Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    22.04.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Sørensen

    2 posters
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    22.04.2001

    Porcelana ich relacji (nierówne krawędzie spękań, gąszcz rys malujących się nadal widoczną szramą) była cienka jak pierwsza, licha warstewka lodu na mętnym lustrze jeziora. Czuł, że oddycha przeszłością, czuł, że w jej płucach gniotą się strzępy wspomnień tamując hausty beztroski, wspomnień, których szczerze jej współczuł, niedźwiedzich kłów oraz sierści zjeżonej na ludzko-nieludzkim masywnym filarze karku. Nie był w stanie jej pomóc - co więcej, był przekonany, że mógł jej bardziej zaszkodzić słodką, przetaczaną toksyną własnej obecności, skażonej natchnieniem istot odległych od człowieczeństwa, łaknących dalszej uwagi. Nie mógł być pewny, czy chce jej powrotu do ścieżek swojego życia z przejrzystej, prostej sympatii czy może kieruje nim tylko zakorzeniona głęboko w egoizmie, uporczywa zachłanność. Bez względu na pozostałe, osaczające czynniki, zamierzał sumiennie dążyć w kierunku tego, co obydwoje zdołali tragicznie stracić, tego, co mogli mieć - nie chciał, aby zdołała o nim nagle zapomnieć.
    Sztuka była oazą - była ich ukojeniem, ich wspólnym odbiciem pasji. Pamiętał różne rozmowy, pamiętał wysłane listy, pamiętał jej towarzystwo i nie był w stanie pozwolić jej najzwyczajniej odejść, nawet, gdy w obecności innego mężczyzny, o którym wspominała, miałaby większe szanse na doświadczenie szczęścia. Życzył jej, aby mogła posmakować na nowo szeroko pojmowanej radości, powoli, krok po niewielkim kroku (w podobnych sytuacjach nic nie może nadchodzić groteskowo gwałtownie, próbując nagle wyważyć zaryglowane drzwi). Chciał ledwie teraz spróbować - nie mogąc przewidzieć skutków.
    - Dobrze, że jesteś - przywitał się z nią, przepełniony zupełnie naturalną serdecznością. Cieszył się, że przystała na propozycję, wybrała dogodny termin w ich krótkiej korespondencji i przede wszystkim, że pojawiła się w umówionym dniu. Zdawał sobie sprawę, jak wiele pozornie prostych, tak prozaicznych czynności mogło sprawiać jej trudność - nie chciał, aby czuła się przytłoczona jego towarzystwem, ściągana presją przymusów. Plan, który stworzył, był pełen spontaniczności - nie wiedział, jaki konkretny obraz wyłoni się spod jej rąk, nie znał jej odczuć, wizji, nie mógł być pewny, czy może nie zrezygnuje, oddając pędzle i farby z powrotem na dawne miejsce. Jego spojrzenie zagnieździło się na kobiecej fizjonomii, usta zgięły się w uśmiech, posłusznie, wprost instynktownie rozciągając grzbiet delikatnej, wrażliwej warstwy czerwieni.
    - Zdążyłem już wszystko przygotować - zapewnił, pragnąc jej towarzyszyć od początku do końca w tej nowej, nieznanej próbie, w eksperymencie, którego mgliste, nieodgadnione rezultaty przykryła kotara czasu. Pomógł jej w zdjęciu płaszcza, odwieszając go na jedno z wolnych miejsc w przedpokoju. Zawsze w podobnych chwilach był pełen dziecięcego entuzjazmu - ciekawość, pulsująca pod skórą, miała dla niego silny i przenikliwy głos - głos, któremu przenigdy nie śmiał się sprzeciwiać. Wiele, zbyt wiele rzeczy - tak samo szlachetnych jak niegodnych pochwały - był w stanie czynić wyłącznie z ciekawości.
    Dziś - nieuchronnie - ciekawi go ich znajomość.
    Chce, mimo przeszkód - pozwolić jej dalej trwać.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Kwiecień miał być dla niej nowym otwarciem, a właściwie powrotem do normalności. Po ciężkim doświadczeniu z napastnikiem w lesie nie potrafiła sobie poradzić psychicznie, ciągle wypatrując na horyzoncie potwora. Towarzyszył jej ciągły strach, a wszelka pomoc odbijała się od niej, jak od ściany. I chociaż doceniała każdy przejaw dobrej woli, tak sama nie była gotowa na odpowiednie kroki. Dopiero rozmowa z dziadkiem uświadomiła jej, jak wielka odpowiedzialność i oczekiwania są na nią nakładane. Stwierdziła wtedy, że musi wziąć się w garść albo do końca życia będzie ofiarą - wolałaby już zginąć w tym lesie, niż całkowicie się poddać. Nie straciła przecież dawnego ognia, on wciąż się tlił wątłym płomieniem, czekając na podmuch, który zdoła go rozniecić. Rozmowa ze specjalistą również okazała się inspirująca, bo kiedy w końcu otworzyła się na pomoc, z realną chęcią działania, zaczęła wdrażać plan leczenia. Wsparcie bliskich stanowiło główną siłę napędową - nawet nie chciała sobie wyobrażać, co by z nią było, gdyby była całkiem sama na tym świecie.
    Dzięki ogólnemu polepszeniu samopoczucia weszła w kwiecień optymistycznym krokiem, z przeświadczeniem, że uda jej się pokonać przeciwności losu i wszystko jakoś się ułoży. Zaczęła więcej jeść, bardziej o siebie dbać, więc wyglądem mocno zbliżyła się do dawnej formy. Ciężej było osiągnąć ten stan harmonii w umyśle, bo mimo ćwiczeń, wciąż nie było idealnie. Promykiem nadziei była jej naturalna zadziorność, przebijająca niekiedy skorupę niepewności. Wszystko szłoby w dobrym kierunku, gdyby nie to, co wydarzyło się ledwie tydzień temu. Dziadek spełnił w końcu swoją groźbę i wziął sprawy w swoje ręce, degradując ją tym samym do pozycji klaczy rozpłodowej. Sprzedał ją za nazwisko i wpływy, a ona nie miała prawa głosu, co paradoksalnie dało jeszcze większego kopa do leczenia, zamiast kolejnego załamania. Dawny żar rozpalał płuca, że chciała krzyczeć z bezradności, ale ostatecznie wiedziała, co musi zrobić - pokornie uchylić głowę, korząc się przed decyzją jarla. W tym świecie, w tym systemie była nikim, zaledwie środkiem do politycznych celów. Smuciło ją to, ale chyba bardziej złościło. Wobec tego trochę zwlekała z odwiedzeniem Einara i umówionej sesji malarskiej. Nie chciała pojawić się u niego wzburzona, musiała choć trochę ochłonąć. Obecnie znalazła się na etapie frustracji, co dobrze będzie przelać na płótno. Nie miała pojęcia, co z tego wyjdzie, ale nie chciała podejmować się tego na trzeźwo. Ostatnio ograniczyła alkohol, bo powoli stawał się jej odpowiedzią na wszystko, ale dziś lampka wina ku ogólnemu rozluźnieniu była więcej niż wskazana.
    Stojąc w progu mieszkania malarza, czuła spokój i nutkę ekscytacji. Mógł dostrzec zmiany gołym okiem - jej twarz stała się pełniejsza, skóra odzyskała świetlistą barwę, a na policzkach kwitł delikatny rumieniec. Nawet jej ubranie mieniło się kolorami, jakby wiosna pobudziła ją do życia. W rzeczywistości złożyło się na to wiele czynników, a choć wciąż nie czuła się w pełni sobą, to teraz przynajmniej mogła spojrzeć w swoje lustrzane odbicie.
    - Dziękuję za zaproszenie. Doceniam, że próbujesz mi pomóc - uśmiechnęła się lekko, podając mu swoje ulubione wino. Wmawiała sobie, że jego inicjatywa wynika z sympatii, nie ze współczucia. Wystarczająco długo czuła się jak ofiara, teraz chciała się o tego odciąć, stawiać pierwsze kroki w pewności i zdecydowaniu.
    - Świetnie. Może nauczę się od ciebie jakiejś techniki, która przyda mi się później w pracy... od maja planuję wrócić - cieszyła się na ten krok, bo wiedziała, że pomoże wrócić jej do normalności, znaleźć jakiś dzienny rytm, oddalając nieprzyjemne myśli. Mógł zobaczyć, że w końcu rozkwita w niej jakaś nowa nadzieja, choć smutek w oczach pozostał, sączył się niczym jad, psując dobre chwile.
    - Prowadź - pozbyła się zbędnego balastu i czekała, aż zobaczy stanowisko, które dla niej przygotował. Była ciekawa samej siebie, czy pokaże coś zaskakującego, czy odkryje się przed nim tym obrazem, czy może wyjdą z tego niezręczne bazgroły? Ta ciekawość połączona z obawą tworzyła ekscytującą mieszankę, wywołującą uśmiech na jej twarzy.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Linda mówiła mu, że spojrzenie jest bramą - nie była ówcześnie pewna, jak dobrze będzie znał ludzi, ich częstą przewidywalność, rumieńce wypieczone starannie na ciepłym gruncie policzków i słodkie, lukrowane przejawy podatności kruszące się pod dotykiem. Uczył się ich na pamięć, raz cierpliwie a w innych chwilach najzupełniej zachłannie, wertując pospiesznie krótki, burzliwy rozdział relacji. Przy Vivian chciał być ostrożny - bał się, że mógł ją stracić. Walczył ze samym sobą.
    Jej spojrzenie jest mgliste, przygaszone skroploną na rąbkach tęczówek niepewnością. Doceniał, jak próbowała zmagać się z potworami przeszłości - sam mógł jedynie być przy niej, wspomagać ją towarzystwem i podzielaną pasją do szeroko pojętych arkanów sztuki i zagadnień magii twórczej. Mógł znów próbować być bliżej, musnąć swoją sympatią i okryć przyjemnym płaszczem znajomości. Subtelne, proste dziękuję opuściło granice miękkiej czerwieni warg, gdy przyjął od niej podarek. Nie zasłużył na niego - czasami myślał, że nie zasłużył na nic.
    Jego spojrzenie jest metalową klatką - pod szczerą troską i serdecznością, jaką zwykł ją obdarzać, tłamsił codzienne brudy, kły drapieżnika, który zawodził rozpaczliwie za prostą, namacalną bliskością - zażyłością o wiele większą niż przyjaźń jubilerki i malarza, dwóch zabłąkanych osób, poszukujących dla siebie miejsca na mapie szorstkiego świata. Mógł kłamać przed samym sobą, że nie chciał w przyszłości sięgnąć po znacznie więcej, o ile tylko spotkałby się z ponownym, wspaniałym odwzajemnieniem - kłamałby jednak bardzo nieudolnie, tak samo jak kłamał wcześniej, aż oblężona tama zdołała przełamać się i pęknąć - tym jednym, pełnym słabości razem.
    Linda powinna mówić, że natury nie można w żadnym momencie zmienić. Nie można z nią nigdy wygrać.
    - Czyli już za niedługo - ucieszył się na jej oświadczenie o powrocie do pracy. W jego oczach zaiskrzyła się radość - widział, jak drobnymi choć skutecznymi krokami próbuje powrócić do swoich życiowych pasji. Dzisiejsze, wspólne spotkanie miało jej tylko pomóc w przywróceniu poprzedniej wiary we własne umiejętności. Był przekonany, że pod licznymi, roztrzęsionymi obawami kryła się wciąż ta sama osoba pełna natchnienia i entuzjazmu do tworzenia kolejnych, obiecujących projektów biżuterii.  
    - Sprawdzimy, na ile będę użyteczny - pozwolił sobie nieznacznie zażartować. Zgodnie z jej poleceniem, prowadził ją do pracowni, gdzie przygotował dla niej stanowisko. Oprócz samej sztalugi oraz palety różnych odcieni farb, mogła na samym początku posłużyć się sporo mniejszym, chociaż niezastąpionym szkicownikiem. Nie narzucał jej drogi, jaką zamierzała podążać ani sposobu, w którym zamierzała ją osiągnąć - mogła spróbować uzewnętrznić swoje gęste emocje albo namalować coś najzupełniej przyziemnego z zachowaniem surowości realizmu. Przepuścił ją w progu pomieszczenia, pozwalając, by aktualnie sama rozejrzała się po pobliskiej scenerii. Z początku nie mówił nic - nie chciał swoją natarczywością spłoszyć rozważanych przez nią pomysłów.
    - Wiele osób nie docenia tego momentu - odezwał się cicho po upływie interwału przejrzystej, goszczącej pomiędzy ich sylwetkami ciszy. - Pierwszego zetknięcia z płótnem i początkowej, jeszcze niepełnej wizji - pierwsze wrażenie jest zawsze niezastąpione, jest niezwykłą, zbyt często pomijaną wskazówką. Malarz, tworząc swój obraz, zawierał w nim także początkową niewiedzę i wątpliwości - uwieczniał wszystko, co widział oraz odsłaniał, czego nie zdołał zauważyć. Postąpił bez najmniejszego pośpiechu w głąb pracowni, skracając dzielący ich do tej pory dystans.
    - O czym obecnie myślisz?


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Zapomniała już, jakie to uczucie przebywać w jego towarzystwie. Może nie było dokładnie tak samo, jak wcześniej, ale przyspieszone bicie serca i rozkojarzenie przypominało jej momenty, kiedy zatracała się w jego oczach, gdy myślami wracała do jego sylwetki po każdym spotkaniu. Zupełnie jakby nie potrafiła się opanować. Teraz była kompletnie zblokowana, ale wystarczyło kilka sekund, by urok osobisty mężczyzny przebijał się przez obronny mur. Jego cierpliwość, zrozumienie i chęć trwania przy jej boku mimo wszystkiego, co po drodze się zdarzyło, dodawały jej otuchy i sprawiały, że czuła się odrobinę lepiej, lżej na duszy. Chłonęła zachłannie każdą chwilę ulgi, gdy nie oblewał ją strach, a mimo to czuła, że zawsze z nią jest i czeka na moment słabości, żeby przejąć kontrolę i po raz kolejny udowodnić jej, jaka jest słaba.
    - Tak - przyznała niepewnym tonem, jakby sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Miała mętlik w głowie, od dłuższego czasu nie potrafiła sobie nic poukładać, a teraz miała na niej spocząć odpowiedzialność za wytwarzanie biżuterii i pracę z klientami? Wcześniej praca była całym jej życiem, walka o reputację klanu stanowiło światełko na końcu tunelu, a teraz wydawało jej się, że wszystko to działo się w poprzednim życiu. Stopniowo stawiała nieporadne kroki, próbując odzyskać dawną siebie, chociaż na razie przypominało to bardziej czołganie się. - Z jednej strony cieszę się i mam nadzieję, że obowiązki zajmą moje myśli na tyle, że na zmartwienia nie starczy miejsca. Z drugiej obawiam się, że nie będę potrafiła się odnaleźć, że nie będzie mi wychodzić, że popsuję to, na co pracowałam od dziecka.
    Czy wiedział, że od najmłodszych lat była ukierunkowywana do rodowej profesji? Mógł się domyślać, w końcu tak działało większość klanów, a nawet jeśli nigdy się nad tym nie zastanawiał, to właśnie się dowiedział. Nie rozmawiali o dzieciństwie, o przeszłości, czy to nie miało znaczenia? Dryfowali na bezpiecznych terenach, niezdolnych ich poróżnić, szczególnie gdy dzielili pasję. Może zastanowiłaby się nad tym głębiej, może miałaby inne oczekiwania i inne wątpliwości, ale teraz komplikacje to ostatnie, czego chciała.
    Uśmiechnęła się na jego słowa, ani przez moment nie wątpiąc w jego użyteczność. Prowadzona korytarzem, rozglądała się dyskretnie, próbując przypomnieć sobie układ mieszkania, do momentu, który znała. Po wejściu do pracowni, rozejrzała się znacznie uważniej i uderzyła ją nieuchronność nadchodzącej chwili.
    - W normalnych okolicznościach doceniłabym ten moment bardziej - przyznała cicho, zawstydzona swoją słabością. Nigdy nie patrzyła w ten sposób na rozpoczęcie dzieła, to efekt końcowy najbardziej ja interesował; podczas tworzenia biżuterii początki były bardziej skomplikowane, odpowiednie przygotowanie stopu metalu, prawidłowe szablony, wygięcia, nadające upragniony kształt - to wszystko było bardzo niedoskonałe w porównaniu do finalnego produktu. W malarstwie początkowe, pojedyncze pociągnięcia pędzla mogły decydować o całości obrazu, więc rozumiała, co miał na myśli, ale ciężko było jej podejść do tematu z otwartym umysłem.
    - Jeśli mogę być szczera... - zaczęła, patrząc na oczekujące ją płótno, jakby bała się spojrzeć mu w oczy. - Mam wątpliwości, a panika ściska mi żołądek. Wiem, że to głupie, to tylko próba, ale boję się, okropnie się boję, że straciłam charakter, jakąś część daru i natchnienia do sztuki, że nic nie poczuję, że nic nie wyjdzie.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Zawsze, kiedy mówił o sztuce - przemawiał z rozległą pasją, naciągniętą starannie na każdy z akcentów głosek i nakropiony na barwę rzucanego spojrzenia - ożywiał się, momentalnie, ze szczerym, połyskującym żarliwie entuzjazmem, nie potrzebując maskować się pompowaną kurtuazją, nie czując żadnej potrzeby wygładzać słów, opuszczających próg rozchylanych bez najmniejszego pośpiechu warg. Trzymał się jej kurczowo, garnął się do niej jak do jedynej ostoi, jak do błogiego zbawienia, na którym rozpaczliwie zaciskał palce oraz przeguby ramion. Bez całej, barwnej twórczości, czuł się dogłębnie pusty - czuł się zaledwie potworem, demonem wiernym podszeptom swojej intuicji szumiącej bez przerwy w głowie jak rój rozjuszonych owadów, czuł, że jego życie jest płytkie i niestabilne, pozbawione wartości i szczególnego punktu odniesienia. Odkąd sięgał pamięcią, zawsze zostawał sam, najpierw żegnając Lindę i stając nad kamienną płytą jej grobu, później czuł się samotny za każdym razem we wnętrzu zadbanego domu z milczeniem rozrośniętym jak gęsta, pajęcza sieć i chwytającym uściskiem za odsłonięte gardło. Nie miał w sobie choć śladu pierwiastka przynależności - dłonie, które błądziły po krzywiznach jego ciała, były  często zbyt chciwe, pragnące chwytać garściami nawarstwioną przyjemność. Ich dotyk, za każdym razem odmienny, sprowadzał się równocześnie do jednego i mieszkał fantomowym wrażeniem na pociemniałym dnie świadomości - napełniał go obrzydzeniem.
    Doceniał szczerość zapadającą ze strony samej Vivian - doceniał, że chciała się z nim podzielić paraliżem rozterek spływających w tej chwili po guzkach jej kręgosłupa. Wysłuchał jej z cierpliwością, w skupieniu obejmującym jej osobę subtelną, nienatarczywą troską, nie spiesząc się z zapalczywą odpowiedzią i nie próbując przekonać jej, że wyolbrzymia skalę podskórnych lęków. Tworzenie nie było łatwe, niekiedy jego poczucie wysuwało się z rąk, wypadając i tłukąc się niczym porcelana. Nie był to oczywiście proces, jaki dało się za wszelką cenę wymusić - wiedział, pomimo tego, że w głębi duszy wciąż zachowała w sobie artystyczne zacięcie, potrzebowała jedynie kilka miarek odwagi, mającej ją napełnić straconą pewnością siebie.  
    - Musisz za wszelką cenę - powiedział cicho - odpierać takie obawy - wiódł dalej miękkim półgłosem. Wycisz się, spójrz na płótno raz jeszcze, zastanów się, w jaki sposób zapragniesz je ukształtować. Nie ponaglał jej, przez moment wyłącznie trwając, zawieszony w milczeniu.
    - Wierzę, że ci się uda - dodał później. Kąciki ust wspięły się, nakreślając na twarzy przyjazny uśmiech. Nie kłamał, nie w tym momencie, próbując przede wszystkim jej pomóc powrócić do dawniej tak istotnego elementu jej życia. Ze względu na to, że wywodziła się z klanu Sørensenów, już od początku była otoczona przez szeroko pojmowaną twórczość.
    Przybliżył się.
    Wyciągnął w jej stronę dłoń.
    - Spójrz - szepnął. - Spróbuj teraz zapomnieć - wsunął pomiędzy jej palce węgiel do utworzenia szkicu. Lekko, nadal lekko, jak na granicy jawy zetkniętej z majakiem snu - nadgryzał naznaczony obyczajami dystans, w zamian za to unosząc niespiesznym ruchem jej przedramię za delikatny nadgarstek, tak, aby rzeczywiście stała się znacznie bliżej zaplanowanej czynności, przed którą powstrzymywał ją strach. Zapomnieć - że wszystko inne istnieje, że czas przecieka jak woda przez koło młynowe poruszających się miarowo wskazówek, że przeszłość jest grubą blizną perlącą się w zakamarkach stłamszonej, wrażliwej duszy. Zapomnieć.
    - Pozwól temu popłynąć - dodał jedynie, zachęcając ją, aby zaczęła kreślić początkowy zarys; później zamierając w bezruchu, sprowadzając całe swoje odczucia jedynie do gładkości jej skóry, pozostającej tuż przy łagodnych zakończeniach opuszek.
    Reszta należy do niej.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Miłość do sztuki była dla niej czymś więcej niż tylko pasją czy hobby - to integralna część jej istnienia, pulsująca siła, która napędzała jej życie. Sztuka była dla niej nie tylko formą wyrazu, ale także sposobem na zrozumienie siebie samej i świata wokół niej. Każde pociągnięcie pędzla, każda inkrustacja kamienia szlachetnego w biżuterii była jak zdanie w jej osobistej opowieści. Dawniej malowanie, rysowanie, projektowanie biżuterii - były dla niej momentami, kiedy czuła się najbardziej żywa. Była w stanie zapomnieć o świecie zewnętrznym, zanurzając się w abstrakcjach i kształtującym się pięknie. Każde dzieło, którego się podejmowała, było jak oddech życia, jak twórcza pulsująca energia, która napawała jej istnienie.
    Teraz była skonfliktowana ze samą sobą, ale nie zdawała sobie sprawy, że właśnie to zapobiega jej powrotowi do sztuki. Obawy Vivian przed porażką były jak cienie unoszące się wokół kwiatu gotowego do zakwitnięcia. Była to nieuchwytna niepewność, która tkwiła w jej duszy, przeszywając ją delikatnym, ale upartym kolcem. Często zastanawiała się, czy jej prace będą wystarczająco dobre, czy zdoła wyrazić to, co zamierzała. To było jak tańczenie na cienkiej linie między oczekiwaniami innych, a własną potrzebą autentycznego wyrażenia. Strach przed niezadowoleniem, zarówno ze strony klientów, jak i siebie samej, działał jak niepokojący dreszcz, który podważał pewność, którą starała się (bezskutecznie do tej pory) zbudować. W obliczu traumatycznego doświadczenia, Vivian zaczęła odczuwać, że każdy krok w kierunku sztuki jest jak wędrówka przez las ciemnych wspomnień. Pociągnięcia pędzla i kształtowanie kamieni stają się jak ruchy, które wyprowadzają na powierzchnię upiory przeszłości. Czasem nawet najjaśniejsze barwy malarskiego płótna nie potrafią przebić się przez zasłonę mroku, jaki rzuciła trauma.
    Kiedy przyszedł czas podejść do sztalugi, Vivian czuła się jak pierwszy kwiat wiosny, przebijający się przez zmarzniętą ziemię. Węgiel do szkicu był jak jej gałązka, gotowa zaczarować płótno ciemnym szlakiem. Powietrze niosło nutę farb, a Einar był tuż obok, jak doświadczony ogrodnik, gotów do udzielenia wskazówek, ale pozostawiający przestrzeń na indywidualny rozwój.
    - Co jeśli nie potrafię? - wyszeptała, ale jego troska i wsparcie przenikało przez mur. Łagodny głos pomagał koić nerwy. Spojrzała na niego z obawą wymalowaną na twarzy, czując hipnotyczne mrowienie na skórze.
    Zacisnęła palce na węgielku. Chwilę trzymała go w dłoni, odczuwając chłód i jednocześnie zauważając, jak węgiel łączy się z ciepłem jej opuszków. Był to symboliczny akt przekazania narzędzia, jakby dawał jej klucz do własnej wyjątkowej przestrzeni artystycznej.
    Pomógł jej zacząć, zmuszał do przejęcia inicjatywy delikatnymi, nienachalnymi gestami. Był na tyle blisko, że czuła jego zapach, ale z całych sił starała skupić się na tworzeniu. Rozpoczęła rysunek, a każdy ślad węglem był jak nowa strona w jej artystycznym dzienniku. W miarę jak kształty nabierały formy, Vivian czuła, jak strumień wyrazu płynie z jej serca na płótno. Niczym tajemna rozmowa między nią a materiałem, gdzie węgiel był jednocześnie głosem i dłonią, która opowiadała historię jej własnej odrodzonej kreatywności.
    W głowie Vivian zaczęła kształtować się wizja, jak mgiełka rozciągająca się przed nią na białym płótnie. Była to scena pełna symboli i emocji, które przewalały się w jej umyśle jak fale. Wzory i kształty powstawały z delikatnością, jakby odkrywała zapomniane kontury swojego własnego wnętrza.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    To była jej historia - historia o przełamaniu własnej, skostniałej jak bryła lodu niepewności, historia o odkrywaniu na nowo życiowej pasji, tętniącej liniami szkicu na bladej źrenicy płótna. To była jej historia, w której mógł uczestniczyć jak dobrotliwy cień, spijając opuszkami palców przejawy jej obecności, zaskakująco miękkiej i delikatnej - obawiał się tej miękkości, obawiał się, że byłby w stanie ją zniszczyć, grzesząc wyłącznie jednym, mało rozważnym ruchem, obawiał się, że byłby w stanie ją stracić, już ostatecznie, bez możliwości naprawy zapadłych błędów. Bał się, niekiedy, że umiał tylko przynosić bezdenny chaos, że każda jego relacja musiała zostać spisana na zniesmaczenie klęski, na upadek, na zazgrzytanie zębami - z zawiści i przeżuwanej, tracącej swój posmak złości. Nie bywał stały w uczuciach, chociaż potrafił wracać, potrafił czuć wyjątkową więź namacalną pod wykrzyknikiem mostka, tłoczoną razem z posoką przez korytarze serca.
    Cisza, która osiadła, przestała być krępująca, obecna na ich sylwetkach jak zwiewna, lekka tkanina muskana szorstkim pogłosem dociskanego węgla, tworzącego rząd ścieżek rozprowadzonych podmuchem nagłych emocji. Przyglądał się jej natchnieniu później z nienatarczywej, bezpiecznej odległości, przyglądał się, nie chcąc w najmniejszym stopniu rozpraszać utkanej wizji. Był obok niej i był dla niej, czując rozlewającą się pod powierzchnią skóry, przyjemną satysfakcję, że zdołał osiągnąć sukces - mógł z powodzeniem, na nowo, przywrócić jej wiarę w siebie i w swoje umiejętności. Dokładnie tyle w danym momencie marzył, aby osiągnąć, mając wciąż przed oczami wyraźną scenę wspomnienia, że ich znajomość zaczęła się od miłości od sztuki, sztuka połączyła ich po raz pierwszy i sztuka miała odrodzić ich relację na nowo, gdy tego potrzebowali. Kilka tygodni temu szukał jej za witryną jubilerskiego sklepu, szukał na hałaśliwych, szerokich ulicach miasta, szukał na stosie nowych, jeszcze nietkniętych listów, których nie zdołał do tej pory przeczytać, szukał wprost bezskutecznie aż nie nastało jedno, wymowne, ciężkie spotkanie.
    Nie mówił jej nic przedwcześnie, w zamian za to uśmiechnął się - szczerze i przede wszystkim ciepło podnosząc kąciki ust. Nie chciał nic oceniać przedwcześnie, nie chciał zresztą oceniać w żadnym dostępnym stopniu - obraz miał spełniać całkiem odmienną funkcję, nawet, jeśli już teraz cieszył jego oczy, nie miał zamiaru zapeszać całości wdrażanego procesu. Cała, obecna sytuacja przynosiła mu spokój, którego sam nie potrafił opisać, który jednak przynosił mu w tym momencie poczucie błogiej stabilności, pewności, że nie zdołali jeszcze wszystkiego stracić, że mogli odzyskać siebie i przy tym swoją relację.
    - Gdybyś zastanawiała się nad konkretnym odcieniem - nadmienił dopiero później - służę zawsze pomocą - wiedział, że wyszukanie konkretnego koloru mogło stanowić wyzwanie - mógł pomóc jej podpowiedzią lub wymieszaniem pigmentów gdyby miała jedynie czysto techniczne wątpliwości. Zapewniał ją, że nadal nic nie uległo zmianom, że nie jest biernym, nieporuszonym uczestnikiem wydarzenia, który chce pozostawić ją samą sobie w pracowni. Głos miał cichy, pokryty tkaniną troski, łagodnie osuwającą się po krawędziach pomieszczenia i owinięta pomiędzy ich zarysami sylwetek. Na razie jedynie czekał - czekał, ponieważ to była jej historia, jej rozdział, który pisała, jej akapity opadające jak kolejne dachówki na zabudowę czasu - historia, której niezmiennie sam pragnął być uczestnikiem.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Podjęła tę walkę, dzięki niemu wykonała pierwszy krok do powrotu. Moment, w którym zarys ożywał na płótnie, był jak pierwszy promień słońca po długiej nocy. To było coś więcej niż tylko rysunek; to była odnowa, odrodzenie artystycznego ducha, który przez długi czas był uśpiony. Węgiel stawał się narzędziem terapeutycznym, pomagającym Vivian w odkrywaniu i zrozumieniu własnych uczuć, jak magiczny katalizator, stał się przedłużeniem jej własnych pragnień twórczych.
    Pierwsze, co pojawiło się w jej wyobraźni, to symbol kota - stworzenia zwinności i tajemnicy, co miało być metaforą jej własnej zdolności do przekształcania się, adaptacji w obliczu trudności i traumy. Gdy zarys zwierzęcia pojawił się na płótnie, zaczęła kreślić zmysłowe wzory kamieni szlachetnych - każdy miał swoją opowieść, przekazując swoje unikalne energie i znaczenia. Kolejne symbole runiczne z momentu, kiedy była świadkiem morderstwa i o mało sama nie padła ofiarą, pojawiły się na płótnie jak tajemnicze rytuały, zaklęcia zapisane w formie graficznej. To była próba wyrażenia samej traumy, przekształcenie bolesnych wspomnień w sztukę, która mogła zarówno goić, jak i uchwycić te ciemne chwile.
    Vivian odkłada węgiel i patrzy na zarys, który teraz należy wypełnić. W niemal wojowniczym geście chwyciła za odpowiedni pędzel i zamoczyła go w farbie, by płótno nabrało w końcu kolorów. Jej wizja układała się już w spójną całość, dlatego poświęciła się temu bez reszty, niemal zapominając o obecności Einara, co było dla niej znakiem, że wcale nie straciła artstycznego zapału, dalej to w sobie miała. Obecność mężczyzny dodawała jej otuchy, mogła liczyć na jego wsparcie i konsultację, gdy napotka problem. Od czasu do czasu prosiła go o pomoc w uzyskaniu odpowiedniej barwy, a on spełniał nawet najmniejsze oczekiwania, dzięki czemu szło jej całkiem sprawnie. Straciła poczucie czasu na tyle, że nie wiedziała ile już maluje, wiedziała, że niemal skończyła.
    - Chciałabym nadać mu więcej głębi, mógłbyś…? - nie dokończyła pytania, bo w jego twarzy widziała natychmiastowe zrozumienie. Zdawał sobie sprawę, że brakowało jej techniki, projektowanie biżuterii to przecież co innego, oglądanie obrazów również nie uczy dokładnych pociągnięć pędzla, dlatego chciała, żeby jej pomógł. Wyciągnęła nieśmiało dłoń w jego stronę, by sam mógł nakreślić pewne zmiany.
    Po zakończeniu obraz Vivian kształtuje się w mistyczny pejzaż, gdzie każdy element jest harmonijnie spleciony. W centrum kompozycji ukazuje się delikatna biała kotka o morskich oczach, symbolizująca jej własną siłę przemiany i zdolność do przezwyciężania trudności. Jej futro, zrealizowane w precyzyjnych detalach, zdaje się pulsować życiem, odzwierciedlając tajemniczy ruch energii. Wokół kotki unoszą się kamienie szlachetne, każdy emanujący unikalną barwą. Złoto i srebro przeplatają się jak wiązki światła, dodając kompozycji blasku i magicznego piękna. Te kamienie to nie tylko ozdoby, ale również metafory sił wewnętrznych, samozaparcia w realizacji celów i drogi, którą od dawna podążała, która symbolizowała stabilną przeszłość. Na tle obrazu widnieje ciemny, przerązający las, a nad nim unoszą się delikatne, ale wyraziste symbole runiczne, które tworzą układ przypominający układ gwiazd. To są ślady przeszłości, a odbicie tych znaków miała wyryte na klatce piersiowej, dlatego znała je na pamięć. Z jednej strony symbolizują ból i traumę, którą przeszła, z drugiej mają stanowić ochronę przed cieniami przeszłości. Kolory płótna przechodzą od ciepłych brązowych, pomarańczowych tonów do zimnych błękitów i purpur, symbolizując przemianę z mroku do światła. Vivian patrzy na obraz, widząc w nim nie tylko swoje osobiste dzieło sztuki, ale także wyraz jej własnej historii. Mimowolnie łzy napływają jej do oczu i nie potrafi powstrzymać wzruszenia spływających po policzkach kropli.
    - Dziękuję - szept wystarczy, by ją usłyszał, a ściśnięte gardło nie pozwala na więcej. Odwraca twarz, by spojrzeć mu w oczy, czy jego profesjonalna ocena wpłynie na odbiór obrazu, ale niezależnie od tego odnajduje jego dłoń i zaciska na niej swoje palce.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Był więźniem swoich emocji - wgryzały się w jego mięśnie jak kłusowniczy potrzask, ściskały jego ramiona, słabe oraz zwieszone w niedowładzie przestrachu, wgniatały sklepienie mostka, wbijając go prosto w miękką, podatną lożę osierdzia. Trwał w przekonaniu, że umiał odczuwać więcej - więcej niż pożądanie emanujące ciepłem pod naprężoną skórą, więcej niż płytka warstwa fizycznej przyjemności uwierającej go z gorączkowym rozdrażnieniem, więcej niż krótkie, odpływające niczym mgła uniesienie raptownie zastępowane bezdenną, krzyczącą mu w skroniach pustką. Wierzył, że malowane obrazy dowiodą jego wartości, że w ich obliczu pozostanie kimś więcej niż zaledwie potworem, zepsuciem, jakie szerzyło się bezustanną gangreną pod fundamentem twarzy.
    Kompozycja, jaką stworzyła Vivian, przypominała mu nieuchronnie o własnym, opiekuńczym duchu - jego fylgia, widywana niekiedy pod pergaminem snu, przyjmowała postać kocura patrzącego najczęściej z wygodnego dystansu na losy podopiecznego. Nie powiedział jej o tym, ale odniósł wrażenie, że mają wspólnego więcej, niż byli w stanie z początku przewidywać - własne, niedawne spostrzeżenie sprawiło, że sploty ich znajomości i całokształtu relacji zacieśniły się jeszcze silniej w obrębie jego umysłu. Pomógł jej z wykończeniem dzieła, prowadząc jej dłoń w momentach, gdy tego potrzebowała - pozostał przy niej, pomagając jej wydobyć na wierzch wszystko, co spoczywało dotychczas przykryte popiołem lęku i roztrzęsionej niepewności. Był dumny z tego, co udało jej się osiągnąć - był to olbrzymi sukces, domyślał się, jak wiele kosztowało ją, aby przełamać pierwsze, kostniejące bariery po równie długiej, napędzanej tragizmem przerwie.
    Wpatrywał się początkowo w milczeniu - w jej dzieło, w nią, ogarniętą wzruszeniem, w rosę łez zgromadzoną w połyskujących zagłębieniach jej spojówek. Nawet, gdy słowa nie zabębniły w powietrzu ograniczonym ramami ich sylwetek, wybrzmiały donośnie w gestach, w dłoni poszukującej schronienia drugiej (pogładził kobiecą rękę, obejmując ją lekko i udzielając jej bezpiecznej przystani, w jakiej mogła pozostać), w skrzyżowanych ze sobą ścieżkach głębokich spojrzeń, których znaczenie trwało wciąż zapisane na zwierciadłach ich czujnych oczu, w wargach przeciągających się w niespiesznym, choć serdecznym uśmiechu przepełnionym radością i dopełnioną troską.
    - Nie umiem opisać szczęścia, jakie obecnie czuję - wyszeptał - chciał jej wiele powiedzieć, ale żadne ze słów, spłycone i nieporadne, nie wydawało się dostatecznie odzwierdlać nastroju oraz przemyśleń, jakie mu w danej chwili wyraźnie towarzyszyły. Udało jej się - i tylko to w danej chwili zyskało słuszne znaczenie, nie porażała jej dłużej druzgocąca bezsilność, przekonała przede wszystkim samą siebie o fakcie, że wcale nie zatraciła dawnych umiejętności. Wiedział, że jej obraz jest szczery, wiedział, ponieważ czuł rozmieszczone emocje przebijające się przez wszystkie warstwy, od niepozornych detali tła po centrum pierwszego planu.
    - Jest piękny - dodał, nie chcąc mówić nic więcej, był piękny rzeczywiście dlatego, że umieściła w nim cząstkę samej siebie, przekraczał granice szkicu, przekraczał pigmenty farb. Nie chciał puścić jej dłoni, a przykurczona, dzieląca ich odległość zamierała w jego sercu napięciem - nachylił się, wysłuchując bezmyślnej intuicji oraz musnął jej czoło w czułym geście pocałunku. Jestem - trwał teraz przy niej, odchylając wpierw głowę w lekkim zawahaniu, czy nie powinien się obecnie odsunąć - nie umiał tego uczynić, unosząc drugą z rąk, aby pogładzić jej policzek, pod opuszkami czując ślady wilgoci, znamion jej własnych odczuć, które okazały się zbyt silne, aby mogła je stłumić - jestem, mógł jej mówić ponownie, gdy nie powstrzymał się, dosięgając własnymi wargami jej ust, nieśmiało i delikatnie, jestem, chciał ją zapewnić, chciał powtarzać tak długo, aż mogłaby nieodłącznie zapamiętać.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Patrząc na ukończone dzieło, czuła jednocześnie ulgę (tym, że nie utraciła tej części siebie) i podekscytowanie (tym, że w najbliższym czasie będzie mogła wrócić do pracy). Brakowało jej zajęcia, czegoś, co skutecznie odciągnęłoby myśli od strachu i traumy. Próbowała szukać substytutów, nawet czasami się udawało, ale efekty nigdy nie trwały zbyt długo.
    Z czasem będzie łatwiej.
    Przynajmniej tak powtarzali wszyscy, którzy wiedzieli o przeżyciach młodej kobiety. Wiedziała, że mają rację, ale najgorzej było przetwać ten okres, kiedy nie ma ratunku i trzeba zmierzyć się z własnymi demonami. Upadała więcej razy niż się podnosiła, ale teraz czuła triumf, bo przekroczyła barierę, którą de facto sama sobie postawiła. Obraz stał się żywym dowodem, że warto się przełamywać wbrew blokadom. Paraliżujący strach atakował ją szczególnie z początku, niezdolna do żadnego pozytywnego kroku w stronę zdrowia, wpadała coraz głębiej w otchłań i tkwiła w nim od dłuższego czasu. Teraz udało jej się zobaczyć światełko w tunelu, dlatego wzruszenie wzięło górę.
    Jakże łatwo było sobie wyobrazić powrót do pracy, wyrabianie biżuterii i kontakt z klientem, który wybiera jej projekty lub składa zamówienia bezpośrednio u niej, zachęcony wcześniejszymi doświadczeniami w sklepie jubilerskim. Ta przerwa słono ją kosztowała, ale dopóki nie czuła się względnie stabilnie, nie chciała ryzykować wybuchów emocji przy osobach trzecich. W końcu utrzymywała swój stan w tajemnicy, a gdyby podrzędne pismaki dowiedziały się o jej traumie, nie zostawiłyby na niej suchej nitki. Ucierpieliby również jej bliscy, reputacja rodu znów mogła się przez to pogorszyć, a nie mogła dopuścić, żeby inni płacili za jej błędy. Nie, wkrótce się pozbiera i będzie jak dawniej.
    Kiwnęła głową, doskonale rozumiejąc jego słowa. W głowie kobiety szlał huragan myśli, emocji i uczuć, których sama nie potrafiła rozszyfrować, a tym bardziej nazwać. Tak skrajne emocje w ostatnim czasie ją przytłaczały, często uciekała od nich z pomocą naparów lub używek, jakby nie mogła znieść więcej ponadto, z czym musiała zmagać się na co dzień.
    - Czy mogę zabrać go ze sobą… jako przypomnienie? - zapytała, bo w swojej pracowni to Einar jest panem i władcą, posługiwała się przecież jego narzędziami. Niemniej wątpiła, żeby chciał zatrzymać obraz, który dla niego nie miał równoznacznej wartości, co dla niej. Miał wiele dużo piękniejszych, ale wolała się upewnić, że nie ma nic przeciwko.
    Samo dzieło technicznie może pozostawiało wiele do życzenia, ciężko było jej ocenić, gdy włożyła w nie tyle serca i emocji. Nie była w stanie spojrzeć racjonalnie i wyłapać ewentualne błędy, Einar z pewnością mógłby to zrobić, a nawet gdyby okazało się, że jest tu cała masa niedociągnięć, to dla niej ten obraz był przełomem. Oczami wyobraźni znalazła już miejsce na ścianie swojej niewielkiej sypialni, gdzie w chwilach słabości będzie mogła zawiesić oko i zebrać się w sobie do dalszej walki.
    Komplement z ust malarza, w dodatku autorytetu, był najwyższą formą wyróżnienia dla obrazu oraz jej, jako autorki, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że podyktowany był głównie przez emocjonalną otoczkę. Po skończeniu emocje nie opadły, napięcie zawisło między nimi, wypełniając najdrobniejszą przestrzeń. Gdy poczuła usta mężczyzny na swoim czole, nagle uderzyła ją bliskość, w jakiej się zamknęli, jakby wcześniej skupiona na pracy, nie dopuszczała do siebie dodatkowych bodźców. Przymknęła powieki, czując delikatne mrowienie na policzku, w miejscu, które dotykały jego palce. Przyspieszony oddech i dziwnie znajomy mętlik w głowie przybierał na sile. Magnetyczne przyciąganie znalazło ujście w delikatnym pocałunku. Przysunęła się odrobinę, wzmacniając nacisk ust.
    - Einar... - wyszeptała, patrząc na niego z półprzymkniętych powiek. Ciepło ust, tak dobrze znajome, przypominało wcześniejsze chwile. Ale przecież nie było jak dawniej.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Zbliż się.
    Nadzieja, którą oddaje innym, przeważnie jest zakłamana. Rzuca na wiatr puste słowa, układa bukiet różowych i miękkich ust w wygładzony uśmiech. Każda jego przysięga, w chwili, kiedy opuszcza przełęcz ściśniętej krtani, zyskuje miano złamanej. Podsyca żar zażyłości, by wkrótce później wyruszyć i spalić doszczętnie most - by zrównać więzi z popiołem. Wędruje w skorupie ruin, tak, jakby były zwyczajnym, dziecięcym placem zabaw, dziecinnie zawsze udaje, że nie zna całkiem pojęcia konsekwencji, ucieka wiecznie przed nimi, dyszącymi jak sfora myśliwskich psów.
    Zbliż się.
    Nadzieja, którą jej dziś powierza, tym razem jest w pełni szczera, klarowna jak tafla lustra, w której mógłby ją ujrzeć, prawdziwą, niezakłamaną. Wzmacnia jej ufność w siebie i własne umiejętności, pomaga, aby na nowo mogła pokochać twórczość. Kiedy odkłada pędzel, czuje niechybnie dumę, ciepła, przyjemna radość rozpuszcza się wokół serca, ożywia miarową grę kwartetu komór i przedsionków. Po raz pierwszy od dawna mógł czynić coś tak dobrego.
    To jednak mu nie wystarcza. Uczynił dobro i musi je szybko zniszczyć, jest przecież przewidywalny.
    Głód obecności przeciera z frustracją zęby.
    - Oczywiście - odpowiada jej miękko. - Jest przecież zupełnie twój - jej i nikogo innego. Fakt, że pragnęła go zatrzymać na dłużej, był też dla niego pochlebstwem świadczącym o istotności ich wspólnego spotkania. Rozmowa oraz sesja z malowaniem obrazu nie stały się bezcelowe.
    Później nastała bliskość.
    Dusząca, gęsta, zamknięta pomiędzy ich sylwetkami. Imię Einar - jego imię - rozpadało się, przykrywane kolejną garścią pocałunków. Przechylał się w jej kierunku z coraz większą śmiałością, czując na ustach posmak zetkniętych warg, znajomej, delikatnej wrażliwości - uczył się jej na nowo, rzucając się w niespokojne ramiona uniesienia. Całował ją z roznieconym pod warstwą powłok przejęciem, z pragnieniem ponownego, niedookreślonego przez żadne z nich poznawania.
    - Nie powinienem - powiedział w końcu, wciąż blisko, na tyle blisko, że każdą, zasznurowaną w całość stwierdzenia głoską muskał skórę jej twarzy. Uśmiechał się, szepcząc w jej stronę zdania z figlarną, prostą lekkością, tak, jakby właśnie powierzał jej pewien sekret, tajemnicę, która zostanie jedynie w ich świadomościach.
    - Wiem, że nie powinienem.
    Nie powinien, ponieważ miała dużo rozterek, miała własne zmartwienia, własny ciąg wątpliwości, podsycał jedynie chaos rozsiany w głębi umysłu. Nie powinien, bo nie był arystokratą wyznaczonym jej przez rodziców, jakiego prędzej czy później będą sugerowali jej poślubić. Nie powinien, bo na nią nie zasługiwał.
    - Co mogę z tym jednak zrobić? - dopytał z udawanym zmarwieniem. Przesunął niespiesznie dłonią po kobiecym policzku. Co mógł z tym zrobić? Był sługą własnych emocji, tych, które w danej chwili zawrzały we wnętrzu ciała. Nie umiał ich w sobie stłumić, nie umiał dłużej oddalić, zmiąć w beznamiętnym, spłowiałym wyrazie fizjonomii, zamiatać wzruszeniem ramion. W błędach, które popełniał, najbardziej podła była premedytacja, z jaką je zawsze czynił.
    - Gdybym tylko był w stanie - szepnął - zatrzymałbym cię na dłużej.
    Chciał, aby przy nim została - jeszcze, przez kilka chwil. Kłamał jej w żywe oczy, choć wiedział, że gdyby tylko znów spuścił ze smyczy aurę, poddałaby się sugestii bez choćby najwątlejszego, zatopionego w przestrzeni zająknięcia. Nie mógł być również pewny - nawet w danym momencie, nawet, kiedy z łatwością przystała na pocałunek, czy nie kieruje jej poczynaniem dusząca obecność czaru. Próbował, na ile tylko potrafił, nie tłumić jej wolnej woli. Nawet, jeśli sam pragnął, aby przy nim została, chciał widzieć cień jej decyzji. Chciał wiedzieć, co postanowi. Chciał prawdy.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    To spotkanie było jej potrzebne bardziej, niż mogła przypuszczać. Siadając przed stelażem, nie wiedziała, w jakim kierunku popłynie jej kreatywność, o ile w ogóle obudzi się ze snu. Tymczasem efekt przerósł jej najśmielsze oczekiwania, nie pod względem estetyki samego malowidła, ale zmian, jakie zaszły w jej głowie. Niepozorne kreślenie na płótnie, dało przełom, dzięki któremu widziała się z powrotem w pracy. Małymi kroczkami będzie realizowała cele, ale najważniejsze teraz to, że się przemogła, pomimo strachu i niepewności. I to dzięki Einarowi, który przecież zaproponował dokładnie taką formę spotkania, jakby doskonale wiedział, co robi, jakby potrafił do niej dotrzeć pomimo przerwy w ich relacji.
    Kiwnęła głową z wdzięcznością, że może zabrać obraz ze sobą, nawet jeśli spodziewała się takiej odpowiedzi.
    - Nie powinniśmy - zgodziła się, pozostając w miejscu. Czuła się niemal jak zahipnotyzowana, niezdolna do poruszenia się, podczas gdy pierwotne instynkty zaczynały brać nad nią górę. Czy wiedział, jak na niego reagowała? Prowokował subtelnością ust, dotykiem, zapachem, a w obliczu przyjemności, czuła się bezbronna. Zbyt łatwo przychodziło mu wpływanie na jej samopoczucie, nawet decyzje. Plątał dodatkowo jej umysł, że sama już nie wiedziała, co się dzieje. Z jednej strony chciała coraz więcej i więcej, z drugiej czuła potrzebę zatrzymania się.
    Targało nią tyle sprzecznych emocji, że zwyczajnie się w nich gubiła, jakby ktoś odgrywał jej życie za nią, a ona była tylko biernym obserwatorem. Dotyk malarza nie pomagał w uspokojeniu zmysłów, przeciwnie, robiło jej się coraz cieplej. Z cichym westchnięciem ułożyła głowę na jego ramieniu, a jej usta niemal dotykały delikatnej skóry szyi.
    - Mógłbyś, ale... mam taki mętlik w głowie. To nie jest dobry moment - jeszcze wiele musiała sama ze sobą przepracować, żeby stabilnie stanąć na nogach, a co dopiero decydować w sprawach sercowych. Nie potrafiła całkowicie się odciąć, nawet jeśli bliskość Einara mąciła jej w głowie - a może właśnie przez to się wahała, bo w ogromie chaosu, który zawładnął jej życiem, tę decyzję chciała podjąć samodzielnie i świadomie. Nie potrafiła bawić się uczuciami osób, na których jej zależało, nie wiedziała, co właściwie ma robić, dlatego nie mogła pozwolić na przekroczenie granicy.
    - Przepraszam - podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy i wyczytać z nich emocje, dowiedzieć się, co właściwie nim kierowało. - jeśli oczekiwałeś innego rezultatu.
    Nawet w obliczu własnych problemów i zawirowań umysłu, bała się go zawieść, żeby źle o niej nie pomyślał. Ale jak miałby myśleć, gdy wysyłała sprzeczne sygnały? Cała była skonfliktowana, sama nie wiedziała, czego naprawdę chce, więc jak miałaby powiedzieć prawdę? Chciała zostać, zyskać kilka chwil zapomnienia, poczuć się po prostu dobrze, ale jednocześnie z tyłu głowy miała milion myśli, miała powody, dla których nie powinna - swojego rodzaju blokadę, której wcześniej tam nie było.
    - Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie jak dawniej, bo... ja nie jestem taka, jak dawniej. Nie chcę cię stracić, ale muszę sobie to wszystko poukładać, dlatego potrzebuje czasu - wyjaśniła najlepiej, jak potrafiła, mając głęboką nadzieję, że mężczyzna zrozumie ją i okaże się wyrozumiały, jak do tej pory. Walczyła sama ze sobą, z pożądaniem kiełkującym pod skórą, bo zalewał jej umysł, dominując resztę odczuć, ale tworzył tym samym zawirowanie, nad którym ani on, ani ona nie panowali. Powinna podziękować i udać się do wyjścia, ale nie potrafiła się zmusić do najmniejszego nawet ruchu.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Mógł sprawić, żeby została. Starczyłoby kilka gestów, kilka prostych odruchów, przynęta rzuconych słów chyboczących w ciasnej, zagęszczonej przestrzeni pomiędzy klamrą ich ciał. Wystarczyłby strumień aury duszącej niczym kadzidło, zapierającej oddech. Nagle stałby się wszystkim, jej każdą myślą, jej każdym wołaniem pragnień, wpiłby się w jej świadomość, wtapiając się w kruche tkanki i zostawiając bliznę. (Nie). Błąd. Nie dążył, jeszcze od pierwszych spotkań, do podobnego scenariusza. Spragniony jej obecności, nie potrzebował wprawionej w obłęd marionetki. Potrzebował jej całej - nawet, jeśli przenigdy nie miała być mu pisana.
    Pogardzał swoją naturą. Pogardzał unoszącym się, huldrzym czarem, którego słodka trucizna wsiąkała w podatny umysł. Nie znosił samego siebie - już od początku karmił Vivian zaledwie półprawdami. Zachowywał się, tak, jakby wierzył, że ich relacja może stać się poważna, choć jego miłość bywała kaleka i nieudolna, wyschnięta w niedożywieniu. Obdarzał samego siebie nienawiścią, gdy widział zawahanie w jej oczach, gdy widział jasno rozdarcie - domyślał się, że jedynym, co teraz ją powstrzymuje przed pożegnaniem się i odejściem w swoją stronę, jest jego zdradziecka aura. Unikał zawsze rozmowy na temat swojego pochodzenia - bał się, że podobne wyznanie przekreśliłoby już na dobre ich nawiązaną znajomość. Bliskość Vivian, nawet pomimo słów oraz rozczarowania samym sobą, była przyjemna, ciepła. Odetchnął cicho, gdy położyła głowę przy zagłębieniu jego szyi.
    Nie miał zamiaru wywierać na Vivian presji, oczekiwać zupełnego poddania bez żadnych, trzeźwych spostrzeżeń. Czuł w głębi serca, że potrzebują tej rozmowy - oboje - Vivian wciąż mylnie uznawała, że spodziewa się po niej, aby była niezmienna, aby w pełni wróciła do dawnej siebie sprzed fatalnego wypadku.
    - Nie wymagałem, aby było jak dawniej - …bo nie planował pozostać w błogiej beztrosce. Dostrzegał, z jakim trudem stanęła przed samym płótnem, niepewna, pełna niewiary we własne możliwości. Mógł tylko podejrzewać, jak wiele kosztowały ją wszystkie pozornie proste rytuały codzienności, zwłaszcza, gdy należała do rozpoznawalnej rodziny. Wiedział, ponadto, że nie był jedynym mężczyzną, który zdołał zakradnąć się do jej uczuć - możliwe, że do tej pory spędzała więcej czasu z kimś innym, możliwe, że jedynie zaostrzało to szał konfliktu, rozpętanego w jej wnętrzu.
    - Pragnąłem zacząć od nowa.
    Sprostował. Nie spieszył się, by wypuszczać ją samodzielnie z objęć - ufał, że była w stanie wyznaczyć bezpieczny dystans w dowolnej, uznanej chwili. Pragnął zacząć od nowa - każdą rozmową, każdym, wspólnym spotkaniem i przekraczaniem granic. Pragnął zacząć od nowa - nawet, gdy każdy dotyk zażyłości miał być rażąco niewłaściwy.
    - To ja przepraszam. Możliwe, że postąpiłem zbyt pochopnie - wyszeptał miękko. Czuł uderzenia własnego, spłoszonego serca. Każdy, podejmowany przez niego wybór miał mieć tragiczny skutek. Nie był jej przeznaczony, nigdy nie miał być, nie umiał przy tym pogodzić się z wyznaczonym faktem. Przez dłuższy czas zachowywał się o dziwo stosownie - to on sam powstrzymywał ich przed szaleństwem, udając, że nie widzi kierunku, w jakim nieuchronnie zmierzała ich relacja, zrównując ją jedynie z płaszczyzną serdecznej znajomości. Nie mógł więcej powrócić do ponownego stanu. Nie umiał.
    - Wcześniej niepotrzebnie chowałem w sobie emocje. Zaczynałem udawać, że w pełni odpowiadają mi granice, które sam przed sobą postawiłem. Teraz myślałem, że…
    ...też tego chcesz? Odwzajemniasz każde z kłębiących się wewnątrz uczuć?
    Pochylał się z politowaniem nad własnymi decyzjami.
    - Nie chciałem ci mącić w głowie.
    Tylko to się liczyło.
    Tylko to - w danej chwili - miało istotną wartość.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Czuła się jak kotwica zatapiająca każdego, kto ośmieli się w jakikolwiek sposób z nią związać. Fakt, pogrążała przede wszystkim siebie, ale ciągnęła też na dno bliskich - osoby, które starały się jej pomóc, znosiły jej wybuchy i wykazywały się zrozumieniem. Doceniała każdy najmniejszy gest, a jednocześnie nie potrafiła ich uchronić.
    - Nie chcę zaczynać od nowa - westchnęła z twarzą wciśniętą w jego szyję, łaskocząc skórę oddechem. Nie chciała przechodzić ponownie tej samej drogi, nie chciała już tego samego. Właściwie to nawet nie wiedziała, czego chce, bo zamieszanie w jej życiu przybierało na sile, znacząc się na kolejnych aspektach; skąd miała wziąć siłę, by poukładać sobie to wszystko? Nie potrafiła przeanalizować tego racjonalnie, gdy w jej umyśle panował zamęt, głowa by jej eksplodowała. Starała się żyć chwilą, spędzać czas z bliskimi bez rozmyślania o konsekwencjach. Skupiała się na tym, co czuje w danym momencie, bo nie potrafiła ze splątanego kłębka sprzecznych emocji, porozdzielać je i uporządkować. Trwała więc w jego ramionach, wdychając zapach mężczyzny, z ulgą odnotowując, że wcale nie próbuje jej odepchnąć. - Chcę kontynuować. Może inaczej, ale wciąż…
    Nie chciała się teraz zastanawiać, czy to ma sens, czy ma przyszłość, czy nie popełnia błędu. Nie znała odpowiedzi na żadne z tych pytań, nie chciała znać. Może to banalne, ale czas pokaże, na ten moment miała dość zmartwień.
    - Nie, to moja wina. Nie potrafię się uporać z problemami i mimowolnie cię tym obarczam - może nie do końca mimowolnie, ale będąc fair, próbowała trzymać go na dystans, nie chciała wprowadzać go w swoje dramaty, nie oczekiwała jego pomocy, dopóki sam się nie zadeklarował, dopóki jej nie zaprosił.
    - Chowałeś? - zapytała zaskoczona, nie do końca rozumiejąc znaczenie tych słów. Co takiego chował, dlaczego próbował być wcześniej powściągliwy i skąd ta zmiana? Czy naprawdę chciała znać teraz odpowiedzi? Nie. Ledwo radziła sobie z własnymi emocjami, a co dopiero innych. Wolała zostawić ten temat, wrócić do niego, gdy nie będzie w tak kruchym stanie. Ostatnio radziła sobie lepiej, to prawda, ale jednak dzisiejsze przekraczanie granic, namalowanie obrazu było na tyle wzruszające, że była aktualnie bardziej podatna na sugestie, ale też na empatyczne współodczuwanie.
    - Wiem, ale to nie jest twoja wina, Einar. Po prostu... malowanie, ten obraz, cały proces był satysfakcjonujący, ale jednocześnie wyczerpujący. To wszystko do mnie wróciło, a dodając do tego sprzeczne uczucia, powstał… mętlik - powstał już na początku tego roku, dokładnie od dnia ataku. Nie chciała, żeby cokolwiek sobie wyrzucał, bo zrobił więcej, niż powinien, dzięki niemu na nowo otworzyła się na sztukę i mógł w jej oczach dostrzec ogromną wdzięczność.
    - Nawet nie wiesz, jak mi dziś pomogłeś - uniosła spojrzenie brązowych tęczówek, by spojrzeć w jego oczy. Zbliżyła do niego twarz, delikatnie muskając wargami kącik jego ust.
    Nie miała świadomości, ile czasu minęło, gdy wreszcie poczuła się na tyle silna, by wyswobodzić się z męskich ramion, samej stawiając (nie)pierwsze kroki jako odnowiona artystka - jubilerka. Kto wie, może ten nowy rozdział w jej życiu będzie obfity w nową kolekcję biżuterii? Spojrzała jeszcze na obraz, z nadzieją, że przyszłość może nie maluje się w tak ponurych barwach, jak dotąd myślała.

    Vivian i Einar z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.