Let's have some fun before they put us in the ground (K. Sorsa & E. Soelberg, listopad 2000)
2 posters
Bezimienny
Let's have some fun before they put us in the ground (K. Sorsa & E. Soelberg, listopad 2000) Nie 10 Gru - 0:02
- No chodź! Obiecuję że będzie super. - Niemal już zapomniała jak to jest specjalnie kogoś wyciągać w takie miejsca. Jej znajomych najczęsciej nie trzeba było w ogóle namawiać, wystarczyło rzucić tematem. Wszyscy byli chętni.
Był wieczór, noc już ciemna, rozświetlana jedynie magią gardlów, tak nieprzenikniona, że z trudem można było dostrzec kilka metrów przed sobą. Midgard jednak był ostoją świateł. W każdym oknie paliła się magiczna lampa, z resztą modne w tym sezonie. Za siedzibą Kruczej Straży był mały zaułek - prawdopodobnie najbezpieczniejszy w całym Midgardzie, a już na pewno na całym Yimirze. Chociaż na pewno nie najczystszy, bo tutaj składowane były odpady. Klara wpadła tam pod koniec jednej ze zmian, wcześniej się zapowiadając na to, co zostało jej obiecane. Troszkę obawiała się jednak że spotka tutaj ojca, który skończył już swój urlop... Nie dlatego, że nie chciała go zobaczyć, ale z jakiegoś powodu chciała uniknąć pytań. A wiedziała, że na pewno się pojawią.
Papieros odpalony w dłoni, dym wypełnił płca, przyjemnie drapiąc krtań. Objęła filtr dwoma palcami, jedną rękę chowając w kieszeni czarnego płaszcza, by ulżyć skostniałej przez zimno dłoni. Nigdy się nie przyzwyczai, nawet pomimo noszenia przy torebce zawieszki bardzo zimowej, z płatkiem śniegu, która swoją urodą kojarzyła się wyłącznie z zimą. - W akademiku z każdym dniem jest coraz zimnej. Moje okno chyba przepuszcza wiatr... - Poskarżyła się. Chciała też wysłuchać co dzieje się u niego... Dlaczego po tylu latach odezwał się w takim przyjaznym tonie.
Prawda jest taka, że nigdy nie byli blisko, pomimo tego, że Klara obdażyłaby Kruczego Strażnika większym zaufaniem w kryzysowej sytuacji niż standardowego znajomego. Trudno jest odwrócić się od osoby, którą zna się tyle lat, nawet jeśli nie zawsze mieli okazję, by podzielić wspólne zainteresowania czy tematy. Byli wyrośniętymi dziećmi, które zapomniały jak myśleć marzeniami. Upływający czas odbiera je jak niewidzialny złodziej...
Pomysł wyjścia do klubu przyszedł sam, od słowa do słowa. Wspomnienie, jak ona jest tam często i idące za tym dalej, jak bardzo on bywa tam rzadko. Klara miała z tyłu głowy wyobrażenie swojego taty, zakleszczonego w objęciach pracoholizmu, który tańca pewnie nie widział od dwóch dekad, a co dopiero nową kobietę… Chociaż postawa Untamo była godna uznania i Klara nie umiała wyrazić słowami jak była mu wdzięczna za udźwignięcie jej młodych lat na barkach, bardzo nie chciała, by stac się taką samą. Nie chciała stracić swojego humoru i swojej radości, nieważne za jaką cenę… A on? On nie miał powodu przecież, by je tracić.
Na wejściu fala ciepła uderzyła ją w zaczerwienione, zmarznięte policzki, które zaczęły lekko szczypać. Przywitała się z garlem siedzącym przy szatni jak ze starym znajomym (z resztą, był nim) i oddała mu swoją kurtkę i ciepły szalik. Wyglądała... Na nieodstawioną. Nie szykowała się na przyjście tutaj, trochę więc odstawała. To był jeden z nowszych klubów, bardziej zadbanych, w większości oblężonych przez młodszych ludzi, w tym odstawionych na randki dziewczyn, więc Klara w swojej jeansowej bluzie wyglądała... Jak typowa studentka! - Trzeba coś na rozgrzanie, nie? - Potarła zmarznięte dłonie i skierowała swoje kroki prosto do baru, przywołując towarzysza za sobą. - Stawiam pierwszą kolejkę. Na co masz ochotę?
Był wieczór, noc już ciemna, rozświetlana jedynie magią gardlów, tak nieprzenikniona, że z trudem można było dostrzec kilka metrów przed sobą. Midgard jednak był ostoją świateł. W każdym oknie paliła się magiczna lampa, z resztą modne w tym sezonie. Za siedzibą Kruczej Straży był mały zaułek - prawdopodobnie najbezpieczniejszy w całym Midgardzie, a już na pewno na całym Yimirze. Chociaż na pewno nie najczystszy, bo tutaj składowane były odpady. Klara wpadła tam pod koniec jednej ze zmian, wcześniej się zapowiadając na to, co zostało jej obiecane. Troszkę obawiała się jednak że spotka tutaj ojca, który skończył już swój urlop... Nie dlatego, że nie chciała go zobaczyć, ale z jakiegoś powodu chciała uniknąć pytań. A wiedziała, że na pewno się pojawią.
Papieros odpalony w dłoni, dym wypełnił płca, przyjemnie drapiąc krtań. Objęła filtr dwoma palcami, jedną rękę chowając w kieszeni czarnego płaszcza, by ulżyć skostniałej przez zimno dłoni. Nigdy się nie przyzwyczai, nawet pomimo noszenia przy torebce zawieszki bardzo zimowej, z płatkiem śniegu, która swoją urodą kojarzyła się wyłącznie z zimą. - W akademiku z każdym dniem jest coraz zimnej. Moje okno chyba przepuszcza wiatr... - Poskarżyła się. Chciała też wysłuchać co dzieje się u niego... Dlaczego po tylu latach odezwał się w takim przyjaznym tonie.
Prawda jest taka, że nigdy nie byli blisko, pomimo tego, że Klara obdażyłaby Kruczego Strażnika większym zaufaniem w kryzysowej sytuacji niż standardowego znajomego. Trudno jest odwrócić się od osoby, którą zna się tyle lat, nawet jeśli nie zawsze mieli okazję, by podzielić wspólne zainteresowania czy tematy. Byli wyrośniętymi dziećmi, które zapomniały jak myśleć marzeniami. Upływający czas odbiera je jak niewidzialny złodziej...
Pomysł wyjścia do klubu przyszedł sam, od słowa do słowa. Wspomnienie, jak ona jest tam często i idące za tym dalej, jak bardzo on bywa tam rzadko. Klara miała z tyłu głowy wyobrażenie swojego taty, zakleszczonego w objęciach pracoholizmu, który tańca pewnie nie widział od dwóch dekad, a co dopiero nową kobietę… Chociaż postawa Untamo była godna uznania i Klara nie umiała wyrazić słowami jak była mu wdzięczna za udźwignięcie jej młodych lat na barkach, bardzo nie chciała, by stac się taką samą. Nie chciała stracić swojego humoru i swojej radości, nieważne za jaką cenę… A on? On nie miał powodu przecież, by je tracić.
Na wejściu fala ciepła uderzyła ją w zaczerwienione, zmarznięte policzki, które zaczęły lekko szczypać. Przywitała się z garlem siedzącym przy szatni jak ze starym znajomym (z resztą, był nim) i oddała mu swoją kurtkę i ciepły szalik. Wyglądała... Na nieodstawioną. Nie szykowała się na przyjście tutaj, trochę więc odstawała. To był jeden z nowszych klubów, bardziej zadbanych, w większości oblężonych przez młodszych ludzi, w tym odstawionych na randki dziewczyn, więc Klara w swojej jeansowej bluzie wyglądała... Jak typowa studentka! - Trzeba coś na rozgrzanie, nie? - Potarła zmarznięte dłonie i skierowała swoje kroki prosto do baru, przywołując towarzysza za sobą. - Stawiam pierwszą kolejkę. Na co masz ochotę?
Eitri Soelberg
Re: Let's have some fun before they put us in the ground (K. Sorsa & E. Soelberg, listopad 2000) Nie 10 Gru - 0:02
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Nie był w podobnym miejscu chyba od wieków – tak mu się zdawało, gdy narzucał na grzbiet płaszcz i wytaczał się z duchoty komendy. Nie zdołał nawet zahaczyć o dom, tylko prosto po pracy poddał się namowom Sorsy. Już wcześniej ich rozmowy układały się w taki sposób, że wybrzmiewała w nich chęć wyjścia, choć początkowo wcale nie myślał o klubie, a o miejscu bardziej spokojnym, takim na który typowo padłby jego wybór. Nie oznaczało to jednak, że Soelberg nigdy w swym życiu nie brał udziału w podobnych imprezach. Jeszcze na studiach chodził tam z zupełną premedytacją narażając swe uszy i pozostałe zmysły na istną kanonadę nieprzyjemnych bodźców, w których odnajdywał jednak jakąś satysfakcję. Gdyby tak nie było, poprzestałby na pierwszym razie, a już na pewno nie pokiwałby twierdząco głową na zaproszenie Klary. Nie widzieli się kawał czasu, a list który jej wysłał był zrywem zupełnie spontanicznym, być może faktycznie dyktowanym nieco poczuciem obowiązku, ale w gruncie rzeczy szczerym – choć mógłby próbować się teraz z tego wykpić. Wciśnięty w zaułek, nie podarował sobie papierosa, którego pospiesznie wyłuskał z kieszeni. Było paskudnie zimno, a każda chwila sterczenia na zewnątrz potęgowała tylko nieprzyjemne odczucie przesuwające się po piersiach. Widział wyraźnie, że dziewczyna celowo unikała głównego wejścia do siedziby, więc oddał się sam grze i w konspiracji ukrył się tak, by przypadkiem jej staruszek nie dostrzegł dwóch znajomych kształtów błyskających pomarańczowymi punkcikami zapalonych papierosów.
– Przyjmujesz w razie czego reklamacje? – zagadnął zadziornie, przekrzywiając głowę i śmiejąc się pod nosem. Sądził mimo wszystko, że wieczór upłynie całkiem przyjemnie, a on choć na chwilę oderwie się od monotonii codzienności. Czuł się całkiem dobrze i chyba faktycznie widać było, że ostatnio sypia nieco lepiej, a zmartwienia aż tak mocno nie zaprzątają mu głowy. Z niemałą ulgą ruszył przed siebie, gdy Klara postanowiła wskazać drogę do klubu, którego lokalizację znał, jednak zdał się na przewodnictwo dziewczyny. Smużka dymu papierosowego natychmiast rozmywała się za każdym razem, gdy wypuszczał ją z ust – wiatr nie folgował, a grudzień ukazywał się w pełnej krasie.
– Administracja nic z tym nie robi? – Był ciekaw, pamiętał wprawdzie, że akademiki potrafiły być okropnie paskudne, a warunki w nich kiepskie, jednak o minimum powinni się postarać. Chyba nie wróciłby do tych czasów; lata akademickie pomimo swej spokojności nie napawały go przesadnym sentymentem. Owinął się jeszcze bardziej szalem, zaciskając usta na filtrze papierosa, by ten przypadkiem nie wypadł wraz z kolejnym smagnięciem powietrza. Spoglądał na Sorsę; obydwoje wylądowali dzisiaj w sytuacji dość dla siebie nietypowej. Pewnie to najbardziej go martwiło, gdy nie wiedział, co tak właściwie spotka go później, czy jak za starych czasów nie skończy się na zwyczajowych uszczypliwościach i przepychankach. Przerwał uciążliwą ciszę, samemu wyrywając z ust kolejne słowa, ciągnąc rozmowę.
– Faktycznie, dawno nie wychodziłem w takie miejsca – pociągnął dalej temat, klucząc dookoła tego, co go gryzło. – Wiesz, teraz to może serio kwestia tego, że lepiej się czuję i sięgam wzrokiem tam, gdzie do tej pory nie miałem siły – nie ukrywał zbyt wiele z tego, jak w ostatnim czasie funkcjonował. Był niemal zupełnie pewien, że Untamo wspominał córce o ostatnich wydarzeniach, zresztą sama Klara była bystra i mogła się domyślać, że rekonwalescencja po pobycie w szpitalu szła mu dość opornie.
Jaskrawe światła Folkvang początkowo go oślepiły, zmrużył oczy i stał tak kilka chwil, nim ogarnął się i zdjął z siebie płaszcz. Również nie wyglądał na kogoś, kto planowałby dzisiaj zabawę w klubie – szara koszula była już nieco pomięta, a kardigan naciągnięty na nią wyraźnie krzywo zapięty w pośpiechu, przed wyjściem. Poprawił guziki, zaczesując włosy opadające na czoło i skierował się tam, gdzie czekała Sorsa.
– Chętnie – przyznał i posłusznie udał się w stronę baru, słysząc dudniącą w uszach muzykę. – Niech będzie gin. Skoro już tak bardzo odpływam od przyzwyczajeń, na razie podaruję sobie whisky – przyznał z przekorą, uśmiechając się do Klary. – A ty, co dzisiaj pijesz?
– Przyjmujesz w razie czego reklamacje? – zagadnął zadziornie, przekrzywiając głowę i śmiejąc się pod nosem. Sądził mimo wszystko, że wieczór upłynie całkiem przyjemnie, a on choć na chwilę oderwie się od monotonii codzienności. Czuł się całkiem dobrze i chyba faktycznie widać było, że ostatnio sypia nieco lepiej, a zmartwienia aż tak mocno nie zaprzątają mu głowy. Z niemałą ulgą ruszył przed siebie, gdy Klara postanowiła wskazać drogę do klubu, którego lokalizację znał, jednak zdał się na przewodnictwo dziewczyny. Smużka dymu papierosowego natychmiast rozmywała się za każdym razem, gdy wypuszczał ją z ust – wiatr nie folgował, a grudzień ukazywał się w pełnej krasie.
– Administracja nic z tym nie robi? – Był ciekaw, pamiętał wprawdzie, że akademiki potrafiły być okropnie paskudne, a warunki w nich kiepskie, jednak o minimum powinni się postarać. Chyba nie wróciłby do tych czasów; lata akademickie pomimo swej spokojności nie napawały go przesadnym sentymentem. Owinął się jeszcze bardziej szalem, zaciskając usta na filtrze papierosa, by ten przypadkiem nie wypadł wraz z kolejnym smagnięciem powietrza. Spoglądał na Sorsę; obydwoje wylądowali dzisiaj w sytuacji dość dla siebie nietypowej. Pewnie to najbardziej go martwiło, gdy nie wiedział, co tak właściwie spotka go później, czy jak za starych czasów nie skończy się na zwyczajowych uszczypliwościach i przepychankach. Przerwał uciążliwą ciszę, samemu wyrywając z ust kolejne słowa, ciągnąc rozmowę.
– Faktycznie, dawno nie wychodziłem w takie miejsca – pociągnął dalej temat, klucząc dookoła tego, co go gryzło. – Wiesz, teraz to może serio kwestia tego, że lepiej się czuję i sięgam wzrokiem tam, gdzie do tej pory nie miałem siły – nie ukrywał zbyt wiele z tego, jak w ostatnim czasie funkcjonował. Był niemal zupełnie pewien, że Untamo wspominał córce o ostatnich wydarzeniach, zresztą sama Klara była bystra i mogła się domyślać, że rekonwalescencja po pobycie w szpitalu szła mu dość opornie.
Jaskrawe światła Folkvang początkowo go oślepiły, zmrużył oczy i stał tak kilka chwil, nim ogarnął się i zdjął z siebie płaszcz. Również nie wyglądał na kogoś, kto planowałby dzisiaj zabawę w klubie – szara koszula była już nieco pomięta, a kardigan naciągnięty na nią wyraźnie krzywo zapięty w pośpiechu, przed wyjściem. Poprawił guziki, zaczesując włosy opadające na czoło i skierował się tam, gdzie czekała Sorsa.
– Chętnie – przyznał i posłusznie udał się w stronę baru, słysząc dudniącą w uszach muzykę. – Niech będzie gin. Skoro już tak bardzo odpływam od przyzwyczajeń, na razie podaruję sobie whisky – przyznał z przekorą, uśmiechając się do Klary. – A ty, co dzisiaj pijesz?
Bezimienny
Re: Let's have some fun before they put us in the ground (K. Sorsa & E. Soelberg, listopad 2000) Nie 10 Gru - 0:02
Ciągłe bycie pod okiem opiekuńczego ojca przedłużało nastoletnie lata. W jej przypadku, a dla niego mogły zapewne bardziej trochę je przypomnieć. Chowanie się w ciemnym zaułku za śmietnikiem jak za szkolnych czasów, z resztą sama sytuacja wywołała na twarzy Klary rozbawiony, nostalgiczny uśmiech. Dzisiaj nie nosiła nawet czapki, miała włosy w zupełnym nieładzie zaczesane jedynie za ucho i pozwalała ciemnym kosmykom być porywanym przez wiatr. Była pełna chaosu w sobie, ale ten chaos był przyciągający. Dziewczyna z oczami jak burza, wydawało się, że wszystkie jej plany przychodzą do niej same, że nawet nie próbuje.
- Jedynie w postaci dodatkowych drinków. - Z wielkim uśmiechem na twarzy, mrugnęła jednym okiem zaczepnie. Ta sytuacja wcale nie była dla niej aż tak nietypowa. Często lądowała w różnych miejscach w towarzystwie osób, których by się nie spodziewała, bardzo często też musiała co chwila odsuwać wpadające na twarz włosy, by przypadkiem nie wpadły na tlący się pomarańczowy świetlik przed jej twarzą. Monotonia to ostatnie co jej towarzyszyło i dziwne aż, że pomimo tego potrafiła skupić się na tyle by z łatwością prześlizgiwać się przez lata studiów. A później? Nawet nie miała planów. Społeczeństwo oczekiwało, że gdy minie ten magiczny dwudziesty piąty rok życia, że gdy pójdzie do pracy, już przestanie pojawiać się w takich miejscach. I teraz, gdy zbliżał się ostatni semestr, stawało się to jej zmartwieniem.
Może w nim widziała odbicie siebie? Może specjalnie chciała znowu rozpalić tę ledwo tlącą się iskrę, rozbuchać nostalgię młodych lat. Przecież Eitri nawet nie był dużo od niej starszy! A już widziała w nim cząstki podejścia do życia przypominające jej Untamo - zmęczenie i szybki sen, by z samego rana wrócić w te same Krucze mury.
- Pewnie ich to nie obchodzi, dowiem się jak zgłoszę. - Chociaż szczerze wątpiła, że to pomoże. Administracja często używała tych samych wymówek - że mogą trochę załatać na trochę, ale trzeba poczekać na remont, którego ten budynek nie widział już z trzydzieści lat.
- Spodziewam się. - Klara się bardzo zmieniła przez lata. Z denerwującej, pysznej dziewczynki, przez zbuntowaną nastolatkę z maską aniołka, aż do młodej kobiety, chaotycznej, ale z widocznym celem. Widać było w niej fascynację tym, co robiła i pomimo stereotypowego spojrzenia na magimedyków, którzy nigdy nie mają życia, Klarę otaczało grono znajomych, ludzie do niej lgnęli. - Tata coś mi napomniał. Mam nadzieję, że nie będę musiała reanimować Cię po dwóch tańcach, staruszku. - Jej łokieć szturchnął go zadziornie, towarzysząc krótkiemu chichotowi, jednak Klara dosłownie zaraz po tym palcami chwyciła rękaw jego płaszcza i zbliżyła się, patrząc oczami już mniej rozbawionymi, do czego przeszła w ułamku sekundy. - Ale poważnie, jeśli coś się będzie działo, powiedz mi. - Jej głos był cichy. - Nikomu nie powiem.
Zdawała sobie sprawę, że czasami trudno jest się przemóc by zgłosić się o pomoc do kogoś, kogo czasami samemu trzeba było tą opieką otoczyć. Zwłaszcza, że on wiedział. Chociaż przez większość czasu w oczach Klary grały wesołe iskierki, niedawno straciła jedną z najbliższych osób. I to miało na nią wpływ. Ale ciało człowieka, nawet wparte magią mogło czasami mieć problemy z rekonwalescencją. Wiele też dawała sama wiara.
Przeciskając się przez tłum do baru, oczywiście, że oglądała się, by nie zgubić towarzysza. Błyskawicznie zlustrowała go wzrokiem i uniosła brew. Dobrze, że przynajmniej oboje nie pasowali do fauny tego miejsca.
- Dobra. Cześć, Aaren! - Z wielkim, bardzo niewinnym uśmiechem zagadała do barmana, który patrzył na nią jak przekomarzający się, stary przyjaciel. - Akvavit dla mnie i dla kolegi gin poproszę, w szklaneczce z lodem. Na mój rachunek.
- Nadal wisi Twój poprzedni rachunek, Sorsa...
- To dzisiaj go ureguluję, to Twój szczęśliwy dzień!
- Jak będę Cię znowu musiał wynosić to nic nie uregulujesz.
- Nie pamiętam tego... Więc się nie zdarzyło.
Mężczyzna przewrócił oczami, ciągle przygotowując drinki dla poprzednich klientów. W oczekiwaniu na alkohol, odwróciła się do bruneta ponownie, zauważając też, że dwie dziewczyny przy barze, bardzo odstawione w błyszczące, zwracające uwagę ubrania zaczynają dosyć intensywnie lustrować go wzrokiem. Reakcja dziewczyny była błyskawiczna, złapała za jego rękaw i posłała takie spojrzenie, jakby miała zacząć zaraz syczeć.
- Biorę akvavit, grudzień mocno mnie kusi, nie piłam tego z wieki. I uważaj, pełno tutaj naciągaczek, a Ty wyglądasz jak gość z kasą tutaj. - Tak, tylko sama koszula wystarczyła by wcisnąć go w stereotyp biznesmena na wysokim stanowisku, który wpadł po całym dniu robienia przetargów na grube pieniądze. Zanim się obejrzy i skończy na prywatnym pokazie tańca... I bez portfela.
- Jedynie w postaci dodatkowych drinków. - Z wielkim uśmiechem na twarzy, mrugnęła jednym okiem zaczepnie. Ta sytuacja wcale nie była dla niej aż tak nietypowa. Często lądowała w różnych miejscach w towarzystwie osób, których by się nie spodziewała, bardzo często też musiała co chwila odsuwać wpadające na twarz włosy, by przypadkiem nie wpadły na tlący się pomarańczowy świetlik przed jej twarzą. Monotonia to ostatnie co jej towarzyszyło i dziwne aż, że pomimo tego potrafiła skupić się na tyle by z łatwością prześlizgiwać się przez lata studiów. A później? Nawet nie miała planów. Społeczeństwo oczekiwało, że gdy minie ten magiczny dwudziesty piąty rok życia, że gdy pójdzie do pracy, już przestanie pojawiać się w takich miejscach. I teraz, gdy zbliżał się ostatni semestr, stawało się to jej zmartwieniem.
Może w nim widziała odbicie siebie? Może specjalnie chciała znowu rozpalić tę ledwo tlącą się iskrę, rozbuchać nostalgię młodych lat. Przecież Eitri nawet nie był dużo od niej starszy! A już widziała w nim cząstki podejścia do życia przypominające jej Untamo - zmęczenie i szybki sen, by z samego rana wrócić w te same Krucze mury.
- Pewnie ich to nie obchodzi, dowiem się jak zgłoszę. - Chociaż szczerze wątpiła, że to pomoże. Administracja często używała tych samych wymówek - że mogą trochę załatać na trochę, ale trzeba poczekać na remont, którego ten budynek nie widział już z trzydzieści lat.
- Spodziewam się. - Klara się bardzo zmieniła przez lata. Z denerwującej, pysznej dziewczynki, przez zbuntowaną nastolatkę z maską aniołka, aż do młodej kobiety, chaotycznej, ale z widocznym celem. Widać było w niej fascynację tym, co robiła i pomimo stereotypowego spojrzenia na magimedyków, którzy nigdy nie mają życia, Klarę otaczało grono znajomych, ludzie do niej lgnęli. - Tata coś mi napomniał. Mam nadzieję, że nie będę musiała reanimować Cię po dwóch tańcach, staruszku. - Jej łokieć szturchnął go zadziornie, towarzysząc krótkiemu chichotowi, jednak Klara dosłownie zaraz po tym palcami chwyciła rękaw jego płaszcza i zbliżyła się, patrząc oczami już mniej rozbawionymi, do czego przeszła w ułamku sekundy. - Ale poważnie, jeśli coś się będzie działo, powiedz mi. - Jej głos był cichy. - Nikomu nie powiem.
Zdawała sobie sprawę, że czasami trudno jest się przemóc by zgłosić się o pomoc do kogoś, kogo czasami samemu trzeba było tą opieką otoczyć. Zwłaszcza, że on wiedział. Chociaż przez większość czasu w oczach Klary grały wesołe iskierki, niedawno straciła jedną z najbliższych osób. I to miało na nią wpływ. Ale ciało człowieka, nawet wparte magią mogło czasami mieć problemy z rekonwalescencją. Wiele też dawała sama wiara.
Przeciskając się przez tłum do baru, oczywiście, że oglądała się, by nie zgubić towarzysza. Błyskawicznie zlustrowała go wzrokiem i uniosła brew. Dobrze, że przynajmniej oboje nie pasowali do fauny tego miejsca.
- Dobra. Cześć, Aaren! - Z wielkim, bardzo niewinnym uśmiechem zagadała do barmana, który patrzył na nią jak przekomarzający się, stary przyjaciel. - Akvavit dla mnie i dla kolegi gin poproszę, w szklaneczce z lodem. Na mój rachunek.
- Nadal wisi Twój poprzedni rachunek, Sorsa...
- To dzisiaj go ureguluję, to Twój szczęśliwy dzień!
- Jak będę Cię znowu musiał wynosić to nic nie uregulujesz.
- Nie pamiętam tego... Więc się nie zdarzyło.
Mężczyzna przewrócił oczami, ciągle przygotowując drinki dla poprzednich klientów. W oczekiwaniu na alkohol, odwróciła się do bruneta ponownie, zauważając też, że dwie dziewczyny przy barze, bardzo odstawione w błyszczące, zwracające uwagę ubrania zaczynają dosyć intensywnie lustrować go wzrokiem. Reakcja dziewczyny była błyskawiczna, złapała za jego rękaw i posłała takie spojrzenie, jakby miała zacząć zaraz syczeć.
- Biorę akvavit, grudzień mocno mnie kusi, nie piłam tego z wieki. I uważaj, pełno tutaj naciągaczek, a Ty wyglądasz jak gość z kasą tutaj. - Tak, tylko sama koszula wystarczyła by wcisnąć go w stereotyp biznesmena na wysokim stanowisku, który wpadł po całym dniu robienia przetargów na grube pieniądze. Zanim się obejrzy i skończy na prywatnym pokazie tańca... I bez portfela.
Eitri Soelberg
Re: Let's have some fun before they put us in the ground (K. Sorsa & E. Soelberg, listopad 2000) Nie 10 Gru - 0:03
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Mógł być pewny, że Klara zwątpi w jego możliwości. Nie miał jej za złe dość sceptycznego nastawienia, bo raczej znała go jako człowieka dość stonowanego i niekoniecznie bywającego w podobnych miejscach, a tym bardziej po wypadku. Nie zamierzał się z nią kłócić i postanowił, że wszelakie wątpliwości rozwieje podczas tego wieczoru, ukazując, że naprawdę lubi czasami wychodzić i potrafi dobrze się bawić. Nie dziwiło go również to, że Untamo czasami coś o nim wspominał, mimo wszystko ich rodziny pozostawały w bardzo dobrych relacjach od wielu lat i obchodziły ich wzajemne losy. Poza tym, zdarzało mu się przecież rozmawiać z Klarą, dobrze pamiętał ich spotkanie sprzed lat, kiedy udało im się nawiązać coś na kształt porozumienia. Nigdy wcześniej nie zwracali na siebie uwagi i traktowali raczej jako zło konieczne – może niepotrzebnie. Naprawdę cieszył się teraz, że mogą wyjść i porozmawiać, nie próbował udawać żadnych emocji, bo przecież nie musiał, nie sądził, żeby dziewczyna przejmowała się tym w jakikolwiek sposób. Trochę o niej wiedział, choć zapewne zmieniła się na przestrzeni szkoły i studiów, co mógł zauważyć gołym okiem, choć jeszcze nic nie komentował.
— Och, możemy się założyć, kto dłużej wytrzyma — stwierdził i zaśmiał się krótko. — Trochę potrafię, Sorsa. Zresztą, udało mi się popracować nad kondycją — dodał jeszcze. Owszem, przykładał się do ćwiczeń dość mocno, by nie odbiegać od swoich towarzyszy, zwłaszcza, że sytuacja w Mieście stawała się nieszczególnie wesoła. Nie zamierzał odpuszczać. Pokiwał następnie głową, jakby zrezygnowany, choć był jej wdzięczny, że zaoferowała mu pomoc. — To chyba nie będzie potrzebne, ale dziękuję, serio. Jestem marnym medykiem, więc na pewno skorzystam z pomocy — wyznał. Często z tego żartował, nie krył się ze swoimi brakami w tej dziedzinie magii, choć coraz częściej myślał, czy nie przydałoby mu się dodatkowe przeszkolenie. Tak na wszelki wypadek.Nie chciał psuć nastroju swoim marudzeniem, dlatego tak łatwo się zgodził i odetchnął, gdy mówiła konspiracyjnym tonem oraz obiecała, że nikt się o tym nie dowie. Była strasznie urocza, czego wcześniej nie dostrzegał, a może po prostu nie chciał? Nie zastanawiał się jednak nad tym zbyt długo, bo gdy byli już w klubie, mógł przyobserwować dość ciekawą wymianę zdań. To jedno chyba się u Klary nie zmieniło – nie zwalniała tempa w imprezowaniu. Popatrzył na barmana wyraźnie zdziwiony, ale pozwolił, żeby ich dialog płynął swobodnie. Nie wtrącał się ani na chwilę, zajmując swoje miejsce. Wiedział, że po ostatnich wydarzeniach, jego towarzysza potrzebuje złapać oddech, uważał to za swoisty rodzaj terapii, w którym z chęcią uczestniczył i pozwalał sobie oraz jej na większą dozę swobody. Nie zamierzał jej wyjątkowo pilnować, no może w sytuacjach ostatecznych, bo przecież były jakieś granice.
Zdziwił się, kiedy zareagowała dość gwałtownie na wydarzenie, które było poza zasięgiem jego wzroku. Nie mógł dostrzec, co się święci, dlatego otworzył szerzej oczy i zadał nieme pytanie, kiedy Klara chwyciła go za ramię i przycisnęła się bliżej bez zbędnego skrępowania.
— Hm? — mruknął tylko i wysłuchał jej słów. — Akvavit? Nie patyczkujesz się — dodał zaraz. — Może później też się skuszę. — Na ten moment wolał zostać przy swoim ginie, choć nie wykluczał innych specjałów. Kolejny dzień miał wolny, dlatego nie musiał się przesadnie pilnować. Zadbał o wszystko tak, aby nie zaprzątać sobie głowy zbędnym zamartwianiem się. — Zapamiętam. — Rozumiał o co jej chodzi, choć powiódł po sobie wzrokiem, by upewnić się czy faktycznie cokolwiek może świadczyć o tym, że dysponuje większymi pieniędzmi. Owszem, dbał o siebie i nie chodził w najgorszych ciuchach, choć wątpił, aby miał stanowić aż tak łakomy kąsek. Postanowił jednak zaufać Klarze, znała się na ludziach i na takich miejscach. — W takim razie liczę, że nie pozwolisz im mnie pożreć? — zaśmiał się i nagle przypomniał sobie, że ciągnęła go za rękaw oraz, że miała tę charakterystyczną minę. Połączył więc kropki, może nieco z opóźnieniem, lecz wciąż dość sprawnie.
Kiedy już stał przed nimi zamówiony alkohol, ujął swoją szklankę w dłoń i stuknął o szkło Klary.
— To za co pijemy najpierw?
— Och, możemy się założyć, kto dłużej wytrzyma — stwierdził i zaśmiał się krótko. — Trochę potrafię, Sorsa. Zresztą, udało mi się popracować nad kondycją — dodał jeszcze. Owszem, przykładał się do ćwiczeń dość mocno, by nie odbiegać od swoich towarzyszy, zwłaszcza, że sytuacja w Mieście stawała się nieszczególnie wesoła. Nie zamierzał odpuszczać. Pokiwał następnie głową, jakby zrezygnowany, choć był jej wdzięczny, że zaoferowała mu pomoc. — To chyba nie będzie potrzebne, ale dziękuję, serio. Jestem marnym medykiem, więc na pewno skorzystam z pomocy — wyznał. Często z tego żartował, nie krył się ze swoimi brakami w tej dziedzinie magii, choć coraz częściej myślał, czy nie przydałoby mu się dodatkowe przeszkolenie. Tak na wszelki wypadek.Nie chciał psuć nastroju swoim marudzeniem, dlatego tak łatwo się zgodził i odetchnął, gdy mówiła konspiracyjnym tonem oraz obiecała, że nikt się o tym nie dowie. Była strasznie urocza, czego wcześniej nie dostrzegał, a może po prostu nie chciał? Nie zastanawiał się jednak nad tym zbyt długo, bo gdy byli już w klubie, mógł przyobserwować dość ciekawą wymianę zdań. To jedno chyba się u Klary nie zmieniło – nie zwalniała tempa w imprezowaniu. Popatrzył na barmana wyraźnie zdziwiony, ale pozwolił, żeby ich dialog płynął swobodnie. Nie wtrącał się ani na chwilę, zajmując swoje miejsce. Wiedział, że po ostatnich wydarzeniach, jego towarzysza potrzebuje złapać oddech, uważał to za swoisty rodzaj terapii, w którym z chęcią uczestniczył i pozwalał sobie oraz jej na większą dozę swobody. Nie zamierzał jej wyjątkowo pilnować, no może w sytuacjach ostatecznych, bo przecież były jakieś granice.
Zdziwił się, kiedy zareagowała dość gwałtownie na wydarzenie, które było poza zasięgiem jego wzroku. Nie mógł dostrzec, co się święci, dlatego otworzył szerzej oczy i zadał nieme pytanie, kiedy Klara chwyciła go za ramię i przycisnęła się bliżej bez zbędnego skrępowania.
— Hm? — mruknął tylko i wysłuchał jej słów. — Akvavit? Nie patyczkujesz się — dodał zaraz. — Może później też się skuszę. — Na ten moment wolał zostać przy swoim ginie, choć nie wykluczał innych specjałów. Kolejny dzień miał wolny, dlatego nie musiał się przesadnie pilnować. Zadbał o wszystko tak, aby nie zaprzątać sobie głowy zbędnym zamartwianiem się. — Zapamiętam. — Rozumiał o co jej chodzi, choć powiódł po sobie wzrokiem, by upewnić się czy faktycznie cokolwiek może świadczyć o tym, że dysponuje większymi pieniędzmi. Owszem, dbał o siebie i nie chodził w najgorszych ciuchach, choć wątpił, aby miał stanowić aż tak łakomy kąsek. Postanowił jednak zaufać Klarze, znała się na ludziach i na takich miejscach. — W takim razie liczę, że nie pozwolisz im mnie pożreć? — zaśmiał się i nagle przypomniał sobie, że ciągnęła go za rękaw oraz, że miała tę charakterystyczną minę. Połączył więc kropki, może nieco z opóźnieniem, lecz wciąż dość sprawnie.
Kiedy już stał przed nimi zamówiony alkohol, ujął swoją szklankę w dłoń i stuknął o szkło Klary.
— To za co pijemy najpierw?
Bezimienny
Re: Let's have some fun before they put us in the ground (K. Sorsa & E. Soelberg, listopad 2000) Nie 10 Gru - 0:03
Choć z tyłu głowy miała świadomość, że Eitri nie mógł mieć tylko jednej, tej grzecznej twarzy głęboko siedzącej w jej wyobrażeniach o tym człowieku. To po prostu niemożliwe by żyć w swojej czarnoskrzydłej fasadzie. Ba, większość ludzi w trudnych zawodach po zejściu z oceniający oczu sprawiedliwości, szaleją najmocniej zaraz po zniknięciu za rogiem. On nie był wyjątkiem. Za dobrze rozumiał skrajne sytuacje, zbyt wiele spokoju w nich okazywał. Może to czas, kiedy i ona zajrzy za kulisową kurtynę? Nawet nie wydawał się mocno za nią skrywać, wręcz przeciwnie. On ją tam zapraszał, samym uśmiechem w błękitnych oczach. Klara miała naturę odkrywcy. Obdzierała świat z tajemnic, a im więcej skrywało się za kurtyną, tym więcej radości sprawiało jej odkrywanie. Niczym obieranie prezentu z kolejnych warstw kolorowego papieru. Z tą różnicą, że to nie prezent miał sprawiać przyjemność, a to odpakowywanie. Ekscytacja, gdy snuje się przekonania, co za chwilę się stanie. Czy to będzie błyszczeć? Błyszczeć niczym iolit w słabym świetle ciemnego klubu.
- Ach, brzmisz tak typowo. - Sama się zaśmiała. Gdyby dawano jej choć jedną srebrną monetę za każdym razem, gdy jakikolwiek mężczyzna używał słów że coś niecoś potrafi, zapewne należałaby dzisiaj do bogatej części Midgardu i mogłaby uczęszczać w bardzo ekskluzywnych licytacjach magicznych przedmiotów. Nie musiałaby się na nie wkręcać z bardziej uprzywilejowanym znajomym, tylko po to, by zrozumieć, jak niewiele z jej życia liczy się wśród tych zupełnie obcych ludzi. Nie tylko dlatego, że ich nie znała, ale również obcych myśleniem...
Zajęła miejsce tuż obok, opierając łokcie o bar. Wcześniej podwinęła rękawy koszuli, więc blatu dotykała już tylko ciepła skóra uśmiechniętej brunetki. Wyglądała na zadowoloną. Może dlatego, że doskonale wiedziała, że może się wyluzować. W końcu jest teraz z kimś, kto odprowadzi ją bezpiecznie do domu.
- Hej, gin jest niewiele lżejszy. Poza tym, to już niedługo czas świąt. Trzeba sobie odświeżyć kubki smakowe przed nimi. - Rzeczywiście, toast z Akvavitu był całkiem standardową praktyką na Midgardzkich obchodach grudniowych świąt. Czasami więcej niż jeden toast. W tym momencie roku już nawet można było zatęsknić za gorzkawym smakiem tego alkoholu, lubianego tak bardzo zapewne jedynie w tej części świata.
Wcale nie musiał ubierać się jak Rockefeller i nosić na szyi złotego łańcucha, by wydawać się bardziej przy kasie niż większość ludzi. Wystarczyło właściwie wyglądać na kogoś poważniejszego niż student i nie mieć plam na koszuli... I dziury w bucie. Zakładała, że właśnie dlatego do klubów nie powinno się chodzić zupełnie samemu. Doceniała też, że nie postanowił jej edukować po krótkiej wymianie zdań z barmanem. Nie miała tak dużych problemów finansowych, by nie móc pozwolić sobie na ten jeden lub dwa wypady i uregulować dzisiaj swój rosnący rachunek.
Odsunęła długie, ciemne włosy do tyłu, ukazując szczupłe ramię. Choć zamyśliła się na chwilę, patrząc spokojnie w kontuar, kiedy barman nalewał im obojgu zamówiony alkohol, nie miała problemu by znów spojrzeć w twarz towarzysza i uśmiechnąć się cieplutko. Styl bycia Klary był otwarty, pewny siebie, miała wyprostowane plecy i stanowczy wzrok, nawet promienny. Wybijała palcem rytm piosenki płynącej z magicznego gramofonu. Słyszała ją już wcześniej, choć nie znała słów. Zaśmiała się cieplutko, gdy spytał o jej protekcję. Czy to nie powinno działać odwrotnie? Kruczy chronią ludzi. Ona szykowała się, by ich ratować. - Czemu uważasz, że sama nie mogę tego zrobić? - Spytała. W tym samym momencie uniosła jedną brew, a wraz z uśmiechem uniósł się też mały pieprzyk na jej policzku, na samym jego środku.
Za co mogli się napić? Sama nie wiedziała. Zastanawiając się nad tym, czuła, że właściwie nie wiedziała, czego mógł sobie życzyć. Chociaż ogólnie raczej byli sympatyczni wobec siebie, to niedużo tak naprawdę rozmawiali. Ani teraz, ani wcześniej...
- Za Twoje nie skończenie marnie dzisiaj? - Zażartowała, ciągnąc dalej swoją niedowiarkową grę. Stuknęła szkłem chętnie, a następnie opróżniła mały kieliszek jednym szybkim łykiem. Alkohol drażnił gardło, zostawiał gorszkawy posmak na końcu języka i zostawał przez chwilę dłużej, czuć go było w nosie. I rozpalał nadal czerwone z zimna policzki.
- Ach, brzmisz tak typowo. - Sama się zaśmiała. Gdyby dawano jej choć jedną srebrną monetę za każdym razem, gdy jakikolwiek mężczyzna używał słów że coś niecoś potrafi, zapewne należałaby dzisiaj do bogatej części Midgardu i mogłaby uczęszczać w bardzo ekskluzywnych licytacjach magicznych przedmiotów. Nie musiałaby się na nie wkręcać z bardziej uprzywilejowanym znajomym, tylko po to, by zrozumieć, jak niewiele z jej życia liczy się wśród tych zupełnie obcych ludzi. Nie tylko dlatego, że ich nie znała, ale również obcych myśleniem...
Zajęła miejsce tuż obok, opierając łokcie o bar. Wcześniej podwinęła rękawy koszuli, więc blatu dotykała już tylko ciepła skóra uśmiechniętej brunetki. Wyglądała na zadowoloną. Może dlatego, że doskonale wiedziała, że może się wyluzować. W końcu jest teraz z kimś, kto odprowadzi ją bezpiecznie do domu.
- Hej, gin jest niewiele lżejszy. Poza tym, to już niedługo czas świąt. Trzeba sobie odświeżyć kubki smakowe przed nimi. - Rzeczywiście, toast z Akvavitu był całkiem standardową praktyką na Midgardzkich obchodach grudniowych świąt. Czasami więcej niż jeden toast. W tym momencie roku już nawet można było zatęsknić za gorzkawym smakiem tego alkoholu, lubianego tak bardzo zapewne jedynie w tej części świata.
Wcale nie musiał ubierać się jak Rockefeller i nosić na szyi złotego łańcucha, by wydawać się bardziej przy kasie niż większość ludzi. Wystarczyło właściwie wyglądać na kogoś poważniejszego niż student i nie mieć plam na koszuli... I dziury w bucie. Zakładała, że właśnie dlatego do klubów nie powinno się chodzić zupełnie samemu. Doceniała też, że nie postanowił jej edukować po krótkiej wymianie zdań z barmanem. Nie miała tak dużych problemów finansowych, by nie móc pozwolić sobie na ten jeden lub dwa wypady i uregulować dzisiaj swój rosnący rachunek.
Odsunęła długie, ciemne włosy do tyłu, ukazując szczupłe ramię. Choć zamyśliła się na chwilę, patrząc spokojnie w kontuar, kiedy barman nalewał im obojgu zamówiony alkohol, nie miała problemu by znów spojrzeć w twarz towarzysza i uśmiechnąć się cieplutko. Styl bycia Klary był otwarty, pewny siebie, miała wyprostowane plecy i stanowczy wzrok, nawet promienny. Wybijała palcem rytm piosenki płynącej z magicznego gramofonu. Słyszała ją już wcześniej, choć nie znała słów. Zaśmiała się cieplutko, gdy spytał o jej protekcję. Czy to nie powinno działać odwrotnie? Kruczy chronią ludzi. Ona szykowała się, by ich ratować. - Czemu uważasz, że sama nie mogę tego zrobić? - Spytała. W tym samym momencie uniosła jedną brew, a wraz z uśmiechem uniósł się też mały pieprzyk na jej policzku, na samym jego środku.
Za co mogli się napić? Sama nie wiedziała. Zastanawiając się nad tym, czuła, że właściwie nie wiedziała, czego mógł sobie życzyć. Chociaż ogólnie raczej byli sympatyczni wobec siebie, to niedużo tak naprawdę rozmawiali. Ani teraz, ani wcześniej...
- Za Twoje nie skończenie marnie dzisiaj? - Zażartowała, ciągnąc dalej swoją niedowiarkową grę. Stuknęła szkłem chętnie, a następnie opróżniła mały kieliszek jednym szybkim łykiem. Alkohol drażnił gardło, zostawiał gorszkawy posmak na końcu języka i zostawał przez chwilę dłużej, czuć go było w nosie. I rozpalał nadal czerwone z zimna policzki.
Eitri Soelberg
Re: Let's have some fun before they put us in the ground (K. Sorsa & E. Soelberg, listopad 2000) Nie 10 Gru - 0:03
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
— Typowo? — żachnął się niespodziewanie, podciągając prawą brew ku górze. Zdawał się prawdziwie urażony jej słowami, gdyż przecież silił się na zupełną szczerość i uzewnętrznienie tej drobiny natury, której przecież nigdy nikomu nie był skory prezentować. Oburzenie nie trwało jednak długo i w rzeczywistości niewiele miało wspólnego z rzeczywistością. Robił to bardziej po to, aby wywołać ukąszenie poczucia winy, choć przecież było to działanie zupełnie pozbawione celu. Wzruszył później już tylko ramionami i przylepił się do szkła z ginem – tak jak Klara stwierdziła, niewiele słabszego od akvavitu. Nie miał jednak ochoty na jego surowy smak, wolał więc pogrążyć się na ten moment w żywicznych nutach zaklętych wśród cząsteczek alkoholu.
— Racja, ale i tak, póki co będę udawał, że jestem eleganckim człowiekiem — zaśmiał się złośliwie. Nie lubił zadzierać nosa, rzadko kiedy próbował zgrywać kogoś, kim w rzeczywistości nie był. Raczej nie zależało mu na opinii ludzi dookoła, więc podchodził do podobnych spraw z dozą właściwej obojętności. Humor jednak dzisiaj mu dopisywał, dlatego z taką lekkością brnął w rozmowę, nawet nie będąc jeszcze choćby odrobinę podchmielonym. Nawet muzyka wydawała mu się niezwykle przyjemna i nie bardzo przeszkadzał mu harmider. Bardzo dawno był ostatni raz w podobnym miejscu – czuł coś na kształt sentymentu, bo przypominał sobie lata studiów i życie ułożone w mniej sztywnych ramach. Nikt jednak nie powiedział, że nie mógł obecnie korzystać z podobnych rozrywek, bardzo często o tym zapominał, kiedy gonił dzień za dniem, tonąc w troskach codzienności.
— Chcesz mnie pożreć? — zaintrygowany, przysunął się bliżej, jedynie kątem oka zerkając w kierunku kobiet, które jeszcze nie tak dawno Klara zawzięcie odstraszała swoim zachowaniem. Nie sądził, aby w ogóle coś podobnego przeszło jej przez myśl, zważywszy na naturę ich relacji i przeszłość. Chyba pierwszy raz w jego oczach łysnęło coś na kształt nonszalancji, której nie sposób było się doszukać w zachowaniu młodszego z Soelbergów. Nigdy nie był uważany za mistrza relacji damsko-męskich czy jakichkolwiek innych, a w otoczeniu ludzi czuł się zwyczajnie skrępowany. Tkwiło w nim jednak coś, o co niewielu by go posądziło – łaknienie charakterystycznego rodzaju uwagi, wprawdzie nienatarczywe i ledwo wyczuwalne, a jednak obecne. — Raczej wiesz, jaki realnie jest stan mojego portfela i jak zarabiają Kruczy — stwierdził jeszcze, zerkając na nią wymownie. Wprawdzie ich rodzina miała swój status, ale cóż to wielkiego? Nie sądził, aby był aż tak łakomym kąskiem. — Chyba, że to coś innego, Sorsa. Podobają ci się moje oczy — nachylił się i spojrzał pod ciemne rzęsy Klary z dziecięcą zadziornością, kąciki ust drgały mu nerwowo, może nieco pod wpływem dyskomfortu tak nagłego zwrotu akcji we własnym zachowaniu, z całą pewnością jednak również z powodu ukrywanego rozbawienia. Swoimi słowami przywołał do pamięci ich spotkanie sprzed pięciu lat. Żartował wtedy zupełnie tak samo. Czy pamiętała?
— Za NASZE nieskończenie dzisiaj marnie — poprawił ją jeszcze i zaśmiał się głośno, unosząc szkło. Stukot rozbrzmiał wdzięcznie i utonął w basie, który dudnił również w głębi klatki piersiowej. Napił się szczodrze i odłożył szklankę na wilgotny blat. Wyprostował plecy i ułożył dłonie na kolanach, uderzając o nie rytmicznie. Miał wyraźnie ochotę zahaczyć dzisiaj o parkiet, bowiem nie był aż tak zatłoczony jak przywykł. Mimo wszystko – miał w sobie jeszcze resztki starych przyzwyczajeń, co nie oznaczało, że w dalszej części wieczoru ciżba przeszkadzała mu jakkolwiek. — Wypijemy i idziemy zatańczyć? — zagadnął. — Chyba, że też boisz się o moje umiejętności…
— Racja, ale i tak, póki co będę udawał, że jestem eleganckim człowiekiem — zaśmiał się złośliwie. Nie lubił zadzierać nosa, rzadko kiedy próbował zgrywać kogoś, kim w rzeczywistości nie był. Raczej nie zależało mu na opinii ludzi dookoła, więc podchodził do podobnych spraw z dozą właściwej obojętności. Humor jednak dzisiaj mu dopisywał, dlatego z taką lekkością brnął w rozmowę, nawet nie będąc jeszcze choćby odrobinę podchmielonym. Nawet muzyka wydawała mu się niezwykle przyjemna i nie bardzo przeszkadzał mu harmider. Bardzo dawno był ostatni raz w podobnym miejscu – czuł coś na kształt sentymentu, bo przypominał sobie lata studiów i życie ułożone w mniej sztywnych ramach. Nikt jednak nie powiedział, że nie mógł obecnie korzystać z podobnych rozrywek, bardzo często o tym zapominał, kiedy gonił dzień za dniem, tonąc w troskach codzienności.
— Chcesz mnie pożreć? — zaintrygowany, przysunął się bliżej, jedynie kątem oka zerkając w kierunku kobiet, które jeszcze nie tak dawno Klara zawzięcie odstraszała swoim zachowaniem. Nie sądził, aby w ogóle coś podobnego przeszło jej przez myśl, zważywszy na naturę ich relacji i przeszłość. Chyba pierwszy raz w jego oczach łysnęło coś na kształt nonszalancji, której nie sposób było się doszukać w zachowaniu młodszego z Soelbergów. Nigdy nie był uważany za mistrza relacji damsko-męskich czy jakichkolwiek innych, a w otoczeniu ludzi czuł się zwyczajnie skrępowany. Tkwiło w nim jednak coś, o co niewielu by go posądziło – łaknienie charakterystycznego rodzaju uwagi, wprawdzie nienatarczywe i ledwo wyczuwalne, a jednak obecne. — Raczej wiesz, jaki realnie jest stan mojego portfela i jak zarabiają Kruczy — stwierdził jeszcze, zerkając na nią wymownie. Wprawdzie ich rodzina miała swój status, ale cóż to wielkiego? Nie sądził, aby był aż tak łakomym kąskiem. — Chyba, że to coś innego, Sorsa. Podobają ci się moje oczy — nachylił się i spojrzał pod ciemne rzęsy Klary z dziecięcą zadziornością, kąciki ust drgały mu nerwowo, może nieco pod wpływem dyskomfortu tak nagłego zwrotu akcji we własnym zachowaniu, z całą pewnością jednak również z powodu ukrywanego rozbawienia. Swoimi słowami przywołał do pamięci ich spotkanie sprzed pięciu lat. Żartował wtedy zupełnie tak samo. Czy pamiętała?
— Za NASZE nieskończenie dzisiaj marnie — poprawił ją jeszcze i zaśmiał się głośno, unosząc szkło. Stukot rozbrzmiał wdzięcznie i utonął w basie, który dudnił również w głębi klatki piersiowej. Napił się szczodrze i odłożył szklankę na wilgotny blat. Wyprostował plecy i ułożył dłonie na kolanach, uderzając o nie rytmicznie. Miał wyraźnie ochotę zahaczyć dzisiaj o parkiet, bowiem nie był aż tak zatłoczony jak przywykł. Mimo wszystko – miał w sobie jeszcze resztki starych przyzwyczajeń, co nie oznaczało, że w dalszej części wieczoru ciżba przeszkadzała mu jakkolwiek. — Wypijemy i idziemy zatańczyć? — zagadnął. — Chyba, że też boisz się o moje umiejętności…
Bezimienny
Re: Let's have some fun before they put us in the ground (K. Sorsa & E. Soelberg, listopad 2000) Nie 10 Gru - 0:03
- A chcesz usłyszeć, że jesteś wyjątkowy? - Pytanie zaczepne i najwyraźniej wyłącznie takie. Każdy chciał przecież usłyszeć takie słowa, nieważne czy wypowiedziane przez przyjaciółkę, rodzica czy szefa w pracy. Nie musiał nawet odpowiadać, choć cieszyłaby się z pociągnięcia żartobliwej konwersacji dalej, poprawiało jej to humor. Lubiła to. Rozmawiać z kimś, kto potrafi odpowiedzieć jej w tym samym tonie. Bez fałszywej uprzejmości. Jej naprawdę nie musieli sobie udowadniać, o dziwo. Gdy szkło się opróżniło, poprosiła o napełnienie następnego. Na rozgrzanie i rozluźnienie. Tym razem też wybrała gin, skoro mają się ze sobą ścierać w tej kwestii, powinni startować z podobnego pułapu. I poprosiła od razu o dwa - tak po prostu go wyręczyła.
- Może kogoś uda Ci się nabrać. - Nie zdziwiłaby się gdyby tak było. Na szczęście była tutaj Klara by szybko sprowadzić go na ziemię, raczej rozkoszując się przy tym zwyczajnością tego wyjścia. Nie wyglądało, jakby przesadnie się starali, jakby kierował nimi stres przed tym co pomyślą o sobie nawzajem lub wszyscy inni wokół.
Doskonale pamiętała to spotkanie, pamiętne pięć lat temu. Dzisiaj wspominała to jako bycie wrakiem człowieka. Nigdy nie powiedziała nikomu dlaczego akurat wtedy najbardziej lubiła zapominać się w swoim podejrzanym towarzystwie i jedynie w środku przeżywała swoje niewielkie załamanie. Nie była dumna z tamtej siebie. Zagubionej nastolatki, która sądziła, że w brakującej części swojego życia odnajdzie odpowiedzi na najważniejsze pytania - kim właściwie była. Nie w oczach innych, a w swoich własnych. Jej osobowość była pozą, maską, zmienianą raz po raz, by dostosować się do oczekiwań wszystkich wokół. Może stąd ta paląca ciekawość i pociąg do łamigłówek, którymi były zarówno wydarzenia, jak i ludzie sami w sobie. Cały świat jak wielka kostka Rubika. Nie spodziewała się jednak po nim takiej reakcji. Sądziła, że Eitri pozostanie swoim stonowanym sobą. Na pewno alkohol nie miał tutaj swojego udziału, to było zbyt wcześnie. Usta Klary ponownie spotkały szklankę i gardło ponownie wypełnił płyn, który sprawił, że policzki lekko się zaróżowiły. Mężczyzna musiał wejść do wehikułu czasu, jeśli sądził, że wyjdzie z tej konwersacji zwycięsko. Lata temu, z pewnością, młoda dziewczyna na takie słowa pewnie tylko spuściłaby głowę z naburmuszoną miną. A dzisiaj? Chcąc kierować się powoli na parkiet, zsunęła się z wysokiego stołka. - Skąd mam wiedzieć? Wiem, ile zarabiają, ale nie liczę Twoich wydatków... - Kto go wie, może miał jakąś kolekcję gratów lub rzadkich kamieni, na które wydawał krocie?
Sorsa wykorzystała to nagłe zbliżenie się do tego by bezprecedensowo przesunąć szczupłymi palcami od prawego ramienia mężczyzny, przez kark, aż po lewe, ręką zmuszając go do pochylenia się. I ich twarze były blisko, wręcz nieodpowiednio jak na ich zbyt trzeźwy stan, bo aż czuła mrowienie od ledwo wyczuwalnego szurania nosem o nos, a palce ręki, którą owinęła jego szyję niczym wąż dotknęły policzka. Już nie był taki zimny. - W tej chwili bardziej podoba mi się jak nie możesz ich ode mnie oderwać. - Wiele zmieniło się przez te pięć lat. Klara teraz patrzyła na Eitriego jakby była przynajmniej głowę wyższa od niego i uśmiechała zwycięsko. I mogłaby przysiąc, na chwilę wokół zrobiło się zupełnie cicho. Następnie odwróciła się, by przechylić przy ustach kolejną porcję alkoholu, skrzywić się w uroczym grymasie i w bardzo przemyślanym geście dłonią wróciła po karku, ramieniu i aż do dłoni, żeby mocno za nią złapać. - To idziemy tańczyć? - Niespecjalnie czekała na odpowiedź, po prostu skierowała kroki w stronę całkiem niezatłoczonego parkietu. - Nie tym razem. - Uśmiech było słychać jej w głosie.
- Może kogoś uda Ci się nabrać. - Nie zdziwiłaby się gdyby tak było. Na szczęście była tutaj Klara by szybko sprowadzić go na ziemię, raczej rozkoszując się przy tym zwyczajnością tego wyjścia. Nie wyglądało, jakby przesadnie się starali, jakby kierował nimi stres przed tym co pomyślą o sobie nawzajem lub wszyscy inni wokół.
Doskonale pamiętała to spotkanie, pamiętne pięć lat temu. Dzisiaj wspominała to jako bycie wrakiem człowieka. Nigdy nie powiedziała nikomu dlaczego akurat wtedy najbardziej lubiła zapominać się w swoim podejrzanym towarzystwie i jedynie w środku przeżywała swoje niewielkie załamanie. Nie była dumna z tamtej siebie. Zagubionej nastolatki, która sądziła, że w brakującej części swojego życia odnajdzie odpowiedzi na najważniejsze pytania - kim właściwie była. Nie w oczach innych, a w swoich własnych. Jej osobowość była pozą, maską, zmienianą raz po raz, by dostosować się do oczekiwań wszystkich wokół. Może stąd ta paląca ciekawość i pociąg do łamigłówek, którymi były zarówno wydarzenia, jak i ludzie sami w sobie. Cały świat jak wielka kostka Rubika. Nie spodziewała się jednak po nim takiej reakcji. Sądziła, że Eitri pozostanie swoim stonowanym sobą. Na pewno alkohol nie miał tutaj swojego udziału, to było zbyt wcześnie. Usta Klary ponownie spotkały szklankę i gardło ponownie wypełnił płyn, który sprawił, że policzki lekko się zaróżowiły. Mężczyzna musiał wejść do wehikułu czasu, jeśli sądził, że wyjdzie z tej konwersacji zwycięsko. Lata temu, z pewnością, młoda dziewczyna na takie słowa pewnie tylko spuściłaby głowę z naburmuszoną miną. A dzisiaj? Chcąc kierować się powoli na parkiet, zsunęła się z wysokiego stołka. - Skąd mam wiedzieć? Wiem, ile zarabiają, ale nie liczę Twoich wydatków... - Kto go wie, może miał jakąś kolekcję gratów lub rzadkich kamieni, na które wydawał krocie?
Sorsa wykorzystała to nagłe zbliżenie się do tego by bezprecedensowo przesunąć szczupłymi palcami od prawego ramienia mężczyzny, przez kark, aż po lewe, ręką zmuszając go do pochylenia się. I ich twarze były blisko, wręcz nieodpowiednio jak na ich zbyt trzeźwy stan, bo aż czuła mrowienie od ledwo wyczuwalnego szurania nosem o nos, a palce ręki, którą owinęła jego szyję niczym wąż dotknęły policzka. Już nie był taki zimny. - W tej chwili bardziej podoba mi się jak nie możesz ich ode mnie oderwać. - Wiele zmieniło się przez te pięć lat. Klara teraz patrzyła na Eitriego jakby była przynajmniej głowę wyższa od niego i uśmiechała zwycięsko. I mogłaby przysiąc, na chwilę wokół zrobiło się zupełnie cicho. Następnie odwróciła się, by przechylić przy ustach kolejną porcję alkoholu, skrzywić się w uroczym grymasie i w bardzo przemyślanym geście dłonią wróciła po karku, ramieniu i aż do dłoni, żeby mocno za nią złapać. - To idziemy tańczyć? - Niespecjalnie czekała na odpowiedź, po prostu skierowała kroki w stronę całkiem niezatłoczonego parkietu. - Nie tym razem. - Uśmiech było słychać jej w głosie.
Eitri Soelberg
Re: Let's have some fun before they put us in the ground (K. Sorsa & E. Soelberg, listopad 2000) Nie 10 Gru - 0:03
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Słowo wyjątkowy, jako określenie dla jego osoby, funkcjonowało jedynie w matczynym słowniku. Sam nigdy nie uważał się za takiego, a znajomi z chęcią zamieniali je na dziwak czy pomyleniec, a wszystko za sprawą zachowania, którego nie potrafili zrozumieć, nim jeszcze zaczęła jawnie krążyć w towarzystwie informacja o jego wrodzonych zdolnościach. Skrzywił się jedynie kwaśno, bowiem nie potrafił owego stwierdzenia rozpatrywać w oderwaniu od przeszłości, choć przecież Klarze chodziło o ich bieżącą konwersację i zupełnie niewinny temat. Twarz mu stężała i wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, nim dotarło do niego, że nie powinien tak poważnie podchodzić do beztroskich słów wypowiadanych bez intencji ugodzenia go w jakikolwiek sposób. Znów poczuł się trochę głupio, na pewno był lekko speszony własną reakcją, dlatego niewyraźną minę utopił w chłodnej cieczy alkoholu, który podał im kelner. Nie poczuł nawet, kiedy pierwsza kolejka stopniała, a na dnie nie było już nic poza błyskiem wilgoci. Podziękował za gin skinieniem głowy. I odetchnął, by lekko rozluźnić spięte mięśnie twarzy. Nie zamierzał robić wyrzutów przez to, że nieodpowiednio interpretował niektóre słowa. Wysilił się natomiast, by nadal podtrzymywać bezpośredni i nieformalny ton wymiany zdań.
— To zależy, czy faktycznie jestem w jakiś sposób dla ciebie wyjątkowy — sprostował, odkładając na blat stołu szkło, które uderzyło o drewno głucho i złowieszczo. Miał przy tym ściągnięte w zaciekawieniu brwi, a kącik ust drgał mu lekko w zaczątku sztubackiego uśmiechu. Czy on właśnie przekroczył swoje granice? Być może. Rzadko bywał w podobnym nastroju i rzadko porywał się na śmiałą rozmowę, bo z mało kim czuł się na tyle swobodnie i komfortowo, aby nie lękać się o każdą wyrzuconą sylabę. Przyszedł bez większych oczekiwań, wiedząc tylko tyle, że Klara od zawsze była tym typem człowieka, z którym przedziwnie potrafił nawiązać porozumienie, pomimo niemalże oczywistych różnic, których nikomu nie musiał nawet tłumaczyć. Daleko było mu do jej otwartości, odwagi w stosunku do otoczenia, gdy szło o prywatne kontakty i z całą pewnością każdy mógł przykleić mu łatkę gbura sztywno trzymającego się zasad.
— To straszne, nawet nie mam możliwości stwarzania pozorów przy tobie, bo za dużo wiesz — wydawał się być rozczarowany, niepocieszony wręcz obrotem spraw, ale jakby na zawołanie wyprostował ramiona i poprawił się na stołku, bo już od pewnego czasu zwisał na nim dość smętnie, choć przecież wcale nie był jeszcze odurzony alkoholem. Mieli to nieszczęście, albo szczęście, że spotykali się do tej pory, albo w sytuacjach określonych sztywno ramami dobrego wychowania – na wspólnych, rodzinnych obiadach – albo w takich, kiedy wszystko wymykało się spod kontroli i widzieli wzajemnie własne oblicza niekoniecznie wtedy, kiedy chcieliby, aby ktokolwiek niepowołany to obserwował. Bo z całą pewnością młoda Sorsa nigdy nie marzyła o tym, by Soelberg natrafił na nią po spożyciu pewnych substancji. W dodatku chyba, w dość trudnym okresie życia. Wszystko to jednak zachował dla siebie, kierowany empatią i choć teraz próbował dać jej pstryczka w nos, to z czystej sympatii i chęci podkręcenia atmosfery, niżeli ze złośliwości.
Na jej komentarz tyczący się zarobków, wywrócił jedynie oczami. Nie chciał specjalnie nad tym dywagować, zwłaszcza, że odnosił wrażenie, iż muzyka coraz mocniej dudni mu w uszach, a stołek jest na tyle niewygodnym, aby wreszcie go opuścić i wypełniając swe słowa udać się w stronę parkietu. Nie przewidział jednak kolejnych działań Klary, idących o krok dalej. Choć może o krok, to bardzo subtelnie powiedziane. Zagarnęła nagle całą przestrzeń, jaka pomiędzy nimi była i wsunęła się bez ostrzeżenia tam, gdzie Eitri zwykle nikogo nie dopuszczał, czując wzbierający na karku dyskomfort. Jej palce nosiły ślady chłodu i były lekko wilgotne od mgiełki osiadającej na zmrożonym od kostek lodu szkle. Nie zdołała ich otrzeć, więc teraz doznanie drążyło jego skórę powodując chwilowe speszenie. Pochwycił łapczywie oddech i poczuł, że nos robi mu się nienaturalnie ciepły. Nie pamiętał, kiedy był ostatnio w podobnej sytuacji, a co najbardziej zaskakujące (zwłaszcza dla niego samego), zapomniał, że podobna bliskość może być czymś całkiem przyjemnym. Odpłaciła mu się w końcu bardzo pięknie za szarpanie cierpliwości. Dopiero później, na kanwie niepewności, wymalował się uśmiech. Drobne palce wyznaczyły powrotną ścieżkę i zacisnęły się na jego dłoni. Nie protestował. W tej sytuacji nie istniało lepsze rozwiązanie. Zrobił dwa dłuższe kroki, by zrównać się z nią i przedrzeć przez tłum. Znalezienie wolnego skrawka podłogi tanecznej nie było łatwym zadaniem, lecz wreszcie dopiął swego. Przyciągnął ją bliżej siebie, wzruszając ramionami, jakby chciał wytłumaczyć swój ruch brakiem miejsca. W rzeczywistości robił to dość przekornie, w odpowiedzi na śmiałe przełamanie granic. Nachylił się bardziej, bo bas zagłuszał wszelakie słowa.
— Cieszę się z tej odrobiny zaufania — krzyczał niemal, lecz jego głos był ledwie słyszalny. Nie zauważył nawet, że wciąż ściska kurczowo jej palce, a drugą dłonią przytrzymuje talię, by się nie zachwiała, gdy ktoś wysunął się z tłumu i opuścił parkiet.
— To zależy, czy faktycznie jestem w jakiś sposób dla ciebie wyjątkowy — sprostował, odkładając na blat stołu szkło, które uderzyło o drewno głucho i złowieszczo. Miał przy tym ściągnięte w zaciekawieniu brwi, a kącik ust drgał mu lekko w zaczątku sztubackiego uśmiechu. Czy on właśnie przekroczył swoje granice? Być może. Rzadko bywał w podobnym nastroju i rzadko porywał się na śmiałą rozmowę, bo z mało kim czuł się na tyle swobodnie i komfortowo, aby nie lękać się o każdą wyrzuconą sylabę. Przyszedł bez większych oczekiwań, wiedząc tylko tyle, że Klara od zawsze była tym typem człowieka, z którym przedziwnie potrafił nawiązać porozumienie, pomimo niemalże oczywistych różnic, których nikomu nie musiał nawet tłumaczyć. Daleko było mu do jej otwartości, odwagi w stosunku do otoczenia, gdy szło o prywatne kontakty i z całą pewnością każdy mógł przykleić mu łatkę gbura sztywno trzymającego się zasad.
— To straszne, nawet nie mam możliwości stwarzania pozorów przy tobie, bo za dużo wiesz — wydawał się być rozczarowany, niepocieszony wręcz obrotem spraw, ale jakby na zawołanie wyprostował ramiona i poprawił się na stołku, bo już od pewnego czasu zwisał na nim dość smętnie, choć przecież wcale nie był jeszcze odurzony alkoholem. Mieli to nieszczęście, albo szczęście, że spotykali się do tej pory, albo w sytuacjach określonych sztywno ramami dobrego wychowania – na wspólnych, rodzinnych obiadach – albo w takich, kiedy wszystko wymykało się spod kontroli i widzieli wzajemnie własne oblicza niekoniecznie wtedy, kiedy chcieliby, aby ktokolwiek niepowołany to obserwował. Bo z całą pewnością młoda Sorsa nigdy nie marzyła o tym, by Soelberg natrafił na nią po spożyciu pewnych substancji. W dodatku chyba, w dość trudnym okresie życia. Wszystko to jednak zachował dla siebie, kierowany empatią i choć teraz próbował dać jej pstryczka w nos, to z czystej sympatii i chęci podkręcenia atmosfery, niżeli ze złośliwości.
Na jej komentarz tyczący się zarobków, wywrócił jedynie oczami. Nie chciał specjalnie nad tym dywagować, zwłaszcza, że odnosił wrażenie, iż muzyka coraz mocniej dudni mu w uszach, a stołek jest na tyle niewygodnym, aby wreszcie go opuścić i wypełniając swe słowa udać się w stronę parkietu. Nie przewidział jednak kolejnych działań Klary, idących o krok dalej. Choć może o krok, to bardzo subtelnie powiedziane. Zagarnęła nagle całą przestrzeń, jaka pomiędzy nimi była i wsunęła się bez ostrzeżenia tam, gdzie Eitri zwykle nikogo nie dopuszczał, czując wzbierający na karku dyskomfort. Jej palce nosiły ślady chłodu i były lekko wilgotne od mgiełki osiadającej na zmrożonym od kostek lodu szkle. Nie zdołała ich otrzeć, więc teraz doznanie drążyło jego skórę powodując chwilowe speszenie. Pochwycił łapczywie oddech i poczuł, że nos robi mu się nienaturalnie ciepły. Nie pamiętał, kiedy był ostatnio w podobnej sytuacji, a co najbardziej zaskakujące (zwłaszcza dla niego samego), zapomniał, że podobna bliskość może być czymś całkiem przyjemnym. Odpłaciła mu się w końcu bardzo pięknie za szarpanie cierpliwości. Dopiero później, na kanwie niepewności, wymalował się uśmiech. Drobne palce wyznaczyły powrotną ścieżkę i zacisnęły się na jego dłoni. Nie protestował. W tej sytuacji nie istniało lepsze rozwiązanie. Zrobił dwa dłuższe kroki, by zrównać się z nią i przedrzeć przez tłum. Znalezienie wolnego skrawka podłogi tanecznej nie było łatwym zadaniem, lecz wreszcie dopiął swego. Przyciągnął ją bliżej siebie, wzruszając ramionami, jakby chciał wytłumaczyć swój ruch brakiem miejsca. W rzeczywistości robił to dość przekornie, w odpowiedzi na śmiałe przełamanie granic. Nachylił się bardziej, bo bas zagłuszał wszelakie słowa.
— Cieszę się z tej odrobiny zaufania — krzyczał niemal, lecz jego głos był ledwie słyszalny. Nie zauważył nawet, że wciąż ściska kurczowo jej palce, a drugą dłonią przytrzymuje talię, by się nie zachwiała, gdy ktoś wysunął się z tłumu i opuścił parkiet.
Bezimienny
Re: Let's have some fun before they put us in the ground (K. Sorsa & E. Soelberg, listopad 2000) Nie 10 Gru - 0:03
Ona doskonale wiedziała, że Eitri nie był popularnym typem. Przynajmniej kiedyś, prawdopodobnie zmieniło się to na przestrzeni lat. Sama jako nastolatka stwierdzała, że z łatwością mogłaby się uznać za lepszą, fajniejszą, ciekawszą. Przyszła pora jednak dorosnąć, nie patrzeć na świat w aż tak czarno-biało. Czas wymykał się jak woda przez palce. To, co kiedyś było ekscytujące, zmieniało się w codzienność, a następnie w nieodpowiedzialność.
Miała przeszywające spojrzenie. Ciekawskie, trochę zaczepne i skupione. Pasowało do jej zaciętej twarzy i do ciągłego przełamywania barier. Dłonie, niby chłodne, ze śladem chłodu szklanki z alkoholem, topiły lody jednym dotykiem. - Jesteś. Choć pewnie przywykłeś do dziwności - Klara wiedziała o jego darze. Nieco stygmatyzowanym, czasami niezrozumiałym. Czasami nazywanym niepokojącym. Nie wiedziała, ile doświadczył w ciągu swojego życia, jednak miała dostatecznie szeroki obraz sytuacji, by wysnuć odpowiednie wnioski. - Ale ja uwielbiam dziwność. Wszystko co zepsute, zniszczone. Białe, niezapisane kartki są paskudnie nudne. - Chociaż nie czuła uderzenia alkoholu, najwyraźniej zaczynał on wyciągać jej myśli z głowy. Nadmierne rozgadanie zawsze odwiedzało ją pierwsze, zaraz zaś za nim niezbyt kontrolowany śmiech, czasami przechodzący w nieoczekiwane chrumknięcie, przy którym zakrywała wstydliwie usta, jednocześnie nie kryjąc rozbawienia.
- Jest jeszcze wiele, co mogę odkryć, doskonale o tym wiesz!
Dzieciństwo nauczyło ją pociągu do ludzi zniszczonych przez życie. Mieszkając w najgorszej z dzielnic miasta, chociaż gdyby tylko nie chciała, wcale nie musiała, zaczęła słuchać historii. Każda była nieco inna. Jedne bardziej godne potępienia niż inne. Pewne wstrząsające i straszne, inne szokujące. Jednak to właśnie one nauczyły Klarę tego, że ludzie nie chcą być źli dla samego zła. Zawsze za smutnymi, zranionymi twarzami kryją się opowieści o strachu, przetrwaniu i bólu. Wszystko ma swój powód. Eitri też miał powody, by czasami patrzeć na swoje stopy, zamiast dumnie do przodu.
W klubie było duszno, dlatego Klara jeszcze przed zejściem na parkiet pozbyła się swojej białej koszuli, i tak zarzuconej jedynie na ramiona, pozostając w białym podkoszulku, pasującym do jasnych jeansów, które pewnie podpatrzyła wśród studenckiej mody, najmocniej wśród galdrów przenikającej tą ślepców. Zazwyczaj po zakończeniu studiów decydowało się o dorośnięciu i przejęciu bardziej poważnego wyglądu. Klara z pewnością też kiedyś to zrobi. Ale jeszcze nie teraz.
Dzisiaj są jeszcze młodzi.
Musiała nieco wygiąć plecy, by w tak bliskiej odległości móc w ogóle spojrzeć ponownie na twarz mężczyzny. Męska dłoń w talii idealnie dopasowała się do lędźwi. - Nie wierzę, Eitri, czy ty się rumienisz? - Skomentowała, czując jak śmiech ciśnie się jej na usta, choć skończyło się jedynie na wyjątkowo szerokim uśmiechu. Nawet w przygaszonych światłach klubu zauważyła kolor tego nosa, który wyglądał jakby dopiero co miał styczność z mrozem.
Gdyby to była jakaś tania książka, w tym momencie muzyka zwolniłaby nagle, tak się jednak nie stało. Nadal była wybitnie paskudną mieszkanką najnowszych galdrskich przebojów, której dało się słuchać tylko do kieliszka lub z sentymentu. By dopasować się do rytmu należało zacząć bujać się bezwstydnie, starając się znaleźć miejsce w tłumie. I tak mniej więcej to przebiegało. Zacisnęła szczupłe palce na dłoni i choć ona wykonała krok najpierw, nadając tempo, to później pozwoliła się prowadzić. Krok za każdym razem musiał przechodzić w miejsce, gdzie akurat rozluźniał się tłum. Zacisnęła dłoń na ramieniu bruneta. Czy popisali się jakoś specjalnie? Zapewne nie. Nie był to też żaden konkretny styl tańca. Ale było przyjemnie, a krew powoli robiła się cieplejsza. Taniec i alkohol to była zabójcza mieszanka, ale wprawiała ją w świetny nastrój. - Jutro nie pracujesz? - Spytała, prawie krzycząc, kiedy tylko miał okazję by trochę się do niej nachylić. A później zakręciła kółeczko, gdy jakaś parka postanowiła opuścić parkiet i zrobiło się tylko odrobinkę luźniej i trzymając wciąż dłoń kurczowo, zawinęła się na niej, przyciskając się do Eitriego plecami. Śmiała się przy tym, zagłuszona przez dudniącą muzykę. - Poszłabym... Zapalić. - Dodała, kiedy była na to odpowiednia chwila, po kolejnych kilku minutach.
Klara i Eitri z tematu
Miała przeszywające spojrzenie. Ciekawskie, trochę zaczepne i skupione. Pasowało do jej zaciętej twarzy i do ciągłego przełamywania barier. Dłonie, niby chłodne, ze śladem chłodu szklanki z alkoholem, topiły lody jednym dotykiem. - Jesteś. Choć pewnie przywykłeś do dziwności - Klara wiedziała o jego darze. Nieco stygmatyzowanym, czasami niezrozumiałym. Czasami nazywanym niepokojącym. Nie wiedziała, ile doświadczył w ciągu swojego życia, jednak miała dostatecznie szeroki obraz sytuacji, by wysnuć odpowiednie wnioski. - Ale ja uwielbiam dziwność. Wszystko co zepsute, zniszczone. Białe, niezapisane kartki są paskudnie nudne. - Chociaż nie czuła uderzenia alkoholu, najwyraźniej zaczynał on wyciągać jej myśli z głowy. Nadmierne rozgadanie zawsze odwiedzało ją pierwsze, zaraz zaś za nim niezbyt kontrolowany śmiech, czasami przechodzący w nieoczekiwane chrumknięcie, przy którym zakrywała wstydliwie usta, jednocześnie nie kryjąc rozbawienia.
- Jest jeszcze wiele, co mogę odkryć, doskonale o tym wiesz!
Dzieciństwo nauczyło ją pociągu do ludzi zniszczonych przez życie. Mieszkając w najgorszej z dzielnic miasta, chociaż gdyby tylko nie chciała, wcale nie musiała, zaczęła słuchać historii. Każda była nieco inna. Jedne bardziej godne potępienia niż inne. Pewne wstrząsające i straszne, inne szokujące. Jednak to właśnie one nauczyły Klarę tego, że ludzie nie chcą być źli dla samego zła. Zawsze za smutnymi, zranionymi twarzami kryją się opowieści o strachu, przetrwaniu i bólu. Wszystko ma swój powód. Eitri też miał powody, by czasami patrzeć na swoje stopy, zamiast dumnie do przodu.
W klubie było duszno, dlatego Klara jeszcze przed zejściem na parkiet pozbyła się swojej białej koszuli, i tak zarzuconej jedynie na ramiona, pozostając w białym podkoszulku, pasującym do jasnych jeansów, które pewnie podpatrzyła wśród studenckiej mody, najmocniej wśród galdrów przenikającej tą ślepców. Zazwyczaj po zakończeniu studiów decydowało się o dorośnięciu i przejęciu bardziej poważnego wyglądu. Klara z pewnością też kiedyś to zrobi. Ale jeszcze nie teraz.
Dzisiaj są jeszcze młodzi.
Musiała nieco wygiąć plecy, by w tak bliskiej odległości móc w ogóle spojrzeć ponownie na twarz mężczyzny. Męska dłoń w talii idealnie dopasowała się do lędźwi. - Nie wierzę, Eitri, czy ty się rumienisz? - Skomentowała, czując jak śmiech ciśnie się jej na usta, choć skończyło się jedynie na wyjątkowo szerokim uśmiechu. Nawet w przygaszonych światłach klubu zauważyła kolor tego nosa, który wyglądał jakby dopiero co miał styczność z mrozem.
Gdyby to była jakaś tania książka, w tym momencie muzyka zwolniłaby nagle, tak się jednak nie stało. Nadal była wybitnie paskudną mieszkanką najnowszych galdrskich przebojów, której dało się słuchać tylko do kieliszka lub z sentymentu. By dopasować się do rytmu należało zacząć bujać się bezwstydnie, starając się znaleźć miejsce w tłumie. I tak mniej więcej to przebiegało. Zacisnęła szczupłe palce na dłoni i choć ona wykonała krok najpierw, nadając tempo, to później pozwoliła się prowadzić. Krok za każdym razem musiał przechodzić w miejsce, gdzie akurat rozluźniał się tłum. Zacisnęła dłoń na ramieniu bruneta. Czy popisali się jakoś specjalnie? Zapewne nie. Nie był to też żaden konkretny styl tańca. Ale było przyjemnie, a krew powoli robiła się cieplejsza. Taniec i alkohol to była zabójcza mieszanka, ale wprawiała ją w świetny nastrój. - Jutro nie pracujesz? - Spytała, prawie krzycząc, kiedy tylko miał okazję by trochę się do niej nachylić. A później zakręciła kółeczko, gdy jakaś parka postanowiła opuścić parkiet i zrobiło się tylko odrobinkę luźniej i trzymając wciąż dłoń kurczowo, zawinęła się na niej, przyciskając się do Eitriego plecami. Śmiała się przy tym, zagłuszona przez dudniącą muzykę. - Poszłabym... Zapalić. - Dodała, kiedy była na to odpowiednia chwila, po kolejnych kilku minutach.
Klara i Eitri z tematu