:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann
4 posters
Eitri Soelberg
30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:39
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
30.01.2001
Jul zatarło się już niemal całkowicie w pamięci, choć odgłos noworocznych fajerwerków wciąż zdawał się rozsadzać bębenki. Powrót z jakiegokolwiek urlopu nigdy nie był łatwym zadaniem, nawet jeśli praca porywała niemal natychmiast i nie pozwalała mitrężyć w lenistwie choćby minuty. Już dawno zauważył jednak, że tak jest mu dobrze i nie zamieniłby się z żadnym innym galdrem swoją codziennością. Początkowo może i miał obawy, zastanawiał się często czy dokonał słusznego wyboru, swego czasu sprawy nie ułatwiała mu również relacja z partnerem – Frederik trzymał go na dystans, traktował dość oschle i nie pałali przez to do siebie nadmierną sympatią. Nie mógł mieć mu jednak za złe takiego zachowania, bo domyślał się, jak wielkie koszty emocjonalne poniósł w związku ze stratą poprzedniego towarzysza. Wypadek Soelberga nastąpił zaś niebezpiecznie szybko, nim jeszcze okrzepli w nowych rolach, przez co mieli niewiele czasu dla siebie. Dobrzy partnerzy darzyli się zaufaniem i otwartością, a to oznaczało niekiedy wychodzenie poza schemat pracy i ujawnianie choćby drobnostek z życia prywatnego. Proces ten szedł im bardzo mozolnie, a jednak Eitri odczuwał postęp, który nagle zaczął przynosić mu prawdziwą satysfakcję – było to zjawisko nowe i zaskakująco pozytywne. Cieszył się, kiedy rozmawiali częściej i rzucali sobie bardziej swobodne uwagi czy zawoalowane kąśliwości bardziej przypominające koleżeńskie uszczypliwości niż dotychczasową przepychankę wrogo nastawionych do siebie ludzi.
Tego dnia mieli już za sobą swoją zmianę w kruczej – ogólnie było dość spokojnie, choć musieli wyruszyć w teren. Była to jednak miła odmiana i sposobność do obserwacji miasta. To jeszcze nie wybudziło się całkiem ze świątecznego amoku i już powoli zaczynało szykować się do następnych obchodów – był to ciekawy kontrast w stosunku do jego umysłu oddalającego się od świątecznej atmosfery coraz bardziej i bardziej. Każdy czuł wciąż widmo mrocznych wydarzeń, a jednak człowiek potrzebował normalności nawet w najgorszych czasach. Można było się oburzać i rzucać z niesmakiem, że to nieodpowiedzialne zachowanie, Eitri nie zamierzał jednak nikogo potępiać za pragnienie oderwania myśli i zatopienia się w bardziej radosnych sprawach. Między innymi właśnie po to tutaj byli – by czuwać nad tymi wszystkimi bardziej bezbronnymi i nieświadomymi.
Szli przez rozległy Forsteder z zamiarem wkroczenia w głąb miasta, mieli już czas wolny i mogli zająć się prywatnymi sprawami, a jednak wybrali niespieszny spacer i rozmowę. Eitri ułożył szal pod szyją, chroniąc się przed chłodnymi powiewami, nim weszli w bezpieczną uliczkę wyciszającą nieco ruch powietrza. Okolica zdawała się zadbana, a jednak mijali nieliczne opuszczone, zarośnięte posesje – teraz roślinność przypominała nagie kikuty plączące się w gęstwinę, której nie dało się spokojnie przejść. Rzadkie pręty metalowych ogrodzeń pozwalały zajrzeć głębiej, ku odrapanym fasadom i pustym oknom. Choć galdrów ciągnęło do Midgardu, wciąż można było znaleźć miejsca, których nikt nie chciał zagospodarować. Spojrzał na Frederika, uśmiechając się nieznacznie. Wyciągnął kartonik z papierosami i podał mu najpierw, częstując uprzejmie.
— Jak ci minęły święta i nowy rok? — zagadnął. Nie zdążyli jeszcze wymienić się tak błahymi informacjami, dlatego zaczął spokojnie. — Przyznam ci, że przez moje wyjazdy sporo mi umknęło i nie mieliśmy nawet okazji porozmawiać. Było intensywniej, niż sobie zakładałem na samym początku — zaśmiał się krótko i odpalił swoją cygaretkę. Pomarańczowe oczko rozbłysło na moment, następnie ku niebu uniósł się szarawy dym.
Bezimienny
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:39
Grudzień i styczeń minęły mu bardzo szybko, bowiem problemy, z którymi Frederik borykał się w domu, próbował przysłonić pracą. Nie chciał myśleć o tym, co od pewnego czasu działo się między nim a Elsą, nie do końca wiedząc, kiedy tak bardzo się od siebie oddalili. Byli przecież dla siebie wszystkim, nawet jeśli początkowo nie był to związek z miłości. Dopiero z czasem, gdy zaczęli się poznawać, a na świecie pojawił się Henrik, niespodziewanie zapałali do siebie płomiennym uczuciem. Dziś jednak powoli ono wygasało – z każdą kłótnią i wyrzutami wypowiedzianymi w ferworze emocji było coraz gorzej, a Tiedemann, zamiast podejść do tego na spokojnie i w dojrzały sposób, zaszywał się celowo w pracy lub w przypadkowych barach, przesiadując tam do późnych godzin. Starał się przy tym zazwyczaj nie mówić o swoich problemach głośno – w końcu nigdy nie był przesadnie wylewnym człowiekiem i trudno było mu rozmawiać o tym, co go na co dzień trapiło, choć po jego wyrazie twarzy można było dostrzec, że jest zwyczajnie zmęczony. Frederik rozpaczliwie potrzebował kilkudniowego odpoczynku, odliczał zatem do połowy lutego, bowiem to właśnie wtedy planował wziąć swój pierwszy od dawna i długo wyczekiwany urlop. Urlop, który zamierzał spędzić ze swoim synem poza Midgardem.
– Wiesz, jak to jest – zaczął Frederik, uświadamiając sobie, że w ostatnim czasie nie mieli zbytnio okazji, by ze sobą na spokojnie porozmawiać. Nie da się ukryć, że przez te tygodnie współpracował z Eitrim nieco mniej niż zwykle – młody wyjechał na urlop, komendant też przydzielił im odmienne zadania, jednak, biorąc pod uwagę ilość obowiązków, z którymi na co dzień musieli się mierzyć w Kruczej Straży, nie było w tym nic dziwnego. – Minęły zaskakująco spokojnie, w rodzinnym gronie. Nie robiliśmy nic wyjątkowego. Byliśmy u rodziców, potem zaprosiliśmy do siebie kilku znajomych. Obyło się bez większych dramatów – powiedział zgodnie z prawdą Frederik, spoglądając kątem oka na mężczyznę, szukając po kieszeniach zmiętej paczki papierosów. Najwyraźniej fajki mu się skończyły, lecz Eitri szybko go poratował. Tiedemann nie był jednak zbyt chętny, by rozczulać się nad wydarzeniami z zeszłego roku, nawet jeśli było to tylko miesiąc temu, to zdążył o tym niemal całkowicie zapomnieć. – A u ciebie, jak tam? Robiliście coś konkretnego z Ivarem? – Tiedemann nie miał zbytnio kontaktu z drugim Soelbergiem, jedynie tyle, co widywał go w Kwaterze Kruczej Straży. Miał do niego ambiwalentny stosunek, jak zresztą do większości osób z pracy; wiedział jednak, że Eitri był z nim bardzo blisko.
– To prawda, był to dość intensywny czas, ale lepiej opowiadaj, co z tymi wyjazdami – dodał bez namysłu, odpalając z pomocą krótkiego zaklęcia swojego papierosa. Pewnie Soelberg mu coś już wspominał, ale tak to było z Tiedemannem, że wiele rzeczy ulatywało mu z głowy. Chciał jednak dowiedzieć się więcej szczegółów na temat tego, co w ostatnich tygodniach robił jego partner, tym bardziej że nie widzieli się zbyt często i musieli co nieco w pewnych kwestiach nadrobić.
– Wiesz, jak to jest – zaczął Frederik, uświadamiając sobie, że w ostatnim czasie nie mieli zbytnio okazji, by ze sobą na spokojnie porozmawiać. Nie da się ukryć, że przez te tygodnie współpracował z Eitrim nieco mniej niż zwykle – młody wyjechał na urlop, komendant też przydzielił im odmienne zadania, jednak, biorąc pod uwagę ilość obowiązków, z którymi na co dzień musieli się mierzyć w Kruczej Straży, nie było w tym nic dziwnego. – Minęły zaskakująco spokojnie, w rodzinnym gronie. Nie robiliśmy nic wyjątkowego. Byliśmy u rodziców, potem zaprosiliśmy do siebie kilku znajomych. Obyło się bez większych dramatów – powiedział zgodnie z prawdą Frederik, spoglądając kątem oka na mężczyznę, szukając po kieszeniach zmiętej paczki papierosów. Najwyraźniej fajki mu się skończyły, lecz Eitri szybko go poratował. Tiedemann nie był jednak zbyt chętny, by rozczulać się nad wydarzeniami z zeszłego roku, nawet jeśli było to tylko miesiąc temu, to zdążył o tym niemal całkowicie zapomnieć. – A u ciebie, jak tam? Robiliście coś konkretnego z Ivarem? – Tiedemann nie miał zbytnio kontaktu z drugim Soelbergiem, jedynie tyle, co widywał go w Kwaterze Kruczej Straży. Miał do niego ambiwalentny stosunek, jak zresztą do większości osób z pracy; wiedział jednak, że Eitri był z nim bardzo blisko.
– To prawda, był to dość intensywny czas, ale lepiej opowiadaj, co z tymi wyjazdami – dodał bez namysłu, odpalając z pomocą krótkiego zaklęcia swojego papierosa. Pewnie Soelberg mu coś już wspominał, ale tak to było z Tiedemannem, że wiele rzeczy ulatywało mu z głowy. Chciał jednak dowiedzieć się więcej szczegółów na temat tego, co w ostatnich tygodniach robił jego partner, tym bardziej że nie widzieli się zbyt często i musieli co nieco w pewnych kwestiach nadrobić.
Eitri Soelberg
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:39
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Jego wiedza na temat życia prywatnego Freda ograniczała się do kilku faktów i nigdy szczególnie nie wnikał głębiej, kierując się szacunkiem do prywatności kolegi. Nie każdy funkcjonariusz przepadał za uzewnętrznianiem się w miejscu pracy. Sam przecież niechętnie dzielił się codziennością zamkniętą w czterech ścianach Ivarowego mieszkania. Miało to swoje plusy, ale też sprawiało, że nie posiadał zbyt wielu bliskich znajomych ze środowiska Kruczych. Dopiero teraz powoli zyskiwał większą otwartość i chęć do zadawania pytań oraz odpowiadania na te, które padały z ust jego towarzysza. Nie musiał wprawdzie mówić szczegółowo, ale już tyle oznaczało ogromny postęp.
Spoglądał na Tiedemanna przyciskając wargi do papierosa.
— Więc spokojnie i rodzinnie, hmm? — uśmiechnął się kącikami ust, wypuszczając kolejny obłoczek dymu. Zawsze sądził, że odnalazłby się w takim schemacie, czasami nawet żałował, że nie miał w pełni własnego kąta i bliskiej osoby. Owszem, cenił Ivara, jednak nadal posiadali odrębną codzienność, w którą nie ingerowali wzajemnie.
Nie miał powodów, aby sądzić, że u Frederika nie wszystko układa się tak kolorowo i przyjemnie. Na ten moment wierzył mu, że święta spędzone z żoną i synem były szczytem jego marzeń oraz pozwalały mu w pełni wypocząć. U niego czas Jul obfitował w wiele zamieszania. Doświadczał nowości, bowiem z własnej, nieprzymuszonej woli wyjechał do rodzinnego miasta, by porozmawiać z rodzicami. Resztę czasu był w Midgardzie, nie licząc wyjazdu noworocznego.
— W sumie, to byłem sam w Göteborgu. No wiesz, nie odwiedzałem rodziców od czasu wypadku — wymamrotał uciekając spojrzeniem tak, jakby właśnie przyznawał się do popełnionej zbrodni. — To tylko kilka dni, ale matka się ucieszyła. Potem faktycznie spędzaliśmy już czas z Ivarem. Zupełnie leniwie i bez pośpiechu. Nic szczególnego. Nadrobiłem trochę książek, przetestowałem kilka nowych przepisów — wyliczał skrupulatnie każdy z drobiazgów, którym zajmował się w przerwie świątecznej. — Potrzebowałem się oderwać, tym bardziej, że grudzień był intensywny. — właściwie, ciężko było powiedzieć, czy którykolwiek z ostatnich miesięcy rozpieszczał ich spokojem. Dlatego właśnie chciał wykorzystać okres Jul jak najlepiej. Odsunął cygaretkę, ujmując ją w palce, po czym wreszcie znów pozwolił sobie na spojrzenie skierowane ku Fredowi. — W nowy rok brat wyciągnął mnie urodzinowo do Flåm. — Uśmiechnął się sam do siebie wspominając wyjazd. Była to chyba najlepsza część grudnia, nie licząc wypadu na Paha Koli z Fenrissonem. — Wiesz, klimatyczne domki, ognisko, zupełne odcięcie się od szarej rzeczywistości. Dawniej częściej organizowaliśmy podobne wypady — wzruszył ramionami i strząsnął popiół na chodnik. Wtedy też przesunął wzrokiem po kolejnej, opuszczonej posesji i zatrzymał się gwałtownie. Nie był wprawdzie pewien, co dostrzegł, lecz zaskoczyło go na tyle, aby zmusić Tiedemanna do odwrócenia twarzy. Na krańcu języka miał jednak wciąż resztę opowieści. — Potem przyszedł styczeń i w sumie wszystko się zaczęło na nowo chrzanić. W połowie miesiąca Ivar paskudnie się pochorował, więc miałem w domu mały Ragnarök. — Mówił już to wszystko na wpół przytomnie, bowiem skupił się mocno na obserwacji okolicy. Kiwnął głową pytająco, czy powinni sprawdzić to, co zaczęło go niepokoić po drugiej stronie zardzewiałego płotu.
Spoglądał na Tiedemanna przyciskając wargi do papierosa.
— Więc spokojnie i rodzinnie, hmm? — uśmiechnął się kącikami ust, wypuszczając kolejny obłoczek dymu. Zawsze sądził, że odnalazłby się w takim schemacie, czasami nawet żałował, że nie miał w pełni własnego kąta i bliskiej osoby. Owszem, cenił Ivara, jednak nadal posiadali odrębną codzienność, w którą nie ingerowali wzajemnie.
Nie miał powodów, aby sądzić, że u Frederika nie wszystko układa się tak kolorowo i przyjemnie. Na ten moment wierzył mu, że święta spędzone z żoną i synem były szczytem jego marzeń oraz pozwalały mu w pełni wypocząć. U niego czas Jul obfitował w wiele zamieszania. Doświadczał nowości, bowiem z własnej, nieprzymuszonej woli wyjechał do rodzinnego miasta, by porozmawiać z rodzicami. Resztę czasu był w Midgardzie, nie licząc wyjazdu noworocznego.
— W sumie, to byłem sam w Göteborgu. No wiesz, nie odwiedzałem rodziców od czasu wypadku — wymamrotał uciekając spojrzeniem tak, jakby właśnie przyznawał się do popełnionej zbrodni. — To tylko kilka dni, ale matka się ucieszyła. Potem faktycznie spędzaliśmy już czas z Ivarem. Zupełnie leniwie i bez pośpiechu. Nic szczególnego. Nadrobiłem trochę książek, przetestowałem kilka nowych przepisów — wyliczał skrupulatnie każdy z drobiazgów, którym zajmował się w przerwie świątecznej. — Potrzebowałem się oderwać, tym bardziej, że grudzień był intensywny. — właściwie, ciężko było powiedzieć, czy którykolwiek z ostatnich miesięcy rozpieszczał ich spokojem. Dlatego właśnie chciał wykorzystać okres Jul jak najlepiej. Odsunął cygaretkę, ujmując ją w palce, po czym wreszcie znów pozwolił sobie na spojrzenie skierowane ku Fredowi. — W nowy rok brat wyciągnął mnie urodzinowo do Flåm. — Uśmiechnął się sam do siebie wspominając wyjazd. Była to chyba najlepsza część grudnia, nie licząc wypadu na Paha Koli z Fenrissonem. — Wiesz, klimatyczne domki, ognisko, zupełne odcięcie się od szarej rzeczywistości. Dawniej częściej organizowaliśmy podobne wypady — wzruszył ramionami i strząsnął popiół na chodnik. Wtedy też przesunął wzrokiem po kolejnej, opuszczonej posesji i zatrzymał się gwałtownie. Nie był wprawdzie pewien, co dostrzegł, lecz zaskoczyło go na tyle, aby zmusić Tiedemanna do odwrócenia twarzy. Na krańcu języka miał jednak wciąż resztę opowieści. — Potem przyszedł styczeń i w sumie wszystko się zaczęło na nowo chrzanić. W połowie miesiąca Ivar paskudnie się pochorował, więc miałem w domu mały Ragnarök. — Mówił już to wszystko na wpół przytomnie, bowiem skupił się mocno na obserwacji okolicy. Kiwnął głową pytająco, czy powinni sprawdzić to, co zaczęło go niepokoić po drugiej stronie zardzewiałego płotu.
Bezimienny
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:39
– Spokojnie i rodzinnie – powtórzył Frederik, choć wiedział, że było to po części kłamstwo. W ostatnich czasach ciężko byłoby określić podobnymi słowami to, co działo się między nim a Elisabet. Nie chciał jednak celowo psuć nikomu świąt – ani Henrikowi, ani swojej rodzinie, która nie miała pojęcia o tym, że od pewnego czasu nie potrafili się ze sobą dogadać. Tiedemann bardzo rzadko mówił o swoich problemach – uczucia uważał za słabość, której za wszelką cenę chciał się wyzbyć. Zamknął się zwłaszcza po tym, co stało się z Kristianem; przymusowa terapia zlecona przez komendanta Kruczej Straży tylko sprawiła, że jeszcze bardziej zamknął się w sobie. Nie czuł więc potrzeby, by się uzewnętrzniać przed Soelbergiem, nawet jeśli ich relacja nie przypominała już tego, co było na początku. Tiedemann zdążył szczerze polubić Eitriego, jak i nabrać do niego szacunku, w końcu wcześniej podchodził do niego z niemałym dystansem. Coraz częściej nie ograniczali się wyłącznie do rozmów na tematy zawodowe, niekiedy zahaczając o bardziej prywatne sprawy. Nie był jednak gotowy na to, by powiedzieć coś więcej, choć każdy, kto go bliżej znał, mógł wywnioskować po jego wyrazie twarzy, że coś było nie tak. – Szybko minęło, a zaraz kolejne święta. Planujesz wybrać się na Vekkelse? – zmienił temat, po czym zaciągnął się papierosem, kątem oka wodząc wzrokiem po okolicy.
– Wiesz, że chyba nigdy nie byłem w Göteborgu – powiedział krótko Frederik, zastanawiając się nad tym, jakie miasta do tej pory udało mi się zwiedzić w Szwecji. Zazwyczaj, nie licząc obowiązków służbowych, kursował między Norwegią a Niemcami, skąd pochodziła część jego rodziny. – Jakoś nigdy nie miałem okazji – dodał po chwili namysłu, wysłuchując opowieści Soelberga. Zazdrościł mu szczerze tego, że miał trochę czasu dla siebie; sam nie mógł doczekać się tego, aż w lutym wreszcie uda się na długo wyczekiwany urlop. Odkładał to w nieskończoność, próbując sobie wmówić, że bez niego Krucza Straż sobie nie poradzi, aż wreszcie dojrzał do myśli, dzięki której uświadomił sobie, że musi oderwać się od szarej rzeczywistości. Dlatego najpierw zamierzał udać się do Oslo, by poświętować Vekkelse, a potem chciał spędzić kilka dni poza granicami Midgardu. Osobiście myślał o tym, by udać się gdzieś w okolice Geirangerfjorden, jednak na razie nie miał jeszcze nic konkretnego zaplanowanego., chcąc zrobić coś spontanicznego. – Słyszałem, że Flåm to bardzo urokliwe miasteczko. – Chociaż osobiście nigdy tam nie był, galdrowie bardzo często je odwiedzali ze względu na malownicze okolice. – Ale chyba z Ivarem już wszystko w porządku? Mignął mi gdzieś na korytarzu. – W międzyczasie rozglądał się po mijanych posesjach, aż nagle coś przykuło jego uwagę.
– Dobrze, że odpocząłeś, ale chyba pora wrócić do rzeczywistości – skomentował Tiedemann, porozumiewawczo kiwając głową do Eitriego. Ich towarzyska pogadanka została właśnie przerwana. – Kurwa, patrz – dodał trochę ciszej, próbując wytężyć wzrok i kierując swoje kroki w stronę zardzewiałego płotu. Mgła była dość silna, dlatego najpierw musieli się zbliżyć, by dokładnie zbadać całą sytuację. Tajemnicze kształty, które przywodziły od razu na myśl ciało, robiły się coraz wyraźniejsze, przebijając się przez szarzyznę z każdym kolejnym ruchem.
– Wiesz, że chyba nigdy nie byłem w Göteborgu – powiedział krótko Frederik, zastanawiając się nad tym, jakie miasta do tej pory udało mi się zwiedzić w Szwecji. Zazwyczaj, nie licząc obowiązków służbowych, kursował między Norwegią a Niemcami, skąd pochodziła część jego rodziny. – Jakoś nigdy nie miałem okazji – dodał po chwili namysłu, wysłuchując opowieści Soelberga. Zazdrościł mu szczerze tego, że miał trochę czasu dla siebie; sam nie mógł doczekać się tego, aż w lutym wreszcie uda się na długo wyczekiwany urlop. Odkładał to w nieskończoność, próbując sobie wmówić, że bez niego Krucza Straż sobie nie poradzi, aż wreszcie dojrzał do myśli, dzięki której uświadomił sobie, że musi oderwać się od szarej rzeczywistości. Dlatego najpierw zamierzał udać się do Oslo, by poświętować Vekkelse, a potem chciał spędzić kilka dni poza granicami Midgardu. Osobiście myślał o tym, by udać się gdzieś w okolice Geirangerfjorden, jednak na razie nie miał jeszcze nic konkretnego zaplanowanego., chcąc zrobić coś spontanicznego. – Słyszałem, że Flåm to bardzo urokliwe miasteczko. – Chociaż osobiście nigdy tam nie był, galdrowie bardzo często je odwiedzali ze względu na malownicze okolice. – Ale chyba z Ivarem już wszystko w porządku? Mignął mi gdzieś na korytarzu. – W międzyczasie rozglądał się po mijanych posesjach, aż nagle coś przykuło jego uwagę.
– Dobrze, że odpocząłeś, ale chyba pora wrócić do rzeczywistości – skomentował Tiedemann, porozumiewawczo kiwając głową do Eitriego. Ich towarzyska pogadanka została właśnie przerwana. – Kurwa, patrz – dodał trochę ciszej, próbując wytężyć wzrok i kierując swoje kroki w stronę zardzewiałego płotu. Mgła była dość silna, dlatego najpierw musieli się zbliżyć, by dokładnie zbadać całą sytuację. Tajemnicze kształty, które przywodziły od razu na myśl ciało, robiły się coraz wyraźniejsze, przebijając się przez szarzyznę z każdym kolejnym ruchem.
Prorok
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:40
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Odkrycie Frederika nie należało do korzystnych; było w rzeczywistości kolejnym, siarczystym policzkiem wymierzonym w twarz Kruczej Straży, która nie mogła nadal pochwycić sprawców zaginięć oraz – prawdopodobnie – morderstw o podłożu rytualnym. Z masywnej, grubej gałęzi zwisało ciało mężczyzny; zwisało, kołysząc się w rytmie wiatru, pokryte gęstą, piętrzącą się konstelacją run. Blady, trupi odcień skóry i pustka, rozpanoszona w oczach świadczyły, że młodzieniec nie żyje i jakakolwiek pomoc nie stanie się w tym momencie przydatna. Frederik i Eitri nie mogli obecnie stwierdzić, czy mężczyzna został powieszony za życia i umarł przez uduszenie, czy ledwie, dla oszukania wnikliwych oficerów, oprawca (oprawcy?) umieścił swoją ofiarę w identycznej pozycji, wyraźnie licząc na odnalezienie jej przez przypadkowych przechodniów. Eitri, jako medium, mógł wyczuć oburzenie pobliskich duchów, choć nie był w stanie nawiązać z nimi na ten moment żadnego, wyraźnego kontaktu, ich obecność majaczyła mu w świadomości, ulotna niczym iluzja. Podchodząc bliżej, mężczyźni nieuchronnie dostrzegli, że schemat, w jakim pozostawiono denata nie odbiega od innych, odnotowanych przez medyków sądowych, pochylonych nad sekcjami zwłok znalezionych ofiar. Pierwsze oględziny, odbywające się jeszcze w miejscu zdarzenia, były jednak najbardziej fundamentalne, ich istotności nie dało się pominąć, stąd oficerowie powinni okazać się należytą wnikliwością, śledząc wszystkie uchwytne, zatrzymane detale. Pytania, zgęstniałe w myślach, były z pewnością liczne i należało mieć pewność, że nie odnajdą w najbliższych chwilach wyjaśnień, wymagając szczególnej, sumiennej dozy cierpliwości. Pytania pojawiały się zresztą o wiele wcześniej; bezsilność, owijająca się łańcuchami, drażniła z każdym kolejnym, dokonanym odkryciem, mrożącym krew w pnączach żył.
INFORMACJE
Prorok nie kontynuuje rozgrywki. Celem zgromadzenia dalszych szczegółów i wskazówek każdy z was może wykonać rzut kością k6. Możecie skorzystać z niej więcej niż jednokrotnie, lecz w przypadku tego samego wyniku należy dokonać dorzut.
1, 2 – dostrzegasz, że jedne spośród symboli run, którymi pokryte jest ciało, to runy Iwaz i Dagaz. Pierwsza z nich reprezentuje śmierć, przemijanie i tajemnicę, a druga przebudzenie, niewidzialność i sprzeczność. Możesz sobie przypomnieć, że podobne runy były też notowane na innych ciałach. Uchwyciłeś to podczas przeglądania raportów z oględzin zwłok.
3, 4 – wydaje ci się, że widziałeś już tę osobę na zdjęciu; to Eirik Agle, którego zaginięcie zgłosiła matka, nawiązując kontakt z Kruczą Strażą. Przychodząc do kwatery, była niezwykle zaniepokojona i bliska płaczu; Eirik był niespełna dwudziestojednoletnim studentem alchemii, który często wybierał się na niebezpieczne wyprawy w poszukiwaniu składników do eliksirów.
5, 6 – odkrywasz, że dłonie i przedramiona denata są pokryte ranami; wszystko wskazuje na to, że mężczyzna próbował się bronić.
Kość k6 (obowiązkowa)
1, 2 – dostrzegasz, że jedne spośród symboli run, którymi pokryte jest ciało, to runy Iwaz i Dagaz. Pierwsza z nich reprezentuje śmierć, przemijanie i tajemnicę, a druga przebudzenie, niewidzialność i sprzeczność. Możesz sobie przypomnieć, że podobne runy były też notowane na innych ciałach. Uchwyciłeś to podczas przeglądania raportów z oględzin zwłok.
3, 4 – wydaje ci się, że widziałeś już tę osobę na zdjęciu; to Eirik Agle, którego zaginięcie zgłosiła matka, nawiązując kontakt z Kruczą Strażą. Przychodząc do kwatery, była niezwykle zaniepokojona i bliska płaczu; Eirik był niespełna dwudziestojednoletnim studentem alchemii, który często wybierał się na niebezpieczne wyprawy w poszukiwaniu składników do eliksirów.
5, 6 – odkrywasz, że dłonie i przedramiona denata są pokryte ranami; wszystko wskazuje na to, że mężczyzna próbował się bronić.
Eitri Soelberg
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:40
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Nie miał jeszcze żadnych, szczególnych planów, dlatego wzruszył ramionami i pokręcił głową dając znak, że jest to kwestia, nad którą nie miał nawet czasu, aby się pochylić. Dalszy ciąg rozmowy zajął go jednak wyraźnie, bowiem rzucił Fredowi pełne ożywienia spojrzenie. Rzadko przejawiał tak spontaniczny entuzjazm.
— Szkoda. Nie żebym jakoś stale czuł potrzebę, aby wracać do rodzinnego miasta, ale jest naprawdę urokliwym miejscem. Jeśli kiedyś skusiłbyś się na podróż, mogę zaoferować się jako przewodnik. — Propozycja była wprawdzie niezobowiązująca, ale ucieszyłby się, gdyby jego partner wyraził choćby cień zainteresowania. Sunąc dalej chodnikiem, kontynuował rozmowę, bardzo delikatnie obchodząc się z tematem choroby Ivara. — Tak, tak, dobra kuracja i już stanął na nogach, ale był okropnie zrzędliwy. Trochę boję się myśleć o tym, że prawdopodobnie sam zachowuję się tak samo… — przyznał i zaśmiał się pod nosem, pocierając czoło ręką. Miało to miejsce chwilę przed tym, jak zauważył niepokojący kształt za ogrodzeniem i nim Fred dobitnie wskazał, że obawy były jak najbardziej słuszne.
Eitri zacisnął zęby, syknął z niezadowoleniem czując jak napięcie ściąga ku sobie łopatki w bolesny sposób. Wyglądało na to, że mieli przed sobą kolejnego trupa. Niedomagali jako cała organizacja, gorycz porażki była ciężka do przełknięcia.
Przeciskając się przez nagie kikuty wyschniętych roślin myślał tylko o tym, jak bardzo był rozżalony i wściekły, że pogrywano z nimi coraz śmielej. Uwadze nie umknęło mu jednak poruszenie panujące wśród dusz przebywających w pobliżu znaleziska. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej, ale najwyraźniej nie mógł tym razem liczyć na współpracę. Przymknął oczy i westchnął.
— Jest kiepsko… — wymamrotał. — Nawet duchy… — próbował zacząć, ale powstrzymał się, kiedy jego wzrok padł na Tiedemanna. Wciąż nie czuł się do końca komfortowo uzewnętrzniając przy nim swoje zdolności. Musiał szybko skupić uwagę na czymś innym, dlatego spojrzał wprost na wiszące nad ziemią ciało. Martwy – to nie ulegało wątpliwości. Po chwilowym namyśle udało mu się odszukać trop w pamięci, który wskazywał na kolejną, zaginioną ofiarę.
— Ja pierdolę — mruknął, chwytając dłońmi pasek przewieszonej przez ramię torby. — Jeden z naszych zaginionych — dodał zaraz z większą pewnością w głosie. — Pamiętam jego matkę. Zgłosiła niedawno zaginięcie. Eirik? Chyba tak. Agle. — Takich rzeczy nie dało się wymazać z pamięci, podobnie jak fotografii powieszonych na korkowej tablicy w pomieszczeniu wspólnym. Patrząc na nie każdego dnia, w pewnym momencie odnosiło się wrażenie, że byli w istocie kimś znajomym, bliskim wręcz. — Student alchemii, dzieciak… kurwa… — Ściskało go w żołądku, bo nieintencjonalnie w jego twarzy dostrzegł coś jeszcze – zaokrąglenie policzków Villuma. Teraz i on i Eirik mieli być jego wyrzutem sumienia.
— Szkoda. Nie żebym jakoś stale czuł potrzebę, aby wracać do rodzinnego miasta, ale jest naprawdę urokliwym miejscem. Jeśli kiedyś skusiłbyś się na podróż, mogę zaoferować się jako przewodnik. — Propozycja była wprawdzie niezobowiązująca, ale ucieszyłby się, gdyby jego partner wyraził choćby cień zainteresowania. Sunąc dalej chodnikiem, kontynuował rozmowę, bardzo delikatnie obchodząc się z tematem choroby Ivara. — Tak, tak, dobra kuracja i już stanął na nogach, ale był okropnie zrzędliwy. Trochę boję się myśleć o tym, że prawdopodobnie sam zachowuję się tak samo… — przyznał i zaśmiał się pod nosem, pocierając czoło ręką. Miało to miejsce chwilę przed tym, jak zauważył niepokojący kształt za ogrodzeniem i nim Fred dobitnie wskazał, że obawy były jak najbardziej słuszne.
Eitri zacisnął zęby, syknął z niezadowoleniem czując jak napięcie ściąga ku sobie łopatki w bolesny sposób. Wyglądało na to, że mieli przed sobą kolejnego trupa. Niedomagali jako cała organizacja, gorycz porażki była ciężka do przełknięcia.
Przeciskając się przez nagie kikuty wyschniętych roślin myślał tylko o tym, jak bardzo był rozżalony i wściekły, że pogrywano z nimi coraz śmielej. Uwadze nie umknęło mu jednak poruszenie panujące wśród dusz przebywających w pobliżu znaleziska. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej, ale najwyraźniej nie mógł tym razem liczyć na współpracę. Przymknął oczy i westchnął.
— Jest kiepsko… — wymamrotał. — Nawet duchy… — próbował zacząć, ale powstrzymał się, kiedy jego wzrok padł na Tiedemanna. Wciąż nie czuł się do końca komfortowo uzewnętrzniając przy nim swoje zdolności. Musiał szybko skupić uwagę na czymś innym, dlatego spojrzał wprost na wiszące nad ziemią ciało. Martwy – to nie ulegało wątpliwości. Po chwilowym namyśle udało mu się odszukać trop w pamięci, który wskazywał na kolejną, zaginioną ofiarę.
— Ja pierdolę — mruknął, chwytając dłońmi pasek przewieszonej przez ramię torby. — Jeden z naszych zaginionych — dodał zaraz z większą pewnością w głosie. — Pamiętam jego matkę. Zgłosiła niedawno zaginięcie. Eirik? Chyba tak. Agle. — Takich rzeczy nie dało się wymazać z pamięci, podobnie jak fotografii powieszonych na korkowej tablicy w pomieszczeniu wspólnym. Patrząc na nie każdego dnia, w pewnym momencie odnosiło się wrażenie, że byli w istocie kimś znajomym, bliskim wręcz. — Student alchemii, dzieciak… kurwa… — Ściskało go w żołądku, bo nieintencjonalnie w jego twarzy dostrzegł coś jeszcze – zaokrąglenie policzków Villuma. Teraz i on i Eirik mieli być jego wyrzutem sumienia.
Mistrz Gry
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:40
The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości
'k6' : 3
'k6' : 3
Bezimienny
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:41
– Może kiedyś będzie okazja. – Nie chciał zamykać się na ewentualne propozycje w przyszłości, tym bardziej że ich relacja stale się zmieniała. – Ja dorastałem w Midgardzie. Z jednej strony kocham to miasto i nie wyobrażam sobie mieszkać gdzieś indziej, ale przez to, co się dzieje... – Nie musiał kończyć swojej wypowiedzi, by Eitri bez większego problemu zrozumiał, co miał na myśli. To, co ostatnio tutaj się działo, przechodziło ludzkie pojęcie – Midgard już od dawna nie był bezpiecznym, sielankowym miejscem, nawet jeśli Krucza Straż starała się na co dzień robić wszystko, co w ich mocy. Ślepcy byli od nich o wiele sprytniejsi i szybsi w swoich działaniach – zabijali niewinne osoby bez skrupułów w imię chorych, niezrozumiałych dla Frederika idei, dlatego bał się, że pewnego dnia niespodziewanie dowie się o śmierci kogoś ze swoich bliskich. Tiedemann nie przeżyłby kolejnej, przypadkowej śmierci – w końcu ledwo podniósł się po tragicznym wypadku Kristiana i wrócił do względnie normalnego funkcjonowania. – Co w rodzinie, to nie zginie – skomentował tylko słowa Soelberga, kończąc ten temat, bowiem musieli zająć się nieoczekiwanym problemem, który napotkali na swojej drodze.
– Kurwa – powtórzył cicho, jakby w obawie przed tym, co zaraz mogą zobaczyć. Im byli bliżej opuszczonej posesji, tym mgła była rzadsza, a ta odsłoniła przed nimi kolejne ciało. Z masywnej, grubej gałęzi zwisał opieczętowany runami mężczyzna, kołysząc się w rytmie nieprzyjemnego wiatru. Dzieciak. – Ja pierdolę. – Rozsierdzony niesprawiedliwością Tiedemann starał się zachować zimną krew, jednak nagły widok martwej, o wiele młodszej osoby momentalnie przypominał mu o Henriku. Co by się stało, gdyby w podobny sposób znalazł na terenie swojego domu ciało syna? Frederik nie chciałby nigdy znaleźć się na miejscu rodziców ofiary, a poinformowanie ich o tym, co się wydarzyło, było zawsze najgorszą i najbardziej niewdzięczną częścią pracy oficera Kruczej Straży. – Agle – podchwycił od razu od Soelberga, zastanawiając się intensywnie, czy jakimś cudem kojarzy to nazwisko z korkowej tablicy w pomieszczeniu wspólnym. Było ich jednak zbyt wiele w ostatnim czasie, by mógł je wszystkie spamiętać, choć niektóre twarze śniły mu się po nocach. Ufał jednak Eitriemu na słowo – w końcu jako partnerzy nierzadko uzupełniali się i wymieniali informacjami, wciąż ucząc się przy tym na sobie polegać.
– Spójrz. – Kiedy Eitri przypomniał sobie personalia ofiary, Tiedemann po chwili dłuższych oględzin zauważył charakterystyczne runy, które przejawiały się podczas ostatnich oględzin zwłok. Zrobiło mu się niedobrze, lecz starał się nie dać po sobie tego poznać. Zmrużył oczy, chcąc udowodnić zaraz swoją teorię. – Iwaz i Dagaz. Znowu. Nie jestem żadnym znawcą magii runicznej, ale to jakaś powtarzająca się sekwencja. Widzę ją już któryś raz w ostatnim czasie. – Liczył, że może Soelberg będzie wiedział coś więcej – w końcu się na niej znał.
– Kurwa – powtórzył cicho, jakby w obawie przed tym, co zaraz mogą zobaczyć. Im byli bliżej opuszczonej posesji, tym mgła była rzadsza, a ta odsłoniła przed nimi kolejne ciało. Z masywnej, grubej gałęzi zwisał opieczętowany runami mężczyzna, kołysząc się w rytmie nieprzyjemnego wiatru. Dzieciak. – Ja pierdolę. – Rozsierdzony niesprawiedliwością Tiedemann starał się zachować zimną krew, jednak nagły widok martwej, o wiele młodszej osoby momentalnie przypominał mu o Henriku. Co by się stało, gdyby w podobny sposób znalazł na terenie swojego domu ciało syna? Frederik nie chciałby nigdy znaleźć się na miejscu rodziców ofiary, a poinformowanie ich o tym, co się wydarzyło, było zawsze najgorszą i najbardziej niewdzięczną częścią pracy oficera Kruczej Straży. – Agle – podchwycił od razu od Soelberga, zastanawiając się intensywnie, czy jakimś cudem kojarzy to nazwisko z korkowej tablicy w pomieszczeniu wspólnym. Było ich jednak zbyt wiele w ostatnim czasie, by mógł je wszystkie spamiętać, choć niektóre twarze śniły mu się po nocach. Ufał jednak Eitriemu na słowo – w końcu jako partnerzy nierzadko uzupełniali się i wymieniali informacjami, wciąż ucząc się przy tym na sobie polegać.
– Spójrz. – Kiedy Eitri przypomniał sobie personalia ofiary, Tiedemann po chwili dłuższych oględzin zauważył charakterystyczne runy, które przejawiały się podczas ostatnich oględzin zwłok. Zrobiło mu się niedobrze, lecz starał się nie dać po sobie tego poznać. Zmrużył oczy, chcąc udowodnić zaraz swoją teorię. – Iwaz i Dagaz. Znowu. Nie jestem żadnym znawcą magii runicznej, ale to jakaś powtarzająca się sekwencja. Widzę ją już któryś raz w ostatnim czasie. – Liczył, że może Soelberg będzie wiedział coś więcej – w końcu się na niej znał.
Mistrz Gry
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:41
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k6' : 2
'k6' : 2
Eitri Soelberg
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:41
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
W tym całym, pieprzonym bagnie istniała przynajmniej jedna, dobra rzecz – byli tu pierwsi. Wątpliwy zaszczyt znalezienia kolejnej ofiary nie przypadł zwykłym mieszkańcom miasta. Atmosfera była już i tak wyjątkowo napięta, więc nie potrzebowali kolejnej fali paniki wśród Midgardczyków. Owszem, sama informacja o odnalezieniu ciała w końcu ujrzy światło dzienne, lecz lepiej, aby wszystko od początku do końca przeszło przez kruczych.
Patrzył na martwą twarz, zupełnie nie odzywał się po wyrzuceniu z siebie pierwszych spostrzeżeń kotłujących się w głowie. Chciał w jakiś sposób zasięgnąć jeszcze choć odrobiny informacji z obecności duchów, lecz zamiast tego skupił się na ciele i słowach partnera. Kolejna rodzinna tragedia, kolejna młoda dusza, prawdopodobnie zupełnie przypadkowa – mająca to nieszczęście, by znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Brak wzorca sprawiał, że każdy czuł zagrożenie oraz utrudniał pracę. Każdy musiał mieć się na baczności, ale przedłużająca się bezradność sprawiała, że społeczeństwo zdawało się być zmęczone ciągłą kontrolą, poszukiwało więc normalności, zapominając o ostrożności, którą powinno zachować.
Podszedł jeszcze bliżej. Ciało oddzielone od duszy wyglądało przerażająco, zwłaszcza że należało do młodego studenta, prawdopodobnie nie mającego jeszcze okazji, by w pełni korzystać z tego świata. Ledwo wydostał się bowiem spod skrzydeł matki, by zacząć proces dalszego kształcenia, ręka plugawych ślepców odebrała mu prawo rozwoju, prawo do cieszenia się codziennością. Tak niesprawiedliwie i bez ostrzeżenia. Wciąż nie potrafił odnaleźć w sobie słów mogących w jakikolwiek sposób skomentować sytuację, w której się znaleźli. Mógł przeklinać, mógł się wściekać, zaciskając mocniej pięści, lecz na niewiele by się to zdało. Zepchnął więc odczucia głębiej, wysuwając na przód zawodowy obowiązek. Rzeczowe, pozbawione zabarwienia emocjonalnego oględziny były bardzo istotne.
Zrównał z Fredem, by przyjrzeć się odnalezionym runom. Znał je, widział również wcześniej i potrafił bezbłędnie rozczytać.
— Mhm. Iwaz i Dagaz. Ta sama sekwencja. Iwaz, czyli śmierć, przemijanie, tajemnica. Dagaz reprezentuje przebudzenie, niewidzialność, sprzeczność. — Spojrzał na towarzysza, wzdychając ciężko. Znów podjął próbę rozmowy na niewygodny temat. — Cokolwiek się tu stało, duchy również odbierają zdarzenie jako… niepokojące. Zdają się być poruszone, oburzone, ale ciężko mi o cokolwiek konkretniejszego… Nie potrafię pochwycić nic więcej. Wiesz, Fred, to mnie martwi. Od samego początku, od chyba… chyba od pogrzebu Lauge, systematycznie wyczuwam dziwne rzeczy. Może było to coś już o wiele wcześniejszego, ale wtedy zacząłem się nad tym mocno zastanawiać. — Nie wiedział, jak Tiedemann zareaguje. Nie był pewien, czy nie wykaże się w tym zakresie brakiem zaufania. Owszem, moce medium były szanowane, lecz jeśli poddać wątpliwości czyjąś stabilność, śledząc historię życia, jego partner mógł pomyśleć sobie o nim wszystko. — Gdyby, gdyby to było coś błahego, to pewnie bym nie mówił. Zdajesz sobie sprawę, jakie mam podejście do tego… tego wszystkiego. Do duchów, do kontaktu z nimi, ale… ale może to tym razem jakoś pomoże. Może jeśli lepiej do tego podejdę. Kiedy byłem ostatnio w Helligsted, tam też działy się dziwne rzeczy. Za zasłoną jest wyraźnie coś nie tak. Duchy to odbierają. Mam wrażenie, że te wszystkie zgony, to, co robią ślepcy, zaburza i tam naturalny porządek — zakończył i uciekł od niego wzrokiem, znów przyglądając się pustce w twarzy Eirika.
Patrzył na martwą twarz, zupełnie nie odzywał się po wyrzuceniu z siebie pierwszych spostrzeżeń kotłujących się w głowie. Chciał w jakiś sposób zasięgnąć jeszcze choć odrobiny informacji z obecności duchów, lecz zamiast tego skupił się na ciele i słowach partnera. Kolejna rodzinna tragedia, kolejna młoda dusza, prawdopodobnie zupełnie przypadkowa – mająca to nieszczęście, by znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Brak wzorca sprawiał, że każdy czuł zagrożenie oraz utrudniał pracę. Każdy musiał mieć się na baczności, ale przedłużająca się bezradność sprawiała, że społeczeństwo zdawało się być zmęczone ciągłą kontrolą, poszukiwało więc normalności, zapominając o ostrożności, którą powinno zachować.
Podszedł jeszcze bliżej. Ciało oddzielone od duszy wyglądało przerażająco, zwłaszcza że należało do młodego studenta, prawdopodobnie nie mającego jeszcze okazji, by w pełni korzystać z tego świata. Ledwo wydostał się bowiem spod skrzydeł matki, by zacząć proces dalszego kształcenia, ręka plugawych ślepców odebrała mu prawo rozwoju, prawo do cieszenia się codziennością. Tak niesprawiedliwie i bez ostrzeżenia. Wciąż nie potrafił odnaleźć w sobie słów mogących w jakikolwiek sposób skomentować sytuację, w której się znaleźli. Mógł przeklinać, mógł się wściekać, zaciskając mocniej pięści, lecz na niewiele by się to zdało. Zepchnął więc odczucia głębiej, wysuwając na przód zawodowy obowiązek. Rzeczowe, pozbawione zabarwienia emocjonalnego oględziny były bardzo istotne.
Zrównał z Fredem, by przyjrzeć się odnalezionym runom. Znał je, widział również wcześniej i potrafił bezbłędnie rozczytać.
— Mhm. Iwaz i Dagaz. Ta sama sekwencja. Iwaz, czyli śmierć, przemijanie, tajemnica. Dagaz reprezentuje przebudzenie, niewidzialność, sprzeczność. — Spojrzał na towarzysza, wzdychając ciężko. Znów podjął próbę rozmowy na niewygodny temat. — Cokolwiek się tu stało, duchy również odbierają zdarzenie jako… niepokojące. Zdają się być poruszone, oburzone, ale ciężko mi o cokolwiek konkretniejszego… Nie potrafię pochwycić nic więcej. Wiesz, Fred, to mnie martwi. Od samego początku, od chyba… chyba od pogrzebu Lauge, systematycznie wyczuwam dziwne rzeczy. Może było to coś już o wiele wcześniejszego, ale wtedy zacząłem się nad tym mocno zastanawiać. — Nie wiedział, jak Tiedemann zareaguje. Nie był pewien, czy nie wykaże się w tym zakresie brakiem zaufania. Owszem, moce medium były szanowane, lecz jeśli poddać wątpliwości czyjąś stabilność, śledząc historię życia, jego partner mógł pomyśleć sobie o nim wszystko. — Gdyby, gdyby to było coś błahego, to pewnie bym nie mówił. Zdajesz sobie sprawę, jakie mam podejście do tego… tego wszystkiego. Do duchów, do kontaktu z nimi, ale… ale może to tym razem jakoś pomoże. Może jeśli lepiej do tego podejdę. Kiedy byłem ostatnio w Helligsted, tam też działy się dziwne rzeczy. Za zasłoną jest wyraźnie coś nie tak. Duchy to odbierają. Mam wrażenie, że te wszystkie zgony, to, co robią ślepcy, zaburza i tam naturalny porządek — zakończył i uciekł od niego wzrokiem, znów przyglądając się pustce w twarzy Eirika.
Bezimienny
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:41
Ostatnie miesiące nie należały do najlepszych – Krucza Straż jako instytucja państwowa bez wątpienia zawodziła swoich obywateli, a Tiedemann wiedział o tym najlepiej. Nie miał pojęcia jednak, w jaki sposób wyjść z tego impasu; jak mądrze przechytrzyć ślepców, którzy zawsze byli od nich o krok do przodu. Był świadom tego, że potrzeba było im bardziej zdecydowanych, radykalnych działań, lecz jako zwykli oficerowie mieli związane ręce. Wykonywali swoje codzienne obowiązki tak, jak potrafili, lecz w rzeczywistości wszystko zależało od góry. W ostatnim czasie Frederik podchodził do Öberga czy Ernman z coraz bardziej krytycznym nastawieniem; już wcześniej miał starcia z komendantem Kruczej Straży, który niejednokrotnie chciał go zawieść za niesubordynację, bowiem otwarcie nie podobało mu się to, co działo się w Midgardzie. Teraz postanowił milczeć; nie zamierzał niepotrzebnie wychodzić przed szereg i zwracać na siebie uwagi, zdając sobie sprawę z tego, że ostatecznie był tylko marnym pionkiem w tej całej wojnie między widzącymi i ślepcami. Choć jego stanowisko było jasne i wyklarowało się jeszcze bardziej całkowicie po tragicznej śmierci Kristiana, to jednak wciąż wielu kwestii do końca nie pojmował. Były one poza zasięgiem Tiedemanna, jak i innych oficerów z Kruczej Straży.
– Masakra – skomentował krótko Frederik, wciąż dokładnie oglądając ciało młodego człowieka. Mieli szczęście, że pojawili się przed innymi, choć z pewnością nie będzie łatwo przekazać informacji o jego śmierci najbliższej rodzinie. – Mam nadzieję, że skurwysyny kiedyś za to zapłacą. Co do jednego. – Za śmierć Kristiana również, przeszło mu przez myśl, lecz już nie wypowiedział ostatniego zdania na głos. Zaczął za to wsłuchiwać się w to, co do powiedzenia miał Soelberg; w końcu, w przeciwieństwie do Tiedemanna, o wiele więcej wiedział na temat magii runicznej. Choć mężczyzna zdawał sobie sprawę z jego niecodziennych umiejętności, którymi obdarzyli go bogowie, to w rzeczywistości bardzo rzadko o nich na co dzień rozmawiali. Niepytany nigdy nie dopytywał, pozwalając Eitriemu mówić o tym wtedy, gdy uznawał to za stosowne – tak, jak było to w tej chwili. – Od śmierci Lauge? – Frederik z zainteresowaniem uniósł prawą brew, wsłuchując się w teorię swojego partnera, po czym skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Jakby nie patrzeć, to w sumie od tego momentu zmagamy się z tą falą rytualnych morderstw. – Co jednak miało jedno wspólnego z drugim, ciężko było mu powiedzieć, choć Nørgaard, przynajmniej z tego, co mu było wiadomo, specjalizował się w magii rytualnej.
– Gadałeś o tym z kimkolwiek? Poza mną? Może jest to jakiś trop... Może warto byłoby się temu lepiej przyjrzeć – zauważył Tiedemann, w międzyczasie odkrywając, że dłonie i przedramiona denata były pokryte ranami; wszystko wskazywało na to, że mężczyzna próbował się bronić, kiedy go pochwycono. – Spójrz. Agle chciał walczyć. – To nie podlegało wątpliwościom, że chłopak został uprowadzony, biorąc pod uwagę to, jak wyglądało teraz jego ciało.
– Masakra – skomentował krótko Frederik, wciąż dokładnie oglądając ciało młodego człowieka. Mieli szczęście, że pojawili się przed innymi, choć z pewnością nie będzie łatwo przekazać informacji o jego śmierci najbliższej rodzinie. – Mam nadzieję, że skurwysyny kiedyś za to zapłacą. Co do jednego. – Za śmierć Kristiana również, przeszło mu przez myśl, lecz już nie wypowiedział ostatniego zdania na głos. Zaczął za to wsłuchiwać się w to, co do powiedzenia miał Soelberg; w końcu, w przeciwieństwie do Tiedemanna, o wiele więcej wiedział na temat magii runicznej. Choć mężczyzna zdawał sobie sprawę z jego niecodziennych umiejętności, którymi obdarzyli go bogowie, to w rzeczywistości bardzo rzadko o nich na co dzień rozmawiali. Niepytany nigdy nie dopytywał, pozwalając Eitriemu mówić o tym wtedy, gdy uznawał to za stosowne – tak, jak było to w tej chwili. – Od śmierci Lauge? – Frederik z zainteresowaniem uniósł prawą brew, wsłuchując się w teorię swojego partnera, po czym skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Jakby nie patrzeć, to w sumie od tego momentu zmagamy się z tą falą rytualnych morderstw. – Co jednak miało jedno wspólnego z drugim, ciężko było mu powiedzieć, choć Nørgaard, przynajmniej z tego, co mu było wiadomo, specjalizował się w magii rytualnej.
– Gadałeś o tym z kimkolwiek? Poza mną? Może jest to jakiś trop... Może warto byłoby się temu lepiej przyjrzeć – zauważył Tiedemann, w międzyczasie odkrywając, że dłonie i przedramiona denata były pokryte ranami; wszystko wskazywało na to, że mężczyzna próbował się bronić, kiedy go pochwycono. – Spójrz. Agle chciał walczyć. – To nie podlegało wątpliwościom, że chłopak został uprowadzony, biorąc pod uwagę to, jak wyglądało teraz jego ciało.
Mistrz Gry
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:41
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k6' : 5
'k6' : 5
Eitri Soelberg
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:42
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Każde kolejne słowo Tiedemanna powodowało w nim spięcie. Wiedział, że tak będzie – że jeśli tylko zahaczy o temat własnych przeczuć i umiejętności, zacznie się zastanawiać, czy aby dobrze robi, wspominając o czymkolwiek partnerowi. To nie tak, że mu nie ufał. Nie chodziło wcale o to. Kwestią zasadniczą było natomiast uczucie, które towarzyszyło mu ilekroć werbalizował swoje myśli; stawały się wtedy pokraczne, kanciaste, krzywe i pozbawione sensu, jakby majaczył o czymś zupełnie nieprawdopodobnym.
— Mhm… od śmierci Lauge. Już wtedy czułem na pogrzebie obecność ducha… dość… dość dziwną obecność, mówił, że nie powinno go “tu” być. I może nie byłbym jakiś zdziwiony, bo raczej nikt nie chce trafić przedwcześnie do zaświatów, co nie? — rzucił Fredowi wymowne spojrzenie. — Ale tym razem to było coś innego, niż tylko frustracja człowieka niepogodzonego ze śmiercią, jakby faktycznie zaszła jakaś pomyłka. Później w Helligsted utwierdziłem się tylko w tym przekonaniu. Teraz duchy zdają się być oburzone tym, co stało się z Agle. — Mówił na tyle oględnie, by nie wzbudzać dodatkowego niepokoju w partnerze. Nie było to najlepsze miejsce na rozmowę to raz, a dwa, że jego zamiary i czyny, których obecnie się dopuszczał nie napełniłyby go optymizmem. Cóż bowiem przyjemnego w informacji, że młodemu Soelbergowi zachciało się zakłócać wieczny spoczynek Nørgaarda grzebiąc w jego doczesnych szczątkach. Kolejna ze spraw mogących jedynie utwierdzić w przekonaniu, że Eitri nie miał dobrze z głową. Stało się jednak, wszystko wyrzucił przed Obergiem, do czego w sumie należało się przyznać.
— Rozmawiałem z Obergiem… — westchnął trochę zrezygnowany, pełen obaw, że Tiedemann będzie miał mu za złe brak konsultacji. — Nie chciałem cię dodatkowo tym dociskać. Masz sporo własnych spraw, chciałem jakoś sam pociągnąć ten temat, zwłaszcza, że tyczy się ściśle moich umiejętności i spraw niedostępnych innym funkcjonariuszom. Może źle zrobiłem. Słabo to świadczy o zaufaniu, ale Fred… nie chciałem, naprawdę nie chciałem nic przed tobą ukrywać — wykrzywił twarz w boleści, opuszczając spojrzenie. Następnie przesunął się nieco, by przeanalizować wskazane przez partnera ślady.
— Cholera, faktycznie. To tylko potęguje makabrę tych występków — wyznał. Chłopak był świadomy, być może do ostatniej chwili. Jak wiele wycierpiał? Ile musiał znieść?
— Mhm… od śmierci Lauge. Już wtedy czułem na pogrzebie obecność ducha… dość… dość dziwną obecność, mówił, że nie powinno go “tu” być. I może nie byłbym jakiś zdziwiony, bo raczej nikt nie chce trafić przedwcześnie do zaświatów, co nie? — rzucił Fredowi wymowne spojrzenie. — Ale tym razem to było coś innego, niż tylko frustracja człowieka niepogodzonego ze śmiercią, jakby faktycznie zaszła jakaś pomyłka. Później w Helligsted utwierdziłem się tylko w tym przekonaniu. Teraz duchy zdają się być oburzone tym, co stało się z Agle. — Mówił na tyle oględnie, by nie wzbudzać dodatkowego niepokoju w partnerze. Nie było to najlepsze miejsce na rozmowę to raz, a dwa, że jego zamiary i czyny, których obecnie się dopuszczał nie napełniłyby go optymizmem. Cóż bowiem przyjemnego w informacji, że młodemu Soelbergowi zachciało się zakłócać wieczny spoczynek Nørgaarda grzebiąc w jego doczesnych szczątkach. Kolejna ze spraw mogących jedynie utwierdzić w przekonaniu, że Eitri nie miał dobrze z głową. Stało się jednak, wszystko wyrzucił przed Obergiem, do czego w sumie należało się przyznać.
— Rozmawiałem z Obergiem… — westchnął trochę zrezygnowany, pełen obaw, że Tiedemann będzie miał mu za złe brak konsultacji. — Nie chciałem cię dodatkowo tym dociskać. Masz sporo własnych spraw, chciałem jakoś sam pociągnąć ten temat, zwłaszcza, że tyczy się ściśle moich umiejętności i spraw niedostępnych innym funkcjonariuszom. Może źle zrobiłem. Słabo to świadczy o zaufaniu, ale Fred… nie chciałem, naprawdę nie chciałem nic przed tobą ukrywać — wykrzywił twarz w boleści, opuszczając spojrzenie. Następnie przesunął się nieco, by przeanalizować wskazane przez partnera ślady.
— Cholera, faktycznie. To tylko potęguje makabrę tych występków — wyznał. Chłopak był świadomy, być może do ostatniej chwili. Jak wiele wycierpiał? Ile musiał znieść?
Bezimienny
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:42
– Aha. Cóż, najwyraźniej nie traktujesz mnie poważne. – Tiedemann odezwał się dopiero po dłuższej chwili milczenia, pozwalając Soelberga trwać w niepewności po tym, co mu właśnie powiedział. Skończył wreszcie oględziny wiszącego na drzewie ciała, po czym rozejrzał się uważnie po okolicy, by uniknąć kontaktu wzrokowego z Eitrim. Jego niespodziewane wyznanie przywołało wspomnienia, do których starał się ostatnimi czasy nie wracać, mając nadzieję, że ten etap miał już dawno za sobą. Rzeczywistość jednak okazała się zgoła inna – Frederik zacisnął tylko pięść, by nie wybuchnąć złością i nie pokazać Eitriemu, że podjęte przez niego decyzje momentalnie przypomniały mu o wszystkim tym, do czego próbował nie wracać; od czego rozpaczliwie próbował się uwolnić. W końcu gdyby Kristian zdradził mu wtedy więcej i wtajemniczył go w swoje śledztwo, być może nic by się nie stało i dalej by żył. – To fakt, nie współpracujemy ze sobą długo, może nie znamy się tak dobrze jak inni i nie mieliśmy łatwych początków z wielu względów, ale zaufanie to kluczowa sprawa – wyjaśnił Tiedemann lekko podenerwowanym głosem, nie spodziewając się, że cała sytuacja tak mocno go teraz rozgoryczy.
– Jesteśmy, kurwa, partnerami – odpowiedział ostro Frederik, w dalszym ciągu nie spoglądając ani przez moment na Soelberga. Zapalił jedynie nerwowo kolejnego papierosa, odchodząc kilka kroków dalej od wiszącego na drewnie wisielca. Nie podobało mu się to, czego właśnie się dowiedział; przez podobny brak zaufania i zatajanie informacji stracił Kristiana, z którym pracował od początku swojej kariery zawodowej, choć zaprzyjaźnił się z nim już wcześniej na studiach. Nic więc dziwnego, że nie chciał, by podobna sytuacja w przyszłości powtórzyła się z Eitrim. – Cokolwiek się dzieje, cokolwiek znajdziesz lub podejrzewasz, mam o tym natychmiast wiedzieć – dodał po chwili grobowego milczenia, zdobywając się na odwagę, by spojrzeć partnerowi prosto w oczy. – Nie ufam im. Ani Öbergowi, ani Ernman, ani nikomu, kto stoi wysoko i nami zarządza. Nie znam ich prawdziwych intencji… Nie wiem, kto jest tym dobrym a kto złym, ale coś w tym wszystkim mi się nie podoba. – Nie mógł im jednak niczego udowodnić, nie był nawet pewien, czy jego przeczucia pod tym względem były słuszne, lecz prawda była taka, że coraz bardziej dystansował się od tych, którzy rządzili dziś Kruczą Strażą.
– Powiem ci tak: Kristian też zaczął śledztwo na własną rękę, nie wtajemniczając mnie w to, co się wówczas działo. Zgadnij, na kogo prośbę. Zgadnij, co się stało. – Nie poruszał zbyt często tego tematu, lecz mężczyzna doskonale wiedział, jakie było jego zakończenie. Splunął tylko ślinę na ziemię, spoglądając po raz ostatni w kierunku Soelberga. – Zastanów się nad tym, jeśli chcesz byśmy dalej razem pracowali. A teraz… Teraz trzeba wezwać wsparcie i posprzątać ten burdel zanim ktoś go znajdzie. – Nie czekał dłużej na Eitriego, tylko ruszył przed siebie, by zaraz teleportować się do kwatery Kruczej Straży i zgłosić kolejny mord.
Frederik z tematu
– Jesteśmy, kurwa, partnerami – odpowiedział ostro Frederik, w dalszym ciągu nie spoglądając ani przez moment na Soelberga. Zapalił jedynie nerwowo kolejnego papierosa, odchodząc kilka kroków dalej od wiszącego na drewnie wisielca. Nie podobało mu się to, czego właśnie się dowiedział; przez podobny brak zaufania i zatajanie informacji stracił Kristiana, z którym pracował od początku swojej kariery zawodowej, choć zaprzyjaźnił się z nim już wcześniej na studiach. Nic więc dziwnego, że nie chciał, by podobna sytuacja w przyszłości powtórzyła się z Eitrim. – Cokolwiek się dzieje, cokolwiek znajdziesz lub podejrzewasz, mam o tym natychmiast wiedzieć – dodał po chwili grobowego milczenia, zdobywając się na odwagę, by spojrzeć partnerowi prosto w oczy. – Nie ufam im. Ani Öbergowi, ani Ernman, ani nikomu, kto stoi wysoko i nami zarządza. Nie znam ich prawdziwych intencji… Nie wiem, kto jest tym dobrym a kto złym, ale coś w tym wszystkim mi się nie podoba. – Nie mógł im jednak niczego udowodnić, nie był nawet pewien, czy jego przeczucia pod tym względem były słuszne, lecz prawda była taka, że coraz bardziej dystansował się od tych, którzy rządzili dziś Kruczą Strażą.
– Powiem ci tak: Kristian też zaczął śledztwo na własną rękę, nie wtajemniczając mnie w to, co się wówczas działo. Zgadnij, na kogo prośbę. Zgadnij, co się stało. – Nie poruszał zbyt często tego tematu, lecz mężczyzna doskonale wiedział, jakie było jego zakończenie. Splunął tylko ślinę na ziemię, spoglądając po raz ostatni w kierunku Soelberga. – Zastanów się nad tym, jeśli chcesz byśmy dalej razem pracowali. A teraz… Teraz trzeba wezwać wsparcie i posprzątać ten burdel zanim ktoś go znajdzie. – Nie czekał dłużej na Eitriego, tylko ruszył przed siebie, by zaraz teleportować się do kwatery Kruczej Straży i zgłosić kolejny mord.
Frederik z tematu
Eitri Soelberg
Re: 30.01.2001 – Studnia – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann Nie 26 Lis - 12:42
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Nie sądził, że rozmowa zabrnie w te rejony. Nie sądził, że będzie musiał zmierzyć się z pochopnością swoich czynów już teraz, nim jeszcze zdołał ułożyć sobie w głowie plan podjętych działań. Rozmowa z komendantem zdawała mu się w tym wszystkim niezwykle istotną, jeśli chciał prowadzić śledztwo zgodnie z prawem, nie narażając się na ostracyzm społeczeństwa, choć powoli dochodził do wniosku, że obranie jakiejkolwiek drogi związanej z przerwaniem milczenia narażało go na nieprzyjemnie konsekwencje.
Chyba nie sądził, że Frederik zareaguje tak ostro na jego wyznanie. Wydawało mu się, że nie powinien go kłopotać, zważywszy, że choć byli partnerami, to wciąż o wielu rzeczach zwyczajnie nie rozmawiali. Soelberg przyjął więc już na samym początku, że również z kwestii związanej z duchami nie musi się przed nim spowiadać, zwłaszcza, iż trop był dość mglisty, a nieoficjalna rozmowa z Pliszką nie była powodem do dumy, bo i tu działał przecież zupełnie na własną rękę, narażając przy tym bezpieczeństwo Asty. Niewiele miał więc na swoją obronę.
Obserwował zmieniającą się twarz Frederika; złość i irytację, coś w rodzaju rozczarowania oraz braku przyzwolenia na takie zachowanie w przyszłości. Dopiero jego słowa okazały się policzkiem, który otrzeźwił go nieco wskazując na zasadność oburzenia partnera. Nie pierwszy raz mierzył się z podobnym zachowaniem, nie pierwszy raz robiono coś za jego plecami. Zapewne nie w złej wierze, ale przecież intencje nie chroniły przed tragedią. Nie mógł się więc bronić prostymi wymówkami i zaklinaniem, że przecież nie chciał zrobić nic złego. Spuścił jedynie wzrok, zagryzając wargi niemal do krwi. Tylko ta nieufność względem przełożonych zdawała mu się nieco przejaskrawiona, ale nie miał prawa, by z nim teraz walczyć.
— Fred, ja… — bąknął tylko bez przekonania, nadal skrupulatnie omijając jego twarz. Wiedział, że dzisiaj tej sprawy nie załatwią, że będą musieli porozmawiać jeszcze raz, jeśli faktycznie cenią wspólną pracę, jeśli przede wszystkim Eitri ją ceni, bo bez jego skruchy i postawienia spraw jasno, faktycznie wszystko wisiało na włosku. Nie chciał przecież kolejnej zmiany, jakkolwiek niewiele o tym mówił, to jednak zależało mu na Tiedemannie, przyjął więc reprymendę bez zająknięcia.
Ostatnie polecenie skwitował tylko kiwnięciem głową, by wkrótce potem również ruszyć w kierunku Kruczej Straży. Miejsce zbrodni należało przekazać technikom i uważać, by wisielec nie wywołał dodatkowej paniki w mieście.
Eitri z tematu
Chyba nie sądził, że Frederik zareaguje tak ostro na jego wyznanie. Wydawało mu się, że nie powinien go kłopotać, zważywszy, że choć byli partnerami, to wciąż o wielu rzeczach zwyczajnie nie rozmawiali. Soelberg przyjął więc już na samym początku, że również z kwestii związanej z duchami nie musi się przed nim spowiadać, zwłaszcza, iż trop był dość mglisty, a nieoficjalna rozmowa z Pliszką nie była powodem do dumy, bo i tu działał przecież zupełnie na własną rękę, narażając przy tym bezpieczeństwo Asty. Niewiele miał więc na swoją obronę.
Obserwował zmieniającą się twarz Frederika; złość i irytację, coś w rodzaju rozczarowania oraz braku przyzwolenia na takie zachowanie w przyszłości. Dopiero jego słowa okazały się policzkiem, który otrzeźwił go nieco wskazując na zasadność oburzenia partnera. Nie pierwszy raz mierzył się z podobnym zachowaniem, nie pierwszy raz robiono coś za jego plecami. Zapewne nie w złej wierze, ale przecież intencje nie chroniły przed tragedią. Nie mógł się więc bronić prostymi wymówkami i zaklinaniem, że przecież nie chciał zrobić nic złego. Spuścił jedynie wzrok, zagryzając wargi niemal do krwi. Tylko ta nieufność względem przełożonych zdawała mu się nieco przejaskrawiona, ale nie miał prawa, by z nim teraz walczyć.
— Fred, ja… — bąknął tylko bez przekonania, nadal skrupulatnie omijając jego twarz. Wiedział, że dzisiaj tej sprawy nie załatwią, że będą musieli porozmawiać jeszcze raz, jeśli faktycznie cenią wspólną pracę, jeśli przede wszystkim Eitri ją ceni, bo bez jego skruchy i postawienia spraw jasno, faktycznie wszystko wisiało na włosku. Nie chciał przecież kolejnej zmiany, jakkolwiek niewiele o tym mówił, to jednak zależało mu na Tiedemannie, przyjął więc reprymendę bez zająknięcia.
Ostatnie polecenie skwitował tylko kiwnięciem głową, by wkrótce potem również ruszyć w kierunku Kruczej Straży. Miejsce zbrodni należało przekazać technikom i uważać, by wisielec nie wywołał dodatkowej paniki w mieście.
Eitri z tematu