Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    let the night take the blame (D. Tordenskiold, O. Wahlberg & H. Tordenskiold, listopad 2000)

    3 posters
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Drzewa przykryte białym puchem, w którym skrzyło się światło słoneczne, oblodzone strumienie i absolutna cisza. Niesamowite doznania towarzyszące zimie w górach odczuwalne były w pełni tylko wczesnym porankiem, gdy wszyscy wokół wciąż jeszcze odsypiali zmęczenie poprzedniego dnia i szaleństwa ubiegłej nocy - gdy pedantycznie wygładzone stoki narciarskie wciąż wolne były od przecinających je we wszystkie strony śladów nart, gdy wokół nie rozbrzmiewały żadne zbędne głosy. Późnym wieczorem nikt już nie pamiętał o niezmąconym spokoju mroźnego poranka; ciemność dawno spowiła rozjeżdżone koleiny tras wijących się od samych szczytów górskich w dół doliny, która ożywała o tej porze roku, a ulokowane na zboczu miasteczko przeżywało okresowy renesans, gdy co zamożniejsi i bardziej uprzywilejowani zjeżdżali się do malowniczego Hafjell, by rozkoszować się białym szaleństwem.
    Stojąc brzy balustradzie przestronnego tarasu luksusowo urządzonej chatki w górskim stylu i wodząc spojrzeniem po widnokręgu rozświetlonym konstelacjami, Halvard pozwalał swoim myślom błądzić w sobie tylko znanych kierunkach. Upijając whisky ze szklanki ze rżniętego kryształu, zastanawiał się, czy to właśnie siarczysta zima stała się inspiracją do powstania nieskazitelnego szlifu stworzonego przez pochodzących z Holandii braci Asscher, którzy zapracowali na swoją renomę nadając kształt 3106-karatowemu surowemu diamentowi. Szlif Asscher charakteryzował się dużymi stopniowanymi fasetami i wysoką koroną, dzięki czemu w unikatowy sposób odbijał światło i przypominał doskonałą, kwadratową bryłkę lodu ze ściętymi brzegami. Charakterystyczny odgłos otwieranej butelki szampana (której z kolei tej nocy?) przywołał go na powrót do rzeczywistości, nakazując tym samym ponowne wmieszanie się w tłum zebrany we wnętrzu górskiego azylu, teraz wypełnionego muzyką, śmiechami i powtarzalnymi do bólu życzeniami składanymi przez kolejne mijane osoby. Uśmiechał się wdzięcznie, dziękując z pozornym zachwytem za słowa pomyślności, a gdy głowa z każdą kolejną godziną hucznych celebracji za sprawą trunku spływającego w dół jego gardła stawała się coraz lżejsza, nie myślał już wcale o tym, co dokładnie znaczy dla niego przekroczenie granicy czterdziestego roku życia. Okrągły jubileusz winien z założenia skłaniać do refleksji i podsumowań, Tordenskiold tej nocy wolny był jednak od toksycznego smaku goryczy, gdy doskonały humor dopisywał, gdy rozpuszczone w napojach wyskokowych konwenanse przestały obowiązywać, a rozluźnione ciało pragnęło mieć u swojego boku smukłą sylwetkę olśniewającej urodą żony, na której talii dłoń zaciskała się łapczywie.
    - Dziękuję ci za ten dzień i za ten wieczór, najdroższa - wyrzekł miękkim barytonem, słowa kierując do ucha Dahlii, która od dnia ich ślubu wzięła na swoje barki ciężar organizacji wszelakich przyjęć, z każdym kolejnym przesuwając tylko poprzeczkę w górę i dając wyraz swojemu kunsztowi. - Za tę noc podziękuję ci później - szepnął w nieco nieprzytomnym rozbawieniu, nie maskując w kolejnych słowach chęci późniejszego kontynuowania celebracji w prywatności czterech ścian, lecz to później. Pochylił się jeszcze parę centymetrów nad żoną, by na jej odsłoniętej szyi złożyć krótki, przelotny pocałunek, pieczętujący niejako zwerbalizowane przed chwilą plany, po czym wyprostował się na powrót i spojrzeniem pośród gości odnalazł twarz Wahlberga, tymczasowo pozbawionego towarzystwa jednej z tych niezdrowo podekscytowanych małolat pożądających jego towarzystwa. Subtelnym gestem pokierował Dahlię, by wraz z nim zbliżyła się do starego przyjaciela, którego nie zamierzał jednak dopytywać trywialnie o to, jak się bawił, gdy odpowiedź musiała być oczywista.
    - Olafie, czy poznałeś już Sylvei Forsberg, kuzynkę Dahlii? - spytał mężczyznę, głową dyskretnie wskazując przemykającą gdzieś obok urodziwą blondynkę o sarnich oczach. - To jedna z córek drugiego syna jarla - wyjaśnił nim padła odpowiedź. Dobra partia, Olafie, skryło się gdzieś w domyśle między słowami, choć sam nie liczył na to, że mecenas sztuki w krótkim czasie postanowi się ponownie ustatkować. Ale jasnowłosa - czy nie kusiła krzywiznami figury tak czy siak, niezależnie od intencji?
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    Kiedy to minęło? zastanawiała się Dahlia, sącząc nieśpiesznie szampana z wysokiego kieliszka (który już z kolei? dawno przestała liczyć); drogi trunek smakował doskonale, rozpływał się słodyczą po języku, przyśpieszając krążenie krwi i przyprawiając o lekki szum. Nie była pijana, na to nie mogła sobie pozwolić jako gospodyni tego przyjęcia, lecz przyjemnie i niegroźnie pod wpływem, co jedynie potęgowało doskonały nastrój.
    Czas mógłby się dziś zatrzymać, pomyślała, wodząc spojrzeniem po licznych gościach przyjęcia, którzy z najwyższą chęcią odpowiedzieli na zaproszenie do wspólnego świętowania czterdziestych urodzin Halvarda. Niektórzy wirowali w tańcu na parkiecie w rytm największych przebojów ostatniej dekady i tych, które solenizant wspominał z sentymentem z lat młodości; inni raczyli się rozmaitymi drinkami i licznymi rodzajami alkoholi przy barze; kolejni żywo dyskutowali, śmiali się i szeptali sobie do ucha próbując wykwintnych dań. Za mężowskim przyzwoleniem włożyła w ten wieczór jeszcze większą fortunę niż zazwyczaj, lecz była to przecież okazja wyjątkowa i grzechem byłoby nie uczczenie jej z największą pompą. Nie co dzień człowiek kończył czterdzieści lat.
    Naprawdę nie wiem, kiedy to minęło. Dahlia miała wrażenie, że poznała Halvarda zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Zwłaszcza teraz, tutaj, w luksusowym hotelu otoczonym ośnieżonymi szczytami skandynawskich gór, tak podobnym do tego, w którym odbywało się otwarcie sezonu narciarskiego przed laty. To już prawie dziewięć lat. Wiele się od tamtego czasu zmieniło, bez zawahania przyznałaby jednak, że na lepsze. Dziś dłoń męża spoczęła na jej talii, podkreślonej przylegającym materiałem satynowej, złotej sukienki, czulej i pewniej, wyrywając Dahlię z zamyślenia i sprowadzając z powrotem na urodzinowe przyjęcie. Czując ciepły szept Halvarda w okolicach ucha uśmiechnęła się promiennie, szeroko i odstawiła pusty już kieliszek, by unieść dłoń i pogładzić opuszkami palców szorstki od zarostu policzek.
    - Wiesz doskonale, że to dla mnie czysta przyjemność. Zwłaszcza, gdy chodzi o ciebie - odpowiedziała równie cicho, spoglądając mu w oczy z rozczuleniem. W roli, jaką jej przed laty powierzył, czuła się więcej niż dobrze. Nie mniejszą radość od samego udziału w podobnych wydarzeniach sprawiała Dahlii organizacja; niektórzy śmiali się, że mogłaby zająć się tym zawodowo, to jednak nie wchodziło w grę. Robiła to wszystko dla nich, dziś dla niego; przez ostatnie tygodnie niemalże wychodziła z siebie, by zadbać o każdy szczegół, każdy detal, osobiście dopilnowywała nawet najdrobniejszych rzeczy - wszystko musiało ułożyć się w doskonałą całość i wprawić Halvarda w znakomity humor. Gdzieś w głowie Dahlii majaczyła myśl, że ukończenie czterdziestego roku życia może przywoływać złość z powodu przemijającej młodości, wydawał się jednak nie myśleć w ten sposób - i dobrze. - Na to liczę, masz jeszcze wiele prezentów do odebrania własnoręcznie, ale... - wyszeptała, uśmiechając się przy tym nieprzewrotnie, niemal figlarnie, jakby chciała powiedzieć, że trzyma go za słowo i noc ta okaże się dla nich dwojga znacznie dłuższa niż dla pozostałych. Urwała w pół słowa dwuznaczną sugestię, przeznaczoną jedynie dla uszu męża, gdy ucałował ją w szyję, zachichotawszy krótko, bo jego zarost połaskotał ją w skórę. - … ale czeka na ciebie jeszcze jeden i nie jestem nim ja - obiecała z błyskiem w oku,
    Z tym jednym prezentem czekała znacznie dłużej niż inni, licząc na element zaskoczenia; zamierzała mu o nim powiedzieć, gdy będzie już pewien, że to koniec obdarowywania go urodzinowymi prezentami (poza tymi danymi mu przez żonę na osobności) i kiedy już uznała, że to właściwy moment, to na horyzoncie pojawił się Wahlberg. Doskonale, pomyślała z zadowoleniem, bo ich drogi przyjaciel byłby doskonałym towarzystwem do wspólnego zachwytu - i będzie mógł zdecydowanie o nim więcej powiedzieć jako mężczyzna. Pani Tordenskiold podążyła więc w jego kierunku, prowadzona przez męża; zatrzymała się przy barze, obdarzając Olafa ciepłym uśmiechem. Nie musiała mu dziękować za przybycie, jego obecność tu była wręcz obowiązkowa jako najlepszego przyjaciela Halvarda i jej także, cieszyła się jednak szczerze, że tu jest.
    - Och... - wymknęło jej się, gdzieś pomiędzy słowami męża, które zasugerowały, że tych dwoje powinno było się poznać. Od razu uznała to za dobry pomysł i w jej jasnych oczach pojawił się figlarny ognik, kącik ust uniósł się zaś w nieprzewrotnym uśmiechu. Uwielbiała bawić się w swatkę. - Pozwolicie, panowie, że zaproszę Sylvei do wspólnego toastu, dobrze? Muszę ci ją przedstawić, Olafie, to urocza kobieta - wyrzekła Dahlia pełnym entuzjazmu tonem, z żalem odsuwając się od męża, który odjął dłoń od jej talii, by mogła ich przeprosić na chwilę i odnaleźć w tłumie kuzynkę, ze strony matki. Przez moment mogli obserwować jak szepcze Sylvei do ucha kilka słów, ta zaś spogląda ku nim, uśmiecha się i kiwa głową. - Halvardzie, z pewnością pamiętasz Sylvei - zaczęła Dahlia, spojrzenie zaraz zaś zawiesiła na Olafie. - Moja droga, pozwól, że przedstawię ci Olafa Wahlberg. Olafie, poznaj proszę Sylvei Forsberg, moją kuzynkę - wyrzekła, nie musząc ich zachęcać do wymiany uprzejmości; wydawała się przy tym niesłychanie z siebie zadowolona, takim też uśmiechem obdarzyła Halvarda. Wspaniały pomysł, kochanie, mówiły przy tym jej oczy.


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Pokrewne spotkania towarzyskie stanowiły nie tylko doskonały powód do szampańskiej zabawy, upojeń alkoholowych i kosztowania najwykwintniejszych mięs i deserów, lecz także pozwalały na nawiązywanie znajomości, które w przyszłości mogły zaowocować przychylnością odpowiednich osób, pozyskaniem nowych klientów o najwyższej renomie i najgrubszych portfelach, gotowych w podziemiu Besettelse spełnić swoje najskrytsze pragnienia, niedostępne do osiągnięcia gdzieś indziej. Dźwięki rozkosznej muzyki, przelewający się litrami alkohol, a także doskonała atmosfera panująca pomiędzy gośćmi była kwintesencją śmietanki towarzyskiej magicznej Skandynawii, która raczyła się piękną białą zimą, choć ta dopiero zbliżała się wielkimi krokami. Zaśnieżone i spokojne stoki w ekskluzywnej części gór, niemal zamkniętej dla biednych, kusiły swoim stoicyzmem, lecz na podobne rozrywki czas dedykowany był rano. Teraz uderzenia widelców o talerzyki, stukania kieliszków na wysokich smukłych nóżkach i urocze śmiechy kobiet wtórujące barytonom ich mężczyzn, zapowiadały dalszą część nocy.
    Wahlberga wraz z dzisiejszym solenizantem, Halvardem Tordenskioldem, łączyło zbyt wiele wypitych wspólnie butelek brandy, znaczna ilość wymienionych uścisków dłoni, gdy to dopinali razem interesów, czy też niezliczone wieczory we własnym towarzystwie obfitujące w podejmowanie tematów szczególnie męskich, często w podziemiach galerii. Olaf śmiało więc mógł nazwać mężczyznę kimś na rodzaj przyjaciela, który zresztą swoją osobą wspomagał go w niejednej biznesowej decyzji, czy też prywatnym problemie. Dziś to nie problemy miały znaczenie, a celebracja jego życia i urodzin, bowiem okrągły jubileusz czterdziestu lat brzmiał co najmniej poważnie. Szacunek, jakim darzył przedstawiciela jednego z najznamienitszych, choć wyjątkowo konserwatywnych rodów nakazywał zjawić się tu wraz z doskonałym prezentem, a znając pasje tego człowieka, właściciel galerii postanowił pokusić się o podarowanie mu czegoś wyjątkowego. Gdy przed wiekiem niemal w piwnicach Besettelse mieścił się magazyn fortepianów, którymi handlował jego przodek, rodzina Wahlberg była majętna, lecz nie aż tak znacząca na arenie Midgardu jak dziś, za sprawą dziadka i ojca Olafa, a także jego samego, lecz kilka egzemplarzy wiekowych instrumentów dalej spoczywało bezpiecznie ukryte, symbolizując przeszłość i początki gromadzenia ich majątku, dziś potężnego. Sprawiony więc Halvardowi fortepian, który sygnowany był imieniem znamienitego Carla Bechsteina, a dziś mijało dokładnie 99 lat od jego produkcji. Jeden z pierwszych wyprodukowanych po śmierci fortepianmistrza, już przez jego synów lśnił kolorem lakierowanego hebanu, a jego nastrojenie i akustyka przywodziła na myśl najznamienitszym filharmoniom, zamkniętym w rezonansowym pudle.
    Popijając koniak i racząc się słodkimi rozpływającymi się w ustach przekąskami, flirtował i adorował okoliczne kobiety, ciekawe słów właściciela galerii, jednak widniejące z tyłu głowy przekonanie, że to nie dla nich się tu dziś znalazł, a dla znajomości nakazywało czasem odwrócić się z gracją i odejść ku bardziej roztropnemu towarzystwu. Doskonałą okazją gdy akurat podziwiał jedną z kobiet mrugających do niego nieśmiało z drugiego końca pomieszczenia, wyczuli oczywiście przyjaciele, państwo Tordenskiold wyglądający doskonale za sprawą pięknej Dahlii oraz gustownego Halvarda, wyraźnie zadowolonego z dzisiejszego wieczora. Nie zdążył jednak nawet odpowiedzieć, gdy zostało mu zakomunikowane, kogo powinien poznać, a wzrok przyjaciela sugerujący wyraźnie o planach, jakie osobiście na miejscu Wahlberga poczyniłby w wobec młodej kobiety, spoczął na piwnych oczach, uderzając w nie wyszukanym idealizmem wobec jego przyszłości.
    Nie miałem przyjemności — zdążył jedynie wyrzec nim Dahlia pognała po swoją kuzynkę, a w krótkich kilkunastu sekundach jej nieobecności Olaf zdążył ściszyć głos nachylając się nieznacznie do Halvarda. — Widzę, co robisz, ale nie szukam żony — powiedział spokojnie, uśmiechając się przy tym dziwnie szczerze w rozbawieniu. Oczywistym był fakt, jak się różnili. Mąż, ojciec czwórki dzieci, doskonały przedstawiciel nazwiska i tradycji rządzących klanem Tordenskioldów naprzeciwko liberała, który o potomstwie nie dość, że nie myślał, to tym bardziej pragnął unikać ponownego ożenku, przynajmniej na razie.
    Gdy jednak Dahlia powróciła wraz z młodą piękną dziewczyną do dwóch mężczyzn, Wahlberg nie omieszkał zmierzyć spojrzeniem Sylvei Forsberg, ku której następnie wyciągnął dłoń, aby uścisnąć jej, palcem wskazującym krótko muskając gładki nadgarstek dziewczęcia. Była piękna i niezwykle elegancka, leżąca w gustach mężczyzny do szczupłych brunetek, które obcasem potrafiły wbić w ziemię innych, bo przecież nie jego samego. — Miło mi cię poznać, Sylvei — uśmiechnął się, mrużąc powieki, bowiem jej wygląd kusił planami na dzisiejszą noc, choć z pewnością nie zamierzał rozmyślać o zaręczynach, nawet jeśli była dobrą partią. — Chyba zgodzisz się ze mną, że mamy szczęście mogąc być częścią tego jubileuszu — tym razem wzrok odwrócił w stronę pary przyjaciół. — Dahlio, ten wieczór na długo pozostanie w pamięci waszych gości, bowiem alkohol, jedzenie, atmosfera i muzyka są znamienite. Halvardzie, masz wiele szczęścia, mając tak wspaniałą żonę u swojego boku — nawet jeśli widziałem cię otoczonego dziwkami gotowymi zastąpić ją w każdym obowiązku. Dwoma ruchami zabrał od towarzystwa puste już kieliszki, aby odłożyć je na tace jednego z przechodzących obok kelnerów, a następnie ściągnął z niej kolejne cztery wypełnione bąbelkami wytrawnego Krug Clos d'Ambonnay. — Pozwólcie mi, proszę wznieść toast za zdrowie dzisiejszego solenizanta, aby ta i każda następna noc pełna była dla niego rozkoszy i niespodzianek — uniósł kieliszek nieco wyżej, a następnie tuż po upiciu jednego łyka rozpływającego się na języku trunku, ponownie zwrócił się w stronę mężczyzny, rozbawiony w afekcie drżącego uśmiechu przedstawionej mu przed sekundami towarzyszki, której ramie nieopatrznie musnął własną dłonią. — Czterdzieści lat to rozsądna granica wieku, aby pomyśleć o pasjach mniej fizycznie wymagających niż narciarstwo, przyjacielu. Nie dałem ci forów, a i tak pokonałeś mnie na torze. Sylvei, Dahlio, zdajecie sobie sprawę, że ten człowiek dziś wyprzedził trzy osoby w ostatnich czterdziestu sekundach wyścigu? — teatralnym tonem opowiadał o pojedynku z wyraźną zabawą w głosie. — Przysięgam ci, że na twoje pięćdziesiąte urodziny zostaniesz daleko w tyle — mrugnął jeszcze, ponownie unosząc płaską czarkę w górę.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Nie szczędził pieniędzy na nic, bo i nie miałoby to żadnego sensu, gdy rodzinne przedsiębiorstwo Tordenskioldów rosło w siłę, umacniając ich pozycję najbogatszego klanu w całej Skandynawii i zapełniając skarbce uzależniającym blaskiem złota. Na hojne gesty Halvard porywał się lekką ręką, nawet w najśmielszych snach nie będąc w stanie zagrozić własnej fortunie, a w zamian kupując sobie wszystko, co tylko mogły zdobyć pieniądze - zaczynając od ekskluzywnego szampana, teraz przelewanego hektolitrami przez gości celebracji, przechodząc przez horrendalnie kosztowne nieruchomości, które zbierał w swoim portfelu inwestycyjnym dla własnego kaprysu, a kończąc na ludzkiej wdzięczności, z której tak ochoczo korzystał przy każdej możliwej okazji, rozbudowując listę długów niemożliwych do spłacenia w materialnej formie. Dahlii chętnie pozostawiał pole do popisu, podpisując kolejne weksle i otwierając nowe rachunki u dostawców, z którymi współpracowała, zawstydzając profesjonalnych organizatorów wszelkiego rodzaju wydarzeń towarzyskich, a gdy nadchodziła pora spijania śmietanki, rozciągał usta w promienistym uśmiechu, pozwalającym wszystkim zebranym wokół wierzyć w to, że był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W istocie rzeczy, w obecnym momencie tak właśnie się czuł. Rozbieganych zazwyczaj myśli nie nawiedzała gorycz podsumowań, nie cofał się do zamierzchłych wspomnień ani snutych bez końca scenariuszy, które nie mogły się już ziścić - muzyka grała donośnie, kolejne drinki zacierały ledwie już wyczuwalną granicę pomiędzy tym, co wypada, a tym, co niemoralne, przyjęcie urodzinowe trwało w najlepsze, a Tordenskiold dodatkowo rozpogodzony ulotną atmosferą i upajającą rozpustą dostrzegał wyraźnie wszystko to, co miał. Nie zamierzał rozpaczać nad przemijającą bezpowrotnie młodością, gdy będąc w kwiecie wieku potrafił obiektywnie stwierdzić, że teraz było o wiele lepsze niż kiedyś, bo to właśnie teraz miał dokładnie to, czego pragnął latami, szargając nerwy niespełnionymi ambicjami i nieudolnością pierwszej żony, która nie potrafiła dać mu jedynej rzeczy, którą obiecywała z gorliwością równą kapłance w świątyni Odyna. Znajdująca się tuż u boku Halvarda Dahlia przypominała mu o tym, roztaczając jednocześnie przed jego oczyma sielankową wizję nadchodzących lat, których wyglądał z ciekawością, wolny od obaw, pewny tego, że bogowie wciąż spoglądać będą na nich łaskawie.
    - Jeszcze więcej prezentów? Z jakiegoś powodu z każdą kolejną minutą odnoszę coraz silniejsze wrażenie, że to są już ostatnie moje urodziny - zaśmiał się żartobliwie, oczywiście w żaden sposób nie będąc nawet speszonym hojnością, z jaką obdarowywały go teraz osoby, które na co dzień zwykły korzystać z jego gestu. Błysk ciekawości przemknął przez jasne tęczówki, za którymi pojawiła się pełna zainteresowania myśl odnośnie tego, co dokładnie (oprócz należących mu się dowodów oddania żony) przyjdzie mu jeszcze odbierać nim noc oficjalnie wyznaczająca wkroczenie w nowy etap życia zdąży dobiegnąć końca. - W takim razie jak długo jeszcze powinienem na niego czekać? - zapytał, okazując zainteresowanie jej jakże obiecującymi słowami, lecz w żadnym wypadku nie przewidując nawet skali zaskoczenia, jakie miał na niego sprowadzić podarek ofiarowany przez Dahlię.
    Skinął głową, łaskawie dając przyzwolenie na zaproszenie wspomnianej kobiety do wspólnego toastu, a po chwili kąciki jego ust drgnęły ku górze, słysząc słowa właściciela Besettelse.
    - Nikt nie każe ci się z nią żenić, Olafie, ale w wieczór taki jak ten grzechem byłoby nie korzystać z uroków życia - odparł przyciszonym tonem, korzystając z chwili prywatności i odwzajemniając rozbawiony uśmiech, doskonale świadom tego, że nie zdoła przekonać przyjaciela do swoich racji. Lecz być może wcale nie musiał tego robić? Czyż sam przed wielu laty podobnie nie brnął w zaparte w kwestii braku chęci co do ponownego ożenku, gdy z błękitnookiej panny Hallström postanowił uczynić słodką krotochwilę - by ostatecznie zapragnąć dla siebie również jej ręki? Wyprostował się na powrót, uwagę skupiając na cieszących oko kobietach, które zaszczyciły ich swoim towarzystwem.
    - Oczywiście, Dahlio, jakże mógłbym zapomnieć? - tak oszołamiającej urody nie zapominało się zbyt prędko, a już na pewno nie w momencie, w którym miał co do niej swoje własne plany, teraz miłościwie zataczające kręgi wokół Wahlberga. Czy wcześniejsza jego widowiskowa klęska matrymonialna była efektem zwyczajnego braku szczęścia i dobrej woli po obu stronach, czy jednak konsekwencją fatalnego wyboru, jakim było wyniesienie do statusu i bogactw dziewczyny bez nazwiska, upadłej baletnicy, która nie potrafiła sprostać oczekiwaniom? Tordenskiold, naturalnie, z pełnią przekonania stawiał na opcję drugą i by uniknąć w przyszłości rozczarowującej powtórki z rozrywki, samodzielnie dbał o to, by w trakcie wydarzeń odbywających się pod jego własnym patronatem mecenasowi sztuki przedstawiano tylko i wyłącznie odpowiednie osoby. - Sylvei, spotkanie z tobą to, jak zwykle, czysta przyjemność. Rad jestem, że zdecydowałaś się do nas dołączyć pomimo ogromu prac w rezerwacie - zwrócił się do jasnowłosej przyjemnym dla ucha barytonem, chwilę później z zadowoleniem śledząc zapoznanie panny Forsberg z Wahlbergiem, który nie szczędził jej swojego czaru ani przez sekundę. Prowadzony kolejnymi słowami przyjaciela Halvard sam pomknął spojrzeniem do raz jeszcze otoczonej silnym ramieniem żony, by uraczyć ją ciepłym uśmiechem, zarezerwowanym tylko dla najbliższych mu osób. - Wciąż zachodzę w głowę czym sobie zasłużyłem na taki skarb - zawtórował w całkowicie uzasadnionych peanach, a brutalnie szczery głosik gdzieś z tyłu jego głowy podpowiadał, że prawdopodobnie niczym, gdy Tordenskiold pozostawał w pełni świadomy tego, że znalazł się po prostu w odpowiednim miejscu i czasie - że trzymanymi w rękawie kartami zagrał skutecznie i wygrał, bo żaden inny scenariusz nie wchodził w grę, gdy Tordenskiold postanowił, że tak właśnie będzie.
    Pozwolił rozmowom toczyć się dalej swoim tempem, by odebrać od Olafa dwa z pochwyconych z tacy kieliszków i jeden z nich wręczyć Dahlii, a następnie skinąć głową w wyrazie wdzięczności za toast zbierający cierpliwą klamrą główne przesłanie rozbrzmiewających w eterze życzeń urodzinowych. - O nic więcej nie śmiałbym prosić - oznajmił z zadowoleniem, unosząc nieco kieliszek, nim przytknął jego brzeg do ust, a po jego podniebieniu rozlały się pełne wigoru bąbelki przywołujące na myśl pieczone kasztany i maślane brioszki, przełamujące karmelowe nuty świeżością cytryny, gwarantującą długi i rześki finisz. Z kontemplacji nad oddaną przez wykwintnego szampana pełnią potencjału szczepu pinot noir wyrwały go kolejne słowa Wahlberga, na które to zareagował szczerym rozbawieniem, tak zupełnie oderwanym od morderczego wyścigu, w jakim partycypowali zaledwie kilka godzin wcześniej. - Mój drogi, czyżbyś w dniu mojego święta pragnął zasugerować mi konieczność zastanowienia się nad emeryturą? - zaśmiał się dźwięcznie, w żaden sposób nieurażony troską o to, czy wciąż powinien porywać się na tak ekstremalne sporty w tak zaawansowanym wieku. Nie czuł się staro i zapewne jeszcze długi czas staro się nie poczuje, odmawiając uznania tego, że i Halvarda Tordenskiolda nadgryzie kiedyś ząb czasu. - Cóż mogę rzec, przekonamy się o tym na kolejnym moim jubileuszu - usta drgnęły w uśmiechu, nim uniesiona czarka raz jeszcze obmyła je złocistą barwą szampana, tak doskonale komponującą się z karmioną do syta pychą. - Z dziedzin zimowych nie pozostaje mi niestety zbyt wiele do wyboru, na lodzie nie byłbym w stanie dotrzymać Dahlii kroku, nie mówiąc już nawet o jakimkolwiek konkurowaniu - stwierdził rozpogodzonym głosem, spojrzeniem jasnych tęczówek wędrując ku żonie, której wspomnienie z tamtego pierwszego dnia, gdy dostrzegł ją wirującą na lodzie, wciąż żyło w jego pamięci. - Co mi przypomina... Dahlio, opowiadałaś już Sylvei o swoich planach? O ile dobrze pamiętam, również jest doskonałą łyżwiarką - a zatem jej pomoc przy nowym projekcie Tordenskioldów mogłaby się okazać przydatna; sam był biegły w zagadnieniach prawnych i biznesowych, lecz tajniki łyżwiarstwa pozostawały dla niego niezbadane, nie zapewniając brunetce takiego wsparcia, jakiego mogła potrzebować przy wdrożeniu swojego najnowszego projektu w życie.
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    Opływali w bogactwa właściwie od zawsze; urodzeni i wychowani w rodzinach tak bogatych, że wielu galdrom nie mieściło się to w głowie, Dahlia skłamałaby jednak mówiąc, że bogactwa Tordenskioldów i hojność Halvarda nie robiły wrażenia nawet na niej, wywodzącej się z jednej z najważniejszych rodzin w magicznej Skandynawii. Korzystała z tego chętnie, brała wiele, lecz równie dużo starała się dawać od siebie - bywała egoistyczna i próżna, rodzina była dla niej wartością nadrzędną i to łączyło ich oboje, stanowiło spoiwo małżeństwa, które dawno przestało opierać się wyłącznie na wzajemnym pożądaniu. Tak jak tego wieczoru wszystko to było dla niego, zarówno ciała, jak i duszy, by czuł przyjemność i szczęście, aby zadowolony zaczął kreślić kolejny rozdział swego życia - miała nadzieję, że jeszcze szczęśliwszy od poprzedniego, choć przez minioną dekadę niczego im nie brakowało. Czyż apetyt nie rósł w miarę jedzenia? Mogli mieć jeszcze więcej, cieszyć się życiem intensywniej.
    - Nawet tak nie mów! - żachnęła się Dahlia na określenie ostatnich urodzin, jakby o świcie miał wydać ostatnie tchnienie i już nigdy nie otworzyć powiek. - Mam jeszcze wiele pomysłów, więc musisz cierpliwie czekać na każdy kolejny rok - dodała z uśmiechem; drobna dłoń znalazła się przy męskiej twarzy, a opuszek palca musnął czubek jego nosa. - Jeszcze parę chwil, już niedługo, mój miły, bądź cierpliwy i nie pożałujesz, obiecuję - zapewniła go cicho, wyciągając ku niemu głowę, by raz jeszcze musnąć szorstki policzek karminowymi wargami i prędko kciukiem zetrzeć zeń ślad szminki. Zainteresowanie błyszczące w niebieskich oczach męża i ją samą wprawiało w poczucie zniecierpliwienia; nie mogła się doczekać aż ujrzy jego minę na widok skromnego podarku.
    Nie miała przy sobie zegarka, na ścianach nie wisiał żaden, bo i po co? Szczęśliwi czasu wszak nie liczą, Dahlii zależało zaś na tym, by ta wyjątkowa noc wydawała się nie mieć końca, wszyscy bawili się doskonale i wspominali ją przez następne miesiące. Miała trwać w najlepsze, dopóki powieki ostatnich gości nie staną się ołowianie ciężkie od senności. Zapraszając Sylvei, aby przyłączyła się do nich, dyskretnie zerknęła na tarczę cudzego zegarka i z zadowoleniem przyjęła fakt, że odpowiednia godzina niebawem miała wybić. Wciąż pozostawało jednak dość czasu, aby przedstawić Olafowi Sylvei i spędzić go miło. We własnej głowie zaczęła już snuć plany kolejnych spotkań; nie miała wątpliwości, że przypadną sobie do gustu, czego dowiodły już pierwsze chwile, gdy przedstawiła ich sobie. Niezaprzeczalny urok osobisty Wahlberga mógł oczarować Sylvei, której uroda i wdzięk musiała skupić jego uwagę w sposób szczery, niekurtuazyjny. Pasowaliby do siebie, tak pomyślała, spoglądając na ich dwójkę, gdy stanęły razem z mężczyznami przy wysokim barze. Pochodzenie Sylvei, nazwisko jednego ze starych, magicznych klanów mogłoby mu bardzo pomóc, ugruntować jeszcze bardziej pozycję jego nazwiska i rodziny. Kuzynka była doskonałą partią - nie dość, że miała dobrą krew, urodę, to także charakter i ambicję. Nie leżała na poduszkach pachnąc słodko, choć mogła; razem z matką Dahlii pracowała na rzecz rodzinnego rezerwatu, o czym wspomniał subtelnie Halvard, niby przypadkiem podkreślając talenty i wiedzę krewnej żony. Miała nadzieję, że Olaf zwrócił na to uwagę; zasługiwał na kogoś naprawdę dobrego. Nie, więcej - na kobietę zachwycającą i niepozwalającą o sobie zapomnieć. Szczerze mu tego życzyła, lecz nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała pomóc przeznaczeniu, bawiąc się w swatkę. Łudziła się, że Olaf, niechętny do brania na siebie podobnych zobowiązań po wyjątkowo nieudanym małżeństwie, dojrzy w Sylvei coś więcej, niż szansę na parę słodkich chwil, może kilka nocy. Rozumiała tę niechęć, pamiętała jak skończyło się jego pierwsze małżeństwo z tą niespełna rozumu upadłą baletnicą, która jej dobre zamiary i próby zawarcia przyjaźni przekreśliła rzucając w nią wazonem w niezrozumiałym akcie agresji; jedna porażka nie powinna jednak przekreślać szans na szczęście jakie mógł odnaleźć zakładając rodzinę, zawsze starała mu się to delikatnie tłumaczyć. A nawet jeśli nie zaiskrzy - w co wątpiła - to miała nadzieję, że po prostu wszyscy spędzą miło czas.
    - Halvardzie, cudownie cię znów widzieć. Jakże mogłabym przegapić taki jubileusz? Raz jeszcze wszystkiego, co najlepsze - odpowiedziała pogodnym tonem, przenosząc na nowo spojrzenie ciemnych, sarnich oczu na mecenasa sztuki. - Mnie również niezwykle miło cię poznać, Olafie - wyrzekła i pokiwała głową, zgadzając się z jego słowami; może szczerze, może z czystej uprzejmości, oboje jednak pochwałą przyjęcia przywołali na twarzy pani Tordenskiold jeszcze szerszy uśmiech. - Pochlebcy - zaśmiała się cicho, wdzięcznie, jasne tęczówki uchwyciły zaś spojrzenie Halvarda, usta odwzajemniły ciepły uśmiech. Pochlebcy, którzy doskonale wiedzieli co i kiedy powiedzieć, by połechtać jej ego i sprawić, że oczy błyszczały jeszcze mocniej, z którymi uwielbiała spędzać czas we troje - Pozwól, że odpowiem na tę wątpliwość - prawdopodobnie wszystkim. - Silne ramię wokół jej sylwetki i bliskie towarzystwo dwójki przyjaciół powstrzymało ciemnowłosą przed wspięciem się na palce i obdarowaniem policzka męża kolejnym przelotnym pocałunkiem, nie chcąc wprawiać ich w zakłopotanie, nie byli nastoletnimi kochankami niepotrafiącymi oderwać od siebie rąk; czułość z jaką na niego spojrzała nie pozostawiała jednak wątpliwości, że mówiła szczerze.
    - Nie mniej bardzo wam dziękuję, oboje dziękujemy za obecność w tym dniu. To czysta przyjemność i największa radość dla mnie, jeśli bawicie się dobrze - wyrzekła, obdarzając całą trójkę po kolei ciepłym uśmiechem i spojrzeniem, szczęśliwa, że ma ich obok, wszystko zaś ułożyło się zgodnie z planem i tworzyło zachwycającą całość - czterdzieste urodziny Halvarda nie mogły być inne. Obawiała się jedynie momentu, gdy pomysły się wyczerpią i nie odnajdzie nic godnego uwagi, nic nowego, co mogłoby jego i ich gości zaskoczyć, zachwycić - ale on jeszcze długo miał nie nadejść.
    - Nazwisko wydaje mi się znajome. Galeria sztuki w starym mieście Midgardu, nie mylę się, Olafie? - zagadnęła z ciekawością Sylvei, z wdzięcznością odbierając od nowopoznanego galdra szampana. Kącik ust Dahlii drgnął w uśmiechu.
    Uwaga, chwilowo, nie powinna była jednak skupiać się w pełni na nich, gdy mieli tak miłe towarzystwo, które pragnęli popchnąć ku sobie. Odebrała od małżonka lampkę szampana i wzniosła go w toaście wraz z innymi, aby chwilę później rozkoszować się jego doskonałym smakiem na języku. Czy o nic więcej nie śmiałby prosić? Śmiałby, to oczywiste, zawsze pragnął wiele i brał to, czego tylko zechciał - a Dahlia uczyniłaby wiele, aby mu w tym pomóc; tej nocy jednak dwie wspomniane przez Wahlberga rzeczy mogła zagwarantować. Usta pani Tordenskiold ściągnęły się w maleńkie kółeczko, wydając bezdźwięczne uuu, gdy właściciel galerii sztuki żartobliwym tonem wypomniał solenizantowi jego wiek, sugerując, że powinien z tego względu odłożyć na bok jedną ze sportowych pasji. - Nie zastanawiaj się nad nią jeszcze, obawiam się, że mógłbyś umrzeć na niej z nudów - dopowiedziała w podobnym, wciąż dowcipnym tonie, święcie przekonana, że Halvard nie usiedziałby w miejscu bezczynnie. Wydawało jej się, że potrzebuje wszystkich tych emocji i ryzyka jakie wiązały się zarówno z rywalizacją w sporcie, jak i w pracy.
    - Za dziesięć lat może rzeczywiście tak być - potwierdziła słowa Olafa, z nagłą, niespodziewaną powagą kiwając głową, zgadzając się z ponurą wizją przyszłości. - Obawiam się jednak, że to nie ty, Olafie, zostawisz go w tyle, a Ragnvald - wyjaśniła z nieprzewrotnym uśmiechem, przenosząc wzrok na Wahlberga i puszczając mu perskie oczko; za dziesięć lat ich pierwszy syn będzie niemalże pełnoletni, a ponieważ już teraz wyraźnie podzielał pasje swojego ojca, to nie miała wątpliwości, że pewnego dnia prześcignie ich wszystkich - a oni będą znów z niego dumni, oboje. Życzyłaby sobie tego, Halvard z pewnością także.
    - Musicie pozostawić mi jakieś miejsce do święcenia triumfów - zaśmiała się znów. Na lodowisku nie miała sobie równych spośród śmietanki towarzyskiej jaką zwykli się otaczać - przynajmniej tak było przed laty, gdy wkraczała w wiek dorosły i miała więcej energii. Urodziwszy troje dzieci i poświęcając czas ich wychowywaniu, prowadzeniu domu i perfumerii nawet jej brakowało czasu na dawną pasję w takim stopniu, by rzeczywiście wykonywała wszystkie te niepojętne figury i czegoś sobie przy tym nie naderwała. Czas płynął nieubłaganie, choć robili wszystko by go zatrzymać. Poświęcenie się życiu rodzinnemu nie oznaczało, że zapomniała o własnej ambicji, co Halvard zdecydował się przywołać w rozmowie, uchylając ich towarzyszom rąbka tajemnicy.
    - Jeszcze nie. Wybacz mi, droga Sylvei, Olafie, mieliśmy nie rozmawiać dziś o pracy, skoro jednak... - skoro sam solenizant nie miał nic przeciwko... - Prawda. Och, Olafie, gdybyś tylko widział Sylvei na łyżwach! - westchnęła z zachwytem, kręcąc przy tym głową jakby z niedowierzaniem, kiedy spojrzała na kuzynkę. Któż wie? Może gdyby ujrzał Sylvei wirującą na lodzie, to historia zatoczyłaby koło i zauroczyłby się nią nie mniej co Halvard nią samą przed laty? Wizja ta rozpalała w sercu Dahlii jakieś ciepło i podekscytowanie, przez myśl, że mogliby być prawdziwą rodziną - daleką i spowinowaconą, lecz wciąż… Wewnętrzna romantyczka wzdychała z zachwytu już teraz. - Zdradzę wam w tajemnicy, że w najbliższych tygodniach pragnę podjąć kroki, aby przejąć patronat nad szkółką łyżwiarską w Midgardzie - mówiąc to ściszyła głos, jakby rzeczywiście był to sekret; wszystkie te plany były wciąż w powijakach, wymagały odpowiedniego przygotowania i pracy, której miała podjąć się z entuzjazmem. Była wdzięczna Halvardowi za inspirację do tego projektu, bez niego nie miałaby szans na jego spełnienie i nie przez względy materialne; miał być nieocenioną pomocą na polu prawnym i biznesowym, lecz cała reszta leżała w jej dłoniach - i zamierzała uczynić wszystko, żeby odnieść sukces i triumf. Nigdy nie chciała być jedynie ładną ozdobą mężowskiego ramienia i wiedziała, że on także oczekiwał od niej więcej. - Za twoją pomoc, Sylvei, byłabym dozgonnie wdzięczna. Olafie, ciebie także pewnie będę potrzebować, łyżwiarstwo figurowe to sztuka, czyż nie? - Nie odmówiłby jej, tego była więcej niż pewna; jego wiedza, znajomości i gust mogły być nieocenione. W pewnej chwili musiała jednak przerwać rozmowę, wejść komuś w słowo, przepraszając przy tym wylewnie i prosząc, aby wspólnie przeszli na odsłonięty taras wraz z kolejnymi lampkami szampana; druga połowa listopada nie rozpieszczała ich pogodą, zwłaszcza w wysokich, norweskich górach i zamarzliby na kość w środku nocy. gdyby nie czary jakimi został obłożony balkon. Znalazłszy się na zewnątrz, z odsłoniętymi przez sukienkę ramionami nie zadrżała z zimna, lecz radości, kiedy ciemne niebo rozbłysło feerią barw w pokazie fajerwerków - bezgłośnych, na szczęście; nikt nie miał zamiaru sprowadzać w doliny śnieżnych lawin. Bezgłośnych, wciąż jednak zachwycających.
    - Spójrz tam - szepnęła Dahlia do ucha męża, splatając dłoń z jego, by zachęcić go do podejścia do balustrady i oderwania wzroku od obrazów na niebie, opuszczenia go na niewielki dziedziniec, gdzie teraz czarny lakier nowego, magicznego samochodu lśnił w blasku zimnych ogni. Elegancki, klasyczny, lecz niepretensjonalny model - wydawało jej się, że będzie pasował do Halvarda idealnie. - Wszystkiego najlepszego, najdroższy - powiedziała to raz jeszcze, nie wiedziała nawet który, lecz to nie miało znaczenia, bo gorąco pragnęła dla niego wszystkiego, co najlepsze - nic innego nie mogło wchodzić w grę. Ostatnie tygodnie były dla niej więc prawdziwa gimnastyką i trudną rozgrywką z własnymi finansami (wciąż czuła, że powinna odwdzięczyć się Wahlbergowi za pomoc przy tej niespodziance), aby samochód zdobyć w taki sposób, by Halvard niczego się nie domyślił.


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    W pełni odmienne inwestycje, jakich zarówno Olaf, jak i Halvard dokonywali na terenie magicznej Skandynawii, pozwoliły cieszyć się mianem kolegów, czy też przyjaciół, nie zaś bezpośrednich konkretów. We właścicielu Besettelse nie można było odnaleźć zazdrości o czyny przedstawiciela Tordenskioldów, ten daleko miał do sztuki, tak samo, jak on daleko miał do kryształu czy nieruchomości. O ile kilkanaście długich lat spędzonych w biznesie dostatecznie nauczyło go odpowiedniego zarządzania funduszem czy też wietrzenia okazji, o tyle jedynym co faktycznie interesowało schorowaną i pragnącą ekstazy duszę Wahlberga, był artyzm. Opery, balety, teatry, galerie sztuki, czy nawet kawiarnie poetyckie, gdzie młodzi tego świata próbowali swoich sił, angażowały go w całości, pozwalając, by oddał się całkowicie temu druzgocącemu poczuciu, że ponad sztuką, niema już nic więcej. Sam dom uciech, jaki mieścił się w głębokich podziemiach Besettelse, też przecież był jej formą. Dziesiątki kobiet i mężczyzn charakteryzowanych na istne ruchome rzeźby zamknięte w zaklętych sypialniach o łożach o wyglądzie piaszczystej plaży, czy czeluści Muspelheim, były przecież nieuniknioną formą artystycznej gorączki, której twórcy i widzowie odnajdywali rozkosz w każdym muśnięciu. Jakże by nie miał być z tego miejsca dumnym, jeśli ze starego magazynu na fortepiany stworzył iście królewski pałac rozkoszy.
    Czyżbyś namawiał mnie do niemoralnej rozpusty? — uniósł wyżej brew, w niebanalnym rozbawieniu, wciąż ściszonym głosem prowadząc konwersację jedynie z Halvardem, niedostępną dla cudzych uszu. Zbyt dobrze znali się wzajemnie, w zbyt wielu kwestiach zgadzali i zbyt wiele potrzeb uzupełniali wspólnie, korzystając z uroków życia, jak to wspomniał Tordenskiold. Sam Olaf nie czuł potrzeby uzyskania przyzwolenia tego mężczyzny, aby, o ile nastrój da, posiąść tę kobietę na ledwie przelotny romans, nie był w stanie wyobrazić sobie, by ktoś nowy tak mocno wniknął w jego głowę, aby porzucić samego siebie. Lykke się udało. Miała wiele zalet, talentów i niebywałą umiejętność rozgoszczenia się w jego głowie na dobre do tego stopnia, że nie myślał już o innych. Przynajmniej na początku. Wraz ze stabilizacją i podjętą decyzją, że może stać się jego żoną i na zawsze wzbogacać bok o swój urok osobisty, kolor sukni dopasowywać do koloru muchy zdobiącej kark Olafa, coś prysło. Miała stać się kimś, na zawsze wieść życie w bogactwie i stabilizacji, spełniać swoje pragnienia, a w zamian za to stała się przekleństwem, który nieprzyjemnym oddechem ślęczał na męskim karku, doprowadzając go do szaleństwa. Smakowała nieszczęściem, była wręcz uzależniająca, a Olaf... Olaf był łasy na używki.
    Może dlatego alkohol smakował tak dobrze, może dlatego wzniesiony wystawny toast, który bąbelkami łaskotał podniebienie i przypominał o statusie społecznym gospodarzy, tak rozkosznie pieścił język. Równocześnie był mdły. To nie kwestia gatunku alkoholu, czy też jego niesmaku, ten był wyborny. Zwyczajnie wszystko było mdłe, jeśli niepokryte odpowiednią fantazją i uciechą. Spoglądać mógł z politowaniem na możnych przedstawicieli najznamienitszych skandynawskich klanów, mógł kłopotać się uczynną rozmową z każdym z nich, ale równocześnie większość obecnych tu gości traktował, we własnym umyśle rzecz jasna, wręcz pretensjonalnie. Byli nijacy, wypełniali jedynie pustą przestrzeń, aby radość nieść intrygantom i bezbożnikom. Połowa z tych ludzi odwiedzała jego podziemia, znał ich potrzeby, fantazje i pasje, z których zwierzali się prostytutkom, zachęceni gładkim dotykiem ich dłoni na swoich skroniach. Obok tego ich nieświadome żony, przylegające do męskich boków niczym trofea. Zamyślony ponownie wrócił wzrokiem do stojących naprzeciwko Dahlii i Halvarda Tordenskioldów, uśmiechając się uprzejmie.
    A ja uważam, że powinieneś to przemyśleć. Rzecz jasna to bardzo egoistyczna prośba, wszak muszę usunąć swoją konkurencję na torze narciarskim. Jak inaczej mam wygrać, niżeli namawiając cię do zrezygnowania z wyścigu? — zacmokał w ewidentnym żarcie, świadom, kiedy powinien oddać pierwsze miejsce, wiedział, w jakich momentach za drugie jest wyższa nagroda. Rzecz jasna to tylko narty, przyjemny sport, w którym żaden z nich nie specjalizował się i nigdy specjalizować się nie będzie. Rozrywka dla bogatych mężczyzn tkających własne przedpołudnia drogim koniakiem i mrożącym twarz wiatrem.
    Oczarowany stał się wraz z informacją, że znajdująca się tuż obok Sylvei jest wyśmienitą łyżwiarką, uśmiech wręcz szelmowski przeniósł na nią, rozradowany tym faktem. Pamiętał Dahlię kołyszącą się na lodzie, gdy mamiła jego zmysły, jeszcze jako młoda dziewczyna. Coś w baletnicach, w łyżwiarkach, w tancerkach, było podobnego do płatka śniegu. Każda wyjątkowa, na wietrze obijała się o powietrze, tworząc wizualizację niemalże nie do powtórzenia. Każdy obraz można było podrobić, każdą arię zaśpiewać ponownie, każdą melodię wygrać na fortepianie jeszcze jeden raz, każdy taniec zatańczyć znów. Kwestią pozostawały drobne, ledwie zauważalne zresztą różnice, które pozwalały wypatrzeć oryginał. Każdy malarz tworzył inaczej, każda łyżwiarka miała inny kolor szminki, a on spoglądać mógł z uwielbieniem, nie bacząc na konsekwencje.
    Nie mylisz, Sylvei — odpowiedział z uśmiechem na pytanie swojej nowej towarzyszki, którą niczym w sidła, w jego ręce wpuściła Dahlia. Czy zdawać mogła sobie sprawę, co biednemu dziewczęciu uczyniła? Jeśli tylko spojrzy na niego przychylniej, tak złamie jej serce. Swojego pozbył się już dawno, wyrwał z piersi wraz z kolejnym atakiem bólączki, za każdym razem umierał tylko bardziej, jakby żywa od namiętności krew upływała przez usta z jego wnętrza. — Czy miałaś już okazję zwiedzić Besettelse? Z przyjemnością oprowadzę cię osobiście, trzymam w niej magię sztuki zamkniętą w złotych ramach, te kryją w sobie sekrety innych światów — deklamował, a w oczach Olafa jarzyły się iskierki, wszak galeria sztuki była mu najbliższą kochanką, której nigdy nie pozostawi. Jedyną szczerą miłością, jakiej nigdy wcześniej ani nigdy później nie będzie miał. Kończąc te słowa spojrzał jeszcze na Halvarda, uśmiechając się roztropnie. On wiedział, jakie tajemnice mieszczą się w podziemiach. Zaraz potem Wahlberg przeniósł wzrok na Dahlię, wdzięcznym spojrzeniem szukając potwierdzenia swoich słów, wszak miała gust, który nie raz u niej doceniał, w galerii zaś bywała regularnie, wydając pieniądze swojego męża. Nieraz się zastanawiał, jak długo to potrwa, czy wraz z kolejnymi latami Halvard odnajdzie inne pasje, czy wciąż będzie odwiedzać podziemia, dostając w nich to, czego nie mógł dostać od swojej żony, rozkoszując się Niksami, huldrami i wszelkiego rodzaju innymi genami płynącymi w żyłach dam nocy. Miał wiele zobowiązań, był majętnym statecznym ojcem rodziny, dyrektorem handlowym, posiadał uroczą małżonkę i nie mógł stracić własnej reputacji. Sekrety Tordenskiolda były więc bezpieczne pod maską ogłady, którą Olaf ubierał każdego dnia. Milczenie było złotem.
    Ach tak, Ragnvald może nam wszystkim przeszkodzić w snuciu planów i sile dojrzałego wieku. Aż ciężko uwierzyć mi, jak szybko dorasta, ledwie przed momentem widziałem łzy wzruszenia na twojej twarzy, Dahlio, gdy ogłaszaliście jego poczęcie. Niebywałe... Vigdis rozpoczęła właśnie studia, czyż nie? — co prawda najstarsza Halvarda nie była córką jego obecnej żony, a pasierbicą, a Olaf doskonale wiedział, że ma rację, tak zadane pytanie miało formę grzecznościową. Ktoś mógłby stwierdzić, żeby nie rozmawiać o tym, co postarza solenizanta, ale z drugiej strony, niechęć do rozmów o własnych dzieciach w towarzystwie mogłaby być odebrana wręcz negatywnie. Niemniej, wszystko dotyczyło tak naprawdę niezatrzymanego czasu, który nieubłaganie przemijał, zostawiając za sobą jedynie zniszczenie. Zmarszczki pod oczami, twardsza skóra na rękach, czy też słabszy czas na torze wyścigowym w trakcie zjazdu narciarskiego, to wszystko świadczyło o wieku, sam Olaf nie był już równie zabawowy co przed dziesięciu laty. Niemal pozbył się używek ze swojego życia, alkoholu kosztował niemalże okazjonalnie, a na pewno w małych ilościach, nie sypiał już na dywanie w salonie wraz z trzema kochankami, teraz szanował swój czas i pieniądze. Odcięcie od matki, która wyskoczyła z salonowego okna, pozostało gdzieś w tyle, nawet jeśli jej duch wciąż zdawał się go prześladować.
    Z przyjemnością zobaczyłbym twój występ, Sylveia najchętniej Ciebie samą w stroju scenicznym, ale bez publiczności, jedynie ze mną samym. Mógłby gonić ją po lodzie, aż w końcu dopadnie i zabudowane rajstopy rozerwie, ostrzem łyżwy rozcinając kostium i... — Czy będę mieć ku temu szansę, jeśli poproszę? — uprzejmym wzrokiem spoglądał w jej oczy, nie omieszkując jednak przesunąć nim gładko po miękkich ustach i obojczyku panny Forsberg. Skoro sami wpuścili kobietę w jego sidła, tak będzie bawić się, aż oddechy złączą się w całość, a serce im pęknie.
    To doskonały pomysł, Dahlio, naprawdę — wracając do interesów, wrócił też spojrzeniem do przyjaciółki. — Oczywiście, łyżwiarstwo figurowe to niezwykłe połączenie sportu i sztuki, oraz oczywiście, w tym wypadku, edukacji młodzieży. Pomogę ci w każdym aspekcie, w jakim tylko będziesz chcieć, jestem do twoich usług — głową skinął lekko, subtelnie akcentując własną deklarację. Wsparcie finansowe ze strony galerii sztuki, z pewnością będzie mile widziane wśród zamożnych rodziców uczęszczających do szkółki dzieci. Kolejna sława dla galerii, tego potrzebował.
    Podając swojej nowej partnerce na ten wieczór ramię, pozwolił jej oprzeć się, aby spacer na balkon w wysokich obcasach nie sprawił kobiecie trudności. Rzecz jasna z jej domniemanym talentem do łyżwiarstwa figurowego, nie powinien takim być, ale obycie wymagało stosowania się pewnych zasad i Wahlberg nie zamierzał ich odpuszczać. Zachwycające światła, które rozbłyskały na niebie niczym pokaz ferii barw malujących weń kompletną abstrakcję, ściągały spojrzenie Olafa, nakazując mu stopniowo mrużyć oczy, by nie stracić choćby sekundy pokazy. Nie chciał mrugać. Zapach panny Forsberg raczył nozdrza, alkohol – podniebienie.

    Olaf, Dahlia i Halvard z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.