Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    (E. Soelberg & S. Nørgaard, korespondencja, lata 1999-2000)

    2 posters
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg



    27.12.1999

    Hlin
    Szanowna Pani Hlin

    Piszę

    Zupełnie nie wiem, czego oczekuję wysyłając ten list. Nie wiem, na dobrą sprawę, czy dotrze we właściwe miejsce, gdyż nie dysponuję zbyt wieloma informacjami na Pani temat, poza kilkoma wycinkami z gazet i drobnymi publikacjami zdradzającymi imię i nazwisko.

    Z całą pewnością zakrawa to o szaleństwo – wysyłać wiewiórkę w zupełnie nieznanym kierunku ze złudną nadzieją, iż instynkt doprowadzi ją we właściwe miejsce – ale może faktycznie jestem człowiekiem szalonym. Lub inaczej; na tyle zdesperowanym, że podejmuję się irracjonalnych działań byle załagodzić drętwocie duszy i zmusić się do czegokolwiek, co wykraczałoby ponad zwykłą wegetację. Trzymam pióro w dłoniach pierwszy raz od niemalże pół roku i chyba zapomniałem już całkiem jak kształtować litery. Chwytam się słabych nici nadziei i wyimaginowanego obrazu człowieka, który być może mnie zrozumie, ba… rozumieć musi, gdyż w innym wypadku jego dzieła nie byłyby aż tak nasączone emocjami mi bliskimi. Poddaję się tej pochopnej ocenie Pani osoby przez pryzmat tworzonych dzieł, bo nic innego mi nie pozostaje. Na dobrą sprawę, wciąż jednak nie umiem sprecyzować celu, w jakim niszczę kolejną kartkę papieru zapisując ją bezsensownym potokiem słów. Przepraszam, ale jak napisałem już wcześniej, kieruje mną chyba desperacja, jest Pani zupełnie obcą osobą, a ja sam nie chcę wyłamywać się z ram anonimowości.

    Łatwiej mi przelać myśli na papier, nieme nie są tak pokraczne jak dźwięczące w uszach, kiedy tylko otwieram usta i chcę rozmawiać z bliskimi. Właściwie bardzo rzadko się to zdarza, gdyż uciekam przed ich zrozumieniem, bojąc się, że obarczam ich zbytnio. Może dlatego poszukuję cichego słuchacza, więc nawet jeśli nigdy nie otrzyma Pani tego listu, to i tak będzie mi zdecydowanie lżej. Jeśli go Pani otrzyma, ale nie przeczyta, również.


    (w tym miejscu duża ilość tekstu została zamazana i nie sposób jej rozczytać)


    Chcę powiedzieć tyle tylko, że dziękuję za drobne chwile radości, kiedy kolejny raz odnajduję w gazecie publikację naznaczoną Pani imieniem i nazwiskiem.


    E.


    Na pierwszy rzut oka widać, że list, nim trafił do adresatki, przeszedł długą drogę i został doświadczony kiepskimi warunkami pogodowymi. Wiewiórka wyglądała na dość zmieszaną i niepewną, czy tym razem udało się jej dotrzeć we właściwe miejsce. Sama treść została zapisana na zwykłym białym papierze. Pismo jest dość nierówne, widać, że jego autor wahał się wielokrotnie i kreślił zapisane słowa. Pod sam koniec, wyraźnie zmęczona ręka odmawiała posłuszeństwa, a litery stały się nieco bardziej anemiczne.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Kiedy zapisujesz kolejne stronice pod starym dębem, będącym ci tak bliskim, że staje się niemalże twoim drugim – a może nawet i tym prawdziwym – domem, myślisz jedynie o tym, jak bardzo przepływ emocji przez palce, przez nośnik taki jak pióro, daje ci ulgę. Nie wątpisz w szczerość swoich emocji, bo wiesz, że są prawdziwe. Nie obchodzi cię to, czy komukolwiek spodoba się twoja twórczość – przecież i tak nikt jej nie zobaczy. Może poza nieco wścibskim czasami rodzeństwem, ale to nadal najbliższe osoby, nieobiektywne względem ciebie. Nawet jeśli doświadczysz odrzucenia, nie może być trwałe, wwiercające się w duszę. Prawda?
    Naiwnie pragnęła w to wierzyć również w momencie, kiedy swoją pierwszą prozę podała do publikacji. Pamiętała, że pierwsze dni spędziła głównie pod bezpiecznym kocem w bezpiecznym, własnym pokoju własnego domu. Chodziła jak na szpilkach, pewna, że za moment wszystkie spojrzenia zwrócą się ku niej, i że ludzie zaczną wytykać ją palcami, śmiać się, mówić, jak bardzo nie potrafiła pisać i nie umywa się nawet do tych wielkich, do czego więc w ogóle aspiruje i czego się spodziewała?
    Ale nic się nie stało. Nikt na nią nie patrzył. Była tą samą Silje co zawsze – niemalże niewidoczną, cichą, przemykającą jak cień, jak duch, zauważana jedynie przez tych, którzy byli jej bliscy. Nikt nie przeczytał w jej umyśle, że Hlin Gersemi to tak naprawdę pseudonim, który nadała sobie Silje, zresztą niezbyt kreatywny jak na pisarkę. Świat się nie skończył, ani nie zaczął. Nie było nikogo, kto zwróciłby na nią uwagę. Wszystko toczyło się własnym torem. A im dłużej tkwiła w takim przeświadczeniu, tym bardziej dziwny stres uciekał gdzieś z jej ciała i powracała do normalnego zachowania.
    Przynajmniej do chwili, w której otworzyła list od nieznanej jej wcześniej, nieco niepewnej, odrobinę zagubionej wiewiórki. Czuła, jak jej dłonie trzęsą się, gdy czytała kolejne słowa od nieznanego jej człowieka, który w ślepo wysłał list – list, który mógł nigdy nie dotrzeć. Ale dotarł. I brnąc przez kolejne słowo, bała się coraz bardziej, że zobaczy w jego słowach coś, czego pragnęła nie widzieć.
    Nie zobaczyła tego. A jednak z każdym dniem odwlekała decyzję o odpisaniu na list nieznajomego jegomościa. Chociaż z papieru płynęło zrozumienie, a także, mogła się domyślić, pragnienie zrozumienia przez kogoś takiego jak Hlin, chociaż człowiek ten w żaden sposób nie był dla niej zagrożeniem, każdego dnia trzęsącymi się dłońmi otwierała list, aby po kilkunastu, kilkudziesięciu minutach nad pustą kartką odłożyć go z powrotem. Zmagająca się z niepewnością, aż w końcu sfrustrowana własnym niezdecydowaniem, zebrała siły dopiero feralnego weekendu. Było diabelnie zimno, a stary dąb przykryty śniegiem nie chronił jej przed światem zewnętrznym – mimo to jego towarzystwo okazało się na tyle pokrzepiające, że po raz pierwszy od tygodni udało jej się skreślić kilka słów.


    23.01.2000

    Drogi E.,

    wybacz mi, proszę, tak późną odpowiedź (lecz za każdym razem, gdy chwytałam za pióro, nie potrafiłam w żaden sposób wydobyć z siebie żadnych myśli – słowa te zostały skreślone na tyle porządnie, że jedynie bardzo wnikliwe oko znawcy czy śledczego mogłoby wyodrębnić odpowiednie litery). Chciałabym zapewnić Cię, że Twoja wiewiórka dotarła do mnie cała i zdrowa, i chyba oboje byliśmy pod wrażeniem jej wyczynu. Tym samym liczę dziś, że moja powtórzy sukces Twojej i odnajdzie Twój adres. W innym przypadku czułabym się bardzo zawiedziona świadomością, iż ktoś, kto postanowił w pewien sposób otworzyć się przede mną, nigdy nie otrzyma odpowiedzi.

    To w pewnym sensie odwaga – wysłać list do kogoś obcego, przelać na niego cząstkę swoich emocji i liczyć, że w odbiorcy znajdzie się bratnią duszę, która zwyczajnie zrozumie. Choć nie mamy pojęcia, co tkwi w naszych duszach, liczymy na zrozumienie, na zawiązanie się niemej nici porozumienia.

    Czytając Twój list, choć zapewne nigdy Cię nie widziałam, miałam wrażenie, że rozumiem Ciebie, tak jak Ty zrozumiałeś mnie przez historię opowiedzianą na łamach kilku publikacji. Piszesz, że kierowała Tobą desperacja – lecz to czasem ona prowadzi nas do najbardziej ryzykownych czynów, które przynoszą nieoczekiwanie słodkie owoce.

    Mam nadzieję, że takie owoce przyniesie Ci także list ode mnie.

    Choć nie wiem, jakie brzemię dźwigasz na co dzień, wiedz, że zawsze możesz do mnie napisać. Być może nie będę potrafiła Ci pomóc inaczej niż zapewnieniem, iż przelanie własnych emocji na papier zwyczajnie pomaga zapobiec kotłującej się w nas erupcji uczuć. Robiłam to od lat – i jeśli tylko odnajdziesz myśl, że i Tobie to pomaga, będzie to bardziej niż pomocne.

    Dziękuję Ci więc za tę wiadomość i tyle słów, które są dla mnie ważniejsze, niż możesz przypuścić. Dla takich chwil i takich ludzi wiem, że chcę pisać dalej.

    Z nadzieją, iż znajdziesz w tym liście choć chwilę wytchnienia bądź uśmiechu,
    Hlin
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Każdy dzień był katuszą; ciągnąca się od miesięcy agonia nie zelżała wraz z nowym rokiem. Kolejna zmiana cyfry w liczbie układającej się w dokładny wyznacznik upływu czasu. Dwadzieścia osiem wiosen. Zupełnie nie zwrócił uwagi na urodziny, podobnie jak na święta, które zlewały się w całość. Podróże z pokoju do łazienki, odwiedziny Fenrissona, głowa brata wetknięta w pęknięcie uchylanych drzwi. Jedyne kotwice i oznaki istnienia rytmu życia. Zapomniał o liście, który wysłał niecały miesiąc temu. Po tygodniu już tracił nadzieję, choć Angerboda powróciła bez koperty – gdzieś ją zaniosła i ktoś trzymał ją w dłoniach – myślał w przebłysku świadomości. Nic więcej jednak się nie wydarzyło. Nie miał siły na kolejny zryw szaleństwa, wyzuty z resztek emocji rozkładających się na wzór nabrzmiałego ciała wyplutego przez atramentową morską toń. Jedynie mętny kożuch piany nakrywał okropieństwo widoku powoli rozrastającego się marazmu. Nie potrafił zmusić się do drobiny ekscytacji i kultywowania satysfakcjonującego napięcia oczekiwania. Było mu niemal zupełnie obojętne, bo też i on zwykle traktowany był z obojętnością, choć wspomnienia i obecność najbliższych odwodziły go uporczywie od jakiejkolwiek radykalizacji podejmowanych decyzji. Nie miał siły na najdrobniejszy ruch, trwał więc i liczył, że bogowie się nad nim zlitują i ulżą w cierpieniu.
    Stukot wiewiórki do okna był rzeczą zupełnie niespodziewaną, myślał, że może to matka, która kolejny raz stara się bezskutecznie nawiązać z nim kontakt, lecz gdy stworzenie przecisnęło się do wnętrza, zrozumiał, iż nie rozpoznaje pyszczka i umaszczenia.
    List czytał wiele razy: najpierw bez przekonania, choć palce wrzynały się w fakturę papieru z nienaturalną siłą nacisku, następnie z wzrastającą na nowo nadzieją. Postanowił odpisać dość szybko, lecz kilka dni po dostarczeniu przesyłki czuł ogromną niemoc, a pióro nie chciało trzymać się wychudzonych palców. Był poruszony tym, co się wydarzyło, choć jego twarz pozostawała zupełnie pusta i beznamiętna.


    26.01.2000

    Hiln,

    Nie spodziewałem się tego listu. Muszę przyznać Ci, że przestałem wypatrywać wiewiórki po pierwszym tygodniu milczenia, nawet jeśli czułem nieśmiałą radość, gdy Angerboda wróciła bez koperty. Nie miałem jej za złe, że być może się pomyliła, lub zgubiła przesyłkę, kiedy przejmująca cisza trwała dłużej, niż można by zakładać. Tak jak pisałem, już sama możliwość nakreślenia kilku słów była dla mnie niezwykle cenna i pomogła wyrzucić z umysłu coś, co zalegało w nim niczym trucizna. Niestety, od grudnia nowa porcja zgryzot pojawiła się w oczyszczonej ranie. Przywykłem już nieco, że stabilizacja nie jest dla mnie stanem permanentnym.

    Wybacz, że tak szybko skracam dystans, zwracając się do Ciebie wyjątkowo bezpośrednio. Może to jednak wina choroby i niemocy, bo ciężko mi utrzymywać barierę, gdy czuję tak mocno osobiste powiązanie z Twoimi dziełami. Jeśli w jakikolwiek sposób miałoby to jednak Ci przeszkadzać, proszę, powiedz. Nie chcę nadużywać Twej dobroci.

    Dziękuję, że mówisz o odwadze, wielu powiedziałoby, że to droga na skróty, a ja uciekam przed konfrontacją z bliskimi mi osobami, boję się powiedzieć, co tak naprawdę czuję i jestem tchórzem, gdyż sądzę, że mnie nie zrozumieją i zganią za bezsilność, która trawi moje ciało. (Obok są osoby, które mi pomagają w codzienności, lecz brońcie mnie bogowie, bym zarzucał ich głowy moimi problemami. Swoją drogą, jestem naprawdę samolubny, skoro nie mam oporów, by czynić to Tobie. Wybacz mi, wybacz. Będę prosił i tysiąc razy, jeśli to konieczne. Może kiedyś odwdzięczę Ci się za to, choć nie wiem zupełnie, w jaki sposób…)

    Wstydzę się mówić o tym wszystkim na głos. Zawsze miałem poczucie, że ludzie nie zrozumieją mnie zupełnie, bo nie doświadczają tego, czego ja doświadczam niemal od samych narodzin. Czy zdarzało Ci się, że czułaś, iż widzisz więcej, wiesz więcej, że masz dostęp do rzeczy, do których większość nie ma dostępu? Mnie rozrywa podobny stan od wielu lat i jedynie cudem nie zwariowałem. Jest to w pewien sposób coś, co przyczyniło się do mojego obecnego kalectwa. Jest to jednak historia, której… której nie odważyłem się nigdy opowiedzieć w całości. Nie wiem, czy powinienem, choć Twoja zachęta dała mi nadzieję, że być może mam niepowtarzalną sposobność, by to uczynić.

    Hiln, nie wiem, naprawdę nie wiem. Muszę to dokładnie przemyśleć. Zdaje się jednak, że nie mam innego wyjścia, lecz teraz znów zaczyna ogarniać mnie niemoc i nic więcej nie wyduszę, a muszę wysłać list, bo jeśli dzisiaj tego nie uczynię, jutro rano go zniszczę i nakreślę bardziej zdawkową odpowiedź. Ze wstydu.

    Dziękuję Ci za wszystko.

    Czekam na Twoje kolejne dzieła i… na słowa, jeśli znajdziesz dla mnie jeszcze odrobinę czasu.

    E.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie była pewna, czego winna się spodziewać. Posłała wiewiórkę w nieznane – ta po pewnym czasie wróciła bez przesyłki w pyszczku czy łapkach, czy trącając ją ogonem dla zabawy, jak to czasem lubiła robić. Miała więc świadomość, że jej list dotarł – i jakby tego było mało, teraz doszedł jej jeszcze jeden powód do lęków. A może nawet i kilka.
    Pisała z nieznanym jej człowiekiem. Spodziewała się wylania na nią wiadra pomyj – na nią i na jej powieści publikowane dla eksperymentu. Miast tego ta pierwsza wiadomość wysłana jej przez nieznaną osobę okazała się spełniać wszystkie jej oczekiwania i niewypowiedziane cele – gdy ktoś odnalazł w jej własnych emocjach chwilę wytchnienia, moment, wrażenie, że nie jest sam na świecie z własnym ciężarem. Że gdzieś tam są osoby, które mają podobnie. Czasami… czasami tyle wystarcza.
    Być może – a raczej z pewnością – rodzina nie pochwaliłaby jej korespondencji z nieznanym człowiekiem, i właśnie dlatego postanowiła zachować ją w tajemnicy. Było to śmieszne postanowienie, bo z drugiej strony aż zbyt dobrze widać było po niej emocje i momenty, w których czuła się niepewnie. Jedynym sposobem na zachowanie swej tajemnicy i zakopania gdzieś wrażenia, że już wszyscy wiedzą i lada chwila będzie z tego awantura była ucieczka – tam, gdzie lubiła zaszywać się przed światem. Nikt nie dziwił się więc, widząc ją pod starym drzewem, gdy mięła kartka za kartką. Próbowała coś pisać, jednak jej myśli krążyły jedynie wokół nieznajomego, który obnażył przed nią cząstkę siebie, a ona chciała podać mu dłoń.
    Czy jej list dotarł w odpowiednie ręce? Czy jej słowa w jakiś sposób go nie uraziły – lub też czy nie była zbyt odważna, proponując mu możliwość napisania do niej w każdej chwili, gdy tylko będzie tego potrzebował? Czy nie obiecywała mu zrozumienia na wyrost? Co, jeśli go do siebie zrazi?
    Nie pozwolił jej czekać długo. Minęło zaledwie kilka krótkich dni – które w jej przekonaniu ciągnęły się w nieskończoność przez narastającą niepewność – nim znana jej już wiewiórka zapukała wieczorem, po zajęciach, w jej okno. Drżącymi dłońmi otworzyła wiadomość, zatapiając się w jej lekturze nie raz, lecz kilka razy, wpierw z delikatnie kłującym poczuciem wstydu, że kazała mu tak długo na niego czekać, później z oczami przepełniającymi się współczuciem owocującymi niekontrolowaną łzą, która skapnęła na dolny skrawek trzymanego w rękach papieru.


    29.01.2000

    Drogi E.,

    Cieszę się, że moja Bestla okazała się na tyle zdolna, aby dotrzeć do Ciebie i dostarczyć list w nieznane. Nie wiesz, jak wielki kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłam Twoją wiadomość. I tym samym raz jeszcze chciałabym Cię przeprosić, że tyle czasu zajęło mi odpisanie. Skoro pozostawiamy już pewne sprawy między nami, wyznam Ci, że Twój list był dla mnie prawdziwym zaskoczeniem i pierwotnie nawet bałam się go otworzyć z przeświadczeniem, że przeczytam w nim słowa niezadowolonego znawcy. Zaskoczyłeś mnie więc nie tylko samą wiadomością, ale i jej treścią, i przez bardzo długi czas nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, którymi mogłabym się do Ciebie zwrócić. Słów, które byłyby na tyle właściwe, aby opisać, co wtedy czułam i co chciałam Ci przekazać. Mam wrażenie, że te skreślone w ostateczności i tak nie oddały tego, co pragnęłam zawrzeć. To dość śmieszne, zważywszy na to, że to właśnie słowo pisane towarzyszyło mi nawet w najtrudniejszych chwilach.

    Wybacz mi więc, że kazałam Ci aż tyle czekać. Postaram się w przyszłości nie zwlekać tak długo, a nawet jeśli zdarzy mi się nie odpisać praktycznie od razu – wiedz, że o Tobie pamiętam. Czuję się tym bardziej winna, gdy wspominasz, że oczyszczenie po skreśleniu poprzednich słów zdołało ponownie się zatrzeć. Ale pamiętaj, jeśli będziesz czuł taką potrzebę – możesz się do mnie odezwać. Lub nawet napisać list, którego nie wyślesz, a spalisz. Słowa płynące z serca, nawet te niepokazane nikomu, potrafią przynieść ukojenie. Uwierz mi.

    Rozumiem, o czym mówisz. Zawsze otaczają nas osoby najbliższe, zdolne wznieść nas nawet i na szczyt Yggdrasilu, zdolne przeprowadzić nas do Asgardu i posadzić na samym tronie Odyna – lecz czasami nawet i te najbliższe osoby, które znają nas najlepiej, nie będą w stanie wszystkiego zrozumieć. Będą się starały, okażą współczucie, wyrozumiałość… lecz czasem zwyczajnie nie jest się w stanie poczuć tego, co czuje druga osoba. Lub ma się inne wyobrażenie o jej emocjach.

    Pytasz, czy kiedykolwiek czułam, że widzę i wiem więcej niż inni? Och, mam takie wrażenie nieustannie. Nie pamiętam od kiedy. Mam wrażenie, że urodziłam się już z takim przeświadczeniem. Początkowo myślałam, że coś jest ze mną nie w porządku. Starałam się uciec od świata, nawet od siebie samej. Szukałam odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje – i nie jestem pewna, czy znalazłam ją i do dzisiejszego dnia. Z czasem zwyczajnie zaakceptowałam kolej rzeczy. Znalazłam sposoby, jak sobie z tym radzić, jak odciążyć własny umysł, co zrobić, aby świat i spływające po karku odczucia nie przygniotły mnie, abym była w stanie znów się podnieść i żyć dalej. To nie było łatwe. Zajęło mi długie lata próby ucieczek i samotności – nie wspominając o ilości wylanych łez i uczuciu, jakby moje serce rozrywane było na drobne kawałki.

    I choć jestem niemalże pewna, że mówimy o sprawach zupełnie innych, mam również ogromne wrażenie, że w pewien sposób będziemy w stanie się zrozumieć, choć nawet nigdy się nie zobaczyliśmy.

    Nie traktuj mojego wyznania jako oczekiwania rewanżu. Chciałam jedynie podzielić się z Tobą moim doświadczeniem, moimi wrażeniami. Może dzięki tym słowom obudzisz się następnego dnia z przeświadczenia, że nie jesteś sam i inni czują podobnie jak Ty. Nie musisz mi nawet odpisywać, jeśli tylko nie będziesz miał na to chęci. Ale wiedz, że są osoby, które Cię zrozumieją. I że nie jesteś sam.

    Z wyrazami największej serdeczności,
    Hlin
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Świat za oknem był biały – czystość puchu pozornie nadawała pejzażowi miejskiemu miękkości, układając się na ostrych dachach budowli. Kopuła świątyni wyglądała okazale, podobnie jak inne gmachy lokowane w centrum miasta. Drobne płatki dokładały kolejnych warstw, czyniąc bezkształtną masę, na którą jednak lubił patrzeć. Sterylność zimowych krajobrazów. Zmienność na tyle subtelna, by nie przynieść szoku poznawczego. Dni stawały się jednak coraz dłuższe, a słońce wychylało coraz odważniej ponad postrzępioną linię horyzontu. Stopniowo, krok za krokiem; podobnie jak jego ciało i dusza, oddalająca się od tragedii minionego roku. O ile jednak subtelności zmian zachodzących w przyrodzie były mu doskonale znane i potrafił je dostrzec, o tyle własny stan zdrowia wciąż pozostawał poza zasięgiem. Podobnie jak gwiazdki śniegowe, gdy wyciągał dłoń i chciał je łapać przez zamknięte okiennice. Ostatnio jednak, zamiast zalegać w miękkich poduszkach, lubił siadywać w obszernym fotelu ustawionym centralnie przed drzwiami balkonowymi. Widok stamtąd był okazalszy, pozwalał sięgać ku ulicom i ku ludziom pędzącym w siarczystym mrozie. Piętrzące się na stoliku kubki z letnią herbatą wyrastały wciąż i wciąż ku rozczarowaniu brata. Eitri milczał jednak uporczywie odbijając kolejne okręgi na dębowym blacie, nim wcześniejsza porcja naparu zdołała ostygnąć. Odruch zdradzający nerwową niecierpliwość wystrzelił ledwie kilka dni temu, podobnie jak obserwacja balkonu oraz lekko uchylone okno wpuszczające mróz do środka. Czekał, choć nie mówił na co. Gdy pojawiała się wiewiórka, miął w palcach kopertę, jednak tylko po to, aby nie dostrzegł jej Ivar. szybkim korkiem wchodził do pokoju, zostawiając parujący kubek. Zazdrośnie pilnując treści listów, zmuszał ciało do niewyobrażalnego wysiłku poruszając się szybciej, niż wskazywał na to jego ogólny stan.
    Jedna z drobnych przyjemności, jeśli nie jedyna – uczucie bycia wysłuchanym, nawet jeśli nie wiedział, kogo ma po drugiej stronie. Choć teraz zdawało mu się, że zna Hiln dobrze, niemal osobiście. Obecność fizycznej powłoki nigdy nie była konieczna dla kogoś tak bardzo objawiającego się i stroniącego od świata. Ręka powoli wyrabiała się w pisaniu, powracając do formy; litery układały się same, równo, prosto, z manierą, której nie wyzbył się nawet po tak ogromnej przerwie. Oszczędne brzuszki, wykaligrafowane z precyzją, choć wciąż w pewnych momentach gubiące harmonię. Były jednak bardziej sobą niż kiedykolwiek wcześniej. Swobodnie przepływające emocje stawały się coraz bardziej różnorodne. Nie pamiętał ostatnio tak wyraźnej ulgi i czegoś, co w swej formie przypominało radość – nawet jeśli ulotną, to niezwykle cenną.


    30.01.2000

    Hiln,

    Dziękuję Ci za list. Kolejny raz. Chciałbym też, abyś nie przepraszała mnie za takie rzeczy. Moje wyznanie było samo w sobie dość… szokujące. Mogę sobie jedynie wyobrażać, co musiałaś czuć, kiedy obca wiewiórka przyniosła kopertę z moimi nieudolnymi słowami. Naprawdę, nie oczekiwałem nawet wtedy, że odpiszesz. To było coś tak abstrakcyjnego. Wciąż nie do końca wierzę, że jednak jesteśmy na etapie wymieniania korespondencji.

    Nigdy nie śmiałbym krytykować Twoich dzieł! Masz we mnie wiernego czytelnika, nawet jeśli w ostatnich czasach to nie ja sam czytałem, lecz czytano mi Twoje słowa. Może nie brzmi to najlepiej, lecz mój stan nie pozwalał mi, by czynić to samodzielnie. Przyznam jednak, że utwory przez Ciebie tworzone okazały się iskrą i zachętą, bym z mozołem odnalazł sens i radość w tak prozaicznych czynnościach.

    Będę czekał i pamiętał. Już samo nawiązanie kontaktu jest czymś, o czym nie śmiałem nawet marzyć. Nie chcę jednak, abyś zaprzątała sobie głowę zbytnio w czasie, który jest jedynie Twoim, najbardziej osobistym. Nie lubię być ciężarem. Zawsze powtarzam to z uporem i zapewne zrażam do siebie wiele ludzi szorstkością stwierdzenia i okazywaniem niechęci do czyjejkolwiek troski. Często miałem problem z podobnymi sytuacjami. Nigdy nie potrafiłem przyjmować choćby najdrobniejszego wyrazu współczucia. Wciąż wydaje mi się, że budując podobny mur oszczędzę ludziom przyszłego cierpienia. To chyba jednak nie działa, bo nawet teraz widzę jak te trudne do zniesienia emocje targają najbliższymi. Nie potrafię się z tym zmierzyć, gdyż rozdziera mnie bezsilność.

    Fragment, w którym piszesz o tym, że nauczyłaś się żyć z odczuciami, o które Cię zapytałem, czytałem kilkukrotnie. Chyba z niedowierzaniem, ale i przebłyskiem nadziei, choć moja nadzieja ma to do siebie, że szybko gaśnie, poddana zderzeniu z rzeczywistością. Pragnąłbym kiedyś choć odrobinę przybliżyć się do stanu, o którym wspominasz. Odkąd pamiętam, nie potrafię zrozumieć, dlaczego akurat na mnie padło takie nieszczęście – choć wielu nazwie mój dar błogosławieństwem – zawsze czułem więcej, we własnym wnętrzu nosiłem niezrozumiałe za dziecka emocje, które nie potrafiły odnaleźć ujścia. Złość, dużo złości, ale i ból, rozczarowanie, żal, smutek. Zawsze wiele smutku. Byłem chyba dość smutnym dzieckiem, wciąż jestem smutnym człowiekiem. Czasami mam poczucie, że moja psychika zbudowana jest z kruchego szkła, a obarczona została przez bogów dodatkowym brzemieniem, którego nigdy nie potrafiłem udźwignąć. To chyba tu tkwi niezrozumienie najbliższych – nigdy nie mierzyli się z tym, czego doświadczam niemalże codziennie od urodzenia.

    Powtarzam się znów, Hiln. Moje słowa nie mają sensu i mam wrażenie, że nie trzymają się jakiejkolwiek linii, porządku. Oscylują wokół abstrakcji, bo nie mówię wprost, co sprowadziło mnie na skraj. Siląc się na tandetny żart, jakich opowiadałem wiele w swoim życiu, mógłbym powiedzieć, że to pośledni romans z duchami w tle. Opowieść o człowieku, któremu jeden, jedyny raz w życiu zdawało się, że może żyć normalnie, lecz historia miała niestety słabe zakończenie. Nie umiem opowiadać poważnie w takich momentach, zawsze uciekam do tragikomizmu.

    Nie potrafię opisać Ci całej mojej historii, to zbyt trudne i bolesne, lecz może uda mi się przemycić nieco w  kolejnych listach, jeśli tylko będziesz chciała i jeśli poczuję taką potrzebę. Niektóre rzeczy trafiają do mnie po czasie budząc refleksje. Nigdy z nikim jednak się nimi nie dzieliłem.

    To dziwne uczucie, ale dobre.

    Pozdrawiam Cię i chcę, abyś pamiętała, że w każdej chwili mogę przestać. Już i tak wiele dla mnie zrobiłaś.

    E.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Może to zbyt wcześnie jak na nią, ale zaczynała się już przyzwyczajać do towarzystwa śnieżnobiałej wiewióreczki – Angerbody, jak wyczytała w jednym z listów schowanych głęboko na dnie szuflady i zasypanych całym stosem innych notatek, aby przypadkiem nikt się na nie natknąć nie zdołał.
    Co prawda nie robiła przecież niczego złego – była to jedynie niewinna korespondencja, ale już wyobrażała sobie całą serię pytań, oraz możliwe karcące spojrzenie mówiące, że to nie wypada, a być może jest to nawet niebezpieczne, bo przecież nie miała pojęcia, kim ten cały E. w ogóle jest.
    Właśnie. Ta jedna niewiadoma spędzała sen z jej powiek tej nocy. Była pewna, że go nigdy nie poznała, a jednocześnie przez te kilka listów stał jej się niesamowicie bliski. Znała siebie przecież wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że nie potrafi zaufać innym osobom tak łatwo, zaledwie od pstryknięcia palcem – tymczasem te listy przynoszone za każdym razem przez tę samą, słodką i najpewniej ciepłolubną wiewiórkę, zważywszy na to, że właśnie pchała jej się do szuflady, być może szukając schronienia, za każdym razem coraz mocniej przekręcały kluczyk w jej drzwiach do zaufania.
    Nie znała tego człowieka, nie widziała go na oczy, ale czuła, że naprawdę potrzebował pomocy. Jej pomocy.
    Tym razem Angerboda została u niej nieco dłużej, poczęstowana orzechami. Część możliwe że wzięła ze sobą na drogę, bo to niemożliwe, aby zjadła wszystkie tak szybko – ale po lekturze listu, gdy dostrzegła znikający biały ogon, jedynie uśmiechnęła się i zamknęła za nią okno.
    Niedługo w ślad za nią pobiegnie Bestla. Lecz to za moment. Gdy po raz kolejny jeszcze przeczyta wysłany jej list. Gdy po raz kolejny poczuje się komuś bliska, komuś potrzebna. Przez kogoś zauważona.


    02.02.2000

    Drogi E.,

    Nie musisz mi dziękować za listy. Twoje słowa, choć były dla mnie zaskoczeniem, stały się dla mnie bardzo ważne, bardzo mi bliskie. A zaistnienie i wysłanie mojej odpowiedzi było bardziej niż oczywiste, nawet jeśli zabrało mi to tak wiele czasu.

    Nie masz pojęcia, jak bardzo cieszy mnie Twoje wyznanie. Może wydawać Ci się nieodpowiednie, ale sam fakt, że dzięki mnie znalazłeś w sobie iskrę, aby podnieść się i spróbować sięgnąć po odrobinę samodzielności… Nie masz pojęcia, jak wiele to dla mnie znaczy, nie masz pojęcia, jak bardzo szczęśliwa się przez to poczułam. Nawet jeśli nigdy w życiu się nie widzieliśmy – cieszę się, że w pewien sposób udało mi się Ciebie wesprzeć.

    Nie musisz się obawiać – nie jesteś ciężarem. Ani dla mnie, ani pewnie dla Twoich bliskich, którzy przecież nadal do Ciebie zaglądają i chcą służyć pomocą. Gdyby było inaczej, na pewno byś wiedział. I… jeśli mogę Ci coś podszepnąć – nie próbuj budować wokół siebie muru. Najczęściej jest to bardzo bolesna decyzja, tak dla Ciebie, jak i dla ludzi Ciebie otaczających. Ci, którzy najbardziej Cię kochają, chcieliby być w Twoim życiu. Po jednej stronie muru, wraz z Tobą – nie po tej, po której zazwyczaj stawia się własnych wrogów.

    Bogowie bywają przewrotni, to fakt, ale czy dają nam brzemię, którego nie będziemy w stanie udźwignąć? Może nam się tak wydawać, gdy nasze ramiona uginają się pod wagą zrzucanych na nas trudności, jednakże może jedyne, czego pragną, to przekształcenie własnej słabości w siłę?

    Oczywiście, to naturalne, że się łamiemy i gubimy. Nawet nie wiesz, ile ja wylałam łez, nie mogąc zrozumieć, dlaczego mnie to akurat spotkało, czym sobie na to zasłużyłam i dlaczego moi bliscy muszą się z tym zmagać. Ja także zaczęłam uciekać. Podejmowałam decyzje, których dziś żałuję. Odtrącałam najbliższe mi osoby, kiedy moja uwaga i moje ciepło mogło wpłynąć na ich życie, sprawić, że potoczyłoby się inaczej, że oszczędziłabym im bólu, gdybym była z nimi…

    To bardzo trudne. I rozumiem to. Ale wiesz, co jest najważniejsze? Aby znaleźć sposób, aby wyrzucić z siebie targające Tobą emocje. Mogę przyrównać je do wulkanu. Kiedy krater przepełni się lawą, jej część wyleje się poza jego brzegi – lecz będzie to spokojne i naturalne. Co jednak się zdarzy, kiedy zatkasz go czymś i nie pozwolisz na ujście? Mogłoby się wydawać, że wszystko będzie w porządku. Może na kilka tygodni. Lecz w końcu eksploduje z siłą większą niż moglibyśmy sobie to wyobrażać.

    Czuję, że mogłeś przeżyć jedną z takich eksplozji w ostatnim czasie. I wiem, że pozbieranie się po niej może być bardzo, bardzo trudne. Ale za każdym razem, kiedy stwierdzisz, że nie masz siły, pomyśl, że nawet na glebie wulkanicznej wyrosnąć mogą przepiękne ogrody.

    To, co chcę Ci powiedzieć, to to, abyś poszukał czegoś, co pomoże Ci zrozumieć i uspokoić własne emocje. Myślę że w zrozumieniu i zaakceptowaniu ich może leżeć Twój klucz. Chciałabym Ci podać jeden przepis na osiągnięciu tego stanu… lecz dla każdego przeznaczone jest coś innego. A ja mogę Cię jedynie wspierać w tym procesie.

    Nie czuj się zupełnie zobowiązany do pisania mi o swoich doświadczeniach. Twoje listy i tak są dla mnie niesamowitą przyjemnością, gdy siadam do ich lektury i mogę pomyśleć, że ktoś tam czeka na moją odpowiedź.

    Dlatego nie myśl już nawet, że mnie męczysz. Niezmiernie się cieszę, że mogłam Cię poznać, nawet odrobinę. I że odważyłeś się do mnie napisać.

    Z najlepszymi życzeniami i pozdrowieniami,
    Hlin
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Tym razem zniszczył wszystkie. W ciągu pół miesiąca napisał około sześciu listów, lecz żaden z nich nie wyszedł poza brzegi kosza na śmieci, w którym lądowały. Czuł się gorzej. Pomimo dobra, które otrzymywał od obcej, a zarazem tak bliskiej mu Hiln, nie potrafił zawsze wszystkiego dźwigać z taką samą determinacją. Bywał słabszy; tak właściwie, to zdarzało mu się to ostatnio coraz częściej i jedynie blady strach padał na oblicza jego bliskich. Każdy zastanawiał się, dlaczego po okresie względnej stabilizacji znowu następowało załamanie. Natura schorzenia – usłyszał chyba kilka razy, gdy wysuwał szyję przez framugę drzwi. Rozprawiali o nim dość często. Czy brat, czy przyjaciel, czy medycy wciskani siłą w zatęchłe mury pokoju. A on dziwnym trafem wcale nie chciał nikogo słuchać, pogrążony w ciągłej nostalgii. Nawet Angerboda zdawała się bardziej apatyczna, pozbawiona możliwości, by znów biec przez zaspy ze starannie złożonym listem. Prawdopodobnie i ona już przywykła do wzmożonej aktywności, jednak jeśli jej właściciel tkwił w niemocy, dla niej nie pozostawało nic ponad sen w kieszeni szlafroka przewieszonego przez metalowe oparcie krzesła.
    Zwykle tak właśnie to wyglądało – czuł się dobrze, póki nie napotkał nawet na jakiś najdrobniejszy bodziec, który wyrywał go z harmonii i kotwiczył w bolesnej przeszłości.
    Starczył bilecik wetknięty pomiędzy teczki z dokumentami, by przeżyć na nowo to, co najbardziej bolesne.

    22 — 04 — 1996.
    Jezioro Niks, godz. 18:00
    Zapewniam, że warto… H.


    Dopiero po wielu dniach napisał coś, co było godne przekazania dalej, choć walczył ze sobą do ostatniej chwili, nim Angerboda zniknęła za uchylonym oknem.


    20.02.2000

    Hiln,

    Długo zwlekałem z kolejnym listem, ponieważ nie czułem się najlepiej. Czasami mam wrażenie, że byle podmuch wiatru jest zdolny, by zachwiać moim spokojem. Mój powód milczenia może wydać się błahy, lecz chcę Ci napisać skąd ta nagła zmiana. Nim jednak to uczynię, czuję potrzebę, by odpowiedzieć jeszcze na Twoje słowa, które zawarłaś w poprzedniej korespondencji, bo długo nad nimi myślałem i próbowałem z nich wysączyć całą siłę, jaką próbowałaś we mnie nimi przelać.

    Masz rację, oderwanie się od obudowywania murem, zburzenie tego, co zdołało się już wznieść, jest bardzo trudne. Najbardziej lękam się odsłonięcia, braku jakiejkolwiek ochrony, bo sądzę, że wszystko zacznie wtedy uderzać we mnie jeszcze mocniej. Wziąłem sobie jednak do serca Twoje słowa i chociaż nie jestem gotowy, aby już teraz zrobić jakiś większy krok, to jest to dobry zaczątek, refleksja, która pozostanie ze mną na wiele kolejnych tygodni.

    Nigdy nie rozumiałem bogów. Może miewałem krótkie przebłyski, gdy matka zabierała mnie do świątyni i stawiała przed ich posągami. Czasami bardzo pragnąłem czuć ich obecność, lecz zwykle wizyty te kończyły się jedynie rozczarowaniem i poczuciem pustki. Moja matka lubiła mówić, już wiele lat po tamtych wydarzeniach, gdy skończyły się nasze wspólne wyprawy, że problem może tkwi we mnie, bo nie podążyłem drogą, jaką dla mnie przygotowali. Że gdybym pozostał w świątyni, odnalazłbym zrozumienie dla swojego daru i zesłaliby na mnie łaskę spokoju. Zawsze panicznie bała się ich gniewu, dlatego nie potrafiła pogodzić się z moją decyzją o wybraniu innego sposobu na życie. Dla niej dar widzenia duchów równał się przyjęciu brzemienia kapłaństwa, lecz nigdy tego nie chciałem. Obawiam się, że ma mi to za złe do dnia dzisiejszego. Dlatego wiele ze sobą nie rozmawiamy, praktycznie nie mamy kontaktu, bo nie umiem znieść jej rozczarowania. Więc może jednak się mylisz, Hiln? Może bogowie niektórych karzą za brak pokory i przygniatają brzemieniem niewspółmiernym do ich sił?

    Kiedy mówisz o sobie, przeglądam się niczym w lustrze, choć może pozostajemy na nieco innym etapie co do godzenia się z własną naturą. Rzadko miałem okazję widzieć tak ogromne podobieństwo, jest to coś nowego, ale i naprawdę niosącego otuchę, że nie jestem sam, choć czytanie o bólu, którego doświadczyłaś i o łzach, które wylałaś nie jest łatwe. Mam jednak szczerą nadzieję, że obecnie w Twym życiu gości upragniona równowaga i spokój. Widzę tutaj też cień przypadłości, na którą obydwoje może cierpimy? Wyrzucanie sobie wcześniejszych decyzji, żałowanie tego, co się wydarzyło za ich sprawą. Nie jest mi łatwo oderwać się od przeszłości i to ona trzyma mnie wciąż w tym jednym, mrocznym miejscu.

    Twoje porównanie do wulkanu jest niezwykle trafne, chwyta sedno procesu, który zachodzi bardzo często w człowieku; we mnie. Sądzę, że jeszcze długa wędrówka przede mną, lecz przyjmę każde Twoje słowo, każdą wskazówkę. Może dzięki nim znajdę własną drogę.

    Chciałbym Ci teraz wyjaśnić, skąd moje milczenie – będzie to równoznaczne z przekazaniem Ci jednego z fragmentów mojej przeszłości. Mówiłem już wcześniej, że różne bodźce wywołują we mnie najmniej spodziewane reakcje. Tym razem też tak było. Sprawa zdawała się niezwykle błaha, gdy spomiędzy teczek z dokumentami uleciał skrawek papieru. Na nim nic wielkiego: zapisana data i tytuł opery. Znasz Oscara Westermarka i Jezioro Niks? Muzykę skomponował Kalus Reiten. W 1996 roku można było oglądać ją w Midgardzie. Kartka nie była przypadkowa, została napisana ręką bliskiej mi osoby. Teraz myślę o tym jak o pierwszym akcie tragedii, choć wydawało mi się, że wygrałem los na loterii. Moje serce do tej pory krwawi na samą myśl o latach, które nie powrócą. Zostałem sam, z tym skrawkiem pamięci pomiędzy palcami. Zostałem sam, bo ona odeszła ode mnie w chwili, gdy najbardziej potrzebowałem zapewnienia, że to nie koniec życia, że jeszcze się wydźwignę z beznadziei. Wciąż nie rozumiem tej decyzji, wciąż nie potrafię sobie wybaczyć, że może to moja wina i choć minęły niemalże cztery miesiące odkąd zniknęła z mojego życia,  to rana wciąż pozostaje świeża i czasami sądzę, że właśnie to zdarzenie przykuwa mnie do łóżka. Dlatego też, gdy wspomnienie pierwszego, wspólnego wyjścia uderzyło czernią tuszu znaczącego kartkę z notesu, tak bardzo się zachwiałem. Próbowałem coś pisać, chciałem oderwać się od tego palącego wrażenia, lecz nie potrafiłem. Dopiero teraz złożyłem tych kilka słów. Pomyślałem, że to najlepsza okazja, by opowiedzieć ten fragment, by podzielić się jedną z klisz wspomnień. Teraz sam próbuję ją wsunąć na powrót w niepamięć, pomiędzy sterty papieru. Powoli wracam do siebie. Dziękuję, Hiln.

    Zdałem sobie też sprawę, że wciąż podpisuję się inicjałem. Potraktuj to jako ćwiczenie – próbę zrzucenia jeszcze jednej cegły z otaczającego mnie muru. Niech stworzy się przesmyk pomiędzy nami, małe okienko, przez które będzie mnie lepiej widać.

    Bądź zdrowa, Hiln.

    Na imię mam Eitri.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Chociaż domyślała się, iż niespodziewana cisza nie była spowodowana jakimkolwiek ze słów, które zawarła w poprzednim liście – najpewniej ponownie źle się poczuł i nie miał siły sięgnąć po pióro, to naturalne – to jednak nie potrafiła oderwać od niego swoich myśli. W jej głowie kłębiły się obawy, podbijane z każdym dniem coraz to bardziej kreatywną myślą na temat tego, co mogło mu się stać. Nie wiedziała wszak, jaka choroba go toczyła – o ile była to faktycznie choroba, nie potrafiła wciąż tego stwierdzić – nie znała dokładnie jej objawów… i nie wiedziała, czy może się pogorszyć czy też nie.
    A przy okazji gdzieś w myślach kołatała uwaga, iż to może jednak jej słowa w jakiś sposób go wystraszyły lub spłoszyły. Czułaby się okropnie z tą myślą.
    Już czuła się okropnie.
    Toteż widok znajomej, charakterystycznej wiewiórki ucieszył ją bardziej niż powinien. Pochwyciła od niej list niemal od razu i skrywszy się w najbardziej oddalonym, samotnym miejscu domowej posiadłości, poświęciła się lekturze tak długo wyczekiwanej odpowiedzi.
    Eitri. Na imię miał Eitri.
    Może to kaprys Norn, ale jej myśli nie potrafiły powiązać imienia z chłopakiem, który czasem odwiedzał jej starszego brata. Nigdy nie mieli przecież kontaktu, nie rozmawiali za bardzo, czemu więc miałby wyryć się w jej pamięci inaczej niż osoba od czasu do czasu przewijająca się gdzieś w tle? Nie miała więc wciąż pojęcia, iż świat tak naprawdę jest tragicznie mały, a ona właśnie nawiązywała niż porozumienia z dobrym kolegą Lasse. Może gdyby w jej głowie błysnęła ta iskierka świadomości, zaczęłaby się odnosić do niego inaczej. Ale nie.
    Wyjawienie imienia potraktowała jako kolejny krok, przełom, przejaw zaufania, stopniowo coraz większego. Ucieszył ją bardzo – i żałować jedynie mogła, iż przez najbliższe tygodnie wciąż ktoś lub coś odciągało ją od niemalże natychmiastowej odpowiedzi, którą w ostateczności naskrobała w końcu na kolanie między zajęciami, aby wieczorem wręczyć ją Bestli i wypuścić wiewiórkę w ciemność.


    02.03.2000

    Drogi Eitri,

    Na samym początku chciałam Ci podziękować za zaufanie, jakim mnie obdarzyłeś. Nie mam pojęcia, czym sobie na nie zasłużyłam, niemniej cieszę się z jego obecności. Nie wiesz nawet, jak wiele znaczył dla mnie moment, w którym mogłam wyczytać Twoje pełne imię. Nawet jeśli nigdy się nie spotkaliśmy i nie będę w stanie przypisać go do Twojej twarzy, jestem niesamowicie wdzięczna. I doceniam Twoją odwagę. Nieustannie.

    To całkiem niewykluczone, że kiedy zburzysz swój mur, wszystko zacznie uderzać w Ciebie silniej. To tak jakby logiczne – jakbyś w rzeczywistości zburzył ścianę, która oddzielała Cię od świata. Jednocześnie wpuścisz do siebie czekające na to nieustannie osoby… z drugiej jednak będziesz bardziej osłonięty. To obusieczny miecz, ale mimo wszystko uważam, że warto zaryzykować – bo nie będziesz już wtedy sam. To najbliższe Ci osoby staną się Twoją siłą. Może na początku będziesz czuł się słaby, ale w końcu i to wrażenie przeminie, kiedy dopuścisz do siebie myśl, że masz na kim polegać.

    Nie musisz tego, oczywiście, robić natychmiast. Przedstawiam Ci moją perspektywę i moje myśli. Domyślam się, iż jesteśmy w dwóch zupełnie różnych momentach swojego życia. Być może Twój moment na wyciągnięcie ramion do bliskich dopiero nadejdzie za jakiś czas. I to jest w porządku. Nie rób niczego przeciwko sobie, a na pewno nie w sposób gwałtowny.

    Być może nie mam pełnego obrazu sytuacji, ale wydaje mi się, że to nie w taki sposób bogowie wybierają i powołują do siebie osoby… Istnieje wielu galdrów z przeróżnymi darami – niektórzy czasem są zwyczajnie chorzy, co myli się czasem z darem – lecz nie oznacza to, iż ich miejsce jest w świątyni. Więc dlaczego mieliby Cię ukarać za coś, czego nie zrobiłeś? Myślę, że niepotrzebnie szukasz winy w sobie. Może nawet na siłę. Może Ci się zdawać, że jeśli ją znajdziesz, będzie Ci łatwiej funkcjonować, bo to w końcu coś, nad czym możesz mieć kontrolę… Lecz co, jeśli ani Ty, ani Twoja matka nie macie racji?

    Nie potrafię co prawda zawyrokować na pewno, lecz sądzę, że czasem warto dopuścić do siebie myśl, że całe zło toczące się wokół nas nie jest naszą winą. Może to być wyzwanie, podobne do tych, które Odyn rzucał sobie sam, aby tylko stać się twardszym, aby sięgnąć po niedostępną dotychczas mądrość. Może myślenie w ten sposób czasem nam pomoże?

    Też uważam, że jesteśmy w pewnych względach do siebie podobni, chociaż nie identyczni. I, och, również życzyłabym Ci równowagi w życiu, gdybym tylko nie wiedziała, jak bardzo ciężko jest po nią sięgnąć. Ludzie, którzy widzą więcej, powinni być też bardziej odporni. Niestety, odporność często wiąże się z bezdusznym zahartowaniem przez okoliczności i los…

    Być może więc warto znaleźć kogoś podobnego do siebie. Może nawet jeśli bliscy nas otaczający nie będą w stanie zrozumieć (choć z pewnością będą się starać!), może w oczach tej drugiej osoby znajdzie się oparcie, świadomość, że nie jest się samym na świecie. To pomaga.

    Natomiast oderwanie się od przeszłości… nie jest łatwe. Tak, masz pod tym względem rację. Chciałabym znaleźć jakiś właściwy sposób… Jestem pewna, że istnieje, ale jestem równocześnie pewna, że prowadzi do niego niełatwa ścieżka.

    Rozumiem… I raz jeszcze dziękuję Ci za okazane mi zaufanie. Teraz jestem w stanie nieco lepiej zrozumieć Twój stan. Rozumiem więc Twoje cierpienie. Kiedy opuszcza Cię osoba, którą kochasz, jakakolwiek miłość by to nie była, czujesz się tak, jakby właśnie zawalił się świat. Zadajesz sobie pytanie – czy cokolwiek będzie już takie samo? Czy będziesz potrafił oddychać, stać na własnych nogach, o własnych siłach – bez niej? Fatalizm chwili każe Ci wierzyć, że nie. Może wtedy się poddajesz, może wtedy upadasz. I wiesz – to jest w porządku. Kiedy znika tak ważny element Twojego życia, to tak, jakby nagle wydarto Ci część Twojego serca. Możesz funkcjonować, ale ból jest tak przejmujący, że zastanawiasz się, czy na pewno dasz radę. Jednocześnie, pogrążony we własnym cierpieniu, nie chcesz już nikogo więcej wokół siebie. Może w obawie, że i oni odejdą – więc łatwiej będzie odepchnąć ich samemu, na własnych warunkach?

    Lecz wiesz, co Ci powiem? Rany, nawet te najbardziej głębokie, nareszcie się zagoją. W końcu ból zacznie ustawać, przestanie być tak przejmujący. Przez jakiś czas będzie ciągnęło się dziwne otępienia - lecz i ono nareszcie zniknie. A w miejscu, z którego wyszarpnięto część Twojego jestestwa, pozostanie przykra blizna, jedynie budząca wspomnienia.

    Wierzę, że tak będzie i z Tobą. Wiem, że jest Ci ciężko, potrafię to zrozumieć. Ale jednocześnie wiem też, że gdzieś głęboko w Tobie ukryta jest siła, która pomoże Ci nareszcie wstać, wyjść z pokoju i powiedzieć światu – nie dam się. Nawet jeśli boli, ciągle jestem i ciągle żyję. I dam radę przezwyciężyć i to.

    Wierzę w Ciebie z całego serca. Wierzę, że nareszcie, gdy miną już chwile najczarniejszej rozpaczy, nici Frigg staną się jaśniejsze, aż przestanie przysłaniać Twoje niebo, pozwalając, aby Twoją twarz oświetliło piękne, ciepłe słońce.

    Tego właśnie Ci życzę. Aby przędza Frigg nareszcie się rozstąpiła nad Twoim życiem.

    Z najszczerszymi życzeniami odnalezienia ukrytych w sobie sił,
    Hlin
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Nigdy nie pojawiła się w jego głowie nawet nieśmiała myśl o tym, że może znać Hiln nie tylko z jej publikacji. Prawdopodobnie, gdyby prawda została ujawniona, pisanie listów stałoby się trudne, nastręczające kolejnych problemów i niezręczności. Na szczęście mógł trwać w błogiej nieświadomości, dzieląc się swoimi przeżyciami z kimś, kto tak naprawdę był nie tak odległy.
    Czekał na wiewiórkę niemal każdego wieczoru. Zastanawiał się wielokrotnie, czy jego towarzyszka siedzi już przy swoim biurku i kreśli słowa odpowiedzi. Czasami miał pokusę, aby nadać jej konkretny kształt; rysy twarzy i kolor oczu, który oprawiony w łagodne spojrzenie tym bardziej utwierdzał go w przekonaniu, że ma jeszcze przed sobą jakąś nadzieję. Zwykle jednak jego rozważania urywały się, grzęznąc w zakłopotaniu, paląc się w pąsie wykwitającym na policzkach. Nie mógł nadać jej kolejnych szczegółów, gdyż zbytnia konkretyzacja onieśmielała go i nie pozwalała, aby tak swobodnie pisać listy. Prędzej, czy później bowiem, w cierpliwych oczach Hiln zaczynała pojawiać się skaza zniecierpliwienia. Usta układające się w uśmiech powoli wyginały kąciki w przeciwnym kierunku i wyrażały rozczarowanie. Wyobraźnia wypełniała puste rysy twarzy tym wszystkim, co aż nazbyt dobrze znał z codzienności, dlatego nie potrafił dalej pisać, póki nie odszedł od stolika i nie uspokoił się. Był jednak ten jeden, maleńki moment, w którym pisarka jawiła mu się w swej najczystszej formie – niczym duch pozbawiony pragnienia osądu, faktycznie wyrozumiały i pełen dobroci.
    Tym razem czekał na odpowiedź nieco dłużej. W tym czasie uspokoił nurt wspomnień, powrócił do względnej równowagi. Marzec rozpoczął się tak szybko. Był jaśniejszy, choć wciąż dość mroźny. Pierwszy raz pozwolił sobie na krótki spacer, opuścił mury domu, lecz zrobił to w asyście koperty przyniesionej trzy dni wcześniej przez Bestlę. Długo myślał nad samą treścią, jak i tym, co powinien odpisać. Niestety i tym razem nie mógł uczynić tego wystarczająco szybko. Coraz częściej słyszał głosy, że powinien rozpocząć powolny powrót do utraconej sprawności. Że nawet jeśli jego głowa wciąż niedomaga, powinien zająć się ciałem, by w ogóle mieć szansę na powrót do pracy. Nie chciał tego wyjątkowo. Odpychał myśl by powrócić, jednak dla świętego spokoju uczestniczył w wizytach u specjalistów. Każdy dzień kończył niemal zupełnie wycieńczony, po mozole rehabilitacji i ćwiczeń. Nie potrafił znaleźć chwili, aby usiąść do pisania, jednak gdy wreszcie nadarzyła się sposobność, zebrał myśli i ubrał je w słowa jednego wieczoru.


    29.03.2000

    Droga Hiln,

    Nie pisałem praktycznie przez miesiąc. Mam nadzieję, że nie sprawiłem Ci tym zawodu, że nie martwiłaś się wyjątkowo. Chciałem napisać już wcześniej, lecz niestety nie miałem na to czasu. Jak mówią moi bliscy – z trudem, ale wracam do żywych. Choć jednym jest umysł, a drugim ciało, które próbuję naginać do granic jego możliwości. Wszystko to wiąże się z pewną presją, którą zaczynam ostatnio odczuwać. Lecz może o tym znów napiszę na samym końcu listu. Chciałbym w ten sposób przesłać Ci kolejną kliszę z mojego życia.

    Dużo myślałem o odsłanianiu się. O tym, jakie korzyści, ale i jakie ryzyko ze sobą niesie taki zabieg. Powiem Ci szczerze, że gdy wyjawiłem moje imię, początkowo czułem ulgę, lecz następnie zacząłem zastanawiać się, czy zrobiłem dobrze. Nabierając konkretnego kształtu zaczynam się obawiać wielu rzeczy. Czasami myślę, czy wiedząc więcej na Twój temat byłbym zdolny dalej bez zupełnego skrępowania opisywać swoje zmagania. Choć lubię myśleć, że przecież jesteś realną postacią. Że gdzieś faktycznie żyjesz i mierzysz się z codziennością. Że nie tylko jesteś zbiorem słów, a człowiekiem z krwi i kości. To dzięki temu nie czuję się tak wyobcowany, a jednak łatwiej mi pisać, niż stać z kimś oko w oko. A sam, dlaczego się boję nawet zdradzenia imienia? Może myślę o rozczarowaniu? Tak. Myślę o tych wszystkich momentach, w których właśnie takie odczucia mieli względem mnie ludzie. Chyba nie chciałbym Twojego rozczarowania. Może brzmi to strasznie naiwnie, ale przejmuję się podobnymi rzeczami dość często.

    Myślę, że szukanie winy w sobie jest najłatwiejsze, ale też przynosi wiele bólu. Zamysł bogów jest dla mnie zupełnie niejasny, nie wiem, czego jeszcze mogliby ode mnie oczekiwać. Nie byłem dobry w takich rozważaniach. I to nie tak, że nie wierzę w ich obecność, czasami wydaje mi się ona po prostu bezcelowa. Albo przeszkadzająca. Zapewne ocieram się o bluźnierstwo, lecz nie potrafię obecnie inaczej na to patrzeć. Kiedyś chyba bywałem bardziej łagodny w tych kwestiach. Mimo wszystko, spróbuję przyjąć Twoją perspektywę, nie będę doszukiwał się ich ingerencji i złej woli. Odpuszczę też nieco sobie. Choć nie jest to łatwe. Podjąłem decyzję o mojej ścieżce życiowej lata temu. Nie zmienię już tego, nie chciałbym zresztą.

    Wszystkie Twoje uwagi i myśli zapamiętuję bez wyjątku. Długo je trawię, obracam w głowie i przyglądam się im na papierze. Zmuszam się do takiej gimnastyki, by nie trwać w zastoju. To cenny dar – wszystkie listy od Ciebie. Choć, tak jak piszesz, wiele nas łączy, ale zapewne też dzieli, chcę się skupiać na tym, co wspólne. Reszta nie jest ważna, nie teraz. Może potrzebuję takiego uproszczenia. Jest pokrzepiające.

    Kiedy napisałem Ci ostatnio o mojej Miłości, czułem się naprawdę źle, nieswojo. Dlatego wtedy tak zwlekałem. Potem nie było lepiej, nawet, gdy czytałem słowa od Ciebie wszystko zdawało mi się tak… nie powinienem o tym pisać. To wciąż element, z którym nie potrafię sobie poradzić. Doceniam Twoje wszystkie zapewnienia, to nie tak, że napisałaś cokolwiek, co by było złe, czy nieodpowiednie. Po prostu. Chyba potrzebuję więcej czasu, aby Jej twarz przykryła niepamięć, aby Jej głos przestał dźwięczeć w uszach, aby zapach wyparował doszczętnie z koszuli, w którą byłem ubrany ostatniego, gorącego popołudnia, które spędziliśmy razem przed moim wypadkiem. Wtedy wszystko to zostanie zamknięte. Odejdzie. Pozostanie jedynie wspomnieniem i zabliźnioną raną, o której pisałaś.

    Nie chciałbym, aby każdy z moich listów był tak okropnie przytłaczający. Chciałbym, abyś miała świadomość tego, co dzieje się poza tym. Może to wciąż niewiele, lecz chyba w jakimś stopniu pokazuje, że robię drobne kroki. Jak pisałem na samym początku: nie miałem czasu, by szybko odpowiedzieć. Najbliżsi (brat) próbuje przeforsować myśl, że to czas najwyższy, abym wziął się za siebie i zaczął wychodzić. I owszem, ostatnio, choć zima nie odpuszcza, wychodzę. Spaceruję po Midgardzie, zacząłem rehabilitację, bo wprawdzie po wypadku już się takiej podejmowałem, lecz zaostrzenie moich problemów natury psychicznej zupełnie wybiło mnie z rytmu i sprawiło, że powróciłem do punktu wyjścia. Teraz jednak staram się, bywa różnie, a brat wciąż nade mną stoi i mówi, że do niczego mnie nie zmusi, lecz powinienem powrócić po zwolnieniu chorobowym do pracy. Teoretycznie data ta majaczy w lipcu, ale dla mnie to zupełna abstrakcja. A jednak. Jednak naginam się i walczę ze słabością. Kiedyś potrafiłem godzinami maszerować, przemierzać góry, wspinać się. Obecnie krótki spacer wywołuje zadyszkę. W takim stanie nie powrócę do pełnienia obowiązków. Krucze skrzydła nie przyjmą kogoś takiego jak ja. Kiedy ubierałem mundur pierwszy raz, czułem tak wielką dumę, gdyż podążyłem drogą dziadka oraz ojca, drogą starszego brata. Teraz z tej dumy pozostał jedynie żal i ból, bo zawiodłem ich wszystkich. I nie wiem, czy faktycznie będę zdolny do powrotu.


    Dziękuję Ci za dobre słowa. Dziękuję Ci za westchnienie do Frigg w moim imieniu. Sam nie potrafię prosić o takie rzeczy, lecz może wysłucha wołania dobywającego się z Twych ust.

    Dziękuję Ci za Twoja wiarę we mnie.

    Bądź zdrowa, Hiln, niech Twoja codzienność będzie przepełniona dobrem. Spotykaj na swej drodze tylko życzliwych ludzi. Niech Bogowie mają Cię w swojej opiece.



    Eitri


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Powoli przyzwyczajała się do czekania. Dni przeradzające się w tygodnie nie dłużyły się aż tak bardzo. Głowy nie męczyły wyrzuty wobec siebie samej, że może napisała coś nieodpowiedniego, że być może odstraszyła od siebie człowieka w potrzebie, że nie mogła mu w żaden sposób pomóc, a co gorsza – może mu zaszkodziła. Była spokojniejsza. Wiedziała, że opóźnienie nie wynikało z jej winy, a zapewne stanu zdrowia Eitriego. I chociaż przymierała z niepokoju, chwytając się wszelkiej nadziei, że znajdzie wystarczająco dużo sił, aby walczyć dalej, aby powrócić do zdrowia, nie spędzało już tu snu z jej powiek. Nie budziło wyrzutów sumienia.
    Poza tym – nadchodzące tygodnie przyniosły ze sobą obrządki Ostary. Nie mogła stwierdzić, że lubiła to święto, było dla niej dość neutralne, ale przy tym i dobrą okazją do odpoczynku przed obowiązkami, do drobnej ucieczki w sobie tylko znane miejsca, do poszukania pośród sennej atmosfery natchnienia. To przychodziło do niej ostatnio dość rzadko, zapewne przez natłok pracy na studiach. Frustrowało ją to, ale wiedziała, że nie może niczego przyspieszyć. Inaczej jej wiersze, a tym bardziej proza, która miała pojawić się w gazecie, byłaby jedynie bezsensownym potokiem słów miast prawdziwym przekazem. Miast prawdziwym wyrazem emocji, w których być może ktoś, jak na przykład Eitri, zdołałby się odnaleźć.
    Ostara minęła, Silje wróciła na uczelnię, ale listu wciąż jeszcze nie otrzymała. Często łapała się na tym, że myślami błądziła gdzieś wokół sylwetki chłopaka. Może mężczyzny? Czasem starała się wyobrazić sobie, kim mógłby być jej rozmówca. Nadanie mu konkretnego kształtu zapewne pomogłoby jej go zrozumieć bardziej, lepiej… ale nie potrafiła tego zrobić. Ciężko jej było ocenić nawet tak podstawowy czynnik, jak jego wiek – mógł być młody, ale starszy galdr również mógł borykać się z podobnymi problemami. Mógł być nawet nieletni, albo sędziwy i dojrzały. Nie potrafiła tego powiedzieć jednoznacznie i czasami ją to frustrowało. Jawił się więc jej jako pojęcie, abstrakcyjny konspekt, z którym była w stanie porozmawiać niczym medium kontaktujący się z duchami. Tym mógł właśnie dla niej być. Duchem.
    Choć nie miała nic przeciwko niematerialnym istotom, zdecydowanie wolała mieć świadomość, że osoba, której starała się pomóc, miała konkretny kształt – konkretne rysy, konkretne oczy, z których przecież niejednokrotnie wyczytywała prawdziwe, często bardzo głęboko skrywane emocje…
    Widok znajomej wiewiórki za oknem ucieszył ją tym bardziej, że zaledwie chwilę temu wróciła do domowej posiadłości, zrzuciła z siebie torbę i miała chęć jedynie położyć się na łóżku. Angerboda więc nieco zmieniła jej plany, bo zamiast zamknąć oczy i skupić się na oddechu, Silje śledziła zainteresowanym, nagle pobudzonym spojrzeniem kolejne skreślone litery.


    04.04.2000

    Drogi Eitri,

    Nie przejmuj się tym zupełnie. Bardzo ucieszyła mnie wieść o tym, że zaczynasz powoli wracać do formy, domyślam się, jak ciężko musi Ci być. Dlatego nie musisz zajmować głowy moją osobą, kiedy Twoja uwaga powinna skupiać się wokół innej przestrzeni. Nie traktuj mnie też jako obowiązku i przymusu odpisywania. Mam bardzo dużo czasu. Poczekam na Ciebie.

    Potrafię Cię zrozumieć. Często bywa tak, że na odległość, nie patrząc w twarz drugiej osoby, jest nam łatwiej wyjawić swoje prawdziwe myśli. To tak jakby przemawiać do gwiazd, tylko odrobinę lepiej – gwiazdy w końcu nie usłyszą Cię, nie zrozumieją tak jak człowiek gdzieś być może na drugim krańcu świata. Można poczuć się bezpieczniej, szczególnie gdy boimy się zobaczyć w jego oczach emocję, która mogłaby przynieść nam ból czy rozczarowanie. W pewien sposób jesteśmy bezpieczni. Bezpieczniejsi niż stając twarzą w twarz z problemem.

    Urok problemów jednak jest taki, że, w przeciwieństwie do ludzi, w końcu trzeba się z nimi zmierzyć. Można odkładać to na później, lecz te nie maleją, nie znikają, a z czasem zdają się narastać. To trochę jak z pająkiem – gdy pomimo lęku, pozwolisz mu mieszkać w kącie swojego pokoju, gdy jest zaledwie mały, będziesz mógł żyć, ale ze świadomością, że coś jest nie tak. A potem nie będzie lepiej, bo ten urośnie i Twój lęk będzie się albo wzmagał, albo zmusisz się do zmierzenia z nim.

    Lecz nie musisz bać się mojego rozczarowania. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić sytuacji, w której miałabym je poczuć względem Ciebie. Jesteś w końcu wojownikiem. Nawet jeśli nie rozmawiamy ze sobą codziennie, za każdym razem, gdy chwytam w dłonie Twój list, widzę postępy w Twoim życiu. Widzę, jak powoli podnosisz się po czymś, co zadało Ci okrutny cios. Jest Ci ciężko, wiem. Potrzebujesz wsparcia, to naturalne. Ale się nie poddajesz. To jest właśnie w Tobie piękne. Dlaczego więc miałabym się rozczarować kimś, kto pomimo przeciwności losu, nadal brnie przed siebie?

    Możesz nawet zapomnieć o bogach, ale pamiętaj o sobie. O tym, aby się nie zadręczać. Twoim największym wrogiem najczęściej jesteś Ty sam – to zasada, która tyczy się każdego galdra, każdej istoty. A może nie powinnam mówić wrogiem, a przeciwnikiem. Bo nie powinieneś nienawidzić samego siebie. Jedynie dostrzegać w sobie wady i słabości, i walczyć z nimi. Tak jak to robisz. Nawet jeśli bardzo zamykasz oczy i próbujesz udawać, że jest inaczej, ale wiedz, że nie masz powodu, aby prawić sobie jakikolwiek wyrzut.

    Rozumiem Cię. Bardzo silne emocje, które przeżywamy z drugą osobą, które czujemy do drugiej osoby zostają z nami na bardzo, bardzo długi czas. I bardzo ciężko jest nam sobie z nimi poradzić. Dlatego wiedz, że nie musisz o niej mówić już teraz. Nie musisz robić nic wbrew sobie, masz prawo czuć to, co czujesz teraz. Zauważaj te emocje, one mówią Ci, czego właśnie potrzebujesz, co w tej chwili przeżywasz. Pozwól im trwać. A potem też pozwól im odejść. Bo z czasem będą  słabsze, będą blaknąć, ustąpią miejsca innym. Pozwól im na to. Lecz póki co – weź sobie tyle czasu, ile potrzebujesz, aby przeżyć wszystko to, co czujesz – i wiedz, że nikt nie może mieć do Ciebie o nie pretensji.

    Wspominałam Ci już w tym liście, że jesteś wojownikiem. I raz jeszcze przywołam te słowa. Jesteś dzielny, jesteś odważny. Walczysz ze swoją słabością. Czasem Ci się nie uda – ale to naturalne, prawda? Czasami można się potknąć, lecz tylko ten, kto nie próbuje, nigdy się nie myli. To nieważne, czy dasz radę wrócić do pełni sił do lipca. A nawet jeśli nie – co z tego? Najważniejsze jest to, że każdego dnia się starasz, starasz się być coraz lepszym, wychodzić ze słabości. I tej myśli się trzymaj. Nie patrz na termin w kalendarzu, bo nie ma on żadnego znaczenia, ani nie decyduje o Twojej wartości. Twoją wartością jest Twoja siła – a tą potrafisz pokazać mi nawet w liście. Więc tym bardziej widać ją dookoła Ciebie.

    Być może tragedia zabrała Ci dawną sprawność, ale dążysz do jej powrotu. To jest najważniejsze. To tak, jak z kwiatem – kiedy będziesz chciał, aby od razu zapączkował, wlejesz w nią całą wodę, cały nawóz, jedynie przegnije przez presję. Ale kiedy dasz jej czas, odpowiednią przestrzeń na rozwój i dużo cierpliwości – wtedy będziesz mógł zachwycić się prawdziwym, pięknym owocem tej pracy.

    Tego Ci życzę, Eitri. Abyś odnalazł w sobie cierpliwość do samego siebie. I nie dał się naciskom z zewnątrz.

    Hlin
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Chciał pisać częściej, tak jak robił to na samym początku, gdy paradoksalnie było mu trudniej układać słowa w spójną całość. Pogrążony w zastoju miał więcej przestrzeni, gdy tylko znajdował siły, aby kolejny raz wysłać Angerbodę w jej tylko znanym kierunku. Żałował czasami, że nie potrafi mówić językiem zwierząt, bo kusiła go wizja swobody zadawania pytań małemu, białemu stworzeniu. Dowiedziałby się wtedy, jaka Hiln jest w rzeczywistości. Nie chciał wiedzieć jak wygląda, chciał dotknąć tego, jak zachowywała się, kiedy otrzymywała kolejny list. Uśmiechała się? Otwierała go zaraz? Zwlekała z czytaniem i odpisem, a może rzucała wszystko i pogrążała się w lekturze? Żywo zastanawiał się nad tymi drobnostkami i zdarzało mu się, że próbował odczytywać z małych, czarnych koralików zwierzęcych oczu jakiekolwiek poszlaki, coś, co nakierowałoby go choć mgliście na odpowiedzi. Jego towarzyszka chętnie zajmowała się pocztą, zrzucał to na karb jednak profesjonalizmu niż tego, że i dla niej podróże do Hiln zaczęły być przyjemnością. Chciał unikać nadmiernej interpretacji, by nie czynić złudnych nadziei.
    Wiosna w Midgardzie zagościła tego roku wyjątkowo punktualnie, rozchylała pąki na drzewach i zieleniła pobliskie klomby. Czuł więcej energii, którą pożytkował na spacery z Fenrissonem i wyjścia z bratem. Wznowił rehabilitację i coraz śmielej rozmyślał o powrocie do służby, choć czekało go jeszcze sporo pracy. Nic dziwnego, że w natłoku nowości umykały mu kolejne wieczory, które chciał przeznaczyć na pisanie, dlatego zszokowany ocknął się już niemal w przededniu lata.


    26.05.2000

    Droga Hiln,

    Wiosna tego roku zaskoczyła mnie przyjemnie. Chyba odzyskałem nieco więcej siły, lecz nie cieszę się przedwcześnie, ponieważ wiem, że choroba lubi powracać. Zbyt mocno przekonałem się o kruchości równowagi, którą czasami udaje mi się uzyskać. Bardzo niewiele potrzeba, aby coś nagle zmieniło uśmiech w kolejne dni rozpaczy.

    Nie piszę do Ciebie tyle, ile bym chciał. To rozczarowujące z jednej strony, choć wielu mówi, że to dobry omen – skupiam się nie na tym, co dzieje się w obrębie mojego pokoju, a wychodzę dalej, poznaję na nowo Midgard i czuję, że faktycznie może powinienem dać sobie drugą szansę. Chciałbym wrócić do pracy, lecz wiem, że będzie się to wiązało z wieloma nieprzyjemnymi wydarzeniami. Zdaję sobie sprawę, że wielu będzie patrzeć na mnie z politowaniem lub ze zdziwieniem. Będą szukać powodów, dla których ktokolwiek przyjął mnie na nowo. Już przed wypadkiem byłem brany za dziwaka i osobę niespełna rozumu, a teraz będzie tylko gorzej. Możesz pomyśleć, że przejmuję się tym bardzo i że to kolejny ze smutków, który spędza mi sen z powiek. Nic bardziej mylnego. Nauczyłem się żyć z takim stanem rzeczy. Nie potrzebuję aprobaty ludzi i ich uznania. Potrafię radzić sobie z tym bardzo dobrze. Zastanawiam się tylko, jak to będzie, kiedy na nowo wejdę do wspólnego pomieszczenia. Czy moje biurko naldal będzie moje? Czy będę czuł się tam jak u siebie? Czy będę potrafił nieść dobro i pomoc mieszkańcom miasta, jak robiłem to przed rokiem?

    Zawsze bardzo mi na tym zależało. Zawsze starałem się nieść pomoc tym, którzy tego potrzebowali; zwłaszcza słabszym i wykluczonym. Nauczyły mnie tego lata spędzone w Odala. Tam edukowałem się na pierwszym i drugim stopniu. Nigdy nie byłem łatwym dzieciakiem, dość często, jak mówiłem Ci to już wcześniej, nie potrafiłem zapanować nad swoim gniewem. Wdawałem się w bójki, bo nie chciałem biernie przyjmować cudzej niechęci i poniżania. Zarówno wymierzonych we mnie jak i w inne dzieciaki, które nie posiadały tyle woli walki co ja. Lubiłem chyba ten stan, kiedy rozbijałem czyjś nos w imię wyższych ideałów. Bo przecież tym była chęć niesienia pomocy i obrony słabszych. Dopiero z czasem zrozumiałem, że należy robić podobne rzeczy z głową (i niekoniecznie rozbijając cudze nosy i głowy) i dlatego wybrałem swój zawód. Moja rodzina wrosła w organizm Kruczej Straży. Ja wrosłem… kiedy zaraz po studiach znalazłem się na stażu. Tych kilka lat minęło bardzo szybko i wiem, że chciałbym je kontynuować.

    Może nie wszystko stracone?

    Hiln, niewiele piszę w tym liście, bo niewiele się dzieje. Całą energię wkładam w proces powrotu do zdrowia. Ciągle jednak wracają do mnie myśli, które tyczą się Ciebie. Czy masz się dobrze? Czy jesteś zdrowa? Czy sprzyja Ci natchnienie? Często wyszukuję kolejnych Twoich dzieł w gazetach, nasłuchuję, czy nie wydajesz czegoś nowego. To ta iskra w Twojej twórczości skłoniła mnie, aby do Ciebie napisać. Zawsze będę mieć w pamięci, jak wiele dla mnie czynisz. Jeśli jest coś, czym chciałabyś się podzielić, chętnie będę dla Ciebie tym, kim Ty jesteś dla mnie.

    Bądź zdrowa.


    Eitri S.



    Litera “S” przy imieniu została postawiona w sposób automatyczny, niekontrolowany przez nadawcę, który dopiero w nagłej refleksji poprawił się i nie zapisał całego nazwiska.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie była już tak niespokojna. Wiedziała, że cokolwiek się dzieje, Eitri stara się zmagać z codziennością. Że nie jest już aż tak źle. Że udało mu się pokonać pewne bariery, pewne przeszkody – i teraz walczy dalej. Nie mogła być tego świadkiem, nie mogła tego widzieć i w żaden sposób pokrzepiać go jeszcze bardziej, ale przynajmniej była spokojniejsza. Bo wiedziała, że nie podda się tak łatwo. Nawet jeśli było mu ciężko.
    W końcu pozwoliła sobie, aby mogła zająć się sobą. Nieznajomy nie był już aż tak częstym gościem w jej myślach, chociaż wciąż po głowie chodziła jej idea, aby napisać coś o nim. Coś o… nieznajomym, który pomocy szukał wśród literatury, wśród listów do kobiety, której nie znał. To byłby dobry materiał na opowieść. Pytanie tylko – jak czułby się z tym on? Wiedziała, że czytał jej twórczość. Jak poczułby się, gdyby przeczytał coś sobie tak bliskiego?
    Odsunęła więc ten pomysł. Zajęła się innym, który nie porwał jej aż tak bardzo. Ale był przynajmniej gotowy do wydania. Idealnie się złożyło, bo końcówka maja przynosiła pozorny spokój, aby w czerwcu zemścić się natłokiem nauki i koniecznością zaliczenia przedmiotów. Kiedy wracała z wydawnictwa, miłą niespodzianką okazała się biała wiewiórka, widocznie szukająca jej spojrzeniem. I tym razem, drapiąc ją pod bródką, poczęstowała ją małym łakociem, gdy odbierała od niej list i mogła wraz z nim położyć się na łóżku, by zatopić się natychmiast w lekturze.


    06.07.2000

    Drogi Eitri,

    W Twoim liście czytam jeszcze o wiośnie, gdy odpisuję Ci pierwszymi dniami lata. Mam nadzieję, że te okażą się dla Ciebie bardziej stabilne i przyjemniejsze niż dni wiosenne. Pamiętaj, żeby się nie poddawać. Norny bywają kapryśne i byle wiatr może naderwać nić naszego losu. Lecz zawsze potem nadchodzi czas spokojniejszy. Pamiętaj.

    To cudownie, że czujesz się już lepiej. Cudownie, że patrzysz już na świat, że nie boisz się wyjść do ludzi, a nawet myślisz o powrocie do pracy. To naprawdę wspaniała wiadomość! Natomiast Twoje obawy… są naturalne. Tak mi się wydaje. Chciałabym Cię zapewnić, że tak właśnie jest, ale mogę sobie jedynie wyobrażać – jak to jest, wracać do swojego starego miejsca pracy. Nie wiem, jak się w nim czułeś, ani czy miałeś tam znajomych. Ale jeśli tak, jestem pewna, że na Ciebie czekali. I przyjmą Cię tam ciepło. Zobaczysz, że wszystko się ułoży.

    Choć odpisuję Ci tak późno, że zapewne zdążyłeś już do pracy wrócić. Wybacz mi, tym razem to mnie przygniotły obowiązki. Mam nadzieję, że opowiesz mi o wszystkim, co działo się u Ciebie przez ten czas. I nie mam ani cienia wątpliwości, że poradziłeś sobie ze wszystkim najlepiej jak mogłeś.

    Jako młodzi często popełniamy błędy. To bardzo głupi wiek, gdy młody człowiek znajduje się w szkole i myśli, że jest dorosły, że właśnie tak powinno wyglądać życie. Ale na szczęście później można wyciągać wnioski z własnego zachowania – i Ty to zrobiłeś. Starałeś się przez cały ten czas. Widzę, że Twoja praca nie jest dla Ciebie jedynie źródłem zarobku, ale naprawdę ją lubisz. Masz do niej powołanie. Tym bardziej mam nadzieję, że udało Ci się do niej wrócić. I że ten powrót dał Ci kolejny powód do uśmiechu.

    Dziękuję za Twoje pytania. Właśnie tego samego dnia, w którym otrzymałam Twój list, wróciłam z redakcji. Niebawem powinna ukazać się kolejna część mojej prozy. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.

    Chciałabym też, żebyś coś o mnie wiedział. Czuję się winna, że zaufałeś mi, a nie powiedziałam Ci nawet słowa na swój temat. Dlatego, być może się już tego domyśliłeś, ale moje prawdziwe imię nie brzmi Hlin. Zapożyczyłam je od samej bogini, towarzyszki Frigg. Hlin jest boginią współczucia. Podobnie jak zresztą Gersemi, która należy do Wanów, i jest boginią piękna. Dobierając te konkretne imiona chciałam nawiązać do moich celów, które przyświecają każdemu kolejnemu tekstowi, który wypływa spod mojego pióra. Chciałam, aby piękno słów dotarło do potrzebujących. I chciałam, by każdy odnalazł w nich odrobinę siebie. Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że nie powiedziałam Ci o tym od razu.

    Z najlepszymi życzeniami,

    S.

    P.S. Również często bywam w Midgardzie.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Lato przyszło łagodnie, powoli rozgrzewając ulice Midgardu i kolorując je parasolami ustawionymi w ogródkach przed restauracjami. Większość mieszkańców myślało o upragnionych urlopach, wyjazdach na wieś, czy w kierunkach sięgających poza granice Skandynawii. Każdy chciał odpoczynku, lecz dla niektórych był to moment na powrót do starego życia. Bardzo długo zastanawiał się nad tym, czy powinien, nie czuł się na siłach, a jednak wypełnił potrzebne papiery i przystąpił do podstawowych testów mających zagwarantować, że nadaje się do ponownej służby. Może wierzył cicho, że specjaliści i lekarze wydadzą negatywną opinię, lecz faktyczna ulga spłynęła, kiedy zaoferowano mu ponowne przyjęcie w szeregi.
    Czas płynął wtedy jeszcze szybciej, kiedy wszedł do siedziby Kruczych z kartonowym pudłem i swoimi osobistymi rzeczami miał wrażenie, że jest jak niepasująca część układanki, nawet na własnym fotelu za biurkiem. Zmienili się wszyscy, twarze, choć na pozór takie same, zdobiły nowe linie zmarszczek, oblicza młodych kruków były bardziej mężne, on sam przecież był zupełnie inny. Przygaszony bardziej niż zwykle, wyjątkowo mrukliwy i niechętny do rozmów. Nikt się nie zdziwił, nikt nie pytał, choć słyszał szepty. Próbował jakoś powrócić do codzienności, lecz dopiero po kilku tygodniach względnie przywykł. Nie miał możliwości, by myśleć o listach.
    Wrzesień rozpoczął się ciężko od pogrzebu Lauge, potem było już tylko coraz bardziej intensywnie. Potrzebował chyba takiego obrotu spraw – chciał być w centrum, łapał kolejne wątki, by głowa nie miała chwili wytchnienia. Pracoholizm był wpisany w ich rodzinę. Nic dziwnego, że tak łatwo dał się mu porwać. Dopiero grudzień wdarł się odrobiną spokoju i pozwolił na złożenie głębszej refleksji na temat minionego czasu.
    Było mu niezmiernie głupio, że tak długo nie pisał.


    03.12.2000

    Droga S...

    Wróciłem do pracy. Tylko tak mogę usprawiedliwić długie milczenie. Próbowałem wprawdzie pisać kilkukrotnie już wcześniej, lecz ciągle pojawiało się coś, co nie mogło czekać. Jak pewnie wiesz, Midgard nie należy ostatnio do najspokojniejszych miejsc na świecie, nawet nie chcąc wywoływać paniki nie da się zaprzeczyć temu stwierdzeniu. Dlatego też nasza praca jest tak intensywna, dlatego wciąż muszę zajmować się wieloma rzeczami. Dodatkowo, również prywatnie, zaszło u mnie wiele zmian. Mogę chyba powiedzieć, że zacząłem się bardziej… otwierać? Zwłaszcza na bliskich mi ludzi. Chcę ich doceniać i chcę, aby wiedzieli, że wiele dla mnie znaczą. To duży postęp i chyba są nieco zszokowani, lecz pozytywnie. To miłe uczucie.

    Grudzień zapowiada się u mnie dość intensywnie, zamierzam odwiedzić rodziców i porozmawiać z matką (już prawie zapomniałem jak wygląda mój rodzinny Göteborg). Nie robiłem tego od roku, a Jul jest dobrą wymówką. Zaplanowałem również kilka wyjazdów w gronie przyjaciół. Mam nadzieję, że takie oderwanie się od obowiązków dobrze mi zrobi, bo mam czasami wrażenie, że skoczyłem na głęboką wodę i przez ostatnie miesiące nie pozwalałem sobie na odpoczynek. Myślę, że jest u mnie dość stabilnie, ale oczywiście bywają gorsze momenty. Czasami wszystko do mnie wraca i lubię wtedy wyciągać listy, które pisałaś. Tak, mam wciąż wszystkie i chyba nigdy się ich nie pozbędę, bo są zbyt cenne. Zawsze dawały mi wiele siły i pomagały, nawet po czasie. Dziękuję.

    Nie musisz mnie przepraszać. To chyba dość częste, że osoby takie jak Ty korzystają z pseudonimów? Nie mam Ci tego za złe. Sam niezbyt spiesznie wyjawiłem moje imię, bo czułem, że stracę wtedy prywatność.
    To nic złego.

    Muszę powiedzieć Ci, że zaopatrzyłem się w kolejne Twoje dzieło niemal zaraz po premierze. Nie potrafiłem zwlekać i pochłonąłem je… sam już nie wiem jak szybko. Jak zwykle jestem pełen podziwu dla Twojego kunsztu i sposobu w jaki potrafisz bawić się słowem. Oddajesz każdy aspekt ludzkiej natury tak precyzyjnie i sprawiasz, że znowu czuję bliskość z Twoimi bohaterami. Nie wiem, jak Ty to robisz. Ten jeden, jedyny raz nie potrafię wyrazić swoich myśli słowami zapisanymi na kartce. Czekam wciąż na więcej.

    Kiedy napisałaś, że często bywasz w Midgardzie zacząłem zastanawiać się nad jedną rzeczą – co jeśli los już kiedyś skrzyżował nasze drogi? Co jeśli, zupełnie nieświadomi, mieliśmy okazję na siebie wpaść w tłumie ludzi? To dziwne uczucie. Z jednej strony myślę, że znasz mnie bardzo dobrze, że ja sam wiele wiem na temat Twojej wrażliwości, a z drugiej strony i tak pozostajemy dla siebie anonimowi. Czasami odzywa się we mnie zwykła, ludzka ciekawość. Czasami po prostu chcę poznać osobę, której tak wiele zawdzięczam.
    Wybacz mi moją śmiałość. Rozumiem, że może to być dość kłopotliwa rzecz.


    Już teraz chcę Ci życzyć dobrego Jul, bo przecież zastała nas zima i koniec tego roku. Oby kolejny był dla Ciebie przychylny i dobry.


    Eitri


    Do listu dołączony został rysunek raniuszka siedzącego na gałązce ostrokrzewu.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Sądziła, że miała to już za sobą – ale nie. Chociaż wcześniej, powoli, nauczyła się już, iż Eitri nie pisał do niej tak często, jak na samym początku (potrafiła to zrozumieć, wychodził z choroby, pracował w Kruczej Straży, z pewnością miał bardzo dużo na głowie), i niekoniecznie znaczyło to cokolwiek złego – teraz wszystko to runęło.
    Tylko dlatego, że postanowiła powiedzieć mu o sobie nieco więcej. Że wyjawiła mu, iż pisała do niego przez cały czas pod pseudonimem, a więc rozmawiał tak w zasadzie z osobą, która nie istniała.
    Przez pierwsze dni wychodziła z siebie. Nerwowo spoglądała za okno. Nawet przysiadając pod starym dębem, odruchowo wyglądała, czy nie dostrzega gdzieś przemieszczającej się szybko białej, znajomej plamki, która niosłaby jej list. Oczekiwała odpowiedzi. Po tak ważnym oświadczeniu musiała dostać ją, i to natychmiast.
    Ale mijały dni, a jej nie było. Wtedy przyszło coś innego – konkretnie umieranie ze strachu, oraz dręczące ją wyrzuty sumienia. Że powinna powiedzieć mu od razu. Albo zdecydowanie wcześniej. Teraz zapewne obraził się na nią, poczuł się urażony i nie chciał jej już znać. Czy mogła go winić? Mógł poczuć się oszukany, okłamany. Jak poczułaby się ona, gdyby się dowiedziała, że ktoś, na kogo liczyła, podawał się za kogoś innego?
    Być może starałaby się wykazać zrozumieniem – a może tylko tak sądziła, bo przedkładała własne nadzieje i potrzeby wytłumaczenia się nad rzeczywistość.
    Kilkakrotnie nawet sięgnęła po kartkę i pióro, żeby naskrobać szybki liścik, w którym prosiła go wpierw o wyjaśnienie, później tylko o ozdew. A na samym końcu o gwarancję, że jej nie znienawidził.
    Nie wysłała ani jednego.
    Przyszła jesień, a wraz z nią zwiędła nadzieja na otrzymanie odpowiedzi. Tak jak liście przykrywały zieleń, tak pogodzenie się z nieuchronnym grzebało myśli, iż Eitri kiedykolwiek się do niej jeszcze odezwie. Próbowała to sobie tłumaczyć na wiele sposobów – że może nie miał czasu (przez tyle miesięcy?), że może jej już zwyczajnie nie potrzebuje, bo stanął na nogi, ale… kończyło się zawsze dokładnie tak samo.
    Musiał ją znienawidzić. Po prostu nie było innego rozwiązania.
    Śnieg przysypał grubą warstwą uliczki, domy, dachy i ogrody, a Silje zaczynała się godzić z myślą, że już tego nie naprawi. Było jej ciężko, ale w ostateczności doszła do siebie. Przynajmniej zaczynała.
    Aż któregoś dnia z zaspy wyłoniła się biała wiewióreczka z listem do doręczenia.
    Chyba nigdy tak szybko nie otworzyła koperty.


    21.12.2000

    Drogi Eitri,

    Nie mam pojęcia, co powinnam Ci teraz napisać. Chciałabym powiedzieć, że nic się nie stało, ale stało się bardzo wiele. Wiem i rozumiem, że byłeś zajęty – żałuję tylko, że nie wiedziałam tego wcześniej. Sądziłam, że tak bardzo pogniewałeś się na mnie, że nie wyjawiłam Ci prawdy o swoim imieniu, że postanowiłeś się już do mnie nie odzywać. Cieszę się więc, że to nie było to. Mam nadzieję, że to nie było to.

    Rzeczywiście, masz bardzo wiele planów. I naprawdę cieszę się Twoim szczęściem. Tak chyba mogę nazwać Twój nowy stan, prawda? Powróciłeś do pracy. Dałeś się wciągnąć w wir życia. Zacząłeś znów otwierać się na ludzi, dopuszczasz ich do siebie. Wciąż pamiętam, jak pisałam Ci o tym murze, którym się otaczałeś. Cieszę się, że wyrobiłeś w nim sekretne przejścia, którymi Twoi najbliżsi mogą się do Ciebie dostać. Dokonałeś tak wiele zmian w swoim życiu. Wydźwignąłeś się z samego Helheim i stanąłeś na nogach o własnych siłach. Jestem z Ciebie naprawdę dumna. Niejedna osoba powinna brać z Ciebie przykład.

    Ale bardzo miło mi było przeczytać, że moje listy dodawały Ci otuchy.

    Podobnie jak i moje twory. Nie wiem, czy mogę nazwać je dziełami, chyba jeszcze nie – chociaż bardzo bym chciała. Może kiedyś. W przyszłości, gdy napiszę coś lepszego. Jakiś czas temu zastanawiałam się nawet, czy nie zainspirować się Tobą. Mężczyzna piszący do nieznajomej kobiety otrzymuje od niej wsparcie i podnosi się spośród ciężarów życia. Myślę, że wiele osób znalazłoby w tej historii odzwierciedlenie rzeczywistości. Myślę, że wiele osób utożsamiałoby się z jej głównym bohaterem.

    Nie wiem, czy kiedykolwiek się spotkaliśmy. Raczej w życiu nie poznałam zbyt wielu osób, dlatego najpewniej nigdy się nie widzieliśmy.

    Ale być może będzie okazja, aby to zmienić. Niedawno przeprowadziłam się do Midgardu. Na stałe. Wciąż poznaję miejsca, próbuję odnaleźć w tym miejscu siebie, kącik, w którym będę mogła skupić myśli… Jest mi ciężko. Wszystko wydaje się tu obce. Nieswoje. Bardzo głośne i przytłaczające. Zaczynam wątpić, że kiedykolwiek się tutaj zadomowię na dobre.

    Wybacz mi tak depresyjne zakończenie. Ostatnio nie dopisuje mi nastrój. Mam nadzieję, że Ty czujesz się o wiele lepiej.

    I życzę Ci od razu radosnego Jul. Spędź go spokojnie, z daleka od trosk i obowiązków. Każda chwila wytchnienia jest niesamowicie cenna.

    S.


    Koniec.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.