Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Porzucona łódź

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Porzucona łódź
    Sprawia wrażenie, jakby na kogoś czekała – niestety, oczekiwanie wydłuża się tygodniami, a nawet już trwa miesiące. Nikt nie jest w stanie precyzyjnie określić, od jak dawna znajduje się tutaj, przycumowana do najmniej dostępnego brzegu jeziora, z opuszczonymi żaglami. Musiała zostać zabezpieczona przez magię, ponieważ nie butwieje, ani zwykli śmiałkowie nie są w stanie za jej pomocą odpłynąć. Istnieje kilka przypuszczeń, do kogo mogła należeć, lecz żadne z nich nie zostało potwierdzone. Ciekawskim pozostały jedynie mgliste, niejasne plotki i sama przystań, przy której znajduje się niewielka łódź, która dla bardziej odważnych stała się miejscem spotkań i rozmów na kołysanym przez jezioro pokładzie.
    Widzący
    Gretchen Holzinger
    Gretchen Holzinger
    https://midgard.forumpolish.com/t1679-gretchen-holzinger#17264https://midgard.forumpolish.com/t3559-gretchen-holzinger#35749https://midgard.forumpolish.com/t1686-prinzessin#17418https://midgard.forumpolish.com/


    06.05.2001


    - Oki, to pa!
    Tymi słowami Gretchen pożegnała jedną z przyjaciółek, którą niemal musiała wypchnąć za drzwi, by wreszcie się jej pozbyć. Lubiła Mayliz i miała pewność, że byłaby dobrym doradcą na czas przygotowań przez swój niezły gust i wyczucie smaku, lecz Gretchen musiała zrobić coś, czego koleżanka nigdy, przenigdy wręcz ujrzeć nie mogła. Niepotrzebnie chwaliła się jutrzejszą sesją zdjęciową, w której chętnie zgodziła się wziąć udział (gdyby Blanca nie zaproponowała tego sama, zapewne sama wyszłaby z propozycją, że chętnie jej zapozuje, święcie przekonana, że nikt nie nadaje się do tego tak dobrze jak ona), bo i Mayliz udzieliła się ekscytacja i zaczęła otwierać szafy Gretchen, by zacząć wyrzucać z niej kolejne stroje.
    Nie mogła pomóc pannie Holzinger w najważniejszym etapie, z którym i tak zwlekała zbyt długo.
    Musiała pozbyć się lisiego ogona. Na kilka dni, może tygodni, w zależności od tego, czy Rubenowi uda się zdobyć eliksir, który spowolni odrastanie. Jeśli miała się przed Blancą rozebrać całkiem, jeśli naga miała zostać uwieczniona na fotografii, to nie wchodziło w grę, aby obnażyła się aż tak. Lękała się na myśl, że nawet plotka o demonicznym pochodzeniu mogłaby dotrzeć do szerszej publiczności. Na ten moment budziła sympatię - przynajmniej tak Gretchen sądziła, nie myśląc, że kontrowersje jakie wzbudzała innymi poczynaniami mogły być nie w smak bardziej konserwatywnej części galdrów - wszystko jednak ległoby w gruzach, gdyby dowiedzieli się, że uroczy rudzielec, którego oglądali na ekranie tak naprawdę wcale nie jest człowiekiem.
    - AŁA! - wrzeszczała wściekle, gdy Ruben z niebywałą wprawą zaklęciem pozbawiał starszą siostrę lisiego, miedzianego ogona, który opadł na podłogę. Czuła jak po pośladkach i nagich udach spływają strużki krwi, gęstej i gorącej, zanim bratu udało się zatamować krwawienie i kolejnym czarem zasklepić ranę. Później obolała długo oglądała się w lustrze, upewniając, że ślad jest niewielki, niemal niezauważalny.
    Dla pewności następnego dnia, kiedy spędzała długie godziny przed lustrem już od samego ranka, puchową gąbeczką wklepywała w lędźwie kilka warstw pudru, by przykryć niewielkie zaczerwienienie, nim nasunęła na siebie cienkie rajstopy i lekką, czerwoną sukienkę w białe groszki.
    Ledwo minęła trzynasta, kiedy wraz z Blancą wędrowała brzegiem jeziora Golddajávri, próbując znaleźć ustronne, ale i urocze zarazem miejsce, gdzie nikt nie będzie im przeszkadzał, Gretchen zaś będzie mogła czuć się swobodnie przed obiektywem przyjaciółki. Mimo lekkiego bólu, który wciąż odczuwała w miejscu, gdzie u zwykłego człowieka kończyła się kość ogonowa, maszerowała przed siebie energicznie, szeroki uśmiech zaś nie schodził z jej ust.
    - Widziałam cię ostatnio na rolkach, w kompleksie, byłaś niesamowita. Wybacz, że nie podeszłam się przywitać, przechodziłam tylko tamtędy, nie sama, to chyba była randka, więc rozumiesz - zachichotała, obracając się przez ramię ku Blance, rzucając jej znad ramienia szelmowski uśmieszek i perskie oczko. Wydeptana ścieżka prowadziła je ku odległemu od miasta brzegu jeziora, a spomiędzy zarośli wyłoniła się stara łódź, przy której zatrzymała się huldra. Wsparła dłonie o biodra i rozejrzała wokoło, próbując ocenić, czy będzie to odpowiednie miejsce. Aprobaty szukała spojrzeniem u przyjaciółki, do której się odwróciła. - Co myślisz?



    Gdziekolwiek jesteś
    - bądź przy mnie
    Cokolwiek czujesz
    - czuj do mnie
    Jakkolwiek nie spojrzysz
    - patrz na mnie
    Czymkolwiek jest miłość
    - kochaj się we mnie
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Blanca potrzebowała miesiąca, by uznać, że swój sukces na wystawie w En Sofagris – wyróżnienie z pewnością było bowiem sukcesem – mogłaby przekuć w coś dobrego. Że raz pokazane, jej rysunki i obrazy wcale nie musiały wracać do szuflady. Że raz doceniona, mogła spróbować jeszcze raz i kolejny – i zobaczyć, co się stanie.
    To, że jej pierwszą klientką miała być Gretchen, nie zaskoczyło jej ani trochę.
    Aparat, zapasowa klisza, podręczny zestaw do makijażu, gdyby trzeba coś było na buźce rudej poprawić. Szkicownik i garść ołówków – Blanca lubiła najpierw rozrysować opcje, nim zabierała się do zdjęć. Butelka wody, pudełko ciastek od Sala. Kolejne mniej lub bardziej przydatne rzeczy lądowały w pojemnej torbie, stopniowo tworząc wyprawkę godną profesjonalnej artystki.
    Bo tym chyba właśnie Vargas próbowała być. Profesjonalną artystką. Kimś, kto na swojej kreatywności zarabia... I, cóż, przy okazji świetnie się przy tym bawi.
    To na rzecz tej zabawy pod przylegające jeansy i luźny t-shirt wrzuciła nie standardową bieliznę, a tęczowe bikini. Umówiły się z Gretchen nad jeziorem, a skoro tak, Blanca była bardziej niż pewna, że sama też prędzej czy później skończy w wodzie. Nie, by robić zdjęcia – w tym celu zamierzała trzymać się brzegu – ale potem, gdy obie będą już zadowolone z efektów sesji.
    Blanca mogła nie mieć za totem kajmana, jak Es, ale żadni bogowie nie byliby w stanie trzymać jej zdala od wody.
    Nieświadoma przygotować, jakim przez ostatnie dni oddawała się ruda, Meksykanka raźnym krokiem szła nad jezioro, co i raz poprawiając tylko okulary na nosie. Torba przewieszona przez ramię ciążyła jej lekko od wszystkich tych zebranych w niej bambetli, ale to był naprawdę słodki ciężar.
    Vargas nie miała pojęcia, że możliwość faktycznej sesji z modelką tak bardzo ją ucieszy. Dużo bardziej niż szkicowanie aktów z głowy, dużo bardziej niż robienie zdjęć samej sobie.
    W efekcie była bardziej niż zadowolona, gdy razem z Gretchen maszerowały wzdłuż jeziora, szukając odpowiedniego miejsca – a to, że nie szczerzyła się jak głupia od ucha do ucha, zawdzięczała tylko... Szczerze mówiąc, trudno powiedzieć czemu. Nie silnej woli, tej przecież nie miała zbyt dużo. Podobnie z godnością. Może więc po prostu tej raczkującej profesjonalności, która kazała trzymać emocje na krótkiej smyczy?
    - Chyba randka? – spytała w którymś momencie, wcześniej witając tylko komplement rudej zawadiackim, ukontentowanym uśmiechem. – Od kiedy nie potrafisz rozpoznać takich rzeczy, mała? – spytała, znacząco unosząc brwi.
    Kto jak kto, ale Holzinger w relacjach międzyludzkich odnajdywała się przecież doskonale. Może nie do końca zgodnie z obowiązującymi konwenansami, ale to już zupełnie inna sprawa.
    Gdy dotarły do łodzi, Blanca zmarszczyła brwi lekko, wracając do głównego celu ich małej wycieczki. Jeszcze przez chwilę nie odłożyła torby, zamiast tego szybko zerkając na grę światła na łagodnie kołyszącej się na wodzie łodzi, ułożenie pobliskich zarośli, surowość desek zapomnianego molo. Wreszcie uśmiechnęła się szeroko, zrzuciła bagaż na brzeg przy pomoście.
    - Idealnie – odpowiedziała bez wahania na pytanie Gretchen.
    Kucnęła przy torbie, wyciągnęła aparat, bawiła się przez chwilę ustawieniami.
    - Chcesz ciasto? – spytała w pewnej chwili, wyciągając w kierunku Holzinger pudełko słodkości. – Potrzebuję chwili, więc równie dobrze możesz się najpierw zasłodzić. – Wyszczerzyła zęby szeroko.
    Niezależnie, czy Gretchen przyjęła cynamonową pokusę czy nie, Blanca spędziła kilka kolejnych chwil na sprawdzaniu kilku próbnych ujęć i prędkim szkicowaniu scenerii – a potem dodawaniu do nich szybkiego, schematycznych rysunków przyjaciółki w różnych pozach.
    Nie miała pojęcia, jak ruda wygląda nago, ale to nie miało – jeszcze – żadnego znaczenia.
    Gdy była już z grubsza usatysfakcjonowana przygotowaniami, wyprostowała się i obejrzała na Holzinger, nagle boleśnie świadoma, że... Cóż. Były pewne aspekty robienia sesji sensualnych, które Vargas jak dotąd zdecydowała się ignorować.
    Teraz niespecjalnie już mogła.
    Odetchnęła cicho.
    - Zrzucaj ciuchy kiedy chcesz – rzuciła lekko, wbrew swoim obawom brzmiąc – jeszcze – całkiem normalnie. Zwyczajnie. Bez żadnego zdradliwej chrypy w głosie. – I, w zasadzie, rób co chcesz. Zaczniemy bez planu, ustawię cię potem. – Uśmiechnęła się przelotnie.
    Nie miała doświadczenia w tego typu rzeczach – to, jak podobne sesje powinny wyglądać, mogła sobie co najwyżej wyobrazić. Z drugiej strony, były tu przecież przede wszystkim po to, żeby się dobrze bawić. Zdjęcia? Wyjdą. Na pewno. Mogły więc równie dobrze dać sobie spokój z udawaniem, że robią tutaj nie wiadomo co, i po prostu cieszyć się ciepłym, majowym dniem nad jeziorem.
    Bogowie, Blanca znała przecież Gretchen nie od dziś. Niezależnie, co Vargas mogła zaplanować, i tak wszystko pójdzie przecież nie tak. Nie źle – po prostu inaczej.
    Widzący
    Gretchen Holzinger
    Gretchen Holzinger
    https://midgard.forumpolish.com/t1679-gretchen-holzinger#17264https://midgard.forumpolish.com/t3559-gretchen-holzinger#35749https://midgard.forumpolish.com/t1686-prinzessin#17418https://midgard.forumpolish.com/


    Duch opiekuńczy panny Holzinger przyjmował formę bażanta. Nigdy nie była z tego powodu bardzo zadowolona, raczej wręcz przeciwnie - zasługiwała na coś więcej niż zwyczajne ptactwo, które często kończy na stolach jako wykwintny posiłek, bądź co gorsza... Jako wypchana ozdoba w domu myśliwych. Okropne. Nawet nie wiedziała, czy bażanty potrafią pływać, ona jednak potrafiła i lubiła. Tylko może nie o tak wczesnej porze; w maju wody jeziora tak daleko na północy potrafiły być lodowate. Nie mogła sobie pozwolić na zapalenie płuc, kiedy za pasem miała ważne przesłuchanie.
    - Ależ potrafię! - żachnęła się od razu Gretchen, unosząc dłoń do serca w teatralnym geście oburzenia, którego wyraz przemknął cieniem po piegowatej twarzy, - Po prostu spotkaliśmy się wtedy przypadkiem, nic nie planował, ale wyszło inaczej, dlatego tak powiedziałam - wyjaśniła, bo chciała postawić sprawę jasno - lubila uchodzić za ekspertkę w tych sprawach. Vargas nie mogła w nią zwątpić. Gretchen była święcie przekonana, że o mężczyznach, w kontekście romansowym wie już wszystko. Właściwie nie tylko o mężczyznach. Nie lubiła się ograniczać. O tym mówiła mniej, bo społeczeństwo galdrów wydawało się zacofane w porównaniu ze śniącymi, którzy coraz częściej w krajach skandynawskich żyli w zgodzie ze sobą.
    - Oj nie. Brzuch mi będzie wystawał wtedy - odparła, z żalem odmawiając cynamonowej słodkości, bo wyglądały i pachniały wspaniale; patrzyła na nie łakomie, jednak próżność zwyciężyła. Od rana nic nie jadła i nie miała zamiaru ryzykować, dopóki nie skończą sesji zdjęciowej. Aby sobie o tym przypomnieć przesunęła dłonią po płaskości brzucha, starając się nie myśleć o cynamonkach.
    Skupiła się na Blance. Przyglądała się Meksykance z ciekawością, stanęła za nią i zaglądała w aparat, nie mogąc powstrzymać wścibskiej natury. Zadawała też pytania jak małe dziecko, które jest na etapie dlaczego? jak to działa?. To nie była dla Gretchen pierwsza sesja zdjęciowa, lecz dotychczas nie miała tak swobodnej relacji z fotografem. Z kilkoma poszła do łóżka, ale nie mogła powiedzieć, że się przyjaźnili.
    - Wiesz, myślałam o tym - zaczęła Gretchen wzniosłym tonem, stając przed Blancą i unosząc dłonie, jakby chciała rozpostrzeć przed nią swoją wizję. - Widzę to jako zadanie aktorskie. Całą historię. Wyobraźmy sobie, że jestem niksą, która wraca do swojego naturalnego środowiska, a potem przywołuje niewinnego chłopca do tej łodzi. Będę powoli się rozbierać, a ty będziesz fotografować każdy etap tej historii - starała się brzmieć poważnie, lecz pod tą warstwą powagi rozbrzmiewała ekscytacja. - Co ty na to? - dopytywała, szukając na twarzy Vargas aprobaty, sama była zachwycona swoją wizją. Stanęła nawet na ścieżce, gotowa zacząć kroczyć w stronę wody, jednocześnie rozpinając guziki sukienki. Poprawiła jeszcze włosy, roztrzepując lekko loki, by zwiększyć ich objętość.



    Gdziekolwiek jesteś
    - bądź przy mnie
    Cokolwiek czujesz
    - czuj do mnie
    Jakkolwiek nie spojrzysz
    - patrz na mnie
    Czymkolwiek jest miłość
    - kochaj się we mnie
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Uśmiechając się z rozbawieniem na obawy Gretchen, jakoby parę kęsów cynamonowych słodkości miałoby zrujnować im sesję, Blanca nie naciskała – za to chętnie odpowiadała rudej na wszystkie pytania, jakie ta jej zadawała. Nie mając nic przeciwko piegusce zaglądającej jej przez ramię, Vargas czuła się zaskakująco dobrze mogąc mówić o czymś innym niż astronomia, pokazać że zna się na czymś więcej niż na gwiazdach.
    Bo na fotografii się znała, nawet, jeśli sama upierałaby się, że nie jest profesjonalistką. Obsługi aparatu nauczyła się jeszcze od taty. Lustrzanki magiczne nie różniły się przy tym tak bardzo od niemagicznych, gdy więc przychodziło do wyboru sprzętu, Blanca kierowała się raczej tym, jakie zdjęcia chce zrobić, nić którego aparatu używa jej się lepiej. Potrafiła więc robić niemagiczne zdjęcia widzącym i magiczne – własnemu tacie, śniącemu. Zawsze chodziło jej o efekt końcowy, nie o to, jaką drogą powinna – wedle powszechnie utartych zwyczajów – do niego dotrzeć.
    Z Gretchen problem polegał na tym, że Blanca nie była do końca pewna, do czego zmierza. Sesja rudej była pierwszą tego typu – i pierwszą w ogóle z modelką, która nie była nimi z rodziny Blanki. Dotąd bawiąc się fotografią raczej tylko przy okazji imprez rodzinnych i na wycieczkach z byłym mężem czy przyjaciółmi, Vargas nigdy jeszcze nie pracowała... Tak. Jak prawdziwa artystka, z prawdziwą muzą – i wizją fotografii mających służyć nie tyle jako pamiątka, co raczej jako ilustracja piękna.
    Bo Blanca dokładnie tak widziała swój aktualny projekt, właśnie to chciała robić – uwieczniać atrakcyjność ludzkich ciał, odważnie pokazywać to, co społeczeństwo z jakiegoś powodu uważało za wstydliwe. Dla Vargas nie było w nagości nic, czego należałoby się wstydzić.
    Dosyć jasno zarysowana potrzeba artystyczna nie szła jednak w parze z konkretnymi planami. Tych ostatnich Blanca – jeszcze – nie miała, nie była pewna jak zacząć, jak zaplanować taką sesję. Musiała się tego nauczyć tak, jak wcześniej uczyła się uchwycać ludzkie ciało na płótnie.
    To, że Gretchen miała własny pomysł, było dużym ułatwieniem. Ruda przedstawiała swoją wizję, a Blanca uśmiechała się coraz szerzej – bo była sobie w stanie to wyobrazić, a wyobrażenia te były świetne. Śliczne. Dokładnie takie, jakich chciała.
    - Brzmi dobrze – stwierdziła z uśmiechem. Nie umknął jej entuzjazm Gretchen, który dziewczyna próbowała ukryć pod – zupełnie dla niej nienaturalną – maską powagi. – Świetnie, w zasadzie. – Przekrzywiła głowę lekko, po raz ostatni korygując aparat, by ustawić jak najlepszą ekspozycję.
    Potem uniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko.
    - Śmiało – zachęciła.
    Gdy Gretchen ruszyła w stronę wody, Blanca została parę kroków za nią. Kucnęła, by uchwycić lepsze ujęcie i strzeliła parę pierwszych zdjęć. Ruda na tle jeziora. Ruda dłońmi sięgająca do guzików sukienki. Lekkie wydęcie zwiewnego materiału, gdy Holzinger rozpięła ją już niemal całą. Rude fale tańczące na łagodnym porywie wiatru.
    - Zsuń trochę sukienkę odsłoń jedno ramię – poinstruowała w pewnej chwili nie unosząc wzroku od wizjera aparatu.
    Trzask migawki oznajmił uchwycenie kolejnego zdjęcia.
    - Wpleć palce we włosy, jakbyś chciała je zgarnąć bardziej do tyłu – kontynuowała.
    Trzask.
    - Obejrzyj się na mnie, odwróć trochę – rzuciła wreszcie, gotowa uchwycić spojrzenie Gretchen, koronkę bielizny – czy rzeczywiście była dzisiaj w koronkach? – i pierwszy prześwit nagiej skóry, jeszcze suchej, jeszcze bez bladości wywołanej zimną wodą.
    Odetchnęła bezgłośnie, uspokajając galopujące myśli.
    Widzący
    Gretchen Holzinger
    Gretchen Holzinger
    https://midgard.forumpolish.com/t1679-gretchen-holzinger#17264https://midgard.forumpolish.com/t3559-gretchen-holzinger#35749https://midgard.forumpolish.com/t1686-prinzessin#17418https://midgard.forumpolish.com/


    Blanca pozostawała słodko nieświadoma jakie standardy piękna zaczęły obowiązywać w świecie galdrów, a obowiązywały w kręgach śniących już od paru lat. Gretchen uważnie śledziła trendy, świadoma, że musi być na bieżąco i dostosowywać się do obecnych preferencji tłumu, jeśli chciała zdobyć ich uwielbienie. Na żywo to wcale nie było trudne. Nawet gdyby miała kilka kilogramów więcej, to demoniczna aura uczyniłaby ją wciąż najpiękniejszą kobietą w oczach patrzącego, jeśli tylko tego chciała. Magia ta, którą tak namiętnie panna Holzinger szastała na prawo i lewo, nie działała jednak z papierowych stron gazet, nawet i srebrnego ekranu. Wolała więc się pilnować. Chwila przyjemności w ustach mogła ją kosztować dodatkowy centymetr w biodrach. Cynamonka, proponowana przez ciemnowłosą, kusiła, lecz akurat tej pokusie Gretchen potrafiła się oprzeć. Co innego, gdyby zaproponowała jej skręta purpurowej mgły na rozluźnienie...
    Nie podważała kompetencji Blanci, nawet jeśli nazwisko Vargas nie było jeszcze znane w świecie artystycznym, wśród fotografów z wielkiego zdarzenia, których prace podziwiano w czasie wernisaży. Każdy jakoś zaczynał. Kto wie, może dzięki temu stanie się sławna i porzuci tę całą astronomię? Naukowe podejście do sfer niebieskich bardzo nużyło Gretchen. Za to astrologia absolutnie ją fascynowała. Nierzadko znak zodiaku decydował o przebiegu kolejnej znajomości. W każdym razie, nawet jeśli nie było to profesjonalne studio, Blanca zaś stawiała swoje pierwsze kroki, to nie szkodzi; miała szczęście, że przyjaźniła się z Gretchen, która samą siebie uważała za profesjonalistkę. W razie potrzeby ją poprowadzi, a czemuż nie, była przecież wspaniałą przyjaciółką i chętnie pomagała. W swoim własnym świecie Holzinger uważała, że jej osoba może Blance jedynie pomóc. Nie tylko jej osoba, ale i pomysły, którymi z chęcią się dzieliła. Nawet gdyby Blanca nie wyraziła ochoty, by ich wysłuchać, to i tak by to zrobiła. W ramach przyjacielskiej sugestii, oczywiście. Niegdyś wyobrażała sobie pracę na planie nieco inaczej, przyzwyczajona do spełniania wszystkich jej życzeń, lecz dano jej delikatną lekcję pokory; miała wypełnić wizję reżysera. Dziś miała nadzieję, że ich wizje są zbieżne.
    - Wiem - przytaknęła Gretchen, zgadzając się z Vargas, że historia o niksie schodzącej do jeziora to doprawdy znakomity pomysł. Uśmiechnęła się triumfalnie, poprawiając włosy, zanim zaczęły. Upewniła się, że Blanca jest gotowa i...
    Weszła w swoją rolę.
    Triumfalny uśmiech starł z twarzy zamyślony, może lekko nostalgiczny wręcz wyraz. Dźwięk aparatu działał na nią niczym muzyka. Tak jak powiedziała - zaczęła kroczyć w stronę jeziora, nieśpiesznie, dając Vargas szansę, aby uchwyciła każdą chwilę tej historii na kliszy. Nie zwlekała jednak z pozbyciem się zwiewnej sukienki, pamiętała przecież po co tu przyszły, jaki był główny zamysł Blanci. Nie czuła się ani trochę skrępowana. Tak jak kazała pani fotograf - zsunęła materiał sukienki z ramienia, by po chwili wpleść dłonie w rude loki i unieść nad karkiem. Stojąc przodem do jeziora, lekko obróciła się w tył, spoglądając prosto w obiektyw i pozwalając sobie na łagodny uśmiech. Opuszczała włosy partiami, a później zaprezentowała Blance jedynie swój profil. Na dobre pozbyła się sukienki, pozostając jedynie koronkowej, dolnej części bielizny.
    - Tak dobrze? - upewniła się, odwracając się ku Blance przodem; jedną rękę uniosła, by zasłonić nagie piersi, lecz nie przez nieśmiałość, a w kolejnej pozie - jak jej się wydawało: artystycznej. Starała się dać z siebie jak najwięcej. Często zmieniała pozy, po chwili uniosła ręce, aby znów wpleść je we włosy. Obracała się zgodnie z życzeniem Blanci, a po kilku ujęciach chwyciła za materiał bielizny, by i jej się pozbyć. - Kiedyś te zdjęcia będą warte miliony runicznych talarów - zachichotała Gretchen, stając przed Blancą tak, jak ją bogowie stworzyli. Ton wydawał się żartobliwy,
    Ale wcale nie żartowała.



    Gdziekolwiek jesteś
    - bądź przy mnie
    Cokolwiek czujesz
    - czuj do mnie
    Jakkolwiek nie spojrzysz
    - patrz na mnie
    Czymkolwiek jest miłość
    - kochaj się we mnie
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Blanca nie pomyliła się – Gretchen rzeczywiście miała na sobie koronki.
    Wcześniej, planując dopiero tę sesję, Vargas brała pod uwagę wiele różnych problemów. To, że nie pracowała dotąd tak naprawdę z żadnym modelem czy modelką. Że nie do końca wiedziała jeszcze, jak pracuje się w terenie – spontaniczne strzelanie fotek na wyjazdach było przecież czymś zupełnie innym niż świadome ustawianie drugiej osoby tak, by wydobyć z niej to, co najlepsze, najpiękniejsze. Że, jeśli efekty końcowe sesji nie będą zadowalające, rozczarowana będzie nie tylko ona, ale też – przede wszystkim – Holzinger. To były wątpliwości, z którymi nigdy wcześniej Blanca nie musiała się mierzyć, rozsądnym było więc zastanowić się chwilę, czy umie sobie z nimi poradzić. Tylko, że...
    Tylko, że gdy przyszło co do czego, to nie współpraca z Gretchen była największym problemem, a jej naga skóra. Nie ustawianie rudej, dobranie odpowiedniego światła – a jej nieskrępowanie, gdy zsuwała z siebie sukienkę. Nie same zdjęcia, bo te wychodziły doskonale – a delikatna koronka, którą Holzinger zdjęła z nie większymi oporami niż wcześniej pozbyła się sukienki.
    Na te problemy Blanca była zaskakująco nieprzygotowana.
    To, że patrzyła przez rudą przez wizjer aparatu ułatwiało sprawę tylko trochę – nie dość jednak, by policzki nie zarumieniły jej się w którejś chwili, by w gardle nie zaschło jej, i by w iskrzycowe tęczówki nie wkradło się złoto. Gretchen była przyjaciółką Meksykanki, ale to przecież nie zmieniało faktu, że była też kobietą – młodą, śliczną, cholernie atrakcyjną. Zupełnie nieskromną, czasami wręcz zadufaną sobie i z przerośniętym ego – to też, ale do tego Blanca była już przyzwyczajona.
    Czego nie można było powiedzieć o ciele Holzinger. Do niego astronomka nie miała jak się przyzwyczaić. Nie miała kiedy oswoić się z nagością Gretchen i... Z drugiej strony, czy naprawdę by potrafiła? Czy gdyby widziała Gretchen nagą już wcześniej, cokolwiek by to zmieniło?
    Pewnie nie.
    Trzask, trzask, trzask. Uspokajający dźwięk migawki coraz gorzej radził sobie z odwracaniem uwagi Blanki.
    - Doskonale – zapewniła bez wahania, gdy Gretchen odwróciła się ku niej i nie było w tym przesady. Jakkolwiek przekonanie o własnej cudowności było jedną z tych cech, która u Holzinger drażniła, nie można było jej odmówić urody. Uroku. Czegoś, co dodatkowo sprawiało, że chciało się na nią patrzeć. Ruda znała swoje ciało, wyraźnie je lubiła i potrafiła go używać – i to wszystko widać było na zdjęciach.
    Blanca uśmiechnęła się przelotnie. Nie miała wątpliwości, że na koniec, gdy będą przeglądały wszystkie fotografie, obie będą zadowolone.
    Dając sobie spokój z instruowaniem Gretchen – było dużo lepiej, gdy ruda robiła to, na co miała ochotę – Vargas na jedną, krótką chwilę opuściła aparat. Roześmiała się lekko na miliony talarów i pokręciła głową z rozbawieniem – to była jakaś abstrakcja, myśleć w ogóle o takich kwotach, a jednak, patrząc na rudą, Meksykanka była niemal pewna, że Gretchen nie żartuje. Że naprawdę tak to widzi, do tego zmierza.
    Było w tym coś cholernie fascynującego.
    Spojrzała w ciemne oczy przyjaciółki, łagodnie ześlizgnęła się spojrzeniem niżej, wzdłuż jej szyi, ramienia, linii mostka, fantastycznie płaskiego brzucha. Odetchnęła bezgłośnie, znów uniosła wzrok wyżej, uśmiechnęła się leniwie – i ruchem głowy wskazała na jezioro.
    - Wskakuj – zarządziła, niespecjalnie przejmując się faktem, że woda wciąż mogła być jeszcze zimna, a taplanie się w niej zbyt długo prawdopodobnie groziłoby przeziębieniem.
    Rozprostowała plecy, w kilku krokach znalazła się bliżej, uśmiechnęła się łobuzersko.
    - Skoro robimy cię na niksę, zróbmy to porządnie. – Uniosła brwi znacząco.
    Chciała widzieć, jak jasna skóra Holzinger rumieni się najpierw, a zaraz potem znów blednie w zetknięciu z zimną wodą. Jak pokrywa ją gęsia skórka, jak wilgoć podkreśla krzywizny rudej. Jak ciemna tafla jeziora sięga zachłannie po nagość Gretchen, otula ją i chowa, znacznie więcej pozostawiając wyobraźni.
    A potem, już po zdjęciach, być może chciałaby znaleźć się tuż obok i sprawdzić, jak Holzinger smakuje. Nie mogła tego zrobić i nie zamierzała – miała Esa, obiecała mu przecież – ale chyba by chciała.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.