Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    02.03.2001 – Przedpokój – E. Halvorsen & G. Holzinger

    2 posters
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    02.03.2001, kontynuacja

    Znał dobrze barwy obsesji, znał fascynację zwęgloną w talerzach źrenic, płomienie pożądliwości tańczące żywo pod skórą, skąpane w zachłannym tańcu. Nie zdołałby jej - przenigdy - wydrzeć spod czubków palców, zmyć z miękkich krawędzi ust i wyczesać spomiędzy kosmyków włosów, nie mógł jej strzepnąć z sierpów swoich kości biodrowych, opiętych wrażliwą tkanką ani wypłoszyć z łukowato wyprężonego pnia kręgosłupa. Na jego twarzy skropliło się wiele westchnień, w kącikach oczu zastygły mu echa wyznań, zdradzonych błysków nadziei i oszukanej groteski pełnej fanatyczności. Był świadkiem wielu upadków; w jego bliskości liczne, zbyt liczne zresztą osoby straciły pieczę kontroli, potrafił, jak sam uwierzył, odczuwać słodycz pokusy, której pomimo starań nie można było odrzucić. Aura tworzyła słabość, kruszyła mury rozsądku w szare obłoki pyłu włóczące się z bezradnością, aura była bezwzględną i magnetyczną władzą, rozkazem zamkniętym pod pokrywą pozornych i nieszkodliwych stwierdzeń. Nawet najlżejszy kaprys po obtoczeniu czarem mógł stać się nagłą tresurą i zmusić do przełamania dotąd wyprostowanych, twardych przegubów kolan.
    Wiedział dobrze o wszystkim, dlatego mógł grać tę rolę; naiwną i zapatrzoną, tworzącą wymyślny woal nad własną zapalczywością. Fakt, że znaleźli się tutaj, wkraczając w mury azylu, gdzie tworzył i również mieszkał, wynikał z jego zachcianki niezadraśniętej obcym i przenikliwym wpływem; potrzebował dziś drugiej obecności, pięknej i podobnie ulotnej, zdolnej przez moment sprawić, że w ciasnych węzłach bliskości zapomni o wszystkim innym, przez jeden wieczór, jedną noc, jedną chwilę. Nie mógł i identycznie nie chciał się nawet oszukiwać, że czuje do niej coś więcej ponad prostą sympatią, że snuje złożone plany na wspólną i pełną zażyłości relację; był do tej pory znużony i wystawiony na bezustanne podszepty własnej, huldrzej natury, w której nie było nic szlachetnego, wzniosłego, w której rozpanoszyła się jedynie pożądliwość trawiąca gorączką ciało, zachłanną i niecierpliwa. Poświata, niewidzialna dla oka, roztaczana przez Gretchen, wzbudzała jednak ciekawość, zwłaszcza, gdy z entuzjazmem i dostrzegalną radością przystała na jego propozycję; nie sądził, by domyśliła się na ten moment że emanuje podobną, zwodniczą magią, że różne, nawet usilne i niezjednanie przebiegłe manipulacje nie mogą go choćby drasnąć. Aurę trzymał zakutą w kaganiec powściągliwości, wyciszał ją, na ile tylko był w stanie, krocząc posłusznie jak baranek na rzeź cudzych pragnień; wiedział, że przy szarpiących się coraz to zajadliwiej emocjach, nie będzie mógł jej ujarzmić; wtedy już, mimo tego, mogą nie przywiązywać do podobnych spostrzeżeń najmniejszej, roztropnej wagi.
    - Czy to nie piękne? - zapytał, wręcz upojony trwającą rozrzutnie chwilą. Z lekkim, migoczącym pośpiechem, zupełnie, jakby ścigało ich światło jutrzejszego poranka, wydzielając im cząstkę wspólnej przestrzeni czasu, zdołali pokonać drogę wiodącą ich od portalu aż do sylwetki domu wrastającego w monotonny, ospały pejzaż przedmieść. Zamek drzwi szczęknął głucho, zwiastując tor ich decyzji i pieczętując los, ciasna przestrzeń przedpokoju stawała się niemal duszna; przepełniona spiekotą.
    - Nie wiążą nas treści zasad - przysunął się do kobiety, nie kwapiąc się jeszcze nawet, aby porządnie zsunąć z siebie łupinę ciążącego mu na podporach ramion płaszcza; nie tkwimy już dłużej w tłumie, w szarym, niezdolnym przyprawić nas o zadowolenie przyjęciu. Nikt inny nie spojrzy na nas, każdy, szeptany sekret przepadnie między licami otaczających ścian. Wyciągnął dłoń w stronę drugiej i przeciwległej twarzy, wyciągnął, aby ją dotknąć, poczuć, odkrywać jej materialność dotychczas dla niego niedostępną, odległą jak miękki sen; przesunął krańcem opuszek po wklęsłej, wrażliwej skroni, przez wzniesienia kości policzkowych aż do zwieńczenia żuchwy, koniuszkiem kciuka muskając jej kącik ust.
    - Chcę zrobić dla ciebie wszystko - stwierdzenie, chociaż poważne, było jawnym zaśmianiem się prosto w cudze oblicze; opadał w głąb jej spojrzenia, szepcząc wzniosłe i niemożliwe do wypełnienia wyznanie, podobne do wszystkich tych, które sam często słyszał ze strony spętanych osób. Nie czekał dłużej, kosztując pierwszego, bezwstydnego zaproszenia pocałunku; nachylił się, obejmując jej wargi, nie myśląc o niczym innym - oddając się przyjemności.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Gretchen Holzinger
    Gretchen Holzinger
    https://midgard.forumpolish.com/t1679-gretchen-holzinger#17264https://midgard.forumpolish.com/t3559-gretchen-holzinger#35749https://midgard.forumpolish.com/t1686-prinzessin#17418https://midgard.forumpolish.com/


    Brat, choć młodszy, to miał w głowie po stokroć więcej rozsądku, powtarzał, że jej lekkomyślność i nieostrożność doprowadzą ją do upadku.
    Gretchen wzruszała wówczas ramionami i puszczała te uwagi mimo uszu, przewracała oczyma, powtarzając uparcie, że sobie poradzi, że przecież zna sposoby, aby postawić na swoim. Jak dotąd zawsze, niczym kot, spadała na cztery łapy, wyplątywała się z kłopotów z gracją primabaleriny, a niejednokrotnie ocierała się granicę. Lubiła wystawiać za nią duży palec u stopy. Właściwie całą stopę albo i obie. Niewiele robiła sobie z realnego ryzyka. Niezbyt mądra i zarozumiała miała więcej szczęścia niż rozumu.
    Tego wieczoru znów kusiła los. Pozwoliła poprowadzić się obcemu mężczyźnie przez miasto. Szła za nim, splatając własną dłoń z jego, poruszając tematy lekkie i niezobowiązujące, dopiero się przecież poznawali. Szła z przekonaniem, że nic jej nie grozi; miała przecież pewność, że to on, Einar Halvorsen, wschodząca gwiazda sztuki (któż by pamiętał o istnieniu zmiennokształtnych i magii przemiany...) - nie zaszkodziłby sobie przecież chcąc zrobić jej krzywdę, czyż nie? Kierowana taką żelazną logiką przekroczyła próg jego mieszkania krokiem pewnym i niemal tanecznym, zadowolona, że wszystko szło zgodnie z planem. Jak z płatka! Gretchen była przekonana, że już ma go w garści, że demoniczna aura oplotła mężczyznę niczym ciasny łańcuch, odbierając zdolność jasnego myślenia, że pozbawił go rozsądku.
    - Przepiękne - wymruczała tonem potulnym, zgadzając się z nim, choć myśli pod burzą płomiennych loków krążyły już wokół płótna, na którym widziała własną sylwetkę.
    Zsunęła z ramion ciepły płaszcz i rozejrzała się po wnętrzu korytarza, ciekawa jak mieszka słynny malarz. Nie wiedziała czego się spodziewać. Artyści bywali różni. Jedni mieli skłonność do przepychu, inni zaś nie chcieli, by cokolwiek ich rozpraszało, jeszcze zaś inni - mieli chaos w głowie i chaos w mieszkaniu. Trudno było jednak Gretchen skupić się na tym, gdy przyjemny ton jego głosu pieścił ucho. Zwróciła ku niemu wzrok czekoladowych oczu, uśmiechając się leniwie, z zadowoleniem.
    Zasady, dobre sobie, nawet i w Zaułku Skaldów nie przywiązywałaby do nich zbyt wielkiej wagi, o tym jednak wiedzieć nie musiał. Z dużą lekkością podchodziła do własnej reputacji. Liczyło się przecież, aby o niej mówili, prawda?
    - Przejmujesz się tym? Zasadami? Tym, co ludzie pomyślą? - spytała Gretchen zaczepnie, rozbawiona, nie odsuwając się od niego nawet o milimetr. Rozplotła szal i odrzuciła go na najbliższy mebel, spoglądając prosto w oczy mężczyzny, gdy zbliżył się jeszcze, szepcząc dokładnie to, czego pragnęła usłyszeć. - Wszystko? Naprawdę? - spytała jeszcze niewinnym tonem, grając rolę zdziwionego dziewczątka, któremu można było wmówić dosłownie wszystko. Mogła spijać z jego ust wszystkie obietnice, słodkie słowa, śmiejąc się z nich w duchu.
    Nie potrzebowała od niego wszystkiego. Tylko jednego.
    Odwzajemniła pocałunek, dość nieśmiało, pozwalając mu prowadzić, nie zapominając jednak o swoim planie, choć krew zaczynała w żyłach krążyć szybciej, a po kręgosłupie przebiegł mocny dreszcz, gdy tylko poczuła smak jego warg i ciepło oddechu.
    - Może to zbyt wielka śmiałość, lecz... Chciałabym zobaczyć twoje prace. Pokażesz mi? - poprosiła mrukliwym tonem, cicho, muskając wargami szorstkie policzki.



    Gdziekolwiek jesteś
    - bądź przy mnie
    Cokolwiek czujesz
    - czuj do mnie
    Jakkolwiek nie spojrzysz
    - patrz na mnie
    Czymkolwiek jest miłość
    - kochaj się we mnie
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Nie potrzebował wiele; transakcja kilku chwil - i oddechów tętniących przyjemnym ciepłem, cwał wzburzonego serca pod harmonijką żeber. Nie potrzebował wiele; chciał ukraść jej jeden wieczór, móc spijać z ust pocałunki i odczuć gładką, prężącą się błonkę skóry, chciał śmiać się głośno, beztrosko w twarz najróżniejszym, dostępnym zobowiązaniom, potrząsnąć fortecą kłódki i zetrzeć ją w drobny pył, w lśniące, drgające cząstki błyszczące się niczym brokat przytknięty do płatków powiek. W podobnych chwilach odczuwał, że jego ciało nie staje się w pełni własne, że przeistacza się w sumę łapczywych warg, w pośpieszny, gwałtowny dotyk sunący do klamry paska, droczącej się cichym chrzęstem, w szelest pomarszczonej koszuli odrywanej od ramion, w smak cudzego pożądania pomieszkujący na podniebieniu i języku. Wspomnienia różnych bliskości ocierały się, bezustannie, o jego myśli jak dym ulotniony z końcówki podrażnionego iskrami papierosa, spływały po łukach kręgów aż do nasady lędźwi oraz zbrukanych krzyży, tam, gdzie drabina kości powinna wić się, wydłużać w zwierzęcą skazę ogona. Bawił się ich zetknięciem, bawił się wydarzeniem, nawet, jeśli kobieta wzbudzała w nim pewną czujność - sam szukał w jej towarzystwie wyłącznie błogiej ulotności, chciał, aby dzisiaj i tylko dzisiaj mogła odcisnąć na nim spłycone piętno. Nie odsunął się, choć napięta, zgrubiała struna intuicji prężyła się w grocie czaszki, nęciła go i igrała, pozornie przy nim obecna, poddana zrywom bliskości, zarazem jednak trzymając go w swoim sztywnym uścisku. Nie chciała pewnie wszystkiego, o czym tak szczodrze, z rozedrganym entuzjazmem miał śmiałość jej odpowiedzieć, pragnęła jednak zaskarbić obraną przez siebie cząstkę.  
    - Rozejrzyj się - propozycja, zapadająca wśród lekkiej, zwinnej wędrówki ust, przyjemność prażyła ciepłem; wojował z niecierpliwością, próbował ją z siebie wydrzeć, ta jednak - nade wszystko przekornie, wbijała się coraz silniej rozłożystymi korzeniami, ściskała mu pień aorty i zagłębiała się jak nożyce pomiędzy spiętrzone tkanki. Gniótł go własny apetyt; łudził się, początkowo, że wpadnie w sidła jak inne, natychmiast, z nagłą łatwością podda się dotykowi, nie będzie niczego szukać, nie będzie już więcej pytać, pozwalając, aby materac uginał się i zaskrzypiał pod ciężarem dwóch ciał. Poświata nieludzkiej aury zatliła się wokół niego, emocje rozżarzone sprawiały, że coraz bardziej skwapliwie wymykała się z rąk, niszczyła więzy kontroli - i mógłby przysiąść, że w dusznym, zacieśnionym powietrzu odczuwa bliźniaczą magię, niezdolną jednak, by wbić się sztychem w podatny i osłupiony umysł. Odsunął się, w głębi duszy przyznając się do porażki, porażki pomimo tego, jak pragnął wierzyć - tymczasowej, grając w tempie rzucanych przez nią obecnie wyznań. Ściągając pokrywę płaszcza, zaprosił ją wnet do środka, rozejrzyj się, dookoła jest przecież dużo obrazów, dużo dzieł i portretów zawieszonych na ścianach, które być może przykują na dłużej wzrok.
    - Mógłbym uwiecznić twoje piękno - wyszeptał dopiero później; planował, by na początku zapoznała się sama z fragmentem jego twórczości, rysującej się, niestety niedostatecznie, w żółtawej poświacie lamp. Nie popadł w duszność pośpiechu, podchodząc w jej stronę płynnym, choć wyważonym krokiem; tak, aby wstążka głosu wybrzmiała tuż za jej uchem, muskając nierówności małżowiny. Zatrzymał się, nie uczynił na początku nic więcej, nie popadł w ślepą zachłanność, zaciekawiony, czy rzeczywiście byłaby skłonna znaleźć się na portrecie - czy była skłonna się zgodzić.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Gretchen Holzinger
    Gretchen Holzinger
    https://midgard.forumpolish.com/t1679-gretchen-holzinger#17264https://midgard.forumpolish.com/t3559-gretchen-holzinger#35749https://midgard.forumpolish.com/t1686-prinzessin#17418https://midgard.forumpolish.com/


    Nie potrzebował wiele, wiele jednak mogła mu dać. Szeptane do ucha obietnice, których nigdy nie zamierzała spełniać. Namalowane słowem wizje najbliższych kilku godzin, dopóki światło dnia nie obwieści ich rozstania. Ciepły oddech pieszczący skórę tuż za uchem i tysiąc pocałunków - słodkich i niewinnych, namiętnych i zachłannych. Jego imię wypowiadane zarówno cicho i rozkosznie, jak i krzyczane z błagalną nutą o więcej. Mogła mu ofiarować dotyk. Wszędzie. Czuły i troskliwy, niecierpliwy i płomienny. Dać mu noc niezapomnianą, długą i rozkoszną, taką, którą będzie wspominać do końca swoich dni.
    Mogła i zapragnęła mu to wszystko ofiarować.
    Pocałunek rozpalił w Gretchen znajome pragnienie, popychające do czynów niemoralnych, zapomnieniu o wszelkich zasadach (ale czyż jakichkolwiek zwykła przestrzegać?). Pragnęła znów posmakować warg Einara. Teraz i jeszcze po stokroć. Pragnienie podsycane przez zew demonicznej krwi, nie do opanowania, to była pokusa nie do odparcia, a Gretchen bynajmniej nie miała zamiaru się jej przeciwstawiać. Nie mogła walczyć z własną naturą.
    Z trudem odjęła spojrzenie od przystojnej twarzy malarza, by pójść za zapraszającym gestem ręki, głębiej w mieszkanie, rozglądając się z ciekawością. Wrodzona wścibskość poszukiwała nie tylko obrazów, które już ukończył bądź dopiero nad nimi pracował; ciekawiło Gretchen, czy może żyje z kimś, a złożony pocałunek był aktem zdrady. Może nadużywał alkoholu? Może czegoś innego? Trudno było huldrze skupić myśli, kiedy przed oczyma tak naprawdę miała jego usta i cała rwała się w kierunku mężczyzny, by znaleźć się znów w jego objęciach.
    - Naprawdę? - spytała tonem niewinnym, jakby szczerze zaskoczonym.
    Och, nie spodziewałam się tego, mówił wyraz twarzy, jeden z tysięcy, które opanowała do perfekcji. Zapanowała nad uczuciem satysfakcji, nie pozwalając mu wygiąć ust w triumfalnym uśmieszku. Zmrużyła za to powieki i przechyliła głowę, zapraszając do kontynuacji pieszczoty ciepłym oddechem skóry w okolicach ucha. Przygryzła lekko wargę, udając, że się waha.
    - Byłabym zaszczycona, Einarze - przemówiła w końcu Grechen, dbając, by w tonie głosu rozbrzmiała nuta wzruszenia. Odwróciła się ku niemu i zbliżyła swą twarz do jego, kładąc dłonie na policzkach, tuż przed pocałunkiem jaki złożyła na jego ustach. - Nie wiem jak mogłabym ci się odwdzięczyć - szeptała rudowłosa w chwilach na złapanie oddechu. Nie złączyła znów warg z jego wargami; teraz pocałunkami znaczyła linię szczęki i męską szyję, czując jej szorstkość. Dłonie opadły, tylko po to, aby zacząć rozpinać guziki męskiej koszuli, była im przecież zbędna.
    - Pokierujesz mnie? Powiesz co robić? - spytała dwuznacznie, uchwyciwszy na nowo spojrzenie Halvorsena, uśmiechając się tym razem figlarnie; nie sprecyzowała co miała na myśli, czy pozowanie, czy to co miało nastąpić wcześniej - a może później? Wahała się wciąż. Miłość do samej siebie dyktowała stanięcie przed malarzem w pierwszej kolejności, lecz demoniczne pragnienie okazywało się silniejsze. W tamtej chwili najbardziej pragnęła jego.



    Gdziekolwiek jesteś
    - bądź przy mnie
    Cokolwiek czujesz
    - czuj do mnie
    Jakkolwiek nie spojrzysz
    - patrz na mnie
    Czymkolwiek jest miłość
    - kochaj się we mnie
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Dziesiątki przeróżnych pytań - niewielki ślad odpowiedzi.
    Powietrze jak gęsty wywar obmywa krawędzie ciał, przesuwa się po powierzchni sprężystej warstwy naskórka zachłannym, chciwym oddechem, napiera na wyczulone wariacko zastępy zmysłów, przesuwa się pod podbrzusze mrowiącą coraz dosadniej przyjemnością. Poświata cięższych oddechów osuwa się, zahaczając o czerwień łapczywych ust - przepływa, ściekając pogłosem własnej, wyszczerbionej słabości, czystego, odartego z celofanu obłudy pożądania, rozkoszy majaczącej na pograniczu rozedrganego horyzontu, gdzie własne niebo umysłu rozpala się gorączkowym, płomiennie jaskrawym żarem. Przeczuwał, że jest niewolnikiem swojego, odciśniętego na ryzach sylwetki pochodzenia, wtłoczonego w zwężone, wątłe jaskinie szpiku, w oszczędne uśmiechy żeber i dwie kondygnacje serca. Mógł wyrazić zdumienie, że własna gardziel aorty nie zachłysnęła się dotąd pleśnią popełnianych wykroczeń, że podpora kręgosłupa nie ułamała się pod ciężarem moralnego niedołęstwa, pękając jak sucha gałąź zdeptana podeszwą buta. Nieważne, jak wiele razy próbował wytrzebić prawdę na temat swojej natury, nieważne, jak ciężko jestem huldrekallem wspinało się z odrętwiałej od obrzydzenia krtani, nieważne, jak często odwracał wzrok przed jeziorem lustra, gdy z pogranicza przygarbionych wstydliwie pleców wyłaniał się atawizm zwierzęcego ogona, nieważne, jak często, regularnie odcinał go, klnąc i zwijając się z bólu, wstrzymując zaczątki płaczu uwierającego tuż przy sklepieniu podniebienia, nieważne, ponieważ piętno obmierzłych, bezpruderyjnych tendencji wyłaniało się z niego za każdym, dostępnym razem, z impulsem każdej okazji, trzymając go w kleszczach ciągłej, kaleczącej atroficzne sumienie zależności.
    - Wystarczy mi twoje towarzystwo - ocenił z przepełnioną beztroską wesołością. Mógłby ją namalować, choć portret był czasochłonny i wymagał skupienia, mąconego w danej chwili spacerem kreślonego dotyku, jej ust przyłożonych do odsłoniętej szyi, zsuwających się po wypukłej grdyce, tak blisko wrażliwych tętnic, żywych o wiele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie powinien jej ufać - wiedział, że nie powinien jej ufać, nie powinien jej wpuścić, przeczuwając, że roztacza bliźniaczą, czarującą energię charyzmatu, dostrzegał przecież jej piękno, nienaturalną, przyprawiającą niemal o strach doskonałość, piękno przynoszące upadek.
    - Tutaj? - cień pytania rozsunął się w okolicy jej skroni, muśniętej pieczęcią warg; odgarnął delikatnie kaskady miedzianych włosów; bawił się, rozjątrzając też własną, brzmiącą donośnie niecierpliwość, rozgrzane poirytowanie, wzbierające w jednoznacznej i płytkiej fizyczności. Uścisk własnej koszuli ostatecznie ustąpił, odsłaniając bezbronną skórę torsu; nie pozostawał dłużny, podążając dłonią w kierunku zapięcia eleganckiej sukienki, odchylając jej górną część i gładząc jeszcze opuszką wydatne, wzniesione ostrze obojczyka.
    - Tylko, jeśli najpierw opowiesz mi, czego pragniesz - odwdzięczył się jej tym samym, nie mogąc równocześnie oderwać chciwego wzroku, wpuszczając w ciasność dystansu podobną, analogiczną prowokację - miał zrobić dziś dla niej wszystko.
    - Podziel się ze mną wizją - poprosił, ujmując subtelnym ruchem palców jej podbródek, zwracając do swojej twarzy. Nauczony, że zawsze mógłby otrzymać to, czego poszukiwał, uciekał się do podstępów, do gładkich słów, do obietnic, wyznawanych z wyuczonym do perfekcji przejęciem, gdy obcy dotyk zakleszczał go w swych ramionach, w szeleście dwóch, niespokojnych kształtów, w jawnej, kaleczącej wprost bezwstydności, której próbował nadawać wznioślejszy ton. Dzisiaj był również sobą, wystawiał na nagłą próbę, planując zagarnąć każdy z detali spiętrzonej chwili.
    - Pozwól mi lepiej poznać.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Gretchen Holzinger
    Gretchen Holzinger
    https://midgard.forumpolish.com/t1679-gretchen-holzinger#17264https://midgard.forumpolish.com/t3559-gretchen-holzinger#35749https://midgard.forumpolish.com/t1686-prinzessin#17418https://midgard.forumpolish.com/


    - Naprawdę? - powtórzyła Gretchen, a oczy na krótką chwilę zrobiły się większe, jakby wciąż nie dowierzała własnemu szczęściu. On, wschodząca gwiazda sztuki, miały uwiecznić na płótnie jej skromną osobę? Sprawiała wrażenie, że robiło to na niej oszałamiające wręcz wrażenie i nie posiada się ze szczęścia. Kąciki ust unosiły się wysoko, rozciągając pełne wargi w szerokim uśmiechu, czekoladowe tęczówki błyszczały radośnie.
    Nie tylko przez wzgląd na kuszącą wizję pozowania uznanemu malarzowi, stanie się jego muzą choć na chwilę, częścią sztuki przez duże S, nie tylko niezłą sztuką. Dotyk Halvorsena sprawiał jej coraz większą przyjemność, mimo że zaczynał parzyć. Zapragnęła kolejnych pocałunków, całusów, muśnięć ust na swojej skórze, śladu zębów na niej.
    Pod burzą ognistych loków toczyła jednak bitwę. By nie rzec, że miała w sobie dwa wilki... To demoniczny lis, spragniony fizycznej miłości, przejmował władzę nad bażantem, mającym apetyt na sławę. Co, jeśli po wszystkim o tym zapomni?, szeptał cicho. Zależało jej przecież na tym, by to nowe marzenie spełnić jak najprędzej. Z drugiej strony Gretchen nie potrafiła oprzeć się własnej naturze. Pragnieniu nie do zaspokojenia.
    - Teraz? - spytała między pocałunkami - Teraz pragnę ciebie. - W końcu nie kłamała. Ani trochę, ani przez chwilę. Oczy pociemniały od pożądania, gdy sunęła dłońmi po odsłoniętej klatce piersiowej, może nie imponująco zbudowanej, lecz przyjemnie smukłej. Odjęła spojrzenie od oczu Einara, śledziło teraz dłonie, którymi gładziła z czułością ramiona. - Wizją czego? - zapytała niezbyt mądrze, bo przez natłok sprzecznych myśli pogubiła się lekko i nie chciała zdradzić. Nie wiedziała jak długo zajmuje stworzenie portretu, przypuszczała, że dłużej niż była w stanie powstrzymać się od sięgnięcia do paska męskich spodni. - Tej nocy? - upewniła, poddając się dotykowi palców i unosząc lekko podbródek, znów spoglądając mu w oczy. - Wolałabym ci to pokazać - zasugerowała figlarnie, nie powstrzymując już niecierpliwych dłoni; nieśpiesznie przesunęła je z barków na tors i niżej na brzuch, by zacząć bawić się sprzączką paska. Była wszak uosobieniem bezwstydu. Czuła się swobodnie, świadoma, że zaledwie wczoraj wylewała gorzkie łzy, gdy starszy brat pomagał jej pozbywać się ogona. Wciąż nie sądziła, że nie ujrzałaby w oczach Halvorsena strachu pomieszanego z odrazą, a zrozumienie.
    - Z przyjemnością, Einarze. Co chciałbyś o mnie wiedzieć? Pytaj o co zechcesz - zachęciła go Gretchen z szelmowskim uśmiechem, wzruszając niedbale ramieniem, jakby nie miała żadnych tajemnic.



    Gdziekolwiek jesteś
    - bądź przy mnie
    Cokolwiek czujesz
    - czuj do mnie
    Jakkolwiek nie spojrzysz
    - patrz na mnie
    Czymkolwiek jest miłość
    - kochaj się we mnie
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Miał słabość do przyjemności - do pełzających wzruszeń, do ciasnych splotów uniesień zaciskających palce zaborczo na jego karku, do drugiej, lgnącej sylwetki, skóry, która pragnęła nacieszyć się cudzą skórą, szturmując falą dotyku. Miał słabość do przyjemności - jeszcze od pierwszych, nastoletnio-szczenięcych zauroczeń, słabość do spąsowiałych od nieśmiałości dziewcząt w opustoszałych klasach, które całował tak, jakby pragnął muśnięciem zatrzymać biegnącą chwilę, słabość do chłopców zatrzymujących spojrzenia o wiele dłużej niż nakazała przeciętna przyzwoitość, nachylających się podczas rozmów tak blisko, że byłby w stanie przesiąknąć każdym, miarowym ciepłem ich oddechu. Miał wiele różnych słabości, słabość spisaną piętnem demonicznej natury i zwierzęcym wykrzyknikiem ogona, obecnie spoczywającego na dnie zabłąkanej świadomości jak kilka gorzkawych fusów.
    - Nie tylko - zapewnił. - Twoje zlecenie zajmie nam znacznie dłużej.
    Mógł ją dziś zapytać - o to, czy podobnie jak on dźwiga nieludzki ciężar wpleciony w hieroglify jej żył, mógł ją teraz zapytać, czy naprawdę uważa, że portret zajmie im wieczór, że wkrótce milcząc zasiądzie w chłodnym pogłosie swoich szepczących natchnień, że zdławi w sobie krzyk pokus. O wszystkim postanowił dowiedzieć się w miarę czasu, nie spieszył się, czując posmak wspaniałej chwili rozpuszczającej się na języku. Nie chciał pytać się jej za pomocą słów, wolał w zamian za to zapytać ją ruchem rąk, pociągnięciami palców, przytknięciem czerwieni warg - czy lubisz, gdy robię to w taki sposób?
    - Wydajesz się dość niepewna.
    Przez niebezpiecznie przydługi moment nie uronił choć słowa pomimo słodkiej zachęty radośnie beztroskiego wzruszenia ramionami, pomimo uniesionych tak hojnie kobiecych kącików ust. Próbowali siebie nawzajem - nie wiedziała, że tak samo jak ona, on również umiał skutecznie wodzić na pokuszenie. Osunął bezpruderyjnie wzrok, wymownie spoglądając na smukłość jej dłoni, zawieszonej przy metalicznej klamrze jego paska.
    - Boisz się, że nie dotrzymam swojej obietnicy? - uśmiechnął się do niej teraz z przejrzystą, wprost krystaliczną serdecznością. Kim jesteś? Czym jesteś? Im dłużej mógł z nią przebywać, tym szybciej mógł poznać sekret. Jej przeciągłe igranie wzbudzało w nim podejrzenia - każda inna kobieta stałaby się podatna, nie walcząc w żaden sposób z chaosem nagłego pożądania. Gretchen wydawała się podobna - i wydawała się było tutaj kluczowym, fundamentalnym wyrażeniem; wydawała się miękka, jak glina zdolna ulegać naciskom gorączkowych fantazji. Piękna, niecodzienna uroda, piękny głos, piękne oczy patrzące się z uważnością, piękne krzywizny ciała i piękne drobiny piegów pragnące za każdym razem, by odkryć ich konstelacje - nikt, oślepiony obsesją najpewniej nie mógł przewidywać, że pod podobną miękkością kryją się zakrzywione kły czekające jedynie, by wyrwać korzeń arterii.
    - Mówiłem, że zrobię wszystko - przypomniał, a wszystkim miały być ich spiętrzone, skotłowane emocje i przyrzeczony portret - skoro tak bardzo jej na nim zależało, był w stanie bez żadnych przeszkód ją uwiecznić. Nie był do końca pewny, czy postępuje rozsądnie, rozsądek jednak przenigdy nie spełniał u niego żadnej, nadrzędnej roli.
    - ...i chcę się z tego wywiązać - szepnął wyłącznie, nie oczekując już żadnych wielkich zapewnień, w zamian za to składając ponownie pocałunek na jej wrażliwych ustach - szukał odpowiedzi w ten sposób, szukał jej w zatraceniu, nawet, jeśli miałby popełnić niewybaczalny błąd.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Gretchen Holzinger
    Gretchen Holzinger
    https://midgard.forumpolish.com/t1679-gretchen-holzinger#17264https://midgard.forumpolish.com/t3559-gretchen-holzinger#35749https://midgard.forumpolish.com/t1686-prinzessin#17418https://midgard.forumpolish.com/


    Czymże było życie, gdy brakowało w nim przyjemności? Gretchen nie wiedziała i wiedzieć nie chciała. Właściwie nie znała innego sposobu na życie. Wyniosła to z własnego domu. Obserwowała jak ojciec i matka otaczają się luksusem, nie żałują runicznych talarów na przyjemności, robią wszystko, aby ich życie było lekkie i miłe; czynili wszystko, by i dla ich pociech świat miał podobne, kolorowe barwy. Hedonizm mieli chyba we krwi.
    A może to szczególna przypadłość potomków demonów, którymi byli? Mieli to zapisane w kodzie genetycznym. Może silna potrzeba odczuwania fizycznej przyjemności, rozkoszy graniczącej z ekstazą koncentrowała się w ogonie, przyjmującym różnorakie formy. Nawet, jeśli chwilowo zdecydowali się ich pozbyć, tak jak Gretchen przed kilkoma dniami, to ono wciąż tam było. Wciąż spragnione, nigdy nie zaspokojone. Teraz wołało głośno. Wołało do Einara, prosząc o więcej.
    - Och, naprawdę? - zdziwiła się niewinnie. Nie miała zielonego pojęcia ile to trwa. W jej wyobraźni chwilę, kilkadziesiąt minut, gdy leżałaby na wygodnym szezlongu czując na sobie jego wzrok. Wydawało się to Gretchen fascynujące. Nie miała jeszcze pojęcia, że mogła szybko zdrętwieć, Einar zaś straciłby cierpliwość pod naporem jej narzekań i stęknięć.
    - Może odrobię. To... nowa sytuacja.
    Przedstawienie nie miało końca. Wzruszała ramionami, robiła niewinne minki, posyłała słodkie uśmiechy. Sprawiała wrażenie niepewnej, może delikatnie onieśmielonej. Jednego jedynie nie udawała, nie musiała; ten ogień, który płonął już w orzechowych tęczówkach płonął prawdziwie i pragnął sięgnąć Einara.
    - Dobrze. Zrobisz dla mnie wszystko. Zaraz to sprawdzę - odrzekła, nagle przyjmując inny ton, kiedy uporała się już ze sprzączką spodni. Teraz już pewnym gestem rozpięła go i odsunęła guzik spodni, jednocześnie odwzajemniając pocałunek. Nie było już tej nieśmiałości i niepewności.
    Nie chciała i nie potrafiła już dłużej udawać. Uniosła dłonie na jego policzki, przylgnęła do niego całym ciałem, czując przez materiał spodni czego on pragnie; czego oboje pragną. Ubrania po chwili znalazły się na posadzce, obraz zaś odszedł w zapomnienie. Oboje zapomnieli o nim na tę noc; długą i duszną, choć na zewnątrz wciąż galdrów szczypało w policzki mroźne powietrze. Noc demonicznej uciechy, kiedy ciepły oddech i miękkie wargi pieściły każdy centymetr skóry.
    I nie zapomniała o Einarze długo po opuszczeniu progów jego mieszkania.

    | zt x2



    Gdziekolwiek jesteś
    - bądź przy mnie
    Cokolwiek czujesz
    - czuj do mnie
    Jakkolwiek nie spojrzysz
    - patrz na mnie
    Czymkolwiek jest miłość
    - kochaj się we mnie


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.