homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993)
2 posters
Bezimienny
homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993) Nie 3 Gru - 14:53
Ciężkie płatki śniegu wirowały w świetle ulicznych latarni i opadały na spowite zaspami chodniki na zewnątrz dziwnie cichego domu na przedmieściach Tromsø, skąd rozciągał się malowniczy widok na pobliski fiord. Ostatnie wzburzone słowa, ostatnie krzyki i ostatnie wzajemne wyrzuty dawno już ucichły, nie docierając nigdy do uszu Mikkela, który choć domyślać się mógł się niemalże namacalnego napięcia pomiędzy panią i panną Guldbrandsen, tak szczęśliwie odcięty był od trwającego latami koncertu oskarżeń i gorzkich żali, samemu od czasu studiów mieszkając w Midgardzie. Czarnowłosa zazdrościła mu tej wolności i możliwości samodzielnego wytyczania własnej ścieżki bez konieczności uwzględniania w równaniu jakichkolwiek pobocznych czynników, podczas gdy ona sama wciąż pozostawała beznadziejnie powiązana z rodzicielką torpedującą większość jej pomysłów. Zachodziła czasem w głowę, jak to możliwe, że faktycznie była spokrewniona z tą kobietą, która zdawała się jej w ogóle nie rozumieć? Łapała krótkie chwile oddechu poza swoim gniazdem, pomieszkując czasem u starszego brata w sercu magicznej Skandynawii, a czasem u wyrozumiałej babki w dolinie Alp Lyngen, chłonąc kolejne jej nauki odnośnie opanowywania swojego daru - wciąż jednak czekała na moment, gdy zdoła ostatecznie wyfrunąć z miejsca, które choć zachwycające całokształtem, tak zatrute było przez wisielczą niemalże obecność matki.
Pięć dni zaledwie minęło od urodzin wyznaczających oficjalnie początek dorosłości Fridy i tych pięciu dni nie zmarnowała na próżniactwie. Poranek trzydziestego dnia stycznia zastał ją ze spakowaną walizką rzeczy podręcznych. Dłonią odzianą w skórzaną rękawiczkę ścisnęła mocno jej rączkę, nim przekroczyła portal i na długie miesiące zostawiła za sobą Tromsø.
- To już całe moje mienie przesiedleńcze - oznajmiła z zadowoleniem, gdy kurier dostarczył ostatnie z pudeł, w których we wcześniejszych dniach zamknęła resztę swojego dobytku, do midgardzkiego mieszkania brata, które wkrótce miała również zwać swoim własnym. Nie było tego zbyt wiele, oprócz zwyczajowej garderoby, większość w zasadzie stanowiły książki - bez sentymentu zostawiała w rodzinnym domu pamiątki z dzieciństwa, stare ubrania i wszystkie przedmioty, które nieodzownie kojarzyły się z tym miejscem, co sprawiało jednocześnie, że oddychała z ulgą na myśl, że Mikkel nie wystawi jej za drzwi, gdy spostrzeże niekończące się ilości wypchanych po brzegi kartonów. - Jak widzisz, najdroższy bracie, nie mam zamiaru przeprowadzać zbyt ambitnej aneksji twojej przestrzeni życiowej - zaśmiała się pogodnie, odwracając się w stronę rosłej sylwetki, którą następnie oplotła ramionami, przyciągając ściśle do siebie. - Dziękuję, że się zgodziłeś - szepnęła wciąż nie wypuszczając brata z objęć, przyciskając policzek do jego swetra i wciągając w nozdrza jego znajomy zapach. Czy miał chociaż śladowe pojęcie o tym, ile to dla niej znaczyło?17:52:02
Pięć dni zaledwie minęło od urodzin wyznaczających oficjalnie początek dorosłości Fridy i tych pięciu dni nie zmarnowała na próżniactwie. Poranek trzydziestego dnia stycznia zastał ją ze spakowaną walizką rzeczy podręcznych. Dłonią odzianą w skórzaną rękawiczkę ścisnęła mocno jej rączkę, nim przekroczyła portal i na długie miesiące zostawiła za sobą Tromsø.
- To już całe moje mienie przesiedleńcze - oznajmiła z zadowoleniem, gdy kurier dostarczył ostatnie z pudeł, w których we wcześniejszych dniach zamknęła resztę swojego dobytku, do midgardzkiego mieszkania brata, które wkrótce miała również zwać swoim własnym. Nie było tego zbyt wiele, oprócz zwyczajowej garderoby, większość w zasadzie stanowiły książki - bez sentymentu zostawiała w rodzinnym domu pamiątki z dzieciństwa, stare ubrania i wszystkie przedmioty, które nieodzownie kojarzyły się z tym miejscem, co sprawiało jednocześnie, że oddychała z ulgą na myśl, że Mikkel nie wystawi jej za drzwi, gdy spostrzeże niekończące się ilości wypchanych po brzegi kartonów. - Jak widzisz, najdroższy bracie, nie mam zamiaru przeprowadzać zbyt ambitnej aneksji twojej przestrzeni życiowej - zaśmiała się pogodnie, odwracając się w stronę rosłej sylwetki, którą następnie oplotła ramionami, przyciągając ściśle do siebie. - Dziękuję, że się zgodziłeś - szepnęła wciąż nie wypuszczając brata z objęć, przyciskając policzek do jego swetra i wciągając w nozdrza jego znajomy zapach. Czy miał chociaż śladowe pojęcie o tym, ile to dla niej znaczyło?17:52:02
Mikkel Guldbrandsen
Re: homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993) Nie 3 Gru - 14:54
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
W końcu musiało do tego dojść.
Skłamałby mówiąc, że się tego nie spodziewał. Od kilku lat obserwował zaogniający się konflikt pomiędzy matką, a siostrą, wciąż jednak nie rozumiał w czym miał ono źródło i co z każdym rokiem go zaostrza. Różnicy charakterów? Owszem, były tak różne, że zastanawiał się czasem, czy aby na pewno są spokrewnione, lecz przecież w wielu rodzinach tak było, a do podobnych burz, co pomiędzy nimi, jednak nie dochodziło. Starał się im pomóc nawiązać nić porozumienia, pogodzić, kochał je obie, lecz nie potrafił. Niekiedy Mikkel miał wrażenie, że jedynie bardziej temu wszystkiemu szkodzi, niż pomaga, więc zachowywał milczenie. Obie miały silne charaktery i były uparte jak osły, więc wyprowadzka Fridy była jedynie kwestią czasu. Zrozumiał to od chwili, kiedy młodsza siostra uciekała do Midgardu, by zaszyć się w jego mieszkaniu, na coraz dłuższe okresy i zaczęła wspominać, że o niczym tak nie marzy jak o wyprowadzce. Wprowadzenie tego planu w życie nie było więc zaskoczeniem. Zgodził się natychmiast, bez zawahania, nie mógłby postąpić przecież inaczej.
- Jest tego zdecydowanie mniej, niż się tego spodziewałem - zaśmiał się Mikkel, odbierając od kuriera ciężkie pudło z książkami, po czym zamknął drzwi i przeniósł je do pokoju, który miała odtąd zajmować Frida. Wciąż jeszcze pustego, właściwie bezosobowego, czekającego, aby się tu zadomowiła. Nie miał nic złego na myśli. Miał mylne wyobrażenie o kobiecej naturze, która przywodziła mu na myśl chomiki - wydawało mu się jeszcze, że one wszystkie lubią po prostu mieć. Im więcej, tym lepiej. Szczególnie ubrań i ładnych bibelotów. - Przestań, Frida, nie przeprowadzasz żadnej aneksji. To teraz i twój dom. Czuj się jak u siebie i zajmuj tyle miejsca, ile potrzebujesz - żachnął się, kręcąc głową, że mogła w ogóle tak pomyśleć. On sam był minimalistą i lubił uporządkowaną przestrzeń. Im mniej na wierzchu, tym lepiej. Wiele zresztą nie potrzebował ponad łóżko, szafę i książki. Nawet z kuchni rzadko korzystał, bo gotować nie potrafił, więc zazwyczaj wchodził tam tylko po to, aby zaparzyć sobie kawy. Jeszcze nie przyznał się do tego głośno, miał jednak nadzieję, że skoro Frida zdecydowała się z nim zamieszkać, to zrobi z tej kuchni o wiele lepszy użytek niż on sam... - Dlaczego miałbym się nie zgodzić? To ja się cieszę, że tu jesteś - odparł Guldbrandsen, uśmiechając się na ten nagły gest czułości i zamykając siostrę w uścisku, by zaraz ucałować ją znów w czubek głowy jak miał w zwyczaju. W życiu by jej tego nie odmówił. Byłoby wręcz przeciwnie. Gdyby chciała wynieść się z domu do kogoś innego, wyfrunąć z gniazda tak wcześnie i to do zupełnie obcego miejsca, to sam wyszedłby z taką propozycją. Niby za nieco ponad rok i tak wyprowadziłaby się na studia do Midgardu, tak jak i on, to w jego oczach była młodsza niż naprawdę i cieszył się, że będzie miał ją na oku. - Muszę powiedzieć, że tęskniłem nawet za czasami, kiedy wykradałaś mi orzeszki z płatków przy śniadaniu - stwierdził żartobliwym tonem. Oto otwierał się przed nimi nowy rozdział, nie wątpił jednak w to, że jego wątek rozwinie się dobrze. - Skoro to tak naprawdę twój pierwszy dzień jako mieszkanki Midgardu, to proponuję to uczcić. Zabieram cię na obiad. Co ty na to? - zaproponował, spoglądając na Fridę z góry i uśmiechając się ciepło.
Skłamałby mówiąc, że się tego nie spodziewał. Od kilku lat obserwował zaogniający się konflikt pomiędzy matką, a siostrą, wciąż jednak nie rozumiał w czym miał ono źródło i co z każdym rokiem go zaostrza. Różnicy charakterów? Owszem, były tak różne, że zastanawiał się czasem, czy aby na pewno są spokrewnione, lecz przecież w wielu rodzinach tak było, a do podobnych burz, co pomiędzy nimi, jednak nie dochodziło. Starał się im pomóc nawiązać nić porozumienia, pogodzić, kochał je obie, lecz nie potrafił. Niekiedy Mikkel miał wrażenie, że jedynie bardziej temu wszystkiemu szkodzi, niż pomaga, więc zachowywał milczenie. Obie miały silne charaktery i były uparte jak osły, więc wyprowadzka Fridy była jedynie kwestią czasu. Zrozumiał to od chwili, kiedy młodsza siostra uciekała do Midgardu, by zaszyć się w jego mieszkaniu, na coraz dłuższe okresy i zaczęła wspominać, że o niczym tak nie marzy jak o wyprowadzce. Wprowadzenie tego planu w życie nie było więc zaskoczeniem. Zgodził się natychmiast, bez zawahania, nie mógłby postąpić przecież inaczej.
- Jest tego zdecydowanie mniej, niż się tego spodziewałem - zaśmiał się Mikkel, odbierając od kuriera ciężkie pudło z książkami, po czym zamknął drzwi i przeniósł je do pokoju, który miała odtąd zajmować Frida. Wciąż jeszcze pustego, właściwie bezosobowego, czekającego, aby się tu zadomowiła. Nie miał nic złego na myśli. Miał mylne wyobrażenie o kobiecej naturze, która przywodziła mu na myśl chomiki - wydawało mu się jeszcze, że one wszystkie lubią po prostu mieć. Im więcej, tym lepiej. Szczególnie ubrań i ładnych bibelotów. - Przestań, Frida, nie przeprowadzasz żadnej aneksji. To teraz i twój dom. Czuj się jak u siebie i zajmuj tyle miejsca, ile potrzebujesz - żachnął się, kręcąc głową, że mogła w ogóle tak pomyśleć. On sam był minimalistą i lubił uporządkowaną przestrzeń. Im mniej na wierzchu, tym lepiej. Wiele zresztą nie potrzebował ponad łóżko, szafę i książki. Nawet z kuchni rzadko korzystał, bo gotować nie potrafił, więc zazwyczaj wchodził tam tylko po to, aby zaparzyć sobie kawy. Jeszcze nie przyznał się do tego głośno, miał jednak nadzieję, że skoro Frida zdecydowała się z nim zamieszkać, to zrobi z tej kuchni o wiele lepszy użytek niż on sam... - Dlaczego miałbym się nie zgodzić? To ja się cieszę, że tu jesteś - odparł Guldbrandsen, uśmiechając się na ten nagły gest czułości i zamykając siostrę w uścisku, by zaraz ucałować ją znów w czubek głowy jak miał w zwyczaju. W życiu by jej tego nie odmówił. Byłoby wręcz przeciwnie. Gdyby chciała wynieść się z domu do kogoś innego, wyfrunąć z gniazda tak wcześnie i to do zupełnie obcego miejsca, to sam wyszedłby z taką propozycją. Niby za nieco ponad rok i tak wyprowadziłaby się na studia do Midgardu, tak jak i on, to w jego oczach była młodsza niż naprawdę i cieszył się, że będzie miał ją na oku. - Muszę powiedzieć, że tęskniłem nawet za czasami, kiedy wykradałaś mi orzeszki z płatków przy śniadaniu - stwierdził żartobliwym tonem. Oto otwierał się przed nimi nowy rozdział, nie wątpił jednak w to, że jego wątek rozwinie się dobrze. - Skoro to tak naprawdę twój pierwszy dzień jako mieszkanki Midgardu, to proponuję to uczcić. Zabieram cię na obiad. Co ty na to? - zaproponował, spoglądając na Fridę z góry i uśmiechając się ciepło.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Re: homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993) Nie 3 Gru - 14:54
Niewątpliwie pewien ciąg zdarzeń był całkowicie do przewidzenia, a kolejne elementy układanki wskakiwały na odpowiednie sobie miejsca, stopniowo budując obraz rodziny złamanej prywatną tragedią, która odebrała im męża, ojca i opokę. Bez Frederika Guldbrandsena byli niczym statek pozbawiony kotwicy, skazany na łaskę i niełaskę prądów morskich, gotowych rzucić nim o skały i roztrzaskać w drobny mak - nie byli już zgraną załogą, gotową płynąć przed siebie we wskazanym kierunku, zmienili się w bandę rozbitków walczących o utrzymanie się na powierzchni wody.
Czara goryczy w końcu się przelała i nie było już dłużej sensu udawać, że poważnie nadszarpnięte relacje z matką uda się jakoś załatać i naprawić, minimalizując przy tym tarcia, które w domu w Tromsø od kilku lat były już właściwie na porządku dziennym. Były do siebie zbyt podobne - czy też różniły się zbyt drastycznie, by potrafić się ze sobą porozumieć i zawrzeć bezterminowy rozejm? Frida nie chciała już dociekać i zastanawiać się, nie chciała się szarpać i próbować tego, co zdawało się niemożliwe do naprawienia. Spakowana walizka i kartony ze złożonymi skrzętnie ubraniami mówiły same za siebie i pozostawało jej tylko liczyć na to, że otaczająca teraz matkę samotność zdoła zneutralizować jej rozgoryczenie wszystkim i wszystkimi - że gdy u boku brata zjawi się po kilku długich miesiącach w odwiedziny, ich kontakty będą już wyglądały zupełnie inaczej, jak kiedyś, kiedy jeszcze wszyscy potrafili być szczerzy w swoim szczęściu.
- Zaczynam nowy rozdział, a to znaczy, że nie będę się zagracać starymi rzeczami - oświadczyła z zadowoleniem, pragnąc odciąć się grubą kreską od tego, co było i przygotować się na to, co dopiero nadejdzie. Stojąc u progu wciąż mylnie pojmowanej dorosłości, Midgard pobłyskiwał w jej głowie bezlikiem możliwości, z czego jedna bardziej była kusząca od drugiej i każda kolejna utwierdzała ją tylko w przekonaniu, że podjęta przez nią decyzja o przeprowadzce była decyzją słuszną i jedyną, jaką mogła podjąć, mając na względzie przede wszystkim samą siebie. - Ciekawe czy wciąż będziesz tak samo mówił, gdy po powrocie do domu zastaniesz tu imprezę - zaśmiała się niczym najprawdziwsza szelma, wiedząc doskonale, jak starszy brat cenił sobie spokój i porządek, a dodatkowo śmiertelnie poważny i skupiony na obowiązkach i dążeniu do własnych celów, często zapominał o tym, by po drodze dobrze się bawić. Uśmiech poszerzył się tylko, gdy natrafiła na jego spojrzenie, niemalże bliźniaczo podobne do jej własnego, a jednocześnie tak odmienne. - Żartuję, oczywiście, nic nie będzie się tu odbywało bez twojej zgody ani wiedzy - dodała po chwili uspokajająco, nie chcąc przyprawić Mikkela o pierwszy zawał serca i pierwszą myśl, że wyrażając zgodę na przeprowadzkę, wyraził jednocześnie zgodę na przeniesienie na niego odpowiedzialności niemalże rodzicielskiej.
- W sumie nie jestem pewna, wydaje mi się, że nie jestem jednak aż takim utrapieniem, by wzbraniać się przed mieszkaniem ze mną pod jednym dachem - błysnęła zębami w uśmiechu, kolejny raz w żart przekuwając własne obawy o to, że może Mikkel na tyle już zdążył się zachłysnąć niezakłócaną przez nikogo swobodą, że jej obecność w jego mieszkaniu mogłaby mu po prostu zawadzać na przykład w momencie, w którym miałby ochotę zaprosić do siebie jakieś towarzystwo i młodsza siostra nie byłaby do tego najlepszym dodatkiem. Ciepły gest niedźwiedziego uścisku i dobrze znany, ujmująco protekcjonalny pocałunek w czubek głowy utwierdzały ją w przekonaniu, że obawy te były bezzasadne i w pełni urojone. - Możemy ustalić jakieś zasady, żebyś czuł się dobrze z tą zmianą - rzuciła po krótkim namyśle, nim zaśmiała się ponownie, wracając wspomnieniami do czasów, gdy szabrowała w jego misce w poszukiwaniu ulubionych smakołyków. - Teraz twoje płatki będą już bezpieczne, najczęściej na śniadanie jem owsiankę. Jest zdrowsza - odpowiedziała, z wolna nakreślając pierwszą z wielu różnic, jakie miał dostrzec w nadchodzących dniach, nie dopowiadała już jednak tego, że do oczywistych kwestii zdrowotnych stojących za takimi wyborami, dochodziły również kwestie, na które jako nastolatka była wyjątkowo podatna, na przykład takie jak obsesyjne dbanie o własną sylwetkę, jakby tej faktycznie mogła zaszkodzić garść słodkich płatków. - Cudowny pomysł - skwitowała, słysząc jego propozycję i z miejsca decydując, że równie dobrze swoje rzeczy może rozpakować swoje rzeczy po powrocie lub o poranku. Nie było pośpiechu, już nie, była u siebie. - Chciałabym, żebyś pokazał mi swój Midgard, właśnie takim, jakim go widzisz - oznajmiła po chwili, rozplątując ramiona i odsuwając się o krok, by raz jeszcze odnaleźć ciemne tęczówki.
Czara goryczy w końcu się przelała i nie było już dłużej sensu udawać, że poważnie nadszarpnięte relacje z matką uda się jakoś załatać i naprawić, minimalizując przy tym tarcia, które w domu w Tromsø od kilku lat były już właściwie na porządku dziennym. Były do siebie zbyt podobne - czy też różniły się zbyt drastycznie, by potrafić się ze sobą porozumieć i zawrzeć bezterminowy rozejm? Frida nie chciała już dociekać i zastanawiać się, nie chciała się szarpać i próbować tego, co zdawało się niemożliwe do naprawienia. Spakowana walizka i kartony ze złożonymi skrzętnie ubraniami mówiły same za siebie i pozostawało jej tylko liczyć na to, że otaczająca teraz matkę samotność zdoła zneutralizować jej rozgoryczenie wszystkim i wszystkimi - że gdy u boku brata zjawi się po kilku długich miesiącach w odwiedziny, ich kontakty będą już wyglądały zupełnie inaczej, jak kiedyś, kiedy jeszcze wszyscy potrafili być szczerzy w swoim szczęściu.
- Zaczynam nowy rozdział, a to znaczy, że nie będę się zagracać starymi rzeczami - oświadczyła z zadowoleniem, pragnąc odciąć się grubą kreską od tego, co było i przygotować się na to, co dopiero nadejdzie. Stojąc u progu wciąż mylnie pojmowanej dorosłości, Midgard pobłyskiwał w jej głowie bezlikiem możliwości, z czego jedna bardziej była kusząca od drugiej i każda kolejna utwierdzała ją tylko w przekonaniu, że podjęta przez nią decyzja o przeprowadzce była decyzją słuszną i jedyną, jaką mogła podjąć, mając na względzie przede wszystkim samą siebie. - Ciekawe czy wciąż będziesz tak samo mówił, gdy po powrocie do domu zastaniesz tu imprezę - zaśmiała się niczym najprawdziwsza szelma, wiedząc doskonale, jak starszy brat cenił sobie spokój i porządek, a dodatkowo śmiertelnie poważny i skupiony na obowiązkach i dążeniu do własnych celów, często zapominał o tym, by po drodze dobrze się bawić. Uśmiech poszerzył się tylko, gdy natrafiła na jego spojrzenie, niemalże bliźniaczo podobne do jej własnego, a jednocześnie tak odmienne. - Żartuję, oczywiście, nic nie będzie się tu odbywało bez twojej zgody ani wiedzy - dodała po chwili uspokajająco, nie chcąc przyprawić Mikkela o pierwszy zawał serca i pierwszą myśl, że wyrażając zgodę na przeprowadzkę, wyraził jednocześnie zgodę na przeniesienie na niego odpowiedzialności niemalże rodzicielskiej.
- W sumie nie jestem pewna, wydaje mi się, że nie jestem jednak aż takim utrapieniem, by wzbraniać się przed mieszkaniem ze mną pod jednym dachem - błysnęła zębami w uśmiechu, kolejny raz w żart przekuwając własne obawy o to, że może Mikkel na tyle już zdążył się zachłysnąć niezakłócaną przez nikogo swobodą, że jej obecność w jego mieszkaniu mogłaby mu po prostu zawadzać na przykład w momencie, w którym miałby ochotę zaprosić do siebie jakieś towarzystwo i młodsza siostra nie byłaby do tego najlepszym dodatkiem. Ciepły gest niedźwiedziego uścisku i dobrze znany, ujmująco protekcjonalny pocałunek w czubek głowy utwierdzały ją w przekonaniu, że obawy te były bezzasadne i w pełni urojone. - Możemy ustalić jakieś zasady, żebyś czuł się dobrze z tą zmianą - rzuciła po krótkim namyśle, nim zaśmiała się ponownie, wracając wspomnieniami do czasów, gdy szabrowała w jego misce w poszukiwaniu ulubionych smakołyków. - Teraz twoje płatki będą już bezpieczne, najczęściej na śniadanie jem owsiankę. Jest zdrowsza - odpowiedziała, z wolna nakreślając pierwszą z wielu różnic, jakie miał dostrzec w nadchodzących dniach, nie dopowiadała już jednak tego, że do oczywistych kwestii zdrowotnych stojących za takimi wyborami, dochodziły również kwestie, na które jako nastolatka była wyjątkowo podatna, na przykład takie jak obsesyjne dbanie o własną sylwetkę, jakby tej faktycznie mogła zaszkodzić garść słodkich płatków. - Cudowny pomysł - skwitowała, słysząc jego propozycję i z miejsca decydując, że równie dobrze swoje rzeczy może rozpakować swoje rzeczy po powrocie lub o poranku. Nie było pośpiechu, już nie, była u siebie. - Chciałabym, żebyś pokazał mi swój Midgard, właśnie takim, jakim go widzisz - oznajmiła po chwili, rozplątując ramiona i odsuwając się o krok, by raz jeszcze odnaleźć ciemne tęczówki.
Mikkel Guldbrandsen
Re: homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993) Nie 3 Gru - 14:54
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Właściwie czuł się spokojny, mimo że młodsza siostra, choć niebawem miała stać się pełnoletnia, to wyfrunęła z rodzinnego gniazda o wiele wcześniej niż inni. Nie tyle ufał w jej rozsądek, którego wszystkim w tym wieku po prostu brakowało z racji braku życiowego doświadczenia, o uważał, że wyprowadzka może być lekarstwem na trwający od lat (właściwie chyba od zawsze) konflikt pomiędzy matką, a córką. Ileż to słyszał historii znajomych o niemalże bliźniaczych relacjach? W nich ulegały one znacznej poprawie, kiedy rodzic i dziecko mieszkali osobno, najlepiej na tyle daleko od siebie, aby nie widywać się zbyt często. Wtedy podczas spotkań nie ma tylu powodów do kłótni, żal trwonić na to czas. Liczył, że to sprawdzi się i w ich przypadku. Nie czuł niepokoju na myśl o nastoletniej Fridzie, samej w Midgardzie, bo nie zdecydowała się od razu pełną samodzielność, choć za kilka tygodni mogła. Będzie miał ją na oku. Wciąż jako starszy brat, a nie ojciec.
- Oby miał lepsze zakończenie niż poprzedni i nie tylko zakończenie - odparł Mikkel, ze szczerą nadzieją, że od tego momentu wszystko będzie układać się pomyślniej dla ich rodziny. Zawahał się wyraźnie, po czym dodał: - Nie pal tylko za sobą wszystkich mostów, co? W Tromsø zawsze będzie twój dom. - Ich rodzinna miejscowość nie ograniczała się wszak jedynie do osoby matki. Mieli liczną rodzinę, krewni ojca, bliżsi i dalsi, mieszkali w każdym zakątku północnej wyspy. Szczególnie babcia by ci nie wybaczyła, gdybyś o nim zap0mniała - uściślił z uśmiechem, świadom, że ten argument może okazać się w dyskusji z siostrą najbardziej trafny i przekonujący. Fridę i Myrthild, matkę ojca, łączyła więź szczególna; przypuszczał, że nawet gdyby nie ten sam dar, trzecie oko, pozwalające wejrzeć w przyszłość, rozumiałyby się po stokroć lepiej, niż z Gunnhild. Mikkel sam nie odwiedzał Tromsø szczególnie często, chociaż portal do miasteczka leżącego za kołem podbiegunowym znajdował się stosunkowo blisko budynku, gdzie mieszkali - teraz już oboje - zasłaniając się nadmiarem nauki i licznymi obowiązkami, lubił jednak wracać w rodzinne strony. Niekiedy sam zapach, widok jakiegoś zakątka, pomnika, nawet starego drzewa przywodził na myśl bolesne wspomnienia, o wiele więcej było tych szczęśliwych; chciał wierzyć, że kłótnie z matką nie zatrą podobnych w pamięci siostry.
- Musisz mieć mnie za prawdziwego nudziarza, jeśli sądzisz, że z nas dwojga jedynie ty urządzasz imprezy - stwierdził z udawanym oburzeniem, przenosząc ostatnie kartony do pokoju, gdzie teraz miała mieszkać. To prawda, nie ucieszyłby się, gdyby mieszkanie to zmieniło się w prawdziwy klub nocny i miało się przez nie przewijać cale mnóstwo obcych ludzi, starych i nowych znajomych siostry, tego się jednak nie obawiał. Potrzebował spokoju i ciszy do nauki, lecz nie żył jak mnich. Mogła sobie o tym przypomnieć wspominając choćby zeszłoroczne urodziny, w których uczestniczyła razem z najlepszą przyjaciółką. Z pewnych względów, o których - miał nadzieję - Frida wciąż nie była świadoma, łudził się, że Solveig nie będzie ich gościem zbyt często.
Westchnął ciężko, jakby nie uwierzył w jej żart, lecz zupełnie nie to miał na myśli.
- Słuchaj... tak jak powiedziałem. To jest też twój dom, a ja jestem twoim bratem, nie ojcem. Nie musisz mnie prosić o zgodę na wszystko. Jeśli chcesz kogoś zaprosić, to po prostu zaproś - tłumaczył cierpliwie. Przez wszystkie te tłumaczenia, że będzie grzeczna, będzie go uprzedzać 0 wszystkim i nie będzie dla niego utrapieniem odnosił wrażenie, że przez długi czas może czuć się tu gościem, a tego nie chciał. Każdy potrzebował własnego kąta, domu, gdzie będzie w pełni swobodny i pewny. - Mieszkaliśmy już razem, tak pozwolę sobie przypomnieć… - dodał z łagodniejszym uśmiechem. Guldbrandsen przypuszczał, że mimo tych wszystkich zapewnień jak się cieszy i jak jest szczęśliwa, zmiana ta to w niej wzbudza o wiele większe poddenerwowanie, wyjątkowo dobrze ukrywane. Zrobił więc poważną minę i zmarszczył brwi. - Dobrze. Zatem... zasadą pierwszą jest niezostawianie swoich włosów w wannie - oświadczył, ogniskując badawcze spojrzenie na twarzy Fridy; kąciki ust prędko jednak zadrżały i znów się roześmiał. - Jeśli nie będziesz sprzątać, to rozpiszę ci grafik. Tu, póki co, musimy obyć się bez gosposi... - dodał przepraszającym tonem i wzruszył przy tym ramionami. Ich rodzina nie opływała w niezliczone bogactwa, żyli jednak na wysokim poziomie, dzięki dochodom z destylarni i pracy rodziców, nawet po śmierci ojca. Ich matka sama nie gotowała i nie sprzątała, zbyt zajęta własną kariera, więc i oni nie zostali tego nauczeni. - A umiesz sama ją ugotować? - spytał podchwytliwie z szelmowskim uśmiechem, tam podobnym do tego, jakim sama obdarzyła brata parę chwil wcześniej. Skinął głową, zadowolony, że Frida przystała na jego propozycję i zamknął skrzydło kartonu, pozostawiając pomoc przy wypakowywaniu rzeczy na później. Miała na to czas. Całe mnóstwo czasu. - Mój Midgard, jak dotąd, to głównie uczelnia i Krucza Straż, ale jest parę ciekawych miejsc. Ubieraj się, pójdziemy na krótki spacer - zachęcił siostrę i na kilka minut zostawił ją samą w nowej sypialni, aby samemu zmienić koszulę na elegantszą, ubrać buty i zimowy twarz, szyję owinąć szalikiem. - Gotowa? - upewnił się, zanim wyszli z mieszkania i zeszli po schodach kamienicy. Mróz szybko zaczął szczypać ich w policzki, czerwieniąc skórę, lecz im, wychowanym całkiem niedaleko stąd, nie było to żadną przeszkodą. Ubity śnieg chrzęścił pod ciężkimi butami, kiedy zaczęli maszerować uliczkami Midgardu w jedynie Mikkelowi - póki co - znanym kierunku. - To dzielnica Ostatniej Walkiri jak już zapewne wiesz. Chyba można ją nazwać centrum. Na Handlowej znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz i jeszcze więcej. Spotkasz tam każdego snoba, chociaż ich jest jeszcze więcej w starym mieście - opowiadał jej, wskazując co chwila kolejne budynki, pomniki i zakamarki, teraz okryte pierzyną grubego śniegu, więc nie tak przyjemne dla oka. Gdy dotarli do budynku, który wyróżniał się spośród innych jedynie wysoką wieżą i odchodzącymi odeń dwoma skrzydłami, Mikkel przystanął, spoglądając na niego z dumą. - To siedziba Kruczej Straży - oznajmił z wyraźnym samozadowoleniem. - Już wiesz, gdzie nazywają mnie żółtodziobem - uściślił z lekkim westchnieniem, wciskając dłonie w kieszenie płaszcza. - Niedługo z wydziału prewencyjnego przejdę do kryminalno-śledczego na staż. Jeszcze rok parzenia innym kawy i sam zostanę oficerem - dodał.
- Oby miał lepsze zakończenie niż poprzedni i nie tylko zakończenie - odparł Mikkel, ze szczerą nadzieją, że od tego momentu wszystko będzie układać się pomyślniej dla ich rodziny. Zawahał się wyraźnie, po czym dodał: - Nie pal tylko za sobą wszystkich mostów, co? W Tromsø zawsze będzie twój dom. - Ich rodzinna miejscowość nie ograniczała się wszak jedynie do osoby matki. Mieli liczną rodzinę, krewni ojca, bliżsi i dalsi, mieszkali w każdym zakątku północnej wyspy. Szczególnie babcia by ci nie wybaczyła, gdybyś o nim zap0mniała - uściślił z uśmiechem, świadom, że ten argument może okazać się w dyskusji z siostrą najbardziej trafny i przekonujący. Fridę i Myrthild, matkę ojca, łączyła więź szczególna; przypuszczał, że nawet gdyby nie ten sam dar, trzecie oko, pozwalające wejrzeć w przyszłość, rozumiałyby się po stokroć lepiej, niż z Gunnhild. Mikkel sam nie odwiedzał Tromsø szczególnie często, chociaż portal do miasteczka leżącego za kołem podbiegunowym znajdował się stosunkowo blisko budynku, gdzie mieszkali - teraz już oboje - zasłaniając się nadmiarem nauki i licznymi obowiązkami, lubił jednak wracać w rodzinne strony. Niekiedy sam zapach, widok jakiegoś zakątka, pomnika, nawet starego drzewa przywodził na myśl bolesne wspomnienia, o wiele więcej było tych szczęśliwych; chciał wierzyć, że kłótnie z matką nie zatrą podobnych w pamięci siostry.
- Musisz mieć mnie za prawdziwego nudziarza, jeśli sądzisz, że z nas dwojga jedynie ty urządzasz imprezy - stwierdził z udawanym oburzeniem, przenosząc ostatnie kartony do pokoju, gdzie teraz miała mieszkać. To prawda, nie ucieszyłby się, gdyby mieszkanie to zmieniło się w prawdziwy klub nocny i miało się przez nie przewijać cale mnóstwo obcych ludzi, starych i nowych znajomych siostry, tego się jednak nie obawiał. Potrzebował spokoju i ciszy do nauki, lecz nie żył jak mnich. Mogła sobie o tym przypomnieć wspominając choćby zeszłoroczne urodziny, w których uczestniczyła razem z najlepszą przyjaciółką. Z pewnych względów, o których - miał nadzieję - Frida wciąż nie była świadoma, łudził się, że Solveig nie będzie ich gościem zbyt często.
Westchnął ciężko, jakby nie uwierzył w jej żart, lecz zupełnie nie to miał na myśli.
- Słuchaj... tak jak powiedziałem. To jest też twój dom, a ja jestem twoim bratem, nie ojcem. Nie musisz mnie prosić o zgodę na wszystko. Jeśli chcesz kogoś zaprosić, to po prostu zaproś - tłumaczył cierpliwie. Przez wszystkie te tłumaczenia, że będzie grzeczna, będzie go uprzedzać 0 wszystkim i nie będzie dla niego utrapieniem odnosił wrażenie, że przez długi czas może czuć się tu gościem, a tego nie chciał. Każdy potrzebował własnego kąta, domu, gdzie będzie w pełni swobodny i pewny. - Mieszkaliśmy już razem, tak pozwolę sobie przypomnieć… - dodał z łagodniejszym uśmiechem. Guldbrandsen przypuszczał, że mimo tych wszystkich zapewnień jak się cieszy i jak jest szczęśliwa, zmiana ta to w niej wzbudza o wiele większe poddenerwowanie, wyjątkowo dobrze ukrywane. Zrobił więc poważną minę i zmarszczył brwi. - Dobrze. Zatem... zasadą pierwszą jest niezostawianie swoich włosów w wannie - oświadczył, ogniskując badawcze spojrzenie na twarzy Fridy; kąciki ust prędko jednak zadrżały i znów się roześmiał. - Jeśli nie będziesz sprzątać, to rozpiszę ci grafik. Tu, póki co, musimy obyć się bez gosposi... - dodał przepraszającym tonem i wzruszył przy tym ramionami. Ich rodzina nie opływała w niezliczone bogactwa, żyli jednak na wysokim poziomie, dzięki dochodom z destylarni i pracy rodziców, nawet po śmierci ojca. Ich matka sama nie gotowała i nie sprzątała, zbyt zajęta własną kariera, więc i oni nie zostali tego nauczeni. - A umiesz sama ją ugotować? - spytał podchwytliwie z szelmowskim uśmiechem, tam podobnym do tego, jakim sama obdarzyła brata parę chwil wcześniej. Skinął głową, zadowolony, że Frida przystała na jego propozycję i zamknął skrzydło kartonu, pozostawiając pomoc przy wypakowywaniu rzeczy na później. Miała na to czas. Całe mnóstwo czasu. - Mój Midgard, jak dotąd, to głównie uczelnia i Krucza Straż, ale jest parę ciekawych miejsc. Ubieraj się, pójdziemy na krótki spacer - zachęcił siostrę i na kilka minut zostawił ją samą w nowej sypialni, aby samemu zmienić koszulę na elegantszą, ubrać buty i zimowy twarz, szyję owinąć szalikiem. - Gotowa? - upewnił się, zanim wyszli z mieszkania i zeszli po schodach kamienicy. Mróz szybko zaczął szczypać ich w policzki, czerwieniąc skórę, lecz im, wychowanym całkiem niedaleko stąd, nie było to żadną przeszkodą. Ubity śnieg chrzęścił pod ciężkimi butami, kiedy zaczęli maszerować uliczkami Midgardu w jedynie Mikkelowi - póki co - znanym kierunku. - To dzielnica Ostatniej Walkiri jak już zapewne wiesz. Chyba można ją nazwać centrum. Na Handlowej znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz i jeszcze więcej. Spotkasz tam każdego snoba, chociaż ich jest jeszcze więcej w starym mieście - opowiadał jej, wskazując co chwila kolejne budynki, pomniki i zakamarki, teraz okryte pierzyną grubego śniegu, więc nie tak przyjemne dla oka. Gdy dotarli do budynku, który wyróżniał się spośród innych jedynie wysoką wieżą i odchodzącymi odeń dwoma skrzydłami, Mikkel przystanął, spoglądając na niego z dumą. - To siedziba Kruczej Straży - oznajmił z wyraźnym samozadowoleniem. - Już wiesz, gdzie nazywają mnie żółtodziobem - uściślił z lekkim westchnieniem, wciskając dłonie w kieszenie płaszcza. - Niedługo z wydziału prewencyjnego przejdę do kryminalno-śledczego na staż. Jeszcze rok parzenia innym kawy i sam zostanę oficerem - dodał.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Re: homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993) Nie 3 Gru - 14:54
- Zaczyna się tak obiecująco, że dalej może być już tylko lepiej - miękki uśmiech rozpromienił twarz Fridy, gdy Mikkel zawtórował jej w zaklinaniu rzeczywistości i wyrażaniu jak najlepszych życzeń co do nowego życiowego etapu, w który właśnie wkraczała z nieprzebranymi pokładami nadziei w sercu i humorem tak doskonałym, że nie był w stanie popsuć go nawet skwaszony wyraz na twarzy Gunnhild, gdy odwracała się za siebie po raz ostatni, by zamknąć drzwi rodzinnego domu. - Nie palę za sobą mostów, ale... tam po prostu nie ma dla mnie miejsca, wiesz o tym doskonale. Od czasu twojej wyprowadzki właściwie więcej czasu spędzałam u dziadków - odpowiedziała nieco beznamiętnie, nie pozwalając skrzętnie skrywanej goryczy wybrzmieć w głosie. - Będę wracać, oczywiście, że będę wracać - do Tromsø, do ukochanej babki Myrthild, do dalszych i bliższych krewnych, do zachwycających zórz polarnych i krystalicznie czystych fiordów, ale nie do niej i nie do przykrych wspomnień, które podążały w ślad za tymi cudownymi niczym cień. - O mój kontakt z babcią nie musisz się akurat martwić - dodała z rozbawieniem, pewna tego, że Mikkel miał świadomość, że zwiększający się między nimi dystans nie rozluźni ich więzi ani zaufania, jakie Frida od najmłodszych lat pokładała w nieco ekscentrycznej figurze. Czas płynął, a ciemnowłosa wciąż miała w zwyczaju konsultować każdy swój plan z Myrthild i zwracać się do niej z prośbą o poradę, gdy tylko zdarzało jej się zwątpić w to, jaką ścieżką powinna podążać.
- Gdzieżbym śmiała tak sądzić - skontrowała nieco niepoważnym tonem, choć w pamięci wciąż miała hucznie obchodzone ubiegłoroczne urodziny brata, a przemawiającym przez nią intencjom daleko było do miana złych. - Żartuję, naturalnie. Zamierzam czuć się tu jak u siebie, ale jednocześnie wiem, że cenisz sobie spokój i porządek, obiecuję więc ustalać z tobą terminy planowanych przeze mnie odwiedzin gości i... kameralnych spotkań towarzyskich, by nie były dla ciebie niemiłą niespodzianką, gdy będziesz musiał skupić się na nauce albo odpocząć przed pracą - oznajmiła po chwili wyjaśniająco, nie chcąc, by błędnie ją zrozumiał lub martwił się, że zamierza pozostać w jego domu na warunkach gościa, a nie współlokatora.
- Czyli nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zaproszę Lasse na maraton filmowy? Albo Solveig na całonocne plotkowanie o chłopakach? - upewniła się jeszcze, nie odejmując spojrzenia od twarzy brata, jakby drobne zmiany w jego mimice lub ciemnych tęczówkach miały powiedzieć jej więcej niż wypowiadane przez niego słowa. - Pamiętam o tym doskonale, drogi bracie, ale wiedz, że teraz sięgam już do górnej półki w kuchni i sama otwieram słoiki z piklami - zaśmiała się, naznaczając bardzo wyraźną różnicę pomiędzy dniem dzisiejszym i czasami, w których jako mała dziewczynka musiała prosić Mikkela, by ściągnął jej z szafki puszkę z pierniczkami. Zaśmiała się, słysząc pierwszą z zasad, choć nie potrafiła zaprzeczyć temu, że miała ona bardzo dużo sensu. - Sprzątaniem przestrzeni wspólnych dzielimy się pół na pół, poradzimy sobie bez gosposi - skinęła głową potwierdzająco, wiedząc jak wielką wyręką była dla nich wszystkich pomoc domowa, lecz jednocześnie zdeterminowana, by udowodnić, że pomimo oczywistego uprzywilejowania nie była rozkapryszoną księżniczką z dwoma lewymi rękoma. - A tak się składa, że umiem i dobieram do niej wyjątkowo smaczne dodatki. Przekonasz się o tym rano, jeśli zechcesz - wyrzekła z rozbawieniem, choć nie porywała się na obiecywanie ambitniejszych popisów umiejętności kulinarnych, na które najprawdopodobniej Mikkel również nie był w stanie się porwać. Jednak od czego są restauracje?
Podekscytowana propozycją, nie trwoniła czasu na rozpakowywanie pudeł, które mogły przecież poczekać i zamiast tego przebrała się w ciepłą, lecz wciąż elegancką dzianinową sukienkę z grubym golfem, a po opuszczeniu pokoju, który od tego momentu miał się stać jej nowym azylem, przywdziała również wysokie, skórzane botki i podszyty futrem płaszcz. - Gotowa - potwierdziła, owijając szyję wełnianym szalem, pasującym do czapki i rękawiczek, które miały ją chronić przed mrozem, po czym wraz z bratem opuściła kamienicę i ruszyła zaśnieżonymi uliczkami Midgardu w kierunku wyznaczonym przez Guldbrandsena. Słuchała go uważnie i rozglądała się na prawo i lewo, chłonąc każdy z napotkanych widoków, oglądając mijane kamienice, witryny sklepowe i przytulne kawiarnie; starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, każdy zakręt drogi, by jak najszybciej być w stanie samodzielnie poruszać się po mieście tak sprawnie, jakby mieszkała tu od zawsze. - Aż tylu jest tu snobów? - zapytała roześmiana, pragnąc usłyszeć wszystkie możliwe informacje o Midgardzie i jego mieszkańcach. - Wygląda monumentalnie - szepnęła, gdy przystanęli w końcu przed okazałym budynkiem, a Frida zadarła głowę wysoko, by dokładnie obejrzeć wieżę i odbiegające od niej w obie strony skrzydła. - Czy w środku jest nieco... przyjemniej? Dobrze się tu czujesz, jesteś zadowolony ze swojego wyboru? Wiem, że to było twoje marzenie, ale czy dorasta do twoich wyobrażeń? - zapytała po chwili, odrywając spojrzenie od gzymsu i przenosząc je na twarz Mikkela. - Z pewnością robisz o wiele więcej niż parzenie innym kawy - dodała przekornie, przekręcając głowę nieco w bok.
- Gdzieżbym śmiała tak sądzić - skontrowała nieco niepoważnym tonem, choć w pamięci wciąż miała hucznie obchodzone ubiegłoroczne urodziny brata, a przemawiającym przez nią intencjom daleko było do miana złych. - Żartuję, naturalnie. Zamierzam czuć się tu jak u siebie, ale jednocześnie wiem, że cenisz sobie spokój i porządek, obiecuję więc ustalać z tobą terminy planowanych przeze mnie odwiedzin gości i... kameralnych spotkań towarzyskich, by nie były dla ciebie niemiłą niespodzianką, gdy będziesz musiał skupić się na nauce albo odpocząć przed pracą - oznajmiła po chwili wyjaśniająco, nie chcąc, by błędnie ją zrozumiał lub martwił się, że zamierza pozostać w jego domu na warunkach gościa, a nie współlokatora.
- Czyli nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zaproszę Lasse na maraton filmowy? Albo Solveig na całonocne plotkowanie o chłopakach? - upewniła się jeszcze, nie odejmując spojrzenia od twarzy brata, jakby drobne zmiany w jego mimice lub ciemnych tęczówkach miały powiedzieć jej więcej niż wypowiadane przez niego słowa. - Pamiętam o tym doskonale, drogi bracie, ale wiedz, że teraz sięgam już do górnej półki w kuchni i sama otwieram słoiki z piklami - zaśmiała się, naznaczając bardzo wyraźną różnicę pomiędzy dniem dzisiejszym i czasami, w których jako mała dziewczynka musiała prosić Mikkela, by ściągnął jej z szafki puszkę z pierniczkami. Zaśmiała się, słysząc pierwszą z zasad, choć nie potrafiła zaprzeczyć temu, że miała ona bardzo dużo sensu. - Sprzątaniem przestrzeni wspólnych dzielimy się pół na pół, poradzimy sobie bez gosposi - skinęła głową potwierdzająco, wiedząc jak wielką wyręką była dla nich wszystkich pomoc domowa, lecz jednocześnie zdeterminowana, by udowodnić, że pomimo oczywistego uprzywilejowania nie była rozkapryszoną księżniczką z dwoma lewymi rękoma. - A tak się składa, że umiem i dobieram do niej wyjątkowo smaczne dodatki. Przekonasz się o tym rano, jeśli zechcesz - wyrzekła z rozbawieniem, choć nie porywała się na obiecywanie ambitniejszych popisów umiejętności kulinarnych, na które najprawdopodobniej Mikkel również nie był w stanie się porwać. Jednak od czego są restauracje?
Podekscytowana propozycją, nie trwoniła czasu na rozpakowywanie pudeł, które mogły przecież poczekać i zamiast tego przebrała się w ciepłą, lecz wciąż elegancką dzianinową sukienkę z grubym golfem, a po opuszczeniu pokoju, który od tego momentu miał się stać jej nowym azylem, przywdziała również wysokie, skórzane botki i podszyty futrem płaszcz. - Gotowa - potwierdziła, owijając szyję wełnianym szalem, pasującym do czapki i rękawiczek, które miały ją chronić przed mrozem, po czym wraz z bratem opuściła kamienicę i ruszyła zaśnieżonymi uliczkami Midgardu w kierunku wyznaczonym przez Guldbrandsena. Słuchała go uważnie i rozglądała się na prawo i lewo, chłonąc każdy z napotkanych widoków, oglądając mijane kamienice, witryny sklepowe i przytulne kawiarnie; starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, każdy zakręt drogi, by jak najszybciej być w stanie samodzielnie poruszać się po mieście tak sprawnie, jakby mieszkała tu od zawsze. - Aż tylu jest tu snobów? - zapytała roześmiana, pragnąc usłyszeć wszystkie możliwe informacje o Midgardzie i jego mieszkańcach. - Wygląda monumentalnie - szepnęła, gdy przystanęli w końcu przed okazałym budynkiem, a Frida zadarła głowę wysoko, by dokładnie obejrzeć wieżę i odbiegające od niej w obie strony skrzydła. - Czy w środku jest nieco... przyjemniej? Dobrze się tu czujesz, jesteś zadowolony ze swojego wyboru? Wiem, że to było twoje marzenie, ale czy dorasta do twoich wyobrażeń? - zapytała po chwili, odrywając spojrzenie od gzymsu i przenosząc je na twarz Mikkela. - Z pewnością robisz o wiele więcej niż parzenie innym kawy - dodała przekornie, przekręcając głowę nieco w bok.
Mikkel Guldbrandsen
Re: homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993) Nie 3 Gru - 14:54
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
- Będzie, będzie - odparł, poklepując Fridę po ramieniu. Nie musiał mieć trzeciego oka, aby przewidzieć, że wolna od ciągłych kłótni i spięć z matką poczuje się lepiej i rozłoży skrzydła - więc będzie lepiej. - Cieszę się, że tak mówisz - powiedział cicho Mikkel, czując niejaką ulgę, że siostra nie zamierza odciąć się od dawnego życia grubą kreską. Mimo wszystko martwił się jak matka zniesie tę wyprowadzkę, wcześniejsze wyfrunięcie córki z gniazda, niż się tego spodziewała, bo w to, że mocno to przeżyje nie wątpił. Wydawało mu się, że odbierze to jako własną porażkę rodzicielską. Pokiwał znów głową ze zrozumieniem, choć tak naprawdę nigdy miał nie zrozumieć jak była głęboka i wyjątkowa więź pomiędzy babką, a wnuczką - dwiema wyroczniami i więcej, niż przyjaciółkami.
- Ja myślę… - burknął, wyciągając rękę, aby uszczypnąć Fridę w bok, bardziej łaskocząc, niż rzeczywiście szczypiąc. - Nie da się ukryć, cenię, ale też nieprzesadnie. Na to mogę przystać i zobowiązuję się także uprzedzać, żebyś nie wyleciała z pokoju w piżamie, kiedy Ruud wpadnie na wieczór - odparł żartobliwym tonem. Ustalenie kilku zasad miało im wyjść na dobre. Był człowiekiem, który zawsze stosował się do zasad i przestrzegał regulaminów, lecz nie chciał wprowadzać w domu aż takiego rygoru. Cieszył się, że mieli z Fridą to samo na myśli... przynajmniej dopóki nie wspomniała imienia przyjaciółki. Z Solveig przed rokiem doszło do czegoś, do czego dojść nigdy nie powinno. Mikkel przełknął ślinę, odwracając głowę, żeby spojrzeć w okno. - Nie, nie ma sprawy. Mogą wpadać - zapewnił ją, bo rzeczywiście to nie miał być problem, jeśli go uprzedzi - zamierzał zniknąć wtedy do następnego ranka, kiedy pojawi się tu Solveig, żeby uniknąć kłopotliwej sytuacji. Miał wrażenie, że blondynka nie podzieliła się z Fridą wszystkimi szczegółami imprezy urodzinowej na jaką zaprosił je rok wcześniej.
- Naprawdę? Sama? To po co ci jestem potrzebny? - obruszył się teatralnie na wspomnienie o słoikach. Zamierzał przetestować, czy będzie taka mądra, jeśli podokręca wszystkie słoiki. - Zgoda, chociaż miałem nadzieję, że skoro już się wprowadzasz... Żartuję - zaczął z westchnięciem, jakby żałował, że będą musieli dzielić się sprzątaniem - choć w rzeczywistości nie miał z tym najmniejszego problemu. Bywał wręcz pedantyczny. - W takim razie jutro robisz owsiankę dla nas obojga - oznajmił Mikkel takim tonem, jakby w tym momencie odmowa nie wchodziła już w rachubę, zanim opuścili mieszkanie.
Midgard zapewne nie jednego zaskoczył wyjątkowo surową aurą i siarczystym mrozem, bo choć uchodził za stolicę magicznej Skandynawii, to położony był na dalekiej północy. Guldbrandsenom nie obca była jednak noc polarna, Tromsø leżało stosunkowo niedaleko, za kołem podbiegunowym. Tutejszy zimowy dzień wywarł na nich dużego wrażenia, choć każdy kolejny przebyty ulicami miasta kilometr coraz bardziej rumienił im policzki.
- Szczerze? Owszem. Całe mnóstwo. Mam wrażenie, że zjeżdżają się tu z wszystkich krajów, a nawet spoza Skandynawii - odparł Mikkel, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą, po czym westchnął lekko, jakby obecność wspomnianych, bezimiennych snobów wyjątkowo mu ciążyła, choć tak naprawdę to w oczach większości mieszkańców to i oni mogliby uchodzić za snobów. Pochodzący z zamożnej rodziny, z łatwiejszym startem, mający środki by żyć na poziomie nie musieli nawet sami umieć gotować - i nie umieli. Mikkel nie zwykł jednak nigdy trwonić tych pieniędzy na hedonistyczne rozrywki (a jeśli już to w rozsądnych ilościach - jak tłumaczył) i obnosić się z rodzinnym majątkiem, zachowując niejaką - jak mu się wydawało - skromność. W przeciwieństwie do wspomnianych mieszkańców, którzy uwielbiali się obnosić z bogactwami. - Na pewno poznasz ich więcej, niż byś sobie życzyła - mruknął. Nie było innej opcji, kiedy człowiek sprowadzał się do samej stolicy. Nie brakowało ich także w Kruczej Straży, pod której siedzibą przystanęli, aby przyjrzeć się budynkowi lepiej - pod kątem architektonicznym naprawdę robił wrażenie, więc młody oficer skinął głową, zgadzając się z siostrą. - Nie sądzę, aby przyjemnie to było dobre określenie - zaśmiał się cicho Mikkel. - Na pewno jest... elegancko i stosownie, ale nie spodobałoby ci się. - To była minimalistyczna, surowa elegancja wpisująca się w gusta jego i ich matki, ten komentarz zachował jednak dla siebie. Miał wrażenie, że Frida źle by się tam czuła. - Wiesz... Ciężko mi stwierdzić, czy jestem zadowolony, czy nie. Jeszcze nie wiem, czy to dorasta do moich wyobrażeń, bo na ten moment nie jestem tam, gdzie chciałem. Muszę spędzić rok w prewencji, a to jak możesz się domyślać najgorsza robota. - Uchwycił spojrzenie Fridy, tak podobne do jego własnego, robiąc przy tym kwaśną minę. Nie zamierzał siostry okłamywać, że wszystko układało się jak z płatka i było lepiej, niż marzył. - Tak, zdecydowanie. Czasami jeszcze podnoszę bezdomnych upojonych akvavitem, rozdzielam bijących się pijanych galdrów, przyłapuję młodzież podczas wagarów... - wyliczał, uśmiechnąwszy się przy tym kpiąco, bo parzenie kawy wydawało się przy tym wszystkim zdecydowanie bardziej przyjemnym zajęciem. - Ale już niedługo. Zapytaj mnie o to samo, kiedy już popracuję w wydziale kryminalno-śledczym - zasugerował Mikkel, proponując siostrze ramię, żeby wsunęła pod nie swoją ręką i mogli ruszyć dalej. Nie było sensu trwać na mrozie pod samą siedzibą Kruczej Straży, kiedy mieli tyle do zobaczenia. - Tu niedaleko jest ogród botaniczny. Bardzo przyjemne miejsce - wspomniał, prowadząc siostrę kolejną ulicą, przy której całkiem niedawno wzniesiono bardziej nowoczesne budynki, odstające stylem od starych, klimatycznych kamienic starego miasta. - Może zabiorę cię w miejsce, dzięki któremu nie głoduję, na późny obiad i drinka, a później... Masz ochotę potańczyć?
Propozycji towarzyszył szelmowski uśmiech i błysk w ciemnym oku. Chyba nie myślała, że będzie oprowadzał ją po muzeach.
- Ja myślę… - burknął, wyciągając rękę, aby uszczypnąć Fridę w bok, bardziej łaskocząc, niż rzeczywiście szczypiąc. - Nie da się ukryć, cenię, ale też nieprzesadnie. Na to mogę przystać i zobowiązuję się także uprzedzać, żebyś nie wyleciała z pokoju w piżamie, kiedy Ruud wpadnie na wieczór - odparł żartobliwym tonem. Ustalenie kilku zasad miało im wyjść na dobre. Był człowiekiem, który zawsze stosował się do zasad i przestrzegał regulaminów, lecz nie chciał wprowadzać w domu aż takiego rygoru. Cieszył się, że mieli z Fridą to samo na myśli... przynajmniej dopóki nie wspomniała imienia przyjaciółki. Z Solveig przed rokiem doszło do czegoś, do czego dojść nigdy nie powinno. Mikkel przełknął ślinę, odwracając głowę, żeby spojrzeć w okno. - Nie, nie ma sprawy. Mogą wpadać - zapewnił ją, bo rzeczywiście to nie miał być problem, jeśli go uprzedzi - zamierzał zniknąć wtedy do następnego ranka, kiedy pojawi się tu Solveig, żeby uniknąć kłopotliwej sytuacji. Miał wrażenie, że blondynka nie podzieliła się z Fridą wszystkimi szczegółami imprezy urodzinowej na jaką zaprosił je rok wcześniej.
- Naprawdę? Sama? To po co ci jestem potrzebny? - obruszył się teatralnie na wspomnienie o słoikach. Zamierzał przetestować, czy będzie taka mądra, jeśli podokręca wszystkie słoiki. - Zgoda, chociaż miałem nadzieję, że skoro już się wprowadzasz... Żartuję - zaczął z westchnięciem, jakby żałował, że będą musieli dzielić się sprzątaniem - choć w rzeczywistości nie miał z tym najmniejszego problemu. Bywał wręcz pedantyczny. - W takim razie jutro robisz owsiankę dla nas obojga - oznajmił Mikkel takim tonem, jakby w tym momencie odmowa nie wchodziła już w rachubę, zanim opuścili mieszkanie.
Midgard zapewne nie jednego zaskoczył wyjątkowo surową aurą i siarczystym mrozem, bo choć uchodził za stolicę magicznej Skandynawii, to położony był na dalekiej północy. Guldbrandsenom nie obca była jednak noc polarna, Tromsø leżało stosunkowo niedaleko, za kołem podbiegunowym. Tutejszy zimowy dzień wywarł na nich dużego wrażenia, choć każdy kolejny przebyty ulicami miasta kilometr coraz bardziej rumienił im policzki.
- Szczerze? Owszem. Całe mnóstwo. Mam wrażenie, że zjeżdżają się tu z wszystkich krajów, a nawet spoza Skandynawii - odparł Mikkel, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą, po czym westchnął lekko, jakby obecność wspomnianych, bezimiennych snobów wyjątkowo mu ciążyła, choć tak naprawdę to w oczach większości mieszkańców to i oni mogliby uchodzić za snobów. Pochodzący z zamożnej rodziny, z łatwiejszym startem, mający środki by żyć na poziomie nie musieli nawet sami umieć gotować - i nie umieli. Mikkel nie zwykł jednak nigdy trwonić tych pieniędzy na hedonistyczne rozrywki (a jeśli już to w rozsądnych ilościach - jak tłumaczył) i obnosić się z rodzinnym majątkiem, zachowując niejaką - jak mu się wydawało - skromność. W przeciwieństwie do wspomnianych mieszkańców, którzy uwielbiali się obnosić z bogactwami. - Na pewno poznasz ich więcej, niż byś sobie życzyła - mruknął. Nie było innej opcji, kiedy człowiek sprowadzał się do samej stolicy. Nie brakowało ich także w Kruczej Straży, pod której siedzibą przystanęli, aby przyjrzeć się budynkowi lepiej - pod kątem architektonicznym naprawdę robił wrażenie, więc młody oficer skinął głową, zgadzając się z siostrą. - Nie sądzę, aby przyjemnie to było dobre określenie - zaśmiał się cicho Mikkel. - Na pewno jest... elegancko i stosownie, ale nie spodobałoby ci się. - To była minimalistyczna, surowa elegancja wpisująca się w gusta jego i ich matki, ten komentarz zachował jednak dla siebie. Miał wrażenie, że Frida źle by się tam czuła. - Wiesz... Ciężko mi stwierdzić, czy jestem zadowolony, czy nie. Jeszcze nie wiem, czy to dorasta do moich wyobrażeń, bo na ten moment nie jestem tam, gdzie chciałem. Muszę spędzić rok w prewencji, a to jak możesz się domyślać najgorsza robota. - Uchwycił spojrzenie Fridy, tak podobne do jego własnego, robiąc przy tym kwaśną minę. Nie zamierzał siostry okłamywać, że wszystko układało się jak z płatka i było lepiej, niż marzył. - Tak, zdecydowanie. Czasami jeszcze podnoszę bezdomnych upojonych akvavitem, rozdzielam bijących się pijanych galdrów, przyłapuję młodzież podczas wagarów... - wyliczał, uśmiechnąwszy się przy tym kpiąco, bo parzenie kawy wydawało się przy tym wszystkim zdecydowanie bardziej przyjemnym zajęciem. - Ale już niedługo. Zapytaj mnie o to samo, kiedy już popracuję w wydziale kryminalno-śledczym - zasugerował Mikkel, proponując siostrze ramię, żeby wsunęła pod nie swoją ręką i mogli ruszyć dalej. Nie było sensu trwać na mrozie pod samą siedzibą Kruczej Straży, kiedy mieli tyle do zobaczenia. - Tu niedaleko jest ogród botaniczny. Bardzo przyjemne miejsce - wspomniał, prowadząc siostrę kolejną ulicą, przy której całkiem niedawno wzniesiono bardziej nowoczesne budynki, odstające stylem od starych, klimatycznych kamienic starego miasta. - Może zabiorę cię w miejsce, dzięki któremu nie głoduję, na późny obiad i drinka, a później... Masz ochotę potańczyć?
Propozycji towarzyszył szelmowski uśmiech i błysk w ciemnym oku. Chyba nie myślała, że będzie oprowadzał ją po muzeach.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Re: homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993) Nie 3 Gru - 14:54
Jeśli o jedną rzecz mogła być spokojna, to była spokojna właśnie o to, jak jej wyprowadzkę z domu zniesie matka - w głowie Fridy rodzicielka już otwierała szampana i tańczyła celebracyjnego kankana na kuchennym stole, świętując fakt, że czarna owca sama postanowiła zniknąć jej z pola widzenia i nie zatruwać dłużej jej monotonnej, małomiasteczkowej codzienności twarzą przywodzącą na myśl wciąż świeże wspomnienia kasandrycznych wizji, które ostatecznie się spełniły, rozrywając rodzinę Guldbrandsenów bezpowrotnie. Obwiniała ją za śmierć Frederika, Frida czuła to podskórnie za każdym razem, gdy nieprzychylne spojrzenie Gunnhild napotykało ciemnowłosą, a następnie uciekało w bok, jakby samo odnalezienie ciemnoczekoladowych tęczówek miałoby ją zmienić w kamień. Czy tak wyedukowana kobieta naprawdę mogła uważać, że to właśnie nieporadne zwerbalizowanie tego, co wszechwiedzące Norny utkały z nici losu, urzeczywistniło niezmienialne przeznaczenie jej męża? Bez wątpienia Frida była rodzicielską porażką Gunnhild, lecz to miano uzyskała już na długo przed opuszczeniem domu.
- Zdecydowanie będę wdzięczna za podobne uprzedzenia - skwitowała z uśmiechem, mimo wszystko zadowolona, że naprędce ustalili przynajmniej to minimum, które z pewnością w późniejszym czasie miało im wyjść na zdrowie i ułatwić harmonijne mieszkanie pod jednym dachem. Rozkojarzona natłokiem myśli związanych z nowym lokum, nie dostrzegła chwilowego zmieszania Mikkela na wspomnienie imienia przyjaciółki. Wciąż nie wiedziała co dokładnie miało miejsce tamtego wieczoru na imprezie urodzinowej brata, wciąż nie wiedziała jak wielki sekret skrywa przed nią ta, która podobno nie miała przed nią tajemnic. Może to i lepiej? - Dziękuję, nie będziesz tego żałował - rozpromieniała momentalnie, gdy Mikkel wyraził zgodę na zapraszanie znajomych do swojego mieszkania, a kolejne plany samoistnie zaczęły napływać do jej głowy i tworzyć cudowne scenariusze. Pozorna wolność miała zachwycający smak.
- Z pewnością znajdę kilka zajęć, żebyś mógł się poczuć potrzebny - zażartowała z pełną świadomością tego, że od tej pory chętnie będzie wykorzystywała fakt, że jej starszy brat na powrót był tuż przy niej; nie tylko w momencie, w którym zbyt mocno zakręcony słoik sprawiał, że płytka zmarszczka niezadowolenia przecinała jej czoło pionową linią. Zmrużyła oczy, ostrzegawczo, choć prześmiewczo grożąc mu palcem, by nawet nie śmiał sugerować, że sprzątanie to babskie zajęcie, chociaż nie wątpiła w to, że życie Mikkela było teraz zdecydowanie bardziej intensywne niż jej własne i czasem ciężko może mu być wcisnąć domowe sprawy w natłok swoich obowiązków. - Dobrze, w takim razie jesteśmy umówieni - skwitowała z zadowoleniem wymalowanym na twarzy, zamykając ostatecznie temat.
Podążała trasą wyznaczoną przez Guldbrandsena bez zająknięcia czy słowa skargi na mróz, chłonąc każdy bodziec i każdy fragment przemierzanych uliczek, jakby właśnie w tym momencie pragnęła zapamiętać wszystkie możliwe szczegóły i samodzielnie zmapować Midgard w swojej głowie. I może tak właśnie było?
- Naprawdę? - zapytała z pełnym rozbawienia niedowierzaniem, a następnie trąciła brata zaczepnie łokciem w bok. - Ale czy faktycznie są snobami, czy po prostu nie są tak sztywni jak ty? - uściśliła zawadiackim tonem, okraszając jeszcze te bezczelnie wypowiedziane słowa szerokim uśmiechem. Kochała brata całym sercem, nie ulegało to nawet najmniejszej wątpliwości i drobny przytyk pod jego adresem nigdy nie był w jej ustach upustem złośliwości, a wyrazem troski - czy w tak pedantycznie poukładanym i obowiązkowym życiu Mikkel znajdował miejsce na to, by po prostu cieszyć się z drobnych rzeczy, odpuścić sobie czasem i być szczęśliwym? To właśnie na nim spoczął największy ciężar od śmierci ojca, to właśnie on, szczególnie w obliczu załamania nerwowego matki, musiał udźwignąć zbyt dużą odpowiedzialność za całą rodzinę i wydorośleć przedwcześnie. - Chętnie ich poznam - stwierdziła niewzruszona jego brakiem sympatii do bliżej nieokreślonych mieszkańców stolicy, którą ona sama zamierzała przejrzeć na wylot i poznać każdy jej zakamarek i każdą tajemnicę. Teraz zadzierała głowę wysoko, by omieść spojrzeniem całą fasadę siedziby Kruczej Straży i przysłuchiwała się słowom brata uważnie.
- Mój drogi, czyżbyś próbował zasugerować, że elegancko i stosownie to nie są słowa pasujące do mojej skromnej osoby? - oburzyła się teatralnie, choć w głębi ducha wiedziała doskonale o co mu chodziło; jakby z czystej przekory, to, co wpadało w gusta ich matki, rozbieżne było z jej własnymi upodobaniami, a surowy budynek pełny nadętych funkcjonariuszy z pewnością nie miał znaleźć miejsca w czołówce jej ulubionych punktów miasta odwiedzanych w czasie wolnym. - Rok minie szybko, jeśli masz w sobie wystarczająco dużo determinacji, by iść dalej tą drogą - odpowiedziała, pragnąc odczarować skwaśniałą minę Mikkela, który na poczekaniu wyliczał nieciekawe, o ile nie obrzydliwe zadania, jakie przypadają mu do wykonania w dziale prewencji. - Jeśli z kolei nie jesteś pewien czy to twoja droga, chętnie pomogę pomogę ci ją odnaleźć, powiedz tylko słowo - dodała pokrzepiająco, wsuwając odzianą rękawiczką dłoń pod zaproponowane jej ramię, które ścisnęła krótko w geście ewentualnego wsparcia, gdyby Guldbrandsen tylko zapragnął zasięgnąć mądrości Norn w kwestii swojej kariery - lub jakiegokolwiek innego tematu. - Zostawmy ogród botaniczny na kolejny dzień, teraz z chęcią odwiedzę miejsce ratujące cię od śmierci głodowej. Oczywiście, że mam ochotę potańczyć, o ile obiecujesz nie podeptać mi stóp - zaśmiała się pogodnie, gdy po pierwszym zrywie ekscytacji i naturalnej chęci natychmiastowego skierowania się do ogrodu, upomniała samą siebie, że z niczym nie muszą się spieszyć, a jej czas w Midgardzie nie jest limitowany - już nie.
- Zdecydowanie będę wdzięczna za podobne uprzedzenia - skwitowała z uśmiechem, mimo wszystko zadowolona, że naprędce ustalili przynajmniej to minimum, które z pewnością w późniejszym czasie miało im wyjść na zdrowie i ułatwić harmonijne mieszkanie pod jednym dachem. Rozkojarzona natłokiem myśli związanych z nowym lokum, nie dostrzegła chwilowego zmieszania Mikkela na wspomnienie imienia przyjaciółki. Wciąż nie wiedziała co dokładnie miało miejsce tamtego wieczoru na imprezie urodzinowej brata, wciąż nie wiedziała jak wielki sekret skrywa przed nią ta, która podobno nie miała przed nią tajemnic. Może to i lepiej? - Dziękuję, nie będziesz tego żałował - rozpromieniała momentalnie, gdy Mikkel wyraził zgodę na zapraszanie znajomych do swojego mieszkania, a kolejne plany samoistnie zaczęły napływać do jej głowy i tworzyć cudowne scenariusze. Pozorna wolność miała zachwycający smak.
- Z pewnością znajdę kilka zajęć, żebyś mógł się poczuć potrzebny - zażartowała z pełną świadomością tego, że od tej pory chętnie będzie wykorzystywała fakt, że jej starszy brat na powrót był tuż przy niej; nie tylko w momencie, w którym zbyt mocno zakręcony słoik sprawiał, że płytka zmarszczka niezadowolenia przecinała jej czoło pionową linią. Zmrużyła oczy, ostrzegawczo, choć prześmiewczo grożąc mu palcem, by nawet nie śmiał sugerować, że sprzątanie to babskie zajęcie, chociaż nie wątpiła w to, że życie Mikkela było teraz zdecydowanie bardziej intensywne niż jej własne i czasem ciężko może mu być wcisnąć domowe sprawy w natłok swoich obowiązków. - Dobrze, w takim razie jesteśmy umówieni - skwitowała z zadowoleniem wymalowanym na twarzy, zamykając ostatecznie temat.
Podążała trasą wyznaczoną przez Guldbrandsena bez zająknięcia czy słowa skargi na mróz, chłonąc każdy bodziec i każdy fragment przemierzanych uliczek, jakby właśnie w tym momencie pragnęła zapamiętać wszystkie możliwe szczegóły i samodzielnie zmapować Midgard w swojej głowie. I może tak właśnie było?
- Naprawdę? - zapytała z pełnym rozbawienia niedowierzaniem, a następnie trąciła brata zaczepnie łokciem w bok. - Ale czy faktycznie są snobami, czy po prostu nie są tak sztywni jak ty? - uściśliła zawadiackim tonem, okraszając jeszcze te bezczelnie wypowiedziane słowa szerokim uśmiechem. Kochała brata całym sercem, nie ulegało to nawet najmniejszej wątpliwości i drobny przytyk pod jego adresem nigdy nie był w jej ustach upustem złośliwości, a wyrazem troski - czy w tak pedantycznie poukładanym i obowiązkowym życiu Mikkel znajdował miejsce na to, by po prostu cieszyć się z drobnych rzeczy, odpuścić sobie czasem i być szczęśliwym? To właśnie na nim spoczął największy ciężar od śmierci ojca, to właśnie on, szczególnie w obliczu załamania nerwowego matki, musiał udźwignąć zbyt dużą odpowiedzialność za całą rodzinę i wydorośleć przedwcześnie. - Chętnie ich poznam - stwierdziła niewzruszona jego brakiem sympatii do bliżej nieokreślonych mieszkańców stolicy, którą ona sama zamierzała przejrzeć na wylot i poznać każdy jej zakamarek i każdą tajemnicę. Teraz zadzierała głowę wysoko, by omieść spojrzeniem całą fasadę siedziby Kruczej Straży i przysłuchiwała się słowom brata uważnie.
- Mój drogi, czyżbyś próbował zasugerować, że elegancko i stosownie to nie są słowa pasujące do mojej skromnej osoby? - oburzyła się teatralnie, choć w głębi ducha wiedziała doskonale o co mu chodziło; jakby z czystej przekory, to, co wpadało w gusta ich matki, rozbieżne było z jej własnymi upodobaniami, a surowy budynek pełny nadętych funkcjonariuszy z pewnością nie miał znaleźć miejsca w czołówce jej ulubionych punktów miasta odwiedzanych w czasie wolnym. - Rok minie szybko, jeśli masz w sobie wystarczająco dużo determinacji, by iść dalej tą drogą - odpowiedziała, pragnąc odczarować skwaśniałą minę Mikkela, który na poczekaniu wyliczał nieciekawe, o ile nie obrzydliwe zadania, jakie przypadają mu do wykonania w dziale prewencji. - Jeśli z kolei nie jesteś pewien czy to twoja droga, chętnie pomogę pomogę ci ją odnaleźć, powiedz tylko słowo - dodała pokrzepiająco, wsuwając odzianą rękawiczką dłoń pod zaproponowane jej ramię, które ścisnęła krótko w geście ewentualnego wsparcia, gdyby Guldbrandsen tylko zapragnął zasięgnąć mądrości Norn w kwestii swojej kariery - lub jakiegokolwiek innego tematu. - Zostawmy ogród botaniczny na kolejny dzień, teraz z chęcią odwiedzę miejsce ratujące cię od śmierci głodowej. Oczywiście, że mam ochotę potańczyć, o ile obiecujesz nie podeptać mi stóp - zaśmiała się pogodnie, gdy po pierwszym zrywie ekscytacji i naturalnej chęci natychmiastowego skierowania się do ogrodu, upomniała samą siebie, że z niczym nie muszą się spieszyć, a jej czas w Midgardzie nie jest limitowany - już nie.
Mikkel Guldbrandsen
Re: homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993) Nie 3 Gru - 14:54
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
O śmierci ojca myślał wielokrotnie. Właściwie to wracał do niej myślami każdego dnia. Bezustannie analizował zgromadzone dowody i informacje, które przekazano im jako rodzinie i jakie zdołał zdobyć sam, próbując rozwikłać zagadkę morderstwa, jakby mógł tego dokonać w pojedynkę - on sam, ledwie stażysta, choć nie udało się kilkorgu doświadczonym i wykwalifikowanym oficerom Kruczej Straży. Nie mówił o tym często matce i siostrze, nie chcąc drażnić niezagojonej nigdy rany; dawno już postanowił sobie, że będzie milczał i w tym milczeniu cierpiał sam, dopóki nie zyska pewności, że jest na dobrym tropie. Poświęcał tej sprawie tyle czasu i myśli, że zakrawało to na obsesję - i to był główny powód dla którego nie dzielił się z Fridą postępami prywatnego śledztwa. Sprawa dotyczyła bezpośrednio i jej, nie była przecież zwyczajną sierotą, dzieckiem bez ojca, skoro na własne oczy widziała jego śmierć na długo przed tym zdarzeniem. Wiedziała, że to się wydarzy znacznie wcześniej. Wielokrotnie zastanawial się nad tym, czy gdyby dali wiarę w wizje Fridy, jeśli ufaliby dziewczynce wówczas tak jak Myrthild, to udałoby się tego uniknąć, Frederik wciąż by żył. Zarówno siostra, jak i babka powtarzały jednak, że przeznaczenia nie można uniknąć. Nigdy nie winił Fridy za to, co się stało. Przez myśl by mu to nie przeszło i nie wierzył, że matka mogłaby obciążać taką winą córkę. Gorąco temu zaprzeczał w rozmowach z siostrą, prowadzonych ściszonymi głosami, gdy siedzieli pod jabłonią w ogrodzie. Nie miała żadnego wpływu na postępowanie ślepca, właściwie na ojca także. Jeśi ktoś był winien, to oni - oni byli winni wątpliwości w dar Fridy, traktowania jej pierwszych wizji jako dziecięcych bajek i snów. Matka miała swoje za uszami, uważał ją jednak za bystrą i mądrą kobietę; nie uwierzyłby w to, że za śmierć Frederika winiła córkę. Tak jak w to, że teraz otwierała szampana i tańczyła kankana, nawet jedynie metaforycznie.
Ostatecznie jednak - Frida wyprowadziła się do Midgardu, całkiem niedaleko, nie na drugi koniec świata, do tego do starszego brata, więc matka nie powinna panikować. W tym momencie młodsze pokolenie Guldbrandsenów było bliższe do wychylenia kieliszka i tańców.
- Tylko... - zaczął i urwał w pół słowa Tylko pamiętaj o szkole. Matka zabiłaby go, gdyby tę wyprowadzkę potraktowała jako ucieczkę od obowiązków, później Mikkel sam zabiłby Fridę. Słowa te utknęły mu jednak w gardle przez radość i ulgę jakie malowały się na twarzy ciemnowłosej. To rozsądna dziewczyna, zganił sam siebie, rezygnując z przypominania o obowiązku nauki. Nie chciał mącić tej szczerej radości własną nadgorliwością i marudzeniem, choć determinowała to jedynie troska o jej przyszłość. Wygiął jedynie usta w pobłażliwym uśmiechu i pokiwal głową, jakby wyrażał nadzieję, że rzeczywiście nie będzie tego żałował. Cichy głosik w głowie podpowiadał mu, że od dziś to mieszkanie będzie o wiele częstszym celem wizyt jego kolegów, gdy dowiedzą się, że mieszka z nim młodsza siostra i zaprasza na wieczór ładne koleżanki. Lubił myśleć o sobie, że sam nie zachowałby się podobnie, ale wówczas sam siebie oszukiwał. Chyba tak jak każdy nierzadko wybielał się przed samym sobą.
- Oczywiście, że są snobami. Przy nich ja jestem jak prosty chłopak z fińskiej wsi - odparował, starając się przy tym, by głos miał odpowiednio obrażony ton, kontrastujący z uśmiechem unoszacym kąciki ust. Nie miał Fridzie za złe tej uszczypliwości, nigdy (prawie nigdy) się za nie nie obrażał, świadom, że było w nich więcej prawdy niż by sobie życzył; odpowiadał pięknym za nadobne, nieco rzadziej, bo w istocie znacznie bardziej od Fridy był sztywny. Aż dziwne, że dogadywali się więc aż tak dobrze, skoro tyle było w nim podobieństw do matki. - Sama się przekonasz i wtedy przyznasz mi rację. Jak zwykle - stwierdził jedynie Guldbrandsen, wzruszywszy przy tym ramionami, rezygnując z prób odwiedzenia siostry od tego pomysłu. Szelmowski uśmieszek zatańczył na ustach Mikkela, gdy puszczał ciemnowłosej perskie oczko, gdy dodawał jak zwykle.
- Elegancko to może, ale stosownie? Bądź szczera sama ze sobą… - odparł zmartwiony, przechylając głowę. Na odpowiedź na drobny przytyk nie musiała czekać długo. Mikkel wykorzystał okazję na rewanż właściwie od razu. Zaśmiał się i objął siostrę ramieniem na chwilę, przypominając, że to jedynie dowcip. Wiedział, że nie musiał tłumaczyć co miał na myśli. Frida udusiłaby się w tym miejscu. Męczyłaby bardziej niż mewa zamknięta w klatce. Nie pasowala jej tak chłodna i ascetyczna elegancja, nie mająca ani duszy, ani serca.
- Mam.
Twarda stanowczość w lakonicznym zapewnieniu o własnej determinacji zaskoczyła nawet i jego. Nie zawróciłby z tej drogi nawet wtedy, gdyby każdego dnia miał podnosić z ulicy cuchnących bezdomnych, przeganiać wagarujące i popalające purpurową mgłę dzieciaki, wyjaśniać spory pomiędzy mieszkańcami. Postanowił sobie kilka lat temu, że dotrwa, że zyska oficerski pas i zamierzał danego sobie słowa dotrzymać. Bez względu na to co miały o tym do powiedzenia Norny. Skinął głową, przyjmując propozycję pomocy siostry, ale nie zmierzał w nie skorzystać w tej konkretnej sprawie - nie dlatego, że wciąż nie ufał w dar Fridy, lecz nie zamierzał trwonić swojego i jej czasu na takie pytania, skoro wiedział doskonale jakie jest jego przeznaczenie. Bywał cholernie zawzięty. Albo uparty jak osioł.
- Potrafisz już? Odprawić ten rytuał? - spytał zdawkowo, subtelnie kierując rozmowę na inne, bezpieczniejsze tory; nie chciał psuć tego dnia wywodami o obowiązku wobec ojca i własnym sumieniu, które nie pozwoliłoby mu zrezygnować. Nie przypominał sobie, aby na drugim stopniu nauczali podobnych rytuałów podczas zajęć z magii runicznej. Jeśli już tego próbowała, to najprawdpodobniej z babką.
Pozostawili za sobą siedzibę Kruczej Straży. Frida na dłużej, Mikkel aż do jutra. Miała rację. Ogród botaniczny im nie ucieknie. Ten dzień za to - owszem i to bardzo szybko; nie trwonili więc czasu na zwiedzanie. Młody oficer nie zanudzał siostry opowieściami o historii miasta, zabytkach, najważniejszych mieszkańcach; zamiast tego chciał, aby poczuła się jednym z nich. Niespełna pół godziny później siedzieli już przy stoliku pod oknem w jednej z niepozornych knajpek, wciąż w dzielnicy Ostatniej Walkirii, gdzie śmiał się, że pewnie nie posądziłaby go o częste wizyty właśnie tu - lokal nie należał ani do sztywnych, ani eleganckich, jednak pyszne, domowe jedzenie sprawiało, że wracał tu bardzo często. Napełniwszy brzuch szwedzkimi klopsikami z porządną porcją tłuczonych ziemniaków, ruszał się z miejsca niemal niechętnie, bo naszła go chęć na drzemkę, ale wieczór był na to jeszcze zbyt młody. Właściwie dopiero się zaczynał.
- Mogę prosić do tańca?
Skłonił się przed Fridą lekko, wyciągając ku niej dłoń w teatralnym geście, na podobieństwo angielskich arystokratów z dziewiętnastego wieku, gdy zimowe płaszcze zostawili w szatni baru, gdzie już teraz grała muzyka. Przez wczesną porę na parkiecie nie było jeszcze nikogo, lecz to w niczym mu nie przeszkadzało.
Ostatecznie jednak - Frida wyprowadziła się do Midgardu, całkiem niedaleko, nie na drugi koniec świata, do tego do starszego brata, więc matka nie powinna panikować. W tym momencie młodsze pokolenie Guldbrandsenów było bliższe do wychylenia kieliszka i tańców.
- Tylko... - zaczął i urwał w pół słowa Tylko pamiętaj o szkole. Matka zabiłaby go, gdyby tę wyprowadzkę potraktowała jako ucieczkę od obowiązków, później Mikkel sam zabiłby Fridę. Słowa te utknęły mu jednak w gardle przez radość i ulgę jakie malowały się na twarzy ciemnowłosej. To rozsądna dziewczyna, zganił sam siebie, rezygnując z przypominania o obowiązku nauki. Nie chciał mącić tej szczerej radości własną nadgorliwością i marudzeniem, choć determinowała to jedynie troska o jej przyszłość. Wygiął jedynie usta w pobłażliwym uśmiechu i pokiwal głową, jakby wyrażał nadzieję, że rzeczywiście nie będzie tego żałował. Cichy głosik w głowie podpowiadał mu, że od dziś to mieszkanie będzie o wiele częstszym celem wizyt jego kolegów, gdy dowiedzą się, że mieszka z nim młodsza siostra i zaprasza na wieczór ładne koleżanki. Lubił myśleć o sobie, że sam nie zachowałby się podobnie, ale wówczas sam siebie oszukiwał. Chyba tak jak każdy nierzadko wybielał się przed samym sobą.
- Oczywiście, że są snobami. Przy nich ja jestem jak prosty chłopak z fińskiej wsi - odparował, starając się przy tym, by głos miał odpowiednio obrażony ton, kontrastujący z uśmiechem unoszacym kąciki ust. Nie miał Fridzie za złe tej uszczypliwości, nigdy (prawie nigdy) się za nie nie obrażał, świadom, że było w nich więcej prawdy niż by sobie życzył; odpowiadał pięknym za nadobne, nieco rzadziej, bo w istocie znacznie bardziej od Fridy był sztywny. Aż dziwne, że dogadywali się więc aż tak dobrze, skoro tyle było w nim podobieństw do matki. - Sama się przekonasz i wtedy przyznasz mi rację. Jak zwykle - stwierdził jedynie Guldbrandsen, wzruszywszy przy tym ramionami, rezygnując z prób odwiedzenia siostry od tego pomysłu. Szelmowski uśmieszek zatańczył na ustach Mikkela, gdy puszczał ciemnowłosej perskie oczko, gdy dodawał jak zwykle.
- Elegancko to może, ale stosownie? Bądź szczera sama ze sobą… - odparł zmartwiony, przechylając głowę. Na odpowiedź na drobny przytyk nie musiała czekać długo. Mikkel wykorzystał okazję na rewanż właściwie od razu. Zaśmiał się i objął siostrę ramieniem na chwilę, przypominając, że to jedynie dowcip. Wiedział, że nie musiał tłumaczyć co miał na myśli. Frida udusiłaby się w tym miejscu. Męczyłaby bardziej niż mewa zamknięta w klatce. Nie pasowala jej tak chłodna i ascetyczna elegancja, nie mająca ani duszy, ani serca.
- Mam.
Twarda stanowczość w lakonicznym zapewnieniu o własnej determinacji zaskoczyła nawet i jego. Nie zawróciłby z tej drogi nawet wtedy, gdyby każdego dnia miał podnosić z ulicy cuchnących bezdomnych, przeganiać wagarujące i popalające purpurową mgłę dzieciaki, wyjaśniać spory pomiędzy mieszkańcami. Postanowił sobie kilka lat temu, że dotrwa, że zyska oficerski pas i zamierzał danego sobie słowa dotrzymać. Bez względu na to co miały o tym do powiedzenia Norny. Skinął głową, przyjmując propozycję pomocy siostry, ale nie zmierzał w nie skorzystać w tej konkretnej sprawie - nie dlatego, że wciąż nie ufał w dar Fridy, lecz nie zamierzał trwonić swojego i jej czasu na takie pytania, skoro wiedział doskonale jakie jest jego przeznaczenie. Bywał cholernie zawzięty. Albo uparty jak osioł.
- Potrafisz już? Odprawić ten rytuał? - spytał zdawkowo, subtelnie kierując rozmowę na inne, bezpieczniejsze tory; nie chciał psuć tego dnia wywodami o obowiązku wobec ojca i własnym sumieniu, które nie pozwoliłoby mu zrezygnować. Nie przypominał sobie, aby na drugim stopniu nauczali podobnych rytuałów podczas zajęć z magii runicznej. Jeśli już tego próbowała, to najprawdpodobniej z babką.
Pozostawili za sobą siedzibę Kruczej Straży. Frida na dłużej, Mikkel aż do jutra. Miała rację. Ogród botaniczny im nie ucieknie. Ten dzień za to - owszem i to bardzo szybko; nie trwonili więc czasu na zwiedzanie. Młody oficer nie zanudzał siostry opowieściami o historii miasta, zabytkach, najważniejszych mieszkańcach; zamiast tego chciał, aby poczuła się jednym z nich. Niespełna pół godziny później siedzieli już przy stoliku pod oknem w jednej z niepozornych knajpek, wciąż w dzielnicy Ostatniej Walkirii, gdzie śmiał się, że pewnie nie posądziłaby go o częste wizyty właśnie tu - lokal nie należał ani do sztywnych, ani eleganckich, jednak pyszne, domowe jedzenie sprawiało, że wracał tu bardzo często. Napełniwszy brzuch szwedzkimi klopsikami z porządną porcją tłuczonych ziemniaków, ruszał się z miejsca niemal niechętnie, bo naszła go chęć na drzemkę, ale wieczór był na to jeszcze zbyt młody. Właściwie dopiero się zaczynał.
- Mogę prosić do tańca?
Skłonił się przed Fridą lekko, wyciągając ku niej dłoń w teatralnym geście, na podobieństwo angielskich arystokratów z dziewiętnastego wieku, gdy zimowe płaszcze zostawili w szatni baru, gdzie już teraz grała muzyka. Przez wczesną porę na parkiecie nie było jeszcze nikogo, lecz to w niczym mu nie przeszkadzało.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Re: homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993) Nie 3 Gru - 14:55
Długie tygodnie i miesiące przepełnione żalem i niezrozumieniem mijały niczym kręcące się wokół figurki na przyspieszającej coraz bardziej karuzeli, nic jednak nie przybliżało ich do zdroworozsądkowego przyjęcia do wiadomości tego nieszczęścia, jakie spotkało pogrążoną w żałobie rodzinę. To musiało się wydarzyć, tak było mu pisane, podpowiadały dogmaty wpajane od dzieciństwa przez wiarę w Dziewięć Światów, lecz odmawiający akceptacji umysł sprzeciwiał się na każdym kroku, rozpoczynając szukanie winnych i niewinnych. To niczyja wina, powtarzała wielokrotnie, walcząc z toksycznym przeświadczeniem, że odpowiedzialności za śmierć Frederika ich własna matka doszukuje się właśnie na jej barkach. To niczyja wina, a jednak nie protestowała, wskazując Mikkelowi dokładną lokalizację, w której dokonać miał zemsty za zabójstwo ojca. Pogodzili się z prywatną tragedią na swój sposób i nigdy więcej do tego już nie wracali. Czy więc i tak było im pisane przez wszechwiedzących bogów?
- Tylko? - powtórzyła z rozbawieniem, pewna tego, że jest w stanie bezbłędnie odgadnąć jakie słowa przełknął właśnie Mikkel. Zaśmiała się pogodnie, nie porywając się jednak na puste zapewnienia, że nie ma się o co martwić; nie zamierzała ściągać na niego dodatkowych zmartwień spowodowanych jej okazjonalnymi wagarami. Ostatnim, czego pragnęła, to przenieść na brata ciężar rodzicielskich obowiązków.
- Przy tak poważnym porównaniu nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie tego poziomu snobizmu - zaśmiała się pogodnie, w żadnym wypadku nie potrafiąc sobie zwizualizować Mikkela w roli prostego chłopka roztropka z bezimiennej fińskiej wsi. Wraz z upływem kolejnych lat relacje między rodzeństwem Guldbrandsenów wydoroślały i choć nie były wolne od wypowiadanych bez złej wiary uszczypliwości, tak z pewnością nie brakowało w nich wzajemnego zaufania, za które Frida była bratu dozgonnie wdzięczna. - Czy to jest właśnie ten moment, w którym powinnam ci przypomnieć jak często to właśnie ty przyznajesz mi rację? - rzuciła zaczepnie, ani myśląc rozpoczynać właśnie wyliczanie konkretnych wspomnień świadczących za lub przeciw tej tezie. Choć nie uważała, by Mikkel miał wrodzone tendencje do dramatyzowania i przesady, tak z niemałym zainteresowaniem wyglądała sposobności, by samodzielnie ocenić charakter stereotypowego do bólu mieszkańca Midgardu.
- Dobrze, uznajmy ten dzień za święto bezgranicznej szczerości, a ja przyznam, że moje intencje nie zawsze są śnieżnobiałe - zażartowała w żadnym wypadku nie czując jednak z tego powodu ani krzty wstydu. Czy stosownie naprawdę musiało widnieć w jej słowniku, gdy dorosłość rozpościerała przed sobą tak wiele tak kuszących możliwości?
Skinęła głową krótko, nie próbując dyskutować ze stanowczą odpowiedzią, która wcale nie wzbudziła w niej zaskoczenia. Rozmawiali wszak o tym wielokrotnie, a Frida znała brata zbyt dobrze, by nawet próbować odwieść go od raz powziętego planu, niezależnie od tego jak wielkim niepokojem niejednokrotnie napawała ją obrana przez Guldbrandsena ścieżka kariery.
- Potrafię. Ten i wiele innych - oznajmiła zdawkowo, unosząc podbródek dumnie, mając nadzieję na to, że brat doceni prawdziwie jej zawziętość w uczeniu się nowych rzeczy i dążeniu do szeroko pojętego celu. - Nie próżnowałam w międzyczasie - dodała po chwili, a krótki uśmieszek wygiął jej usta w zawadiacką linię. Nieme wyzwanie pobłyskiwało w spojrzeniu, jakie rzucały ciemnoczekoladowe tęczówki jego własnym - czy odważy się skorzystać z jej talentów i stanąć w epicentrum odprawianego samodzielnie przez nią rytuału?
Bez większego żalu oddalała się od gmachu siedziby głównej Kruczej Straży, kierując swe kroki ku przyjemniejszym miejscom, obiecującym kolejne porcje rozrywki, a nie służbowych obowiązków. Napawała się każdą minutą tego dnia, doceniając prawdziwie poświęcenie, na jakie dobrowolnie godził się Mikkel, przyjmując ją pod własny dach i rozpościerając wokół niej ochronne skrzydło, gdy sama nie dawała mu zbyt wielu powodów do sądzenia, że będzie to gładka i prosta droga pozbawiona wyboistych zakrętów. Sycąc się rozgrzewającym posiłkiem, jednocześnie chłonęła namiastkę rodzinnej atmosfery, która tak często w jej myślach wydawała się być bezpowrotnie utracona, a po dłuższym spacerze w szczypiącym policzki mrozie, z radością przyjęła propozycję, by wspólnie ruszyli na parkiet.
- Tylko, jeśli zatańczysz ze mną nasz taniec - oświadczyła z pełnią przekonania, ujmując wyciągniętą ku niej dłoń, by przejść w kierunku miejsca, gdzie nieznani jej (jeszcze) ludzie poruszali się płynnie w rytm grającej głośno muzyki - lecz gdy rozbrzmiały kolejne takty, a rozbawione spojrzenie podłapało to drugie bliźniaczo podobne, cały świat wewnętrzny mógłby się rozpłynąć dookoła, gdy liczył się tylko ten wieczór, ten taniec i te celebracje nowego, zachwycającego rozdziału w życiu panny Guldbrandsen.
- Tylko? - powtórzyła z rozbawieniem, pewna tego, że jest w stanie bezbłędnie odgadnąć jakie słowa przełknął właśnie Mikkel. Zaśmiała się pogodnie, nie porywając się jednak na puste zapewnienia, że nie ma się o co martwić; nie zamierzała ściągać na niego dodatkowych zmartwień spowodowanych jej okazjonalnymi wagarami. Ostatnim, czego pragnęła, to przenieść na brata ciężar rodzicielskich obowiązków.
- Przy tak poważnym porównaniu nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie tego poziomu snobizmu - zaśmiała się pogodnie, w żadnym wypadku nie potrafiąc sobie zwizualizować Mikkela w roli prostego chłopka roztropka z bezimiennej fińskiej wsi. Wraz z upływem kolejnych lat relacje między rodzeństwem Guldbrandsenów wydoroślały i choć nie były wolne od wypowiadanych bez złej wiary uszczypliwości, tak z pewnością nie brakowało w nich wzajemnego zaufania, za które Frida była bratu dozgonnie wdzięczna. - Czy to jest właśnie ten moment, w którym powinnam ci przypomnieć jak często to właśnie ty przyznajesz mi rację? - rzuciła zaczepnie, ani myśląc rozpoczynać właśnie wyliczanie konkretnych wspomnień świadczących za lub przeciw tej tezie. Choć nie uważała, by Mikkel miał wrodzone tendencje do dramatyzowania i przesady, tak z niemałym zainteresowaniem wyglądała sposobności, by samodzielnie ocenić charakter stereotypowego do bólu mieszkańca Midgardu.
- Dobrze, uznajmy ten dzień za święto bezgranicznej szczerości, a ja przyznam, że moje intencje nie zawsze są śnieżnobiałe - zażartowała w żadnym wypadku nie czując jednak z tego powodu ani krzty wstydu. Czy stosownie naprawdę musiało widnieć w jej słowniku, gdy dorosłość rozpościerała przed sobą tak wiele tak kuszących możliwości?
Skinęła głową krótko, nie próbując dyskutować ze stanowczą odpowiedzią, która wcale nie wzbudziła w niej zaskoczenia. Rozmawiali wszak o tym wielokrotnie, a Frida znała brata zbyt dobrze, by nawet próbować odwieść go od raz powziętego planu, niezależnie od tego jak wielkim niepokojem niejednokrotnie napawała ją obrana przez Guldbrandsena ścieżka kariery.
- Potrafię. Ten i wiele innych - oznajmiła zdawkowo, unosząc podbródek dumnie, mając nadzieję na to, że brat doceni prawdziwie jej zawziętość w uczeniu się nowych rzeczy i dążeniu do szeroko pojętego celu. - Nie próżnowałam w międzyczasie - dodała po chwili, a krótki uśmieszek wygiął jej usta w zawadiacką linię. Nieme wyzwanie pobłyskiwało w spojrzeniu, jakie rzucały ciemnoczekoladowe tęczówki jego własnym - czy odważy się skorzystać z jej talentów i stanąć w epicentrum odprawianego samodzielnie przez nią rytuału?
Bez większego żalu oddalała się od gmachu siedziby głównej Kruczej Straży, kierując swe kroki ku przyjemniejszym miejscom, obiecującym kolejne porcje rozrywki, a nie służbowych obowiązków. Napawała się każdą minutą tego dnia, doceniając prawdziwie poświęcenie, na jakie dobrowolnie godził się Mikkel, przyjmując ją pod własny dach i rozpościerając wokół niej ochronne skrzydło, gdy sama nie dawała mu zbyt wielu powodów do sądzenia, że będzie to gładka i prosta droga pozbawiona wyboistych zakrętów. Sycąc się rozgrzewającym posiłkiem, jednocześnie chłonęła namiastkę rodzinnej atmosfery, która tak często w jej myślach wydawała się być bezpowrotnie utracona, a po dłuższym spacerze w szczypiącym policzki mrozie, z radością przyjęła propozycję, by wspólnie ruszyli na parkiet.
- Tylko, jeśli zatańczysz ze mną nasz taniec - oświadczyła z pełnią przekonania, ujmując wyciągniętą ku niej dłoń, by przejść w kierunku miejsca, gdzie nieznani jej (jeszcze) ludzie poruszali się płynnie w rytm grającej głośno muzyki - lecz gdy rozbrzmiały kolejne takty, a rozbawione spojrzenie podłapało to drugie bliźniaczo podobne, cały świat wewnętrzny mógłby się rozpłynąć dookoła, gdy liczył się tylko ten wieczór, ten taniec i te celebracje nowego, zachwycającego rozdziału w życiu panny Guldbrandsen.
Mikkel Guldbrandsen
Re: homeward bound (F. Guldbrandsen & M. Guldbrandsen, styczeń 1993) Nie 3 Gru - 14:55
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Nie wierzył i wierzyć nie chciał w to, że tak musiało być. Mimo powtarzanych jak mantrę wywodów babci i siostry o nieuchronności przeznaczenia nigdy się z nimi nie zgadzał i wyliczał co powinno było się zmienić, aby ojciec wciąż był tu z nimi. To przecież zbyt okrutne, aby Norny wyznaczały niektórym tak parszywy los - dlaczego odbierały dzieciom ojców, rodzicom zaś dzieci? Wiele razy się nad tym zastanawiał i nigdy nie mógł odnaleźć odpowiedzi, wciąż więc powtarzał, że każdy człowiek ma wpływ na własny los, że nie wszystko jest w rękach bogów, bo obdarzeni są przecież wolną wolą.
- Nie wiem, czy będziesz w stanie go udźwignąć… ale sama się o tym przekonasz - odparł Mikkel, nie drążąc już tematu. - Nie przypominaj mi o tym, bo jeszcze przestanę - odparł, marszcząc brwi i wykrzywiając usta jakby w niezadowolonym grymasie; nie było dla niego ujmą przyznać rację drugiej osobie (z pewnymi wyjątkami), młodszą siostrę uważał zaś za dziewczynę bystrą i mądrą - może tylko zbyt lekkomyślną niekiedy i zbyt łatwo poddającą się impulsom. - A to nowość… Nigdy bym się nie spodziewał - wyrzekł mrukliwie, nie mniej zaczepnie od Fridy, uśmiechnąwszy się przy tym kącikiem ust. Znał ją lepiej niż sądziła (i to samo mogłaby powiedzieć ona) i nie widział nad jej ciemną głową aureoli. Ani teraz, ani nigdy. Nie wierzył też w to, ze ona postrzega go jak inni - złotego chłopca i dżentelmena o nienagannych manierach.
Może już wtedy ujrzała trzecim okiem do czego jest (będzie?) zdolny. Mikkel mógł się tego jedynie domyślać.
- Musisz mi o wszystkim opowiedzieć, a najlepiej gdybyś zaprezentowała - podjął Mikkel entuzjastycznym tonem, w ciemnych tęczówkach rozbłysło znów szczere zainteresowanie. Poza kolorem oczu i wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi oboje w spadku po ojcu otrzymali umiłowanie magii runicznej i niewątpliwy talent do tej właśnie dziedziny. Sam przez wiele lat (wciąż?) pragnął zgłębić tajniki starożytnych run i łamać klątwy, podróżować, ale to Frida miała spełnić to marzenie planując studia magii rytualnej na Instytucie Eihwaz. Liczyła sobie kilka lat mniej i nawet nie ukończyła jeszcze drugiego stopnia wtajemniczenia, ale dzięki wiedzy przekazywanej przez babkę Myrthild znacznie przewyższała go umiejętnościami. Był ciekaw co za sztuczki tym razem Frida nauczyła się od babci. Ujmował to w kolokwialne słówka, lecz w duchu niezwykle szanował wiedzę Myrthild i podziwiał talent siostry. Nigdy jeszcze nie stanął w kręgu rytuału przez nią odprawianego, czuł się jednak niejako gotów - ufał jej.
Gdyby tak nie było, nie skinąłby głową w wyrazie zgody, choć gest ten opóźnił wewnętrzny opór przed publicznymi popisami tanecznymi. Tańczyć potrafił, czynił to jednak sporadycznie; nie miał już tyle czasu na potańcówki i przyjęcia (właściwie nigdy nie miał lub tak wmawiał innym - podobał mu się własny wizerunek w oczach innych, wizerunek człowieka niezwykle zajętego i pochłoniętego przez naukę), jakże miał jednak odmówić ukochanej siostrze? Zwłaszcza, gdy prosiła o ten taniec? Guldbrandsen nie potrafił powstrzymać serdecznego śmiechu, kiedy znaleźli się już na parkiecie, rozbrzmiała muzyka i wszystko inne, poza ich dwójką, zniknęło. Przestał dbać - jak rzadko kiedy - o obce spojrzenia, koncentrujące się na nastolatce i żółtodziobie z Kruczej Straży wyginających się w pretensjonalnych, teatralnych pozach, śmiejących się do siebie z tylko sobie znanych powodów. Pierś falowała pod wpływem szybszego oddechu, Mikkel czuł jednak spokój i jakąś ekscytację. Nie tylko Frida miała zamiar napisać kolejny rozdział swojego życia.
Mikkel i Frida z tematu
- Nie wiem, czy będziesz w stanie go udźwignąć… ale sama się o tym przekonasz - odparł Mikkel, nie drążąc już tematu. - Nie przypominaj mi o tym, bo jeszcze przestanę - odparł, marszcząc brwi i wykrzywiając usta jakby w niezadowolonym grymasie; nie było dla niego ujmą przyznać rację drugiej osobie (z pewnymi wyjątkami), młodszą siostrę uważał zaś za dziewczynę bystrą i mądrą - może tylko zbyt lekkomyślną niekiedy i zbyt łatwo poddającą się impulsom. - A to nowość… Nigdy bym się nie spodziewał - wyrzekł mrukliwie, nie mniej zaczepnie od Fridy, uśmiechnąwszy się przy tym kącikiem ust. Znał ją lepiej niż sądziła (i to samo mogłaby powiedzieć ona) i nie widział nad jej ciemną głową aureoli. Ani teraz, ani nigdy. Nie wierzył też w to, ze ona postrzega go jak inni - złotego chłopca i dżentelmena o nienagannych manierach.
Może już wtedy ujrzała trzecim okiem do czego jest (będzie?) zdolny. Mikkel mógł się tego jedynie domyślać.
- Musisz mi o wszystkim opowiedzieć, a najlepiej gdybyś zaprezentowała - podjął Mikkel entuzjastycznym tonem, w ciemnych tęczówkach rozbłysło znów szczere zainteresowanie. Poza kolorem oczu i wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi oboje w spadku po ojcu otrzymali umiłowanie magii runicznej i niewątpliwy talent do tej właśnie dziedziny. Sam przez wiele lat (wciąż?) pragnął zgłębić tajniki starożytnych run i łamać klątwy, podróżować, ale to Frida miała spełnić to marzenie planując studia magii rytualnej na Instytucie Eihwaz. Liczyła sobie kilka lat mniej i nawet nie ukończyła jeszcze drugiego stopnia wtajemniczenia, ale dzięki wiedzy przekazywanej przez babkę Myrthild znacznie przewyższała go umiejętnościami. Był ciekaw co za sztuczki tym razem Frida nauczyła się od babci. Ujmował to w kolokwialne słówka, lecz w duchu niezwykle szanował wiedzę Myrthild i podziwiał talent siostry. Nigdy jeszcze nie stanął w kręgu rytuału przez nią odprawianego, czuł się jednak niejako gotów - ufał jej.
Gdyby tak nie było, nie skinąłby głową w wyrazie zgody, choć gest ten opóźnił wewnętrzny opór przed publicznymi popisami tanecznymi. Tańczyć potrafił, czynił to jednak sporadycznie; nie miał już tyle czasu na potańcówki i przyjęcia (właściwie nigdy nie miał lub tak wmawiał innym - podobał mu się własny wizerunek w oczach innych, wizerunek człowieka niezwykle zajętego i pochłoniętego przez naukę), jakże miał jednak odmówić ukochanej siostrze? Zwłaszcza, gdy prosiła o ten taniec? Guldbrandsen nie potrafił powstrzymać serdecznego śmiechu, kiedy znaleźli się już na parkiecie, rozbrzmiała muzyka i wszystko inne, poza ich dwójką, zniknęło. Przestał dbać - jak rzadko kiedy - o obce spojrzenia, koncentrujące się na nastolatce i żółtodziobie z Kruczej Straży wyginających się w pretensjonalnych, teatralnych pozach, śmiejących się do siebie z tylko sobie znanych powodów. Pierś falowała pod wpływem szybszego oddechu, Mikkel czuł jednak spokój i jakąś ekscytację. Nie tylko Frida miała zamiar napisać kolejny rozdział swojego życia.
Mikkel i Frida z tematu
when I say innocent
I should say naive
I should say naive