Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    19.09.2000 – Sala sekcyjna, Krucza Straż – E. Soelberg & Bezimienny: N. Finnurson

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    19.09.2000

    Nic z wyjątkiem porannego bólu głowy nie zapowiadało nieszczęścia. Spoglądał na swoje odbicie w gładkiej powierzchni lustra, opierając głowę o zimną taflę i modlił się w duchu, aby nawiedzająca go dolegliwość promieniująca do skroni w końcu minęła. Rozwierając szeroko oczy przyjrzał się swojemu mizernemu odbiciu, worom pod oczami i bladości cery.  
    Dziwne przeczucie uderzyło w niego nagle, bez zupełnego ostrzeżenia. To był zły omen. Nie mógł sobie jednak pozwolić na wolne. Na jego biurku w Kwaterze wciąż piętrzyły się papiery i akta, które powinien w odpowiedni sposób skatalogować i umieścić w archiwum, nie wspominając o raporcie, który miał spisać po przesłuchaniu złodziejaszka w dniu pogrzebu Lauge  - miał nadzieję, że przynajmniej któryś z Soelbergów sporządził krótkie sprawozdanie, zarówno z całego wydarzenia jak i dokładnego przebiegu ich konfrontacji z przestępcą w pokoju przesłuchań. Góra liczyła jednak prawdopodobnie na to, że każdy z nich podzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat rzeczonego incydentu.
    Nie miał siły o tym myśleć. Machinalnie wciągał na siebie kolejne warstwy ubrania, na które narzucił płaszcz, który zdawał się ciążyć mu jeszcze bardziej niż zwykle. Wszystkie te nagłe symptomy - ból głowy, pewne brzemię, które niósł tego dnia na swoich barkach sprawiły, że nie maszerował w stronę siedziby Kruczej Straży z charakterystycznym dla siebie wigorem, ale tempem raczej powolnym, jakby chciał odepchnąć od siebie jak najdalej moment, w którym przekroczy jej progi.
    Finnurson. Jego nazwisko wybrzmiało odbijając się od hallu Kruczej zanim jeszcze zdążył nacisnąć przycisk windy, która wywiodłaby go na pierwsze piętro budynku, gdzie znajdował się wydział Kryminalno-Śledczy. Przełknął głośno ślinę i odwrócił się. Wyczuwał w atmosferze tego dnia, ciężkim powietrzu wdychanym w płuca mimo chłodnej wrześniowej pogody, że dzień ten miał przynieść ze sobą coś naprawdę niedobrego. Choć naprawdę pragnął się mylić.
    Sztywnym krokiem skierował się w stronę podziemi budynku i mieszczącej się tam sali sekcyjnej. Przed wejściem czekał na niego Eitri Soelberg. Skinął mu głową na powitanie, równocześnie posyłając w jego stronę pytające spojrzenie. Miał zdecydowanie złe przeczucia, podświadomość podpowiadała mu, że nie został tutaj wezwany w celach czysto zawodowych. Nie chciał pytać, z jakiegoś powodu obawiał się otworzyć usta z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego się tu znalazł.  
    O siódmej trzydzieści rano. Zanim jeszcze zdążył choć na moment zasiąść za biurkiem.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Chłód korytarza był przyjemniejszy od tego, który przyjdzie odczuwać mu po przekroczeniu progu prosektorium. Zwykle zwlekał się tam niemrawo, podskórnie czując, że będzie to dla niego kolejna, mało delikatna wizyta. Nie zawsze duchy ujawniały swoją obecność, zwykle jednak, odczuwał lodowate macki wchodzące pod czaszkę u jej podstawy. Zupełnie tak, jakby nie miał skóry, a jedynie nagi szkielet obleczony niewidzialną mgłą materialności, stanowił o jego obecności. Wyślizgany, gładkie kości będące jedyną barierą dla dusz, które poszukiwały w nim łącznika, cudownej osoby, która może dać im namiastkę utraconego życia.
    Pamiętał pierwszy rok w Kruczej, gdy zupełnie niepewny tego, czy jego zdolności przysłużą się, czy doprowadzą do jego destrukcji, przekraczał próg Sali sekcyjnej z drżeniem dobywającym się z głębi ciała. Teraz było nieco inaczej, chociaż wciąż nie stawiał swych korków pewnie; nie w tym miejscu, gdzie dla ogółu nic stać się nie mogło – wszak trupy z rzadka podnosiły się, by wyrządzić komuś krzywdę, a dla niego zaś, zawsze za drzwiami znajdowała się niewiadoma. Widok masakrowanych ciał nie działał na niego wyjątkowo mocno, zdarzało się, że przez bodźce dochodzące za woalu tajemnicy przykuwały jego zmysły na tyle mocno, że wszystko inne rozmazywało się i niknęło. Było mniej istotne.. Tym razem, zdawało się, że nie będzie inaczej, gdy przylgnął do ściany plecami, wypatrując na korytarzu Finnursona. W dłoniach trzymał akta sprawy, kilka fotografii,  których jeszcze nie oglądał. Nie chciał uprzedzać faktów, nim kolega nie pojawi się przed jego oczami. Otrzymawszy jedynie informację, że przyjdzie mu pokazać ciało około dwudziestoośmioletniej kobiety, zostawił szczegóły dla Neptúnusa.
    Nie czekał zbyt długo, dostrzegł go oraz niewyraźną minę, towarzyszącą od samego powitania; godzinny poranne z całą pewnością nie sprzyjały takim wezwaniom. Ciało dostarczono niedawno, tuż przed zakończeniem nocnej zmiany, dokonano pierwszych oględzin, sprawdzono dokumenty, najważniejsze rzeczy umieszczono w teczce, którą podrzucono Soelbergowi na biurko, nim ten zdołał zaprotestować. Pech chciał, że znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie, łudząc się, że po długiej nocy spędzonej nad papierami, ucieknie szybko do domu i odetchnie nieco. Niestety, teczka prosiła się o to, aby to on czynił honory i udał się do sali sekcyjnej, gdyż jak mu przekazano – obecność medium mogła być w tym momencie kluczowa. Zmiął w ustach przekleństwo, jeszcze nim Finnurson podniósł na niego pytające spojrzenie.
    Cześć… Jak widać, mam tę wątpliwą przyjemność wpuścić cię do sali sekcyjnej w celu identyfikacji ciała. Masz… – Nie myśląc zbyt długo, wetknął w jego dłoń teczkę ze zgromadzonymi informacjami. – Nie pytaj mnie o szczegóły, wiem tyle, co ty. Ściągnęli mnie po upojnej nocy z papierami. – Nie krył nuty goryczy w głosie. Owszem, zawsze mogli na niego liczyć, jednak nieplanowane sytuacje zwykle przyprawiały go o dreszcze i poczucie dyskomfortu. Zszedł tutaj bez protestu, jednak czując się nieco oszukanym i naciągniętym na coś, co nie było do końca w dzisiejszym zakresie obowiązków. Kolejne spojrzenie, które utkwił w koledze, stawiało pytanie, pragnienie uzyskania jakiejkolwiek informacji odnośnie tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Skąd poranne zamieszanie i nagłe poszukiwanie Neptúnusa. Dał mu chwilę, aby jako pierwszy zajrzał do dokumentacji. Ręką wskazał drzwi. – Wejdź pierwszy, wiem, że przed niczym mnie to nie uchroni, ale… – Zdawało się, że Soelberg odczuwa pewną rezerwę, gdy myśli o samodzielnym naciśnięciu klamki. Tak, jakby to ona była nośnikiem nieprzyjemnych emocji, a nie to, co kryło się w pomieszczeniu.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Był przyzwyczajony do atmosfery panującej w sali sekcyjnej. Nie tylko do prosektoryjnego chłodu, ale i milczącej obecności śmierci, z którą przychodziło im się tutaj zmagać. Od lat nastoletnich bywał w tym miejscu regularnie, nierzadko towarzysząc Finnurowi przy przeprowadzonych sekcjach. Po kilku miesiącach niejako wtopił się w przestrzeń prosektorium, harmonijnie współgrał ze sterylnym otoczeniem, inni pracownicy nauczyli się akceptować jego nienachalną obecność. Może nie mieli odwagi, aby wyrazić niezadowolenie, skoro to sam naczelny magomedyk sądowoy pozwolił mu tu przebywać. Nie nazwałby tego miejsca drugim domem – byłoby to zapewne nieco upiorne, ale to właśnie ono odpowiadało jego wyobrażeniu na temat tego, co ludzie zwykli określać w ten sposób. To niewątpliwie właśnie tutaj po raz pierwszy poczuł swoje powołanie.
    Przejął od kolegi teczkę posyłając mu blady uśmiech. Był świadomy jego niezwykłej zdolności, wyobrażał sobie, że przebywanie w takim miejscu musiało być dla niego trudne, a w każdym razie o wiele bardziej skomplikowane niż dla zwykłych śmiertelników. Ich uderzał w nozdrza jedynie nieprzyjemny zapaszek, który niemal wsiąkł w ściany tego trupiego przybytku, a w przypadku Soelberga do tego wszystkiego mogły dołączyć zupełnie nieznane głosy. Doskonale pamiętał jak Pekke reagował na takie sytuacje, jak kulił się w sobie, zbyt przytłoczony tym, co się działo. Nagle zdał sobie sprawę, że wtedy, na pogrzebie Lauge, gdy Eitri na chwilę stracił kontakt z rzeczywistością, miał do czynienia z podobno sytuacją. Nagle poczuł wstyd, że w myślach nieco skarcił zachowanie kolegi. Była to krótka, ulotna idea, zaledwie przebłysk, który przemknął przez jego wciąż nie do końca obudzony umysł.  
    - Przykro mi, że trafiło właśnie na ciebie - powiedział szczerze, choć nie przepraszająco powoli otwierając teczkę. - Pewnie wolałbyś po nocce po prostu walnąć się na łóżku i odpocząć. - Lekkim skinieniem głowy zaakceptował propozycję i jako pierwszy przekroczył próg. Posłał mu nieco rozbawione spojrzenie, zanim jego wzrok padł na przypięte do akt czarnobiałe zdjęcie denatki. Jęknął mimo woli, palce zacisnęły się na szorstkim papierze. Teczka zapewne trzasnęłaby głośno przy zamknięciu, gdyby była nieco obszerniejszym woluminem. Teraz jednak po sali sekcyjnej rozniosło się jedynie lekkie tąpnięcie zderzających się ze sobą neptunusowych dłoni. Kilka kartek wyleciało na ziemię, Finnurson modlił się w duszy, aby wzrok Etriego nie powędrował w stronę fotografii, powoli spływającej na ziemię w nieco łukowatych ruchach. Niczym uschnięty, jesienny liść symbolicznie kończący swój krótki żywot upadając na trawę niesiony delikatnym wiatrem. Zupełnie nie wiedział, dlaczego przejmował się właśnie tym – jak Eitri to odbierze - jak był do tego zdolny w podobnej sytuacji, gdy prawie tracił oddech, serce podchodziło mu do gardła, a identyfikacja ciała była ostatnią rzeczą, której pragnął. Zdjęcie osiągnęło jednak celu dotykając sterylnej powierzchni podłogi tą zabarwioną stroną. Soelberg nie mógł jej zobaczyć. Jeszcze. Padł na ziemię, niezdarnie próbując pozbierać wszystkie papiery. Dłonie trzęsły się, przez ramiona przebiegł nagły dreszcz. Kolana uginały się pod nim tak bardzo, że bał się, że nie będzie zdolny ponownie się podnieść i stanąć na nogi. Przymknął na chwilę oczy, dolna warga drżała mu wyraźnie. Naprawdę próbował wziąć się w garść. To musiała być jakaś pieprzona pomyłka.
    - Gdzie jest ciało? - zapytał ostro, w końcu podnosząc się z klęczek. Dlaczego musiało trafić akurat na Etriego. Wiedział, choć nie chciał w to wierzyć, co za moment zobaczy. Resztką sił łapał się nadziei, że to naprawdę pomyłka, że pod białą płachtą dostrzeże  zupełnie inne, nieznane sobie ciało, że twarz denatki nie wyda się znajoma także dla jego towarzysza. - Soelberg. Nie wiem... Czy to dobry pomysł, żebyś…- wyszeptał niemal niesłyszalnie. Głos uwiązł mu w gardle.
    Czekał. Niewiele więcej był w stanie zrobić.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Większość rzeczy wykonywał mechanicznie z wyuczoną precyzją. Nie biorąc z dzisiejszego dnia nic ponad zwykłą kolej zadań, którą wciśnięto mu pomimo pragnienia odpoczynku. Początkowa złość uleciała i zastąpiło ją zmęczenie przeplatane nutą niepokoju, zwykle towarzyszącą podczas wizyt w sali sekcyjnej. Niedogodności, z którymi musiał się liczyć nie były aż tak nachalne, aby nie mógł dobrze wypełniać swoich zadań, dlatego też nigdy nie szczędzono mu podobnych sytuacji. Westchnął przeciągle, gdy usłyszał słowa Finnursona, w odpowiedzi pokiwał jedynie głową i przetarł czoło oraz wyraźnie przymykające się powieki.
    Ostatni czas nie rozpieszczał nikogo, a Neptúnus wiedział o tym doskonale. Myśli wciąż krążyły dookoła sprawy złodzieja z pogrzebu, feralnego dnia, gdy przeprowadzali przesłuchanie, a na jaw wyszło przepracowanie funkcjonariuszy Kruczej. O tym właśnie świadczyło zachowanie Toppenberga, liczne uchybienia w procedurach i niewybaczalne błędy, których koszt zdawał się być kolosalny. Nie potrafił wyobrazić sobie co będzie, jeśli ten stan utrzyma się przez kolejne tygodnie, lub o zgrozo, miesiące. Rychła klęska zdawała się widmem coraz bardziej nabierającym kształtów i straszącym, nawet tych najbardziej doświadczonych i wytrwałych.
    Chłód pomieszczenia oraz zapach jaki je wypełniał sprawił, że Soelberg wzdrygnął się nieco. Pierwszy moment zawsze był najgorszy, jednak gdy po zrobieniu kolejnych kroków nie stało się nic nieprzewidywalnego, zdołał się uspokoić. Być może nie napotka tym razem obecności duchowej, lub będzie ona tak słaba, że nie poczuje nawet próby nawiązania kontaktu. Sam nie sądził, aby chciał wyjść z własną inicjatywą. Rozejrzał się po pomieszczeniu; nienagannie poukładane sprzęty, zalegająca cisza… Prześlizgnął się pomiędzy metalowymi szafkami, muskając jedynie wybrzuszenie ludzkiego ciała, które znajdowało się pod materiałem.
    Paradoksalnie tym co przykuło jego uwagę był sam Finnurson. Początkowo zupełnie zwyczajny, przechodzący do kolejnych etapów zadania może z lekka tylko niepewnie, zaczynał zachowywać się irracjonalnie, zbyt wyraźnie tracąc opanowanie. Szybkość i niezdarność jego ruchów sprawiały, że Eitri mimowolnie począł się krzywić i przyglądać mu usilnie. Zupełnie nie rozumiał, co poruszyło funkcjonariusza. Nie zadał jednak jeszcze żadnego pytania, śledząc kartki rozsypujące się na posadzce i susy młodego mężczyzny, który począł porządkować bałagan.
    Był przerażony? Niepewny? Eitri nie potrafił dokładnie tego określić, jednak wyraźnie coś było nie tak. Z wrodzoną ostrożnością, posłał mu jedynie znaczące spojrzenie, oczekując na rozwój wydarzeń. Przeszedł bliżej, gdy technik wskazał stół na którym leżała rzeczona ofiara. Zupełnie nieświadom tego, co miało wydarzyć się w kolejnych minutach osobliwego spotkania. Niewiedza zdawała się teraz błogosławieństwem, jednak takim, które miało skończyć się z chwilą podniesienia płachty materiału. Uchylając tajemnicy, której nigdy nie pragnął doświadczyć, na którą nie był gotowy w żadnej mierze.
    Echo słów Neptúnusa zachwiało jego fasadowym spokojem.
    Finnurson, odbierasz mi właśnie rolę tutejszego dziwaka. – Pomruk dezaprobaty miał w rzeczywistości być czymś na kształt słabego żartu i próbą uspokojenia kolegi. Być może przerzucenia nieco ciężaru na zupełnie inną materię. – Nic się przecież nie dzieje… Nie rozumiem… – Wyrzekł jeszcze, nim zdołał pojąć, że koledze nie chodzi wcale o ewentualną obecność duchową, a o sam fakt tego, co ujrzy, gdy przystąpią do identyfikacji ciała. Zmarszczył czoło, znajdując się na tyle blisko, aby widzieć dokładnie lekko zarysowany pod materiałem nos oraz ogólny zarys sylwetki.
    Naciągnięcie winylowych rękawiczek nie zajęło mu więcej niż kilka sekund. Wciąż z zacięciem malującym się na twarzy i pretensją rosnącą w odniesieniu do kolegi, postanowił przyspieszyć nieuniknione. Kolejne zdarzenia zdawały się płynąć odklejone od rzeczywistości, zupełnie tak, jakby wpadł do króliczej nory, lub znalazł się po drugiej stronie lustra, gdzie nic nie miało zaczepienia w realnym świecie. Tąpnięcie było nagłe, ścinające z nóg, jednak te nie zachwiały się ani na moment. Zacisnął jedynie palce na własnym nadgarstku, poszukując czegoś, co powinno tu być, powinno go oblepiać. Nigdy wcześniej tak panicznie nie lękał się nieobecności duchowej istoty.
    Pierwszy raz w swym życiu Soelberg usilnie próbował rozerwać zasłonę oddzielającą śmiertelników od obecności duchów.
    Zbyt dobrze znał te rysy twarzy, zbyt dobrze pamiętał kolor oczu, obecnie przysłoniętych niebieskawą skórą powiek.
    Signe. Hedda.
    Dopiero wtedy poczuł muśnięcie – zupełnie obce, choć powinno być doskonale znane. Pomieszanie i niepewność kotłowały się pod czaszką.
    Pokaż mi akta… – Cedzone przez zęby głoski próbowały nieudolnie zachować pozór spokoju. Wyciągnięta przed siebie ręka oczekiwała na teczkę trzymaną przez  Neptúnusa.
    Jak? Dlaczego? Gdzie?  Kto?
    Zbyt wiele pytań, zbyt wiele niewiadomych. Znajoma twarz, obcy chłód.

    Tylko miłość i śmierć zmieniają wszystko.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Trwał sparaliżowany mając wrażenie, że ziemia usuwa mu się spod nóg, a po ciele nachalnie rozchodzi się strach. Strach tamtych lat, tych, o których tak usilnie starał się zapomnieć. Widok bladej, niegdyś tak promiennej, a teraz tak przeraźliwie martwej twarzy, zdzierał z jego własnego lica maskę pewności siebie, przekonania, że zawsze był panem sytuacji. A wywołał to jedynie widok szybko wykonanego zdjęcia, kliszy wepchniętej do policyjnej kartoteki. Próbował otrząsnąć się z nagłego bólu, pomieszanego z niedowierzaniem. To musiała być jakaś cholerna pomyłka, po raz kolejny powtórzył sobie to wyświechtane zdanie w myślach. Usilnie starał się odzyskać panowanie nad ciałem i nad szaleńczą gonitwą myśli, uspokoić pozbawiający tchu bieg domysłów i przypuszczeń chwilowo pozbawionych podstaw.  
    Przechwycił uważne spojrzenie Eitriego, nie potrafił jednak zdobyć się na beztroskie wzruszenie ramion, czy inny równie niewinny gest, do którego zazwyczaj był zdolny. W zimnym powietrzu sali sekcyjnej ulotniła się gdzieś jego naturalna swoboda i pogoda ducha.
    Parsknął nieco nerwowym śmiechem słysząc cichy pomruk współtowarzysza. Niewątpliwie właśnie przejmował palmę pierwszeństwa dla najbardziej niezrównoważonego funkcjonariusza Kruczej. Chrząknął, zachowując jednak milczenie i na nogach niczym z waty zbliżył się do metalowego stołu, nieco rozpaczliwie zaciskając dłonie na zimnym krawędzi blatu. Na krótki moment przymknął oczy, wziął głęboki oddech i zmusił się do przybrania nieco poważniejszej i kompetentniejszej postawy ciała. Idąc za przykładem Etriego płynnym ruchem naciągnął na dłonie lateksowe rękawiczki. Czuł napięcie, dostrzegał niemal namacalny mur, który wyrastał między nimi, wzrastając na rozdrażnieniu, niepewności i pozornej bezsensowności jego wcześniejszego zachowania.
    Obserwował jak biała tkanina zsuwa się powoli coraz niżej i niżej, ukazując im twarz denatki. Freydis. Gwałtownie oderwał od niej wzrok, przenosząc spojrzenie najpierw na technika, później na białe ściany pomieszczenia, aby w końcu zatrzymać się na Soelbergu. Byleby nie patrzeć na nią. Freydis, która niegdyś - wciąż, ta prawda uderzyła niego zupełnie nagle - znaczyła dla niego tak wiele. Wolał obserwować zmiany, które zachodziły w rysach stojącego obok mężczyzny, dostrzec spadający na niego z zaskoczenia ciężar niż świadomie przyznać, że ten koszmarny poranek nie był tylko parszywym snem. Pragnął pstryknąć palcami i po prostu się obudzić. Bez porannego bólu głowy, bez przeczucia, że ten dzień przyniesie ze sobą nieodwracalne zmiany.
    Bez sprzeciwu, nie wahając się wyciągnął akta w stronę kolegi.  
    - Eitri. To nie tak jak myślisz - wykrztusił wreszcie, próbując opanować nagłe drżenie głosu, czując nagły ucisk w gardle, zapowiedź szlochu, na który nie mógł sobie w tej chwili pozwolić. Znowu zacisnął dłonie na krawędzi stołu, aż pobielały mu kłykcie. Zdołał jednak przejąć władzę nad nagłym napływem gwałtownych emocji. - To nie ona. - Wyciągnął w jego stronę dłoń, dotknął delikatnie jego ramienia i próbował spojrzeć mu w oczy.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Błękit oczu wysycał się stopniowo, obnażając pokłady chłodu spoczywającego na samym dnie. Prowizorycznie przykrywającego rodzącą się burzę i niepewność ogarniającą kolejne mięśnie w ciele. Łagodne łuki brwi ściągnęły się, znacząc czoło gwałtownymi bruzdami, nadającymi twarzy mężczyzny jeszcze bardziej nieprzyjazny rys, niż zwykł przybierać. Nie chciał zrozumieć tego, co się działo. Lodowate palce podążyły w kierunku towarzysza, gry wyrzucił je przed siebie, aby pochwycić akta oddane mu tak beznamiętnie jeszcze kilka chwil temu. Był głupi – mógł zajrzeć, mógł oszczędzić sobie łomotu serca, obijającego się boleśnie o kości klatki piersiowej. Zobojętniały, aż do tego momentu, gdy zaskakujący obraz wywlókł z niego całą emocjonalność zaszytą skrupulatnie w służbowym mundurze Kruczej Straży. Zupełnie rozmyło się to, jak zareagował Neptúnus; Soelberg całkowicie odciął się od bodźców dopływających z otoczenia, by pogrążyć się w gonitwie własnych myśli.
    Dlaczego?
    Nie potrafił udzielić odpowiedzi na najprostsze z pytań, śledząc twarz wyłaniającą się spod śnieżnobiałego materiału, do tej pory skrywającego przerażającą prawdę dzisiejszego poranka. W jednym momencie to, co budował skrupulatnie od kilku miesięcy, legło w gruzach i pozostawiało po sobie jedynie zdruzgotanie. Przecież zupełnie wyparł z siebie resztki uczuć, ogarniających przez ostatnie trzy lata jego ciało troskliwym woalem odczucia bezpieczeństwa i ułożenia tego, co najważniejsze w życiu osobistym. To nie było zerwanie plastra ze świeżo zasklepionej rany. Boleści, które mu towarzyszyły przypominały raczej wycinanie żywcem nowej na powierzchni całkiem zrośniętej skóry.
    Musiał chwycić się choć cienia zdrowego rozsądku, nie mógł ponownie pokazać się od strony osoby rozchwianej i niezdolnej do pełnienia służby. Przecież to nie była prawda, przecież poradził sobie z tym, co działo się rok temu. Nie mógł dać komukolwiek pożywki dla rosnących wokół plotek. Zacisnął palce na kartach papieru, błądząc oczami przez gąszcze czarnych niczym smoła liter. To nie mogło być tak, to nie mogła być ona. Oczy kłamały, wiedział o tym bardzo dobrze – wielokrotnie padał ofiarą złudzeń i nieprawdziwych obrazów, lub widział rzeczy, których nie mogli dostrzec inni. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
    Dotknięcie obcej dłoni na ramieniu, wprawiło go w krótki dygot. Złapał dopiero po chwili, że jest to ręka Finnursona i odetchnął płytko. Nim zdecydował się utkwić w nim swe oczy, wciąż wbijał je w dobrze znany profil kobiecej twarzy. Potrząsnął głową, zupełnie nie rozumiał zapewnienia padającego z ust kolegi.
    Jak to?
    Uległ omamom, których tak panicznie szukał. Stał się ofiarą spisku, spadającego nań nieoczekiwanie, jednak pozwalającego wygospodarować we własnej reakcji nieco upragnionej rezerwy. To nie była Hedda? Skąd więc bliźniacze podobieństwo, czy oficer z nim pogrywał? Chciał odwlec nieunikniony wybuch? Nie wiedział. Zupełnie nie wiedział.
    Wyjaśnij… – Szepnął na skraju słyszalności, wciąż nie potrafiąc złapać więcej powietrza. Biegając spojrzeniem od denatki do całkiem żywego Finnursona. Wciąż nie rozumiał, choć czuł, że pomieszczenie poczyna przesycać zupełnie obca aura. Być może łudził się jedynie, że gdyby była to faktycznie ona, rozpoznałby nawet w duchowej obecności coś, co kochał latami. Coś, co wprawiało serce w ten przedziwny stan błogości i spokoju.
    Nic takiego nie otrzymał.
    Było źle. Obco. Zimno.
    Dlaczego?

    Eitri i Bezimienny z tematu


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.