:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen
2 posters
Einar Halvorsen
Re: 11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Pon 21 Lut - 21:54
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
11.12.2000
Błąd, powielany stanowczo zbyt wiele razy;
zawarty w alejkach pisma, sunący po bladej kartce, skrojony w piętrach kolejnych wcięć akapitów. Każde, rozplatające się pożegnanie nie przewiduje końca, zwiastując w szkieletach liter napięte oczekiwanie - na odpowiedź, na list, na następne, niezwykłe części historii. Później, dopiero później chce sięgnąć po znacznie więcej, dostrzega cudzą ciekawość i proponuje spotkanie. Spotkanie. Pułapkę? Spotkanie, mające na swoim celu poznanie dzieł wychodzących przez lata spod jego pociągnięć pędzla.
Błąd?
W chwili, gdy wysłał swój pierwszy list, nie spodziewał się wiele, rozważał, nawet, że może nigdy nie spotkać się z jej odzewem. Papier nie nosił aury, sprawiając, że w formie korespondencji grał na tych samych zasadach co pozostali nadawcy i adresaci. Czar, który go oplata w obliczu codziennych spotkań potrafi zmącić rozsądek.
Wie, jaki jest, wie, co ukrywa się pod warstwą swojej wkładanej maski. Zmarszczona zgnilizna wad, poczerniała gangrena licznych, przewrotnych cech. Wie, że sprowadza nieszczęścia na wielu pobliskich ludzi, wie i bez przerwy niszczy.
Jest doskonale świadomy że sprawia często przyjemne, doskonałe wrażenie, wie, doskonale z jaką lekką łatwością potrafi wzbudzać sympatię. Potrafi też przynieść zgubę; wizyta, obdarzona klarownym i zaszczytnym zamiarem obcowania ze sztuką wzbudza w nim nieuchronne napięcie. Chce ponieść się jednak chwili, chce odkryć co przygotuje z biegiem wiotkich chwil czas, które, dostępne ścieżki rozchyli przed nim zamglona, nierozwikłana przyszłość.
Rozważa jeszcze, czy przyjdzie. Wpatruje się, nieuchronnie w rytm wskazówek zegara, w ich drżący, sumienny taniec na scenie okrągłej tarczy. Słyszy, koniec końców pukanie do własnych drzwi. Tym razem nie chce nadmiernie, przesadnie prowadzić planów. Oczekiwania są zbędne, nie chce w nich tonąć, zniknąć.
Odważyła się.
(Wiedział, że się odważy).
Drzwi uchylają się z cichym, nieznacznym dźwiękiem skrzypienia. Uśmiecha się do niej, lekko, nienatarczywie kiedy przesuwa się, by ją wpuścić do środka. Pomaga jej w zdjęciu płaszcza; nie mówi wiele i nie prowadzi jej w żadną, konkretnie obraną stronę. - Rozejrzyj się - przypomina półszeptem, wygłasza drobną zachętę do oglądania portretów zawieszonych na ścianach. Czy tego właśnie szukała? O tym pragnęła się właśnie teraz przekonać? Czy może szukała innych, ukrytych skrzętnie obrazów niosących różne sekrety, odartych z powściągliwości? Przystanął teraz, dyskretnie wodząc spojrzeniem za jej sylwetką. Czekał, zaciekawiony które, konkretne płótno przykuje dłużej uwagę.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Wto 22 Lut - 1:25
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Czy ciekawość była błędem?
Przepłacona zdrowym rozsądkiem - być może. Nie mogła się spodziewać, że przypadkowe spotkanie pociągnie za sobą lawinę. Każdy kolejny list utwierdzał ją na drodze, na której się znalazła; przecież w każdej chwili mogła się wycofać - nie zamierzała.
Nie, kiedy wymiana myśli i odczuć przychodziła tak naturalnie; jeśli listy miały być zwiastunem, to nie mogła się doczekać seansu. A najwyraźniej pierwszy akt miał się rozpocząć w niedalekiej przyszłości.
Nie powinna była godzić się na to spotkanie; przynajmniej według jej brata. Mimo to uparcie trwała przy swoim - zainteresowana artystą oraz jego dziełami; to przecież nic nie znaczy.
Czy to ciekawość pchała ją do domu malarza? Czy miała jakikolwiek wybór?
Miała, choć zdecydowała w tej samej minucie, w której przeczytała treść listu - zaproszenie do jego mieszkania. Chęć poznania; przekonania się osobiście, czy przypadkiem nie wymyśliła sobie tego niewymownego porozumienia? Słowo pisane pozbawione jawnych emocji może przynieść zgubę, jeśli się w nim zatracić. Nie była naiwna; nie była tchórzliwa i mimo młodego wieku, wiedziała, czego chce. Jeśli miała popełniać życiowe błędy, to kiedy, jeśli nie teraz?
Zastukała dwukrotnie do drzwi wejściowych; wyprostowana i pewna siebie czekała na zaproszenie do środka. Jedynie serce obijające się o jej klatkę piersiową w przyspieszonym tempie zdradzało zdenerwowanie. Urokliwy uśmiech wykwitł na jej licu, kiedy go zobaczyła. Listy, choć przyjemne, nie zastąpią magnetycznego spojrzenia, emocji wypisanych na twarzy, czy kontaktu fizycznego.
Ciche „dziękuję” opuściło jej usta i pozwoliła zabrać swój płaszcz.
Nie musi jej namawiać, niemal od razu kieruje kroki wzdłuż korytarza, oglądając jego dzieła. Nie jest ekspertką, nie patrzy okiem krytyka; przemawia przez nią własne poczucie estetyki. Nie każdy obraz przykuwa jej uwagę, zatrzymuje się na dłużej przed tymi... nieco mrocznymi, ciemniejszymi od pozostałych; zastanawiając się, czy to odzwierciedlenie jego stanu emocjonalnego lub psychicznego.
Idzie dalej, w milczeniu, skupieniu ogląda kolejne obrazy. Zupełnie jakby była w galerii sztuki - jeszcze nigdy nie była w mieszkaniu malarza, ale gdyby miała zgadywać, to obstawiłaby, że ma pełno swoich prac. Było to wszak jego swoiste portfolio.
- Wszystkie te obrazy wyszły spod twojego pędzla? - zadała pytanie, odwracając się, by spojrzeć mu w oczy. Była ciekawa, czy posiada jakieś dzieła innych artystów; czy jest fanem jakiegoś malarza i kolekcjonuje jego prace?
- Te wyglądają nieco inaczej - wskazała na obrazy, które zdobiły ściany salonu; wyglądały, jakby namalował je ktoś inny albo zostały stworzone dawno, na początku jego drogi. Nie była w stanie tego określić, a nie bała się zadawać pytań; nawet te z pozoru banalne nie świadczyły o jej głupocie, ale o chęci dowiedzenia się więcej na dany temat.
Przepłacona zdrowym rozsądkiem - być może. Nie mogła się spodziewać, że przypadkowe spotkanie pociągnie za sobą lawinę. Każdy kolejny list utwierdzał ją na drodze, na której się znalazła; przecież w każdej chwili mogła się wycofać - nie zamierzała.
Nie, kiedy wymiana myśli i odczuć przychodziła tak naturalnie; jeśli listy miały być zwiastunem, to nie mogła się doczekać seansu. A najwyraźniej pierwszy akt miał się rozpocząć w niedalekiej przyszłości.
Nie powinna była godzić się na to spotkanie; przynajmniej według jej brata. Mimo to uparcie trwała przy swoim - zainteresowana artystą oraz jego dziełami; to przecież nic nie znaczy.
Czy to ciekawość pchała ją do domu malarza? Czy miała jakikolwiek wybór?
Miała, choć zdecydowała w tej samej minucie, w której przeczytała treść listu - zaproszenie do jego mieszkania. Chęć poznania; przekonania się osobiście, czy przypadkiem nie wymyśliła sobie tego niewymownego porozumienia? Słowo pisane pozbawione jawnych emocji może przynieść zgubę, jeśli się w nim zatracić. Nie była naiwna; nie była tchórzliwa i mimo młodego wieku, wiedziała, czego chce. Jeśli miała popełniać życiowe błędy, to kiedy, jeśli nie teraz?
Zastukała dwukrotnie do drzwi wejściowych; wyprostowana i pewna siebie czekała na zaproszenie do środka. Jedynie serce obijające się o jej klatkę piersiową w przyspieszonym tempie zdradzało zdenerwowanie. Urokliwy uśmiech wykwitł na jej licu, kiedy go zobaczyła. Listy, choć przyjemne, nie zastąpią magnetycznego spojrzenia, emocji wypisanych na twarzy, czy kontaktu fizycznego.
Ciche „dziękuję” opuściło jej usta i pozwoliła zabrać swój płaszcz.
Nie musi jej namawiać, niemal od razu kieruje kroki wzdłuż korytarza, oglądając jego dzieła. Nie jest ekspertką, nie patrzy okiem krytyka; przemawia przez nią własne poczucie estetyki. Nie każdy obraz przykuwa jej uwagę, zatrzymuje się na dłużej przed tymi... nieco mrocznymi, ciemniejszymi od pozostałych; zastanawiając się, czy to odzwierciedlenie jego stanu emocjonalnego lub psychicznego.
Idzie dalej, w milczeniu, skupieniu ogląda kolejne obrazy. Zupełnie jakby była w galerii sztuki - jeszcze nigdy nie była w mieszkaniu malarza, ale gdyby miała zgadywać, to obstawiłaby, że ma pełno swoich prac. Było to wszak jego swoiste portfolio.
- Wszystkie te obrazy wyszły spod twojego pędzla? - zadała pytanie, odwracając się, by spojrzeć mu w oczy. Była ciekawa, czy posiada jakieś dzieła innych artystów; czy jest fanem jakiegoś malarza i kolekcjonuje jego prace?
- Te wyglądają nieco inaczej - wskazała na obrazy, które zdobiły ściany salonu; wyglądały, jakby namalował je ktoś inny albo zostały stworzone dawno, na początku jego drogi. Nie była w stanie tego określić, a nie bała się zadawać pytań; nawet te z pozoru banalne nie świadczyły o jej głupocie, ale o chęci dowiedzenia się więcej na dany temat.
Einar Halvorsen
Re: 11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Sro 23 Lut - 15:29
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Obraz jest jednocześnie włożeniem i odsłonięciem maski, ukryciem za kompozycją misternych pociągnięć pędzla ważnych, istotnych prawd, jest ryzykowny grożąc swojemu twórcy że zdoła ukazać skryte i niedostępne pragnienia, niewinne lub wręcz przeciwnie spaczone włókienka duszy, napięte więzadła części drażniących ją mankamentów. Wierzył, że sztuka malarstwa jest przede wszystkim sztuką w kontekście spojrzeń, sztuką patrzenia, często podświadomego, w głębokiej, ciemnej niewiedzy.
- Wszystkie - odpowiedział natychmiast, patrząc, przepełniony spokojem jak zwiedza jego kolekcję, własną, prywatną i w dużej części też niedostępną na sprzedaż. Nie tkwiły tutaj portrety które chciał łatwo oddać, porzucić bez żadnej walki, oddając w dłonie nowego, potencjalnego kupca.
Ruszył, podobnie jak ona, również w stronę salonu. Przystanął i milczał - milczał - pozwalając jej samej przyjrzeć się dalszej części zdobiących ścianę obrazów. Jeden z nich, zawieszony ponad oprawą kominka, przedstawiał w dwóch częściach leśny, malowniczy krajobraz. W myślach, jak klisze, przesunęły się poszczególne wspomnienia, spacery z Lindą i dawna, żałosna próba ucieczki w poszukiwaniu matki. Nie jesteś z Trondheim. Tutaj się urodziłeś.
Razem z postacią twórcy zmieniają się jego dzieła; wszystko, niechybnie, pozostaje w zmienności, nie ma dwóch identycznych portretów, z podobną, bliźniaczą wizją. Zmienia się, zmienia świat i zmieniają ludzie, wiedział, że on się zmienia, nawet, gdy równocześnie popełniał te same błędy. Przez lata, jego malarski styl zgodnie z powyższą regułą podobnie ulegał zmianom, unosił się w licznych próbach aż znalazł dla siebie drogę. Teraz, co oczywiste, tworzył już w inny sposób, poświęcając się przedstawianiu niemal wyłącznie ludzi.
- Są bez wątpienia najstarsze - przyznał wkrótce z serdeczną, nieznacznie rozweseloną nutą. Wargi drgnęły w uśmiechu. - Nadal dobrze pamiętam, kiedy je malowałem. Miałem wtedy czas wolny. Byłem pewny, że chcę odpocząć od miasta. Przeniosłem się do Midgardu w wieku trzynastu lat - nigdy nie lubił zagłębiać się w symbolikę dzieł, w skrywane za nimi myśli, stąd postanowił poświęcić się tylko suchym okolicznościom - i zostałem - swoje życie opierał na fundamentach dwóch miast. Nie czuł potrzeby zmiany, zwłaszcza ze względu na specyfikę Midgardu, tętniącego odważną i nieskrywaną magią, jako jedyna, w pełni magiczna miejscowość wzniesiona przez samych galdrów.
- Często myślisz na temat swojej przeszłości? - dopytał nagle bez większej, namacalnej przyczyny, po prostu, ulegając impulsom jednej, pospiesznej myśli. Zwrócił głowę w jej stronę i osiadł wzrokiem na twarzy; w spojrzeniu błysła ciekawość.
- Wszystkie - odpowiedział natychmiast, patrząc, przepełniony spokojem jak zwiedza jego kolekcję, własną, prywatną i w dużej części też niedostępną na sprzedaż. Nie tkwiły tutaj portrety które chciał łatwo oddać, porzucić bez żadnej walki, oddając w dłonie nowego, potencjalnego kupca.
Ruszył, podobnie jak ona, również w stronę salonu. Przystanął i milczał - milczał - pozwalając jej samej przyjrzeć się dalszej części zdobiących ścianę obrazów. Jeden z nich, zawieszony ponad oprawą kominka, przedstawiał w dwóch częściach leśny, malowniczy krajobraz. W myślach, jak klisze, przesunęły się poszczególne wspomnienia, spacery z Lindą i dawna, żałosna próba ucieczki w poszukiwaniu matki. Nie jesteś z Trondheim. Tutaj się urodziłeś.
Razem z postacią twórcy zmieniają się jego dzieła; wszystko, niechybnie, pozostaje w zmienności, nie ma dwóch identycznych portretów, z podobną, bliźniaczą wizją. Zmienia się, zmienia świat i zmieniają ludzie, wiedział, że on się zmienia, nawet, gdy równocześnie popełniał te same błędy. Przez lata, jego malarski styl zgodnie z powyższą regułą podobnie ulegał zmianom, unosił się w licznych próbach aż znalazł dla siebie drogę. Teraz, co oczywiste, tworzył już w inny sposób, poświęcając się przedstawianiu niemal wyłącznie ludzi.
- Są bez wątpienia najstarsze - przyznał wkrótce z serdeczną, nieznacznie rozweseloną nutą. Wargi drgnęły w uśmiechu. - Nadal dobrze pamiętam, kiedy je malowałem. Miałem wtedy czas wolny. Byłem pewny, że chcę odpocząć od miasta. Przeniosłem się do Midgardu w wieku trzynastu lat - nigdy nie lubił zagłębiać się w symbolikę dzieł, w skrywane za nimi myśli, stąd postanowił poświęcić się tylko suchym okolicznościom - i zostałem - swoje życie opierał na fundamentach dwóch miast. Nie czuł potrzeby zmiany, zwłaszcza ze względu na specyfikę Midgardu, tętniącego odważną i nieskrywaną magią, jako jedyna, w pełni magiczna miejscowość wzniesiona przez samych galdrów.
- Często myślisz na temat swojej przeszłości? - dopytał nagle bez większej, namacalnej przyczyny, po prostu, ulegając impulsom jednej, pospiesznej myśli. Zwrócił głowę w jej stronę i osiadł wzrokiem na twarzy; w spojrzeniu błysła ciekawość.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Czw 24 Lut - 1:00
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Szczere zafascynowanie przebijało przez jej twarz, kiedy oglądała te wszystkie obrazy. Uwielbiała obcować ze sztuką, choć w dużej mierze stanowiła dla niej tajemnicę - nieznane morze, na które gotowa była wyruszyć, by poszerzyć horyzonty i zdobyć doświadczenie poprzez przygodę.
Widziała jego obrazy już wcześniej; charakterystyczny styl, pociągnięcia pędzlem, które mogła zidentyfikować. Mogła się mylić, ale najczęściej miała rację - w ogromie dostępnych dzieł, to właśnie jego znalazła. Albo to on znalazł ją.
Kiwnęła głową z delikatnym uśmiechem, nieśmiało zerkając w jego stronę. Domyślała się, ale jednocześnie potrzebowała tego krótkiego potwierdzenia. Nie tracił miejsca na innych artystów, skupiał się w pełni na swoich obrazach i może w jakimś stopniu powinno dać jej to świadectwo egocentrycznego malarza, ale ona odbierała to jako pozytywną cechę - ambitny perfekcjonista, który nie traci czasu i przestrzeni. Te przymioty zdecydowanie ceniła.
Próbowała lepiej go poznać - poprzez listy - poprzez rozmowę. Sama nie rozumiała tej irracjonalnej potrzeby; tego przyciągania, które ją tu doprowadziło. Zgodnie z zaleceniami brata powinna zignorować listy i niezmącona wpływem przystojnego mężczyzny, iść dalej przez życie. Komplikacje nie były jej potrzebne; nie lubiła ich - nie chciała ich. Mimo to wszystko wydawało się proste - wymieniana korespondencja, nawet przyjście do jego domu nie stanowiło dla niej wyzwania. Czegóż miałaby się bać?
Jego odpowiedź dała klarowniejszy obraz genezy jego artystycznej drogi. Podobne pociągnięcia pędzlem, ale jednak inne; próbujący znaleźć swój styl. Potrafiła to zrozumieć - przy tworzeniu biżuterii było podobnie, przez pierwsze lata szukała swojej drogi. Mogła wykonać przedmiot według czyjegoś projektu, ale zdecydowanie bardziej wolała wytworzyć coś, co od początku zaprojektowała - co miało jej serce i duszę; jej styl.
- Skąd więc pochodzisz? - zaciekawiła się, bo przecież sama również wyjechała z rodzinnej miejscowości. - Mieszkam tu już pięć lat, a nadal mam wrażenie, że nie znam zbyt dobrze miasta.
Podobało jej się w Midgardzie, dlatego została tutaj po skończeniu III stopnia. Powrót do domu rodzinnego byłby dla niej krokiem wstecz. Podczas nauki nie miała wiele czasu na zwiedzanie, a pierwotnie nawet sobie obiecywała, że będzie regularnie spacerować po mieście, by odnajdywać nowe, ciekawe miejsca.
- Częściej niż powinnam - enigmatyczna odpowiedź wyrwała się z zamyślonego umysłu; wpatrywała się w obraz nad kominkiem, ale po chwili odwróciła wzrok, szukając oczu mężczyzny. Zrobiła kilka małych kroków w jego stronę.
- Jakim jesteś artystą - malujesz pod wpływem emocji, czy podczas całkowitego wyciszenia? A może masz swoją muzę? - podniosła wyżej podbródek, niezawstydzona dwuznacznym charakterem ostatniego pytania; ciekawość przejawiała na wielu płaszczyznach.
Widziała jego obrazy już wcześniej; charakterystyczny styl, pociągnięcia pędzlem, które mogła zidentyfikować. Mogła się mylić, ale najczęściej miała rację - w ogromie dostępnych dzieł, to właśnie jego znalazła. Albo to on znalazł ją.
Kiwnęła głową z delikatnym uśmiechem, nieśmiało zerkając w jego stronę. Domyślała się, ale jednocześnie potrzebowała tego krótkiego potwierdzenia. Nie tracił miejsca na innych artystów, skupiał się w pełni na swoich obrazach i może w jakimś stopniu powinno dać jej to świadectwo egocentrycznego malarza, ale ona odbierała to jako pozytywną cechę - ambitny perfekcjonista, który nie traci czasu i przestrzeni. Te przymioty zdecydowanie ceniła.
Próbowała lepiej go poznać - poprzez listy - poprzez rozmowę. Sama nie rozumiała tej irracjonalnej potrzeby; tego przyciągania, które ją tu doprowadziło. Zgodnie z zaleceniami brata powinna zignorować listy i niezmącona wpływem przystojnego mężczyzny, iść dalej przez życie. Komplikacje nie były jej potrzebne; nie lubiła ich - nie chciała ich. Mimo to wszystko wydawało się proste - wymieniana korespondencja, nawet przyjście do jego domu nie stanowiło dla niej wyzwania. Czegóż miałaby się bać?
Jego odpowiedź dała klarowniejszy obraz genezy jego artystycznej drogi. Podobne pociągnięcia pędzlem, ale jednak inne; próbujący znaleźć swój styl. Potrafiła to zrozumieć - przy tworzeniu biżuterii było podobnie, przez pierwsze lata szukała swojej drogi. Mogła wykonać przedmiot według czyjegoś projektu, ale zdecydowanie bardziej wolała wytworzyć coś, co od początku zaprojektowała - co miało jej serce i duszę; jej styl.
- Skąd więc pochodzisz? - zaciekawiła się, bo przecież sama również wyjechała z rodzinnej miejscowości. - Mieszkam tu już pięć lat, a nadal mam wrażenie, że nie znam zbyt dobrze miasta.
Podobało jej się w Midgardzie, dlatego została tutaj po skończeniu III stopnia. Powrót do domu rodzinnego byłby dla niej krokiem wstecz. Podczas nauki nie miała wiele czasu na zwiedzanie, a pierwotnie nawet sobie obiecywała, że będzie regularnie spacerować po mieście, by odnajdywać nowe, ciekawe miejsca.
- Częściej niż powinnam - enigmatyczna odpowiedź wyrwała się z zamyślonego umysłu; wpatrywała się w obraz nad kominkiem, ale po chwili odwróciła wzrok, szukając oczu mężczyzny. Zrobiła kilka małych kroków w jego stronę.
- Jakim jesteś artystą - malujesz pod wpływem emocji, czy podczas całkowitego wyciszenia? A może masz swoją muzę? - podniosła wyżej podbródek, niezawstydzona dwuznacznym charakterem ostatniego pytania; ciekawość przejawiała na wielu płaszczyznach.
Einar Halvorsen
Re: 11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Wto 15 Mar - 22:05
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Mówiono, że jako maleńki chłopiec sięgał niezgrabną, pulchną dziecięcą dłonią w stronę ołówków, kredek oraz odłamków węgla. Linie, początkowo nieskładne, tworzone bez najmniejszego namysłu, z biegiem lat i miesięcy składały się w barwne kształty, złożone, zaskakująco o wiele bardziej niż mógłby wskazywać wiek. Tym, właśnie, w jego odczuciu była sztuka malarstwa, bezwiedna, nieodgadniona, czerpiąca z niejasnych potrzeb, których nie chciał rozwikłać, a które sumiennie spełniał. Nie potrzebował nic więcej, oprócz azylu pracowni i możliwości spełniania się w swojej pasji, złakniony cudzej opinii, świadomy, że mimo wszystko najwyższą rolę odgrywa sam akt możliwości tworzenia. Miał niewątpliwe szczęście, będąc w stanie utrzymać się z prowadzonej twórczości, ciesząc się powodzeniem wśród grona zamożnych galdrów. Malarstwo było powodem jego wyjazdu, przeprowadzki w obliczu której doszkalał się w magii twórczej pod doświadczonym spojrzeniem nauczyciela-artysty.
- Pochodzę z Trondheim - oznajmił, tłumiąc pojawiające się w jego głowie wspomnienia, związane z samym dzieciństwem. - Midgard ma w sobie dużo nieznanych miejsc. Sam często mnie zaskakuje - powiedział jej zgodnie z prawdą. Nie szczyciłby się stwierdzeniem, że zna doskonale miasto, podobne zresztą do magii, od której zdołało tętnić; nieujarzmione, niejednoznaczne, zwłaszcza na terytoriach swych peryferii, gdzie ludzka ręka traciła stopniowo władzę.
Spoglądał na nią z subtelną gracją uśmiechu, jaki wywijał wargi na płótnie pogodnej twarzy; przyjmował jej konfrontację, krzyżując ścieżki ich spojrzeń zetkniętych w obliczu pytań, w których kryła ciekawość. W przypadku wszelkich procesów służących powstaniu dzieł, nie był nigdy treściwy, lawirując w rozległych, gęstych niedomówieniach, nieoczywistych podobnie jak sama sztuka. Większość twórczych pomysłów miało formę odległych niby-obrazów w głowie, wizji, odciśniętych na miękkiej, podatnej podświadomości, niekiedy powstałych nagle, przy początkowym zetknięciu.
- Mam wiele muz - śmiałość w zamian za śmiałość; odpowiedź pomknęła gładko, przejrzyście w przyjemnym tonie bez zbędnych obarczeń uczuć. Nie kłamał; nigdy nie cieszył się wpływem jednej osoby zdolnej pobudzać zmysły w imię kolejnych planów. Nie miał, ponadto, licznych, stałych relacji w innych aspektach życia, nie szczędząc, z biegiem czasu goryczy rozczarowania.
- Znajdują się na portretach - doprecyzował; niektóre spośród obrazów zachował tylko dla siebie, niektóre utrzymał w samych, pośpiesznych szkicach, inne, z kolei zdobiły ściany w domostwach jego klientów.
- Nie namaluję kogoś, kto mnie nie inspiruje - wyjaśnił również w możliwie najlepszy sposób, świadomy, że poprzednie stwierdzenia mogą nasunąć znaczy cień wątpliwości.
- Pochodzę z Trondheim - oznajmił, tłumiąc pojawiające się w jego głowie wspomnienia, związane z samym dzieciństwem. - Midgard ma w sobie dużo nieznanych miejsc. Sam często mnie zaskakuje - powiedział jej zgodnie z prawdą. Nie szczyciłby się stwierdzeniem, że zna doskonale miasto, podobne zresztą do magii, od której zdołało tętnić; nieujarzmione, niejednoznaczne, zwłaszcza na terytoriach swych peryferii, gdzie ludzka ręka traciła stopniowo władzę.
Spoglądał na nią z subtelną gracją uśmiechu, jaki wywijał wargi na płótnie pogodnej twarzy; przyjmował jej konfrontację, krzyżując ścieżki ich spojrzeń zetkniętych w obliczu pytań, w których kryła ciekawość. W przypadku wszelkich procesów służących powstaniu dzieł, nie był nigdy treściwy, lawirując w rozległych, gęstych niedomówieniach, nieoczywistych podobnie jak sama sztuka. Większość twórczych pomysłów miało formę odległych niby-obrazów w głowie, wizji, odciśniętych na miękkiej, podatnej podświadomości, niekiedy powstałych nagle, przy początkowym zetknięciu.
- Mam wiele muz - śmiałość w zamian za śmiałość; odpowiedź pomknęła gładko, przejrzyście w przyjemnym tonie bez zbędnych obarczeń uczuć. Nie kłamał; nigdy nie cieszył się wpływem jednej osoby zdolnej pobudzać zmysły w imię kolejnych planów. Nie miał, ponadto, licznych, stałych relacji w innych aspektach życia, nie szczędząc, z biegiem czasu goryczy rozczarowania.
- Znajdują się na portretach - doprecyzował; niektóre spośród obrazów zachował tylko dla siebie, niektóre utrzymał w samych, pośpiesznych szkicach, inne, z kolei zdobiły ściany w domostwach jego klientów.
- Nie namaluję kogoś, kto mnie nie inspiruje - wyjaśnił również w możliwie najlepszy sposób, świadomy, że poprzednie stwierdzenia mogą nasunąć znaczy cień wątpliwości.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Sro 16 Mar - 1:22
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
To mieli wspólne — już od dziecka odkryli w sobie talent do konkretnej dziedziny i wytrwale dążyli do swojego rodzaju perfekcji; jej było jeszcze daleko, ciągle udoskonalała swoje umiejętności, jej styl z biegiem lat ulegał zmianie — dojrzewał razem z nią. Była więc w stanie zrozumieć artystę, była w stanie w jakimś stopniu zrozumieć jego, choć tak naprawdę niewiele jeszcze o nim wiedziała. Tajemniczość w pewnej części pociągająca wzbudzała ciekawość, pobudzała zmysły i ekscytację; jedyny rozum próbował ostudzić zapędy.
- Nigdy tam nie byłam - ot, zwykła informacja poprzedzona pojedynczym kiwnięciem głowy; nic w tym osobliwego, skoro w ogólnym rozrachunku można stwierdzić, że niewiele dotąd podróżowała. Skupiła się przede wszystkim na samodoskonaleniu, zdobyciu wykształcenia, a obecnie na pracy; sam przyjazd do Midgardu był przeżyciem.
Nie mógł zaskoczyć ją fakt, że Einar również nie znał idealnie miasta wzdłuż i wszerz; był w zasadzie pocieszający.
Mniej pocieszająca była jego odpowiedź, a z drugiej strony, czy spodziewała się czegoś innego?
- Tak też słyszałam - szept skierowany ni to do niego, ni to do siebie; z tej odległości pewnie zdoła go usłyszeć, może dostrzeże też delikatne przechylenie głowy w niemej zadumie, która ostatecznie niczego nie zmieniała. Powtarzane jak mantra zapewnienia odbijały się od skorupy, którą się otoczyła. Wśród grząskich tematów lawirowała z niebywałą swobodą, jakby niewzruszona chwilowym unieruchomieniem.
- Oczywiście - odwróciła wzrok, szukając chwilowego celu, na którym mogłaby zawiesić oko; każdy kolejny obraz zatrzymywał jej spojrzenie na moment, każdy przynosił odpowiedzi na pytania, których nie zadała. Do czasu kolejnego zdania mężczyzny, po którym powróciła do jego oczu.
- Jarlowie cię inspirują? - może nie powinna zadawać tylu pytań, pewnie była w tym momencie nietaktowna, ale nie zwykła owijać w bawełnę; pytania, które ją nurtowany zwykle znajdowały ujście. Lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć.
Coś w jego oczach sprawiało, że chciała podejść jeszcze bliżej; naruszając bezpieczną barierą i wdzierając się w cudzą przestrzeń osobistą. Czuła się niemal jak w transie; patrząc w jego oczy, miała wrażenie, że mąci jej w głowie — jakim cudem?
- Och, zupełnie zapomniałam - odezwała się nagle, sięgając do swojej torebki średnich rozmiarów, w której ukrywała drobny upominek.
- Proszę - w końcu kto przychodzi w gości z pustymi rękami? Na pewno nie ona; wyciągnęła w jego stronę ozdobną torebkę — w niej znajdowała się butelka ekskluzywnego alkoholu. Celowo postawiła na neutralny prezent, by nie wygłupić się już na początku; mogła się też domyślać, że malarz miał wszystko, czego potrzebował, przynajmniej w tym materialnym względzie.
- Nigdy tam nie byłam - ot, zwykła informacja poprzedzona pojedynczym kiwnięciem głowy; nic w tym osobliwego, skoro w ogólnym rozrachunku można stwierdzić, że niewiele dotąd podróżowała. Skupiła się przede wszystkim na samodoskonaleniu, zdobyciu wykształcenia, a obecnie na pracy; sam przyjazd do Midgardu był przeżyciem.
Nie mógł zaskoczyć ją fakt, że Einar również nie znał idealnie miasta wzdłuż i wszerz; był w zasadzie pocieszający.
Mniej pocieszająca była jego odpowiedź, a z drugiej strony, czy spodziewała się czegoś innego?
- Tak też słyszałam - szept skierowany ni to do niego, ni to do siebie; z tej odległości pewnie zdoła go usłyszeć, może dostrzeże też delikatne przechylenie głowy w niemej zadumie, która ostatecznie niczego nie zmieniała. Powtarzane jak mantra zapewnienia odbijały się od skorupy, którą się otoczyła. Wśród grząskich tematów lawirowała z niebywałą swobodą, jakby niewzruszona chwilowym unieruchomieniem.
- Oczywiście - odwróciła wzrok, szukając chwilowego celu, na którym mogłaby zawiesić oko; każdy kolejny obraz zatrzymywał jej spojrzenie na moment, każdy przynosił odpowiedzi na pytania, których nie zadała. Do czasu kolejnego zdania mężczyzny, po którym powróciła do jego oczu.
- Jarlowie cię inspirują? - może nie powinna zadawać tylu pytań, pewnie była w tym momencie nietaktowna, ale nie zwykła owijać w bawełnę; pytania, które ją nurtowany zwykle znajdowały ujście. Lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć.
Coś w jego oczach sprawiało, że chciała podejść jeszcze bliżej; naruszając bezpieczną barierą i wdzierając się w cudzą przestrzeń osobistą. Czuła się niemal jak w transie; patrząc w jego oczy, miała wrażenie, że mąci jej w głowie — jakim cudem?
- Och, zupełnie zapomniałam - odezwała się nagle, sięgając do swojej torebki średnich rozmiarów, w której ukrywała drobny upominek.
- Proszę - w końcu kto przychodzi w gości z pustymi rękami? Na pewno nie ona; wyciągnęła w jego stronę ozdobną torebkę — w niej znajdowała się butelka ekskluzywnego alkoholu. Celowo postawiła na neutralny prezent, by nie wygłupić się już na początku; mogła się też domyślać, że malarz miał wszystko, czego potrzebował, przynajmniej w tym materialnym względzie.
Einar Halvorsen
Re: 11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Sro 16 Mar - 8:34
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Świat nie przywyknął do serwowania śmiałości, do ostrych krawędzi słów ociosanych dosadnym językiem dłuta, do myśli przelanych prędko w klepsydrę krtani, nieokrzesanych, surowych i niestłamszonych w lęku. Kurtuazyjne zabiegi były niekiedy zgubą, ściekając cuchnącym sokiem powstającego fałszu, broczącego w kącikach łagodnie ugiętych ust. Śledził, jak obyczaje stają się ciemną celą, karcerem, w którego zatęchłych trzewiach gnieździły się znamienite i szanowane postacie, wywodzące się z elit. Kłamał, przytknięty do chłodnych reguł wyblakłej rzeczywistości, do terytoriów, na których chciał się odnaleźć i wydrzeć niezbędność potrzeb. Rzadko spostrzegał szczerość w przedstawicielach klanów; Vivian wydawała się jednym z uchwyconych wyjątków, pewna siebie, zupełnie skonfrontowana do łagodności kobiecej i młodej twarzy, do pierwszych, naiwnych szkiców zgubnego przewidywana.
- Cóż, najwyraźniej powinni - pozwolił sobie na krótki zryw rozbawienia, na śmiech, przyciszony, zarazem też autentyczny, czerpiący powód z jej wymierzonej uwagi na temat głów klanów oraz ich specyfiki związanej z dzierżeniem wpływów. Był przekonany, że należeli do jednych z najbardziej wymagających spośród grona klientów; wiedział, że nie malował ich płytko, w przeciwnym razie już dawno zostałby zastąpiony przez inną osobę twórcy. Poniekąd wciąż odnajdywał w nich różne, dostępne wizje, które później zawierał na prostokącie płótna, władzę, która zmieniała ich z wpływem czasu i cechy, związane z rodem, nad jakim zwykli sprawować swoje zwierzchnictwo. Miał różne; zdarzało się, że jaskrawe doświadczenia w kontaktach z tą częścią galdrów, równocześnie świadomy, że od nich w dużej mierze zależała renoma, którą nadal się cieszył, przynajmniej jako sam malarz. W swoim prywatnym życiu był dużo mniej ułożony, padając ofiarą plotek, szeptów sączonych poza wyspami pleców i artykułów krzyczących swoim tłustym nagłówkiem.
- Dziękuję - przyznał, poniekąd zaskoczony podarkiem, którego wkrótce wydobył z ozdobnej formy torebki. Przez wąski moment przyglądał się etykiecie, spływając pospiesznie wzrokiem po eleganckiej butelce.
- Nie sądzisz, że mamy dobrą okazję, aby go wypróbować? - zaproponował; trunek smakował zawsze bardziej wybornie, gdy był podany w dobrym towarzystwie. Zastygnął wyczekująco, gotowy, by przygotować kieliszki i przejść do dalszego etapu ich wspólnego spotkania.
- Cóż, najwyraźniej powinni - pozwolił sobie na krótki zryw rozbawienia, na śmiech, przyciszony, zarazem też autentyczny, czerpiący powód z jej wymierzonej uwagi na temat głów klanów oraz ich specyfiki związanej z dzierżeniem wpływów. Był przekonany, że należeli do jednych z najbardziej wymagających spośród grona klientów; wiedział, że nie malował ich płytko, w przeciwnym razie już dawno zostałby zastąpiony przez inną osobę twórcy. Poniekąd wciąż odnajdywał w nich różne, dostępne wizje, które później zawierał na prostokącie płótna, władzę, która zmieniała ich z wpływem czasu i cechy, związane z rodem, nad jakim zwykli sprawować swoje zwierzchnictwo. Miał różne; zdarzało się, że jaskrawe doświadczenia w kontaktach z tą częścią galdrów, równocześnie świadomy, że od nich w dużej mierze zależała renoma, którą nadal się cieszył, przynajmniej jako sam malarz. W swoim prywatnym życiu był dużo mniej ułożony, padając ofiarą plotek, szeptów sączonych poza wyspami pleców i artykułów krzyczących swoim tłustym nagłówkiem.
- Dziękuję - przyznał, poniekąd zaskoczony podarkiem, którego wkrótce wydobył z ozdobnej formy torebki. Przez wąski moment przyglądał się etykiecie, spływając pospiesznie wzrokiem po eleganckiej butelce.
- Nie sądzisz, że mamy dobrą okazję, aby go wypróbować? - zaproponował; trunek smakował zawsze bardziej wybornie, gdy był podany w dobrym towarzystwie. Zastygnął wyczekująco, gotowy, by przygotować kieliszki i przejść do dalszego etapu ich wspólnego spotkania.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Sro 16 Mar - 16:40
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Potrafiła kłamać; w świecie kobiet, którym rządzą mężczyźni, ta umiejętność była nieoceniona — potrafiła zaoszczędzić wiele czasu, ale też przykrości. Doskonale poruszała się po fałszu elit, z którym sporadycznie się spotykała.
Jednak zdecydowanie bardziej wolała prawdę; szczerość nawet w najgorszym wydaniu była najlepszym rozwiązaniem w relacjach międzyludzkich. Kłamstwa i udawanie najzwyczajniej w świecie ją męczyły — pragnęła tylko być sobą, dlatego często kichała na etykiety i ryzykowała niepochlebnym komentarzem lub opinią. Dziecięca naiwność jeszcze nie zdążyła opuścić bogactwa jej duszy, choć sama niechętnie to przyznawała — wolała postrzegać się jako silną i niezależną kobietę, a przecież jedno nie wykluczało drugiego.
Uśmiecha się szeroko, ukazując rząd białych zębów, wyraźnie rozbawiona jego odpowiedzią. Mogła się domyślać, jak wymagającymi klientami byli jarlowie, oczekujący najwyższej jakości usług, przyzwyczajeni do otrzymywania wszystkiego, czego zapragną. Tym więcej podziwu miała do jego pracy, skoro potrafił wykrzesać z nich jakiekolwiek natchnienie — nie byle jakie, sądząc po popularności malarza wśród arystokracji. Zapracował sobie na uznanie i między innymi dlatego go ceniła; w pewnym sensie chciała być jak on — rozpoznawalna ze względu na swoją pracę, niekojarzona ze złą sławą Sørensenów. Może kiedyś jej się uda, wytrwałości jej nie brakowało, ambitnie dążyła do swoich celów i żadna porażka nie była w stanie jej permanentnie zniechęcić.
- Nie dlatego to przyniosłam, ale nie odmówię - kiwnęła krótko głową. Nie chciała, żeby pomyślał, że przyniosła alkohol, żeby go razem wypić; równie dobrze zadowoliłaby się herbatą, ale skoro zaproponował, to nie miała nic przeciwko — gorliwą abstynentką nie była.
W międzyczasie, kiedy gospodarz zajmował się rozlaniem trunku do kieliszków, ona nadal spacerowała po salonie; oglądała obrazy, ale też wyłapywała szczegóły — co jest ustawione na półkach lub jaką literaturę czyta.
- Mniemam, że pracownia jest dla ciebie pewnego rodzaju azylem, ale chciałabym zobaczyć, gdzie tworzysz obrazy, więc będę zaszczycona, jeśli zechcesz mnie oprowadzić - nie zrazi się odmową; dla artysty miejsce pracy to jak przedsionek duszy, więc zrozumiałe jest, by nie wpuszczać tam byle kogo. Z drugiej strony przejawiała nadzieję, że jednak nie jest kimkolwiek i dostąpi tego zaszczytu.
Jednak zdecydowanie bardziej wolała prawdę; szczerość nawet w najgorszym wydaniu była najlepszym rozwiązaniem w relacjach międzyludzkich. Kłamstwa i udawanie najzwyczajniej w świecie ją męczyły — pragnęła tylko być sobą, dlatego często kichała na etykiety i ryzykowała niepochlebnym komentarzem lub opinią. Dziecięca naiwność jeszcze nie zdążyła opuścić bogactwa jej duszy, choć sama niechętnie to przyznawała — wolała postrzegać się jako silną i niezależną kobietę, a przecież jedno nie wykluczało drugiego.
Uśmiecha się szeroko, ukazując rząd białych zębów, wyraźnie rozbawiona jego odpowiedzią. Mogła się domyślać, jak wymagającymi klientami byli jarlowie, oczekujący najwyższej jakości usług, przyzwyczajeni do otrzymywania wszystkiego, czego zapragną. Tym więcej podziwu miała do jego pracy, skoro potrafił wykrzesać z nich jakiekolwiek natchnienie — nie byle jakie, sądząc po popularności malarza wśród arystokracji. Zapracował sobie na uznanie i między innymi dlatego go ceniła; w pewnym sensie chciała być jak on — rozpoznawalna ze względu na swoją pracę, niekojarzona ze złą sławą Sørensenów. Może kiedyś jej się uda, wytrwałości jej nie brakowało, ambitnie dążyła do swoich celów i żadna porażka nie była w stanie jej permanentnie zniechęcić.
- Nie dlatego to przyniosłam, ale nie odmówię - kiwnęła krótko głową. Nie chciała, żeby pomyślał, że przyniosła alkohol, żeby go razem wypić; równie dobrze zadowoliłaby się herbatą, ale skoro zaproponował, to nie miała nic przeciwko — gorliwą abstynentką nie była.
W międzyczasie, kiedy gospodarz zajmował się rozlaniem trunku do kieliszków, ona nadal spacerowała po salonie; oglądała obrazy, ale też wyłapywała szczegóły — co jest ustawione na półkach lub jaką literaturę czyta.
- Mniemam, że pracownia jest dla ciebie pewnego rodzaju azylem, ale chciałabym zobaczyć, gdzie tworzysz obrazy, więc będę zaszczycona, jeśli zechcesz mnie oprowadzić - nie zrazi się odmową; dla artysty miejsce pracy to jak przedsionek duszy, więc zrozumiałe jest, by nie wpuszczać tam byle kogo. Z drugiej strony przejawiała nadzieję, że jednak nie jest kimkolwiek i dostąpi tego zaszczytu.
Einar Halvorsen
Re: 11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Nie 20 Mar - 1:31
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Dźwięczność kolejnych słów zatańczyła pomiędzy ich sylwetkami, prośba, najzupełniej zasadna, spłynęła serdecznym szmerem po okolicznym powietrzu. Najmniejszy, mało wygodny grymas nie szarpnął mimicznych linii, nie skrzywił twarzy w szarpnięciach nagłej niechęci, tłamszonej wewnątrz umysłu. Nie widział w tym nic zdrożnego, nic, co stawało się nietaktowe, niegrzeczne; ściany jego pracowni gościły różnych klientów pozujących przed rozstawionym kręgosłupem sztalugi. Jedynym, czego nie tolerował, było przerwanie pracy oraz bezwstydna chęć spoglądania na ręce krążące po fundamentach płótna zapełnianego barwami; nie znosił, jeśli druga osoba bez zapowiedzi wkradała się podczas chwili, kiedy oddawał swojej pasji malarstwa. Szczęście w nieszczęściu, mógł cierpieć na tę przypadłość rzadko, będąc od lat zatwardziałym, nieuleczalnym przypadkiem kawalera, nietkającego planów założenia rodziny. Nie zmagał się z samotnością, mając zarazem pełny azyl swobody przy rytuałach malarstwa.
- Obiecałem ci w liście, że kiedy się znów spotkamy, nasycę twoją ciekawość - upewnił ją bez wahania, świadomy kreślonych słów, wsiąkających w kartkę, w odpowiedź, z którą miała się zetknąć; wiedział, że miała co najmniej kilka pytań zakrawających na ogół pasji, której się całkowicie poświęcił. Domyślał się, że po części związane były z profesją, którą zwykła się trudnić, poświęcając się, podobnie jak on arkanom magii twórczej oraz spełnieniu własnych, wewnętrznych wizji, przelanych na rzeczywistość. W prawdziwym, pięknym rzemiośle tkwiły pierwiastki sztuki, bez których okazywało się ledwie spłowiałym dziełem, przedmiotem ciśniętym w kąt, obrośniętych mchem kurzu, gasnącym wśród zapomnienia.
- Jak mógłbym temu zaprzeczyć? - serdeczność zabrzmiała w głosie, gdy ruszył niespiesznym krokiem w kierunku własnej pracowni. Uchylił drzwi; spojrzenie zachęcająco przylgnęło do jej oblicza, zapraszało bezgłośnie, nienatarczywie, aby weszła do środka. W pomieszczeniu, przestronnym i oświetlonym podczas słonecznych dni rozłożystą, złotawą szatą promieni, znajdował się nieskończony obraz; postać mężczyzny w średnim, dojrzałym wieku, który wyłaniał się jeszcze w niepełnych barwach; nie bał się pozwolić jej wkroczyć poniekąd przez wzgląd na sympatię, poniekąd z niejasnych przyczyn, których nie umiał zgłębić. Przystanął, zamarł, czekając na jej reakcję, na zawód lub jej entuzjazm, na słowa, jakie miały już wkrótce opuścić krtań; na mętną, niejasną przyszłość.
- Obiecałem ci w liście, że kiedy się znów spotkamy, nasycę twoją ciekawość - upewnił ją bez wahania, świadomy kreślonych słów, wsiąkających w kartkę, w odpowiedź, z którą miała się zetknąć; wiedział, że miała co najmniej kilka pytań zakrawających na ogół pasji, której się całkowicie poświęcił. Domyślał się, że po części związane były z profesją, którą zwykła się trudnić, poświęcając się, podobnie jak on arkanom magii twórczej oraz spełnieniu własnych, wewnętrznych wizji, przelanych na rzeczywistość. W prawdziwym, pięknym rzemiośle tkwiły pierwiastki sztuki, bez których okazywało się ledwie spłowiałym dziełem, przedmiotem ciśniętym w kąt, obrośniętych mchem kurzu, gasnącym wśród zapomnienia.
- Jak mógłbym temu zaprzeczyć? - serdeczność zabrzmiała w głosie, gdy ruszył niespiesznym krokiem w kierunku własnej pracowni. Uchylił drzwi; spojrzenie zachęcająco przylgnęło do jej oblicza, zapraszało bezgłośnie, nienatarczywie, aby weszła do środka. W pomieszczeniu, przestronnym i oświetlonym podczas słonecznych dni rozłożystą, złotawą szatą promieni, znajdował się nieskończony obraz; postać mężczyzny w średnim, dojrzałym wieku, który wyłaniał się jeszcze w niepełnych barwach; nie bał się pozwolić jej wkroczyć poniekąd przez wzgląd na sympatię, poniekąd z niejasnych przyczyn, których nie umiał zgłębić. Przystanął, zamarł, czekając na jej reakcję, na zawód lub jej entuzjazm, na słowa, jakie miały już wkrótce opuścić krtań; na mętną, niejasną przyszłość.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Sro 13 Kwi - 5:19
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Sekundy niepewności w oczekiwaniu na werdykt ciągnęły się niemiłosiernie, a choć odmowa w żaden sposób by jej nie uraziła, to wcale nie chciała jej usłyszeć. Nie znała praktyk malarza, nie miała pojęcia o rytuałach jego pracy, o sposobach odpoczynku i zarządzania wolnym czasem, ale tego wszystkiego pragnęła się dowiedzieć. Świat spowity tajemnicami, których wszystkich nie sposób poznać, to wystarczająca ujma jej ciekawości. Kiedy tylko miała sposobność, korzystała z okazji zaspokojenia głodu wiedzy, choć sama do końca nie rozumiała, dlaczego dotyczy to właśnie tego malarza. Czy okazała się aż tak podatna na wytworne pióro autora, czy sama jego postać artysty, który w wielu kręgach odniósł sukces, przykuwała tak sporą dozę jej uwagi?
- Przestrzegłam cię w liście, że nie będzie to łatwe zadanie. Moją ciekawość ciężko zaspokoić - pomimo to cechowała się cierpliwością, nie oczekując wszystkich odpowiedzi na tacy. Zakres jej ciekawości zdecydowanie przekraczał artystyczne aspekty, jednak początkowo faktycznie zamierzała się na nich skupić.
Podążyła za nim, z narastającą ekscytacją - nie dość, że jego dom był galerią sztuki, którą aktualnie miała na wyłączność, to jeszcze doświadczy miejsca początku, swoistego leża artysty; wspaniały to dzień.
Stoi przed drzwiami w obawie, czy jej oczekiwania zostaną spełnione, czy wyobrażenia nijak się miały do rzeczywistości; głęboki wdech poprzedził niepewne kroki do środka pomieszczenia. Ostrożnie, powoli pozwala sobie zbadać każdy kąt tego miejsca - nogi zatrzymują się przy stoliku z narzędziami. Wyciąga dłoń i delikatnie muska palcami jeden z pędzli, zwraca uwagę na opakowania farb i ułożenie sztalugi. Nieskończony obraz naturalnie przykuwa jej uwagę, przez chwilę studiuje go w nieskrępowanym milczeniu, by zaraz odwrócić twarz w stronę rozlewających się po pomieszczeniu promieni słońca.
- Zdarzyło ci się kiedyś pełnić funkcję modela? - gdyby miałaby zgadywać, obstawiałaby tak.
Przymknięte powieki, które poddały się wpływowi światła, zostają uratowane dzięki odwróceniu się plecami do okna, twarzą do mężczyzny.
- To wszystko jest niesamowite... obrazy, ta pracownia, ty - nie potrafiła udawać obojętności, kiedy zachwycał ją na każdym kroku; nie była obiektywna, od początku był jej autorytetem, dlatego czuła się onieśmielona, kiedy był w pobliżu, a jednocześnie na tyle śmiała, by podtrzymywać kontakt, chcąc jeszcze więcej jego uwagi.
- Przestrzegłam cię w liście, że nie będzie to łatwe zadanie. Moją ciekawość ciężko zaspokoić - pomimo to cechowała się cierpliwością, nie oczekując wszystkich odpowiedzi na tacy. Zakres jej ciekawości zdecydowanie przekraczał artystyczne aspekty, jednak początkowo faktycznie zamierzała się na nich skupić.
Podążyła za nim, z narastającą ekscytacją - nie dość, że jego dom był galerią sztuki, którą aktualnie miała na wyłączność, to jeszcze doświadczy miejsca początku, swoistego leża artysty; wspaniały to dzień.
Stoi przed drzwiami w obawie, czy jej oczekiwania zostaną spełnione, czy wyobrażenia nijak się miały do rzeczywistości; głęboki wdech poprzedził niepewne kroki do środka pomieszczenia. Ostrożnie, powoli pozwala sobie zbadać każdy kąt tego miejsca - nogi zatrzymują się przy stoliku z narzędziami. Wyciąga dłoń i delikatnie muska palcami jeden z pędzli, zwraca uwagę na opakowania farb i ułożenie sztalugi. Nieskończony obraz naturalnie przykuwa jej uwagę, przez chwilę studiuje go w nieskrępowanym milczeniu, by zaraz odwrócić twarz w stronę rozlewających się po pomieszczeniu promieni słońca.
- Zdarzyło ci się kiedyś pełnić funkcję modela? - gdyby miałaby zgadywać, obstawiałaby tak.
Przymknięte powieki, które poddały się wpływowi światła, zostają uratowane dzięki odwróceniu się plecami do okna, twarzą do mężczyzny.
- To wszystko jest niesamowite... obrazy, ta pracownia, ty - nie potrafiła udawać obojętności, kiedy zachwycał ją na każdym kroku; nie była obiektywna, od początku był jej autorytetem, dlatego czuła się onieśmielona, kiedy był w pobliżu, a jednocześnie na tyle śmiała, by podtrzymywać kontakt, chcąc jeszcze więcej jego uwagi.
Einar Halvorsen
11.12.2000 – Przedpokój – E. Halvorsen & V. Sørensen Pią 1 Lip - 22:14
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Istniała horda sekretów trzymanych wiecznie za bramą zamkniętych ust, zlepionych żywicą ciszy i obumarłych w krtani. Istniały słowa, które nie mogły wznieść się w pobliską przestrzeń, istniały brudy stłoczone za maską twarzy, istniały cierpkie obawy które mógł dzielić tylko wśród samotności. Niektórych rzeczy nie mówił przenigdy ludziom uznanym nawet za bliskich, świadomy, że musi dźwigać sam ciężar, ciężar okrutnej prawdy na temat swojej przeszłości i niechlubnego dziedzictwa wirującego w żyłach.
W przypadku swojej pracowni był jednak bardziej otwarty, chętnie dzielił się sztuką i prowadził dyskusje na jej rozległy temat. Zabiegał, już od dzieciństwa by prezentować rysunki przed osobami które go otaczały, niechętny aby zamykać stos swoich dzieł w szufladzie czy niedostępnym pokoju. Cieszył się z każdej, ogłoszonej wystawy, głosów różnych odbiorców, opinii które później wydano o zbiorach płócien. Utrzymanie się z pasji traktował za uśmiech losu, za przypływ szczęścia i równocześnie pracy, dzięki której pozwolił wbić się w świadomość światka magicznych elit. Wiele zawdzięczał własnej, wrodzonej silnej charyzmie dzięki której zdobywał uznanie innych z jeszcze większą łatwością. W przypadku swoich obrazów pozostał nad wyraz szczery, umieszczał duszę, emocje przy pociągnięciach pędzla. Odsłaniał się, równocześnie stając się niedostępny, okryty grubym woalem niedopowiedzeń i mnogich interpretacji. Niechętnie mówił o kwestii własnych portretów; trwał w przekonaniu że żadne dzieło nie może mieć jedynego znaczenia które było wtłaczane w źreniczne szpary odbiorców.
- Tak - oznajmił jej zgodnie z prawdą - kiedyś tak - głównie w latach przeszłości, obecnie pochłaniała go własna, wciąż poszerzana twórczość; miał jednak wśród swoich dzieł co najmniej kilka autoportretów.
Zostawiał jej wolną przestrzeń, pozwalał by ze spokojem, bez najmniejszego pośpiechu przejrzała teren pracowni. Nie miał zamiaru odmawiać jej życzliwości, zwłaszcza skoro sam żywił do niej sympatię. Schlebiała mu; słodkie, przemierzające dzielący ich dystans słowa spłynęły do naczyń zmysłów. Zbliżył się, znów, ponownie, kolejny promień uśmiechu, jutrzenka na krajobrazie przyjaznej, pogodnej twarzy powstała razem z wygiętym nieboskłoskłonem czerwonych, miękkich krawędzi ust.
- Zajmuję się swoją pasją - powiedział tylko; tusz fałszywej skromności wyłonił się z kałamarza wdzięcznie-niewdzięcznego gardła. Nie kłamał, pomimo tego - w istocie parał się przede wszystkim malarstwem, dokładał starań by dalej rozwijać warsztat. Zajmował się swoją pasją - utrzymywał się z pasji, wzbudzając uznanie innych. Pas odległości, który sam przełamywał, chwycił go wtem za szyję; napięcie, wyjątkowe, nieznośne, spływało wzdłuż wykrzywionej łodygi kręgosłupa, wołało, szarpiąc w instynkcie z którym obecnie walczył. Wiązki słońca błądziły po kształtach ciał.
- Nic więcej mi nie potrzeba - zmrużył oczy podobnie jak wcześniej ona, spokojny, negując korowód wrażeń przybraną teraz postawą - lubiłem tak często mówić - politowanie drasnęło formę stwierdzenia, ciśniętego niewinnie, półżartobliwie pomiędzy ich sylwetkami. Nic więcej? Oczywiście, że więcej, zawsze, zawsze, zachłannie; a jednak, dziś nie wyciągnął ręki w kierunku odrębnych wizji, dziś nie ulegał zmianom.
Einar i Vivian z tematu
W przypadku swojej pracowni był jednak bardziej otwarty, chętnie dzielił się sztuką i prowadził dyskusje na jej rozległy temat. Zabiegał, już od dzieciństwa by prezentować rysunki przed osobami które go otaczały, niechętny aby zamykać stos swoich dzieł w szufladzie czy niedostępnym pokoju. Cieszył się z każdej, ogłoszonej wystawy, głosów różnych odbiorców, opinii które później wydano o zbiorach płócien. Utrzymanie się z pasji traktował za uśmiech losu, za przypływ szczęścia i równocześnie pracy, dzięki której pozwolił wbić się w świadomość światka magicznych elit. Wiele zawdzięczał własnej, wrodzonej silnej charyzmie dzięki której zdobywał uznanie innych z jeszcze większą łatwością. W przypadku swoich obrazów pozostał nad wyraz szczery, umieszczał duszę, emocje przy pociągnięciach pędzla. Odsłaniał się, równocześnie stając się niedostępny, okryty grubym woalem niedopowiedzeń i mnogich interpretacji. Niechętnie mówił o kwestii własnych portretów; trwał w przekonaniu że żadne dzieło nie może mieć jedynego znaczenia które było wtłaczane w źreniczne szpary odbiorców.
- Tak - oznajmił jej zgodnie z prawdą - kiedyś tak - głównie w latach przeszłości, obecnie pochłaniała go własna, wciąż poszerzana twórczość; miał jednak wśród swoich dzieł co najmniej kilka autoportretów.
Zostawiał jej wolną przestrzeń, pozwalał by ze spokojem, bez najmniejszego pośpiechu przejrzała teren pracowni. Nie miał zamiaru odmawiać jej życzliwości, zwłaszcza skoro sam żywił do niej sympatię. Schlebiała mu; słodkie, przemierzające dzielący ich dystans słowa spłynęły do naczyń zmysłów. Zbliżył się, znów, ponownie, kolejny promień uśmiechu, jutrzenka na krajobrazie przyjaznej, pogodnej twarzy powstała razem z wygiętym nieboskłoskłonem czerwonych, miękkich krawędzi ust.
- Zajmuję się swoją pasją - powiedział tylko; tusz fałszywej skromności wyłonił się z kałamarza wdzięcznie-niewdzięcznego gardła. Nie kłamał, pomimo tego - w istocie parał się przede wszystkim malarstwem, dokładał starań by dalej rozwijać warsztat. Zajmował się swoją pasją - utrzymywał się z pasji, wzbudzając uznanie innych. Pas odległości, który sam przełamywał, chwycił go wtem za szyję; napięcie, wyjątkowe, nieznośne, spływało wzdłuż wykrzywionej łodygi kręgosłupa, wołało, szarpiąc w instynkcie z którym obecnie walczył. Wiązki słońca błądziły po kształtach ciał.
- Nic więcej mi nie potrzeba - zmrużył oczy podobnie jak wcześniej ona, spokojny, negując korowód wrażeń przybraną teraz postawą - lubiłem tak często mówić - politowanie drasnęło formę stwierdzenia, ciśniętego niewinnie, półżartobliwie pomiędzy ich sylwetkami. Nic więcej? Oczywiście, że więcej, zawsze, zawsze, zachłannie; a jednak, dziś nie wyciągnął ręki w kierunku odrębnych wizji, dziś nie ulegał zmianom.
Einar i Vivian z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?