:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen
2 posters
Vivian Sørensen
Re: 07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen Pią 20 Sty - 0:51
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
07.02.2001
Nadal czuła się jak wrak człowieka, szczególnie po wczorajszym przedstawieniu. Myślała, że już zmierza ku lepszemu, że coraz łatwiej będzie jej się odnajdywać w rzeczywistości, że przejdzie do porządku dziennego z wydarzeniem, które tak mocno odbiło się na jej psychice i, które próbowała zwalczyć na własną rękę, ale nie była w stanie.
Izolowanie się od ludzi niewiele dało, poza odkładaniem w czasie resocjalizacji — dowiodły tego jej ostatnie próby wyjścia w miejsca publiczne, co kończyło się jej atakami paniki oraz agresji. Dopóki nie potrafiła nad sobą zapanować, nie powinna w ogóle przebywać w przestrzeni publicznej, bo mogła stanowić zagrożenie nie tylko dla siebie, ale głównie dla innych. Z drugiej strony ciągłe siedzenie w domu nie poprawiało jej samopoczucia, a wręcz przeciwnie, miała więcej czasu, żeby analizować krok po kroku to wstrętne wydarzenie, doszukując się własnych przewinień, przypominając sobie sceny, które na stałe wyryły się w jej psychice. Jak mogła sobie poradzić, skoro co noc uciekała przez las, goniona przez niedźwiedzia albo ogromnego, brodatego mężczyznę? Teraz każdy typ pasujący do tego opisu powodował w jej ciele spięcie, jakby mimowolnie spodziewała się ataku po każdym mężczyźnie, co już w założeniu było absurdalne, ale jej umysł nie działał teraz na wyżynach rozsądku. Ledwo pamiętała, by zjeść albo wziąć prysznic, a co dopiero poddawać logicznej analizie codzienne sytuacje.
Dziś pewnie też siedziałaby w domu, gdyby nie ośli upór pewnego marynarza. Nie wiedziała, dlaczego Norny zetknęły ich ścieżki, może miał właśnie uratować jej życie, a może kryje się za tym głębszy sens, który przyjdzie im poznać z czasem. Były momenty, że go nienawidziła i chciała mu zrobić krzywdę, były momenty, że jej ciało przejmowało uczucie i żar, których nie rozumiała, a które prowadziły do niebezpiecznych sytuacji, takich jak wczorajszego wieczoru. Wplątała go we własne bagno, a on uparcie trwał przy niej, zupełnie jak masochista, wracając po więcej. Miała wyrzuty sumienia, że zrobiła mu krzywdę, co z pewnością nie zdążyło się wygoić, a jednak nie widziała na jego twarzy krztyny grymasu.
To za jego sprawą opuściła dziś mieszkanie, wychodząc poza strefę komfortu, by zmierzyć się z tłumem ludzi. Bała się swoich reakcji, że coś może wywołać nieokiełznany strach lub złość. A jednak idąc przy boku marynarza, czuła się bezpiecznie, jakby miała pewność, że ochroni ją własną piersią przed niebezpieczeństwem. Po tym, co dla niej zrobił, wcale by się nie zdziwiła, choć nie chciała, by się dla niej w żaden sposób poświęcał. Czuła się wystarczającym brzemieniem dla brata, który musiał znosić jej krzyki po przebudzeniu z koszmarów, czy wiele mniej lub bardziej przypadkowych zniszczeń w mieszkaniu.
Morskie życie nigdy ją przesadnie nie zajmowało, a wręcz odczuwała dozę respektu, dystansu do otwartej wody, jakby bała się, że może ją pochłonąć. Arthur natomiast doskonale się odnajdywał w porcie, w końcu to całe jego życie. Postanowiła dla odmiany skupić się na nim, zobaczyć i dowiedzieć się więcej o jego środowisku, bo była go szczerze ciekawa. I miała dość swoich problemów, więc chętnie ucieknie na moment do innego świata, do którego, miała nadzieję, Arthur ją wprowadzi.
Arthur Mortensen
Re: 07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen Pon 23 Sty - 1:15
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Zachłyśnięty zimowym powietrzem i morską bryzą, oddychał głęboko, tym samym sprawiając wrażenie, jakby delektował się tą chwilą w prawdzie, było można pokusić się o takie stwierdzenie, a nawet o jeszcze inne, bowiem marynarz czuł w sobie oddech nadziei, ot powiew delikatnego wietrzyku, co zakrada się niezauważony i koi ciało zmęczone po pracy na okręcie, który noc całą zmagał się ze sztormowymi falami. Wprawdzie wydarzenia w mieszkaniu Vivian, należały raczej do mniej niebezpiecznych, niż kąpiel w lodowej kipieli, tak równie porywista i nieprzewidywalna, co ona była. Stąd po sycącym śniadaniu, jakie niemal na siłę wepchnął nieposłusznej jego woli dziewczynie wyruszyli do Oslo, chciał oderwać ją od tego wszystkiego. Uwolnić choćby na moment od złych myśli i wspomnień nawiedzających umysł na jawie i we śnie – martwił się, lecz nie potrafił jej odpowiednio pomóc, a ta bezsilność przyprawiała go jedynie o kolejne dawki irytacji. Nie ulegało kwestii, że jubilerka, będzie musiała odbyć kilka szczerych rozmów z kimś, kto pomoże rozwiązać jej problemy. Podsuwając te rozwiązania, czynił to subtelnie, nie chcąc spłoszyć jej, ani tym bardziej przestraszyć. Była znacznie delikatniejsza, niż się wydawała, a to budziło wątpliwości, czy kiedykolwiek będzie potrafiła odzyskać dawną energię oraz zuchwałość, której przed wypadkiem jej nie brakowało. Myślał, być może łudząc się, tą namiastką nadziei, że tak, że po czasie wróci do siebie, może wyciągnie lekcje, a może zakopie traumatyczne przeżycia w ogródku pamięci i zapomni o nich? Tego już nie potrafił przewidzieć świadom jednak tego, iż chciał dawać jej swe oparcie w tych wyczerpujących momentach nie pozwolić, aby zwątpiła. To może trywialne, lecz czuł się niejako odpowiedzialny za wiarę Vivian dobro drugiego człowieka. Miała kochającą rodzinę i opiekuńczego brata, jednakże ktoś z zewnątrz, że tak to ująć, można powinien być przy niej, tym samym pomagając w najgorszych chwilach. Wątpił, aby każdy, kogo dotknęła tego kalibru krzywda, mógł mieć u boku przyjaciela, chciał, aby tak było, to myśl jednak życzeniowa pachnąca dziecięcą naiwnością w świat sprawiedliwy i dobry.
Patrząc na blondynkę posłał jej cień delikatnego uśmiechu i pociągnął nieznacznie za sobą, jego dłoń wyzwolona z okowów głębokiej kieszeni płaszcza dryfowała w pustej przestrzeń między ich ciałami, by po chwili pochwycić i spleść palce w uścisku, który niósł siłę i pokrzepienie. Celowo omijał większe grupy ludzi, kierując ich zmyślnie trasą czasami na skróty, wszak znał okolicę, aż nazbyt dobrze, co prawda zwykł bywać w tych regionach zwykle po zmroku rzadziej za dnia, ale i teraz w godzinach przedpołudniowych, było tu całkiem sympatycznie, może odrobinę ludno. Nie zamierzał w pierwszej kolejności podchodzić, zbyt blisko statku, za dużo osób się wokół niego kręciło. To mogłoby być ponadto niekomfortowe dla jego towarzyszki, więc w oddaleniu spoglądał na jednostkę stojąc oparty plecami o skrzynie gotowe do załadunku. Fale uderzały miarowo o kamienny pirs, rozproszone po akwenie kawałki kry dryfowały, jak rozgniecione skorupki jajka morze je unosiło, a prąd przyciągał w stronę doków. Pozwolił, by kobieta oparła się obok niego, korzystając z częściowej prywatności osłonięci skrzyniami i beczkami oraz sieciami rybackimi, mogli spokojnie oddać się rozmowie lub milczeniu, jeśli tego oczekiwała.
– Lubię porty, miło mi się kojarzą. – Nie patrzył na nią, chociaż wciąż trzymał jej dłoń, tak oczy marynarza zwrócone były ku szarości wody.
Patrząc na blondynkę posłał jej cień delikatnego uśmiechu i pociągnął nieznacznie za sobą, jego dłoń wyzwolona z okowów głębokiej kieszeni płaszcza dryfowała w pustej przestrzeń między ich ciałami, by po chwili pochwycić i spleść palce w uścisku, który niósł siłę i pokrzepienie. Celowo omijał większe grupy ludzi, kierując ich zmyślnie trasą czasami na skróty, wszak znał okolicę, aż nazbyt dobrze, co prawda zwykł bywać w tych regionach zwykle po zmroku rzadziej za dnia, ale i teraz w godzinach przedpołudniowych, było tu całkiem sympatycznie, może odrobinę ludno. Nie zamierzał w pierwszej kolejności podchodzić, zbyt blisko statku, za dużo osób się wokół niego kręciło. To mogłoby być ponadto niekomfortowe dla jego towarzyszki, więc w oddaleniu spoglądał na jednostkę stojąc oparty plecami o skrzynie gotowe do załadunku. Fale uderzały miarowo o kamienny pirs, rozproszone po akwenie kawałki kry dryfowały, jak rozgniecione skorupki jajka morze je unosiło, a prąd przyciągał w stronę doków. Pozwolił, by kobieta oparła się obok niego, korzystając z częściowej prywatności osłonięci skrzyniami i beczkami oraz sieciami rybackimi, mogli spokojnie oddać się rozmowie lub milczeniu, jeśli tego oczekiwała.
– Lubię porty, miło mi się kojarzą. – Nie patrzył na nią, chociaż wciąż trzymał jej dłoń, tak oczy marynarza zwrócone były ku szarości wody.
Vivian Sørensen
Re: 07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen Sro 25 Sty - 1:00
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Poczuła na twarzy powiew normalności, idąc uliczkami Oslo, a choć mężczyzna prawdopodobnie celowo wybierał mniej uczęszczane drogi, tak nie czuła teraz wszechogarniającego strachu. Może to zasługa mężczyzny, przy którym czuła się bezpieczenie, a może to opuszczenie Midgardu przyniosło jej ulgę? Nastroje w mieście nie były zachęcające, a w jej stanie psychicznym dodatkowe zmartwienia w postaci nieuchwytnego mordercy albo organizacji wydających samosądy, potęgowały paranoję, która nie pozwalała jej spać w nocy. Dziś obudziła się tylko raz, choć najpewniej krzyczała przez sen, bo zaalarmowała Arthura, który potem przez kilkanaście minut próbował ją uspokoić. Rano nawet wmusił w nią śniadanie, choć żołądek nie przyjmował już takich ilości przez dwutygodniowe wysuszenie z niejedzenia. Nie chciała po sobie poznać, że z trudem zjadła wszystko, co jej podstawił, by nie dawać mu kolejnego powodu do nawet najmniejszych zmartwień, choć sam pewnie zauważył, że jeszcze bardziej wyszczuplała, a skóra stała się delikatna jak papier. Możliwe, że była trochę odwodniona, ale zupełnie nie miała głowy, żeby pilnować posiłków i napojów.
Mimo tego, że czasami go odtrącała, to tak naprawdę potrzebowała jego wsparcia, jakby był jedyną osobą, która naprawdę rozumie, przez co teraz przechodziła. A może nie rozumiał, a miał po prostu tyle cierpliwości, że znosił wszystkie jej wybuchy.
Nawet, teraz kiedy zaciskał palce na kostkach śródręcza, nie potrafiła cofnąć dłoni, złakniona bliskości i oparcia, wszystkiego tego, co jej oferował. Pozwoliła się prowadzić, trzymając się blisko, jakby jego ochrona obejmowała tylko określony zakres terytorialny. W końcu przystanęli przy skrzyniach i beczkach, więc oprócz zapachu morza, czuła też dotkliwiej złowione ryby, ale nie przeszkadzało jej to w podjęciu rozmowy.
- Ile miałeś lat, kiedy zacząłeś wypływać? - pytała właściwie o sam początek jego przygody, ciekawa, od czego się zaczęło i jak wyglądała jego droga, aż do tego momentu. Nie spodziewała się, że nagle opowie jej całą historię życia, ale złapała się na tym, że chciała ją poznać, chciała wiedzieć o nim więcej, bo przez ostatnie tygodnie zbliżyli się do siebie i poczuła więź, której się nie spodziewała, a którą w zasadzie odrzucała, nie dopuszczając natrętnych myśli. Na szczęście miała teraz wystarczający chaos w życiu, żeby jej umysł pozostawał zajęty i niedostępny na przesadne analizowanie. W obecnym stanie i tak nie potrafiłaby podjąć racjonalnych decyzji, więc po prostu trwała, idąc z nurtem rzeki, starając się nie potknąć i nie rozbić głowy o ostre kamienie na dnie. Wiele rzeczy mogło pójść nie tak, a nie była taka przekonana, że najgorsze już jest za nią. Miała wrażenie, że zła passa trwa i łatwo nie odpuści, a przecież już teraz ledwo funkcjonowała.
Potrzebowała oddechu, a Arthur starał się jej pomóc, jak najlepiej potrafił, choć nie było jednego dobrego sposobu, a ona zdawała się sabotować każdy przejaw dobrej woli. Na jego miejscu byłaby zmęczona, pewnie już by się poddała, tymczasem jego wytrwałość wzbudzała podziw, a jednocześnie prowokowała do testowania limitów. Ile jeszcze wytrzymają?
Mimo tego, że czasami go odtrącała, to tak naprawdę potrzebowała jego wsparcia, jakby był jedyną osobą, która naprawdę rozumie, przez co teraz przechodziła. A może nie rozumiał, a miał po prostu tyle cierpliwości, że znosił wszystkie jej wybuchy.
Nawet, teraz kiedy zaciskał palce na kostkach śródręcza, nie potrafiła cofnąć dłoni, złakniona bliskości i oparcia, wszystkiego tego, co jej oferował. Pozwoliła się prowadzić, trzymając się blisko, jakby jego ochrona obejmowała tylko określony zakres terytorialny. W końcu przystanęli przy skrzyniach i beczkach, więc oprócz zapachu morza, czuła też dotkliwiej złowione ryby, ale nie przeszkadzało jej to w podjęciu rozmowy.
- Ile miałeś lat, kiedy zacząłeś wypływać? - pytała właściwie o sam początek jego przygody, ciekawa, od czego się zaczęło i jak wyglądała jego droga, aż do tego momentu. Nie spodziewała się, że nagle opowie jej całą historię życia, ale złapała się na tym, że chciała ją poznać, chciała wiedzieć o nim więcej, bo przez ostatnie tygodnie zbliżyli się do siebie i poczuła więź, której się nie spodziewała, a którą w zasadzie odrzucała, nie dopuszczając natrętnych myśli. Na szczęście miała teraz wystarczający chaos w życiu, żeby jej umysł pozostawał zajęty i niedostępny na przesadne analizowanie. W obecnym stanie i tak nie potrafiłaby podjąć racjonalnych decyzji, więc po prostu trwała, idąc z nurtem rzeki, starając się nie potknąć i nie rozbić głowy o ostre kamienie na dnie. Wiele rzeczy mogło pójść nie tak, a nie była taka przekonana, że najgorsze już jest za nią. Miała wrażenie, że zła passa trwa i łatwo nie odpuści, a przecież już teraz ledwo funkcjonowała.
Potrzebowała oddechu, a Arthur starał się jej pomóc, jak najlepiej potrafił, choć nie było jednego dobrego sposobu, a ona zdawała się sabotować każdy przejaw dobrej woli. Na jego miejscu byłaby zmęczona, pewnie już by się poddała, tymczasem jego wytrwałość wzbudzała podziw, a jednocześnie prowokowała do testowania limitów. Ile jeszcze wytrzymają?
Arthur Mortensen
Re: 07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen Sro 25 Sty - 15:21
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Woń morza zawsze go uspokajała, kojąc nerwy dając, tym samym możliwość złapania oddechu oraz strzępu racjonalnej myśli, tak było odkąd, tylko pamiętał już będąc małym dzieckiem spoglądał na spienione fale uderzające o kamienistą plażę, jak rozbite brylanty tańczyły w powietrzu nim opadły siarczystą wilgotną chmurką na kamień – lubił to. Obserwacja rybaków, co dnia wypływających przed świtem w morze i wracających przed południem z sieciami często wypełnionymi po brzegi darami z dna. Niezwykle harmonijne zdawało mu się, to życie nie wiedział, wszak jeszcze tak wiele o jego trudach i ciemnych stronach. Z czasem obraz ten powoli nabierał kolorów poznawszy ból rozczarowania, jęk zawodu, posmak niesprawiedliwości, to jednak zawsze morze pozostawało, bez zmian tym samym miejscem i środkiem zarazem, które wprawiało go w dobry nastrój przeganiając wszelkie złe myśli. Tak patrząc obiektywnie na jej pytanie, mógł przyznać się na starcie, że wypłynął raz jeden za dzieciaka na otwarte wody w ukradzionym kutrze rybackim, a proceder ten, o mały włos nie przepłaci życiem. Tak zielony wówczas był, tak nieobeznany w nawigacji i nieporadny w pokonywaniu mil morskich, że tylko łaska bogów uchroniła go w tym dniu przed pójściem na dno, czy rozbiciem się na mieliźnie. Z czasem jednak wiedział, więcej kształtując się w tym, a swoją pasję przekuwał w coś, wokół czego kręciło się jego całe życie. Nieprzerwanie pochłaniając wiedzę na temat prądów i fachowych zagadnień kierowany ciekawością świata napędzał się tym. Awanse i zaszczyty powoli przychodziły, aby przed trzydziestką objąć oficerskie obowiązki i stać się cenionym elementem w układance Kompanii Morskiej. To jednak nie był koniec jego aspiracji, lecz ambicje trzymały go wyłącznie na morzu, jego mierna linia edukacji zdecydowanie na tym cierpiała odsłaniając braki w wielu aspektach, ale z drugiej strony to, co przeżył i doświadczył, było nieporównywalnie cenniejsze dla przemytnika, niżeli wiedza zdobywana w salach wykładowych.
– Zacząłem, będąc nastolatkiem, lecz wówczas była to bardziej robota na czarno, aby tylko dorobić. Chłopiec okrętowy; od wszystkiego, co tylko możesz sobie wyobrazić na statku. Później, gdy skończyłem edukację i ukończyłem odpowiednie szkolenia, już na dobre zagościłem w szeregach marynarzy – Wyznając jej swą przeszłość, od czego to wszystko się zaczęło spoglądał na okręt Guildensternów z kwaśnym, nieodgadnionym śmiechem, lecz po chwili powrócił do niej zmieniając zupełnie wyraz na spokojniejszy, bardziej naturalny sobie. – To, co robisz, ta praca wypływa z pasji, czy spod dyktanda rodziny? – Był ciekaw tego, czy kobieta potrafi zrozumieć, to co mówił, stąd zadane pytanie, tak prosta rozmowa, a jednak kryła w sobie pokłady czegoś więcej, miał wrażenie, jakby otwierał się, przed nią z zupełnie innej strony odsłaniając brud i cienie przeszłości, ale również pokazując siłę charakteru i wytrwałość w dążeniu do realizacji pragnień. Schował jej chłodne dłonie w kokonie własnych zakleszczając je na tyle luźno, by nie odczuła dyskomfortu, a na tyle skutecznie by mogła się ogrzać. Spoglądał na nią z troską malującą się na spokojnej niezmąconej złą rysą twarzy.
– Zacząłem, będąc nastolatkiem, lecz wówczas była to bardziej robota na czarno, aby tylko dorobić. Chłopiec okrętowy; od wszystkiego, co tylko możesz sobie wyobrazić na statku. Później, gdy skończyłem edukację i ukończyłem odpowiednie szkolenia, już na dobre zagościłem w szeregach marynarzy – Wyznając jej swą przeszłość, od czego to wszystko się zaczęło spoglądał na okręt Guildensternów z kwaśnym, nieodgadnionym śmiechem, lecz po chwili powrócił do niej zmieniając zupełnie wyraz na spokojniejszy, bardziej naturalny sobie. – To, co robisz, ta praca wypływa z pasji, czy spod dyktanda rodziny? – Był ciekaw tego, czy kobieta potrafi zrozumieć, to co mówił, stąd zadane pytanie, tak prosta rozmowa, a jednak kryła w sobie pokłady czegoś więcej, miał wrażenie, jakby otwierał się, przed nią z zupełnie innej strony odsłaniając brud i cienie przeszłości, ale również pokazując siłę charakteru i wytrwałość w dążeniu do realizacji pragnień. Schował jej chłodne dłonie w kokonie własnych zakleszczając je na tyle luźno, by nie odczuła dyskomfortu, a na tyle skutecznie by mogła się ogrzać. Spoglądał na nią z troską malującą się na spokojnej niezmąconej złą rysą twarzy.
Vivian Sørensen
Re: 07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen Sro 25 Sty - 23:22
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Morze zawsze kojarzyło się jej z czymś potężnym, z siłą, z którą nie należy igrać - nie pamiętała, czy za tym stachem kryła się jakaś historia, ale miała wrażenie, że ciemna toń wody może ją porwać. Wiedziała, że nie poradziłaby sobie na takiej wyprawie, nie byłaby w żadnym stopniu użyteczna i choć podziwiała pracę marynarzy, którzy poświęcali swoje życie na pływanie i transport niezbędnych produktów, tak nie potrafiła zrozumieć tej pasji i pociągu do niebezpieczeństwa. Morska toń skrywała wiele tajemnic, nawet ona to wiedziała, a perspektywa wypadnięcia za burtę do lodowatej wody była więcej niż przerażająca. Aż się wzdrygnęła na samą myśl i chętniej skupiła się na słuchaniu mężczyzny.
- Jak to się stało, że cię zwerbowali? Obserwowałeś wcześniej marynarzy i sam zapragnąłeś takiego życia, czy był ktoś, kto pchnął cię w tym kierunku i nadał sens? - zapytała o szczegóły, bo skoro już rozmawiali i otwierali się przed sobą, skoro miała go poznać, to chciała zrobić to dobrze i mieć pełen obraz.
Właściwie po raz pierwszy mieli okazję, by się lepiej poznać, bo wcześniej zawsze jakiś czynnik wchodził w drogę i zaburzał ład spokojnej rozmowy. Brakowało jej harmonii między temperamentem i szaleństwem, a opanowaniem i spokojem, a choć starała się z całych sił wrócić do dawnej siebie, to wciąż nie potrafiła nad sobą zapanować. Zadziwiające jak wiele może zmienić jedno niefortunne zdarzenie.
- Czy jedno wyklucza drugie? - zapytała, wciąż wpatrując się w horyzont, szukając tam odpowiedzi, które nie nadchodziły. Powoli przeniosła na niego matowe w wykończeniu spojrzenie, ale przywołała na twarz delikatny uśmiech, odrobinę mechaniczny, jakby ćwiczyła go kilka dni przed lustrem. Ujmował ją tymi drobnymi gestami, które pokazywały troskę i uczucie, dlatego nie protestowała, gdy postanowił ogrzać jej dłonie swoimi. Opuściła wzrok na kokon bezpieczeństwa, który dla niej stworzył i zastanawiała się, czy w ogóle na to zasługiwała.
- Od najmłodszych lat byłam nakierowywana na jubilerstwo, więc można powiedzieć, że spod dyktanda rodziny. Z drugiej strony sama z siebie przejawiałam zainteresowanie i dryg, może szczyptę talentu, a z czasem wzrosło to do rangi pasji - miała nadzieję, że dobrze ją zrozumie, bo choć to faktycznie rodzice zapoczątkowali jej ścieżkę kariery, tak potem ona przejęła stery i była im wdzięczna za wkład w rozpoczęcie tej drogi. - Myślę, że moje preferencje nie były bez znaczenia, bo Karla próbowali tak samo nastawić na rodzinny interes, a jednak wyłamał się z kręgu życia Sørensenów.
Co prawda płacił za to swoją cenę, ale mając do wyboru zostanie czarną owcą rodziny albo wykonywanie zawodu z pasji, nie przymusu, to ostatecznie wyszło mu to na dobre i Vivian od początku go w tym wspierała. Natomiast sama dla siebie nie widziała innej drogi.
- Idziemy? - chciała już wejść na drakkar i zasmakować przynajmniej namiastki życia marynarza. Na pewno będzie czuła się niepewnie, prawdopodobnie nie na miejscu, ale potrzebowała odskoczni i miała nadzieję, że to właśnie uzyska po spróbowaniu czegoś nowego.
- Jak to się stało, że cię zwerbowali? Obserwowałeś wcześniej marynarzy i sam zapragnąłeś takiego życia, czy był ktoś, kto pchnął cię w tym kierunku i nadał sens? - zapytała o szczegóły, bo skoro już rozmawiali i otwierali się przed sobą, skoro miała go poznać, to chciała zrobić to dobrze i mieć pełen obraz.
Właściwie po raz pierwszy mieli okazję, by się lepiej poznać, bo wcześniej zawsze jakiś czynnik wchodził w drogę i zaburzał ład spokojnej rozmowy. Brakowało jej harmonii między temperamentem i szaleństwem, a opanowaniem i spokojem, a choć starała się z całych sił wrócić do dawnej siebie, to wciąż nie potrafiła nad sobą zapanować. Zadziwiające jak wiele może zmienić jedno niefortunne zdarzenie.
- Czy jedno wyklucza drugie? - zapytała, wciąż wpatrując się w horyzont, szukając tam odpowiedzi, które nie nadchodziły. Powoli przeniosła na niego matowe w wykończeniu spojrzenie, ale przywołała na twarz delikatny uśmiech, odrobinę mechaniczny, jakby ćwiczyła go kilka dni przed lustrem. Ujmował ją tymi drobnymi gestami, które pokazywały troskę i uczucie, dlatego nie protestowała, gdy postanowił ogrzać jej dłonie swoimi. Opuściła wzrok na kokon bezpieczeństwa, który dla niej stworzył i zastanawiała się, czy w ogóle na to zasługiwała.
- Od najmłodszych lat byłam nakierowywana na jubilerstwo, więc można powiedzieć, że spod dyktanda rodziny. Z drugiej strony sama z siebie przejawiałam zainteresowanie i dryg, może szczyptę talentu, a z czasem wzrosło to do rangi pasji - miała nadzieję, że dobrze ją zrozumie, bo choć to faktycznie rodzice zapoczątkowali jej ścieżkę kariery, tak potem ona przejęła stery i była im wdzięczna za wkład w rozpoczęcie tej drogi. - Myślę, że moje preferencje nie były bez znaczenia, bo Karla próbowali tak samo nastawić na rodzinny interes, a jednak wyłamał się z kręgu życia Sørensenów.
Co prawda płacił za to swoją cenę, ale mając do wyboru zostanie czarną owcą rodziny albo wykonywanie zawodu z pasji, nie przymusu, to ostatecznie wyszło mu to na dobre i Vivian od początku go w tym wspierała. Natomiast sama dla siebie nie widziała innej drogi.
- Idziemy? - chciała już wejść na drakkar i zasmakować przynajmniej namiastki życia marynarza. Na pewno będzie czuła się niepewnie, prawdopodobnie nie na miejscu, ale potrzebowała odskoczni i miała nadzieję, że to właśnie uzyska po spróbowaniu czegoś nowego.
Arthur Mortensen
Re: 07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen Czw 26 Sty - 12:27
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Podobały mu się pytania Vivian w gruncie rzeczy dotychczas, mieli ogólny zarys tego, co robią, czym się na co dzień zajmują, nigdy nie ciągnąc tematu, tym samym głębiej się nad nim pochylając, to było coś innego, ta rozmowa stanowiła jeden z kluczowych puzzli w układance pełniła formę pewnej fundamentalnej wiedzy, o kimś bliższym dlatego też Arthur pragnął odpowiedzieć kobiecie wyczerpująco, bez owijania w bawełnę, czy pomijania kluczowych informacji, to było dla niego niezwykle istotne, aby ta miała pełny obraz tego, co go w zawodzie, będącym spełnieniem pasji popycha i napędza jednocześnie oraz dlaczego nie rzuci tego dla czegoś stabilniejszego, może mniej intratnego, ale znacznie bezpieczniejszego. Wiedział, że kobieta ma mglistą świadomość związaną z jego drugim zawodem, tym co robił w cieniu, jako przemytnik, jednakże nie zamierzał jej teraz, tego zdradzać uznając, że mógłby zbyt zdominować temat rozmowy, co więcej wolał mieć pewność jej uczucia i lojalności, nim zedrze z siebie prawdę, która mogłaby zaprowadzić go wprost do ciasnej celi. Ponad wszystko wolał rozmowę zajmującą pozytywnie, niżeli mającą wydźwięk przygnębiający, a w jej sytuacji psychicznej, jak i fizycznej dodatkowa porcja obciążenia, bynajmniej nie była wskazana.
– Morze mam wpisane we krwi; przyciąga mnie, czuje się wolny, tęsknię za nim, to ono daje mi możliwość rozprostowania skrzydeł. Myślę, że po części zainspirowały mnie opowieści o piratach czytane na dobranoc przez mamę. Nie mogę wykluczyć tego, że połowę dzieciństwa spędziłem w tawernach i karczmach, gdzie głównie przebywali ludzie związani z morzem, a też jakiś wpływ, chociaż znikomy, mógł pozostawić mglisty cień wiecznie nieobecnego ojca, którego nigdy nie poznałem, ale wiem, że był marynarzem. Podobno odszedł, gdy wchodziłem pod stół na stojąco. Nigdy o tym z nią nie rozmawiałem. – Urwał, jakby bojąc, czy raczej nie chcąc dokończyć myśli, bo wiedział, że pewnych tematów już zwyczajnie nie ma z kim poruszyć, a nie będąc pewnym dźwięku własnego głosu na wspominkę o matce, wolał przerwać tę opowieść, w tym miejscu. Był dorosłym człowiekiem, który miał to szczęście, że wychowała go kobieta, która pokazała mu czym, jest; miłość, dobroć i poświęcenie. Nigdy nie czuł przemożnej potrzeby w szukaniu człowieka, który przyczynił się do jego przyjścia na świat. A na swojej drodze napotykał różnych ludzi, niektórzy z nich byli mu bliżsi swą obecnością stawiając palisadę, chroniącą przed samotnością. Teraz był sam, co jednak nie było takie dotkliwe, bo miał psa, a życie toczyło się dalej. W pamięci pielęgnując dobre chwile, nigdy nie zapomni o nich.
Widział jej słaby, wręcz mizerny uśmiech, a w zmatowiałych; szarobłękitnych oczach wyczuwał obojętność i strach. To jednak go nie odpychało, wręcz przeciwnie, chciał zawalczyć o odzyskanie dawnego błysku i siły, jaka przepełniała tę dziewczynę. Czuł, że nie bez powodu przeznaczenie, los, a może bogowie ich ze sobą złączyli w tak trudnym momencie życia. Nie chciał pozostawić jej samej, chociaż wiedział, że niektóre kwestie pozostają nierozwiązane i żałował tego, niestety nie mógł wywierać na niej presji, to była wyłącznie jej decyzja, a on mógł pozostać w tym wszystkim, tylko sobą.
– Rozumiem, cieszę się z tego, bo chyba wiem, co czujesz. Myślę, że ta pasja może przerodzić się w miłość, a ta nigdy nie bywa wyłącznie jednokolorowa; ma swoje gorzkie chwile, lecz również daje ogrom szczęścia i napędza nas w rozwoju. Dlatego będę ci kibicował w tym. – Odparł, z przekonaniem, a kiedy zapragnęła się ruszyć skinął głową, lecz nie podał jej ponownie dłoni, aby go ujęła. Zrobił coś znacznie przyjemniejszego obejmując ją czule ramieniem przyciągnął do siebie i pocałował w skroń. – Chodźmy, a jak ci się spodoba, to gdy tylko pogoda się ociepli zabiorę cię w rejs swoim drakkarem – odrobinę, przesadził z nazewnictwem, bowiem posiadał zaledwie langskip typu: snekkar, który i tak nie należał do takich maleńkich, wręcz w porównaniu do zwykłej łódki, którą można pływać po jeziorze wyglądał ogromnie, ale nic to dziwnego, jego okręt był przygotowany do pokonywania morskich fal. – Również, jak ten drakkar mam na swoim wyrzeźbioną głowę smoka – wskazał palcem wolnej ręki dziobnicę. – Te rzeźby, niegdyś montowano po to, by odstraszały bóstwa opiekujące się osadami, na które wikingowie najeżdżali. – Wchodząc na pokład, czuł pod sobą nie tylko skrzypiące deski wiekowego okrętu, ale i ogrom historii. Prowadząc blondynkę na sterburtę pozwalał, by cieszyła się widokiem jednocześnie będąc otwartym na pytania.
– Morze mam wpisane we krwi; przyciąga mnie, czuje się wolny, tęsknię za nim, to ono daje mi możliwość rozprostowania skrzydeł. Myślę, że po części zainspirowały mnie opowieści o piratach czytane na dobranoc przez mamę. Nie mogę wykluczyć tego, że połowę dzieciństwa spędziłem w tawernach i karczmach, gdzie głównie przebywali ludzie związani z morzem, a też jakiś wpływ, chociaż znikomy, mógł pozostawić mglisty cień wiecznie nieobecnego ojca, którego nigdy nie poznałem, ale wiem, że był marynarzem. Podobno odszedł, gdy wchodziłem pod stół na stojąco. Nigdy o tym z nią nie rozmawiałem. – Urwał, jakby bojąc, czy raczej nie chcąc dokończyć myśli, bo wiedział, że pewnych tematów już zwyczajnie nie ma z kim poruszyć, a nie będąc pewnym dźwięku własnego głosu na wspominkę o matce, wolał przerwać tę opowieść, w tym miejscu. Był dorosłym człowiekiem, który miał to szczęście, że wychowała go kobieta, która pokazała mu czym, jest; miłość, dobroć i poświęcenie. Nigdy nie czuł przemożnej potrzeby w szukaniu człowieka, który przyczynił się do jego przyjścia na świat. A na swojej drodze napotykał różnych ludzi, niektórzy z nich byli mu bliżsi swą obecnością stawiając palisadę, chroniącą przed samotnością. Teraz był sam, co jednak nie było takie dotkliwe, bo miał psa, a życie toczyło się dalej. W pamięci pielęgnując dobre chwile, nigdy nie zapomni o nich.
Widział jej słaby, wręcz mizerny uśmiech, a w zmatowiałych; szarobłękitnych oczach wyczuwał obojętność i strach. To jednak go nie odpychało, wręcz przeciwnie, chciał zawalczyć o odzyskanie dawnego błysku i siły, jaka przepełniała tę dziewczynę. Czuł, że nie bez powodu przeznaczenie, los, a może bogowie ich ze sobą złączyli w tak trudnym momencie życia. Nie chciał pozostawić jej samej, chociaż wiedział, że niektóre kwestie pozostają nierozwiązane i żałował tego, niestety nie mógł wywierać na niej presji, to była wyłącznie jej decyzja, a on mógł pozostać w tym wszystkim, tylko sobą.
– Rozumiem, cieszę się z tego, bo chyba wiem, co czujesz. Myślę, że ta pasja może przerodzić się w miłość, a ta nigdy nie bywa wyłącznie jednokolorowa; ma swoje gorzkie chwile, lecz również daje ogrom szczęścia i napędza nas w rozwoju. Dlatego będę ci kibicował w tym. – Odparł, z przekonaniem, a kiedy zapragnęła się ruszyć skinął głową, lecz nie podał jej ponownie dłoni, aby go ujęła. Zrobił coś znacznie przyjemniejszego obejmując ją czule ramieniem przyciągnął do siebie i pocałował w skroń. – Chodźmy, a jak ci się spodoba, to gdy tylko pogoda się ociepli zabiorę cię w rejs swoim drakkarem – odrobinę, przesadził z nazewnictwem, bowiem posiadał zaledwie langskip typu: snekkar, który i tak nie należał do takich maleńkich, wręcz w porównaniu do zwykłej łódki, którą można pływać po jeziorze wyglądał ogromnie, ale nic to dziwnego, jego okręt był przygotowany do pokonywania morskich fal. – Również, jak ten drakkar mam na swoim wyrzeźbioną głowę smoka – wskazał palcem wolnej ręki dziobnicę. – Te rzeźby, niegdyś montowano po to, by odstraszały bóstwa opiekujące się osadami, na które wikingowie najeżdżali. – Wchodząc na pokład, czuł pod sobą nie tylko skrzypiące deski wiekowego okrętu, ale i ogrom historii. Prowadząc blondynkę na sterburtę pozwalał, by cieszyła się widokiem jednocześnie będąc otwartym na pytania.
Vivian Sørensen
Re: 07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen Pon 27 Lut - 0:08
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Towarzystwo Arthura było kojące i choć nie zapomniała o wszystkich zdarzeniach ostatnich tygodni, tak przy nim łatwiej było je znosić. Wiedział o wszystkim, co ją spotkało, wspierał ją na każdym kroku i okazywał morze cierpliwości, a ona nie była nawet blisko odwdzięczenia mu się za jego dobroć. Pewnie nie musiała, ale nie lubiła tego poczucia długu, dlatego zwykle starała się rekompensować czyjś trud. A on nie miał z nią lekko, zdawała sobie sprawę z tego, że jest utrapieniem, ale on dzielnie to znosił, a nawet starał się ją motywować do powrotu do normalności.
Nawet teraz zwykła rozmowa o jego pasji, pozwoliła jej odwrócić uwagę od nieprzyjemnych kwestii zalegających w jej umyśle niczym zgniłe mięso zamknięte w szafce, do którego nie miała kluczyka. Nie potrafiła się tam dostać i zrobić porządek, a zepsuta zawartość rozprzestrzeniała się na kolejne aspekty jej życia, utrudniając funkcjonowanie. Skupiła na nim wzrok, poświęcając mu uwagę, szczerze ciekawa jego przeszłości. Mieli teraz wyjątkową okazję, żeby dowiedzieć się o sobie więcej i nadrobić zaległości w poznawaniu, które dotychczas przyćmione były mocniejszymi wydarzeniami, które w ogólnym rozrachunku również ich zbliżały, ale w bardziej intensywny sposób.
- Jesteś nieustraszony już od dziecka, skoro opowieści o piratach cię zainspirowały - cóż za nieudolna próba żartu, skwitowana bladym uśmiechem. Byli całkowicie różni pod tym względem, może pod każdym względem, może to ich do siebie przyciągało. Ona kojarzyła morze z ciemnością i licznymi niebezpieczeństwami, morskie opowieści nigdy nie przykuwały jej uwagi, natomiast mężczyzna czuł się tam wolny. Nie była w stanie w pełni tego zrozumieć, ale też nie zamierzała tego kwestionować, bo jej pasja do jubilerstwa również jest przez większość niezrozumiała. Oczywiście kobiety (w większości) lubią błyskotki i chętnie je noszą, co dla niektórych jest wręcz koniecznością, ale już samo wytwarzanie nie zajmuje ich myśli. Jej rodzina wpoiła jej od najmłodszych lat miłość do tego zawodu i jakimś cudem z biegiem lat nie zdołała go obrzydzić. Nie każdy miał tyle szczęścia, jak choćby Arthur, który poszedł w ślady ojca przez jego brak.
- Przykro mi. Nie próbowałeś go szukać? - zapytała, zerkając na niego z ukosa. Byłoby to zrozumiałe, bo skoro własny rodzic nie chce mieć do czynienia z dzieckiem, to po co miałby go szukać? Z drugiej strony tęsknota jest czasami czynnikiem, którego nie da się zignorować, więc nie zdziwiłaby się, gdyby podjął taką próbę. Domyślała się, że dla matki był to na tyle bolesny temat, że nie chciała go poruszać. Z drugiej strony to dość samolubne zatrzymywać tak ważne informacje tylko dla siebie, ale daleka była od oceniania. Każdy ma jakieś powody do działania w określony sposób, a świat nie jest czarno-biały.
- Myślę, że to już jest miłość. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić cokolwiek innego. Dodaj do tego pracoholizm i wychodzi niezdrowa obsesja, ale zaczęłam z tym walczyć od początku roku - nagle urwała, a jej twarz wykrzywił grymas, bo jej próby zachowania równowagi między pracą a życiem towarzyskim zostały brutalnie zdeptane przez atak i traumę, z którą wciąż się zmagała.
Zesztywniała na moment, gdy przyciągnął ją do siebie, bo takie gesty jeszcze wprawiały ją w lekką konsternację, bo pomimo że czuła się przy nim bezpiecznie, to jej instynkt działał automatycznie i próbował wyszukiwać zagrożenia, nawet jeśli go nie było. Westchnęła cicho po muśnięciu ustami jej skroni, ale nie protestowała, bo w gruncie rzeczy takimi drobnymi czułościami sprawiał, że małymi kroczkami wracała do normalności, ale droga przed nią była jeszcze długa i zawiła.
- W rejs? Nie wiem, czy się do tego nadaję - odparła z obawą w głosie. Być może jej strach przed wodą został spotęgowany przez ogólne rozchwianie emocjonalne, ale niepokoiła ją ta wizja.
- Ale teraz pełnią funkcję wyłącznie dekoracyjną? - była zielona w temacie, ale nie bała się zadawać pytań. W normalnym stanie może Arthur próbowałby się z niej nabijać albo się przekomarzać, ale obecnie nie była w najlepszej kondycji do takich zagrywek.
Prowadził ją po pokładzie i choć dalej była bez życia, to starała się rozglądać i wyłapywać jak najwięcej szczegółów. Nie wyobrażała sobie spędzić na tak ograniczonej przestrzeni kilka tygodni. Zemdliłoby ją chyba od widoku morza dookoła, dzień w dzień. Nie mówiąc już o chorobie morskiej, którą z pewnością posiadała.
- Ile trwał twój najdłuższy rejs? - zapytała, próbując sobie jeszcze zobrazować, jak wygląda codzienność pracy marynarza.
Nawet teraz zwykła rozmowa o jego pasji, pozwoliła jej odwrócić uwagę od nieprzyjemnych kwestii zalegających w jej umyśle niczym zgniłe mięso zamknięte w szafce, do którego nie miała kluczyka. Nie potrafiła się tam dostać i zrobić porządek, a zepsuta zawartość rozprzestrzeniała się na kolejne aspekty jej życia, utrudniając funkcjonowanie. Skupiła na nim wzrok, poświęcając mu uwagę, szczerze ciekawa jego przeszłości. Mieli teraz wyjątkową okazję, żeby dowiedzieć się o sobie więcej i nadrobić zaległości w poznawaniu, które dotychczas przyćmione były mocniejszymi wydarzeniami, które w ogólnym rozrachunku również ich zbliżały, ale w bardziej intensywny sposób.
- Jesteś nieustraszony już od dziecka, skoro opowieści o piratach cię zainspirowały - cóż za nieudolna próba żartu, skwitowana bladym uśmiechem. Byli całkowicie różni pod tym względem, może pod każdym względem, może to ich do siebie przyciągało. Ona kojarzyła morze z ciemnością i licznymi niebezpieczeństwami, morskie opowieści nigdy nie przykuwały jej uwagi, natomiast mężczyzna czuł się tam wolny. Nie była w stanie w pełni tego zrozumieć, ale też nie zamierzała tego kwestionować, bo jej pasja do jubilerstwa również jest przez większość niezrozumiała. Oczywiście kobiety (w większości) lubią błyskotki i chętnie je noszą, co dla niektórych jest wręcz koniecznością, ale już samo wytwarzanie nie zajmuje ich myśli. Jej rodzina wpoiła jej od najmłodszych lat miłość do tego zawodu i jakimś cudem z biegiem lat nie zdołała go obrzydzić. Nie każdy miał tyle szczęścia, jak choćby Arthur, który poszedł w ślady ojca przez jego brak.
- Przykro mi. Nie próbowałeś go szukać? - zapytała, zerkając na niego z ukosa. Byłoby to zrozumiałe, bo skoro własny rodzic nie chce mieć do czynienia z dzieckiem, to po co miałby go szukać? Z drugiej strony tęsknota jest czasami czynnikiem, którego nie da się zignorować, więc nie zdziwiłaby się, gdyby podjął taką próbę. Domyślała się, że dla matki był to na tyle bolesny temat, że nie chciała go poruszać. Z drugiej strony to dość samolubne zatrzymywać tak ważne informacje tylko dla siebie, ale daleka była od oceniania. Każdy ma jakieś powody do działania w określony sposób, a świat nie jest czarno-biały.
- Myślę, że to już jest miłość. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić cokolwiek innego. Dodaj do tego pracoholizm i wychodzi niezdrowa obsesja, ale zaczęłam z tym walczyć od początku roku - nagle urwała, a jej twarz wykrzywił grymas, bo jej próby zachowania równowagi między pracą a życiem towarzyskim zostały brutalnie zdeptane przez atak i traumę, z którą wciąż się zmagała.
Zesztywniała na moment, gdy przyciągnął ją do siebie, bo takie gesty jeszcze wprawiały ją w lekką konsternację, bo pomimo że czuła się przy nim bezpiecznie, to jej instynkt działał automatycznie i próbował wyszukiwać zagrożenia, nawet jeśli go nie było. Westchnęła cicho po muśnięciu ustami jej skroni, ale nie protestowała, bo w gruncie rzeczy takimi drobnymi czułościami sprawiał, że małymi kroczkami wracała do normalności, ale droga przed nią była jeszcze długa i zawiła.
- W rejs? Nie wiem, czy się do tego nadaję - odparła z obawą w głosie. Być może jej strach przed wodą został spotęgowany przez ogólne rozchwianie emocjonalne, ale niepokoiła ją ta wizja.
- Ale teraz pełnią funkcję wyłącznie dekoracyjną? - była zielona w temacie, ale nie bała się zadawać pytań. W normalnym stanie może Arthur próbowałby się z niej nabijać albo się przekomarzać, ale obecnie nie była w najlepszej kondycji do takich zagrywek.
Prowadził ją po pokładzie i choć dalej była bez życia, to starała się rozglądać i wyłapywać jak najwięcej szczegółów. Nie wyobrażała sobie spędzić na tak ograniczonej przestrzeni kilka tygodni. Zemdliłoby ją chyba od widoku morza dookoła, dzień w dzień. Nie mówiąc już o chorobie morskiej, którą z pewnością posiadała.
- Ile trwał twój najdłuższy rejs? - zapytała, próbując sobie jeszcze zobrazować, jak wygląda codzienność pracy marynarza.
Arthur Mortensen
Re: 07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen Wto 28 Lut - 23:42
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Spoglądał na pannę Sørensen długo w milczeniu po tym, jak wypowiedziała słowa, które mógł uznać za komplement, ale jakie również wywołały w nim szczyptę zmieszania połączoną z wyrazem zakłopotanego uśmiechu, a wszystko to z tego względu, że podświadomie kobieta celowała bardzo trafnie, co prawda w jakimś sensie spełnił swe marzenia z dzieciństwa, patrząc przynajmniej przez pryzmat drugiego zawodu i jego nie do końca legalne przedstawienie w świetle prawa, jednocześnie nie patrzył nigdy na siebie w ten sposób, mianowicie nie nazwałby się nigdy tak odważnym człowiekiem. Raczej więcej w tym wszystkim zawsze było głupoty i nierozwagi, niżeli samej w sobie odwagi.
– Nie wiem, czy jestem nieustraszony. Chyba po prostu staram się postępować słusznie. Wiem to dość zawoalowany temat i miałaś na myśli, coś innego, ale po prostu, chciałem to powiedzieć, byś nie idealizowała moich czynów. – Czuł, że mimo żartobliwego tonu w jakimś stopniu wypływała w tym prawda, którą kryje w myślach. Szczerze mówiąc nie wiedział, co o tym myśleć, zależało mu w głównej mierze na tym, aby w jej oczach był zawsze po prostu kimś, przy kim czuje się bezpiecznie, tylko tyle, a może aż tyle?
– To pasja, to prawda. Miłość, która bywa niewdzięczna i okrutna. Ale to mój żywioł i mówiąc uczciwie sam wybrałem tę drogę. Chyba taka moja natura, że wolność cenię ponad wszystko. – Dodał, słowem końca odnośnie morza wiedział, że temat ten, mógłby całkowicie zdominować w ich rozmowie, ale pragnął poznawać również ją i myśli, jakie kłębiły się w meandrach jej umysłu, to go intrygowało.
A powracając do jej pytania odnośnie ojca, to te było zaskakujące, bo nie przypominał sobie, aby ktokolwiek, kiedykolwiek tak go zgłębiał, to mu też nie przeszkadzało, lecz pokiwał jedynie przecząco głową. Był człowiekiem dumnym, ale również wdzięcznym temu, jak został wychowany, a szukanie kogoś, kto wyłącznie przyczynił się do jego pojawienia się na świecie, lecz nie brał odpowiedzialności za kształtowanie owocu tej miłości, budziło w marynarzu niechęć.
– Podoba mi się, to co mówisz. Cieszę się, że tak, to czujesz mam, na myśli twoją pracę, bo wydaje mi się, że dzięki temu zrozumieniu łatwiej zaakceptujesz moje pasje i będziesz wiedziała, co czuje, gdy ci o nich opowiadam. – Będąc zupełnie szczerym odkrywanie Vivian „na nowo” budziło w przemytniku różne emocje, ale jedna z nich wyróżniała się na tle innych, bowiem czuł, że to, co względem niej czuje, to nie zwykłe zauroczenie, które przeminie po kilku tygodniach, a coś znacznie mocniejszego, jakby upewniał się w tym, iż książka, jaka zainteresowała go swą historią ma również głęboki przekaz i wiele wątków pobocznych, jakie pragnie zgłębić, a z czasem poznać każdy z nich. To zaskakująco interesujące, ba fascynujące z punktu widzenia Arthura, mieć z kimś taką więź, a jednocześnie zadawać pytania, choćby o ulubiony kolor, czy inne temu podobne przyziemne pierdoły.
– Nie martw się niczym. Mam wprawę w pływaniu samotnie magicznym drakkarem, a ty, byś po prostu podziwiała widoki z miejsca pasażera. – Wyczuł w tonie dziewczyny niepewność, stąd uderzył w jak podejrzewał nuty, jakie mogły ją spowodować, chcąc upewnić, że nie ma podstaw do obaw i byłaby w dobrych rękach. – Ponadto znam okoliczne wody wybitnie dobrze i zapewniam, że nic ci nie grozi. – Trudno było polemizować, gdyż faktycznie pływanie po zmroku, często w kiepskich warunkach atmosferycznych sprawiło, iż linię brzegową północnych skrawków półwyspu Skandynawskiego znał wybitnie dobrze.
– No wiesz… od czasu, do czasu zdarza się jeszcze nam napadać na osady śniących i palić wsie… – Zakręcił oczami, a kąciki ust drgały lekko w powstrzymywanym uśmiechu. – To naprawdę stary okręt. Ale niegdyś był świadkiem wspaniałych wydarzeń, choćby takich, jak polowanie na krakena w XIX wieku, gdzie to Egil żeglarz, pokonał monstrum. – Dopowiedział, znaną mu doskonale jedną z ciekawszych historii.
Jej pytanie wcale go nie zaskoczyło, wręcz spodziewał się, że padnie. – To zależy od kontraktu, mogą być krótsze, ale i nawet takie, co trwają kilka miesięcy. Oczywiście magia zapewnia wiele udogodnień i to nie to samo, co bezradne pływanie śniących na drewnianej łupinie w wiekach ciemnych. Więc nie ma takiej tragedii – Czuł jej zaniepokojenie, niemal wyczuwał ciężar samopoczucia, które ją przygniatało, ale mimo to starał się, być promieniem słońca w pochmurny dzień i dawać na każdym kroku pokrzepienie. Kiedy doszli do burty i oparli się o jej drewnianą krawędź przyciągnął, bez słowa ponownie Vivian do siebie.
– Jeśli czujesz się przytłoczona powiedz, tylko słowo, a wrócimy do domu. – Zależało mu na tym, aby poznać, jak się czuje i czy nie zmusza się do niczego. Martwił się. Nie wypuszczał jej z delikatnego uścisku, którym chronił jubilerkę przed chłodnym wiatrem znad zatoki. Czekał cierpliwie na to, co powie i wówczas dopiero zareagował.
– Nie wiem, czy jestem nieustraszony. Chyba po prostu staram się postępować słusznie. Wiem to dość zawoalowany temat i miałaś na myśli, coś innego, ale po prostu, chciałem to powiedzieć, byś nie idealizowała moich czynów. – Czuł, że mimo żartobliwego tonu w jakimś stopniu wypływała w tym prawda, którą kryje w myślach. Szczerze mówiąc nie wiedział, co o tym myśleć, zależało mu w głównej mierze na tym, aby w jej oczach był zawsze po prostu kimś, przy kim czuje się bezpiecznie, tylko tyle, a może aż tyle?
– To pasja, to prawda. Miłość, która bywa niewdzięczna i okrutna. Ale to mój żywioł i mówiąc uczciwie sam wybrałem tę drogę. Chyba taka moja natura, że wolność cenię ponad wszystko. – Dodał, słowem końca odnośnie morza wiedział, że temat ten, mógłby całkowicie zdominować w ich rozmowie, ale pragnął poznawać również ją i myśli, jakie kłębiły się w meandrach jej umysłu, to go intrygowało.
A powracając do jej pytania odnośnie ojca, to te było zaskakujące, bo nie przypominał sobie, aby ktokolwiek, kiedykolwiek tak go zgłębiał, to mu też nie przeszkadzało, lecz pokiwał jedynie przecząco głową. Był człowiekiem dumnym, ale również wdzięcznym temu, jak został wychowany, a szukanie kogoś, kto wyłącznie przyczynił się do jego pojawienia się na świecie, lecz nie brał odpowiedzialności za kształtowanie owocu tej miłości, budziło w marynarzu niechęć.
– Podoba mi się, to co mówisz. Cieszę się, że tak, to czujesz mam, na myśli twoją pracę, bo wydaje mi się, że dzięki temu zrozumieniu łatwiej zaakceptujesz moje pasje i będziesz wiedziała, co czuje, gdy ci o nich opowiadam. – Będąc zupełnie szczerym odkrywanie Vivian „na nowo” budziło w przemytniku różne emocje, ale jedna z nich wyróżniała się na tle innych, bowiem czuł, że to, co względem niej czuje, to nie zwykłe zauroczenie, które przeminie po kilku tygodniach, a coś znacznie mocniejszego, jakby upewniał się w tym, iż książka, jaka zainteresowała go swą historią ma również głęboki przekaz i wiele wątków pobocznych, jakie pragnie zgłębić, a z czasem poznać każdy z nich. To zaskakująco interesujące, ba fascynujące z punktu widzenia Arthura, mieć z kimś taką więź, a jednocześnie zadawać pytania, choćby o ulubiony kolor, czy inne temu podobne przyziemne pierdoły.
– Nie martw się niczym. Mam wprawę w pływaniu samotnie magicznym drakkarem, a ty, byś po prostu podziwiała widoki z miejsca pasażera. – Wyczuł w tonie dziewczyny niepewność, stąd uderzył w jak podejrzewał nuty, jakie mogły ją spowodować, chcąc upewnić, że nie ma podstaw do obaw i byłaby w dobrych rękach. – Ponadto znam okoliczne wody wybitnie dobrze i zapewniam, że nic ci nie grozi. – Trudno było polemizować, gdyż faktycznie pływanie po zmroku, często w kiepskich warunkach atmosferycznych sprawiło, iż linię brzegową północnych skrawków półwyspu Skandynawskiego znał wybitnie dobrze.
– No wiesz… od czasu, do czasu zdarza się jeszcze nam napadać na osady śniących i palić wsie… – Zakręcił oczami, a kąciki ust drgały lekko w powstrzymywanym uśmiechu. – To naprawdę stary okręt. Ale niegdyś był świadkiem wspaniałych wydarzeń, choćby takich, jak polowanie na krakena w XIX wieku, gdzie to Egil żeglarz, pokonał monstrum. – Dopowiedział, znaną mu doskonale jedną z ciekawszych historii.
Jej pytanie wcale go nie zaskoczyło, wręcz spodziewał się, że padnie. – To zależy od kontraktu, mogą być krótsze, ale i nawet takie, co trwają kilka miesięcy. Oczywiście magia zapewnia wiele udogodnień i to nie to samo, co bezradne pływanie śniących na drewnianej łupinie w wiekach ciemnych. Więc nie ma takiej tragedii – Czuł jej zaniepokojenie, niemal wyczuwał ciężar samopoczucia, które ją przygniatało, ale mimo to starał się, być promieniem słońca w pochmurny dzień i dawać na każdym kroku pokrzepienie. Kiedy doszli do burty i oparli się o jej drewnianą krawędź przyciągnął, bez słowa ponownie Vivian do siebie.
– Jeśli czujesz się przytłoczona powiedz, tylko słowo, a wrócimy do domu. – Zależało mu na tym, aby poznać, jak się czuje i czy nie zmusza się do niczego. Martwił się. Nie wypuszczał jej z delikatnego uścisku, którym chronił jubilerkę przed chłodnym wiatrem znad zatoki. Czekał cierpliwie na to, co powie i wówczas dopiero zareagował.
Vivian Sørensen
Re: 07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen Pon 6 Mar - 1:16
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Dużo można o niej powiedzieć, a wśród wszystkich zarzutów, naiwność plasowałaby się na wysokim miejscu, a jednak nie była całkiem ślepa i głucha na jego dodatkowe działalności. W końcu dobrze pamiętała ich pierwsze spotkanie, a kolejne również pozostawiło sporą dozę niedomówień. Nie chciał zdradzać szczegółów, a ona to szanowała i nie próbowała wyciągać sekretów, skoro nie był pewien, czy może jej zaufać. Może powie jej o wszystkim w odpowiednim czasie, a może jego przemytnicza działalność zostanie już na zawsze tajemnicą. Nie zmienia to faktu, że w jej oczach jest odważnym mężczyzną, który pomimo zagrożenia rusza na ratunek osobie potrzebującej. Jego wyjaśnienie nie przemawiało do niej, ale postanowiła nie dyskutować o tym na poważnie. Jeszcze przyjdzie na to czas.
- Nie idealizuję. Widzę cały ogrom twoich wad - uznała w końcu, odrobinę za długo wpatrując się w jego twarz, a na koniec siląc się na niezbyt górnolotny żart. Wiedziała, że ciężko poznać wszystkie cechy człowieka w zaledwie kilka spotkań, nawet jeśli były tak intensywne i pełne emocji, co ich.
Niejeden na jego miejscu zostawiłby ją zakrwawioną i wymęczoną w zaspie śniegu, ktoś inny może wezwałby na miejsce odpowiednie służby, samemu nie brudząc rąk, albo może odstawił tylko do szpitala, by nie robić sobie zbytnich problemów. On zapewnił jej całodobową opiekę przez kilka dni, w zamian nie oczekując niczego. To o czymś świadczy.
- W jakimś stopniu zazdroszczę ci tej wolności. Do morza mnie nie ciągnie, ale chyba nigdy nie czułam się prawdziwie wolna - wstydliwe wyznanie opuściło jej usta, kiedy wzrok wbity na horyzont, uparcie unikał spojrzenia mężczyzny. Zawsze była czymś ograniczona, związana. Od dziecka miała narzuconą drogę, którą będzie podążać i choć teraz nie wyobraża sobie życia bez jubilerstwa, to nie był jej świadomy, wolny wybór. Wiążą ją kajdany społeczne, przynależność do rodu uwikłanego w skandal, który ciągnie się za nimi po dzisiaj, ale chyba najgorsza była świadomość, że nigdy nie będzie w pełni wolna. I, co przerażające, odpowiadało jej to na tyle, by nie próbować tego zmienić. Mogła tęsknić za wyobrażeniem wolności, ale w ostatecznym rozrachunku, nie wiedziałaby co ze sobą zrobić, gdyby nagle wszystko rzuciła. Stałaby się nikim.
Przyjęła jego odpowiedź odnośnie ojca, nie drążąc tematu, skoro nie był mu przychylny. Nie ma teraz sensu rozdrapywać starych ran.
- Jestem wyrozumiała i na tyle empatyczna, by postawić się na miejscu innej osoby, tym samym lepiej zrozumieć jej punkt widzenia. Chociaż w morskich tematach jestem jednak laikiem - mimo że jej pierwszy poważny chłopak należał do rodziny, do której należał ten okręt, to nigdy nie zainteresowała się bliżej tą dziedziną, zbyt daleko wykraczającą poza krąg jej zainteresować. Arthur potrafił ją zaciekawić i nawet jakieś ciekawostki o drakkarze wydały jej się interesujące. Może to zwykła chęć odwrócenia uwagi od przykrych myśli, a może mężczyzna faktycznie miał dar.
- Wiem, po prostu nie czuję się zbyt pewnie otoczona wodą - brzmiała odrobinę, jakby szukała wymówek, a tak naprawdę nie chciała przyznać się przed nim, że boi się wody, jakby kolejna słabość miała przekreślić ją w oczach mężczyzny. Chociaż może nie chciała czuć się tak bezbronna? Wiedział o niej więcej niż niejeden przyjaciel, a jednak bała się dalej otwierać, by w najwrażliwszej postaci nie zostać skrzywdzoną jeszcze bardziej dotkliwie.
Kiwnęła głową na krótką opowieść, bo choć na pewno w całości byłaby fascynująca, to wolałaby usłyszeć jakieś jego historie. Nie chciała dopytywać, bo już dwukrotnie pytała, ale może kiedyś będzie w nastroju, by jej opowiedzieć coś ciekawego.
- Rozumiem - rzuciła tylko na odpowiedź odnośnie długości rejsów. Nie chciała rozbijać tego na czynniki pierwsze, ale faktem jest, że za jakiś czas Arthur może ją zostawić na kilka tygodni, nawet jeśli teraz był zaangażowany w jej powrót do zdrowia psychicznego.
Podążała za nim i kiedy przystanęli, pozwoliła się objąć, a sama położyła dłonie na jego ramionach.
- Właściwie moglibyśmy już wracać - stwierdziła nieśmiało, bo w żadnym stopniu nie chciała narzekać. Podobało jej się tutaj, ale jednocześnie czuła się przytłoczona emocjami, które musiała teraz tłamsić, by nie wyjść na wariatkę. - Było bardzo miło - patrząc mu w oczy, uśmiechnęła się delikatnie. Na palcach jednej ręki mogła policzyć ilość spokojnych rozmów między nimi, więc tym bardziej cieszyła się, że ta mała wycieczka przebiegła bez zarzutów.
- Nie idealizuję. Widzę cały ogrom twoich wad - uznała w końcu, odrobinę za długo wpatrując się w jego twarz, a na koniec siląc się na niezbyt górnolotny żart. Wiedziała, że ciężko poznać wszystkie cechy człowieka w zaledwie kilka spotkań, nawet jeśli były tak intensywne i pełne emocji, co ich.
Niejeden na jego miejscu zostawiłby ją zakrwawioną i wymęczoną w zaspie śniegu, ktoś inny może wezwałby na miejsce odpowiednie służby, samemu nie brudząc rąk, albo może odstawił tylko do szpitala, by nie robić sobie zbytnich problemów. On zapewnił jej całodobową opiekę przez kilka dni, w zamian nie oczekując niczego. To o czymś świadczy.
- W jakimś stopniu zazdroszczę ci tej wolności. Do morza mnie nie ciągnie, ale chyba nigdy nie czułam się prawdziwie wolna - wstydliwe wyznanie opuściło jej usta, kiedy wzrok wbity na horyzont, uparcie unikał spojrzenia mężczyzny. Zawsze była czymś ograniczona, związana. Od dziecka miała narzuconą drogę, którą będzie podążać i choć teraz nie wyobraża sobie życia bez jubilerstwa, to nie był jej świadomy, wolny wybór. Wiążą ją kajdany społeczne, przynależność do rodu uwikłanego w skandal, który ciągnie się za nimi po dzisiaj, ale chyba najgorsza była świadomość, że nigdy nie będzie w pełni wolna. I, co przerażające, odpowiadało jej to na tyle, by nie próbować tego zmienić. Mogła tęsknić za wyobrażeniem wolności, ale w ostatecznym rozrachunku, nie wiedziałaby co ze sobą zrobić, gdyby nagle wszystko rzuciła. Stałaby się nikim.
Przyjęła jego odpowiedź odnośnie ojca, nie drążąc tematu, skoro nie był mu przychylny. Nie ma teraz sensu rozdrapywać starych ran.
- Jestem wyrozumiała i na tyle empatyczna, by postawić się na miejscu innej osoby, tym samym lepiej zrozumieć jej punkt widzenia. Chociaż w morskich tematach jestem jednak laikiem - mimo że jej pierwszy poważny chłopak należał do rodziny, do której należał ten okręt, to nigdy nie zainteresowała się bliżej tą dziedziną, zbyt daleko wykraczającą poza krąg jej zainteresować. Arthur potrafił ją zaciekawić i nawet jakieś ciekawostki o drakkarze wydały jej się interesujące. Może to zwykła chęć odwrócenia uwagi od przykrych myśli, a może mężczyzna faktycznie miał dar.
- Wiem, po prostu nie czuję się zbyt pewnie otoczona wodą - brzmiała odrobinę, jakby szukała wymówek, a tak naprawdę nie chciała przyznać się przed nim, że boi się wody, jakby kolejna słabość miała przekreślić ją w oczach mężczyzny. Chociaż może nie chciała czuć się tak bezbronna? Wiedział o niej więcej niż niejeden przyjaciel, a jednak bała się dalej otwierać, by w najwrażliwszej postaci nie zostać skrzywdzoną jeszcze bardziej dotkliwie.
Kiwnęła głową na krótką opowieść, bo choć na pewno w całości byłaby fascynująca, to wolałaby usłyszeć jakieś jego historie. Nie chciała dopytywać, bo już dwukrotnie pytała, ale może kiedyś będzie w nastroju, by jej opowiedzieć coś ciekawego.
- Rozumiem - rzuciła tylko na odpowiedź odnośnie długości rejsów. Nie chciała rozbijać tego na czynniki pierwsze, ale faktem jest, że za jakiś czas Arthur może ją zostawić na kilka tygodni, nawet jeśli teraz był zaangażowany w jej powrót do zdrowia psychicznego.
Podążała za nim i kiedy przystanęli, pozwoliła się objąć, a sama położyła dłonie na jego ramionach.
- Właściwie moglibyśmy już wracać - stwierdziła nieśmiało, bo w żadnym stopniu nie chciała narzekać. Podobało jej się tutaj, ale jednocześnie czuła się przytłoczona emocjami, które musiała teraz tłamsić, by nie wyjść na wariatkę. - Było bardzo miło - patrząc mu w oczy, uśmiechnęła się delikatnie. Na palcach jednej ręki mogła policzyć ilość spokojnych rozmów między nimi, więc tym bardziej cieszyła się, że ta mała wycieczka przebiegła bez zarzutów.
Arthur Mortensen
07.02.2001 – Stary port – A. Mortensen & V. Sørensen Pon 6 Mar - 18:50
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Ogrom wad, brzmiał w jej ustach dość poważnie, to też marynarz odrobinę przygasł wpatrzony w szarobłękitne oczy jubilerki, jakby doszukując się w nich listy przewin zrodzonych z charakteru oraz stylu bycia zaczęło go to interesować, ale nie chciał zboczyć z obranego kursu rozmowy odbijając na pomniejsze wątki, jakby podejrzewają, że gdyby był dla niej taki zły, to raczej nie obdarzyłaby go zaufaniem, bo faktycznie wyczuwał, jak z każdym następnym ich spotkaniem czuła się przy nim swobodniejsza fakt, faktem obecnie jej stan psychiczny był tragiczny, więc zapewne również i to odgrywało znaczącą rolę momentami nie potrafił się w tym odnaleźć i zrozumieć swojej roli; kim dla niej był? Myśli te powracały w momentach samotności, lecz kiedy słodki jej głos absorbował umysł przemytnika, a ten cieszył się z jej obecności w swoim życiu, nawet jeśli ta była podyktowana znamieniem tragedii, być może nie było to zupełnie altruistyczne spojrzenie na tę relację, ale jedyne, jakie posiadał i nie chciał sobie tego odbierać.
Wolność, o jakiej mowa rodziła wiele pytań, była matką zagadek i niedokończonych opowieści dając niezliczone możliwości również, w jakimś sensie odbijała się czkawką, gdyż nic, nigdy nie było, tak piękne, jak to malują.
– Masz swój punkt zaczepienia, jesteś w tym, co robisz zapewne bardzo dobra. To buduje pewność siebie i sprawia, że pewniej stawiamy poważne fundamenty w życiu, twoje śmiem sądzić, są bardzo trwałe, a przynajmniej w tej kwestii. Moja wolność, jest złączona silnie z naturą marzyciela-odkrywcy, to nie jest zawsze takie idealne, jak można to sobie wyobrażać, a ta wolność daje wiele, ale równie dużo odbiera. – Uśmiechnął się smutno, ale odwrócił twarz profilem, aby nie wyczytała zeń wszystkich emocji, chcąc pewne kwestie zostawić wyłącznie dla siebie.
– Sam fakt, że chcesz, o nich słuchać sprawia mi przyjemność – mówił, wpatrzony w horyzont, bowiem z niewieloma osobami, mógł i chciał tak otwarcie o tym rozmawiać, a nie licząc marynarzy, z którymi współdzieli pokład statku handlowego, czasem znalezienie kogoś, kto chętnie wysłucha i spróbuje zrozumieć słowa, w jakich niejednokrotnie pobrzmiewa miłość do żeglugi z samotnością przebijającą się w niektórych jej tonach, stąd też wdzięczność Arthura względem Vivian, iż ta chciała po prostu słuchać, nawet jeśli tematyka prywatnie jej nie interesowała, a robiła to wyłącznie przez wzgląd na niego.
Jej odpowiedź go zbiła z tropu elektryzując momentalnie i przyciągając błękit spojrzenia, by otoczył ją swym blaskiem, który momentalnie przygasł, kiedy przyznała się do swej słabości. Skinął bardzo wolno głową rozumiejąc to i też nie chcąc jej do niczego zmuszać, była w kiepskim stanie, a ostatnim czego jej było potrzeba to przezwyciężanie swoich lęków. – Rozumiem… po prostu pomyślałem, ech... chyba trochę, zbyt do przodu. – Stwierdził poważnie, po czym kontynuował. – To nic! Wymyślę coś innego na pewno ci się spodoba! – Głos, chociaż tkwiący w zakłopotaniu, był podparty ruchem ręki wędrującej ku potylicy, a palce zapadły się we włosach mężczyzny, ten w tym ruchu próbował odnaleźć wcześniejszy balans i nie dać po sobie poznać zawodu. Nie chciał sprawiać jej przykrości. Był przekonany, że znajdzie inny pomysł na wspólne spędzenie czasu w końcu, byłoby dobrze wyjść gdzieś razem, bez otoczki: paniki, strachu i krwi.
Jej głos przywrócił go światu. – Dobrze – przyciągnął ją do siebie, gdy ruszyli, tym samym obejmując w talii, a idąc przez zatłoczone doki, był wpatrzony przed siebie myślał intensywnie zastanawiając się, nad miejscem, gdzie mógłby zabrać kobietę na randkę. Niesiony, ba uskrzydlony uśmiechem i słowami Vivian zdawał się być tym samym mężczyzną, którego obraz miała przed oczami, jakby nic się w jego życiu, takiego nie stało, a przecież tyle się wydarzyło, był o krok od zwątpienia w siebie i to kim był w jej oczach.
Arthur i Vivian z tematu
Wolność, o jakiej mowa rodziła wiele pytań, była matką zagadek i niedokończonych opowieści dając niezliczone możliwości również, w jakimś sensie odbijała się czkawką, gdyż nic, nigdy nie było, tak piękne, jak to malują.
– Masz swój punkt zaczepienia, jesteś w tym, co robisz zapewne bardzo dobra. To buduje pewność siebie i sprawia, że pewniej stawiamy poważne fundamenty w życiu, twoje śmiem sądzić, są bardzo trwałe, a przynajmniej w tej kwestii. Moja wolność, jest złączona silnie z naturą marzyciela-odkrywcy, to nie jest zawsze takie idealne, jak można to sobie wyobrażać, a ta wolność daje wiele, ale równie dużo odbiera. – Uśmiechnął się smutno, ale odwrócił twarz profilem, aby nie wyczytała zeń wszystkich emocji, chcąc pewne kwestie zostawić wyłącznie dla siebie.
– Sam fakt, że chcesz, o nich słuchać sprawia mi przyjemność – mówił, wpatrzony w horyzont, bowiem z niewieloma osobami, mógł i chciał tak otwarcie o tym rozmawiać, a nie licząc marynarzy, z którymi współdzieli pokład statku handlowego, czasem znalezienie kogoś, kto chętnie wysłucha i spróbuje zrozumieć słowa, w jakich niejednokrotnie pobrzmiewa miłość do żeglugi z samotnością przebijającą się w niektórych jej tonach, stąd też wdzięczność Arthura względem Vivian, iż ta chciała po prostu słuchać, nawet jeśli tematyka prywatnie jej nie interesowała, a robiła to wyłącznie przez wzgląd na niego.
Jej odpowiedź go zbiła z tropu elektryzując momentalnie i przyciągając błękit spojrzenia, by otoczył ją swym blaskiem, który momentalnie przygasł, kiedy przyznała się do swej słabości. Skinął bardzo wolno głową rozumiejąc to i też nie chcąc jej do niczego zmuszać, była w kiepskim stanie, a ostatnim czego jej było potrzeba to przezwyciężanie swoich lęków. – Rozumiem… po prostu pomyślałem, ech... chyba trochę, zbyt do przodu. – Stwierdził poważnie, po czym kontynuował. – To nic! Wymyślę coś innego na pewno ci się spodoba! – Głos, chociaż tkwiący w zakłopotaniu, był podparty ruchem ręki wędrującej ku potylicy, a palce zapadły się we włosach mężczyzny, ten w tym ruchu próbował odnaleźć wcześniejszy balans i nie dać po sobie poznać zawodu. Nie chciał sprawiać jej przykrości. Był przekonany, że znajdzie inny pomysł na wspólne spędzenie czasu w końcu, byłoby dobrze wyjść gdzieś razem, bez otoczki: paniki, strachu i krwi.
Jej głos przywrócił go światu. – Dobrze – przyciągnął ją do siebie, gdy ruszyli, tym samym obejmując w talii, a idąc przez zatłoczone doki, był wpatrzony przed siebie myślał intensywnie zastanawiając się, nad miejscem, gdzie mógłby zabrać kobietę na randkę. Niesiony, ba uskrzydlony uśmiechem i słowami Vivian zdawał się być tym samym mężczyzną, którego obraz miała przed oczami, jakby nic się w jego życiu, takiego nie stało, a przecież tyle się wydarzyło, był o krok od zwątpienia w siebie i to kim był w jej oczach.
Arthur i Vivian z tematu