:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros
2 posters
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Sro 10 Maj - 19:04
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
25 III 2001
O tym, że zostawiła na dachu buty, termos z resztką herbaty i wciąż grające radio przypomniała sobie gdy byli już na dole, a odtwarzacz wyłączył się zgodnie z zaprogramowanym przechodzeniem w stan uśpienia zawsze, gdy grał bez przerwy przez zbyt długi czas. Powiedzieć, że zupełnie się tym odkryciem nie przejęła to bardzo duże niedopowiedzenie.
Nie mogli zostać na górze z bardzo prostego powodu - na górze byli wszyscy. A to, czego Blanca była absolutnie pewna, to że nie chce być ze wszystkimi. Teraz, w najbliższym czasie, chciała być wyłącznie z Esem. Miała naprawdę proste potrzeby.
I, mając je, potrafiła być całkiem niecierpliwa.
Przemknęli się na dół nie niepokojeni. Kolejnego poranka Blanca miała wątpić, czy zawdzięczali ten spokój swojej skrytości. Bo przecież nie kryli się. Niezbyt pamiętała, ale nie sądziła też, by zachowywali się jakoś wybitnie cicho. Nie wierzyła, by którekolwiek z nich myślało wtedy akurat o tym, by się pilnować.
Jeszcze na górze, zaraz po zejściu z dachu, wsunęła dłoń w rękę Barrosa, splatając swoje palce z jego. Nie chciała przestać go czuć, jakby bała się, że gdy to zrobi - oprzytomnieje. A nie chciała oprzytomnieć. Nie chciała dawać sobie czasu na jakieś rozważania. Nie chciała potknąć się o myśl, że popełnia błąd.
Bo właśnie to robiła. Popełniała błąd.
Jak dotąd była w pokoju Esa tylko raz - zaraz po przyjeździe do Midgardu, zaraz po przeprowadzce, gdy ciasna sypialnia nie była jeszcze oficjalnie lokum Barrosa. Od tego czasu trochę się w pokoju zmieniło i może, w innych okolicznościach, z ciekawością przyjrzałaby się, jak Esteban urządził swoją kryjówkę. Miał jakieś zdjęcia na ścianach? Plakaty? Czy trzymał jakieś rośliny? Miał ciemną pościel czy może jednak kolorową?
Teraz nic z tego jej nie interesowało.
Nie wiedziała, kiedy tak naprawdę wyszła na prowadzenie - kiedy to ona zaczęła prowadzić Barrosa za sobą, a nie odwrotnie. Czy zaraz po zejściu z dachu, czy może dopiero na schodach? A może jeszcze później, już na dole? Niezależnie, kiedy to się stało, sprawiło to, że do pokoju mężczyzny wparowała pierwsza.
I że to ona pchnęła go na drzwi, zatrzaskując je prawdopodobnie głośniej niż powinna, biorąc pod uwagę okoliczności.
Blanca nie była wstydliwa, i teraz, czując jednocześnie przyjemny i cholernie frustrujący ucisk w podbrzuszu, jasnym stało się, że nie chciała czekać. Kiedyś, w innych okolicznościach, może poczuje się jeszcze niezręcznie. Może, znajdując się z Barrosem w podobnie jednoznacznej sytuacji, trochę się jednak zarumieni, może się zawaha. Może, gdy będzie bardziej trzeźwa. Pełna niepokojów i społecznej nieśmiałości.
Teraz jedyne rumieńce wynikały z krwi uderzającej jej do głowy, a jedyne wahanie - z tego, że nie wiedziała, gdzie dokładnie chce mieć ręce, poza tym, że absolutnie wszędzie.
Znów wspierała się o przypartego do drzwi Esa, znów wpijała się w jego wargi, w którymś momencie gryząc je chyba trochę za mocno - bo inaczej dlaczego czułaby na języku pojedynczą kroplę krwi? Cofnęła się tylko na chwilę, by zdjąć z Barrosa kurtkę i sweter, i by ten ostatni zdjąć także z siebie. Potem znów była blisko, znów wciskała ręce pod resztę ciuchów mężczyzny, teraz, gdy już mogła, sunąc wyżej, przez brzuch na klatkę piersiową, ramiona, plecy. Nie było wygodnie, ale było.
Na razie jej wystarczało.
Syciła się jego zapachem, chłonąc go przez niemal zwierzęco rozdęte nozdrza. Gdyby była bardziej przytomna, pomyślałaby pewnie - jak przystało na naukowca - że to w sumie dosyć zabawne, jak działa biologia. W jednej chwili możesz siedzieć z kimś przy jednym stole, jedząc kolację i czując zupełnie nic - tylko po to, by w kolejnej, przy sprzyjających okolicznościach, dostrzegać drobiazgi, które finalnie pozbawiały cię godności.
Poniekąd tak się czuła w tej chwili. Pozbawiona godności. Ani trochę jej to nie przeszkadzało.
Zarost mężczyzny drapał ją lekko, gdy kradła mu kolejne, zachłanne pocałunki. Jej własne paznokcie drapały mu plecy, wciąż skryte jeszcze pod koszulką.
- Czy tutaj już mogę? - spytała w pewnej chwili, z ustami tuż przy uchu eks-wartownika. Gdy odchyliła głowę lekko, w tęczówkach miała już zupełnie płynne, iskrzące zawadiacko złoto.
Esteban Barros
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Czw 11 Maj - 18:36
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Jakkolwiek naiwnie nie brzmiałoby to powiedziane na głos, jak bardzo nie zostałoby obśmiane i jakich pobłażliwych uśmiechów by nie wywołało, Esteban jeszcze nie czuł się w taki sposób. Znał pożądanie – przez długi czas miał przecież żonę, którą kochał i chociaż z czasem ich bliskość wygasła, nie zawsze tak było. Wiedział, jak to jest, gdy kobieta spojrzy na ciebie zza gęstej firanki rzęs i przygryzie wargę, nęcąc by podejść bliżej. Brać. Znał te zaproszenia, ale żar który bił od Blanki, gdy odpowiedział na jej pocałunek, był czymś zupełnie innym – ona nie patrzyła kokieteryjnie z boku, czekając aż zdecyduje się ją wybrać i dać przyjemność. Zrobiła krok w jego orbitę, pokazując, że pragnęła. Nie chowała się za wstydliwością, nie cedziła słów, wykładając wszystkie swoje karty na metaforyczny stół, jednocześnie onieśmielając tym mężczyznę i budząc w nim szaleństwo, o którego istnieniu nie zdawał sobie wcześniej sprawy.
Było mu tak rozkosznie obojętne, czy ktokolwiek z zespołu zauważy ich na trasie z dachu oraz co powiedzą później, że na trzeźwo nie poznałby sam siebie. Może zmroziłoby go, jak łatwo nie przejmuje się konsekwencjami, które prędzej czy później miały nadejść, ale właśnie w tym tkwił sęk. Konsekwencje miały być później, gdy będą kłopotem Przyszłego Estebana.
Teraz najważniejszą rzecz na świecie stanowiły palce Blanki zaciśnięte na jego własnych.
Było mu tak rozkosznie obojętne, czy ktokolwiek z zespołu zauważy ich na trasie z dachu oraz co powiedzą później, że na trzeźwo nie poznałby sam siebie. Może zmroziłoby go, jak łatwo nie przejmuje się konsekwencjami, które prędzej czy później miały nadejść, ale właśnie w tym tkwił sęk. Konsekwencje miały być później, gdy będą kłopotem Przyszłego Estebana.
Teraz najważniejszą rzecz na świecie stanowiły palce Blanki zaciśnięte na jego własnych.
- Spoiler:
Pchnięty na drzwi własnej sypialni zawarczał gardłowo, bez wahania sięgając do talii kobiety, na powrót odnajdując drogę do nagiej skóry na jej plecach oraz zadzierając ubranie wyżej, aż jego dłoń musnęła ostrą krzywiznę łopatki, nie napotykając pasków i zapięć stanika. Biodra mężczyzny ostro poruszyły się do przodu, ocierając o Blankę na tyle, na ile pozwalał na to ich wciąż zdecydowanie zbyt ubrany stan. Kiedy sięgnęła do jego kurtki i swetra, Es nie wahał się, pomagając ściągnąć i odrzucić niepotrzebne warstwy byle gdzie, śmiejąc się cicho, gdy na moment utknęła w golfie. Szarpnął obraźliwy materiał, który w drodze na podłogę został natychmiast zapomniany. Pod jasną podkoszulką zdążył zauważyć kształty nabrzmiałych sutków, ale zanim miał szansę pozbyć się i tego fragmentu garderoby, Vargas na powrót przyparła go do drzwi, paznokciami sunąc po wciąż ukrytych krzywiznach. Nie musiał się nad tym zastanawiać, by wiedzieć, że właśnie wpadał w nowy nałóg – ścieżki, które pozostawiały po sobie ręce Blanki, tak przyjemnie płonęły.
Nie przestając odpowiadać na jej pocałunki, Es objął dłonią nagą pod podkoszulką pierś, wzdychając cicho na jej przyjemny ciężar i ścisnął zaczepnie twardy sutek.
Czy tutaj już mogę?
Dreszcz spłynął mu wzdłuż kręgosłupa, rozsiadając się wygodnie w lędźwiach, kiedy oddech kobiety musnął jego ucho.
- Myślisz, że jesteś taka zabawna – wymamrotał, przez moment nie mogąc odwrócić wzroku, gdy w słabym świetle ognia rozpalonego w piecyku jej oczy błyszczały nieuchwytnym złotem. - Taka cholernie sprytna.
Zadarł w górę podkoszulkę, którą wciąż miała na sobie, nie zawracając sobie głowy próbą jej zdjęcia, kiedy mógł po prostu zgnieść materiał w pięści, nie pozwalając mu z powrotem się obsunąć. Pochylił się, zostawiając kilka wilgotnych, drapiących zarostem pocałunków wzdłuż obojczyka Blanki, jej mostka, aż dosięgnął piersi – lekko chwytał zębami delikatne ciało, by zaraz złagodzić zaczerwienienia językiem. Jej skóra zaczynała smakować solą.
Zacisnął wolną dłoń na pośladku kobiety, przyciągając ją bliżej, zmuszając by wsparła się na udzie, które bezwiednie wsunął między jej nogi.
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Czw 11 Maj - 20:48
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Zagrywki, o których myślał Es, nie były Blance obce – w tym sensie, że wiedziała o ich istnieniu. Nie były jej jednak bliskie w żaden inny sposób. Vargas po prostu tak nie umiała. Nie potrafiła kokietować tak, jak robiły to bohaterki komedii romantycznych. Nie udawała słabszej, niż była i nie wzdychała teatralnie, licząc, że nadjedzie rycerz na białym koniu, który od razu domyśli się, czego panna oczekuje. Nie oceniała – niektórym taka gra wstępna po prostu pasowała. Jej nie. Nie była wystarczająco dobrą aktorką – i zazwyczaj, gdy zaczynało jej w ten czy inny sposób zależeć, zwykle nie miała wystarczająco dużo cierpliwości, by bawić się w takie podchody.
Na Estebanie, okazuje się, najwyraźniej też jej zależało – chociaż Blanca nie potrafiłaby powiedzieć, w jaki sposób dokładnie. Bo chyba tak naprawdę… W ten najprostszy? Ten, który nie miał nic wspólnego z faktycznym zaangażowaniem, za to bardzo wiele – z jednorazową przygodą.
Chociaż, jak miało okazać się już za kilka godzin, tej jednorazowości nie powinna być wcale taka pewna.
Było jej gorąco. Bardzo. Nie było w tym nic dziwnego, Blance zazwyczaj było bardzo ciepło – dużo cieplej niż pozostałym. Teraz jednak ogień żar trawił ją od środka. Znała to uczucie, oczywiście, że tak. Tylko, że już dawno nie było ono aż tak gwałtowne. Nie tak... Młodzieńcze? Wiedziała, że nie jest to najlepsze porównanie, ale trochę tak jej się kojarzyło. Przez ostatnie kilka lat jej uczucia – i seks – były już bardziej dojrzałe, spokojniejsze, bardziej okiełznane. Najpierw z mężem, potem z Yami – z obojgiem znała się na tyle dobrze, by wiedzieć, co sprawia im przyjemność i co sprawia przyjemność jej samej. Nie powiedziałaby, że gdzieś po drodze weszła rutyna, ale chyba jednak tak właśnie było. Blanca chyba po prostu zaczynała się nudzić.
A Es był kimś zupełnie nowym.
Na Estebanie, okazuje się, najwyraźniej też jej zależało – chociaż Blanca nie potrafiłaby powiedzieć, w jaki sposób dokładnie. Bo chyba tak naprawdę… W ten najprostszy? Ten, który nie miał nic wspólnego z faktycznym zaangażowaniem, za to bardzo wiele – z jednorazową przygodą.
Chociaż, jak miało okazać się już za kilka godzin, tej jednorazowości nie powinna być wcale taka pewna.
Było jej gorąco. Bardzo. Nie było w tym nic dziwnego, Blance zazwyczaj było bardzo ciepło – dużo cieplej niż pozostałym. Teraz jednak ogień żar trawił ją od środka. Znała to uczucie, oczywiście, że tak. Tylko, że już dawno nie było ono aż tak gwałtowne. Nie tak... Młodzieńcze? Wiedziała, że nie jest to najlepsze porównanie, ale trochę tak jej się kojarzyło. Przez ostatnie kilka lat jej uczucia – i seks – były już bardziej dojrzałe, spokojniejsze, bardziej okiełznane. Najpierw z mężem, potem z Yami – z obojgiem znała się na tyle dobrze, by wiedzieć, co sprawia im przyjemność i co sprawia przyjemność jej samej. Nie powiedziałaby, że gdzieś po drodze weszła rutyna, ale chyba jednak tak właśnie było. Blanca chyba po prostu zaczynała się nudzić.
A Es był kimś zupełnie nowym.
- Spoiler:
- Nie znała jego ulubionego koloru, ale odkrywała, jak lubi być dotykany. Nie była pewna, czy słodzi kawę, ale teraz, gdy na nią patrzył, uczyła się czytać jego emocje i potrzeby z najlżejszych gestów.
- Jestem. Oczywiście, że jestem – roześmiała się w odpowiedzi na pomruk mężczyzny, sycząc cicho, gdy podrażnił jej sutek. Nabrzmiałe piersi bolały ją od niedotykania, podbrzusze kłuło frustrującymi skurczami. - Inaczej byśmy tu nie byli. Nie tak.
Potem, nad ranem, miała tych słów żałować. Teraz przez myśl jej nie przyszło, że w powyższych stwierdzeniach było coś nie tak.
Przygryzła lekko wargę, gdy zadarł jej koszulkę i westchnęła głęboko, rozkosznie świadoma każdego kolejnego pocałunku. Skóra mrowiła jej wszędzie tam, gdzie usta Barrosa zostawiały kolejne ślady. Gdy dotarł do piersi, wciągnęła powietrze głęboko. Wplatając palce we włosy mężczyzny, przytrzymała go przy sobie przez chwilę – i roześmiała się lekko, czując jego dłoń na swym pośladku.
Szarpnęła Esa za włosy, zmuszając, by cofnął głowę.
- Wyskakuj z ciuchów – rzuciła krótko, uśmiechając się zawadiacko.
Chciała na niego patrzeć. Chciała przez chwilę popodziwiać grę jego mięśni pod skórą, nacieszyć oczy. Była estetką, a atrakcyjne obrazki były jej całkiem lubianą grą wstępną.
Esteban był atrakcyjnym obrazkiem.
Puszczając go, cofnęła się jeden krok, drugi, trzeci. Nie chciała tego robić, nie chciała tego dodatkowego dystansu, ale grała na czas, bo wiedziała, że potem, na końcu, okaże się, że było warto. Blanca znała swoje ciało, doskonale wiedziało jak reagowało na różne formy dotyku – i jak wykorzystywało wcześniejsze napięcie.
Mogła poczekać. Jeszcze mogła.
Patrząc Barrosowi w oczy, przekrzywiła lekko głowę, uśmiechnęła się lekko i powoli ściągnęła koszulkę, rzucając ją pod jedną ze ścian pokoju. Cofając się o jeszcze dwa kroki, tuż za sobą poczuła wreszcie brzeg materaca. Wciąż nie spuszczając z Estebana z oka, sięgnęła do zapięcia spodni i rozpięła je niespiesznie, zsuwając potem leniwie wzdłuż ud.
Liczyła na to samo. Chciała patrzeć. A potem znów dotykać, chłonąc całe ciepło, jakie Barros mógł jej dać. A wiedziała, że mógł. Była tego pewna.
Esteban Barros
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Pią 12 Maj - 14:55
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Gdyby podejście Blanki do kokietowania stało choć odrobinę bliżej ze znajomymi obrazami wyniesionymi z lat małżeństwa, gdyby próbowała tylko go nęcić, nie pokazując otwarcie własnego zainteresowania, wysoce prawdopodobnym było, że otrzeźwiłoby to Estebana. Wylało mu na głowę kubeł zimnej wody i zatrzymało ręce przy sobie, kiedy nadszedł moment, by podjąć decyzję. Na późniejsze nieszczęście ich obojga, Blanca z chirurgiczną precyzją trąciła dokładnie te zastałe trybiki, które odpowiadały za wyłączenie rozsądku na rzecz podstawowych zwierzęcych popędów oraz te które przekierowywały dopływ krwi do mózgu w inne rejony. Jakby ktoś wręczył jej szczegółowy protokół zawierający wszystkie niezbędne kroki, by sabotować rozum mężczyzny. Nawet gdyby chciał poprowadzić rozsądną rozmowę czy skierować uwagę na coś, co nie było astronomką, potrzebowałby na to chwilę czasu – niebezpieczne, zważywszy powód, dla którego był na tej ekspedycji z resztą naukowców. Luka w planie, martwy punkt wielkości góry. Mogąca skończyć się tragicznie słabość.
- Spoiler:
Bezczelne, pozbawione choć cienia wstydu odpowiedzi robiły mu mętlik w pozostałościach świadomych, koherentnych myśli, bezpośrednio wpływając na fakt, że spodnie robiły się coraz bardziej niewygodne. Ucisk w podbrzuszu odbierał jego ruchom zwyczajową płynność, zwiększał siłę z jaką obejmował odsłaniające się przed nim ciało oraz piętnował skórę odbiciami własnych palców i ust. Chciał oglądać je następnego dnia, patrzeć jak zmieniają kolory, a potem odbijać następne.
Pociągnięty za włosy, wydał z siebie dźwięk będący specyficznym mariażem między jękiem a skomleniem, wibrującym gdzieś głęboko w klatce piersiowej. Palce zaciśnięte na pośladku kobiety drgnęły spazmatycznie.
Oddychając ciężej, wsparł tył głowy o drzwi, gdy wydając mu polecenie (czy dając sugestię?), Blanca odsunęła się poza zasięg jego rąk i ust, robiąc kilka kroków w tył w kierunku łóżka. Przyglądał się, jak zdejmowała wymiętą przez niego koszulkę i bezwiednie zwilżył wargi, naśladując jej ruchy. Magiczna, termoaktywna warstwa, z której jeszcze niedawno tak się cieszył, okazywała się być wyjątkowo upierdliwą, gdy przychodziło do sytuacji, w których jego ciało było z natury zbyt rozgrzane – chwytając za jej brzegi, westchnął z cichą ulgą, gdy uparcie przylegający materiał odsłonił wreszcie brzuch, zabarwiony rumieńcem tors i ramiona. Odruchowo przeczesując palcami rozwichrzone włosy, do paska spodni sięgnął niemal leniwie, obserwując kobietę – chciał zobaczyć każdy cięższy oddech oraz przygryzienie warg, chciał nauczyć się, co dokładnie było jego powodem, użyć tej wiedzy, by rozbić ją na milion kawałeczków, a potem poskładać z powrotem.
Nie rozpiął zamka spodni i nie rozebrał tak, jak życzyła sobie tego Blanca – zamiast tego zrobił krok, a potem następny, aż znalazł się na tyle blisko, by sięgnąć do jej nagiego ramienia. Czując na sobie ciężar jej spojrzenia i rosnący w kącie ust uśmiech, delikatnie musnął wierzchem dłoni rozgrzaną skórę, a potem jak gdyby nigdy nic popchnął kobietę, zmuszając ją, by usiadła na łóżku. Pochylił się, wspierając rękę na materacu - czuł bijące od niej ciepło, ukrop który zlewał się w drgający miraż. Ukąsił jej szyję raz, drugi, by bez żadnego ostrzeżenia przyklęknąć przed astronomką, rozrzucając jej uda na boki. Wsunął pod jedno z nich rękę, zostawiając kilka pocałunków na gładkiej skórze, nigdzie się z nimi nie spiesząc, mimo wcześniejszego ponaglania ze strony kobiety. W tej pozycji on miał więcej do powiedzenia – a przynajmniej tak mu się wydawało.
Wspierając dłoń na brzuchu Blanki, znów ją popychając – delikatniej, bardziej jakby tylko sugerował, co mogłaby zrobić – by odchyliła się do tyłu, musnął ustami materiał, za którym kryło się jej rozgrzane centrum, podrażnił je językiem, czując cień słonawej wilgoci.
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Pią 12 Maj - 19:37
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Odkąd zaczęli jeździć w teren, Blanca dosyć szybko przyzwyczaiła się do mówienia - a z czasem także myślenia - w językach innych niż jej ojczysty hiszpański. Angielskiego uczyła się jeszcze w czasach szkolnych, teraz jednak, dzięki odpowiednim eliksirom, bez trudu porozumiewała się w każdym innym języku w jakim było potrzeba. Mowy ojczystej, co jasne, nie zapomniała, ale coraz częściej sięgała po nią, powiedzmy, na specjalne okazje. W chwili wzburzenia. Gdy była zdenerwowana czy zaniepokojona.
I w momentach rozkoszy.
I w momentach rozkoszy.
- Spoiler:
- Patrzyła na Esa, gdy się zbliżał, a przez głowę przelatywały jej kolejne hiszpańskie słowa, którymi mogłaby go opisać. Trudno powiedzieć, czego się spodziewała, ale teraz, gdy stał przed nią półnagi, uzmysłowiła sobie, że chyba nigdy tak naprawdę nie uzmysłowiła sobie do końca, że ma do czynienia z eks-wartownikiem. I, skoro tak, że Barros musi wyglądać jak eks-wartownik. Może, gdyby po służbie przeszedł na cokolwiek przypominającego emeryturę - może wtedy by się rozleniwił. Ale nie przeszedł, a jego ciało zdawało się wciąż doskonale pamiętać, do czego służyło jeszcze nie tak dawno temu.
Mrużąc oczy, nie próbowała nawet udawać, że nie patrzy. Przygryzając dolną wargę, pożerała go wzrokiem, czując, jak serce boleśnie obija jej się o żebra. To nie jest biologicznie możliwe, pomyślała w krótkiej chwili zaskakującej przytomności. To tak nie działa. Myśl uciekła tak samo szybko, jak się pojawiła.
- Estas ardiente de la chingada. - wymruczała płynnym hiszpańskim. W jej ustach brzmiał on słodko jak gęsta, mleczna czekolada.
Nie opierała się, gdy popchnął ją na łóżko. Usiadła posłusznie - i jeszcze posłuszniej wpuściła go między swoje nogi. Wplatając dłoń we włosy mężczyzny, bawiła się nimi, z fascynacją spoglądając, jak składał pocałunki na jej udzie. Zwykle tego nie lubiła - nawet nie będąc tak całkiem wstydliwą, czuła się niezręcznie widząc, jak ktoś się nią zajmował. Czy jeszcze z conejito, czy potem z Yami, zwykle zamykała oczy po to, żeby czuć, ale niekoniecznie patrzeć.
Teraz, ośmielona Pochłaniaczem, patrzyła - i sprawiało jej to przyjemność, o jaką się nie podejrzewała. Spoglądała, jak Barros zostawia kolejne niespieszne pocałunki na jaj rozpalonej skórze. Obserwowała grę mięśni na jego plecach i ramieniu ręki, którą wspierał się tuż obok o materac łóżka. Patrzyła, jak sunie wargami coraz wyżej, coraz bliżej miejsca, w którym tak bardzo go chciała.
Choć zdawało się, że chce zaprotestować, ostatecznie poddała się jego sugestii. Opadając na łóżko, przeciągnęła się z przyjemnością, prężąc się przed Barrosem bez specjalnego wstydu. Westchnęła głęboko, a gdy poczuła na sobie jego język, westchnienie szybko przeszło w cichy jęk satysfakcji.
- Es - mruknęła cicho, mimowolnie wczepiając wyciągnięte nad głową ręce w przyjemnie chłodną kołdrę. Mnąc w dłoniach pościel, spod półprzymkniętych powiek spoglądała na mężczyznę. - Es, czy mógłbyś…
Nie dokończyła, więc trudno było powiedzieć, o co chciała... zapytać? poprosić? zażądać? Tego też nie sposób było stwierdzić.
Gryząc policzek od środka, drżała w jego rękach za każdym razem, gdy przesuwał dłonie gdzieś indziej lub po raz kolejny muskał ją językiem. Było coś, czego wcześniej nie wiedziała - Pochłaniacz ją uwrażliwiał.
Być może trudno było w to uwierzyć, jednak jak dotąd Blanca nigdy nie kochała się będąc pod wpływem. Gdy była jeszcze zamężna, Pochłaniacz wciąż był jej obcy - pierwszy raz spróbowała go dopiero potem, po rozwodzie. Yami z kolei w ogóle nie lubiła, gdy Vargas brała, więc dziewczyna posłusznie starała się nie pokazywać jej w te wieczory, gdy używka musowała we krwi. W efekcie Blanca nie miała pojęcia, że rozprawienie się z lękami to nie jedyne, co Pochłaniacz może jej dać.
Rozchylając nogi szerzej, była gotowa oddać mu się absolutnie cała. Chciała oddać mu się cała.
- Chcę cię, Barros - rzuciła gardłowo, kalecząc swą ojczystą mowę ostrzejszym, bardziej drapieżnym akcentem. - Tak cholernie cię potrzebuję.
Esteban Barros
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Pią 12 Maj - 21:58
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Gdy pierwszy raz zaczął przychodzić na spotkania zespołu badawczego i wyjechał z nimi na wyprawę, Es nie rozumiał, jak mogli się ze sobą porozumiewać w tej chaotycznej mieszance języków, jaką się posługiwali. Portugalski, ojczysty większości, mieszał się z hiszpańskim wyuczonym w czasach szkolnych, angielskim (z którego Es rozumiał pojedyncze słowa) oraz łaciną (której nie rozumiał ni w ząb) – a w ostatnich miesiącach też z językiem Midgardu. Na początku próbował wyłapać jak najwięcej, przyswoić to i owo, by nie czuć się jak ostatni troglodyta w towarzystwie naukowców – choć po to właśnie go ze sobą zabrali, miał być bardziej mięśniem niż rozumem grupy – a potem przestał. Ich słowa płynęły gdzieś obok, a jedynym co rejestrował mózg Barrosa, były zmiany w tonacji oraz barwie głosu, czasem mówiące o wiele więcej niż mogłyby słowa. W którymś momencie przestało mu to przeszkadzać.
W sypialni wolał jednak rozumieć – szczególnie, gdy z ust Blanki spłynęło jedno z tych swobodnych, nieco ordynarnych zdań, których wydźwięk na początku ich znajomości sprawiał, że brew Barrosa unosiła się w górę. Jak wyjaśniła mu na boku Yamileth, była to przypadłość stricte meksykańska – mówić swobodnie, ciskać przekleństwami jak przecinkami.
Uśmiechnął się z zadowoleniem, słysząc, że nie zawiódł oczekiwań, które mogła mieć Blanca – zwykle nie zastanawiał się nad tym, jak wyglądało jego ciało, bo miało po prostu spełniać swoją funkcję i nie zawodzić w najmniej odpowiednich momentach, ale jego ego chętnie przyjęło pochwałę, strosząc piórka. Być może to ona właśnie sprawiła, że zamiast od razu szukać własnej przyjemności, Es skupił się na kobiecie, oddając jej całą uwagę.
W sypialni wolał jednak rozumieć – szczególnie, gdy z ust Blanki spłynęło jedno z tych swobodnych, nieco ordynarnych zdań, których wydźwięk na początku ich znajomości sprawiał, że brew Barrosa unosiła się w górę. Jak wyjaśniła mu na boku Yamileth, była to przypadłość stricte meksykańska – mówić swobodnie, ciskać przekleństwami jak przecinkami.
Uśmiechnął się z zadowoleniem, słysząc, że nie zawiódł oczekiwań, które mogła mieć Blanca – zwykle nie zastanawiał się nad tym, jak wyglądało jego ciało, bo miało po prostu spełniać swoją funkcję i nie zawodzić w najmniej odpowiednich momentach, ale jego ego chętnie przyjęło pochwałę, strosząc piórka. Być może to ona właśnie sprawiła, że zamiast od razu szukać własnej przyjemności, Es skupił się na kobiecie, oddając jej całą uwagę.
- Spoiler:
Pomrukiwał między pocałunkami składanymi na jej skórze, gdy Blanca wplotła mu dłoń we włosy, bawiąc się krótkimi, skręcającymi się kosmykami, zahaczając paznokciami wrażliwy skalp. Czuł jak drobne włoski na karku stawały mu dęba, a dreszcz szczypał lekko ramiona – nie musiał spoglądać w górę, by wiedzieć, że patrzyła tylko na niego, a jednak właśnie to zrobił, zanim popchnął ją na plecy. Spojrzał, na moment przyszpilając ciemnym spojrzeniem pulsujące złoto – kiedy już raz je zauważył, nie był pewien czy potrafił przestać go szukać.
Była w jego dłoniach tak bardzo miękka i ciepła.
Upijał się dźwiękiem swojego imienia w jej ustach, mocniej napierając pocałunkami na rozgrzane centrum, by wreszcie znaleźć w sobie litość dla drżącej coraz mocniej kobiety i odsunąć na bok wilgotny, uprzykrzający im obojgu życie materiał.
Es nigdy nie był religijny – nie leżało to w tradycjach jego rodziny, a niemagiczne budowle zdobione krzyżami traktował raczej jak jeszcze jeden element krajobrazu. Był we wnętrzu kilku z nich, z ciekawości. Wyglądały imponująco, pełne kolorowego światła przesączającego się miękko przez witraże, z wysokim sufitem i figurami o pustych oczach – pomyślał wtedy, że wszyscy ci ludzie czczący niewidzialne bóstwo musieli czuć się bardzo mali. Nie rozumiał, dlaczego ktoś mógłby decydować się świadomie korzyć w ten sposób, ale teraz klęcząc przed ołtarzem bioder Blanki, z jej cierpko-słonym smakiem rozmazanym na brodzie i języku oraz czując każde drgnienie jak własne, był najbliżej zrozumienia jak to jest być człowiekiem wierzącym.
Udo, na którym zacisnął palce, stawało się coraz bardziej śliskie od potu, a każde nowe westchnienie kobiety, kiedy zrobił językiem coś, co wyjątkowo jej się podobało, spływało mu do podbrzusza, sprawiając, że wreszcie nie mógł znieść ucisku spodni. Nie przerywając tego co robił, na ślepo zmierzył się z zadaniem rozpięcia paska i zamka, jęcząc gardłowo, gdy wreszcie zacisnął na sobie dłoń, dając trochę ukojenia.
Chcę cię.
Ukąsił ją w udo tak gwałtownie, że czerwień ochoczo rozlała się w granicach śladu, który zostawiły jego zęby.
- Na kolana – wychrypiał przez ściśnięte gardło.
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Sob 13 Maj - 9:57
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Nie wiedziała, w którym momencie dokładnie wszystkie pozostałe myśli niezwiązane z tu i teraz rozpadły się na milion drobnych okruchów. w jednej chwili jeszcze zabawna, skora do przekomarzań, w kolejnej czuła, jak słowa umykają jej w popłochu, pozostawiając ją w jakiś sposób pustą i bezbronną.
Ta pustka i bezbronność były jednak słodkie jak karmelowe cukierki, które znała z dzieciństwa. Jeszcze tego nie wiedziała, ale już następnego ranka, gdy zacznie odkrywać na skórze kolejne ślady tego, jak blisko była z Esem, miało jej tego uczucia cholernie brakować.
Ta pustka i bezbronność były jednak słodkie jak karmelowe cukierki, które znała z dzieciństwa. Jeszcze tego nie wiedziała, ale już następnego ranka, gdy zacznie odkrywać na skórze kolejne ślady tego, jak blisko była z Esem, miało jej tego uczucia cholernie brakować.
- Spoiler:
- Drapała kołdrę Estebana paznokciami za każdym razem, gdy jej ciało coraz bardziej zbliżało się do szczytu, i gdyby miała choć trochę ostrzejsze paznokcie, zadarłaby pewnie materiał w kilku miejscach, pozostawiając na nim ślady podobne do tych, jakie wyryła w plecach mężczyzny. Oddychając coraz szybciej, czuła się coraz bardziej... Uległa? Poniekąd. Wciąż chciała mieć Esa - na własność, podpowiedział usłużnie cichy głosik w głowie, a Blanca nie była w stanie dociekać, na ile rzeczywiście dokładnie tego pragnęła - ale jednocześnie nie łaknęła już dominacji. Nie całkiem, nie tak, jak na początku. Z każdym kolejnym westchnieniem, jakie Barros wyrywał jej z gardła, zmieniał się koloryt ich bliskości i pożądania. Blanca robiła się miękka. Nie słaba, ale bardziej tkliwa, bardziej świadoma - bardziej stęskniona.
To dlatego nie mogła posłuchać jego polecenia. Pragnęła bardzo wielu rzeczy, których nie mógłby jej dać, gdyby uległa jego sugestii. I ona nie mogłaby mu dać wszystkiego tego, co tak bardzo chciała.
Syknęła cicho, gdy ugryzł ją w udo. Delikatna skóra pulsowała w miejscu, gdzie zostawił swój ślad. Było jej gorąco, jej ciało spływało słonym potem, a podbrzusze kurczyło się boleśnie, szarpane kolejnymi rozkosznymi spazmami. Niewiele brakowało, by doszła w jego ustach, mimo tego...
- Jeszcze nie. Nie w ten sposób - powiedziała cicho. Uniosła się lekko na ramionach i pokręciła głową powoli. - Chcę cię całego, Es, nie tylko twojego penisa. - Uśmiechnęła się przelotnie, muskając opuszkami palców jego policzek.
Chwyciła go za rękę i cofnęła się trochę, robiąc na materacu więcej miejsca dla nich obojga. Nie była z mężczyzną od... Być może zbyt długiego czasu, doskonale wiedziała jednak, co chciała robić z Estebanem. Chciała kraść mu kolejne pocałunki i znaczyć ślady na szyi, jakby w ten sposób upewniając się, że zapamięta. Chciała czuć na sobie jego ciężar, jego pierś przy swoich. Chciała tworzyć kolejne, delikatne szkice na jego plecach, wprawiając go w delikatne drżenie za każdym razem, gdy podrażniłaby szczególnie wrażliwy punkt. Chciała opleść nogami jego biodra, wspólnie odnajdując tempo, które będzie odpowiadało im obojgu. Chciała patrzeć mu w oczy, szepcząc jego imię… I mówiąc mu, że go kocha, choć w tym momencie nie mogło to być przecież prawdą.
- Chodź. - rzuciła cicho. Rozkładając nogi i drżąc lekko, musnęła się palcami tam, gdzie jeszcze przed momentem pieścił ją Es. Jej ciało wyło o więcej. Skomlało o bliskość i ciepło. - Chodź do mnie, cariño. - Uśmiechnęła się miękko.
Chciała zlizać swój smak z jego ust i być z nim. Nie sądziła, że może pragnąć aż tak bardzo - ale oto była, niepamiętająca, kiedy ostatnio spała z Yami i coraz bardziej przekonana, że nawet, gdyby miała ją wczoraj, teraz, z Estebanem, i tak reagowałaby dokładnie tak samo.
Tak, jakby uczyła się na nowo, co to znaczy być z drugim człowiekiem.
Esteban Barros
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Sob 13 Maj - 17:51
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
- Spoiler:
Estebanowi przez myśl nie przeszło, że to Pochłaniacz, którego spróbował tego wieczora pierwszy raz, mógł być sprawcą całego ciągu wydarzeń, jaki doprowadził ich do tego miejsca – jego na kolanach, zatracającego się w ciele Blanki. Nie myślał o tym, bo gdy zaczął czuć się odprężony, jeszcze tam na dachu, jego wcześniejsze obawy po prostu gdzieś wyparowały – jakby ktoś sięgnął do wnętrza czaszki i wyciął z niego zbity węzeł wątpliwości.
Tak było zwyczajnie dobrze – a Es rzadko czuł, że bez wahania mógł użyć tego określenia.
Jeśli jego uwaga i dotyk zmiękczały kobietę, wprawiały ją w drżenie i wydzierały z gardła coraz mniej kontrolowane westchnienia, na niego miały dokładnie odwrotny skutek. Krawędzie prostych myśli oraz potrzeb przewijających się mu w głowie zrobiły się ostrzejsze, niecierpliwsze, pachniały potem.
Warknął z nieukrywanym niezadowoleniem, marszcząc brwi, kiedy jego polecenie spotkało się z odmową, szarpnął jednak za metaforyczną obrożę instynktu pijanego pożądaniem, który próbował zakrzyczeć protest Blanki. Miał jeszcze na tyle przytomności umysłu, żeby zrozumieć, co mówiła i że nagle nie zdecydowała się go z jakiegoś powodu odtrącić – gdyby tak było, chyba szlag by go trafił na miejscu tak jak stał. Klęczał. Na jedno wychodziło.
Zagryzł wargę, kiedy palce kobiety musnęły jego policzek, nieco chwiejnie podnosząc się z podłogi i drżącymi lekko dłońmi ściągając wreszcie spodnie wraz z bielizną, które lepiły mu się do wilgotnego ciała – dowiedział się przy tym, że odpowiednio zmotywowany potrafił bardzo sprawnie rozplątać sznurówki ciężkich butów i uwolnić z nich stopy. Wspierając się kolanem o materac, sięgnął do przemoczonych potem i jej własnymi sokami majtek, które Blanca wciąż miała na sobie, zsuwając je z jej bioder. Dopiero wtedy przysunął się bliżej, z dziwnym zafascynowaniem zauważając wszystkie miejsca, w których otarła się o siebie ich naga skóra – na udzie, pod dłonią, która przesunęła się od brzucha do piersi, na przedramieniu wspartym o materac obok głowy astronomki. Poruszał się powoli, z rozmysłem i nieco sztywno, obawiając się, że jeden nieuważny ruch, jeden nieostrożny impuls wystarczył, by tama pękła.
- Potrzebuję cię – wymamrotał przez ściśnięte gardło, pochylając głowę i przytulając policzek do jej. Nabrzmiałe sutki musnęły jego pierś, kiedy przycisnął pocałunek w zagłębienie obojczyka, gorącym oddechem drażniąc szyję, by wargami musnąć krzywiznę brody oraz odnaleźć ponownie usta Blanki. Nie myślał o tym, że wciąż miał na języku jej smak, ale nie wydawało się to być czymś, co ją odstraszało, a wręcz przeciwnie – nie było w niej wahania, kiedy podniosła ręce, obejmując jego ramiona, przyciągając go bliżej. Westchnął między pocałunkami, czując jak nabrzmiała erekcja podrażniła wilgotny od potu brzuch i nie pytając już o pozwolenie, sięgnął w dół, poza ulegle rozrzucone nogi, pomagając sobie zatopić się wreszcie w chętne ciało. Drżał z wysiłku, próbując być ostrożnym, chociaż jedyne czego chciał i o czym potrafił myśleć, to wziąć ją jak najszybciej, pobiec za własną przyjemnością – ten powolny, początkowy rytm bolał.
Poprowadził dłońmi jej nogi, muskając wrażliwą skórę, by oplotła nimi jego biodra i dopiero wtedy pozwolił sobie złączyć ich ciała w mocnym, głębokim pchnięciu. Wulgarny dźwięk ocierającej się o siebie wilgotnej skóry wybrzmiał raz, drugi, mieszając się z ciężkim oddechem.
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Sob 13 Maj - 21:33
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
- Spoiler:
- Spoglądała na niego, gdy pozbywał się reszty niepotrzebnych ciuchów i uniosła biodra lekko, gdy zdjął ostatni skrawek materiału także z niej. Patrzyła, gdy pochylał się nad nią i odchyliła głowę lekko, by przyjąć jego pocałunki na obojczyku i szyi. Gdy dotarł do jej ust, odpowiedziała z zaangażowaniem, choć już nie pośpiechem. Całowała go głęboko, smakując i jego, i siebie. Obejmując go, przesunęła dłońmi po jego szerokich plecach. Oplotła go biodrami, by wreszcie, z cichym westchnieniem, przyjąć go całego, prężąc pod nim drobne ciało.
Robiła wszystko, o czym wcześniej tylko myślała. Spoglądała na niego spod półprzymkniętych powiek, z zadziwiającą jasnością umysłu rejestrując każde drgnienie jego mięśni czy każdą zmianę gry światła na jego ciele. Całowała go z zapamiętaniem, a gdy zabrakło jej oddechu, trzymała tylko usta przy jego, kradnąc jego oddechy – i oddając mu swoje. Obejmowała go mocno, silnie, jakby bojąc się, że gdy puści, jej świat – ta mała enklawa, którą stworzyli – rozpadnie się na setki okruchów. Dopasowała się do narzuconego przez niego szybkiego rytmu, na każde jego pchnięcie odpowiadając uniesieniem bioder, by mieć go głębiej, jeszcze głębiej, tak blisko, jak tylko się dało.
Nie potrzebowała wiele. Po wcześniejszych pieszczotach jej ciało było bardziej niż gotowe. Podrażniane już od dłuższego czasu, wyczulone zmysły wypalały w niej od środka rozżarzone ścieżki. Orgazm przyszedł szybko, wyrywając jej z gardła jakby pełen zaskoczenia jęk, który z kolei prędko przeszedł w pełen ulgi i nieskrywanej przyjemności śmiech. Gdy znów wpijała się w jego wargi, dając upust gwałtownie uwolnionym emocjom, z kącików jej oczu spłynęły gorące łzy.
Było jej dobrze. Było jej zajebiście. Nie chciała jednak, by się odsuwał. Nie mógł – jemu też miało być najlepiej. A potem... Było coś upajającego w tym, że po prostu w niej był, że mogła wciąż obejmować go ciasno i czuć go przy najlżejszym ruchu. Że mogła go mieć.
Była dla niego tak długo, jak jej potrzebował – jak długo jej chciał. Badała palcami jego krzywizny od ramion aż po pośladki i z powrotem. Sięgała wyżej i wplatała palce w jego włosy, trzymając go przy swoich wargach i szeptała śpiewnie po hiszpańsku, jak przystało na Meksykankę każdą słodycz łamiąc czymś bardziej bezpośrednim, wyuzdanym, wulgarnym. Sunęła językiem wzdłuż szyi mężczyzny, w pewnej chwili kąsając delikatną skórę tuż pod żuchwą Barrosa i zachłannym pocałunkiem kolorując ją na malinowo. Drżała pod nim, osiągając ten stan, gdy w głowie nie pozostaje nic poza chmurkami waty cukrowej – miękkiej, słodkiej, rozpuszczającej się rozkosznie na języku. Gorąco, jakie rozlało jej się w podbrzuszu, stopniowo sięgało wyżej, ostatecznie rozluźniając partie najdrobniejszych nawet mięśni.
Wreszcie, czując na sobie przyjemny ciężar usatysfakcjonowanego Esa, wtuliła nos w zagłębienie jego szyi i odetchnęła bardzo powoli. Gładziła jego plecy czule, opuszkami palców muskając ramiona i linię kręgosłupa.
Bądź ze mną, pomyślała w jednej szalonej chwili, w kolejnej przełykając te słowa, wzdychając cicho i przytulając się mocniej do mężczyzny.
Esteban Barros
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Nie 14 Maj - 14:24
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
- Spoiler:
Nie potrafił opisać ulgi, którą poczuł, kiedy ramiona Blanki zamknęły się dookoła niego, a ciało znalazło się przy ciele, bez oddzielających je wcześniej ubrań. Kiedy mógł ją wziąć, chciany i zachęcany, by być jeszcze bliżej nawet wtedy, gdy stało się to fizycznie niemożliwe.
Zanim usłyszał poprzedzony głębokim westchnięciem jęk kobiety, poczuł jak całe jej ciało gwałtownie się napięło, a paznokcie mimowolnie wbiły w jego ramiona, żłobiąc w nich zaczerwienione półksiężyce. Wbił się w nią mocniej, gwałtowniej, napierając dłonią na jedno ze śliskich ud, jakby możliwym było otworzyć ją jeszcze bardziej, przedłużyć falę przyjemności, którą czuła, a za którą on wciąż gonił.
Palce sunące po jego ciele zostawiały po sobie gorące, mrowiące słodko ścieżki, a każde pociągnięcie za włosy i dotyk w okolicach karku tylko zmieniały tonację pomruków wibrujących w tyle gardła. Słowa szeptane przy jego uchu zaczęły zacierać się wraz z coraz głośniejszym szumem krwi i ciężkimi uderzeniami serca, które biło w szalonym rytmie wojennych bębnów.
Nie potrzebował wiele – orgazm rozlał się gwałtowną falą, rozpalając neurony, zmieniając go w rozgrzaną mozaikę, której drobne elementy trzymały się razem tylko dzięki wrodzonej upartości mężczyzny. Nie był pewien, jaki dźwięk spłynął mu z ust na ramię Blanki, a potem wsiąkł w pościel – prawdę powiedziawszy nie dbał o to, skupiony na powolnym ruchu bioder, na przedłużeniu tego momentu tak długo, jak pozwalały na to wrażliwe ciała.
- Moja – wymamrotał, podatny na podpowiedzi gadziego mózgu, gdy rozum zalany został powodzią endorfin. - Moja – powtórzył pewniej, dłonią obejmując policzek wilgotny wciąż od niedawnych łez i kciukiem sunąc lekko po dolnej wardze kobiety. Przycisnął pocałunek w kącie jej ust i po ostatnim, powolnym ruchu bioder, wysunął się z niej, wzdychając krótko.
Wcale nie miał ochoty cofać rąk i odsuwać się na odległość, która nie pozwoliłaby swobodnie sięgać Blanki – wsunął jedną z dłoni pod bark, gotowy przyciągnąć ją bliżej, gdyby jakieś nieprzewidziane zewnętrzne czynniki chciały ich od siebie odsunąć i wsparł głowę w dolinie między jej piersiami. Tak blisko, z uchem przytkniętym do gorącej skóry, dokładnie słyszał bicie serca.
Prawdopodobnie zasnąłby w ten sposób, z potem wysychającym na ciele, wtulony w ciepło i miękkość astronomki, gdyby nie naturalne ograniczenia i dany w pewnym momencie sygnał, że
w swoim rozleniwieniu wywołanym niedawnym orgazmem, zaczął ją zwyczajnie przygniatać. Z cichym westchnieniem żalu wsparł się na przedramionach, unosząc własny ciężar, ale zanim opadł na chłodną plamę pościeli obok, pochylił jeszcze głowę, składając kilka pocałunków na piersi Blanki, zaczepnie chwytając zębami sutek. Przeciągnął się, odgarniając włosy z czoła, nie kwapiąc się do tego, by ukrywać się pod kołdrą – było na to wciąż za gorąco.
Sufit i znajdujące się na krawędzi widzenia meble falowały, rozmywały się w smugi jak wcześniej gwiazdy, na które spoglądał na dachu.
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Nie 14 Maj - 21:32
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
- Spoiler:
- W którymś momencie przestała myśleć o Esie jako tylko o kochanku – ale nie była pewna, jak w takim razie o nim myśli. Skoro nie był tylko krótką przygodą, to kim? Nawet mając myśli zamglone narkotykiem i echem orgazmu była wystarczająco świadoma, by wiedzieć, że Barros nie był jej mężczyzną. Nie dzieliła z nim życia, nie planowali wspólnej przyszłości. Jednak...
Moja.
Silnie nacechowane emocjami słowo wdarło się w jej rozważania znienacka, rozpychając się tam, gdzie jeszcze przed chwilą rodziły się przebłyski jakiejś tam przytomności i rozsądku.
Moja, rozbrzmiało echem, a w sarnich oczach Blanki zagościła jakaś czułość i tęsknota, gdy wtuliła policzek w dłoń Estebana. Wtulając się w mężczyznę, trzymała go równie mocno co on ją, gładząc urocze loczki, w jakie skręcały się jego włosy. W przypływie chwili ucałowała go prosto w czubek głowy i uśmiechnęła się blado.
Może faktycznie była jego. Może mogłaby być.
Chętnie zostałaby właśnie tak, bezpieczna pod Barrosem, ale jej ciało zaczęło domagać się odrobinę więcej przestrzeni – trochę więcej miejsca, by nabrać głębiej powietrza i wysuszyć i schłodzić wilgotną, rozpaloną skórę.
Roześmiała się lekko na ostatnią zaczepkę mężczyzny, w kolejnej chwili niemal jeden do jednego powtarzając jego ruchy – przeciągając się rozkosznie i zgarniając z twarzy kilka przyklejonych do czoła kosmyków.
Leżąc przez chwilę tylko i skupiając się na tym, by – przede wszystkim – oddychać, wreszcie mruknęła cicho i przekręciła się na bok, przytulając do boku Estebana. Chciała być blisko, wciąż pragnęła go dotykać – teraz już bez pośpiechu, bez wyjącego głodu domagającego się zaspokojenia już, natychmiast. Rysując opuszkami palców zawijasy na jego piersi, cmoknęła krótko napiętą skórę na żebrach mężczyzny.
- Ja śpię po lewej – wymruczała cicho, nie kryjąc rozbawienia. Nie brała pod uwagę myśli, by miała teraz wracać do siebie. W swojej sypialni, pustej i cichej, byłaby sama. A nie chciała. Nie mogła. Nie potrafiłaby być teraz tylko sama ze sobą.
Układając wreszcie dłoń w jednym miejscu na klatce Barrosa, podniosła się lekko i wsparła brodę na piersi mężczyzny. Napotykając jego wzrok uśmiechnęła się ciepło i, podciągając się jeszcze trochę, złożyła na jego ustach miękki pocałunek.
- Dobrze mi z tobą – powiedziała po chwili jakby z wahaniem, starannie dobierając słowa.
Obrysowała palcami jego usta, musnęła policzek, zakreśliła jedno oko i prześlizgnęła się po krzywiźnie nosa, kończąc lekkim pacnięciem w sam jego czubek. Uśmiechnęła się szerzej.
W którymś momencie, gdy skóra przestała się aż tak lepić, bez pytania podciągnęła się na Estebana, układając na nim wygodnie, z głową tuż przy jego piersi. Przymknęła oczy, słuchając uspokajającego się powoli rytmu jego serca.
Pozwoliła myślom dryfować. Powoli, bardzo leniwie, w jej głowie zaczęły formować się jakieś konkretne obrazy i ciągi słów. Nie próbowała pochwycić żadnego z takich obrazów i żadnego z tych zdań. Nie potrzebowała ich.
Z pociesznym pomrukiem ścisnęła Esa trochę bardziej, jakby w ten sposób mogła przekazać mu wszystko, co kotłowało się teraz w jej rozgrzanym serduszku. Biorąc pod uwagę, że sama do końca nie wiedziała, co tam siedzi, było to doprawdy nie lada wyzwanie.
Znów uniosła lekko głowę, przyglądając się mężczyźnie uważnie.
- Fajnie, że jesteś – powiedziała wreszcie i, w tej jednej chwili, była pewna, że właśnie to powinna powiedzieć. Że właśnie te słowa były teraz tymi odpowiednimi, tymi, które od dłuższej chwili próbowały się z niej wydostać.
Esteban Barros
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Pon 15 Maj - 21:17
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
- Spoiler:
- Nie spodziewał się żadnych wielkich deklaracji czy negocjacji dotyczących etykietki, w którą mogliby się owinąć i wyznaczyć bezpieczne granice tego, czym mieli lub nie mieli dla siebie być. Nie chciał o tym rozmawiać – nie był też zresztą najlepszy na to czas. Zanurzeni po uszy we wszystkich dobrych uczuciach wynikłych z bliskości i seksu mogliby obiecywać gruszki na wierzbie i gwiazdki z nieba przyniesione w zębach do stóp. Gdyby dała mu nadzieję, mógłby się później rozczarować.
Na razie więc był po prostu obok, wolny od ciężaru ścian, które wybudował między sobą a światem oraz ludźmi, zrelaksowany i miękki w ten sposób, w jaki otula się drugiego człowieka kołdrą nad ranem i ociera z jego twarzy łzy.
Uniósł rękę, by Blanca mogła łatwiej przytulić się do jego boku i objął ją, gładząc kciukiem ramię.
Ja śpię po lewej.
- Jeśli dasz radę przepchnąć mnie ze środka – rzucił lekko, czując we wnętrzu klatki piersiowej przyjemne musowanie. Szczęście? Chociaż niczego sobie nie obiecali, nie chciał zostawać sam – sam był w tej sypialni każdego dnia od początku ich przyjazdu do Midgardu. Drugie ciało pod tą samą kołdrą, na wyciągnięcie ręki... Potrzebował tego oraz poczucia bezpieczeństwa, jakie dawało. Chociaż na chwilę.
Chętnie odpowiedział na pocałunek, który już nie wypalał na jego ciele rozżarzonego piętna, a otulał, obiecywał wytchnienie.
Dobrze mi z tobą.
Es odetchnął powoli, czując jak serce potknęło się w swoim rytmie i zakuło – ze wzrokiem pochwyconym spojrzeniem kobiety, nie mógł odwrócić go gdzieś indziej. Nie możesz mówić mi takich rzeczy. Nie obiecuj utkwiły mu w gardle, blokując drogę innym słowom, ale to sama Blanca dała mu odpust, delikatnie sunąc palcami po jego twarzy oraz wywołując zupełnie inne dreszcze niż jeszcze kilka chwil wcześniej. Czerwień rozlała się na jego szyi i klatce piersiowej.
Mógłby tak zostać w zawieszeniu, rozpieszczany dotykiem, z którego wygłodniałej, dyszącej w agonii potrzeby nie zdawał sobie dotąd sprawy – czuł gdzieś na granicy świadomych myśli, że przyzwyczajenie się z powrotem do egzystencji jako osobna jednostka, nie będzie łatwe ani przyjemne. Zabawne jak wielką moc miał jeden ciąg zdarzeń.
Pod przyjemnym ciężarem kobiety, która najwyraźniej doszła do wniosku, że samo leżenie przy jego boku jest niewystarczające i musi zająć więcej terenu, Barros uniósł ręce, jedną dłonią obejmując jej biodro, a drugą sunąc bez większego planu wzdłuż pleców, aż nie natrafił na cienką, wybrzuszoną linię. Jego palce samoistnie zaczęły wędrować wzdłuż niespodziewanej ścieżki, ciągnącej się gęsto na wysokości łopatek. Coś mu przypominała, tylko... Ach.
Otwierał już usta, by zapytać, gdy niespodziewany uścisk wycisnął z niego sapnięcie, za którym zaraz podążył rozbawiony śmiech wywołany prostym wyznaniem Blanki.
Fajnie – chyba nie było bardziej nieadekwatnego i niedookreślonego słowa na opisanie czegokolwiek, a jednak nie czuł rozdrażnienia, że nie doprecyzowała, co miała na myśli.
Fajnie, że jesteś.
Fajnie w zupełności wystarczyło. Uśmiech, który pojawił się na jego ustach, pociągnął ze sobą delikatną skórę, uwidaczniając kurze łapki w kącikach oczu.
- Cieszę się, że tu jesteś – sparafrazował jej własne słowa, przez chwilę szukając odpowiedniej odpowiedzi i nie mogąc dojść do niczego, co brzmiałoby tak, jakby sobie tego życzył. Albo co potrafiłby powiedzieć oraz nie umrzeć przy okazji ze wstydu.
Odgarnął długie kosmyki z karku Blanki, po czym popukał lekko palcem skórę poznaczoną cienkimi liniami.
- To blizny? – spytał wprost, uciekając od tematu, który stał zbyt blisko intymności zupełnie innego rodzaju niż seks, a na którą chyba żadne z nich nie było w tym momencie gotowe. - Są podobne, ale jakieś inne w dotyku.
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Wto 16 Maj - 19:06
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
- Spoiler:
- Nie oczekiwała wyznań. Nie mówiła miłych słów po to, by w zamian otrzymać podobne. Jak dla niej, Esteban mógł równie dobrze milczeć - nie miałaby o to żalu. Gdy jednak zdecydował się odpowiedzieć - cieszę się, że jesteś - uśmiechnęła się ciepło, jeszcze szerzej niż wtedy, gdy jego palce zaczęły sunąć wzdłuż linii na jej plecach.
Gdy musnął lekko wypukłe wzory po raz kolejny, drgnęła lekko. Dotyk w tym miejscu był dla niej czymś pomiędzy pieszczotą a łaskotaniem - nie bardzo wiedziała, czy bardziej jest jej dobrze, czy może jednak bardziej jej przeszkadza.
- Poniekąd - odpowiedziała na pytanie i podniosła się do siadu, przez jedną chwilę przysiadając znacznie bliżej podbrzusza Esa niż, być może, powinna.
Z drugiej strony - o jakiej powinności mieliby teraz mówić? Zdaje się, że tego wieczoru złamali już zestaw podstawowych reguł i przekroczyli niemal wszystkie granice dotychczasowych przyzwyczajeń. Jeśli było coś, czego w tym momencie Blanca z Estebanem nie powinna - Vargas nie byłaby w stanie powiedzieć, co takiego miałoby to być.
Zwieszając lekko głowę, zgarnęła włosy na jedno ramię i ułożyła dłonie na udach, rozluźniając plecy. Choć rzadko kiedy sama widziała swój malunek, doskonale wiedziała, co przedstawia. Przeryta tuszem skóra układała się w misterny, gęsty tribalowy wzór. Sieć grubszych i cieńszych linii w większości nie przedstawiała niczego konkretnego, zamiast tego pokrywając eleganckim ornamentem całą górę pleców Blanki, od jednego ramienia do drugiego, stopniowo zwężając się im niżej schodził wzór. Finalnie malunek zbiegał się idealnie na linii kręgosłupa, trochę poniżej linii żeber dziewczyny, przyjmując w ten sposób mniej więcej formę trójkąta.
Poza wzorami, które nie były niczym więcej jak dekoracją, w sieci można było dostrzec delikatne azteckie symbole słońca i księżyca, umiejscowione asymetrycznie - słońce odrobinę pod lewą łopatką, księżyc, mniejszy, znacznie niżej po prawej stronie.
- Zrobiłam go jeszcze na studiach - odezwała się po krótkiej chwili i zaśmiała się krótko. - Tata nie mógł przeboleć, że wybrałam właśnie taki wzór, a nie, na przykład, mapę nieba. Albo wahadłowiec - taki latający pojazd, którym śniący latają ku niebu. Albo w ogóle cokolwiek bliższego eksploracji nieba. - Pokręciła głową lekko. - Mama zresztą wcale nie była lepsza. Do dziś twierdzi, że jak już musiałam, to mogłam przynajmniej wybrać coś, co jest... - Szukała przez chwilę odpowiedniego słowa, a gdy nie znalazła żadnego, które by ją satysfakcjonowało, wzruszyła lekko ramionami. - Bardziej dziewczęce, tak sądzę. Bardziej delikatne.
Tatuaż Blanki nie był delikatny. Znaczna część jej pleców tonęła w intensywnej czerni - tej samej, którą tak łatwo było Esowi wyczuć pod palcami.
- Za to babci się podoba - dodała po chwilę z szerokim uśmiechem, spoglądając na Barrosa przez ramię. - Tej od teorii, że gwiazdy to ludzkie dusze. Babcia Guadalupe była pierwszą, której się pochwaliłam. Pamiętam, że przez dłuższą chwilę patrzyła tylko, by wreszcie mnie uścisnąć i z przekonaniem stwierdzić, że ten wzór jest bardzo mój. - Umilkła na chwilę i znów odwróciła wzrok. - Jakiś czas potem zabrała mnie do Teotihuacan. Miejsce, w którym narodzili się bogowie. Zaprowadziła mnie pod Piramidę Słońca i moje słońce jakby... Płonęło, Es. Płonęło mi na skórze. Potem babcia pokazała mi Pramidę Księżyca, i mój księżyc zmroził mi plecy na chwilę - przerwała, po chwili zaśmiała się krótko, jakby z zażenowaniem. - Gdy im o tym opowiadałam, rodzice starali się ukryć, że mi nie wierzą - ale faktycznie nie wierzyli. Więc przestałam o tym mówić. Nie wstydzę się tego wspomnienia i nadal uważam, że... - Pokręciła głową lekko. - Wiem, że to nie były urojenia, ale z drugiej strony nie mam pojęcia, co innego mogło to być. Nigdy potem nie czułam niczego podobnego, więc... - Znów wzruszyła lekko ramionami, nie kończąc.
Drapiąc delikatnie uda paznokciami, myślała przez chwilę.
- A jak spojrzysz niżej, to zobaczysz prawdziwą bliznę - dodała nagle, zmieniając temat. W jej głosie brzmiała zabawna duma - taka, z jaką dzieciaki chwalą się zazwyczaj kolanami zdartymi po upadku z roweru, gdy jechały szczególnie szybko, albo zbitymi łokciami, gdy spadły z drzewa przy zbieraniu jabłek. - Spadłam z dachu - wyjaśniła z wyczuwalnym uśmiechem w głosie. - Za dzieciaka. Miałam może z dziesięć lat i najlepszą rozrywką było dla mnie wylegiwanie się na dachówkach babcinej hacjendy. Wychodziłam przez okno pokoju - mojego pokoju, w którym zawsze mieszkałam przez wakacje - i spędzałam godziny wylegując się pod przejrzystym, meksykańskim niebem. Czasem towarzyszyły mi tamtejsze koty, w większości chyba niczyje. Chodziły gdzie chciały - i czasem chciały być ze mną. - Przygryzła wargę lekko. Lubiła te wspomnienia. Zmiękczały ją w zupełnie inny sposób, niż robił to dotyk Estebana. - Któregoś dnia byłam zbyt prędka - zaśmiała się. - Poślizgnęłam się i wyrżnęłam prosto na przydomowy chodnik, po drodze zahaczając chyba o rynnę. Albo o parapet. Nie pamiętam dokładnie, wtedy... Cóż, jak możesz sobie wyobrazić, powstał całkiem dorodny zamęt. Mama darła się na tatę, on na nią, próbując dojść, kto miał mnie pilnować. Ciotki chciały wtrącić swoje trzy grosze, inne dzieciaki traktowały mnie za atrakcję. - Pokręciła głową lekko. - Po tym, jak babcia mnie opatrzyła - do dziś ma swoje sposoby, lepsze niż niektórzy uzdrowiciele - dostałam dożywotni zakaz wchodzenia gdziekolwiek wyżej niż poziom podłogi. - Łatwo było się domyślić, że niespecjalnie go przestrzegała. Kilku- i kilkunastoletnia Blanca nie była specjalnie karnym dzieckiem.
Esteban Barros
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Wto 16 Maj - 21:52
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
- Spoiler:
- Manewr przeskoczenia w kierunku innego tematu zadziałał wyjątkowo bez zarzutu – Blanca nie wytknęła, że kiepsko do tego podszedł i jego wypad, by uniknąć dalszych rozmów schodzących za bardzo w tematy ocierające się o słabość został zauważony oraz zanotowany w kajeciku przewinień. Jak gdyby nigdy nic przeszła nad tym do porządku dziennego.
Es nie był przyzwyczajony do tego, że kobieta nie ocenia każdego jego ruchu, w małżeństwie z Camilą często czuł się, jakby non stop musiał zdawać jakiś test, a tutaj... Mógł po prostu być? I mówić to, co faktycznie myślał, nie wywołując przy tym zmarszczenia brwi czy spojrzenia pełnego politowania?
Podążył wzrokiem za sylwetką Blanki, gdy wyprostowała się, przez kilka chwil przysiadając niemal na wysokości jego bioder – nie robiła nic, by się w tej chwili szczególnie podobać, ale dla Esa stanowiła grzeszny obrazek z rodzaju tych, które podszeptują do ucha sprośne sugestie. Prawie zdążył zapomnieć, że zadał jej jakieś pytanie. Powstrzymując ciche, rozczarowane sapnięcie mężczyzna podniósł się na przedramionach, gdy z wygodnego siedziska na jego biodrach astronomka przesiadła się na zdecydowanie mniej preferowany materac, odsłaniając plecy. Plecy, którym prawdę powiedziawszy, Barros nigdy nie miał okazji się przyjrzeć – wcześniej byłoby to bardzo niestosowne i zakrawało o zwyczajne podglądactwo, a tego wieczora... Jakoś się nie złożyło.
- Zrobiłaś go, żeby znaczył coś konkretnego? – spytał, ciekaw odpowiedzi. Choć sam nigdy nie zbliżył się do tatuatorskiej igły, zawsze wydawało mu się, że rysunki na skórze robiło się, by przekazać jakieś głębsze znaczenia, albo być pamiątkami, tak jak daty urodzin członków rodziny czy ich portrety. Co do dopasowania wzoru do osobowości Blanki, nie miał zdania i jakoś wątpił, by akurat jego opinia była w tej kwestii istotna – jedyne co mógł powiedzieć to to, że rysunek zdecydowanie jej nie oszpecał i było coś przyjemnego w dotykaniu jego linii. Czy po prostu nowego.
Jeśli zdziwiła go duma, która wybrzmiała w głosie kobiety, gdy wspomniała o bliźnie – dojrzał ją bez problemu, lśniącą lekko srebrem na ucałowanej słońcem skórze – nie dał tego po sobie poznać. Słuchając, chciał spytać, czy lubiła zwierzęta i czy już wtedy marzyła o gwiazdach. Łapał się na tym, że pojawiało mu się w głowie dużo pytań, kiedy o czymś opowiadała – pytań, z których finalnie nie wszystkie miały szansę ujrzeć światło dzienne, ale mimo wszystko zaskakiwały Estebana. Z większości interakcji z ludźmi wolał jednak jak najszybciej się wycofywać, a nie je przedłużać.
- I oczywiście przestrzegasz go jak grzeczna dziewczynka – podsumował, przysuwając się bliżej, wyciągając nogi po obu stronach kobiety i wspierając brodę na jej ramieniu.
- Tą, tą i... Chyba tą - zaczął jak gdyby nigdy nic, wskazując niedużą bliznę na łydce, udzie i we wnętrzu ramienia – Zebrałem na szkoleniu. Tę tutaj – podniósł lewą rękę, obracając ją, by dało się dojrzeć długą, cienką linię biegnącą od łokcia w kierunku nadgarstka - mam po kieszonkowcu, który używał takiego małego scyzoryka zamiast magii.
Przysunął się jeszcze bliżej, torsem dotykając pleców Blanki i odchylił głowę, wskazując na nieduży, srebrzysty ślad tuż nad prawym łuku brwiowym, który odrobinę zakłócał równą linię brwi.
- A to dzieło mojego bratanka, kiedy próbowałem mu zabrać kredki i położyć do łóżka – oznajmił dumnie z szerokim uśmiechem, w którym błysnęły zęby. - Młody nie miał nawet pięciu lat, zaoferowałem się, że go popilnuję, żeby Francisco z Paulą mogli sobie wyjść na randkę. Prawie dostali zawału, kiedy wrócili, a ja z połową twarzy zalaną krwią próbuję nie ufajdać im dywanu, młody ryczy, a papuga w klatce drze mordę, żeby nie było za spokojnie. Nauczyłem się wtedy, że nieważne jakie są okoliczności, czterolatki mogą i zmienią każdą rzecz w śmiertelną broń, nawet jeśli to tylko różowa kredka. Ale – parsknął krótko, zamykając ręce dookoła ramion Blanki w luźnym uścisku - było warto, bo dał mi jeden ze swoich plastrów w krówki i obiecał, że zawsze będę najlepszym wujkiem. No i że więcej nie będzie próbował wsadzić mi kredki do oka.
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Sro 17 Maj - 20:36
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Drgnęła lekko, czując palec Esa sunący wzdłuż ciemnych, grubszych i cieńszych linii. Mrużąc oczy, skupiła się na tym dotyku – nie oglądając się, skoncentrowała się na tym, by czuć i tylko na podstawie tego wyobrażać sobie, na której linii, którym fragmencie ornamentu jest teraz Barros.
Na pytanie mężczyzny roześmiała się lekko.
- No raczej – odparła bez wahania. - Ma znaczyć, że zajebiście wyglądam nago. – Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu i choć nie obejrzała się, uśmiech ten z pewnością przebrzmiał w jej głosie.
Czuła, gdy spojrzenie Esa prześlizgnęło się z tatuażu na bliznę i gdy chwilę później z powrotem uniosło się gdzieś wyżej. Gdy Barros przysunęła się, wspierając brodę na jej ramieniu, westchnęła z przyjemnością, przytulając policzek do jego włosów.
- Oczywiście – wymruczała leniwie, przymykając oczy. - Oczywiście, że tak. Ja jestem z tych grzecznych. Zawsze. Zazwyczaj... Powiedzmy. – Uśmiechnęła się pod nosem, mimowolnie przenosząc jedną z dłoni na udo mężczyzny.
Otworzyła oczy ponownie gdy zaczął mówić. Nie od razu zrozumiała, do czego zmierza, posłusznie podążyła jednak za jego dłonią – i zaczęła zauważać kolejne jaśniejsze, mniej lub bardziej równe ślady na ciele wartownika. Podnosząc głowę lekko, wodziła wzrokiem od jednej blizny do drugiej, z ciekawością słuchając krótkiego podsumowania, skąd pochodziły. Patrząc na te ślady, łatwo było jej wyobrazić sobie, jak musiało wyglądać życie Estebana jeszcze kilka lat temu. Bezpieczeństwo z pewnością nie było wtedy główną charakterystyką jego codzienności. W służbach mundurowych nigdy nie jesteś przecież bezpieczny – niezależnie, czy na co dzień siedzisz za biurkiem czy wychodzisz w teren. Jak nosisz mundur to niemal odgórnie jesteś skazany na to, że stanie ci się krzywda. Że będzie boleć. Że będzie po prostu źle. Jasne ślady na śniadej skórze Barrosa były dowodami na to stwierdzenie. Pamiątkami po dniach, gdy niepowodzenia skutkowały nie tylko – jak to było w przypadku Blanki – koniecznością wyrzucenia do śmieci pisanej od tygodnia pracy naukowej, ale czymś dużo bardziej namacalnym, dużo bardziej bezpośrednim. Dużo bardziej przykrym – i, z pewnością niejednokrotnie, czymś zwyczajnie przerażającym.
...kredki i położyć do łóżka.
Zupełnie nieoczekiwane słowa Estebana wyrwały ją z ponurych rozmyślań. W jednej strona otoczona ciemnymi, dusznymi obrazami pełnymi czających się na każdym kroku niebezpieczeństw – w kolejnej próbowała do składać do kupy kredki, papugę i ryczącego berbecia. A gdy jej się to wreszcie udało, najpierw parsknęła raz i drugi, by wreszcie rozchichrać się na dobre. Mimowolnie gładząc lekko udo mężczyzny, pokręciła głową z rozbawieniem.
- Było warto – zgodziła się, kiwając głową i powtarzając jego słowa. Z westchnieniem wspierając plecy o tors Barrosa i głowę o jego ramię, cmoknęła go w bliznę nad brwią, a potem uśmiechnęła się ciepło, wspominając własne dzieciaki. To znaczy, te ze swojej rodziny. Bo przecież nie dosłownie swoje. - Plaster w krówki to nie byle co, a tytuł najlepszego wujka to już mówi sam za siebie. Ja na swoje miano najlepszej cioci zapracowałam przemycaniem słodyczy i spotkaniami na herbatce z Diminuto, kosmatym potworem spod łóżka – stwierdziła bardzo poważnie, dopiero po chwili uśmiechając się szerzej i dorzucając kilka dodatkowych wyjaśnień. - Mateo jest bratankiem Yamileth. Teraz to już czternastolatek, prawie mężczyzna – podkreśliła ostatnie słowa teatralnie, tak, jak zwykle robiły to stereotypowe ciotki i babki rozmawiając o swych wnuczkach, siostrzeńcach czy bratankach. - Gdybyś go zapytał, na pewno wyparłby się Diminuto, bo to przecież niemęskie wierzyć w takie rzeczy i w ogóle co ty sobie myślisz, posądzając go o takie dziewczyńskie historie. Ale jeszcze kilka lat temu, z sześć może, siedem – Diminuto był członkiem rodziny. Dla jednych wymyślony przyjaciel, ale dla Mateo to naprawdę był ktoś. Miał tak dużo rysunków swojego kosmatego potwora, że można było niemal uwierzyć, że faktycznie ma pod łóżkiem współlokatora. – Pokręciła głową lekko. - Nigdy się z Mateo nie śmiałam i nie próbowałam zmusić go do tego, by zrezygnował z Diminuto. Nie mówiłam, żeby przestał wymyślać przywoziłam z cukierni na drugim końcu miasta ciastka, które podobno były tymi ulubionymi kosmatka. – Uśmiechnęła się z rozczuleniem. - I za to teraz mam ten niezaprzeczalny zaszczyt być pierwszą – a nierzadko pewnie jedyną - której Mateo opowiada o swoich pierwszych zauroczeniach i o tym, że gdy dorośnie, chciałby zostać treserem lampartów. – Satysfakcja i duma w głosie Blanki nie były ani trochę udawane, podobnie jak nie była udawana słyszalna w jej tonie miłość do kuzyna.
Na pytanie mężczyzny roześmiała się lekko.
- No raczej – odparła bez wahania. - Ma znaczyć, że zajebiście wyglądam nago. – Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu i choć nie obejrzała się, uśmiech ten z pewnością przebrzmiał w jej głosie.
Czuła, gdy spojrzenie Esa prześlizgnęło się z tatuażu na bliznę i gdy chwilę później z powrotem uniosło się gdzieś wyżej. Gdy Barros przysunęła się, wspierając brodę na jej ramieniu, westchnęła z przyjemnością, przytulając policzek do jego włosów.
- Oczywiście – wymruczała leniwie, przymykając oczy. - Oczywiście, że tak. Ja jestem z tych grzecznych. Zawsze. Zazwyczaj... Powiedzmy. – Uśmiechnęła się pod nosem, mimowolnie przenosząc jedną z dłoni na udo mężczyzny.
Otworzyła oczy ponownie gdy zaczął mówić. Nie od razu zrozumiała, do czego zmierza, posłusznie podążyła jednak za jego dłonią – i zaczęła zauważać kolejne jaśniejsze, mniej lub bardziej równe ślady na ciele wartownika. Podnosząc głowę lekko, wodziła wzrokiem od jednej blizny do drugiej, z ciekawością słuchając krótkiego podsumowania, skąd pochodziły. Patrząc na te ślady, łatwo było jej wyobrazić sobie, jak musiało wyglądać życie Estebana jeszcze kilka lat temu. Bezpieczeństwo z pewnością nie było wtedy główną charakterystyką jego codzienności. W służbach mundurowych nigdy nie jesteś przecież bezpieczny – niezależnie, czy na co dzień siedzisz za biurkiem czy wychodzisz w teren. Jak nosisz mundur to niemal odgórnie jesteś skazany na to, że stanie ci się krzywda. Że będzie boleć. Że będzie po prostu źle. Jasne ślady na śniadej skórze Barrosa były dowodami na to stwierdzenie. Pamiątkami po dniach, gdy niepowodzenia skutkowały nie tylko – jak to było w przypadku Blanki – koniecznością wyrzucenia do śmieci pisanej od tygodnia pracy naukowej, ale czymś dużo bardziej namacalnym, dużo bardziej bezpośrednim. Dużo bardziej przykrym – i, z pewnością niejednokrotnie, czymś zwyczajnie przerażającym.
...kredki i położyć do łóżka.
Zupełnie nieoczekiwane słowa Estebana wyrwały ją z ponurych rozmyślań. W jednej strona otoczona ciemnymi, dusznymi obrazami pełnymi czających się na każdym kroku niebezpieczeństw – w kolejnej próbowała do składać do kupy kredki, papugę i ryczącego berbecia. A gdy jej się to wreszcie udało, najpierw parsknęła raz i drugi, by wreszcie rozchichrać się na dobre. Mimowolnie gładząc lekko udo mężczyzny, pokręciła głową z rozbawieniem.
- Było warto – zgodziła się, kiwając głową i powtarzając jego słowa. Z westchnieniem wspierając plecy o tors Barrosa i głowę o jego ramię, cmoknęła go w bliznę nad brwią, a potem uśmiechnęła się ciepło, wspominając własne dzieciaki. To znaczy, te ze swojej rodziny. Bo przecież nie dosłownie swoje. - Plaster w krówki to nie byle co, a tytuł najlepszego wujka to już mówi sam za siebie. Ja na swoje miano najlepszej cioci zapracowałam przemycaniem słodyczy i spotkaniami na herbatce z Diminuto, kosmatym potworem spod łóżka – stwierdziła bardzo poważnie, dopiero po chwili uśmiechając się szerzej i dorzucając kilka dodatkowych wyjaśnień. - Mateo jest bratankiem Yamileth. Teraz to już czternastolatek, prawie mężczyzna – podkreśliła ostatnie słowa teatralnie, tak, jak zwykle robiły to stereotypowe ciotki i babki rozmawiając o swych wnuczkach, siostrzeńcach czy bratankach. - Gdybyś go zapytał, na pewno wyparłby się Diminuto, bo to przecież niemęskie wierzyć w takie rzeczy i w ogóle co ty sobie myślisz, posądzając go o takie dziewczyńskie historie. Ale jeszcze kilka lat temu, z sześć może, siedem – Diminuto był członkiem rodziny. Dla jednych wymyślony przyjaciel, ale dla Mateo to naprawdę był ktoś. Miał tak dużo rysunków swojego kosmatego potwora, że można było niemal uwierzyć, że faktycznie ma pod łóżkiem współlokatora. – Pokręciła głową lekko. - Nigdy się z Mateo nie śmiałam i nie próbowałam zmusić go do tego, by zrezygnował z Diminuto. Nie mówiłam, żeby przestał wymyślać przywoziłam z cukierni na drugim końcu miasta ciastka, które podobno były tymi ulubionymi kosmatka. – Uśmiechnęła się z rozczuleniem. - I za to teraz mam ten niezaprzeczalny zaszczyt być pierwszą – a nierzadko pewnie jedyną - której Mateo opowiada o swoich pierwszych zauroczeniach i o tym, że gdy dorośnie, chciałby zostać treserem lampartów. – Satysfakcja i duma w głosie Blanki nie były ani trochę udawane, podobnie jak nie była udawana słyszalna w jej tonie miłość do kuzyna.
- Spoiler:
- Jeszcze chwilę pogrążona w rodzinnych wspomnieniach, wreszcie westchnęła cicho i podciągnęła się trochę na materacu, by oprzeć się jeszcze wygodniej na Estebanie – plecami na jego klatce, pośladkami tuż przy biodrach. Drapiąc lekko udo mężczyzny, przyglądała mu się przez chwilę, by wreszcie unieść głowę lekko, musnąć wargami jego szyję, wreszcie – przywrzeć do niej w mocnym pocałunku, dokładając kolejny intensywnie różowy ślad na delikatnej skórze Barrosa. Potem z cichym pomrukiem odsunęła się trochę, uniosła na kolana i obróciła przodem do Estebana. Znów była blisko, tak blisko jak tylko mogła, dłońmi obejmując lekko policzki Barrosa i składając na jego wargach niespieszny, słodki całus.
Esteban Barros
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Czw 18 Maj - 21:50
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
- Spoiler:
- Cóż, nie takiej odpowiedzi spodziewał się Esteban, gdy spytał o znaczenie tatuażu odcinającego się ciemnymi liniami od skóry Blanki. Zgadywał gdzieś w cichości, że słońce i księżyc miały jakoś symbolizować jej fascynację niebem, albo reprezentować szczególnie bliskich jej ludzi – przyznanie, że było to kwestia walorów czysto estetycznych, by zajebiście wyglądać nago na moment strąciła go z pantałyku, by zaraz potem wyciągnąć z jego gardła lekki, w ogóle niepowstrzymywany śmiech. Śmiech z gatunku tych, które pojawiają się tylko w momentach słodkiej beztroski.
Przysunięcie się bliżej w ogóle nie było pytaniem – po prostu to zrobił, powoli przyswajając, że bliskość z Blanką przychodziła mu łatwo, kiedy pozwolił już na przekroczenie tej pierwszej granicy. Pochłaniacz krążący w żyłach nie dawał Esowi czuć jeszcze związanego z tym niepokoju i strachu. Wszystkich a co jeśli.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Na razie – wymamrotał, drgając lekko, gdy dłoń kobiety znalazła się na jego udzie. Nie za wysoko, po zewnętrznej stronie – grzecznie, jak twierdziła, że potrafiła.
Wspominając blizny, których pochodzenie zapamiętał z tego lub innego powodu, nie zauważył momentu, gdy Vargas odpłynęła duchem w ponure rozmyślania, po prostu kontynuując. Być może była to wada, ale po tylu latach, podobne opowieści stały się codziennością Estebana, znieczulając go, pozwalając przyjąć ich znacznie więcej zanim zacząłby się zastanawiać lub martwić. Jedno czy dwa nowe nacięcia na skórze pod koniec dnia nie stanowiły szczególnej atrakcji, jeśli nie szła za nimi w parze utrata kończyny lub oka czy trwałej niepełnosprawności. Tego ostatniego bał się najbardziej – że będzie zmuszony polegać na drugim człowieku.
Na szczęście myśli Barrosa nie podążyły tym torem, a skierowały się w znacznie przyjemniejszym kierunku ku rodzinnym opowieściom, którymi najwyraźniej oboje lubili się dzielić. Dłoń Blanki nie przestawała głaskać jego uda, przyciągając ku temu konkretnego punktowi styku znaczną część uwagi mężczyzny.
- Antonio miał swoją wymyśloną kapibarę w szafie – rzucił, odbijając się od znajomych wątków przyjaciół rodzących się w dziecinnej wyobraźni. - I trzymał dla niej dmuchany basenik w pokoju, żeby nie musiała chodzić nad rzekę się moczyć.
Parsknął cicho, gdy wspomniała o przywożeniu specjalnych ciastek z cukierni oraz o tym, że wiara w fantastyczne opowieści zaowocowała niezaprzeczalnym zaufaniem kuzyna. To wszystko było bardzo znajome.
- Wyrazy uznania dla najlepszej cioci – powiedział bez cienia sarkazmu w głosie, chwaląc jej osiągnięcie. Z zasady zwykle lubił osoby, które miały dobrą rękę do dzieci – małych ludzi ciężko było nabrać, prześwietlali cię w sekundę i mówili dokładnie to, co myśleli.
Es wyczuł moment, w którym w powietrzu przemknęła niedostrzeżona gołym okiem iskra, powoli rozbudzając przeładowane jeszcze niedawno nerwy. Paznokcie Blanki zadrapały skórę na jego udzie tak, jak zrobiły to wcześniej na plecach, usta trąciły szyję, by zaraz przywrzeć do niej i zostawić ślady. Syknął cicho przez zęby, nie cofając rąk, gdy podnosiła się na kolana, a jedynie wsparł je na biodrach kobiety, chętnie unosząc głowę do pocałunku.
Było mu dobrze - chciał trzymać się tej chwili tak długo, jak tylko mógł.
Dłonie Esa powoli podążyły w górę, głaszcząc boki Blanki, znajdując zagłębienia między żebrami, lekko obejmując wzniesienia piersi, by zaraz szukać nowych ścieżek.
- Spójrz na siebie – wymamrotał, z ustami przy jej, czując na twarzy ciepły oddech – taka śliczna i cała moja.
Mając w tej pozycji lepszy dostęp, palce Barrosa zsunęły się po częściowo wytatuowanych plecach z powrotem na biodra i pośladki.
- Mówiłaś, że jesteś grzeczną dziewczynką – ciągnął, dłonią odnajdując wilgoć między jej udami, drażniąc ją przelotnie opuszkami palców oraz obejmując pokąsane wcześniej udo, na którym zaczęły wykwitać fioletowe ślady w kształcie jego ust i zębów - ale grzeczne dziewczynki nie pieprzą się z facetami, którzy im niczego nie obiecali.
Mówił całkiem spokojnie, przeciągając niektóre wyrazy, jakby dyskutowali o czymś miałkim i niekoniecznie interesującym, ale zdradzała go czerwień, która zaczęła rozlewać się na torsie. Nagle jego dłoń bez ostrzeżenia zderzyła się z pośladkiem Blanki, popychając ją bliżej, zmuszając by wsparła się na ramionach Barrosa.
- Wydaje mi się raczej, że jesteś bardzo niegrzeczna.
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Pią 19 Maj - 16:27
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
- Spoiler:
- Im dłużej razem siedzieli, tym bardziej wydawało jej się to naturalne. Dzieciaki z rodziny Estebana, gdy o nich mówił, wydawały jej się niemal tak samo znajome jak jej własne kuzynostwo. Wspominając swoją babcię, miała wrażenie, jakby zaledwie tydzień temu byli u niej razem na obiedzie i wspólnie obżerali się domowym ciastem. Gładząc nagą skórę Barrosa miała wrażenie, jakby robiła to już od lat, a nie dziś dopiero po raz pierwszy. Czuła się w towarzystwie Esa na tyle dobrze, by nie zastanawiać się, jakie konsekwencje może mieć dzisiejszy wieczór. Czy będzie go żałować? Jak wiele wyrzutów będzie sobie robić? Czy prowadzone dziś rozmowy cokolwiek zmienią, czy te wymienianie się anegdotami o swoich bliskich sprawi, że... Jeśli, czy, być może. Było tego bardzo dużo. Zbyt dużo. Nie zastanawiała się nad ani jednym z tych pytań, jeszcze nie.
Podobnie nie zastanawiała się też nad późniejszymi słowami Barrosa. To, że była śliczna i jego uznała za coś zupełnie naturalnego i oczywistego, a to, że grzeczne dziewczynki nie pieprzą się z facetami, którzy im niczego nie obiecali… Kolejnego ranka to zdanie miało dołączyć do jednego, które sama wyrzuciła z siebie jakiś czas temu - teraz jednak nie rozdzwoniły się jeszcze żadne alarmy, a stwierdzenie Estebana było dla Blanki niczym więcej jak zaproszeniem. Takim samym jak dłonie na jej piersiach, jej plecach, na jej wszystkim.
Przygryzając wargę, gdy dotarł do zbiegu jej ud, podążyła wzrokiem za jego dłonią - i westchnęła cicho na coraz wyraźniejsze, fioletowe ślady. Zastanawiała się, czy ma ich więcej. Jeśli tak, nie byłaby w stanie wskazać, kiedy dokładnie powstały - wiedziała za to, co oznaczają. Bo znaczyły przecież dokładnie to samo, co podobne stemple zostawione przez nią na skórze Barrosa. Że było dobrze. Bardzo dobrze. Że był jej, a ona jego.
Na początku podchodząca do tego z nieco większym, mimo wszystko, dystansem, teraz zaczęła się do tej myśli przywiązywać - a koncept jednorazowej przygody jakby tracił swój koloryt. Nie było nic jednorazowego w tym, że chciała słuchać jego głosu, gdy opowiadał jej o wszystkim, co mu bliskie, i że tyleż samo, co się z nim kochać, chciała się do niego przytulać, bawiąc się jego włosami.
Ze śmiechem wspierając się o jego ramiona, gdy przyciągnął ją do siebie, skubnęła lekko płatek jego ucha.
- Mówisz straszne rzeczy - wymruczała, uśmiechając się z rozbawieniem. - Ale chyba masz rację - przyznała, lekko przekrzywiając głowę.
W przeciwieństwie do jeszcze paru chwil wcześniej, teraz jej się nie spieszyło. Choć po jej ciele znów rozlewało się ciepło, a spoglądanie na Esa na powrót budziło bardzo pierwotną, bardzo prostą tęsknotę - teraz doceniała też wszystko, co dookoła. Narastające napięcie było tym razem zaletą, nie wadą. Teraz była ciekawa, na co on miał ochotę i bez wahania oddawała inicjatywę, stawiając się w roli... Bezbronnej? Może, poniekąd. Ale nie bezczynnej. To jednak nie było to samo.
Chwytając mężczyznę za włosy, szarpnęła jego głowę do tyłu i wpiła się w jego wargi swoimi, całując go mocno, łapczywie.
- Tienes razón, daddy. - Uśmiechnęła się z samozadowoleniem, przyglądając się mężczyźnie z fascynacją. Wplecione po drodze angielskie słówko rozepchnęło się drapieżnie w miękkich, hiszpańskich tonach. Sięgnęła po nie celowo - i celowo też właśnie w tym języku. Jej rodzimy odpowiednik był zbyt łagodny, a midgardzki - zbyt nieforemny, zbyt kanciasty. - Masz rację. Chyba rzeczywiście bywam niegrzeczna.
Esteban Barros
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Nie 21 Maj - 13:20
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
- Spoiler:
- Słowa, których na co dzień nie wypowiadał i przełykał, gdy odbijały się od filtra, zdawały się kumulować, nabierać ciężaru – te same słowa w innych konfiguracjach teraz płynęły lekko z jego ust. Upajał się mówieniem po wszystkich tych długich okresach ciszy, przekuwaniem myśli na koncepty, które stawały się zrozumiałe dla drugiego człowieka. Nawet jeśli koncepty te były zwyczajnie nieprzyzwoite.
Komplementował, szczuł i więcej niż tylko śladami, którymi jak piętnami oznaczał jej skórę, rościł sobie prawa własności, nie widząc w tym nic nieodpowiedniego – Blanca dotrzymywała mu w tym kroku, pokazując, że nie przeszkadzało jej to, co mówił. Dolewała oliwy do ognia, rozzuchwalając z zasady wycofanego mężczyznę, w najprostszy sposób udowadniając, że też mógł chcieć pewnych rzeczy. Że jego potrzeby nie musiały zawsze stać gdzieś na końcu kolejki priorytetów i czekać na odpowiedni moment, który nigdy nie nadchodził.
Teraz, z plecami szczypiącymi wzdłuż ścieżek wydrapanych przez paznokcie kobiety, głową pełną jej miękkich opowieści i roziskrzonym spojrzeniem, które patrzyło tylko na niego, znów jej chciał. Wydawało mu się niemożliwym przestać. Kiedy wsparła się na nim wraz z dźwiękiem klapsa, uśmiechnął się z satysfakcją, zaciskając mocniej palce, dając jej wyraźnie zauważyć, gdzie się znajdowały, a szarpnięty za włosy przyciągnął ją odruchowo bliżej, aż poczuł muśnięcie jej wilgoci na piersi. Przygryzając wargi Blanki i łagodząc ślady muśnięciami języka, odnalazł jedną z dłoni zbieg jej ud, głaszcząc i drażniąc drobny kłębek nerwów u szczytu, by zaraz uciekać palcami gdzie indziej.
Pokąsane wargi kobiety zrobiły się czerwone i spuchnięte, a słowo jakie z nich padło w języku, który Esteban rozumiał bardzo wybiórczo, na moment spowodowało, że zmarszczył brwi, próbując wyłapać jego znaczenie. Wreszcie parsknął śmiechem, w którym przebrzmiała jakaś mroczniejsza nuta, zaczepnie podgryzając miękką skórę tam, gdzie zaczynała się pierś, na tyle na ile pozwalał mu zaskakująco silny uścisk na jego włosach i nie pytając o pozwolenie, wsunął w kobietę palce. Jej własna wilgoć wymieszana z nasieniem sprawiła, że było to wyjątkowo proste zadanie.
- Nazwij mnie tak jeszcze raz – powiedział, obserwując wyraz jej twarzy, gdy poruszał dłonią, powoli szukając punktu, którego muśnięcie wyrwałoby z gardła Blanki głębokie westchnienie. Dłonią zaciśniętą na pośladku kobiety, pociągnął, zmuszając by szerzej rozsunęła nogi na tyle, na ile było to możliwe w ciasnym uścisku, zwiększając intensywność nieprzyzwoitych, mokrych dźwięków.
Z głową odchyloną do tyłu i ciężarem astronomki wspartym na torsie był przygwożdżony w miejscu, ale zaczynające się dopiero, nieśmiałe jeszcze protesty mięśni witał z satysfakcją.
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Nie 21 Maj - 14:14
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
- Spoiler:
- Na co dzień nie była fanką konceptu jakiejkolwiek przynależności do kogoś. Nie uważała, by bycie z kimkolwiek blisko, w jakimkolwiek związku, automatycznie miało pozbawiać niezależności. Nie rozumiała, jak można byłoby czegoś takiego chcieć. Blanca, żyjąc z kimś, chciała czuć, że wciąż jest sobą - że należy do siebie - i oczekiwała podobnych pragnień od swego partnera czy partnerki. Nie chciała u swego boku kogoś, kto gotów był wyrzec się tego, kim jest, tylko po to, by ją zadowolić - i sama też nie była gotowa na nic podobnego. Te kilka lat temu, jeszcze jako mężatka, za największą zaletę swego związku uważała wzajemny szacunek i otwartość - w tym sensie, że nie pilnowali się na każdym kroku i nie zawsze potrzebowali trzymać się za rękę, by wiedzieć, że ich uczucie jest wciąż tak samo silne. Wtedy, by wiedzieć, że jest dla męża ważna, nie potrzebowała jego ciągłych zapewnień o tym - i naprawdę ją to cieszyło. To, że ich uczucia były dla nich na tyle oczywiste, na tyle dostrzegalne w drobnych gestach, by nie musieć oczekiwać słów czy bardziej bezpośrednich deklaracji.
Teraz jednak okazywało się, że bycie czyjąś nie robiło problemu. Że, w łóżku, mężczyzna mógł pokazywać Blance jej miejsce, i że nie tylko nie raziło jej to, ale wręcz wywoływało na policzkach dodatkowe rumieńce - trochę może zawstydzenia, przede wszystkim jednak pożądania. Że chciała być czyjaś. Chciała być Estebana, w każdym tego słowa znaczeniu.
Na każde przygryzienie warg odpowiadała podobnym ukąszeniem i coraz bardziej zachłannymi, łapczywymi pocałunkami. Na każdy dotyk u zbiegu jej ud drgała lekko - i z coraz większymi trudnościami powstrzymywała westchnięcia, gdy mężczyzna uciekał dłonią gdzieś indziej.
Na śmiech Barrosa sama uśmiechnęła się szerzej - tylko po to by w kolejnej chwili zastąpić uśmiech lekkim rozchyleniem warg i gardłowym pomrukiem, gdy wsunął w nią palce. Znów miękła mu w dłoniach - miękła szybko, jakby jej ciało tylko czekało na to, by móc całkiem rozpuścić się w ramionach kochanka.
- Daddy - powtórzyła przeciągle, tonem mieszczącym się gdzieś między pomrukiem a westchnieniem. - Mój - dodała ciszej, w którymś momencie puszczając włosy Estebana, za to silniej wczepiając się w jego ramiona, gdy musnął szczególnie wrażliwe miejsce.
Spoglądała na niego spod półprzymkniętych powiek, coraz bardziej zamglonym spojrzeniem odpowiadając na jego uważny wzrok. Z jakiegoś powodu ta pełna uwaga, jaką jej dawał, peszyła ją chyba bardziej niż cokolwiek innego - bardziej, niż wcześniejszy głód, jego i jej, bardziej niż gwałtowność sprzed paru chwil. Przez moment czuła się, tak jakby to było za dużo. Jakby istniał jakiś odgórny obowiązek, by na każdą otrzymaną pieszczotę natychmiast odpowiadać podobną. Drżąc w dłoniach Esa, przez kilka chwil miała jakieś wewnętrzne przekonanie, że musi się odwdzięczyć, że Barros robi jej dobrze tylko dlatego, by ona zrobiła to samo dla niego.
Wcale jednak nie musiała.
W efekcie nie próbowała robić nic - nic poza oddaniem Estebanowi absolutnie wszystkiego, co miała. Każdego skrawka swojej rozpalonej skóry, każdego westchnienia, jakie rwało jej się z piersi - i każdej tkliwości, jaka przebłyskiwała co i raz przez gęste złoto jej tęczówek. Nie próbowała wędrować dłonią po jego ciele, coraz niżej i niżej, aż do jego coraz twardszej erekcji, zamiast tego trzymając się go tylko kurczowo i będąc tak blisko, jak blisko chciał ją mieć. Pozwoliła sobie tylko brać, nagle świadoma, że w chwili, w której Es zapragnie więcej, to po prostu sobie to weźmie. W tej jednej chwili Blanca była więc księżniczką, złaknioną jego uwagi, gotową oddać mu wszystko, ale jednocześnie - przede wszystkim - pragnąc, by to on oddał wszystko jej. By traktował ją tak, jakby każdym gestem chciał pokazać jej, że ją…
Kocha?
Myśl pojawiła się i prysła jak mydlana bańka, pozostawiając jednak w jej sercu jakąś dziwną słodycz.
Esteban Barros
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Nie 21 Maj - 17:36
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
- Spoiler:
- Esteban nie podejrzewał się o należenie do tej grupy mężczyzn, której podobało się bycie nazywanym w łóżku czymkolwiek innym niż własnym imieniem – zawsze kręcił przecież głową, gdy koledzy z pracy opowiadając o swoich nowych podbojach wtrącali z satysfakcją, że byli nazywani bestiami, władcami czy innymi równie durnymi określeniami, a jego penis próbował wywrócić się na drugą stronę z tej całej żenady. Zabawne, że konfrontacja z czymś, co zwykł uważać za jedną z tych rzeczy, która powinna zostać zaorana i posypana solą, udowadniała mu jak kolosalnym był hipokrytą, skoro wystarczyło jedno nieco chrapliwe słowo z ust Blanki, by poczuł ukrop w podbrzuszu. Jakie jeszcze przekonania podstępnie zmieniły się w przeciągu ostatnich lat, a o których nie wiedział?
Z niezdrowym zafascynowaniem, niepoganianym już potrzebą jak najszybszego orgazmu, Es obserwował zmiany wyrazu twarzy kobiety, każde zmarszczenie brwi czy rozchylenie warg, każde drgnienie mięśni na brzuchu i rękach, jakby próbował wyryć ją całą w pamięci. Podniecało go, kiedy i ona zaczęła na niego patrzeć, nie odwracając już wzroku – jego ruchy stały się pewniejsze, bardziej intencjonalne. Dawanie jej przyjemności było jak narkotyk zupełnie innego rodzaju niż Pochłaniacz, ukierunkowywało, oddalało własną przyjemność mimo gorąca i rumieńców, pozwalało skupić się z morderczą precyzją. Wysyłało rozum do miejsca, w którym jedynymi bodźcami były dreszcze i westchnienia.
Gdyby Blanca zamiast po prostu poddawać się pieszczotom próbowała też je oddawać, popchnęłaby Esa szybciej w kierunku granicy, przy której przestawały mu wystarczać sypiące się z jej ust dźwięki i dotyk – być może zostawiłaby go też z jakimś niedosytem. Nie zrobiła tego jednak, pozwalając mężczyźnie narzucić tempo oraz zdecydować, kiedy ostrożnie wysunął z niej palce, rozcierając wilgoć na udzie i musnął ustami biodro. A potem objął ją mocno i przewrócił, nakrywając swoim ciałem, odbijając jak w lustrze ich niedawny uścisk – nie to jednak podpowiadał mu drugi, zwierzęcy mózg, któremu póki co świadomie odmawiał decyzyjności.
Uśmiechnął się przelotnie do kobiety, trącając jej nos własnym i zanim zdążyła objąć jego biodra nogami, wsunął dłoń pod jej udo, silnym, stanowczym ruchem obracając pod sobą Blankę na brzuch. Drżącą lekko ręką odgarnął jej włosy z karku, zachłannie przyciskając usta do pokrytej tuszem skóry na ramionach i wyżej, na miękkiej kolumnie szyi, za uchem.
- Cholernie cię chcę – powiedział, nie rozpoznając własnego głosu, który stał się chropawy, głębszy, jakby wydobywał się skądś znacznie głębiej niż tylko z jego gardła. Obejmując dłonią biodro kobiety i wciskając palce w ostre wzniesienie kości, wycharczał krótkie:
- Do góry – dając ledwie moment, by wsunęła kolana pod biodra.
Kiedy w nią wszedł, nie było w tym nic z wcześniejszej delikatności, tylko czysta, najprostsza potrzeba, by posiadać – w jego mocnych, szybkich ruchach wyraźnie odznaczała się siła człowieka przyzwyczajonego do fizycznego wysiłku. Odwracając wzrok od miejsca, w którym raz za razem zatapiał się w jej chętnym ciele, wzrok Barrosa przesunął się wzdłuż wyraźnej linii kręgosłupa, na dłuższy moment zostając na wysokości czarnych, splątanych linii tatuażu. Nagle roześmiał się krótko, jakby z niedowierzaniem, aż pochylił się, obejmując tors Blanki i bez większego wysiłku pociągając ją w górę, zbliżył usta do jej ucha, mamrocząc w przerwie między jednym cięższym oddechem a drugim:
- Miałaś rację z tym tatuażem – dłonią ścisnął jej pierś, przytulając klatkę piersiową do pleców - wygląda zajebiście.
Blanca Vargas
Re: 25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Nie 21 Maj - 19:06
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
- Spoiler:
- Gdy zdecydowała się pozwolić mu na wszystko, dokładnie to miała na myśli. Było tak, jakby nie znała półśrodków - mogła dać albo wszystko, albo zupełnie nic, nie było żadnego pomiędzy. Nie protestowała więc, gdy wysunął z niej palce zdecydowanie zbyt wcześnie - choć bogowie jej świadkiem, że chciała, że cichy jęk, który się jej wyrwał, był tylko częściowo wyrazem przyjemności. Nie opierała się, gdy przewrócił ją na materac - uśmiechnęła się tylko łagodnie, gdy trącił ją nosem. Nie buntowała się, gdy obrócił ją na brzuch, z rozkoszą przyjmując kolejne pocałunkiem na ramionach i szyi - i posłusznie też wreszcie uniosła się lekko na kolana, gdy właśnie tego od niej chciał. Teraz, gdy nie chodziło już tylko o pierwszy głód, ze zdumieniem zupełnie świadomie obserwowała, że nie potrafi - i nie chce - mu się oprzeć. Tak, jak wcześniej walczyła o inicjatywę jak drapieżne zwierzę, teraz ochoczo oddawała ją, odnajdując tyle samo - lub więcej - przyjemności w prostym spełnianiu zachcianek Estebana.
Wciągnęła powietrze z sykiem, gdy wszedł nią bez śladu wcześniejszej czułości. Drapiąc kołdrę paznokciami, pochyliła głowę, oddychając ciężko. Wyginała plecy w łuk, chcąc dać Barrosowi - i sobie - więcej. Raz za razem wychodziła mu naprzeciw, dopasowując się do jego rytmu. Chciała mieć go całego. Tu też nie było półśrodków.
Roześmiała się z zaskoczeniem, gdy bez uprzedzenia pociągnął ją ku sobie, do pionu. Czując ciepły oddech przy swoim uchu, odruchowo objęła Estebana za szyję, muskając opuszkami jego kark i wpełzając między jego włosy.
- Wiem - wymruczała na przydechu, uśmiechając się szeroko, a w kolejnej chwili zamykając mężczyźnie usta pocałunkiem.
Doszła spokojniej, niż poprzednio, ale chyba - gdyby miała to oceniać - bardziej satysfakcjonująco. Prężąc się w objęciach Barrosa, rozkosznie zmiękła mu w dłoniach, gdy przez całe jej ciało przetoczyła się fala słodkiej przyjemności. Chwytając go dłonią za pośladek, przytrzymała go przy sobie, przywierając plecami do jego torsu, lekkim wyprężeniem ciała poprawiając ułożenie piersi w jego dłoni. Znów odnalazła jego wargi i wpiła się w nie, zamiast oczywistych jęków czy westchnień wręczając mu żarliwe, gorące pieszczoty i uciekający, spazmatyczny oddech - i w zamian biorąc dokładnie to samo.
Podobnie jak poprzednio, tak i teraz chciała go w sobie zatrzymać. Mogła być nasycona w kontekście orgazmów, ale wciąż nie miała dosyć jego bliskości - ciepła jego ciała i dotyku jego dłoni na swojej skórze. Odsunęła się trochę dopiero, gdy nie mogła się już utrzymać na zbyt miękkich nogach - westchnęła cicho, gdy się z niej wysunął i z nieco komiczną bezwładnością opadła na łóżko, wciąż drżąca, zgrzana i mokra.
- Nie możesz mi tak robić - wymamrotała w pewnej chwili w materac, wyciągając ręce nad głową i przeciągając się rozkosznie. Delikatny ruch powietrza gdy przy każdym ruchu Estebana pieścił jej plecy podobnie, jak wcześniej pocałunki Barrosa. - Wszystko mi teraz mrowi - dodała ze słodkim rozleniwieniem, zginając i rozprostowując palce, po których jakby przebiegały jej się całe stada małych owadów.
Bardzo powoli wciągnęła powietrze i równie wolno wypuściła je, potem turlając się na bok i podginając kolana bliżej brzucha. Unosząc powieki lekko, uśmiechnęła się łagodnie.
- Przytul mnie, Es - rzuciła cicho, tym razem już nie jako zawadiacką zaczepkę, a szczerą prośbę. - Przytul mnie i nigdy nie puszczaj - dodała ciszej, mimowolnie uciekając wzrokiem i wtulając twarz w fale podgarniętej bliżej kołdry. Dawno nie czuła się tak wrażliwa, tak odsłonięta. I dawno już tak bardzo nie tęskniła.
Esteban Barros
25.03.2001 – Pokój Estebana – B. Vargas & E. Barros Nie 21 Maj - 21:08
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
- Spoiler:
- Orgazm rozlał się po jego ciele nagle, jak spóźniona refleksja, choć już od dłuższej chwili czuł coraz wyraźniejszy ucisk w podbrzuszu, zbliżający się do krawędzi bólu. Bólu, który pochwycił go na równi z rozkoszą, gdy ciała jego i Blanki ułożyły się odpowiednio, wydzierając z ust syk zduszony w wilgotnych od potu włosach kobiety, a potem rozpłynął się, pozostawiając mu w mięśniach miękkość i delikatne drżenie. Mimo tego zaborczo trzymał Blankę przy sobie, kciukiem gładząc pierś, której ułożenie poprawiła prężąc się pod odpowiednim kątem, wdychając jej zapach i leniwie kołysząc biodrami, wykrzesując ostatnie iskry przyjemności. Niechlujnie oddał jej pocałunek, wargami zsuwając się na brodę i policzek, delikatnie kąsając skórę tak, by nie zostawić śladów.
Zaśmiał się cicho, kiedy Vargas opadła bezwładnie na pościel, uwolniona z uścisku i przedramieniem otarł z czoła pot.
- To dobrze, jak mrowi – rzucił z rozbawieniem, które uniosło kąciki jego ust w tak bliskim beztrosce uśmiechu, jak było to możliwe. - To znaczy, że zrobiłem dobra robotę – pochylił się, składając krótki pocałunek na ramieniu wyciągniętym nad głowę Blanki. Z czymś ciepłym i miękkim, co rozmruczało mu się we wnętrzu klatki piersiowej, obserwował ją w swojej pościeli – wyglądała jakby tam pasowała, jak kawałek układanki, który nie był niezbędny do tego, by Es widział kompletny obraz, ale jak coś, co sprawiało, że stawał się bardziej... Sam nie wiedział.
Prośba o przytulenie wypowiedziana cichym, jakby odrobinę niepewnym tonem spowodowała bolesne potknięcie w rytmie jego serca.
Odchylając brzeg kołdry i ostrożnie wyciągając ją też spod skulonej w pozycji embrionalnej kobiety, ułożył się powoli za jej plecami, dokładnie okrywając ich oboje, upewniając się, że chłód nie miał możliwości skądkolwiek wpełznąć. Dopiero wtedy przysunął się tak blisko, by mogła wesprzeć plecy o jego tors i usiąść na podkurczonych udach – ramieniem objął jej klatkę piersiową, wtulając nos w przestrzeń pomiędzy ramieniem a szyją.
- Trzymam cię – powiedział krótko, zniżając głos, jakby w ciszy jego sypialni wymieniali się sekretami. Przytulił wargi do rozgrzanej wciąż skóry. - Trzymam i nie puszczam – dodał, odpychając gorzki podszept rozumu, że nieładnie było składać obietnice, których nie mógł dotrzymać. Otulony ciepłem, z ciałem rozluźnionym orgazmami i cichym oddechem drugiej osoby przerywającym ciszę, zasnął, zanim zdążył zadać sobie pytanie, czy powinien.
[Blanca i Es z tematu]