Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    27.03.2001 – Salon – I. de' Medici & B. Vargas

    2 posters
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    26/27.03.2001

    Miała naprawdę ambitne plany. Po tak burzliwym poranku - czy też wieczorze, jeśli mierzyć dzień miarą iskrzycy - i jeszcze bardziej burzliwej nocy zdawałoby się, że będzie miała dość energii, by przenosić góry. Wyrzut adrenaliny powinien pchać ją do działania, zmuszać, by robiła więcej i więcej.
    Nie robiła.
    Gdy wreszcie udało jej się dobrnąć do śniadania - przyrządzonego razem z Esem w ilościach przewidzianych na cały zespół, a nie tylko ich dwoje - i gdy ssanie w żołądku nareszcie przestało ją rozpraszać, rzeczywiście wzięła się za pracę. Wróciła do papierów rozrzuconych na blacie gabinetu przed paroma dniami, do sterty książek i map nieba - i naprawdę chciała coś z tym zrobić. Zaczęła metodycznie skrobać kolejne słowa na zapisanym już częściowo arkuszu papieru, dopisywała kolejne zdania do rozgrzebanej w połowie pracy. Jej myśli jednak dryfowały i to bynajmniej nie w kierunku analizowanych właśnie konstelacji.
    W którymś momencie złapała się na tym, że zamiast pisać, bazgrze na kartce bez sensu. Z cichym syknięciem poderwała pióro i prostym zaklęciem wymazała bazgroły i kleksy atramentu. Była zjeżona. Niespokojna.
    Przerażona i bezbronna.
    Nie mogąc się dłużej oszukiwać, że rzeczywiście pracuje, rzuciła pióro i zostawiając papiery rozrzucone dokładnie tak, jak leżały, poszła do siebie. Przebierając się w luźny sweter i cieplejsze spodnie, ze zdumieniem obserwowała drżenie dłoni. Zgarniając z podłogi wciąż pachnące nowością rolki, przez chwilę zmagała się z zawrotami głowy, których przecież zupełnie nikt tu nie zapraszał. Po tabletki Pochłaniacza sięgnęła odruchowo, dwie musujące kapsułki wylądowały pod językiem niemal poza świadomością Blanki.
    Uspokoiła się tylko na tyle, by nie wzbudzać podejrzeń u pozostałych z zespołu.
    - Wychodzę - rzuciła, wkładając kurtkę i owijając szyję szalikiem. - Raczej nie wrócę dzisiaj.
    Mogła się spodziewać, go będzie najbardziej wyczulony. Powinna wiedzieć, kto będzie potrzebował dodatkowych wyjaśnień - paradoksalnie jednak wcale nie ze, zdawałoby się, najbardziej oczywistego powodu. Na pytanie, gdzie idzie, bez zastanowienia palnęła, że do byłego, poprawiając się dopiero po chwili. Zapytana o adres, sarknęła cicho. Nie lubiła być kontrolowana, a tego dnia przeszkadzało jej to jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Ale podała wszystkie dane, oczywiście, że tak. Bez tego raczej by jej nie puścił, prawda?
    Będąc już na ulicy, niemal od razu rozpędziła się do prędkości znacznie przekraczających granicę rozsądku. Minione naciągnięcie ścięgna, mimo starań pani Giovany, niczego Blanki nie nauczyło. Zatrzymała się na trasie tylko raz, by wskoczyć do monopolowego i kupić dwie butelki słodkiego wina.
    Finalnie dotarła do Isabelli przed drugą w nocy, zgrzana i wcale nie szczęśliwsza niż była wychodząc z mieszkania. Przenosząc odpowiednio nacisk na pięty, schowała kółka rolek i zapukała głośno do drzwi. Zupełnie nie myślała o tym, że jest środek nocy, a ona właściwie się nie zapowiedziała. Nie brała pod uwagę, że Belli może nie być, albo że ta może po prostu nie życzyć sobie teraz towarzystwa Blanki. Albo że sama ma już jakieś towarzystwo.
    Gdy po kilku dłuższych chwilach drzwi otworzyły się, Blanca odetchnęła powoli i uniosła znacząco torebkę z winem.
    - Mogę zostać u ciebie do jutra? - zapytała bez wcześniejszego przywitania, co dobitnie świadczyło o skali dramatu, z jakim się aktualnie zmagała.
    Bardzo nie chciała być teraz z resztą zespołu, na każdym kroku napotykając Yami, Esa, lub w ogóle obojga na raz.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Przemęczenie odbijało się echem ponurej melodii w głowie Isabelli, gdy kolejny dzień zostawała w pracy po godzinach. Nie postrzegała siebie jako pracoholiczki, ale miała silne poczucie misji, obok której nie mogła przejść obojętnie. Szczególnie teraz, kiedy mieszkańcy Midgardu nadal ogarnięci trwogą, obserwowali kolejne zawiadomienia zaginięć oraz zgonów. W ostatnim czasie tendencja odnajdowania ciał spadła, więc teoretycznie powinna mieć mniej pracy, ale w praktyce ciała, które odnajdowano w późniejszym czasie, wymagały więcej uwagi i analizy niż poprzednio. Kiedy temperatury wzrosły, a śnieg zaczął topnieć, trupy poukrywane pod zmarzliną zaczęły szybciej ulegać rozkładowi, przez co czasami ciężej było jej zweryfikować przyczynę zgonu albo okoliczności, jakie do niego doprowadziły.
    Codzienna walka Kruczej Straży z morderstwami przynosiła niewielkie skutki, a to nie wszystkie problemy, z jakimi musieli się mierzyć. Półświatek miał teraz okres wzrostu i rozwoju, niektórzy czuli się wręcz bezkarni, a nowe, niebezpieczne substancje, które zalewały czarny rynek, przynosiły destrukcję na ulicach, często doprowadzając do śmierci tych, którzy nieostrożnie korzystali ze środków narkotycznych.
    Może zbyt dużo brała na swoje barki, przejmowała się losem Midgardu, próbowała w miarę swoich możliwości pomagać, nie tylko w zakresie swoich obowiązków służbowych, ale prywatnie również, co przecież doprowadziło ją do odkrycia nowej substancji rozprowadzanej po mieście. Nikt nie mógł czuć się bezpiecznie, szczególnie że nie zbliżyli się nawet o krok do złapania odpowiedzialnych za zbrodnie. A może byli bliżej, niż myślała? Niektóre informacje były przecież utajone, a ona jako koroner nie miała wglądu do wszystkich akt. Chciała myśleć, że zbliżają się do zamknięcia tego rozdziału, że wkrótce Midgardczycy będą mogli czuć się bezpiecznie, ale rozum podpowiadał, że nie nastąpi to tak szybko.
    Wróciła do domu po dwudziestej, marząc tylko o gorącej kąpieli i porządnym, wartościowym śnie. Wiedziała, że Ivar pochłonięty jest pracą i nie zamierzała mu przeszkadzać żadnymi wiadomościami, pożegnała się z nim, wychodząc z pracy i wiedziała, że sam się odezwie, gdy tylko złapie oddech. Wiedziała też, że tej nocy będzie sama, ale nie wiedziała, że matka na jej widok wpadnie w szał. Codziennie wieczorem przychodziła do jej pokoju i życzyła jej dobrej nocy, ale tym razem, jak dowiedziała się od opiekunki, matka była niespokojna i nerwowa przez cały dzień, a kiedy zobaczyła swoją córkę, coś w niej pękło i zaczęła się wydzierać, wyzywając ją od najgorszych. Opiekunka w porę zareagowała i podała jej środki uspokajające, ale taki widok po ciężkim dniu pracy przytłoczył Bellę, która zrezygnowana wróciła do swojej sypialni i zapadła się w miękkiej pościeli, bardzo szybko oddając się w objęcia Morfeusza.
    Słodki sen przerwało brutalne pukanie do drzwi. Z początku w zdezorientowaniu nie wiedziała, co się dzieje, bo przecież nikogo się nie spodziewała. Nie mogła tego jednak zignorować, w końcu mogło się coś stać — to pierwsze, co przyszło jej do głowy, ale w drugim odruchu pomyślała, że może to Ivar skończył pracę i postanowił do niej dołączyć. Zarzuciła na siebie szlafrok i poszła do korytarza, żeby ostrożnie uchylić drzwi wejściowe.
    - Blanca? - zapytała zaskoczona, przecierając oczy, jakby spodziewała się, że to jednak sen. Wtedy zarejestrowała wino, a choć zaspana, to po słowach kobiety i późnej porze wizyty domyślała się, że potrzebowała jej towarzystwa. Kiwnęła głową na pytanie i otworzyła szerzej drzwi, by przepuścić gościa do środka. Po przejściu do salonu wyciągnęła dwa kieliszki do wina i postawiła je na stoliku. Nie czekając na zaproszenie, sięgnęła po butelkę, żeby otworzyć i polać — ewidentnie potrzebowała rozbudzenia.
    - Co się stało? - zapytała bez owijania w bawełnę i obserwując reakcje przyjaciółki.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Była pewna, że Bella ją do siebie przyjmie. Dokładnie tego Blanca oczekiwała od przyjaciółki – a przez te kilka miesięcy, jakie Vargas spędziła w Midgardzie, de'Medici taką właśnie się okazała. Meksykanka szła więc do niej w ciemno, w ogóle nie dopuszczając do siebie myśli, że może odejść z kwitkiem – z różnych względów. Czy mogła się zdziwić? Oczywiście, że mogła. I, szczerze mówiąc, to, że Bella nie zamknęła jej drzwi przed nosem, było z jej strony naprawdę miłe. To, że znosiła nieprzewidywalność Blanki i że miała dość cierpliwości, by nie zrezygnować z kontaktów z nią po kilku pierwszych takich wyskokach.
    Vargas to zresztą doceniała, naprawdę. Co najwyżej nie do końca potrafiła to okazać, na pozór wszystko przyjmując za oczywiste i jej w pełni należne.
    - Przepraszam, że tak... – zaczęła i nie dokończyła, zamiast tego wzruszając tylko ramionami. W domyśle pozostawiła wszystkie negatywne określenia, jakich można by teraz użyć.
    Weszła do środka i ucałowała Bellę w policzek, przytulając ją na chwilę. Vargas przytulała niemal każdego, kto jej na to pozwalał.
    Zdjęła rolki i zsunęła z ramienia plecak z wyprawką na nocowanie poza domem – miała piżamę, szczoteczkę do zębów i niewiele więcej. Oddała wino w ręce Belli i, pozbywając się kurtki i szalika, za chwilę podążyła za przyjaciółką.
    Na pytanie kobiety westchnęła ciężko i pokręciła głową.
    - Wszystko pierdolę – podsumowała wprost i skrzywiła się.
    Z westchnieniem opadła na kanapę i zgarnęła z czoła kilka poprzyklejanych kosmyków włosów.
    - Wiesz, kiedy ostatni raz było mi naprawdę dobrze? Pięć lat temu – rzuciła po chwili ciszy jakby zupełnie nie w temacie. - Wtedy jeszcze miałam... Jakieś życie. Dorosłe. Ogarnięte. Męża, dom i zbliżającą się obronę doktoratu. – W zamyśleniu spoglądała, jak Bella nalewa im wino. Światło mieszkania zabawnie przełamywało głębokie bordo alkoholu. - Byłam jednak dość durna, by to spierdolić. To znaczy, wszystko poza doktoratem. I teraz znowu to robię. Znowu wszystko pierdolę. – Znowu pokręciła głową i przetarła twarz dłońmi. Rumieńce wysiłku rozlane na policzkach znikały bardzo powoli.
    Milczała przez chwilę. Zdawała sobie sprawę, że jest chaotyczna. Że z jej wcześniejszych słów Bella zrozumie cokolwiek tylko dlatego, że słyszała już podobne wyznania niejeden raz. Znała historię Blanki na tyle, by wiedzieć o jej pierwszej tak dużej miłości, szybkim ślubie, późniejszym rozwodzie i późniejszej roli Yamileth. Samą Vargas znała też już wystarczająco dobrze, by wiedzieć, jak wyglądało życie Blanki po rozejściu się z conejito. Jak wiele miało kolorów, jak pełne było przygód – i jak bardzo było nierozsądne. Teraz jednak Blanca potrzebowała wyrzucić z siebie, jak wiele zdążyło zmienić się od jej trzydziestych urodzin – i na to nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Nie umiała złożyć sensownych zdań, sklecić jakiejś trzymającej się kupy historii.
    - Jak komuś powiedzieć… – zaczęła wreszcie jeszcze raz. - Jak powiedzieć komuś, że nie chce się od niego niczego więcej? Że, mimo kilku wspólnych lat, niczego mu się przecież nie obiecywało – i że teraz chciałoby się pójść swoją drogą? Jak powiedzieć komuś, że widzi się jego potrzeby, ale że one... Że nie na to się umawialiśmy?
    Już mówiąc to wszystko czuła się źle. Słyszała, jak to brzmi. Gorycz podchodziła jej do gardła z każdym kolejnym słowem.
    Bez wahania sięgnęła po jeden z kieliszków i osuszyła go do połowy jednym dużym łykiem. Może nie tak powinno pić się wino, ale Blanca właśnie tak teraz potrzebowała. Spić się i umrzeć, tak mniej więcej wyglądał wstępny zarys jej planu na wieczór.
    Była sfrustrowana. Zła. Smutna. Było jej dobrze i niedobrze jednocześnie. Była wściekła i bezradna. To za dużo jak na jedną małą główkę.
    - Przespałam się z Estebanem, a Yamileth już od dłuższego czasu oczekuje ode mnie znacznie więcej, niż mogę jej dać – wypaliła wreszcie najprościej, jak mogła i uciekła wzrokiem. Imiona nie były dla Belli obce – nie mogły być, cały zespół Blanki przewijał się już w ich rozmowach niejednokrotnie, bo przecież oni wszyscy byli Vargas tak bliscy, że nie sposób, by nie uwzględniała ich w swoich historiach – ale już charakter łączących ich relacji poniekąd mógł być. O Serrano wspominała nie raz, ale o Barrosie?
    Przecież oni nawet się nie przyjaźnili, do cholery.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Nie miała łatwości w nawiązywaniu nowych przyjaźni. Wszystkie dotychczasowe znajomości rozpływały się pod wpływem czasu i różnych okoliczności, a nie potrafiła zaufać ot tak, dlatego zwykle wolała się obracać na bezpiecznych terenach niezobowiązującego koleżeństwa. Im bardziej się do kogoś przywiązywała, tym ciężej było jej po stracie, a do tej pory niemal każdy w ten czy inny sposób ją opuszczał, dlatego zbudowała wokół siebie barierę ochronną i nie dopuszczała do siebie innych. Odkąd Agnara pochłonęła praca, starała się sama ćwiczyć i nadrabiać zaległości, ale brakowało jej przyjaznej duszy, z którą mogłaby porozmawiać. Co innego budować relację romantyczną, a co innego plotkować z koleżanką i poruszać wszystkie tematy, które mężczyzn zwyczajnie nie interesują. Blanca spadła jej z nieba, pojawiła się w momencie kryzysu towarzyskiego i mimo że zupełnie różniły się charakterami, to potrafiły znaleźć wspólny język i dogadać się w większości kwestii. Może to się kiedyś zmieni, ale na razie Isabella bez wyrazu zniecierpliwienia znosiła nieobliczalność Vargas, jej niezapowiedziane wizyty i ekspresyjność. Włoszka była bardziej zdystansowana, a w ostatnim czasie jedynie Soelberg miał tę umiejętność, że w mgnieniu oka potrafił wyprowadzić ją z równowagi. W innych tematach była raczej opanowana i spokojna, nawet do problemów odnosiła się z rozsądkiem, nauczona doświadczeniem, że pieklenie się o rzeczy, na które nie miała wpływu, do niczego nie prowadziło.
    Zaspana kobieta początkowo niewiele rozumiała i działała w pewnym opóźnieniu, próbując pozbyć się wrażenia, że to wszystko jest tylko snem. Po przywitaniu znalazły się w salonie i w pierwszej kolejności Bella nalała im do kieliszków przyniesione przez gościa wino. Nie sprawdziła nawet rodzaju i rocznika, o tej porze nie miało to większego znaczenia. W tym czasie słuchała wywodu Blanki, która chwilowo nie potrzebowała jej do dialogu. Nie było to ich pierwsze spotkanie, więc kobieta doskonale wiedziała, że najlepiej przeczekać pierwszy potok słów, zanim nastąpi faktyczny wyrzut przyczyny późnych odwiedzin. Nie sądziła, żeby bez powodu znalazła się przed jej drzwiami o tej porze, dlatego słuchała każdego zdania, próbując wyłapać sedno.
    - Pierdol to wszystko. Byle w zgodzie z sobą - najlepsza rada, jaką mogła dać, kiedy jej mózg tylko w połowie się obudził.
    Tak już jest w życiu, że każdy ma jakieś problemy i w mniejszym lub większym stopniu coś idzie nie tak, a Norny zrzucają na nas problemy. Isabella była tego żywym przykładem, bo choć nie była bez skazy, tak nie miała wpływu na śmierć ojca, szaleństwo matki, śmierć męża. W zasadzie tylko rozstanie z Eliasem było jej decyzją, ale każdy popełniał błędy i nie ma sensu tym żyć, tylko wyciągnąć wnioski i iść naprzód.
    Rozumiała, że w tym konkretnym kontekście chodzi dziewczynie o powtarzalność schematów, ale z drugiej strony każda sytuacja jest inna, więc ciężko porównywać.
    - Wprost, tak jak teraz powiedziałaś - odparła, podając jej wino. Darowała sobie toast, zamiast brzdęku szkła, uniosła kieliszek od razu do ust i wypiła kilka głębszych łyków, żeby się rozbudzić. - Tylko nie używaj banalnych frazesów typu "to nie ty, to ja" albo "zostaniemy przyjaciółmi".
    W trudnych rozmowach najlepiej postawić na szczerość nawet jeśli brzmi okrutnie. Jasne, można próbować załagodzić cios, ale czy to cokolwiek zmieni?
    Usiadła na fotelu, wbijając wzrok w Blancę i przeczesując palcami grzywkę, która za bardzo opadła na twarz. Nie była chyba najlepszym przykładem udanych związków, chociaż może to właśnie ulega zmianie. Po stanie koleżanki widziała, że jest jej ciężko, a choć sama nie znała złotego środka, to mogła ją uraczyć winem i rozmową.
    - Esteban... to Es, tak? - zapytała dla pewności, bo późna godzina nie sprzyjała koncentracji, a jej opowieści bywały chaotyczne, więc czasami ciężko było się połapać w przypadku konkretnych osób. Nie poznała nikogo z jej otoczenia osobiście, choć po barwnych opisach, czuła jakby ich znała.
    - Przespałaś się z nim, bo coś do niego czujesz, czy w ramach odskoczni? - nie byłoby w tym nic złego, gdyby potrzebowała nic nieznaczącego zbliżenia, nie oceniałaby jej przecież, biorąc pod uwagę jej aktywność po powrocie do Midgardu i śmierci Lorenzo.
    - Próbowałaś rozmawiać z Yamileth? O swoich oczekiwaniach, o tym, że cię przytłacza? - rozbudzała się coraz bardziej, więc jej umysł odpalił tryb analizy i rozwiązywania problemów.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Westchnęła raz. Drugi. Upiła łyk wina, westchnęła po raz trzeci. Parsknęła cicho na kategoryczny zakaz używania zwrotów, które tak namiętnie powtarzały się w hollywoodzkich komediach romantycznych.
    Właśnie dlatego przyszła dla Belli. Bo ona rozumiała i nie będzie jej osądzać, za to faktycznie coś poradzi. A przy okazji – zapewni jej azyl przed resztą.
    Skinęła głową, potwierdzając że Esteban to rzeczywiście wspominany Es. Wraz z kolejnymi łykami wina wzięty wcześniej Pochłaniacz obejmował jej myśli gęstszą, bardziej lepką siecią, więc nie do końca ufała swoim słowom. To znaczy, wciąż zamierzała mówić. Wciąż chciała mówić. Po to przyszła. Tylko że... Teraz musiała się z tym trochę pogimnastykować. Jeszcze nie tak, jak będzie musiała za, powiedzmy, godzinę, ale już wystarczająco, by musiała uważać, jak konstruuje zdania.
    - Ja... – zaczęła, by odpowiedzieć na pytanie. Zwyczajowo chciała stwierdzić, że w ramach odskoczni – tak jak zawsze. Zamiast tego sapnęła cicho. – Nie wiem – odparła zgodnie z prawdą. – Nie jestem pewna.
    To nie tak, że była gotowa skoczyć dla Esa z mostu, że zrobiłaby dla niego wszystko i że jej serce śpiewało tęskne pieśni za tym mężczyzną. Tylko, że to też nie tak, jak zazwyczaj – nie potrafiła od tak przejść nad ich wieczorem do porządku dziennego i, jak zawsze, zapomnieć. Nie dlatego – nie tylko dlatego – że mieszkali razem, ale też… Z jakichś innych powodów. Takich, których nie potrafiła do końca nazwać.
    Których nie próbowała nazwać, bo trochę się bała, co by z tego wynikło.
    - Wydaje mi się – zaczęła powoli. – Wydaje mi się, że nie w ramach odskoczni – wydusiła to wreszcie, a raz wypowiedziane słowa momentalnie nabrały mocy sprawczej. Nagle była pewna, absolutnie przekonana, że nie chodziło tylko o jednorazowy wyskok. – Nie wiem tylko... – Potrząsnęła głową, nie kończąc. Nie wiedziała bardzo wielu rzeczy. Zbyt wielu, by wyrzucić je z siebie bez wcześniejszego przemyślenia.
    Westchnęła ciężko. Nie wiedziała, co zrobić z tą świadomością nowych potrzeb, tak odmiennych od wszystkiego, czego pragnęła w ciągu ostatnich lat, więc po prostu zalała ją kolejnym łykiem wina. Krew coraz głośniej szumiała jej między uszami.
    Na pytanie o Yamileth przygryzła wargę lekko, zostawiając na niej czerwonawe ślady.
    - Tak. To znaczy, na samym początku, myślałam... Wydawało mi się… Sądziłam, że wszystko ustaliłyśmy. Wtedy wszystko wydawało się jasne. Ja jej nigdy... – Potrząsnęła głową. – Nigdy nie mówiłam jej, że będzie dla mnie tylko ona. I nigdy nie traktowałam jej... nas... Jako związku. Przecież to nawet nie byłoby legalne – parsknęła, i tym razem parsknięcie to było okraszone solidną dawką desperacji. Bardzo potrzebowała sama się upewnić, że nie zrobiła nic, co pozwalałoby Yami sądzić, że coś się zmieniło. Bardzo chciała sama sobie udowodnić, że chociaż raz to nie jest jej wina – chociaż, szczerze mówiąc, trochę była.
    Nie powiedziałaby, że jej relacja z kuzynką była zła, a cała ta śpiewka o legalności czy nie niespecjalnie ją obchodziła. Tylko, że... Tylko, że chyba jednak była trochę zła. Chyba od początku dało się przewidzieć, że to się nie skończy dobrze.
    Przetarła twarz dłonią i umościła się wygodniej na kanapie, podwijając nogi.
    - Co u ciebie? – zapytała znienacka, spoglądając uważniej na Bellę. Teraz, gdy wyrzuciła z siebie pierwszy słowotok, było jej na tyle lepiej, by mogła... Cóż, przestać skupiać się tylko na sobie. I na Estebanie. I na Yami.
    Myśli o nich obojgu przywołały przed jej oczami obrazki, z którymi nie chciała... Nie mogła się teraz zmagać.
    - Jak z Ivarem? – dorzuciła pytanie pomocnicze i uśmiechnęła się lekko, z determinacją odpychając na chwilę swoje problemy. Pewnie jeszcze do nich wróci, pewnie będzie dzielić włos na czworo i rozdrapywać świeże rany, ale teraz, na chwilę, chciała się poczuć po prostu normalnie.
    To, że potrzeba ta naszła ją właśnie teraz, o drugiej w nocy, było co najmniej niefortunne.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Czy to przypadek, że teraz padło imię Estebana, a zaledwie kilka dni wcześniej wpadła na dawnego znajomego o tym samym imieniu? Nie byłoby w tym nic podejrzanego, ale w krajach skandynawskich nie było tak popularne, by natykać się na Estebanów na każdym kroku. Mężczyzna, który kilka dobrych lat wcześniej zniknął z jej życia, a teraz pojawił się akurat w momencie, gdy Blaca prowadziła swoje badania na terenie Midgardu. Intuicja podpowiadała jej, że to zbyt duży zbieg okoliczności, ale czy powinna w ogóle o tym wspominać? Dawne dzieje należało raczej zostawić w spokoju, a nie rozpamiętywać. Jej mina przez moment zdradzała toczącą się wewnątrz umysłu bitwę, pewne wahanie, ale ostatecznie pokręciła głową, uznając, że nie czas na wspominki, nawet jeśli sprawa dotyczyła tej samej osoby.
    Patrząc na szamotaninę swojego gościa, czuła, że potrzebuje więcej alkoholu w swoim organizmie, dlatego osuszyła kieliszek wina w kilku mniejszych łykach, by za chwilę zabrać się do nalewnia, bez pytania dopełniając naczynie Blanki.
    - Rozmawiałaś z nim o tym, co to dla niego znaczyło czy oboje przeszliście do porządku dziennego? - zapytała jeszcze, z natury dociekliwa lubiła znać każdy aspekt, szczególnie jeśli miała się na dany temat wypowiedzieć. Ciężka sytuacja, jeśli sama nie była pewna, czego chce - tak się oczywiście zdarza, ale chyba najlepiej poczekać, aż samo się wyklaruje. Przyspieszyć mogła ewentualnie powtórką, ale potencjalnie mogłaby jeszcze bardziej skomplikować sytuację, jeśli ich odczucia w tej kwestii były odmienne.
    Nie czuła się na tyle kompetentna, by udzielać rad miłosnych, nie siedziała też w jej głowie, żeby odgadnąć, czego tak naprawdę chce. Siedziała więc i słuchała, przytakując od czasu do czasu.
    Może to dobry znak, że miała takie wahania, może to znaczyło, że zaczynało kiełkować w niej jakieś uczucie, do którego jeszcze nie chciała się przyznać? Isabella doskonale znała ten stan, bo sama w przeszłości wielokrotnie sabotowała potencjalne związki, bojąc się zaangażowania, a najbardziej straty. Dopiero teraz otwierała się na nowe doznania i czas pokaże, czy to najlepsza decyzja w jej życiu, czy najgorsza. Nie chciała specjalnie zagłębiać się w jej relację z Yamileth, bo od początku było to dla niej... osobliwe, ale jednocześnie nie oceniała i starała się nie poświęcać temu zbyt dużo myśli.
    - Myślę, że powinnaś postawić sztywne granice. Nawet jeśli po drodze wasze oczekiwania uległy zmianie i inaczej intepretowałyście konkretne sytuacje, to przecież nie jest za późno, żeby się wycofać - mówiła, celowo nie uwzględniając tego, że teraz Yamileth z pewnością będzie zraniona, bo jeśli sprawy zaszły za daleko, to nie było łagodniejszego sposobu. Chyba że to Blanca błędnie intepretowała zachowanie kuzynki, wtedy może jeszcze wszystko da się naprawić.
    Zmarszczyła brwi i musiała naprawdę się skupić, żeby przypomnieć sobie, jaki dziś dzień, a co dopiero opisać, co się u niej działo w ostatnim czasie.
    - Jest dobrze. Wyzwala we mnie całą gamę emocji, jak nikt inny potrafi doprowadzić mnie do szewskiej pasji, ale poza drobnymi potknięciami, czuję się przy nim... najlepiej - uśmiechnęła się na samo wspomnienie mężczyzny. - Byliśmy w zeszłym miesiącu we Włoszech, zrobił mi kilka niespodzianek na urodziny. Naprawdę się stara.
    Nie trzeba było daru Odyna, by widzieć, jak mocno ją to cieszy. W końcu zaczęło się układać, ale zaraz machnęła ręką i zreflektowała się, nie chcąc chwalić się szczęściem przed kobietą z rozterkami miłosnymi.
    - A co do twojej sytuacji... może nie powinnaś się przejmować na zapas? Może Yamileth zrozumie, a szczera rozmowa pozwoli jej szybciej zakończyć ten etap i ruszyć dalej? A z Estebanem sama zobaczysz, jak będzie się rozwijać - naprawdę próbowała być rzetelna i nie rzucać słów na wiatr, szczerze przekazując swoje przemyślenia.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Kołysała na nowo napełnionym kieliszkiem, tępo wpatrując się w taniec światła na szkle. Pytanie Belli było bardzo dobrym pytaniem, tak dobrym, że Blanca nawet niespecjalnie przejęła się, że de’Medici ją, w zasadzie, niemal przesłuchuje. Zresztą, przecież po to tu przyszła. Grad pytań był dokładnie tym, czego potrzebowała, by poukładać sobie wszystko w głowie.
    Z grubsza. Tylko z grubsza. Nie sądziła, by potrafiła teraz jakoś bardziej.
    - Myślę… – zaczęła powoli, składając kolejne zdanie. – Wydaje mi się, że on nie chce być na jeden raz – stwierdziła bardzo prosto. – To znaczy, jestem tego pewna. Powiedział mi. Tak samo jak to, że byłam nie fair wobec nich obojga, wobec Esa i Yami. Co jest prawdą – Wróciła myślami do poranka po, mimowolnie silniej zaciskając dłoń na kieliszku. – Ja z kolei powiedziałam, że z Yami poprozmawiam, więc dokładnie to muszę zrobić. Raczej prędzej niż później. – Potarła czoło dłonią. Myślenie niemal ją w tej chwili bolało.
    W ciszy słuchała rad przyjaciółki, odruchowo kiwając głową.
    - Chyba po prostu się boję, Bella – wyrzuciła z siebie wreszcie, gdy przebrzmiały ostatnie słowa Belli. – Nawet nie samych rozmów – to znaczy, ich też – ale nie przede wszystkim. Ja... Boję się, że zostanę sama. Nie umiem być sama. – W jej głos wkradła się desperacja. Nikomu nie przyznawała się do aż takiego egoizmu, ale z Bellą nauczyła się rozmawiać szczerze. Zawsze. Nawet, jeśli w efekcie takich rozmów wychodziła na ostatnią sukę. – Boję się, że stracę Yami, a za chwilę stracę też Esa. Byliśmy na prochach, Bella, i dla mnie to może nie jest nic nowego, ale dla niego... – Wzruszyła ramionami. – Dla niego jest. Co będzie, jeśli za kilka dni stwierdzi, że to była pomyłka? Że ja byłam pomyłką, i że to wszystko nie powinno się wydarzyć? Rano.. Rano mógł być jeszcze pod wpływem. Wszystko mogło wyglądać dobrze, lepiej. A jeśli jutro tak nie będzie? Albo za tydzień? Jeśli to wszystko... – nie dokończyła.
    Zacisnęła zęby i myślała przez chwilę, wciąż intensywnie wgapiając się w kieliszek.
    - Z Yami i tak muszę porozmawiać – stwierdziła po chwili smętnie. Wiedziała, że tak jest. Że rzeczywiście musiała. Przyznanie się do tego przed samą sobą to jedno, wypowiedzenie tego na głos – to coś innego. To już deklaracja. Coś, z czego będziem mogła być rozliczona.
    - Powinnam z nią porozmawiać już… Już wcześniej. Miesiąc temu. Może dwa. – Potrząsnęła głową i wreszcie upiła dwa łyki z kieliszka.
    Pochłaniacz nie relaksował jej teraz tak, jakby chciała, więc była zdecydowana mu pomóc. Alkoholem. Albo... czymkolwiek. Czymkolwiek co by podziałało.
    Przeskok na temat Belli i Ivara był Blance potrzebny. Szczęście przyjaciółki było jej potrzebne. Słuchając jej wspomnień i widząc, jak inaczej Bella się zachowuje, gdy mówi o strażniku, uśmiechnęła się miękko, niewymuszenie. Ich relacja była dla niej teraz chwilą oddechu, ale też – naprawdę się cieszyła. Nie dlatego, że coś na tym zyskiwała, że to ona tego do czegoś potrzebowała – nie. Tak po prostu, zwyczajnie się cieszyła.
    - Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że wam się układa – stwierdziła z przekonaniem. – Nie wiesz, bo średnio umiem to ostatnio okazać. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Ale naprawdę, Bella. Trzymam za was kciuki. Mocno. – Uniosła się trochę, lekko zmieniła pozycję i cmoknęła przyjaciółkę w policzek. – Potrzebuję już kiecki na wesele? Nie żeby coś, ale wszystko, co eleganckie, zostawiłam w Brazylii, więc w razie czego musisz mi powiedzieć z wyprzedzeniem. – Uniosła brwi znacząco i roześmiała się.
    Gdy wróciły do jej problemów, westchnęła cicho.
    - Nie wiem, może. Pewnie zrozumie, ona... Yami rozumie bardzo wiele. Jest cholernie inteligentna. I odnajduje się w życiu lepiej niż ja. – Przetarła twarz dłonią. – A Es... – Zaśmiała się krótko. – Ja chyba po prostu nie nadążam. Po raz pierwszy od lat coś dzieje się dla mnie za szybko – parsknęła cicho. Naprawdę, nigdy nie powiedziałaby, że to akurat dla niej tempo będzie zbyt duże. – Jeszcze nie tak dawno sądziłam, że mnie nie lubi. Ja, jak to ja, miałam parę razy myśl, że... Że bym go przeleciała – sapnęła cicho, wzruszyło ramionami. To żadna niespodzianka, Blanca oglądała się za bardzo wieloma ludźmi. Bardzo wielu ludzi było dla niej atrakcyjnych.
    A Barros był przecież atrakcyjny też tak po prostu. Nie tylko dla niej.
    - Ale on – byłam przekonana, że mnie toleruje. I że ma mnie za zdzirę prawie taką samą, za jaką ma Nitę – parsknęła cicho. Może przesadzała, ale nie było tajemnicą, że jeszcze w zeszłym roku siedziały dla Estebana w mniej więcej tej samej szufladce puszczalskich, upierdliwych, pozbawionych wstydu.
    Westchnęła cicho i odchyliła głowę, opierając ją na oparciu kanapy.
    - Nie wiem. Po prostu nie wiem, kiedy to się zmieniło i kiedy... Chyba straciłam kontrolę. – Kolejne westchnięcie. – Bardzo nie lubię nie mieć wszystkiego pod kontrolą.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Nie bagatelizowała problemów Blanki, choć nie do końca potrafiła się z nimi utożsamić, z racji tego, że obie miały całkowicie różne charaktery, podchodziły do życia w inny sposób i rozwiązywanie problemów również składało się z innych metod. I nie, nie uważała, że jej sposoby są najlepsze, dlatego nie próbowała dawać gotowych odpowiedzi i narzucać swoje zdanie, bo to właśnie Blanca musiała sobie poukładać w głowie, poszukać w głębi siebie odpowiedzi na pytania, które ją aktualnie nurtują. Nie ma nic złego w zagubieniu, choć tu dochodzi kwestia ranienia bliskich osób, a to zwykle nie kończy się najlepiej. Tak naprawdę niewiele mogła poradzić na jej rozterki, więc w większości słuchała i starała się zyskać jak najwięcej informacji, by nie wydawać osądów bez pełni obrazu.
    Z tego, co mówiła, doskonale wiedziała, co powinna teraz zrobić, więc Isabella nawet nie musiała głowić się nad złotym środkiem. Nie mogła zagwaratować, co będzie potem - nie znała tych ludzi, jedynie z opowiadań, więc nie potrafiła przewidzieć ich reakcji w poważnej rozmowie, dlatego nie wpatrywała się w swój kieliszek, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
    - Nie powinnaś uzależniać swojego szczęścia od innych. Skoro nie umiesz być sama, to może taka chwilowa izolacja, czy też przerwa w takich relacjach, pozwoliłaby ci odkryć siebie i rozwinąć w rejonach, o które byś się nie podejrzewała? - nie chciała tu wchodzić w rolę psychologa, bo nie miała takich kompetencji. Mogła bazować jedynie na swoich doświadczeniach, na wiedzy ogólnej, którą nabyła w trakcie nauki czy szkoleń. Mogła się przecież mylić, możliwe, że ktoś, kto nie potrafi być sam, musi być z kimś związany w jakimś sposób. Ona nauczyła się samotności dość szybko, więc ciężko było jej pojąć sam koncept, ale jednocześnie starała się okazać wsparcie i pomoc, choć zdawała sobie sprawę, że nie ma zbyt dużego pola do pocieszania. Sytuacja była na tyle skomplikowana, że dopóki Blanca nie podejmie odpowiednich kroków, nie będzie w stanie ruszyć z miejsca.
    - A może przeciwnie, może narkotyki tylko pomogły mu wypuścić na światło dzienne pragnienie, które skrywał od dłuższego czasu? Nigdy nie masz gwarancji, że związek przetrwa na dłuższą metę, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije... wina - doskonale o tym wiedziała, bo sama zaczęła podejmować ryzyko dopiero od tego roku i chociaż nie wiedziała, do czego ją to zaprowadzi, to cieszyła się, że wyszła ze swojej skorupy.
    - Nie mogę ci nic poradzić ani pocieszyć, bo doskonale wiesz, co masz dalej robić. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nawet jeśli w konsekwencji stracisz ich oboje, to wciąż zostanę ci ja. No, nie w takim charakterze, co oni, ale zawsze coś - zaśmiała się lekko, bo w jej odczuciu powinny podejść do tego na większym luzie. Co jej da przesadne zamartwianie się? Równie dobrze może usiąść i płakać, a i tak w niczym to nie pomoże. Mamy wpływ tylko na określone czynniki, a przede wszystkim na własne zachowanie, ale na reakcje innych już niestety nie.
    - Naprawdę, nie martw się na zapas, to i tak nic nie da. Zacznij od rozmowy z Yami, a potem zobaczysz, co dalej. Wszystko po kolei - powiedziała z przekonaniem. Nakładanie wszystkich problemów na raz było zgubne, więc jedyną radą jaką mogła poratować, to było właśnie to, by rozbijała problemy na cząstki i radziła sobie z nimi pojedynczo.
    Zmiana tematu wywołała u Włoszki speszony uśmiech, bo nie lubiła skupiać na sobie uwagi, ale jednocześnie cieszyła się z entuzjazmu Blanki. Nie miała zbyt wiele bliskich osób, z którymi mogłaby porozmawiać o takich tematach, dlatego z jednej strony czuła się dziwnie, a z drugiej lżej.
    - Dzięki, to wiele dla mnie znaczy. Zwłaszcza, że bardzo ciężko przyszło mi otworzenie się na nowo i wpuszczenie kogoś do swojego życia - bardzo długo zastanawiała się i rozważała swoją decyzję, czy nie byłoby mądrzej zostawić skorupę zamkniętą i nie wystawiać się na potencjalną krzywdę. Ostatecznie uczucia przebiły pancerz i nie potrafiła pozostać obojętną. Blanca nie umiała być sama, a Isabella była kompletnym przeciwieństwem. - Za długo byłam sama. Nauczyłam się żyć po swojemu, więc wprowadzenie mężczyzny wywróciło mój porządek do góry nogami, ale nie żałuję.
    Przynajmniej na razie nie miała powodów, żeby kwestionować swoją decyzję. Czas pokaże, czy ostatecznie była dobrą, czy powinna pozostać w bezpiecznych murach, którymi się odgrodziła od świata.
    - Znam to uczucie - zaśmiała się, bo możliwe, że to jedyna cecha, którą miały wspólną, że lubiły mieć każdy aspekt życia pod kontrolą i nie potrafiły się odnaleźć, kiedy ją traciły.
    - Może był zazdrosny. A może zmienił o tobie zdanie, gdy lepiej cię poznał? Faceci potrafią być ślepi, a grom z jasnego nieba uderza niespodziewanie - pomimo tego bałaganu i problemów Blanki, Bella zdawała się być coraz bardziej rozbawiona. Może wino wyjątkowo szybciej uderzało dziś do głowy, a może chciała po prostu wprowadzić lżejszą atmosferę, by jej gość czuł się swobodnie.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Blanca nie była specjalnie wdzięczną przyjaciółką. Zwykle przychodziła do Belli wtedy, gdy musiała coś z siebie wyrzucić – i zazwyczaj wystarczało jej, że sama mówiła. Nie ignorowała słów de’Medici, oczywiście, że nie – tym niemniej zwykle trzymała się tego, co sama miała już w głowie, zamiast brać sobie do serca rady przyjaciółki. Vargas była uparta i pełna własnych demonów, potrafiła być pyskata i, nierzadko, zwyczajnie durna. Za tytułem naukowym nie szło wcale odpowiednie wychowanie społeczne, a za empatią wobec innych niekoniecznie podążało zrozumienie dla samej siebie. Blanca była kłębkiem problemów i gdyby spotkała kogoś takiego na swojej drodze, nie była pewna, czy znalazłaby dla takiej osoby miejsce.
    Bella znalazła jednak miejsce dla niej i za to Vargas była jej bardzo wdzięczna – nawet jeśli nie potrafiła tego jakoś szczególnie okazać.
    Słowa przyjaciółki trafiały teraz we wrażliwe punkty. Uzależnienie wojego szczęścia od pozostałych wydawało się być dokładnie tym, co tkwiło w sercu Blanki jak bolesna zadra. Na zdrowy rozum Vargas mogła być doskonale świadoma, że to nie ma większego sensu – że nie potrzebuje innych, by czerpać z życia radość, bo sama jest przecież dla siebie wystarczająca – w praktyce jednak, tam, gdzie do głosu dochodziły emocje, dziewczyna nie umiała podchodzić do tego w ten sposób. Potrzeba posiadania ludzi blisko była w niej boleśnie silna, podobnie jak dużo prostsze, bardziej pierwotne pragnienie, by noce spędzać z kimś, a nie samemu. Może i mogłaby z tym walczyć, może potrafiłaby coś w tym zmienić – ale czy chciała? Czy byłaby gotowa na ból, frustrację i lęki, z jakimi na początku z pewnością by się to wiązało?
    Nie. Chyba nie. Nawet wiedząc, że teraz nie jest do końca dobrze, wolała chyba w tym tkwić, bo... To było znajome. Ot, potwór, ale oswojony.
    Nie mogła jeszcze wiedzieć, że termin chwilowej izolacji utkwi jej w głowie tak silnie, że, gdy przyjdzie do późniejszych rozmów, wciąż będzie go pamiętać – i że nie odrzuci go od tak, lekką ręką, jak zwykle postępowała z większością dobrych rad.
    Na kolejne słowa Belli to zaśmiała się krótko (kto nie ryzykuje, ten nie pije wina), to pokiwała głową na znak, że słyszy – i chyba nawet rozumie (doskonale wiesz, co masz dalej robić). Na wzmiankę o charakterze ich własnej relacji – tej, która miała przetrwać nawet wtedy, jeśli pozostali Blankę zawiodą (lub raczej, jeśli to Blanka ich zawiedzie) – Vargas roześmiała się szczerze.
    - A szkoda. Mogłoby być fajnie – odparowała. Nigdy nie myślała o Belli w kontekście kochanki – ich przyjaźń pojawiła się znacznie szybciej i wyewoluowała w kierunku zupełnie innym, niż większość relacji Vargas – co nie przeszkadzało jej jednak być beztrosko bezczelną.
    Pokiwała głową jeszcze parę razy, zgadzając się, że rozmowa z Yami była zdecydowanie pierwszym krokiem, który musiała podjąć – potem z pewną ulgą przeskakując na temat Belli. Blanca mogła nie być wybitnie dobrą przyjaciółką, ale nie była też taką najgorszą. To, jak układało się de’Medici, szczerze Vargas interesowało.
    - Jestem to sobie w stanie wyobrazić – przyznała na wyznanie Belli o trudnościach, z jakimi wiązało się dla niej otwarcie się przed Ivarem. Nie były takie same – w zasadzie były zupełnie inne. Tam, gdzie Blanca oczekiwała czyjejś obecności, głosu, dotyku, tam Bella odcinała się, zadowolona z kojącej samotności. Uwzględniając te różnice, Vargas nie była w stanie faktycznie w pełni zrozumieć problemów przyjaciółki – tak jak ta nie potrafiła w pełni postawić się w miejscu Blanki. Nie znaczyło to jednak, że nie rozumieją zupełnie nic. Charakter problemów mógł być trochę inny, ale to, jak sobie z nimi radziły, było już czymś zupełnie innym – czymś, nad czym mogły pracować razem.
    - To musiała być rewolucja – kontynowała. – Ale było warto, co? – spytała, a gdy Bella przytaknęła, Blanca roześmiała się szczerze. – Oczywiście, że było. Widać to po tobie z daleka. – Przekrzywiła głowę lekko i uśmiechnęła się miękko. Sącząc kolejne łyki wina, spoglądała na przyjaciółkę z czułością. Szczęście wylewało się z Belli falami i Blanca nie czuła się winna, że pozwala sobie się w nich zanurzyć.
    Ostatecznie westchnęła cicho, osuszyła kieliszek do dna, przeciągnęła się leniwie.
    - W przypadku Esa to byłoby raczej przebudzenie wulkanu. Specjaliści mogą ostrzegać o zmianach tygodniami, a finalnie wszyscy i tak są zaskoczeni, gdy już pierdolnie – mruknęła na porównanie do gromu z jasnego nieba. Nagłość zdecydowanie nie pasowała do Barrosa. Blanca mogła nie wiedzieć, kiedy coś się zmieniło w tym, jak ją postrzegał, ale była absolutnie pewna, że to nie było z dnia na dzień. Pracując – nie, w zasadzie żyjąc z nim przez ponad rok miała dość czasu, by zauważyć, że w nim wszystko ewoluowało powoli. Dojrzewało, nabierało mocy jak leżakujące w piwniczce wino.
    Plan, by wprowadzić lżejszą atmosferę, zadziałał. Dając spokój swoim rozterkom, Blanca bez wahania przeskoczyła na podzielenie się anegdotami z życia jej małej zgrai jajogłowych i plotkami, które podrzuciła jej Nita. Omijając wszystkie tematy, które mogłyby aspirować do miana poważnych, Blanca mówiła, mówiła i mówiła, skacząc z wątku na wątek. Z każdym słowcem czuła przy tym, że się rozluźnia i mięknie – tyleż samo z powodu samej kojącej obecności Belli, co wskutek działania wina i Pochłaniacza. W którymś momencie wsparła głowę na ramieniu przyjaciółki, kilka chwil potem objęła, ją, wreszcie, zaśmiewając się do łez przy jakiejś durnej historii, cmoknęła ją w policzek. Nie było w tym podtekstów – Blanca po prostu bliskość i sympatię wyrażała najpierw przez dotyk, a dopiero potem, ewentualnie, słowami.
    W którymś momencie zasnęła na kanapie. Nadmiar wrażeń odciął ją nagle i bez uprzedzenia. Nad ranem obudziła się niespecjalnie bardziej przytomna – za to zdecydowanie bardziej skacowana. Była przykryta kocem, co sugerowało, że Bella była bardziej na chodzie. Nie było to specjalnie zaskakujące – z nich dwóch Blanca była tą gorszą jeśli chodziło o charakter i intensywność rozrywkowego życia.
    Na stoliku stała też butelka z wodą – przejaw troskliwości de’Medici.
    Gdy na scenę wkroczył Es, na nogach były już obie – Blanca nieco mniej przytomna i zdatna do życia niż Bella. Jak przez mgłę zdała sobie sprawę, że muszą się znać. Zdumienie na twarzy de’Medici nie było zaskoczeniem osoby witającej obcego, a raczej kogoś, kto właśnie napotkał ducha z przeszłości. Zakłopotanie Barrosa też o czymś mówiło – choć w tym momencie Blanca nie byłaby w stanie powiedzieć, o czym dokładnie.
    Zabrał ją do domu jak niepokorną nastolatę, która poszła w tango poniesiona burzą hormonów i nie mającym specjalnego uzasadnienia buntem. Nic nie mówił – nic poza krótkim wyrzutem, że powinna ich uprzedzić, jeśli zamierza nie wracać nie tylko na kolację, ale w ogóle na noc – i ona też się nie odzywała. Była zjeżona – na początku. Bo potem, gdy objął ją lekko, gdy zachwiała się, potykając o własne nogi, poczuła w sercu coś zupełnie innego.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Zaśmiała się w rozbawieniu na sugestię przyjaciółki, bo choć nigdy nie ciągnęło jej do kobiet, to musiała przyznać, że byłoby to ciekawe doświadczenie. Może byłoby łatwiej spotykać się z kobietą? Może uniknęłaby niepotrzebnych kłótni i dramatów, może potrafiłyby się lepiej zrozumieć i w konsekwencji porozumieć? Dłuższe gdybanie mijało się z celem, bo nigdy się nie przekona, jak faktycznie sprawdziłby się taki układ. Nie była w stanie przełamać barier, a zmuszanie się wcale nie było dobrym rozwiązaniem.
    Chciała doradzić Blance najlepiej, jak potrafiła, choć nie miała dokładnie takich samych doświadczeń, to próbowała wszystko sprowadzić do praw logiki i zdrowego rozsądku - tego niestety czasami brakowało w miłosnych równaniach. Nie była absolutnie ekspertem w dziedzinie i nie będzie miała żalu do przyjaciółki, jeśli wszystkie jej rady wyrzuci do kosza - żadna w tym strata, ale nawet jeśli jedna okaże się pomocna, to już jest sukces.
    Statystycznie rzecz biorąc w końcu musiało się poukładać. Nie może być ciągle pod górkę, a najgorsze momenty trzeba czasami przeczekać, żeby potem móc odsapnąć i cieszyć się szczęściem - tak długo, jak będzie trwało. Bo nic nie trwa wiecznie; tę lekcję zdążyła przyswoić bardzo szybko. Wszystko prędzej czy później się skończy, w ten, czy inny sposób. Nie mogło to jednak przeszkodzić angażowaniu się w bieżące życie, bo obojętne życie było pełne nieszczęść. Na początku próbowała być zdystansowana, ciągle chłodna i opanowana, by nic i nikt nie mógł już jej zranić, ale jej sposób był wadliwy już w podstawach. Nie da się prawdziwie żyć, będąc w ciągłym strachu. Te przemyślenia zżerały ją przez długie tygodnie, zanim zdecydowała się dać sobie szansę i spróbować jeszcze raz osiągnąć coś poza życiem zawodowym. Nie wiedziała jeszcze, jak to się skończy, ale na ten moment była szczęśliwa i tylko to się liczyło.
    - Myślę, że tak - odpowiedziała z błyskiem w oczach, bo Blanca dość szybko ją odszyfrowała i potrafiła dostrzec z pozoru małe, ledwo zauważalne zmiany w jej zachowaniu i mimice twarzy. Może to kwestia jest naukowego podejścia do świata, może miała po prostu oko do szczegółów. Niemniej dobrze było mieć przy sobie kogoś, kto realnie cieszy się twoim szczęściem i nie próbuje rzucać kłód pod nogi.
    - Nie będzie tak źle, zobaczysz. Małymi kroczkami do przodu - uśmiechnęła się pokrzepiająco, chociaż żadne słowa nie były w stanie poprawić sytuacji, tylko czyny mogły teraz pomóc, a to było już niestety niezależne od Isabelli. Wiedziała, że ostatecznie się ułoży, bo cokolwiek się nie wydarzy, to życie będzie szło dalej. Nawet jeśli wszyscy się pokłócą, nawet jeśli ich drogi się rozejdą, a ich plany zmienią, może wszystko się zmienić, a ona sobie poradzi.
    Odczuła ulgę, kiedy zeszły z poważnych tematów, bo o tej porze ciężko jej było wysilić się na jakiekolwiek mądrości. Blanca mówiła zdecydowanie więcej, ale to w żadnym stopniu nie przeszkadzało Włoszce. Słuchała monologów, odpowiadała na nie lub kiwała głową, czasem wtrąciła swoją historię albo żart, ale oddawała pole do mówienia przyjaciółce, która potrafiłaby zagadać trupa. A kiedy zrobiło się bardzo późno, a wino uderzyło do głowy, obie śmiały się już z byle jakiej historii i mimo, że Isabella nie była przyzwyczajona do czułości, a sama nie była osobą wylewną, tak teraz nie miała żadnych obiekcji i wtuliła się w kobietę, aż jej oczy zrobiły się bardzo ciężkie.
    Obudziła się nad ranem, kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły wdzierać się przez okna. Spanie na kanapie z pewnością będzie miało swoje konsekwencje w postaci bólu karku, ale na razie się tym nie przejmowała. Wstała i w pierwszym odruchu nakryła kocem Blancę, a potem zaczęła się ogarniać - wskoczyła pod prysznic, posprzątała pozostałości z poprzedniej nocy, pozostawiając na stoliku szklankę wody i tabletkę na ból głowy.
    Zaskoczenie przyszło dopiero, gdy w progu pojawił się Esteban, ten sam, którego znała. Pojawił się na nowo w jej życiu zaledwie kilka dni wcześniej i nadal nie wiedziała, jak się z tym czuje, więc to odbieranie skacowanej Blanki było w jej odczuciu... niezręczne, choć starała się nie okazywać tego specjalnie. Pożegnała przyjaciółkę ciepłym uściskiem i zapewniła, że zawsze jest mile widziana, a potem sama musiała wychodzić - do pracy.

    Isabella i Blanca z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.