:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen
2 posters
Einar Halvorsen
Re: 04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen Czw 7 Lip - 8:41
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
04.01.2001
Przełknął oczekiwanie jak gorzką, wręczoną porcję lekarstwa, łyżkę pełną kleistej tafli syropu, od której język opadał, pełen zdrętwienia, wyschnięty jak miękki liść. Cierpliwość stała się kluczem zdolnym otworzyć każdą przeciwność zamka, aby wkrótce usłyszeć w pełni znajome, powitalne szczeknięcie i opleść palce na dźwigni posłusznej klamki. Cierpliwość stała się kluczem; wiedział, że do wszystkiego a zwłaszcza do nieufności osoby, niepoddającej się jego sugestii czaru, potrzebna jest odpowiednia, dobrana doza decyzji, wyważonych, subtelnych, płynących bez najmniejszego ułomka kakofonii. Zgoda na pojawienie się wewnątrz jego pracowni i wyrażenie chęci, by utkał ją, kształtowaną jego malarskim zmysłem, była wielkim sukcesem, występkiem uczynionym na przekór przestrogom własnych, demonicznych instynktów. On jednak zawsze chciał więcej - zachłanny, nieustępliwy, czerpiący z ludzkich słabości niczym z odmętów źródła, które nie miało dna. Z aurą, wytrąconą mu z rąk, podkuloną, bezradną niczym spłoszone zwierzę, miał umniejszony zakres swoich manewrów, co najwidoczniej nie przeszkadzało mu spełniać nadanej roli, piętna, odciśniętego przez przodków na wszystkich warstwach jestestwa. Pamiętał kamienny wyraz kobiecej twarzy, zamarłej nagle jak rzeźba, stworzona zuchwałym dłutem nieludzkiego odczucia, pamiętał odcień spojrzenia, ostrego jak krawędź klingi, słyszał, pod nieboskłonem czaszki pogłos rzuconego wyzwania.
- Zapraszam - oznajmił, kiedy nadeszła pora i mógł powitać Villemo w progach swojego domu, nadal potulny, pełen nienagannej serdeczności, zupełnie, jak gdyby nie był jej naturalnym wrogiem (był?), istotą, wobec której wciąż czuła stworzoną przez intuicję niechęć. Wiedział, że się pojawi; jej autentyczność i odwaga (brawura?), aby wytyczać ścieżki absurdalnej relacji, jaka splotła ich losy na przekór żądaniom świata, imponowała mu szczerze, sprawiając, że nie zawahał się przystać na propozycję obrazu.
- Zazwyczaj pytam klientów, czy mają szczególną wizję - dodał, zgodnie z prawdą prowadząc ją w głąb pomieszczeń - jakie są twoje myśli? - spojrzenie z ciekawością zatrzymało się na przeciwnym obliczu. Portret był specyficzną, zawartą więzią pomiędzy malarzem a uwiecznianą osobą, stąd zawsze z uwagą słuchał pozujących mu ludzi, nawet, gdy stosował się do każdego stwierdzenia. Wiedział, że w tym momencie ma do czynienia z osobą pełną wrażliwości na sztukę, w przeciwnym razie nie pracowałaby u Olafa Wahlberga, stąd dodatkowo zapragnął poznać jej zdanie.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen Czw 7 Lip - 9:25
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Ledwo wieczór wcześniej siedziała w swoim mieszkaniu ściskając w dłoni kubek z herbatą i nalewką lawendową, która miała tłumić wszelkie rozterki i odganiać wątpliwości, ale tego jednego była pewna. Zmierzając pod wskazany adres miała wszystko ułożone w głowie, a przewrotna natura przodków domagała się działań, które mogło ściągnąć na jej głowę wiele kłopotów. Działania podejmowane wbrew odwiecznemu instynktowi, z bolesną świadomością, że wszystko co się właśnie dzieje wokół niej to wypadkowa poczynań i decyzji nie zaś aury. Ta schowana głęboko nie mogła pomóc, a ona wciąż stąpała po cienkiej linii wyzwania i niepewności gdzie ścieżka ją poprowadzi.
Chciała wiedzieć. Musiała sprawdzić jak w pociągnięciach pędzla ją widzi, jak wygląda kiedy aura nie mąci zmysłów, jak istnieje gdy cała powłoka nierealności zostanie zdarta, odrzucona w kąt.
Rzuciła wyzwanie a on pochwycił je sprawnie w dłoń i zaprosił do gry jakiej warunków nie znali, dopiero je tworzyli, pisali trochę w pośpiechu, na kolanie, na śniegu wiedząc, że z każdą chwilą mogą się zmienić, nabrać nowych wartości.
W uśmiechu na tle księżyca, w otoczeniu granatu zawarli pierwsze porozumienie. Wkraczając do wnętrza gdy dźwięk zamka oznajmił, że już na nią czekał, nie uciekł. Nie wystawił jej oczekiwań na pośmiewisko tylko również zdecydował się podążać tą przedziwną relacją.
-Nie należy przychodzić z pustymi rękoma. - Powiedziała od progu miękkim głosem i wyciągnęła w jego stronę jasną dłoń, w której znajdował się metalowy pojemniczek z suszem herbacianym. -Dzika mieszanka. - Dodała jeszcze, a w kącikach malinowych ust pojawił się cień przekornego uśmiechu. W tle zamajaczył cień znajomości, drgający niczym płomień świecy na ścianie, przeszła parę kroków w głąb oznajmiając tym samym, że nie ma zamiaru się wycofać. -Pragnę aktu.
Oznajmiła czystym i śpiewnym tonem spoglądając śmiało w oczy Einara, wyrażając swoją wolę. -Ukazania prawdy.
Nie obwiała się odmowy ani tym bardziej odrzucenia propozycji. Czuła, że nie potrafiłby przejść obok propozycji obojętnie. Rozumiała i znała naturę ich jestestwa, chęci posiadania, sięgania po więcej, zachłanności, która wciaż pragnęła więcej wykorzystując słabości innych.
Chciała wiedzieć. Musiała sprawdzić jak w pociągnięciach pędzla ją widzi, jak wygląda kiedy aura nie mąci zmysłów, jak istnieje gdy cała powłoka nierealności zostanie zdarta, odrzucona w kąt.
Rzuciła wyzwanie a on pochwycił je sprawnie w dłoń i zaprosił do gry jakiej warunków nie znali, dopiero je tworzyli, pisali trochę w pośpiechu, na kolanie, na śniegu wiedząc, że z każdą chwilą mogą się zmienić, nabrać nowych wartości.
W uśmiechu na tle księżyca, w otoczeniu granatu zawarli pierwsze porozumienie. Wkraczając do wnętrza gdy dźwięk zamka oznajmił, że już na nią czekał, nie uciekł. Nie wystawił jej oczekiwań na pośmiewisko tylko również zdecydował się podążać tą przedziwną relacją.
-Nie należy przychodzić z pustymi rękoma. - Powiedziała od progu miękkim głosem i wyciągnęła w jego stronę jasną dłoń, w której znajdował się metalowy pojemniczek z suszem herbacianym. -Dzika mieszanka. - Dodała jeszcze, a w kącikach malinowych ust pojawił się cień przekornego uśmiechu. W tle zamajaczył cień znajomości, drgający niczym płomień świecy na ścianie, przeszła parę kroków w głąb oznajmiając tym samym, że nie ma zamiaru się wycofać. -Pragnę aktu.
Oznajmiła czystym i śpiewnym tonem spoglądając śmiało w oczy Einara, wyrażając swoją wolę. -Ukazania prawdy.
Nie obwiała się odmowy ani tym bardziej odrzucenia propozycji. Czuła, że nie potrafiłby przejść obok propozycji obojętnie. Rozumiała i znała naturę ich jestestwa, chęci posiadania, sięgania po więcej, zachłanności, która wciaż pragnęła więcej wykorzystując słabości innych.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen Czw 7 Lip - 16:22
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Uśmiech plącze się nieodmiennie na twarzy, jak stały gość, przychodzący tylko gdy dojrzy znajomy widok, kilka refleksów błyszczy się jak lampiony na bystrych jeziorach oczu, oddech kosztuje smaku kolejnej chwili. Nie umiał pojąć, z jakiej przyczyny to właśnie podobni jemu byli naznaczeni największym piętnem pogardy, parszywą blizną wydartą na płatach duszy; zarówno niksy jak selkie zwodziły nieświadomych podróżnych, chwytając ich w matnię aury. Mściwość i zagrożenie dla galdrów, wychodzących naprzeciw pienistym falom władczego oblicza morza, zanurzonych w pejzażu lasu, stających nad brzegiem jezior, stanowiły nie tylko grupy samych odmieńców. Odmieńców; tak właśnie ich nazywano, słowem stającym z pełnią odrazy w gardle. Nie sądził, że zasługiwał na identyczny los; nie prosił zresztą o demoniczne dziedzictwo, zrzucone na początkowo niewinny, jego dziecięcy kark.
- Dziękuję - szczerość wplotła się w proste, ponoć magiczne słowo, a palce równocześnie objęły nowy podarek. Dzikość, pogrążona w ich ciałach tworzyła echo nieznanej pieśni natury, lasu, który ich wzywał, nieokiełznanych, naznaczonych cechami istot, od jakich się wywodzili, niszczących zdrowy rozsądek.
Milczał, przez chwilę, obejmując ją wzrokiem, spoważniał, słysząc treść propozycji, której wiedział, że musi obecnie sprostać. Do spraw obrazów pochodził z należytym szacunkiem, oddaniem nieskorym do żadnych szczenięcych przytyk. Milczał, choć dawno podjął decyzję; nawet, gdy znała werdykt, musiał rozchylić usta i podać treść odpowiedzi.
- Namaluję twój akt, Villemo - dźwięk jej imienia, dźwięk prawdy, pieszczotliwej, serdecznej, musnął kręgi powietrza - ale pod jednym warunkiem - zastrzegł, przystając obok, wbijając gwoździe spojrzenia w jej przeciwległe tęczówki. Był mimo wszystko mężczyzną, jednak jak żaden inny mógłby zachować dawny upór rozsądku, mierząc się z silnym czarem przyległym do formy niksy. Skłębienie własnych emocji nie mogło tworzyć przeszkody, barykady, przez którą nie można się dłużej przedrzeć; wszystko musiało tworzyć ze sobą całość, by nadać charakter dziełu. Sztuka, która nie wydostaje się z ciemnych przestrzeni wnętrza, ze splotów niejasnych myśli, z silnej potrzeby, która przeszywa umysł - nie mogła być nigdy sztuką. Akt zawsze był uwielbieniem ciała, bez miejsca na niepotrzebną atrapę powściągliwości, bez żadnej domieszki wstydu, tworzył radosną pieśń pozbawioną fałszu.
- Zostanie w mojej kolekcji - zakończył; odwrócił głowę i ruszył płynnie przed siebie. Niektóre dzieła, jakie zdołał zgromadzić i jakie ponadto wyszły spod jego rąk, nie były nigdy na sprzedaż. Trzymał je, skrzętnie, w niedostępnych dla pospolitych znajomości pomieszczeniach, w każdym przypadku mając szczególny motyw.
- Nie chcę, by później trafił do niewłaściwych rąk - otworzył drzwi do pracowni; zatrzymał się, przepuszczając ją w progu. Powód, któremu służył, nie wywodził się z błahej zaborczości, z płytkiej chęci kontroli; starał się nie dopuścić do sytuacji, w której ogarnięta uczuciem wręczy ten obraz niegdyś jednemu z mężczyzn. Większość osób, poza nimi samymi, nie będzie mogła zrozumieć pełni przesłania; nie zdoła dostąpić prawdy.
- Dziękuję - szczerość wplotła się w proste, ponoć magiczne słowo, a palce równocześnie objęły nowy podarek. Dzikość, pogrążona w ich ciałach tworzyła echo nieznanej pieśni natury, lasu, który ich wzywał, nieokiełznanych, naznaczonych cechami istot, od jakich się wywodzili, niszczących zdrowy rozsądek.
Milczał, przez chwilę, obejmując ją wzrokiem, spoważniał, słysząc treść propozycji, której wiedział, że musi obecnie sprostać. Do spraw obrazów pochodził z należytym szacunkiem, oddaniem nieskorym do żadnych szczenięcych przytyk. Milczał, choć dawno podjął decyzję; nawet, gdy znała werdykt, musiał rozchylić usta i podać treść odpowiedzi.
- Namaluję twój akt, Villemo - dźwięk jej imienia, dźwięk prawdy, pieszczotliwej, serdecznej, musnął kręgi powietrza - ale pod jednym warunkiem - zastrzegł, przystając obok, wbijając gwoździe spojrzenia w jej przeciwległe tęczówki. Był mimo wszystko mężczyzną, jednak jak żaden inny mógłby zachować dawny upór rozsądku, mierząc się z silnym czarem przyległym do formy niksy. Skłębienie własnych emocji nie mogło tworzyć przeszkody, barykady, przez którą nie można się dłużej przedrzeć; wszystko musiało tworzyć ze sobą całość, by nadać charakter dziełu. Sztuka, która nie wydostaje się z ciemnych przestrzeni wnętrza, ze splotów niejasnych myśli, z silnej potrzeby, która przeszywa umysł - nie mogła być nigdy sztuką. Akt zawsze był uwielbieniem ciała, bez miejsca na niepotrzebną atrapę powściągliwości, bez żadnej domieszki wstydu, tworzył radosną pieśń pozbawioną fałszu.
- Zostanie w mojej kolekcji - zakończył; odwrócił głowę i ruszył płynnie przed siebie. Niektóre dzieła, jakie zdołał zgromadzić i jakie ponadto wyszły spod jego rąk, nie były nigdy na sprzedaż. Trzymał je, skrzętnie, w niedostępnych dla pospolitych znajomości pomieszczeniach, w każdym przypadku mając szczególny motyw.
- Nie chcę, by później trafił do niewłaściwych rąk - otworzył drzwi do pracowni; zatrzymał się, przepuszczając ją w progu. Powód, któremu służył, nie wywodził się z błahej zaborczości, z płytkiej chęci kontroli; starał się nie dopuścić do sytuacji, w której ogarnięta uczuciem wręczy ten obraz niegdyś jednemu z mężczyzn. Większość osób, poza nimi samymi, nie będzie mogła zrozumieć pełni przesłania; nie zdoła dostąpić prawdy.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen Pią 8 Lip - 10:52
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Patrząc na niego widziała siebie. Połączenie dwóch rzek, które płynęły ciągle obok siebie zbliżając się z każdym kolejnym metrem by brzegami w końcu zetknąć się i stworzyć porywisty nurt. Gdyby tylko chcieli mogliby zmieść całą okolicę, zalać wartkim strumieniem fal, które niszcząc dałyby nowe życie.
Często pytała dlaczego, nie rozumiejąc czym zawiniła, że taki los ją spotkał, a jednak widziała nuty i słyszała melodie szczęścia gdy patrzyła na matkę i ojca, którzy splotli swoje losy razem. Pomimo przeciwności trwali i szli przed siebie trzymając się za ręce, otaczając małą Villemo kokonem miłości i troski, który spłonął wraz z teatrem. Od tamtego czasu wiele się w jej życiu zmieniło. Zgubiła siebie, zgubiła swój cel, zatraciła się w codziennych czynnościach pozwalając sobą sterować, dostosowując się do nurtu rzeki, osiadając na dnie jeziora, zamiast siedzieć u jego brzegu i gładzić taflę wody. Zapragnęła jednak zawalczyć, postawić się na przekór, nie dać się zgnieść słowom takim jak: demon, odmieniec, skaza i wróg.
Choć zamknięci w murach mieszkań, w miastach, które ustalały inne prawa dało się słyszeć zew natury jaka w nich drzemała. Choć aura krążyła, ledwo wyczuwalna przez nich samych, tak dzikość była obecna i czuła się wolna. Lekka, wręcz swobodna radość z poczucia bezpieczeństwa, bowiem w tych zamkniętych czterech ścianach nikt nie mógł ich dostrzec, nie mógł wyciągnąć oskarżycielsko palca, piętnując istnienie, o które przecież nie prosili. Otrzymali dar, nazywany przekleństwem, którym nie raz było, gdy starali się trwać.
Nieznacznie przymknęła oczy wyczuwając wibrację głosu w wypowiadanym imieniu, tak odmienne od tych, które zawsze słyszała. Stawiał warunki, była na nie gotowa, wiedziała, że nastąpią, nie wiedziała jedynie jakie. Nie mogła użyć czarów, swego istnienia aby zmienić jego zdanie, by uległ jej pragnieniom. Koniecznym było zagrać na zupełnie innych strunach, a przecież ich nie znała. Nie mogła przewidzieć jaka melodia wybrzmi gdy to zrobi. Wiedza i umiejętności, które posiadła nie były przydatne w tej chwili. Odrzuciła do tyłu złote pukle, na których załamywało się światło mieniąc się w pasmach tysiącami iskier.
-Zostanie w twojej kolekcji. - Zgodziła się z nieznacznym uśmiechem czającym się w kąciku ust. -Pod warunkiem, że będę mogła go oglądać. - Nie chciała aby został schowany w zimnych piwnicach gdzie ukryty niczym wstyd przed oczami innych, kiedy nagość ciała miała być prawdą, ujawnieniem sekretów. Nie mogła pozwolić by nigdy nie było oglądane. Jeszcze go wydrze z kolekcji malarza, jeszcze zawiśnie na ścianie tam gdzie ma być podziwiany, gdzie ma wzbudzać zachwyt i pobudzać zmysły. Chciała stać się płótnem na swoich warunkach, nie zaś płóciennym marzeniem innych.
Wkroczyła śmiało do pracowni pewna podjętych decyzji i ruchu na jaki się zdecydowała. Czekała teraz na polecenia mistrza, na jego takt, w którym wskaże co ma czynić dalej.
Często pytała dlaczego, nie rozumiejąc czym zawiniła, że taki los ją spotkał, a jednak widziała nuty i słyszała melodie szczęścia gdy patrzyła na matkę i ojca, którzy splotli swoje losy razem. Pomimo przeciwności trwali i szli przed siebie trzymając się za ręce, otaczając małą Villemo kokonem miłości i troski, który spłonął wraz z teatrem. Od tamtego czasu wiele się w jej życiu zmieniło. Zgubiła siebie, zgubiła swój cel, zatraciła się w codziennych czynnościach pozwalając sobą sterować, dostosowując się do nurtu rzeki, osiadając na dnie jeziora, zamiast siedzieć u jego brzegu i gładzić taflę wody. Zapragnęła jednak zawalczyć, postawić się na przekór, nie dać się zgnieść słowom takim jak: demon, odmieniec, skaza i wróg.
Choć zamknięci w murach mieszkań, w miastach, które ustalały inne prawa dało się słyszeć zew natury jaka w nich drzemała. Choć aura krążyła, ledwo wyczuwalna przez nich samych, tak dzikość była obecna i czuła się wolna. Lekka, wręcz swobodna radość z poczucia bezpieczeństwa, bowiem w tych zamkniętych czterech ścianach nikt nie mógł ich dostrzec, nie mógł wyciągnąć oskarżycielsko palca, piętnując istnienie, o które przecież nie prosili. Otrzymali dar, nazywany przekleństwem, którym nie raz było, gdy starali się trwać.
Nieznacznie przymknęła oczy wyczuwając wibrację głosu w wypowiadanym imieniu, tak odmienne od tych, które zawsze słyszała. Stawiał warunki, była na nie gotowa, wiedziała, że nastąpią, nie wiedziała jedynie jakie. Nie mogła użyć czarów, swego istnienia aby zmienić jego zdanie, by uległ jej pragnieniom. Koniecznym było zagrać na zupełnie innych strunach, a przecież ich nie znała. Nie mogła przewidzieć jaka melodia wybrzmi gdy to zrobi. Wiedza i umiejętności, które posiadła nie były przydatne w tej chwili. Odrzuciła do tyłu złote pukle, na których załamywało się światło mieniąc się w pasmach tysiącami iskier.
-Zostanie w twojej kolekcji. - Zgodziła się z nieznacznym uśmiechem czającym się w kąciku ust. -Pod warunkiem, że będę mogła go oglądać. - Nie chciała aby został schowany w zimnych piwnicach gdzie ukryty niczym wstyd przed oczami innych, kiedy nagość ciała miała być prawdą, ujawnieniem sekretów. Nie mogła pozwolić by nigdy nie było oglądane. Jeszcze go wydrze z kolekcji malarza, jeszcze zawiśnie na ścianie tam gdzie ma być podziwiany, gdzie ma wzbudzać zachwyt i pobudzać zmysły. Chciała stać się płótnem na swoich warunkach, nie zaś płóciennym marzeniem innych.
Wkroczyła śmiało do pracowni pewna podjętych decyzji i ruchu na jaki się zdecydowała. Czekała teraz na polecenia mistrza, na jego takt, w którym wskaże co ma czynić dalej.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen Pią 8 Lip - 16:00
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Otaczał się obrazami; ogród portretów, płócien okrytych w ramy rozchylał płatki odcieni, piętrzył się, piętrzył licznie przed objęciem spojrzenia. Lica ścian przystrojone w sylwetki, w blade, oszczędne szkice, w kaprys pejzażu powołanego kilkanaście lat wcześniej, młodą, nieopierzoną dłonią (domy są światem własnych, zebranych cech) - obrazy, tylko, nic więcej, znośny ład panujący w kompozycji pomieszczeń, żadnych, rodzinnych zdjęć. Chłopiec, który pochodzi znikąd, nie ma żadnych korzeni, chłopiec - kukułcze pisklę, nie zna swoich rodziców, tworzy zarys artysty, tworzy samego siebie, by zdobyć uznanie innych, by inni mogli go przyjąć. Ogon nie wije się; nie istnieje, Einar Halvorsen przecież go nie posiada, tłumi krzyk w swoim gardle i ściera paciorki łez, jest nikim znikąd - czuje się gliną, wrażliwą, jakże podatną i tworzy siebie od nowa.
Nie akceptuje tego, czym rzeczywiście jest.
- Kiedy tylko poprosisz - nie buntuje się przeciw jej wyrażonej woli. Każdy z modeli miał prawo do swych obrazów, mógł je obejrzeć kiedy wyraził chęci. Nie był, pomimo tego, skłonny do innych ustępstw; natura, której nikt nie był w stanie oswoić, nie była skłonna do ustępstw. Przyjemny, gładki, serdeczny kroczył w rzeczywistości obraną przez siebie ścieżką, przybliżał się i oddalał, korzystał z cudzej sympatii którą podsycał aurą.
Odchylił głowę, gdy chwycił szkielet sztalugi. Musieli się przygotować.
- Pokażę ci miejsce, gdzie możesz pozostawić ubrania - zapewnił ją; pozostawał daleki od iście szczeniackich sztuczek. Wiedział już, w jaki sposób chce ją teraz uwiecznić, zatrzymać na formie płótna, z paletą odczuć które sam nieuchronnie posiadał.
Nie musiał odsłaniać prawdy; powinna sama wysunąć się nienachalnie, bez wyuzdania, bez płytkich warstw erotyzmu, swobodnie muskając zmysły.
- Usiądź - polecił miękko. Chciał, by znalazła się na brzegu posłania, odległa i niedostępna, jednak obecna blisko; miała patrzeć przed siebie, ale nie w jego stronę, nie w stronę również odbiorców. Zastygła - na pograniczu marzenia i realności, nosząc w sobie tę sprzeczność od pierwszych porcji oddechów wsuniętych w przestrzenie płuc. Nie malowali w jego własnej sypialni; miał wyznaczone miejsce, służące też sporadycznie w charakterze pokoju gościnnego.
- Czeka nas kilka sesji - nadkruszył lekko milczenie, po dłuższej chwili, kiedy sporządzał szkic; był całkowicie oddany swojej malarskiej pasji.
Mieli widzieć się częściej; poniekąd sama wybrała podobny los.
Nie akceptuje tego, czym rzeczywiście jest.
- Kiedy tylko poprosisz - nie buntuje się przeciw jej wyrażonej woli. Każdy z modeli miał prawo do swych obrazów, mógł je obejrzeć kiedy wyraził chęci. Nie był, pomimo tego, skłonny do innych ustępstw; natura, której nikt nie był w stanie oswoić, nie była skłonna do ustępstw. Przyjemny, gładki, serdeczny kroczył w rzeczywistości obraną przez siebie ścieżką, przybliżał się i oddalał, korzystał z cudzej sympatii którą podsycał aurą.
Odchylił głowę, gdy chwycił szkielet sztalugi. Musieli się przygotować.
- Pokażę ci miejsce, gdzie możesz pozostawić ubrania - zapewnił ją; pozostawał daleki od iście szczeniackich sztuczek. Wiedział już, w jaki sposób chce ją teraz uwiecznić, zatrzymać na formie płótna, z paletą odczuć które sam nieuchronnie posiadał.
Nie musiał odsłaniać prawdy; powinna sama wysunąć się nienachalnie, bez wyuzdania, bez płytkich warstw erotyzmu, swobodnie muskając zmysły.
- Usiądź - polecił miękko. Chciał, by znalazła się na brzegu posłania, odległa i niedostępna, jednak obecna blisko; miała patrzeć przed siebie, ale nie w jego stronę, nie w stronę również odbiorców. Zastygła - na pograniczu marzenia i realności, nosząc w sobie tę sprzeczność od pierwszych porcji oddechów wsuniętych w przestrzenie płuc. Nie malowali w jego własnej sypialni; miał wyznaczone miejsce, służące też sporadycznie w charakterze pokoju gościnnego.
- Czeka nas kilka sesji - nadkruszył lekko milczenie, po dłuższej chwili, kiedy sporządzał szkic; był całkowicie oddany swojej malarskiej pasji.
Mieli widzieć się częściej; poniekąd sama wybrała podobny los.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen Pią 8 Lip - 22:25
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Zerkała z zaciekawieniem na wiszące na ścianach obrazy. Patrzyła na kładące się cienie rzucane przez światło padające z okien. Widziała ten charakterystyczny styl, który ją dawno temu zachwycił, porwał umysł i serce, sprawiał, że potrafiła wpatrywać się godzinami w dzieła jakie tworzył.
Teraz mogła dostrzec rozwój, to jak dążył do swoich umiejętności, które już posiadł. Artystyczna dusza, która poszukiwała siebie i wyrażała siebie w swoich dziełach. Każdy obraz ukazywał jakąś część jego twórcy. Czy byłaby w stanie dostrzec coś więcej, poznać jakiś zakamarek Einara, który skrzętnie ukrywał?
Wybrzmiały nuty nieprzejednania, znaczące granicę, której nie będzie chciał przekraczać; warunek twardy i nie znoszący sprzeciwu. Nie działała na nią aura, odporna na jej subtelności, niechętna by jej ulec i zgodzić się na wszystko co wypowie.
Sztalugi były początkiem drogi, informacją, że obydwoje wkroczyli na ścieżkę, która nie była zgodna z ich naturą, która sprawiała, że krew przodków wrzała w żyłach, a jednak ignorowała ją. Tłumiła dźwięk niechęci i pogardy, podążała za ciekawością i nietypowym, cichym szelestem, który nieśmiało przebijał się przez krzyki wrodzonej antypatii.
Zniknęła za parawanem by w spokoju zrzucić ubrania, nakrywając się na chwilę miękką chustą gdy wychodziła by zająć wskazane jej miejsce.
Złote pukle rozpuściła a te kaskadą opadły na porcelanową skórę prostych pleców. Bose stopy stawiała ostrożnie i miękko przemieszczając się na skraj posłania posłuszna poleceniom jakie wydawał. Widział ją całą kiedy nie musiała kusić, kiedy nie poddawała się woli krwi i swej naturze w konieczności walki o szczęście, poczucie dominacji i chęci złamania ducha drugiej osoby. Pozwoliła aby aura swobodnie, leniwie wręcz płynęła, spokojna, niczym nie zmącona, nie wzburzona woda. Chusta opadła na ziemię miękko, a kobieta zastygła w pozie oddalonego marzenia.
-Wiem - Odparła miękko, musnęła jednym słowem powietrze swobodna, niczym nie skrępowana, czująca jak łańcuchy, którymi była skuta zaczynają opadać. Nie czuła wstydu, nie czuła chęci dominacji. Oddychała.
Teraz mogła dostrzec rozwój, to jak dążył do swoich umiejętności, które już posiadł. Artystyczna dusza, która poszukiwała siebie i wyrażała siebie w swoich dziełach. Każdy obraz ukazywał jakąś część jego twórcy. Czy byłaby w stanie dostrzec coś więcej, poznać jakiś zakamarek Einara, który skrzętnie ukrywał?
Wybrzmiały nuty nieprzejednania, znaczące granicę, której nie będzie chciał przekraczać; warunek twardy i nie znoszący sprzeciwu. Nie działała na nią aura, odporna na jej subtelności, niechętna by jej ulec i zgodzić się na wszystko co wypowie.
Sztalugi były początkiem drogi, informacją, że obydwoje wkroczyli na ścieżkę, która nie była zgodna z ich naturą, która sprawiała, że krew przodków wrzała w żyłach, a jednak ignorowała ją. Tłumiła dźwięk niechęci i pogardy, podążała za ciekawością i nietypowym, cichym szelestem, który nieśmiało przebijał się przez krzyki wrodzonej antypatii.
Zniknęła za parawanem by w spokoju zrzucić ubrania, nakrywając się na chwilę miękką chustą gdy wychodziła by zająć wskazane jej miejsce.
Złote pukle rozpuściła a te kaskadą opadły na porcelanową skórę prostych pleców. Bose stopy stawiała ostrożnie i miękko przemieszczając się na skraj posłania posłuszna poleceniom jakie wydawał. Widział ją całą kiedy nie musiała kusić, kiedy nie poddawała się woli krwi i swej naturze w konieczności walki o szczęście, poczucie dominacji i chęci złamania ducha drugiej osoby. Pozwoliła aby aura swobodnie, leniwie wręcz płynęła, spokojna, niczym nie zmącona, nie wzburzona woda. Chusta opadła na ziemię miękko, a kobieta zastygła w pozie oddalonego marzenia.
-Wiem - Odparła miękko, musnęła jednym słowem powietrze swobodna, niczym nie skrępowana, czująca jak łańcuchy, którymi była skuta zaczynają opadać. Nie czuła wstydu, nie czuła chęci dominacji. Oddychała.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen Nie 10 Lip - 22:59
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Szept niósł się w splotach powietrza pod płaszczem bezkresnej nocy - powiedział jej, właśnie wtedy, że jest piękna bez względu na zgubność aury - władzę, która go nie dosięgła, nie mogła schwytać w potrzasku. W zwierciadle jego spojrzenia uśmiechały się skąpe, drobne refleksy światła, cienie kładły się gęstym i niezjednanym tłumem, zmierzając do krańców ciała. Tylko oni - nikt inny - zamknięci w bursztynie chwili.
Wyłącznie oni - zdolni obdarzyć siebie namiastką zrozumienia.
Nie sądził, wtedy, aby mu uwierzyła, podjęła słowa poważniej - musiał powtórzyć wszystko w muśnięciach pędzla, w dobranych pigmentach barw na podstawie szkicu. Zawierzył się swojej pracy - pomiędzy licami ścian panował cichy, subtelny szmer przykładanych narzędzi zetkniętych z fakturą płótna. Poznawał ją i studiował misternie każdą krzywiznę, każdą linię jej ciała, poznawał siebie oddając szczyptę własnego, twórczego ducha.
- To dobrze - przyznał. - Nie powinno ci to przeszkadzać - nie powinno; widzieli się przecież już więcej niż tylko raz. Powinna odkryć, że towarzystwo jakim zwykł ją obdarzać, będzie nadzwyczaj znośne; znajdując się przed sztalugą przez większość czasu nie uronił choć kropli zbędnego słowa. Milczenie, pomimo tego, nie niosło teraz napięcia; przyjemny, swobodny czas płynął pod pieczą pasji, która poniekąd była również ich wspólną. Nakładał na formę płótna z początku brunatną farbę, mającą stworzyć fundament dla dalszych szczegółów barw. Zaczynał zawsze od skóry, od twarzy, która powinna zachować właściwy wyraz (tak, jak ją widział - powierzał jej swoją prawdę). Akty gościły rzadziej wśród jego zbiorów, wiążąc się z niecodzienną relacją nawiązaną pomiędzy nim, a osobą którą zawarł na dziele - dużo częściej malował portrety możnych, stosowne i stonowane. Nie dzielił się pewną częścią, trzymając pilnie i strzegąc w skarbcu kolekcji, poza spojrzeniem wścibskich, niepowołanych odbiorców.
- Od jak dawna pracujesz w galerii? - zapytał po dłuższym czasie, dopiero, kiedy powoli zmierzał do zakończenia ich pierwszej, malarskiej sesji. Nie mógł odmówić sobie prób pozyskania większej ilości informacji, skoro podstępność losu dała mu tę możliwość.
Wyłącznie oni - zdolni obdarzyć siebie namiastką zrozumienia.
Nie sądził, wtedy, aby mu uwierzyła, podjęła słowa poważniej - musiał powtórzyć wszystko w muśnięciach pędzla, w dobranych pigmentach barw na podstawie szkicu. Zawierzył się swojej pracy - pomiędzy licami ścian panował cichy, subtelny szmer przykładanych narzędzi zetkniętych z fakturą płótna. Poznawał ją i studiował misternie każdą krzywiznę, każdą linię jej ciała, poznawał siebie oddając szczyptę własnego, twórczego ducha.
- To dobrze - przyznał. - Nie powinno ci to przeszkadzać - nie powinno; widzieli się przecież już więcej niż tylko raz. Powinna odkryć, że towarzystwo jakim zwykł ją obdarzać, będzie nadzwyczaj znośne; znajdując się przed sztalugą przez większość czasu nie uronił choć kropli zbędnego słowa. Milczenie, pomimo tego, nie niosło teraz napięcia; przyjemny, swobodny czas płynął pod pieczą pasji, która poniekąd była również ich wspólną. Nakładał na formę płótna z początku brunatną farbę, mającą stworzyć fundament dla dalszych szczegółów barw. Zaczynał zawsze od skóry, od twarzy, która powinna zachować właściwy wyraz (tak, jak ją widział - powierzał jej swoją prawdę). Akty gościły rzadziej wśród jego zbiorów, wiążąc się z niecodzienną relacją nawiązaną pomiędzy nim, a osobą którą zawarł na dziele - dużo częściej malował portrety możnych, stosowne i stonowane. Nie dzielił się pewną częścią, trzymając pilnie i strzegąc w skarbcu kolekcji, poza spojrzeniem wścibskich, niepowołanych odbiorców.
- Od jak dawna pracujesz w galerii? - zapytał po dłuższym czasie, dopiero, kiedy powoli zmierzał do zakończenia ich pierwszej, malarskiej sesji. Nie mógł odmówić sobie prób pozyskania większej ilości informacji, skoro podstępność losu dała mu tę możliwość.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen Pon 11 Lip - 9:23
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Cudowna, upojna cisza był najprawdziwszą, piękną melodią, w której szelest pędzla na płótnie był niczym najczystszy śpiew. W tle zaś ich spokojne oddechy i przytłumione dźwięki życia poza czterema ścianami, w których trwali w przedziwnej umowie między demonami. Krew niks krzyczała aby pogardziła nim, wyśmiała, wskazała błędne założenia, w których pławił się niczym w prawdziwie objawionej, a jednak sprzeciwiła się temu. Trzymała na mocnej smyczy te wołani, nie pozwalając aby warczały zbyt głośno.
Trwała nieruchomo i jedynie ruch klatki piersiowej, drgnięcie powieki zdradzało, że jest żywą istotą nie zaś piękną rzeźbą stworzoną na wzór i podobieństwo męskich snów. Od czasu do czasu zerkała na malarza, przez chwilę studiując jego postawę i byt. Ukryty za sztalugą chował swoją pasję przed nią, mając ją w pełni na widoku, ale te ułamki sekund kiedy patrzył wprost na nią dawały pojęcie jak bardzo oddany jest twórczej pasji.
Na powrót skupiała się na tym co widzi przed sobą, na załamaniu światła na krawędziach ścian niezwykle ciekawa jak ją widzi i jak odda jej piękno nie zaburzone aurą, która chowała przed światem pozwalając aby wypłynęła tylko w podziemiach galerii gdzie miała mamić i kusić, drenować portfel i zapewniać przychód. Gdzie była ledwie narzędziem.
-Od roku. - Odpowiedziała swobodnie. Nie wiedział zapewne, że oprócz bycia kustoszem nocami spełnia marzenia pełne rozkoszy i pasji. Poznaje zakamarki dusz, często mroczne lub wręcz bardzo delikatne. A może się domyślał? -Jak to się stało, że współpracujesz z Olafem? - Tym razem to ona zadała pytanie chcąc poznać jakąś część Einara, zrozumieć co robił w świecie galdrów i dlaczego? Czy tak jak ona starał się przetrwać, znaleźć swoje miejsce ukrywając się przed oczami innych? Czy i na jego pochodzenie Olaf przymykał oko przeliczając jego umiejętności na pieniądze? -Jakie jest twoje honorarium? - Choć rzuciła wyzwanie i chciała zobaczyć rzeczone piękno o jakim mówił na tle granatu nocy tak musiał otrzymać wynagrodzenie, które była gotowa pokryć.
Trwała nieruchomo i jedynie ruch klatki piersiowej, drgnięcie powieki zdradzało, że jest żywą istotą nie zaś piękną rzeźbą stworzoną na wzór i podobieństwo męskich snów. Od czasu do czasu zerkała na malarza, przez chwilę studiując jego postawę i byt. Ukryty za sztalugą chował swoją pasję przed nią, mając ją w pełni na widoku, ale te ułamki sekund kiedy patrzył wprost na nią dawały pojęcie jak bardzo oddany jest twórczej pasji.
Na powrót skupiała się na tym co widzi przed sobą, na załamaniu światła na krawędziach ścian niezwykle ciekawa jak ją widzi i jak odda jej piękno nie zaburzone aurą, która chowała przed światem pozwalając aby wypłynęła tylko w podziemiach galerii gdzie miała mamić i kusić, drenować portfel i zapewniać przychód. Gdzie była ledwie narzędziem.
-Od roku. - Odpowiedziała swobodnie. Nie wiedział zapewne, że oprócz bycia kustoszem nocami spełnia marzenia pełne rozkoszy i pasji. Poznaje zakamarki dusz, często mroczne lub wręcz bardzo delikatne. A może się domyślał? -Jak to się stało, że współpracujesz z Olafem? - Tym razem to ona zadała pytanie chcąc poznać jakąś część Einara, zrozumieć co robił w świecie galdrów i dlaczego? Czy tak jak ona starał się przetrwać, znaleźć swoje miejsce ukrywając się przed oczami innych? Czy i na jego pochodzenie Olaf przymykał oko przeliczając jego umiejętności na pieniądze? -Jakie jest twoje honorarium? - Choć rzuciła wyzwanie i chciała zobaczyć rzeczone piękno o jakim mówił na tle granatu nocy tak musiał otrzymać wynagrodzenie, które była gotowa pokryć.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen Wto 12 Lip - 10:48
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Ścieżki, wyznaczone na płótnie, pięły się coraz gęściej; praca, której się oddał całym sercem i duszą, nie miała szkaradnych znamion choć najmniejszego pośpiechu. Stojący za fundamentem sztalugi, rzucał miękkie spojrzenie na figurę jej ciała powleczonego aurą, zdolną porazić zmysły w kajdanach nieprzerwanego uwielbienia; znał wybitnie tę zdolność, znał, bo przecież sam był w jej posiadaniu.
- Nie współpracuję - sprostował. - Moją mecenas jest Freja Ahlström - nie rezygnował, pomimo chęci Wahlberga z obecnych swoich układów. Nie widział przeszkód w rzuceniu światła wyjaśnień na wątpliwości; w zbliżeniu się, choć nieznacznie, by mogła go lepiej poznać; dążył, by odnosiła jak najlepsze wrażenie, by czuła wbrew pierwotnym instynktom niezachwianą sympatię.
- Olafa poznałem, zdaje się, ponad dekadę temu - zaczerpnął zastanowienia w przykrótkiej, milczącej przerwie. - Przyjaźniliśmy się. Ostatnio odnowiłem z nim kontakt - jeśli nie przeglądała artykułów i wieści, gdzie zamieszczono tę informację, mogła odnieść wrażenie, że będzie, prawdopodobnie od niej kilka lat starszy. Więź, demoniczna, zawarta ze stworzeniami sprawiała że wolniej niż przeciętni galdrowie ulegał wpływom starzenia; nadal miał w sobie pewien młodzieńczy przebłysk, zbyt gładki, zbyt idealny, by stać się zwykłym człowiekiem.
- Obraz zostanie u mnie, stąd nie wymagam od ciebie żadnej zapłaty - wyjaśnił cierpliwie; gest nie wynikał wyłącznie z dobroduszności; był najzupełniej świadomy że w przypadku złożonej kwoty mogłaby się domagać w niedalekiej przyszłości, przejęcia dzieła na własność. Dzięki decyzji, jaką obecnie podjął, nie miał wobec niej długu; nie zależało mu oprócz tego na zagarnięciu pieniędzy. Kwoty, których domagał się od klientów były zawyżone ze względu na wymagania ich samych; gdyby przyjmował tyle, co prosty malarz spotkany przy jednej z ulic, nikt nie spoglądałby na usługi jakie świadczył z należytą powagą. Nie był, wbrew pozorom łakomy na poszerzanie majątku; żył dawniej skromnie i nie miał wielkich, wygórowanych potrzeb, poza przetrwaniem oraz spełnianiem pasji.
- Powiedzmy, że uznam to - kąciki ust lekko drgnęły, uśmiech z pełną dbałością rozszerzył się na obliczu - za próbę zaspokojenia ciekawości - odłożył paletę i pędzel; na dzisiaj zakończył sesję.
- Nie współpracuję - sprostował. - Moją mecenas jest Freja Ahlström - nie rezygnował, pomimo chęci Wahlberga z obecnych swoich układów. Nie widział przeszkód w rzuceniu światła wyjaśnień na wątpliwości; w zbliżeniu się, choć nieznacznie, by mogła go lepiej poznać; dążył, by odnosiła jak najlepsze wrażenie, by czuła wbrew pierwotnym instynktom niezachwianą sympatię.
- Olafa poznałem, zdaje się, ponad dekadę temu - zaczerpnął zastanowienia w przykrótkiej, milczącej przerwie. - Przyjaźniliśmy się. Ostatnio odnowiłem z nim kontakt - jeśli nie przeglądała artykułów i wieści, gdzie zamieszczono tę informację, mogła odnieść wrażenie, że będzie, prawdopodobnie od niej kilka lat starszy. Więź, demoniczna, zawarta ze stworzeniami sprawiała że wolniej niż przeciętni galdrowie ulegał wpływom starzenia; nadal miał w sobie pewien młodzieńczy przebłysk, zbyt gładki, zbyt idealny, by stać się zwykłym człowiekiem.
- Obraz zostanie u mnie, stąd nie wymagam od ciebie żadnej zapłaty - wyjaśnił cierpliwie; gest nie wynikał wyłącznie z dobroduszności; był najzupełniej świadomy że w przypadku złożonej kwoty mogłaby się domagać w niedalekiej przyszłości, przejęcia dzieła na własność. Dzięki decyzji, jaką obecnie podjął, nie miał wobec niej długu; nie zależało mu oprócz tego na zagarnięciu pieniędzy. Kwoty, których domagał się od klientów były zawyżone ze względu na wymagania ich samych; gdyby przyjmował tyle, co prosty malarz spotkany przy jednej z ulic, nikt nie spoglądałby na usługi jakie świadczył z należytą powagą. Nie był, wbrew pozorom łakomy na poszerzanie majątku; żył dawniej skromnie i nie miał wielkich, wygórowanych potrzeb, poza przetrwaniem oraz spełnianiem pasji.
- Powiedzmy, że uznam to - kąciki ust lekko drgnęły, uśmiech z pełną dbałością rozszerzył się na obliczu - za próbę zaspokojenia ciekawości - odłożył paletę i pędzel; na dzisiaj zakończył sesję.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
04.01.2001 – Salon – E. Halvorsen & V. Holmsen Wto 12 Lip - 12:12
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Choć nie słyszała tykania zegara, tak czuła upływający czas, w którym cisza od czasu do czasu była przerywana krótkimi pytaniami i zwięzłymi odpowiedziami. Wciąż tańczyli wokół siebie niczym dwa cienie, tak bliskie, a zarazem tak odległe jak bardzo odległe mogą być dwa światy, zbudowane na tych samych fundamentach. Światło na ścianie znów się przesunęło informując, że powoli należy zakończyć to spotkanie, a obydwoje wiedzieli, że jeszcze parę przed nimi.
Słuchała ze spokojem o relacji jaka panowała między mężczyznami. Nie dziwiło ją, że Olaf chciał mieć Einara w swojej kolekcji. Jako zachłanny galdr pragnął posiadać wszystko dla siebie, mieć władzę i kontrolę, gdy ją tracił czuł się nieswojo, niczym zagrożony zwierz, który traci wpływy na swoim terytorium. Przez rok czasu zdołała się paru rzeczy nauczyć o właścicielu galerii.
-Oczekujesz ode mnie ogromnej zapłaty, Einarze. - Śpiewność głosu wybrzmiała przy ostatnim słowie, w wypowiedzi imienia. Nie powinien nigdy zapominać, że siedzi przed nim niksa. Teraz ukazana w całym swoim jestestwie, posłuszna jego poleceniom, niewzruszona niczym rzeźba, ale demoniczna krew nigdy do końca nie zasypia; czujna i gotowa do uderzenia.
Na dany znak sięgnęła po chustę by lekko się nią okryć choć ta praktycznie niczego nie zasłaniała, a jednak budowała mur między modelką a malarzem gdy znikała za parawanem. Niedługo potem wyszła już w pełni ubrana. Ominęła sztalugę walcząc z chęcią zerknięcia.
Nie.
Miała zobaczyć obraz w jego finalnej formie.
-Kolejna sesja za tydzień? - Zagadnęła jeszcze ubierając płaszcz, sięgając po szalik i beret. -Do zobaczenia.
Dodała jeszcze miękko, aura zawibrowała na delikatnych strunach, zapach paczuli pozostał za nią w pracowni gdy opuściła ściany, na których wisiały prace odprowadzające modelkę w ciszy aż poza próg.
Villemo i Einar z tematu
Słuchała ze spokojem o relacji jaka panowała między mężczyznami. Nie dziwiło ją, że Olaf chciał mieć Einara w swojej kolekcji. Jako zachłanny galdr pragnął posiadać wszystko dla siebie, mieć władzę i kontrolę, gdy ją tracił czuł się nieswojo, niczym zagrożony zwierz, który traci wpływy na swoim terytorium. Przez rok czasu zdołała się paru rzeczy nauczyć o właścicielu galerii.
-Oczekujesz ode mnie ogromnej zapłaty, Einarze. - Śpiewność głosu wybrzmiała przy ostatnim słowie, w wypowiedzi imienia. Nie powinien nigdy zapominać, że siedzi przed nim niksa. Teraz ukazana w całym swoim jestestwie, posłuszna jego poleceniom, niewzruszona niczym rzeźba, ale demoniczna krew nigdy do końca nie zasypia; czujna i gotowa do uderzenia.
Na dany znak sięgnęła po chustę by lekko się nią okryć choć ta praktycznie niczego nie zasłaniała, a jednak budowała mur między modelką a malarzem gdy znikała za parawanem. Niedługo potem wyszła już w pełni ubrana. Ominęła sztalugę walcząc z chęcią zerknięcia.
Nie.
Miała zobaczyć obraz w jego finalnej formie.
-Kolejna sesja za tydzień? - Zagadnęła jeszcze ubierając płaszcz, sięgając po szalik i beret. -Do zobaczenia.
Dodała jeszcze miękko, aura zawibrowała na delikatnych strunach, zapach paczuli pozostał za nią w pracowni gdy opuściła ściany, na których wisiały prace odprowadzające modelkę w ciszy aż poza próg.
Villemo i Einar z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach