:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
04.12.2000 – Panoptikum – M. Guldbrandsen & Bezimienny: F. Guldbrandsen
2 posters
Mikkel Guldbrandsen
04.12.2000 – Panoptikum – M. Guldbrandsen & Bezimienny: F. Guldbrandsen Nie 3 Gru - 13:37
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
04.12.2000
Wskazówki zegara wskazywała na pierwszą w nocy, kiedy powieki Guldbrandsena zrobiły się na tyle ołowiane, że nie był w stanie już walczyć z tym ciężarem, senność zwyciężyła z chęcią skończenia raportu; od kilkunastu minut zresztą czytał w kółko tę samą stronę i raz po raz skreślał słowa na innej kartce papieru, bo nie docierał do niego sens czytanego tekstu, spisywane zaś zdania miały go jeszcze mniej. Bezwiednie rozparł się w fotelu, a broda opadła mu na klatkę piersiową, gdy wreszcie poddał się senności; zbudził go dopiero ból pleców przez niewygodną pozycję, gdzieś nad ranem, a wtedy wreszcie przeniósł się do łóżka, nie zadając sobie nawet na tyle trudu, by się się przebrać. Co jakiś czas i tak się budził, świadom, że ma umówione spotkanie z siostrą, na które nie chciał się spóźnić - nigdy na żadne się nie spóźniał, nieistotne, czy zawodowe, czy też towarzyskie. Spóźnialstwo traktował jako lekceważenie drugiej osoby, Fridy zaś wszak tak by nie potraktował - a może był po prostu człowiekiem nader punktualnym. Częste przebudzenia - a może raczej przepracowanie oraz permanentny niedobór snu - odbiły się cieniami pod oczyma i lekkim zmęczeniem wypisanym na twarzy o wysokich kościach policzkowych, naznaczonej dwoma głębokimi bliznami na policzku. których nie zdołała zatrzeć nawet potężna dawka mocnej, czarnej kawy bez mleka i cukru.
Zgodnie jednak z obietnicą pojawił się jeszcze przed trzynastą na rogu Panoptikumu na ulicy Handlowej w dzielnicy Walkirii. Bez munduru, lecz wciąż oficjalny, jak zwykle, w spodniach wyprasowanych w kant i grubym, jasnym golfie pod ciemnozielonym płaszczem. Kilka chwil oczekiwania na Fridę wypełnił tytoniowym dymem wciąganym do płuc, skryty pod dachem przed prószącym z nieba łagodnie śniegiem; niedopałek wylądował w śmietniku, kiedy tylko z tłumu wyłoniła się smukła sylwetka Fridy i jej znajoma twarz, na której widok Mikkel uśmiechnął się szeroko i rozłożył ramiona, by zamknąć siostrę na moment w niedźwiedzim uścisku.
- Czy mi się zdaje, czy jeszcze urosłaś? - spytał, drocząc się z nią lekko, zamiast banalnie przywitać; ucałował Fridę w czoło i wypuścił z ramion. - Może od razu wejdziemy do środka? Chyba, że jesteś głodna - zaproponował, spoglądając w stronę sklepu; nie był najlepszy w wybieraniu prezentów, potrzebował rady.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Szykowała się na spotkanie z bratem niespiesznie, nucąc pod nosem radosną melodię, zasłyszaną gdzieś na Starym Mieście w trakcie spaceru poprzedniego dnia. Miała zapas czasu, tej nocy spała wyjątkowo spokojnie i obudziła się o poranku wypoczęta, bez ponaglającego okrutnie dźwięku budzika. Wciąż nieco dziwnie czuła się w mieszkaniu, w którym niegdyś spędzała tyle czasu, a które teraz wydawało się być puste, niezależnie od wystroju, który od zawsze był dość minimalistyczny; Guldbrandsen nie lubiła zagracać swojej przestrzeni zbędnymi przedmiotami nieposiadającymi dla niej żadnej większej wartości, nie była typem sentymentalnym ani łatwo przywiązującym się. Podróżowała ze średniej wielkości bagażem i wracała do domu, niedociążona szpargałami ani pamiątkami wybiegającymi poza kosztowne prezenty otrzymane jako dowody wdzięczności - ich przyjęciu odmówić nie potrafiła, a jej kolekcja futer i biżuterii wciąż rosła. Tego dnia jej smukłą sylwetkę okrywało futro z arktycznych lisów, upodabniające ją nieco do ośnieżonego otoczenia, chociaż futrzasta czapka do kompletu nie zakrywała kruczoczarnych włosów układających się w lśniącą w świetle latarni taflę na jej ramionach i plecach.
- Paskudny nawyk, Mikkelu - oznajmiła w ramach przywitania, podsumowując niedopałek, który wyrzucił chwilę przed tym, jak pojawiła się u jego boku - zupełnie jakby sama odmawiała sobie tytoniowej używki. Ciepły uśmiech rozciągał jej usta, gdy zatopiła się w objęciach brata, chłonąc bijące od niego ciepło i muskając chłodnymi ustami jego policzek, nim cofnęła się na powrót. - Zdaje się, że na tym etapie rosnę już tylko wszerz. Za dobrze karmili mnie w Uppsali, kto by pomyślał, że szwedzkie wypieki są takie dobre - zażartowała; oni nie wiedzieli, matka nigdy nie była kurą domową, a gosposia preferowała kuchnię norweską. Przesunęła spojrzeniem po twarzy brata, odnotowując cienie pod jego oczami i nieznaczną szarość skóry. - Powinieneś bardziej o siebie dbać. Zmęczony świata nie zbawisz - stwierdziła bez przygany, lecz z żywą troską, dłonią odzianą w skórzaną rękawiczkę dotykając lekko jego policzka i krzyżując spojrzenie własnych tęczówek z jego, tak podobnymi. - Wejdźmy i miejmy to już z głowy nim przejdziemy do przyjemniejszej części dnia. Matka mogłaby nie docenić naszego wyboru po herbacie z prądem - błysnęła zębami w uśmiechu, nim skierowali się obydwoje do sklepu, o którym w liście wspominał Mikkel. Nie kojarzyła go, najprawdopodobniej nie dotarła tu nigdy wcześniej, dlatego też teraz rozglądała się z ciekawością po wnętrzu, szukając czegokolwiek, co mogłoby okazać się dla nich interesujące. - Czy szukamy prezentu dla kogoś jeszcze? - zapytała niewinnie, nie zerkając nawet w stronę brata, jakby w tych paru słowach nie kryła żadnego drugiego dna.
- Paskudny nawyk, Mikkelu - oznajmiła w ramach przywitania, podsumowując niedopałek, który wyrzucił chwilę przed tym, jak pojawiła się u jego boku - zupełnie jakby sama odmawiała sobie tytoniowej używki. Ciepły uśmiech rozciągał jej usta, gdy zatopiła się w objęciach brata, chłonąc bijące od niego ciepło i muskając chłodnymi ustami jego policzek, nim cofnęła się na powrót. - Zdaje się, że na tym etapie rosnę już tylko wszerz. Za dobrze karmili mnie w Uppsali, kto by pomyślał, że szwedzkie wypieki są takie dobre - zażartowała; oni nie wiedzieli, matka nigdy nie była kurą domową, a gosposia preferowała kuchnię norweską. Przesunęła spojrzeniem po twarzy brata, odnotowując cienie pod jego oczami i nieznaczną szarość skóry. - Powinieneś bardziej o siebie dbać. Zmęczony świata nie zbawisz - stwierdziła bez przygany, lecz z żywą troską, dłonią odzianą w skórzaną rękawiczkę dotykając lekko jego policzka i krzyżując spojrzenie własnych tęczówek z jego, tak podobnymi. - Wejdźmy i miejmy to już z głowy nim przejdziemy do przyjemniejszej części dnia. Matka mogłaby nie docenić naszego wyboru po herbacie z prądem - błysnęła zębami w uśmiechu, nim skierowali się obydwoje do sklepu, o którym w liście wspominał Mikkel. Nie kojarzyła go, najprawdopodobniej nie dotarła tu nigdy wcześniej, dlatego też teraz rozglądała się z ciekawością po wnętrzu, szukając czegokolwiek, co mogłoby okazać się dla nich interesujące. - Czy szukamy prezentu dla kogoś jeszcze? - zapytała niewinnie, nie zerkając nawet w stronę brata, jakby w tych paru słowach nie kryła żadnego drugiego dna.
Mikkel Guldbrandsen
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
- Mógłbym obiecać, że postaram się go wyzbyć, to byłoby jednak wierutne kłamstwo - rzekł Mikkel, wzdychając przy tym ciężko, jakby z żalem, nie włożył w to jednak nawet minimum wysiłku, by zabrzmiało to choćby odrobinę wiarygodnie. Nie miał najmniejszego zamiaru nawet się starać rzucić nałogu. Palenie tytoniu było niczym rytuał relaksacyjny, pozwalał na chwilę oddechu (paradoksalnie), zebrania myśli, pozwalał wyeliminować stres, którego zamiast ubywać, nieustannie przybywało. - Nie zaszkodziłoby ci to wcale, mężczyźni przepadają za krągłymi biodrami - odparł podobnie żartobliwym tonem. - Niezmiennie wciąż wyglądasz pięknie - dodał zaraz, odwzajemniając ciepły uśmiech; pod futrem z arktycznych lisów nie widział, czy szwedzkie wypieki rzeczywiście odbiły się na jej sylwetce, szczerze w to jednak wątpił. Najważniejsze, że błysk w ciemnych oczach i uśmiech rozjaśniający blade lico upewnił Mikkela w przekonaniu, że młodsza siostra ma się dobrze. To napełniło go uczuciem spokoju, przynajmniej chwilowo. Nie łudził się nawet, że nie zauważy, że nie mogła powiedzieć tego samego o nim. Powstrzymał się od przewrócenia oczyma, zamiast tego szerzej rozciągając usta w uśmiechu. - Po prostu słabo spałem - skłamał gładko, odwracając spojrzenie w kierunku Pantoptikumu, gdy palce w skórzanej rękawiczce dotknęły jego policzka. Może i powinien, brakowało mu na to jednak czasu. - Wybranie prezentu dla matki to aż taka zagwozdka? Czasami się zastanawiam jak to możliwe, że jesteście spokrewnione - spytał, udając zdziwionego, nie miało to jednak wiele wspólnego z rzeczywistością; doskonale wiedział, że Fridę z matką więcej dzieli, niż łączy od chwili, kiedy odcięto pępowinę. Nie umiał im pomóc dojść do porozumienia, choć niejednokrotnie się starał. Później zaś prędko dochodził do wniosku, że to przynosi więcej szkody niż pożytku, że muszą osiągnąć to same. Martwił go ten konflikt, po śmierci ojca był jeszcze bardziej pewien, że powinni byli trzymać się razem - wszyscy. Tymczasem miewał wrażenie, że spoiwem pomiędzy Gunnhild a Fridą jest on sam. Jednocześnie nie mógł się nadziwić, że on, będąc tak podobny do matki, nie podziela podobnego konfliktu z młodszą siostrą - było wręcz odwrotnie.
- Masz zdecydowanie lepszy gust ode mnie, więc i tak odwdzięczę się za twoją pomoc - dodał Mikkel prędko, obdarzając Fridę szelmowskim uśmiechem; mężczyzna wychowany raczej na starą modłę, taki jak on, był pewien, że kobieca intuicja podpowie jej co wybrać dla innej kobiety - po prostu.
Nie czekając dłużej ruszył w kierunku drzwi, które otworzył przed Fridą, pierwszą wpuszczając ją do środka i wszedł zaraz za nią, unosząc brwi w odpowiedzi na pozornie niewinne pytanie; na taki jej ton wydawał się jednak wyczulony.
- Dla ciebie mam już prezent - odpowiedział powoli, chwilowo udając, że nie ma najmniejszego pojęcia o co może jej chodzić i zamknął za sobą drzwi. Mały dzwoneczek, zawieszony na wejściu, oznajmił ich przybycie. Sklep o tej porze wydawał się dość pusty; jego wnętrze wypełnione było ciepłym blaskiem licznych świec i pachniało starymi księgami. Spojrzenie Mikkela natychmiast przyciągnęło małe, obce mu stworzenie w wielkim słoju wypełnionym formaliną. - Na pewno ładniejszy niż ten - stwierdził sceptycznie, zsuwając z twarzy szalik. - Podążasz za mną trzecim okiem? - spytał nagle, zmieniając front, by zasugerować, że niewinne pytanie Fridy wcale nie było bezpodstawne, a kącik ust uniósł się w uśmieszku.
- Masz zdecydowanie lepszy gust ode mnie, więc i tak odwdzięczę się za twoją pomoc - dodał Mikkel prędko, obdarzając Fridę szelmowskim uśmiechem; mężczyzna wychowany raczej na starą modłę, taki jak on, był pewien, że kobieca intuicja podpowie jej co wybrać dla innej kobiety - po prostu.
Nie czekając dłużej ruszył w kierunku drzwi, które otworzył przed Fridą, pierwszą wpuszczając ją do środka i wszedł zaraz za nią, unosząc brwi w odpowiedzi na pozornie niewinne pytanie; na taki jej ton wydawał się jednak wyczulony.
- Dla ciebie mam już prezent - odpowiedział powoli, chwilowo udając, że nie ma najmniejszego pojęcia o co może jej chodzić i zamknął za sobą drzwi. Mały dzwoneczek, zawieszony na wejściu, oznajmił ich przybycie. Sklep o tej porze wydawał się dość pusty; jego wnętrze wypełnione było ciepłym blaskiem licznych świec i pachniało starymi księgami. Spojrzenie Mikkela natychmiast przyciągnęło małe, obce mu stworzenie w wielkim słoju wypełnionym formaliną. - Na pewno ładniejszy niż ten - stwierdził sceptycznie, zsuwając z twarzy szalik. - Podążasz za mną trzecim okiem? - spytał nagle, zmieniając front, by zasugerować, że niewinne pytanie Fridy wcale nie było bezpodstawne, a kącik ust uniósł się w uśmieszku.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
- Nie obiecuj więc - uśmiechnęła się krótko i bez żalu, z pewnością na tym świecie istniały gorsze nałogi i bardziej wyniszczające substancje, a choć czasem drobne kłamstwo, by wszyscy wokół poczuli się lepiej, smakowało wprost wybornie, tak od dawna już nie miała na nie apetytu. Sama nie świeciła przykładem, sama sięgała po różnego rodzaju używki z mniejszą lub większą częstotliwością, sama szukała wrażeń w miejscach nieodpowiednich, balansując z taneczną gracją na granicy moralności i zdrowego rozsądku w imię sprawdzania własnych możliwości. Prychnęła, bardziej dla zasady niż z faktycznego oburzenia, słysząc kolejne słowa brata. - Zaręczam, że w tej materii brak mi powodów do narzekania, mimo braku dodatkowych centymetrów w biodrach - oznajmiła, unosząc podbródek butnie, pewna tego, że Mikkel skrzywi się, nie chcąc przyjmować do wiadomości podobnych rewelacji z nią w roli głównej. - Dziękuję - karminowe usta rozciągnął łagodny uśmiech, faktycznie tego dnia czuła się dobrze, nocne mary nie powracały już od dawna i chociaż nie śmiała łudzić się, że taki stan rzeczy utrzyma się już na zawsze, tak zamierzała korzystać ze spokoju, jaki dawał jej umysł wolny od makabrycznych obrazów. - Nawiązałam kontakt z nowym alchemikiem. Może przygotować ci odpowiedni specyfik, jeśli masz problemy ze snem - wyrzekła gładko, wciąż nie spuszczając z troskliwego tonu, Mikkel powinien na siebie uważać, szczególnie gdy trudnił się równie ryzykowną profesją, w której umysł zawsze musiał być ostry jak brzytwa i reagować natychmiastowo - brak snu to uniemożliwiał. - Uwierz mi, nie ty jeden się nad tym zastanawiasz... - mruknęła w niezadowoleniu, nie próbując nawet ukrywać tego, że gdzieś po drodze, całe lata temu, jej kontakty z matką stały się po prostu trudne. Chłodne, momentami wręcz szorstkie, pozbawione miękkości właściwej relacji matki z córką. Nie rozumiały siebie wzajemnie, nie potrafiły lub wręcz nawet nie chciały spróbować, w milczeniu po raz pierwszy dochodząc do zgody w kwestii tego, że lepiej im po prostu żyć oddzielnie. Najprawdopodobniej, gdyby nie Mikkel, dawno już odcięłaby ostatnią z mocno nadwątlonych nici trzymających ją w obowiązku okazjonalnego pojawiania się w progu rodzinnego domu w Tromsø i mierzenia się z grymasem niezadowolenia na twarzy Gunnhild. Może i dlatego łatwo było jej przystać na prośbę brata, gdy miała pewność co do tego, że czegokolwiek by nie wybrali, matka i tak co najwyżej na widok podarku uśmiechnie się cierpko, jakby miała porażenie nerwów twarzowych i nie doceni ich starań?
- Och doprawdy? - pozornie podchwyciła temat, pozwalając mu jeszcze przez parę chwil udawać, że absolutnie nie ma pojęcia o co jej chodzi i nie orientuje się nawet, że w pytaniu kryje się coś jeszcze. - Mam taką nadzieję - skrzywiła się nieznacznie, dostrzegając dziwne, zakonserwowane stworzenie. - Tylko okazjonalnie. Wolę nie naruszać twojej prywatności - odpowiedziała lekko, obracając całość niejako w żart i nie rozwijając myśli, że pewnych rzeczy lepiej było po prostu nie wiedzieć. Przemieszczała się między kolejnymi regałami, sunąc spojrzeniem po kolekcjach bardziej lub mniej dziwnych, aż spostrzegła ozdobną ramkę, za której szkłem znajdowały się trzy dorodne, wielobarwne motyle. Były wyjątkowo urodziwe, z pewnością z daleka, zasuszone, lecz w doskonałym stanie, jakby wciąż żyły, tylko przysiadły nieruchomo na chwilę. - Co sądzisz? - zapytała brata, wskazując mu znalezisko. Gunnhild miała wszak wszystko, czego mogłaby potrzebować, a nawet więcej. Co więc mogliby jej dać?
- Och doprawdy? - pozornie podchwyciła temat, pozwalając mu jeszcze przez parę chwil udawać, że absolutnie nie ma pojęcia o co jej chodzi i nie orientuje się nawet, że w pytaniu kryje się coś jeszcze. - Mam taką nadzieję - skrzywiła się nieznacznie, dostrzegając dziwne, zakonserwowane stworzenie. - Tylko okazjonalnie. Wolę nie naruszać twojej prywatności - odpowiedziała lekko, obracając całość niejako w żart i nie rozwijając myśli, że pewnych rzeczy lepiej było po prostu nie wiedzieć. Przemieszczała się między kolejnymi regałami, sunąc spojrzeniem po kolekcjach bardziej lub mniej dziwnych, aż spostrzegła ozdobną ramkę, za której szkłem znajdowały się trzy dorodne, wielobarwne motyle. Były wyjątkowo urodziwe, z pewnością z daleka, zasuszone, lecz w doskonałym stanie, jakby wciąż żyły, tylko przysiadły nieruchomo na chwilę. - Co sądzisz? - zapytała brata, wskazując mu znalezisko. Gunnhild miała wszak wszystko, czego mogłaby potrzebować, a nawet więcej. Co więc mogliby jej dać?
Mikkel Guldbrandsen
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
- Nie będę - zaśmiał się jeszcze, odpowiadając uśmiechem na uśmiech; tytoniowy nałóg był raczej najmniejszym z jego problemów. Nie musiał się martwić, że nadwyręży mu portfel, dopóki zaś nie kasłał co rano, to nie myślał o czekających, być może, konsekwencjach regularnego zwęglania sobie płuc. Lepsze to niż mniej legalne substancje, od których zazwyczaj stronił, nie chcąc by zaćmiły mu umysł; pozwalał sobie na nie tylko czasami, głównie przez namowy siostry, której nie potrafił (a może też nie chciał) odmówić. Frida doskonale wiedziała jak Mikkela podejść, aby choć na kilka chwil przestał być tak sztywny jak gałąź na jakiej latało wielu galdrów. - Tak naprawdę cieszy mnie to o wiele mniej jako twojego brata - westchnął ciężko, zgodnie zresztą z prawdą; nie musiała mu przypominać jak duże wzbudzała zainteresowanie, czemu obiektywnie nie można było się dziwić. Ją to cieszyło, jego znacznie mniej, bo się o nią martwił.
- Tak? Dobrze się składa, ostatni mnie zawiódł, ktoś sprawdzony uratowałby mi skórę - wyrzekł po chwili zastanowienia. Na alchemii nie znał się wcale, sam nie warzył żadnych specyfików od lat, wolał korzystać z usług specjalistów i mieć pewność, że eliksir zadziała. O naprawdę dobrego alchemika było jednak trudno, dlatego polecenie siostry wzbudziło w Mikkelu zainteresowanie. Nie chciał się przyznawać, że może i zleciłby rzeczonemu specjaliście przygotowanie specyfiku na sen - sypiał zdecydowanie za mało, zbyt płytko i niespokojnie, często dręczony koszmarami, wiedział jednak, że prawda jedynie przyprawiłaby Fridzie zmartwień. - Jedno na pewno was łączy - jesteście tak samo uparte - westchnął jeszcze Mikkel. Był świadom tego, że w chwili obecnej spoiwem i powodem dla którego spotykali się wciąż wszyscy przy rodzinnym stole w Tromsø był głównie on. Niekiedy czuł się wręcz winny tego, że nie potrafi i nie może zrobić nic, by złagodzić konflikt pomiędzy matką, a siostrą; od śmierci ojca czuł, że powinien był wejść w jego rolę, lecz odnosił wrażenie, że czegoś mu brakuje - w ich rodzinie zabrakło elementu łączącego wszystkich.
- Mhm - przytaknął Mikkel, kontynuując udawaną przekomarzankę, choć nawet nie skłamał. Naprawdę miał już dla siostry świąteczny prezent i liczył, że przypadnie Fridzie do gustu; nie zwykł odkładać tego na ostatni moment, pomimo natłoku obowiązków, dlatego już teraz poprosił ją o pomoc w wyborze podarunku dla ich matki. Upodobanie do planowania i ścisłe trzymanie się ustalonego planu także miał chyba po niej. - Byłbym za to niezwykle wdzięczny. Mówią, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Jeśli o ciebie chodzi, to jestem skłonny się z tym w pełni zgodzić, choć informacja to najcenniejsza waluta - stwierdził Mikkel, ponownie nawiązując do licznych mężczyzn, którzy kręcili się wokół Fridy, a ją wyraźnie to cieszyło. Niekiedy jej wybory co do ich towarzystwa wzbudzały w nim silny sprzeciw i chęć pogonienia ich w diabły (albo gorzej), determinowała to wyłącznie troska o jej dobro, zdawał sobie jednak sprawę z tego, że niewiele już może. Była dorosłą, mądrą kobietą i nie musiała słuchać starszego brata, który nieustannie sam narzucał sobie rolę głowy rodziny. - Ale to chyba nie jest zależne od twojego chcę albo nie chcę, czyż nie? - spytał lekko. Bycie wyrocznią to nie koncert życzeń, przypuszczał, że niektóre wizje spadały na Fridę niespodziewanie. Zobaczyła zatem coś o co nie prosiła? Jeśli tak, to chciał wiedzieć. - Chciałabyś mnie przed kimś przestrzec? - spytał żartobliwie.
Podążył spojrzeniem za siostrą, kiedy ta snuła się między regałami i spytała nagle o jego zdanie. Najpierw sądził, że to jakiś obraz, lecz gdy przysunął się bliżej dostrzegł, że to prawdziwe, zasuszone motyle. Skrzydła miały wielobarwne i cieszące oko, lecz to wciąż… owady.
- Myślę, że to mógłby być jeden z elementów świątecznego prezentu... - wyrzekł powoli, niepewien, czy Frida naprawdę chce sprezentować matce suszone robactwo. Jeśli tak, to zamierzał jeszcze się rozejrzeć. Panoptikum było pełne regałów, na których mogli odnaleźć prawdziwe skarby - i nie szukał kolejnego długo. Zatrzymawszy się przez innym regałem sięgnął po pudełeczko, z którym podszedł do siostry, by zaprezentować jej złoty sygnet. - Przypomina ten, który nosił ojciec, nie sądzisz? - spytał Fridy, a w jego głosie zabrzmiał większy niż zazwyczaj entuzjazm.
- Tak? Dobrze się składa, ostatni mnie zawiódł, ktoś sprawdzony uratowałby mi skórę - wyrzekł po chwili zastanowienia. Na alchemii nie znał się wcale, sam nie warzył żadnych specyfików od lat, wolał korzystać z usług specjalistów i mieć pewność, że eliksir zadziała. O naprawdę dobrego alchemika było jednak trudno, dlatego polecenie siostry wzbudziło w Mikkelu zainteresowanie. Nie chciał się przyznawać, że może i zleciłby rzeczonemu specjaliście przygotowanie specyfiku na sen - sypiał zdecydowanie za mało, zbyt płytko i niespokojnie, często dręczony koszmarami, wiedział jednak, że prawda jedynie przyprawiłaby Fridzie zmartwień. - Jedno na pewno was łączy - jesteście tak samo uparte - westchnął jeszcze Mikkel. Był świadom tego, że w chwili obecnej spoiwem i powodem dla którego spotykali się wciąż wszyscy przy rodzinnym stole w Tromsø był głównie on. Niekiedy czuł się wręcz winny tego, że nie potrafi i nie może zrobić nic, by złagodzić konflikt pomiędzy matką, a siostrą; od śmierci ojca czuł, że powinien był wejść w jego rolę, lecz odnosił wrażenie, że czegoś mu brakuje - w ich rodzinie zabrakło elementu łączącego wszystkich.
- Mhm - przytaknął Mikkel, kontynuując udawaną przekomarzankę, choć nawet nie skłamał. Naprawdę miał już dla siostry świąteczny prezent i liczył, że przypadnie Fridzie do gustu; nie zwykł odkładać tego na ostatni moment, pomimo natłoku obowiązków, dlatego już teraz poprosił ją o pomoc w wyborze podarunku dla ich matki. Upodobanie do planowania i ścisłe trzymanie się ustalonego planu także miał chyba po niej. - Byłbym za to niezwykle wdzięczny. Mówią, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Jeśli o ciebie chodzi, to jestem skłonny się z tym w pełni zgodzić, choć informacja to najcenniejsza waluta - stwierdził Mikkel, ponownie nawiązując do licznych mężczyzn, którzy kręcili się wokół Fridy, a ją wyraźnie to cieszyło. Niekiedy jej wybory co do ich towarzystwa wzbudzały w nim silny sprzeciw i chęć pogonienia ich w diabły (albo gorzej), determinowała to wyłącznie troska o jej dobro, zdawał sobie jednak sprawę z tego, że niewiele już może. Była dorosłą, mądrą kobietą i nie musiała słuchać starszego brata, który nieustannie sam narzucał sobie rolę głowy rodziny. - Ale to chyba nie jest zależne od twojego chcę albo nie chcę, czyż nie? - spytał lekko. Bycie wyrocznią to nie koncert życzeń, przypuszczał, że niektóre wizje spadały na Fridę niespodziewanie. Zobaczyła zatem coś o co nie prosiła? Jeśli tak, to chciał wiedzieć. - Chciałabyś mnie przed kimś przestrzec? - spytał żartobliwie.
Podążył spojrzeniem za siostrą, kiedy ta snuła się między regałami i spytała nagle o jego zdanie. Najpierw sądził, że to jakiś obraz, lecz gdy przysunął się bliżej dostrzegł, że to prawdziwe, zasuszone motyle. Skrzydła miały wielobarwne i cieszące oko, lecz to wciąż… owady.
- Myślę, że to mógłby być jeden z elementów świątecznego prezentu... - wyrzekł powoli, niepewien, czy Frida naprawdę chce sprezentować matce suszone robactwo. Jeśli tak, to zamierzał jeszcze się rozejrzeć. Panoptikum było pełne regałów, na których mogli odnaleźć prawdziwe skarby - i nie szukał kolejnego długo. Zatrzymawszy się przez innym regałem sięgnął po pudełeczko, z którym podszedł do siostry, by zaprezentować jej złoty sygnet. - Przypomina ten, który nosił ojciec, nie sądzisz? - spytał Fridy, a w jego głosie zabrzmiał większy niż zazwyczaj entuzjazm.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Lepsze było okazjonalne uprzyjemnianie sobie rzeczywistości różnorakimi substancjami niż regularne, rytualne niemalże przytruwanie swojego organizmu, chociaż jej subiektywny pogląd mógł zostać zaburzony ze względu na dość specyficzne uwarunkowania jednostkowe, które nakłaniały ją do sięgania po odurzające zioła i halucynogenne wywary, byleby tylko osiągnąć trans i zyskać kolejny wgląd w urywek przyszłości - za wszelką cenę. Dlaczego Mikkel zwyczajowo się przed nimi wzbraniał do tego stopnia, że musiała go namawiać do złego? Nie miała pojęcia. - Nie musisz się o mnie martwić, drogi bracie, nie jestem dzieckiem - przypomniała mu z uśmiechem w odpowiedzi, chociaż z pewnością przypominać nie musiała; dzieckiem przestała być już wieki temu, brutalnością kolejnych wizji odarta z błogiej nieświadomości właściwej młodemu wiekowi. Od dawna żyła pod własne dyktando, podejmując przy tym własne, często dość ryzykowne decyzje, których jednak nie zwykła żałować, święcie przekonana o tym, że właśnie taki los był jej pisany.
- Myślę, że podoła zadaniu, lecz pozwolę sobie wpierw sprawdzić jej umiejętności empirycznie nim wydam ostateczny werdykt i rekomendację - stwierdziła w temacie alchemika, wstrzymując się z poleceniem w ciemno nowo poznanej znachorki nim nie uzyska absolutnej pewności co do jej talentów. Dobry rzemieślnik bywał na wagę złota, takie kontakty warto było po prostu utrzymywać dla własnych celów. - Myślisz, że pierwsze jabłko upadło daleko od jabłoni? - zapytała rozbawiona, jakby faktycznie Mikkel wykazywał się innym pakietem cech, pozbawionym upartości i zawziętości. Był krwią z jej krwi i choć różnili się w wielu kwestiach, tak i mieli równie wiele wspólnego; więcej może nawet niż mogło mu się zdawać.
Nie miała głowy do podarków, szczególnie w przypadku tych przeznaczonych dla matki, która od śmierci ojca zdawała się być już kompletnie niezainteresowana celebracjami ostatnich dni roku; okres ten zawsze był rodzinny, gdy jednak zabrakło głowy ich czteroosobowej familii, cały ten sielankowy obrazek runął niczym domek z kart. - Z pełnym przekonaniem mogę potwierdzić, że niewiedza bywa okrutnie niedocenianym błogostanem - wyrzekła tonem lekkim, choć ani odrobinę nie żartowała, poznawszy aż za dobrze ciężar nadmiaru wiedzy, szczególnie w kwestiach, w których wolałaby nie wiedzieć nic. Wizje miały swoją wartość, lecz zawsze odciskały swe piętno, raz większe, a raz mniejsze, lecz nigdy nie przechodziły bez echa.
- Nie jest. Nigdy nie było i nigdy nie będzie - zaprzeczyła miękko, bez śladu goryczy rozbrzmiewającej w głosie. Nie oni decydowali, mogąc jedynie posłusznie wypełniać wolę bogów i podążać na nici przeznaczenia utkanego przez Norny. - Nie tym razem - odpowiedziała pogodnie, choć fakt, że słowa te mogła wypowiedzieć szczerze, wyjątkowo ją cieszył.
- Tyle razy mówiła o motylach w Hiszpanii, pamiętasz? Obiecywali z ojcem, że nas tam zabiorą… - wyjaśniła swój tok rozumowania, widząc, że Mikkel nie pojmuje skojarzenia wywołanego przez zatrzymaną w bezruchu kruchość wielobarwnych skrzydeł. Chwilę później zerknęła na sygnet wskazywany przez brata, a gula w jej gardle urosła jeszcze odrobinę na kolejne wspomnienie sylwetki rodziciela, który został im przedwcześnie odebrany. - Pasowałby ci - skwitowała oszczędnie w słowach, by szybko odwrócić się i ruszyć w głąb kolejnego zakamarka sklepowego niby to w poszukiwaniu kolejnego przedmiotu godnego ich uwagi.
- Myślę, że podoła zadaniu, lecz pozwolę sobie wpierw sprawdzić jej umiejętności empirycznie nim wydam ostateczny werdykt i rekomendację - stwierdziła w temacie alchemika, wstrzymując się z poleceniem w ciemno nowo poznanej znachorki nim nie uzyska absolutnej pewności co do jej talentów. Dobry rzemieślnik bywał na wagę złota, takie kontakty warto było po prostu utrzymywać dla własnych celów. - Myślisz, że pierwsze jabłko upadło daleko od jabłoni? - zapytała rozbawiona, jakby faktycznie Mikkel wykazywał się innym pakietem cech, pozbawionym upartości i zawziętości. Był krwią z jej krwi i choć różnili się w wielu kwestiach, tak i mieli równie wiele wspólnego; więcej może nawet niż mogło mu się zdawać.
Nie miała głowy do podarków, szczególnie w przypadku tych przeznaczonych dla matki, która od śmierci ojca zdawała się być już kompletnie niezainteresowana celebracjami ostatnich dni roku; okres ten zawsze był rodzinny, gdy jednak zabrakło głowy ich czteroosobowej familii, cały ten sielankowy obrazek runął niczym domek z kart. - Z pełnym przekonaniem mogę potwierdzić, że niewiedza bywa okrutnie niedocenianym błogostanem - wyrzekła tonem lekkim, choć ani odrobinę nie żartowała, poznawszy aż za dobrze ciężar nadmiaru wiedzy, szczególnie w kwestiach, w których wolałaby nie wiedzieć nic. Wizje miały swoją wartość, lecz zawsze odciskały swe piętno, raz większe, a raz mniejsze, lecz nigdy nie przechodziły bez echa.
- Nie jest. Nigdy nie było i nigdy nie będzie - zaprzeczyła miękko, bez śladu goryczy rozbrzmiewającej w głosie. Nie oni decydowali, mogąc jedynie posłusznie wypełniać wolę bogów i podążać na nici przeznaczenia utkanego przez Norny. - Nie tym razem - odpowiedziała pogodnie, choć fakt, że słowa te mogła wypowiedzieć szczerze, wyjątkowo ją cieszył.
- Tyle razy mówiła o motylach w Hiszpanii, pamiętasz? Obiecywali z ojcem, że nas tam zabiorą… - wyjaśniła swój tok rozumowania, widząc, że Mikkel nie pojmuje skojarzenia wywołanego przez zatrzymaną w bezruchu kruchość wielobarwnych skrzydeł. Chwilę później zerknęła na sygnet wskazywany przez brata, a gula w jej gardle urosła jeszcze odrobinę na kolejne wspomnienie sylwetki rodziciela, który został im przedwcześnie odebrany. - Pasowałby ci - skwitowała oszczędnie w słowach, by szybko odwrócić się i ruszyć w głąb kolejnego zakamarka sklepowego niby to w poszukiwaniu kolejnego przedmiotu godnego ich uwagi.
Mikkel Guldbrandsen
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Wzbraniał się przed mniej legalnymi substancjami nie tylko przez poszanowanie prawa, co miało związek z wrodzoną moralnością (ulegającą coraz większemu skrzywieniu przez minione lata), która w porównaniu z płynną moralnością młodszej siostry wydawała się wciąż wyjątkowo sztywna, lecz i przez potrzebę zachowania trzeźwości umysłu. Nie tylko brak snu mógł wpływać na szybkość reakcji, otumanić; nie mógł sobie pozwolić na rozproszenie myśli w czasie wykonywania obowiązków służbowych, które właściwie... Wykonywał w każdej chwili zawsze zachowując czujność, obserwując innych. Zdawał sobie sprawę z tego, że Frida nie ma podobnych dylematów, w jej przypadku było zupełnie odwrotnie; niekiedy dawał siostrze się namówić, wolał jednak pozostać przy bezpieczniejszych rozrywkach pozwalających skupić uwagę na czymś innym niż własne myśli. - Zdaję sobie z tego sprawę, Frido, to silniejsze ode mnie. Tak już mają starsi bracia - odpowiedział zgodnie z prawdą, z melancholijnym niemalże uśmiechem; dzieliło ich sześć lat różnicy, dla niego przez bardzo długi czas pozostawała małą dziewczynką, której należało strzec przed złem tego świata, zwłaszcza po śmierci ojca. Dziewczynką dawno jednak być przestała i nie potrzebowała już w ten sposób ani starszego brata, ani ojca, musiał się z tym pogodzić, choć bardzo często upierał się, że wie lepiej co dla niej dobre - niczym u matki wychodziła na wierzch apodyktyczna część jego charakteru.
- To ona? - dopytał z czystej ciekawości. Obojętna była mu płeć alchemika, istotne, żeby dobrze wykonywał powierzone mu zadania. - Tylko uważaj. Ostatnimi czasy dzieją się dziwne rzeczy - przestrzegł Fridę, nie musiał, ale to zawsze było silniejsze od niego. Szczególnie w obliczu ostatnich wydarzeń. - Jeśli się sprawdzi, to zdobędzie kolejnego klienta. Daj mi znać - podsumował. Rekomendacjom siostry mógł zaufać. Zaśmiał się na pytanie o jabłoń i jabłka. - Czy jeśli potwierdzę, że pierwsze jabłko padło pod samą jabłonią, to wyjdę na maminsynka? Nie wspominaj o tym przy innych kobietach - zażartował, pochylając się ku Fridzie, aby wypowiedzieć te słowa konspiracyjnie cichym tonem. Nie dało się zaprzeczyć temu, że charaktery mieli niezwykle podobne, gdyby nie kilka pierwiastków przejętych po ojcu, to może on i Frida w życiu by się nie dogadali - tak jak córka z matką. Czasami dziwnie mu było z tą myślą. Czy syn nie powinien był wdać się w ojca? Zwłaszcza, kiedy było się w niego tak zapatrzonym jak Mikkel.
- A mimo to robisz wszystko, by wiedzieć jak najwięcej - zauważył Guldbrandsen, lekko unosząc przy tym brew; spragniona kolejnych wizji siostra posuwała się coraz dalej, aby je wywołać, nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak daleko już była. - Temu jednak trudno mi się również dziwić - westchnął krótko. To ich łączyło - pragnienie wiedzy, tyle, że innego rodzaju. Dla Mikkela najlepiej byłoby, gdyby wiedział wszystko o wszystkich, to pozwoliłoby mu na analizę kolejnych kroków. - Czasami ci tego zazdroszczę, czasami współczuję - przyznał szczerze. Wizje mogły być błogosławieństwem, lecz częściej postrzegał to w kategoriach przekleństwa - zwłaszcza, kiedy myślał o tym, że siostra zdecydowanie zbyt wcześnie miała przed oczami obraz martwego ojca. - Informuj na bieżąco, chcę wiedzieć kogo nie zapraszać na kawę - zażartował jeszcze.
Mikkel nie przypuszczał, że motyle w maleńkiej, szklanej gablotce przywołają przeszłość i melancholię. Jemu samemu nie przyszło to od razu do głowy, lecz na wspomnienie o Hiszpanii, tamtejszych motylach, obietnicach wakacji na słonecznym półwyspie iberyjskim... wiele do niego wróciło i w rozciągniętych w uśmiechu ustach pojawił się smutek.
- Pamiętam - odpowiedział krótko. Oczywiście, że pamiętał. Planowali to długie miesiące, lecz ojciec nie zdążył ich tam zabrać. Niestety.
Zdał sobie sprawę z tego, że chyba popełnił błąd pokazując właśnie w tej chwili sygnet, który do złudzenia przypominał ten noszony przez ojca. Odniósł wrażenie, że Frida zmarkotniała. Zacisnął dłoń, ukrywając w niej pierścień, po czym ruszył śladem siostry, aby stanąć obok i objąć ją ramieniem. - Weźmy te motyle. Co myślisz, aby dołożyć do tego flakon ulubionych perfum i kolejną powieść Christensena? - zasugerował, na początku chciał odwrócić myśli Fridy od przykrych wspomnień, ale... Pochylił ku niej głowę i obiecał: - W najbliższe lato odwiedzimy Hiszpanię, jeśli zechcesz.
- To ona? - dopytał z czystej ciekawości. Obojętna była mu płeć alchemika, istotne, żeby dobrze wykonywał powierzone mu zadania. - Tylko uważaj. Ostatnimi czasy dzieją się dziwne rzeczy - przestrzegł Fridę, nie musiał, ale to zawsze było silniejsze od niego. Szczególnie w obliczu ostatnich wydarzeń. - Jeśli się sprawdzi, to zdobędzie kolejnego klienta. Daj mi znać - podsumował. Rekomendacjom siostry mógł zaufać. Zaśmiał się na pytanie o jabłoń i jabłka. - Czy jeśli potwierdzę, że pierwsze jabłko padło pod samą jabłonią, to wyjdę na maminsynka? Nie wspominaj o tym przy innych kobietach - zażartował, pochylając się ku Fridzie, aby wypowiedzieć te słowa konspiracyjnie cichym tonem. Nie dało się zaprzeczyć temu, że charaktery mieli niezwykle podobne, gdyby nie kilka pierwiastków przejętych po ojcu, to może on i Frida w życiu by się nie dogadali - tak jak córka z matką. Czasami dziwnie mu było z tą myślą. Czy syn nie powinien był wdać się w ojca? Zwłaszcza, kiedy było się w niego tak zapatrzonym jak Mikkel.
- A mimo to robisz wszystko, by wiedzieć jak najwięcej - zauważył Guldbrandsen, lekko unosząc przy tym brew; spragniona kolejnych wizji siostra posuwała się coraz dalej, aby je wywołać, nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak daleko już była. - Temu jednak trudno mi się również dziwić - westchnął krótko. To ich łączyło - pragnienie wiedzy, tyle, że innego rodzaju. Dla Mikkela najlepiej byłoby, gdyby wiedział wszystko o wszystkich, to pozwoliłoby mu na analizę kolejnych kroków. - Czasami ci tego zazdroszczę, czasami współczuję - przyznał szczerze. Wizje mogły być błogosławieństwem, lecz częściej postrzegał to w kategoriach przekleństwa - zwłaszcza, kiedy myślał o tym, że siostra zdecydowanie zbyt wcześnie miała przed oczami obraz martwego ojca. - Informuj na bieżąco, chcę wiedzieć kogo nie zapraszać na kawę - zażartował jeszcze.
Mikkel nie przypuszczał, że motyle w maleńkiej, szklanej gablotce przywołają przeszłość i melancholię. Jemu samemu nie przyszło to od razu do głowy, lecz na wspomnienie o Hiszpanii, tamtejszych motylach, obietnicach wakacji na słonecznym półwyspie iberyjskim... wiele do niego wróciło i w rozciągniętych w uśmiechu ustach pojawił się smutek.
- Pamiętam - odpowiedział krótko. Oczywiście, że pamiętał. Planowali to długie miesiące, lecz ojciec nie zdążył ich tam zabrać. Niestety.
Zdał sobie sprawę z tego, że chyba popełnił błąd pokazując właśnie w tej chwili sygnet, który do złudzenia przypominał ten noszony przez ojca. Odniósł wrażenie, że Frida zmarkotniała. Zacisnął dłoń, ukrywając w niej pierścień, po czym ruszył śladem siostry, aby stanąć obok i objąć ją ramieniem. - Weźmy te motyle. Co myślisz, aby dołożyć do tego flakon ulubionych perfum i kolejną powieść Christensena? - zasugerował, na początku chciał odwrócić myśli Fridy od przykrych wspomnień, ale... Pochylił ku niej głowę i obiecał: - W najbliższe lato odwiedzimy Hiszpanię, jeśli zechcesz.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Ceniła sobie jego troskę od zawsze - od dnia śmierci ojca jeszcze bardziej, bo oto matka załamała się pod ciężarem własnej rozpaczy i straciła zainteresowanie podtrzymywaniem ogniska domowego w jako takim stanie, pozostawiając przy tym częściową opiekę nad młodszą siostrą właśnie Mikkelowi. To pod jego skrzydłem znalazła się po przeprowadzce do Midgardu, gdy wciąż pobierała nauki w Akademii Odala, to on znosił jej nastoletnie kaprysy, pierwsze przejawy źle rozumianej dorosłości i próby zaznaczenia własnej pozornej niezależności. Nie była to wdzięczna rola, a ona sama bynajmniej jej nie ułatwiała. - Czasem musisz po prostu zaufać Nornom - wyrzekła pełnym przekonania, uspokajającym głosem, sama z nadzieją składając swój los w rękach bogów i sugerując, by i on to uczynił. Jaki był cel zamartwiania się czymś, co nie było od nich zależne?
- Ona, znachorka z Finlandii - potwierdziła, chociaż sama wciąż nie miała zbyt wiele do powiedzenia w temacie nowo poznanej alchemiczki. - Zawsze uważam, drogi bracie - skłamała bez mrugnięcia okiem, nie zamierzając wspominać wszystkich tych razów, gdy w imię sobie tylko znanego celu nadstawiała karku niepotrzebnie. Skinęła głową w potwierdzeniu, że poinformuje go o swoim zadowoleniu (lub też nie) z realizacji zamówienia. - Pozwolę to sobie dyplomatycznie przemilczeć - zaśmiała się cicho, by nie zwracać na siebie uwagi innych osób przeczesujących asortyment sklepowy. Mógłby się wypierać jak żaba błota, lecz fakt pozostawał faktem - to właśnie jemu najbliżej było do matki. Lecz czy jej w związku z tym bliżej było do ojca? Nie porwałaby się na takie stwierdzenie, najbardziej z całej jego sylwetki pamiętając powtarzający się co ranek widok oddalających się jego pleców, znikających za rogiem wąskiej uliczki w drodze do pracy.
- To było dawno temu, drogi bracie - oznajmiła wciąż pogodnym tonem, nie zagłębiając się w szczegóły eksperymentalnych metod, jakich podejmowała się przed laty ani w szczegóły jej aktualnych sposobów, które uznała za na tyle skuteczne, by pozostać przy nich na dłużej. O nich z pewnością wolałby jednak nie słyszeć. - Z przeznaczeniem się nie dyskutuje, Mikkelu, nie współczuj mi - zaprzeczyła odruchowo, lecz bez twardej nuty rozbrzmiewającej w głosie. Rozumiał, musiał rozumieć, będąc właśnie tym, który od tylu lat widział zarówno blaski i cienie naznaczenia przez bogów. Nie narzekała jednak, nie czując się uprawniona do negowania tego, co zostało jej odgórnie zapisane; jej rolą było tylko akceptować swój los i wypełniać go najlepiej jak tylko potrafiła. - Czyżbyś przestał wierzyć swojej intuicji? - zaśmiała się, nie potrafiąc wyobrazić sobie scenariusza, w którym własnymi wizjami dyktowałaby listy gości zapraszanych pod jego dach.
Kiwnęła głową krótko, potwierdzająco, zadowolona z tego, że pamiętał, że nie musiała mu przypominać tego, o czym sama być może wolałaby w ogóle nie pamiętać. Rodzinny dom zawsze niósł dla niej ładunek emocjonalny, którego nie potrafiła w pełni zrozumieć, nie chciała wracać do niego myślami częściej niż było to niezbędne. - To dobry pomysł. A mówisz, że nie znasz się na prezentach - skwitowała jego propozycję, uśmiechając się lekko i opierając głowę o jego ramię na krótką chwilę, by nasycić się znajomym zapachem i kojącym ciepłem. - Hiszpania była zawsze ich planem. Niech tak pozostanie - nie szukajmy okruchów wspomnień na obcej ziemi, niech zostaną tam nieodkryte już na zawsze. - Nie oszukujmy się, latem obydwoje jak zwykle będziemy zbyt pochłonięci pracą, by pozwolić sobie na cokolwiek więcej niż weekend w górach - kąciki jej ust drgnęły ku górze raz jeszcze, odsunęła się od brata, by skierować się ku kolejnej ze sklepowych półek. - Czy dla Roya również masz juz prezent? - zapytała po chwili ze śmiertelną powagą, chociaż rozbawienie pobłyskiwało w jej ciemnych oczach. Czy pamiętał o ukochanym psie, którego matka nie pozwoliła im zabrać ze sobą do Midgardu?
- Ona, znachorka z Finlandii - potwierdziła, chociaż sama wciąż nie miała zbyt wiele do powiedzenia w temacie nowo poznanej alchemiczki. - Zawsze uważam, drogi bracie - skłamała bez mrugnięcia okiem, nie zamierzając wspominać wszystkich tych razów, gdy w imię sobie tylko znanego celu nadstawiała karku niepotrzebnie. Skinęła głową w potwierdzeniu, że poinformuje go o swoim zadowoleniu (lub też nie) z realizacji zamówienia. - Pozwolę to sobie dyplomatycznie przemilczeć - zaśmiała się cicho, by nie zwracać na siebie uwagi innych osób przeczesujących asortyment sklepowy. Mógłby się wypierać jak żaba błota, lecz fakt pozostawał faktem - to właśnie jemu najbliżej było do matki. Lecz czy jej w związku z tym bliżej było do ojca? Nie porwałaby się na takie stwierdzenie, najbardziej z całej jego sylwetki pamiętając powtarzający się co ranek widok oddalających się jego pleców, znikających za rogiem wąskiej uliczki w drodze do pracy.
- To było dawno temu, drogi bracie - oznajmiła wciąż pogodnym tonem, nie zagłębiając się w szczegóły eksperymentalnych metod, jakich podejmowała się przed laty ani w szczegóły jej aktualnych sposobów, które uznała za na tyle skuteczne, by pozostać przy nich na dłużej. O nich z pewnością wolałby jednak nie słyszeć. - Z przeznaczeniem się nie dyskutuje, Mikkelu, nie współczuj mi - zaprzeczyła odruchowo, lecz bez twardej nuty rozbrzmiewającej w głosie. Rozumiał, musiał rozumieć, będąc właśnie tym, który od tylu lat widział zarówno blaski i cienie naznaczenia przez bogów. Nie narzekała jednak, nie czując się uprawniona do negowania tego, co zostało jej odgórnie zapisane; jej rolą było tylko akceptować swój los i wypełniać go najlepiej jak tylko potrafiła. - Czyżbyś przestał wierzyć swojej intuicji? - zaśmiała się, nie potrafiąc wyobrazić sobie scenariusza, w którym własnymi wizjami dyktowałaby listy gości zapraszanych pod jego dach.
Kiwnęła głową krótko, potwierdzająco, zadowolona z tego, że pamiętał, że nie musiała mu przypominać tego, o czym sama być może wolałaby w ogóle nie pamiętać. Rodzinny dom zawsze niósł dla niej ładunek emocjonalny, którego nie potrafiła w pełni zrozumieć, nie chciała wracać do niego myślami częściej niż było to niezbędne. - To dobry pomysł. A mówisz, że nie znasz się na prezentach - skwitowała jego propozycję, uśmiechając się lekko i opierając głowę o jego ramię na krótką chwilę, by nasycić się znajomym zapachem i kojącym ciepłem. - Hiszpania była zawsze ich planem. Niech tak pozostanie - nie szukajmy okruchów wspomnień na obcej ziemi, niech zostaną tam nieodkryte już na zawsze. - Nie oszukujmy się, latem obydwoje jak zwykle będziemy zbyt pochłonięci pracą, by pozwolić sobie na cokolwiek więcej niż weekend w górach - kąciki jej ust drgnęły ku górze raz jeszcze, odsunęła się od brata, by skierować się ku kolejnej ze sklepowych półek. - Czy dla Roya również masz juz prezent? - zapytała po chwili ze śmiertelną powagą, chociaż rozbawienie pobłyskiwało w jej ciemnych oczach. Czy pamiętał o ukochanym psie, którego matka nie pozwoliła im zabrać ze sobą do Midgardu?
Mikkel Guldbrandsen
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
W chwili, gdy Frederik zginął z ręki ślepca, niewielki świat Guldbrandsenów runął w posadach. Ojciec był wszak prawdziwym fundamentem tej rodziny. Spoiwem łączącym wszytkich ich czlonków. Przede wszystkim mostem pomiędzy matką, a córką, od samego początku pełnych sprzeczności. Łagodził konflikty, wyciszał spory. Mikkel zapamiętał go jako czlowieka niezwykle rodzinnego, odpowiedzialnego i pełnego ciepla, wzór glowy rodziny i opiekuna domu godny naśladowania. Może idealizował go we wlasnej glowie i czas zatarl jego wady. Nieustannie jednak chcial go naśladować, kiedy więc matka rozpadla się na wiele okruchów po jego śmierci, calkiem poddała się zalobie, czuł, że powinien go w jakiś sposób zastąpić. Nie całkiem, tego nie mógł i nie chcial nigdy uczynić - Frida była jego siostrą i tak powinno pozostać. Starał się o nią troszczyć, by w jakiejś części zastąpić tę pustkę jaką pozostawił po sobie ojciec. Bardzo szybko zdał sobie jednak sprawę z tego, że nawet Frederik Guldbrandsen nie byłby w stanie upilnować Fridy tak jakby sobie tego życzył. Miala naturę wolnego ptaka, tak jak on, takich nie dało się zamknąć w bezpiecznej klatce dla ich własnego dobra. Zbyt duży nacisk jedynie zniszczyłby więź pomiędzy bratem i siostrą, starał się więc nie przesadzać ze swoją troską, choć przez wykonywany zawód bywał wręcz przewrażliwiony.
- Ufam. Czasem jak mówisz. Wolałbym jednak wierzyć, że człowiek ma wplyw na swój los - odpowiedzial Mikkel. Oboje młodych Guldbrandsenów wychowano ludzi wierzących w bogów, lecz Frida pokładała w nich zdecydowanie więcej wiary i zaufania. Mikkel podchodził do tego bardziej sceptycznie, miewał wątpliwości; wcześniej miał ich zdecydowanie więcej, lecz przez wizje siostry, którym zaufal w pełni, część z nich zostala rozwiana. - No wiesz? Kto jak kto, ale myślałem, że akurat ty zawsze wygarniesz mi bolesną prawdę prosto w oczy - zaśmiał się Mikkel, znów trochę się z nią drocząc; wyciągnąl ku siostrze dloń, by połaskotać ją w okoiicach talii lecz przez grube futro gest ten mógł nie przynieść oczekiwanego efektu. Żartowal z tego, nie czuł się wszak wcale maminsynkiem pomimo uderzającego podobieństwa charakterów i więzi jaka ich łączyła. Nie roztaczała nad nim chorobliwie troskliwej opieki. Od ponad piętnastu lat było wręcz odwrotnie. Miał wrażenie, że to on opiekował się nią, czuł, że powinien i tak chciał. Cieszył się jedynie, że w obowiązkach domowych odciążała ich gosposia, bo inaczej po śmierci ojca on i Frida długo chodziliby glodni i w niewypranych ubraniach.
- Naprawdę uważaj, będę spał spokojniej - odpowiedział, wzdychając przy tym lekko i spojrzał na Fridę nieco zbyt przeciągle i badawczo. Ton jego niskiego głosu zabrzmial nieco sceptycznie. Przypuszczał, że raczej nie chciała go martwić, więc będzie zapewniać o swojej uważności, a potem i tak zrobi swoje. Cóż mógł jednak z tym począć? Nic, poza czuwaniem i wyciągnięciem pomocnej dłoni, gdy będzie jej potrzebować i przede wszystkim zechce ją przyjąć. - Nie dyskutuje? Lepiej zapobiegać tragediom lub choć spróbować - stwierdził ponuro Mikkel. Wciąż czuł wyrzuty sumiienia z powodu braku wiary w dziecięce wizje Fridy. Może gdyby jej wtedy uwierzyli, to ojciec wciąż by żył. Wszystkie przepowiednie siostry sprawdzały się co do joty, ale on wciąż chciał wierzyć, że można było temu zapobiec, że istniał sposób, by zmienić przeznaczenie. Myśl, że są jedynie bezwolnymi marionetkami w rękach bogów, aktorami w tragedii, której scenariusz spisano jeszcze przed ich narodzinami, była Mikkelowi niczym ostry kamień w bucie. Zdecydowanie przeszkadzala i wadziła w bolesny sposób.
- Nie, wciąż jej ufam, dlatego kawy u mnie nigdy nie zabraknie. Matka będzie niepocieszona - przyznał w końcu szczerze, odpowiadając na nigdy niezadane pytanie Fridy, ukryte gdzieś między wierszami. Wiedział co miała na myśli, bo i pani Guldbrandsen zaczęła do tego zbyt często wracać i wspominać, że Mikkel byl już w takim wieku, że pora najwyższa się ustatkować. Irytował się tym, że nie rozumie specyfiki jego zawodu - nie powinien był się wiązać dla bezpieczeństwa wlasnych bliskich.
- Bo nie znam. To chyba banal, ale nie wiem, co byłoby lepsze - odparł szczerze. Perfumy, książka i motyle - najoryginalniejszym podarkiem były wlaśnie te ostatnie, które znalazła Frida. Gunnhild, jako widząca rozmilowana w nauce, powinna była to docenić. Chyba. Cóż jednak można było podarować kobiecie, która mogła pozwolić sobie na większość swoich zachcianek, a tak naprawdę dawno już straciła wszystko? Nie wyobrażał sobie bólu jaki musiala czuć. Wierzył też, że szczerze kochała ojca. Nigdy później nie związała się z nikim, nie wyszła za mąż po raz drugi. - Rozumiem. Niech tak pozostanie - powtórzył po siostrze Mikkel, z łagodnym, melancholijnym uśmiechem. Przyszlo mu do głowy, że spełnienie tego marzenia, jakie miał ojciec i matka, mogłoby pomoc ukoić ból, który nigdy nie zniknie - takie rany nigdy się przecież nie goją. - Obawiam się, że to się sprawdzi, chociaż nie widziałaś tego w wizji - wyrzekl cicho, by jego słowa nie trafiły do nikogo innego, uśmiechając się przy tym szelmowsko. Frida także znala go na wylot - byl pracoholikiem. Praca stała się teraz dla niego właściwie wszystki. - Na weekend w górach, czy nad jeziorem z tobą zawsze znajdę czas - obiecał, opuszczając ramię. Na wspomnienie psa, którego znaleźli przy świątecznym drzewku przed laty, uniósl lekko brwi. - Czy sam nasz przyjazd nie będzie najlepszym prezentem dla niego? - zaśmiał się, choć śmiertelna powaga siostry nieco go zaniepokoiła. - Może wędzone świńskie uszy ucieszą go bardziej. Zastanawiałem się też, czy nie wziąć go do siebie na okres Jul, skoro matka wyjeżdża do Szwecji - zastanowił się, podążając za Fridą w stronę kolejnej półki; w tym roku ich święta miały wyglądać inaczej. Mieli do Tromsø przyjechać kilka dni wcześniej, by wspólnie zasiąść do stołu z rodziną ojca i matką, lecz Gunnhild najważniejszy okres pragnęła spędzić w swoim rodzinnym domu. - Mogę przygarnąć też ciebie jak za starych, studenckich czasów - zaproponował z szelmowskim uśmiechem. To, że go odwiedzi w Jul, bądź odwrotnie było więcej niż pewne.
- Ufam. Czasem jak mówisz. Wolałbym jednak wierzyć, że człowiek ma wplyw na swój los - odpowiedzial Mikkel. Oboje młodych Guldbrandsenów wychowano ludzi wierzących w bogów, lecz Frida pokładała w nich zdecydowanie więcej wiary i zaufania. Mikkel podchodził do tego bardziej sceptycznie, miewał wątpliwości; wcześniej miał ich zdecydowanie więcej, lecz przez wizje siostry, którym zaufal w pełni, część z nich zostala rozwiana. - No wiesz? Kto jak kto, ale myślałem, że akurat ty zawsze wygarniesz mi bolesną prawdę prosto w oczy - zaśmiał się Mikkel, znów trochę się z nią drocząc; wyciągnąl ku siostrze dloń, by połaskotać ją w okoiicach talii lecz przez grube futro gest ten mógł nie przynieść oczekiwanego efektu. Żartowal z tego, nie czuł się wszak wcale maminsynkiem pomimo uderzającego podobieństwa charakterów i więzi jaka ich łączyła. Nie roztaczała nad nim chorobliwie troskliwej opieki. Od ponad piętnastu lat było wręcz odwrotnie. Miał wrażenie, że to on opiekował się nią, czuł, że powinien i tak chciał. Cieszył się jedynie, że w obowiązkach domowych odciążała ich gosposia, bo inaczej po śmierci ojca on i Frida długo chodziliby glodni i w niewypranych ubraniach.
- Naprawdę uważaj, będę spał spokojniej - odpowiedział, wzdychając przy tym lekko i spojrzał na Fridę nieco zbyt przeciągle i badawczo. Ton jego niskiego głosu zabrzmial nieco sceptycznie. Przypuszczał, że raczej nie chciała go martwić, więc będzie zapewniać o swojej uważności, a potem i tak zrobi swoje. Cóż mógł jednak z tym począć? Nic, poza czuwaniem i wyciągnięciem pomocnej dłoni, gdy będzie jej potrzebować i przede wszystkim zechce ją przyjąć. - Nie dyskutuje? Lepiej zapobiegać tragediom lub choć spróbować - stwierdził ponuro Mikkel. Wciąż czuł wyrzuty sumiienia z powodu braku wiary w dziecięce wizje Fridy. Może gdyby jej wtedy uwierzyli, to ojciec wciąż by żył. Wszystkie przepowiednie siostry sprawdzały się co do joty, ale on wciąż chciał wierzyć, że można było temu zapobiec, że istniał sposób, by zmienić przeznaczenie. Myśl, że są jedynie bezwolnymi marionetkami w rękach bogów, aktorami w tragedii, której scenariusz spisano jeszcze przed ich narodzinami, była Mikkelowi niczym ostry kamień w bucie. Zdecydowanie przeszkadzala i wadziła w bolesny sposób.
- Nie, wciąż jej ufam, dlatego kawy u mnie nigdy nie zabraknie. Matka będzie niepocieszona - przyznał w końcu szczerze, odpowiadając na nigdy niezadane pytanie Fridy, ukryte gdzieś między wierszami. Wiedział co miała na myśli, bo i pani Guldbrandsen zaczęła do tego zbyt często wracać i wspominać, że Mikkel byl już w takim wieku, że pora najwyższa się ustatkować. Irytował się tym, że nie rozumie specyfiki jego zawodu - nie powinien był się wiązać dla bezpieczeństwa wlasnych bliskich.
- Bo nie znam. To chyba banal, ale nie wiem, co byłoby lepsze - odparł szczerze. Perfumy, książka i motyle - najoryginalniejszym podarkiem były wlaśnie te ostatnie, które znalazła Frida. Gunnhild, jako widząca rozmilowana w nauce, powinna była to docenić. Chyba. Cóż jednak można było podarować kobiecie, która mogła pozwolić sobie na większość swoich zachcianek, a tak naprawdę dawno już straciła wszystko? Nie wyobrażał sobie bólu jaki musiala czuć. Wierzył też, że szczerze kochała ojca. Nigdy później nie związała się z nikim, nie wyszła za mąż po raz drugi. - Rozumiem. Niech tak pozostanie - powtórzył po siostrze Mikkel, z łagodnym, melancholijnym uśmiechem. Przyszlo mu do głowy, że spełnienie tego marzenia, jakie miał ojciec i matka, mogłoby pomoc ukoić ból, który nigdy nie zniknie - takie rany nigdy się przecież nie goją. - Obawiam się, że to się sprawdzi, chociaż nie widziałaś tego w wizji - wyrzekl cicho, by jego słowa nie trafiły do nikogo innego, uśmiechając się przy tym szelmowsko. Frida także znala go na wylot - byl pracoholikiem. Praca stała się teraz dla niego właściwie wszystki. - Na weekend w górach, czy nad jeziorem z tobą zawsze znajdę czas - obiecał, opuszczając ramię. Na wspomnienie psa, którego znaleźli przy świątecznym drzewku przed laty, uniósl lekko brwi. - Czy sam nasz przyjazd nie będzie najlepszym prezentem dla niego? - zaśmiał się, choć śmiertelna powaga siostry nieco go zaniepokoiła. - Może wędzone świńskie uszy ucieszą go bardziej. Zastanawiałem się też, czy nie wziąć go do siebie na okres Jul, skoro matka wyjeżdża do Szwecji - zastanowił się, podążając za Fridą w stronę kolejnej półki; w tym roku ich święta miały wyglądać inaczej. Mieli do Tromsø przyjechać kilka dni wcześniej, by wspólnie zasiąść do stołu z rodziną ojca i matką, lecz Gunnhild najważniejszy okres pragnęła spędzić w swoim rodzinnym domu. - Mogę przygarnąć też ciebie jak za starych, studenckich czasów - zaproponował z szelmowskim uśmiechem. To, że go odwiedzi w Jul, bądź odwrotnie było więcej niż pewne.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Krótki, ledwie dostrzegalny przebłysk złości przemknął przez jej tęczówki w kolorze ciemnej czekolady, gdy Mikkel ponownie zaklinał rzeczywistość w sposób, jaki kłócił się ze wszystkim tym, w co sama wierzyła i ze wszystkim tym, czego nauczyły ją Norny. - To tak nie działa, wiesz, że nie - oznajmiła przyciszonym głosem, przepełnionym jednak zdecydowaniem, gdy przed oczami raz jeszcze rozkwitła nawracająca i dręcząca ją przed laty wizja sylwetki ojca otoczonego setką czarnych kruków, wrzeszczących w niebogłosy. Nic nie można było zrobić, huczało w jej głowie wielokrotnie, wtedy, gdy po długiej żałobie naznaczonej buntem przeciwko stanowi rzeczy, udało jej się w końcu pogodzić z nieodwołalnością przeznaczenia i stępić rozlewającą się na języku gorycz, że gdyby ktokolwiek jej uwierzył wcześniej, że gdyby kogokolwiek zdołała przekonać swą nieustępliwością, tak być może Fredrik wciąż byłby z nimi, wciąż zasiadałby przy rodzinnym stole w Tromsø i dbał o to, by rodzina stanowiła jedność. Ale tak nie było, nikt nie mógł temu zaradzić, nikt nie mógł zapobiec nieuchronnemu biegowi zdarzeń.
- A więc to bolesną prawdę pragniesz usłyszeć? - zaśmiała się w odpowiedzi, cofając się gwałtownie, by uniknąć dłoni, która miała ją zaatakować łaskotkami jak niegdyś, gdy droczył się z nią jako dzieci. - Dopadła mnie dorosłość, Mikkelu, nauczyłam się w końcu tego, że czasem warto milczeć - zażartowała pogodnym tonem, choć fakt pozostawał faktem, wraz z wiekiem jej wypowiedzi stawały się coraz dokładniej skalkulowane i wyważone, nie była już tą samą dziewczyną, która ślepo wierząc w słuszność własnych racji, brnęła przed siebie za wszelką cenę. Czasem spokój i cierpliwość były w stanie ugrać więcej, życie nauczyło ją już tego.
- Możesz być spokojny, będę na siebie uważać. Mam nadzieję, że ty również możesz mi złożyć podobną obietnicę - i że byłaby ona szczersza niż przemilczana obietnica skończenia z nikotynowym nałogiem. Ponownie utkwiła spojrzenie w oczach brata, nie komentując już jednak jego ponurego stwierdzenia, by nie powtarzać po raz kolejny tego, czego nie chciał przyjąć do wiadomości - że nie była to ich wina, a już w szczególności nie jego samego, że tak miało być, że tak zostało im przeznaczone i żadne rozpaczliwe próby przeciwdziałania nie były w stanie zmienić ostatecznych efektów. Jakiż miałby być cel nieustannego plucia sobie w brodę i masochistycznego rozgrzebywania rany, która odmawiała zarośnięcia się?
- Myślę więc, że o zapas herbaty również powinieneś zadbać - oznajmiła zamiast tego z rozbawieniem, niewinnie nawiązując do otwartości na różne opcje, jakie zapewne przewijały się i przewijać się będą przez gustownie urządzony apartament Mikkela. Pani Guldbrandsen i jej typowo matczyne życzenia względem pierworodnego, ukochanego synka musiały zejść na dalszy plan, wszak nie ona sterowała jego życiorysem - jeśli nie potrafiła prawdziwie zrozumieć natury własnych dzieci i kierujących nimi motywacjami, być może nie zasługiwała wcale na prawo głosu w niektórych kwestiach.
- Szczęśliwie więc masz mnie u swego boku - odparła z uśmiechem zadowolenia rozciągającym usta, rada z powodu tego, że jako, jakby nie patrzeć, zawodowa doradczyni, była w stanie udzielić satysfakcjonującej porady swojemu bratu, który szybko i bez oporów zaaprobował jej propozycję i postanowił wcielić ją w życie. Skinęła głową, gdy i on pozwolił planom rodziców pozostać w zamkniętym rozdziale ich historii, by następnie westchnąć teatralnie. - Tak się dzieje Mikkelu, gdy oboje jesteśmy po prostu zbyt przewidywalni - praca znaczyła dla nich różne rzeczy, a ich profesje były tak odmienne jak tylko się dało, lecz chęć osiągania kolejnych sukcesów pozostawała ich wspólnym mianownikiem, niemalże cechą rozpoznawczą, wobec której wyjazd nad ciepłe morze i beztroskie chwile spędzone na plaży wydawały się być błahe i niewarte nawet złamanego talara. - Obawiam się, że może się okazać odrobinę bardziej interesowny, a my musimy się wkupić w jego łaski - zaśmiała się, chociaż niewyobrażalnym dla niej było to, by ukochanego pupila odwiedzili bez jego ulubionych smakołyków, które miałyby osłodzić ich długą nieobecność w jego życiu. Twarz Fridy rozpromieniała na kolejne słowa Guldbrandsena, wizja czasu spędzonego z Royem, tu, w Midgardzie, z dala od toksycznej matki, rozkwitła w jej myślach feerią barw. - To doskonały plan - skwitowała, bez chwili dodatkowych rozważań, bo nie było właściwie nad czym się głowić. - Liczyłam na to, że to powiesz. Tak samo jak liczę na to, że zaproszenie na herbatę z prądem wciąż jest aktualne - wyjawiła z uśmiechem, wręczając sprzedawcy garść złotych monet w zamian za motyle dla matki. - Weź pierścień. Naprawdę ci pasuje - dodała przez ramię, nim opuścili Panoptikum, by skierować swe kroki dalej.
Frida i Mikkel z tematu
- A więc to bolesną prawdę pragniesz usłyszeć? - zaśmiała się w odpowiedzi, cofając się gwałtownie, by uniknąć dłoni, która miała ją zaatakować łaskotkami jak niegdyś, gdy droczył się z nią jako dzieci. - Dopadła mnie dorosłość, Mikkelu, nauczyłam się w końcu tego, że czasem warto milczeć - zażartowała pogodnym tonem, choć fakt pozostawał faktem, wraz z wiekiem jej wypowiedzi stawały się coraz dokładniej skalkulowane i wyważone, nie była już tą samą dziewczyną, która ślepo wierząc w słuszność własnych racji, brnęła przed siebie za wszelką cenę. Czasem spokój i cierpliwość były w stanie ugrać więcej, życie nauczyło ją już tego.
- Możesz być spokojny, będę na siebie uważać. Mam nadzieję, że ty również możesz mi złożyć podobną obietnicę - i że byłaby ona szczersza niż przemilczana obietnica skończenia z nikotynowym nałogiem. Ponownie utkwiła spojrzenie w oczach brata, nie komentując już jednak jego ponurego stwierdzenia, by nie powtarzać po raz kolejny tego, czego nie chciał przyjąć do wiadomości - że nie była to ich wina, a już w szczególności nie jego samego, że tak miało być, że tak zostało im przeznaczone i żadne rozpaczliwe próby przeciwdziałania nie były w stanie zmienić ostatecznych efektów. Jakiż miałby być cel nieustannego plucia sobie w brodę i masochistycznego rozgrzebywania rany, która odmawiała zarośnięcia się?
- Myślę więc, że o zapas herbaty również powinieneś zadbać - oznajmiła zamiast tego z rozbawieniem, niewinnie nawiązując do otwartości na różne opcje, jakie zapewne przewijały się i przewijać się będą przez gustownie urządzony apartament Mikkela. Pani Guldbrandsen i jej typowo matczyne życzenia względem pierworodnego, ukochanego synka musiały zejść na dalszy plan, wszak nie ona sterowała jego życiorysem - jeśli nie potrafiła prawdziwie zrozumieć natury własnych dzieci i kierujących nimi motywacjami, być może nie zasługiwała wcale na prawo głosu w niektórych kwestiach.
- Szczęśliwie więc masz mnie u swego boku - odparła z uśmiechem zadowolenia rozciągającym usta, rada z powodu tego, że jako, jakby nie patrzeć, zawodowa doradczyni, była w stanie udzielić satysfakcjonującej porady swojemu bratu, który szybko i bez oporów zaaprobował jej propozycję i postanowił wcielić ją w życie. Skinęła głową, gdy i on pozwolił planom rodziców pozostać w zamkniętym rozdziale ich historii, by następnie westchnąć teatralnie. - Tak się dzieje Mikkelu, gdy oboje jesteśmy po prostu zbyt przewidywalni - praca znaczyła dla nich różne rzeczy, a ich profesje były tak odmienne jak tylko się dało, lecz chęć osiągania kolejnych sukcesów pozostawała ich wspólnym mianownikiem, niemalże cechą rozpoznawczą, wobec której wyjazd nad ciepłe morze i beztroskie chwile spędzone na plaży wydawały się być błahe i niewarte nawet złamanego talara. - Obawiam się, że może się okazać odrobinę bardziej interesowny, a my musimy się wkupić w jego łaski - zaśmiała się, chociaż niewyobrażalnym dla niej było to, by ukochanego pupila odwiedzili bez jego ulubionych smakołyków, które miałyby osłodzić ich długą nieobecność w jego życiu. Twarz Fridy rozpromieniała na kolejne słowa Guldbrandsena, wizja czasu spędzonego z Royem, tu, w Midgardzie, z dala od toksycznej matki, rozkwitła w jej myślach feerią barw. - To doskonały plan - skwitowała, bez chwili dodatkowych rozważań, bo nie było właściwie nad czym się głowić. - Liczyłam na to, że to powiesz. Tak samo jak liczę na to, że zaproszenie na herbatę z prądem wciąż jest aktualne - wyjawiła z uśmiechem, wręczając sprzedawcy garść złotych monet w zamian za motyle dla matki. - Weź pierścień. Naprawdę ci pasuje - dodała przez ramię, nim opuścili Panoptikum, by skierować swe kroki dalej.
Frida i Mikkel z tematu