Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    15.12.2000 – Sypialnia – L. Vidgren & Bezimienny: I. Engberg

    3 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    15.12.2000

    Znała te oczy.
    Widywała przed laty tę zieleń odbijającą niewymowny smutek, oczy złudnie podobne do jej własnych, nieco zaczerwienione i szkliste jakby zaraz po bladym policzku miał wylać się potok łez. Niewiele dusz rzeźbiło się przed nią tak wyraźnie, niemal namacalnie; co poniektóre przybierały kształty cieni bądź łatwych do przegapienia naleciałości na gałce, inne ukazywał się w pełnej okazałości, choć pozbawione ostrości wydawały się znajdować za półprzeźroczystą membraną umysłu. Ta, która stała w kącie sypialni, jawiła się przerażająco żywo, jakby faktycznie na jej istotę składała się krew i kości. Irene miała wrażenie, że gdyby zbliżyła się do niej o kilka kroków mogłaby dotknąć kobietę, otoczyć ramionami albo wbić w zastałe serce kuchenny nóż i obserwować jak starą koszulę nocną broczy kolejna szkarłatna plama. Było to jednakże złudzenie. Złośliwość umysłu, bawiącego się z nią w kolejną okrutną grę. Grę, której zasad nadal nie pojmowała.
    Postać o znajomych rysach niegdyś nawiedzająca mury rodzinnego mieszkania stała na sfatygowanej podłodze, obserwując córkę jakby na coś czekała. Zza spierzchniętych warg nie wydobywał się dojmujący szloch, który Irene pamiętała z poprzednich nawiedzeń, pozostały one ściśnięte w wąską linię utrzymując ciszę zakłócaną jedyne ruchami Engberg, tej starszej Engberg, bo dusza matki nadal była zamknięta w niematerialnym odbiciu młodzieńczego ciała, które zawiodło dwadzieścia sześć lat temu. Z jakiejś przyczyny, to właśnie odkrycie przeraziło ją najbardziej, ów świadomość, że umarła tak młodo i to właśnie ona pozbawiła jej całej pięknej i długiej przyszłości, jaką mogła mieć przed sobą.
    Przepraszam, chciała powiedzieć, choć słowa nigdy nie wybrzmiały w ścianach sypialni. Zadawała za to pytania, wiele najbanalniejszych pod słońcem pytań, mając nadzieję, że usłyszy odpowiedź na którekolwiek z nich. Dlaczego się pojawiła? Czemu teraz, po takim czasie? Czego chciała? Usta matki pozostały jednak zastygłe, nieruchome nie wyjaśniając celu wizyty. Wreszcie Irene zrezygnowała ogłaszając kapitulację głośnym westchnięciem i ewakuowała się do salonu, zabierając się za przegrzebywanie szafek w poszukiwaniu fiolek z solą oraz kamiennym pyłem. Rozedrgane ręce co chwila upuszczały kolejne przedmioty, a myśli powracały do smętnej twarzy wyłaniającej się z przydymionego światła lampki. Musiała ją wypędzić, pozbyć się tej reminiscencji przeszłości, zanim przyciągnie za sobą ciężar.  Musiała pozbyć się tych oczu, zanim ponownie wywrócą jej świat do góry nogami.
    Zebrawszy niezbędne składniki, ułożyła je na blacie wysłużonego biurka, wbijając zielone spojrzenie jakby czekała na dalsze instrukcje. Znała potrzeby rytuał bardzo dobrze, niejednokrotnie odprawiała go w cudzych domach, nie rozumiała więc czemu następne ruchy przychodziły jej z takim trudem, dlaczego trzęsące się dłonie zdawały się odmawiać współpracy. Stała tak długo, beznadziejnie pokonana, niezdolna ruszyć się choćby o milimetr, aby rozpocząć to, do czego zaczęła się przygotowywać. W końcu opadła na krzesło, odpaliła papierosa, zaciągając się dymem, pośpiesznie kreśląc list i przekazując go Hel. Nie próbowała dłużej łudzić się, że matka zniknie sama ani że da radę pozbyć się jej bez pomocy. Potem po prostu czekała, niezdolnado  zmrużenia oka przez następne ciągnące się niczym guma godziny.
    Stagnację osiadłą w pokoju nieokreślony czas później rozwiało pukanie. Zerwała się pośpiesznie, niemal biegnąc do drzwi.
    - Dziękuję, że przyszłaś - powiedziała, z ulgą wymalowaną na twarzy, gdy jej oczom ukazała się Laudith.
    Ślepcy
    Laudith Vidgren
    Laudith Vidgren
    https://midgard.forumpolish.com/t1289-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1322-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1321-hel#10847https://midgard.forumpolish.com/f130-laudith-vidgren


    Czarna wiewiórka, łudząco podobna do tej należącej do pani Vidgren i nosząca to samo imię, po bogini świata zmarłych, odnalazła ją późnym popołudniem, właściwie gotową do opuszczenia mieszkania na ostatnich poziomach jednej z kamienic starego miasta, prawie w drodze na wernisaż w Besettelse. Skreślony przez Irene list był krótki, sprawił jednak, że ciemne brwi spirytystki zmarszczyły się w zastanowieniu nad tym, czy powinna była zmienić cel swojej podróży i najpierw udać się do dzielnicy Ymira Starszego, odnaleźć drzwi mieszkania dziewczyny i zapytać o czyją duszę chodzi. Z listu wynikało, że sprawa jest poważna, że to dla niej utrapienie. Przypuszczała, że ma do czynienia albo z kimś wyjątkowo potężnym i upierdliwym zarazem, bądź duszą… kogoś bliskiego, nie wyjawiła jednak kogo. Wahała się kilka chwil, obiecała jednak Olafowi, że się pojawi; to było dla niego ważne, a ona obiecała sobie, że zadba o odnowienie dawnych przyjaźni, że tym razem będzie je odpowiednio pielęgnować. Sprawa musiała zaczekać do jutra. Na czystej kartce skreśliła do Irene krótką odpowiedź z obietnicą, że zjawi się jutro jeszcze przed południem, tak wcześnie jak tylko zdoła. Nie miała pojęcia o której zakończy się wernisaż i w jak się on dla niej skończy, wolała więc nie ryzykować obietnicą, że przybędzie jeszcze tej nocy. Irene była jednak dużą dziewczynką, musiała przetrwać jeszcze te kilkanaście godzin z nieproszonym towarzystwem; Laudith wyszła z założenia, że gdyby sytuacja była naprawdę krytyczna, to widząca zjawiłaby się u progu jej mieszkania, aby ponownie znaleźć pod jego dachem schronienie i spokój.
    Cały wieczór wracała do niej myślami, zastanawiając się z kim będzie miała do czynienia nazajutrz; powróciwszy do siebie czuła się jednak tak zmęczona, że w tym stanie nie byłaby dla Engberg żadną pomocą. Uczyniła to, co obiecała jej w liście. Piętnastego grudnia, jeszcze przed południem, pojawiła się u jej progu i zapukała donośnie; na wpuszczenie do środka nie musiała długo czekać, Irene zjawiła się od razu, wyraźnie na nią czekała.
    - Oczywiście, że przyszłam, nie mogłabym odmówić – odparła na jej podziękowania, unosząc dłoń, z której wcześniej zsunęła rękawiczkę i niemalże czułym gestem opuszkami palców pogładziła blady policzek dziewczyny. – Rozumiem, że masz nieproszonego gościa, z którym nie możesz albo nie chcesz sobie poradzić, tak? – spytała Laudith, od razu przechodząc do rzeczy, nie było na co czekać. Im szybciej pozbędą się problemu, tym lepiej. Zaczęła zsuwać z ramion zimowy płaszcz podszyty futrem, odsłaniając czarną, prostą sukienkę, założyła go jednak z powrotem – jeśli miały odprawić rytuał poświęcenia domu, aby przepędzić niechciane dusze, musiały na kilka chwil opuścić budynek w ogóle. Nie traciła o poranku czasu na zadbanie o prezencję, na twarzy nie miała nawet grama malowideł, wydawała się jeszcze bardziej chorobliwie blada niż zazwyczaj kontrastując z kruczą czernią włosów. – Masz sól i świece? – zapytała jeszcze, ogniskując spojrzenie ciemnych oczu na Irene; pytała dla upewnienia się, zorientowania, czy Irene zaczęła już przygotowania. Zdziwiłaby się szczerze, gdyby jako medium ich nie posiadała.





    Monsters don't sleep under your bed,
    they sleep inside your head
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Niewielu ludzi nosiła blisko serca, zaufanie z biegiem lat zdawało się bardziej jej ciążyć, wstrząsać kruchą mozaikę rzeczywistości kolejnymi powątpiewaniami, niżeli pokrzepiać. Bezsennymi nocami, gdy czas rozciągał się w nieskończoność, a mrok kąpał w sobie zarysy obskurnego pokoiku, zastanawiała się czasem, czy nie byłoby łatwiej, gdyby została zupełnie sama, nie posiadając żadnej kotwicy trzymającej przy tym świecie - może wtedy tak bardzo nie bałaby się kolejnych strat, idąc przez życie z wysoko zadartym podbródkiem, kierując się wyłącznie własnym zyskiem, ślepnąc na los innych. Jednakże, ilekroć spotykała ich ponownie - wszystkich tych, którzy byli jej drodzy - czuła się winna za te niesforne myśli, na nowo poddając się wierze, że tylko dzięki nim potrafiła brnąć dalej. Patrzyła im w oczy, czując jedynie rozprzestrzeniającą się po ciele przyjemnym ciepłem wdzięczność. Te należące do Laudith, ciemne jak sklepienie nieba tuż przed Jul, nosiły w sobie pokłady mądrości, spokój. Przymknęła powieki czując dłoń na policzku, pełna wdzięczności i ulgi, że nie jest sama.
    - 
Moja matka - wyjaśniła zdawkowo, niemal z przekąsem skierowanym w stronę rodzicielki. Miała za złe młodszej Engberg, że pojawiła się dopiero teraz, akurat teraz. Otworzyła oczy, wpatrując się przez chwilę w piękne oblicze Vidgren, kaskady kruczoczarnych włosów otaczających jej lico, chłonąc z tego portretu odrobinę opanowania. Następnie wzięła głęboki oddech, zbierając się w sobie, godząc na nieuchronny los czekający matkę. Mogła odejść polubownie, zniknąć w porannych promieniach wkradających się przez umorusane szyby, oszczędzając całej trójce zachodu, ale wybrała drogę uporu, stojąc niewzruszenie na starej posadzce, uporczywie trzymając się świata żyjących z nieokreślonej przyczyny.
 Nie pozostawiła Irene wyboru.
    - Tak, mam. I naprawdę przepraszam, że zawracam ci głowę tak prostym rytuałem. - Zgarnęła włosy za ucho, uśmiechając z cieniem zażenowania, po czym odwróciła się naprędce, otwierając szufladę komody przewrotnie chowającej w sobie pokaźny zapas świec. Chwyciwszy kilka z woskowych tworów, porozkładała je na podłodze, z całych sił próbując omijać wzrokiem postać matki. Wypędzała natarczywe duchy wielokrotnie, rytuał poświęcenia był jednym z pierwszych elementów, które dały jej poczucie jakiejkolwiek kontroli nad własnym darem, nawet jeśli w gruncie rzeczy nigdy nie mogła ostatecznie wyzbyć się połączenia z zaświatami. Czuła się nieco głupio, nieudolnie, zwracając się o pomoc z tak prostym do rozwiązania problem. - Po prostu mam wrażenie, jakby miało jej to przynieść jakąś formę ponownej śmierci. Wiem, że to idiotyczne, cholernie irracjonalne, ale nie mogę zrobić tego sama. Nie mogę znów… - urwała, podchodząc do stolika, zaciskając palce na brzegu drewnianego blatu, zatrzaskując w gardle następne słowa. Już raz przepędziła matkę ze świata żywych, wysłała do wiecznego więzienia po drugiej stronie, skazała na tułaczkę w zawieszeniu aż po kres wszechrzeczy. Towarzystwo Laudith oprócz oparcia było i wymówką, próbą rozłożenia kolejnej winy, jaka miała spocząć na kościstych barkach, nawet jeśli ów wina zdawała się po odpowiednim przeanalizowaniu zupełnie abstrakcyjna. Miała ją tylko wypędzić, wygonić z dotąd bezpiecznej przestrzeni czterech ścian, ich łuszczącej się farby i zgrzybiałych kątów; banalnemu rytuałowi daleko było do morderstwa, a jednak sól oraz sproszkowaną skałę w niewielkiej fiolce stawiała na stole trzęsącymi się dłońmi, zupełnie jakby przygotowywała się do poderżnięcia gardła. Potrzebowała Laudith, jej spokoju, głosu rozsądku przebijającego się przez gąszcz irracjonalności, tego samego, który uratował ją przed miesiącami.

    - Nawiedzają cię czasem? Bliscy, którzy odeszli? - Często stawała twarzą w twarz z nieznanymi marami i demonami, ale to te własne powidoki przeszłości zawsze ją przerażały, ich nadejście zwiastowało coś złego, jakby same Norny zsyłały je na drogę Irene formie pokrętnego ostrzeżenia.
    Ślepcy
    Laudith Vidgren
    Laudith Vidgren
    https://midgard.forumpolish.com/t1289-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1322-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1321-hel#10847https://midgard.forumpolish.com/f130-laudith-vidgren


    Odkąd tylko sięgała pamięcią to więcej niż bliskich miała wokół siebie martwych. Dusze i inne byty lgnęły do niej jak ćmy do ognia, tyle, że to ona ponosiła konsekwencje tego kontaktu - dotkliwie. Właśnie przez nich nigdy nie miała zbyt wielu bliskich; nawet gdy jeszcze tego chciała, kiedy łaknęła kontaktu z innymi ludźmi, żywymi i ciepłymi, kiedy pragnęła zawierać przyjaźnie, to oni ją odtrącali. Jako dziecko i nastolatka nie miała nikogo poza Einarem. Była jedynaczką, rodzice zaś zapewniali jej wszystko, co niezbędne do życia i nic ponadto - nigdy nie łączyła ich szczególna więź, ciężko nawet określić tę relację jako ciepłą. Ojciec zawsze wydawał się nieobecny, pochłonięty pracą, matka zaś była uosobieniem chłodu, wiecznie zdystansowana, powściągliwa i opanowana. Jedynie Einar nauczył ją czym jest prawdziwa przyjaźń, zaufanie i zrozumienie. Homer zaś wbił Laudith do głowy to, że należy nimi szafować niezwykle ostrożnie, że przyjaźń i zaufanie są zbyt cenne, by obdarzyć nimi byle kogo. Pilnował sumiennie, żeby nikt się do niej nie zbliżył za nadto - Irene stanowiła jeden z nielicznych wyjątków od tej reguły. Może przez wzgląd na taki sam dar (bądź przekleństwo) jaki otrzymała od bogów. Złączył je przypadek, bo poza umiejętnością kontaktowania się z duchami różniło je właściwie wszystko, lecz  więź ta nie była już przypadkowa. Laudith nigdy nie miała młodszego rodzeństwa, w towarzystwie Irene jednak czuła względem niej podobne odczucia co wobec młodszej siostry - potrzebę pomocy i dopilnowania, czy wszystko z nią i u niej w porządku. Rzadko kiedy przejmowała się cudzymi problemami, zbyt zajęta własnymi, ale list Engberg szczerze ją zaniepokoił, dlatego pojawiła się w progu jej mieszkania z pochmurną miną i troską w oczach.
    - To wiele wyjaśnia... - mruknęła ze zrozumieniem.
    Irene nigdy nie mówiła Vidgren wiele o swojej matce, a ona nigdy nie pytała, mając świadomość tego jak wiele szkody w życiu człowieka mogła wyrządzić własna rodzicielka. Niekiedy jej łono wydaje cię na świat jedynie po to, by później wykrzywiać i ranić twoje jestestwo w sposób nieodwracalny. Czy tak było w przypadku pani i panny Engberg? Laudith zaczęła przypuszczać, że tak, skoro Irene nie potrafiła wypędzić ducha sama - a raczej nie chciała tego zrobić.
    - Nie masz mnie za co przepraszać, Irene. Nawet najprostszy rytuał będzie niemożliwy do wykonania, jeśli człowiek nie będzie do niego gotowy - wyrzekła spokojnie, znów gładząc opuszkami palców policzek urodziwej blondynki; nie musiała się tłumaczyć, nie musiała przepraszać. W żaden sposób nie zmieniało to postrzegania jej przez Laudith, która wciąż miała Engberg za utalentowaną i niedocenianą widzącą. - Znów co? - Nie zamierzała naciskać, ciągnąć zaklinaczki za język, wolałaby jednak wiedzieć, jeśli miały się mierzyć z gniewem zmarłej i gdzie miał przyczynę ów gniew. Rozstały się w złości? Nie wyjaśniły czegoś sobie, czy jeszcze gorzej?
    Na pytanie Irene pokręciła przecząco głową.
    - Nie. Tylko dlatego, że nikt naprawdę mi bliski nie odszedł jeszcze na tamten świat i mam nadzieję, że jeszcze długo tak pozostanie - wyjaśniła z rozbrajającą szczerością. Martwiła się codziennie, czy Homer wciąż oddychał, a jego serce nadal biło, lecz była pewna, że gdyby śmierć w końcu go dopadła - to już by o tym wiedziała. Krewni nie czuli się z nią na tyle związani, aby ją nawiedzać. Rodzice żyli, Einar także. - Nie wiem, czy sama potrafiłabym nakazać komuś takiemu odejść… - wyrzekła ciszej, spoglądając Irene w oczy. Niekiedy Vidgren wydawała się nie człowiekiem, a wykutą z marmuru, poruszającą się rzeźbą, która potrafiła samodzielnie myśleć, lecz nie czuć, bez serca i ciepła, ale rzeczywistość była zupełnie inna - po prostu ukrywała wszystko to bardzo głęboko w sobie.
    Ujęła drżące dłonie Engberg we własne, uniosła do swojej twarzy, by ucałować lekko wierzch skóry, zanim sięgnęła po fiolki z solą i skruszoną skałą. - Im szybciej to zrobimy, tym lepiej, jeśli nie macie sobie już nic do powiedzenia - zasugerowała, zanim opuściły mieszkanie, aby rozsypać je w kręgu wokół.
    Może by się powiodło, gdyby nie silny, ciągnący z północy wiatr, który obrócił w niwecz ich wysiłki.
    - Będziemy potrzebować więcej... - mruknęła z irytacją, spoglądając ku Irene; była zła na siebie, że nie zabezpieczyła przestrzeni wokół.





    Monsters don't sleep under your bed,
    they sleep inside your head
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Laudith Vidgren' has done the following action : kości


    'k100' : 11
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Zawsze uważała Magndís za substytut matki, choć ostatnimi czasy coraz mocniej powątpiewała w szczerość ich relacji. Spragniona ciepła, opieki, wzoru, który mogłaby naśladować, figury będącej jakimkolwiek wyznacznikiem tego, kim miałaby się stać, wydawały się przysłonić umiejętność spoglądania na nią jakkolwiek obiektywnie. Magndís dała jej cel, była pierwszą osobą naprawdę rozumiejąca skomplikowany mechanizm działania jej umysłu. Gdy wszyscy wokół rozkładali ręce, wróżąc jej przyszłość na ulicy, to ona zobaczyła w niej jakikolwiek cień potencjału. Przez minione miesiące zaczynała jednak rozumieć, że ostatecznie była jedynie przystankiem, jedną z form, którą stare medium miało posłużyć się, aby dosięgnąć własnego odkupienia. Mimo wszystko nadal nie umiała zdusić w sobie wdzięczności do nauczycielki, wciąż winna jej była więcej, niż komukolwiek innemu. Gdyby kobieta wróciła, pojawiła się nagle w progu drzwi, wykręcając się jakąś kiepską wymówką, nadal by ją przyjęła. Nie potrafiła odpowiedzieć jednak na pytanie, czy wciąż byłaby zdolna zaufać idei. Idei, która znów pukała do jej drzwi, nieco inna, zmieniona w ustach obcego człowieka. Ostatni raz, gdy widziała Laudith znajdowały się po przeciwnych stronach jadalnianego stołu, w miejscu pięknym, aczkolwiek nieprzyjemnym, o którym z całego serca pragnęła zapomnieć. Jeśli odmówi, okaże się zwykłym tchórzem, Vidgren nadal będzie na nią spoglądała w ten sposób? Wciąż będzie potrafiła wykrzesać z siebie słowa pocieszenia, na widok dojmującej słabości Irene?
    - Zmarła przy moim połogu - wyjaśniła zwięźle. Wszystko, co o niej wiedziała, pochodziło z lakonicznych odpowiedzi Engberga, pojedynczych przedmiotów, które nie schował daleko poza jej zasięgiem i nocnych łkań matki dochodzących z różnych pomieszczeń rodzinnego domostwa. Nie znały się, nie czuła wobec rodzicielki nic oprócz poczucia winy, które zaszczepił w niej tata. Była jej pierwszym przewinieniem, pierwszą skazą rzutującą na dalszym życiu. - Byłam pewna, że dawno temu przeszła na drugą stronę, ale najwyraźniej się myliłam. - Przestała się pojawiać tuż po śmierci ojca, przez długie lata sprawiając pozory, że wspólnie przeszli na drugą stronę. Nie rozumiała całkowicie działania duchowej sfery ich rzeczywistości, wątpiła, że nawet najbardziej utalentowane i uzdolnione medium, potrafiło przypisać zaświatom jakieś stałe zasady. Umiejętność wiecznie grała jej na nosie, notorycznie udowadniała, jak mało wie o tym co ją dotyka. Może wcale nie było drugiej strony, może po Ragnarök i dłużej, cząstki ludzkich istnień miały tułać się po świecie niezdolne zaznania spokoju. Przerażał ją ten los.
    - Dobrze, oby Norny oszczędziły ci tego jak najdłużej - Szczerze cieszyła się, że Laudith nie zaznała goryczy wiecznego rozstania, aczkolwiek równocześnie odrobinę jej współczuła. Prędzej czy później miało to przecież nadejść. Dla większości rozdzielenie przez brzytwę śmierci było szybkie, bolesne, lecz możliwe do złagodzenia upływem czasu; ostateczne. Dla nich miało ciągnąć się niemiłosiernie, katorżniczo długo, dopóki same nie podzielą losów nieboszczyków.
    - Czym sobie na ciebie zasłużyłam? - dodała, skupiając się na twarzy Laudith, lekkim dotyku warg na swoich dłoniach. Pocieszyły ją słowa kobiety, uspokoiła się odrobinę, próbując na nowo odzyskać kontrolę nad własnym, rozedrganym ciałem. Ciężko było stwierdzić, czy kochała matkę, czy dało się zapałać owym uczuciem do osoby, której w gruncie rzeczy nigdy nie poznała. Mimo wszystko przerażało ją to, co miały uczynić.
    Pokręciła głową, dając do zrozumienia, że nie zamierza dłużej rozmawiać ze felerną duszą, przygotowawszy wszystkie niezbędne składniki, podążyła za Vidgren na zewnątrz. Pomogła rozsypać sól dookoła budynku, po czym bezużytecznie stanęła za medium, oddając w jej ręce rytuał. Północny wiatr nie zamierzał im jednak ułatwić zadania, przez ułamek sekundy przeszło jej przez myśl, że być może to sama matka albo ojciec próbują zniweczyć pomyślność rytuału.
    - Najwyraźniej nawet wiatr nie jest dziś naszym stronnikiem. Daj mi chwilę. - Zniknęła za drzwiami wejściowymi do budynku, wydobywając z mieszkania kolejną fiolkę wypełnioną solą i skalnym pyłem. Wróciwszy, uzupełniła wybrakowaną część okręgu, tym razem oszczędnie dysponując mieszanką, aby w razie kolejnej złośliwości sił wyższych, móc szybko powtórzyć czynność. Rozważała zaoferowanie pomocy, ale zanim wygłosiła tę propozycję na głos, błyskawicznie ugryzła się w język. Prosty czy nie, rytuał wymagał skupienia, a ona przypominała obecnie roztrzęsiony kłębek nerwów. Pomoc z jej strony, jakkolwiek nie miałaby wyglądać, zapewne jedynie by Laudith zawadzała.
    Ślepcy
    Laudith Vidgren
    Laudith Vidgren
    https://midgard.forumpolish.com/t1289-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1322-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1321-hel#10847https://midgard.forumpolish.com/f130-laudith-vidgren


    Wielu powiedziałoby, że Laudith miała wielkie szczęście. Urodziła się w rodzinie majętnej, wpływowej, pełnej; miała ojca i matkę, szanowanych i wykształconych, którzy otaczali ją opieką i zapewniali wszystko, co niezbędne do życia i nauki. Tylko to i nic więcej. Nie rozumieli i rozumieć nie chcieli tego, co przeżywała każdego dnia, już w dzieciństwie mając kontakt ze śmiercią; pozostawali głusi na płacz kilkuletniej córki, dziwiąc się, że nie potrafi docenić daru jaki otrzymała od bogów. Umiejętność porozumiewania się ze zmarłymi uchodziła wszak za wysoce cenioną wśród galdryjskiej społeczności, lecz bez odpowiedniego nauczyciela każde medium miało przeżyć prawdziwe katusze - przynajmniej tak było w przypadku Laudith. Może urodziła się pod nieszczęśliwą gwiazdą, w święto zmarłych, może jedynie ją nawiedzały duchy gniewne i pełne goryczy, rozżalone i spragnione zemsty, istoty nienawistne i podłe? Matka złościła się na nią, bo Laudith nie wpisywała się w obrazek jej wymarzonej córki, ojciec zaś w pełni oddawał się prawniczej karierze i w wolnym czasie darł koty z żoną. Byli zbyt zajęci sobą i własnymi nieporozumieniami. Nie potrafili jej pomóc i nie starali się nawet znaleźć kogoś, kto mógłby to zrobić. W przeciwieństwie do Irene, Laudith nie miała nikogo takiego jak Magndís. Opanowania i kontroli własnego daru musiała nauczyć się zupełnie sama. Może gdyby było inaczej, upiory nie odcisnęłyby na niej tak dużego piętna. Każdy je miał. Irene z pewnością posiadała własne, może inne, lecz czy nie nawiedzały jej nocą, we śnie? Jeden z nich przyszedł na jawie, niespodziewanie, co sprawiło, że ciemne brwi Vidgren uniosły się w zdziwieniu.
    - Zaskakujące - mruknęła kobieta w taki sposób, jakby miała do czynienia z interesującym przypadkiem naukowym, nie zaś dramatem dziewczyny, której pozwoliła się zbliżyć - i sam sobie także, jak rzadko kiedy, na to zezwoliła. - Nigdy wcześniej nie czułaś jej obecności? Może obserwowała cię przez wiele lat. - Miała wrażenie, że matki często pozostawały przy swych dzieciach. Niektóre z nich robiły to z myślą, że będą nad nimi czuwać, jakby mogły w jakikolwiek sposób pomóc. Inne chciały przekonać się, że miały rację jak nieszczęsna kuzynka matki. Dlaczego Engberg ujawniła się dopiero teraz, po tylu latach? Jeśli Irene nie chciała szukać odpowiedzi, Laudith także nie miała zamiaru tego zrobić. - Tak, czy inaczej - najwyższa pora, aby to zrobić. Skoro nie odeszła po dobroci, zmusimy ją do tego - oświadczyła stanowczo Vidgren. Niektóre tajemnice na zawsze miały nimi pozostać, choćby nie wiadomo ile człowiek włożył wysiłku i czasu w ich rozwikłanie. Wielu z nich lepiej było po prostu nie odkrywać. Niekiedy niewiedza okazywała się błogosławieństwem. Łatwiej było wtedy w nocy spać. Laudith wiedziała o tym doskonale. Z jednej strony desperacko pragnęła wiedzieć gdzie był teraz Homer i dlaczego zniknął; z drugiej istniała obawa, że prawda mogła ją przytłoczyć i złamać. Na to nie mogła sobie pozwolić. Nie teraz, kiedy Lauge Nørgaard postawił przed nimi cel.
    - Ja również mam taką nadzieję. Mam zresztą wrażenie, że ludzie, którzy naprawdę są mi bliscy, wiedzą, aby lepiej mnie nie nawiedzać po swojej śmierci - odpowiedziała żartobliwym tonem. Kłamała. Miała dziwną pewność, że Homer nie potrafiłby się pogodzić ze śmiercią, kiedy pozostawało tak wiele do zrobienia. Zaśmiała się perliście na pytanie Engberg. To urocze, że odbierała jej obecność jako błogosławieństwo, podczas gdy Laudith snuła w myślach plany jak stać się cudzym koszmarem na wzór zmory. - Nie zastanawiaj się nad tym, Irene. Bierz to, co daje ci los. Norny bywają kapryśne - wyrzekła łagodnie, udzielając życiowej rady, którą powinna się kierować. Kiedyś jeszcze myśli Laudith zajmowały wątpliwości, czy zasługuje na coś dobrego - później przekonała się, że Norny nie są ani sprawiedliwe, ani dobre, ani złe. Tkały nici przeznaczenia z sobie jedynie znanym celem, jednym kreując wręcz raj na ziemi, innym zaś prawdziwe piekło za życia. Nie należało się nad tym zastanawiać i roztrząsać dlaczego jest tak, a nie inaczej; człowiek może i nie był w pełni kowalem swego losu, lecz mógł czerpać z tego życia więcej, jeśli się odważył.
    - Co się odwlecze, to nie uciecze, Irene - mruknęła Laudith, odbierając od blondynki kolejną fiolkę z solą i kruszonym kamieniem, aby dokończyć krąg, który przerwał wiatr. Zabezpieczyła teren wokół budynku, nie dopuszczając, by przerwał go raz jeszcze i upewniła się, że otacza go równo i ściśle. Dopiero wtedy obie powróciły do środka, gdzie czekały na nie przygotowane świece, które nieśpiesznie rozstawiła w kolejnym kręgu. Zsunęła z ramion zimowy płaszcz, rzucając go na najbliższe krzesło.
    - Jesteś tego absolutnie pewna? - upewniła się Vidgren, ogniskując na twarzy Irene pytające spojrzenie.

    I etap rytuału poświęcenia domu





    Monsters don't sleep under your bed,
    they sleep inside your head
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Laudith Vidgren' has done the following action : kości


    'k100' : 50
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Im więcej podobnych im spotykała, tym dosadniej rozumiała, że każde medium pojmowało świat nieco inaczej, dla każdego soczewka, przez którą patrzył, wydawała się inna. Jej była nieostra i chaotyczna, ale mimo wielu prób rozerwania więzi z drugą stroną powątpiewała, że potrafiłaby bez niej żyć. Wszystko dookoła nagle by ucichło, poraziło ostrością, brakiem niepotrzebnych naleciałości obcych mar, doskwierałoby znacznie mocniej niż wszędobylski harmider. Nie wierzyła, że były wybrane, nie rozumiała skąd brał się szacunek względem im podobnych - w gruncie rzeczy wszyscy balansowali przecież na skaju obłędu.
    - Widywałam ją często za dzieciaka - odpowiedziała, otulając się ciaśniej klapami płaszcza. W murach rodzinnego domu słyszała jej łkania często, widywała postać matki stojącej nad zapracowanym ojcem, bo w gruncie rzeczy zawsze chodziło wyłącznie o niego. Być może była zazdrosna, przeżerał ją chłód odrzucenia ze strony ich obojga. - Potem zniknęła. Wątpię, by kiedykolwiek chciała mnie obserwować. - Cieszyła się niezmiernie, że miała u swojego boku Laudith. Przy kobiecie ogarnęła ją jakaś nieznana siła, dodawała Irene uporu, odwagi. Sprawiała, że potrafiła stać prosto z podbródkiem zadartym wysoko, jakby nic na tym świecie nie mogło jej już złamać. Potrzebowała tego, potrzebowała jej, kogoś dla kogo znów stałaby się twardsza, bardziej niewzruszona niż rzeczywistości była, choć zdawała sobie sprawę, że taki stan rzeczy nie miał trwać długo. Zamierzała odrzucić ofertę Lauge. Dalej biła się z tym wyborem, ostateczna decyzja nie przychodziła jej bowiem łatwo, nie chciała stracić jedynego sojusznika, jakiego mogła jeszcze pozyskać. Równocześnie nie widziała w jego planach wyższego celu, nie zamierzała znów dać się omotać cudzym ideom, tak okrutnym i nieludzkim, że wzbudzały w Irene grymas obrzydzenia. Nie wiedziała jak wyjdzie na odrzuceniu propozycji, czy przypadkiem prędzej, czy później nie staną z Laudith po przeciwnych stronach.
    - Moi zapewne wprost odwrotnie - odpowiedziała lekkim uśmiechem. Z odejściem rodziców pogodziła się dawno temu, ich obecność - lub w przypadku ojca jej brak - była brzemieniem, które potrafiła unieść. Była pewna, że widok pobladłej mary będącej kiedyś Lasse by ją zabił, potrzaskał na miliony kawałków dogorywający mięsień serca i już nigdy nie potrafiłaby poczuć jego bicia. Zatrzymałoby się, umarło wraz z tym należącym do przyjaciela. Półprzezroczyste lica Idy, nawet Neptúnusa stałyby się pewnie bliźniaczą klątwą. Dało się żyć bez serca?
    Wiatr uspokoił się nieco pozwalając im dobrotliwie dokończyć kreślenie kręgu. Obserwowała Laudith uważnie, a gdy skończyła, podążyła za nią posłusznie do mieszkania. Odrzuciła płaszcz na kanapę, po chwili recytując inkantację, która rozpaliła świece porozstawiane w mieszkaniu. Nadeszła pora by skończyć co zaczęły.
    Podeszła do matki, unosząc dłoń, jakby mogła dotknąć jej policzka; ta przedostała się przez nienamacalną masę, zostawiając po sobie nieostrą smugę bieli, bo przecież wcale jej tu nie było. Żyła tylko w umyśle jej i Laudith, tylko garstki nieszczęśników mogących widzieć więcej, skazanych na dostrzeganie tych najstraszniejszych obrazów. Ścisnęła usta w wąską linię, nie rozumiejąc, czemu ma ochotę płakać, a kobieta, do której nie powinna nic czuć szarpie za każdą komórkę jej ciała z niewyobrażanym okrucieństwem.
    - Powiedz mu… -  Że mimo wszystko go kocha, bo bliskich nie dało się tak po prostu wyrwać z tkanki mięśnia? Że go nienawidzi, bo zostawił ją z tym wszystkim zupełnie samą, zranił ją niewyobrażalnie? Że nigdy nie czuła, jakby miała ojca? Że musi go zobaczyć, bo nadal obwinia się za jego śmierć, nadal ma wrażenie, że ma jego krew na rękach? Że potrzebuje ulgi, że dusi się w tym wszystkim jakby jej szyję otulał przyciasny kołnierz i nie może oddychać, nie wie jak długo jeszcze będzie zdolna nabierać kolejne wdechy. - Że to jego wina. Jego pieprzona wina. - Oko urodziło samotną łzę, ale pozbyła się jej wierzchem dłoni zanim zdążyła spłynąć na krzywiznę policzka. Stało się.
    - Kontynuuj, Laudith. - Znowu ją zabijała, tym razem nie miała wymówki.
    Ślepcy
    Laudith Vidgren
    Laudith Vidgren
    https://midgard.forumpolish.com/t1289-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1322-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1321-hel#10847https://midgard.forumpolish.com/f130-laudith-vidgren


    Zastanawiała się czasem nad tym. Jak to by było, gdyby bogowie jej nie pobłogosławili, jeśli urodziłaby się bez daru rozmawiania ze zmarłymi? Przed laty wyobrażała sobie, że rozwiązałoby to większość problemów. Rówieśnicy nie mieliby powodów, aby ją odrzucać i nękać, w głowie rozbrzmiewałyby jedynie własne myśli, w nocy nie odwiedzałby jej nikt poza rodzicami, pająkami i starym kotem matki, który wytrwale na nie polował. Cisza i spokój, przyjaciele, normalne dzieciństwo. Tak naiwne wyobrażenie miała jako dziecko, gdy najmocniej nienawidziła własnego daru i uznawała go za przekleństwo. Dopiero później zrozumiała, że był częścią niej samej, bez niego byłaby wybrakowana i tak po prawdzie niewiele by się zmieniło. Nigdy nie należała do osób towarzyskich i sympatycznych, nawet oblicze, choć posągowo piękne, wydawało się zimne i odległe; nie znalazłaby wspólnego języka z innymi dziećmi w szkole w Trondheim. Może nie odnalazłaby go nawet z Einarem, to jednak odrzucała; wyjątkowe nici porozumienia łączyły ich na wielu polach, nie tylko przez niezrozumienie i poczucie inności. Ostatecznie między innymi dzięki darowi medium poczuła się kimś wyjątkowym, odnalazła w sobie siłę i dokonywała rzeczy, o których inni mogli wyłącznie pomarzyć. Zaczęło przynosić do Laudith poczucie satysfakcji i wyższości, które zaczęły odbijać się w wyniosłym niemal i zimnym spojrzeniu czarnych oczu.
    - Może daremna jest moja próba zrozumienia jej intencji. Niekiedy odnalezienie sensu w działaniach zmarłych z góry skazane jest na porażkę - odparła ze współczującym wyrazem malującym się na twarzy. Podejrzewała, że cała ta sytuacja jest dla Irene niezwykle trudna. Pieczęć jaką naznaczyła ją Krucza Straż nie oznaczała, że była kobietą pozbawiona uczuć i emocji, wciąż pozostawała człowiekiem, niezależnie od tego co myśleli; blondynka miała w sobie znacznie więcej człowieczeństwa niż niektórzy galdrowie, którzy nigdy nie wypowiedzieli zakazanej inkantacji. Czasami wydawała się Laudith wręcz wrażliwa, przede wszystkim jednak zagubiona. Naiwnie łudziła się, że spotkanie z Lauge Nørgaardem wskaże jej kierunek, lecz gdzieś podświadomie czuła, że to niemożliwe. - Nikt nie jest w stanie cię zrozumieć, dopóki nie założy tych samych butów - stwierdziła kwaśno ciemnowłosa, wyobrażając sobie reakcję Irene muszącej mierzyć się z duszami osób, które naprawdę były bliskie jej sercu. Nie wiedzieliby nawet jak wielką mogą wyrządzić jej krzywdę, nie pozwalając pogodzić się z ich odejściem.
    O matce mówiła, że nie czuła z nią głębokiej więzi, a mimo to Laudith dostrzegła samotną łzę na bladym policzku, kiedy blondynka stanęła naprzeciw kobiety, którą przypominała. Z boku mogło wydawać się to sceną kuriozalną, lecz ona wiedziała, że nie są tu same; ona także widziała to widmo, teraz wyraźnie rozgniewane. Ciemnowłosa trwała obok nieruchomo, w milczeniu, nie chcąc wtrącać się pomiędzy matkę i córkę, dopóki Irene nie poprosiła o to wyraźnie. Dopiero wówczas uniosła znów ręce i zaczęła szeptać inkantacje; wydawała się pewna swego i spokojna, do rytuału przystępowała nie pierwszy i nie ostatni raz. Rzadko kończył się niepowodzeniem. Rzadko duch tak mocno nie chciał odejść. Widmo zniknęło, a wiatr wokół kamienicy wzmógł się, wyjąc potępieńczo. Okno otwarło się nagle i gwałtownie, wpuszczając wicher do środka; zgasił świece i przerwał krąg, smagnął Laudith po twarzy, targając włosy zarówno jej, jak i Irene.
    - Najwyraźniej twoja matka ma inne plany... Musimy sprawdzić, czy nie przerwała kręgu - zwróciła się do niej tonem cierpliwym i wciąż spokojnym; gniew pani Engberg nie wyprowadził Laudith z równowagi, choć zrujnowała jej plany, znów musiały zacząć od początku.

    Laudith i Beizmienny z tematu





    Monsters don't sleep under your bed,
    they sleep inside your head
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Laudith Vidgren' has done the following action : kości


    'k100' : 24


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.