Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    17.03.2001 – Gabinet – A. Mortensen & V. Sørensen

    2 posters
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    17.03.2001

    Przez ostatnie dni miotał się w emocjonalnym bagnie wątpliwości pełen obaw, zastanawiał się nad słusznością swoich decyzji, w konsekwencji stawiając na głos intuicji, ta bowiem go, nigdy jeszcze nie zawiodła i zawsze, mógł na niej polegać, gdy przychodziło do kluczowych, ciężkich, często spędzających sen z powiek decyzji dotyczących spraw wielkiej wagi dla marynarza. Z natury uparty nie tak łatwo dawał za wygraną, nawet jeśli cały świat, był przeciwko niemu, on zawsze starał się postępować zgodnie ze swoją wizją. Nieraz popełniał błędy, czasem wystawiał swe życie na niebezpieczeństwo, a bywały i chwile słodkiej satysfakcji. Wszystkie te wydarzenia, były próbą charakteru, kształtowaniem go. Nie inaczej widział, tę sytuację, kiedy na drodze do szczęścia stawały coraz to liczniejsze przeszkody, miał moment zawahania i prawdę powiedziawszy dalej je nosił w duszy, jednak starał się o tym nie myśleć, a przynajmniej nie dziś.
    Walka o kogoś na kim nam zależy, bywa trudna oraz wyczerpująca, a koniec końców, można i tak ponieść sromotną porażkę z przyczyn od nas niezależnych. Wiedział, że w tej grze istnej rywalizacji, był jeszcze inny mężczyzna, wiedział również to, że Vivian się w nim zadurzyła, mógłby odejść. Postąpić honorowo i odpuścić sobie tę kobietę, ale tego nie robił, chociaż nie widział, zbyt wielkich szans na powodzenie, tak zamierzał walczyć o nią. Czuł, że jest wyjątkowa i wiedział, że jeśli teraz się podda, jeśli pozwoli jej odejść, to nigdy nie dowie się, co by było gdyby? Nie chciał gdybać, wolał działać.
    Ubrany w białą koszulę i czarne spodnie prezentował się przyzwoicie. Szyję zdobił srebrny łańcuszek z różą wiatrów, a na lewym nadgarstku spoczywały trzy bransoletki, które niegdyś kupił w północnej Afryce. Przez ostatnie trzy dni szlifował dania, które zamierzał podać podczas dzisiejszej kolacji. Vivian liznęła już jego kuchni przelotnie, lecz nigdy w pełni nie pokazał jej swych umiejętności i talentów, które przez lata udoskonalał i zapewne gdyby nie miłość do morza, to właśnie z gastronomią związałby swoją ścieżkę zawodową. Odnajdywał się w tym świecie idealnie. Lubił zgłębiać informacje o każdym kraju, w jakim bawił, dzięki czemu poznawał lokalne smaki, często od podszewki, a to wiele dla niego znaczyło, przy okazji uczył się czegoś pożytecznego.
    Gdy rozległo się pukanie do drzwi, bezzwłocznie podszedł, aby wpuścić gościa do środka. Kuchnia na ich wieczór była przystrojona we wszelkiej maści wczesnowiosenne kwiaty, świece wesoło migotały, a pozostały półmrok rozświetlał blask złoto-pomarańczowych języków ognia w palenisku kuchnia, bowiem była otwarta na salon, gdzie mieścił się kominek.     
    Cieszę się, że przyszłaś. – Radość w błękitnych oczach wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Mężczyzna pochylił się i pocałował złotowłosą w policzek. – Mam nadzieje, że jesteś głodna – rzucił z lekkim przekąsem. W powietrzu wyczuwało się feerię zapachów, które uderzały ze zdwojoną mocą do nozdrzy, aż ślinka sama napływała do ust. – Proszę, usiądź mam dla ciebie niespodziankę. – Uśmiechnął się tajemniczo i wskazał jej wysokie krzesło przy kuchennym stole.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Od dłuższego czasu nie mogła sobie poradzić z własnymi emocjami; skonfliktowana na niemal każdej płaszczyźnie, mieszała się w uczuciach, niepewna każdego obranego kierunku. Nawet prozaiczne wybory pt. "co zjem na śniadanie" sprawiały jej trudność, a z drugiej strony można uznać za sukces, że w ogóle coś jadła. Od spotkania z dziadkiem minęło zaledwie kilka dni, ale postanowiła wziąć się w garść i zaczęła przykładać większą uwagę do swojego stanu zdrowia - chciała przytyć i wrócić do wcześniejszej formy, chciała wyglądać jak człowiek, mieć świetlistą cerę i nie czaić się po kątach jak bity pies. By naprawić szkody w głowie, potrzebowała więcej czasu, ten proces nie dokona się przez jedną noc. Zauważyła jednak, że im więcej uwagi skupia na podstawowych czynnościach, tych lepiej się czuje, bo mniej wraca myślami do ataku, rzadziej odtwarza w głowie traumę. Tyczyło się to nie tylko jedzenia, ale w dużej mierze życia uczuciowego, bo choć przez cały czas było dość skomplikowane, tak teraz praktycznie wróciła do punktu wyjścia, darząc uczuciem dwóch mężczyzn. Nie miała pojęcia, co z tego będzie, ale przynajmniej zaczęła poważnie to rozważać.
    I tak naprawdę nie było dobrego rozwiązania tej sytuacji, a zgodnie z oczekiwaniami dziadka, powinna dać sobie spokój z obojgiem i zacząć rozglądać się za kimś z nazwiskiem i pozycją, która usatysfakcjonuje jarla. Mimo tego, że przez sytuację z berserkerem jej duch został złamany, wcale nie chciała podporządkowywać swojego życia czyjemuś zadowoleniu. Chciała rozwijać relacje niezależnie od konsekwencji, zresztą wcale nie zamierzała dziadkowi zdradzać sekretów. Na razie postanowiła być otwarta, żeby sprawdzić, jak te relacje się rozwiną i jak silne więzi zbuduje. Dzięki temu jej głowa będzie zajęta i mniej skora do myślenia o tragedii, a z drugiej strony naprawdę miała mętlik w głowie i sama nie wiedziała, co czuje, a jedynym sposobem było przekonanie się na własnej skórze. Czy było to w porządku wobec jednego i drugiego? Chyba tak, biorąc pod uwagę, że nikogo nie skreślała ani też nikomu nie obiecywała złotych gór. Chciała być szczera nie tylko wobec nich, ale przede wszystkim wobec siebie, żeby mieć jak najwięcej danych zanim podejmie jakąkolwiek wiążącą decyzję. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość, jej sytuacja była niepewna przez wzgląd na dziadka, dlatego nie zakładała nic ostatecznego, a zwyczajnie płynęła z prądem rzeki, by zobaczyć, gdzie ją zabierze.
    Często wracała myślami do Arthura, stał się jej ostoją, osobą, przy której czuła się bezpieczna i wracała do niego mimowolnie w momentach zagrożeniach, co pokazało wydarzenie z końca lutego. Na wpół świadoma znalazła się pod jego drzwiami, szukając pomocy po kolejnym przykrym zdarzeniu, jakim było znalezienie martwego ciała. Pomógł jej oczywiście - to jego złote serce przyciągało ją chyba najbardziej, bo pomimo czasami ciętego języka, zawsze był dla niej wsparciem. a dodając tego chemię, którą czuła w jego towarzystwie, nic dziwnego, że zgodziła się na pierwszą prawdziwą randkę. W ich relacji ciężko używać prawidłowej nomenklatury, kiedy po ataku każde ich spotkanie przypominało randkę (po solidnej kłótni, ale zawsze). W duchu wiosny, ubrała się w obścisłą u góry, od pasa luźno puszczoną, błękitną sukienkę. Dodając do tego delikatny makijaż, podkreślający urodę oraz ułożone w naturalne fale włosy, można by stwierdzić, że prezentowała się przyzwoicie, biorąc pod uwagę jej zaniedbanie przez dwa miesiące.
    Właśnie dziś mijały dwa miesiące od ataku, więc za wszelką cenę chciała przyćmić negatywne myśli dobrymi doświadczeniami. Wiedziała, że tak będzie, widząc Arthura w progu drzwi, który prezentował się wyjątkowo elegancko.
    - Cieszę się, że mnie zaprosiłeś - odparła niemal od razu, przekazując na jego ręce dobrej jakości wino, uśmiechając się przy tym szeroko. Chciała pokazać, że przyszła tu z dobrym nastawieniem i nie będzie smęcić. Kiwnęła głową w odpowiedzi, bo faktycznie nic nie jadła, skoro zapraszał na kolację. Przywitała ją eksplozja zapachów, gdy tylko dostała się do kuchni, a cała atmosfera stworzona przez mężczyznę była zachwycająca.
    - Dziękuję - odparła i usiadła we wskazanym miejscu, rozglądając się z ciekawością. - Napracowałeś się. Zadbałeś chyba o każdy szczegół.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Zupełnie nowym doświadczeniem w tej relacji, było zaplanowane spotkanie pod szyldem randki zawieszone, jakby wcześniej wszystko to odbywało się w chaosie, bez ładu i składu, nieświadomi swych słów i czynów robili rzeczy, które mogły kłócić się z obrazem wyłącznie koleżeńskiej znajomości, gdzie Arthur nigdy nie dawał do zrozumienia, iż wyłącznie na tym mu zależało, natomiast Vivian niekonsekwentna w swych słowach robiła wszystko, aby go przyciągnąć, a jednocześnie i zrazić do siebie. Wytrzymywał jej humorki, chociaż nie powinien i nie musiał tego znosić. Czuł jednak jakieś przywiązanie do tej zbłąkanej kobiety, która i przed napaścią, miotała się w problemach natury emocjonalnej, już wówczas Mortensen, mógł się wycofać, lecz nie zrobił tego, wychodząc być może z założenia, że warto ją poznać lepiej, a szczypta szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Dlatego postanowił brnąć w te bagno głębiej, wbrew rozsądkowi.
    Tak oto rozpoczynała się ich pierwsza randka. Po całych tygodniach napięcia oraz zwątpienia w tych momentach okazywał się jej ostoją, bezpieczną przystanią, gdzie mogła zatopić swe żale i wylać morze łez, był przy niej praktycznie zawsze, gdy go potrzebowała. Mimo to za każdym razem, kiedy próbował dotkną tematu, co właściwie robią i kim dla siebie są, to wydawało mu się, że Vivian uciekała, mógł to interpretować różnie, w zależności od jej humorów. Chciał konkretu, ona zaś wymigiwała się, przytłoczona tym wszystkim. Myślał o przedostatniej rozmowie wiele razy, zastanawiał się, kim był mężczyzna, w którym złotowłosa się zauroczyła, dlaczego nie zrobił nic więcej, gdy nie odpisywała, dlaczego tak śmiało wspomniała o uczuciu do innego, kiedy w stosunku do marynarza była taka niepewna? Jaki był tego wszystkiego sens? Czy wszystkiego, miał się domyślać sam? Momentami bywał skołowany i niepewny. Dawała mu szczęście, ale w równej mierze sprawiała przykrość. Nie spowiadał się, nigdy z tego przed nią, nie dodawał jej trosk, ale przeżywał tę całą sytuację na swój sposób – martwił się.
    Może, gdyby zaczął zbierać wszystkie te dane, które dziewczyna przedstawiła mu na srebrnej tacy, to w pewnym momencie skonfrontowałby je z rzeczywistym obrazem ich zawiłej relacji i wniosek zawyrokowałby o dalszym stanie rzeczy? Intuicja podpowiadała, że takie „zbieranie danych” bywało nieraz mylące, a prawdziwą twarz drugiej osoby odkrywamy często po czasie i bywa ona nieraz rozczarowująca. Jednak trafiały się przebłyski, w jakich można poznać kogoś po czynach, zwłaszcza w skrajnych sytuacjach. Wiedział doskonale, że posiadała tę wiedzę o nim, doświadczyła jej na własnej skórze.
    Dochodząc do słusznego wniosku, że nigdy nie pozna tajników, zawiłej kobiecej logiki postanowił w pewnym momencie dać sobie spokój z tymi myślami. Będzie, co ma być i tyle – takie założenie, zaczęło dominować w jego słowniku pod wyrazem „Vivian Sørensen”.
    Spojrzenie marynarza prześlizgnęło się po wieczornej kreacji, zatrzymując się na wyblakłym błękicie oczu partnerki – odnalazł ją i spodobało mu się, to co dostrzegał. Przyjął butelkę wina i pozwolił zachować ją na deser sam natomiast przeszedł płynnie do goszczenia swojej pary w sposób, jak najbardziej poprawny. Zależało mu, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik, bez marginesu błędu pozostając, wobec siebie niezwykle samokrytyczny, chciał aby Vi zapamiętała, to spotkanie. Nie wiedział, czy zadecydują się na odważniejsze kroki i wychodzenie poza bezpieczne ramy miejsc, gdzie wścibskie oczka mogły ich nakryć na drobnych czułościach, lecz w tej chwili nie to było jego zmartwieniem. Kiedy kobieta usiadła wygodnie na krześle, zaszedł ją od tyłu. – Pozwól, że dzisiejsze dania posmakujesz, nieco inaczej, niż to mogłaś zakładać. – Tajemniczy uśmiech dryfował na ustach marynarza. – Czy zaufasz mi i pozwolisz, abym mógł sprawić ci przyjemność? – Słowa układane pod dyktando iskierek radości tańczących w zwierciadle nieskażonego głębokiego błękitu. Subtelne muśnięcie palców znaczące się na odsłoniętym ramieniu płynęło swobodnie, aż do karku, gdzie objął ją pełną dłonią i pogładził kciukiem skórę na styku linii włosów, co kaskadą spływały na ramiona. Przysunął się do niej, nienachalnie z lekka tylko ocierając piersią o ramię. Gorąca krew burzyła się w mężczyźnie, lecz oczy pozostawały niezmienne, jak również rysy twarzy. – Zapewniam, że nie będziesz żałowała, a jeśli tak, to obiecuję, że kucharz wyciągnie wnioski i na przyszłość nie będzie tak zaskakiwał – zdradził partnerce konspiracyjnym szeptem, przy tym nachylał się nieznacznie, nad jej uchem świadom, jak bliskość ta na nią działała. Nie zamierzał brać jeńców podczas dzisiejszej kolacji i pokaże na, co stać, zwłaszcza w kuchni.
    Mężczyzna emanował spokojem oraz pewnością siebie, chociaż zadawał pytania, tak Vi, nie miała wyboru, czy raczej pozostawał on iluzją pozwalającą na zbudowanie odpowiedniego nastroju. W półmroku rozświetlonym migotliwą poświatą świec zaczął spełniać swą niespodziankę. Jedwabny skrawek materiału w kolorze malachitu spłynął na oczy blondynki, delikatnie przewiązany z tyłu głowy  przesłonił jej widok na kuchnię, lecz pozwolił otworzyć się na inne zmysły. – Nie bój się – z ręką na ramieniu pokrzepił jubilerkę, jakby w obawie, iż ta mogłaby poczuć się niepewnie w zaistniałej sytuacji.
    Pierwszym daniem będzie: wędzony łosoś w sosie holenderskim z kaparami podany na toście – mini kanapeczka, była rozpoczęciem kulinarnego doświadczenia.
    Otwórz buzię, proszę – kiedy spełniła jego prośbę, wsunął jej przekąskę do ust, ta była miniaturowa, lecz niezwykle skondensowana w smakach.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Wydawać by się mogło, że oboje zatracili po drodze zdrowy rozsądek i na przekór wszystkim zasadom i znakom ostrzegawczym, parli razem do przodu, jakby miało nie być konsekwencji. Oboje mieli wiele do stracenia, choć ona więcej - Arthur w najgorszym przypadku zostanie wyrzucony z pracy, tymczasem Vivian utraciłaby nie tylko swój zawód, ale także rodzinę i dom, nie wspominając już o reputacji i nazwisku; czyli wszystko to, co znała. Rozmowa z dziadkiem nie pozostawiła złudzeń, nie będzie dla niej taryfy ulgowej i jeśli go zawiedzie, sam jarl wkroczy do akcji. Już teraz groził jej aranżowanym małżeństwem, ale domyślała, że ostateczną karą będzie zwyczajne wydziedziczenie. Nie chciała nawet myśleć o takim scenariuszu, bo na samo wyobrażenie drżała w trzewiach.
    Całe życie marzyła o prawdziwej wolności, czymś, co powinno być oczywiste dla każdego człowieka, a jednak jej życie od początku do końca przynależało do nazwiska - do rodu, którego nie mogła zawieść, nie po błędach przeszłości, których dopuścili się ich przodkowie, doprowadzając do ruiny dziedzictwa. Oczywiście chciała odbudowy reputacji, chciała, żeby Sørensenowie byli poważani, by nie można im było niczego zarzucić, tylko dlaczego miało się to odbyć jej kosztem?
    Zwariowałaby, gdyby tak ciągle zadręczała się problemami, dołączając do tego atak i zamieszanie uczuciowe, próbowała znaleźć jakieś ujście, może złoty środek, który pozwoli jej przetrwać najgorsze. Na razie próbowała postawić na metodę małych kroczków: skupiała się na jednym problemie na raz, przy założeniu, by zapominać o sprawach, na które nie miała wpływu. Nie było to wcale łatwe, jej umysł przesadnie wszystko analizował i nie dawał wytchnienia, ale powoli pracowała nad tym, żeby wyrzucać z głowy niepotrzebne zmartwienia. Dokładając do tego pomoc specjalistów, może wkrótce uda jej się wyjść z gigantycznego doła.
    Tym sposobem znalazła się w mieszkaniu Arthura, chcąc dać jemu szansę, przy okazji dobrze się bawiąc i nie myśląc o tym, co będzie. Na razie do niczego się nie zobowiązywała, zresztą czuła się, jakby nie była na tyle poczytalna, by podejmować jakiekolwiek decyzje. Dopóki więc będzie chciał ją widywać i z cierpliwością zniesie jej rozchwianie emocjonalne, to nie zamierzała przerywać kontaktu. Przeciwnie, chciałaby widywać go częściej, bo uważała, że ich spotkania są dla niej dobre. Pozwalał jej na dawkę szaleństwa, znosił jej napady agresji i dawał ujście nagłym żądzom, a choć nie znała do końca jego myśli i jak to na niego wpływa, to domyślała się, że skoro ją zaprosił, to jednak chciał kontynuować relację. Był dla niej dobry, mimo że ona niekoniecznie była dobra dla niego. Ta toksyczność nie wynikała z jej złej woli, przeciwnie, w pełni świadoma nie chciałaby go ranić w żaden sposób, ale w obecnym stanie nie potrafiła z odpowiednią dozą dystansu spojrzeć na to wszystko i zaobserwować, jaką przykrość mu wyrządzała. Nie zmieniało to jednak faktu, że egoistycznie czerpała garściami z tej relacji, próbując wyjść na prostą i choć dawała siebie, to nie dawała się w pełni.
    Podobał jej się w tym wydaniu - skupiony gospodarz, czyniący honory z należytą starannością, dbający o każdy najmniejszy element, by wszystko było idealnie. Dla niej byłoby dobrze, gdyby zaserwował jej spaghetti, podał wino i cały wieczór przytulał ją do piersi. Nie była wymagająca, choć doceniała jego staranie, z uśmiechem na twarzy odhaczając kolejne etapy goszczenia się.
    - Hm? - mruknęła z wypisanym na twarzy niezrozumieniem. Przymknęła powieki pod wpływem delikatnego dotyku, a fala gorąca odrobinę zagłuszyła jego kolejne słowa. Ciężko było nad sobą panować, gdy jak na złość, zaczęły do niej wracać pikantne wspomnienia ich wspólnych uniesień. Przegryzła dolną wargę niemal do krwi, żeby ból przywrócił ją do rzeczywistości. Domyślała się, co planował i nie miała nic przeciwko takiej formie kosztowania dań. Ufała mu jak mało komu, a do tego czuła się przy nim bezpiecznie, więc kiwnęła głową, dając jednoznaczną zgodę na dalsze poczynania.
    Teoretyczne przygotowanie do opaski na oczy, nie powstrzymało praktycznego drgnięcia w momencie, w którym jedwabny materiał opadł na jej oczy, przysłaniając obraz. Nie bała się, ale nie potrafiła jeszcze powstrzymać nerwowych tików.
    Zgodnie z jego prośbą, otworzyła buzię dosyć szeroko, bo nie wiedziała, jakiego rozmiaru kawałka się spodziewać. Zdana jedynie na zmysły smaku i węchu, miała wrażenie, że odczuwa smak dużo bardziej intensywnie.
    - Mm, dobre. Chcesz spróbować? - nie czekając na odpowiedź, odnalazła dłonią kołnierzyk jego koszuli i złapała, gwałtownie przyciągając do siebie, szukając w ciemności jego ust. Nie była zbyt subtelna, ale sam ją prowokował, a takie momenty sprawiały, że znów czuła się jak dawniej.
    - Następnym razem nie mów, co to będzie. Spróbuję zgadnąć - uśmiechnęła się, łapiąc oddech po mocnym, acz szybkim pocałunku. Nie była może koneserką, żeby znać wszystkie smaki, ale na przyjęciach klanowych często próbowała różnych - mniej lub bardziej - wykwintnych dań, więc ten dodatkowy element niespodzianki, doda ich grze więcej emocji.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Magnetyzm przyciągania tej dwójki, był zadziwiający i trwał pomimo licznych przeciwności losu. Nie rozumieli tego, on tego nie rozumiał, jakim cudem to, co ich połączyło, rozwija się dalej, chociaż trwali pod sztandarem oczywistych prawd i bez kłamstw; tak sposób, w jaki spoglądał na nią, nie zmienił się, a mógł, czy nawet powinien, wszakże doskonale wiedział, o tym, iż był zaledwie pionkiem, jednym z dwóch, tym który przez okrutny splot wydarzeń wdarł się na scenę, by grać swą rolę u boku złotowłosej. Dziwnym faktem było, że chociaż nie potrafiła nazwać tego, co względem marynarza czuje, to przyciągał ją. W jakimś stopniu Mortensen, o tym wiedział i nie myślał o tym, aby to jakkolwiek wykorzystywać przeciw dziewczynie. Miał względem niej zbyt szczere uczucia i nie należał do ludzi, którzy gdy tylko zwietrzą okazję pragną ją wykorzystać do własnych celów ignorując zupełnie wszystko wokół. Zależało mu na niej i chyba sama Vivian, o tym doskonale wiedziała.  
    W świadomości jednakże pozostawała, ta zabawna korelacja, jak wzajemnie na siebie reagowali w normalnych okolicznościach, bez skrępowania nazwałby ją swoją partnerką, lecz biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, czuł się momentami wyłącznie przelotnym kaprysem blondynki, nikim więcej. Ten szkopuł, nieco utrudniał mu niektóre kwestie i zastanawiał się nieraz, jak to właściwie z nimi jest? Wątpił, aby sytuacja poprawiła się z dnia na dzień, trudno mu było znosić chwile milczenia trawiony przez domysły, snuł nić wcale prawdopodobnych wydarzeń. Czuł podświadomie, że powinien postawić ultimatum, że tak trwać dłużej się nie da, czy ona jednak potrafiła wybrać, czy dalej mieli trwać w tym trójkącie przywodzącym na myśl bagno bez dna, które wciąga, coraz głębiej i głębiej…    
    Westchnął cicho, gdy dostrzegł, jak zareagowała na jego dotyk, na delikatny materiał, którym przesłonił jej oczy. Zraniona ptaszyna, co próbuje fruwać zamknięta w klatce własnych lęków, współczuł jej. Ale nie zamierzał dawać jej taryfy ulgowej równie bardzo, co ona chciał, aby wróciła do normalności, dlatego przełamywał schematy i pozwalał sobie na śmiałe ruchy. Bowiem, gdyby obchodziłby się z nią, jak z jajkiem, mogłoby to pogorszyć sytuację i utrwalić lęk, a przynajmniej to mu zostało z lektury, po jaką sięgnął z nudów, chcąc zabić czas w oczekiwaniu na kolejny rejs. Martwił się o nią, zbyt często i stąd wynikała jego inicjatywa, aby chociaż jakoś zrozumieć, to co kobieta czuła. Nie zamierzał jej tego mówić wprost, wolał zachować tę informację dla siebie.
    Z zamyślenia wyrwała go. Był tak skupiony na niej, a także naturalnie rzecz biorąc na kuchni i tym, co przygotował, że gdy złapała go za skrawek koszuli i pocałowała namiętnie, poczuł się wręcz onieśmielony i gdyby nie zakryte oczy, to dostrzegłaby, jak policzki marynarza pokrywają się delikatną czerwienią. – Dobrze… – westchnął z sercem, które na ułamek sekundy zamarło. – Vi, prześlicznie wyglądasz – pobudziła go, miała tę zdolność, a czasem wystarczył jeden pełen aprobaty gest, tudzież słowo, do tego, aby nabrał pewności siebie. To zadziwiające, jak druga osoba, mogła na nas budująco wpływać.
    Pochylił się i pocałował ją, lekko w usta, znacznie mniej gwałtownie, niż ona jego, za to z większym rozmysłem okraszonym namiętnością. Jedna z dłoni ujęła jej kark oraz włosy na nim lekko zaciskając, a druga odnalazła jej dłoń i uścisnęła ją – tęskniłem za tobą – wyszeptał i przytulił się do niej, była to zaskakująco krótka czułość, ale potrzebował wyrzucić z siebie tę dawkę emocji.
    Następną przystawką, będzie coś, hmm… spróbuj zgadnąć, a jak ci się to uda, to pomyślę o jakiejś nagrodzie – uśmiechnął się zagadkowo i widelczykiem sięgnął po talerz z gustownie ułożonymi małżami świętego Jakuba, które skryte pod chrupiącym kocykiem zawierały prawdziwą orgię smaków. Włożył jej delikatnie przystawkę do ust i oczekiwał efektu.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Miał rację, by nie obchodzić się z nią, jak z jajkiem. Potrzebowała normalności i zwykłych, codziennych reakcji, zamiast użalania się nad nią. Wystarczy, że ona widziała w lustrze ofiarę losu, inni nie muszą okazywać jej takiej opinii. Z drugiej strony jej stan wciąż pozostawiał wiele do życzenia, a każda forma nacisku była przez nią odbierana jako atak. Jak na razie Arthur doskonale balansował między jej humorami, radził sobie z najtrudniejszymi wyzwaniami - gdy traciła nad sobą kontrolę, gdy płakała i każdą komórką ciała czuła bezsilność. Czasami potrafił jej poprawić humor, a czasami wystarczyła jej po prostu obecność. Wiedziała, że jest teraz ciężka w obyciu i dziwiła się, że mężczyzna tyle wytrzymuje. Wydawał się niemal niewzruszony, jakby wszystko już w życiu widział. Nie odejmowała mu doświadczenia życiowego, nie wiedziała zbyt dużo o jego przeszłości, ale domyślała się, że jako marynarz miał wiele przygód.
    - Dziękuję - odpowiedziała od razu, uśmiechając się przy tym uroczo. Lubiła otrzymywać od niego komplementy, ceniła je bardziej, niż od kogokolwiek innego, właśnie przez wzgląd na to, że widział ją w najgorszej z możliwych sytuacji - całkowicie bezbronną, wręcz sponiewieraną, bez makijażu, z ranami, z podkrążonymi oczami. Nie zrażał się jej wychudzonym ciałem, nie komentował jej ziemistej cery. Fakt, że nadal mu się podobała, pomimo wszystkiego, co przeżyli, z jednej strony ją zadziwiał, a z drugiej utwierdzał w przekonaniu, że jego uczucia względem niej są prawdziwe. Czasem obawiała się, że jego względy wynikają jedynie ze współczucia, że widzi w niej zbłąkaną duszyczkę, która potrzebuje naprawy, a on jako dobry człowiek robił, co mógł, żeby pomóc. A potem widziała, w jaki sposób na nią patrzy, jak ją komplementuje, jak ją traktuje i wszystkie obawy znikały, zamiast tego czuła przyjemne ciepło, gdy o nim myślała. A myślała częściej, niż było to stosowne, więc nie przyznawała się głośno.
    - I chociaż mam zasłonięte oczy, to wiem, że i ty świetnie się prezentujesz - postarał się dziś w każdym względzie i doceniała nawet najmniejsze szczegóły.
    Kolejny akt czułości odrobinę ją zaskoczył, bo spodziewała się następnego dania, jednak wcale nie narzekała - mogła poprzestać na przystawce, jeśli słodkie pocałunki miały być daniem głównym. Zdążyła już poznać jego romantyczną naturę, choć pierwotnie wcale jej nie dostrzegła ani się jej nie spodziewała. Mimo że na ich pierwszym spotkaniu wykazał się heroicznym czynem, to w drugim wypadł na arogańskiego dupka. To przeświadczenie żyło z nią dość długo, do czasu, aż ich drogi ponownie się skrzyżowały. Los bywa przewrotny, zdążyli się już o tym przekonać.
    - Ja też tęskniłam.
    Czułości zbyt szybko zostały urwane, ale nie mogła narzekać, bo wzięła do ust danie, które rozpłynęło się gamą smaków na podniebieniu. Nie spiesząc się, powoli przeżuwała, by po pierwsze jak najdłużej delektować się przyjemnymi doznaniami, a po drugie zyskać jak najwięcej czasu na zastanowienie się, co to właściwie jest. Znajomy smak i konsystencja rozpraszały inne składniki, ale po krótkiej analizie, stwierdziła, że jest swojej odpowiedzi niemal pewna.
    - Czy to... małż? - nie potrafiła podać konkretnej nazwy dania, ale chyba nie o to chodziło w tej zabawie. Zasady nie zostały doprecyzowane, a ona lubiła przecież wygrywać.
    - Jaka będzie nagroda? Czy za każde odgadnięcie przypada jedna nagroda, czy po zsumowaniu wyniku nagroda będzie proporcjonalna? - musiała mieć wszystkie dane, żeby zyskać odpowiednią dawkę motywacji.
    - Z tak z innej beczki: opowiesz mi coś ze swojej przeszłości? Coś, co cię ukształtowało albo po prostu coś, czego jeszcze nie wiem? - w końcu na tym polegała randka, prawda? Żeby dowiadywać się nowych informacji o sobie, żeby porównywać doświadczenia i zdradzać tajemnice lub szczegóły. Skoro chcieli się poznać, musieli poznać także swoją przeszłość, a miała wrażenie, że on miał zdecydowanie więcej informacji o niej, niż ona o nim.
    Niemniej siedziała wciąż grzecznie (poza dłońmi, które mimowolnie błądziły po jego ramieniu lub torsie) i czekała na dalsze kroki.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Zgadza się, to między innymi małż – zgadła połowicznie, więc musiał odpowiednio skroić nagrodę, pod wynik odpowiedzi nie chciał jej faworyzować i wyolbrzymiać dokonań nie o to w tej mini gierce chodziło. Bywały dni, gdy i on myślał o niej, zastanawiał się, jakim cudem kobieta taka jak ona, z takiego domu, czasem zachowywała się tak nieroztropnie; głupiutko momentami, ta naiwność o mały włos nie kosztowała jej życiem. Pomijając styl imprezowiczki, nader często zadzierającej nosek, analizującej, każdy aspekt życia zdawała się momentami niepewna siebie, tak jakby przerastało ją to, że życie było zaskakujące, nieoczywiste, niczym ocean zdumiewające. Stąd prawdopodobnie wzięło się powiedzenie, iż najlepsze scenariusze pisze właśnie ono i faktycznie, coś w tym było. Myślał o tym wszystkim, i o niej w teatrzyku marionetek swobodnie pląsała skacząc z kwiatka na kwiatek, aż nie zainterweniował Jarl i nie popsuł jej zabawy, wcześniejszy wypadek również miał ogromny wpływ, acz wydawało mu się, że niewiele on zmienił w upartej dziewczynie, niby powinna wyciągnąć wnioski, a patrząc obiektywnie na jej życie, te było niczym kalejdoskop, może to była forma odreagowania na krzywdę, jaka ją spotkała, a może zawsze tliły się te emocje wewnątrz niej? Wychowana w klanie z góry narzuconą, miała rolę do odegrania. A gdy znalazła trochę swobody, bez ciągłej kontroli, nad sobą rzuciła się w wir zabaw, zapominając o tym, że świat nie jest bezpiecznym miejscem i równie, co róża posiada kolce.  Lubił ją najbardziej, kiedy była sobą – naturalna w zaciszu mieszkania, bez całej tej sztucznej otoczki. Tamtej dziewczynie, którą widział o poranku przytuloną do śnieżnobiałej puchowej poduszki, mógł wyznać swoje uczucia z lekkością na sercu. Nagły uśmiech pojawiający się na jego twarzy, nosił znamiona melancholijnego. Wiedział, że nie była pisana im taka droga, jakiej by oczekiwał. Nawet nie wiedział, czy spotkają się jeszcze raz. Wiedział o innym, tym w którym była zauroczona, stąd nie dawał sobie wielkich szans.
    Zastanowię się, nad nią, bo zgadłaś połowicznie, więc no może jakaś nagroda pocieszenia, ot tak na otarcie łez. – Błysnął w uśmiechu bielą zębów i usiadł na krześle obok niej. Bez skrępowania dotknął jej dłoni, a ich ciała stykały się. Jej pytanie było ciekawe, a przynajmniej z jej perspektywy, dla niego to był nie lada orzech do zgryzienia. Mogła poczuć, jak jego uścisk na moment tężeje, aby po kilku oddechach rozluźnić się. Moment stresowy dla marynarza, bo wszystko, to co przychodzi mu do głowy ma wydźwięk z lekka depresyjny. – Och, Vivian chcąc być szczery odpowiem, ale to nie będzie nic przyjemnego. – Zapewnił ją i podsunął jednocześnie dziewczynie kieliszek wina, pod nos i nakierował na niego rękę, coby jej nie zaschło w gardle i by nie dekoncentrowała go błądzeniem po torsie i barkach, chociaż mu to odpowiadało, to jednak musiał się na moment skupić. – Poza Puszkiem nie mam nikogo. W swoim życiu wiele razy zawiodłem się na relacjach, a czasem to ja coś zjebałem, więc i bez winny tu nie jestem. Lubię kuchnię, gdyby nie morze to spróbowałbym swoich sił w tym kierunku. – Zaczął od najcięższego kalibru, by stopniowo przechodzić do milszych rzeczy, jakie miały na niego wpływ i co on sam uważał za istotne. – W dzieciństwie grałem na harmonijce, ale szło mi tak strasznie, że pewnego dnia ktoś zwędził mi instrument, bym nie fałszował więcej. – Uśmiechnął się lekko zakłopotany wspomnieniem. – Zdarzało mi się postępować niewłaściwie, można powiedzieć, że nie jestem, taki krystaliczny, jak pragniesz sądzić, a także czasami dawałem się ponieść alkoholowi i uczestniczyłem w burdach karczemnych. To było bardzo nieodpowiedzialne z mojej strony. – Podskórny gniew czaił się w nim, a alkohol potrafił go wyciągnąć na światło dzienne, nie zawsze i wszędzie, po prostu czasem agresywne środowisko sprawiało, że i w nim się coś budziło. Miły i towarzyski, a w głębi duszy samotny i słaby, chciał dać ujście temu wszystkiemu, tym emocjom; jedni pod natchnieniem malują, drudzy piszą, a on… cóż wdawał się w przepychanki. To było już sporadyczne, ale wciąż siedziało w nim. – Chyba dobrze się potrafię bić – wychowany w specyficznym otoczeniu, wśród marynarzy i pracowników doków, musiał radzić sobie już od najmłodszych lat i liczyć zawsze tylko na siebie. To hartowało charakter, ale i niewątpliwie krzywdziło psychikę.
    Jesteś pierwszą, której tak szczerze o sobie mówię. – Uśmiechnął się i pocałował ją w dłoń, którą przyciągnął do twarzy.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Uśmiechnęła się triumfalnie, gdy potwierdził główny składnik skosztowanego dania, nie spodziewając się jeszcze, że punkt nie zostanie przyznany. Nie ustalili zasad tej zabawy, a przecież nie znała wszystkich dań na świecie, więc podanie głównego smaku zaliczała do sukcesów. Dopiero jego kolejne zdanie wywołało zmarszczenie brwi w wyrazie niezadowolenia.
    - Jak to? Nie było mowy, że mam podać nazwę, a skoro małż jest głównym składnikiem, to proszę o nagrodę w całości - nie zmierzała dać się zbyć. Skończyła z rolą zahukanej dziewczynki, podskakującej na każdy nieznajomy cień (w teorii, bo w praktyce różnie to jeszcze wychodziło, ale same chęci to już dużo). Jeśli zamierzała walczyć o swoje zdrowie psychiczne, o należało zacząć od małych kroczków, takich jak teraz.
    Nie rozumiała chwilowego spięcia, gdy zapytała o przeszłość - domyślała się, że nie była zbyt kolorowa, ale nie zmuszała go do wielkich zwierzeń. Po prostu chciała dowiedzieć się więcej, bo miała wrażenie, że większość ich spotkań obracała się wokół tematów związanych z nią, szczególnie od ataku. Nie chciała zabierać całej uwagi, chciała poznać szczegóły. Poważne tematy wymagały spojrzenia w oczy, wobec tego zsunęła materiał z powiek na szyję i przez moment łapała ostrość, aż w końcu utkwiła skupiony wzrok na jego twarzy. Chciała mu teraz poświęcić pełnię uwagi, więc słuchała tego, co miał do powiedzenia, odkładając kieliszek z winem, złożyła dłonie na kolanach.
    - Przykro mi. Chociaż Puszek jest wspaniałym kompanem, to jednak samotność potrafi być wyniszczająca - stwierdziła jedynie na podstawie swoich ostatnich doświadczeń, bo w jej przypadku izolacja tylko pogarszała jej ówczesny stan. Z drugiej strony był to tylko chwilowy, mniej lub bardziej świadomy wybór. Zawsze miała rodzinę i przyjaciół, mogła na nich polegać, ale ten jeden raz, kiedy wszystko ją przerosło, nie potrafiła zwrócić się do nich o pomoc. Może to błąd, a może potrzebowała czasu w samotności, żeby poukładać sobie podstawowe kwestie. Nie chciała nikogo obarczać swoimi problemami, a i tak to robiła.
    - Może kiedy już postanowisz osiąść na lądzie, zajmiesz się na poważnie gotowaniem - wybitni szefowie kuchni byli rozchwytywani, a Arthur miał smykałkę, więc z odpowiednią dawką motywacji zdobędzie niezbędne doświadczenie i z czasem może stanie się nawet jednym z najlepszych w Midgardzie. Z drugiej strony nie wyglądało na to, żeby mężczyzna planował tak daleką przyszłość. I biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, skoro tak łatwo utraciłaby życie, to również przestała.
    Zaśmiała się z historii o harmonijce, ale nie było w tym nawet krztyny złośliwości. Pomyślała o małym Arthurku, który swoją grą przyprawia innych o migrenę.
    Spoważniała na pozostałe słowa. Owszem, przez pryzmat ostatnich wydarzeń, patrzyła na niego w niezwykle sprzyjających barwach, wręcz w jakiś sposób go idealizowała, nie dostrzegając negatywnych cech. Nie była pewna, czy przemawiała przez nią wdzięczność, czy kiełkujące uczucie postanowiło częściowo ją oślepić.
    - Cóż, nie pochwalam bójek - odezwała się nieco przygaszonym tonem, jakby myśl o agresji przypominała jej, co nie tak dawno przeżyła i z czym do tej pory się zmagała. Nie widziała go jeszcze w takim mrocznym wydaniu, mimo że on zdołał ją zobaczyć nawet w maniakalnym szale. Nie podobało jej się to, że ona tak mocno się przed nim odkryła, tymczasem on pozostawał enigmatyczny. Dopiero teraz zdradzał więcej, ale minie trochę czasu, zanim zdoła poznać go tak naprawdę. - Było nieodpowiedzialne? Czyli już się zdarza? - zapytała, mając nadzieję, że mężczyzna dojrzał i zmienił swoje życie. Przepychanki w barach były obskurną formą rozrywki i w ogóle nie pasował jej do tego obrazka.
    - Doceniam - odparła na zapewnienie i pozwoliła ucałować dłoń, ale zaraz po tym odsunęła się nieznacznie, chcąc zwiększyć dystans. - A czy jestem pierwszą, której gotujesz? - Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to jego klasyczny ruch w podrywie. Czy tym samym traciłby na znaczeniu? Chyba przekona się o tym po uzyskaniu odpowiedzi.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Otwiera się przed nią ostrożnie; krok po kroku, badając teren – niepewny, chociaż bywały chwile, że trzymał jej losy w swych rękach, tak on jednak pozostaje głęboko przekonany, by nie powiedzieć skrzywdzony doświadczeniami przeszłości i czuje wyraźnie problemy z oddaniem sterów ufności. Kobieta randkuje z nim, wzbudza podziw. Śni o niej na jawie, stawia na piedestale wielokrotnie udowadniając, jak wiele dlań znaczy, a jednak nie potrafi wydusić z siebie tego, co chciałby powiedzieć. Myśli o uczuciach, które kotłują się w piersi, co zaślepiają oczy ich romans, był jak bajka, lecz nie ta cukierkowa, a bardziej przypomina starą baśń, gdzie faktycznie dobro walczyło ze złem i były potwory. Matka opowiadała mu takie historie przed snem, takie najbardziej lubił, budzące dreszczyk emocji, czasem powracające w snach pod postacią koszmarów.
    Była inna, niż kobiety, z jakimi się wcześniej spotykał. Chodziło mu o styl bycia, coś czego nie da się podrobić, nie da oszukać w długotrwałej relacji. On to „coś” już widział i dlatego mu tak na niej zależało, bo nie chciał stracić, kogoś takiego jak ona, choć jakby miała go zapytać o to, jakim uczuciem ją darzy, co w niej takiego dostrzega, to zatroskałby się niewątpliwie, lekko speszony, ale zacząłby mówić wszystko, bez owijania w bawełnę.
    Nie byli idealni. Mieli straszne wady. Ale przyciągało ich coś, co dotychczas, jedynie wyczuwał względem morza i wolności, jaką tam miał, to było zastanawiające, bo od samego początku, tej historii wiedział, że nie jest pisany im szczęśliwy koniec, owszem wierzył w to naiwnie, lecz w głębi duszy wiedział. Była poza jego zasięgiem. Wymykała się z ramion, niezależnie jak bardzo by się starał, tak odległa, niedościgniona, zdobiła swą osobą bankiety możnych, on zaś pijał, wśród hołoty.
    Uśmiech gra na jego wargach, tańczy w błękicie oczu, jest nieodzownym towarzyszem rozmowy. Vivian sprawia, że czuje się – dobrze, tak po prostu. Empatyczna i wyrozumiała, lekko zadziorna, ale w pozytywnym rozrachunku. Patrzy jej w oczy – tonie w nich. Jest zgubiony, odkąd odprowadził ją pijaną do mieszkania, wciąż o niej myślał, wracał wspomnieniami, analizował. Szukał chwili, w której i ona coś poczuła do niego, ale właściwy moment zawsze mu umykał. Wiedział, że kiedyś ją o to zapyta, ale to nie był jeszcze ten dzień. Zbyt wcześnie, przekonał się, że niektóre pytania potrafiły niszczyć czar chwili, a jemu zależało na tym, by zapamiętała go, w jak najlepszym świetle.
    Dostanie swoją nagrodę, da jej wiele więcej, nawet nie musiała go o to prosić.
    Bywa z tym różnie. – Odpowiada, tłumiąc uśmiech. Diamenciki w oczach mienią się, a mężczyzna wstaje, zachodzi ją od boku, taksuje spojrzeniem wielce wymownym, chociaż nie dotyka, to przeszywa jej ciało na wskroś. Pytanie, które pada z jej ust wywołuje kwaśny uśmiech sprawia, że na moment przystaje i nieruchomieje. – Oczywiście, że nie. – Odpowiada zgodnie z prawdą. Patrzy na jej reakcję, lecz cwany wyraz twarzy nagle zstępuje na oblicze marynarza: – W pierwszej kolejności gotowałem dla mamy. – Wiedział, o co go pytała, ale nie daje się sprowadzić tą prowokacją na ziemie.
    Ulotna chwila trwa, a rozmowa toczy się dalej schodząc na tematy błahe i proste, kreując swój obraz w tej sielance chwili, która niczym bańka mydlana, miała z czasem pęknąć i oddać ich szarej codzienności.

    Arthur i Vivian z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.