Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    20.11.2000 – Bar i kafeteria – E. Soelberg & Bezimienny: F. Tiedemann

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    20.11.2000

    Wszystko zaczęło się nie tak. Od samego rana miał złe przeczucia, które ziściły się szybciej, niż początkowo by się spodziewał. Wystarczyła zaledwie chwila nieuwagi na ulicy Handlowej, gdzie miał do załatwienia kilka spraw dla Elsy, by jeden z typowych złodziejaszków niespodziewanie go okradł, gwałtownie wyrywając mu skórzany portfel z pieniędzmi i najważniejszymi dokumentami osobistymi. Frederik rzucił się w pościg, jak przystało na członka Kruczej Straży, lecz ostatecznie na nic zdały się jego starania, gdy niski, ubrany w płaszcz  o wypłowiałym, czarnym kolorze mężczyzna znienacka zniknął mu z oczu. Tiedemann nie miał możliwości, by przebić się przez tłum żwawo poruszających się ludzi wzdłuż głównej ulicy; w rzeczywistości nie widział zbyt wiele, nie był w stanie nawet porządnie zidentyfikować twarzy nieznajomego, mimo że ich spojrzenia złączyły się na ułamek sekundy, dlatego, nie mając żadnego innego wyjścia, postanowił odpuścić. Nie dało się ukryć, że Frederik nie przyjął tej porażki zbyt dobrze – w końcu jeszcze nie zdarzyło mu się uczestniczyć w podobnej sytuacji. Z niemałym zdenerwowaniem niedbale włożył papierosa do ust i wolnym krokiem udał się w kierunku siedziby Kruczej Straży, która znajdowała się tuż za rogiem. Wciąż nie mógł uwierzyć, że on, stróż prawa magicznego, dał się tak łatwo okraść – to nie powinno było się nigdy wydarzyć. Już nie mógł się doczekać, aż wszyscy w pracy dowiedzą się o tym, co się dzisiaj stało…
    Kurwa, Soelberg, stój! – krzyknął, gdy tylko zobaczył swojego partnera wchodzącego do budynku. Najwyraźniej Eitri go nie usłyszał, tylko pomknął przed siebie, toteż Frederik pośpiesznie zgasił papierosa butem, a następnie ruszył w kierunku drzwi wejściowych. W ostatniej chwili udało mu się dostrzec Soelberga zmierzającego w stronę kafeterii; wreszcie go dogonił i złapał mocno za ramię, gdy stał już w kolejce do kasy. Jak zwykle rano było tutaj tłoczno i ciasno jak w ulu. – Nie uwierzysz, młody, co się stało – zaczął nieco bardziej ściszonym głosem, upewniając się przy okazji, że nikt inny nie podsłuchiwał ich rozmowy. Nie czuł się zbyt komfortowo, był wręcz zażenowany tym, że dał się okraść, ale Eitri był jedyną osobą, której mógł to powiedzieć. W końcu to właśnie z nim spędzał w pracy najwięcej czasu. – Kurwa, dosłownie kilka minut temu mnie okradli. – Frederik wciąż nie do końca rozumiał, jak to było możliwe i jakim cudem on, doświadczony oficer, pozwolił sobie na tak podstawowy błąd. – Na Handlowej. W biały dzień! Wyobrażasz to sobie?! – Niewiele brakowało, a za bardzo podniósłby głos i dowiedziałaby się o tym cała kafeteria. Pewnie i tak prędzej czy później cała Krucza Straż będzie o tym plotkować i się z niego naśmiewać, ale na razie wolał wyżalić się Eitriemu, choć podejrzewał, że i on będzie zwyczajnie zażenowany całą sytuacją.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Bywały dni, w których nienawidził tej wylęgarni obrzydliwych smaków: patrząc z politowaniem na rosnące kolejki do kafeterii, wykrzywiał usta w grymasie niezrozumienia, a jego ciałem wstrząsał dreszcz niechęci. Bywały jednak też takie dni, w których był skazany na przestąpienie progu stołówki i pokorne ustawienie się w rządku innych funkcjonariuszy, by zalepić głód wykręcający żołądek jedyną drożdżówką, która była akceptowalna dla jego kubeczków smakowych. Już od pierwszych momentów drobił nerwowo w miejscu, przechylając głowę, by zobaczyć, czy za bufetem w niewielkiej witrynce dostrzeże wymarzone ciastko. Kolejny raz pozbawiony został drugiego śniadania, jednak nie miał siły walczyć z bratem, zrzucając niedopatrzenie na karb przemęczenia i ilości nawarstwiających się spraw. I tak pamiętał jeszcze dokładnie ostatni trening i nokaut, który zaoferował Ivarowi w zamian za kradzież kanapek; mimo wszystko przesadził, czego wstydził się okropnie. Pewnie dlatego pokornie, z samego rana, skierował się do gwarnego pomieszczenia przepełnionego mieszaniną wątpliwych zapachów, byle wyłowić ostatnią deskę ratunku w postaci kanelbulle, lub nawet dwóch, jeśli dopisze mu szczęście.
    Ziewając przeciągle, ponownie wspiął się na palce, aby spojrzeć ponad ramieniem  Mattsona, bo tak mu się zdawało, że miał na imię krępy funkcjonariusz znajdujący się tuż przed jego nosem. Wyjątkowo zbliżony swoją posturą do rzeczonej bułki cynamonowej, choć niezwykle wysoki. W pewnym momencie kolejka zdawała się ruszyć nieco szybciej, wtedy też również do jego uszu dobiegł zdecydowany głos, przepełniony dziwną nerwowością, przeobrażający się nagle w konspiracyjny szept.
    Fred? Cześć. – Obrócił się przez ramię, gdy poczuł pewny chwyt starszego inspektora. Wydawało się, że Tiedemann biegł za nim już od pewnego czasu, jednak Soelberg pogrążony w swych rozważaniach i skupiony na zadaniu wyłowienia słodkiej cynamonki, zupełnie nie zdawał sobie sprawy, iż jego partner próbował go przechwycić jeszcze przed budynkiem. – C… co? – Nieprzytomne pytanie zawisło w powietrzu, gdyż młodszy mężczyzna zdawał się zupełnie nie rozumieć tego, co próbował przekazać mu Frederik. Nigdy nie sądził, że usłyszy podobne zdanie wypływające z jego ust. Oczy inspektora rozwarły się szeroko, a błękitne tęczówki błysnęły wyjątkowo trzeźwo, choć ton jego głosu wciąż zdradzał zmieszanie. Mimowolnie wystąpił z kolejki, choć rzucił jeszcze nerwowe spojrzenie w kierunku Mattsona, jakby podświadomie wiedział, że właśnie zaprzepaszcza swoją jedyną szansę na normalne śniadanie. – Ale że jak? Widziałeś kto… – urwał, gdyż doszedł do wniosku, że mówi dość głośno, a Frederik zdecydowanie chciał uniknąć przedwczesnego wybuchu plotek. – Kurwa. – Choć kradzieże zdarzały się dość często, pomimo starań kruczych, to jednak tak odważne działania w biały dzień zakrawały o desperację i głupotę. Zagryzł wargi, by na jego usta nie wpełzł podstępny grymas: ni to rozbawienie, ni to faktyczne przejęcie zaistniałą sytuacją. Zdążył poznać Tiedemanna dość dobrze, choć ich początki wcale nie należały do łatwych, i wiedział, że inspektor nie pozwoliłby sobie na podobne uchybienie. Węszył w tym głębszy problem, choć tak odważne wnioski wolał zachować dla siebie, przynajmniej na ten moment.  – Widziałeś go? Cokolwiek? Jakieś znaki szczególne? Coś dziwnego działo się wcześniej? – Próbował pochwycić jakikolwiek trop, który mógłby nakierować ich na przestępcę, choć w tym momencie cała sprawa zdawała się być przesądzona.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Zdenerwowany Tiedemann w dalszym ciągu nie potrafił uwierzyć w to, co zaledwie kilka minut temu się wydarzyło. Był doświadczonym członkiem Kruczej Straży, który brał udział w wielu niebezpiecznych misjach, wielokrotnie narażając swoje życie dla poprawy bezpieczeństwa społeczeństwa galdrów, a jednak – nie był w stanie poradzić sobie ze zwykłym złodziejaszkiem na ulicy Handlowej. Podświadomie dobrze wiedział, że nie była to do końca jego wina; gdyby okoliczności były bardziej sprzyjające, na pewno by go złapał, lecz w tym przypadku nie był w stanie przebić się przez tłum nieznanych mu ludzi – nieznajomy mężczyzna miał szczęście, że udało mu się rozpłynąć w powietrzu. Frederik usilnie próbował sobie przypomnieć jego twarz, jednak nie pamiętał zbyt wielu szczegółów, z wyjątkiem bursztynowego koloru oczu i charakterystycznych, długich, brązowych włosów. Wydawało mu się jednak, że prawdopodobnie byłby w stanie go rozpoznać, gdyby tylko spotkał go na ulicy, a na to – przynajmniej w tym momencie – były nikłe szanse. W rzeczywistości Midgard wcale nie był tak małym miastem, jak mogłoby się początkowo wydawać przeciętnemu człowiekowi – Tiedemann mieszkał tu od urodzenia i wciąż nie mógł z ręką na sercu powiedzieć, że znał je jak własną kieszeń. Zbyt wiele niepozornych uliczek, które były przesiąknięte magią, wciąż pozostawało poza zasięgiem jego wzroku. Midgard nie raz i nie dwa już go zaskoczył, przez co spodziewał się, że to nie koniec niespodzianek.
    No… – westchnął z wyraźną ulgą w głosie, gdy zauważył, że Soelberg potraktował go poważnie, czego się nie spodziewał. Frederik tylko spojrzał na niego uważnie, wraz z kolejką i Eitrim po prawej stronie sukcesywnie przesuwając się do przodu, a następnie przystąpił do opowiadania o tym, co się wydarzyło: – Jestem sobie tu niedaleko, na Handlowej, załatwiam swoje sprawy, jak to zwykle bywa przed pracą… Wyciągam portfel, już mam płacić za zakupy, a tu nagle jakiś typek znienacka mi go wyrywa i zaczyna uciekać! – Próba zobrazowania tej wyjątkowo kuriozalnej sytuacji, która miała miejsce zaledwie kilka minut temu, momentalnie wywołała na zmęczonej twarzy Tiedemanna ponowne oburzenie oraz niedowierzanie. – Próbowałem go dogonić, ale niespodziewanie zniknął w tłumie… Dobrze wiesz, jak tłoczno jest tam nad ranem, nie ma szans, by się przecisnąć… – Przewrócił ostentacyjnie oczami, kątem oka rozglądając się, czy aby na pewno nikt w kafeterii nie podsłuchiwał ich rozmowy. Frederik nie chciał przecież, by już teraz zaczęli plotkować na jego temat, woląc najpierw ochłonąć i wyżalić się Eitriemu. – Nie wiem, czy działo się coś podejrzanego w międzyczasie, ale żeby oficera Kruczej Straży okraść? I to na Handlowej? – Głupota ludzka zaskakiwała go każdego dnia; mógł jedynie tylko pogratulować w myślach desperacji złodziejowi, który postanowił wykorzystać jego nieuwagę, okradając go w biały dzień.
    Coś kojarzę, jak wyglądam, ale to było tylko parę sekund. – Ich spojrzenie zetknęło się w tym samym momencie, gdy nieznajomy mężczyzna zwinął mu skórzany portfel z ręki, na pożegnanie serwując mu wyjątkowo bezczelny uśmiech. Może byłby w stanie go jakimś cudem rozpoznać, gdyby przejrzał kartoteki w Kruczej Straży? – Nie miałem tam nic cennego z wyjątkiem dokumentów i pieniędzy. Jedynie ten portfel miał dla mnie wartość sentymentalną. – Mimo że rzadko przywiązywał się do przedmiotów, Frederik otrzymał go w prezencie od swojego dziadka na urodziny i towarzyszył mu przez ponad dekadę. Aż do dnia dzisiejszego.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Wciąż nie potrafił ułożyć sobie w głowie całego zdarzenia – jakby usilnie dopatrywał się, czy przypadkiem Frederik nie kpi z niego okrutnie i nie udaje jedynie, by zmącić jego spokój. Wprawdzie różne sytuacje się zdarzały i podobno najciemniej bywa pod latarnią, jednak Soelberg wciąż nie chciał dać wiary w to, że jakiś złodziejaszek połasił się na portfel funkcjonariusza. Z drugiej strony, mogła to być jednak zupełnie zamierzona prowokacja i próba faktycznego zadrwienia z umiejętności Kruczych, byle zagrać im na nosie i pozbawić pewności siebie. Mimo wszystko zdecydował, że nie zbagatelizuje słów Tiedemanna i wysłucha go dokładnie. Tym bardziej, że wizja zakupu słodyczy przepadła bezpowrotnie, gdy Mattson dopadł do lady i wyczyścił całą witrynkę. Widząc haniebny proceder, Eitri wykrzywił się z niesmakiem i przygryzł dolną wargę, nie spuszczając jednak całkiem uwagi z postaci swojego partnera. Westchnął, a żołądek zawtórował zbolałym jękiem. Zawsze wchodził w grę szybki wypad do pobliskiej cukierni. Pociągnął nosem i zawiesił kciuk na szlufce przy pasku.
    Do czego to dochodzi – cmoknął z przekąsem. Wyszedł jeszcze bardziej z kolejki, by upewnić się, że nikt nie będzie słuchał ich rozmowy. Nie zamierzał narażać Tiedemanna na złośliwe uśmieszki i przytyki, gdyż wiedział, że często funkcjonariusze pozostawali względem siebie niezwykle uszczypliwi, a żadne uchybienie nie miało szans na wywinięcie się i uniknięcie powszechnych szeptów i znaczących spojrzeń. Wiele razy sam doświadczał takich nieprzyjemności, choć może o nieco innym podłożu i z uwagi na to, że jeszcze kilka lat temu był żółtodziobem, a nad tymi wyjątkowo chętnie pastwią się znudzeni monotonią funkcjonariusze.
    Wiedział, że na Handlowej starczyła chwila nieuwagi, by stracić obserwowaną postać sprzed oczu, zwłaszcza w godzinach szczytu. Niby miejsce bezpieczne, ale i równie zdradliwe w swej niepozorności. Fred miał cholernego pecha, jednak Eitri postanowił podejść do całej sytuacji z nieco większym naciskiem na chęć rozwiązania tej całej farsy, niż tylko bezradnego wysłuchania kolegi. Nie zamierzał jednak zmuszać go do niczego, znając delikatność całego zdarzenia.
    Wiem, Fred, nie musisz się tłumaczyć – uspokoił go, układając dłoń na jego ramieniu. Rozumiał niepokój i chęć przełożenia wszystkiego dokładnie, jednak Soelberg ostatecznie nie zamierzał go przecież osądzać za brak ostrożności, a tym bardziej wyśmiewać. – Są coraz bardziej bezczelni, czasami mam wrażenie, że specjalnie śmieją nam się w twarz. Może prowokacja? – Zagadnął z zamyśleniem wykwitającym na twarzy. Mógł śmiało podejrzewać śmiałka o podobny proceder, wszystko, byle zachwiać spokojem funkcjonariuszy. Pociągnął Freda za sobą, bo i tak już całkiem stracił chęć, by wchodzić ponownie w kolejkę; tym bardziej, że zrobiło się jeszcze tłoczniej, a duchota wymieszana z zapachem gotowanego selera, przyprawiała go o mdłości.
    Dobra, to powiedz mi… chcesz coś dalej z tym zrobić? – pytanie zawisło niepewnie, choć był gotów do działania. Mógł mu pomóc, jednak nie wiedział, czy Fred chciałby, aby wszystko widniało w oficjalnych papierach. Mogli poszukać na własną rękę, nie takie rzeczy robili w swej karierze. Mimo wszystko, nadanie zbyt oficjalnego tonu groziło uszczerbkiem – przynajmniej na dobrym zdaniu kolegów. – No wiesz, możemy rozeznać się w sytuacji po cichu.W miarę po cichu. Chciał dodać.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie dość, że mamy do czynienia z falą morderstw, to jeszcze kradzieże. – Przynajmniej nikt jeszcze nie okradł jego domu, zwłaszcza że w ostatnim czasie bardzo dużo się o tym słyszało. Nawet jeśli Krucza Straż zdawała się być w doskonałej formie, przynajmniej wedle oficjalnych statystyk, to wciąż w wielu sprawach pozostawała bezradna. Frederik podejrzewał, że w tej sytuacji prawdopodobnie niewiele uda im się zdziałać – a nawet jeśli, zapewne byłby to czysty przypadek. Pracował w Kruczej Straży nie od dziś i dobrze wiedział, że podobne sytuacje w rzeczywistości zdarzały się stosunkowo często, zwłaszcza w miejscach z dużymi skupiskami ludzi, jak słynna ulica Handlowa czy Plac Centralnym na Starym Mieście. Jednak oficerowie bez najmniejszych poszlak i chociażby podstawowego rysopisu najczęściej pozostawiali bezradni, nie będąc w stanie zidentyfikować sprawcy – choć Tiedemann był niemalże całkowicie  pewien, że rozpoznałby złodzieja, który w wyjątkowo bezczelny sposób ukradł mu portfel z dokumentami i pieniędzmi, gdyby tylko spotkał go na na mieście. Ciemnowłosy mężczyzna westchnął ze zrezygnowaniem pod nosem, po czym poklepał Soelberga po ramieniu. Nie chciał dłużej zawracać sobie tym głowy – musiał jak najszybciej wziąć się w garść, zjeść coś przed poranną zmianą, zapalić papierosa i zabrać się do pracy. A potem tylko zaakceptować porażkę, co wcale nie było  łatwym zadaniem, i zmierzyć z plotkami, które zapewne zaraz rozejdą się po Kruczej Straży.
    Niby tak – odpowiedział ze zwątpieniem w głosie Frederik, po czym kiwnął głową w stronę Eitriego. – Ale co my możemy w takiej sytuacji zrobić? – Wzruszył bezradnie ramionami, przesuwając się w kolejce. W tym beznadziejnym przypadku mógł liczyć wyłącznie na łut szczęścia, ale czy warto było teraz ryzykować i podejmować jakiekolwiek działania, skoro nie chciał stać się pośmiewiskiem w pracy? Był świadomy tego, że przez najbliższy czas jego współpracownicy zapewne cały czas wypominaliby mu to, co mu się dzisiaj przytrafiło. – Moglibyśmy spróbować przejrzeć ostatnie kartoteki. – To jedyny pomysł, który w tym momencie przychodził mu do głowy, lecz być może jego partner o tej porze był w stanie wymyślić coś więcej. – To co prawda szukanie igły w stogu siana... – Frederik spojrzał pytająco na Eitriego, licząc, że pomoże podjąć mu odpowiednią decyzję. W końcu sam do końca nie był pewien, czy powinien był drążyć temat – teraz tak naprawdę wszystko zależało od tego, co powie Soelberg. – Nie wiem, młody, nie wiem, nie zmienia to jednak faktu, że jestem nieźle wkurwiony. – A skoro był już zły od samego rana, nic nie zapowiadało się, by reszta dnia była lepsza. W dodatku zdał sobie sprawę, że przez to, co się stało, nie ma czym zapłacić za jedzenie.
    Pożyczysz mi pieniądze? – zapytał wreszcie Tiedemann, gdy kolejka ruszyła do przodu. W tym samym czasie Mattson dorwał się do lady i bez wyrzutów sumienia wyczyścił całą witrynkę, co tylko spotęgowało niezadowolenie Frederika. – Teraz to już nie ma po co.  – Przewrócił teatralnie oczami, po czym bez większego namysłu zwrócił się do swojego kolegi z pracy, który zmierzał w kierunku wyjścia z kafeterii. – A ty, Mattson, to chyba na dietę powinieneś wreszcie przejść – dodał głośniej, kątem oka spoglądając na Eitriego. Teraz nie pozostało mu nic innego, jak głodować do końca dnia. – Kurwa, co za dzień – burknął z niemałym niezadowoleniem pod nosem Tiedemann, krzyżując ręce na klatce piersiowej i zastanawiając się intensywnie, co jeszcze go dziś czekało. Brakowało tylko tego, by sam Öberg się do niego przyczepił.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Tedemann miał sporo racji – w takich przypadkach poszukiwanie złodzieja było niezwykle trudne, graniczące wręcz z cudem. Nie chciał jednak pozostawiać partnera w zupełnej bezradności. Nauczył się, że czasami sama świadomość, że zrobiło się cokolwiek, pozwalała utopić poczucie wstydu, czy w innych przypadkach wyrzuty sumienia. Przechodząc więc dalej w kolejce, zastanawiał się intensywnie, co powinni dalej uczynić, jeśli sytuacja zdawała się beznadziejna. Wcisnął ręce do kieszeni, przestępując delikatnie z palców na pięty, bujając się wyraźnie w jakimś przedziwnym rytuale mającym ułatwić zebranie myśli. Nie było to jednak proste zadanie, gdy żołądek powoli przyklejał się mu do kręgosłupa, a szansa na smaczne jedzenie wisiała na włosku, gdy zerkał niepewnie w stronę Mattsona.  
    Cholera, wiesz co. Może założyć, że skoro był tak głupi, by dorwać się do oficera, to ponownie błysnął mądrością i dobrał się jeszcze komuś do kieszeni, więc przejrzenie dzisiejszych zgłoszeń z Ulicy Handlowej i okolic może nam pomóc – spojrzał badawczo na Freda, doszukując się jakiejś reakcji z jego strony. Może plan zdawał się naiwny, jeśli faktycznie mieliby do czynienia z prowokacją i dokładnie wykalkulowanym napadem na kruczego. Jeśli jednak był to jakiś pośledni złodziejaszek, istniała szansa, że wpędził w tarapaty jeszcze jakieś osoby, które mogły dostrzec więcej szczegółów, bądź któryś z kolegów funkcjonariuszy dorwał się już mu do skóry. – Pomogę ci, bo i tak czuję, że dzisiaj średnio będzie mi szło robienie czegokolwiek innego – Zauważył i westchnął, gdy poczuł pomruk z głębi pustego brzucha. Nic nie stało na przeszkodzie, aby spróbować i uspokoić nieco Tiedemanna. Widział po nim dokładnie nerwy i rozczarowanie całym zajściem.
    Też bym był wkurwiony – zapewnił partnera z zupełną powagą, oddając własne podejście do sprawy. – Szczerze, to i tak jesteś oazą spokoju, ja pewnie bym nie dał rady. – Nie trudno było mu przypomnieć sobie sytuacje, w których gotował się ze złości i frustracji. Zwykle wtedy był zupełnie nie do życia, a każdy starał się nie podchodzić do niego w takim stanie. Do wszystkiego dochodziła uciążliwa niemożność skupienia się na czymkolwiek innym: natrętne myśli bombardowały go ze wszystkich stron i znacznie obniżały efektywne funkcjonowanie. Zwykle musiał się wtedy odciąć, a gadanie na temat problemu dodatkowo skutkowało jeszcze mocniejszym nakręcaniem spirali, jeśli rozmówca nie potrafił kategorycznie urwać wywodu i zmusić Eitriego do ochłonięcia w samotności.
    Kolejka płynęła dalej naturalnie, pomimo ich zaabsorbowania rozmową. Na kilka chwil stracił zupełnie ogląd na sytuację i oprzytomniał dopiero w momencie, gdy Fred poprosił go o pożyczenie pieniędzy.
    Jasne, nie ma problemu – zgodził się i kiwając głową sięgnął do tylnej kieszeni, by wydobyć skórzany portfel, szykując się do kupienia czegoś, byle tylko zalepić dziurę w brzuchu. Mattsona zgromił spojrzeniem niosącym w sobie niemal tyle samo obrzydzenia, co zaciętej obietnicy zemsty za pochłonięcie wszystkiego zza witrynki. Na komentarz partnera, prychnął jedynie i rzucił spojrzeniem w stronę lady, choć ostatkiem jeszcze wydusił nieprzyjemny komentarz w stronę odchodzącego, krągłego funkcjonariusza. – Pieprzony żarłok. No, cudownie jest, po prostu. Ivar znowu zwinął moje żarcie, w sumie dlatego tu tak sterczę – przyznał się Fredowi z dziwnym zmieszaniem w głosie. Niechętnie dzielił się elementami z własnego życia, jednak z czasem takie drobne gesty przychodziły mu coraz łatwiej przy starszym koledze. – Ech no nic, urwę się najwyżej do piekarni obok, coś ci przyniosę. – Nie widział sensu, by brać cokolwiek innego ze stołówki. Wszędobylski zapach gotowanego selera przyprawiał go o mdłości – nie żeby miał kiedykolwiek coś do selera, po prostu ten tutaj miał woń nieszczęścia.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Możemy tak zrobić. – Kiwnął głową, gdy tylko usłyszał słowa Soelberga. Gdyby nie on, prawdopodobnie by to odpuścił, lecz swoją wypowiedzią zmotywował go do tego, żeby cokolwiek zrobić w tym kierunku z nadzieją, że Norny będą po ich stronie. Nie miał pojęcia, czy przeglądanie dzisiejszych zgłoszeń związanych z kradzieżą przyniesie jakikolwiek efekt, lecz w tym przypadku nie mieli nic do stracenia. Nawet jeśli utrata portfelu z pieniędzmi i dokumentami ostatecznie nie była niczym poważnym, w końcu na co dzień mierzyli się z gorszymi przestępstwami, to jako oficer Kruczej Straży nie mógł pozwolić na to, by podobne sytuacje miały miejsce w Midgardzie. – Może akurat coś się trafi. W każdym razie, to bardzo prawdopodobne, że dorwał się dzisiaj także do innych osób. Wiesz, jak to jest na Handlowej, zwłaszcza rankami. – Tiedemann wzruszył tylko bezradnie barczystymi ramionami na samą myśl o całej sytuacji. Choć początkowo wyprowadziła go ona z równowagi, to starał się teraz uspokoić i nie zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi – w końcu ostatnie, czego w tym momencie chciał, to być w jej centrum. Gdyby tylko to uczynić, to najchętniej całą historię z kradzieżą zachowałby tylko dla siebie; nie mógł jednak nie podzielić się nią z Eitrim, zwłaszcza że ich zmiana w pracy dopiero się zaczęła, a Frederik nie wytrzymałby całego dnia w pracy bez słowa. Przynajmniej nie w momencie, w którym musiał wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje.
    Staram się. Złością tutaj nic nie wskóram – dodał jeszcze, spoglądając kątem oka na swojego towarzysza, który najwyraźniej nie był dzisiaj w najlepszej formie. – A z tobą co? – zapytał na wszelki wypadek, podejrzewając, że to nie z powodu pustego brzucha. – Wszystko w porządku? – Tiedemann, jak zdążył zauważyć zapewne wielokrotnie Soelberg, nie miał w zwyczaju wtrącać się w jego prywatne sprawy, ale odkąd w ostatnim czasie ich relacja zaczęła się niespodziewanie, choć w wyjątkowo naturalny sposób poprawiać, jemu samemu coraz częściej zdarzało się opowiadać o rzeczach, które nieszczególnie były związane z pracą. Był to bez wątpienia znak na to, że nabierał zaufania do Eitriego, którego wcześniej bez wątpienia między nimi brakowało – Frederik traktował go z przymrużeniem oka, żeby nie powiedzieć z wyższością. Musiał jednak wreszcie zaakceptować fakt, że choć nigdy nie zastąpi zmarłego Kristiana, to nie może go do niego porównywać. Byli zupełnie inni i ostatecznie nie było w tym nic złego. – Jak coś, młody, to wiesz, zawsze możesz mi powiedzieć. – Frederik zdecydowanie nie należał do osób, którym łatwo przychodziło mówienie o własnych emocjach, potrafił wybuchać złością i nawet uciekać w agresję, a o niektórych, bardziej prozaicznych sprawach po prostu dziwnie było mu rozmawiać. Potrafił za to cierpliwie i uważnie słuchać innych ludzi.
    Przysięgam, kiedyś mu pierdolnę w ten głupi łeb – skomentował tylko zachowanie Mattsona, po czym odprowadził go wzrokiem. Kiedy sprawca całego zamieszania zniknął ze stołówki, porozumiewawczo spojrzał na Eitriego. – Nikt mnie tak nie drażni ostatnio, jak on – przyznał się, choć nie miał w zwyczaju z Soelbergiem obgadywać innych członków Kruczej Straży. Z wyjątkiem komendanta, na którego wszyscy lubili narzekać. – Możemy w sumie skoczyć razem, jeśli chcesz. Chyba zdążymy, a jak coś… No trudno. – Machnął tylko ręką w powietrzu, czekając na decyzję Soelberga. Lepiej było pójść kupić coś teraz, niż potem kombinować, tym bardziej że mieli dzisiaj jeszcze kilka spraw, które musieli jak najszybciej załatwić.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Uśmiechnął się nieznacznie i odetchnął, gdy Frederik przystanął na jego propozycję. Być może plan nie należał do tych, które na sto procent przyniosą rezultat, jednak warto było spróbować. Choćby dla własnego spokoju i poczucia, że sprawy nie pozostawiono samej sobie. Nawet jeśli oficer nie miał wiele cennych rzeczy w portfelu, przepuszczenie takiego wybryku mogło jedynie utwierdzić złodziejaszków w przekonaniu, że Krucza Straż faktycznie niedomaga, a funkcjonariusze pozostają zahukani i tak pochłonięci innymi sprawami, że miasto w rzeczywistości pozostaje bez ochrony.
    Ta… zdecydowanie. – Doceniał ten drobny gest zaufania, który nie był tak oczywistym, zwłaszcza patrząc na przeszłość tej dwójki. Eitri dostał się pod skrzydła Tiedemanna w wyjątkowo niefortunnym momencie i zwykle miał poczucie, że jedynie zawadza starszemu koledze, zupełnie odstając od standardów jego poprzedniego partnera. Początkowo burzył się na to, ze wściekłością uprzykrzając nawet najprostsze czynności, dopiero z czasem dojrzewając do tego, by zrozumieć pełnię cierpienia starszego oficera. Bo z całą pewnością Fred mierzył się z ogromną tragedią, będąc postawionym w obliczu utraty bliskiej osoby. Bo chcąc, czy nie, tacy właśnie stawali się dla siebie nawzajem, gdy zaczynał łączyć ich codzienny obowiązek. Już dawno przestał mieć mu za złe oschłości i niechęci, dostrzegając stopniowe zmniejszanie dystansu. Musiał zadowalać się każdą, najmniejszą zmianą, gdyż nawet takie okazywały się niezwykle cenne.
    Pokiwał z uznaniem głową. Czasami w pracy dobrze robiły takie przeciwieństwa – w razie potrzeby mogli służyć sobie nawzajem pomocą, gdyby Tiedemann okazał się bardziej podobny do Eitriego w aspekcie emocjonalności, prawdopodobnie bardzo szybko doprowadziliby do jakiejś katastrofy. Stojąc wciąż niezmiennie w kolejce, nagle rozszerzył wyraźnie oczy w geście szczerego zdziwienia, gdyż z ust oficera padło pytanie, którego nigdy nie spodziewałby się usłyszeć. Dotknął nerwowo czubka nosa, czując niezręczność wspinającą się po żebrach. Nagle najprostsze pytanie wydawało mu się niezwykle trudne i niejasne. Nie przywykł do podobnego zainteresowania, jedyne które przyjmował z wyuczoną łagodnością i w pewnym sensie pobłażliwością, pochodziło ze strony starszego brata, bądź Safíra. Dla każdego z nich zresztą zawsze miał przygotowaną jasną odpowiedź, zgodną mniej lub bardziej ze stanem rzeczywistym. Dłoń z nosa przesunął na kark.
    U mnie? – powtórzył bezmyślnie pytanie, po czym otrząsnął się z chwilowego letargu. – Dobrze. Tak sądzę, wiesz, miałem ostatnio trochę sytuacji zmuszających mnie do zastanowienia i poukładania sobie wszystkiego dobrze i raz na zawsze. Wisz… zamknąłem w końcu pewne sprawy... – stwierdził sugestywnie, gdyż był święcie przekonany, iż Fred zdaje sobie sprawę z jego niektórych życiowych perturbacji; nawet jeśli nigdy nie mówił mu wprost, to jednak różne plotki krążyły po komendzie, zwłaszcza te tyczące się spraw najbardziej osobistych, bo sercowych. Jego spotkanie z Heddą w drzwiach siedziby nie przeszło przecież bez echa i dotarło nawet do Ivara. Nie był z tego w żaden sposób dumny, lecz w pewien sposób musiał przyznać, że ostatecznie stało się dobrze. – Dzięki, Fred. Zapamiętam, serio. Cieszę się. – Chyba pierwszy raz wyrzucił w jego kierunku tak szczere słowa wdzięczności. Nie chciał w żaden sposób zaprzepaścić dobrej passy objawiającej się niespodziewanie w ich relacji.
    Odprowadził Mattsona nienawistnym wzrokiem do samiuteńkich drzwi, krzywiąc się na widok mokrych plam wykwitających na jego plecach. Wyobraził sobie, że jeśli kolega dalej będzie tak sobie folgował, to w końcu zacznie się toczyć, niczym ubita, ciężka kula, której przebiegniecie trzech metrów sprawiać będzie niewyobrażalną trudność. Jeśli tak miał prezentować się współczesny funkcjonariusz, miał wrażenie, że ich los został przesądzony.
    Nawet mi nie mów… głodny jestem skory się zaraz za nim rzucić – osoby odbierające mu jedzenie od ust zwykł traktować z niezwykłą nienawiścią wzbierającą wraz z każdym kolejnym pomrukiem żołądka. Nie chciał myśleć o ostatnim sparingu z bratem, bo było mu niezwykle głupio. Jednak… co do Mattsona nie miał już takich zahamowań. Wyszedł z kolejki zdecydowanym korkiem. Nawet nie łudził się, że ich stanie w niej ma jakikolwiek sens. Machnął ręką z rezygnacją. – Dobra, to chodźmy, przewietrzymy jeszcze głowy. Poza tym, muszę zapalić, bo zaraz mnie skręci – stwierdził i udając się w stronę drzwi, dogrzebał się do kartonika z fajkami. – Chcesz? – zapytał, wyciągając rękę w kierunku Tiedemanna.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie ma za co – odpowiedział bez większego wahania w głosie Tiedemann, po czym zerknął jeszcze na Soelberga. Frederik bez wątpienia nie należał do najłatwiejszych osób w obyciu – w codziennych relacjach, zwłaszcza gdy ktoś nie znał go bliżej, potrafił być złośliwy, nie potrafiąc się powstrzymać od uszczypliwych komentarzy. W Kruczej Straży doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że bardzo często bywał też humorzasty i nieufny w stosunku do innych ludzi, dlatego nic dziwnego, że potrzebował czasu, by obdarzyć Eitriego zaufaniem czy zrozumieć jego sposób bycia, który tak bardzo odbiegał od jego poprzedniego partnera Kristiana. Teraz powoli zaczynał rozumieć, że nie mógł ich w żaden sposób porównywać; że to co robił, było kardynalnym błędem. Nie był w stanie cofnąć decyzji Öberga, choć jeszcze na początku próbował go za wszelką cenę przekonać, by przydzielił mu kogoś innego, lecz ten celowo ignorował wszystkie jego prośby, uważając przy tym, że młodszy współpracownik tylko go rozrusza. – Od tego są przecież partnerzy – bąknął tylko niepewnie Frederik, bardziej do siebie niż do niego, nie będąc do końca pewnym, czy Eitri usłyszał jego słowa, lecz wolał się tym teraz nie przejmować. Mieli na głowie znacznie ważniejsze sprawy, jak znalezienie sprawcy dzisiejszego zamieszania czy pójście do pobliskiej piekarni, by porządnie najeść się przed rozpoczęciem pracy.
    Ja też. – Przewrócił teatralnie oczami, gdy pomyślał jeszcze raz o Mattisonie, a następnie kiwnął tylko głową, by poprzeć słowa Soelberga. – Skurwiel – burknął jeszcze z niezadowoleniem na temat mężczyzny, który wykupił im całe jedzenie, po czym westchnął ciężko pod nosem. Nie przebierał w słowach, w związku z czym Tiedemann nie miał zbyt wielu przyjaciół w pracy – w dodatku starał się oddzielać życie zawodowe od prywatnego, zwłaszcza po tym, co się stało z Kristianem. Był z nim zbyt blisko i zapewne dlatego przez tak długi okres nie potrafił pogodzić się z jego utratą. Mimo że w oczach kolegów uchodził za doświadczonego oficera, któremu zdecydowanie nie można było odmówić zasług na polu zawodowym, to niemal wszyscy doskonale wiedzieli, iż jego charakter prywatnie pozostawiał wiele do życzenia. Tylko nieliczni w rzeczywistości mieli szansę poznać jego prawdziwą twarz – w tym Soelberg, przed którym Frederik powoli się otwierał. Mimo że byli dopiero na początku wyboistej drogi, to Tiedemann nie chciał w żaden sposób przerywać dobrej passy. Przynajmniej nie teraz, gdy zupełnie przypadkowo znaleźli kogoś, na kogo mogą wspólnie zrzędzić. W końcu nic tak nie zacieśnia więzi, jak wspólny przeciwnik. A Mattison w tym przypadku nadawał się do tego niemal idealnie.
    Dobra, chodźmy. Nie ma co dłużej tracić czasu – ponaglił go, kierując się w stronę wyjścia z kafeterii. – I tak, dzięki, chętnie zapalę. – Poczęstował się papierosem, a następnie wraz z Soelbergiem ruszył w kierunku ich miejsca docelowego. – Aha. Podrzucę ci jeszcze akta sprawy odnośnie tego ostatniego morderstwa. Chcę, byś je przejrzał, może uda ci się coś istotnego wyłapać –  zagaił jeszcze Tiedemann, gdy byli już coraz bliżej piekarni, która znajdowała się tuż za rogiem, nieopodal miejsca, gdzie bezczelnie ukradli mu dziś portfel.  – O, to tam się stało. Dokładnie tam. – Wskazał palcem, by przy okazji unaocznić Soelbergowi całą sytuację, po czym weszli wspólnie do środka Baker Hansen. Piekarnia jak zwykle przywitała ich pięknymi zapachami świeżych wypieków, przez które Frederikowi tylko głośno zaburczało w brzuchu.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Zwykle bardzo oschły i niechętny do okazywania jakichkolwiek głębszych uczuć, czuł się przez chwilę zupełnie zakłopotany, jednak równocześnie wdzięczny. Ten okruch dobrej woli starczał, by twarz Soelberga złagodniała całkowicie, a on sam odprężył się nieco w towarzystwie partnera. Sam nigdy nie uważał siebie za osobnika łatwego do współpracy. Przez bardzo długi czas ścierali się ze sobą boleśnie, o czym wprawdzie nie zapomniał, jednak wszystkie te utarczki dawno straciły na znaczeniu. Nie żył tylko i wyłącznie nimi. Przez chwilę zastanawiał się, czy też jego własne danie za wygraną nie dopomogło w ustanowieniu względnego pokoju. Już dawno nie szamotał się i nie próbował na siłę zajść za skórę Tiedemannowi, byle ten dostawał szału (choć wcześniej nie robił tego zbyt często, to jednak zdarzały się takie dni, w których był zwyczajnie złośliwy bez większego powodu; dla samej zasady). Nie uważał swych poczynań jako takich, którym należało hołubić i nosić dumnie na piersi niczym ordery zdobyte w boju. Właściwie nie chciał, aby kiedykolwiek zdarzyło się to ponownie i miał nadzieję, że Fred nie zacznie wypominać mu dawnych grzechów i zwykłej głupoty młokosa.
    Było dobrze, jak nigdy dotąd.
    Mhm. – Uśmiechnął się subtelnie i zawiesił na dłuższy moment spojrzenie na twarzy starszego oficera – chyba pierwszy raz uczynił to na tyle wnikliwie, by w pamięci odbił się w końcu obrys ciemnych, brązowych tęczówek, zupełnie kontrastujących z czystym błękitem zaklętym w jego własnych. Usłyszał jedynie cień zduszonych słów, bardziej dopowiadając sobie wydźwięk wypowiedzi, stąd też nie chcąc pchać rozmowy dalej w niepotrzebną niezręczność, odwrócił twarz w kierunku otwieranych co chwila drzwi do kafeterii.
    Po złodzieju wszystkich marzeń o przyzwoitym drugim śniadaniu nie było już śladu. Westchnął, garbiąc się nieznacznie. Prychnął następnie i zaśmiał się niewyraźnie, zupełnie nie zważając na to, czy określenie Tiedemanna było na miejscu. Sam rzadko pilnował własnego języka, nieszczególnie hamując się w dobitnym okazywaniu niezadowolenia. W tym z całą pewnością różnił się od swojego brata: wyczulonego, by każda z wypowiedzi nie kaleczyła uszu zbędnymi przekleństwami.  Nie chciał jednak zbytnio rozwodzić się dalej nad pustą witryną, więc zdecydowanie przestąpił próg kafeterii i udał się na korytarz. Zaciskając wargi na filtrze papierosa, poczekał aż jego towarzysz poczęstuje się, następnie schował kartonik. Musiał zabrać jeszcze płaszcz, gdyż pogoda o tej porze roku nie sprzyjała nawet krótkim spacerom bez okrycia wierzchniego. Powietrze na zewnątrz było rześkie. Odpalając fajkę, zerknął zaciekawiony na Tiedemanna, wypuszczając chmurę szarawego dymu spomiędzy ust, pokiwał lekko głową.
    Jasne, nie ma sprawy. – Już dawno przywykł do tego, że spojrzenie na sprawę z nieco innej perspektywy pomagało i przynosiło rozwiązanie. Powoli dochodził do momentu, w którym zaczynał towarzyszyć mu dawny entuzjazm w pracy.
    Uniósł dłoń ku kosmykom kładącym się mu na czole, by potrzeć skórę w geście zafrasowania.
    Niespełna rozumu... – stwierdził, ponownie układając sobie w głowie całe zdarzenie, które spotkało Frederika. Kradzież w biały dzień, na funkcjonariuszu, na jednej (jak mogło się wydawać) z bardziej bezpiecznych ulic. Miał nadzieję, że wpadną na jakikolwiek trop. Nim jednak mieli to zrobić, koniecznym było zapełnienie ziejącej w żołądkach pustki, tym bardziej uporczywej, gdy do ich nozdrzy dotarł słodki zapach wypieków. Sama myśl chrupkości chleba przyprawiała o gęsią skórkę zachwytu.

    Eitri i Bezimienny z tematu


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.