:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
16.01.2001 – Restauracja „Búr Álfa”, Reykjavík – I. Soelberg & I. de' Medici
2 posters
Ivar Soelberg
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
16.01.2001
Pewną nowością w życiu Wysłannika, było to uczucie z rana, które w pierwszym odruchu sięga po miłe akcenty ubiegłych dni zwykle powstrzymywał się, od podobnych tej czynności, wszelkie westchnięcia i subtelne uśmieszki zatrzymując dla siebie, lecz karmiony okruchem nadziei rósł, jak zaczyn na świeżych drożdżach, będąc pogodnym i wesołym, tym samym fundując bratu sinusoidę emocjonalną i napawając go odczuciem niepokoju o swój stan psychiczny. Wdzięczny jego pomocy w trudnych chwilach, a także okazanemu wsparciu na tle spraw prywatnych czuł, że sprawy targające w sposób umiarkowany, ale stały, jego życiem zaczynały powoli wychodzić zza zakrętu i kierować się, ku kolejnym serpentynom przeżyć. Skutki niedyspozycji, która swój kryzys miała, niecałe dwa dni temu zręcznie trzymał na łańcuchu dzięki magii leczniczej oraz garści specyfików, jakie wystosował w walce z nieprzyjacielem terroryzującym ciało. Nic, a dokładniej rzecz ujmując, żadna siła nie mogła powstrzymać go od wyjścia z domu i tego spotkania naznaczonego kolejami niepewności, intrygi i zwykłej ciekawości, ta wszak zręcznie przechodziła na piedestał górując, nad pozostałymi znacząc się swą nowo obraną ścieżką otwartości na przyjemności życia. Soelberg wchodząc w nowy rok, chciał zrzucić z siebie trudy ostatnich miesięcy, czując natchnienie kierowane również lepszym samopoczuciem brata wychodził powoli z cienia, w jakim tkwił, od tak dawna, jeszcze przed wypadkiem Eitriego, jego życie było skąpane w odcieniach szarości. Dalsze trwanie, w tym marazmie, było niepowetowaną w skali życia stratą, którą rzucając na wagę „za i przeciw” uznał obiektywnie za coś, na czym powinien się skupić, nawet jeśli to mogłoby wpłynąć, nieznacznie li tylko na pracę, gdyż ta na lata stanowić będzie jego cel i życiowe powołanie. Podczas ostatnich tygodni wiele rzeczy widział błędnych w swym postępowaniu i stąd ta zmiana. Budując małymi kroczkami relacje, chciał zyskać oparcie i poczucie wypełnienia pustki, jaką nie tak dawno wszak jeszcze odczuwał. Wypalone zioło w noc sylwestrowej zabawy, a także obserwacja uśmiechów przemykających przez twarze Safíra i Eitriego, były dla niego, czymś pokroju lodowej kąpieli – oprzytomnienia. I będąc uczciwym względem swego postanowienia, musiał przyznać, że styczniowe dni przemijały w sposób naprzemiennie zaskakujący, dodając szczypty pikanterii do monotonnego poniekąd i nudnego owszem, życia oficera.
Ten wieczór, był wypadkową gorączki, szczerej rozmowy i sympatii. Kierowany żarem, tlącym się w piersi dążył do spotkania w cztery oczy i wymiany myśli – nie oczekując niczego, a chcąc stanowić gwarant, miłego wspomnienia noszącego w sobie ziarno sielanki. Uznając w głębi ducha, że wyrwanie się z miasta, tej metaforycznej klatki zamkniętej w ramy obowiązku, noszącej skojarzenia wszelakie, będące gruntem znanym. Zrobi im lepiej. Dlatego postawił na lokal cieszący się renomą i długą tradycją oferujący doznania kulinarne, ale również estetyczno-wizualne, przez pryzmat obcowania z pięknem wyspy. Szare tęczówki patrzyły w szklany sufit otwarty na tańczącą po niebie zorzę polarną. Lampioniki migotały w bokach małego przytulnego pomieszczenia, ot loży gwarantującej anonimowość z zewnątrz, stąd kolejny plus w opinii Wysłannika, gdyż delektowanie się posiłkiem, zwłaszcza w takim miejscu i z drugą połówką, nosiło znamiona pewnej intymności. Wyczekiwał na nią w cierpliwości niezmąconej złą myślą wstrzymując się, przed barwieniem ust alkoholem, jakże mogącym umilić czas w oczekiwaniu.
– Cieszę się, że trafiłaś, bez przeszkód – głos spokojnie płynął z ust mężczyzny, chwilę po tym jak kelner prowadzący kobietę do loży zamknął za nią szklane drzwi. – Nie spodziewałem się, że przyjmiesz zaproszenie. Jestem miło zaskoczony. – Kąciki ust delikatnie drgały w znamionach powstrzymywanego uśmiechu. Mimowolnie zaprosił ją do stołu odsuwając nieznacznie krzesło, a kiedy rozgościła się, swobodnie usiadł na swym miejscu naprzeciwko i mierzył ją spojrzeniem szarych tęczówek. Karta menu prezentowała się ciekawie fundując gościom rarytasy kuchni islandzkiej, jeden rzut oka to stanowczo za mało, aby w pełni objąć jej obfitość.
Isabella de' Medici
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Nie była przekonana co do tego spotkania — propozycję przyjęła w dużej mierze z ciekawości, czy w takim bezpośrednim kontakcie w cztery oczy będą umieli znaleźć wspólny język. Podczas pierwszego spotkania było łatwej, ot dwójka nieznajomych poznaje się w barze, a iskierka ekscytacji i pożądania prowadzi ich w ramiona intymnych uniesień. A teraz, gdy wiedzieli o sobie więcej, gdy świadomi byli własnych pozycji, a także w jakimś stopniu charakterów, ciężej było przeskoczyć zbudowane bariery. Jej mur sięgał wysoko i nie była pewna, czy powinna myśleć o wysunięciu z niego chociaż kilku cegieł, co pozwoli do niej dotrzeć wybranej jednostce. Otworzenie się na drugą osobę było trudne i Ivar również się z tym zmagał, między innymi dlatego postanowiła wybadać, na ile ich charaktery są zbliżone i czy w perspektywie czasu będzie to czynnik zbliżający, czy raczej przeszkoda.
Przymusowa współpraca doprowadziła do prywatnej rozmowy na balkonie, co było środkiem zapalnym, bo choć nie doszli tam do porozumienia, to jednak wykiełkowało z tego kolejne spotkanie. Nie do końca była zadowolona ze swojej reakcji, bo zamiast wyjaśnić sprawę, pociągnąć temat i dowiedzieć się więcej, ona przyjęła jego słowa dosadnie, a w oburzeniu po prostu wyszła. Oczywiście wina leżała po stronie mężczyzny, to on niewłaściwie dobrał słowa, ale zastanawiała się, czy już wtedy nie zaczęła go trawić gorączka, co mogło przecież spowodować brak logicznego podłoża wypowiedzi. Stanowił dla niej zagadkę, bo tak jak ona nie odsłaniał prywatnej strony w pracy, pozostawiając niewiele przestrzeni na poznanie. Pytanie, czy w takiej konfiguracji dwóch upartych osłów będą w stanie ruszyć z miejsca i dać sobie szansę. Wątpliwości było wiele, ale chyba jedynym sposobem na ich rozwianie było wejście na głęboką wodę i popłynięcie z jej nurtem, dopóki wnioski same się nie nasuną.
Pożegnała się z matką i poinformowała ją, że wróci późno, choć Sofia była dziś markotna, nie chciała się komunikować i nie obchodziło jej położenie swojej córki. Już dawno przestało jej być przykro, a dzięki całodobowej opiekunce nie musiała się martwić, że coś się stanie pod jej nieobecność.
Z otwartym umysłem, pozytywnym nastawieniem i uśmiechem na twarzy dotarła do wyznaczonego przez Wysłannika miejsca i w pierwszym wrażeniu nie mogła otrząsnąć się z szoku, że mężczyzna wybrał tak wspaniałą restaurację, bo romantyczność to ostatnie, o co by go podejrzewała. Może pierwotnie źle go oceniła, skoro już na wstępie potrafił ją zaskoczyć?
Zanim kelner doprowadził ją do odpowiedniej loży, zdołała ochłonąć z niedowierzania, choć nadal rozglądała się z zachwytem, chłonąc każdy element wnętrza — nigdy nie była w podobnym miejscu i nie potrafiła ukryć entuzjazmu. Niemal od razu odszukała go wzrokiem i ani myślała zrywać połączenia, gdy kelner odbierał od niej płaszcz, a następnie prowadził ją do stolika. Założyła dziś czarna, dość prostą sukienkę do kostek, której jedynym szalonym elementem było wysokie rozcięcie, elegancko zamaskowane wąskimi łańcuszkami, które stanowiły również ramiączka sukienki. Włosy spływały na ramiona błyszczącą taflą, a makijaż utrzymany był w neutralnych tonach, podkreślając urodę.
- Dziękuję za zaproszenie. To miejsce... robi wrażenie - odezwała się na wstępie, na przywitanie serwując mu iście włoskie powitanie, muskając ustami jego policzek. W szpilkach była mu równa wzrostem, więc nie musiała się specjalnie starać, by dosięgnąć celu. Dopiero po chwili przyszła do niej refleksja, że może to odebrać inaczej, niż jej dobrzy znajomi, ale przepraszać również nie zamierzała, więc w najgorszym wypadku uda, że nic się nie wydarzyło.
Usiadła wygodnie na krześle i wzięła do ręki kartę menu, choć z emocji zupełnie zapomniała o głodzie, to chciała po prostu zająć dłonie.
- Jak zdrowie? Mam nadzieję, że była to tylko chwilowa niedyspozycja - zainteresowała się, przyglądając mu się z większą uwagą, by odnaleźć najmniejsze nawet oznaki choroby, ale na razie nie była w stanie ich zidentyfikować, więc liczyła na szczerość mężczyzny.
Przymusowa współpraca doprowadziła do prywatnej rozmowy na balkonie, co było środkiem zapalnym, bo choć nie doszli tam do porozumienia, to jednak wykiełkowało z tego kolejne spotkanie. Nie do końca była zadowolona ze swojej reakcji, bo zamiast wyjaśnić sprawę, pociągnąć temat i dowiedzieć się więcej, ona przyjęła jego słowa dosadnie, a w oburzeniu po prostu wyszła. Oczywiście wina leżała po stronie mężczyzny, to on niewłaściwie dobrał słowa, ale zastanawiała się, czy już wtedy nie zaczęła go trawić gorączka, co mogło przecież spowodować brak logicznego podłoża wypowiedzi. Stanowił dla niej zagadkę, bo tak jak ona nie odsłaniał prywatnej strony w pracy, pozostawiając niewiele przestrzeni na poznanie. Pytanie, czy w takiej konfiguracji dwóch upartych osłów będą w stanie ruszyć z miejsca i dać sobie szansę. Wątpliwości było wiele, ale chyba jedynym sposobem na ich rozwianie było wejście na głęboką wodę i popłynięcie z jej nurtem, dopóki wnioski same się nie nasuną.
Pożegnała się z matką i poinformowała ją, że wróci późno, choć Sofia była dziś markotna, nie chciała się komunikować i nie obchodziło jej położenie swojej córki. Już dawno przestało jej być przykro, a dzięki całodobowej opiekunce nie musiała się martwić, że coś się stanie pod jej nieobecność.
Z otwartym umysłem, pozytywnym nastawieniem i uśmiechem na twarzy dotarła do wyznaczonego przez Wysłannika miejsca i w pierwszym wrażeniu nie mogła otrząsnąć się z szoku, że mężczyzna wybrał tak wspaniałą restaurację, bo romantyczność to ostatnie, o co by go podejrzewała. Może pierwotnie źle go oceniła, skoro już na wstępie potrafił ją zaskoczyć?
Zanim kelner doprowadził ją do odpowiedniej loży, zdołała ochłonąć z niedowierzania, choć nadal rozglądała się z zachwytem, chłonąc każdy element wnętrza — nigdy nie była w podobnym miejscu i nie potrafiła ukryć entuzjazmu. Niemal od razu odszukała go wzrokiem i ani myślała zrywać połączenia, gdy kelner odbierał od niej płaszcz, a następnie prowadził ją do stolika. Założyła dziś czarna, dość prostą sukienkę do kostek, której jedynym szalonym elementem było wysokie rozcięcie, elegancko zamaskowane wąskimi łańcuszkami, które stanowiły również ramiączka sukienki. Włosy spływały na ramiona błyszczącą taflą, a makijaż utrzymany był w neutralnych tonach, podkreślając urodę.
- Dziękuję za zaproszenie. To miejsce... robi wrażenie - odezwała się na wstępie, na przywitanie serwując mu iście włoskie powitanie, muskając ustami jego policzek. W szpilkach była mu równa wzrostem, więc nie musiała się specjalnie starać, by dosięgnąć celu. Dopiero po chwili przyszła do niej refleksja, że może to odebrać inaczej, niż jej dobrzy znajomi, ale przepraszać również nie zamierzała, więc w najgorszym wypadku uda, że nic się nie wydarzyło.
Usiadła wygodnie na krześle i wzięła do ręki kartę menu, choć z emocji zupełnie zapomniała o głodzie, to chciała po prostu zająć dłonie.
- Jak zdrowie? Mam nadzieję, że była to tylko chwilowa niedyspozycja - zainteresowała się, przyglądając mu się z większą uwagą, by odnaleźć najmniejsze nawet oznaki choroby, ale na razie nie była w stanie ich zidentyfikować, więc liczyła na szczerość mężczyzny.
Ivar Soelberg
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Migotliwa poświata tonącego w objęciach nocy miasta, przebijała się przez kurtynę mroku tworząc widok równie nastrajający, co lampioniki w kryształowej loży wzrok przemierzał z wolna jej wnętrze – zapamiętując tę chwilę i wyczuwając w dole brzucha coś na kształt zdenerwowania, jakby stresowała się, przed spotkaniem, kiedy w istocie, tak być nie mogło, wszakże potrafił skutecznie wpływać na podobne temu odruchy i zwalczać je w zarodku, tak teraz prawdopodobnie nosząc znamiona niedawnego osłabienia pewne kwestie wymykały się z rąk i tym samym jego osoba nabierała człowieczeństwa. Rad, że panujący w loży półmrok maskował, w jakimś stopniu lico, mógł sądzić, iż nic nieoczekiwanego nie zburzy tej harmonii, jaka panowała na klasycznie poważnej, acz obecnie lekko rozpogodzonej twarzy.
Kątem oka taksując po raz ostatni, przed wejściem Włoszki swą garderobę na dzisiejszy wieczór, musiał przyznać, że prezentowała go w zupełnie innym świetle, niż to, w jakich kolorach zwykł na co dzień pojawiać się w pracy. Garnitur bowiem był w tonacji ciemnego burgunda i zarówno, jak to francuskie wino oglądane w świetle świec okiem znawcy nie odznaczało się jaśniejszą nutą, tak i tu pozostawało takie samo, pod tą zbroją, jaką zwykł przyodziewać, niemal każdego dnia kryła się czerni koszuli oraz krawat również tego samego koloru, jedynym elementem wyróżniającym się na ich tle, a obecnie schowanym w wewnętrznej kieszeni marynarki była elegancko zdobiona srebrna papierośnica, tę Soelberg, miał zawsze przy sobie, praktycznie się z nią nie rozstawał.
Ich słowa łączyły się w aurze zachwytu i jeśli Isabell podziwiała urokliwość lokalu, tak Wysłannik delektował się widokiem czarnej kreacji kobiety o czekoladowych oczach i z trudem, to przyznawał sam przed sobą, mógł oderwać od niej wzrok, jakby zahipnotyzowany, tak delikatnym makijażem idealnie podkreślającym wyjątkową urodę, jak suknią i nienachalnym, ot zaledwie przelotnym zahaczeniem szarości spojrzenia dostrzegał, każdy szczegół, tak elektryzująco przyjemnie objawiający się w postaci dreszczyku podekscytowania. Tego uczucia nie zaznał, od dobrych kilku miesięcy i to było dodatkowym elementem potwierdzającym, w jaki sposób Włoszka działa na niego. Trudno wszak, każdy przejaw pragnienia spisać na stan niedawnego przeziębienia, chociaż w istocie ochota ku temu była niezmierna.
Tak pocałunek, noszący raczej formę powitania mocno skojarzony z serdecznością, był wszak li tylko muśnięciem ust tak Soelberg drgnął niezauważalnie. Był to jeden z tych momentów, gdy człowiek wiedział, że musiał walczyć z własnym ciałem o odzyskanie pewnej kontroli, by nie stracić zupełnie głowy, już o jakiejkolwiek masce nie mówiąc, nie chciał ponadto takowej przyoblekać na to spotkanie, pragnął o dziwo szczerości, bez tabu. Jakby rozumiejąc, że inaczej nie zyska jej zaufania i nie zbuduje mostu dla tej relacji. Zamykanie się na nowe doznania, których życie mu skąpiło, byłoby jawnym strzałem w kolano i głupotą, do jakiej musiałby się przed samym sobą przyznać.
– Dziękuje dobrze, okres niedyspozycji przeszedł do historii – odpowiedział, pewnym swego tonem na wyraz grzecznościowej troski, był jej o dziwo wdzięczny za to. Pomimo obiegowej opinii o Włoszce nie dawał, a raczej nie chciał dać wiary w to, co o niej słyszał. Plotki, jak to plotki rządziły się swoimi prawami, a oni byli tu i teraz razem i tylko to się liczyło.
– Uznałem, że kuchnia tego lokalu, będzie czymś nieoczywistym dla twojego podniebienia i być może, miło się zaskoczysz. – Porusza temat miejsca, w jakim się znaleźli i w tym samym czasie z dyskretnie ulokowanych w strategicznych punktach loży zaczynają wypływać pierwsze nuty melodii; ta wypełnia ciszę między słowami i nastraja myśli. Oficer nie kończy, tak prędko, chcąc przełamać pierwsze bariery nieśmiałości ciągnie rozgrywkę w rzucane słówka dalej, ku otwartej wodzie oceanu, by z oczu zniknął zarys bezpiecznego lądu, a wówczas zostaną sami ze sobą. – Jak minęły ci ostatnie dni? – Pozornie proste i błahe pytanie, jednakże noszące ślady ciekawości jej życiem, wszak nie chce jej zrazić do siebie, woli z wolna oswajać ją z obecną sytuacją i nie przestraszyć – sam zresztą również niepewnie odnajduje rytm tej melodii, jednak pewny siebie podnosi wzrok i wyzywająco zaprasza ją do tego tańca.
Kątem oka taksując po raz ostatni, przed wejściem Włoszki swą garderobę na dzisiejszy wieczór, musiał przyznać, że prezentowała go w zupełnie innym świetle, niż to, w jakich kolorach zwykł na co dzień pojawiać się w pracy. Garnitur bowiem był w tonacji ciemnego burgunda i zarówno, jak to francuskie wino oglądane w świetle świec okiem znawcy nie odznaczało się jaśniejszą nutą, tak i tu pozostawało takie samo, pod tą zbroją, jaką zwykł przyodziewać, niemal każdego dnia kryła się czerni koszuli oraz krawat również tego samego koloru, jedynym elementem wyróżniającym się na ich tle, a obecnie schowanym w wewnętrznej kieszeni marynarki była elegancko zdobiona srebrna papierośnica, tę Soelberg, miał zawsze przy sobie, praktycznie się z nią nie rozstawał.
Ich słowa łączyły się w aurze zachwytu i jeśli Isabell podziwiała urokliwość lokalu, tak Wysłannik delektował się widokiem czarnej kreacji kobiety o czekoladowych oczach i z trudem, to przyznawał sam przed sobą, mógł oderwać od niej wzrok, jakby zahipnotyzowany, tak delikatnym makijażem idealnie podkreślającym wyjątkową urodę, jak suknią i nienachalnym, ot zaledwie przelotnym zahaczeniem szarości spojrzenia dostrzegał, każdy szczegół, tak elektryzująco przyjemnie objawiający się w postaci dreszczyku podekscytowania. Tego uczucia nie zaznał, od dobrych kilku miesięcy i to było dodatkowym elementem potwierdzającym, w jaki sposób Włoszka działa na niego. Trudno wszak, każdy przejaw pragnienia spisać na stan niedawnego przeziębienia, chociaż w istocie ochota ku temu była niezmierna.
Tak pocałunek, noszący raczej formę powitania mocno skojarzony z serdecznością, był wszak li tylko muśnięciem ust tak Soelberg drgnął niezauważalnie. Był to jeden z tych momentów, gdy człowiek wiedział, że musiał walczyć z własnym ciałem o odzyskanie pewnej kontroli, by nie stracić zupełnie głowy, już o jakiejkolwiek masce nie mówiąc, nie chciał ponadto takowej przyoblekać na to spotkanie, pragnął o dziwo szczerości, bez tabu. Jakby rozumiejąc, że inaczej nie zyska jej zaufania i nie zbuduje mostu dla tej relacji. Zamykanie się na nowe doznania, których życie mu skąpiło, byłoby jawnym strzałem w kolano i głupotą, do jakiej musiałby się przed samym sobą przyznać.
– Dziękuje dobrze, okres niedyspozycji przeszedł do historii – odpowiedział, pewnym swego tonem na wyraz grzecznościowej troski, był jej o dziwo wdzięczny za to. Pomimo obiegowej opinii o Włoszce nie dawał, a raczej nie chciał dać wiary w to, co o niej słyszał. Plotki, jak to plotki rządziły się swoimi prawami, a oni byli tu i teraz razem i tylko to się liczyło.
– Uznałem, że kuchnia tego lokalu, będzie czymś nieoczywistym dla twojego podniebienia i być może, miło się zaskoczysz. – Porusza temat miejsca, w jakim się znaleźli i w tym samym czasie z dyskretnie ulokowanych w strategicznych punktach loży zaczynają wypływać pierwsze nuty melodii; ta wypełnia ciszę między słowami i nastraja myśli. Oficer nie kończy, tak prędko, chcąc przełamać pierwsze bariery nieśmiałości ciągnie rozgrywkę w rzucane słówka dalej, ku otwartej wodzie oceanu, by z oczu zniknął zarys bezpiecznego lądu, a wówczas zostaną sami ze sobą. – Jak minęły ci ostatnie dni? – Pozornie proste i błahe pytanie, jednakże noszące ślady ciekawości jej życiem, wszak nie chce jej zrazić do siebie, woli z wolna oswajać ją z obecną sytuacją i nie przestraszyć – sam zresztą również niepewnie odnajduje rytm tej melodii, jednak pewny siebie podnosi wzrok i wyzywająco zaprasza ją do tego tańca.
Isabella de' Medici
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Siedząc przy stoliku naprzeciwko mężczyzny, z którym przez rok nie rozmawiała w prywatnym tonie, w miejscu zapierającym dech w piersiach, miała wrażenie, że to wszystko jej się śni i za kilka chwil piękny sen przemieni się w koszmar, konflikt i złość. Obawiała się konsekwencji, ale miała dość uciekania, postanowiła wyjść naprzeciw zagrożeniu i stawić mu czoła, nawet jeśli skrywało się pod postawną sylwetką i męską twarzą.
- Doprawdy? To musiało być wyjątkowo krótkie przeziębienie - nie do końca dawała wiarę, że po zaledwie dwóch dniach od gorączki, czuł się znakomicie i wszelkie objawy odeszły w zapomnienie. Miała wrażenie, że celowo woli przedstawić się jako silny, niezachwiany osobnik, pozostawiając bezbronną stronę osobowości głęboko zamkniętą. Nie próbowała się do niej dokopać, to on musiałby chcieć ją wpuścić, dać się poznać nawet od stron, które uważał za najsłabsze. I wiedziała, jak ciężkie jest to zadanie, bo sama również należała do osób zamkniętych, a w odwrotną stronę nie byłaby to zbyt łatwa i przyjemna droga — prędzej wolała kogoś odtrącić, niż przekazać zbyt dużo o sobie. - Niemniej cieszę się, widząc cię w dobrym zdrowiu.
Czy uchodziła za dziwną, za zimną i niewzruszoną? Prawdopodobnie tak, jak w każdej plotce, w tej również było ziarno prawdy. Na co dzień starała się być raczej pogodna, przyjaźnie nastawiona do ludzi, a swoje wątpliwości i blokady trzymała tylko dla siebie, choć domyślała się, że ludzie w pracy zdążyli już zauważyć, że praktycznie nigdy nie mówi o sobie, co sprawia, że nie są w stanie zbyt dobrze jej poznać poza profesjonalizmem w pracy, gdzie daje z siebie wszystko. A jednak nawet ona przejawiała ludzkie odruchy — wieść o chorobie Ivara zmartwiła ją, szczególnie że wiedziała, jak rzadko mu się to przytrafia. Nie obwiniała się, jako dorosły mężczyzna powinien lepiej dbać o swoje zdrowie, ale nie życzyła mu naturalnie gorączki ani żadnego innego przejawu cierpienia.
- Jestem ciekawa, czy kuchnia tutaj zrobi na mnie równie duże wrażenie, co wystrój - to szkło, kopuły, romantyczny półmrok i świece dawały niezapomniane wrażenia, a jeśli jedzenie będzie choć w połowie tak dobre, to będzie naprawdę zadowolona. - Rozumiem, że to nie jest twój pierwszy raz w tej restauracji?
Czy zawsze odbywał tu randki i było to jedno z jego „sprawdzonych miejsc", czy może jednak nie był tu wcześniej, a opinie o kuchni zasięgnął od znajomych? Nie, żeby miało to jakieś wielkie znaczenie, bo lokal naprawdę jej zaimponował, a więc poniekąd i sam mężczyzna, skoro wybrał to miejsce.
- Umiarkowanie dobrze, dziękuję - odparła automatycznie, przeglądając kartę menu, wyszukując dania, które mogły ją zainteresować i zaspokoić głód pustego brzuszka. Dopiero po chwili zreflektowała się, że lakoniczna odpowiedź nie należała do zbyt uprzejmych, dlatego skupiła spojrzenie na szarych oczach oficera.
- Podobasz mi się w tym kolorze - burgundowy garnitur ładnie kontrastował z jego twarzą, dając odmienny obraz, niż ten, do którego była przyzwyczajona w pracy. Podobało jej się, że nie postawił na nudny, czarny ubiór, poniekąd udowadniając tym, że w prywatnej relacji jest zupełnie innym człowiekiem. Mimo że sama postawiła na klasyczną czerń, tak odrobinę szalony krój sukienki z pewnością nie czynił z niej nudnej.
- Poza pracą byłam na wernisażu ku czci Thora, gdzie zachłysnęłam się sztuką, nic szczerze interesującego - zachłysnęła w niekoniecznie dobrym kontekście, ale raczej nie chciała rozwijać tematu, bo każdy miał inną wrażliwość i inaczej interpretował dzieła artystów albo ich wykonania. Nie chciała go pytać o jego poprzednie dni, bo musiałaby wrócić do tematu choroby, a miała wrażenie, że mężczyzna woli od niego uciec, ale zastanawiała się nad jedną kwestią.
- Czy gdyby nie gorączka, zaprosiłbyś mnie na to spotkanie? - wciąż nie mogła rozgryźć, czy był to tylko poryw słabości wywołanej wysoką temperaturą, czy przejaw szczerej intencji, z którą chodził już od jakiegoś czasu.
- Doprawdy? To musiało być wyjątkowo krótkie przeziębienie - nie do końca dawała wiarę, że po zaledwie dwóch dniach od gorączki, czuł się znakomicie i wszelkie objawy odeszły w zapomnienie. Miała wrażenie, że celowo woli przedstawić się jako silny, niezachwiany osobnik, pozostawiając bezbronną stronę osobowości głęboko zamkniętą. Nie próbowała się do niej dokopać, to on musiałby chcieć ją wpuścić, dać się poznać nawet od stron, które uważał za najsłabsze. I wiedziała, jak ciężkie jest to zadanie, bo sama również należała do osób zamkniętych, a w odwrotną stronę nie byłaby to zbyt łatwa i przyjemna droga — prędzej wolała kogoś odtrącić, niż przekazać zbyt dużo o sobie. - Niemniej cieszę się, widząc cię w dobrym zdrowiu.
Czy uchodziła za dziwną, za zimną i niewzruszoną? Prawdopodobnie tak, jak w każdej plotce, w tej również było ziarno prawdy. Na co dzień starała się być raczej pogodna, przyjaźnie nastawiona do ludzi, a swoje wątpliwości i blokady trzymała tylko dla siebie, choć domyślała się, że ludzie w pracy zdążyli już zauważyć, że praktycznie nigdy nie mówi o sobie, co sprawia, że nie są w stanie zbyt dobrze jej poznać poza profesjonalizmem w pracy, gdzie daje z siebie wszystko. A jednak nawet ona przejawiała ludzkie odruchy — wieść o chorobie Ivara zmartwiła ją, szczególnie że wiedziała, jak rzadko mu się to przytrafia. Nie obwiniała się, jako dorosły mężczyzna powinien lepiej dbać o swoje zdrowie, ale nie życzyła mu naturalnie gorączki ani żadnego innego przejawu cierpienia.
- Jestem ciekawa, czy kuchnia tutaj zrobi na mnie równie duże wrażenie, co wystrój - to szkło, kopuły, romantyczny półmrok i świece dawały niezapomniane wrażenia, a jeśli jedzenie będzie choć w połowie tak dobre, to będzie naprawdę zadowolona. - Rozumiem, że to nie jest twój pierwszy raz w tej restauracji?
Czy zawsze odbywał tu randki i było to jedno z jego „sprawdzonych miejsc", czy może jednak nie był tu wcześniej, a opinie o kuchni zasięgnął od znajomych? Nie, żeby miało to jakieś wielkie znaczenie, bo lokal naprawdę jej zaimponował, a więc poniekąd i sam mężczyzna, skoro wybrał to miejsce.
- Umiarkowanie dobrze, dziękuję - odparła automatycznie, przeglądając kartę menu, wyszukując dania, które mogły ją zainteresować i zaspokoić głód pustego brzuszka. Dopiero po chwili zreflektowała się, że lakoniczna odpowiedź nie należała do zbyt uprzejmych, dlatego skupiła spojrzenie na szarych oczach oficera.
- Podobasz mi się w tym kolorze - burgundowy garnitur ładnie kontrastował z jego twarzą, dając odmienny obraz, niż ten, do którego była przyzwyczajona w pracy. Podobało jej się, że nie postawił na nudny, czarny ubiór, poniekąd udowadniając tym, że w prywatnej relacji jest zupełnie innym człowiekiem. Mimo że sama postawiła na klasyczną czerń, tak odrobinę szalony krój sukienki z pewnością nie czynił z niej nudnej.
- Poza pracą byłam na wernisażu ku czci Thora, gdzie zachłysnęłam się sztuką, nic szczerze interesującego - zachłysnęła w niekoniecznie dobrym kontekście, ale raczej nie chciała rozwijać tematu, bo każdy miał inną wrażliwość i inaczej interpretował dzieła artystów albo ich wykonania. Nie chciała go pytać o jego poprzednie dni, bo musiałaby wrócić do tematu choroby, a miała wrażenie, że mężczyzna woli od niego uciec, ale zastanawiała się nad jedną kwestią.
- Czy gdyby nie gorączka, zaprosiłbyś mnie na to spotkanie? - wciąż nie mogła rozgryźć, czy był to tylko poryw słabości wywołanej wysoką temperaturą, czy przejaw szczerej intencji, z którą chodził już od jakiegoś czasu.
Ivar Soelberg
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Soelberg był specyficznym człowiekiem, pod wieloma względami, jego atrybuty oraz zalety dla wielu ludzi okazałby się na dłuższą metę wadami, coś pozornie normalnego dla niego; dla innych jest czymś wyjątkowym i można byłoby wymieniać, tak dalej rzeczy i zachowania, w których Wysłannik odbiegał od ogólnie przyjętej „normy” społecznej. Plusem i pokazem siły charakteru, było jednak u niego coś innego, to determinacja w realizacji podjętych czynności, jak złożył obietnicę za wszelką cenę pragnął się z niej wywiązać nie bacząc, przy tym na niedogodności. I podobnie było z chorobą, czy raczej chwilowym kryzysem, bo chyba tak trafniej można byłoby ująć tę niedyspozycję, która ścięła go z nóg i wcale nie była, to w pełni zasługa organizmu trawionego przeziębieniem. Wyrzut sumienia, który narastał z dnia na dzień odbierał wolność i swobodę myśli natrętnie powracał w każdej możliwiej chwili wywoływał w nim swego rodzaju apatię i rozdrażnienie, jakie było dostrzegalne dla najbliższych. Brat poznał się na nim z miejsca i to on nieśmiało wysunął stwierdzenie, że organizm walczył z dwiema dolegliwościami. Wysłannik nie dyskutował z tym, był pogodzony z losem, bo wiedział, że to była oczywistość, przed jaką nie dało rady uciec. Faszerowany wszystkim, co możliwe, ponadto znieczulony działaniem zaklęć, po jednym dniu doszedł do siebie, może nie w pełni, może w pełnym świetle lamp na twarzy oficera kobieta, mogłaby dostrzec oznaki osłabienia, lecz kryjąc się w urokliwym półmroku świec, był pozornie bezpieczny.
– Jak to trafnie ująłem wcześniej; niedyspozycja, ta obejmowała, nie tylko ciało, ale i umysł. Bardziej od ciepłego bulionu potrzebowałem, na tamtą chwilę szczerej rozmowy. – Zakotwiczył w niej ciężar ołowianego spojrzenia. Nie lubił przyznawać się do słabości, nie był typem człowieka, który chciał usprawiedliwiać się w ten oto sposób, lecz komunikatem tym słowami, jakie do niej skierował pragnął metaforycznie dać do zrozumienia, jaką czkawką odbiła mu się ich rozmowa na balkonie. Wszak nie powie otwarcie, o tym, gdyż wówczas otworzyłby się w pełni i wystawił na atak, bał się konsekwencji, ale powoli, krok po kroku, próbował uchylić te pilnie strzeżone i ciężkie wrota, by mogła go poznać, takim, jakim był.
– To jest mój pierwszy raz. – Odpowiada, po chwili milczenia, taksując ją wzrokiem, badając czy szczerość stwierdzenia odmaluje się, jakąś reakcją na twarzy Włoszki. – Słyszałem o tym miejscu, ale nie miałem sposobności ani osoby, którą chciałbym tu zaprosić. – Niesiony na fali tego porywu, jakiemu się oddał, szedł pewny swego, lecz jednocześnie pragnął zaznaczyć, jak istotny był ten wieczór dla niego. Nie wiedział, czy Isabell, należała do płochliwych kobiet, stąd pewna mimo wszystko zachowawczość podszyta niezachwianą kulturą i szarmancją. Liczył w głębi ducha, iż podawane tu przysmaki kuchni islandzkiej, będą wystarczająco dobre, aby nie skrzywić obrazu tego spotkania.
Skromność w wypowiedzi, nieco zbiła go z tropu, nie przepadał za tego typu wypowiedziami, bo czuł wówczas, że trafi nić wątku i musi kombinować, aby milczenie nie przedłużało się, ponad miarę. Staranie się o to w jego przypadku i sam fakt, że zwracał na coś podobnego uwagę, był dużym szokiem, nawet dla niego samego i wdzięczny, był losowi, że nikt poza towarzyszką go w tej sytuacji nie widział.
Skrzyżowane spojrzenia, nad otwartymi kartami menu, w tle słowa komplementu i natychmiastowa reakcja na twarzy Kruczego, objawiająca się, jego charakterystycznym uśmiechem samymi jeno kącikami ust. Zapamiętuje jej słowa, ale nie daje się im zdominować. – Mnie natomiast zachwyca twoja kreacja, która prowokuje, ale i rzuca światło, na twój gust. – Ten odpowiadał mu, niemal idealnie wkomponowała się w ramy, tego co lubił. I jeśli do tej pory, mógł jedynie podejrzewać ją o to, to w tej chwili był tego pewny, że potrafiła go zaskoczyć, choćby kreacją – wprawiając, tym samym w miłe osłupienie.
Słowa rozwinięcia na poprzednio zadane pytanie kwituje skinięciem głowy, bez komentarza. Na sztukę i jej odbiór jeszcze przyjdzie czas, chciał skupić się wyłącznie na lepszym poznaniu jej, niżeli meandrować po tematach, w których Soelberg, był nieznacznie tylko oświecony.
– Już na dachu cię zapraszałem, dość nieudolnie, przyznam szczerze. Nawet gdybym nie miał gorączki, to napisałbym ten list, być może, jedynie składniej ułożyłbym słowa – odpowiada, patrząc wyzywająco w jej oczy. – Czyżbyś sądziła, że tamta rozmowa, nic dla mnie nie znaczyła i zapomnę o niej? – Zapytał, niesiony ciekawością i tym, czy potrafiła przyjąć szczerość słów do siebie, czy tylko udawała, że rozumie ich znaczenie, a w rzeczywistości trwała dalej skryta, pod płaszczykiem ochronnym, bojąc się komukolwiek zaufać.
– Jak to trafnie ująłem wcześniej; niedyspozycja, ta obejmowała, nie tylko ciało, ale i umysł. Bardziej od ciepłego bulionu potrzebowałem, na tamtą chwilę szczerej rozmowy. – Zakotwiczył w niej ciężar ołowianego spojrzenia. Nie lubił przyznawać się do słabości, nie był typem człowieka, który chciał usprawiedliwiać się w ten oto sposób, lecz komunikatem tym słowami, jakie do niej skierował pragnął metaforycznie dać do zrozumienia, jaką czkawką odbiła mu się ich rozmowa na balkonie. Wszak nie powie otwarcie, o tym, gdyż wówczas otworzyłby się w pełni i wystawił na atak, bał się konsekwencji, ale powoli, krok po kroku, próbował uchylić te pilnie strzeżone i ciężkie wrota, by mogła go poznać, takim, jakim był.
– To jest mój pierwszy raz. – Odpowiada, po chwili milczenia, taksując ją wzrokiem, badając czy szczerość stwierdzenia odmaluje się, jakąś reakcją na twarzy Włoszki. – Słyszałem o tym miejscu, ale nie miałem sposobności ani osoby, którą chciałbym tu zaprosić. – Niesiony na fali tego porywu, jakiemu się oddał, szedł pewny swego, lecz jednocześnie pragnął zaznaczyć, jak istotny był ten wieczór dla niego. Nie wiedział, czy Isabell, należała do płochliwych kobiet, stąd pewna mimo wszystko zachowawczość podszyta niezachwianą kulturą i szarmancją. Liczył w głębi ducha, iż podawane tu przysmaki kuchni islandzkiej, będą wystarczająco dobre, aby nie skrzywić obrazu tego spotkania.
Skromność w wypowiedzi, nieco zbiła go z tropu, nie przepadał za tego typu wypowiedziami, bo czuł wówczas, że trafi nić wątku i musi kombinować, aby milczenie nie przedłużało się, ponad miarę. Staranie się o to w jego przypadku i sam fakt, że zwracał na coś podobnego uwagę, był dużym szokiem, nawet dla niego samego i wdzięczny, był losowi, że nikt poza towarzyszką go w tej sytuacji nie widział.
Skrzyżowane spojrzenia, nad otwartymi kartami menu, w tle słowa komplementu i natychmiastowa reakcja na twarzy Kruczego, objawiająca się, jego charakterystycznym uśmiechem samymi jeno kącikami ust. Zapamiętuje jej słowa, ale nie daje się im zdominować. – Mnie natomiast zachwyca twoja kreacja, która prowokuje, ale i rzuca światło, na twój gust. – Ten odpowiadał mu, niemal idealnie wkomponowała się w ramy, tego co lubił. I jeśli do tej pory, mógł jedynie podejrzewać ją o to, to w tej chwili był tego pewny, że potrafiła go zaskoczyć, choćby kreacją – wprawiając, tym samym w miłe osłupienie.
Słowa rozwinięcia na poprzednio zadane pytanie kwituje skinięciem głowy, bez komentarza. Na sztukę i jej odbiór jeszcze przyjdzie czas, chciał skupić się wyłącznie na lepszym poznaniu jej, niżeli meandrować po tematach, w których Soelberg, był nieznacznie tylko oświecony.
– Już na dachu cię zapraszałem, dość nieudolnie, przyznam szczerze. Nawet gdybym nie miał gorączki, to napisałbym ten list, być może, jedynie składniej ułożyłbym słowa – odpowiada, patrząc wyzywająco w jej oczy. – Czyżbyś sądziła, że tamta rozmowa, nic dla mnie nie znaczyła i zapomnę o niej? – Zapytał, niesiony ciekawością i tym, czy potrafiła przyjąć szczerość słów do siebie, czy tylko udawała, że rozumie ich znaczenie, a w rzeczywistości trwała dalej skryta, pod płaszczykiem ochronnym, bojąc się komukolwiek zaufać.
Isabella de' Medici
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Nie doszukiwała się wspólnych cech, podobieństw między charakterami, bo do tej pory nie miała ku temu zbyt wiele okazji. Kontakt służbowy odarty z prywatnych wynurzeń nie pozwalał poznać drugą osobę, nie naprawdę. Dopiero podczas ostatniej rozmowy na balkonie przekonała się, że ich obawy są w gruncie rzeczy podobne, że ich charaktery aż tak daleko od siebie nie odbiegają, więc jeśli zadaliby sobie trudu, mogliby wejść w ciekawą i wartościową relację. A jednak do tej pory oboje się wzajemnie unikali, nie winiła go i niczego od niego nie oczekiwała, tym bardziej po zakończeniu poprzedniego spotkania, kiedy po wzniosłych deklaracjach i propozycji, wycofał się ze wszystkiego w jednym zdaniu — zabolało ją to, chociaż nie powinno, dlatego by oszczędzić sobie upokorzeń, zakończyła konwersację i wróciła do domu, plując sobie w brodę, że pozwoliła sobie na chwilę swobodnej rozmowy i otworzenia się bardziej, niż powinna. To nie tak, że żyła w jakimś celibacie, ale ostatnia relacja zakończyła się kilka miesięcy temu i od tej pory nie pozwalała nikomu się na tyle zbliżyć. Nie było łatwo znaleźć kogoś interesującego. Kobieta lubi pewnych siebie, zdecydowanych mężczyzn, którzy wiedzą, czego chcą i nie boją się po to sięgać, a Ivar taki nie był albo nie pokazał się jeszcze z tej strony. Mimo to była ciekawa, czy faktycznie będzie w stanie się przed nią otworzyć, czy zdoła wydobyć z niej otwartość i jak ogólnie będą się dogadywać.
- Współczuję więc tej... niedyspozycji, mam nadzieję, że więcej się nie powtórzy. Nie obwiniasz mnie chyba? - chciała się upewnić, czy upatruje sobie w niej jakąkolwiek winę, bo choć sama nie czuła się odpowiedzialna za jego wybory i jego słowa, tak wolała wiedzieć, jeśli miałby jej coś takiego za złe. Swoimi słowami dość dobitnie sugerował, że rozmowa na balkonie wpłynęła na umysłową część niedyspozycji, a nie chciała być za to odpowiedzialna, szczególnie że wcale do tego nie dążyła.
Nie zrobiłoby jej wielkiej różnicy, gdyby to było jego miejsce, gdzie odbywał spotkania, a nawet gdyby za każdym razem przyprowadzał tutaj dziewczyny na pierwszą randkę, by im zaimponować — nie mogłaby mieć pretensji, a z drugiej strony poczułaby się jak następna w kolejce, jak zdobycz do odhaczenia, a przecież mieli to już za sobą i żadne z nich nie przejawiało powierzchownych zamiarów.
- Cieszę się, że razem możemy doświadczać tego po raz pierwszy - uśmiechnęła się lekko, stawiając na jasną komunikację, by uniknąć niedomówień i wątpliwości. Swoimi słowami wskazywał w pewnym sensie, że jest dla niego wyjątkowa, a choć nie była pierwszą naiwną, by wierzyć w słodkie słówka, tak teraz wyczuła szczerość w jego postawie, dlatego chciała to docenić.
- Mój gust jest dużo bardziej rozbudowany, ale dziękuję - skłamałaby mówiąc, że ubrała się dziś dla samej siebie, bo naturalnie chciała mu się podobać i w jakimś stopniu go zaskoczyć, przybierając bardziej odważną wersję siebie, a profesjonalne garnitury i grzeczne spódnice i koszule, które ubierała do pracy, mogła zostawić głęboko w szafie. Wychodzi na to, że oboje trafili we wzajemne gusta, co potencjalnie dobrze świadczyło na ewentualną przyszłość.
- Na dachu wycofałeś się z zaproszenia - przypomniała nieustępliwie, bo od niezdecydowania bardziej nie lubiła wypierania się i nieumiejętności przyznania do własnych błędów lub ogólnie czynów. Może faktycznie za szybko wyszła, zanim zdążyłby poprawić wypowiedź, idąc swoim tokiem myśli, ale nie siedziała mu w głowie i nie miała obowiązku rozumieć jego zachowania. Poruszali niebezpieczne tematy, mogące prowadzić w każdej chwili do zaognienia spotkania, choć sama nie zamierzała się unosić.
- Czy to byłoby aż tak daleko wychodzące poza prawdziwość założenie, biorąc pod uwagę miesiące milczenia po pierwszym spotkaniu? - zdziwiła się odrobinę, bo czy naprawdę mogłaby przypuszczać, że ma wobec niej szczere intencje, kiedy przez rok ich jedyny kontakt opierał się na suchej pracy bez żadnej inicjatywy? Z obu stron, więc nie winiła go, ani też niczego nie oczekiwała, po prostu wysnuwała suche stwierdzenia. A skoro już poruszyli ten temat, może jednak warto rozwiać wszystkie wątpliwości, zamiast ulegać sztucznej uprzejmości.
- Przyznaję, że po spotkaniu na balkonie miałam poczucie, że mnie podpuściłeś do otworzenia się, a sam nie byłeś szczery, skoro wycofałeś się ze swoich słów. Sądziłam, że to wybieg, by mnie ośmieszyć. Twój list zaciekawił mnie na tyle, że chciałam się przekonać, o co tak naprawdę ci chodzi - chciał szczerości, to otrzymał szczerość w najczystszej, niekoniecznie najprzyjemniejszej postaci. W tym momencie menu i zamówienie zdecydowanie zeszło na dalszy plan. Odłożyła kartę na stół i patrzyła mężczyźnie w oczy, próbując z nich cokolwiek wyczytać i pomóc sobie zrozumieć jego intencje.
- Współczuję więc tej... niedyspozycji, mam nadzieję, że więcej się nie powtórzy. Nie obwiniasz mnie chyba? - chciała się upewnić, czy upatruje sobie w niej jakąkolwiek winę, bo choć sama nie czuła się odpowiedzialna za jego wybory i jego słowa, tak wolała wiedzieć, jeśli miałby jej coś takiego za złe. Swoimi słowami dość dobitnie sugerował, że rozmowa na balkonie wpłynęła na umysłową część niedyspozycji, a nie chciała być za to odpowiedzialna, szczególnie że wcale do tego nie dążyła.
Nie zrobiłoby jej wielkiej różnicy, gdyby to było jego miejsce, gdzie odbywał spotkania, a nawet gdyby za każdym razem przyprowadzał tutaj dziewczyny na pierwszą randkę, by im zaimponować — nie mogłaby mieć pretensji, a z drugiej strony poczułaby się jak następna w kolejce, jak zdobycz do odhaczenia, a przecież mieli to już za sobą i żadne z nich nie przejawiało powierzchownych zamiarów.
- Cieszę się, że razem możemy doświadczać tego po raz pierwszy - uśmiechnęła się lekko, stawiając na jasną komunikację, by uniknąć niedomówień i wątpliwości. Swoimi słowami wskazywał w pewnym sensie, że jest dla niego wyjątkowa, a choć nie była pierwszą naiwną, by wierzyć w słodkie słówka, tak teraz wyczuła szczerość w jego postawie, dlatego chciała to docenić.
- Mój gust jest dużo bardziej rozbudowany, ale dziękuję - skłamałaby mówiąc, że ubrała się dziś dla samej siebie, bo naturalnie chciała mu się podobać i w jakimś stopniu go zaskoczyć, przybierając bardziej odważną wersję siebie, a profesjonalne garnitury i grzeczne spódnice i koszule, które ubierała do pracy, mogła zostawić głęboko w szafie. Wychodzi na to, że oboje trafili we wzajemne gusta, co potencjalnie dobrze świadczyło na ewentualną przyszłość.
- Na dachu wycofałeś się z zaproszenia - przypomniała nieustępliwie, bo od niezdecydowania bardziej nie lubiła wypierania się i nieumiejętności przyznania do własnych błędów lub ogólnie czynów. Może faktycznie za szybko wyszła, zanim zdążyłby poprawić wypowiedź, idąc swoim tokiem myśli, ale nie siedziała mu w głowie i nie miała obowiązku rozumieć jego zachowania. Poruszali niebezpieczne tematy, mogące prowadzić w każdej chwili do zaognienia spotkania, choć sama nie zamierzała się unosić.
- Czy to byłoby aż tak daleko wychodzące poza prawdziwość założenie, biorąc pod uwagę miesiące milczenia po pierwszym spotkaniu? - zdziwiła się odrobinę, bo czy naprawdę mogłaby przypuszczać, że ma wobec niej szczere intencje, kiedy przez rok ich jedyny kontakt opierał się na suchej pracy bez żadnej inicjatywy? Z obu stron, więc nie winiła go, ani też niczego nie oczekiwała, po prostu wysnuwała suche stwierdzenia. A skoro już poruszyli ten temat, może jednak warto rozwiać wszystkie wątpliwości, zamiast ulegać sztucznej uprzejmości.
- Przyznaję, że po spotkaniu na balkonie miałam poczucie, że mnie podpuściłeś do otworzenia się, a sam nie byłeś szczery, skoro wycofałeś się ze swoich słów. Sądziłam, że to wybieg, by mnie ośmieszyć. Twój list zaciekawił mnie na tyle, że chciałam się przekonać, o co tak naprawdę ci chodzi - chciał szczerości, to otrzymał szczerość w najczystszej, niekoniecznie najprzyjemniejszej postaci. W tym momencie menu i zamówienie zdecydowanie zeszło na dalszy plan. Odłożyła kartę na stół i patrzyła mężczyźnie w oczy, próbując z nich cokolwiek wyczytać i pomóc sobie zrozumieć jego intencje.
Ivar Soelberg
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Swoboda bijącego w piersi serca zaszytego żeber pnączami dyktowała naturalny ton wypowiedzi, była niejako gwarantem opanowania, tak przydatnym w życiu zawodowym, jak i prywatnym, gdy rozmowy schodziły na tematy delikatne i subtelne w swej otoczce naturalnym było, aby stonowanie wypływało falą niezachwianej życzliwości na twarz człowieka pogrążonego w rozmowie, której ostre słowa, mogły skaleczyć wystawioną pochopnie dłoń, niczym dzika róża, barwiąc krwią płótno alabastrowej skóry, tak sparzyć się było niezwykle łatwo, a zaufać jeszcze ciężej, kiedy w zakamarkach umysłu cień dawnej krzywdy odbija się echem niemego wspomnienia. Nie obwiniał jej, stanowczo daleko mu było do ludzi, jacy za swe błędy posądzali innych, był człowiekiem dumnym, który z pełną odpowiedzialnością brał winy na swe barki nie łapiąc się, tym samym marnych wiązanek wytłumaczeń cisnących się na usta z taką wszak łatwością w momentach słabości, bowiem liczyło się, coś więcej, niż tylko przyznanie do winy, te bowiem mogło być w swym zarodku nieszczere fałszem podszyte, tego też nie tolerował, wręcz wzdrygał od podobnych zachowań klarowność swych słów, mając za coś więcej, niżeli tylko dźwięk przecinający ciszę.
– Absolutnie nie – odparł niesiony falą otwartości na Włoszkę, która w swej otoczce, tak cudnej zdawała się snuć podejrzeń sieć, był to z pozoru jedynie domysł, luźna pozbawiona podstaw obserwacja drugiego człowieka, był w tym dobry, to część jego pracy wyczułby, niczym gorycz w zepsutym winie posmak ten złudnie zatańczył, przed oczami stając się pretekstem, wcale nie najgorszym do obdarzenia jej spojrzeniem długim i cierpliwym, niemal wyczekującym, ale jednocześnie pełnym podziwu i nieskrywanej serdeczności, byli na randce, spotkaniu towarzyskim, nie w jego intencji było wyciąganie syfu i podejrzeń, sznura utkanego z wątpliwości. Przejawiając krystalicznie czyste zamiary względem niej, chciał wyłącznie miło spędzić podarowany im przez los wieczór, którym mogli dysponować, wedle uznania kształtując go w rytmie swych wyobrażeń.
Była dla niego wyjątkowa i to spotkanie miało odzwierciedlać jego zamiary, tak skrupulatnie szukał miejsc idealnych, by w odpowiedniej formie tę emocję wyrazić, niemal z początku zapomniał o Islandii i perełce utkanej z kryształów zamykających swych gości pod kopułą przejrzystości na cuda zorzy polarnej. Wierzył w głębi ducha, iż brutalna selekcja, była opłacalna i wyglądało na to, że w istocie tak, jednakże nie chwalił nocy, zbyt wcześnie pamiętając, o tym, co ich tu sprowadziło oczekiwał kuchni, co czule muskała podniebienia smakoszy i pozwalała się zagłębić w bogactwo jej smaków.
Iskierka podejrzliwości zapłonęła w szarości spojrzenia, kiedy nieustępliwa i niesamowicie uparta Włoszka powróciła do tematu z dachu Kruczej Straży, lekki uśmiech pojawił się, nienachalnie na ustach mężczyzny cień niedawno zgolonego zarostu odznaczał się, ale nieznacznie na śniadej karnacji.
– Każdy, nawet Wysłannik, co dzień niemal zaglądający niebezpieczeństwu prosto w oczy ma jakieś wady. – Uśmiech, ni to rozbawienia, ni to powagi, tańczył swobodnie na ustach oficera – prowokując, ale i nadając mu wyrazistości. Rozumiał wszak, do czego uderzała, co sam poruszył niebacznie, acz tak czasem bywało, iż człowiek w szczerej intencji przypadkiem trąci ul pełen szerszeni. Słuchał jej jednak dalej w pauzie trzymając swe słowa, by klamrą końca spiąć niedopowiedziany rozdział serwujący obraz tak chaotyczny, co mogący w wątpliwość postawić szczerość jego intencji. Kiedy skończyła wstał z miejsca niesiony brawurą, w jakiej skrywała się jednak pewność siebie. Podchodząc z wolna do jej krzesła, pozwolił sobie podnieść jej dłoń, obejmując w czułym i delikatnym chwycie, tym samym odrobinę pochylając się, nad nią złożył pocałunek na jej zewnętrznej części. – Nigdy umyślnie nie wyrządziłbym ci krzywdy. W tych słowach, jakie tam padły pobrzmiewała troska, lecz skrytość i lęk przed odrzuceniem sprawiły, że nabrały one, jak i cała ta sceneria wydźwięku, który cię spłoszył. Żałowałem tego. – Patrzył jej w oczy, jednakże w postawie nie prezentował obawy, jakiego doświadczyła na balkonie, wręcz przeciwnie. Jasno obrana droga sprawiła, iż byli tu dzisiejszego wieczora razem i tylko to miało znaczenie. – Czy zapomnisz mi to niezdarne potknięcie? A nie chcąc pospieszać cię w tej decyzji pragnę, tylko powiadomić, iż czas działa tu na naszą, a raczej moja niekorzyść, bowiem za moment pojawi się kelner; oferując nam wina na dzisiejszy wieczór i niezręcznie, byłoby go powitać w takiej pozycji – Posłał jej jeden ze swych najbardziej sympatycznych; pełnych ciepła uśmiechów, jednak nie puszczał jej, dopóki nie odpowiedziała mu.
– Absolutnie nie – odparł niesiony falą otwartości na Włoszkę, która w swej otoczce, tak cudnej zdawała się snuć podejrzeń sieć, był to z pozoru jedynie domysł, luźna pozbawiona podstaw obserwacja drugiego człowieka, był w tym dobry, to część jego pracy wyczułby, niczym gorycz w zepsutym winie posmak ten złudnie zatańczył, przed oczami stając się pretekstem, wcale nie najgorszym do obdarzenia jej spojrzeniem długim i cierpliwym, niemal wyczekującym, ale jednocześnie pełnym podziwu i nieskrywanej serdeczności, byli na randce, spotkaniu towarzyskim, nie w jego intencji było wyciąganie syfu i podejrzeń, sznura utkanego z wątpliwości. Przejawiając krystalicznie czyste zamiary względem niej, chciał wyłącznie miło spędzić podarowany im przez los wieczór, którym mogli dysponować, wedle uznania kształtując go w rytmie swych wyobrażeń.
Była dla niego wyjątkowa i to spotkanie miało odzwierciedlać jego zamiary, tak skrupulatnie szukał miejsc idealnych, by w odpowiedniej formie tę emocję wyrazić, niemal z początku zapomniał o Islandii i perełce utkanej z kryształów zamykających swych gości pod kopułą przejrzystości na cuda zorzy polarnej. Wierzył w głębi ducha, iż brutalna selekcja, była opłacalna i wyglądało na to, że w istocie tak, jednakże nie chwalił nocy, zbyt wcześnie pamiętając, o tym, co ich tu sprowadziło oczekiwał kuchni, co czule muskała podniebienia smakoszy i pozwalała się zagłębić w bogactwo jej smaków.
Iskierka podejrzliwości zapłonęła w szarości spojrzenia, kiedy nieustępliwa i niesamowicie uparta Włoszka powróciła do tematu z dachu Kruczej Straży, lekki uśmiech pojawił się, nienachalnie na ustach mężczyzny cień niedawno zgolonego zarostu odznaczał się, ale nieznacznie na śniadej karnacji.
– Każdy, nawet Wysłannik, co dzień niemal zaglądający niebezpieczeństwu prosto w oczy ma jakieś wady. – Uśmiech, ni to rozbawienia, ni to powagi, tańczył swobodnie na ustach oficera – prowokując, ale i nadając mu wyrazistości. Rozumiał wszak, do czego uderzała, co sam poruszył niebacznie, acz tak czasem bywało, iż człowiek w szczerej intencji przypadkiem trąci ul pełen szerszeni. Słuchał jej jednak dalej w pauzie trzymając swe słowa, by klamrą końca spiąć niedopowiedziany rozdział serwujący obraz tak chaotyczny, co mogący w wątpliwość postawić szczerość jego intencji. Kiedy skończyła wstał z miejsca niesiony brawurą, w jakiej skrywała się jednak pewność siebie. Podchodząc z wolna do jej krzesła, pozwolił sobie podnieść jej dłoń, obejmując w czułym i delikatnym chwycie, tym samym odrobinę pochylając się, nad nią złożył pocałunek na jej zewnętrznej części. – Nigdy umyślnie nie wyrządziłbym ci krzywdy. W tych słowach, jakie tam padły pobrzmiewała troska, lecz skrytość i lęk przed odrzuceniem sprawiły, że nabrały one, jak i cała ta sceneria wydźwięku, który cię spłoszył. Żałowałem tego. – Patrzył jej w oczy, jednakże w postawie nie prezentował obawy, jakiego doświadczyła na balkonie, wręcz przeciwnie. Jasno obrana droga sprawiła, iż byli tu dzisiejszego wieczora razem i tylko to miało znaczenie. – Czy zapomnisz mi to niezdarne potknięcie? A nie chcąc pospieszać cię w tej decyzji pragnę, tylko powiadomić, iż czas działa tu na naszą, a raczej moja niekorzyść, bowiem za moment pojawi się kelner; oferując nam wina na dzisiejszy wieczór i niezręcznie, byłoby go powitać w takiej pozycji – Posłał jej jeden ze swych najbardziej sympatycznych; pełnych ciepła uśmiechów, jednak nie puszczał jej, dopóki nie odpowiedziała mu.
Isabella de' Medici
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Nieporozumienia miały to do siebie, że niewyjaśnione zakorzeniały się głęboko w człowieku, jak zadra, która z czasem tylko się pogłębia, a w konsekwencji może dojść do wielu konfliktów, które eskalowały przez błahostkę. Miała wrażenie, że tak było właśnie z nimi - ich pierwsze spotkanie każde odebrało na inny sposób, a następnie ta wyłącznie służbowa relacja zacieśniła przekonania, które niekoniecznie miały odzwierciedlenie w rzeczywistości, a znów podczas prywatnej rozmowy na balkonie znów doszło do niezrozumienia, które dopiero w liście zostało w jakiś sposób wyjaśnione. To przywodziło na myśl pytanie, czy te trudne początki nie były zwiastunem niepowodzenia? Może marny trud próbując pokonać los, który już na wstępie kładł im kłody pod stopy? Z drugiej strony i tak nie robiła sobie zbyt wielkich nadziei, raczej sceptyczna w ocenie i przewidywaniu przyszłości, pewnie powinna to zostawić ekspertom.
Kiwnęła głową z delikatnym uśmiechem, przyjmując jego słowa jako szczere, bo tak wyczuła jego postawę. Nie rozumiała do końca tej nagłej przemiany, nie wiedziała, jak może tak jawnie oddzielać się zachowaniem w pracy, tak odmiennym od obecnego. Sama miała dużo większy problem, by przełączyć się na tryb randki, by otworzyć się i skruszyć delikatnie mur, więc gdzieś ta otoczka bezpiecznego dystansu była wyczuwalna w jej zachowaniu. Nie chciała go urazić ani okazywać niezainteresowanie, po prostu nie miała takiej łatwości w przechodzeniu na wyższy poziom znajomości. Poddawała wszystko w wątpliwość i we wszystkim widziała podstęp, więc kwestia zaufania jest bardzo drażliwa, a mimo to musiała chcieć coś zmienić, skoro zdecydowała się tu przyjść.
Doceniała jego starania bardziej, niż mówiła głośno, bo samo to miejsce zapierało dech w piersiach, a fakt, że nie poszedł na łatwiznę, zabierając jej do najbliższej włoskiej knajpki był godny podziwu. Z drugiej strony potrzeba czegoś więcej niż odpowiedni dobór miejsca, żeby zwalić ją z nóg, niemniej każdy mały plusik zbliżał go do celu. Co prawda, gdyby usłyszała, że została poddana brutalnej selekcji, by dostąpić tego zaszczytu zjedzenia z nim kolacji, to by go kopnęła w piszczel i wyszła z hukiem. Temat zszedł jednak ponownie na sytuację z balkonu, bo tak, nie potrafiła zamknąć tego tematu raz na zawsze, skoro nie przedyskutowali tego do końca, a krótkiego wyjaśnienia w liście nie zaliczała do takowych.
- Och, domyślam się, że całkiem sporo - uśmiechnęła się słodko, choć z ust sączyła się trucizna złośliwości, jakby nie mogła się powstrzymać przed zadaniem ciosu. Możliwe, że miał o niej mylne wrażenie, jak o oazie spokoju, posągowej piękności, sztywnej i wyważonej, a choć faktycznie spokoju i rozwagi jej nie brakowało, tak posiadała sporą dawkę nieokiełznanego temperamentu, który wychodził dopiero po bliskim poznaniu, gdy czuła się na tyle swobodnie, by otworzyć się przed kimś w pełni.
Podniosła lekko brwi, gdy wstał z miejsca i podszedł do niej, chwytając jej dłoń w szarmanckim geście. Nie oczekiwała tego, ale poczuła się mile zawstydzona, szczególnie że nie był to pusty frazes, a za jego słowami kryły się prawdziwe emocje i wiedziała, że szczerze żałował tamtych słów, a nawet irracjonalnie uwierzyła, że nie chciałby jej skrzywdzić. Zapatrzyła się w jego oczy, jakby ją zahipnotyzował i dopiero wzmianka o nadchodzącym kelnerze wytrąciła ją z niemej zadumy.
- Ach, dobrze. Wybaczam i postaram się zapomnieć, o ile taka sytuacja się nie powtórzy - nie była na tyle okrutna, by na siłę przetrzymywać go w stojącej pozycji, choć domyślała się, że tutejsi kelnerzy widzieli już niejedno i nie byliby zaskoczeni takim widokiem, najmniej kontrowersyjnym z możliwych.
Tymczasem wróciła do przeglądania menu i wertowania stron, bo jeśli mieli zamówić wino to musieli wiedzieć, jakie danie zjedzą, żeby dobrać odpowiedni rodzaj. Było tyle opcji, że ciężko było jej się zdecydować na jedną.
- Jesz wszystko? Czy jest coś, co cię odrzuca? - zapytała ze szczerą ciekawością, bo każdy różnie podchodził do jedzenia, czasami ktoś uważał owoce morza za obrzydliwe, czasami ktoś nie jadł ryb, czasami grzybów, a czasami mięsa. Ta różnorodność gustów jest interesująca, a przecież o to chodziło podczas tego spotkania, by poznać się wzajemnie. W końcu trafiła na pozycję, która najbardziej wpadła jej w oko, a póki nie było kelnera, wolała przekazać to mężczyźnie, by mógł złożyć całość zamówienia. - Wezmę grillowany stek z tuńczyka i czerwone wino półwytrawne.
Kiwnęła głową z delikatnym uśmiechem, przyjmując jego słowa jako szczere, bo tak wyczuła jego postawę. Nie rozumiała do końca tej nagłej przemiany, nie wiedziała, jak może tak jawnie oddzielać się zachowaniem w pracy, tak odmiennym od obecnego. Sama miała dużo większy problem, by przełączyć się na tryb randki, by otworzyć się i skruszyć delikatnie mur, więc gdzieś ta otoczka bezpiecznego dystansu była wyczuwalna w jej zachowaniu. Nie chciała go urazić ani okazywać niezainteresowanie, po prostu nie miała takiej łatwości w przechodzeniu na wyższy poziom znajomości. Poddawała wszystko w wątpliwość i we wszystkim widziała podstęp, więc kwestia zaufania jest bardzo drażliwa, a mimo to musiała chcieć coś zmienić, skoro zdecydowała się tu przyjść.
Doceniała jego starania bardziej, niż mówiła głośno, bo samo to miejsce zapierało dech w piersiach, a fakt, że nie poszedł na łatwiznę, zabierając jej do najbliższej włoskiej knajpki był godny podziwu. Z drugiej strony potrzeba czegoś więcej niż odpowiedni dobór miejsca, żeby zwalić ją z nóg, niemniej każdy mały plusik zbliżał go do celu. Co prawda, gdyby usłyszała, że została poddana brutalnej selekcji, by dostąpić tego zaszczytu zjedzenia z nim kolacji, to by go kopnęła w piszczel i wyszła z hukiem. Temat zszedł jednak ponownie na sytuację z balkonu, bo tak, nie potrafiła zamknąć tego tematu raz na zawsze, skoro nie przedyskutowali tego do końca, a krótkiego wyjaśnienia w liście nie zaliczała do takowych.
- Och, domyślam się, że całkiem sporo - uśmiechnęła się słodko, choć z ust sączyła się trucizna złośliwości, jakby nie mogła się powstrzymać przed zadaniem ciosu. Możliwe, że miał o niej mylne wrażenie, jak o oazie spokoju, posągowej piękności, sztywnej i wyważonej, a choć faktycznie spokoju i rozwagi jej nie brakowało, tak posiadała sporą dawkę nieokiełznanego temperamentu, który wychodził dopiero po bliskim poznaniu, gdy czuła się na tyle swobodnie, by otworzyć się przed kimś w pełni.
Podniosła lekko brwi, gdy wstał z miejsca i podszedł do niej, chwytając jej dłoń w szarmanckim geście. Nie oczekiwała tego, ale poczuła się mile zawstydzona, szczególnie że nie był to pusty frazes, a za jego słowami kryły się prawdziwe emocje i wiedziała, że szczerze żałował tamtych słów, a nawet irracjonalnie uwierzyła, że nie chciałby jej skrzywdzić. Zapatrzyła się w jego oczy, jakby ją zahipnotyzował i dopiero wzmianka o nadchodzącym kelnerze wytrąciła ją z niemej zadumy.
- Ach, dobrze. Wybaczam i postaram się zapomnieć, o ile taka sytuacja się nie powtórzy - nie była na tyle okrutna, by na siłę przetrzymywać go w stojącej pozycji, choć domyślała się, że tutejsi kelnerzy widzieli już niejedno i nie byliby zaskoczeni takim widokiem, najmniej kontrowersyjnym z możliwych.
Tymczasem wróciła do przeglądania menu i wertowania stron, bo jeśli mieli zamówić wino to musieli wiedzieć, jakie danie zjedzą, żeby dobrać odpowiedni rodzaj. Było tyle opcji, że ciężko było jej się zdecydować na jedną.
- Jesz wszystko? Czy jest coś, co cię odrzuca? - zapytała ze szczerą ciekawością, bo każdy różnie podchodził do jedzenia, czasami ktoś uważał owoce morza za obrzydliwe, czasami ktoś nie jadł ryb, czasami grzybów, a czasami mięsa. Ta różnorodność gustów jest interesująca, a przecież o to chodziło podczas tego spotkania, by poznać się wzajemnie. W końcu trafiła na pozycję, która najbardziej wpadła jej w oko, a póki nie było kelnera, wolała przekazać to mężczyźnie, by mógł złożyć całość zamówienia. - Wezmę grillowany stek z tuńczyka i czerwone wino półwytrawne.
Ivar Soelberg
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Wiele myśli i przemyśleń na przestrzeni ostatnich dni uderzało w czułe struny wątpliwości, ta zrodzona nie bez przyczyny trwała w naturze swej podejrzliwa i nastawiona na próbę oszukania – zwodzenia, tak w swej naturze Soelberg, był ostrożny, ale i również, co istotne i warto nadmienić, był uczuciowy, niegdyś zraniony, tym pilniej się strzegł na przestrzeni kolejnych relacji, by nie zaufać, nie otworzyć się przed niewłaściwą osobą, która go zdradzi i wykpi. Obawiał się tego, jak i ona, a chociaż początek ich relacji opierał się na przyjemnym westchnięciu rozdygotanych i spragnionych siebie ciał, pod nocy zasłoną spełniali i poszukiwali nowych pragnień, jakie za dnia nie tak ochoczo wyglądały ze swej bezpiecznej kryjówki. Wątpliwość usiana niebezpodstawnie w naturze podejrzliwości i kłótliwości Włoszki, była przez Wysłannika z początku postrzegana, jako wada, coś co nie gwarantowało szczęścia, bo trudno o takie, kiedy każde słowo, każdy niebaczny gest, mógł zostać odebrany jako „uraza” celowa, bądź nie, to nie miało znaczenia; Isabell, była kobietą z ogromem wad dla oficera, niemal odpychających, bo pragnął spokoju i wytchnienia, a nie napiętej atmosfery i niepewności w stąpaniu po kruchym zwierciadle tej relacji. Rozsądek ostrzegał przed pomyłką, jednak ilekroć patrzył na nią, gdy otwierała usta i mówiła z tym swoim delikatnie jedynie wyczuwalnym akcentem, kiedy uśmiechała się i patrzyła na niego, tak jak na balkonie trudno mu było odpędzić myśl, iż może patrzy na kobietę, z jaką wiele się namęczy, ale która jest warta każdej sekundy walki o nią, bowiem od dawna nie czuł tego uczucia onieśmielenia, jakie w nim wywoływała. To było tak cudownie przyjemne, że sam przed sobą, był zdziwiony, kiedy zaczął jej mówić o emocjach, jakie go przy niej napełniały, jakby była złotym środkiem do sejfu, w którym schowała się jego wrażliwość przed światem.
Patrząc na Włoszkę, był oczarowany nie tylko jej niezwykłą urodą, ale przede wszystkim tym, jaka była. Podobało mu się, to jak się uśmiecha, jak gestykuluje w rozmowie, kiedy poprawia włosy w zamyśleniu. Mógł milczeć i tylko na nią patrzeć, a pewnie by jej się to również podobało. Tak jak i złośliwość oraz dowcip z pogranicza, był domeną Soelberga, tak te drobne docinki znajdowały ripostę w jej ustach i potrafiły celnie ugodzić, była w tym jednak swego rodzaju zmysłowość i takt. Dostrzegał to i mimowolnie się uśmiechał, kiedy dodawała swe trzy grosze do jego wypowiedzi.
– Lubię pewne siebie i zdecydowane kobiety – odpowiedział jej, kiedy usiadł, celował w jej słowa, które odrobinę zdradzały swego rodzaju „princeskowatość”, ale nie przejmował się tym, jakby wady tej kobiety sprawiały, że stawała się ona w oczach kruczego jeszcze bardziej atrakcyjna. To całkiem zabawne stwierdzenie, ale właśnie tak było i nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić.
– Raczej jem wszystko, aczkolwiek! – Zawiesił głos w zamyśle szukając dań, za jakimi nie przepadał: – nie zdzierżę pizzy z ananasem, surowej ośmiorniczki i średnio przepadam za słodkościami – wyliczył na palcach, dopiero jak skończył wrócił wzrokiem do Isabell. – A ty? Co cię odrzuca, i nie pytam tylko o jedzenie. Chciałbym cię lepiej poznać, od najdrobniejszego szczegółu po tajemnice zapierające dech w piersiach. Mamy na to całą noc – tajemniczy uśmiech wypłynął na usta mężczyzny odsłaniając rząd perłowo-białych zębów.
Gdy kelner pojawił się w progu szklanej kopuły, złożyli zamówienie, był wdzięczny swej partnerce, że podzieliła się z nim informacja, co będzie jadła, gdyż cenił takie drobne gesty. Składając zamówienie zaczął, od towarzyszki wieczoru, a samemu z listy menu wybrał: stek Black Angus ribeye oraz czerwone wino pozostawał obojętny na markę, miał świadomość, że kelner dopasuje odpowiednie do dań, jakie sobie zażyczyli. Gdy wyszedł, oparł głowę o rękę zgiętą w łokciu i przypatrywał się z lekkim uśmiechem rozbawienia Włoszce.
Patrząc na Włoszkę, był oczarowany nie tylko jej niezwykłą urodą, ale przede wszystkim tym, jaka była. Podobało mu się, to jak się uśmiecha, jak gestykuluje w rozmowie, kiedy poprawia włosy w zamyśleniu. Mógł milczeć i tylko na nią patrzeć, a pewnie by jej się to również podobało. Tak jak i złośliwość oraz dowcip z pogranicza, był domeną Soelberga, tak te drobne docinki znajdowały ripostę w jej ustach i potrafiły celnie ugodzić, była w tym jednak swego rodzaju zmysłowość i takt. Dostrzegał to i mimowolnie się uśmiechał, kiedy dodawała swe trzy grosze do jego wypowiedzi.
– Lubię pewne siebie i zdecydowane kobiety – odpowiedział jej, kiedy usiadł, celował w jej słowa, które odrobinę zdradzały swego rodzaju „princeskowatość”, ale nie przejmował się tym, jakby wady tej kobiety sprawiały, że stawała się ona w oczach kruczego jeszcze bardziej atrakcyjna. To całkiem zabawne stwierdzenie, ale właśnie tak było i nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić.
– Raczej jem wszystko, aczkolwiek! – Zawiesił głos w zamyśle szukając dań, za jakimi nie przepadał: – nie zdzierżę pizzy z ananasem, surowej ośmiorniczki i średnio przepadam za słodkościami – wyliczył na palcach, dopiero jak skończył wrócił wzrokiem do Isabell. – A ty? Co cię odrzuca, i nie pytam tylko o jedzenie. Chciałbym cię lepiej poznać, od najdrobniejszego szczegółu po tajemnice zapierające dech w piersiach. Mamy na to całą noc – tajemniczy uśmiech wypłynął na usta mężczyzny odsłaniając rząd perłowo-białych zębów.
Gdy kelner pojawił się w progu szklanej kopuły, złożyli zamówienie, był wdzięczny swej partnerce, że podzieliła się z nim informacja, co będzie jadła, gdyż cenił takie drobne gesty. Składając zamówienie zaczął, od towarzyszki wieczoru, a samemu z listy menu wybrał: stek Black Angus ribeye oraz czerwone wino pozostawał obojętny na markę, miał świadomość, że kelner dopasuje odpowiednie do dań, jakie sobie zażyczyli. Gdy wyszedł, oparł głowę o rękę zgiętą w łokciu i przypatrywał się z lekkim uśmiechem rozbawienia Włoszce.
Isabella de' Medici
16.01.2001 – Restauracja „Búr Álfa”, Reykjavík – I. Soelberg & I. de' Medici Pon 28 Lis - 23:05
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Ich charaktery choć zbliżone, różniły się w istotnych kwestiach, a podłoże ich obaw było zupełnie inne. Nie obawiała się kpiny ani zdrady ze strony przyszłego, potencjalnego partnera, bo nigdy tego nie doświadczyła i nie wybierała sobie osób niedojrzałych emocjonalnie, które byłyby w stanie tak postąpić. Obawiała się straty, ale z przyczyn niezależnych od niej, a nawet od tej drugiej strony. Do tej pory los jej nie oszczędzał i prędzej czy później odbierał to, co kochała, skrawek po skrawku. Przez ostatni czas wolała więc nie przywiązywać się, odpocząć od emocji i żyć z dnia na dzień - tak też się stało i odkąd wróciła z Włoch, nie angażowała się emocjonalnie na tyle, by kogoś do siebie dopuścić. Może najwyższy czas, by otworzyć zardzewiałe wrota, nawet jeśli miałaby się znów sparzyć, to ostatecznie, czy wszystkie dobre emocje i masa wspomnień nie jest tego warta?
Rozsądek podpowiadał, że jeśli chciałaby już budować z kimś relację, to niesiona doświadczeniem, powinna wybrać osobę spokojną, stateczną, której życie nie jest w ciągłym niebezpieczeństwie. Romans w pracy już na początku budził wątpliwości, ale im dłużej z nim rozmawiała, im bardziej go poznawała, tym bardziej jej wątpliwości słabły. Nie doszukiwała się w nim wad, nie próbowała obrzydzić go sobie, by łatwiej jej było przy kolejnym milczeniu, jeśli historia ich relacji zatoczy koło. Nie miała pojęcia, dokąd ich to spotkanie zaprowadzi, ale zgodnie z obietnicą, starała się mieć otwarty umysł, nie zamykać się na nowe wrażenia i być względnie szczerą, przynajmniej w bieżących kwestiach. Nie opowie mu tak od razu całej historii życia, nie przedstawi go chorej matce, dopóki nie będzie mieć pewności, że idą we właściwym kierunku, a na tym etapie jeszcze wszystko może się wydarzyć.
Dała mu szansę i przyszła na randkę, pomimo początkowych niesnasek, a to dobry znak, szczególnie że na razie nie żałowała tej decyzji.
- Takich w kruczej nie brakuje - odparła niemal natychmiast, odrobinę jeżąc się na to stwierdzenie. Domyślała się, że próbował ją skomplementować, a mimo wszystko przybrała pozycję obronną, gotowa każde słowo odebrać jako atak, ale zwyczajnie nie lubiła generalizowania i włączania ją do jakiejś grupy, w której nie zamierzała się znaleźć.
- Także nie przepadam za pizzą z ananasem ani za owocami morza - odparła, zarysowując jedynie wierzchołek góry lodowej, bo dań za którymi nie przepadała było więcej, ale teraz zwyczajnie szkoda było jej czasu na wymienianie wszystkiego po kolei.
Uśmiechnęła się lekko, gdy uznał, że chciałby ją poznać, bo przecież wahała się jeszcze, czy mu na to pozwoli. Z drugiej strony zgodnie ze swoją obietnicą, nie mogła pozostawić pytania bez odpowiedzi.
- Odrzuca mnie brak dobrych manier, szczególnie mlaskanie przy jedzeniu. Odrzuca mnie fałsz i zarozumiałość, a także narzucanie relacji zbyt szybkiego tempa. Chyba nie oczekujesz, że w jedną noc podam ci na tacy jakiekolwiek moje tajemnice? - nie zamierzała się zwierzać, nie tutaj, nie teraz, może nigdy. Nie lubiła wywierania presji, to powodowało, że zamiast iść do przodu, cofała się niwecząc wszelkie postępy.
Jedzenie położone przed nimi na stoliku zachwycało nie tylko wyglądem, ale też zapachem, a po skosztowaniu w jej ustach wybuchła eksplozja smaków, zaskakując intensywnością. Wino idealnie wpasowało się smakiem do dania, a na jej twarzy widać było zadowolenie, gdy skończyła jeść. Pozwoliła sobie zamówić jeszcze deser, bo żal byłoby nie spróbować, skoro główne danie tak jej zasmakowało. I nie zawiodła się, deser dopełnił całości, dzięki czemu mogła ze szczerym zachwytem podsumować restaurację i polecać ją dalej.
Jak się okazało, ich wieczór nie zakończył się tutaj, a Ivar miał przygotowany bardziej sprecyzowany plan, którego w pełni nie zamierzał jej wyjawiać, pozostawiając nutkę niespodzianki, na co ostatecznie przystała. Opatulona w ciepły płaszcz, chwyciła go za ramię, by poprowadził ją w mroźną noc do docelowego miejsca.
Isabella i Ivar z tematu
Rozsądek podpowiadał, że jeśli chciałaby już budować z kimś relację, to niesiona doświadczeniem, powinna wybrać osobę spokojną, stateczną, której życie nie jest w ciągłym niebezpieczeństwie. Romans w pracy już na początku budził wątpliwości, ale im dłużej z nim rozmawiała, im bardziej go poznawała, tym bardziej jej wątpliwości słabły. Nie doszukiwała się w nim wad, nie próbowała obrzydzić go sobie, by łatwiej jej było przy kolejnym milczeniu, jeśli historia ich relacji zatoczy koło. Nie miała pojęcia, dokąd ich to spotkanie zaprowadzi, ale zgodnie z obietnicą, starała się mieć otwarty umysł, nie zamykać się na nowe wrażenia i być względnie szczerą, przynajmniej w bieżących kwestiach. Nie opowie mu tak od razu całej historii życia, nie przedstawi go chorej matce, dopóki nie będzie mieć pewności, że idą we właściwym kierunku, a na tym etapie jeszcze wszystko może się wydarzyć.
Dała mu szansę i przyszła na randkę, pomimo początkowych niesnasek, a to dobry znak, szczególnie że na razie nie żałowała tej decyzji.
- Takich w kruczej nie brakuje - odparła niemal natychmiast, odrobinę jeżąc się na to stwierdzenie. Domyślała się, że próbował ją skomplementować, a mimo wszystko przybrała pozycję obronną, gotowa każde słowo odebrać jako atak, ale zwyczajnie nie lubiła generalizowania i włączania ją do jakiejś grupy, w której nie zamierzała się znaleźć.
- Także nie przepadam za pizzą z ananasem ani za owocami morza - odparła, zarysowując jedynie wierzchołek góry lodowej, bo dań za którymi nie przepadała było więcej, ale teraz zwyczajnie szkoda było jej czasu na wymienianie wszystkiego po kolei.
Uśmiechnęła się lekko, gdy uznał, że chciałby ją poznać, bo przecież wahała się jeszcze, czy mu na to pozwoli. Z drugiej strony zgodnie ze swoją obietnicą, nie mogła pozostawić pytania bez odpowiedzi.
- Odrzuca mnie brak dobrych manier, szczególnie mlaskanie przy jedzeniu. Odrzuca mnie fałsz i zarozumiałość, a także narzucanie relacji zbyt szybkiego tempa. Chyba nie oczekujesz, że w jedną noc podam ci na tacy jakiekolwiek moje tajemnice? - nie zamierzała się zwierzać, nie tutaj, nie teraz, może nigdy. Nie lubiła wywierania presji, to powodowało, że zamiast iść do przodu, cofała się niwecząc wszelkie postępy.
Jedzenie położone przed nimi na stoliku zachwycało nie tylko wyglądem, ale też zapachem, a po skosztowaniu w jej ustach wybuchła eksplozja smaków, zaskakując intensywnością. Wino idealnie wpasowało się smakiem do dania, a na jej twarzy widać było zadowolenie, gdy skończyła jeść. Pozwoliła sobie zamówić jeszcze deser, bo żal byłoby nie spróbować, skoro główne danie tak jej zasmakowało. I nie zawiodła się, deser dopełnił całości, dzięki czemu mogła ze szczerym zachwytem podsumować restaurację i polecać ją dalej.
Jak się okazało, ich wieczór nie zakończył się tutaj, a Ivar miał przygotowany bardziej sprecyzowany plan, którego w pełni nie zamierzał jej wyjawiać, pozostawiając nutkę niespodzianki, na co ostatecznie przystała. Opatulona w ciepły płaszcz, chwyciła go za ramię, by poprowadził ją w mroźną noc do docelowego miejsca.
Isabella i Ivar z tematu