Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    08.11.2000 – Grobowiec Helligsted – E. Soelberg & Bezimienny: A. Mølgaard

    4 posters
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    08.11.2000

    Światło nad Midgardem zgasło – słonce nie wychyliło się zza widnokręgu, przeszywając miasto chłodem nieprzerwanej nocy, zimnej, niepokojącej ciemności, będącej surowym następstwem pogodowych anomalii. Wczorajsza zorza, która udekorowała płótno atramentowego firmamentu pędzlem barwnych smug, rozmazując żółte, purpurowe i zielone farby ponad głowami strapionych mieszkańców, zniknęła teraz zupełnie, rozpierzchła jak zalana wodą akwarela, a świat, pomimo wczesnej pory, pogrążył się w nieprzejednanej, gęstej kałuży mroku. Tak, jak nocą ze szpar, piwnic i zakamarków na ulice wypełzały zwierzęta, których ślepia pozwalały im nawigować w nieoświetlonych zakątkach miejskich aglomeracji, tak teraz, za nadwątlone ramy rzeczywistości zaczynały szarpać istoty od dawna nie należące już do świata żywych, a ich obecność, zazwyczaj ledwo wyczuwalna, dawała się we znaki również tym, którzy nie potrafili rozplątać włóczki słanych im przekazów, którzy cofali się zatem w lęku przed nieznanym, nie mogąc zrozumieć dlaczego duchy właśnie teraz forsują dawno zapomniane drogi.
    Młody, niespełna trzydziestoletni stróż grobowca chodził w tę i z powrotem przed wejściem do jaskini, zaglądając w głąb pochłoniętego ciemnością wnętrza, lecz nie dostrzegając niczego, co mogłoby okazać się oczywistym, namacalnym źródłem nawiedzających go rozterek – chociaż jeszcze niedawno pełnił swą wartę wyprostowany i napełniony butnym, młodzieńczym animuszem, teraz nerwowość zdawała się odbić piętno na jego fizjonomii, wyłuszczając bladość niezdrowej cery i rozświetlając błękit spojrzenia pełnym obawy błyskiem, który sprawiał, że modre dotąd tęczówki przyjęły poszarzały, siny odcień.
    Kiedy zjawiliście przed Helligsted, mężczyzna wyraźnie drgnął, kierując na was wzrok wpierw naznaczony lękiem, raptem nabierający jednak ulgi, zadowolenia z faktu, że to nie on będzie musiał zagłębiać się samotnie w ciasny labirynt grobowca – szczególnie, że w jego umyśle zagnieździła się już lotna jak efemeryda plotka, że ostatnim zakłóceniom winna jest dusza zamordowanego profesora, który mimo odprawienia pogrzebu, wciąż nie potrafił zaznać należytego spokoju.
    D-dobrze wreszcie zobaczyć tu kogoś jeszcze. – stróż zająknął się nieopatrznie, wciąż toczony najwyraźniej żywymi wspomnieniami dobiegających z środka jęków, zaraz wyprostował się jednak i chrząknął, nie chcąc zdradzić swych obaw przed dwójką nieznajomych. – Dzieją się dziwne rzeczy, sami musieliście państwo zauważyć, nie sposób nie zwrócić uwagi na tę pogodową degrengoladę, która nas dotknęła. To – ruchem dłoni wskazał na otaczający go mrok, zatrzymując palec wskazujący we wnętrzu potężnej jaskini grobowca – jest już jednak przesada, tego nie da się w żaden logiczny sposób wytłumaczyć, Odyn mi świadkiem, że próbowałem. – westchnął ciężko, spoglądając na was ponownie, lecz tym razem z wątpliwością, jak gdyby spodziewał się zobaczyć kogoś innego. – Na początku myślałem, że to jacyś chuliganie, wiecie państwo, młodzi dowcipnisie bez szacunku dla zmarłych, ale Helligsted... zdaje się być zupełnie pusty, poza mną nie ma tu innych ludzi, a jednak z jego wnętrza wciąż docierają do mnie szepty i krzyki, mógłbym przysiąc na wszystkich bogów, że wczoraj widziałem, jak poruszał się jeden z okolicznych głazów. – ściszył głos, konspiracyjnie nachylając się w waszą stronę. – Niektórzy powiadają, że to Lauge Nørgaard próbuje skontaktować się ze światem żywych. Ale czego mógłby chcieć…? – im więcej mówił, tym bardziej wydawał się roztrzęsiony, gdy podał wam zatem mapę grobowca, jego dłoń drżała, mimowolnie szeleszcząc pożółkłym, chropowatym papierem.
    Niestety nie będę mógł wam towarzyszyć. – uściślił w końcu, choć wyraz jego twarzy wskazywał, że cieszył się z przymusu pozostania przed wejściem i nawet gdyby mógł podążyć razem z wami do wnętrza jaskini, zapewne by tego nie zrobił. Gdy nareszcie zamilkł, odsunął się o krok, przyglądając wam się uważnie i przez krótką chwilę wszyscy troje staliście przed paszczą ogromnego grobowca – pytanie, kto pierwszy odważy się postawić stopę wśród ostrych zębów jego wnętrzności.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Nim znalazł się na przedpolu Helligsted wypalił trzy fajki, nerwowo rozgniatając resztki pod butami pozwolił sobie na ostatni podryg niepewności na obliczu. Robił to z premedytacją – wpychał się w objęcia największego lęku, pulsującego w mięśniach pamięcią tragedii sprzed ponad roku. Tragedii, która niemal sprowadziła nań śmierć. Od tamtego czasu unikał jakichkolwiek sposobności dostania się pod władzę istot duchowych – uciekając w panicznym strachu przed tym, co było nieodzowną częścią jego życia. Z czasem jednak przyszło olśnienie; stwierdzenie rzeczy tak oczywistej jak to, że człowiek potrzebuje oddychać, by żyć – nie mógł wyrwać z ciała tej drzazgi, wrosłej w strukturę ścięgien i żył; wrosłej w jego duszę. Pogrzeb Lauge przyniósł pierwszą wątpliwość, pobyt u Rakkel, sala sekcyjna, popołudnie u Stjernen, własny dom... Czaiły się wszędzie, a on paraliżowany lękiem musiał w końcu oderwać się od wszystkiego co próbowało przyszpilić go do wydarzeń z przeszłości. Nieintencjonalnie poddając się ekspozycji powoli brnął, by stawić czoła temu, co przerażało najbardziej, choć dzisiejsze zadanie zakrawało o szaleństwo i niewiele miało wspólnego z
    „eksponowaniem się pacjenta na sytuacje lub przedmioty, które choć bezpieczne, wzbudzają lęk.”
    Pamiętał bełkotliwe słowa terapeutów, obecnie wynurzające się z morza pamięci, by zabłysnąć chwilą triumfu i zniknąć ponownie pod powierzchnią białej piany kryjącej czarne odmęty.
    Decydując się na postawienie pierwszego kroku ku miejscu, gdzie znajdował się grobowiec, splunął pod nogi owijając się szczelnie płaszczem; zadarł głowę ku górze, noc nie zamierzała ustąpić promieniom słońca. Był niespokojny – podobnie jak aura, która od kilku dni szalała przynosząc najmniej spodziewane zmiany. Znajdując się na tyle blisko, by rozpoznać kształty ludzkich postaci, zamaskował dziecięcą niepewność rodzącą się w tęczówkach i stał się na powrót ozięble obojętny. Nie mógł pozwolić, by jego osobiste odczucia w jakikolwiek sposób wpłynęły na zadanie, którego się podjął.
    Pierwszym, co rzuciło się w jego oczy był nerwowy tupot mężczyzny pilnującego grobowiec. Był świadom, że podobne sytuacje dla osób postronnych bywały niezwykle przerażające – balansujące na granicy tego, co jeszcze mógł ogarnąć ludzki umysł. Przystanął spokojnie, wiodąc wzrokiem do  głębin pieczary.
    Inspektor Eitri Soelberg. Wydział kryminalno-śledczy. – Trzymanie się procedur zwykle dawało ukojenie, jednak zawahał się przez chwilę – Medium... – sprostował, pocierając dłoń o dłoń jakby nagle poczuł chłód wprawiający palce w skostnienie; rozejrzał się dookoła. Nie sądził, aby znalazło się wielu śmiałków chcących sprawdzić na własnej skórze to, co działo się we wnętrzu – faktycznie nie pomylił się. Drugą osobą i zarazem tą, która miała mu towarzyszyć była kobieta; pamiętał ją dobrze, znali się nie od dzisiaj, choć w podobnej sytuacji nigdy nie przyszło się im jeszcze spotkać. Kiwnął lekko głową na powitanie i przywołał na twarz słaby uśmiech, jednak nie wyrzekł ani słowa więcej, gdyż inicjatywę przejął wyjątkowo zdenerwowany stróż grobowca.
    Przyglądał się jego ruchom, poddając ocenie wszystko to, co próbował im przekazać – nerwowość wzrastała w nieznajomym wprost proporcjonalnie do czasu trwania wypowiedzi. Eitri rozumiał źródło poruszenia i zdawał sobie sprawę, że o ile on sam nigdy nie uważał słyszanych głosów za coś normalnego i obojętnego, o tyle ludzie nie słyszący ich na co dzień, mogli dostać faktycznej paniki.
    Zmarli nie powinni przemawiać.
    W znakomitej części.
    W większości przypadków.
    Dla zwykłych ludzi.
    W rzeczywistości jednak bywali niezwykle rozmowni i natarczywi.
    Soelberg westchnął i nachylił się ku wskazanej pustce.
    Czy w okolicy ostatnimi czasy kręcił się ktoś podejrzany panie...? Mógłby pan przypomnieć swoją godność? – Zagadnął, choć był pewien, że ten nie dzielił się swoim imieniem. Wiedział, że póki sami nie zbadają sprawy, będą błądzić po omacku, jednak zadanie dodatkowych pytań zdawało się być niemal obowiązkiem. Uniósł lekko brew widząc mapę grobowca, rzucił nań spojrzeniem i przekazał w ręce Asty.
    Geisl. – Drobna  kula zamigotała przy dłoni mężczyzny. Rzucił snopem światła w ciemną gardziel. – I czy jest jeszcze ktoś, kto mógłby poświadczyć pańskie zeznania? Ktoś, kto również doświadczył tych niepokojących odgłosów. – Wyprostował się, aby spojrzeć jeszcze raz w oczy stróża. Był gotów do drogi, jednak wyczekał chwilę na zebranie przezeń myśli i dał przestrzeń, aby Asta również mogła dopytać o to, w czym miała jakieś wątpliwości. W swym kruczym obowiązku poczuwał się do roli tego, który powinien torować przejście i być na pierwszej linii w razie niebezpieczeństwa.

    ekwipunek: sztylet z rogu skvadera, pierścień opieki


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Mroziła mnie wszędobylska ciemność. Mroziła bardziej, niż coraz wyraźniejszy oddech zbliżającej się, nieustępliwie nacierającej zimy, jaki każdy z mieszkańców północy czuł już na karku. Mroziła świadomość, że to przecież za wcześnie na noc polarną, choć bez wątpienia bogowie wyznaczali na horyzoncie złotej tarczy słońca coraz bardziej skąpy trakt – miasto skryte było w mroku już kolejny dzień, co wyłącznie potęgowało uczucie drążących mnie od środka larw obaw. Mroziło przekonanie, że wszystko, co zaczęło dziać się od początku listopada, nie jest wyłącznie zbiegiem okoliczności ani przewrotnym żartem Norn, ale konsekwencją czynów, o których nie mówiło się głośno, które – to jeszcze bardziej prawdopodobne – pozostawały skryte za woalem półprawd; które, gdy tylko na chwilę się odpuści, niezauważalnie wsiąkną w podatną na wszelkie manipulacje glebę społecznej (nie)wrażliwości. Nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłoby być inaczej; że Krucza Straż, jakkolwiek zaangażowana w obecne trudne przypadki, naprawdę, nie z własnej woli, nie jest w stanie przybliżyć się do rozpędzenia czarnych chmur zasnuwających spokój mieszkańców Midgardu.
    Przede wszystkim jednak niepokój wzbudzały pogłoski – krążące między ludźmi jak natrętne muchy, od których nie sposób było się opędzić; pogłoski, jakoby niespokojne dusze zakłócały do tej pory niezmącony spokój Helligsted; jakoby te nie w pełni naturalne zjawiska związane były z odprawianymi w okolicach grobowca rytuałami; jakoby uświęcone stoki gór Bardal stały się miejscem diabolicznych objawień – na ile osób natrafiłam, tak wiele antynomicznych teorii dane było mi usłyszeć. Żadna jednak nie wydaje się na tyle absurdalna, bym potrafiła bez wyrzutów puścić ją w niepamięć, nie pozwalając sobie na sprawdzenie jej autentyczności.
    Słaby uśmiech na krótką chwilę przebija się przez sztywną maskę opanowania. Nie jestem pewna, komu próbuję w ten sposób dodać otuchy – sobie, Eitriemu, który, nie tracąc rezonu w tak nietypowej sytuacji, z wprawą skierował przebieg rozmowy na właściwe tory, czy może rozemocjonowanemu strażnikowi, któremu najwyraźniej tym bardziej nie służyła wszechobecna ciemność i bliskość zmarłych.
    - Proszę powiedzieć… Wcześniej podobne sytuacje nie miały miejsca? – ryzykuję zadaniem pytania, na które odpowiedź może albo zawęzić nasz krąg poszukiwań, albo jedynie wszystko skomplikować. Sama zresztą nie jestem pewna, czego dokładnie oczekuję. Rola, jaką w przypływie chwili zdecydowałam się przedsięwziąć, jest mi niemal zupełnie obca, mimo że w Wielkiej Bibliotece podejmuję się podobnych śledztw, dążąc do odgadnięcia niejasnych pragnień wizytatorów. Tu jednak… Teraz… To zagadki z zupełnie innej półki. – Kiedy te dziwne zjawiska się zaczęły?Kiedy zaczęły się nasilać zawisa niewypowiedziane w krótkiej chwili zawahania. Mogę wierzyć w różne rzeczy, w wiele wyjaśnień tej sytuacji, lecz nie daję wiary w to, że – jeśli za wszystkim rzeczywiście stoi niespokojna dusza Lauge Nørgaarda – do tej pory nie miały miejsca żadne niepokojące strażników Helligsted zjawiska. – Od czasu pogrzebu Nørgaarda? Pan też uważa, że profesor może chcieć skontaktować się z żywymi? – dopytuję bez skrupułów, nim, po uzyskaniu odpowiedzi, ruszę za Eitrim w głąb grobowej ciszy Helligsted.
    Jakkolwiek pomocne nie okazałyby się informacje zdobyte od strażnika, tak nieocenione jest zbadanie skalnego labiryntu krypt.
    - Vofur. – Głos drży mi podczas wypowiadania czaru – dlatego, że boję się konsekwencji jego rzucenia; dlatego, że mam przecież u boku medium; dlatego, że w głębi serca obawiam się, że rzeczywiście będziemy musieli stawić czoło niepotrafiącym zaznać spokoju bytom.

    ekwipunek: wisiorek z magicznym kluczykiem w kształcie drzewa Yggdrasil, kompas serca, odżywcze cukierki
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Pomimo tlącej się w umyśle nadziei na rozwiązanie podejrzanych, wstrząsających miastem wydarzeń, stróż wciąż wyglądał na podenerwowanego – palce mimowolnie zaciskał to na skórzanej krawędzi przewiązanego na biodrach paska, to na połach ciemnego płaszcza, którego grubym, wełnianym materiałem poruszały silniejsze podmuchy wiatru, jego twarz natomiast, choć usilnie przysłaniana egzaltowanym wyrazem profesjonalnej powagi, przybrała niezdrowy, blady odcień, wyróżniający go na tle nieprzejednanego mroku nocy. Podejmując się tej pracy, nie był najwyraźniej gotowy na towarzystwo, a w szczególności nie to, które od dawna nie należało już do świata żywych.
    O? – spomiędzy jego wąskich, posiniałych chłodem warg wydobyła się pojedyncza, naznaczona zdziwieniem głoska, której niepewny, enigmatyczny wydźwięk prędko wymalował się na jego licu pędzlem lękliwej ciekawości. Stróż grobowca nachylił się do przodu w stronę Eitriego, a jego źrenice, w ciemności szerokie jak talary, powiększyły się nieznacznie na tle przejrzystego błękitu tęczówek. – Słyszy je pan teraz? To znaczy duchy? – spytał głosem nieomal tak konspiracyjnym, jak gdyby obawiał się, że mężczyzna w istocie wciągnął go tym zeznaniem w sprawy, od których, mimo swej profesji, chciał przecież trzymać się jak najdalej. Reflektując, wyprostował się zaraz, chrząkając cicho i w nerwowym tiku wygładzając palcami wąsa, który, nieco zbyt długi, przysłaniał mu górną wargę.
    Ach! Głupiec ze mnie, oczywiście. – zareagował wylewnie na subtelne pytanie wystosowanej ku niemu prośby, po czym wyciągnął dłoń na powitanie – wpierw ku Eitriemu, a następnie, z nieco szerszym uśmiechem, w kierunku Asty. – Daníel Guðmundsson. – przedstawił się, przymuszając wargi do posłusznego wygięcia się w grymasie życzliwego uśmiechu. – To islandzkie nazwisko, mój ojciec przyjechał tu Reykjavíku. – wytłumaczył zaraz, w gruncie rzeczy niepotrzebnie, głównie zresztą z nerwów, niźli z faktycznego przekonania o potrzebie podobnego sprostowania. – Nie widziałem tu nikogo innego, rano Lars miał zmienić mnie na warcie, ale nie przyszedł, podejrzewam, że stchórzył, ale nie żywię do niego urazy, ja też wolałbym siedzieć we własnym mieszkaniu, szczególnie zważając na plotki, które krążą ostatnio po okolicy. Tak czy inaczej nie było tu żadnych podejrzanych typów, chociaż w tej ciemności ciężko dostrzec cokolwiek, ktoś mógł przemknąć się bokiem. – odparł ze zrezygnowaniem, wzruszając ramionami. – Tylko po co? Wszystko to wydaje mi się zupełnie niezrozumiałe. – oddał wam mapę grobowca, po czym uniósł dłonie ku ustom, chuchając na nie ciepłym powietrzem i pocierając nerwowo o siebie.
    Nie, nie sądzę, widzi pani, pracuję tu dosyć krótko, ale wraz z przyjściem listopada… podejrzewam, że coś te duchy wywołało. – zwrócił się nareszcie w stronę kobiety, ściągając ostrożnie brwi. – Coś groźnego. – dodał, po czym zamilkł na chwilę, kolejne słowa wypowiadając szeptem, jak gdyby obawiał się, że widmo Lauge Nørgaarda mogłoby nachylić się nad jego ramieniem i podsłuchać prowadzoną rozmowę. – Nie wiem, chciałbym wierzyć, że nie, ale już w trakcie uroczystości pogrzebowej wydawało mi się, że coś jest nie w porządku. Jeżeli duch profesora pragnie powrócić do żywych, to co ma nam do przekazania, nie może zwiastować niczego dobrego. – zauważył, po czym pokręcił głową na boki, cofając się, gdy przed wejściem rozbłysła jasna kula światła, a wasze sylwetki, niepokojąco małe w obliczu potęgi grobowca, zniknęły w paszczy jego skalistego wnętrza.
    Wewnątrz Helligsted panowała głucha cisza, jak gdyby nawet świst wiatru nie mógł wedrzeć się do środka, zaburzyć spokoju licznych, złożonych wśród górskich szczytów galdrów, zaklęcie rzucone przez Astę odbiło się tymczasem echem od nierównych ścian wnętrza, powracając do niej drżącym, niepewnym ostrzeżeniem, które, choć słabo sprecyzowane, z pewnością nie mogło napawać was szczególnym optymizmem. Na wycofanie się z krypty było już jednak za późno.  

    Zagłębiając się we wnętrze grobowca wyczulicie niepokojącą aurę, niepokój nasilający się tym bardziej, im dalej wkraczaliście w tajemnicze wnętrze Helligsted. Możecie wykonać rzut kością k100 na spostrzegawczość, której próg powodzenia wynosi 55, Eitri może natomiast skorzystać z genetyki medium, rzucając kością zgodnie z mechaniką – w tym przypadku próg powodzenia wynosi 65.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Wykrzywił twarz w kwaśnym grymasie; nie słyszał nic wyraźnie i choć czuł gęstniejącą atmosferę oraz miał świadomość, że duchy pozostawały w ostatnich czasach wyjątkowo niespokojne, to na ten moment wolał, aby tak pozostało. Mało przyjemny żart wykwitł na czubku języka gotów, by zaatakować bogu ducha winnego opiekuna grobowca. Nie zdobył się jednak na odwagę, aby zmącić dodatkowo spokój i tak wystawionego na bardzo ciężką próbę mężczyzny. Westchnął tylko, by spuścić z siebie narastające napięcie. W swej ludzkiej naiwności popełniał czasami błędy, których żałował szczerze, z zapałem młodego godara zaklinając się na Odyna, iż następnym razem będzie bardziej ostrożny i wyważony w decyzjach.
    Czyli nie potrafi pan wskazać nikogo więcej? – Intencjonalnie przemilczał pytanie Daniela, niechętnie dzieląc się podobnymi sensacjami. Niepewność Guðmundsson wykwitała tym wyraźniej, im więcej odpowiedzi od niego oczekiwano. Znał podobne sytuacje, widywał ludzi wijących się niczym piskorze i unikających jakichkolwiek konkretów byle tylko nie zostać uznanymi za wartościowych z punktu widzenia śledztwa. Poniekąd ich rozumiał, nikt będąc cywilem i podejmując się zwykłej pracy nie nastawiał się na podobne wydarzenia. Odnotował w pamięci to, co usłyszał od Islandczyka i pokręcił lekko głową i wyciągnął dłoń, aby się z nim przywitać. Przeczucia były właściwe – bez samodzielnego poskładania faktów na podstawie badania grobowca, daleko nie zajadą.
    Sprawa z pogrzebu Lauge pozostawała faktycznie niezbadana – stróż miał rację, już wtedy działy się dziwne rzeczy, w których Eitri sam przecież uczestniczył. Nie tylko chodziło mu o kradzież i przesłuchanie Noaka oraz amulet sam w sobie – uroczystość pogrzebowa przyniosła mu wizję ducha, której nie zdołał do tej pory rozszyfrować. Miał nadzieję, że w obliczu dzisiejszego zadania, otrzyma kolejne fragmenty układanki, które zaczną tworzyć jeden spójny obraz.
    Panie Guðmundsson, zapewniam, że postaramy się zbadać sprawę tak dokładnie, jak to tylko będzie możliwe, jednak ważne jest, aby został pan teraz na warcie i w razie jakichkolwiek niepokojących sygnałów informował o tym komendę Kruczej Straży. Gdyby działo się coś niepokojącego wewnątrz, postaramy się ostrzec, więc musi pan zachować względny spokój i być skupionym. W razie pana osobistego zagrożenia, proszę uważać i również wzywać pomoc. – Wyjątkowo pewnie odszukał oczy Daniela i skupił się na nich, by przekazać pełnię powagi wypowiadanych słów i powierzonego zadania. Wewnątrz byli zdani na siebie i poczucie zupełnego odcięcia od świata zewnętrznego nie napawało optymizmem – nawet w tak trudnych warunkach musieli mieć choć cień nadziei, że uda się im skomunikować i wezwać posiłki. – Liczymy na pana. – Bezwstydnie wciągnął go w poczucie obowiązku i zakleszczył w świadomości, że jakkolwiek niewielka, to jego pomoc mogła okazać się decydującą w najtrudniejszym momencie.
    Ponownie zerknął na mapę, gdy przekroczyli próg grobowca. Posiadanie jednego egzemplarza, jak i sama świadomość niebezpieczeństwa zmuszała ich, by nie rozdzielali się ani na moment. Echo zaklęcia kobiety zadzwoniło mu w uszach. Mogli spodziewać się niemal wszystkiego.
    Zapowiada się nam długi spacer… – Westchnął i spojrzał na Astę. – Trzymajmy się razem, gdyby coś cię niepokoiło, dawaj znać. Komunikacja teraz będzie bardzo ważna. Najdrobniejsze szczegóły mogą okazać się niezwykle istotne. – Wyznaczył drogę snopem światła, migotliwa smuga tańczyła na załamaniach kamieni, a atmosfera grobowca stawała się coraz bardziej przytłaczająca, choć nie zdołali pokonać jeszcze nawet dziesięciu kroków. Eitri poczuł napięcie narastające w karku i bezwiednie podążył dłonią do kieszeni w poszukiwaniu paczki papierosów. Zacisnął palce na miękkim kartoniku, jednak zdrowy rozsądek nakazywał pozostawić nałóg na zewnątrz pieczary. Wydobył dłoń i ułożył ją swobodnie wzdłuż ciała. Wciąż czuł niepewność wkraczając do krainy istot tak chętnie lgnących do jego jestestwa. To nie był jedynie spokojny cmentarz.
    Im głębiej, tym będzie gorzej…
    Pocieszanie się było podstawą, zwłaszcza, gdy znajome uczucie mnożące obecności, powoli wdrapywało się po wszystkich mięśniach, wżynało w duszę i powodowało poczucie odrealnienia oraz osaczenia.  

    92 k100) + 25 (statystyka) = 117


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    'k100' : 92
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie podoba mi się to, co słyszę – zarówno odpowiedzi Daníela Guðmundssona, pełne niejasności, prześlizgujące się wymijająco po powierzchni komplikacji, z jaką przyszło się nam borykać, jak również konkretne, nieznoszące sprzeciwu polecenia i wskazówki wydawane przez Eitriego budzą dyskomfort podobny do tego, jaki potęgowany jest napierającą natarczywie z każdej strony, odbierającą dech, dławiącą atmosferą. Wszystko to, szczególnie w obliczu szeroko rozwartej paszczy grobowca (wrażenie, że przesączająca się z jego wnętrza ciemność pragnie pożreć nas wszystkich jest tym intensywniejsze, im częściej kieruję nań wzrok), sprawia że chęć szaleńczej, zupełnie nieprzystającej do powagi sytuacji rejterady staje się coraz silniejsza, a potrzeba zakopania się między bezpiecznymi fałdami kołdry zdaje się być tą jedyną słuszną – nagle przestają liczyć się wszelkie pozostałe konieczności; widmo osobliwych zdarzeń blednie, stając się drobnostką, z którą równie dobrze moglibyśmy zmierzyć się następnego dnia, za tydzień, za miesiąc, kiedykolwiek byle nie dziś.
    Jednak to samo wrażenie, którego zdradliwe podszepty sugerują ucieczkę, zatrzymuje mnie w miejscu; te same obawy splatają się nierozerwalnie z chęcią ostatecznego rozwiązania problemu, nim jeszcze udaje nam się w jakikolwiek sposób przybliżyć do zrozumienia jego istoty.
    Po uśmiechu sprzed paru chwil kierowanemu ku strażnikowi nie ma już śladu. Jestem w stanie wyłącznie krótko, nienaturalnie kiwnąć głową w podziękowaniu na udzieloną przez strażnika odpowiedź. Czuję, jak maska niezrozumiałego lęku tężeje mi na twarzy – okresowi Vinternettene zawsze towarzyszyła eskalacja zjawisk związanych ze światem zmarłych, lecz do tej pory celebracja zacierającej się granicy obu sfer nie niosła ze sobą nadplanowych niespodzianek; wiążącą się z nim grozę kojarzyłam wyłącznie z opowieści, fikcyjnych historii wprost ze świata śniących, którzy wszystko, co nienaturalne, uważają za złowróżbne. A jednak w słowach Guðmundssona jest coś, co nie daje mi spokoju – gdyby rzeczywiście dać wiarę w te plotki, gdyby naprawdę uznać, że za całą tą klimatyczną katastrofą stoi wyłącznie jeden duch, duch rzekomo naturalnie zmarłego profesora… Co takiego musiał za sobą zostawić, by teraz, dosłownie, poruszyć niebo i ziemię, aby zwrócić na siebie uwagę galdrów?
    - Lepiej powiedz, czy przypadkiem nie zdenerwuję duchów bardziej swoim gadaniem, zanim zacznę mówić o tym, co już teraz mnie niepokoi. – Próba obrócenia w żart całej tej sytuacji jest koszmarnym nieporozumieniem. Zaczynam się wyłącznie jeszcze bardziej stresować – niejasnym ostrzeżeniem, które powróciło wraz z echem zaklęcia; tym, że w pewnym sensie jestem zupełnie zależna od Eitriego, że jestem dla niego balastem, a nie realną pomocą; niespodziankami, mogącymi czekać na nas za kolejnym załomem kamiennego, bezkresnego korytarza; niemocą, jaka może dotknąć mnie w najmniej oczekiwanym, nieodpowiednim momencie. – Nie jesteśmy tu sami – mówię z niepewnością wyraźnie barwiącą każde słowo, nadającą całemu zdaniu bardziej formę pytania niż stwierdzenia. Nie chcę wierzyć w tę niejednoznaczną przestrogę rezonującą wciąż na monumentalnych ścianach grobowca. By jednak chociaż spróbować być bardziej przydatną, wytężam wzrok, starając się w migotliwym, niepewnym świetle wyłuskać fragmenty odpowiedzi potrzebnych do złożenia tej historii w całość.

    spostrzegawczość: 88 + 2 = 90
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 88
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Daníel wyraźnie się niepokoił, chociaż maska ustawicznej, gnanej wymuszonym animuszem powagi tężała co i raz wśród lineatury jego twarzy, prześwitywała spod rozjaśnionych strachem tęczówek, drgała w lekko wygiętym kąciku ust, pojawiała się i znikała jak obraz na zepsutej, filmowej kliszy. Na pytanie Eitriego mężczyzna poruszył głową na boki, wzruszając ramionami i rozglądając się dookoła, jak gdyby zamierzał wskazać kogoś jeszcze, w pochłoniętej kałużą ciszy ciemności słychać było jednak tylko szemranie wiatru i szelest suchych, jesiennych liści – dopiero po chwili pod kostną kopułę świadomości wdarła się wymuszona obowiązkiem buta, która roziskrzyła się w jego spojrzeniu, układając usta w cienką, zaciśniętą determinacją linię.
    Oczywiście, zrobię wszystko, aby wam pomóc, w granicach moich możliwości. Możecie mieć mnie za szaleńca, który wymyśla te rzeczy z nudów, wierzcie mi, chciałbym, żeby wszystko to było jedynie owocem mojej wyobraźni, ale tam w środku coś… ktoś jest i z całą pewnością nie przyszedł złożyć nam życzeń z okazji Vinternettene. – westchnął, kręcąc głową z rezygnacją. – Zresztą sami się przekonajcie, tylko uważajcie na siebie. Grobowiec jest kręty i skrywa w sobie wiele tajemnic. – tymi słowami pożegnał was, przypatrując się, jak znikacie w paszczy Helligsted – błękit jego spojrzenia zaraz rozlał się w ciemności, pozostawiając was zupełnie samych w obliczu ogromnej, nasiąkniętej groźną atmosferą krypty, której osobliwy chłód kładł się na waszych ramionach, spełzając wzdłuż korali kręgosłupa niekontrolowanym, ostrzegawczym dreszczem niepokoju.
    Guðmundsson miał rację, ostrzegając was przed zawiłościami grobowca, pomimo zawieszonej nad waszymi głowami kuli światła, jego wnętrze wydawało się bowiem meandryczne i zawiłe jak labirynt, wprowadzając was szerokim, skalistym korytarzem do głównej jaskini, po czym rozwidlając się na trzy węższe drogi, których odległe zaułki niknęły w mroku, ziejąc wilgotnym, kamiennym zapachem dawno wypalonego kadzidła. Eitri, którego zdolności umożliwiły wyłowienie z mistycznej atmosfery wnętrza obcej, duchowej obecności, jako pierwszy mógł poczuć, że coś, w istocie, naruszało trwałą fakturę rzeczywistości, zalegało w powietrzu, kładło się na ramionach ciężarem swej niepożądanej egzystencji, słowa Asty uprzedziły jednak wydarzenia, które swym gęstym, ponurym frasunkiem miały niebawem zawisnąć w ciemności grobowca – w miejscu, gdzie światło zaklęcia pozostawiało po sobie ledwie bladą, pożółkłą poświatę, powietrze zdawało się zafalować niczym pod wpływem gorących oparów, ujawniając przed oczami kobiety niewyraźny zarys sylwetki, która chwiała się, gnąc przy tym tak, jak gdyby usiłowała obejrzeć się ze wszystkich stron, po czym, rozmyta, zniknęła w mroku jednego z korytarzy, pozostawiając po sobie ześlizgujące się po ramionach poczucie narastającej niepewności.
    Przybywaj, wielka duszo, wzywamy cię, czekamy. – enigmatyczny szept dotarł do uszu Soelberga czułym tembrem barytonu, jak gdyby zjawa, która je wypowiadała zawisła na moment tuż ponad jego ramieniem, pozostawiając wyimaginowane ciepło oddechu na szyi pokrytej dropiatością gęsiej skórki, w owej przyzywającej czułości było jednak coś niepokojącego – złowroga nuta dziegciu zdolna zatruć całą beczkę miodu, patetyczna złowieszczość cichego przywołania. Duchy, których obecność nie ulegała już teraz wątpliwościom, zdawały się spragnione waszego towarzystwa, anomalią swych niewyraźnych, migocących w mroku figur, wciąż nieuchwytnych nawet dla wprawionych oczu medium, gotowe zawieść was głębiej w ponure, kręte korytarze grobowca, ogromnej, wkutej w skałę świątyni poległych, nad którymi, wyżłobione w kamiennych ścianach, czuwały surowe twarze nordyckich bogów.

    Decydując się podążyć w ślad za rozpływającą się w mroku zjawą, Eitri może skorzystać z genetyki medium, w celu nawiązania z nią bezpośredniego kontaktu, rzucając w tym celu kością k100 zgodnie z mechaniką – próg powodzenia wynosi 65. Asta może natomiast wykonać kolejny rzut kością k100 na spostrzegawczość, której próg powodzenia wynosi 55. Dodatkowo, jeśli uznacie to za zasadne, każdy z was może wykonać rzut kością k100 na dowolne zaklęcie.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Nie było odwrotu.
    Przestąpili przez granicę pieczary pozostawiając Daniela samego na straży wejścia. Ze wszystkimi wypowiedzianymi pytaniami, umykającymi odpowiedziami i niepewnością. Bo przecież nie mógł przewidzieć tego, co wydarzy się później i z jakimi informacjami do niego wrócą.
    Eitri przesunął spojrzeniem po kamieniach grobowca – bez mapy z całą pewnością zgubiliby się niezwykle szybko. Zawiesista atmosfera nie ułatwiała zadania. Odetchnął jednak niezwykle spokojnie, godząc się wewnętrznie z zasadami panującymi w przepastnych korytarzach i zadaniem, które musieli doprowadzić do końca. Zwykle najgorszy był moment tuż przed skokiem – kiedy już stopy odrywały się od podłoża, a ciało nie miało innego wyjścia jak tylko pogodzić się z uderzeniem w ułamku sekundy o taflę wody, wszelkie wątpliwości umykały magicznie. Skok w świat duchów był zupełnie podobny. Niewygodnie przyciśnięte do siebie kończyny jakimś cudem odkleiły się od korpusu, a sylwetka wyprostowała nieco. Wpierw niepewnie, jednak z każdą następną chwilą coraz odważniej, pozwalał swemu umysłowi otworzyć się na wszystkie te bodźce, które powinny płynąć ku niemu za sprawą obecności duchów. Bo te z całą pewnością tu były i jedynie czekały na jakiś dodatkowy ruch w eterze. Niezaprzeczalna obecność istot przywierała do ciała, kleiła się do głowy i ramion, przesmykiwała pomiędzy kosmykami włosów i rozłożonymi palcami dłoni. Otworzył lekko usta, ponownie okalając pobliskie skalne bruzdy błękitem spojrzenia.
    Duchy. Wiedział, że jego obecność wpłynie na nie szczególnie drażniąco, choć nie wiedział, czy potraktują go jako kogoś mile widzianego, czy intruza zdolnego zajrzeć do ich niezbadanego świata. Bycie medium niosło ogromne brzemię, balansowanie na cienkiej granicy, gdzie pół wychylenia za dużo zwiastowało pogrążenie się w chaosie i utratę zdrowych zmysłów. Choć wciąż borykał się z licznymi trudnościami o podłożu psychicznym, miał na tyle szczęścia, by całość swej zdolności nieść wciąż dość wytrwale i bez poważniejszych uszczerbków na zdrowiu. Prawdopodobnie był względnie zrównoważony.
    Odwrócił się spokojnie przez ramię, gdy usłyszał głos Asty przepełniony nerwową niepewnością.
    Nie. – Odpowiedź była niezwykle jasna i w założeniu pokrzepiająca. – Nie przejmuj się tym, mów do mnie. – Lekko zachrypnięty męski głos wybrzmiał wyraźnie choć łagodnie. Nie chciał litej ciszy. Choć nadmierne rozgadanie było zupełnie nie na miejscu, o tyle krótkie informacje, wymiana spostrzeżeń i wskazówek zdawała się być cenna. Był to ten z niewielu momentów w życiu Soelberga, gdy panicznie chwytał się materialnej ludzkiej obecności i prawdziwego głosu uchodzącego z wibrującego gardła, nie zaś niesprecyzowanej pustki i duchowej obecności. – Przepraszam, jeśli będę dziwnie się zachowywać. Chcę cię uprzedzić. Wszystko to  jest efektem uboczny moich zdolności... Ja… Wiem, że łatwo mi mówić, jednak nie chcę dodatkowo cię stresować, bo mamy i tak dość gęstą atmosferę… – Sprostował i odetchnął, pocierając czoło. Czuł, że jego słowa w żaden sposób nie uspokoją Asty. Właściwie, gryzł się, że niepotrzebnie otwierał usta i zamiast ją uspokoić, dodawał jeszcze więcej niepewności.
    Zdecydowanie, nie jesteśmy tu sami. – Zgodził się z towarzyszką i przeszedł kolejnych kilka kroków, jednak w końcu zatrzymał się, czując skórę jeżącą się na karku wskutek wyjątkowo wyraźnego odczucia dodatkowej obecności. Jego wcześniejsze wyjaśnienie odnoszące się do nieprzewidywalności swych reakcji, które zawisło w przestrzeni pomiędzy nim i Astą, zdawało się prorocze.
    Ciepła fala przesunęła się po grzbiecie, gdy głos wyraźnie złożył się w wezwanie. Odruchowo wzniósł głowę chcąc zaobserwować zjawę, jednak obraz nie był tak wyraźny jak szept. Zacisnął lekko dłonie, rozejrzał się nieco mniej pewnie, jednak pełen determinacji, by iść za otrzymaną wskazówką. Klatka piersiowa kruczego poruszała się wyraźnie, czego nie zdołał nawet zakryć czarny szczelnie okrywający go płaszcz. Wrażenie gorąca podrażniało mu szyję, powoli rozpiął górne guziki wierzchniego odzienia i ponownie zwrócił się do Asty.
    Powinniśmy chyba iść dalej, zaczynam słyszeć… – Twarz podążyła w stronę, gdzie spodziewał się dostrzec zjawę. Nie widział jej jeszcze jasno, jednak chwycił się przeświadczenia o obecności, ciągnąc za niewidzialną nitkę więzi. Choć uczucie to zawsze powodowało dyskomfort, nie chciał puścić tropu, poświęcając się dla dobra sprawy.

    93 (k100) + 25 (statystyka) = 118


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    'k100' : 93
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nigdy nie podejrzewałabym samej siebie o bojaźliwość. Nigdy nie podejrzewałam, że cokolwiek poza własną niemożnością panowania nad magią będzie w stanie wywołać we mnie lęk na tyle głęboki, że ciało zacznie stawiać fizyczny opór, jakby starało się wrosnąć w skały, stać się jednością z tą częścią grobowca, która znajduje się najbliżej wejścia, gdzie wyciągnięte do granic możliwości ramiona przeciskającego się przez szczeliny olbrzymich wierzei światła sięgają umownego, niewidzialnego punktu na styku świata żywych i umarłych – to coś więcej niż niepokój; coś więcej niż nieprzyjemne mrowienie atakujące dłonie, kark, podbrzusze i stopy, zamieniające kolana w watę niepotrafiącą utrzymać ciężaru ciała. Zaciskam zęby – mocno, z uporem, aż zaczynają mnie boleć – żeby nie zacząć krzyczeć: z bezradności, ze złości na samą siebie, z tego paraliżującego strachu. Ból nie jest w stanie wyciągnąć mnie z matni, w jaką wpadłam, działa jednak jak uszczypnięcie, wprawia w jakikolwiek ruch klatkę, w jakiej się uwięziłam, dając złudne wrażenie, że mogę zrobić cokolwiek.
    Pójść dalej. Ślepo. Krok za krokiem za Eitrim. Za mglistym poczuciem obecności obcości.
    Przeświadczenie, że wolałabym nie przekonywać się, co – lub kto – skrywa się pomiędzy meandrami grobowcowych ścieżek, z każdym kolejnym krokiem stawianym w głąb rozświetlonych trupim blaskiem czeluści staje się coraz pewniejsze; coraz zuchwalej trwożliwością karmiąc podświadomość. Niektóre kwestie powinny pozostawać wyłącznie w sferze domysłów, będąc wieczną pożywką dla spragnionych wrażeń i mrożących krew w żyłach historii umysłów, nie mających bogów w sercu galdrów.
    Nie ode mnie, nie od Eitriego, nie od Daníela, prawdopodobnie nawet nie od samych bóstw jednak zależy, czy dane będzie nam przekonać się, jakie tajemnice ośmieliły się wyjść na wierzch, wygrzebać spośród truchła milczenia wraz z nadejściem Vinternettene. Mogę jedynie podejrzewać, że wraz z przekroczeniem progów przedsionku królestwa umarłych, zmieniły się zasady, jakimi rządzi się ten skrawek rzeczywistości; mogę podejrzewać, że Soelberg świadomy jest nowych reguł – mogę nawet zgadywać, że, gdybym tylko zapytała, przeprowadziłby mnie przez zawiłości tych zwyczajów z większą pewnością niż obecnie prowadząc nas przez katakumby, jednakże nie pozwalam sobie na podobne rozważania, powoli przesuwając wzrok dotychczas bojaźliwie utkwiony w bezpiecznej przestrzeni podłoża najpierw na ściany, a następnie jeszcze wyżej, sięgając makabrycznie wyglądającego sklepienia.
    Przez wciąż ściśnięte gardło nie przechodzą mi żadne słowa, nawet nie staram się, żeby wyartykułować jakąkolwiek odpowiedź, wiedząc że próba ta spełznie na niczym, że słowa, równie zlęknione, kurczowo uczepią się krtani. Mimo to na udzielone przez Eitriego informacje kiwam energicznie głową – zupełnie bez sensu, bo nie może dostrzec mojej reakcji.
    Prawdopodobnie – chociaż bez wahania potwierdza moje przypuszczenia dotyczące nadnaturalnych kompanów – nie dostrzega również widmowej postaci majaczącej na skraju pola widzenia, tam gdzie blask kuli światła splata się z żarłoczną nicością. Fascynacja na krótki moment wypiera lęk, wypiera też potrzebę zachowania czujności i dyskrecji – potykam się, zaklinając bezgłośnie, bo pierwsza myśl jest absurdalna: że coś chwyciło mnie za kostkę; że tak się kończy brak uwagi.
    - Właśnie… Widzę – wykrztuszam wreszcie, jeszcze na chwilę, na moment odwracając się w stronę, gdzie mglista forma dryfowała w powietrzu. Teraz jednak nie było już po niej śladu, jakby stanowiła wyłącznie upiorną fatamorganę. – Czy one… Oni? Czy przybierają ludzką postać? Jeden zniknął w tamtym korytarzu. – Wyciągam dłoń w kierunku Eitriego, niepewnie sięgając jego ramienia, by drugą ręką wskazać, gdzie coś widziałam. Nie próbuję jednak nawet sugerować, by się rozdzielić, by wybrać inną drogę. Nie ufam temu, co widzę; nie wierzę w dobre intencje tych, których galdrowie zdecydowali się zamknąć w grobowcu, więżąc w kamiennej pieczarze. – Wiesz, czego chcą? – Głupie, naiwne pytanie. Jedyne, jakie przychodzi mi do głowy.

    spostrzegawczość: 94 + 2 = 96
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 94
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Atmosfera w Helligsted niewątpliwie zaczynała gęstnieć, w sposób który, gdyby nie światło zaklęcia, mógłby sprawiać wrażenie, jakby wnętrze grobowca wypełnione zostało ciemną melasą, obcą, lepką konsystencją przywierającą do kończyn, wdzierającą się pod materiał ubrań, zalegającą w gardle jak nikotyna, cierpka i trudna do przełknięcia. Duchy, wyczuwalne nie tylko przez medium, lecz folgujące sobie na tyle odważnie, by ukazać się również kobiecie, zdawały się tym silniej napierać własną aurą na wasze ramiona, roztaczać wokół osobliwy niepokój, który towarzyszył zawsze istotom z pogranicza – pochwyconym pomiędzy otchłanią zaświatów, a rzeczywistością tych, którzy wciąż stąpali po ziemi. Dzisiaj były w swych ekscesach wyjątkowo niecierpliwe, błyskające półprzezroczystą bielą swych zamglonych sylwetek, szepczące słowa, które zlewały się ze sobą i rosły w kakofonię szeptów wypełniającą pogrążony dotąd w ciszy grobowiec Helligsted.
    Jedna ze zjaw, ta sama, która uprzednio nachyliła się nad ramieniem Eitriego, znikając za rogiem jednego z korytarzy jak biały królik, zwodzący swą okrągłą, miękką kitą ku niebezpieczeństwu podziemi, raz jeszcze ukazała się w głębi tunelu, gdzie, pomimo formy wciąż przypominającej mgłę lub papierosowy dym, unoszący się niecałe pół metra nad ziemią, wyłoniła się klarowna wyrazistość jej dłoni, którą przesunęła po nierównej, kamiennej ścianie krypty. Eitri miał rację – chciała, abyście podążyli za nią, ku miejscu, gdzie w zagłębieniu skał spoczywały szczątki Lauge Nørgaarda.
    Kula światła, która wisiała dotąd wiernie nad waszymi głowami, podążyła teraz w ślad za wami w głąb jednego z korytarzy, rzucając blady, pożółkły blask na ściany, których chłód zdawał się przedzierać przez warstwy ubrań i zalegać na ciele dropiatością gęsiej skórki. Soelberg, który szedł przodem, mógł zauważyć, że zjawa co i raz wydaje się materializować, jak gdyby chciała przekazać mu coś ważnego, lecz ilekroć docierał wystarczająco blisko, by uchwycić sens wypowiadanych przez nią słów, ta na nowo rozpływała się i znikała w ciemności, jak zwierzę spłoszone blaskiem latarki, Asta tymczasem, choć niewątpliwie tknięta obawą, jaką kładła na ramionach atmosfera grobowca, w mdłym, rozpierzchłym migocie zawieszonego nad ich głowami światła mogła z łatwością dostrzec, że ściany korytarza nie były tak gładkie, jak początkowo mogłoby się wydawać – chociaż kamienie w niektórych miejscach odstawały, zachowując swą naturalną, nieoszlifowaną strukturę, w miejscu, gdzie wcześniej stała zmaterializowana przed jej oczami duchowa istota, widniały teraz nordyckie runy, tak wyraźne, że sprawiały wrażenie, jakby zostały świeżo wyryte w skale.
    Musisz mi pomóc. – w głowie Eitriego znów odezwał się ten sam głos, tym razem bardziej odległy, bardziej ludzki i zdesperowany, choć niewątpliwie wciąż należący do ducha. – Nie powinno mnie tu być. – dotąd zakamuflowany w niewyraźnym obłoku, mężczyzna nabrał teraz rzeczywistych kształtów, ukazując się w pełni przed oczami medium – niewysoki, ze zmierzwionymi włosami i przerzedzoną brodą, wciąż przezroczysty, jak gdyby był stworzony z cienkiej woalki, przy tym wyraźnie roztrzęsiony i udzielający mu się tą samą, ciężką i negatywną energią. Pomimo jego obecności, atmosfera grozy zdawała się jednak zmięknąć i opaść – nie miał złych zamiarów, w każdym razie nie w stosunku do was.

    W celu skutecznego porozumienia się z duchem Eitri może skorzystać z genetyki medium, rzucając kością k100 zgodnie z mechaniką – próg powodzenia wynosi 65. Asta, aby odczytać znaczenie run dostrzeżonych na ścianie grobowca, może natomiast wykonać rzut kością k100 na magię runiczną, której próg powodzenia wynosi 60 (liczony włącznie z punktami statystyk w magii runicznej).
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Odrealnienie wstępowało powoli w jego ciało. Pamiętał doskonale ten nieprzyjemny proces, których choć zwykle towarzyszył mu w prozie życia, to w zetknięciu z duchami eskalował do nieogarnionych rozmiarów, przylepiających się do każdej komórki w ciele – bez wyjątku i bez litości. Bariera pomiędzy tym, co realne, a tym co skryte za całunem śmierci, powoli ustępowała, elementy przenikały się i przeistaczały w jedną, zbitą masę, gdzie myśli ulatywały w sposób niekontrolowany, to wypowiadane jedynie głosem wewnętrznym to artykułowane słabym drżeniem uwięzionym w zaschłym z podenerwowania gardle. Najbardziej bał się chłodnych macek pragnących wypchnąć jego jestestwo z ciała lub starających się uwięzić je w kajdanach, których nie był w stanie zrzucić, by umościć się w nim i zarządzać podług własnej woli. Tak, jak wydarzyło się to rok wcześniej, tak jak widywał to w najmroczniejszych snach przykrytych gęstą pierzyną bezradności. Teraz towarzyszyła mu jednak determinacja, której zwykle w sobie nie odnajdywał, którą zamieniał w ucieczkę i chęć odseparowania się od otrzymanego przekleństwa umożliwiającego mu swobodnie wchodzić do świata zmarłych. Cena zaangażowania była wysoka i przenikająca na wskroś, wywlekająca największe obawy, jednak zrobił to z własnej woli – ten jeden jedyny raz godząc się, by duchy sięgały ku niemu ze swobodą, by ocierały się o zjeżoną skórę i przeplatały jego własne myśli. Zagryzł dolną wargę z kurczącym żołądek pragnieniem sięgnięcia po papierosa. Wiedział dobrze, że kartonik wciąż spoczywał w rozgrzanej kieszeni, że kusił go obietnicą uspokojenia nerwów, jeśli tylko sięgnie i odpali, zaciągnie się trucizną i z błogością wejdzie w głąb pieczary. Musiał jednak odepchnąć ułudę spokoju, przelał siłę w palce, które złączył w pięści realnie nie mogące nikomu zagrozić, gdyż wymachiwanie dłonią ku niematerialnym duchom było jedynie kpiną. Z dziwnym dyskomfortem przyjmował słowa Asty, wyraźnie odbierającej ślady obecności duchów, z rzadka doświadczał podobnych sytuacji, mogących zrodzić się jedynie wtedy, gdy obcował z innym medium. Na przekór sobie, starał się jednak odnaleźć w tym iskrę otuchy, ofiarowanego niespodziewanie zrozumienia, na które nigdy nie mógł liczyć. Choć wiedział, że kobieta musi być zaistniałą sytuacją przerażona.
    Na jej słowa odwrócił się, choć wyciągnięta dłoń, zakleszczająca się na jego ramieniu, w pierwszej chwili wywołała niespokojne drgnienie podszyte lękiem i niepewnością. Poddał sytuację analizie, na jej prośbę, pokiwał głową.
    Tak, czasami tak. Zależy od sytuacji i od tego, jak duch chce się manifestować, na ile ma siły w sobie. Niektóre obecności nawet ja ledwo dostrzegam i jestem w stanie wyczuć. Ale widywałem niemal ludzkie postacie. – Świat duchów rządził się własnymi prawami, a Eitri z biegiem lat zaczął dostrzegać niuanse, różnice w sposobie doświadczania TEGO wszystkiego. Skupienie pozwoliło wychwycić mu coraz wyraźniejszy kształt duszy, uciekającej raz po raz, zaciętej, jak powtarzający się kadr w zepsutej taśmie filmowej. Zimno ogarniało go stopniowo, a niepokój nie był w stanie ustąpić. Gałki oczne mimowolnie podążały raz za razem ku obrazom, których doświadczał. Spierzchnięte usta drżały mu coraz wyraźniej, kurcząc się i piekąc, jakby zaraz miały pęknąć, by wysączyć jasną stróżkę krwi. Krtań poruszała się podobnie, nie pozwalając, by wypowiedział choć pół słowa, a Asta zadała mu przecież pytanie.
    Ładunek emocjonalny towarzyszący szeptowi rozsadzał powoli głowę, wbijał się w skronie tępym bólem, którego nie mógłby sam usunąć, bez uprzedniego wysłuchania, tego, co ma mu do powiedzenia.
    Nie powinno go tu być… – Wyszeptał odbicie słów. Nie kontrolując, czy myśli, czy faktycznie artykułuje to, co siedziało mu w głowie. Zmrużył oczy, jednak szybko rozwarł je tak mocno, jak tylko potrafił. Widział go teraz wyraźnie, potrafił przypisać konkretny wzrost, szacowany wiek, oraz mógł określić, czy jego aparycja wydawała się w pierwszym odczuciu przyjemna. Jak na zawołanie, przyjął rzeczone przez Astę cechy ludzkie. – Teraz go widzę, tak jak rozmawialiśmy – wyrzekł jakby nieśmiało, jakby w obawie, że spłoszy mężczyznę. – Pomocy. – Dopiero teraz udzielił jej odpowiedzi. Czy na pewno pomocy? Czy mógł mu zaufać. – Jak ci…pomóc? Sięgnął ku niemu, przeplatając coraz wyraźniej chwile zawieszenia w realności z próbami wdarcia się za całun. Słowa i myśli. Myśli i słowa, płynnie przechodziły pomiędzy sobą, wybrzmiewały w kierunku ducha, choć wyglądały jak majak człowieka w gorączce, urywającego głoski, nie potrafiącego wyartykułować całego zdania.
    Jak ci pomóc?
    Czego chcesz?
    Kim jesteś?

    Sięgał ku niemu, łapczywie chwytając za wszystkie nici niematerialnej więzi, by nie zerwać ich przedwcześnie, by nie pozwolić mu odejść.

    50 (k100) + 25 (statystyka) = 75


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    'k100' : 50
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    - Niemal ludzkie? – podchwytuję natychmiast, panicznie nie chcąc, aby przerywał. – To znaczy? Były… niewyraźne? Brakowało im czegoś? Były… Jakby… Niedostrojone? – Nieporadnie próbuję znaleźć właściwe słowo określające to, czego byłam przed chwilą świadkiem, ale – jak na ironię – nie potrafię spośród wszystkich wyrazów i haseł, które chłonęłam wyłuskać najwłaściwszego. Mogę jedynie liczyć, że Soelberg wie, co mam na myśli; że rozwieje te wątpliwości; że nie zamilknie.
    Słuchanie jego głosu przynosi ulgę, mimo że przekazywane informacje dalece odbiegają od tego, co miałam nadzieję – czego potrzebowałam – usłyszeć. Zupełnie tak, jakby każde wypowiadane słowo, wraz z wybrzmieniem w rozległych korytarzach groty zamieniało się w okraszające ciemność blaskiem lampiony – duszna, ciężka atmosfera grobowca staje się nieco bardziej znośna, mniej nerwowa dopóki echo głosek rezonuje na kamiennych płucach gór.
    Spostrzeżenie to zaskakuje mnie w równym stopniu, co peszy. Czuję, jak mimo wszechobecnego chłodu wżerającego się pod skórę, na policzki wstępuje mi zdradliwy rumieniec, rozlewając się skwapliwie po obliczu. Szkarłat zawstydzenia spływa aż na szyję, wspina się ku płatkom uszu, zakleszcza na zmęczonych nienaturalnym napięciem powiekach, sprawiając że nieoczekiwanie, tuż obok niepokoju, przytłacza mnie zażenowanie własnymi reakcjami i przeczuciami, które na dobre nie doszły jeszcze do głosu, opieszale dryfując na granicy abstrakcji. Rozedrgany blask wiernie towarzyszącej nam kuli pozwala jednak skryć w półcieniu wszelkie obawy rysujące się na płótnie twarzy, gdy, ściągając usta w wąską linię, cofam się o krok, zwiększając dzielącą mnie od Eitriego odległość. Nie zastanawiam się nad możliwymi konsekwencjami takiego zachowania – nad świadomym powiększeniem dystansu, rozdzieleniem się, niemal z premedytacją, mimo że kilka (kilkanaście? kilkadziesiąt? nie potrafię określić, jak dużo czasu minęło, odkąd zostawiliśmy za sobą Daníela) minut wcześniej zarzekaliśmy się, że będziemy trzymać się razem bez względu na wszystko, by żadnemu z nas nic się nie stało; by panoszące się po grobowcu siły nie rozochociły się na tyle, aby, poza odgłosami doprowadzającymi niektórych do palpitacji serca, zacząć uciekać się do agresji. Eitri nieustannie pozostaje w zasięgu mojego wzroku; wystarczyłyby dwa szybsze kroki, by znów sięgnąć dłonią jego ramienia; słowo, by zwrócić jego uwagę.
    Wszystko jest pod kontrolą.
    Uciekam wzrokiem w bok, za jasną smugą, którą pozostawiła po sobie zjawa, gładko zlewając się z sączącym się z kuli blaskiem. Pełgająca po skalistej powierzchni ścian Helligsted jasność załamuje się w pewnym momencie, zupełnie nienaturalnie, pochłaniana przez kształty układające się w ledwie znajome znaki. Runiczne pismo wcale nie wydaje się pasować do tego miejsca, jednocześnie jednak jego pojawienie się nie wzbudza we mnie choćby cienia zaskoczenia. Zwalniając jeszcze trochę, zostając o kilka kroków z tyłu za Eitrim, przystaję tuż przy ścianie, dłonią sięgając ku chłodnemu, niewzruszonemu kamiennemu obliczu, jakby dotknięcie symboli mogło w najmniejszym stopniu przybliżyć mnie do ich rozszyfrowania. Starania te zdają się jednak daremne. Im dłużej chłonę wizerunek run, tym bardziej ich znaczenie rozmywa się, wymyka poza standardowe, przyjęte zasady.
    - Eitri? – Drżenie we własnym głosie sprawia, że ogarnia mnie irytacja. Zaciskam zęby, powieki i palce, nim ponownie pozwalam słowom zaburzyć ciszę katakumb. – Możesz… Możecie tu podejść? Możesz go tu ściągnąć? Spójrz na te runy. Może to tylko magia tego miejsca, ale pojawiły się, gdy tylko duch zniknął – wyjaśniam z wciąż niesłabnącymi wątpliwościami, czy dostrzeżone znaki w ogóle możemy traktować jako wskazówkę ku rozwiązaniu aktualnego problemu. Czy może to jedna z tych manifestacji, o której chwilę wcześniej wspominał Eitri. – Czy to możliwe, że to sprawka Nørgaarda? To jego wielkie, niedokończone dzieło, o którym zaczęto mówić po jego pogrzebie? – Z niewyjaśnionych przyczyn ściszam głos niemal do szeptu, jakby prawdopodobne było, że poza naszą dwójką i niematerialnymi strażnikami grobowca, ktokolwiek mógł podsłuchać naszą rozmowę; jakby kogokolwiek mogła urazić. A jednak przeświadczenie – zwłaszcza w wyniku rewelacji, jakimi dzieli się ze mną Eitri – że nie powinnam w ogóle wspominać o pochówku profesora, jest tak samo silne, jak wciąż zaciskający mi się na płucach lęk.

    44 (k100) + 13 (statystyka) = 57/60
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 44
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Duch zatrzymał się w miejscu, chociaż jego projekcja zdawała się falować na powietrzu jak draśnięty wiatrem liść, foliowa torebka podbita z ziemi, dzikie zwierzę spłoszone dźwiękiem czyiś kroków i w każdej chwili gotowe czmychnąć ku leśnej gęstwinie. Był wyraźnie rozproszony, jego twarz – tak blada, przezroczysta – zdawała się jednak wyrażać jakąś nieokreśloną rozpacz, bezsilność, która powoli wyzbywała się gniewu, odsłaniając gładką, wrażliwą powierzchnię smutku. Na słowa Eitriego odwrócił głowę, zatapiając inkrustowany w twarzy, mgławy puginał spojrzenia bezpośrednio w jego ciele, przenikając go chłodem tak gwałtownym, jakby ktoś wbił zimną szablę ostrza w rozgrzaną ogniem pierś.
    Nie powinno mnie tu być. – powtórzył, poruszając się ostrożnie, zbliżając się do medium tak, że gdyby wyciągnął dłoń, zdołałby palcami dotknąć jego ramienia – dotknąć, znaczy przeszyć, pozostawić iskry swego chłodnego dotyku, piętno duchowego naznaczenia. – Złożyli mnie w grobie, ale powinienem być gdzie indziej. – słowa zabrzmiały niemal jak skowyt, zwierzęce wycie wydobywające się z nieistniejącej krtani, wciąż tak samo nieoczywiste, obce, enigmatyczne. W końcu poruszył się – gwałtownie, bez ostrzeżenia, jak duch, ale też jak człowiek, co na swój sposób było tym bardziej niepokojące; tym razem również Astra mogła go spostrzec, zarys sylwetki wyłaniający się ze zgęstniałej mgły, klarowny zaledwie przez chwilę, w krótkim przecięciu spojrzenia, po czym znów rozpływający się w powietrzu jak zalana wodą akwarela.
    Nie chciał już tu być, czuł się nadwyrężony, chciał odejść – Soelberg mógł wyczuć te emocje bijące od niego wyraźnie, promieniujące na jego umysł, konchę otwartą dla obecności duchowych istot, umożliwiającą pochwycenie ich w karcer rzeczywistości, do której od dawna już nie należeli. Ale przecież nie mógł uciec; nie teraz, wyjaśniwszy wam tak niewiele, wiodąc ku ciemności korytarzy tylko po to, by zniknąć, ledwie doprowadziwszy was do celu. Dotychczasową ciszę zakłócił nagły zgrzyt, nieprzyjemny, głośny odgłos przesuwania kamienia na kamień – zjawa zdawała się również go usłyszeć, bo przechyliła głowę i zastygła w miejscu, wżynając się w umysł Eitriego bolesnym crescendo narastającej prośby, upartego błagania powtarzanego jak na zaciętej płycie, charkotliwej i zawodzącej, jak gdyby igła utknęła niespodziewanie w cienkim rowku przestarzałego winylu.
    Świeże runy wyryte w gładziźnie skał grobowca wciąż przyciągały tymczasem swoim schludnym grawerem, tak dokładnym, że musiały zostać wykonane za pomocą metalowego dłuta, niewątpliwie przez kogoś, kto znał się na rytownictwie – mimo to, zdawało wam się, że wcześniej ich tu nie było, że pojawiły się nagle, za sprawą dotyku duchowej istoty, a teraz, niespodziewanie zaczynały lśnić i blednąć, jakby miały zniknąć, okazać się ledwie przewidzeniem, figlarną fatamorganą strachu. Na wspomnienie Nørgaarda duch drgnął wyraźnie, a jego sylwetka rozpłynęła się w swych konturach, pozostawiając po sobie ledwie fizjonomię twarzy, ogromne, błyszczące oczy i usta wygięte ku dołowi – czego mógł chcieć? Czego jeszcze wam nie mówił?

    Eitri musi podjąć decyzję – albo stara się zatrzymać ducha przy sobie na dłużej, w nadziei, że ten wyjawi mu więcej informacji mogących umożliwić odnalezienie logicznego wyjaśnienia dla niepokojących zjawisk targających Midgardem (rzuca wówczas kością k100 zgodnie z mechaniką genetyki, próg powodzenia wynosi 65) albo decyduje się pomóc Aście odczytać znaczenie tajemniczych run, wykonując rzut kością k100 na magię runiczną, której próg powodzenia wynosi 60 (liczony włącznie z punktami statystyk w magii runicznej). Asta może tymczasem rzucić kością k100 na spostrzegawczość w celu odnalezienia źródła niepokojących dźwięków, które przedarły się chrobotaniem przez ciszę grobowca – próg powodzenia wynosi 55.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Pochwycony w pułapkę, zakleszczenie pomiędzy światami, zupełnie nie dosłyszał pytań rzucanych przez Astę. Stojąc w miejscu i wodząc oczami za zjawą, zdawał się zupełnie nieprzytomny i pozbawiony możliwości reakcji, obecność duchów zawsze przyszpilała go tak samo, wywoływała mętlik, nie pozwalała oddzielać pasm własnych myśli od tych, które były tkane przez inne istoty, jednak sam na to się zgodził chwytając jeszcze kilka chwil temu jakiekolwiek oznaki porozumienia, nie chcąc, by nieznajomy byt uciekł i pozostawił go bez odpowiedzi. Zwłaszcza, gdy zdawał się panicznie błagać ich o pomoc. W końcu jednak skierował zamroczone spojrzenie na kobietę i potrząsnął lekko głową, jakby chciał przywołać echo jej słów, coś, co zdawało się wymagać odpowiedzi, coś na co powinien udzielić wyjaśnienia, choć zupełnie umknął mu wątek i nie wiedział, czego oczekiwała. Przyłożył dłoń do czoła i przełknął zalegającą w ustach ślinę, gęstą i lepką, przywierającą do podniebienia, nie pozwalającą na swobodę przepływu słów.
    Niedostrojone? – Powtórzył głoski, które zdołała zapamiętać i ponownie wpił palce w wilgotne kosmyki włosów. – To znaczy… Chcesz wiedzieć czy… – próbował odgadnąć, ale bezskutecznie. Wtedy spojrzał na nią z błagalną miną, jakby oczekiwał, że ulituje się i powtórzy pytanie; było mu zwyczajnie głupio, że sens uleciał gdzieś daleko i rozpłynął się w atmosferze grobowca. – Możesz powtórzyć pytanie? Przepraszam… – wyszeptał w końcu i odsunął twarz w drugą stronę wodząc wciąż za sylwetką mężczyzny. Nie chciał nikogo urazić, wyjątkowo w tym momencie daleki był od dobrowolnej ignorancji; zwyczajnie wszystko rozpływało się mu w umyśle, przelewało niczym galaretowata papka z jednej bruzdy mózgowej w drugą. Nagle zacisnął mocno oczy, usta wygięte w bolesnym skurczu zwarły się w końcu, czuł, że przegryzł wargę, a metaliczny posmak zagościł znajomą cierpkością w zasuszonym z nerwów gardle. Skowyt ducha przyprawiał go o ból, którego nie potrafił ogarnąć, najgorsza zaś była bezsilność, gdyż postać, pomimo pragnienia, by udzielili jej pomocy, zdawała się zupełnie unikać jakichkolwiek wskazówek, które przybliżyłyby ich do oczekiwanego rozwiązania. Sięgnął dłonią przed siebie, jakby chciał chwycić coś, czego nie było, jakby chciał złapać oparcie, by chwiejący się na nogach korpus nie upadł z wysiłku.
    Dlaczego więc złożyli cię w grobie? Gdzie powinieneś być? Kim jesteś? Nie rozumiem… – Jęknął zupełnie na głos, błagalnie, chciał, aby jego własny ból, który łączył się z przerażeniem i emocjami ducha, wywarł na nim jakiekolwiek wrażenie i skłonił do współpracy. On nie chciał tu być, dobijał wszystkie swojej odczucia, materializował za sprawą medium i dociskał kolejnymi prośbami, których Eitri nie potrafił w tym momencie spełnić. Odgłos tarcia o siebie kamieni wprawił go w jeszcze większy niepokój, wywołała falę zimnych dreszczy podążających po grzbiecie i sprawiających, że stawy zaczęły mięknąć, uginając się lekko zwiastując, że może coraz mniej ufać własnemu ciału.
    Nie mam pojęcia, spróbuję. – Kolejna z próśb Asty przebiła się przez tętniący w głowie skowyt, afekty, które obijały się o czaszkę i powodowały kolejne fale bólu. Zupełnie umknęły mu wcześniej utworzone napisy, jednak dostrzegł je w końcu. Jego własne błaganie otarło się o ducha, nie wiedział, czy będzie go w stanie skłonić do czegokolwiek. Nie teraz, gdy ten panicznie pragnął rozmyć swoją obecność i pozostawić ich w grobowcu samych, choć wciąż oczekiwał pomocy. – Chcę go zatrzymać, ale on nie chce tu być. Nie powinno go tu być – Natrętna myśl ducha wciąż trzymała się go niezwykle silno, zapadała w pamięć, nakazywała wierzyć, że faktycznie mówił prawdę. Nawet, jeśli była jedynie podstępem kogoś zawieszonego pomiędzy życiem i śmiercią. – Poczekaj… – Zwracając się w ostatnich słowach do ducha, chciał wywrzeć na nim przymus pozostania, związać go z własną obecnością na tyle, by nie mógł odejść zaniepokojony wzmianką o Lauge i nagłym poruszeniem wśród kamieni grobowca. Oderwał na chwilę uwagę od niematerialnej postaci, chcąc zaczerpnąć „oddechu”, podążył błękitem po ścianach, które wcześniej zupełnie puste, zaroiły się od nowych run, których na pierwszy rzut oka nie potrafił rozczytać. Ich aura była dziwna, lśnienie i odczucie, że są ledwo muśnięciem, które zaraz zniknie, niepokoiło. Ogrom bodźców powoli wywoływał zmęczenie, które wciąż nieśmiało, jednak stopniowo dołączało do kakofonii bólu i niezrozumienia, zamieszania i braku odpowiedzi. – Czy coś cię wiąże z Lauge? – Próbował chwycić się czegokolwiek, chciał uporządkować zamęt, który powstał, choć gorycz poczucia, że nad niczym nie panuje, odbierała mu dodatkowo siły.

    próba zatrzymania ducha: 24 + 25 = 49


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    'k100' : 24
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Początkowe obawy dotyczące słuszności mojej obecności w Helligsted wciąż rezonują echem w umyśle, powracając teraz coraz wyraźniej, coraz bardziej dając o sobie znać – jakby stanowiły integralną część duchowej bytności.
    Uderza mnie nagła, nieprzyjemna myśl, że najzwyczajniej w świecie powinnam się zamknąć. Nie przeszkadzać – dać w spokoju i skupieniu pracować profesjonaliście, a nie udawać sama przed sobą (i przed nim; mydlić mu oczy nieważkimi pytaniami i kwestiami prawdopodobnie niewiele mającymi wspólnego z istotą sprawy sprowadzającej nas wciąż, nieustannie w głąb groty), że byłabym w stanie w czymkolwiek pomóc. W tym konkretnym momencie jedynym, realnym wsparciem, jakie jestem w stanie zaoferować, jest milczenie. Nabożna, niemal sakralna cisza, wyjęta wprost spomiędzy gnatów bibliotecznych regałów, spośród wątłej tkanki pergaminowych kartek – wtłoczona teraz, tutaj, w wydrążone setkami lat modłów i niemalże fizycznej nieobecności napierającej na omszałe ściany grobowca; cisza, do której wciąż staram się przywyknąć, której codziennie uczę się od nowa; która napawa mnie strachem silniejszym niż rozdzierające serce krzyki – bo dźwięk przynajmniej wskaże ścieżkę, którą powinnam podążać, by naprawić swoje błędy, by spróbować odwrócić działania wymykającej się spod kontroli magii. W ciszy wydaje mi się, że tonę, jak w pełnym gniewu oceanie, bez możliwości kontroli nad otaczającym mnie światem. I może to dlatego zagryzane usilnie od kilku chwil wargi samoistnie wyswobadzają się spomiędzy więżących ich zębów. Nie jestem w stanie na dłużej zatrzymać milczenia przerywanego dudniącymi sercami, krokami i wypowiadanymi przez Eitriego słowami.
    - To ja przepraszam, nie powinnam… – Poczucie winy otula mnie niczym lodowaty całun. Nie dodaję nic więcej, nie wyjaśniam, co zaprzątało mi myśli, nie staram się rozwiać wątpliwości, które w egoistyczny sposób zrzuciłam również na niego. Nie powinnam – i jedyną formą zadośćuczynienia, jaką mogę i jaką mu oferuję, to zaciśnięcie dłoni na jego ramieniu: przepraszam, nie przejmuj się, dasz radę. Dasz radę, dasz radę, dasz radę.A może... Eitri – wypowiadam cicho imię Kruczego, kiedy kolejna niesforna koncepcja próbuje przebić się przez panujący w głowie mętlik powstały na skutek relacji zdawanych przez Soelberga. Nie jestem pewna, czy to wyłącznie wrażenie, czy rzeczywiście każda kolejna chwila, każde następne uderzenie serca sprawia, że widmowy zarys postaci nabiera bardziej realnych kształtów, wyostrzając dotychczas obce mi rysy fizjonomii ducha. – Może powinieneś dać mu odejść? Nie zatrzymywać go, skoro nie powinno go tu być? Może powinien wiedzieć, że nie chcesz go tu więzić? – Wraz z płynącymi słowami, zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo nie mają sensu. Nie czas jednak na to, bym znów nieudolnie próbowała prowadzić go przez kręte ścieżki mojej dedukcji, prawdopodobnie nieustannie wchodząc w słowo zjawie… Tym razem jakby bardziej… Znajomej?
    Mleczny kontur postaci ponownie blaknie i mimo że prawie staram się nie mrugać, wrażenie że rozpoznaję w drgającym świetle zaklęcia twarz ducha rozmywa się wraz z nim, aż znika zupełnie w zgrzycie wędrującym ścianami grobowca. Dreszcz przenika mi całe ciało, osiadając ciężko na stawach, na parę nieznośnie długich uderzeń serca unieruchamiając mnie w pułapce własnego ciała, kiedy przez labirynt korytarzy dociera do nas kamienny chrobot – jakby wewnątrz grobowca coś budziło się do życia bardziej niż dotychczas. Podążam spłoszonym spojrzeniem w stronę, z której – jestem pewna – dobiegł dźwięk. Stawiam kilka ostrożnych kroków w nieprzeniknioną ciemność, nasłuchując z jednej strony, czy duch wyjawił Eitriemu jakiekolwiek dodatkowe szczegóły mogące pozwolić przybliżyć nam się ku rozwiązaniu problemu; z drugiej sprawdzając, czy skaliste echo odezwie się znowu.

    spostrzegawczość: 59 + 2 = 61/55
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 59
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Zarys duchowej postaci drżał niczym pustynna fatamorgana, rozpływając się w powietrzu, szarpany zębami mroku, który próbował rozdmuchać go jak dym, wciągnąć z powrotem w świat, do którego przynależał, ściągnięty toporem kostuchy z powierzchni ziemi – jedynie jego oczy, rozwarte i lśniące w ciemności, pozostawały wyraźne, inkrustowane w półprzezroczyste płótno twarzy z osobliwym realizmem, który sprawiał, że wyglądały, jakby przynależały do kogoś innego; kogoś, kto jeszcze żył.
    Okrągłe, ciemne talary źrenic skierowały się w stronę Eitriego, gdy błagalność jego głosu wypełniła ciszę grobowca, przedzierając się przez ligninę gęstniejącego powietrza, charakterystyczny, lepki chłód, jaki pozostawiała po sobie obecność zjaw. Usta nieznajomego wykrzywiły się nieznacznie, jak gdyby rzeczywiście dostrzegł rozpaczliwą determinację medium i próbował go pocieszyć, wykładając na tacy własną bezsilność, gdy uchylił wargi, na zewnątrz wydostał się jednak tylko cichy jęk, dźwięk przypominający płaczliwe westchnienie, ale bardziej dobitny, intencjonalny. Duch poruszył się w wyraźnym dyskomforcie i chociaż jego sylwetka poczynała zlewać się z otoczeniem, twarz niespodziewanie nabrała wyrazistości, jak gdyby przycisnął ją do szyby, eksponując lustrzaną klarowność spojrzenia i siatkę rysów, które przecinały jego lico, kształtując je ku dołowi – za życia musiał być szczupły i wysoki, ale teraz wyglądał astenicznie. Śmierć musiała pozostawić na nim swoje piętno.
    Kasper Boye. – sprawiał wrażenie, jakby miał zniknąć zupełnie, ale ostatnie pytanie pochwyciło go w miejscu, wyszarpując zrozumiałe słowa spomiędzy nieustannie poruszających się ust, które teraz wygięły się ku dołowi na podobieństwo tragicznej maski – mówił coś jeszcze, ale jego głos był zniekształcony i odległy, a głoski zlewały się ze sobą w pojedynczy, niezrozumiały ton. Medium mogłoby się wydawać, że duch próbował pochwycić się jego ramion, podczas gdy jakaś obca, ezoteryczna siła ciągnęła go z powrotem ku otchłani zaświatów, wrażenie to trwało jednak zaledwie chwilę, zanim nieznajomy, a właściwie – wedle własnych słów – Kasper Boye zniknął zupełnie, nie pozostawiając po sobie choćby zamglenia, jedynie gwałtowne uczucie pustki, jakby ktoś wyciągnął z rany zimne ostrze noża.
    Runy, wyryte w ciemnym kamieniu grobowca, wsiąknęły tymczasem w jego tajemnicze cielsko, gasnąc tak wyraźnie, jak gdyby dotąd stanowiły jedynie przewidzenie, ulotną fatamorganę strachu, męczącą umysł swymi iluzjami – gdyby przyłożyć palce w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą widniała tajemnicza inskrypcja, okazałoby się jednak, że naturalna, chropowata powietrznia skały jest tutaj osobliwie gładka, jak gdyby ktoś oszlifował ją metalowym dyskiem. Zniknięcie run oraz nieubłagana dysparycja ducha nie pozostawiły was jednak z pustymi rękami – Asta, która przestąpiła głębiej ku mrokom krypty w ślad za wizgiem niepokojącego odgłosu, mogła teraz dostrzec, że kamienna płyta, pod którą w Helligsted złożone zostały szczątki Lauge Nørgaarda, przesunęła się nieznacznie, nie na tyle, by odsłonić wnętrze, a jednak wystarczająco, by bystre oko dostrzegło zmianę, nierówny skos ułożenia, jakby ktoś próbował ją odsunąć, lecz stchórzył, pozostawiając po sobie prawie niezauważalny dowód popełnionej zbrodni. Grobowiec – jakkolwiek hojny w obliczu waszej obecności – zastygł teraz zupełnie, a atmosfera, która towarzyszyła wam, odkąd z ciemności wyłoniła się sylwetka Daníela, opadła zupełnie, wpuszczając do środka ciche szemranie hulającego na zewnątrz wiatru. Sam duch być może nie powiedział wam wiele, rozżalone sygnały, które pozostawił, mogły okazać się jednak lukratywnym zarzewiem dla dalszej inwestygacji.

    Oboje możecie kierować się z powrotem do wyjścia z grobowca, gdzie czeka na was Daníel – jeżeli uznacie to za zasadne, możecie podzielić się nim personaliami, które przekazał wam duch i spróbować wydobyć z mężczyzny jakieś informacje, rzucając kością k100 na charyzmę. Próg powodzenia stanowi sumę waszych wyników, liczonych włącznie z punktami statystyk – im wyższy wynik, tym więcej informacji uzyskacie.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Słowa Asty rozmyły się w oddali, choć przecież nie było między nimi niewyobrażalnej przepaści. Soelberg zdawał się jednak być coraz mocniej pochłonięty przez nawiązywaną z duchem więź. Uczepiony kurczowo myśli, że musi dowiedzieć się jeszcze więcej, skupiał całą energię na tym, by pochwycić niespokojną marę przybierającą ludzkie kształty i przyszpilić do siebie na tyle, by musiała wyjawić mu jeszcze jakieś szczegóły. Wydawało mu się jednak, że jego starania niewiele dadzą i już sam gubił się i zastanawiał, czy nie nazbyt natarczywie chciał osiągnąć swój cel – wyzuty z empatii dla czegoś, co było jedynie cieniem pełnej ludzkiej obecności. Jego towarzyszka mogła mieć rację w tym, co mówiła – być może, gdyby dał duszy więcej swobody, gdyby tak zawzięcie nie łapał jej w swoje szpony, nie wyślizgiwałaby się niczym zwilżona kostka mydła spomiędzy mokrych dłoni. Słyszał jednak kobiecy głos nazbyt niewyraźnie i jego własna zapalczywość nie pozwalała mu usłuchać się kogokolwiek dookoła. Krnąbrnie, choć z coraz mniejszą energią, wodził za duszą, krople potu zsunęły się po wilgotnym kosmyku grzywki i opadły na czubek jego nosa. Zdawało mu się, że pomimo wątpliwości nieznajomy chciał podzielić się z nim czymś jeszcze, ale coś, lub ktoś mu na to nie pozwalał. Tak sądził, choć nie wiedział, czy nie poddaje się własnym interpretacjom, byle nie odczuć zbyt gwałtownie własnej klęski. Porażka zdawała się przesądzona, gdy nagłą reakcję wywołały ostatnie słowa, które skierował do ducha. Echo imienia i nazwiska przylgnęło do krtani inspektora i wydostało się zupełnie na głos.
    Kasper Boye. To Kasper Boye. – Spojrzał na Astę i wypowiadał te słowa niezwykle pewnie, choć zupełnie nie wiedział, kim był ów człowiek. Spojrzał na kobietę pytająco, jakby miał nadzieję, że może jej powie coś nazwisko. Równocześnie stwierdził, że grobowiec zasnuł się zupełną ciszą. Nieprzenikniona pustka pozostawała niewzruszona i zwykła. Jedynie on wciąż czuł się nieswojo, zupełnie zmęczony i skołowany. Pulsujący ból głowy rozchodził się przez skronie i zbiegał gdzieś w punkcie pomiędzy oczami. Inspektor wyprostował się i odgarnął mokre kosmyki włosów z czoła. – U ciebie wszystko dobrze? - Podszedł do Mølgaard i spontanicznie ułożył dłoń na jej ramieniu, by upewnić się, że przez swoją nieuwagę i zbytnie zaabsorbowanie zjawą nie przeoczył czegoś, co mogło się wydarzyć i zaszkodzić jego towarzyszce. – Powinniśmy jeszcze porozmawiać z Danielem. Może on będzie wiedział, kim dokładnie był nasz towarzysz, chyba stróże orientują się choć pobieżnie, kogo tu chowają – zwrócił się do blondynki. Choć wypowiadał się całkiem rzeczowo, jego twarz była znacząco pobladła i nosiła rysy zmęczenia.
    Sylwetka Daniela zdawała się być czymś przyjemnym po tym, czego doświadczyli. Wyraźna, zarysowana konturami prawdziwego, ludzkiego ciała, pozwalająca się zmierzyć i określić. Milczał przez dłuższą chwilę, wodząc jeszcze oczami po nierównościach kamieni, zupełnie zwyczajnych, pozbawionych nadnaturalności. Odezwał się dopiero wtedy, gdy stróż był na tyle blisko, aby mógł dokładnie przeanalizować jego mimikę.
    Zrobiliśmy tyle, ile się dało – przyznał i ścisnął płaszcz, który trzymał kurczowo pod pachą. Migotliwa kula światła wywołanego zaklęciem, towarzyszyła im niezmiennie odkąd weszli do gardzieli Helligsted. – Nie chcemy pana więcej niepokoić, ale mamy jeszcze kilka pytań. Danielu, czy mówi ci cokolwiek nazwisko Boye? Dokładniej Kasper Boye. Czy odbywał się w ostatnim czasie pogrzeb kogoś takiego? – spojrzał nań z wyraźnym oczekiwaniem odpowiedzi prostej, rzeczowej, ale wyczerpującej w miarę możliwości temat. – Pewnie na rzecz śledztwa, będę musiał jeszcze zapytać, kto przed panem prowadził wartę i strzegł grobowca? – Wiedział, że już wcześniej wystarczająco podziałał pytaniami na stróża, jednak z uwagi na dobro sprawy, nie mógł kierować się teraz zbyt rozpasaną empatią. Był gotów poświęcić jeszcze trochę czasu i nerwów Daniela, byle rozwiał ich wszelakie wątpliwości, czuł że i Asta będzie chciała zapytać go o jeszcze kilka spraw.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    'k100' : 58
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Kasper Boye. Kasper Boye. Kasper Boye. Wypowiedziane (powtórzone? objawione? mimowolnie dreszcze przechodzą mnie na wspomnienie o komunikowaniu się medium z duszami zmarłych) przez Eitriego nazwisko szumi mi w głowie, jak echo odległej obietnicy – zbyt efemerycznej, by miała możliwość zakiełkowania w pamięci na dłużej; by mogła stać się w tej konkretnej chwili do czegokolwiek zdatna. Wiem jednak, że wiedza przyjdzie z czasem: gdy emocje zaczną stygnąć, przeobrażając się w zdroworozsądkowe myślenie; kiedy wspomnienia nabiorą intensywności w zetknięciu ze znajomymi elementami rzeczywistości stającymi się jak katalizatory dla uśpionych retrospekcji. Pozwalam więc znajomo brzmiącym personaliom przepłynąć swobodnie przez ocean myśli i zakotwiczyć w miejscu pozornie, w tym momencie, nieoczywistym. Pozwalam sobie na zaprzątnięcie głowy zupełnie inną kwestią – chwilowo wolną od ściskającego za gardło strachu, zaciskającego się dotychczas wężowymi, lodowatymi splotami wokół płuc; od wnikających w skały, rozmywających się pod wpływem spojrzenia run; od duchów i dusz, wszelkich niematerialnych bytów – jakby pełnych pogardy dla świata żywych, nieprzystępnych i potęgujących wrażenie zagubienia. Moją uwagę przykuwa jedna z nagrobnych płyt. Z pozoru wszystkie wydają się takie same – ogromne, kamienne bloki zakrywające wydrążone w skałach otwory, w których od dziesiątek lat kapłani w towarzystwie bezimiennych żałobników składali rozdziobane szczątki zmarłych. Ta iluzoryczna jednakowość przerwana zostaje rozedrganym załamaniem w skalistej strukturze.
    Ciekawość w przedbiegach zwycięża z obawą przed tym, co może (nie)kryć się we wnętrzu grobu. Przestępuję kolejnych kilka kroków do przodu, napędzana potrzebą rozwikłania choćby jednego szkopułu, wyłuskania spomiędzy nagrobnych kwater przynajmniej jednej odpowiedzi na nieustannie mnożące się pytania, nieświadomie wstrzymuję oddech – jakby tak niepozorny gest mógł cokolwiek zmienić; jakby mógł ochronić przed kolejnymi niespodziankami zalęgłymi w korzeniach Helligsted. Pytanie, które rozlega się tuż za mną zbyt niespodziewanie sprawia, że serce gwałtownie podchodzi mi do gardła i tkwi tam kilka nieznośnie długich sekund, dopóki nie przypominam sobie, że nie jestem tu wszak sama; że wypowiadający je głos należy do całkiem żywej, całkiem bezpiecznej istoty.
    Ciężar dłoni Eitriego na moim ramieniu i ciepło, jakie – boleśnie przyjemnie – promieniuje pod wpływem dotyku, natychmiast sprawiają, że chłód grobowca, ten metaforyczny i dosłowny, przestaje być tak bardzo dokuczliwy.
    - Tak. Chyba tak… Tak mi się wydaje – odpowiadam nieco skołowana roztaczającym się przede mną widokiem. Dopiero teraz z pełną mocą uderza mnie świadomość powagi zaobserwowanego zjawiska – jednak jego ocenę pozostawiam Soelbergowi, podchwytując niemal natychmiast propozycję dopytania Guðmundssona o szczegóły, którymi nie zdołał wcześniej się z nami podzielić. – Przypuszczam, że Daníel posiada wiedzę nie tylko w tej kwestii. Warto byłoby dowiedzieć się, kto miał dostęp do wnętrza grobowca. A jako że z naszej trójki to ty jesteś ekspertem od spraw… duchowych… – Niezręczny uśmiech chwieje mi się w kącikach warg; dłonie automatycznie zaciskam w pięści, wpijając paznokcie w ich wnętrze, jednak za późno już, bym wycofała się z nierozważnej próby rozładowania wciąż nieprzyjemnie ciężkiej atmosfery. – Sam najlepiej ocenisz, czy zjawy byłyby w stanie przesunąć kamienną płytę, czy to wszystko to raczej tylko infantylne żarty. W każdym razie, dziękuję, Eitri – dodaję jeszcze, zamykając w tym zwięzłym zdaniu wszystko: od wdzięczności za towarzystwo, po podziękowanie za wyprowadzenie nas z powrotem poza pieczarę Helligsted bez jakiegokolwiek uszczerbku.
    Chociaż bezwzględny mrok grobowca wreszcie odpuszcza, na zewnątrz wciąż panuje ciemność muśnięta zaledwie jasną łuną świateł Midgardu i upstrzona migotliwymi cętkami gwiazd. Z tego wszystkiego, dość ironicznie, najjaśniejsza wydaje mi się postać strażnika wyraźnie rozpromienionego naszym widokiem. Czuję się niekomfortowo ze świadomością, że moja obecność na niewiele się zdała, a przyszłe wyniki poczynionych obserwacji – jeśli prędko nie zbadam zapamiętanych runicznych symboli – zależne są od zbyt wielu czynników. Kasper Boye nadal dźwięczy mi w umyśle, lecz pytanie, które decyduję się zadać Daníelowi prawdopodobnie niewiele ma z nim wspólnego.
    - Chcielibyśmy również wiedzieć, Daníelu, czy Helligsted jest chroniony runami? Czy w grobowcu w jakiejkolwiek formie można natknąć się na pismo runiczne? – Słowa staram się dobierać ostrożne, zdając sobie sprawę z tego, po jak grząskim gruncie się poruszam – sama wszak powinnam mieć na ten temat jakąkolwiek wiedzę, lecz świadomość tajemnic, jakie każdego dnia odkrywa przed galdrami Midgard i otaczające go okolice, nie pozwala mi opierać się wyłącznie na posiadanych przez siebie informacjach.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 1
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Zimne, prawie niezauważalne tchnienie, które wydobyło się z Helligsted jak z otwartej paszczy dzikiego zwierzęcia, choć prawie niezauważalne, zdawało się popychać was w plecy, gdy odwróciliście się w stronę wyjścia, wyganiani siłą natury (a może jedynie drgawkami własnej wyobraźni) na zewnątrz, gdzie rześki chłód jesiennego wiatru uderzył was w twarz, jeszcze zanim zdołaliście przekroczyć kamienny próg uchylonego wejścia. Chociaż wcześniej mogło wydawać się, że pośród korytarzy wykutego w skałach grobowca panuje charakterystyczna, przenikliwa kostyczność katakumb, w porównaniu ze świeżym powietrzem, którego figlarne wichry sunęły z głośnym wizgiem ponad waszymi głowami, Helligsted okazywał się być duszny i przytłaczający.
    Na tle atramentowego, bezgwiezdnego nieba sylwetka Daníela poruszyła się nerwowo, raptem rozjaśniona łuną żółtego światła, które wiernie rezonowało z lewitującej w powietrzu kuli, zaklęcia podążającego za wami jak pies. Rysy stróża wyłuszczyły się wyraźnie, na jego lico wstąpił tymczasem grymas jawnej ulgi, udekorowany słabym uśmiechem, który sprawiał wrażenie, jakby z trudem trzymał się na twarzy lub miał niebawem oderwać się od niej wraz z cienkimi kreskami warg i spaść na ziemię, gdzie czyjeś stopy mogłyby wdeptać go w wilgotny grunt.
    Dobrze was widzieć, zaczynałem się martwić. – odrzekł, kiwając powoli głową, jego spojrzenie zastygło jednak przede wszystkim na fizjonomii Eitriego – bladej, nakrytej kroplami potu jak woskiem – obdarzając mężczyznę nieukrywanym wyrazem konsternacji, przez którą przedzierała się również wątła obawa, podskórne pragnienie, by wszystko to nareszcie dobiegło końca. Przez krótką chwilę przyglądał wam się uważnie, kątem oka zaglądając w głąb grobowca, jego wnętrze zalała jednak kałuża bezbrzeżnego mroku, a Daníel wciąż był zbyt przejęty, by wyartykułować łańcuch pytań, który oplótł mu język cięgnem tłumionej w rozdudnionym sercu ciekawości – na zapewnienie Soelberga skinął tylko głową, najwyraźniej niezależnie od bezpośredniego skutku wdzięczny, że sam nie musiał poszukiwać anomalii, które przypuszczalnie zalęgły się we wnętrzu krypty.
    Kasper Boye… – powtórzył za oficerem, najwyraźniej przeżuwając to słowo w myślach jak cukierek, wyraz jego twarzy zdradzał jednak tylko zakłopotanie, a kiedy nareszcie się odezwał, ledwie wzruszył ramionami, wyraźnie rozczarowany. – Nie, nie sądzę. Chodziłem tymi korytarzami setki razy, znam każde jedno nazwisko pochowanych tutaj galdrów, ale Boye niczego mi nie mówi. Być może przegapiłem kogoś wiekowego, ale w ostatnim czasie… nie, w ostatnim czasie nie było tu pogrzebu nikogo takiego. – przygryzł wargę, a jego fizjonomia ściągnęła się i stężała. – Nie chowamy w Helligsted byle kogo. – odrzekł prawie z pretensją, lecz kolejne pytanie Eitriego przywołało go z powrotem do rzeczywistości, wymuszając krótkie, tym razem owocne zastanowienie. – Jesteśmy tutaj przede wszystkim ja i Lars. Lars Johansson. Pełnimy warty na zmianę. – wyjawił, a jego spojrzeniu pojawił się cień ponurego zmartwienia. – No i jest jeszcze Anker Ørnskov, ale nikt nie widział go od dobrego tygodnia. Nie wiem, gdzie mógłby być, z niechęcią przyznaję jednak, że mam pewne podejrzeni. Sami wiecie, co się ostatnio dzieje, ludzie często znikają… często z tego samego powodu.
    Stróż westchnął cicho, rozdeptując podeszwą papierosa, którego najwyraźniej tuż przed waszym przyjściem rzucił na ziemię, pozwalając by rozpalone żarem oczko zdławił żwirowy pył nierównej nawierzchni – dopiero wówczas skupił się nareszcie bezpośrednio na Aście, spoglądając na nią tak, jakby był zaskoczony, że udało jej się opuścić wnętrze grobowca.
    Te runy, o których wiem, służą przede wszystkim zabezpieczeniu Helligsted przed nieproszonymi gośćmi. Nie sądzę, by we wnętrzu grobowca… można było natrafić na wiele run, choć Anker opowiadał mi kiedyś, że widział, jak pojawiają się na skałach. – skrzywił się, znów spoglądając ku wnętrzu krypty. – Rozpoznał tylko runę Eihwaz, tę, która łączy w sobie dwa światy. – chociaż ujawnił wam trochę informacji, Daníel niespodziewanie sprawiał wrażenie zniecierpliwionego i niechętnego wobec dalszej rozmowy. – Niestety nie mogę zdradzić wam nic więcej. – niezależnie od tego, co miał na myśli, nie ulegało wątpliwościom, że rozmowa dobiegła końca – cokolwiek tliło się w waszych głowach pytajnikiem dalszych niewiadomych, kolejnych odpowiedzi będziecie musieli szukać gdzie indziej.

    wszyscy z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.