Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Dance me to the end of love (D. Tordenskiold x H. Tordenskiold, sierpień 1995)

    2 posters
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    06-07.08.1995

    Tak, Halvardzie, odpowiedziała znów Dahlia, już nie tak potulnie, w jej dziewczęcym głosie rozbrzmiała znów słodycz ekscytacji i radości, gdy ze strony męża padło pytanie, czy jest gotowa na niespodziankę. Oczywiście, że była. Na niespodzianki zawsze czuła się gotowa. Uwielbiała je i choć ciekawość ją rozpierała, to nie zadawała żadnych pytań, nie dopytywała o szczegóły; nawet gdyby Dahlia chciała je znać od razu, to wiedziała już, że próby wyciągnięcia ich z Halvarda spełzłyby na niczym. Miała pewność jednego - tego, że nie poczuje się rozczarowana, mimo że jej oczekiwania jak były większe od najwyższego szczytu Gór Skandynawskich. Mąż zdążył ją już przyzwyczaić do swej hojności. Wiedziała tylko tyle, że wyjeżdżają już szóstego sierpnia, mimo że urodziny obchodziła dzień później i zaledwie na dwa dni. Rodzinny biznes nie pozwoliłby jemu na więcej, serce Dahlii zaś tęskniłoby za bliźniętami, które same obchodziły niedawno drugie urodziny. Chłopcy rośli jak na drożdżach, lecz w jej oczach wciąż byli maleńcy i dopominali się o obecność matki. Nie bez ukłucia żalu ucałowała Ragnvalda i Ingvara w czoło tuż przed wyjściem, była jednak pewna, że pozostawia ich w dobrych rękach i nic im się nie stanie. Musieli na nowo przyzwyczaić się do spędzania większości czasu z opiekunką, za zaledwie parę tygodni miał rozpocząć się kolejny semestr - na całe szczęście już przedostatni.
    Podróż okazała się dłuższa niż się spodziewała, każdy kolejny krok i magiczny portal, który przenosił ich w kolejne miejsca wyczerpywał cierpliwość Dahlii, muszącej niemalże gryźć się w język, by nie zacząć zadawać pytań. Widok jaki ostatecznie rozpostarł się przed nią był jednak wart niecierpliwego oczekiwania i trwania w niewiedzy przez kilka godzin. Stanąwszy u brzegu gorących źródeł, nazywanych Błękitną Laguną, poczuła zachwyt tak wielki, że z wrażenia bezwiednie rozchyliła pełne usta, nabierając powietrza. Halvard nie musiał jej oświecać, doskonale wiedziała gdzie się znaleźli; tak jak gorące były islandzkie źródła, tak gorąco Dahlia pragnęła odwiedzić Bláa Lónið i była pewna, że wspominała o tym mężowi kilkukrotnie, rozważając kierunki kolejnych podróży. W świetle dnia wody jeziora wydawały się tak jasnobłękitne, że niemalże białe jak śnieg, do złudzenia przypominając nienaturalnie wręcz jasne tęczówki Dahlii.
    Nie mniej urokliwie prezentowały się parę godzin później, gdy nad islandzkim półwyspem Reykjanes zapadł chłodny zmierzch. Zaszło słońce, temperatura zaś spadła niemalże do zera, lecz to nie chłód miał wprawić Dahlię w drżenie. Było jej wręcz duszno, gdy schodziła z parkietu hotelowej restauracji, dłoń trzymając wciąż splecioną z dłonią Halvarda, by wspiąć się po schodach prowadzących do wynajętego apartamentu. Muzyka rozbrzmiewała wciąż wokół, tym razem spokojniejsza, płynąc nienachalnie z magicznego gramofonu, gdy weszli do środka. Dahlia rozplotła uścisk ich dłoni, niemal bezwiednie podążając w stronę tarasu, skuszona widokiem. Całe źródła rozjaśniały liczne światła wokół ich brzegów, niektórzy, mimo późnej pory, wciąż zażywali kąpieli w błękitnych wodach, Bláa Lónið przyciągało tłumy, lecz za sprawą czarów wszelkie, nienaturalne hałasy wytłumiono. Poza cichą, łagodną melodią i krokami Halvarda za plecami nie słyszała nic.
    - Zawsze słyszałam, że Islandia jest zachwycająca, lecz jej uroku nie można ująć żadnymi słowami - westchnęła rozczulona, odwracając się plecami do źródeł i oparłszy o balustradę tarasu, by spojrzeć na Halvarda. - Dziękuję, najdroższy - wyrzekła, posyłając mu jeden ze swych najbardziej promiennych uśmiechów, tym bardziej ujmujących, bo szczerych. Przeczuwała jednak, że to wciąż nie koniec, nie nastała wszak chwila tych właściwych urodzin, nadal miała dwadzieścia trzy lata. Żadnego zaś z palców, ani nadgarstków, ani uszu i szyi nie zdobił nowy klejnot, a do tego także Halvard zdążył ją przyzwyczaić. Prędko przestała przed nim ukrywać własną zachłanność i uwielbienie wszelkiego rodzaju błyskotek, drogich prezentów i niespodzianek. Kochała być rozpieszczana i oczekiwała wręcz, że tak będzie.
    - Skoro już tu jesteśmy, grzechem byłoby nie skorzystać z okazji, czyż nie? - zaśmiała się perliście, spoglądając w bok, ku wydrążonemu w posadzce tarasu niewielkiemu basenowi - dzięki czarom miały swoje źródło w błękitnej lagunie, woda była równie jasna i gorąca, co na zewnątrz, a tu mieli ją wyłącznie dla siebie. - Czy zatańczysz ze mną raz jeszcze? - spytała nagle, podrywając się do góry i obracając wokół własnej osi, kręcąc krótki piruet, zakończony tuż przed Halvardem; drobne dłonie położyła na szerokiej piersi, a spojrzenie błękitnych oczu uchwyciło wzrok Halvarda niemalże prosząco.


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Tak, Halvardzie, mawiała często, lecz w różnym tonie, często bardzo dalekim od tego pierwszego razu, gdy spomiędzy kształtnych warg wydobyły się ociekające słodyczą słowa, pieczętujące jej los u jego boku. Lubił je słyszeć, zarówno te potulne i z natury ugładzone, jak i te podszyte kruszejącym buntem, gdy jasnym stawało się to, że żadna inna odpowiedź z jej strony nie będzie po prostu akceptowana. Tym razem leniwy uśmiech zadowolenia wyginał nieznacznie usta Halvarda, lecz ten tylko kręcił przecząco głową, gdy niezwerbalizowana ciekawość Dahlii pobłyskiwała w sarnich oczach odnajdujących ufnie jego własne spojrzenie - niespodzianka miała być niespodzianką, a do rozwikłania tajemnicy krążącej wokół jej urodzin zostało już tak niewiele czasu. Nie był typem organizatora, podobne obowiązki przeznaczając dłoniom kobiecym, choć w kwestii rozpieszczania młodej żony nie brakowało mu inwencji twórczej ani hojności, która rozkwitła dodatkowo w dniu, w którym powiła mu nie jednego, a dwóch synów, chłopców silnych i zdrowych, stanowiących ucieleśnienie idealnego połączenia dwóch znakomitych klanów i ucieleśnienie dziedziców, jakich mu brakowało całymi latami. Teraz, w końcu - miał już wszystko, a dobry humor dopisywał częściej niż przedtem, w swej łasce obejmując również resztę rodziny jak z obrazka.
    Przez te dwa dni liczyć miała się tylko ona, gdy resztę swojej codzienności zostawiali za zamkniętymi drzwiami domu na przedmieściach Midgardu, by kolejnymi portalami pokonywać zaplanowaną trasę, prowadzącą właśnie do Bláa Lónið, miejsca, którego nazwa kilkakrotnie powtarzana przez żonę trwale zapisała się w jego pamięci. Sam musiał przyznać rację, islandzkie źródła zachwycały i warte były tej nieprzyzwoitej ilości runicznych talarów, jakie wydał za to, by w szczycie sezonu zarezerwować najlepszy z apartamentów i zapewnić wszelkie możliwe zbytki, mające na każdym kroku przypominać, że był to weekend celebracji jej urodzin, tylko we dwójkę, nim reszta śmietanki towarzyskiej magicznej Skandynawii upomni się o młodą panią Tordenskiold.
    Uroczysta kolacja i tańce przy orkiestrze grającej na żywo były zwieńczeniem pełnego wrażeń dnia, któremu wciąż jednak było daleko do końca, gdy prowadził ją po schodach w górę, tam, gdzie wolni mieli już być od zgiełku obcych rozmów i nachalności cudzych spojrzeń. Wiedziony odruchem, minimalnie rozluźnił splot muszki, gdy igła zaklętego gramofonu zaczęła gładko sunąć po płycie, a on sam ruszył śladem Dahlii na taras, wiedziony niczym na niewidzialnej nici - i nie widział już nic poza smukłą sylwetką otuloną jedwabiem uwydatniającym perfekcyjne krzywizny ciała, którego nie zdołała zrujnować bliźniacza ciąża.
    - To nie pierwsze i nie ostatnie miejsce, które zachwyci cię swą urodą - stwierdził miękkim barytonem, gdy kolejne kroki zmniejszały na powrót dzielącą ich odległość, a ciemnowłosa zwróciła się do niego twarzą. - Lecz wciąż ich uroda nie zdoła nigdy równać się twojej - ściszył nieco głos, znajdując się tuż obok i odnajdując bystre, jasnobłękitne tęczówki, których przenikliwość nie przestała go zachwycać mimo upływu czasu od ich pierwszego spotkania. - Nie dziękuj, Dahlio - mówił i kłamał bez zawahania, pragnąc sycić swą naturę egocentryka jej ochoczą wdzięcznością. Palcami raz jeszcze ujął jej dłoń, by unieść ją nieco i delikatnym gestem odwrócić ją wnętrzem do góry. - Dla ciebie wszystko, najdroższa - musnął ustami delikatną skórę wnętrza jej nadgarstka, po którym przesunął kciukiem, zduszając przy tym uśmiech wywołany myślą, że w rzeczy samej była najdroższą z jego inwestycji, bezustannie pochłaniającą kolejne sumy pieniędzy, lecz wciąż - tak cudownie opłacalną w przeciwieństwie do Astrid, która pomimo starań i dobrych chęci przyniosła mu dekadę zgryzoty i gorzkich rozczarowań. Nie szczędził prezentów, nie znając umiaru we własnej szczodrości ani nie przeliczając wartości pieniądza niczym przeciętny galdr, gdy w skarbcu miał pod dostatkiem całe krocie. I na ten wieczór kazał najlepszemu jubilerowi przygotować dla niej coś specjalnego, a wyściełane atłasem pudełko czekało na odpowiedni moment, lecz ten wciąż nie nadchodził, gdy żona wpierw kierowała jego wzrok ku namiastce błękitnej laguny, a następnie raz jeszcze ku własnej sylwetce, gdy proponując kolejny taniec, wdzięczyła się w piruecie zakończonym dłońmi lądującymi na froncie koszuli, pod którą serce dudniło głośno w piersi na wspomnienie pierwszego razu, gdy dostrzegł ją we wdzięcznym obrocie, jeszcze na długo przed tym jak wyklarował swoje plany względem młodej panny Hallström. - Wiesz, że nie potrafiłbym ci odmówić - szepnął w odpowiedzi, nie wracając pamięciom do wszystkich tych okazji, przy których odmawiał jej nieustępliwie, niewzruszony wbitymi w niego oczami w kolorze majowego nieba; to były oddzielne, zamknięte rozdziały ich historii, dziś jednak pisali nowy, wolny od ciężkości problemów dnia powszedniego. - Ostatni taniec, moja pani, a później zanurzymy się w wodach laguny - oznajmił, po czym splótł jej dłoń z własną, drugą lokując na wysokości talii i przyciągając ją blisko siebie, za blisko jak na standardy towarzyskie, lecz teraz na tarasie byli już tylko sami, a gdy wirowali płynnie w rytm wygrywanej przez gramofon muzyki, beztroska luzowała konwenanse, ustępując miejsca coraz bardziej kuszącym wizjom na resztę wieczoru.
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    Zmrużyła na jedno uderzenie serca powieki, kiedy mąż odpowiedział, po raz wtóry rozkoszując się barwą jego głosu; lubiła go słuchać, szczególnie, gdy podchodził tak blisko, jeszcze bliżej. Zwłaszcza w okolicach ucha, kiedy ciepły oddech pieścił skórę, a jego brzmienie przyprawiało ją o dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa.
    - Nie mogę się doczekać, aż wszystkie je zobaczę. Zobaczymy - odpowiedziała z naiwną wiarą, że to wciąż jedynie początek ich wspólnych podróży, odkrywania świata i samych siebie. Zawsze uważała, że nie brakuje jej cierpliwości, cechy tak niezbędnej alchemikowi i, jak prędko po zaręczynach się okazało, partnerce Halvarda; jednak myśl o wspaniałościach, jakie mógł i chciał jej pokazać, wzbudzała nieprzyzwoitą ekscytację i niecierpliwość. Teraz jednak ustępowały miejsca zachwytowi nad Bláa Lónið i radości z trwającej chwili; nawet nad urodą gorących źródeł i ich okolic, gwiaździstym niebem i luksusem wynajętego apartamentu trudno było się jej skupić, kiedy Halvard znalazł się blisko. Nie odwróciła spojrzenia ani na chwilę, choć kolejne komplementy, jakimi dziś ją karmił, mogły zawstydzać; na pewno jednak nie Dahlię, narcystyczną i rozmiłowaną w sobie samej. Takich słów potrzebowała jak powietrza, doskonale o tym wiedział i z premedytacją pozwalał, by spijała je z jego ust. jeszcze bardziej zatracając się w nim samym. - Nie będę miała więc nic przeciwko, jeśli będziesz więc wciąż patrzył na mnie - powiedziała, zaśmiawszy się przy tym perliście, zachwycona tym, że tak własnie jest, że czuje na sobie intensywne spojrzenie Halvarda i ma go wyłącznie dla siebie. Przynajmniej przez te dwa dni, w tamtej chwili, którą pragnęła zatrzymać tak gorąco, że temperatura żadnych źródeł nie mogła się z tym równać. - Lubię ci dziękować - wyrzekła mrukliwie, przechylając przy tym głowę z lekkim rozbawieniem; oboje wiedzieli doskonale, że to fałszywa uprzejmość, a okazywana przez Dahlię wdzięczność, szczególnie niewerbalna, jest więcej niż mile widziana - a raczej odbierana wszystkimi zmysłami, bo sposoby inne niż słowa znacznie bardziej do Tordenskiolda trafiały. Im bardziej była wdzięczna, tym chętniej okazywał jej swoją hojność, w chwilach takich jak ta naprawdę wierzyła, że dałby jej wszystko, jeśli tylko odpowiednio go poprosi. W sypialni i garderobie Dahlii, w ich domu na obrzeżach Midgardu, liczne szkatułki i zdobne pudełeczka wypełniały już nieprzyzwoite ilości kolczyków, naszyjników, bransoletek, broszek i innych elementów biżuterii; rubiny, szmaragdy, brylanty i inne kamienie szlachetne, których nazwy niekiedy umykały z jej pamięci; szafy pękały w szwach od kolejnych kreacji, futer i butów. W czasach, gdy była panną niczego Dahlii nie brakowało, Hallströmowie mieli pełne skarbce, rodzice zaś nie zwykli jej odmawiać; prezenty jakie od nich otrzymywała, spełniane kaprysy i zachcianki nie mogły równać się z rozpieszczeniem jakiego zaznała ze strony Halvarda po urodzeniu bliźniąt. Dostrzegła tę różnicę, w jego zachowaniu względem niej, gdy Ragnvald i Ingvar przyszli na świat, zdrowi i silni. Dała mu to, czego pragnął od tak dawna, w zamian zaś otrzymywała nawet to, czego wcale nie potrzebowała. Im więcej jej darował, tym więcej pragnęła; lubiła otaczać się pięknem, zarówno garderobą, jak i dziełami sztuki, którymi dekorowała ich dom. Zepsucie materializmem było w niej silne, lecz na sile coraz bardziej przybierało inne pragnienie - pragnienie czegoś, czego nie mogła kupić za żadne talary. - Ty jesteś moim wszystkim, więc bądź dziś tylko dla mnie - wyszeptała, śledząc spojrzeniem jak unosi jej dłoń, obdarzając ją czułą pieszczotą. Jego czas. Tego często pragnęła najbardziej, gdy już zrozumiała, że ich wspólne życie będzie tak odmienne od pierwszych, ekscytujących miesięcy ich znajomości, kiedy poświęcał młodej kochance nieprzyzwoitą ilość uwagi i czasu, sprawiając, że czuła się centrum jego świata - podczas gdy było zupełnie inaczej. Szarej codzienności zaś nie uniknęli nawet oni, mimo ogromnej majętności, która dawała możliwość ubarwienia życia na niezliczone sposoby. Halvarda pochłaniały  obowiązki, praca na rzecz rodowego dziedzictwa i zawodowe ambicje; ona poświęcała uwagę synom, jego córce i domowemu ognisku. Zaczęli się mijać i niczym rozpieszczone dziecko buntowała się przeciw temu łaknąc uwagi i czasu męża wyłącznie dla siebie. Nieczęsto miała okazję, by cieszyć się nimi w pełni jak tego wieczoru - zamierzała go więc w pełni wykorzystać.
    - To niebezpieczne, byś tak mówił, mam niezwykłą wyobraźnię - przestrzegła go, wciąż rozkosznie uśmiechnięta i rozbawiona, jakby miała zaraz zażyczyć sobie czegoś prawdziwie niemożliwego. Wszystkie te chwile, gdy mąż jej odmawiał, stawiał na swoim (właściwie zawsze stawiał na swoim), całe zło i każde pęknięcie ich relacji pozostawiła daleko stąd, w Midgardzie; Dahlia potrafiła udawać doskonale, że wszystko pomiędzy nimi jest doskonałe i właściwie teraz niemal naprawdę w to wierzyła. Położywszy dłonie na jego szerokiej piersi, spojrzała w niebieskie oczy męża z ufnością, jakby wierzyła niezachwianie w każde słowo. - Naturalnie - zgodziła się Dahlia, podając mężczyźnie dłoń i ochoczo przysuwając się bliżej. Przetańczyli dziś tak wiele piosenek, że nie nie byłaby w stanie ich zliczyć, w pamięć jednak miała zapaść jej właśnie ta jedna, choć ledwo ją słyszała, gdy wirowali w tańcu na tarasie. A może to tylko złudne wrażenie przez coraz szybciej bijące serce. Islandzkie wieczory należały do chłodnych, Dahlii wcale jednak nie było zimno, mimo odsłoniętej skóry ramion; przysunęła się jeszcze bliżej Halvarda, gdzieś w połowie piosenki odwracając się do niego plecami i przylegając do jego ciała w bardziej nieprzyzwoity sposób, kołysząc biodrami do muzyki, na której nie mogła się już skupić. Wciąż nie rozplotła ich dłoni, obróciła się tak, by mieć silne ramiona wokół siebie i wtedy oparła głowę o jego ramię, by odnaleźć spojrzenie oczu Halvarda - znów zwracając uwagę na charakterystyczne złote plamki tęczówek. - Wydaje mi się, że grali to wtedy w grudniu - zastanowiła się krótko, wracając znów pamięcią do ich pierwszego spotkania. Miała dobrą pamięć do podobnych detali - inne chwile zaś potrafiła skutecznie wypierać. - Chodź - wyrzekła znów mrukliwie, by stanąć przed Halvardem i kilkoma sprawnymi ruchami rozwiązać muszkę; nie zdjęła jej jednak, nie rzuciła na ziemię, a pociągnęła ją lekko, zachęcając do pójścia w jej ślady, gdy zaczęła się cofać w stronę wbudowanego w taras basenu, nad którym unosiła się para gorących źródeł. - Pomożesz mi? - spytała niewinnym tonem, obracając się po raz kolejny i odgarniając przez ramię ciemne włosy, których końce zakręciła tego wieczoru w loki, by odsłonić wszystkie guziki złotej sukienki.


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Obiecywał jej słodkie życie, płynące mlekiem i miodem i z obietnicy tej pragnął się wywiązywać przy każdej nadarzającej się okazji, jeśli tylko okoliczności były sprzyjające - i jeśli tylko humor dopisywał mu wystarczająco, nie dając się zatruć kłębiącym się gdzieś w jego wnętrzu zdradzieckim gniewem, który nigdy do końca go nie opuszczał i który uderzał z większą siłą w najmniej odpowiednich i najmniej spodziewanych momentach.
    - Wszystko w swoim czasie. Na dobre rzeczy warto czekać - oznajmił, rozciągając usta w uśmieszku osoby wszechwiedzącej, choć do tej kategorii, wbrew podszeptom wybujałego ego, sam siebie nie zaliczał. Wypowiadając kolejne, przyciszone słowa, pochylił się jednocześnie nieco trochę do przodu, by podkładając palec wskazujący pod podbródek kobiety, delikatnym gestem zwrócić jej głowę nieco w bok i wyeksponować łabędzią szyję, na której złożył krótki pocałunek, rozkoszując się zapachem bijącym od jej rozgrzanej skóry. Nie wybrał jej z rzeszy dostępnych do ożenku panien o zachwycającym rodowodzie ze względu na to, że była cichą i zahukaną szarą myszką - nawet wtedy, na lodzie, emanowała pewnością siebie, gdy odsłaniając rządek równych zębów w olśniewającym uśmiechu, wykonywała z niewzruszoną gracją kolejne mordercze sekwencje ruchów, nieodwołalnie go oczarowując, choć wtedy nie był jeszcze świadom w jak dużym stopniu. Również teraz nie odwracała speszonego spojrzenia w bok, nie rumieniła się jak pensjonarka w fałszywej skromności, chciwie czekając na kolejne komplementy, których jej nie szczędził, pragnąc, by rozkwitała w ich cieple niczym egzotyczny kwiat, zbyt kapryśny na znalezienie się w niewprawnych dłoniach.
    - Zawsze patrzę tylko na ciebie. Nikt inny się nie liczy, Dahlio, przecież wiesz - niski, choć gładki jak aksamit głos płynął dalej, a struny głosowe Tordenskiolda nie zadrżały ani na chwilę, nadając wypowiedzi otoczki niepodważalnej szczerości, tak oderwanej od pożądliwych spojrzeń, którymi śledził kołyszące się biodra debiutantek w Besettelse - one jednak nie miały najmniejszego znaczenia, odgrywając w jego życiu tylko i wyłącznie rolę kolejnej jego ulotnej rozrywki, do której nie wracał myślami, zamykając we własnych ramionach żonę wciąż reagującą na jego dotyk dokładnie tak jak przed laty, gdy po raz pierwszy uczynił ją swoją, bez śladu żalu odzierając ją z niewinności obiecywanej mężowi, którym początkowo nie miał ambicji zostawać. - Lubię, gdy mi dziękujesz - odpowiedział szeptem, z którego przebijało rozbawienie, gdy po raz kolejny rozumieli się bez słów, wiedząc doskonale, do czego prowadziła ta osobliwa gra, której zasady nigdy nie zostały spisane. Kąciki ust Halvarda drgnęły ponownie ku górze, gdy kobieta werbalizowała swoje pragnienie bez chwili zawahania. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, najdroższa - oznajmił z uśmiechem godnym chochlika, a krzyczące błękitem oczy błysnęły budowaną stopniowo ekscytacją, która teraz przebijała się nieodwołalnie na pierwszy plan. W ten weekend czasu miało mu nie brakować, a już z całą pewnością nie dla niej, gdy cały kwartał przed pamiętną datą kazał asystentce oczyścić swój grafik z jakichkolwiek spotkań w okolicznych terminach, dodatkowo zakazując nagabywania go w tym czasie wiewiórkami, niezależnie od tego, jak niecierpiące zwłoki było zagadnienie, które zdaniem jego współpracowników mogłoby wymagać zaangażowania Tordenskiolda. Jeden weekend, świat nie stanie w miejscu, ale też się nie skończy. Jeden weekend, tyle mógł jej dać, wiedząc przy tym, że swoją niepodzielną uwagą teraz kupi sobie jej późniejsze wyrozumienie w kwestii napiętego terminarza. Nie myślał już o pracy, gdy wypowiadała swoje ostrzeżenie niepoważnym tonem, a niebezpieczeństwo, o jakim mówiła, bardziej go ciekawiło niż rzeczywiście odstraszało. Uśmiech nie złamał się pod ciężarem chwili; trzymał ją blisko siebie, płynąc po nieistniejącym parkiecie tarasu w rytm muzyki z naturalną lekkością ćwiczoną od najmłodszych lat wśród śmietanki towarzyskiej - i w późniejszych latach ćwiczonych również w trakcie przyjęć organizowanych przez panią Tordenskiold pod ich własnym dachem. Rozluźnił uścisk, pozwalając Dahlii odwrócić się do niego tyłem i wypuszczając głośniej powietrze z płuc, gdy przylgnęła do jego ciała, kusząc i mamiąc swoimi krzywiznami słabości męskiego ciała.
    - To pani nie przystoi, pani Tordenskiold - szepnął prosto do jej ucha, owiewając je ciepłym oddechem i muskając jego płatek przy każdym kolejnym słowie wypowiadanym z pozorną nonszalancją, choć gdzieś w bazowej nucie jego głosu z pewnością słyszała domagające się uzewnętrznienia emocje, które w niedługim czasie miały przejąć kontrolę nad nim samym i nad resztą tego wieczoru. - Możliwe - dodał, nie skupiając się zanadto i nie cofając się do wspomnień, gdy tuż przed nim rozpościerały się o wiele przyjemniejsze możliwości. Zaśmiał się, nie protestując, gdy ciągnąc za rozwiązaną muszkę, prowadziła go za sobą, a on posłusznie stawiał kolejne kroki, by tuż przy wejściu do nagrzanego basenu czerpiącego wodę z islandzkich źródeł, odrzucić wąski pasek materiału w bok, nie bacząc na to, gdzie wyląduje. - Oczywiście - zapewnił usłużnie, nie dając jej powodów do niezadowolenia, gdy zaskakująco delikatnym gestem odgarnął z karku Dahlii ostatnie zbłądzone loki, a następnie metodycznie odpinał każdy ze złotych guzików, kierując się od najwyższego w dół. Dawkował sobie wrażenia, nie spiesząc się bezsensownie, a materiał eleganckiej sukienki rozchylał się coraz bardziej, odsłaniając połacie alabastrowej skóry. - Czego jeszcze sobie życzysz? - zapytał nienachalnie, choć z ciekawością, gotów wspaniałomyślnie spełnić kolejną jej zachciankę. Ulokował palce pod tkaniną ułożoną na barkach żony, by zsunąć ją ze szczupłych ramion; schylił się, przytykając usta do jej karku, lecz nie poprzestał na tym, wyznaczając szlak kolejnych pocałunków wzdłuż kręgosłupa Dahlii, dłońmi sunąc w dół jej talii, pełnych bioder i szczupłych ud, aż w końcu ukląkł na jedno kolano tuż za nią, by złożywszy ostatni pocałunek tuż nad linią zmysłowej koronki, pochylić się, palcami sięgnąć zapięcia jej pantofli i odpiąć je, by mogła bez przeszkód wyswobodzić stopy z wysokich obcasów, które teraz były już zupełnie zbędne - tak jak i marynarka, którą odrzucił wzgardzoną w bok, nim na warsztat wziął guziki własnej koszuli, pozwalając niepokornym myślom zataczać coraz szersze i coraz bardziej rozpustne kręgi.
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold




    Dahlia i Halvard z tematu


    FAMILY, DUTY, HONOR





    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.