:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
05.12.2000 – Sundsvall Casino – M. Guldbrandsen & Bezimienny: O. Wahlberg
2 posters
Mikkel Guldbrandsen
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
05.12.2000
Spojrzenie ciemnoczekoladowych tęczówek zawisło na kilka chwil na okrągłej tarczy srebrnego zegarka, noszonego przez Mikkela niezmiennie od ponad piętnastu lat, jednej z pamiątek, które zachował po zmarłym ojcu i nie potrafił się pozbyć. Wskazówki wskazywały kwadrans po dwudziestej pierwszej, co ni mniej ni więcej oznaczało, że Henrik był już od przeszło czterdziestu pięciu minut spóźniony. Wąskie usta Norwega wygięły się w wyrazie niezadowolenia; nie znosił spóźnialskich, nie tolerował niepunktualności, uznając to za lekceważenie drugiego człowieka, z drugiej jednak strony - współpracował z Henrikiem i był świadom, że to nie jest jego dzień wolny. Jeśli chodziło o sprawę nad którą pracował, nie mógłby mieć mu tego za złe, szczególnie jeśli nie mógł zarazem go uprzedzić. Znał go jednak na tyle dobrze, że mogło również chodzić o spotkanie z kolejną panną, bądź zwyczajne zaspanie. W końcu powinien był się nauczyć podawać kumplowi inną godzinę, niż rzeczywiście to sobie zaplanował. Wcześniejszą. Może wtedy choć raz spotkaliby się o czasie i Mikkel nie byłby zmuszony na niego czekać. Zająwszy miejsce na rogu długiego baru Sundsvall Casino, nieśpiesnie sącząc akvavit ze szklanki, miał doskonały wręcz widok na całą salę; mógł w milczeniu obserwować zebranych gości, śmietankę towarzyską Midgardu, eleganckich galrdów i wystrojone widzące. Kelnerki wirujące pośród nich z niezwykłym wdziękiem, w sukienkach z głębokim dekoltem i obciskających je w talii. Ponad nienachalną muzykę rozbrzmiewały radosne rozmowy, śmiech i niekiedy kłótnie, kiedy znów ktoś przegrał kolejne talary, bądź wprost przeciwnie - okrzyki zwycięstwa, gdy fortuna komuś pobłogosławiła w grze w ruletkę. Mikkel wciąż wstrzymywał się z wzięciem udziału w jakiejkolwiek grze, czekając na Henrika, kiedy jednak minęły niemal kolejne dwa kwadranse, on zaś wlał w siebie następną szklankę norweskiej wódki - z przykrością uznając, że nie umywa się do tej, którą od lat produkowała rodzina jego ojca w Tromsø - wstał z miejsca, by podejść do stolików, gdzie grano w ruletkę.
- Można jeszcze dołączyć? - odezwał się spokojnie, zwracając na siebie uwagę pozostałych zebranych głębokim, niskim barytonem; wysoki, ubrany w eleganckie, wyprasowane w kant spodnie i ciemną koszulę oraz marynarkę, z zaczesanymi do tyłu czarnymi włosami nie wyróżniał się spośród innych zamożnych gości. Doskonale wiedział, że może, obserwował wszak kiedy zacznie się kolejna rozgrywka; nie czekając więc na odpowiedź zajął wolne krzesło.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Pieniądze nakręcały świat, a cóż mogło być lepszego niż rozrywka, z której złoto wręcz przelewało się do kieszeni poddanych. Świątynia grzechu, w której nie sposób było oszczędnie podejść do zabawy, dziś kusiła swoim bogactwem i tłumem, gotowym postawić ostatnie pieniądze na jedną kartę. Karty, likiery, szyk, diamentowe pierścienie na dłoniach obecnych tu kobiet, czy w końcu srebrne spinki u mankietów mężczyzn, nadawały blasku i statusu. Szkarłat tych sal, choć przypominał szkarłat Besettelse, znacząco się różnił. Dziś Wahlberg znalazł się tu nie tylko celem rozrywki, ale i przemyśleniu kwestii inwestycji. Życie prywatne pełne było niespodzianek, jak krew przelewana z nadgarstka, jak kobiecy głos, który wkradając się w ucho, przepowiadał mu najgorsze. Zbliżający się atak, ten, którego miał wypatrywać na horyzoncie, nie mógł zakłócić funkcjonowania tu i teraz. Szał ustawał z każdą wygraną monetą, a spokój nadchodził z każdym kolejnym drinkiem, choć być może raczyć powinien się wywarami, o których legalności niewiele można by było opowiadać.
Zasiadał teraz przy jednym ze stolików. Olaf nie był oddanym sprawie hazardzistą, znacznie chętniej inwestował w sprawdzone sprawy. Miał jednak swój budżet na zabawę, a do tej należała właśnie ruletka, której się oddawał. Postaw na czarne, wygraj, tę samą ilość żetonów znów na czarne, przegraj, wtedy podwój zakład stawiając na czerwone. Strategia obrana była powolna, lecz nie wymagała ambitnego planu, zawsze wychodził na jakiś plus, wciąż inwestując dostatecznie mało, aby tego nie odczuć, ale wystarczająco dużo, aby kasyno patrzyło na niego przychylnie. Bywał tu zresztą stosunkowo regularnie, zawsze sam, lub z jednym towarzyszem, nigdy z kobietami. Tym należały się restauracje, drogie kawiarnie i koncerty flecistów, Sundsvall Casino pozostawało jego prywatną mekką. Zaraz i tak wróci do pracy, spokojnie podąży do Besettelse, lecz jeszcze nie teraz. Gdy do stolika podszedł nieznajomy, oczywiście kiwnął głową, na krótki moment mierząc go spojrzeniem, a gdy ten usiadł tuż obok, nie odezwał się słowem, bacznie obserwując jego ruchy, aby wypatrzyć jaką strategią się posłuży. Oczy zawsze na wygranej, zawsze na celu.
— Czwarty już raz padają wysokie — nachylił się bokiem do mężczyzny, próbując wyrównać szanse, o ile ten działał z pomocą statystyki, a nie zwykłego szczęścia. Nie spojrzał mu jednak w oczy, stawiając niewielką ilość żetonów na wysokie liczby w myśl obranej wcześniej strategii.
— Powodzenia — lisi uśmiech, jaki ubrał na twarz, wyczekiwał wyniku tej rozgrywki, w czasie gdy kostki lodu rozpuszczały się w importowanej whisky, popijanej przez Olafa z szerokiego kryształu. Krupier puścił koło w ruch, lecz nowy towarzysz miał jeszcze czas obstawiać, od niego zależało zaś jaką strategię obierze. Niezależnie od wszystkiego, Wahlberg zamierzał ją wykorzystać, wygrać, zabawić się.
Zasiadał teraz przy jednym ze stolików. Olaf nie był oddanym sprawie hazardzistą, znacznie chętniej inwestował w sprawdzone sprawy. Miał jednak swój budżet na zabawę, a do tej należała właśnie ruletka, której się oddawał. Postaw na czarne, wygraj, tę samą ilość żetonów znów na czarne, przegraj, wtedy podwój zakład stawiając na czerwone. Strategia obrana była powolna, lecz nie wymagała ambitnego planu, zawsze wychodził na jakiś plus, wciąż inwestując dostatecznie mało, aby tego nie odczuć, ale wystarczająco dużo, aby kasyno patrzyło na niego przychylnie. Bywał tu zresztą stosunkowo regularnie, zawsze sam, lub z jednym towarzyszem, nigdy z kobietami. Tym należały się restauracje, drogie kawiarnie i koncerty flecistów, Sundsvall Casino pozostawało jego prywatną mekką. Zaraz i tak wróci do pracy, spokojnie podąży do Besettelse, lecz jeszcze nie teraz. Gdy do stolika podszedł nieznajomy, oczywiście kiwnął głową, na krótki moment mierząc go spojrzeniem, a gdy ten usiadł tuż obok, nie odezwał się słowem, bacznie obserwując jego ruchy, aby wypatrzyć jaką strategią się posłuży. Oczy zawsze na wygranej, zawsze na celu.
— Czwarty już raz padają wysokie — nachylił się bokiem do mężczyzny, próbując wyrównać szanse, o ile ten działał z pomocą statystyki, a nie zwykłego szczęścia. Nie spojrzał mu jednak w oczy, stawiając niewielką ilość żetonów na wysokie liczby w myśl obranej wcześniej strategii.
— Powodzenia — lisi uśmiech, jaki ubrał na twarz, wyczekiwał wyniku tej rozgrywki, w czasie gdy kostki lodu rozpuszczały się w importowanej whisky, popijanej przez Olafa z szerokiego kryształu. Krupier puścił koło w ruch, lecz nowy towarzysz miał jeszcze czas obstawiać, od niego zależało zaś jaką strategię obierze. Niezależnie od wszystkiego, Wahlberg zamierzał ją wykorzystać, wygrać, zabawić się.
Mikkel Guldbrandsen
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Dołączywszy do stołu, przy którym grano w ruletkę, powiódł spojrzeniem po kilkorgu zebranych; żadna twarz nie wydawała mu się ani trochę znajoma, nie znał nikogo z nich, odwiedzał czasem Sundsvall Casino, lecz nie na tyle często, by zapamiętać nawet i stałych gości. Lokal cieszył się zresztą sporą popularnością wśród zamożniejszej części społeczeństwa galrdów, nawet więc on, żyjący z obserwacji innych widzących, miałby z tym problem. Uwagę Guldbrandsena przyciągnął jednak jeden z mężczyzn, elegancki i w zbliżonym doń wieku, oceniając to na oko, gdy zdecydował się podzielić z nowoprzybyłym gościem spostrzeżeniem co do wyników rzutów. Kącik ust Mikkela uniósł się w nieprzewrotnym uśmiechu, nie sugerującym jeszcze nic konkretnego. Nieszczególnie wierzył w chęć pomocy i dobre rady innych gości kasyna. Wszystkim im chodziło przecież o wygraną. Jak najwyższą wygraną. Im więcej dobrych trafień, tym mniejsza pula do zgarnięcia. Bywali jednak i tacy - altruiści. Dość rzadcy, szczególnie w wyższych sferach. Guldbrandsen nie czuł się ich częścią, choć wielu powiedziałoby, że do nich należy. Nigdy nie martwił się o pieniądze, nie musiał. Nie sądził jednak, by go zepsuły, nie uznawał ich za najważniejsze, lecz niezbędne do osiągnięcia celów, poniekąd wierzył, że rządziły światem wraz z pragnieniem władzy i potęgi.
- Rachunek prawdopodobieństwa mógłby podpowiedzieć zatem, że zaraz się to zmieni - odparł Mikkel, kiedy zajął już wolne krzesło obok nieznajomego mężczyzny, który nie uniósł nawet na niego spojrzenia, pełnię uwagi poświęcając żetonom postawionym zgodnie z tym, co zasugerował przed chwilą. Mikkel pokręcił jeszcze głową, kiedy krupier spojrzał na niego, nim wprawił koło w ruch. Zamierzał postawić w następnej kolejce. - Nie dziękuję. Nie powiedziałbym jednak tego samego, nie o to tu przecież chodzi, czyż nie? - rzekł, pozwalając, by w kąciku ust zatańczyła nuta ironii. Nie przyszedł tu z desperacji, nie potrzebował wysokiej wygranej, lecz przegrywać nie znosił - duch rywalizacji był w nim silny. Zerknął na szklankę z whisky, którą popijał nieznajomy o lisim uśmiechu. Akurat obok nich przechodziła kelnerka o miodowych włosach upiętych wysoko nad karkiem, aby wyeksponować długą szyję i jeszcze głębszy dekolt. Skinął na nią dłonią taktownie, chcąc złożyć zamówienie. - Dwa razy akvavit poproszę - zwrócił się do niej; nie minęła chwila, a zmaterializowały się dwie szklanki z norweską wódką. Jedną z nich przesunął w kierunku swego sąsiada. - Mikkel - przedstawił się, podając mu dłoń.
- Rachunek prawdopodobieństwa mógłby podpowiedzieć zatem, że zaraz się to zmieni - odparł Mikkel, kiedy zajął już wolne krzesło obok nieznajomego mężczyzny, który nie uniósł nawet na niego spojrzenia, pełnię uwagi poświęcając żetonom postawionym zgodnie z tym, co zasugerował przed chwilą. Mikkel pokręcił jeszcze głową, kiedy krupier spojrzał na niego, nim wprawił koło w ruch. Zamierzał postawić w następnej kolejce. - Nie dziękuję. Nie powiedziałbym jednak tego samego, nie o to tu przecież chodzi, czyż nie? - rzekł, pozwalając, by w kąciku ust zatańczyła nuta ironii. Nie przyszedł tu z desperacji, nie potrzebował wysokiej wygranej, lecz przegrywać nie znosił - duch rywalizacji był w nim silny. Zerknął na szklankę z whisky, którą popijał nieznajomy o lisim uśmiechu. Akurat obok nich przechodziła kelnerka o miodowych włosach upiętych wysoko nad karkiem, aby wyeksponować długą szyję i jeszcze głębszy dekolt. Skinął na nią dłonią taktownie, chcąc złożyć zamówienie. - Dwa razy akvavit poproszę - zwrócił się do niej; nie minęła chwila, a zmaterializowały się dwie szklanki z norweską wódką. Jedną z nich przesunął w kierunku swego sąsiada. - Mikkel - przedstawił się, podając mu dłoń.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Hazard był zabawą, ledwie grą, która odpowiednio wykorzystana mogła przynieść korzyści, jednak zawierzać jej własną przyszłość? Tylko głupiec robiłby coś podobnego. Dlatego też sumy, które dziś obstawiał Wahlberg nie były wygórowane, traktował to jak zabawę, równocześnie stosując strategię maksymalizującą możliwość wygranej. Nie chodziło o pieniądze, zwyczajnie lubił wygrywać.
Nie odpowiedział na słowa mężczyzny. Rachunek prawdopodobieństwa zgłosił, że szanse są dokładnie takie same, jak na samym początku, bo zdarzenie były od siebie losowo niezależne, a przynajmniej... Przynajmniej tak byłoby, gdyby kasyno zawsze grało fair. Żaden z nich nie mógł mieć pewności co do uczciwości tego miejsca, a jednak przepych, czystość i bogactwo, sugerowałoby, że nikt nie chciał ich okantować. Głupota... Zbyt wielu dawało się na to nabrać. Olaf nie tracił więc czujności, głęboko wierząc nawet w takich momentach, że świat jest przeciwko niemu. — Oczywiście, winniśmy być sobie wrogami — odparł, lecz nie dało się wskazać, czy w ironii, czy w fakcie. On sam zresztą tego nie wiedział. Koło kręciło się, srebrna ciężka kulka mijała kolejne liczby, powoli tocząc się i obijając, aż w końcu przystanęła na wysokiej liczbie, co sam skwitował krótkim uśmiechem, przyjmując wygrane żetony. Nie rosły w oczach, ale przecież nie stawiał dużo, nie na jedną kartę. Drobne zakłady przynosiły mniejsze zyski, lecz nie potrzebował ryzykować. Jeszcze. Skinieniem głowy podziękował za postawioną wódkę, znacznie bardziej lokalną niż importowaną whisky. — Olaf — ujął dłoń nowego towarzysza, również pomijając nazwisko, choć nie miał czego się powstydzić. Nie kojarzył jego twarzy, nie bywał w Besettelse, choć dobrze skrojony garnitur i ułożona fryzura, wskazywałyby na to, że go stać. Na palcu jednak brak było obrączki. Co więc przeszkadzało? — Widać fart wciąż jest po mojej stronie — skomentował na wygrany ponownie zakład. Stawianie wciąż na wysokie liczby, wygrywanie czy przegrywanie, to wszystko stopniowo zaczynało nudzić, bo brak w tym było zabawy.
— Załóżmy się o następnego drinka — swoje żetony przesunął na zakład pierwszej dwunastki, tym razem zwyczajnie ryzykując, w oczekiwaniu na to co zrobi mężczyzna, który postanowił mu dziś towarzyszyć. Wtem jakby cień przemknął gdzieś za oczami, a Wahlberg odwrócił się nieco zbyt gwałtownie, szybko jednak wracając wzrokiem do stolika. Zdawało mi się, tylko zdawało. Przewidziany przez wieszczkę atak bólączki mógł nastąpić w każdej sekundzie, nawet tej. — No, chyba że wolisz grać bezpiecznie, Mikkelu... — krótkie mrugniecie okiem i uniesiona w górę szklanka sugerowała jasno, że sam Olaf miał chęć na więcej zabawy, na odskocznie, na odciągnięcie własnych myśli od problemów, nawet jeśli miał porzucić tu dzisiaj złote monety na korzyść krupiera. Sam dorzucił jeszcze kilka żetonów na to samo pole, stawiając wszystko na 1 do 3, że padnie liczba z pierwszej dwunastki planszy.
Nie odpowiedział na słowa mężczyzny. Rachunek prawdopodobieństwa zgłosił, że szanse są dokładnie takie same, jak na samym początku, bo zdarzenie były od siebie losowo niezależne, a przynajmniej... Przynajmniej tak byłoby, gdyby kasyno zawsze grało fair. Żaden z nich nie mógł mieć pewności co do uczciwości tego miejsca, a jednak przepych, czystość i bogactwo, sugerowałoby, że nikt nie chciał ich okantować. Głupota... Zbyt wielu dawało się na to nabrać. Olaf nie tracił więc czujności, głęboko wierząc nawet w takich momentach, że świat jest przeciwko niemu. — Oczywiście, winniśmy być sobie wrogami — odparł, lecz nie dało się wskazać, czy w ironii, czy w fakcie. On sam zresztą tego nie wiedział. Koło kręciło się, srebrna ciężka kulka mijała kolejne liczby, powoli tocząc się i obijając, aż w końcu przystanęła na wysokiej liczbie, co sam skwitował krótkim uśmiechem, przyjmując wygrane żetony. Nie rosły w oczach, ale przecież nie stawiał dużo, nie na jedną kartę. Drobne zakłady przynosiły mniejsze zyski, lecz nie potrzebował ryzykować. Jeszcze. Skinieniem głowy podziękował za postawioną wódkę, znacznie bardziej lokalną niż importowaną whisky. — Olaf — ujął dłoń nowego towarzysza, również pomijając nazwisko, choć nie miał czego się powstydzić. Nie kojarzył jego twarzy, nie bywał w Besettelse, choć dobrze skrojony garnitur i ułożona fryzura, wskazywałyby na to, że go stać. Na palcu jednak brak było obrączki. Co więc przeszkadzało? — Widać fart wciąż jest po mojej stronie — skomentował na wygrany ponownie zakład. Stawianie wciąż na wysokie liczby, wygrywanie czy przegrywanie, to wszystko stopniowo zaczynało nudzić, bo brak w tym było zabawy.
— Załóżmy się o następnego drinka — swoje żetony przesunął na zakład pierwszej dwunastki, tym razem zwyczajnie ryzykując, w oczekiwaniu na to co zrobi mężczyzna, który postanowił mu dziś towarzyszyć. Wtem jakby cień przemknął gdzieś za oczami, a Wahlberg odwrócił się nieco zbyt gwałtownie, szybko jednak wracając wzrokiem do stolika. Zdawało mi się, tylko zdawało. Przewidziany przez wieszczkę atak bólączki mógł nastąpić w każdej sekundzie, nawet tej. — No, chyba że wolisz grać bezpiecznie, Mikkelu... — krótkie mrugniecie okiem i uniesiona w górę szklanka sugerowała jasno, że sam Olaf miał chęć na więcej zabawy, na odskocznie, na odciągnięcie własnych myśli od problemów, nawet jeśli miał porzucić tu dzisiaj złote monety na korzyść krupiera. Sam dorzucił jeszcze kilka żetonów na to samo pole, stawiając wszystko na 1 do 3, że padnie liczba z pierwszej dwunastki planszy.
Mikkel Guldbrandsen
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Sundsvall Casino oferowało prawdziwie wyborną rozrywkę. Mnogość gier, jakie można było wybrać, przyprawiała niemal o zawrót głowy; jedno było pewne - nikt nie będzie się tutaj nudził, nawet jeśli nie przepadał za grami. Alkohol, muzyka, liczni goście, każdy hedonista mógł znaleźć tu coś dla siebie. Pytanie brzmiało - ilu gości wokół nich pojawiło się tu z nudy, ilu z chęci wzbogacenia się, a ilu dla czystej rozrywki i chęci czerpania z życia pełnymi garściami? Hazard jak każda przyjemność był uzależniający. Mikkel chyba rozumiał dlaczego. Ta ekscytacja przed podjęciem ryzyka, niepewność wyniku, silne emocje, czy to z powodu wygranej, czy porażki - mogły być uzależniające, jeśli poza murami kasyna człowiek czuł niewiele. Guldbrandsen, powiódłszy spojrzeniem po gościach, mógłby wstępnie określić z kim ma do czynienia. Siedzący naprzeciw nich mężczyzna, wyglądający na zdecydowanie wczorajszego, w pomiętej koszuli miał zdenerwowanie wymalowane na twarzy. Tę złość z rodzaju tych pełnych niepewności jutra. Mikkel śmiałby postawić tezę, że przegrał już wszystko, nawet to, czego nie miał i wciąż się łudzi, że jeszcze zdąży wszystko odzyskać. Nie chciał wpaść w taki stan. Jako człowiek niezwykle zdyscyplinowany nie miał skłonności do uzależnień, po co jednak kusić los? Na wizyty z kasyna pozwalał sobie z rzadka. Częściej palił i wychylał szklankę czegoś mocniejszego. Nikt nie określiłby go mianem hedonisty, rzadziej robił to dla czystej przyjemności, a częściej dla odwrócenia uwagi od własnych myśli i wyrzutów sumienia - związanych z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością także. Niekiedy większość problemów powstawała właśnie w jego głowie.
- To za wiele powiedziane. Czy to nie jak sport? Po prostu rywalami - odparł Mikkel pogodnym tonem, zaśmiawszy się krótko. Nie powiedziałby, że wrogowie to odpowiednie określenie dla dwójki graczy w ruletkę. To miano pozostawiłby dla kogoś, kto wzbudzałby w nim szczerą nienawiść - każdego ślepca i przestępcy. - Miło poznać - wyrzekł w ramach zwyczajowej uprzejmości, choć nie miał jeszcze pojęcia, czy naprawdę będzie miło. Po zaledwie kilku chwilach w jego towarzystwie niewiele mógł stwierdzić poza tym, że ewidentnie Olaf miał co w kasynie wydawać. Drogie ubranie, liczne żetony, absolutny spokój na twarzy. - Gratuluję - skomentował kolejny wynik, unosząc szklankę do ust; na pewno określiłby się mianem lokalnego patrioty, jeśli chodziło o alkohole. Szkocka whisky cieszyła podniebienie, lecz nie bardziej niż wódka z rodzinnej destylarni.
Zaśmiał się znów, kiedy Olaf zaproponował mu zakład i sprowokował go subtelnie, sugerując, że lękałby się zagrać ryzykownie. Guldbrandsen był jednak człowiekiem, którego sprowokowanie było sztuką; potrafił trzymać nerwy na wodzy, zachować zimną krew. Zwłaszcza, gdy chodziło o takie błahostki jak gra.
- Wolę grać mądrze. Załóżmy się jednak, dlaczego nie - odpowiedział, zgadzając się ostatecznie na dodatkowy zakład. Zauważył, że Olaf ogląda się za czymś gwałtownie. Obawiał się czegoś? Kogoś? Mikkel nie skomentował tego jednak w żaden sposób, udał, że nie widzi. Sięgnął do własnych żetonów, kiedy przyszła jego kolej, aby obstawić. - Niech będą parzyste - zdecydował ostatecznie.
Czy dopisze mu szczęście?
- To za wiele powiedziane. Czy to nie jak sport? Po prostu rywalami - odparł Mikkel pogodnym tonem, zaśmiawszy się krótko. Nie powiedziałby, że wrogowie to odpowiednie określenie dla dwójki graczy w ruletkę. To miano pozostawiłby dla kogoś, kto wzbudzałby w nim szczerą nienawiść - każdego ślepca i przestępcy. - Miło poznać - wyrzekł w ramach zwyczajowej uprzejmości, choć nie miał jeszcze pojęcia, czy naprawdę będzie miło. Po zaledwie kilku chwilach w jego towarzystwie niewiele mógł stwierdzić poza tym, że ewidentnie Olaf miał co w kasynie wydawać. Drogie ubranie, liczne żetony, absolutny spokój na twarzy. - Gratuluję - skomentował kolejny wynik, unosząc szklankę do ust; na pewno określiłby się mianem lokalnego patrioty, jeśli chodziło o alkohole. Szkocka whisky cieszyła podniebienie, lecz nie bardziej niż wódka z rodzinnej destylarni.
Zaśmiał się znów, kiedy Olaf zaproponował mu zakład i sprowokował go subtelnie, sugerując, że lękałby się zagrać ryzykownie. Guldbrandsen był jednak człowiekiem, którego sprowokowanie było sztuką; potrafił trzymać nerwy na wodzy, zachować zimną krew. Zwłaszcza, gdy chodziło o takie błahostki jak gra.
- Wolę grać mądrze. Załóżmy się jednak, dlaczego nie - odpowiedział, zgadzając się ostatecznie na dodatkowy zakład. Zauważył, że Olaf ogląda się za czymś gwałtownie. Obawiał się czegoś? Kogoś? Mikkel nie skomentował tego jednak w żaden sposób, udał, że nie widzi. Sięgnął do własnych żetonów, kiedy przyszła jego kolej, aby obstawić. - Niech będą parzyste - zdecydował ostatecznie.
Czy dopisze mu szczęście?
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
W miejscu takim jak to nie szukał przyjaźni, ani wrogów. Miało służyć za świątynie dobrej zabawy, banalnej rozrywki, którą opłacały złote talary. Zresztą, tak też łatwiej było skupić mu myśli, wśród brzdęku żetonów i woni bogactwa. Obecny tu barokowy przepych nadawał swoistej renomy Sundsvall Casino, lecz rozmyślania uciekały gdzieś dalej, przezornie zatrzymując się oczywiście jedynie w jego głowie. Przedziwne spotkania ostatnich dni musiał zachować dla siebie, lecz przesiąknięty niepewnością i przeświadczeniem, że ktoś stoi za każdym złym scenariuszem, nawet jeśli ten się nie zrealizował, domagał się odpowiedzi. Tamta kobieta, piękna jak noc, zdawała się doskonale wiedzieć, jak upłyną mu następne dni. Wyczekiwany atak bólączki miał nastąpić wkrótce, jednak dokładny termin wciąż pozostawał nieznany, przynajmniej jemu. A może to jednak oszustka? Na chwilę Wahlberg zatrzymał wzrok na dosiadającym się mężczyźnie, dopatrując się w nim złej intencji, która mogłaby zaważyć na osobie Olafa. Pogodny ton, a nawet krótko śmiech wskazywałby na szczerość, ale nigdy nie mógł być pewien.
— Cała przyjemność po mojej stronie, rywalu — mruknął, przyglądając się po raz kolejny kręcącemu się kołu, które stopniowo wstrzymywało się na obranym przez Olafa zakładzie, co przyjął z uśmiechem, po raz kolejny obławiając się w żetony. Dziś wychodził już na plus, lecz nie zamierzał tej zabawy traktować inaczej niż rozrywki, bo nie na takim zysku mu zależało. Złoto przepływało przez Besettelse, o wiele piękniejsze i łaskawsze, zaś tu zawsze wygrywało kasyno, należało to wiedzieć, zanim przystąpi się do rozgrywki.
Gdy nowy towarzysz tego wieczora przystał na zakład, sam Wahlberg uśmiechnął się, przez krótki moment rozważając, co powinno być jego przedmiotem, jednak pozwalając, aby ten obstawił. — Widać masz wiele szczęścia — mruknął z uśmiechem, niedługo potem wstając od stołu, zaraz po tym jak kiwnął jeszcze głową krupierowi, zostawiając mu odpowiedni napiwek. — Blackjack. Załóżmy się przy tamtym stole — wskazał na znajdujące się nieopodal stanowisko do gry, które obsługiwał bardzo młody, lecz przystojny i pewny siebie krupier.
— Tak więc, o co miał być zakład? Ach tak... Drink. Ale mam wrażenie, że to zbyt mało, zbyt trywialnie. Podnieśmy stawkę… Może... — siadając przy stole, na jego środek przesunął pokaźną kupkę żetonów, znacznie większą niż wcześniej obydwaj mężczyźni obstawiali przy ruletce. — Dwa tysiące runicznych talarów — kwota nie była drobna, tyle mniej więcej mógłby zapłacić przeciętny klient za kilka godzin z jedną z mniej pożądanych kurtyzan. Choć Wahlberg sam miał status bogacza, tak zdawał sobie doskonale sprawę z kosztów, jakie ponosili zwykli ludzie, choć przez takowych rozumiał raczej zamożną część społeczeństwa, niż zwykłego galera.
Gdy krupier ułożył przez nim karty, Olaf sięgnął po nie jedynie kątem oka, dostrzegając wypisane weń wartości.
— Dobieram — odrzekł miękko, gdy w kartach miał trzynaście punktów. Krupier na stół wyłożył dwójkę, to pozostawiało jeszcze wiele pola do popisu. Ręce trzymał blisko przy sobie, lecz w nienamiętnej mimice trudno było dostrzec blef, czy prawdę, bo w zwyczaju nie miał, aby się ujawniać. Pozwalać, aby Mikkel wykonał swój ruch, przez krótką chwilę spojrzał mu w oczy, doszukując się tam myśli, które mogłyby zdradzić, który z nich zdobędzie dziś główną nagrodę. — Dobieram — kolejny raz zaryzykował, a los mu sprzyjał. Widać Norny tak chciały. — Dwadzieścia jeden, jak widać — odsłonił własne karty, obwieszczając wygraną, a następnie z nieukrywanym triumfem spojrzał na swojego towarzysza, odsłaniając w uśmiechu zęby. Nie oczekiwał gratulacji, lecz nie omieszkał przypomnieć mu o przegranej, również w ten sposób, odsuwając od siebie karty i przysuwając żetony. Należało odebrać pulę nagród.
— Cała przyjemność po mojej stronie, rywalu — mruknął, przyglądając się po raz kolejny kręcącemu się kołu, które stopniowo wstrzymywało się na obranym przez Olafa zakładzie, co przyjął z uśmiechem, po raz kolejny obławiając się w żetony. Dziś wychodził już na plus, lecz nie zamierzał tej zabawy traktować inaczej niż rozrywki, bo nie na takim zysku mu zależało. Złoto przepływało przez Besettelse, o wiele piękniejsze i łaskawsze, zaś tu zawsze wygrywało kasyno, należało to wiedzieć, zanim przystąpi się do rozgrywki.
Gdy nowy towarzysz tego wieczora przystał na zakład, sam Wahlberg uśmiechnął się, przez krótki moment rozważając, co powinno być jego przedmiotem, jednak pozwalając, aby ten obstawił. — Widać masz wiele szczęścia — mruknął z uśmiechem, niedługo potem wstając od stołu, zaraz po tym jak kiwnął jeszcze głową krupierowi, zostawiając mu odpowiedni napiwek. — Blackjack. Załóżmy się przy tamtym stole — wskazał na znajdujące się nieopodal stanowisko do gry, które obsługiwał bardzo młody, lecz przystojny i pewny siebie krupier.
— Tak więc, o co miał być zakład? Ach tak... Drink. Ale mam wrażenie, że to zbyt mało, zbyt trywialnie. Podnieśmy stawkę… Może... — siadając przy stole, na jego środek przesunął pokaźną kupkę żetonów, znacznie większą niż wcześniej obydwaj mężczyźni obstawiali przy ruletce. — Dwa tysiące runicznych talarów — kwota nie była drobna, tyle mniej więcej mógłby zapłacić przeciętny klient za kilka godzin z jedną z mniej pożądanych kurtyzan. Choć Wahlberg sam miał status bogacza, tak zdawał sobie doskonale sprawę z kosztów, jakie ponosili zwykli ludzie, choć przez takowych rozumiał raczej zamożną część społeczeństwa, niż zwykłego galera.
Gdy krupier ułożył przez nim karty, Olaf sięgnął po nie jedynie kątem oka, dostrzegając wypisane weń wartości.
— Dobieram — odrzekł miękko, gdy w kartach miał trzynaście punktów. Krupier na stół wyłożył dwójkę, to pozostawiało jeszcze wiele pola do popisu. Ręce trzymał blisko przy sobie, lecz w nienamiętnej mimice trudno było dostrzec blef, czy prawdę, bo w zwyczaju nie miał, aby się ujawniać. Pozwalać, aby Mikkel wykonał swój ruch, przez krótką chwilę spojrzał mu w oczy, doszukując się tam myśli, które mogłyby zdradzić, który z nich zdobędzie dziś główną nagrodę. — Dobieram — kolejny raz zaryzykował, a los mu sprzyjał. Widać Norny tak chciały. — Dwadzieścia jeden, jak widać — odsłonił własne karty, obwieszczając wygraną, a następnie z nieukrywanym triumfem spojrzał na swojego towarzysza, odsłaniając w uśmiechu zęby. Nie oczekiwał gratulacji, lecz nie omieszkał przypomnieć mu o przegranej, również w ten sposób, odsuwając od siebie karty i przysuwając żetony. Należało odebrać pulę nagród.
Mikkel Guldbrandsen
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Przyjaźni Mikkel nie szukał już od dawna, wrogów zaś szukać nie musiał, znajdywali się przecież sami, zdecydowanie zbyt często i licznie przez wykonywany zawód. Od zawsze był człowiekiem nieufnym, zamkniętym w sobie i zdystansowanym. Nigdy nie miał wokół siebie licznego grona znajomych, bo nie potrafił się przed nimi otworzyć; uchodził też za osobę raczej trudną w obejściu przez sztywność charakteru, umiłowanie zasad i przekładanie towarzystwa książek ponad ludzkie. Za czasów szkolnych i studenckich bywał tym prymusem, na którego większość psioczyła za plecami, lecz każdy prosił o notatki. Później Guldbrandsen uznał, że może tak miało być, że dzięki temu będzie mu łatwiej w Kruczej Straży. Bliskie więzi z innymi mogły stanowić jedynie przeszkodę. W miejscach takich jak to chętnie podejmował jednak rozmowę, szukał tu wszak rozrywki i dobrej zabawy, oderwania myśli od rzeczywistych problemów, zapomnienia. Znajomości te miały trwać zaledwie kilka godzin, najwyżej do rana, jeśli dotyczyła urodziwej widzącej. Z pewnością żadna nie przeradzała się w coś więcej ponad ukrywaną niechęć. Opanowanie Guldbrandsena i wrodzony spokój niekiedy wzbudzały w innych niemalże irytację. Trudno było wyprowadzić go z równowagi. Na ironiczne powtórzenie Olafa właściwie nie zareagował. Nie spodziewał się, że spotka go raz jeszcze i to nie w kasynie lub innym miejscu rozpusty. - Jeszcze zobaczymy - wyrzekl tylko, pogodnym tonem; gra pokaże, czy rzeczywiście będzie przyjemnością. Na tę chwilę Mikkelowi trudno bylo ocenić jak bardzo poważnie Olaf potraktuje ich rozgrywkę oraz zaklad. Na pewno nie wyglądał na człowieka, którego przegrana w ruletkę moglaby zrujnować finansowo.
Wąskie usta Kruczego Strażnika rozciągnęły się w uśmiechu, gdy i jemu poszczęściło się w grze. Postąpił inaczej, niż Olaf mógł się spodziewać, dobierając inne parametry obstawienia, co ostatecznie wyszlo mu na dobre. Z zadowoleniem zgarnął wskazane przez krupiera żetony w swoją stronę i uniósl szklankę do ust, by mocne akvavit znów zapiekło go w gardle.
- Może to szczęście, może talent, kto wie - wyrzekł z szelmowskim uśmiechem. - Jeśli szczęście, niech nie opuszcza przez następne kilka godzin - dodał, po krótkim zastanowieniu uznawszy, że jego slowa mogly zostać odebrane jako znajomość nie do końca uczciwych technik - do tego zaś by się nie posunął. Nigdy nie oszukiwał w grach i sporcie, sumienie i tak miał już ciężkie od innych przewin.
Dopiero co usiadł przy stole z ruletką, zdążył obstawić zaledwie raz, lecz niespodziewany towarzysz wieczoru już zaproponował, by zmienili miejsce i grę na nieco bardziej ekscytującą, bo uzależnioną od czegoś więcej niż szczęścia i przypadku. Spojrzenie ciemnobrązowych oczu, których odcień mógł się wydawać Wahlbergowi znajomy, podążyło za jego wzrokiem w stronę stolu z blackjackiem.
- Masz duży apetyt, co, Olafie? - zaśmial się Mikkel, unosząc lekko brew, gdy usłyszał kwotę o jaką mieliby się założyć. Dwa tysiące runicznych talarów to już sporo, nawet dla niego. Nie na tyle, by miał głodować do pierwszego i popaść w ruinę finansową, ale wykluczałoby to już zabawę bez opamiętania dzisiejszej nocy. Coś w spojrzeniu widzącego nie pozwoliło mu jednak odrzucić wyzwania - W porządku. Niech będzie. Dwa tysiące runicznych talarów - zgodził się Guldbrandsen i podał Olafowi dłoń, by dobić zakładu. Wraz z nim opuścil pozostałych graczy w ruletkę, kiwnął krupierowi głową krupierowi w podzięce; po chwili obaj zasiedli przy stole do popularniejszej, karcianej gry ze swoimi żetonami i akvavit. Mikkel pewnym ruchem przesunął odliczoną ilość żetonów, o ustalonej w zakładzie wartości, na stół i sięgnął po karty ułożone przedeń przez innego krupiera.
Ledwie zerknął na swoje karty i wiedział już, że nie będzie najlepiej. Zachował jednak ten sam wyraz twarzy, pogodny, lekko uśmiechnięty, nie chcąc zdradzić swojego niezadowolenia, gdy mówiąc: - Ja również dobieram - wychodził na tym coraz gorzej. Zerkał ukradkiem na Olafa, na chwilę uchwycił jego spojrzenie w tym samym momencie i uśmiechnął się wówczas triumfalnie, jakby zaraz miał zwyciężyć te dwa tysiące talarów.
Stało się jednak inaczej, najwyraźniej szczęście zdążyło go już opuścić, a może to Olaf okazał się przebieglejszym lisem niż początkowo to ocenił.
- Widać masz dziś dużo szczęścia, Olafie - powtórzył jego własne słowa, siląc się na uśmiech, on jednak przyszedł mu z trudem, kiedy obserwował jak Wahlberg zgarnia żetony - warte bardzo dużo. Mikkel nie szukał w kasynie okazji do wzbogacenia się, nie znosił jednak przegrywać. - Jeszcze raz? - zaproponował lekkim tonem - jak gdyby nigdy nic.
Wąskie usta Kruczego Strażnika rozciągnęły się w uśmiechu, gdy i jemu poszczęściło się w grze. Postąpił inaczej, niż Olaf mógł się spodziewać, dobierając inne parametry obstawienia, co ostatecznie wyszlo mu na dobre. Z zadowoleniem zgarnął wskazane przez krupiera żetony w swoją stronę i uniósl szklankę do ust, by mocne akvavit znów zapiekło go w gardle.
- Może to szczęście, może talent, kto wie - wyrzekł z szelmowskim uśmiechem. - Jeśli szczęście, niech nie opuszcza przez następne kilka godzin - dodał, po krótkim zastanowieniu uznawszy, że jego slowa mogly zostać odebrane jako znajomość nie do końca uczciwych technik - do tego zaś by się nie posunął. Nigdy nie oszukiwał w grach i sporcie, sumienie i tak miał już ciężkie od innych przewin.
Dopiero co usiadł przy stole z ruletką, zdążył obstawić zaledwie raz, lecz niespodziewany towarzysz wieczoru już zaproponował, by zmienili miejsce i grę na nieco bardziej ekscytującą, bo uzależnioną od czegoś więcej niż szczęścia i przypadku. Spojrzenie ciemnobrązowych oczu, których odcień mógł się wydawać Wahlbergowi znajomy, podążyło za jego wzrokiem w stronę stolu z blackjackiem.
- Masz duży apetyt, co, Olafie? - zaśmial się Mikkel, unosząc lekko brew, gdy usłyszał kwotę o jaką mieliby się założyć. Dwa tysiące runicznych talarów to już sporo, nawet dla niego. Nie na tyle, by miał głodować do pierwszego i popaść w ruinę finansową, ale wykluczałoby to już zabawę bez opamiętania dzisiejszej nocy. Coś w spojrzeniu widzącego nie pozwoliło mu jednak odrzucić wyzwania - W porządku. Niech będzie. Dwa tysiące runicznych talarów - zgodził się Guldbrandsen i podał Olafowi dłoń, by dobić zakładu. Wraz z nim opuścil pozostałych graczy w ruletkę, kiwnął krupierowi głową krupierowi w podzięce; po chwili obaj zasiedli przy stole do popularniejszej, karcianej gry ze swoimi żetonami i akvavit. Mikkel pewnym ruchem przesunął odliczoną ilość żetonów, o ustalonej w zakładzie wartości, na stół i sięgnął po karty ułożone przedeń przez innego krupiera.
Ledwie zerknął na swoje karty i wiedział już, że nie będzie najlepiej. Zachował jednak ten sam wyraz twarzy, pogodny, lekko uśmiechnięty, nie chcąc zdradzić swojego niezadowolenia, gdy mówiąc: - Ja również dobieram - wychodził na tym coraz gorzej. Zerkał ukradkiem na Olafa, na chwilę uchwycił jego spojrzenie w tym samym momencie i uśmiechnął się wówczas triumfalnie, jakby zaraz miał zwyciężyć te dwa tysiące talarów.
Stało się jednak inaczej, najwyraźniej szczęście zdążyło go już opuścić, a może to Olaf okazał się przebieglejszym lisem niż początkowo to ocenił.
- Widać masz dziś dużo szczęścia, Olafie - powtórzył jego własne słowa, siląc się na uśmiech, on jednak przyszedł mu z trudem, kiedy obserwował jak Wahlberg zgarnia żetony - warte bardzo dużo. Mikkel nie szukał w kasynie okazji do wzbogacenia się, nie znosił jednak przegrywać. - Jeszcze raz? - zaproponował lekkim tonem - jak gdyby nigdy nic.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Sam, choć nie był fanem paplania, tak przede wszystkim umiał dostrzec korzyści. Ludzi wyprowadzał z równowagi jedynie wtedy, gdy tracił nad sobą panowanie, co wbrew pozorom nie zdarzało mu się zbyt często, lub, wręcz przeciwnie, wtedy kiedy chciał nieco się pośmiać. Czasem to działo się od niechcenia, czasem pojedyncze słowa miały zwyczajnie wywołać jakąś emocje. Mikkel, jak to przedstawił się jego nowy towarzysz tego wieczora, zdawał się słuchać więcej niż mówić, zaś za takimi Wahlberg nie przepadał, osobiście preferując dokładnie te same zagrania. Wiedza to potęga, a bez niej kim byśmy byli? Olafa zresztą od dzieciństwa przyzwyczajono, że ma ją pozyskiwać na wszelkie możliwe sposoby, potem zaś wykorzystując dla siebie samego.
To też czynił, tworząc sobie z galerii sztuki najpiękniejszy z domów uciech w tym mieście. Tego człowieka nigdy tam nie widział, choć był odpowiednio zamożny, aby z niego skorzystać. Hermetyczne środowisko nie zapraszało jednak w swe progi każdego.
— Tego też ci życzę — skłamał, zdecydowanie bardziej woląc, aby szczęście dotrzymało mężczyźnie kroku przez chwilę, nastroiło go na sukces, połechtało ego i apetyt, a następnie zniknęło w nieoczekiwanych okolicznościach, gdy to Wahlberg będzie ze stołu zbierał wszystkie jego żetony. Ot tak, dla zabawy. — Zawsze proszę o tyle, ile dostaję — przesadna butność siebie już nie raz go zgubiła, kłamał więc kolejny raz, szczerząc się, bo oto kolejny raz tego wieczora wygrywał. Kwota nie była niska, choć nie powinna sprawić trudności zamożnemu galdrowi. Oczywiście powtarzanie takich zakładów w końcu doprowadzi do znacznego uszczuplenia kieszeni, choć tym Olaf obecnie zajmował się najmniej. Zyski, jakie przynosiło Besettelse były wystarczające, aby móc pozwolić sobie w tym dniu na kosztowną zabawę.
Ściśniętą dłoń miała zatwierdzić zakład, a ten, przynajmniej w myśl Olafa i tak powinien przechylić się na jego stronę. Szczęście mu dopisało, i gdy ostatnia karta trafiła na stół, a wynik składał się na dokładne oczko, wtedy też Wahlberg uśmiechnął się, triumfując.
— Wiesz, jak powiadają, Mikkelu, kto nie ma szczęścia w miłości, ma je w kartach — mrugnął, racząc go wyświechtanym przez lata frazesem, który nic wspólnego z rzeczywistością nie miał, ale pozwalał samotnikom, lub samotniczkom tłumaczyć sobie własne uniesienia w kasynie, które w miarę upływu czasu waliły się jak domek z kart. W oczach towarzysza doszukiwał się czegoś na rodzaj wściekłości, próbując wyczuć, jak rzeczywiście obeszła go przegrana. Dwa tysiące runicznych talarów widać nie stanowiło wyzwania, bo zaraz potem sam podniósł zakład. — Hu-hu — cmoknął, bez oporów na stół przesuwając taką ich ilość, a następnie dokładając od siebie dodatkowy tysiąc. — Trzy — mrugnął, a nastepnie gdy karty poszły w ruch ze spokojem w policzkach, przyjmował i dobierał kolejne, aż w końcu w jego dłoni i na stole znów ułożyło się magiczne oczko.
— To mój dzień. Jesteś pewien, że dalej chcesz grać? — obciągnął rękawy marynarki, poprawiając jej kołnierz, gdy to palcem wskazywał kelnerowi, aby ten polał kolejnego drinka. Olaf stracił rachubę, kto stawia, lecz to nie miało znaczenia, rachunek był otwarty. — Proponowałbym coś znacznie bardziej emocjonującego, być może... — wzrokiem odnalazł smukłą i wysoką samotną blondynkę, która przy barze popijała właśnie wódkę z wysokiego kieliszka, wyraźnie znużona lub oczekującą na kogoś. — O nią — prawo pierwszeństwa? Pierwszej nocy? Podrywu?
Na dłoni Mikkela nie dostrzegł obrączki, ta sama nie uciskała serdecznego palca Wahlberga, od dawna nie. Noc była więc jeszcze młoda, mieli prawo do zabawy.
To też czynił, tworząc sobie z galerii sztuki najpiękniejszy z domów uciech w tym mieście. Tego człowieka nigdy tam nie widział, choć był odpowiednio zamożny, aby z niego skorzystać. Hermetyczne środowisko nie zapraszało jednak w swe progi każdego.
— Tego też ci życzę — skłamał, zdecydowanie bardziej woląc, aby szczęście dotrzymało mężczyźnie kroku przez chwilę, nastroiło go na sukces, połechtało ego i apetyt, a następnie zniknęło w nieoczekiwanych okolicznościach, gdy to Wahlberg będzie ze stołu zbierał wszystkie jego żetony. Ot tak, dla zabawy. — Zawsze proszę o tyle, ile dostaję — przesadna butność siebie już nie raz go zgubiła, kłamał więc kolejny raz, szczerząc się, bo oto kolejny raz tego wieczora wygrywał. Kwota nie była niska, choć nie powinna sprawić trudności zamożnemu galdrowi. Oczywiście powtarzanie takich zakładów w końcu doprowadzi do znacznego uszczuplenia kieszeni, choć tym Olaf obecnie zajmował się najmniej. Zyski, jakie przynosiło Besettelse były wystarczające, aby móc pozwolić sobie w tym dniu na kosztowną zabawę.
Ściśniętą dłoń miała zatwierdzić zakład, a ten, przynajmniej w myśl Olafa i tak powinien przechylić się na jego stronę. Szczęście mu dopisało, i gdy ostatnia karta trafiła na stół, a wynik składał się na dokładne oczko, wtedy też Wahlberg uśmiechnął się, triumfując.
— Wiesz, jak powiadają, Mikkelu, kto nie ma szczęścia w miłości, ma je w kartach — mrugnął, racząc go wyświechtanym przez lata frazesem, który nic wspólnego z rzeczywistością nie miał, ale pozwalał samotnikom, lub samotniczkom tłumaczyć sobie własne uniesienia w kasynie, które w miarę upływu czasu waliły się jak domek z kart. W oczach towarzysza doszukiwał się czegoś na rodzaj wściekłości, próbując wyczuć, jak rzeczywiście obeszła go przegrana. Dwa tysiące runicznych talarów widać nie stanowiło wyzwania, bo zaraz potem sam podniósł zakład. — Hu-hu — cmoknął, bez oporów na stół przesuwając taką ich ilość, a następnie dokładając od siebie dodatkowy tysiąc. — Trzy — mrugnął, a nastepnie gdy karty poszły w ruch ze spokojem w policzkach, przyjmował i dobierał kolejne, aż w końcu w jego dłoni i na stole znów ułożyło się magiczne oczko.
— To mój dzień. Jesteś pewien, że dalej chcesz grać? — obciągnął rękawy marynarki, poprawiając jej kołnierz, gdy to palcem wskazywał kelnerowi, aby ten polał kolejnego drinka. Olaf stracił rachubę, kto stawia, lecz to nie miało znaczenia, rachunek był otwarty. — Proponowałbym coś znacznie bardziej emocjonującego, być może... — wzrokiem odnalazł smukłą i wysoką samotną blondynkę, która przy barze popijała właśnie wódkę z wysokiego kieliszka, wyraźnie znużona lub oczekującą na kogoś. — O nią — prawo pierwszeństwa? Pierwszej nocy? Podrywu?
Na dłoni Mikkela nie dostrzegł obrączki, ta sama nie uciskała serdecznego palca Wahlberga, od dawna nie. Noc była więc jeszcze młoda, mieli prawo do zabawy.
Mikkel Guldbrandsen
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Milczenie jest złotem, mowa zaś srebrem, tak mówiono. Mikkel był zdania, że należało znać balans pomiędzy jednym i drugim. Wiedzieć kiedy milczeć, kiedy zaś co powiedzieć. Wymagało to jednak sporo taktu. Zwłaszcza, kiedy chodziło o osiągnięcie pewnego celu, to była jednak cecha manipulantów i intrygantów - Guldbrandsen zaś do nich nie należał. Dołączywszy jednak do wysłanników Kruczej Straży po prostu musiał, gdy w grę wchodził wywiad mający na celu tropienie ślepców. Uczył się tego wciąż, choć nie leżało to w jego naturze. Był raczej obserwatorem. Wolał milczeć, przyglądać się, wyłapywać drobne niuanse - zmiany w mimice, tonie głosu, kierunkach posyłanych spojrzeń. Te drobne gesty mogły powiedzieć zaskakująco wiele. Taka wiedza rzeczywiście mogła okazać się potęgą, kluczem do rozwiązania zagadki natury rozmówcy. Z kim miał do czynienia? Paranoikiem, kłamcą, kimś naiwnym? Tego wieczoru był już pewien, że z kimś sprytnym. Tajemniczy Olaf ogrywał go raz po raz i nie tylko jego. To tylko szczęście, czy coś więcej? Mikkel obserwował każdy jego ruch uważnie, lecz nienachalnie; nie zdołał jednak dostrzec żadnych oznak oszustwa. Przynajmniej na razie. Najwyraźniej szczęście bardzo szybko przestało mu sprzyjać. Może nie powinien był dziękować za wypowiedziane przez Olafa życzenia, by go nie opuszczało. Szlag by to trafił.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia, nie jest tak? - spytał Guldbrandsen, unosząc lekko brew. Zazwyczaj wygrana, sukces, osiągnięcie celu motywowały i zachęcały do zdobycia kolejnych. Zdobywszy fortunę, bogaci pragnęli ją pomnażać i nie zaznawali spokoju, dopóki talary nie piętrzyły się w skarbcach. Pobicie rekordu prowokowało do kolejnych zmagań z własnymi słabościami i zapisania się w historii - obojętnie jakiej. To leżało w ludzkiej naturze - człowiek wciąż pragnął więcej i więcej. Dziś jednak Guldbrandsen miał skromniejsze życzenie: przestać przegrywać, bo niebawem nie będzie miał za co kupić prezentów świątecznych na zbliżające się Jul.
- Gdyby tak było, to byłbym bogatszy niż Tordenskioldowie - mruknął Mikkel żartobliwym tonem, sięgając za poły marynarki, by wyciągnąć z wewnętrznej kieszeni srebrną papierośnicę i jednego papierosa wetknąć sobie do ust. Wyciągnął ją również w kierunku Olafa, by poczęstował się jednym, jeśli miał ochotę. Czuł się głęboko zawiedziony wynikiem ich gry, kolejną przegraną, która już zabolała po kieszeni, lecz nie pozwolił emocjom wypełznąć na wierzch - pozostał spokojny i niewzruszony jak wcześniej, nawet lekko uśmiechnięty, jakby przegrana nie robiła na nim dużego wrażenia. - Niestety, jeszcze, nie jestem, więc obawiam się, że muszę zejść z tej sceny - przyznał szczerze, wzruszając przy tym ramionami. Nie znosił przegrywać (kto lubił?), przepadał za rywalizacją, wiedział jednak kiedy się wycofać. Z rzadka pozwalał, aby emocje przejęły nad nim kontrolę. Zachowanie rozsądku było kluczowe. Szczególnie, gdy człowiek wkraczał do takiej jaskini rozpusty jak Sundsvall Casino. Dążenie do wygranej z nieznajomym za wszelką cenę było grą niewartą świeczki.
- To twój dzień, Olafie, korzystaj więc - zaśmiał się, po cichu zazdroszcząc mu szczęścia w dzisiejszych rozgrywkach i czterech tysięcy talarów w kieszeni. Nie miał jednak zamiaru dłużej być przyczyną tego szczęścia, skoro wyraźnie mu nie szło - nie był głupcem. Mógł zostać przy stole, porozmawiać, napić się kolejnego drinka, nic nie stało na przeszkodzie, nie śpieszyło mu się do domu. Zaintrygowany kolejnymi słowami uniósł na Olafa spojrzenie, zaciągając się papierosem. Co miał na myśli mówiąc o czymś bardziej emocjonującym? Podążył za jego wzrokiem, napotykając stojącą przy barze urodziwą blondynkę. Ciemne brwi zmarszczyły się w raczej nieprzyjemnym wyrazie. - Znasz ją? - spytał. Czy to miało jednak jakiekolwiek znaczenie? - Nie wydaje mi się, aby była przedmiotem, żeby się o nią zakładać - powiedział Mikkel, tonem spokojnym, bez żadnej nuty protekcjonalności, czy kpiny. Zakładanie się o to, kto szybciej zdobędzie uwagę i przychylność dziewczyny, jej adres, czy zgodę na randkę dawno już pozostawił w czasach studenckich, kiedy to człowiek miał pstro w głowie i ulegał cudzym wpływom. Nieistotne kim była ta blondynka, na pewno nie była jednak przedmiotem, o który można było czynić zakłady. - Jeśli masz na nią ochotę, korzystaj z chwili - wyrzekł jedynie, zabijając gorycz porażki kolejnym łykiem skandynawskiej wódki.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia, nie jest tak? - spytał Guldbrandsen, unosząc lekko brew. Zazwyczaj wygrana, sukces, osiągnięcie celu motywowały i zachęcały do zdobycia kolejnych. Zdobywszy fortunę, bogaci pragnęli ją pomnażać i nie zaznawali spokoju, dopóki talary nie piętrzyły się w skarbcach. Pobicie rekordu prowokowało do kolejnych zmagań z własnymi słabościami i zapisania się w historii - obojętnie jakiej. To leżało w ludzkiej naturze - człowiek wciąż pragnął więcej i więcej. Dziś jednak Guldbrandsen miał skromniejsze życzenie: przestać przegrywać, bo niebawem nie będzie miał za co kupić prezentów świątecznych na zbliżające się Jul.
- Gdyby tak było, to byłbym bogatszy niż Tordenskioldowie - mruknął Mikkel żartobliwym tonem, sięgając za poły marynarki, by wyciągnąć z wewnętrznej kieszeni srebrną papierośnicę i jednego papierosa wetknąć sobie do ust. Wyciągnął ją również w kierunku Olafa, by poczęstował się jednym, jeśli miał ochotę. Czuł się głęboko zawiedziony wynikiem ich gry, kolejną przegraną, która już zabolała po kieszeni, lecz nie pozwolił emocjom wypełznąć na wierzch - pozostał spokojny i niewzruszony jak wcześniej, nawet lekko uśmiechnięty, jakby przegrana nie robiła na nim dużego wrażenia. - Niestety, jeszcze, nie jestem, więc obawiam się, że muszę zejść z tej sceny - przyznał szczerze, wzruszając przy tym ramionami. Nie znosił przegrywać (kto lubił?), przepadał za rywalizacją, wiedział jednak kiedy się wycofać. Z rzadka pozwalał, aby emocje przejęły nad nim kontrolę. Zachowanie rozsądku było kluczowe. Szczególnie, gdy człowiek wkraczał do takiej jaskini rozpusty jak Sundsvall Casino. Dążenie do wygranej z nieznajomym za wszelką cenę było grą niewartą świeczki.
- To twój dzień, Olafie, korzystaj więc - zaśmiał się, po cichu zazdroszcząc mu szczęścia w dzisiejszych rozgrywkach i czterech tysięcy talarów w kieszeni. Nie miał jednak zamiaru dłużej być przyczyną tego szczęścia, skoro wyraźnie mu nie szło - nie był głupcem. Mógł zostać przy stole, porozmawiać, napić się kolejnego drinka, nic nie stało na przeszkodzie, nie śpieszyło mu się do domu. Zaintrygowany kolejnymi słowami uniósł na Olafa spojrzenie, zaciągając się papierosem. Co miał na myśli mówiąc o czymś bardziej emocjonującym? Podążył za jego wzrokiem, napotykając stojącą przy barze urodziwą blondynkę. Ciemne brwi zmarszczyły się w raczej nieprzyjemnym wyrazie. - Znasz ją? - spytał. Czy to miało jednak jakiekolwiek znaczenie? - Nie wydaje mi się, aby była przedmiotem, żeby się o nią zakładać - powiedział Mikkel, tonem spokojnym, bez żadnej nuty protekcjonalności, czy kpiny. Zakładanie się o to, kto szybciej zdobędzie uwagę i przychylność dziewczyny, jej adres, czy zgodę na randkę dawno już pozostawił w czasach studenckich, kiedy to człowiek miał pstro w głowie i ulegał cudzym wpływom. Nieistotne kim była ta blondynka, na pewno nie była jednak przedmiotem, o który można było czynić zakłady. - Jeśli masz na nią ochotę, korzystaj z chwili - wyrzekł jedynie, zabijając gorycz porażki kolejnym łykiem skandynawskiej wódki.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Gromadzenie pokaźnych sum złotych talarów, choć niezwykle powtarzalne, tak z pewnością nie było nudne. Właściwie Olaf traktował to jako swoje największe hobby, od ponad dziesięciu lat doprowadzając własne talenty do perfekcji, gotów pozyskiwać choćby z powietrza niebotyczne kwoty. Galeria sztuki funkcjonowała doskonale, znajdujący się w podziemiu dom uciech nawet lepiej. Starannie dobierani klienci spragnieni najwyższej formy luksusowej rozrywki zostawiali w Besettelse majątki, a teraz on mógł bawić się ich kosztem, pozyskując kolejne tysiące od niczego nieświadomego mężczyzny, który wyraźnie nie był zadowolony z przegranej, choć trzeba przyznać, że przyjmował ją z klasą i godnością.
Wahlberg uśmiechnął się szerzej na żart, sam nie komentując własnego stanu matrymonialnego, bo choć miłość nie plasowała się w obrębie jego zainteresowań, tak przecież większość związku z Lykke nie była taka zła. Problemy rozpoczęły się, gdy przestała być laleczką, z którą romansował ku uciesze tabloidów, a stała się żoną, wyobrażającą sobie nader dużo wobec męża i nieraz chwytająca się każdej okazji, aby własnym charakterem uprzykrzyć mu życie. Biorąc papierosa od Mikkela kiwnął głową w podzięce, a odpalony dym tytoniowy uderzył w płuca po raz kolejny, zwiastując jak udanym miał stać się ten wieczór. Krótka przerwa w pracy, bowiem planował wrócić dzisiejszego wieczora do Besettelse, aby w spokoju przyjrzeć się księgom rachunkowym, obfitowała w kolejny zarobek, tym razem świętowany papierosem i dopijanym drinkiem. Olaf mógł żałować jedynie, że jego towarzysz nie chce grać o kolejne wysokie kwoty, spodziewając się, że ta mogła rzeczywiście odczuwalna być w kieszeni mężczyzny. To tylko zabawa, droga gra dla dżentelmenów, ale niech i tak będzie. Pieniądze przecież to nie wszystko, a przynajmniej tak mówił, bowiem właściciel galerii sztuki uważał zupełnie inaczej.
— Nie mam pojęcia kto to i z pewnością nie jest przedmiotem — zaprzeczył, kłamliwie urażony, że ktokolwiek mógłby jego słowa odebrać w ten sposób, chociaż przecież dokładnie o to mu chodziło, lecz i tak nie powiedziałby w głos. Uprzedmiotawiał ją, traktował niczym rozrywkę, lecz niegotowy był skrzywdzić, a rozpieszczać. Poplątane i figlarne myśli jednak i tak błądziły wokół listownej towarzyszki, lecz przecież nie planował więcej, jedynie krótką rozmową, flirt, rozrywkę. — Jeśli jednak poddajesz się bez walki, to z największą przyjemnością będę ją adorował. Postawię jej na twój koszt drinka — uśmiechnął się błogo i dopijając jeszcze jednym łykiem pozostałości alkoholu w szklance, wstał od stołu, wcześniej zbierając zdobyte żetony i zostawiając krupierowi odpowiedni napiwek za jego usługę. — Do zobaczenia, Mikkelu — mężczyźnie podał dłoń, aby mogli wymienić się uściskami, a następnie nie czekając na dalszą część pogawędki, opuścił stół do gry w oczko, aby udać się w stronę piękności, która przykuła jego oko. Jeśli niedawny towarzysz obserwował go chwilę dłużej, mógł dostrzec, jak Olaf bez cienia zawahania się podchodzi do kobiety, a następnie bezprecedensowo siada obok niej, mierząc spojrzeniem pełnym pragnienia jej nagości.
Olaf i Mikkel z tematu
Wahlberg uśmiechnął się szerzej na żart, sam nie komentując własnego stanu matrymonialnego, bo choć miłość nie plasowała się w obrębie jego zainteresowań, tak przecież większość związku z Lykke nie była taka zła. Problemy rozpoczęły się, gdy przestała być laleczką, z którą romansował ku uciesze tabloidów, a stała się żoną, wyobrażającą sobie nader dużo wobec męża i nieraz chwytająca się każdej okazji, aby własnym charakterem uprzykrzyć mu życie. Biorąc papierosa od Mikkela kiwnął głową w podzięce, a odpalony dym tytoniowy uderzył w płuca po raz kolejny, zwiastując jak udanym miał stać się ten wieczór. Krótka przerwa w pracy, bowiem planował wrócić dzisiejszego wieczora do Besettelse, aby w spokoju przyjrzeć się księgom rachunkowym, obfitowała w kolejny zarobek, tym razem świętowany papierosem i dopijanym drinkiem. Olaf mógł żałować jedynie, że jego towarzysz nie chce grać o kolejne wysokie kwoty, spodziewając się, że ta mogła rzeczywiście odczuwalna być w kieszeni mężczyzny. To tylko zabawa, droga gra dla dżentelmenów, ale niech i tak będzie. Pieniądze przecież to nie wszystko, a przynajmniej tak mówił, bowiem właściciel galerii sztuki uważał zupełnie inaczej.
— Nie mam pojęcia kto to i z pewnością nie jest przedmiotem — zaprzeczył, kłamliwie urażony, że ktokolwiek mógłby jego słowa odebrać w ten sposób, chociaż przecież dokładnie o to mu chodziło, lecz i tak nie powiedziałby w głos. Uprzedmiotawiał ją, traktował niczym rozrywkę, lecz niegotowy był skrzywdzić, a rozpieszczać. Poplątane i figlarne myśli jednak i tak błądziły wokół listownej towarzyszki, lecz przecież nie planował więcej, jedynie krótką rozmową, flirt, rozrywkę. — Jeśli jednak poddajesz się bez walki, to z największą przyjemnością będę ją adorował. Postawię jej na twój koszt drinka — uśmiechnął się błogo i dopijając jeszcze jednym łykiem pozostałości alkoholu w szklance, wstał od stołu, wcześniej zbierając zdobyte żetony i zostawiając krupierowi odpowiedni napiwek za jego usługę. — Do zobaczenia, Mikkelu — mężczyźnie podał dłoń, aby mogli wymienić się uściskami, a następnie nie czekając na dalszą część pogawędki, opuścił stół do gry w oczko, aby udać się w stronę piękności, która przykuła jego oko. Jeśli niedawny towarzysz obserwował go chwilę dłużej, mógł dostrzec, jak Olaf bez cienia zawahania się podchodzi do kobiety, a następnie bezprecedensowo siada obok niej, mierząc spojrzeniem pełnym pragnienia jej nagości.
Olaf i Mikkel z tematu