:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen
2 posters
Einar Halvorsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Wto 18 Paź - 21:51
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
28.01.2001
Tracił kontrolę; myśli, kołaczące z uporem o ściany czaszki chłostały go z identycznym, przyjemnie-gorzkim przeczuciem, myśli, które posiadał, były zwodne i lepkie jak włókna pajęczej sieci, okryły go w pełni szczelnie stwarzając więzienny kokon. Wszystko, co miało miejsce, nie było prostym zdarzeniem, punktem pośród historii, początkiem i również końcem, tworzyło ledwie kontury krętej, nieznanej ścieżki, mieliznę taktów preludium (dystans, zatarty między granicą ciał, strużki dotyku błądzące po nagiej skórze). Zaśmiał się cicho w pustkę rozlanej ciszy; był przecież w pełni odporny, nie ślepnął od łuny czaru, nie tracił woli rozsądku, a jednak wciąż o niej myślał, z uporem, z werwą, z obsesją; z jątrzącą się niepewnością jak krater skażonej rany. Nie myślał jednak o samej, płytkiej, prostej bliskości, o wszystkim co umiał pojąć każdym stężonym zmysłem, o miękkim kształcie jej ust, o przyjemności płynącej z aktu zetknięcia; prawdziwa forma rozterki krzewiła się bujnym pędem, zatruła go własnym sokiem; nie wiedział, co powinien sam odczući. Co tkwiło w przestrzeniach wnętrza? czy wówczas kiedy w półcieniach szeptali treść własnych imion, wołając wśród uniesienia, wyrwała część jego duszy, czy wręcz przeciwnie – dodała element siebie? Był dopełniony – czy pusty?
Dzieło odsłania twórcę, obnaża w sposób podstępny i niepojęty, niezdolny do przewidzenia, jest ryzykownym, chwiejnym przejawem prawdy. Spojrzał na własny obraz, na linie, które tworzyły spójnie kobiecą postać siedzącą tuż przy krawędzi czystej bieli posłania. Wzrok nie dosięgał twarzy swego odbiorcy; patrzyła się, jednocześnie obecna i niedostępna, ciesząc się własnym pięknem w czystej, wolnej postaci.
Nadeszła pora spotkania, nie z nim samym, lecz z prawdą którą uwiecznił na prostokącie płótna; przepuścił kobietę w progu bez zbędnych, rozsianych słów. Stwierdzenia stały się zbędne, głos wyparował z krtani gdy właśnie teraz powinien przemawiać portret. Nie spieszył się, krocząc za nią, utkwiony na drugim planie, pozwalał na dialog w pełnej, możliwej formie; powinna sama zobaczyć; powinna sama przekonać się właśnie teraz.
Napięcie wbiło się klinem.
Czekał; jedynie czekał.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Pią 21 Paź - 18:41
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Dziwnie wolna; była lekka i swobodna choć nadal nieznana kula u nogi nie pozwalała się unieść w powietrze. Śpiew jezior wibrował w uszach, od momentu gdy w szeptach bezdźwięcznych słów, w delikatnych muśnięciach palców odkrywali swoje istnienie od nowa. Żyli, trawieni wieczną niechęcią, w chwili uniesienia wybiegli w nieznane, pchani dziką potrzebą poznania. Nie trawiła ją toksyna aury, nie wypalała bolesnych żłobień w umyśle, a jednak serce łkało i biło w rytm melodii, którą tylko ona słyszała. Rozpoczęli opowieść, ale jej nie zakończyli; historia czekała na rozwinięcie, a ona zmierzała właśnie by rozpocząć kolejną pieśń. W umyśle kołatało się jego imię, które powinno napawać obrzydzeniem i niechęcią, zamiast tego rodziło kolejne pytania. Czy właśnie odkrywali siebie, czy to właśnie jego istnienie sprawiało, że mogła bez obaw być sobą?
Dzieło miało pokazać jak ją widzi. Jak dostrzega niksę gdy spojrzenie nie jest skażone aurą, gdy jest na nią odporny, a jad piękna i zwodnicza melodia nie wciąga go w otchłanie otulając zimną wodą odbierając ostatnie tchnienie. Nie składał swej woli w jasne dłonie. Kim była w oczach artysty dotkniętego prawdziwym piętnem natury?
Wkraczając do wnętrza mieszkania wspomnienia wróciły, a echo ostatniego spotkania wciąż czaiło się w ciemnych kątach. Słowa były zbędne gdy wręczała butelkę wina. Drogę do pracowni znała, nie musiała o nic pytać.
Sztaluga zdawała się wypełniać całą sobą przestrzeń, tkwiła kusząc, zapraszając, a obawa wlała się w serce.
Na tym kawałku płótna tkwiła prawda. O niej i o nim.
Znała te pociągnięcia pędzla, rozpoznała od razu układ cieni muskających każdy obiekt na płótnie.
Z lękiem i obawą spojrzała w swoje odbicie.
Szare spojrzenie błądziło po obrazie, chłonęło każdą barwę, każde załamanie światła. Artysta stał za jej plecami, chowający się w cieniu jaki rzucała, czekający na wyrok.
Napięcie wspinało się aż po sam sufit, odbierało oddech, przyspieszało bicie serca, które tłukło się w piersi niczym ptak w klatce.
Kobieca postać na tle bieli, piękna i jednocześnie tak boleśnie prawdziwa. Obecna i odległa, żywa i mityczna.
Ona.
Villemo widziana oczami demona.
Podeszła bliżej, niepewnie, a aura sączyła się wokół, wiła wokół stóp, nie ukrywała swojej obecności równie mocno napięta jak sama niksa.
Nie była szkaradna…
Nie odrzucała…
Nie była potworem…
Dzieło miało pokazać jak ją widzi. Jak dostrzega niksę gdy spojrzenie nie jest skażone aurą, gdy jest na nią odporny, a jad piękna i zwodnicza melodia nie wciąga go w otchłanie otulając zimną wodą odbierając ostatnie tchnienie. Nie składał swej woli w jasne dłonie. Kim była w oczach artysty dotkniętego prawdziwym piętnem natury?
Wkraczając do wnętrza mieszkania wspomnienia wróciły, a echo ostatniego spotkania wciąż czaiło się w ciemnych kątach. Słowa były zbędne gdy wręczała butelkę wina. Drogę do pracowni znała, nie musiała o nic pytać.
Sztaluga zdawała się wypełniać całą sobą przestrzeń, tkwiła kusząc, zapraszając, a obawa wlała się w serce.
Na tym kawałku płótna tkwiła prawda. O niej i o nim.
Znała te pociągnięcia pędzla, rozpoznała od razu układ cieni muskających każdy obiekt na płótnie.
Z lękiem i obawą spojrzała w swoje odbicie.
Szare spojrzenie błądziło po obrazie, chłonęło każdą barwę, każde załamanie światła. Artysta stał za jej plecami, chowający się w cieniu jaki rzucała, czekający na wyrok.
Napięcie wspinało się aż po sam sufit, odbierało oddech, przyspieszało bicie serca, które tłukło się w piersi niczym ptak w klatce.
Kobieca postać na tle bieli, piękna i jednocześnie tak boleśnie prawdziwa. Obecna i odległa, żywa i mityczna.
Ona.
Villemo widziana oczami demona.
Podeszła bliżej, niepewnie, a aura sączyła się wokół, wiła wokół stóp, nie ukrywała swojej obecności równie mocno napięta jak sama niksa.
Nie była szkaradna…
Nie odrzucała…
Nie była potworem…
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Pią 21 Paź - 21:16
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Z każdej linii jej twarzy, każdej mimicznej zmarszczki zamarłej w strukturze włókien, z każdego błysku na tafli wnikliwych oczu mógł sczytać trudną odpowiedź, trudną, krętą reakcję na równie trudną znajomość, na obraz który utworzył; on, osoba jej kroju i jej gatunku, o wiele bliższa niż śmiała z początku myśleć, targana cierpkim wzgardzeniem, niechęcią którą jak brudny oraz przegniły owoc wręczyły jej dłonie przodków na odrapanej skorupie dawnych uprzedzeń. Podejdź bliżej; wyczuwał drgania jej aury, żywioł, który poruszał się osnuwając jej postać, przyjrzyj się, sam pozostawał bierny, w szerokiej wyrwie dystansu z częścią swojego ducha na kompozycji płótna. Nie użył czaru, tłumił własny szept piętna zupełnie jakby znajdował się teraz przy kimś kto był zupełnie podatny na demoniczny wpływ, nie był istotny, dziś opowiadał o niej, każdym skinieniem dłoni, każdym starannym ruchem narzędzia pędzla. Pierwszy moment zetknięcia jest tym najbardziej istotnym, moment w którym emocje wciąż pozostają zgubne, nierozwikłane, niejasne, jest się jak dziecko błądzące w mgle własnych uczuć, jak pisklę, nagie, bezbronne które okryje się wkrótce jasnym odzieniem piór. Chwile płynęły, długie i niepospieszne, czas leniwie przesuwał igły wskazówek na wizerunku zegara; dopiero później sam podszedł do pobliskiego stolika i wyszeptał zaklęcie przywołujące dwa, eleganckie kieliszki prosto z zasobów barku. Otworzył wino i nalał ostrożnie trunku, zupełnie jakby obecnie tworzyli skromny wernisaż, jeden z tych, gdzie na tacy kołysał się wykwintny alkohol, mający wkrótce odnaleźć się w rękach gości, dopełnić mieszanki doznań związanych z odbiorem sztuki.
- Czy teraz możesz uwierzyć? – stawiał kroki w jej stronę; naczynie, objęte lekko palcami migotało nieśmiało, wino kołysało się sennie, głos płynął, przyjemny, cichy. Wyciągnął dłoń, w prostej, zawieszonej zachęcie, aby wzięła od niego jeden z pary kieliszków. - Ostatnio, kiedy o tym mówiłem – …że jesteś piękna, pamiętał, kiedy powiedział jej po raz pierwszy pod ciemnym, nocnym sklepieniem roziskrzonym od gwiazd - nie byłaś zbyt poruszona – była odległa, chłodna, zimna jak posąg, jak bóstwo którego nie mógł obecnie tknąć, nieufna i niełaskawa; nie mówił z triumfem i nie drwił, snuł spostrzeżenia, nie łaknął jej słownych pochwał; wszystko, co potrzebował, odnaleźć mógł w jej spojrzeniu. Było inne; zupełnie inne od tego z pierwszych ich konfrontacji, z pierwszych, spędzonych chwil. Inne.
- Czy teraz możesz uwierzyć? – stawiał kroki w jej stronę; naczynie, objęte lekko palcami migotało nieśmiało, wino kołysało się sennie, głos płynął, przyjemny, cichy. Wyciągnął dłoń, w prostej, zawieszonej zachęcie, aby wzięła od niego jeden z pary kieliszków. - Ostatnio, kiedy o tym mówiłem – …że jesteś piękna, pamiętał, kiedy powiedział jej po raz pierwszy pod ciemnym, nocnym sklepieniem roziskrzonym od gwiazd - nie byłaś zbyt poruszona – była odległa, chłodna, zimna jak posąg, jak bóstwo którego nie mógł obecnie tknąć, nieufna i niełaskawa; nie mówił z triumfem i nie drwił, snuł spostrzeżenia, nie łaknął jej słownych pochwał; wszystko, co potrzebował, odnaleźć mógł w jej spojrzeniu. Było inne; zupełnie inne od tego z pierwszych ich konfrontacji, z pierwszych, spędzonych chwil. Inne.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Pią 21 Paź - 22:41
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Trwała przed płótnem w zawieszeniu pomiędzy rzeczywistością, a zatraceniem we własnym odbiciu. Patrzyła na samą siebie, choć zdawało się to niczym. Obrazem, który zachwycał, był piękną sztuką, ale ona widziała więcej.
Na każdym dziele artysta zostawiał część samego siebie, swój cień, ukrywający się pod kolejnymi warstwami farby.
Dostrzegała tą niewidzialną figurę, choć nie zobaczyła jej od razu. Należało się przyjrzeć, w spokoju spojrzenia przesuwać się po każdym centymetrze płótna. Wędrowała po echach każdej sesji, w której patrzył i oddawał jej istnienie za pomocą pędzla.
Zawsze widziała siebie w oczach klientów, odbijała się w zamglonych spojrzeniach i dostrzegała czyste okrucieństwo obleczone w słodkie słowa pieśni jezior.
Drgnęła gdy prawie bezszelestnie podszedł do stolika. Ona zaś przysunęła się znów parę kroków do do obrazu, omiotła jego powierzchnię ciepłym oddechem.
Odsunęła się do tyłu.
Jeszcze bardziej aż objęła szarością spojrzenia całe płótno, a następnie przesunęła wzrok na mebel, ten sam, na którym wcześniej siedziała. Dojrzała tam siebie, patrzyła na Villemo z boku, jakby cofnęła się w czasie i mogła obserwować pełen pasji i emocji taniec dwóch istot, tak bliskich sobie, tak bardzo podobnych do siebie, a jednak stworzonych by pałać do siebie nienawiścią.
Wernisaż jednego obrazu, tak bardzo niespodziewanego. Artysta był tuż obok, dyskretny w swej obecności, cierpliwy w swym oczekiwaniu. Ujęła podany kieliszek, objęła smukłymi palcami unosząc na niego szarość spojrzenia. -Teraz rozumiem… - Cichy, aksamitny głos rozbrzmiał w pracowni. Znów spojrzała na obraz. -Teraz rozumiem… - Powtórzyła szeptem bojąc się, że płótno rozpadnie się przy gwałtowniejszym ruchu, a przecież jeszcze nie tak dawno było świadkiem przekraczania granic, łamania wszystkich zasad i nakazów. -Wtedy jeszcze nie wiedziałam. - Postąpiła kolejny krok do tyłu aby lepiej wszystko widzieć, aby dostrzec całość kompozycji. Jednocześnie zachwycona i przerażona tym co widzi. Ukazana tak prawdziwie, ukazana w swoim jestestwie stawała się celem, obnażyła wszystkie słabości.
Odkrył ją całą.
Aura zsunęła się do ziemi, zakręciła niepewnie, schowała, ukryła, a szare spojrzenie przypominało zimowe niebo tuż o świcie, gdy mgła jeszcze osiada na ziemi, a promienie słońca są za gęstymi chmurami.
Piękno, które chciała ujrzeć, a jednocześnie nie mógł nikt nigdy go zobaczyć.
Zacisnęła mocniej palce na szkle kieliszka w drżeniu własnego istnienia.
Na każdym dziele artysta zostawiał część samego siebie, swój cień, ukrywający się pod kolejnymi warstwami farby.
Dostrzegała tą niewidzialną figurę, choć nie zobaczyła jej od razu. Należało się przyjrzeć, w spokoju spojrzenia przesuwać się po każdym centymetrze płótna. Wędrowała po echach każdej sesji, w której patrzył i oddawał jej istnienie za pomocą pędzla.
Zawsze widziała siebie w oczach klientów, odbijała się w zamglonych spojrzeniach i dostrzegała czyste okrucieństwo obleczone w słodkie słowa pieśni jezior.
Drgnęła gdy prawie bezszelestnie podszedł do stolika. Ona zaś przysunęła się znów parę kroków do do obrazu, omiotła jego powierzchnię ciepłym oddechem.
Odsunęła się do tyłu.
Jeszcze bardziej aż objęła szarością spojrzenia całe płótno, a następnie przesunęła wzrok na mebel, ten sam, na którym wcześniej siedziała. Dojrzała tam siebie, patrzyła na Villemo z boku, jakby cofnęła się w czasie i mogła obserwować pełen pasji i emocji taniec dwóch istot, tak bliskich sobie, tak bardzo podobnych do siebie, a jednak stworzonych by pałać do siebie nienawiścią.
Wernisaż jednego obrazu, tak bardzo niespodziewanego. Artysta był tuż obok, dyskretny w swej obecności, cierpliwy w swym oczekiwaniu. Ujęła podany kieliszek, objęła smukłymi palcami unosząc na niego szarość spojrzenia. -Teraz rozumiem… - Cichy, aksamitny głos rozbrzmiał w pracowni. Znów spojrzała na obraz. -Teraz rozumiem… - Powtórzyła szeptem bojąc się, że płótno rozpadnie się przy gwałtowniejszym ruchu, a przecież jeszcze nie tak dawno było świadkiem przekraczania granic, łamania wszystkich zasad i nakazów. -Wtedy jeszcze nie wiedziałam. - Postąpiła kolejny krok do tyłu aby lepiej wszystko widzieć, aby dostrzec całość kompozycji. Jednocześnie zachwycona i przerażona tym co widzi. Ukazana tak prawdziwie, ukazana w swoim jestestwie stawała się celem, obnażyła wszystkie słabości.
Odkrył ją całą.
Aura zsunęła się do ziemi, zakręciła niepewnie, schowała, ukryła, a szare spojrzenie przypominało zimowe niebo tuż o świcie, gdy mgła jeszcze osiada na ziemi, a promienie słońca są za gęstymi chmurami.
Piękno, które chciała ujrzeć, a jednocześnie nie mógł nikt nigdy go zobaczyć.
Zacisnęła mocniej palce na szkle kieliszka w drżeniu własnego istnienia.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Nie 23 Paź - 16:42
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Milczał, przesuwał w ciszy kolejne paciorki myśli krążące wieńcem rozterek, wieńcem goryczy prawdy; tkwi w tym ziarno tragizmu, przyznał przed samym sobą, skoro najlepiej może zrozumieć wróg; skłócony, inny gatunek, podobny oraz odrębny, wróg i nikt inny, żaden życzliwy człowiek, żaden galdr oślepiony eksplozją, blaskiem zachwytu, targany kaskadą uczuć tętniących w melodii tchnienia. Cienka ścianka kieliszka mieniła się wiwatami kilku chwyconych świateł; zbliżył się do niej, przystając obok jak inny spośród odbiorców, inny uczestnik ich prywatnej wystawy dywagujący nad płótnem bez zbędnej materii słów. Przyjrzał się tafli wina, odbiciu majaczącemu niemrawo na jej powierzchni, zanim skosztował trunku.
- Dotrzymałem obietnicy – przyznał jedynie; bez żadnych, spęczniałych uczuć. Dopełnił swego wyzwania, zakończył formę zlecenia które padło z jej strony, była wolna, w ich świecie oraz na świecie płótna. Czy obraz mógł być skończony, pomimo warstwy pozorów rozpostartej przed wzrokiem? Czy treści, o których później miał opowiadać bezgłośnie w układach linii, wijących się pociągnięciach, miały zostać niezmienne? Słusznie przyznała, wcześniej, szepcząc w cieple bliskości, że dzieła, niektóre, będą powstawać wiecznie, rozwijać się wraz z ich losem i przeznaczeniem innych. Cisza, która nastała, zastygła jak gruby węzeł pomiędzy ich sylwetkami; uniósł spojrzenie, ponownie, patrząc na własny portret, na wszystko co dobrze znał; co znów odkrywał na nowo, świadomy jak wciąż niewielką, jak ulotną ma wiedzę.
- Nie sprzedam go – szept rozniósł się cienką stróżką, tnąc delikatnie przestrzeń; przypomniał, że mimo czasu nie zmienił swojego zdania. Nie dbał o brzęk talarów, nawet, jeśli z pewnością odnalazłby prędko kupca, nie chciał, również, ofiarować portretu jej samej, bojąc się że pewnego dnia, lekkomyślnie odda go w niewłaściwe, niezdolne zrozumieć dłonie. Liczył, że pojmie powód, który wciąż nim kierował; nie była nim obsesyjność, chęć zagarnięcia dla siebie (wierzył, że piękno tkwiło w pełnej gracji swobodzie, niezależności, tak niedostępnej i niepokornej jak cząstki nieludzkich przodków), uczynił właśnie w ten sposób ponieważ wiedział, że nikt poza nimi nie dotknie w pełni obrazu swoim odczuciem duszy; ludzie, którzy pozornie byli wciąż przy nich, blisko, nie znali ciężaru piętna; błogosławieństwa, przekleństwa, dwoistej, chwiejnej natury.
- Dotrzymałem obietnicy – przyznał jedynie; bez żadnych, spęczniałych uczuć. Dopełnił swego wyzwania, zakończył formę zlecenia które padło z jej strony, była wolna, w ich świecie oraz na świecie płótna. Czy obraz mógł być skończony, pomimo warstwy pozorów rozpostartej przed wzrokiem? Czy treści, o których później miał opowiadać bezgłośnie w układach linii, wijących się pociągnięciach, miały zostać niezmienne? Słusznie przyznała, wcześniej, szepcząc w cieple bliskości, że dzieła, niektóre, będą powstawać wiecznie, rozwijać się wraz z ich losem i przeznaczeniem innych. Cisza, która nastała, zastygła jak gruby węzeł pomiędzy ich sylwetkami; uniósł spojrzenie, ponownie, patrząc na własny portret, na wszystko co dobrze znał; co znów odkrywał na nowo, świadomy jak wciąż niewielką, jak ulotną ma wiedzę.
- Nie sprzedam go – szept rozniósł się cienką stróżką, tnąc delikatnie przestrzeń; przypomniał, że mimo czasu nie zmienił swojego zdania. Nie dbał o brzęk talarów, nawet, jeśli z pewnością odnalazłby prędko kupca, nie chciał, również, ofiarować portretu jej samej, bojąc się że pewnego dnia, lekkomyślnie odda go w niewłaściwe, niezdolne zrozumieć dłonie. Liczył, że pojmie powód, który wciąż nim kierował; nie była nim obsesyjność, chęć zagarnięcia dla siebie (wierzył, że piękno tkwiło w pełnej gracji swobodzie, niezależności, tak niedostępnej i niepokornej jak cząstki nieludzkich przodków), uczynił właśnie w ten sposób ponieważ wiedział, że nikt poza nimi nie dotknie w pełni obrazu swoim odczuciem duszy; ludzie, którzy pozornie byli wciąż przy nich, blisko, nie znali ciężaru piętna; błogosławieństwa, przekleństwa, dwoistej, chwiejnej natury.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Pon 24 Paź - 11:25
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Krople ciszy zsuwały się po szybie spotkania przy płótnie. W kieliszku wino migotało jasną barwą, osiadało smakiem na języku gdy spojrzenie wciąż utkwione w płótnie tak bardzo boleśnie ukazujące całą prawdę.
Jak to się stało, że wróg rozumiał ją bez słów? Zaprzeczenie całej prawdy jaką znała, gdzie nienawiść i niechęć wyryta jest w ich istnienie, a jednak, tylko przeciwnik doskonale wiedział z czym się zmaga.
Była sztuką; stała się nią uwieczniona za pomocą farby i pędzla, w półcieniach pracowni. tej prawdy nikt inny nie pojmie. Będą zachwycać się formą, będą podziwiać piękno ale nigdy nie zrozumieją w pełni tego co zostało zaklęte w nieruchomym obrazie.
-Podjąłeś wyzwanie… aż za dobrze. - Uśmiechnęła się smutno, nadal pozostając piękną, znów odległą, a tak blisko będącą, na wyciągnięcie ręki. Ich obraz zaś nadal był malowany, ten jeden, który nigdy nie zostanie ukończony póki nie zamienią się w proch; nie przestaną istnieć. Cisza, towarzyszka ostatnich spotkań nie była niemiłym i niechcianym gościem. Stanowiła dopełnienie tego co właśnie się działo, a sama mówiła za nich. Wciąż sączyła słowa w spojrzeniach, gestach i wydychanym powietrzu, szeleście materiału, w skrzypieniu podłogi pod delikatnym naciskiem stopy. Wciąż tańczyli, choć za każdym razem taniec ten kładł się innym cieniem. Wrogość zamieniona w fascynację, fascynacja w pasję, a pasja… w ukojenie.
-Nie… nie możesz.- Zgodziła się splatając swój szept z tym, który już wirował w pomieszczeniu schwytany przez ciszę. Nie chciała go dla siebie, choć pierwotnie taki zamysł miała i chciała o obraz walczyć. Nie powiesi go na swojej ścianie, bowiem patrzenie na własne odbicie w takiej postaci byłoby zbyt bolesne.
Łyk wina pozwolił odwrócić wzrok na bok, dłoń sięgnęła ku papierośnicy. -Czy mogę zapalić?- Zapytała, gdy drżące palce otwierały ozdobne wieko pudełeczka. Potrzebowała zebrać myśli, ukoić kołaczące się emocje w głosie, uspokoić rozegrany umysł.
Czy w zbliżeniu ciał, w mieszaninie oddechów, szeptach namiętności pozwoliła sobie na ukazanie całej siebie i artysta będący w otoczeniu zapachu skóry, zanurzony w cieple wspomnień dostrzegł całe istnienie? Czy powinna się bać? Czy stanie się teraz słaba i bezbronną skoro dzierżył całą wiedzę?
Czy mnie zranisz, Einarze?
Jak to się stało, że wróg rozumiał ją bez słów? Zaprzeczenie całej prawdy jaką znała, gdzie nienawiść i niechęć wyryta jest w ich istnienie, a jednak, tylko przeciwnik doskonale wiedział z czym się zmaga.
Była sztuką; stała się nią uwieczniona za pomocą farby i pędzla, w półcieniach pracowni. tej prawdy nikt inny nie pojmie. Będą zachwycać się formą, będą podziwiać piękno ale nigdy nie zrozumieją w pełni tego co zostało zaklęte w nieruchomym obrazie.
-Podjąłeś wyzwanie… aż za dobrze. - Uśmiechnęła się smutno, nadal pozostając piękną, znów odległą, a tak blisko będącą, na wyciągnięcie ręki. Ich obraz zaś nadal był malowany, ten jeden, który nigdy nie zostanie ukończony póki nie zamienią się w proch; nie przestaną istnieć. Cisza, towarzyszka ostatnich spotkań nie była niemiłym i niechcianym gościem. Stanowiła dopełnienie tego co właśnie się działo, a sama mówiła za nich. Wciąż sączyła słowa w spojrzeniach, gestach i wydychanym powietrzu, szeleście materiału, w skrzypieniu podłogi pod delikatnym naciskiem stopy. Wciąż tańczyli, choć za każdym razem taniec ten kładł się innym cieniem. Wrogość zamieniona w fascynację, fascynacja w pasję, a pasja… w ukojenie.
-Nie… nie możesz.- Zgodziła się splatając swój szept z tym, który już wirował w pomieszczeniu schwytany przez ciszę. Nie chciała go dla siebie, choć pierwotnie taki zamysł miała i chciała o obraz walczyć. Nie powiesi go na swojej ścianie, bowiem patrzenie na własne odbicie w takiej postaci byłoby zbyt bolesne.
Łyk wina pozwolił odwrócić wzrok na bok, dłoń sięgnęła ku papierośnicy. -Czy mogę zapalić?- Zapytała, gdy drżące palce otwierały ozdobne wieko pudełeczka. Potrzebowała zebrać myśli, ukoić kołaczące się emocje w głosie, uspokoić rozegrany umysł.
Czy w zbliżeniu ciał, w mieszaninie oddechów, szeptach namiętności pozwoliła sobie na ukazanie całej siebie i artysta będący w otoczeniu zapachu skóry, zanurzony w cieple wspomnień dostrzegł całe istnienie? Czy powinna się bać? Czy stanie się teraz słaba i bezbronną skoro dzierżył całą wiedzę?
Czy mnie zranisz, Einarze?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Pon 24 Paź - 12:29
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Zanurzał się wśród milczenia; stąpał w nim niczym w deszczu który opadał gęstą, płynną zasłoną na fundamenty ramion, na dumny, napięty kark, utonął, okryty dymem słów zawieszonych w powietrzu i nieobecnych dźwiękiem, czuł je, czuł opuszkami palców wzburzonej, wrażliwej duszy, jej emocje, jej chwiejność, wszystko o czym nie drgnęły ani przez moment wargi. Był pewny swojego dzieła; było prawdziwe, utkane w poświacie wnętrza, we wszystkim co nosił w środku pod futerałem powłok. Sam również okazał słabość, okazał własne odczucia, splatane i niepokorne, tak niewłaściwe żywione wprost do wrogiego odbicia siebie, osoby, w którą powinien wpajać żrącą nienawiść; mówiono, że przecież portret przedstawia wyraźniej twórcę niż uwiecznioną postać, czy tkwiło w tym ziarno prawdy, czy napęczniało, czy mogło wydawać plon? Przekroczył rygory granic już dużo wcześniej gdy bluźnił przeciwko skarbom swego dziedzictwa; umieścił słabość na płótnie, zatracał się i upadał.
- Nie widzę przeszkód – przytaknął bez cienia złości; wspólnie dzielili nałóg, pokusę do kosztowania skrytego w zawiniątku tytoniu. - Przejdźmy się do salonu – zasugerował, nie chcąc by świeże płótno stało w pełni podatne pośród oparów zdolnych by je uszkodzić, niezaprawione jak dotąd sekwencją zaklęć. Ruszył, bez pośpiechu przed siebie, subtelny i rozluźniony; świętował dzisiaj zwycięstwo, cieszył się, dodatkowo że zrozumiała wszystkie rzędy intencji, pojęła powód dla którego sam nie chciał obecnie sprzedawać dzieła, któremu początkowo zdawała się wprost przeciwna. Kątem spojrzenia, w spokoju szukał jej twarzy, prowadząc dalej w głąb domu.
- Co powiesz na towarzystwo? – zapytał nagle, sięgając do własnej paczki gdzie tkwiła biel papierosów. Krańce ust rozwiesiły lekki, swobodny uśmiech, refleks który zabłysnął na pierścieniach tęczówek rzucał nieme wyzwanie, podobne do wszystkich innych, drobnych uszczypliwości, z jakich często się składał; zupełnie jakby próbował otrząsnąć ją z dawnych obaw, przypomnieć, że się nie zmienił, ocucić z tonów powagi, z półcieni nabrzmiałych obaw. Co więcej im pozostało? Dziś, tak jak wcześniej, cieszył się smakiem chwili.
- Nie widzę przeszkód – przytaknął bez cienia złości; wspólnie dzielili nałóg, pokusę do kosztowania skrytego w zawiniątku tytoniu. - Przejdźmy się do salonu – zasugerował, nie chcąc by świeże płótno stało w pełni podatne pośród oparów zdolnych by je uszkodzić, niezaprawione jak dotąd sekwencją zaklęć. Ruszył, bez pośpiechu przed siebie, subtelny i rozluźniony; świętował dzisiaj zwycięstwo, cieszył się, dodatkowo że zrozumiała wszystkie rzędy intencji, pojęła powód dla którego sam nie chciał obecnie sprzedawać dzieła, któremu początkowo zdawała się wprost przeciwna. Kątem spojrzenia, w spokoju szukał jej twarzy, prowadząc dalej w głąb domu.
- Co powiesz na towarzystwo? – zapytał nagle, sięgając do własnej paczki gdzie tkwiła biel papierosów. Krańce ust rozwiesiły lekki, swobodny uśmiech, refleks który zabłysnął na pierścieniach tęczówek rzucał nieme wyzwanie, podobne do wszystkich innych, drobnych uszczypliwości, z jakich często się składał; zupełnie jakby próbował otrząsnąć ją z dawnych obaw, przypomnieć, że się nie zmienił, ocucić z tonów powagi, z półcieni nabrzmiałych obaw. Co więcej im pozostało? Dziś, tak jak wcześniej, cieszył się smakiem chwili.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Pon 24 Paź - 23:23
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Zostawiła za sobą obraz, który mówił tak wiele, ale mało kto wiedział o czym opowiadał. Tak było lepiej, bezpieczniej. Bezpieczniej dla nich. Dzieło sprawiające zamęt, obraz, który mącił w głowie nie mogło zawisnąć w galerii, na czyjejś ścianie. Dopóki żyła, musiało zostać schowane. Zgnilizna nie zniszczyła dzieła, nie skaziła swoim oddechem, a jednak nadal mógł czarować, odbierać oddech i mamić umysły.
Podążyła jego śladem, a przechodząc do kolejnego pomieszczenia wyciągnęła papierosa z papierośnicy, którą otrzymała od Olafa. Jeden z licznych prezentów jakimi ją obdarowywał. Nie wymagał ich zwrotu po nocy z klientem lub zakończonej pracy. Te należały do niej. Lekkość kroków nosiła znamiona dumy i zwycięstwa. Wiedziała, że wygrał. Nie dość, że sprostał wyzwaniu to obraz pozostanie w jego posiadaniu. Miał pełne prawo do zadowolenia z samego siebie. Kąciki ust drgnęły gdy odwrócił się oferując swoje towarzystwo.
Bez pytania o zgodę zajęła wolne miejsce i włożyła papierosa między malinowe wargi. Ruchem dłoni zachęciła Einara aby dołączył do tej czynności. Niedługo potem cienka smuga siwego dymu uniosła się w górę.
-Spisałeś się. - Powiedziała miękko po chwili milczenia kiedy zapach tytoniu docierał do wszystkich cząstek skóry, gdy wdzierał się do umysłu i go koił. -Gdzie będziesz go trzymał? - Zapytała ciekawa czy jej podobizna wyląduje w ciemnym pudle czy może w mieszkaniu artysty znajdzie się jakiś kącik, gdzie zawiśnie na wieki. Strażnik przedziwnej tajemnicy, świadek wydarzenia, które nie powinno nigdy zaistnieć. W jednej dłoni dzierżyła tlącego się papierosa, w drugiej na wpół opróżniony kieliszek wina. Poczuła się swobodniej, pewniej a zmieszanie wywołane obrazem zaczynało odchodzić w niepamięć.
Co teraz? Jakie kolejne wyzwanie, jakie kolejne zadanie zostanie przed nimi postawione? Czy może teraz mają się mijać tak jak poprzednio? Zaciągnęłą się, a końcówka papierosa zajarzyła czerwienią znacząc pytanie jakie zawisło w powietrzu, to nie zadane. W rozmowie dwojakiej jaką prowadzili. Tę składającą się ze słów i tę drugą, znacznie ciekawszą, w której to milczenie było głównym aktorem.
Podążyła jego śladem, a przechodząc do kolejnego pomieszczenia wyciągnęła papierosa z papierośnicy, którą otrzymała od Olafa. Jeden z licznych prezentów jakimi ją obdarowywał. Nie wymagał ich zwrotu po nocy z klientem lub zakończonej pracy. Te należały do niej. Lekkość kroków nosiła znamiona dumy i zwycięstwa. Wiedziała, że wygrał. Nie dość, że sprostał wyzwaniu to obraz pozostanie w jego posiadaniu. Miał pełne prawo do zadowolenia z samego siebie. Kąciki ust drgnęły gdy odwrócił się oferując swoje towarzystwo.
Bez pytania o zgodę zajęła wolne miejsce i włożyła papierosa między malinowe wargi. Ruchem dłoni zachęciła Einara aby dołączył do tej czynności. Niedługo potem cienka smuga siwego dymu uniosła się w górę.
-Spisałeś się. - Powiedziała miękko po chwili milczenia kiedy zapach tytoniu docierał do wszystkich cząstek skóry, gdy wdzierał się do umysłu i go koił. -Gdzie będziesz go trzymał? - Zapytała ciekawa czy jej podobizna wyląduje w ciemnym pudle czy może w mieszkaniu artysty znajdzie się jakiś kącik, gdzie zawiśnie na wieki. Strażnik przedziwnej tajemnicy, świadek wydarzenia, które nie powinno nigdy zaistnieć. W jednej dłoni dzierżyła tlącego się papierosa, w drugiej na wpół opróżniony kieliszek wina. Poczuła się swobodniej, pewniej a zmieszanie wywołane obrazem zaczynało odchodzić w niepamięć.
Co teraz? Jakie kolejne wyzwanie, jakie kolejne zadanie zostanie przed nimi postawione? Czy może teraz mają się mijać tak jak poprzednio? Zaciągnęłą się, a końcówka papierosa zajarzyła czerwienią znacząc pytanie jakie zawisło w powietrzu, to nie zadane. W rozmowie dwojakiej jaką prowadzili. Tę składającą się ze słów i tę drugą, znacznie ciekawszą, w której to milczenie było głównym aktorem.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Wto 25 Paź - 21:53
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Nie; nic nie zmierza w kierunku przepaści kresu, nic nie ma zniknąć, rozbryznąć się niczym fale roztarte o masyw klifu, nie, to nie koniec, prędzej koniec początku, widmowa, płynna granica pomiędzy pierwszym a drugim piętrem etapu. Nie; nie uwierzył, że staną się sobie obcy jak twarze w gęstym, mdłym sosie ruchliwych tłumów; nie będą obcy, nie mogą, po wykrojeniu barwnych, wnikliwych pejzaży duszy na fundamencie płótna tworzących portret, spojrzenie w jakim ją tworzył, pomiędzy serią pociągnięć, linii oraz pigmentów wdrożonych w całokształt wizji. Usiadł w skrzepłym milczeniu, zajął miejsce w stosownym, pełnym grzeczności dystansie bez zbędnej szczypty pośpiechu; wysunął bibułkę papierosa i wetknął ją między wargi, czując niedługo później na ich wzniesieniach lekkie, przyjemne ciepło. Szept zapadłego zaklęcia rozniecił wstążeczkę dymu kołyszącą się sennie jak wątła, siwa chorągiew.
- Mam odpowiednie miejsce – wyjaśnił w świetle uśmiechu. Miał, rzeczywiście; nie miał zamiaru ukrywać płótna we wnętrzu okrutnej skrzyni. Część niedostępnych dla wielu gości pomieszczeń przekształcił w miejsce intymnej, własnej kolekcji trzymając tam wyjątkowe płótna, obnażające ducha o wiele bardziej, dosadniej niż inne dzieła.
- Pokażę ci je - obiecał - kiedy zapragniesz później zobaczyć portret – dodał natychmiast chytrze, wskazując że potrzebują czasu, później, cierpliwie później; wszystko miało rozwijać się w nich powoli, dojrzewać jak dawna niechęć, nienawiść niszczone głodną, wznoszącą się ciekawością. Nastała cisza; ponownie, zwarta niczym melasa. Zaciągnął się papierosem i wytchnął obłok tytoniu.
- Myślisz, że to już koniec? – zapytał nagle, po chwili, która mogła trwać krótko i mogła trwać również wieczność, wykrzywił w grymasie usta i zwrócił w jej stronę głowę: - Widzisz, wszystko zależy od tylko twojej decyzji – spryt, nieodzowny spryt przeciwnego demona; spojrzenie, z pełnią spokoju i nieodzownej uwagi sunęło po kompozycji twarzy; tej samej, którą uwieczniał, tej samej, do której szeptał że obraz nadal powstaje, że będzie go nadal tworzył.
- …zostaniesz? – nachylił się w jej kierunku, ściskając papieros w dłoni, głos delikatny, lekki, tworzył subtelny powiew, muśnięcie kaskadą dźwięków. Nie prosił, nie rozkazywał, nie wzniecał płomienia aury, zresztą bezskutecznego w jej osobliwym przypadku. Zostaniesz przy mnie, Villemo? Dzisiaj; teraz; przez krótki, spleciony moment? Jesteś i byłaś wolna, dzieło pozornie wyschło, zlecenie jest wypełnione. Jeden, błędny występek można uznać za słabość; jedno doznanie zamieść skrzętnie pod dywan; co jeśli będzie ich więcej? Co, jeśli znów się powtórzą?
- Mam odpowiednie miejsce – wyjaśnił w świetle uśmiechu. Miał, rzeczywiście; nie miał zamiaru ukrywać płótna we wnętrzu okrutnej skrzyni. Część niedostępnych dla wielu gości pomieszczeń przekształcił w miejsce intymnej, własnej kolekcji trzymając tam wyjątkowe płótna, obnażające ducha o wiele bardziej, dosadniej niż inne dzieła.
- Pokażę ci je - obiecał - kiedy zapragniesz później zobaczyć portret – dodał natychmiast chytrze, wskazując że potrzebują czasu, później, cierpliwie później; wszystko miało rozwijać się w nich powoli, dojrzewać jak dawna niechęć, nienawiść niszczone głodną, wznoszącą się ciekawością. Nastała cisza; ponownie, zwarta niczym melasa. Zaciągnął się papierosem i wytchnął obłok tytoniu.
- Myślisz, że to już koniec? – zapytał nagle, po chwili, która mogła trwać krótko i mogła trwać również wieczność, wykrzywił w grymasie usta i zwrócił w jej stronę głowę: - Widzisz, wszystko zależy od tylko twojej decyzji – spryt, nieodzowny spryt przeciwnego demona; spojrzenie, z pełnią spokoju i nieodzownej uwagi sunęło po kompozycji twarzy; tej samej, którą uwieczniał, tej samej, do której szeptał że obraz nadal powstaje, że będzie go nadal tworzył.
- …zostaniesz? – nachylił się w jej kierunku, ściskając papieros w dłoni, głos delikatny, lekki, tworzył subtelny powiew, muśnięcie kaskadą dźwięków. Nie prosił, nie rozkazywał, nie wzniecał płomienia aury, zresztą bezskutecznego w jej osobliwym przypadku. Zostaniesz przy mnie, Villemo? Dzisiaj; teraz; przez krótki, spleciony moment? Jesteś i byłaś wolna, dzieło pozornie wyschło, zlecenie jest wypełnione. Jeden, błędny występek można uznać za słabość; jedno doznanie zamieść skrzętnie pod dywan; co jeśli będzie ich więcej? Co, jeśli znów się powtórzą?
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Wto 25 Paź - 22:41
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Demon czy galdr, zawsze starali się zrobić to samo. Zachęcić, zanęcić i dać pozorny wybór, którym potem mogli się zasłaniać niczym wachlarzem. Twoja decyzja, ponieważ swoją już podjął. Nie zgadzał się na powrót do tego co było, ale czy w ogóle mogło się tak stać? Czy na scenie, na której się znaleźli mogli zacząć od nowa, rozpocząć akt jeszcze raz? Nie.
Nie istniały próby, nie było możliwości powtórzenia dialogu, ruchu dłoni, przejścia między scenografią. Ta, bowiem była żywa i jednorazowa, zatrzymana jedynie w ich własnych wspomnieniach, w kolorach tęczówek tkwiły obrazy jakie mieli przed oczami.
Nic już nie pozostanie takie samo, a kolejny obraz wciąż był malowany choć nie tylko Einar dzierżył pędzel wodzący po płótnie. Ona trzymała swój, mogła zabarwiać błękitem, granatem, głęboką szarością kolejne puste miejsca na płótnie, kłaść impast słów na tych, które on już położył. Mieszać barwy, tworzyć sztukę od nowa.
Pozornie grzeczny dystans pogłębiał intensywność spotkania, skrócenie go nie było trudne. Wystarczył jeden ruch, jedno spojrzenie by przestał istnieć. Choć mosty spalili, mury rozkruszyli tak nie były im one potrzebne by znów się spotkać.
Zaproszenie splotło się wraz z siwym dymem opuszczającym usta demona. Uśmiechnęła się kącikami warg doskonale wiedząc o czym mówił. Choć aura nie działała pozostawał sobą i tym razem nie musiał niczego ukrywać, choć czar nadal uśpiony, czuwał jak zwierz gotowy do zatańczenia. Jej własny mruczał cicho niczym kot leżący rozgrzany w dużej plamie słońca.
Zaciągnęła się i wypuściła w górę smugę jasnego dymu; uniósł się ku górze, rozbił o gładką powierzchnię sufitu. -Raczej, co dalej. - Odpowiedziała spokojnie na zaczepkę, na jawna prowokację podszytą miękkim głosem, głębokim spojrzeniem. Choć raz ulegli przedziwnej sytuacji, mogli rozejść się w tańcu, mogli ukłonić się widowni i zejść ze sceny na zawsze. Teraz trwali w jej dwóch rogach, a muzyka wciąż grała. Wystarczyło zrobić jeden krok w figurze tańca.
Zakręciła kieliszkiem wina od niechcenia. Przedłużała ciszę, bawiła się jej dźwiękiem w uszach kiedy pytanie padło, a wraz z nim wszystkie inne drżące na pięciolinii. -Czy chcesz abym chciała zostać? - skierowała się ku niemu. Dystans, ten przedziwny towarzysz spotkań, został skrócony. Zmniejszony, ale nadal był i istniał, jako ostatnia przeszkoda do pokonania tego dnia.
W swej naturze nie mogła ulec, nie mogła od tak podać odpowiedzi na tacy, bo choć mrowienie ciekawości podsycało wieczne pytanie - kim się teraz stali, tak w demonicznej naturze nie przywykła zgadzać się na wszystko. Należało poprosić, wtedy rozbrzmiewała najpiękniejsza pieśń jezior.
Mogła zostać, jeżeli prawdziwie tego pragnął.
Nie istniały próby, nie było możliwości powtórzenia dialogu, ruchu dłoni, przejścia między scenografią. Ta, bowiem była żywa i jednorazowa, zatrzymana jedynie w ich własnych wspomnieniach, w kolorach tęczówek tkwiły obrazy jakie mieli przed oczami.
Nic już nie pozostanie takie samo, a kolejny obraz wciąż był malowany choć nie tylko Einar dzierżył pędzel wodzący po płótnie. Ona trzymała swój, mogła zabarwiać błękitem, granatem, głęboką szarością kolejne puste miejsca na płótnie, kłaść impast słów na tych, które on już położył. Mieszać barwy, tworzyć sztukę od nowa.
Pozornie grzeczny dystans pogłębiał intensywność spotkania, skrócenie go nie było trudne. Wystarczył jeden ruch, jedno spojrzenie by przestał istnieć. Choć mosty spalili, mury rozkruszyli tak nie były im one potrzebne by znów się spotkać.
Zaproszenie splotło się wraz z siwym dymem opuszczającym usta demona. Uśmiechnęła się kącikami warg doskonale wiedząc o czym mówił. Choć aura nie działała pozostawał sobą i tym razem nie musiał niczego ukrywać, choć czar nadal uśpiony, czuwał jak zwierz gotowy do zatańczenia. Jej własny mruczał cicho niczym kot leżący rozgrzany w dużej plamie słońca.
Zaciągnęła się i wypuściła w górę smugę jasnego dymu; uniósł się ku górze, rozbił o gładką powierzchnię sufitu. -Raczej, co dalej. - Odpowiedziała spokojnie na zaczepkę, na jawna prowokację podszytą miękkim głosem, głębokim spojrzeniem. Choć raz ulegli przedziwnej sytuacji, mogli rozejść się w tańcu, mogli ukłonić się widowni i zejść ze sceny na zawsze. Teraz trwali w jej dwóch rogach, a muzyka wciąż grała. Wystarczyło zrobić jeden krok w figurze tańca.
Zakręciła kieliszkiem wina od niechcenia. Przedłużała ciszę, bawiła się jej dźwiękiem w uszach kiedy pytanie padło, a wraz z nim wszystkie inne drżące na pięciolinii. -Czy chcesz abym chciała zostać? - skierowała się ku niemu. Dystans, ten przedziwny towarzysz spotkań, został skrócony. Zmniejszony, ale nadal był i istniał, jako ostatnia przeszkoda do pokonania tego dnia.
W swej naturze nie mogła ulec, nie mogła od tak podać odpowiedzi na tacy, bo choć mrowienie ciekawości podsycało wieczne pytanie - kim się teraz stali, tak w demonicznej naturze nie przywykła zgadzać się na wszystko. Należało poprosić, wtedy rozbrzmiewała najpiękniejsza pieśń jezior.
Mogła zostać, jeżeli prawdziwie tego pragnął.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Sro 26 Paź - 0:05
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Pytanie przeciw pytaniu; cień konfrontacji w gruzach twierdzy dystansu, szermierka spojrzeń bezwzględnych, czujnych, zamarłych na cudzej twarzy. Oziębły rąbek szarości przeciwko wiązkom błękitu przyprószonym zielenią; jak mógłby jej nie zrozumieć? jak mógłby nie pojąć dumy ukrytej w zapiskach żył? Nie była przecież podatna, nie nikła pod światłem aury, nie mogła poddać się z pełnym, groteskowym zachwytem tonąc w aksamitności stwierdzeń, w gładkości kilku sugestii. Pragnęła wszystko usłyszeć, pragnęła, by się zawierzył, pragnęła jego oddania; czy rzeczywiście powinien wszystko oblekać w nietrwałą materię słów? Uśmiech nie spełzał z twarzy, rozchylał się w bezustannie trwającej batalii wyzwań, w szale napięcia pomiędzy klamrami ciał. Nie drgnął; nie zwiększał i nie zawężał dawki wspólnej bliskości, pozornie bierny, zamarły wtem niczym posąg. Wypuścił nagle powietrze, ze szmerem, zupełnie jakby sam tłumił powstały śmiech. Mógł przewidywać, mógł, oczywiście że będzie chciała postąpić w podobny sposób, przewrotny jak ich natury. Tym, w pełnej krasie była właśnie ich duma, duma którą im odbierano mieszając ich z błotem obelg i ostrzeżeniem legend. Czy bała się zatracenia? Sam wiedział, że się nie boi; już nie, okazując jej tlące się majaczenia silnych, jaskrawych pragnień. Nie bał się tego, kim byli; zrzuconych kajdan wrogości, nie bał się również tego kim mogą się później stać. Nie bał się swoich odczuć noszonych pod warstwą skóry, niejasnych i równie pięknych, nie bał się ich potyczki i nie bał się ich spotkania. Lęk osunął się; zniknął.
- Czy trwoniłbym, w innym wypadku, czas na podobne pytanie? - wymierzył słowa bez cienia skłębionej złości, bawił się, igrał, był godnym jej przeciwnikiem. W ich starciu nie było zwycięstw, nie było też jarzma klęski, nie mogli przegrać, nie mogli osiągnąć triumfu. Jej decyzja; ponieważ swoją okazał już w inny sposób. Chciał, by została; sam stał się słaby; był słaby, mogła to stwierdzić, poznać po śladach dążeń.
- Znasz odpowiedź, Villemo - napomniał krótko w kolejnej miękkości szeptu, masz ją przed sobą, na wyciągnięcie ręki. Zażywał, z premedytacją, ponownie dźwięków imienia; imienia, które go mogło zgubić; imienia, w którym się błąkał. Wiedziała przecież o wszystkim, musiała wiedzieć; musiała.
- Czy trwoniłbym, w innym wypadku, czas na podobne pytanie? - wymierzył słowa bez cienia skłębionej złości, bawił się, igrał, był godnym jej przeciwnikiem. W ich starciu nie było zwycięstw, nie było też jarzma klęski, nie mogli przegrać, nie mogli osiągnąć triumfu. Jej decyzja; ponieważ swoją okazał już w inny sposób. Chciał, by została; sam stał się słaby; był słaby, mogła to stwierdzić, poznać po śladach dążeń.
- Znasz odpowiedź, Villemo - napomniał krótko w kolejnej miękkości szeptu, masz ją przed sobą, na wyciągnięcie ręki. Zażywał, z premedytacją, ponownie dźwięków imienia; imienia, które go mogło zgubić; imienia, w którym się błąkał. Wiedziała przecież o wszystkim, musiała wiedzieć; musiała.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Sro 26 Paź - 9:27
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Papierosowy dym otulał dwie sylwetki zamarłe nieruchomo w tańcu spojrzeń, w szermierce krótkich słów, w wypadzie pytań, bo choć znali odpowiedzi, to dzika natura wołała o swój trybut. Odstąpienie, przejście i obrót gdy wypowiadali kolejne zdania, gdy ich własna duma nie pozwalała ot tak oddać pola walki. Czerpała przyjemność z szermierki sił gdzie aura nie była atutem i należało użyć innych metod - równie przewrotnych. Uśmiech drgający w kącikach warg trwał tam nadal, w duecie płonących iskier w szarym spojrzeniu. Duma ich istnienia, niczym nie skrywana kiedy wiedzieli jak ostatnio wszystko się skończyło i nie chcieli przestać.
Zbyt kuszące, aby odmówić sobie dalszych prób i testów. Jak wcześniej starała się ukryć kim jest, obawiała się swojego istnienia, tak z każdym dniem jej odwaga rosła. Miała ochronę, mogła polegać na bezpieczeństwie galerii, wiedziała, że ma za sobą potężnego patrona i choć obiecała mu swoją wierność, tak była to wierność jedynie w pracy. Miała pozostać jego najpiękniejszą lalką w całym zestawie zabawek. Miał Lilije, ale Villemo zrzuciła już kajdany jakie na nią nałożył. Tak sądziła, tak myślała nie wiedząc, że klątwa spowodowana urażoną dumą i potrzebą posiadania trawiła jej ciało. Sączyła w umysł fałszywe obrazy i wiązała ją od nowa z galdrem, który pewny siebie zapomniał, że igra z żywiołem.
Choć nienawiść i niechęć została zepchnięta ze zbocza uprzedzeń, choć zaczęli odnajdywać się w tym przedziwnym układzie to nadal krążyli; choć żadne nigdy nie wygra, nie nałoży laura zwycięstwa na swe skronie, to sama chęć rywalizacji była zbyt kusząca.
Jej bronią był głos, ale również ruch. Każdy gest był lekki, niewymuszony i doskonale przemyślany. Niespiesznie zeszła z kanapy, przeszła do butelki wina, którą zostawili w pracowni. Mijając obraz posłała mu ostatnie spojrzenie już bez poczucia lęku i obawy. Podchodząc do artysty zostawiała za sobą zapach delikatnych perfum, które przywodziły na myśl zapach górskiej doliny gdzie ukryte było najczystsze jezioro. Powoli nalała alkoholu do jego kieliszka, a papieros dopalał się w dłoni. Przełamała dystans całkowicie, naruszyła ziemię niczyją.
-Zostanę, Einarze. - Odpowiedziała aksamitem głosu, śpiewną nutą wybrzmiałą w głoskach jego imienia. To była ich siła, magia słów, bo choć nie działała na nich, na ich umysły i istnienie, tak widzieli ją, odczuwali i mogli docenić. Ona czuła, dostrzegała jak rzeczywistość faluje. W tych toniach mogli tonąć inny, a oni unosili się na powierzchni niczym dwa liście.
Zbyt kuszące, aby odmówić sobie dalszych prób i testów. Jak wcześniej starała się ukryć kim jest, obawiała się swojego istnienia, tak z każdym dniem jej odwaga rosła. Miała ochronę, mogła polegać na bezpieczeństwie galerii, wiedziała, że ma za sobą potężnego patrona i choć obiecała mu swoją wierność, tak była to wierność jedynie w pracy. Miała pozostać jego najpiękniejszą lalką w całym zestawie zabawek. Miał Lilije, ale Villemo zrzuciła już kajdany jakie na nią nałożył. Tak sądziła, tak myślała nie wiedząc, że klątwa spowodowana urażoną dumą i potrzebą posiadania trawiła jej ciało. Sączyła w umysł fałszywe obrazy i wiązała ją od nowa z galdrem, który pewny siebie zapomniał, że igra z żywiołem.
Choć nienawiść i niechęć została zepchnięta ze zbocza uprzedzeń, choć zaczęli odnajdywać się w tym przedziwnym układzie to nadal krążyli; choć żadne nigdy nie wygra, nie nałoży laura zwycięstwa na swe skronie, to sama chęć rywalizacji była zbyt kusząca.
Jej bronią był głos, ale również ruch. Każdy gest był lekki, niewymuszony i doskonale przemyślany. Niespiesznie zeszła z kanapy, przeszła do butelki wina, którą zostawili w pracowni. Mijając obraz posłała mu ostatnie spojrzenie już bez poczucia lęku i obawy. Podchodząc do artysty zostawiała za sobą zapach delikatnych perfum, które przywodziły na myśl zapach górskiej doliny gdzie ukryte było najczystsze jezioro. Powoli nalała alkoholu do jego kieliszka, a papieros dopalał się w dłoni. Przełamała dystans całkowicie, naruszyła ziemię niczyją.
-Zostanę, Einarze. - Odpowiedziała aksamitem głosu, śpiewną nutą wybrzmiałą w głoskach jego imienia. To była ich siła, magia słów, bo choć nie działała na nich, na ich umysły i istnienie, tak widzieli ją, odczuwali i mogli docenić. Ona czuła, dostrzegała jak rzeczywistość faluje. W tych toniach mogli tonąć inny, a oni unosili się na powierzchni niczym dwa liście.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Sro 26 Paź - 21:23
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Mogła to dzisiaj spostrzec, tę niepokorność, upartość która jak rysa biegła przez gładkość całej powierzchowności, łagodnej fasady twarzy zdolnej rozniecić zachwyt iskrami nieludzkiej aury. Nie był podatną gliną, niechętnie giął się pod dźwiękiem cudzej sugestii; czy mogli być w tym podobni? dwoiści, spleceni z różnych cech i tendencji; czy byli bardziej podobni niż śmieli dotąd uważać? Dążyli, by poznać siebie, przylgnęli w tańcu bluźnierstwa wbrew ostrym przestrogom przodków, głód pragnień szarpał żołądkiem wiotkiej materii duszy. Zachował jednak cierpliwość, smakował ostrożnie każdej kropli sekundy, słodkiej niczym kwiatowy oraz rozkoszny nektar, był wciąż cierpliwy, czekając na odpowiedni, w pełni właściwy moment. Gra nadal trwała, drażniąc siły natury, nawet w prostej rozmowie, prostej wymianie spojrzeń skrzących się w taflach oczu krążyli wciąż po arenie stawianych bez przerwy wyzwań. Odważysz się? chcieli więcej, nie znając barier umiaru, surowej powściągliwości, więcej w każdym odcieniu przytoczonego słowa. W powietrzu tliła się mgiełka, poświata zapachu ciała, jej woni, która zadrgała w chwili nagłej rozłąki, wyrwie w której samotność przyprószona szczyptami coraz to śmielszych pragnień ożywiała się, stygnąc w ścisłym, napiętym oczekiwaniu. Papieros, skurczony, palił go w linię ust; zmiażdżył go w popielniczce, lustrując, jak nalewała kolejną porcję napoju. Wino zakołysało się w przezierności kieliszka, słowo zostanę rozniosło się z melodyjną, nieopisaną gracją, jak obietnica, jak pieczęć opatrująca spotkanie, jak balsam kojący zmysły. Podniósł się; podszedł do niej, przystając z naczyniem w ręku.
- Powinienem wznieść toast – zauważył półszeptem. - Za nas – za wszystko, co się zdarzyło, co mogło mieć wkrótce miejsce, za przyszłość niejasną, mglistą, za ich relację noszącą piętno enigmy; za obraz, za wspólny sukces wydarcia na płótnie ducha, za więź milczenia, którą tak często hojnie się obdarzali, tonąc w dialogach ciszy, za tajemnicę której nie mógł przenigdy usłyszeć świat, za niecierpliwość wizji oraz wołania pokus, za sprzeczne, liczne odczucia które targały ich bezustanną wichurą, za nich, razem, utkanych z cząstek momentu, żyjących w przypływie chwili. Za nich.
- Powinienem wznieść toast – zauważył półszeptem. - Za nas – za wszystko, co się zdarzyło, co mogło mieć wkrótce miejsce, za przyszłość niejasną, mglistą, za ich relację noszącą piętno enigmy; za obraz, za wspólny sukces wydarcia na płótnie ducha, za więź milczenia, którą tak często hojnie się obdarzali, tonąc w dialogach ciszy, za tajemnicę której nie mógł przenigdy usłyszeć świat, za niecierpliwość wizji oraz wołania pokus, za sprzeczne, liczne odczucia które targały ich bezustanną wichurą, za nich, razem, utkanych z cząstek momentu, żyjących w przypływie chwili. Za nich.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Czw 27 Paź - 17:07
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Nie ulegał presji, nie reagował bezwiednie na każdy gest samemu wyznaczając granice; dyktował zasady, sprawdzał jak, te należące do niksy, są silne. Formował rzeczywistość niczym obraz, który powstaje z połączenia kolorów. Natura stworzyła ich podobnych, byli żywiołami, dzikością zaklętą w ciele, a jednocześnie tak bardzo różni. Przyciągali się i odpychali w tym samym czasie. Splatali przedziwną relację na przekór wszystkiemu i nie zważali na to co powie świat. Byli wolni..
Nie związani swoimi czarami, trzeźwi i jednocześnie pijani zapowiedzią nieznanego. Przyszłość była za mgłą, nie dostrzegała możliwości, zakrętów i podkopów, a mimo to była gotowa kroczyć dalej byle zobaczyć więcej.
Dopalony papieros znalazł się w popielniczce gdy podejmowała decyzję, gdy wypowiadała słowa mające zapieczętować ostatnie wydarzenia. Przewrotna, demoniczna natura nie imała się ludzkich zasad i obowiązków, bo choć żyli wśród galdrów tak zostali ze społeczności wykluczani wraz z hasłami Wyzwolonych. Cóż za ironia, że tylko wróg mógł zrozumieć co przeżywa druga strona. On przestał być wrogiem. Mając tę świadomość nadal nie wiedziała kim się stał. Nie znała odpowiedzi na to pytanie i każdą cząstką siebie chciała ją poznać.
-Za nas… - Powtórzyła cicho unosząc kieliszek, a dźwięk zderzenia szkła o szkło, niczym delikatny dzwonek rozniosło się po pomieszczeniu. Za pierwsze spotkanie, w którym tańczyli sprawdzając kto sięgnie ku dominacji. Za rozmowy na moście kiedy padło wyzwanie. Za obrazy, ten który stworzyli i ten, który właśnie malowali. Za przyszłość, która niepewnie drżała na koniuszkach palców. Za każde milczenie, oddech i pojedyncze słowo mówiącej więcej niż długie godziny rozmów przepełnionych zdaniami.
Szkło objęte malinowymi ustami dostarczyło posmaku wina do gardła, gdzie spłynęło w dół zostawiając na języku delikatny, owocowy posmak, zmieszany z echem nikotyny, krążącej teraz po ciele kobiety. Zapach jego ciała omiótł jasną postać, zamknął w swoich objęciach uderzając w zmysły, tak bardzo wyczulone i czujne. Czym były emocje szarpiące spokojny umysł? Czym poświata osadzająca się na kościach policzkowych i skroniach.
Sam był obrazem, kreacją swoją własną dla świata zewnętrznego. Pięknem ukrytym i schowanym głęboko, ku któremu teraz sięgała by móc zobaczyć prawdę. Jej część dostrzegła w obrazie jaki pozostał w pracowni.
Nie związani swoimi czarami, trzeźwi i jednocześnie pijani zapowiedzią nieznanego. Przyszłość była za mgłą, nie dostrzegała możliwości, zakrętów i podkopów, a mimo to była gotowa kroczyć dalej byle zobaczyć więcej.
Dopalony papieros znalazł się w popielniczce gdy podejmowała decyzję, gdy wypowiadała słowa mające zapieczętować ostatnie wydarzenia. Przewrotna, demoniczna natura nie imała się ludzkich zasad i obowiązków, bo choć żyli wśród galdrów tak zostali ze społeczności wykluczani wraz z hasłami Wyzwolonych. Cóż za ironia, że tylko wróg mógł zrozumieć co przeżywa druga strona. On przestał być wrogiem. Mając tę świadomość nadal nie wiedziała kim się stał. Nie znała odpowiedzi na to pytanie i każdą cząstką siebie chciała ją poznać.
-Za nas… - Powtórzyła cicho unosząc kieliszek, a dźwięk zderzenia szkła o szkło, niczym delikatny dzwonek rozniosło się po pomieszczeniu. Za pierwsze spotkanie, w którym tańczyli sprawdzając kto sięgnie ku dominacji. Za rozmowy na moście kiedy padło wyzwanie. Za obrazy, ten który stworzyli i ten, który właśnie malowali. Za przyszłość, która niepewnie drżała na koniuszkach palców. Za każde milczenie, oddech i pojedyncze słowo mówiącej więcej niż długie godziny rozmów przepełnionych zdaniami.
Szkło objęte malinowymi ustami dostarczyło posmaku wina do gardła, gdzie spłynęło w dół zostawiając na języku delikatny, owocowy posmak, zmieszany z echem nikotyny, krążącej teraz po ciele kobiety. Zapach jego ciała omiótł jasną postać, zamknął w swoich objęciach uderzając w zmysły, tak bardzo wyczulone i czujne. Czym były emocje szarpiące spokojny umysł? Czym poświata osadzająca się na kościach policzkowych i skroniach.
Sam był obrazem, kreacją swoją własną dla świata zewnętrznego. Pięknem ukrytym i schowanym głęboko, ku któremu teraz sięgała by móc zobaczyć prawdę. Jej część dostrzegła w obrazie jaki pozostał w pracowni.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
28.01.2001 – Pracownia – E. Halvorsen & V. Holmsen Nie 30 Paź - 15:25
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Doceniał siłę płynącą z treści milczenia, słów niedraśniętych chrzęstną machiną krtani, nie-głosek nie-wybrzmiałych w powietrzu zgęstniałym od splotów rozmów. Doceniał ciszę, która zaległa między ich sylwetkami, osiadła, uwiła gniazdo, ciszę która spowiła jasne, czujne pejzaże ich świadomości odległych i równie bliskich; ciszę, która pulsowała jak wielkie, duchowe serce, kwartet czterech jam tryskających obfitą, silną esencją życia. Za nas, szczątkowy przekaz wibrował w falach powietrza, za nas, za tajemnicę, zawiłą, zawartą w piśmie emocji, za słodkie brzemię niewiedzy. Nie zwykli łaknąć określeń, żyli bez prętów zasad, bez karceru pierwotnych, rozwydrzonych uprzedzeń, bez pojęcia wrogości, bez żadnych, miałkich terminów kim byli, kim mieli zostać. Słowo, wypowiedziane, jest samo w sobie więzieniem; ciasną, niewielką klitką, jest klatką, w której zamiera pieśń dostojnego ptaka, pieśń głębi, pieśń tego, co jest złożone, stworzone z dziesiątek znaczeń. Tląca się, ciepła bliskość, obecność nadal odległa choć przełamana dystansem, była wystarczająca; teraz, kiedy kieliszki zderzone krótko ze sobą wydały wysokie tony, wkrótce uniesione w kierunku krawędzi warg. Smak wina na podniebieniu łaskotał wzorzystą nutą, zakwitał barwnym bukietem; pił powoli, w milczeniu kosztując trunku, oszczędnie, jakby czuł każdy impuls, każde westchnienie chwili, każdy ciężar sekundy.
Odstawił później naczynie, kieliszek z nieznacznym szmerem zagościł na tafli blatu. Nakrywał ją swoim wzrokiem, dosięgał stali tęczówek błyszczących w strumieniach światła. Uszczuplił pas odległości, przystąpił do niej, lustrując jej twarz z uwagą; usta, ostrożnie, opadły w kierunku ust, zetknęły się w pocałunku, w kaskadzie przyjemnych muśnięć; dosięgnął wkrótce jej twarzy, odgarnął kilka kosmyków, przesunął krańcami palców po miękkiej, wrażliwej skórze, krawędzi błogiej przepaści. Zamykał jej dłoń w uścisku, w niemej sugestii, prośbie udaj się dzisiaj ze mną, ponownie, podążaj drogą wijącą się w łukach pragnień. Obraz był ukończony; nie był dłużej malarzem który sporządzał portret w przestrzeni własnej pracowni, bynajmniej nie był nim w prostym, pierwszym znaczeniu słowa; chciał, aby poszła za nim, do jego świata, do prywatności skrojonej w sceneriach domu. Nikt nie mógł już ich pochwycić; nikt nie był w stanie osądzić.
Einar i Villemo z tematu
Odstawił później naczynie, kieliszek z nieznacznym szmerem zagościł na tafli blatu. Nakrywał ją swoim wzrokiem, dosięgał stali tęczówek błyszczących w strumieniach światła. Uszczuplił pas odległości, przystąpił do niej, lustrując jej twarz z uwagą; usta, ostrożnie, opadły w kierunku ust, zetknęły się w pocałunku, w kaskadzie przyjemnych muśnięć; dosięgnął wkrótce jej twarzy, odgarnął kilka kosmyków, przesunął krańcami palców po miękkiej, wrażliwej skórze, krawędzi błogiej przepaści. Zamykał jej dłoń w uścisku, w niemej sugestii, prośbie udaj się dzisiaj ze mną, ponownie, podążaj drogą wijącą się w łukach pragnień. Obraz był ukończony; nie był dłużej malarzem który sporządzał portret w przestrzeni własnej pracowni, bynajmniej nie był nim w prostym, pierwszym znaczeniu słowa; chciał, aby poszła za nim, do jego świata, do prywatności skrojonej w sceneriach domu. Nikt nie mógł już ich pochwycić; nikt nie był w stanie osądzić.
Einar i Villemo z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?