inny łowca. Brat. Ukochany, ale o tym Eriksen nie wiedział.
    Tyle, że cała wina spadła na Ulrika. Słusznie, był winny nie tylko ucieczki, ale i podniesienia sztyletu na jednego z braci-łowców. W obronie Magnusa, ale czy to się liczyło? Zdradzili ich wszystkich.
    -Właściwie, to się nie spotykamy. - wymamrotał, na próżno szukając lepszych słów.
    -Przyszedłeś tu za mną. - nie zabijamy w biały dzień, w mieście, czy dla tej zasady nie ma świętości? A może wiele się zmieniło odkąd uciekłem? A może spętasz mnie łańcuchami i doprowadzisz do lasu?
    Wyobrażał sobie aresztowanie niezliczoną ilość razy. Próbował sobie nawet wmówić, że tym razem przyjąłby je z godnością i honorem, jakich brakło mu kilka lat temu.
    Ale to wszystko było zanim Elsie wysłała do niego list, zanim znów—po latach apatii—poczuł się potrzebny. Zanim wróciła mu wola życia. Od lat już go nie bawiło, ale tym razem było mu miłe.
    Drgnął nerwowo, gdy Eriksen zwrócił się do niego nowym nazwiskiem. Jak wiele o nim wiedział? Ulrik pamiętał z dawnych czasów, że Agnar potrafił pozyskać każdą informację, a nazwiska Enger używał od kilku lat, może powinien zmieniać je częściej?
    -Borum. - poprawił go bez przekonania, tak jakby powołanie się na dawne i prawdziwe personalia mogło wskrzesić łączącą ich nić zaufania. Nie mogło, wnioskując po lodzie w głosie Eriksena. -Jestem tu przejazdem. Zniknę. - cofnął się ostrożnie, o kolejny krok. -Nie chciałem cię upokorzyć. Ani wtedy ani teraz. - dodał cicho, desperacko, domyślając się, że poza zasadami za chłodem może się kryć coś więcej. Upokorzył wtedy siebie, ale i ich wszystkich. Ludzi, którzy mu ufali, którym się wyślizgnął. A poważni mężczyźni nie potrafili zapomnieć upokorzeń. Do dziś pamiętał upokorzoną minę Magnusa, gdy powiedział o słowo za dużo, gdy porównał swoje odzyskane życie do dna, niechcący przyznając jak gardzi(ł, wtedy) marginesem, z którego pochodził Eggen. Kilka słów, tyle zniszczyło jego niezniszczalną więź z Magnusem. Jak bardzo zatem niewybaczalne czyny musiały zgruchotać wszystkie wspomnienia, które dzielił z Eriksenem? Przez twarz przemknął mu wyraz żalu. Wiedział, w jakiej sytuacji postawił Agnara—wtedy i dzisiaj—i naprawdę się wstydził. Naprawdę nie miał do Agnara żalu o porządek świata. Chyba naprawdę nie miał Gleipnirowi za złe topora wiszącego od lat nad jego własną głową, ale...
    ...ale w ciągu tych lat zrozumiał, że nie da rady tego wszystkiego odkręcić i zabić się honorowo. Że nie chce umierać. Ani z własnej ręki ani jak zwierzę. Miał jeden moment odwagi i determinacji, moment zniweczony przez Magnusa. Już nie był w stanie. Nie było odwrotu. Tylko ciemność zaułka za jego plecami i kolejne lata ucieczki i krew na końcu tej drogi. Kiedyś. Nie dzisiaj, proszę, nie dzisiaj.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Wstępując w szeregi Gleipniru każdy z nich wiedział czym może się stać oraz jaki czeka go wtedy koniec. Jedni odchodzili w ciszy, odbierają sobie życie; inni prosili towarzyszy o honorową śmierć. Niezależnie jak odchodzili, to zawsze z pełnym szacunkiem i uznaniem w oczach towarzyszy. Nie raz - braci - bo tym właśnie byli, kiedy walczyli razem ramię w ramię. Wtedy kiedy przedzierając się przez nieprzyjazne tereny walczyli nie tylko z potworami, ale też własnymi słabościami.
    Gdy patrzył na ostrze w dłoni Ulrika czuł gniew, zmieszany z dumą. Młody, mógł jeszcze wiele zrobić dla łowców, ale zasady były jasne.
    Stal zalśniła, a potem był już tylko krew.
    Wiązał z nim spore nadzieje. Wyróżniał się na tle innych. Okazał się słaby. Cofał się o krok, był jak zaszczuty pies w ulicy, gdzie dziad go pogonić mógł byle kijem. Został złamany. Zniknęła hardość, siła i wola walki.
    Zostało zbite zwierzę.
    Istne przekleństwo, ale skoro spotkał Magnusa, było niemal oczywiste, że spotka też Urlika. Trwali w pojedynku spojrzeń. Nie mógł go zaatakować. Były pewne zasady i reguły, których nawet on nie łamał, a przecież łamał ich wiele. Świętym nigdy nie był, a gdyby ktoś zagłębił się w życiorys Eriksen, to istniało wiele powodów, dla których powinni zakuć go w kajdany.
    -Nadal masz problem z zacieraniem za sobą śladów. - Odpowiedział. Nie miał przy sobie łuku ani strzał. Był w mieście, tu nie polował. Jedynie pierścień na dłoni zdradzał kim jest i jakim zawodem się parał. Jedyni uciekali inni lgnęli, każdy miał inny interes w swoim zachowaniu. Często uważano, że jest niczym Krucza Straż, ale bardziej brutalna. Nie uganiał się za złodziejami ani drobnymi przestępcami.
    On polował na potwory
    Niebieskie spojrzenie utkwione w twarzy dawnego towarzysza nie zdradzało żadnych emocji. Kiedy w kąciku ust trwał cień uśmiechu, a w głosie pobrzmiewa nuta rozbawienia. Dzisiaj próżno było szukać podobnych sentymentów.
    -Kiedyś. - Słowo strzeliło w powietrzu niczym bicz, który przeciął wszelkie złudzenia. -Borum nie żyje. - Zmarł w momencie kiedy postanowił uciekać ze swoim życiem, kiedy postanowił zdradzi zasady i ideały. Stał się tym co przysięgał zabijać, stał się zarazą, która przemienia innych. Wybaczyć potrafił wiele, ale nie słabości charakteru i głupoty. -Źle zrobiliście, że nadal przebywacie w mieście.- Dodał spoglądając w ciemne przejście. Wąskie gardło, które mogło dać uciekinierowi iluzję bezpieczeństwa, złudzenie ucieczki na zawsze. Ta była niemożliwa, Eriksen złapał trop. Pogoń była nieunikniona; musiał to wiedzieć, znał zasady, nawet jeżeli nimi pogardził na sam koniec. -Dlaczego?
    Nim znów ucieknie, nim będzie słyszał za sobą oddech śmierci, mógł równie dobrze zaspokoić ciekawość Eriksena. Wyjaśnić, co tu robi i dlaczego nie korzysta z podarowanego mu życia.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Ulrik Enger
    Ulrik Enger
    https://midgard.forumpolish.com/t3627-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3640-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3641-ulfahttps://midgard.forumpolish.com/


    Gdy stał z ostrzem na środku polany, nie szukał spojrzenia Magnusa. Nie był w stanie. Prawdziwym pożegnaniem był cały poprzedni dzień i wspólna noc, a formalne pożegnanie wśród braci wydawało się nie do zniesienia. Wszyscy wiedzieli, że są nierozłączni, ale (choć nie wiedział na ile dobrze zacierał ślady) światu mieli prezentować braterską zażyłość. W każdej rodzinie są dwaj bracia, którzy trzymają się bliżej od innych, prawda?
    Oczywiście, bliskość, którą dzielili z Eggenem w samotności była zbyt intymna by być braterską, a zarazem dziwnie wstydliwa. Niemożliwa do nazwania. Nie umiał się nią podzielić ze światem. Chciał, w tych ostatnich chwilach, ale nie chciał zostawiać Magnusa z ciężarem niezręczności i zdradzonych sekretów. Dlatego nie potrafił już na niego patrzeć w chwili śmierci, nie potrafił udawać brata, gdy był kochankiem.
    Dlatego w ostatnich chwilach szukał spojrzenia najstarszego z braci, Agnara. Szukał w jego oczach potwierdzenia. Znalazł w jego oczach dumę i hardość. To, czego potrzebował, by wznieść sztylet. Zbyt wolno.
    Potem rozpamiętywał tą chwilę w nieskończoność. Zastanawiał się, czy patrzył na niewłaściwą osobę. Szukał w obecności Eriksena pocieszenia, ale spuścił Eggena z oczu i zostawił Magnusa samego z tym wszystkim. Może gdyby zdołał na niego spojrzeć, brodacz by nie eksplodował. Albo może Ulrik dostrzegłby nadciągającą burzę i zabił się prędzej, uniemożliwiając zdradę.
    Dziś widział w oczach Agnara to, czego zawsze się bał.
    Pogardę.
    Przestał się cofać, gdy usłyszał, że nadal ma problem z obowiązkiem nie tylko potwora, ale i łowcy. Więź z dawnym życiem. Drgnął, jak zawsze gdy słyszał słowa krytyki, z urażoną ambicją.
    -Przez tyle lat jakoś się udawało. - odciął się, na moment pozbywając się pokornej miny. Prędko powróciła, gdy Agnar przypomniał mu, że nie żyje. Ślad dawnego Boruma momentalnie spełzł z twarzy zaszczutego, starszego o siedem lat i zrezygnowanego Engera.
    -Nie żyje. - przytaknął głucho, choć jego głos rozbrzmiał pytająco. -W takim razie - zdobył się na odwagę, choć nie wiedział, czy chce znać odpowiedź. -ścigasz warga czy zdrajcę? - czy jednego i drugiego? Czy dawny mentor pogrzebał wszystkie łączące ich wspomnienia i polował na zwykłego, bezimiennego potwora, kogoś, kto znaczył już dla niego mniej od zwierzęcia? Czy dodatkowo ścigał zdrajcę, dezertera, krzywoprzysięzcę, co dodawało pościgowi zajadłości? Ulrik znał stanowisko Gleipniru, to drugie, może wybaczyliby Magnusowi, ale nie potrafiliby puścić warga-zdrajcy. Był jednak ciekaw, czy Eriksen podziela je z tą samą zajadłością, czy może łatwiej mu nie widzieć w nim nikogo znajomego. Uśmiercić Boruma, wyzbyć się emocji. Zarówno tych łączących się z pozytywnymi wspomnieniami i braterstwem w lesie, jak i tych zabarwionych goryczą zdrady.
    Otworzył usta, bo korciło go—pierwszy raz od ucieczki i tylko ze względu na życie kiełkujące pod sercem Elsie—powiedzieć coś egoistycznego, powiedzieć że nie chciał, że nie wiedział o planie Magnusa, że naprawdę chciał umrzeć i to tylko tragiczny wypadek. Taka była przecież prawda. Prawda nie uratuje mu życia, ale może... może uratowałaby chociaż strzępki jego honoru w oczach Agnara. Może zabijałby go wtedy z lodowatą determinacją w oczach, ale przynajmniej bez pogardy.
    Chwila odwagi prysła wraz z liczbą mnogą. Prosta konstrukcja gramatyczna, która całkowicie zachwiała jego światem. Źle zrobiliście. Nie zrobiłeś. Tylko zrobiliście. Agnar nigdy nie ścigałby jego rodziny, niczym mu nie zawinili; w kontekście obecnej sytuacji nie łączyłby go też z żadnym innym targiem. Ich starcie było personalne, dotyczyło zdrady sprzed siedmiu lat, a nie losu innych potworów. Może i Ulrik nie zawsze łapał aluzje, ale ta—gdy rozłożył ją w umyśle na czynniki pierwsze—wydawała się boleśnie oczywista.
    Wy. Liczba mnoga. Razem. Źle zrobiliście.
    Musiał mieć na myśli Magnusa.
    Nie wiedział, co bardziej go przeraziło i zraniło.
    Czy świadomość, że Agnar odnalazł i jego, że Eggen może być w niebezpieczeństwie?
    Czy też wiara Agnara w to, że mieli ze sobą kontakt? Że skoro zdradzili razem, to musieli uciec razem, a ich braterska więź przetrwała próbę czasu?
    Pobladł, przez moment wyglądając jakby Eriksen go złamał. Jakby miał złamane serce. Miał zresztą złamane serce. Kochał Magnusa, ale kochał też Gleipnir. Los wyrwał mu i to i to i pogodził się z podwójną stratą gdy trzymał sztylet przy piersi, ale potem Magnus niejako kazał mu wybierać, a Ulrik nie potrafił wybrać i jego niewdzięczność złamała serce im obojgu.
    -...nie, nie my. - zaprotestował. Prędko, ale wolniej niż zwykle w chwilach wzburzenia. Serce biło mu mocno, zagłuszając logikę, ale bardzo próbował pomyśleć. Może Agnar blefował. Może po prostu założył, że są razem albo wiedzą o sobie i liczył na to, że Ulrik spanikuje i doprowadzi go do silniejszego ogniwa. Powinien teraz uważać na każde słowo, powinien być sprytny, ale nigdy nie potrafił być sprytny. A Agnar znał go jak brat, ba, znał go lepiej niż własny ojciec. Ostatnie lata go zmieniły, ale czy aż tak, by Eriksen nie przejrzał podstępu? Z drugiej strony, to nie podstęp. Ulrik naprawdę nie wiedział, gdzie jest Magnus i być może jego złamane serce było dobrą ceną za bezpieczeństwo... dawnego brata.  -Ja. - podkreślił uparcie. Pragnienie, by zepchnąć winę na Magnusa już dawno zniknęło. -To ja chciałem żyć, to ja go do tego namówiłem - teraz kłamał jak z nut, mrugając prędko -on nic nie zrobił. To ja miałem nóż, to ja zdradziłem. Nie ścigacie ludzi, tylko potwory, więc poluj na mnie, nie na niego. - odezwał się zapalczywie, prosząc i grożąc na raz, z gorącą desperacją. -A poza tym, nie mamy kontaktu od tamtej pory i pewnie nawet nie ma go w mieście. Zawsze był sprytniejszy ode mnie, czyż nie? - dodał, co było prawdą, ale może nie powinien udawać nonszalancji po tym, jak tak żarliwie bronił kogoś z kim nie miał kontaktu od siedmiu lat. -Daruj sobie, Eriksen, on nigdy mi nie wybaczy. - wyrwało mu się z goryczą, zbyt szczerą i zbyt głuchą. Nigdy mi nie wybaczy. Tego był pewien.
    -Jestem tylko przejazdem. Ale przecież odnaleźlibyście mnie nawet na końcu świata, czyż nie? Czy za rok, czy za dwadzieścia lat... - wzruszył ramionami, spinając mięśnie całego ciała. Teraz kłamał dalej, ale na to kłamstwo był chociaż przygotowany. Do niedawna było prawdą. Zawsze był tu przejazdem, nigdy na długo. Tylko dla Elsie, która potrzebowała jego obecności na kilka dni. Jej istnienie nie było dla Eriksena sekretem, choć Ulrik zastanawiał się, czy wie o ich potajemnych spotkaniach—dla świata Elsie przybrała fasadę siostry, która wraz z rodzicami pochowała na zawsze swojego brata-zdrajcę. Oby nie. A nawet jeśli, to na pewno nie wiedział o sekrecie, który kiełkował pod jej sercem. Sekrecie, przez który musiał tu zostać nie na kilka dni, a na... dziewięć miesięcy? Dłużej? Pierwszy raz od siedmiu lat chciał przeżyć, i nawet słowa weź mnie zamiast Magnusa nie przeszyłyby mu już przez gardło na myśl o siostrzeńcu lub siostrzenicy. Co za cholerna ironia losu.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Wyciągnął papierosy z kieszeni. Nieodłączną towarzyszkę jego wędrówek po mieście. Spotkanie po latach nigdy nie były łatwe, ale pewne rzeczy nigdy się nie zmieniały. Odpalił papierosa i zaciągnął się mocno; końcówka rozjarzyła się złowrogą czerwienią. Wypuszczając kłąb dymu wspomnieniami, na krótką sekundę, wrócił do wydarzeń sprzed lat. Tego dnia kiedy mieli pożegnać jednego ze swoich braci. Znali cenę swojej pracy, znali ryzyko jakie ze sobą niosła codzienna służba. Pomimo tego, każde takie zdarzenie zostawiało bliznę. Patrzył na błysk ostrza, na to jak jest wznoszone, a później przyszła zdrada.
    Polował już na innych braci. Norny mu świadkami, że czasami pozwalał mu na ucieczkę, ale ci zawsze wracali.
    Idioci.
    Nie korzystali z podarowanej im łaski, kusili los, aż pewnego dnia spotykali się w takim miejscu jak to. Nie potrafił tego pojąć, nawet nie chciał. Wypuścił solidny kłąb dymu w powietrze łapiąc tym samym myśli jakie krążyły po głowie.
    -Do dzisiaj. - Uciął krótko. Zbyt pewny siebie łowca to martwy łowca, zawsze to powtarzał. A najbardziej niebezpieczny był ten, który w ciszy pełnił swoją powinność. Cmoknął z lekkim niezadowoleniem, jakby zawodem, że dawne nauki poszły w niepamięć. Zwłaszcza teraz, kiedy musiał wystrzegać się tych, którzy mieli go na celowniku. Kolejne pytanie zawisło w powietrzu gęstym jak smoła. Nawet jeżeli ktoś chciał przejść w tym miejscu widząc tę dwójkę wycofywał się rakiem. Nikt nie chciał być świadkiem czegoś niewygodnego. Tak było bezpieczniej. W kącikach ust Eriksena pojawił się krzywy uśmiech. Jeden z tych paskudnych. -To zależy od ciebie. - Mruknął. Prosta zasada. Tej zawsze się trzymał. Daję ci czas, a ty uciekasz i nigdy więcej nie pojawiasz się w zasięgu mojego wzroku.
    Nie raz zasada to odbiła mu się, zaznaczyła ciało bliznami, ropiejącymi ranami, które nie chciały się zagoić. Miał serce, nawet jak wielu twierdziło, że było inaczej. Wygodnie dla samego Eriksena, który pogłosek tych nie dementował.
    Drgnienie powieki. Błysk niezrozumienia w spojrzeniu, zacisk mięśni. Drobne sygnały, że dotknął pewnej struny, ta zaś mocno rozbrzmiała w jestestwie dawnego brata. Wyczulony na te zmiany, instynkt łowcy od razu zadziałał. Coś wisiało w powietrzu, enigmatyczne coś, które mogło urosnąć do rangi wydarzenia obok którego nie mógł przejść obojętnie. Wzburzenie, panika, strach, lęk.
    Odwaga
    Przebłysk tej ostatniej, gdy Urlik zaczął mówić; w momencie kiedy słowa płynęły z ust, a Eriksen w cierpliwości dopalał papierosa. Słuchał. Wyłapywał przyjęcie winy na siebie, to, że chronił Magnusa. Zawsze go chronił, nawet jak sądził, że jest tym słabszym, tym mniej ważnym. Kaszlnął w ukrytym śmiechu. Pokręcił głową.
    -Pewne rzeczy się nie zmieniają… - Skomentował krótko chowając niedopałek do przytroczonej do paska sakiewki. Nigdy nie zostawiaj śladów. Żadnych. Spojrzał uważnie na Urlika. Czujnie, wręcz świdrował go niebieskością tęczówek, ważył w myślach wszystkie za i przeciw. Ostatecznie westchnął ciężko, wręcz grobowo. Miał związane ręce. Pewne zasady obowiązywały. -Unikaj otwartych przestrzeni. I takich zaułków. Nie każdy przestrzega zasady niezabijania w murach miasta. Bo nie każde mury patrzą…


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.