:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk
2 posters
Einar Halvorsen
Re: 03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk Sro 6 Lip - 22:22
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
03.01.2001
Tłum płynął dorzeczem ulic, ławicą, torującą obrane, wewnętrzne zamysły ścieżek, sunącą w harmidrze szeptów, akordów śmiechu oraz donośnych wołań, wyrzucanych zamaszyście z kieszeni podatnych gardeł. Postura Starego Miasta prężyła torsy kamienic, patrząc z wyższością swojej architektury na dynamikę przechodniów, wsłuchana obliczem fasad w pogłosy rozlicznych kroków, uderzających o plecy kamiennego chodnika nierówno nakrywanego zszarzałym obrusem śniegu. Nie czuł się nigdy częścią podobnej masy, rodzajowej sceny, namalowanej pośpieszną i spontaniczną dłonią wyblakłej rzeczywistości; wsiąkając między szpalery różnych sylwetek osaczał go wielokrotnie ciekawski, lepki wzrok napotkanych przypadkiem, nieznanych mu bliżej ludzi. Nie trwonił czasu, ani własnych emocji, schowany w bezpiecznej kniei swoich rozważań, nawykły do okazanej nadmiernie, niezdrowej dozy uwagi; dziś wyjątkowo poświęcał się przedmiotowi o niewielkich rozmiarach i nieznanej, przynajmniej w jego odczuciu wartości. Pieniądz, jaki otrzymał od jednego z handlarzy, nie był znanym, pospolitym talarem runicznym, wyróżniając się wyżłobioną na płaszczyźnie rewersu runą iwaz. Nie miał pewności, czy przedmiot odznaczał się choćby drobną, możliwą do wymierzenia ceną, wiedział, jednak, do kogo powinien się zwrócić w przypadku takich rozterek. W chwili, kiedy uderzył szczytami knykci o drzwi mieszkania Maartena Landsverka, przypomniał sobie, mimowolnie, wszystkie obrazy które mężczyzna od niego nabył; był bardzo szczodrym klientem, a ich współpraca wiążąca się z zawodową działalnością owocowała podłożem obopólnej sympatii. Cieszył się, skoro znalazł dla niego kilka prywatnych chwil; sam, naturalnie, był po ludzku ciekawy rezultatów ich obecnego spotkania i wyciągniętych konkluzji. Talar runiczny, który spoczywał wewnątrz schronienia płaszcza, mógł był szczególnym zjawiskiem albo jedynie marnym chichotem losu.
- Jak wspominałem, w ostatnim czasie sprzedawca wydał mi nietypową monetę - oznajmił po przywitaniu się oraz przekroczeniu progu, nie oddalając się od meritum kwintesencji zawartej w pierwotnym liście; w chwilach wymagających identycznej postawy stawał się odpowiednio konkretny. Lekki, nienatarczywy uśmiech unosił szczerze kąciki czerwieni warg, nadając twarzy łagodny, czysto serdeczny wyraz. Nie spieszył się, odwieszając okrycie, pokryte gdzieniegdzie bladymi cekinami topiących się płatków śniegu.
- Pomyślałem, że mogłaby pana zainteresować - wyjął przyczynę ich obecnej rozmowy, talar, prezentujący się w pierwszym, rzuconym spojrzeniu laika całkowicie niepozornie, noszący jednak znamiona kilku widocznych różnic. Nikt nie mógł określić lepiej jego znaczenia niż osoba nosząca na swoich barkach słynne nazwisko Landsverk, rodziny słynącej z niebotycznego bogactwa oraz dzierżonych wpływów pomimo braku zasiadania w Radzie. Ich bank, znany na całą magiczną Skandynawię, mieścił oszczędności niemalże każdego galdra. Trącony zielenią błękit pogodnego spojrzenia zatrzymał się z ciekawością na obliczu mężczyzny, szukając wśród konstelacji rysów pierwszych, możliwych do uchwycenia zaczątków odpowiedzi. Czekał, czekał na werdykt, w pełni świadomy, że przecież każdy fachowiec potrzebuje odpowiedniego czasu i nawet dodatkowych informacji; nie sądził, że był w tej chwili przydatny, jednak w miarę możliwości mógł służyć swoją pomocą.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Maarten Landsverk
Re: 03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk Pią 8 Lip - 23:35
Maarten LandsverkWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kopenhaga, Dania
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : rozwodnik
Status majątkowy : bogaty
Zawód : członek zarządu Landsverkbank, inicjator powstania i fundator Stypendium Naukowego oraz Sportowego im. Maybritt Landsverk
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : rybitwa popielata
Atuty : odporny (II), zapalony (I), miłośnik pojedynków (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 25
W ostatnich czasach rzadko miewałem gości w domu, zwykle przyjmowałem interesantów w Landsverkbank, zwłaszcza od momentu rozwodu, bo właśnie po nim omijałem skrzętnie zupełnie puste mieszkanie. Moja żona zabrała z niego niemal wszystko co mogła bez zbędnego wysiłku zdjąć, wynieść i zmieścić w swoim nowym mieszkaniu. Kamienica wcale nie zubożała wprawdzie, lecz obraz ten za każdym razem drażnił mnie niezmiernie, nawet w perspektywie miesięcy, które mijały nieubłaganie. Były jednak takie momenty, gdy musiałem przełamywać własne lęki i działać w sposób, który nie odbiegał wyjątkowo od mojego zwyczajowego zachowania. Einara Halvorsena przyjąłem więc w prywatnym gabinecie, gdyż i sprawa nie wyglądała na typową i należącą do takich, które tyczyły się bezpośrednio banku. Znaliśmy się już od kilku dobrych lat, znów była to zasługa mojej małżonki i jej niepohamowanego apetytu na sztukę. Niestety, ku jej rozczarowaniu, pochwyciliśmy wspólny język, a jej zachcianki stały się moimi własnymi, bo potrafiłem równie namiętnie rozsmakowywać się w obrazach wychodzących spod ręki artysty. Nie opierałem się więc długo jego prośbie.
Gdy pukanie przeszywa domową ciszę nie waham się przed szybkim zejściem po schodach w kierunku drzwi wejściowych. Jest dość późna pora i mam czas zarezerwowany na prywatne sprawy oraz odpoczynek, lecz nie odmawiam pomocy. Zbyt cenię jego osobę i pragnę dbać o nasze relacje, nawet kiedy Säde nie ma już dłużej w czterech ścianach, a ja stałem się biedniejszy o kilka dzieł Halvorsena. Zapewne fakt ten nie umyka jego uwadze, lecz nie mówię nic i prowadzę go do gabinetu, gdzie pod ścianą stoi masywne biurko w ciemnym kolorze. Na blacie leży trochę rozrzuconych papierów i kryształowa szklanka wypełniona w jednej trzeciej alkoholem. Spoglądam na nią i zanim sięgam ręką, wyrzucam grzecznościowe pytanie.
— Napije się pan czegoś? — Nie czekam jednak na odpowiedź, bo jestem przekonany, że przynajmniej grzecznościowo zanurzy wargi w trunku. Nalewam trochę do bliźniaczego szkła i ustawiam na brzegu mebla. Podświetlany barek pulsuje chłodną łuną. Cały czas słucham go uważnie i choć znam zarys sytuacji, jestem wyraźnie ożywiony i zaciekawiony tym, co mi przyniósł. Znam się na pieniądzach, więc wybrał dobrze. Moją dumę łechta jego decyzja: zna przecież wielu ludzi, a jednak decyduje się przyjść do źródła. Zachodząc za biurko wyciągam z szuflady powlekaną aksamitem poduszeczkę i szkło powiększające. Chcę przyjrzeć się monecie z bliska, by żadna chropowatość mi nie umknęła. — Proszę położyć — zachęcam i wyciągam dłonie ku malarzowi, oczekując aż rozstanie się ze zdobyczą. — I oczywiście, proszę się nie krępować i usiąść, może chwilę mi to zajmie, lecz dostanie pan pełny obraz tego, czym obdarował pana nieświadomy sprzedawca — wyjaśniam i uśmiecham się łagodnie, lustrując twarz mojego gościa. Siadam za biurkiem, masyw blatu dzieli nas wprawdzie, lecz nachylam się lekko w jego stronę, by zatrzeć wrażenie dystansu i nadać chwili nieco więcej swobody. Nie jest tu przecież klientem Landsverkbank, chcę, aby czuł się dobrze. — Więc… — przerywam ciszę i brnę dalej w temat. — W jakim to sklepie rozdają takie cuda? — chcę wiedzieć, kto był w posiadaniu monety, zupełnie nieświadom jej wartości lub – przeciwnie – zupełnej bezużyteczności. Rzucam pierwsze spojrzenie i z moich ust wyrywa się krótkie och. Zerkam uważnie na mężczyznę, ale nie zdradzam nic więcej.
Gdy pukanie przeszywa domową ciszę nie waham się przed szybkim zejściem po schodach w kierunku drzwi wejściowych. Jest dość późna pora i mam czas zarezerwowany na prywatne sprawy oraz odpoczynek, lecz nie odmawiam pomocy. Zbyt cenię jego osobę i pragnę dbać o nasze relacje, nawet kiedy Säde nie ma już dłużej w czterech ścianach, a ja stałem się biedniejszy o kilka dzieł Halvorsena. Zapewne fakt ten nie umyka jego uwadze, lecz nie mówię nic i prowadzę go do gabinetu, gdzie pod ścianą stoi masywne biurko w ciemnym kolorze. Na blacie leży trochę rozrzuconych papierów i kryształowa szklanka wypełniona w jednej trzeciej alkoholem. Spoglądam na nią i zanim sięgam ręką, wyrzucam grzecznościowe pytanie.
— Napije się pan czegoś? — Nie czekam jednak na odpowiedź, bo jestem przekonany, że przynajmniej grzecznościowo zanurzy wargi w trunku. Nalewam trochę do bliźniaczego szkła i ustawiam na brzegu mebla. Podświetlany barek pulsuje chłodną łuną. Cały czas słucham go uważnie i choć znam zarys sytuacji, jestem wyraźnie ożywiony i zaciekawiony tym, co mi przyniósł. Znam się na pieniądzach, więc wybrał dobrze. Moją dumę łechta jego decyzja: zna przecież wielu ludzi, a jednak decyduje się przyjść do źródła. Zachodząc za biurko wyciągam z szuflady powlekaną aksamitem poduszeczkę i szkło powiększające. Chcę przyjrzeć się monecie z bliska, by żadna chropowatość mi nie umknęła. — Proszę położyć — zachęcam i wyciągam dłonie ku malarzowi, oczekując aż rozstanie się ze zdobyczą. — I oczywiście, proszę się nie krępować i usiąść, może chwilę mi to zajmie, lecz dostanie pan pełny obraz tego, czym obdarował pana nieświadomy sprzedawca — wyjaśniam i uśmiecham się łagodnie, lustrując twarz mojego gościa. Siadam za biurkiem, masyw blatu dzieli nas wprawdzie, lecz nachylam się lekko w jego stronę, by zatrzeć wrażenie dystansu i nadać chwili nieco więcej swobody. Nie jest tu przecież klientem Landsverkbank, chcę, aby czuł się dobrze. — Więc… — przerywam ciszę i brnę dalej w temat. — W jakim to sklepie rozdają takie cuda? — chcę wiedzieć, kto był w posiadaniu monety, zupełnie nieświadom jej wartości lub – przeciwnie – zupełnej bezużyteczności. Rzucam pierwsze spojrzenie i z moich ust wyrywa się krótkie och. Zerkam uważnie na mężczyznę, ale nie zdradzam nic więcej.
Einar Halvorsen
Re: 03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk Nie 10 Lip - 22:52
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Doceniał ludzi oddanych pokładom pasji; przyglądał się zawsze z nutą zaciekawienia, kiedy wezwani wreszcie przez własne bóstwa, trwali, zanurzeni w obrządkach różnych czynności; wyćwiczonych i pięknych, dojrzałych w upływie lat. Każdy, w jego odczuciu powinien mieć pewną iskrę, dzięki której rozwijał się płomień życia, żar istniejący w głębi, w skrytce kruchego ducha, tworzący główny fundament - znaczenie dla ścieżki lat. Powód, wokół którego zakleszczał się cel istnienia mógł składać się z rozmaitych, wprost absurdalnych rzeczy - nieważne - te jednak musiały istnieć. Akt tworzenia i sztuki nie składał się na wyłączność, wierzył że analogia dotyczy innych zawodów, wierzył że Landsverk śledzi uważnie talar, każdy, najmniejszy detal, każdy sekret monety, szczerze, wnikliwie w pełni badając obiekt. Znał podobne odczucie - mieszankę pełnych emocji gdy stawał naprzeciw płótna, gdy dzierżył rękojeść pędzla, kiedy dopełniał dzieło, gdy włosie okryte farbą tworzyło wciąż nowe drogi. W głębi duszy zadawał sobie również pytanie, czy gospodarz, który przyjął go z ciepłą łuną sympatii, odczuwa radość z poszerzanej przez siebie działalności, nadanej poniekąd razem z brzmieniem nazwiska. Wiedział, że dosyć często profesja przedostawała się na kolejne spośród ogniw pokoleń, niekiedy w charakterze przymusu, w innym przypadku przechodząc zwinnie i lekko, zupełnie jak gdyby pasja mogła przenikać razem z krwią swoich przodków. Był skłonny grzecznie odmówić, nie chcąc zajmować go zbędnym odruchem gościnności - widząc jednak, że Landsverk nie oczekuje na potencjalną odpowiedź, podziękował za trunek, kołyszący się lekko pośród objęć naczynia. Usiadł, w pełni spokojnie, nie racząc niepotrzebnymi słowami, zdaniami zdolnymi mącić drugą świadomość trwającą w nienagannym skupieniu. Czekał - tylko, aż czekał - ożywiając się dopiero pod wpływem dalszych dociekań. Spojrzenia mówiły więcej - krzyżując się mimowolnie, okryte głębią znaczenia, jeszcze niedostępnego, jeszcze pełnego słów nieuchwytnych, ukrytych.
- O ile dobrze pamiętam, mógł być to jeden z kupców na kramach sukiennych - wyjaśnił po krótkiej chwili; pamiętał, że tego dnia mógł dokonać więcej niż jednego zakupu. Mglista, zatarta przeszłość rozkładała się przed nim niczym ubogi obraz. Nie mógł powiedzieć wiele - nawet, gdyby zapragnął, wertując każdą spomiędzy stronic umysłu. Nic - a raczej niewiele - mimo wszystko za mało. Nie mógł być w tym przypadku niezwykle użytecznym sojusznikiem.
- Zwróciłem uwagę na talar dopiero po jakimś czasie - wyznał, być może kreśląc tym samym zarys swojego roztargnienia i ignorancji. Nie przykładał, przenigdy, szczególnej wagi do kwestii osobistych pieniędzy, nigdy nie zależało mu na rozległym majątku, troszczył się, jedynie o odpowiedni rozgłos, o uznanie, zabiegał, by jego dzieła mogły być oglądane przez wielu różnych odbiorców. Wszystko inne stawało się kwestią wtórną, nie wydawał zbyt wiele i nie przeliczał misternie zawartości portfela. Nie miał podobnie wiedzy w sprawie talarów runicznych - a zatem czekał, na werdykt, który dojrzewał z biegiem kolejnych chwil.
- O ile dobrze pamiętam, mógł być to jeden z kupców na kramach sukiennych - wyjaśnił po krótkiej chwili; pamiętał, że tego dnia mógł dokonać więcej niż jednego zakupu. Mglista, zatarta przeszłość rozkładała się przed nim niczym ubogi obraz. Nie mógł powiedzieć wiele - nawet, gdyby zapragnął, wertując każdą spomiędzy stronic umysłu. Nic - a raczej niewiele - mimo wszystko za mało. Nie mógł być w tym przypadku niezwykle użytecznym sojusznikiem.
- Zwróciłem uwagę na talar dopiero po jakimś czasie - wyznał, być może kreśląc tym samym zarys swojego roztargnienia i ignorancji. Nie przykładał, przenigdy, szczególnej wagi do kwestii osobistych pieniędzy, nigdy nie zależało mu na rozległym majątku, troszczył się, jedynie o odpowiedni rozgłos, o uznanie, zabiegał, by jego dzieła mogły być oglądane przez wielu różnych odbiorców. Wszystko inne stawało się kwestią wtórną, nie wydawał zbyt wiele i nie przeliczał misternie zawartości portfela. Nie miał podobnie wiedzy w sprawie talarów runicznych - a zatem czekał, na werdykt, który dojrzewał z biegiem kolejnych chwil.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Maarten Landsverk
Re: 03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk Pon 11 Lip - 21:21
Maarten LandsverkWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kopenhaga, Dania
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : rozwodnik
Status majątkowy : bogaty
Zawód : członek zarządu Landsverkbank, inicjator powstania i fundator Stypendium Naukowego oraz Sportowego im. Maybritt Landsverk
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : rybitwa popielata
Atuty : odporny (II), zapalony (I), miłośnik pojedynków (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 25
Obserwuję jak mój gość przystaje na propozycję i bez chwili wahania zasiada na wskazanym fotelu. Nie lubię, gdy ktoś wpada w grzecznościowe odmawianie i gorączkuje się, byle nie dać do zrozumienia, że mógłby w jakikolwiek sposób nadszarpnąć mojej gościnności. To w gruncie rzeczy zbyteczne i zupełnie puste gesty, marnujące czas i energię, przekłamane u swych podstaw. Przecież każdy oczekuje uwagi i możności przebywania w dobrym towarzystwie. Cenię sobie bezpośredniość: jeśli ktoś odmawia, nie nalegam, nie bawię się w kotka i myszkę, nie nakłaniam wszelakimi sposobami. Każdy ma jedną szansę. To uczciwy układ, zarówno dla mnie jak i dla gościa. Nie wiem, czy Halvorsen zdaje sobie z tego sprawę, lecz mam podstawy by sądzić, że wie choć odrobinę na mój temat i rozumie, że jestem człowiekiem ceniącym sobie transparentność relacji. Cieszę się, że przechodzi do rzeczy niemal natychmiast. Zasiadając za biurkiem mam możliwość przyjrzeć się dokładnie monecie. Wiem, że nie każdy zna wartość pieniądza inną niż ta, którą wybija się na ich powierzchni. Może to jednak nie brak edukacji, a zwykłe roztargnienie? Nie mogę za nie winić ani sprzedawcy, ani Einara, dlatego kiwam głową w wyrazie zupełnego zrozumienia. Nie unoszę brwi zszokowany, nie próbuję go zawstydzić i postawić w sytuacji co najmniej niezręcznej. Nie muszę się uciekać do podobnych zabiegów, by budować własne ego. Nie jestem z tych ludzi. Bogactwo towarzyszyło mi od dziecka i jest sprawą naturalną, nie zwracam na nie uwagi i żyję chyba dość normalnie, nawet jeśli niektórzy zarzucają mi wyniosłość i nieprzystępność. Bawi mnie to, ale nie polemizuję.
Przysuwam szkło powiększające do oka, nie używam zaklęcia, dlatego dość archaiczne metody mogą wydawać się komiczne. Faktycznie, moneta na pierwszy rzut oka nie odbiega szczególnie od standardowych talarów runicznych bitych w obecnych czasach. Nie posiada jednak runy fehu i jest zdecydowanie większy. Można to przeoczyć w zabieganiu, lecz po ujęciu w dłonie czuć subtelną różnicę w wadze, o czym przekonuję się na własnej skórze, ujmując blaszkę pomiędzy palce.
— Iwaz — mruczę w zamyśleniu, przesuwając po chropowatości opuszkiem. — Ma pan niezwykłe szczęście — dodaję i spoglądam znad soczewki na malarza. — Mam fotograficzną pamięć do takich eksponatów — wyjaśniam zaraz i układam ponownie zdobycz na aksamicie poduszeczki. Sięgam po szkło z alkoholem i wysączam odrobinę. Nie spieszę się szczególnie, bo mam dla niego dość proste wyjaśnienie, czym jest wydany przypadkiem talar. — Gdyby sprzedawca wiedział, ile stracił przez swoje roztargnienie — śmieję się i przekrzywiam lekko głowę. — To gratka dla kolekcjonerów, moneta używana niegdyś jedynie przez godarów. Obecnie można ją jeszcze gdzieś odnaleźć, ale pewnie zdaje sobie pan sprawę jak to jest z przedmiotami choćby dotykającymi subtelnie spraw okołoreligijnych. Kapłani strzegą swojego dość zazdrośnie, więc posiadaniem takiego eksponatu może poszczycić się niewielu ludzi. — Myślę, że informacja może go zadowolić, jeśli się postara będzie mógł spieniężyć swoje znalezisko.
Przysuwam szkło powiększające do oka, nie używam zaklęcia, dlatego dość archaiczne metody mogą wydawać się komiczne. Faktycznie, moneta na pierwszy rzut oka nie odbiega szczególnie od standardowych talarów runicznych bitych w obecnych czasach. Nie posiada jednak runy fehu i jest zdecydowanie większy. Można to przeoczyć w zabieganiu, lecz po ujęciu w dłonie czuć subtelną różnicę w wadze, o czym przekonuję się na własnej skórze, ujmując blaszkę pomiędzy palce.
— Iwaz — mruczę w zamyśleniu, przesuwając po chropowatości opuszkiem. — Ma pan niezwykłe szczęście — dodaję i spoglądam znad soczewki na malarza. — Mam fotograficzną pamięć do takich eksponatów — wyjaśniam zaraz i układam ponownie zdobycz na aksamicie poduszeczki. Sięgam po szkło z alkoholem i wysączam odrobinę. Nie spieszę się szczególnie, bo mam dla niego dość proste wyjaśnienie, czym jest wydany przypadkiem talar. — Gdyby sprzedawca wiedział, ile stracił przez swoje roztargnienie — śmieję się i przekrzywiam lekko głowę. — To gratka dla kolekcjonerów, moneta używana niegdyś jedynie przez godarów. Obecnie można ją jeszcze gdzieś odnaleźć, ale pewnie zdaje sobie pan sprawę jak to jest z przedmiotami choćby dotykającymi subtelnie spraw okołoreligijnych. Kapłani strzegą swojego dość zazdrośnie, więc posiadaniem takiego eksponatu może poszczycić się niewielu ludzi. — Myślę, że informacja może go zadowolić, jeśli się postara będzie mógł spieniężyć swoje znalezisko.
Einar Halvorsen
Re: 03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk Wto 12 Lip - 14:01
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Na dźwięk słowa kapłani poruszyła się myśl niespokojna wewnątrz jego umysłu, dreszcz zimny, obmierzły spłynął jak strumień brudnej, skażonej wody po rynnie kręgosłupa. Z trudem utrzymał rzędy mimicznych mięśni, teatrzyk twarzy pozostał zamarły w jasnej, łagodnej pozie, w lekkim, nienatarczywym uśmiechu. Z biegiem lat dostrzegł swój obiekt lęków; zrozumiał że będzie musiał panować, w miarę możliwości utrzymać nie-rozsądny strach w silnie-rozsądnych ryzach stosownego obycia, nie rozniecając podejrzeń. Jak wszyscy podobni jemu bał się wszelkich symboli powiązanych z religią a w szczególności kapłanów; widok godarów ściskał mu trzewia supłem nagłego przerażenia, nad którym mógł dzierżyć władzę w dość wąskim i małym stopniu. Szukał, wytrwale wyjaśnień innych niż zapisane we krwi dziedzictwo natury, dwoistej, demonicznej i ludzkiej, szukał, próbował nawet w młodości zbliżyć się do świątyni i stłamsić huragan lęku. Nie umiał; nie był w stanie obchodzić się z własną klątwą, sprawić, aby zanikła. Niestety; zawsze niestety; znajdował się poza łaską, zdeptany przez własnych bogów.
- Jak na ironię, nie jestem religijnym człowiekiem - w ten sposób zawsze tłumaczył swój brak obecności na większych religijnych obrzędach. Bogowie go odrzucili; odwrócili się sami, nie dając najmniejszych szans na zawarcie zgody; na pojednanie, na powrót marnotrawnego syna. Nie modlił się, w związku z tym i nie składał ofiar, wystrzegał się obecności kapłanów, trzymając niezbędny dystans. Pamiętał, jak na pogrzebie Nørgaarda serce niemal wypadło mu poprzez gardło, krztusił się własnym strachem, czując że są tak blisko, oni, bogowie - oni oraz bogowie - oni i wymysł ludzkich, nadgorliwych umysłów? (Czy rzeczywiście bogowie mogliby istnieć? jeśli tak, byli nad wyraz okrutni, plując na los podległych). Zbliżające się Thurseblot nie napawało go szczęściem; nie miał zamiaru zjawić się przy strumieniu i złożyć ofiarę zawierzając siebie Thorowi; Thor nie chciał go mieć przy sobie, nie potrzebował jego uległych słów, jego przyrzeczeń, zapewnień, jego dobrych uczynków.
Wysłuchał wszystkich wyjaśnień podanych mu przez Landsverka; nie przerywał, stosownie, każde słowo traktując jak drogocenną cząstkę. Ciekawe; rzeczywiście ciekawe; dobrze że zdecydował się zwrócić w tej sprawie, nie porzucając monety na dnie swojego portfela czy zagrzebanej w kieszeni.
- Dobrze rozumiem, że znajdę osoby chętne do zakupienia monety? - postanowił upewnić się; upił w międzyczasie łyk trunku, czując przyjemne ciepło rozchodzące się od grzbietu podniebienia po sam korytarz przełyku. Zielony błękit tęczówek zatopił się, ponownie, w twarzy swego rozmówcy i równocześnie gospodarza; nigdy nie zależało mu na wybitnych zarobkach i wydzieraniu każdego krążka talara, byłby jednakże głupcem gdyby porzucił sprzedaż niecodziennej monety. Handlarz, nieostrożny, mógł w przyszłości żałować swojego roztargnienia na korzyść jego osoby.
- Jak na ironię, nie jestem religijnym człowiekiem - w ten sposób zawsze tłumaczył swój brak obecności na większych religijnych obrzędach. Bogowie go odrzucili; odwrócili się sami, nie dając najmniejszych szans na zawarcie zgody; na pojednanie, na powrót marnotrawnego syna. Nie modlił się, w związku z tym i nie składał ofiar, wystrzegał się obecności kapłanów, trzymając niezbędny dystans. Pamiętał, jak na pogrzebie Nørgaarda serce niemal wypadło mu poprzez gardło, krztusił się własnym strachem, czując że są tak blisko, oni, bogowie - oni oraz bogowie - oni i wymysł ludzkich, nadgorliwych umysłów? (Czy rzeczywiście bogowie mogliby istnieć? jeśli tak, byli nad wyraz okrutni, plując na los podległych). Zbliżające się Thurseblot nie napawało go szczęściem; nie miał zamiaru zjawić się przy strumieniu i złożyć ofiarę zawierzając siebie Thorowi; Thor nie chciał go mieć przy sobie, nie potrzebował jego uległych słów, jego przyrzeczeń, zapewnień, jego dobrych uczynków.
Wysłuchał wszystkich wyjaśnień podanych mu przez Landsverka; nie przerywał, stosownie, każde słowo traktując jak drogocenną cząstkę. Ciekawe; rzeczywiście ciekawe; dobrze że zdecydował się zwrócić w tej sprawie, nie porzucając monety na dnie swojego portfela czy zagrzebanej w kieszeni.
- Dobrze rozumiem, że znajdę osoby chętne do zakupienia monety? - postanowił upewnić się; upił w międzyczasie łyk trunku, czując przyjemne ciepło rozchodzące się od grzbietu podniebienia po sam korytarz przełyku. Zielony błękit tęczówek zatopił się, ponownie, w twarzy swego rozmówcy i równocześnie gospodarza; nigdy nie zależało mu na wybitnych zarobkach i wydzieraniu każdego krążka talara, byłby jednakże głupcem gdyby porzucił sprzedaż niecodziennej monety. Handlarz, nieostrożny, mógł w przyszłości żałować swojego roztargnienia na korzyść jego osoby.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Maarten Landsverk
Re: 03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk Wto 12 Lip - 21:21
Maarten LandsverkWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kopenhaga, Dania
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : rozwodnik
Status majątkowy : bogaty
Zawód : członek zarządu Landsverkbank, inicjator powstania i fundator Stypendium Naukowego oraz Sportowego im. Maybritt Landsverk
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : rybitwa popielata
Atuty : odporny (II), zapalony (I), miłośnik pojedynków (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 25
Mam z nordyckimi bóstwami dość skomplikowaną relację. Oni nie są względem mnie wyjątkowo wyrozumiali i łagodni, a ja nie pozostaję im dłużny. Kiedyś próbowałem się modlić, dzisiaj robię to dość rzadko, jedynie w momentach, gdy mam im coś do zarzucenia. Może to niedojrzałe, ale towarzyszy mi poczucie, że nic im nie zawdzięczam, że cały swój świat ukształtowałem sam i nie jestem im winien ani złamanego talara. Zawsze potrafili, jeśli już, zsyłać nieszczęścia i tym hartowali mój charakter, brutalnie i bezdusznie, bez krztyny wyrzutu. Rozumiem Halvorsena, nie próbuję go wypuszczać dalej w temat, to dość delikatne kwestie. Śmieję się tylko pod nosem i zupełnie beztrosko rozprawiam dalej o monecie. Może zbyt swobodnie?
— Dobrze się składa, nie będzie miał pan oporów, aby się jej pozbyć, chyba, że obudzi się w panu dusza kolekcjonera i zacznie pan się zajmować numizmatyką. — To dość zabawna wizja, lecz wcale nie niemożliwa do spełnienia. Artyści bywają różni, czerpią inspirację z licznych źródeł. W oczach igrają mi szelmowskie ogniki, zerkam na monetę szczerze nią zaintrygowany. Choć bardziej niż jej wartość, interesuje mnie historia i droga, którą przeszła. Mam w sobie coś z badacza, z historyka zagłębiającego się w niuansach przeszłości. To o wiele ciekawsze niż suche przeliczanie zysku – to, choć ważne, potrafi mnie nudzić i być uciążliwym obowiązkiem. Wolę opowieści i zadania bardziej barwne i zajmujące. Sięgam po przedmiot naszej rozmowy, układam go w zagłębieniu dłoni i patrzę, już nie przez szkiełko. Kruszec rozgrzewa się pod wpływem temperatury mojego ciała, przez chwilę zdaje się być jego integralną częścią. Myślę intensywnie, co powinienem dalej zrobić, czy proponować coś ponad udzielenie informacji. Tymczasowo kiwam głową i podaję mężczyźnie jego własność.
— Dokładnie tak — potwierdzam jego słowa i splatam dłonie na piersiach, przechylając się swobodnie na fotelu. Oparcie trzeszczy, gdy czarna skóra obicia trze o drewno. — Przy odrobinie szczęścia, a chyba ma pan go ostatnio pod dostatkiem, można uzyskać naprawdę dobrą cenę. Odradzam pośredników, najlepiej zrobić to samodzielnie, ale… — urywam nagle i opieram się o blat. Mogę przecież uczynić dla niego taką uprzejmość, choćby ze względu na naszą znajomość. Sam nie potrzebuję monety, mam dokładnie taką samą w rodzinnych zbiorach. Osobista skrytka w Landsverkbank jest dość pokaźna. Wprawdzie mógłbym pokusić się o drugą, tylko czy nie będzie to już nietakt z mojej strony? Czy nie będzie to okazanie braku szacunku i wskazywanie, że Halvorsen sam nie poradzi sobie z zadaniem jakim jest rozmowa z obcym, potencjalnym kupcem? Przysługi należy umieć wyważyć: totalne nie są dobre. Zwykle wystarcza jedynie drobne, maleńkie wspomnienie, że okazałem mu uprzejmą pomoc, by utrzymać dobre relacje, w których każda ze stron jest pozornie równa. — Znam wielu kolekcjonerów, mógłbym sprawdzić, czy któryś z nich ma braki w swoich zbiorach — rzucam wreszcie i upijam kolejną porcję alkoholu. — Ile to już lat się znamy? — dodaję nagle, jakbym chciał zaznaczyć, dlaczego decyduję się mu pomóc.
— Dobrze się składa, nie będzie miał pan oporów, aby się jej pozbyć, chyba, że obudzi się w panu dusza kolekcjonera i zacznie pan się zajmować numizmatyką. — To dość zabawna wizja, lecz wcale nie niemożliwa do spełnienia. Artyści bywają różni, czerpią inspirację z licznych źródeł. W oczach igrają mi szelmowskie ogniki, zerkam na monetę szczerze nią zaintrygowany. Choć bardziej niż jej wartość, interesuje mnie historia i droga, którą przeszła. Mam w sobie coś z badacza, z historyka zagłębiającego się w niuansach przeszłości. To o wiele ciekawsze niż suche przeliczanie zysku – to, choć ważne, potrafi mnie nudzić i być uciążliwym obowiązkiem. Wolę opowieści i zadania bardziej barwne i zajmujące. Sięgam po przedmiot naszej rozmowy, układam go w zagłębieniu dłoni i patrzę, już nie przez szkiełko. Kruszec rozgrzewa się pod wpływem temperatury mojego ciała, przez chwilę zdaje się być jego integralną częścią. Myślę intensywnie, co powinienem dalej zrobić, czy proponować coś ponad udzielenie informacji. Tymczasowo kiwam głową i podaję mężczyźnie jego własność.
— Dokładnie tak — potwierdzam jego słowa i splatam dłonie na piersiach, przechylając się swobodnie na fotelu. Oparcie trzeszczy, gdy czarna skóra obicia trze o drewno. — Przy odrobinie szczęścia, a chyba ma pan go ostatnio pod dostatkiem, można uzyskać naprawdę dobrą cenę. Odradzam pośredników, najlepiej zrobić to samodzielnie, ale… — urywam nagle i opieram się o blat. Mogę przecież uczynić dla niego taką uprzejmość, choćby ze względu na naszą znajomość. Sam nie potrzebuję monety, mam dokładnie taką samą w rodzinnych zbiorach. Osobista skrytka w Landsverkbank jest dość pokaźna. Wprawdzie mógłbym pokusić się o drugą, tylko czy nie będzie to już nietakt z mojej strony? Czy nie będzie to okazanie braku szacunku i wskazywanie, że Halvorsen sam nie poradzi sobie z zadaniem jakim jest rozmowa z obcym, potencjalnym kupcem? Przysługi należy umieć wyważyć: totalne nie są dobre. Zwykle wystarcza jedynie drobne, maleńkie wspomnienie, że okazałem mu uprzejmą pomoc, by utrzymać dobre relacje, w których każda ze stron jest pozornie równa. — Znam wielu kolekcjonerów, mógłbym sprawdzić, czy któryś z nich ma braki w swoich zbiorach — rzucam wreszcie i upijam kolejną porcję alkoholu. — Ile to już lat się znamy? — dodaję nagle, jakbym chciał zaznaczyć, dlaczego decyduję się mu pomóc.
Einar Halvorsen
Re: 03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk Sob 23 Lip - 13:09
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Szczęście, którego łaski dostąpił, z którego źródła mógł czerpać; nieprzerwanie, zachłannie, wyrosło z żyznej kolebki, z podłoża zbitych grud kłamstwa, z własnych, przeciągłych starań złaknionych blasku uwagi, podatnych na ciepło słów okraszonych uznaniem. Nie miał gruntu nazwiska (nie miał nawet imienia), jakie na długo przed nim niosło się śpiewem echa, jakie na długo przed nim mogło wyżłobić ścieżki, po których kroczyłby zwinnie, nonszalancko jak kocur. Wiele zawdzięczał własnej, przeklętej aurze, gładkim, płynącym słowom, które z lekkością mknęły przez tunel gardła i rozchylone, miękkie pagórki ust. Krok po kroku, cierpliwie, zakradał się w łaski możnych i wykazywał własny, wyraźny talent, iskrę, której nikt nie podważał, patrząc na wizje płócien, na rozmaite postaci wdrożone z malarską gracją, w pewnych i skrupulatnych ruchach. Pomagał własnemu szczęściu; pomagał mu bezustannie, okryty hańbą już w chwili swoich narodzin, z pnączem zwierzęcej skazy osiadłej w formie ogona, jaką skrzętnie ukrywał, kłamiąc wciąż, kłamiąc wszystkim i wznosząc swój wizerunek na złudnych polach iluzji. Einar Halvorsen, którego sumiennie stworzył, nie miał podobnych wad, nie mógł być odrzucony przenigdy przez społeczeństwo, przez ludzi, których przychylnością się chełpił, w których świetle ogrzewał się z przyjemnością.
Decyzja była podjęta; postanowił, zgodnie z sugestiami Landsverka sprzedać talar runiczny o niecodziennym wyglądzie. Porzucenie go, aby obrastał kurzem, miękką, szarą patyną zapomnienia i czasu, było bezcelowością, której nie chciał się mimo wszystko dopuścić, nawet, gdy nieszczególnie wymagał innego źródła otrzymanych dochodów. Przełknął znów trunek; całość spotkania przemijała w subtelnej i nienachalnej atmosferze serdeczności, w której sam odnajdywał się wyśmienicie. Dźwięk kolejnego pytania zakołysał się miękko w okolicznej przestrzeni; uniósł tor swego wzroku i zamarł w przypływie myśli, zastanowienia, zaskarbionego, by zyskać niezbędną pewność.
- Pięć lat - nie kazał mu długo czekać. - Wtedy kupił pan pierwszy obraz - tembr pogodnego głosu podkreślił fragment wspomnienia. Łączyły ich przede wszystkim interesy, choć każda spomiędzy rozmów przebiegała w przyjemnej specyfice, w której nie trzeba szarpać żadnej, mimicznej struny na atrapę grzeczności, sztuczną i osiąganą z niezwykłym, podjętym trudem. Pamiętał wręcz każde dzieło, które sprzedawał innym, pamiętał, w jakich domach gościły, z czyich ścian spoglądały objęte zdobioną ramą. Więź, która łączy malarza z każdą cząstką twórczości, była wprost wyjątkowym, niezdolnym do przytoczenia odczuciem, niepoddającym się skąpym ubraniom słów.
- Będę wdzięczny za polecenie mi kilku nazwisk - dodał, w zupełności świadomy, że Landsverk musiał być obeznany w tym środowisku; resztę mógł zgłębić sam; dzięki swojej charyzmie krążącej wokół sylwetki nie miał zamiaru ugiąć się pod presją najniższej, nieadekwatnej ceny jak najzwyklejszy laik. Podobne doświadczenie, zupełnie inne od znanych kręgów rutyny, było mimo wszystko zupełnie intrygujące; nie zdarzyło mu się, dotychczas, wejść w posiadanie podobnych, kolekcjonerskich przedmiotów, obiektów, które w spojrzeniu innych były nad wyraz cenne.
Decyzja była podjęta; postanowił, zgodnie z sugestiami Landsverka sprzedać talar runiczny o niecodziennym wyglądzie. Porzucenie go, aby obrastał kurzem, miękką, szarą patyną zapomnienia i czasu, było bezcelowością, której nie chciał się mimo wszystko dopuścić, nawet, gdy nieszczególnie wymagał innego źródła otrzymanych dochodów. Przełknął znów trunek; całość spotkania przemijała w subtelnej i nienachalnej atmosferze serdeczności, w której sam odnajdywał się wyśmienicie. Dźwięk kolejnego pytania zakołysał się miękko w okolicznej przestrzeni; uniósł tor swego wzroku i zamarł w przypływie myśli, zastanowienia, zaskarbionego, by zyskać niezbędną pewność.
- Pięć lat - nie kazał mu długo czekać. - Wtedy kupił pan pierwszy obraz - tembr pogodnego głosu podkreślił fragment wspomnienia. Łączyły ich przede wszystkim interesy, choć każda spomiędzy rozmów przebiegała w przyjemnej specyfice, w której nie trzeba szarpać żadnej, mimicznej struny na atrapę grzeczności, sztuczną i osiąganą z niezwykłym, podjętym trudem. Pamiętał wręcz każde dzieło, które sprzedawał innym, pamiętał, w jakich domach gościły, z czyich ścian spoglądały objęte zdobioną ramą. Więź, która łączy malarza z każdą cząstką twórczości, była wprost wyjątkowym, niezdolnym do przytoczenia odczuciem, niepoddającym się skąpym ubraniom słów.
- Będę wdzięczny za polecenie mi kilku nazwisk - dodał, w zupełności świadomy, że Landsverk musiał być obeznany w tym środowisku; resztę mógł zgłębić sam; dzięki swojej charyzmie krążącej wokół sylwetki nie miał zamiaru ugiąć się pod presją najniższej, nieadekwatnej ceny jak najzwyklejszy laik. Podobne doświadczenie, zupełnie inne od znanych kręgów rutyny, było mimo wszystko zupełnie intrygujące; nie zdarzyło mu się, dotychczas, wejść w posiadanie podobnych, kolekcjonerskich przedmiotów, obiektów, które w spojrzeniu innych były nad wyraz cenne.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Maarten Landsverk
Re: 03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk Nie 24 Lip - 14:53
Maarten LandsverkWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kopenhaga, Dania
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : rozwodnik
Status majątkowy : bogaty
Zawód : członek zarządu Landsverkbank, inicjator powstania i fundator Stypendium Naukowego oraz Sportowego im. Maybritt Landsverk
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : rybitwa popielata
Atuty : odporny (II), zapalony (I), miłośnik pojedynków (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 25
Kiwam lekko głową i przyglądam się jeszcze raz monecie. Muszę napisać do kilku osób i ewentualnie zarekomendować im Halvorsena jako osobę przychodzącą z mojego polecenia. Mam świadomość, że jeśli tego nie zrobię, będą próbowali oskubać go do cna, jako zupełnego laika i osobę spoza środowiska. Niestety, czasami to zupełnie bezduszna banda indywiduów, nawet jeśli numizmatyka wydaje się tak niepozorną i nieszkodliwą dziedziną.
— W tym tygodniu prześlę listę osób, do których udało mi się dotrzeć, nie chcę rzucać ślepo nazwiskami, bo wolałbym oszczędzić panu niepotrzebnej fatygi. Zapowiem też, że przychodzi pan ode mnie i że sam sprawdzałem monetę, to powinno skutecznie związać im ręce, gdyby próbowali zbytnio zaniżać cenę — wyjaśniam i sięgam po kartkę, by sprawnie zapisać na niej minimalną wartość znaleziska. — Proszę w żadnym wypadku nie schodzić poniżej — podsuwam mu skrawek papieru i z satysfakcją patrzę na całkiem solidną sumę. Są okazy jeszcze droższe, lecz jak na nieplanowany zarobek, miło mieć ponadprogramowo taką kwotę w kieszeni.
Pięć lat. Całkiem sporo, choć piątka niknie w kolejnych dekadach życia. Nie jest jednak pyłem, stanowi zalążek czegoś, co trwać może jeszcze przez długi czas. Pamiętam całkiem dobrze to, w jaki sposób się poznaliśmy i pamiętam obrazy, które kupowałem; po niektórych z nich zieje obecnie pustka, co wprawia mnie nieustannie w dyskomfort. Choć moja żona mogłaby z tym się spierać, lubię obcować ze sztuką, niestety nasze gusta nie zawsze pokrywały się w zupełności. Przez głowę przechodzi mi pewna myśl, którą mogę przyodziać w słowo, zwłaszcza, że nadarza się właśnie ku temu idealna okazja. Dlatego, chwilowo, odchodząc od głównego tematu naszej rozmowy, pozwalam sobie na jeszcze głębszy uśmiech, gdy oczy wypełniają się iskrami zaciekawienia. Staram się wychwycić emocje mojego towarzysza: nawet najniklejsze smugi rzucone na kanwę jego twarzy. Kiwam głową i niczym echo powtarzam za nim.
— Pięć lat. — Czysto formalna relacja, nigdy nie wychylająca się poza ogólno przyjęte ramy dobrego taktu. Jest między nami pomimo tego czasu dystans, którego on nie może przełamać, a ja nie kwapię się w jakikolwiek sposób zacierać. Uświadamiam jednak sobie, że bywamy dość często w podobnym towarzystwie, bo nie tylko ja jestem głodny jego dzieł. Chcę jednak wierzyć, że inni nie mają tego, co mam ja – cienia sympatii. Lubię posiadać więcej, niż ludzie otaczający mnie i lubię się tym chełpić. Nie obchodzi mnie nadwątlona reputacja, jestem zbyt rozzuchwalony i mam za dużo wiary w siebie, by sądzić, że coś takiego mogłoby mi zaszkodzić. Niepotrzebna małostkowość ludzi próbujących zatrzeć własne grzechy odgradzając się szczelnym murem od świata bawi mnie dość często. A podobno w tym społeczeństwie, to ja bywam przesadnie nadęty i niedostępny. Może robi im się lepiej, kiedy tak o tym sobie myślą? — Pięć lat niezwykle udanej współpracy. Ubolewam, ale żona pozbawiła mnie części kolekcji obrazów, które posiadaliśmy — zwierzam się wreszcie, nadając wypowiedzi nutę ludzkiego zabarwienia rozbrzmiewającą w nieudawanym rozżaleniu. Nadal jednak nie odbiega to od stosownego wzoru okazywania emocji. — Byłoby zbrodnią, gdybym zwrócił się do jakiegoś innego artysty o pomoc w zapełnieniu tej pustki. — Zdradzam mu wreszcie, mimochodem, co mam na myśli. Potem milczę dość długo, przesuwam palcami po gładkości szkła, alkohol lekko faluje. — Pięć lat, to też czas, po którym nawet mnie zaczyna uwierać zbytni formalizm. Śmiem twierdzić, że przez obrazy, które kupowałem i które miał pan okazję dla nas… dla mnie tworzyć, wszedł pan głębiej w moją głowę, niż bym tego oczekiwał. Stąd pewien dysonans i dyskomfort, kiedy patrzę na dzielący nas wciąż dystans. Chyba, że to w jakiś sposób pomaga w pańskiej pracy? — rzucam mu badawcze spojrzenie. Cennych ludzi lubię trzymać blisko siebie.
— W tym tygodniu prześlę listę osób, do których udało mi się dotrzeć, nie chcę rzucać ślepo nazwiskami, bo wolałbym oszczędzić panu niepotrzebnej fatygi. Zapowiem też, że przychodzi pan ode mnie i że sam sprawdzałem monetę, to powinno skutecznie związać im ręce, gdyby próbowali zbytnio zaniżać cenę — wyjaśniam i sięgam po kartkę, by sprawnie zapisać na niej minimalną wartość znaleziska. — Proszę w żadnym wypadku nie schodzić poniżej — podsuwam mu skrawek papieru i z satysfakcją patrzę na całkiem solidną sumę. Są okazy jeszcze droższe, lecz jak na nieplanowany zarobek, miło mieć ponadprogramowo taką kwotę w kieszeni.
Pięć lat. Całkiem sporo, choć piątka niknie w kolejnych dekadach życia. Nie jest jednak pyłem, stanowi zalążek czegoś, co trwać może jeszcze przez długi czas. Pamiętam całkiem dobrze to, w jaki sposób się poznaliśmy i pamiętam obrazy, które kupowałem; po niektórych z nich zieje obecnie pustka, co wprawia mnie nieustannie w dyskomfort. Choć moja żona mogłaby z tym się spierać, lubię obcować ze sztuką, niestety nasze gusta nie zawsze pokrywały się w zupełności. Przez głowę przechodzi mi pewna myśl, którą mogę przyodziać w słowo, zwłaszcza, że nadarza się właśnie ku temu idealna okazja. Dlatego, chwilowo, odchodząc od głównego tematu naszej rozmowy, pozwalam sobie na jeszcze głębszy uśmiech, gdy oczy wypełniają się iskrami zaciekawienia. Staram się wychwycić emocje mojego towarzysza: nawet najniklejsze smugi rzucone na kanwę jego twarzy. Kiwam głową i niczym echo powtarzam za nim.
— Pięć lat. — Czysto formalna relacja, nigdy nie wychylająca się poza ogólno przyjęte ramy dobrego taktu. Jest między nami pomimo tego czasu dystans, którego on nie może przełamać, a ja nie kwapię się w jakikolwiek sposób zacierać. Uświadamiam jednak sobie, że bywamy dość często w podobnym towarzystwie, bo nie tylko ja jestem głodny jego dzieł. Chcę jednak wierzyć, że inni nie mają tego, co mam ja – cienia sympatii. Lubię posiadać więcej, niż ludzie otaczający mnie i lubię się tym chełpić. Nie obchodzi mnie nadwątlona reputacja, jestem zbyt rozzuchwalony i mam za dużo wiary w siebie, by sądzić, że coś takiego mogłoby mi zaszkodzić. Niepotrzebna małostkowość ludzi próbujących zatrzeć własne grzechy odgradzając się szczelnym murem od świata bawi mnie dość często. A podobno w tym społeczeństwie, to ja bywam przesadnie nadęty i niedostępny. Może robi im się lepiej, kiedy tak o tym sobie myślą? — Pięć lat niezwykle udanej współpracy. Ubolewam, ale żona pozbawiła mnie części kolekcji obrazów, które posiadaliśmy — zwierzam się wreszcie, nadając wypowiedzi nutę ludzkiego zabarwienia rozbrzmiewającą w nieudawanym rozżaleniu. Nadal jednak nie odbiega to od stosownego wzoru okazywania emocji. — Byłoby zbrodnią, gdybym zwrócił się do jakiegoś innego artysty o pomoc w zapełnieniu tej pustki. — Zdradzam mu wreszcie, mimochodem, co mam na myśli. Potem milczę dość długo, przesuwam palcami po gładkości szkła, alkohol lekko faluje. — Pięć lat, to też czas, po którym nawet mnie zaczyna uwierać zbytni formalizm. Śmiem twierdzić, że przez obrazy, które kupowałem i które miał pan okazję dla nas… dla mnie tworzyć, wszedł pan głębiej w moją głowę, niż bym tego oczekiwał. Stąd pewien dysonans i dyskomfort, kiedy patrzę na dzielący nas wciąż dystans. Chyba, że to w jakiś sposób pomaga w pańskiej pracy? — rzucam mu badawcze spojrzenie. Cennych ludzi lubię trzymać blisko siebie.
Einar Halvorsen
Re: 03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk Nie 31 Lip - 13:46
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Niekiedy z pełną śmiałością, z salwą nagłych osądów mówiono, że jest skandalistą; rzędy niektórych spośród hord artykułów zawziętych, plotkarskich magazynów, kroiły z precyzją noży wytknięcia nowych relacji, burzliwych zrywów namiętności, rzekomych lub rzeczywistych. Nie sadził, zresztą, że jest konstruktem osoby pełnej poświaty dobra, z łatwością wikłał się w sieci niezwykle skąpych relacji, równie jaskrawych, co godnie rozczarowania krótkich, popełniał grzeszki i grzechy, wpisane w jego naturę, w krew przodków, która zazdrośnie szumiała wśród lasów żył. Prawda, mimo określeń, nie była nad wyraz prosta; nie szukał zwady, wręcz przeciwnie, zabiegał zawsze o łunę cudzej sympatii. Zależało mu, w związku z tym, na przyjaznej rozmowie, na atmosferze pełnej niezwykle serdecznej wymiany zdań i łagodnych wspomnień. Był w zupełności świadomy, że przychylność Landsverka była dobrą prognozą dla jego dalszej kariery; oprócz tego, nie musiał silić się na przejawy kurtuazji, widząc, jak spotkanie przebiega w pełni przyjemnie i łagodnie. Mężczyzna, pomimo piastowanej, pełnej szacunku funkcji i noszonego nazwiska, był osobą wprost autentyczną i naturalną, co w podobnych szeregach wzniosłych, galdryjskich elit, było cenną rzadkością.
- Dziękuję. Skorzystam z pańskich podpowiedzi - wiedział, że wyświadczona przysługa nie przeminie bez echa, zwłaszcza, skoro mężczyzna ponownie wykazał swoje zaciekawienie jego malarską twórczością. Nie martwił się, w żaden sposób, samym procesem targowania, spotkaniem z kolekcjonerem węszącym swój świeży łup; miał naturalną zdolność do utworzenia znaczących więzi sugestii. Prędzej lub później - niemal każdy ulegał miękkości słów oraz gibkim, wnoszonym na twarz uśmiechom; cena, którą otrzyma, z pewnością nie będzie niższa, podana z drwiną w stosunku do unikatu.
Wysłuchał dalszych słów z pełną dozą skupienia, jeziora trunków zachybotały niespiesznie w szklanych objęciach naczyń; wysłuchał, mając pewność, że podda się wysuniętej obecnie inicjatywie. Nie sadził, aby wdrożone postanowienie o porzuceniu skorupy form grzecznościowych, było czymś niekorzystnym; wręcz przeciwnie, było pomyślnym znakiem niosącym większą wygodę przy prowadzeniu kontaktów.
- Zapewniam, że ta decyzja nie wpłynie na moją pracę - kąciki ust drgnęły, ponownie nanosząc wdzięcznie na płótno twarzy przyjazny, subtelny uśmiech. - Skoro zapadła podobna propozycja, nie widzę przyczyn, dla których miałbym sprzeciwiać się, utrzymując przesadną powściągliwość - wyjaśnił. Był niewątpliwie chętny do ich dalszej współpracy, do kolejnych transakcji dotyczących twórczości, płócien, jakie miały spoglądać z wnętrza jego mieszkania; wiedział, jednak, że wszystko wymagać będzie właściwych i uprzednich pokładów przygotowania. Mieli spotkać się; raz jeszcze, wkrótce, poruszyć odmienny temat, inny niż tajemniczy, kolekcjonerski talar. Kwestia monety bladła na drugim planie, ustępując przyczynom, dla których wcześniej powstała cała znajomość.
- Zapraszam w niedalekiej przyszłości do siebie - zakończył, sugerując wyraźnie, że z chęcią podejmie dalsze, możliwe kroki w kierunku zamówienia obrazów, nowych lub już powstałych, oczekujących cierpliwie na dokonanie transakcji.
- Dziękuję. Skorzystam z pańskich podpowiedzi - wiedział, że wyświadczona przysługa nie przeminie bez echa, zwłaszcza, skoro mężczyzna ponownie wykazał swoje zaciekawienie jego malarską twórczością. Nie martwił się, w żaden sposób, samym procesem targowania, spotkaniem z kolekcjonerem węszącym swój świeży łup; miał naturalną zdolność do utworzenia znaczących więzi sugestii. Prędzej lub później - niemal każdy ulegał miękkości słów oraz gibkim, wnoszonym na twarz uśmiechom; cena, którą otrzyma, z pewnością nie będzie niższa, podana z drwiną w stosunku do unikatu.
Wysłuchał dalszych słów z pełną dozą skupienia, jeziora trunków zachybotały niespiesznie w szklanych objęciach naczyń; wysłuchał, mając pewność, że podda się wysuniętej obecnie inicjatywie. Nie sadził, aby wdrożone postanowienie o porzuceniu skorupy form grzecznościowych, było czymś niekorzystnym; wręcz przeciwnie, było pomyślnym znakiem niosącym większą wygodę przy prowadzeniu kontaktów.
- Zapewniam, że ta decyzja nie wpłynie na moją pracę - kąciki ust drgnęły, ponownie nanosząc wdzięcznie na płótno twarzy przyjazny, subtelny uśmiech. - Skoro zapadła podobna propozycja, nie widzę przyczyn, dla których miałbym sprzeciwiać się, utrzymując przesadną powściągliwość - wyjaśnił. Był niewątpliwie chętny do ich dalszej współpracy, do kolejnych transakcji dotyczących twórczości, płócien, jakie miały spoglądać z wnętrza jego mieszkania; wiedział, jednak, że wszystko wymagać będzie właściwych i uprzednich pokładów przygotowania. Mieli spotkać się; raz jeszcze, wkrótce, poruszyć odmienny temat, inny niż tajemniczy, kolekcjonerski talar. Kwestia monety bladła na drugim planie, ustępując przyczynom, dla których wcześniej powstała cała znajomość.
- Zapraszam w niedalekiej przyszłości do siebie - zakończył, sugerując wyraźnie, że z chęcią podejmie dalsze, możliwe kroki w kierunku zamówienia obrazów, nowych lub już powstałych, oczekujących cierpliwie na dokonanie transakcji.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Maarten Landsverk
03.01.2001 – Gabinet – E. Halvorsen & M. Landsverk Pon 1 Sie - 0:13
Maarten LandsverkWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kopenhaga, Dania
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : rozwodnik
Status majątkowy : bogaty
Zawód : członek zarządu Landsverkbank, inicjator powstania i fundator Stypendium Naukowego oraz Sportowego im. Maybritt Landsverk
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : rybitwa popielata
Atuty : odporny (II), zapalony (I), miłośnik pojedynków (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 25
Cieszy mnie jego odpowiedź, nie mógłbym założyć lepszego scenariusza. Naprawdę, w niektórych sytuacjach nadmierna oschłość i utrzymywanie sztucznego dystansu tłamsi mnie i dusi. Nie jestem tym typem człowieka – owszem, wpasowuję się w pewnym stopniu w schemat, nie należę jednakże również do tej części możnych przesadnie wciskających swoją sympatię i pędzących w stronę, gdzie wszelaką uprzejmość zaciera się na rzecz zuchwałej bezpośredniości zakrawającej o brak szacunku do rozmówcy. Każda podejmowana decyzja ma swój dokładnie określony czas, bo wierzę, że tylko w taki sposób mogę otrzymać zadowalające plony. Więc oto właśnie nadeszła chwila dla mnie i dla Einara Halvorsena.
Macham lekko ręką, wszak nie musi mi przecież dziękować za pomoc z monetą, robię to z przyjemnością i przy najmniejszym wysiłku. To dla mnie nic, zupełna drobnostka niknąca w morzu innych przysług, o które mają odwagę prosić o wiele odleglejsi emocjonalnie ludzie, a ja spełniam je przecież, rachując dokładnie w głowie, jak mogę wykorzystać w przyszłości sytuację dysproporcji. W przyszłym tygodniu faktycznie otrzyma pełną listę i rekomendację z mojej strony, a dalej zapewne poradzi sobie sam. W razie potrzeby, służę dalszą pomocą.
Spycham temat złotego talara i rozmyślam nadal o inwestycji, którą chcę poczynić. Puste ściany uwierają mnie coraz bardziej i przypominają tylko o tym, co rozgrywało się w ostatnich miesiącach. Ten etap chcę mieć już za sobą i ze świeżą głową pragnę wejść w przyszłość. Nie wiem, czy obrazy w jakikolwiek sposób mi pomogą, ale wierzę, że dadzą komfort tworzenia własnej przestrzeni, w której nic już nie będzie mi nastręczać bolesnych myśli. Może to jednak bardziej kwestia potrzeby zajęcia się jakimkolwiek zadaniem wykraczającym poza tematykę zawodową? Cokolwiek by mną nie kierowało, jestem teraz zdeterminowany i chcę poprosić Einara o poświęcenie mi czasu.
— Wspaniale — nie ukrywam entuzjazmu, pozwalam sobie na szerszy uśmiech, oczy spowija mi siateczka zmarszczek, gdy mrużę je i wyglądam naprawdę sympatycznie – pierwszy raz od początku jego wizyty (bo nawet będąc uprzejmym i swobodnym, noszę w sobie naturalną chmurność osadzoną w niewzruszonym spojrzeniu), co stwierdzam dostrzegając refleks na powierzchni szklanki z alkoholem. — Z chęcią skorzystam z zaproszenia — dodaję jeszcze, już teraz wiem, że zdecydowanie pojawię się, by omówić szczegóły. — Cóż, a teraz, Einarze — zwracam się bezpośrednio do malarza i unoszę szkło. — Za nowy etap naszej współpracy — za nowy początek, za nową znajomość. Toast był zwieńczeniem niepozornego, a jednak niezwykle owocnego spotkania.
Einar i Maarten z tematu
Macham lekko ręką, wszak nie musi mi przecież dziękować za pomoc z monetą, robię to z przyjemnością i przy najmniejszym wysiłku. To dla mnie nic, zupełna drobnostka niknąca w morzu innych przysług, o które mają odwagę prosić o wiele odleglejsi emocjonalnie ludzie, a ja spełniam je przecież, rachując dokładnie w głowie, jak mogę wykorzystać w przyszłości sytuację dysproporcji. W przyszłym tygodniu faktycznie otrzyma pełną listę i rekomendację z mojej strony, a dalej zapewne poradzi sobie sam. W razie potrzeby, służę dalszą pomocą.
Spycham temat złotego talara i rozmyślam nadal o inwestycji, którą chcę poczynić. Puste ściany uwierają mnie coraz bardziej i przypominają tylko o tym, co rozgrywało się w ostatnich miesiącach. Ten etap chcę mieć już za sobą i ze świeżą głową pragnę wejść w przyszłość. Nie wiem, czy obrazy w jakikolwiek sposób mi pomogą, ale wierzę, że dadzą komfort tworzenia własnej przestrzeni, w której nic już nie będzie mi nastręczać bolesnych myśli. Może to jednak bardziej kwestia potrzeby zajęcia się jakimkolwiek zadaniem wykraczającym poza tematykę zawodową? Cokolwiek by mną nie kierowało, jestem teraz zdeterminowany i chcę poprosić Einara o poświęcenie mi czasu.
— Wspaniale — nie ukrywam entuzjazmu, pozwalam sobie na szerszy uśmiech, oczy spowija mi siateczka zmarszczek, gdy mrużę je i wyglądam naprawdę sympatycznie – pierwszy raz od początku jego wizyty (bo nawet będąc uprzejmym i swobodnym, noszę w sobie naturalną chmurność osadzoną w niewzruszonym spojrzeniu), co stwierdzam dostrzegając refleks na powierzchni szklanki z alkoholem. — Z chęcią skorzystam z zaproszenia — dodaję jeszcze, już teraz wiem, że zdecydowanie pojawię się, by omówić szczegóły. — Cóż, a teraz, Einarze — zwracam się bezpośrednio do malarza i unoszę szkło. — Za nowy etap naszej współpracy — za nowy początek, za nową znajomość. Toast był zwieńczeniem niepozornego, a jednak niezwykle owocnego spotkania.
Einar i Maarten z tematu