:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg
2 posters
Ivar Soelberg
Re: 05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg Pią 23 Gru - 14:21
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
05.02.2001
Na przestrzeni zaledwie piętnastu minut rozmowy doświadczył wielu skrajnych i nieprzyjemnych emocji, które jednak nie wypływały w swym całokształcie na oblicze Wysłannika, bowiem te tonęło w grymasie obojętności, nasyconej chłodem, jaki w teorii, jedynie maskował ból oraz rozdarcie w sercu mężczyzny, czując ucisk tam, gdzie się tego nie spodziewał, kiedy mówiła z początku, miał wrażenie, jakby zupełnie go nie słuchała, wręcz zignorowała to, co w przypływie szczerości wyrzucał z siebie, będąc zaskakująco, jak na siebie otwarty nie rozumiał jej podejścia, ale obwiniał za ten stan rzeczy chorobę, być może w przyszłości zrewiduje te poglądy, tak na chwilę obecną nie miały one w swym pejoratywnym wydźwięku żadnego udziału, jedynie mogły z początku drażnić, a i to pomijał, bo dalsze słowa kobiety odrobinę wyjaśniły jej położenie i punkt w jakim, to wszystko się przedstawia.
Jego słowa odwrócone w brutalnej kontrze przeciw niemu samemu, to było całkiem zgrabne posunięcie; bo faktycznie kochali się i traktowali to niezwykle przedmiotowo – fizycznie, tak sama myśl, o tym, iż ta robiła dokładnie to samo, tyle że z innym mężczyzną, budziła w Wysłanniku zazdrość, tego nie potrafił wyłączyć, bywając w takich kwestiach głupio uparty, ale rozsądek podpowiadał, a zarazem ostrzegał, że pociągając, ten temat dalej obnaży się w jej oczach, jako hipokryta, który jedno mówi, a drugie robi, bo gdyby faktycznie mu zależało, to wszak napisałby, chociażby głupi liścik po fakcie, a nie zostawiał ją samą skoro świt z kwiatem czerwonej róży na poduszce. Bezsilność irytacji przepełniała go w sposób drażniący powodując spięcie mięśni i głuchy zgrzyt zębów. I tak, jak ta złość przyszła równie szybko została odpędzona, przez słowa Włoszki, które wydały mu się czymś zaskakującym w jej obliczu, ale nie nieprawdopodobnym. Miała uczucia, potrafiła być emocjonalna i nader wrażliwa, ale nie zwierzała się z nich, tak łatwo, nie pozwalała sobie na to, być może ze strachu przed wykorzystaniem ich przeciw niej samej? Zmiękł momentalnie, a wyraz twarzy złagodniał oczami odnalazł jej twarz i wpatrzony zastygł słuchając.
Było mu przykro, a smutek ten objawił się w jego spojrzeniu, to co mówiła, brzmiało, niezwykle przygnębiająco, a chociaż on sam był samotnikiem, tak jej sytuacja, patrząc również na fakt, iż była wdową oraz straciła ojca przedstawiała mu się w znacznie paskudniejszej tonacji. Nie wiedział wprawdzie, jakimi uczuciami darzyła zmarłego męża, lecz mógł wszak sądzić, iż go na swój sposób kochała, a ucieczka, to co przedstawiała swoim zachowanie, chociaż dalekie od żałoby w jego mniemaniu i stawiania na swoim, by czuć wreszcie, że jest się panem własnego losu, mogło być uważane za nieodpowiedzialne oraz głupie, ale liczył się końców efekt. Jak sama przyznawała, wolała skupić się na pracy i zaledwie dwóch kochankach, niżeli brnąć w to dalej, to też pokazywało mu jak na dłoni, jej charakter. Westchnął lekko, przygnieciony ciężarem tej rozmowy, bo ani jemu, ani tym bardziej Isabelii, ta nie służyła.
Skinął głową na znak zgody i poszedł za nią, odrobinę wytracając całą, tę negatywną aurę, jaką wokół siebie roztaczał. Odchylił jej pościel i kiedy położyła się, przykrył aż po samą brodę. Z początku, tylko przy niej stał, po chwili jednak usiadł na skraju łóżka i odnalazł jej dłoń. – Chcę byś na mnie polegała, o każdym problemie informowała, chcę dawać i okazywać ci wsparcie w najgorszych i najlepszych chwilach. – Patrząc jej w oczy, gładził delikatnie kciukiem skórę nadgarstka. – Nie zostawię cię, nigdy potrzebie. – Kontynuował, dodając od siebie deklaracje, jakie miały swe dłuższe formy w umyśle kruczego, tak będąc odzwierciedleniem tego, co miał w oczach, kiedy na nią spoglądał. – Niestety zawsze pozostanę w jakimś stopniu zazdrosny, zwłaszcza o kobietę, która mi się tak bardzo podoba – uśmiechnął się, lekko, ale spoważniał natychmiast i pochylił się, nad nią składając na ustach pocałunek; krótki i delikatny, ale pieczętujący. – Zostanę dziś z tobą. – Zapewnił, będąc wciąż blisko niej.
Isabella de' Medici
Re: 05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg Wto 27 Gru - 20:40
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Może przez chorobę powodoującą opuchliznę gardła i nosa, jej mur był dziś bardziej giętki, podatny na wpływ? Może dlatego wolała wyjaśnić Ivarowi swoje powody zamiast zostawiać go na pastwę losu swoich własnych domysłów, bo tonąc w nich mógł jednocześnie zatopić ich relację, która, co prawda, dopiero kiełkowała, ale już dawała solidne podstawy i nadzieję, że w przyszłości wyrośnie z tego coś pięknego.
Starała się zrozumieć podejście mężczyzny, nie bagatelizowała jego uczuć ani nie kwestionowała zasadności takich słów, bo rozumiała, że widok obcego mężczyzny w domu chorej kobiety, z którą byłeś na randce, nie jest zadowalający i miał prawo poczuć się zagrożony, dlatego postawiła na szczerość, bo choć początkowe wyznanie mogło go zaboleć i sprawić, że jeszcze gorzej odbierze przekaz, to jednak przypuszczała, że po dokładniejszym wyjaśnieniu będzie w stanie spojrzeć na sytuację z szerszej perspektywy. Szczególnie że uważa go za inteligentnego faceta, który jest w stanie zdystansować się na moment i zrozumieć pobudki albo przyczynę takiej relacji, poniekąd robił to zawodowo, więc tym łatwiej powinno mu być. Chociaż może inaczej, jeśli dochodził czynnik własnych emocji i uczuć, a to przecież zawsze przysłaniało zdrowy rozsądek. Było jej tylko przykro, że od początku podszedł do tej sytuacji z chłodem w oczach, jakby była nikim, kolejną sprawą do odhaczenia, jakby przyszedł zbadać sedno, a potem dać sobie spokój. Nie zraziła się tym na razie, postanowiła dać mu czas i przestrzeń, by poukładał sobie to, co powiedziała. Do niczego go nie zmusi, ale nie będzie też przepraszać za metody, który w ten czy inny sposób pozwoliły jej przetrwać do teraz. Życie to nie bajka, a decyzje człowieka nie są czarno-białe, malują się raczej odcieniami szarości i czasami trzeba zrobić coś może moralnie wątpliwego, ale co w konsekwencji pomoże wrócić do normalności. Nie będzie przepraszała za to kim jest, jak tu trafiła, nie będzie przed nim rozliczać się ze swoich błędów, ale też nie przypuszczała, by tego oczekiwał. Prawdopodobnie również niełatwo było mu komukolwiek zaufać, stąd ta początkowa rezerwa, którą w normalnych okolicznościach uznałaby za potwarz. Nie zrobiła niczego złego i nie chciała być traktowana, jak podejrzana w śledztwie, ale tym razem postanowiła odpuścić - może w późniejszym czasie wróci do tego tematu i przekaże mu swoje odczucia. Nie należała do kobiet, które dadzą sobą pomiatać i jeśli zauważy jakiekolwiek oznaki braku szacunku, nie będzie się patyczkowała.
Na szczęście nie protestował, więc mogła bez dalszych wyjaśnień przejść do sypialni, gdzie zrzuciła z siebie koc, by złożyć go w ciasny kwadrat i położyć na otomanie. Sama w luźnym dresie wślizgnęła się pod kołdrę i ułożyła wygodnie głowę na poduszce.
- Naprawdę nie chciałam odrywać cię od pracy, sam widzisz, że to nic takiego - uśmiechnęła się blado, bo jego zapewnienia były urocze, choć nie była w stanie do końca w nie uwierzyć.
- To bardzo śmiała deklaracja, jak na stopień naszej znajomości, oficerze Soelberg - zmierzyła go surowym spojrzeniem, jakby próbowała wyszukać fałszywego tonu lub śladu kpiny, błąkającej się w kącikach ust. Czyżby pogrywał sobie z nią w chorobie? Niby twierdziła, że nic jej nie jest, ale i tak nieładnie robić sobie w tej sytuacji żarty, Nie oczekiwała od niego takich deklaracji i nie miała pojęcia, jak się ustosunkować.
Mogła znieść jego zazdrość, jeśli będzie w granicach rozsądku i dobrego smaku, bo to również dawało obraz jego uczuć względem Isabelli. Ta natomiast wiedziała, że burza minęła, gdy pocałował ją lekko w usta.
- Ivar, mówiłam, że nie chcę cię zarazić - zganiła go, choć nie potrafiła zdobyć się na surowszy ton. Prawdą jest, że chciała jego bliskości i wsparcia, ale tak długo była zdana na siebie, że bała się po to sięgnąć. Bała się za bardzo polegać na kimkolwiek, bo wszyscy prędzej czy później od niej odchodzili i znów musiała wracać do samotności.
- Nie, nie. Wracaj do domu, nic mi nie będzie. Nie ma sensu, żebyś tracił tu czas - nie mogła mu nic zaoferować poza cieniem rozmowy, bo dalej opuchnięte gardło utrudniało jej swobodne porozumiewanie się i cichy, zachrypnięty głos niezbyt długo będzie w takim stanie funkcjonować. Potrzebowała odpoczynku, a on na pewno miał ciekawsze rzeczy do roboty, niż niańczenie przeziębionej kobiety. Doceniała jego propozycję i w jakimś stopniu nawet chciała, żeby został, ale rozsądek przebił się przez inne emocje, dając jasną jasną odpowiedź.
Starała się zrozumieć podejście mężczyzny, nie bagatelizowała jego uczuć ani nie kwestionowała zasadności takich słów, bo rozumiała, że widok obcego mężczyzny w domu chorej kobiety, z którą byłeś na randce, nie jest zadowalający i miał prawo poczuć się zagrożony, dlatego postawiła na szczerość, bo choć początkowe wyznanie mogło go zaboleć i sprawić, że jeszcze gorzej odbierze przekaz, to jednak przypuszczała, że po dokładniejszym wyjaśnieniu będzie w stanie spojrzeć na sytuację z szerszej perspektywy. Szczególnie że uważa go za inteligentnego faceta, który jest w stanie zdystansować się na moment i zrozumieć pobudki albo przyczynę takiej relacji, poniekąd robił to zawodowo, więc tym łatwiej powinno mu być. Chociaż może inaczej, jeśli dochodził czynnik własnych emocji i uczuć, a to przecież zawsze przysłaniało zdrowy rozsądek. Było jej tylko przykro, że od początku podszedł do tej sytuacji z chłodem w oczach, jakby była nikim, kolejną sprawą do odhaczenia, jakby przyszedł zbadać sedno, a potem dać sobie spokój. Nie zraziła się tym na razie, postanowiła dać mu czas i przestrzeń, by poukładał sobie to, co powiedziała. Do niczego go nie zmusi, ale nie będzie też przepraszać za metody, który w ten czy inny sposób pozwoliły jej przetrwać do teraz. Życie to nie bajka, a decyzje człowieka nie są czarno-białe, malują się raczej odcieniami szarości i czasami trzeba zrobić coś może moralnie wątpliwego, ale co w konsekwencji pomoże wrócić do normalności. Nie będzie przepraszała za to kim jest, jak tu trafiła, nie będzie przed nim rozliczać się ze swoich błędów, ale też nie przypuszczała, by tego oczekiwał. Prawdopodobnie również niełatwo było mu komukolwiek zaufać, stąd ta początkowa rezerwa, którą w normalnych okolicznościach uznałaby za potwarz. Nie zrobiła niczego złego i nie chciała być traktowana, jak podejrzana w śledztwie, ale tym razem postanowiła odpuścić - może w późniejszym czasie wróci do tego tematu i przekaże mu swoje odczucia. Nie należała do kobiet, które dadzą sobą pomiatać i jeśli zauważy jakiekolwiek oznaki braku szacunku, nie będzie się patyczkowała.
Na szczęście nie protestował, więc mogła bez dalszych wyjaśnień przejść do sypialni, gdzie zrzuciła z siebie koc, by złożyć go w ciasny kwadrat i położyć na otomanie. Sama w luźnym dresie wślizgnęła się pod kołdrę i ułożyła wygodnie głowę na poduszce.
- Naprawdę nie chciałam odrywać cię od pracy, sam widzisz, że to nic takiego - uśmiechnęła się blado, bo jego zapewnienia były urocze, choć nie była w stanie do końca w nie uwierzyć.
- To bardzo śmiała deklaracja, jak na stopień naszej znajomości, oficerze Soelberg - zmierzyła go surowym spojrzeniem, jakby próbowała wyszukać fałszywego tonu lub śladu kpiny, błąkającej się w kącikach ust. Czyżby pogrywał sobie z nią w chorobie? Niby twierdziła, że nic jej nie jest, ale i tak nieładnie robić sobie w tej sytuacji żarty, Nie oczekiwała od niego takich deklaracji i nie miała pojęcia, jak się ustosunkować.
Mogła znieść jego zazdrość, jeśli będzie w granicach rozsądku i dobrego smaku, bo to również dawało obraz jego uczuć względem Isabelli. Ta natomiast wiedziała, że burza minęła, gdy pocałował ją lekko w usta.
- Ivar, mówiłam, że nie chcę cię zarazić - zganiła go, choć nie potrafiła zdobyć się na surowszy ton. Prawdą jest, że chciała jego bliskości i wsparcia, ale tak długo była zdana na siebie, że bała się po to sięgnąć. Bała się za bardzo polegać na kimkolwiek, bo wszyscy prędzej czy później od niej odchodzili i znów musiała wracać do samotności.
- Nie, nie. Wracaj do domu, nic mi nie będzie. Nie ma sensu, żebyś tracił tu czas - nie mogła mu nic zaoferować poza cieniem rozmowy, bo dalej opuchnięte gardło utrudniało jej swobodne porozumiewanie się i cichy, zachrypnięty głos niezbyt długo będzie w takim stanie funkcjonować. Potrzebowała odpoczynku, a on na pewno miał ciekawsze rzeczy do roboty, niż niańczenie przeziębionej kobiety. Doceniała jego propozycję i w jakimś stopniu nawet chciała, żeby został, ale rozsądek przebił się przez inne emocje, dając jasną jasną odpowiedź.
Ivar Soelberg
Re: 05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg Wto 27 Gru - 23:41
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Klarowność deklaracji wygłoszonych przez Soelberga, nawet jego poruszyły, będąc raczej skryty w emocjach, tak w towarzystwie Włoszki wychodziła z niego natura, o jakiej istnieniu prawie zapomniał, ta wrażliwość trzymana w zamknięciu przez tak długi czas, była dzika i nieokiełznana, tym samym potrafiła wypłynąć mimowolnie z ust mężczyzny, znacząc słowa szczerymi intencjami, jakie ten przejawiał wobec kobiety. Odrobinę zaniepokojony, takim stanem rzeczy, musiał pogodzić się, z definitywną porażką skazując, niejako w tej sytuacji rozsądek na towarzystwo nowego lokatora. Zupełnie nieprzygotowany do tej roli powoli adaptował się, by stanowić niezachwiany filar pod związek, to zadanie było jednak trudne i wymagało czasu, zwłaszcza od kogoś, kto zwykł radzić sobie w życiu sam, ten tryb mu nie przeszkadzał, będąc samotnikiem z wyboru, wcale nie skazywał się na brak towarzystwa i rozrywek z tego tytułu płynących, wręcz przeciwnie, ta garstka zaufanych, jaką się otaczał, była mu wystarczająca.
Na słowa o pracy pokręcił przecząco głową wypuszczając z ust westchnięcie. Zrobił, co musiał, a resztę odkładał na kolejny dzień, bo myślami błądził wokół niej, tym samym nie mogąc skupić się na wykonywanej – nudnej robocie, gdyby był w terenie, pewnie sytuacja wyglądałaby inaczej, a los chorej straciłby na znaczeniu, względem powodzenia akcji, tego nie mógł przeskoczyć, a ona musiała to zaakceptować, tę rywalizację nieustanną i dzielenie, poniekąd czasu między pracą a nią. Gdzieś w tym wszystkim, chciał odnaleźć czas dla siebie; by móc zrobić trening, czy chociażby poczytać, to czy zdołają kooperować na tyle płynnie by uniknąć, na tym tle konfrontacji pokaże czas. Nie przejmował się, jednak przyszłością skupiony, wyłącznie na teraźniejszości, tym co było teraz, na niej, słuchając z pewną dozą dystansu kolejnych słów Arneberg. – Doprawdy? Hmm, lubię jasno nakreślić stopień zaangażowania, byś nie poczuła, że chcę cię wykorzystać – delikatna nutka złośliwości zabrzmiała w jego słowach z kolei w oczach, czaiła się niezgaszona pewność siebie. Stojąc twardo, wręcz niewzruszony, pod jej badawczym spojrzeniem, wytrzymał próbę, bez choćby zawahania, to nie ulegało kwestii, że słowa, jakie padły przed momentem, były szczere, a przede wszystkim jasno deklarowały, jego postanowienia wobec niej i nie zamierzał się teraz wycofać, będąc człowiekiem czynu, niesiony swymi zasadami, gdy składał deklarację, tudzież obietnicę, zawsze jej dotrzymywał.
– Mhm – jedynie, to miał w odpowiedzi na jej uroczą naganę, którą naturalnie nie przejął się specjalnie, ot zignorował ją. To samo chciał z początku zrobić z kolejnymi jej słowami widać naprawdę, ta kobieta potrzebowała słów wyrytych w kamieniu, by dotarło do niej ich znaczenie. Pokręcił głową z niedowierzaniem i westchnął. – Drażnisz mnie, takim głupim gadaniem, wiesz? – stwierdzenie faktu i momentalny odwrót, bowiem po chwili dodał: – Zaraz wracam, nigdzie nie uciekaj. – Ochota na żarty widocznie go nie opuszczała, ale mężczyzna nie czekał na ostrą ripostę, wyszedł do kuchni, by przygotować zimową herbatę oraz coś, co zakołatało mu w głowie niebezpodstawnie, ale pamiętał, iż nigdy tego nie próbowała więc, chciał wykorzystać tę sposobność, ponieważ specyfik, miał swych korzeniach historycznych właśnie zapisane takie, a nie inne działanie.
Krojąc pomarańczę doglądał wody, ta nie mogła zacząć wrzeć, więc zerkał na nią kontrolnie i gdy uznał, że nabrała odpowiedniej temperatury wlał ją do solidnego, całkiem pokaźnego kubka i wymieszał z prawie dwoma uncjami whisky, którą znalazł nienapoczętą w jednej z szafek założył wstępnie, iż był to prezent, ale nie mógł wykluczyć ewentualności, iż Isabella lubiła tego typu mocniejszy alkohol, tym samym jeszcze bardziej podobała się Wysłannikowi. Do gorącego drinka dodał sok z cytryny oraz sporą ilość miodu, mieszając aż miód się rozpuści zerknął na dzbanek z zimową herbatą, która już dochodziła, a aromat goździków i cynamonu łączył się z nutą cytrusów. Kiedy przygotowane napoje były gotowe zarówno dzbanek, jak i naczynie z drinkiem położył na drewnianej tacy. Jednak nie wracał jeszcze do chorej, ta musiała wytrzymać, bez niego jeszcze chwilę. Podszedł do kwiatów i pralin zostawionych na wejściu i słodycze położył w kuchni uznając, że raczej nie będzie miała ochoty w tym stanie niczego przełknąć, nawet grama złośliwości, więc tylko kwiaty wsadził do wazonu wypełnionego wodą. I skierował się z tacą do sypialni.
– Napij się, to ci pomoże – a przynajmniej, nieco zrelaksuje – dodał w myślach i podał jej przygotowanego drinka, którego celem było rozgrzanie, a przez witaminy i miód zawierał również, w jakimś stopniu walory pomagające na obecny stan kobiety. Herbata w dzbanku roztaczała swą woń, a oficer rzucił ciekawym spojrzeniem po sypialni. – Chyba nie ma sensu, abym tak stał. – Rzeczowy ton, mógł zaniepokoić, jakby jednak ten się rozmyślił i chciał wyjść, lecz ruchy, które zaczął wykonywać zupełnie temu przeczyły. Stojąc przy dolnej krawędzi dużego łóżka, powoli z dozą subtelności, jaką widziała u niego w tańcu, zaczął ściągać marynarkę, odrzucają ją na pufę. Sprawnym ruchem uwolnił się z węzła krawata i również puścił go przed siebie. Sięgając paska u spodni zawahał się, ale tylko na krótki moment, by i ten wraz z dolną częścią garderoby znalazły się na rosnącej kupce ubrań. Bez skrępowania i z pełną premedytacją patrząc w oczy Isabell, powoli rozpinał guziki koszuli, a kiedy ta zawisła luźno na umięśnionej piersi płynnie zakołysał nią zgarniając za kołnierz i odrzucił w bok. – Zdecydowanie nie mam zamiaru opuszczać cię. – Uśmiechnął się, figlarnie i wszedł, od drugiej strony do łóżka z automatu przyciągając filigranową kobietę do siebie, chciał ją przytulić i pocałować.
Na słowa o pracy pokręcił przecząco głową wypuszczając z ust westchnięcie. Zrobił, co musiał, a resztę odkładał na kolejny dzień, bo myślami błądził wokół niej, tym samym nie mogąc skupić się na wykonywanej – nudnej robocie, gdyby był w terenie, pewnie sytuacja wyglądałaby inaczej, a los chorej straciłby na znaczeniu, względem powodzenia akcji, tego nie mógł przeskoczyć, a ona musiała to zaakceptować, tę rywalizację nieustanną i dzielenie, poniekąd czasu między pracą a nią. Gdzieś w tym wszystkim, chciał odnaleźć czas dla siebie; by móc zrobić trening, czy chociażby poczytać, to czy zdołają kooperować na tyle płynnie by uniknąć, na tym tle konfrontacji pokaże czas. Nie przejmował się, jednak przyszłością skupiony, wyłącznie na teraźniejszości, tym co było teraz, na niej, słuchając z pewną dozą dystansu kolejnych słów Arneberg. – Doprawdy? Hmm, lubię jasno nakreślić stopień zaangażowania, byś nie poczuła, że chcę cię wykorzystać – delikatna nutka złośliwości zabrzmiała w jego słowach z kolei w oczach, czaiła się niezgaszona pewność siebie. Stojąc twardo, wręcz niewzruszony, pod jej badawczym spojrzeniem, wytrzymał próbę, bez choćby zawahania, to nie ulegało kwestii, że słowa, jakie padły przed momentem, były szczere, a przede wszystkim jasno deklarowały, jego postanowienia wobec niej i nie zamierzał się teraz wycofać, będąc człowiekiem czynu, niesiony swymi zasadami, gdy składał deklarację, tudzież obietnicę, zawsze jej dotrzymywał.
– Mhm – jedynie, to miał w odpowiedzi na jej uroczą naganę, którą naturalnie nie przejął się specjalnie, ot zignorował ją. To samo chciał z początku zrobić z kolejnymi jej słowami widać naprawdę, ta kobieta potrzebowała słów wyrytych w kamieniu, by dotarło do niej ich znaczenie. Pokręcił głową z niedowierzaniem i westchnął. – Drażnisz mnie, takim głupim gadaniem, wiesz? – stwierdzenie faktu i momentalny odwrót, bowiem po chwili dodał: – Zaraz wracam, nigdzie nie uciekaj. – Ochota na żarty widocznie go nie opuszczała, ale mężczyzna nie czekał na ostrą ripostę, wyszedł do kuchni, by przygotować zimową herbatę oraz coś, co zakołatało mu w głowie niebezpodstawnie, ale pamiętał, iż nigdy tego nie próbowała więc, chciał wykorzystać tę sposobność, ponieważ specyfik, miał swych korzeniach historycznych właśnie zapisane takie, a nie inne działanie.
Krojąc pomarańczę doglądał wody, ta nie mogła zacząć wrzeć, więc zerkał na nią kontrolnie i gdy uznał, że nabrała odpowiedniej temperatury wlał ją do solidnego, całkiem pokaźnego kubka i wymieszał z prawie dwoma uncjami whisky, którą znalazł nienapoczętą w jednej z szafek założył wstępnie, iż był to prezent, ale nie mógł wykluczyć ewentualności, iż Isabella lubiła tego typu mocniejszy alkohol, tym samym jeszcze bardziej podobała się Wysłannikowi. Do gorącego drinka dodał sok z cytryny oraz sporą ilość miodu, mieszając aż miód się rozpuści zerknął na dzbanek z zimową herbatą, która już dochodziła, a aromat goździków i cynamonu łączył się z nutą cytrusów. Kiedy przygotowane napoje były gotowe zarówno dzbanek, jak i naczynie z drinkiem położył na drewnianej tacy. Jednak nie wracał jeszcze do chorej, ta musiała wytrzymać, bez niego jeszcze chwilę. Podszedł do kwiatów i pralin zostawionych na wejściu i słodycze położył w kuchni uznając, że raczej nie będzie miała ochoty w tym stanie niczego przełknąć, nawet grama złośliwości, więc tylko kwiaty wsadził do wazonu wypełnionego wodą. I skierował się z tacą do sypialni.
– Napij się, to ci pomoże – a przynajmniej, nieco zrelaksuje – dodał w myślach i podał jej przygotowanego drinka, którego celem było rozgrzanie, a przez witaminy i miód zawierał również, w jakimś stopniu walory pomagające na obecny stan kobiety. Herbata w dzbanku roztaczała swą woń, a oficer rzucił ciekawym spojrzeniem po sypialni. – Chyba nie ma sensu, abym tak stał. – Rzeczowy ton, mógł zaniepokoić, jakby jednak ten się rozmyślił i chciał wyjść, lecz ruchy, które zaczął wykonywać zupełnie temu przeczyły. Stojąc przy dolnej krawędzi dużego łóżka, powoli z dozą subtelności, jaką widziała u niego w tańcu, zaczął ściągać marynarkę, odrzucają ją na pufę. Sprawnym ruchem uwolnił się z węzła krawata i również puścił go przed siebie. Sięgając paska u spodni zawahał się, ale tylko na krótki moment, by i ten wraz z dolną częścią garderoby znalazły się na rosnącej kupce ubrań. Bez skrępowania i z pełną premedytacją patrząc w oczy Isabell, powoli rozpinał guziki koszuli, a kiedy ta zawisła luźno na umięśnionej piersi płynnie zakołysał nią zgarniając za kołnierz i odrzucił w bok. – Zdecydowanie nie mam zamiaru opuszczać cię. – Uśmiechnął się, figlarnie i wszedł, od drugiej strony do łóżka z automatu przyciągając filigranową kobietę do siebie, chciał ją przytulić i pocałować.
Isabella de' Medici
Re: 05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg Czw 29 Gru - 1:00
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Przedwczesne deklaracje miały to do siebie, że mogły zadziałać na dwa sposoby - albo zachwycić, albo zrazić. Czasami zły moment mógł przekreślić dobre chęci, bo relacja dla każdej jednostki mogła rozwijać się w innym tempie, a zbyt duży nacisk powodował odwrotny skutek.
Teraz nie do końca wiedziała, co o tym sądzić, bo jako kobieta praktyczna, próbowała wszystko przełożyć na logikę i realizm, mimo to nie pozostawała głucha na romantyczne gesty, choć jej niewinna natura już lata temu uleciała bezpowrotnie, więc nie doszukiwała się w życiu romansu jak z bajki. Biorąc pod uwagę swoje doświadczenia życiowe, mogła się raczej spodziewać krwi, potu i łez, bo paskudny los sam rzucał jej kłody pod nogi i o ile ona wychodziła do tej pory z opresji obronną ręką, tak jej bliscy nie mieli tyle szczęścia. Naginała więc teraz wszystkie swoje zasady ostrożności, pozwalając mu przełamywać bariery; przekraczał granice - dowiadując się o niej więcej niż powinien, czy za każdym razem, kiedy widziała jego miękkie spojrzenie, pod którym miała ochotę się rozpłynąć. Możliwe, że sama przed sobą nie chciała przyznać, że nieznana siła przyciągała ją do Wysłannka, że chciała z nim spędzać czas, poznawać go coraz lepiej, być coraz bliżej.
I wiedziała, że nie będzie łatwo. W tej pracy nigdy nie jest, a ich trudne charaktery na pewno przejdą jeszcze niejedną próbę, ale dopóki będą się szanowali i rozmawiali szczerze o wszystkim, dadzą sobie radę z każdym napotkanym problemem. Nawet dzisiejsza sytuacja miała potencjał, by eskalować do momentu, z którego nie byłoby powrotu, a jednak potrafili się wysłuchać i przejść dalej. Może ten temat nie został definitywnie zakończony i jeszcze kiedyś odbije się czkawką, ale teraz mogli się skupić na sobie.
- A może myślisz, że to ja próbuję cię wykorzystać? - zaczęła się zastanawiać, podłapując jego odrobinę złośliwy ton. Skoro jasne deklaracje były gwarantem dobrych intencji, to może tego od niej oczekiwał? Tyle, że ona działała w inny sposób, nie otwierała się tak szybko, tak łatwo, potrzebowała czasu i przestrzeni, by rozkwitnąć. - Tylko co takiego mógłbyś mi dać, czego już nie posiadam...
Wykorzystanie dla majątku mijało się z celem, skoro miała wystarczającą ilość pieniędzy, by zaspokoić potrzeby swoje i matki. Pozycja również nie uległaby diametralnej zmianie, o ile w ogóle. Możliwości było niewiele, ale też celowo go podpuszczała, by zdradził swoje myśli w tym temacie.
Choroba najwyraźniej wcale mu nie przeszkadzała, bo jej przypomnienie o możliwości zarażenia nie wywołało odpowiedniego efektu. Nie zamierzała się powtarzać, skoro jako dorosły i świadomy człowiem ignorował oczywistości, to pewnie jest przygotowany na zmierzenie się później z konsekwencjami. Najwyżej za kilka dni ona odprowadzi go do łóżka.
- Ach tak? Słuchaj... - podniosła się z poduszek, a ciśnienie uderzyło jej do głowy, gdy tak bezceremonialnie rzucił do niej, że głupio gada i na dodatek go drażni! Miała ochotę odpowiedzieć, ale przeszkodziły jej dwie rzeczy - to, że mężczyzna niemal od razu opuścił pokój, oraz to, że opuchnięte gardło uniemożliwiało podniesienie głosu. Wobec tego pozostała jej mało przyjemna dla ucha wiązanka pod nosem.
W trakcie czekania, przykryta grubą kołdrą, zdążyła rozgrzać się na tyle, że bluza od dresu przestała być niezbędna. Po ściągnięciu, odłożyła ją na otomanę, pozostając w samym podkoszulku wróciła do łóżka i ułożyła się wygodnie na poduszkach, a w ramach odpoczynku przymknęła powieki. Długo nie pozostała w takiej pozycji, bo po paru minutach Ivar wrócił z tacą i pewnie gdyby nie opuchnięte nozdrza, dotarłaby do niej woń goździków czy cytrusów.
- Co to? - nie siliła się nawet na odgadnięcie, co dokładnie podał jej do picia, a sam najwyraźniej nie zamierzał jej powiedzieć. Mimo to pociągnęła łyka, ale poczuła tylko charakterystyczną słodycz, której teraz nie potrafiła zidentyfikować przez upośledzoną funkcję rozpoznawania smaków.
Kiwnęła głową na jego kolejne słowa i już chciała mu dziękować za przyjście, za pomoc... gdyby nie to, że całkowicie zbił ją z pantałyku ściąganiem swojego ubrania. Uniosła delikatnie brwi w całkowitym zaskoczeniu, oglądając ten spektakl niczym zahipnotyzowana. Na takich występach jeszcze nie była.
Dopiero kiedy bez nuty skrępowania władował się do jej łóżka, odzyskała przytomność, choć nie na tyle, by protestować.
- Potrafisz być bardzo przekonujący - zachichotała ochryple, a jej uśmiech zdradzał zadowolenie, że nie zostawił jej jednak samej. Przylgnęła do jego torsu i odchyliła głowę, by mógł ją pocałować - skoro nie obchodziły go zarazki, to ona nie zamierzała mu matkować. Ułożyła dłoń na jego brzuchu i poczuła bijące od niego ciepło, aż zaczęła się zastanawiać, czy tylko wydawało jej się, że się rozgrzała, a tak naprawdę wciąż była zimna, czy po prostu różnica między nimi była tak duża? Wodziła palcami po mięśniach brzucha, zupełnie świadomie zahaczając co kawałek mocniej paznokciem, by odczuł odrobinę bólu zagłuszonego przez wygładzenie skóry opuszkami palców.
- A więc uważasz, że głupio gadam? - zaczęła z wyraźnym niezadowoleniem w głosie, coraz mocniej odznaczając pazurami swój ślad. - Drażnię cię, czy tak? A może dopiero zacznę?
Przesunęła dłoń do góry, zupełnie ignorując okolice klatki piersiowej, a odnajdując miejsce docelowe wyżej, zaciskając palce wokół szyi, by za sekundę władczym tonem przyciągnąć jego twarz do siebie, inicjując namiętny pocałunek, podczas którego przylgnęła do niego automatycznie całym ciałem.
Teraz nie do końca wiedziała, co o tym sądzić, bo jako kobieta praktyczna, próbowała wszystko przełożyć na logikę i realizm, mimo to nie pozostawała głucha na romantyczne gesty, choć jej niewinna natura już lata temu uleciała bezpowrotnie, więc nie doszukiwała się w życiu romansu jak z bajki. Biorąc pod uwagę swoje doświadczenia życiowe, mogła się raczej spodziewać krwi, potu i łez, bo paskudny los sam rzucał jej kłody pod nogi i o ile ona wychodziła do tej pory z opresji obronną ręką, tak jej bliscy nie mieli tyle szczęścia. Naginała więc teraz wszystkie swoje zasady ostrożności, pozwalając mu przełamywać bariery; przekraczał granice - dowiadując się o niej więcej niż powinien, czy za każdym razem, kiedy widziała jego miękkie spojrzenie, pod którym miała ochotę się rozpłynąć. Możliwe, że sama przed sobą nie chciała przyznać, że nieznana siła przyciągała ją do Wysłannka, że chciała z nim spędzać czas, poznawać go coraz lepiej, być coraz bliżej.
I wiedziała, że nie będzie łatwo. W tej pracy nigdy nie jest, a ich trudne charaktery na pewno przejdą jeszcze niejedną próbę, ale dopóki będą się szanowali i rozmawiali szczerze o wszystkim, dadzą sobie radę z każdym napotkanym problemem. Nawet dzisiejsza sytuacja miała potencjał, by eskalować do momentu, z którego nie byłoby powrotu, a jednak potrafili się wysłuchać i przejść dalej. Może ten temat nie został definitywnie zakończony i jeszcze kiedyś odbije się czkawką, ale teraz mogli się skupić na sobie.
- A może myślisz, że to ja próbuję cię wykorzystać? - zaczęła się zastanawiać, podłapując jego odrobinę złośliwy ton. Skoro jasne deklaracje były gwarantem dobrych intencji, to może tego od niej oczekiwał? Tyle, że ona działała w inny sposób, nie otwierała się tak szybko, tak łatwo, potrzebowała czasu i przestrzeni, by rozkwitnąć. - Tylko co takiego mógłbyś mi dać, czego już nie posiadam...
Wykorzystanie dla majątku mijało się z celem, skoro miała wystarczającą ilość pieniędzy, by zaspokoić potrzeby swoje i matki. Pozycja również nie uległaby diametralnej zmianie, o ile w ogóle. Możliwości było niewiele, ale też celowo go podpuszczała, by zdradził swoje myśli w tym temacie.
Choroba najwyraźniej wcale mu nie przeszkadzała, bo jej przypomnienie o możliwości zarażenia nie wywołało odpowiedniego efektu. Nie zamierzała się powtarzać, skoro jako dorosły i świadomy człowiem ignorował oczywistości, to pewnie jest przygotowany na zmierzenie się później z konsekwencjami. Najwyżej za kilka dni ona odprowadzi go do łóżka.
- Ach tak? Słuchaj... - podniosła się z poduszek, a ciśnienie uderzyło jej do głowy, gdy tak bezceremonialnie rzucił do niej, że głupio gada i na dodatek go drażni! Miała ochotę odpowiedzieć, ale przeszkodziły jej dwie rzeczy - to, że mężczyzna niemal od razu opuścił pokój, oraz to, że opuchnięte gardło uniemożliwiało podniesienie głosu. Wobec tego pozostała jej mało przyjemna dla ucha wiązanka pod nosem.
W trakcie czekania, przykryta grubą kołdrą, zdążyła rozgrzać się na tyle, że bluza od dresu przestała być niezbędna. Po ściągnięciu, odłożyła ją na otomanę, pozostając w samym podkoszulku wróciła do łóżka i ułożyła się wygodnie na poduszkach, a w ramach odpoczynku przymknęła powieki. Długo nie pozostała w takiej pozycji, bo po paru minutach Ivar wrócił z tacą i pewnie gdyby nie opuchnięte nozdrza, dotarłaby do niej woń goździków czy cytrusów.
- Co to? - nie siliła się nawet na odgadnięcie, co dokładnie podał jej do picia, a sam najwyraźniej nie zamierzał jej powiedzieć. Mimo to pociągnęła łyka, ale poczuła tylko charakterystyczną słodycz, której teraz nie potrafiła zidentyfikować przez upośledzoną funkcję rozpoznawania smaków.
Kiwnęła głową na jego kolejne słowa i już chciała mu dziękować za przyjście, za pomoc... gdyby nie to, że całkowicie zbił ją z pantałyku ściąganiem swojego ubrania. Uniosła delikatnie brwi w całkowitym zaskoczeniu, oglądając ten spektakl niczym zahipnotyzowana. Na takich występach jeszcze nie była.
Dopiero kiedy bez nuty skrępowania władował się do jej łóżka, odzyskała przytomność, choć nie na tyle, by protestować.
- Potrafisz być bardzo przekonujący - zachichotała ochryple, a jej uśmiech zdradzał zadowolenie, że nie zostawił jej jednak samej. Przylgnęła do jego torsu i odchyliła głowę, by mógł ją pocałować - skoro nie obchodziły go zarazki, to ona nie zamierzała mu matkować. Ułożyła dłoń na jego brzuchu i poczuła bijące od niego ciepło, aż zaczęła się zastanawiać, czy tylko wydawało jej się, że się rozgrzała, a tak naprawdę wciąż była zimna, czy po prostu różnica między nimi była tak duża? Wodziła palcami po mięśniach brzucha, zupełnie świadomie zahaczając co kawałek mocniej paznokciem, by odczuł odrobinę bólu zagłuszonego przez wygładzenie skóry opuszkami palców.
- A więc uważasz, że głupio gadam? - zaczęła z wyraźnym niezadowoleniem w głosie, coraz mocniej odznaczając pazurami swój ślad. - Drażnię cię, czy tak? A może dopiero zacznę?
Przesunęła dłoń do góry, zupełnie ignorując okolice klatki piersiowej, a odnajdując miejsce docelowe wyżej, zaciskając palce wokół szyi, by za sekundę władczym tonem przyciągnąć jego twarz do siebie, inicjując namiętny pocałunek, podczas którego przylgnęła do niego automatycznie całym ciałem.
Ivar Soelberg
Re: 05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg Czw 29 Gru - 21:03
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Spoglądając w lustrzane odbicie, jeszcze przed paroma tygodniami, mógłby się na tę chwilę, nie poznać, tak śmiały i otwarty w czynach względem Włoszki stanowił, niejako zaprzeczenie, tego, jaki był na co dzień, te i im podobne reakcje sporadycznie, bowiem wypływały na światło dzienne, a znacznie częściej zatracały się w bezbrzeżnej otchłani zapomnienia. Tak teraz, w tej nowej sytuacji, odkrywał się, niejako na nowo w roli, do jakiej nigdy w pełni nie zaadaptował się, naznaczony wyraźnym rysem na tle charakteru, będąc powściągliwy, a także stonowany, co musiał przyznać wychodziło mu wybitnie dobrze, stąd być może, ta maska ignoranta i uciekanie przed zobowiązaniem w relacjach z kobietami. Tego jednak było już, zbyt wiele pragnął, czegoś ponadto, a biorąc odpowiedzialność za swoje losy, tak prywatne, jak i zawodowe nie zamierzał w żadnym aspekcie zaniedbywać się, by wieki błądzić, trwając w próżni nicości. Miał świadomość, dokąd zmierza w swym życiu, ot jasny cel i wiele, tych pomniejszych, mógł bez cienia zawahania pociągnąć Isabellę ze sobą, ku świetlanej przyszłości, jeśli jakakolwiek ich czekała. Bo trwanie w miejscu swego rodzaju; objaw bojaźliwości, przed podjęciem decyzji i uciekanie za każdym razem, kiedy los rzuca na kolana, było traktowane przez Oficera, jako swego rodzaju tchórzostwo. Gdyby okoliczności byłyby inne, a poruszane tematy ponownie zataczałyby krąg wokół poważnych rozmów, mógłby przyznać kobiecie jej odwagę, to jak momentami mu imponowała: lubił ten błysk temperamentu w jej czekoladowych oczach, w myśl tego Isabella, nie bała się podnieść rękawic, by walczyć o to, co kocha, na czym jej zależało – tak myślał, czy raczej, będąc precyzyjnym, tak pragnął zakładać, że właśnie by postąpiła, nigdy nie można w pełni być, czegoś pewnym, a zwłaszcza w przypadku ludzi i ich zachowań, można stawiać dozę prawdopodobieństwa zależną od stopnia znajomości. To jednak było zachowanie, zbyt wykalkulowane, a życie pisało różne scenariusze i wzgląd emocjonalny, musi zawsze być brany pod uwagę. On zwyczajnie momentami bał się, tego, że pozwoli sobie na, zbyt wiele, że odkryje się zupełnie, przed drugą osobą i ta pozna, jaki jest, bez tej złośliwej otoczki wiecznego pracoholika. To go martwiło, iż mogłaby go polubić jeszcze bardziej, dlatego uciekał w podobne temu rozważania, często chaotyczne przesycone impulsywną myślą, czy też uczuciem, aby pokonać pewne bariery w sobie. Paradoksalnie im dłużej trwał w tych rozważaniach, tym bardziej upewniał się o dojrzałości, jaką skrywała Włoszka, może ta nie objawiała się, nazbyt często, ale potrafiła wypłynąć z jej ust.
Cały wywód od wykorzystania jego osoby po korzyści majątkowe i pozycje wrzucił do jednego worka, co resztki pomarańczy i zapomniał o tym, jakoś niespecjalnie, chciało mu się dyskutować z chorą na odległość, a mając świadomość jej charakterku, to prędzej, czy później przyczepi się o jakieś pierdoły i będzie wojowała z nim w tej szermierce słownej.
Uśmiechał się, jedynie wymownie, pod nosem, kiedy słyszał głuche przekleństwa ciskane w zaciszu sypialni pomrukiem dochodzące do kuchni.
– Coś na rozgrzanie, pomoże ci – przyznał, otwarcie uśmiechając się delikatnie, nie zamierzał jej upijać, a odrobina alkoholu, nawet w tym stanie nie powinna zaszkodzić kobiecie, to jednak, co ten w sobie zawierał, mogło ukoić jej nerwy i sprawić, że odpręży się, po chwili wahania nalał do filiżanki herbaty z dzbanka, aby ta odrobinę przestygła.
To, co jej zademonstrował, było czystą improwizacją, a mimo to czuł na sobie jej wzrok, który błądził po ciele i zakradał się pod zakamarki ubrań. Przyjemne doznanie, które niewątpliwie, będzie chciał częściej praktykować, bo mówiąc szczerze, nie wiedział, jak ta z początku zareaguje.
– Owszem – stwierdził, bez cienia skromności, a w szarości oczu zalśniła pewność siebie, był zdecydowany w tym, co robił i nie zamierzał cofać się w relacji z panią koroner, za bardzo go przyciągała, aby mógł sobie ją odpuścić, tak o. Dlatego starał się, być sobą pokazując jej oblicze, które nie kryło się, pod maską Kruczego, w tym starając się subtelnie kierować dialogiem tej znajomości, aby nie poczuła się w żadnym momencie przytłoczona jego osobą, jednocześnie czując oparcie w nim. Zmrużył powieki w momencie, kiedy jej dłoń go dotknęła sunąc ciekawie po nagim torsie. Miała teraz okazję dokładniej go zbadać, przemknąć po skórze naznaczonej kilkoma bliznami, a pytając o ich historie, nie skłamałby. W ostrości zarysowanych mięśni odnaleźć oparcie i ciepło, jakim emanował. Nawet delikatne drażnienie, które wynikało zapewne z wcześniejszego poskąpienia szermierki słownej, mu nie przeszkadzało, tolerował to z cieniem uśmiechu tańczącym w kącikach ust. Skromność pocałunku wymierzonego w skroń, była stonowana, ale miała w sobie drzemiącą czułość. Chłonął tę chwilę, tak jakby miała się, nigdy więcej nie powtórzyć, troszkę przy tym zaniedbując partnerkę.
– Hmm? – Z zamyślenia, w jakie popadł wyrwało go śmielsze drapnięcie odczuwalne na nagiej piersi. Skoncentrował wzrok otwierając, nieco szerzej oczy i skonstatował, iż ta do niego mówiła. A sądząc po wyrazie twarzy sytuacja w jakiej się znalazł, wcale nie prezentowała się dobrze. Zmartwiał momentalnie, czując wyczuwalne napięcie w przestrzeni między nimi, ale to, co nastąpiło zaskoczyło go. Dłoń zaciskająca się na szyi w momencie, kiedy wypuszczał powietrze, tym samym oczy zalśniły iskierkami podekscytowania, czuł, że mógł jej pod tym względem ufać, a chociaż lata szkoleń i edukacja na tym polu ostrzegała przed kobietami i zagrywkami, jakie te mogą stosować wobec mężczyzn w celu pozyskania informacji, tak wykluczał, aby Arneberg, chciała go w ten sposób omamić i wydusić z niego wszystko, co ten wiedział. Gwałtowność, z jaką przyciągnęła ciało do niego, kiedy ich usta złączyła czułości przeszyła go dreszcz podniecenia i nie powstrzymywał naturalnych reakcji. Odwzajemniając pocałunek pozwalał, by to ona ciągle dominowała, jednak jeśli na tym polu odpuścił, tak nie oznaczało, to bynajmniej całkowitej uległości. Ręka swobodnie dryfująca pod pościelą z należytą sobie siłą spadła nieoczekiwanie na wypięty pośladek Włoszki, a palce dłoni zacisnęły się na nim zachłanne dotyku. Pomimo iż rzecz działa się, pod grubą warstwą kołdry tak głuche echo dotarło do ich uszu.
Cały wywód od wykorzystania jego osoby po korzyści majątkowe i pozycje wrzucił do jednego worka, co resztki pomarańczy i zapomniał o tym, jakoś niespecjalnie, chciało mu się dyskutować z chorą na odległość, a mając świadomość jej charakterku, to prędzej, czy później przyczepi się o jakieś pierdoły i będzie wojowała z nim w tej szermierce słownej.
Uśmiechał się, jedynie wymownie, pod nosem, kiedy słyszał głuche przekleństwa ciskane w zaciszu sypialni pomrukiem dochodzące do kuchni.
– Coś na rozgrzanie, pomoże ci – przyznał, otwarcie uśmiechając się delikatnie, nie zamierzał jej upijać, a odrobina alkoholu, nawet w tym stanie nie powinna zaszkodzić kobiecie, to jednak, co ten w sobie zawierał, mogło ukoić jej nerwy i sprawić, że odpręży się, po chwili wahania nalał do filiżanki herbaty z dzbanka, aby ta odrobinę przestygła.
To, co jej zademonstrował, było czystą improwizacją, a mimo to czuł na sobie jej wzrok, który błądził po ciele i zakradał się pod zakamarki ubrań. Przyjemne doznanie, które niewątpliwie, będzie chciał częściej praktykować, bo mówiąc szczerze, nie wiedział, jak ta z początku zareaguje.
– Owszem – stwierdził, bez cienia skromności, a w szarości oczu zalśniła pewność siebie, był zdecydowany w tym, co robił i nie zamierzał cofać się w relacji z panią koroner, za bardzo go przyciągała, aby mógł sobie ją odpuścić, tak o. Dlatego starał się, być sobą pokazując jej oblicze, które nie kryło się, pod maską Kruczego, w tym starając się subtelnie kierować dialogiem tej znajomości, aby nie poczuła się w żadnym momencie przytłoczona jego osobą, jednocześnie czując oparcie w nim. Zmrużył powieki w momencie, kiedy jej dłoń go dotknęła sunąc ciekawie po nagim torsie. Miała teraz okazję dokładniej go zbadać, przemknąć po skórze naznaczonej kilkoma bliznami, a pytając o ich historie, nie skłamałby. W ostrości zarysowanych mięśni odnaleźć oparcie i ciepło, jakim emanował. Nawet delikatne drażnienie, które wynikało zapewne z wcześniejszego poskąpienia szermierki słownej, mu nie przeszkadzało, tolerował to z cieniem uśmiechu tańczącym w kącikach ust. Skromność pocałunku wymierzonego w skroń, była stonowana, ale miała w sobie drzemiącą czułość. Chłonął tę chwilę, tak jakby miała się, nigdy więcej nie powtórzyć, troszkę przy tym zaniedbując partnerkę.
– Hmm? – Z zamyślenia, w jakie popadł wyrwało go śmielsze drapnięcie odczuwalne na nagiej piersi. Skoncentrował wzrok otwierając, nieco szerzej oczy i skonstatował, iż ta do niego mówiła. A sądząc po wyrazie twarzy sytuacja w jakiej się znalazł, wcale nie prezentowała się dobrze. Zmartwiał momentalnie, czując wyczuwalne napięcie w przestrzeni między nimi, ale to, co nastąpiło zaskoczyło go. Dłoń zaciskająca się na szyi w momencie, kiedy wypuszczał powietrze, tym samym oczy zalśniły iskierkami podekscytowania, czuł, że mógł jej pod tym względem ufać, a chociaż lata szkoleń i edukacja na tym polu ostrzegała przed kobietami i zagrywkami, jakie te mogą stosować wobec mężczyzn w celu pozyskania informacji, tak wykluczał, aby Arneberg, chciała go w ten sposób omamić i wydusić z niego wszystko, co ten wiedział. Gwałtowność, z jaką przyciągnęła ciało do niego, kiedy ich usta złączyła czułości przeszyła go dreszcz podniecenia i nie powstrzymywał naturalnych reakcji. Odwzajemniając pocałunek pozwalał, by to ona ciągle dominowała, jednak jeśli na tym polu odpuścił, tak nie oznaczało, to bynajmniej całkowitej uległości. Ręka swobodnie dryfująca pod pościelą z należytą sobie siłą spadła nieoczekiwanie na wypięty pośladek Włoszki, a palce dłoni zacisnęły się na nim zachłanne dotyku. Pomimo iż rzecz działa się, pod grubą warstwą kołdry tak głuche echo dotarło do ich uszu.
Isabella de' Medici
Re: 05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg Pią 30 Gru - 0:20
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Irytował ją momentami i wcale nie chodziło o pracoholizm, bo do tego była przyzwyczajona, nie tylko ze względu na siebie i swoją potrzebę wykonania dobrej roboty, ale też z domu rodzinnego, kiedy rodzice nie mieli dla siebie wolnego czasu, bo ciągle zajęci byli pracą — dopiero z perspektywy czasu zdała sobie sprawę, że robili to nie dla własnej przyjemności, a po to, by utrzymać ich rodzinę, by nie musieli głodować. Refleksja przyszła niestety za późno, kiedy ojciec nie wytrzymał tempa ciągłej harówki i problemów, a przynajmniej tak zadecydowały wtedy władze. Łatwiej było sprawę zamieść pod dywan samobójstwem w biednej rodzinie, niż szukać sprawcy. Nigdy nie zdołała się z tym pogodzić, ale nawet jeśli istniały jakieś dowody obciążające, to nie znajdowały się w teczce sprawy, a najpewniej już dawno zostały zniszczone. To ta sytuacja popchnęła ją do zawodu koronera, dlatego była teraz właśnie w tym miejscu, z tym mężczyzną, którego przecież nie poznałaby, gdyby nie zaczęła pracy w Kruczej Straży — ich pierwsza noc nie miała realnego odzwierciedlenia w relacji, bo to przelotne spotkanie, choć zapadło im w pamięci, tak nie stało się czynnikiem zapalnym, po którym się dostrzegli i zaczęli spotykać. Isabella musiała go najpierw poznać, chociaż pozornie, żeby wybadać, jakim jest człowiekiem w stosunku do innych, jak zachowuje się w poszczególnych sytuacjach i czy warto w ogóle poświęcać czas. I mimo że w pracy zachowywali czysty profesjonalizm, tak zdołała zaobserwować kilka rzeczy, które w połączeniu z ich rozmową na balkonie, przyniosło obecny efekt.
Nie żałowała, choć czasami raziło ją jego zachowanie, bo nie była przyzwyczajona do takiej śmiałości względem innych, szczególnie że ostatni rok nie nawiązywała zbyt wielu relacji. Przeszkadzało jej przykładowo, kiedy urywał niespodziewanie temat, nie odpowiadał na jej słowa albo wyglądał, jakby jej nie słuchał — uważała, że to lekceważące, ale nie czuła się na tyle pewnie, by porozmawiać z nim o tym. Poszczególne przypadki mogły być wynikiem zbiegu okoliczności albo zamyślenia, czego nie mogłaby mieć mu za złe, w końcu przy stresującej pracy czasami umysł mimowolnie wraca do służbowych scenariuszy — sama czasami tego doświadczała, ale jednak nie na taką skalę, nie kosztem drugiej osoby. Wiedziała, że nawet jeśli ta relacja się rozwinie, to nie zawsze będzie na pierwszym miejscu, ale sama jeszcze nie wiedziała, czy będzie potrafiła zaakceptować wszystkie przeciwności, bo nigdy nie była w takiej sytuacji i o ile teraz myślała, że nie będzie to dla niej problemem, tak czas zweryfikuje prawdę.
- Dziękuję - wskazała głową herbatę i nieznany jej specyfik, który przygotował na rozgrzanie. Nie chciała się już kłócić, że wcale nie było jej zimno i nie musiał skakać wokół niej, bo sama również mogła zrobić sobie herbatę - nóg jej nie odjęło, siłę w rękach miała, a po użyciu kilku zaklęć dolegliwości chwilowo odeszły w zapomnienie poza opuchniętymi nozdrzami i gardłem, ale teraz i tak nie czuła bólu, dzięki zaklęciu znieczulającemu. Ale skoro już tak o nią zadbał, to należało to docenić, więc po chwili wypiła też odrobinę herbaty, póki była ciepła. Przełykanie większej ilości płynów było niemożliwe przez zaciśnięte ścianki gardła, więc pociągnęła kilka minimalnych łyczków, co przyniosło chwilową ulgę.
Co spotkanie pokazywał jej nową stronę siebie i szczerze wkręciła się w to odkrywanie kolejnych cech, jakby była jakimś poszukiwaczem skarbów, a mężczyzna jest jej ostatecznym celem. Wiedziała, że niewiele osób ma okazję zobaczyć go w tak naturalnej wersji, więc delikatnie nakłaniała go swoim zachowaniem, by odkrywał się coraz bardziej, ale też sama odwzajemniała starania, pokazując swoje ukryte cechy. Tylko czy on to doceniał?
Wyczuła pod palcami niektóre z blizn na jego ciele, ale nie chciała o nie pytać w obawie, że to zbyt osobiste doświadczenia i nie będzie chciał się z nimi dzielić. Nie lubiła być wścibska, wolała, jak ktoś sam z siebie przekazywał jej ważne informacje, nie była dobra w ich wymuszaniu, dlatego nie pracowała w dziale dochodzeniowym. Zresztą wodziła po jego ciele z czystej przyjemności z nutką boleśniejszego drażnienia.
Nie żałowała, choć czasami raziło ją jego zachowanie, bo nie była przyzwyczajona do takiej śmiałości względem innych, szczególnie że ostatni rok nie nawiązywała zbyt wielu relacji. Przeszkadzało jej przykładowo, kiedy urywał niespodziewanie temat, nie odpowiadał na jej słowa albo wyglądał, jakby jej nie słuchał — uważała, że to lekceważące, ale nie czuła się na tyle pewnie, by porozmawiać z nim o tym. Poszczególne przypadki mogły być wynikiem zbiegu okoliczności albo zamyślenia, czego nie mogłaby mieć mu za złe, w końcu przy stresującej pracy czasami umysł mimowolnie wraca do służbowych scenariuszy — sama czasami tego doświadczała, ale jednak nie na taką skalę, nie kosztem drugiej osoby. Wiedziała, że nawet jeśli ta relacja się rozwinie, to nie zawsze będzie na pierwszym miejscu, ale sama jeszcze nie wiedziała, czy będzie potrafiła zaakceptować wszystkie przeciwności, bo nigdy nie była w takiej sytuacji i o ile teraz myślała, że nie będzie to dla niej problemem, tak czas zweryfikuje prawdę.
- Dziękuję - wskazała głową herbatę i nieznany jej specyfik, który przygotował na rozgrzanie. Nie chciała się już kłócić, że wcale nie było jej zimno i nie musiał skakać wokół niej, bo sama również mogła zrobić sobie herbatę - nóg jej nie odjęło, siłę w rękach miała, a po użyciu kilku zaklęć dolegliwości chwilowo odeszły w zapomnienie poza opuchniętymi nozdrzami i gardłem, ale teraz i tak nie czuła bólu, dzięki zaklęciu znieczulającemu. Ale skoro już tak o nią zadbał, to należało to docenić, więc po chwili wypiła też odrobinę herbaty, póki była ciepła. Przełykanie większej ilości płynów było niemożliwe przez zaciśnięte ścianki gardła, więc pociągnęła kilka minimalnych łyczków, co przyniosło chwilową ulgę.
Co spotkanie pokazywał jej nową stronę siebie i szczerze wkręciła się w to odkrywanie kolejnych cech, jakby była jakimś poszukiwaczem skarbów, a mężczyzna jest jej ostatecznym celem. Wiedziała, że niewiele osób ma okazję zobaczyć go w tak naturalnej wersji, więc delikatnie nakłaniała go swoim zachowaniem, by odkrywał się coraz bardziej, ale też sama odwzajemniała starania, pokazując swoje ukryte cechy. Tylko czy on to doceniał?
Wyczuła pod palcami niektóre z blizn na jego ciele, ale nie chciała o nie pytać w obawie, że to zbyt osobiste doświadczenia i nie będzie chciał się z nimi dzielić. Nie lubiła być wścibska, wolała, jak ktoś sam z siebie przekazywał jej ważne informacje, nie była dobra w ich wymuszaniu, dlatego nie pracowała w dziale dochodzeniowym. Zresztą wodziła po jego ciele z czystej przyjemności z nutką boleśniejszego drażnienia.
Ivar Soelberg
Re: 05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg Pią 30 Gru - 22:28
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Siła przyciągania, to zaskakujące, jak silna potrafiła być w swych wszak kruchych fundamentach znajomości, tak pobieżna, ledwie raczkująca w poważnych tonach kreowała się na coś, ponad wszystko inne, co dotychczas odczuwał; w sercu trwoga mieszała się z ekscytacją, a twarz, chociaż na co dzień markotna, ot przesłonięta maską powagi, tak w chwilach wytchnienia, od codziennych sprawunków, gdy myśl niespieszna wędruje ku kobiecie o czekoladowych – żywo wesołych oczach, zakwita w uśmiechu szczęścia, bynajmniej nie nazbyt wylewnym, raczej stonowanym, acz przy tym niezwykle szczerym, wyraz ten co prawda dyktowany podszeptem serca tłumi rozsądku chłodna kalkulacja, aby w gorączce uczucia nie stracić gruntu pod nogami, nie pozwolić zatracić się w tym, czego tak mu brakowało, co tak cenne jest, że zamykając oczy na granicy snu to obraz jej uśmiechu, gniewu oraz irytacji prześladują go, miast ponurych scenerii wyjętych z pracy. Czyżby zauroczenia czar wpływał tak silnie na postać Wysłannika, pnącego się w górę po szczeblach nienasyconej ambicji, czy możliwe byłoby utemperowanie, tegoż apetytu, przez temperamentną skorą do kłótni Włoszkę? Nie wiedział, tak wielu rzeczy o niej; nie miał pojęcia, jak będą zorganizowani w swym życiu, czy starczy im wytrwałość, by ciągnąć to, lecz pewny siebie i zdeterminowany za cel główny obierał poznanie jej, chciał i dokona tego, lecz nie przez pryzmat akt i informacji służbowych do jakich, miał dostęp, będąc w takim, a nie innym oddziale więziły go zupełnie inne ramy przyzwoleń, tym samym dając swobodę, o jakiej inni mogli marzyć.
– Większość z nich – wskazał brodą na nagi tors – jest wynikiem brawury okraszonej szczyptą arogancji, to jednak pamiątki, które przypominają, o poniesionych klęskach, będąc tym samym lekcją pokory – uśmiech, stężał na twarzy oficera, który dyktowany przyjemnością z wymiany pocałunków, był w stanie rozmarzenia na tle swej partnerki. Zdając sobie nagle sprawę z faktu, jak samotny, czuł się przez ten cały czas, teraz dzieląc zaledwie, tylko łóżko był zupełnie w innym miejscu, to zdumiewało, kiedy uczucie, tegoż ciepła wypełniało pierś i otaczało serce w słodyczy, do której nie było przyzwyczajone. Mógł zatrzymać, ten moment, ot zastanowić się, jak do tego doszło, że pomimo burzy emocj, tej zazdrości, jaka wypełniała go całego na wejściu, teraz potrafił skupić się wyłącznie na niej, odczuwając tak błogi stan lekkości, jakby w pamięci zachowując wspomniane wydarzenie, lecz szukając go, by nanieść na kartkę z kalendarza, mógłby przemknąć daleko wstecz zupełnie się, od tego odcinając. – Zdradź mi swój sekret – szarość oczu błyska, kiedy spomiędzy warg wypływają słowa pozornie, niepozorne, bo wszak mogła powiedzieć wszystko, a jednocześnie nic, tak osobistego. Nie wymagał tego, chciał otwartości, ale nie wywołanej przymusem, lecz dobrą wolą zrodzoną z zaufania. To iż płynęli śmiało przez życie, nosiło znamiona pewnej tęsknoty za czułością w ramionach ukochanej osoby, przez to każda drobnostka, jaką mu powierzyła urastała w oczach Soelberga do wyznania dyktowanego szczerością, a pragnął ich więcej, chciał jej całej.
Podobała mu się ta chwila, ten moment zaskoczenia widoczny w jej oczach, gdy pewność siebie wynikająca z pozycji i dominacji nad ofiarą zostaje brutalnie podważona, a na jaw wychodzi prawdziwy pokaz siły, to jednak była tylko gra, ot niewinna zagrywka, mógł poddać się jej, dać podporządkować, gdyż nie widział w tym niczego zdrożnego z jego naturą, jednakże miał ochotę odrobinę się z nią podroczyć, chociażby za ten widok innego mężczyzny w jej salonie, to zapewne nieprędko zostanie w pełni zapomniane, chociaż dalej miał wrażenie, jakby zdarzenie to miało miejsce w innym czasie, tak jednak zamierzał potraktować ją, jej własną bronią – była pamiętliwa, on pokaże, że również potrafi taki być, jeśli chce.
– Większość z nich – wskazał brodą na nagi tors – jest wynikiem brawury okraszonej szczyptą arogancji, to jednak pamiątki, które przypominają, o poniesionych klęskach, będąc tym samym lekcją pokory – uśmiech, stężał na twarzy oficera, który dyktowany przyjemnością z wymiany pocałunków, był w stanie rozmarzenia na tle swej partnerki. Zdając sobie nagle sprawę z faktu, jak samotny, czuł się przez ten cały czas, teraz dzieląc zaledwie, tylko łóżko był zupełnie w innym miejscu, to zdumiewało, kiedy uczucie, tegoż ciepła wypełniało pierś i otaczało serce w słodyczy, do której nie było przyzwyczajone. Mógł zatrzymać, ten moment, ot zastanowić się, jak do tego doszło, że pomimo burzy emocj, tej zazdrości, jaka wypełniała go całego na wejściu, teraz potrafił skupić się wyłącznie na niej, odczuwając tak błogi stan lekkości, jakby w pamięci zachowując wspomniane wydarzenie, lecz szukając go, by nanieść na kartkę z kalendarza, mógłby przemknąć daleko wstecz zupełnie się, od tego odcinając. – Zdradź mi swój sekret – szarość oczu błyska, kiedy spomiędzy warg wypływają słowa pozornie, niepozorne, bo wszak mogła powiedzieć wszystko, a jednocześnie nic, tak osobistego. Nie wymagał tego, chciał otwartości, ale nie wywołanej przymusem, lecz dobrą wolą zrodzoną z zaufania. To iż płynęli śmiało przez życie, nosiło znamiona pewnej tęsknoty za czułością w ramionach ukochanej osoby, przez to każda drobnostka, jaką mu powierzyła urastała w oczach Soelberga do wyznania dyktowanego szczerością, a pragnął ich więcej, chciał jej całej.
Podobała mu się ta chwila, ten moment zaskoczenia widoczny w jej oczach, gdy pewność siebie wynikająca z pozycji i dominacji nad ofiarą zostaje brutalnie podważona, a na jaw wychodzi prawdziwy pokaz siły, to jednak była tylko gra, ot niewinna zagrywka, mógł poddać się jej, dać podporządkować, gdyż nie widział w tym niczego zdrożnego z jego naturą, jednakże miał ochotę odrobinę się z nią podroczyć, chociażby za ten widok innego mężczyzny w jej salonie, to zapewne nieprędko zostanie w pełni zapomniane, chociaż dalej miał wrażenie, jakby zdarzenie to miało miejsce w innym czasie, tak jednak zamierzał potraktować ją, jej własną bronią – była pamiętliwa, on pokaże, że również potrafi taki być, jeśli chce.
Isabella de' Medici
Re: 05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg Czw 5 Sty - 1:12
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
To wszystko było trochę surrealistyczne i nie mogła uwierzyć, że leży w łóżku w środku dnia pracy, a obok niej leży, mało tego, przytula ją Ivar, którego większość roku uważała za skończonego dupka, a o którym teraz myślała w o wiele cieplejszych tonach. Nie bez znaczenia była jego zmiana zachowania, jego otworzenie się i wyciągnięcie do niej ręki, szukając porozumienia. Sama by się na to nie zdobyła, więc może powinna być mu wdzięczna, że zdecydował się na taki krok? Samotność potrafiła być przytłaczająca, a on rozumiał jej pracę, był wyrozumiały i starał się ją zrozumieć, więc nie mogła oczekiwać więcej. Czy głupio postępowała, wpuszczając go do swojego życia, wierząc, że tym razem może być inaczej? Czy nie powinna się już nauczyć po doświadczeniach, które zostawiły w jej sercu tyle ran? Nie potrafiła się zdobyć na radykalne kroki, kiedy głupie serce chciało się wyrwać z marazmu, pragnąc nowych wrażeń.
Wodziła więc po jego klatce piersiowej, badając każde wgłębienie, każdą jaśniejszą szramę blizny, jakby chciała się nauczyć topografii jego ciała na pamięć. To tak przyjemne uczucie, by mieć kogoś blisko w chorobie, kto otoczy ją opieką i troską, kto będzie zawsze w jej narożniku, cokolwiek by się nie działo. Nie wiedziała, czy to przypadkiem nie jest zbyt piękne, by było prawdziwe, ale nie chciała tego przerywać. Gdy jej myśli powędrowały do znaczenia poszczególnych znaków po ranach, on zaczął mówić ogólnie o ich pochodzeniu. Aż przez chwilę zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie zajrzał do jej głowy, ale może to ta jego umiejętność przenikliwej obserwacji i analizy. A może było w tym coś więcej i ich zrozumienie wynikało z głębszego połączenia, którego jeszcze nie odkryli?
- Chciałabym kiedyś usłyszeć jedną z niebezpieczniejszych akcji, jakie przeżyłeś - szepnęła zafascynowana, gładząc jego blizny - nie chciała ich tych zabiegiem naprawić, chciała je dobrze poznać, bo w jakimś stopniu podobały jej się, a Ivarowi nadawały jeszcze większej dozy męskości. Na opowieści przyjdzie czas, więc nie wymagała tego teraz, ale samymi słowami wyraziła też zainteresowanie, chęć poznania go bliżej, jego doświadczeń i poglądów.
Wtuliła się jeszcze bardziej, chłonąc jego zapach, jego ciepło, jakby sam fakt jego obecności pomagał zwalczyć chorobę. Cieszyła się, że pierwotny chłód został zażegnany i teraz cieszyli się swoją bliskością, jakby wcześniejsze nieporozumienie w ogóle się nie wydarzyło. Nawet jeśli temat powróci, to była przekonana, że będą w stanie się porozumieć.
- Sekret? - powtórzyła, zastanawiając się nad skalą tajemnicy, którą mogłaby wyjawić. Nic przesadzonego, w końcu to nie miejsce i czas na głębsze wynurzenia, ale też nie chciała go zbyć byle czym. Z drugiej strony zdążył dzisiaj dowiedzieć się o niej więcej — o Agnarze i relacji, która ich kiedyś łączyła, o niechęci do przyznawania się do słabości, nie przez wzgląd na nie same, ale by nikogo nie martwić. - Gram na wiolonczeli. Mój ojciec był muzykiem i uczył mnie od dziecka.
Nic specjalnego, ale nie znalazłby tego w kartotece. Nie chwaliła się tą umiejętnością, nie było to jej potrzebne do zyskania przyjaciół, nie chciała nikomu imponować, traktując to jako prywatną zdolność — coś łączącego ją ze zmarłym ojcem, coś tylko ich. Grała w zaciszu własnej sypialni, rzadziej dla matki, kiedy ta miała lepsze dni i wspominała ojca z uśmiechem na ustach.
- A ty coś zdradzisz? - nie chciała wymuszać, jeśli nie czuł potrzeby, ale chętnie przyjmie każdą dawkę dodatkowych informacji o nim. Szczególnie że był chyba jeszcze bardziej skryty od niej, a w pracy niewiele osób znało go od prywatnej strony, zresztą też nie była z tych, co wypytuje o skrawki danych. Dostępu do kartoteki nie miała, a nie była na tyle zdesperowana, by naginać prawo, przekraczając dostępy i kompetencje. Musiała więc zdać się na to, co sam chciał jej powiedzieć, ufając w to, że mówi całkowitą prawdę.
Wodziła więc po jego klatce piersiowej, badając każde wgłębienie, każdą jaśniejszą szramę blizny, jakby chciała się nauczyć topografii jego ciała na pamięć. To tak przyjemne uczucie, by mieć kogoś blisko w chorobie, kto otoczy ją opieką i troską, kto będzie zawsze w jej narożniku, cokolwiek by się nie działo. Nie wiedziała, czy to przypadkiem nie jest zbyt piękne, by było prawdziwe, ale nie chciała tego przerywać. Gdy jej myśli powędrowały do znaczenia poszczególnych znaków po ranach, on zaczął mówić ogólnie o ich pochodzeniu. Aż przez chwilę zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie zajrzał do jej głowy, ale może to ta jego umiejętność przenikliwej obserwacji i analizy. A może było w tym coś więcej i ich zrozumienie wynikało z głębszego połączenia, którego jeszcze nie odkryli?
- Chciałabym kiedyś usłyszeć jedną z niebezpieczniejszych akcji, jakie przeżyłeś - szepnęła zafascynowana, gładząc jego blizny - nie chciała ich tych zabiegiem naprawić, chciała je dobrze poznać, bo w jakimś stopniu podobały jej się, a Ivarowi nadawały jeszcze większej dozy męskości. Na opowieści przyjdzie czas, więc nie wymagała tego teraz, ale samymi słowami wyraziła też zainteresowanie, chęć poznania go bliżej, jego doświadczeń i poglądów.
Wtuliła się jeszcze bardziej, chłonąc jego zapach, jego ciepło, jakby sam fakt jego obecności pomagał zwalczyć chorobę. Cieszyła się, że pierwotny chłód został zażegnany i teraz cieszyli się swoją bliskością, jakby wcześniejsze nieporozumienie w ogóle się nie wydarzyło. Nawet jeśli temat powróci, to była przekonana, że będą w stanie się porozumieć.
- Sekret? - powtórzyła, zastanawiając się nad skalą tajemnicy, którą mogłaby wyjawić. Nic przesadzonego, w końcu to nie miejsce i czas na głębsze wynurzenia, ale też nie chciała go zbyć byle czym. Z drugiej strony zdążył dzisiaj dowiedzieć się o niej więcej — o Agnarze i relacji, która ich kiedyś łączyła, o niechęci do przyznawania się do słabości, nie przez wzgląd na nie same, ale by nikogo nie martwić. - Gram na wiolonczeli. Mój ojciec był muzykiem i uczył mnie od dziecka.
Nic specjalnego, ale nie znalazłby tego w kartotece. Nie chwaliła się tą umiejętnością, nie było to jej potrzebne do zyskania przyjaciół, nie chciała nikomu imponować, traktując to jako prywatną zdolność — coś łączącego ją ze zmarłym ojcem, coś tylko ich. Grała w zaciszu własnej sypialni, rzadziej dla matki, kiedy ta miała lepsze dni i wspominała ojca z uśmiechem na ustach.
- A ty coś zdradzisz? - nie chciała wymuszać, jeśli nie czuł potrzeby, ale chętnie przyjmie każdą dawkę dodatkowych informacji o nim. Szczególnie że był chyba jeszcze bardziej skryty od niej, a w pracy niewiele osób znało go od prywatnej strony, zresztą też nie była z tych, co wypytuje o skrawki danych. Dostępu do kartoteki nie miała, a nie była na tyle zdesperowana, by naginać prawo, przekraczając dostępy i kompetencje. Musiała więc zdać się na to, co sam chciał jej powiedzieć, ufając w to, że mówi całkowitą prawdę.
Ivar Soelberg
Re: 05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg Czw 5 Sty - 11:31
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Jej prośba wywołała delikatny uśmiech, a w oczach momentalnie zalśniły iskierki wesołości spodobało mu się, że kobieta drążyła temat, bo idąc tym śladem, chciał wyznać myśl, jaka napłynęła, gdy leżeli przytuleni do siebie w łóżka ramach. Tak odprężająca chwila zdawała się odrobinę nierealną w codziennym grafiku Wysłannika, stąd ten chciał czerpać z niej, jak najwięcej, tym samym pozwalając sobie spoglądać na Włoszkę w sposób, który jasno sugerował oczarowanie jej osobą i rozwiewał wszelkie wątpliwości, o ile ta takowe miała względem intencji oficera wobec jej osoby. Czegoś takiego nie sposób udawać, a przynajmniej Soelberg nie potrafił tak wyrafinowanie błądzić, w tych meandrach flirtu. Będąc szczery w reakcjach okazywał jej obraz tego, jak istotna w tym momencie była dla niego ta chwila.
– Hmm… Jedną z najbardziej ryzykownych akcji myślę, że była ta na balkonie w środku nocy, między nami. Mówiąc uczciwe, miałem niezłego farta, że przeżyłem. – Posłany uśmiech zdradzał się podszytą wewnętrznie powagą, bo chociaż żartobliwy ton wypowiedzi sugerował swoje, tak tamta sytuacja stanowiła punkt zwrotny w ich relacji, stąd tak istotna była i dlatego niebezpieczna, bo gdyby sprawy potoczyły się linią gorszego scenariusza, mogliby skłócić się na dobre i zupełnie pogrzebać to, co teraz mają. Bez zbędnych słów wolną ręką objął ją i przyciągnął do siebie, aby ciepło nagiego torsu rozgrzewało ją przeganiając, tym samym zimno zalegające w ciele Arneberg. Spodobała mu się ta przyjemność, to leżenie bok w bok, mógłby zapewnić ją w tej chwili, iż było to lepsze od seksu, ale nie chciał kłamać, bo obawiała się, żeby mu nie uwierzyła, nawet jeśli powiedziałby prawdę.
– Mhm – i momentalnie zmartwiał myślami powracając do łowcy w salonie, stąd zareagował uzupełniająco: – Jeśli masz więcej przyjaciół pokroju dzisiejszego gościa, to na tę chwilę możesz o nich zmilczeć. – Uśmiechnął się zadziornie, aczkolwiek odrobina lęku pozostała, bo cholera ją wie, przy prezentowanych poglądach, mogłaby i po złożeniu sobie śmielszych deklaracji partnerskich utrzymywać kontakty z takimi „przyjaciółmi”, co Soelbergowi wyjątkowo psuło humor, bo on niestety takich koleżanek nie miał, ale chyba czas, by ta sytuacja uległa zmianie.
Wzmianka o wiolonczeli zaskoczyła go i momentalnie zajęła rozbiegane myśli skupiając się na nowych informacjach. Lubił poznawać takie ciekawostki z życia osób, które był mu bliższe. Tańczący, od kilku minut cień uśmiechu na twarzy oficera nagle złagodniał w swym wyrazie i przedstawiał się zaskakująco szczerze. – Ja natomiast odbyłem kilka lekcji gry na skrzypcach i być może do tego wrócę – zwłaszcza że mogli teraz połączyć razem siły i wspólnie uczyć się i doskonalić w tym zajęciu, to budowało podstawy pod kolejne spotkania.
Lekkie parsknięcie wydobyło się z ust mężczyzny, gdy Włoszka zapytała go o skrywany sekret, troszkę zagalopował się i nie wytrzymał, a teraz musiał zdradzić jej dwie tajemnice za jednym zamachem, to było absolutnie niedopuszczalne, aby ktoś z jego zapleczem tak łatwo poddawał się pozytywnym emocjom i w równie prosty sposób dawał z siebie wyciągać wstydliwe fakty. Zmarkotniał widocznie, trwając w zamyśle, nad wagą sekretu, jaki chciał jej powierzyć.
– Zdradzę ci fakt, o którym nie masz pojęcia, mianowicie; bywają takie chwile, że cię naprawdę lubię. – Zwłaszcza w momentach, kiedy nie ciskała się, o byle co i z zacietrzewieniem godnym lepszej sprawy, nie trwała przy wymysłach swego umysłu mylnie interpretując słowa, jakie do niej mówił.
– Hmm… Jedną z najbardziej ryzykownych akcji myślę, że była ta na balkonie w środku nocy, między nami. Mówiąc uczciwe, miałem niezłego farta, że przeżyłem. – Posłany uśmiech zdradzał się podszytą wewnętrznie powagą, bo chociaż żartobliwy ton wypowiedzi sugerował swoje, tak tamta sytuacja stanowiła punkt zwrotny w ich relacji, stąd tak istotna była i dlatego niebezpieczna, bo gdyby sprawy potoczyły się linią gorszego scenariusza, mogliby skłócić się na dobre i zupełnie pogrzebać to, co teraz mają. Bez zbędnych słów wolną ręką objął ją i przyciągnął do siebie, aby ciepło nagiego torsu rozgrzewało ją przeganiając, tym samym zimno zalegające w ciele Arneberg. Spodobała mu się ta przyjemność, to leżenie bok w bok, mógłby zapewnić ją w tej chwili, iż było to lepsze od seksu, ale nie chciał kłamać, bo obawiała się, żeby mu nie uwierzyła, nawet jeśli powiedziałby prawdę.
– Mhm – i momentalnie zmartwiał myślami powracając do łowcy w salonie, stąd zareagował uzupełniająco: – Jeśli masz więcej przyjaciół pokroju dzisiejszego gościa, to na tę chwilę możesz o nich zmilczeć. – Uśmiechnął się zadziornie, aczkolwiek odrobina lęku pozostała, bo cholera ją wie, przy prezentowanych poglądach, mogłaby i po złożeniu sobie śmielszych deklaracji partnerskich utrzymywać kontakty z takimi „przyjaciółmi”, co Soelbergowi wyjątkowo psuło humor, bo on niestety takich koleżanek nie miał, ale chyba czas, by ta sytuacja uległa zmianie.
Wzmianka o wiolonczeli zaskoczyła go i momentalnie zajęła rozbiegane myśli skupiając się na nowych informacjach. Lubił poznawać takie ciekawostki z życia osób, które był mu bliższe. Tańczący, od kilku minut cień uśmiechu na twarzy oficera nagle złagodniał w swym wyrazie i przedstawiał się zaskakująco szczerze. – Ja natomiast odbyłem kilka lekcji gry na skrzypcach i być może do tego wrócę – zwłaszcza że mogli teraz połączyć razem siły i wspólnie uczyć się i doskonalić w tym zajęciu, to budowało podstawy pod kolejne spotkania.
Lekkie parsknięcie wydobyło się z ust mężczyzny, gdy Włoszka zapytała go o skrywany sekret, troszkę zagalopował się i nie wytrzymał, a teraz musiał zdradzić jej dwie tajemnice za jednym zamachem, to było absolutnie niedopuszczalne, aby ktoś z jego zapleczem tak łatwo poddawał się pozytywnym emocjom i w równie prosty sposób dawał z siebie wyciągać wstydliwe fakty. Zmarkotniał widocznie, trwając w zamyśle, nad wagą sekretu, jaki chciał jej powierzyć.
– Zdradzę ci fakt, o którym nie masz pojęcia, mianowicie; bywają takie chwile, że cię naprawdę lubię. – Zwłaszcza w momentach, kiedy nie ciskała się, o byle co i z zacietrzewieniem godnym lepszej sprawy, nie trwała przy wymysłach swego umysłu mylnie interpretując słowa, jakie do niej mówił.
Isabella de' Medici
05.02.2001 – Sypialnia Isabelli – I. de' Medici & I. Soelberg Wto 17 Sty - 22:15
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Zadziwiające, jak skrajne emocje mężczyzna potrafił w niej wywoływać. Z jednej strony potrafił sprawić jej przyjemność, jak nigdy inny, ale z drugiej strony, jego zachowanie potrafiło ją bardzo frustrować albo złościć. Rzadko dawała się ponieść emocjom, bo nie lubiła braku kontroli, który się z tym wiązał, ale jednocześnie czuła magnetyczne przyciąganie do mężczyzny, które niwelowało wszystkie dotychczas wypatrzone wady.
Żart w jego ustach był nieoczekiwany, a chociaż doceniała luźniejszy ton, tak wolałaby uzyskać właściwą odpowiedź. Nie zamierzała jednak naciskać ani wypytywać o jego akcje, bo większość i tak pewnie była tajna, a ona nie chciała ingerować w jego etykę pracy. Była natomiast ciekawa blizn i okoliczności, w jakich je zdobył - najwyraźniej dziś się tego nie dowie. Spojrzała na niego jeszcze spod półprzymkniętych powiek, wzrokiem pytającym "serio?", ale pokręciła głową i zostawiła temat.
Zamiast tego przycisnęła się do niego, gdy przyciągnął ją do siebie, żeby zostawić jak najmniej przestrzeni między nimi. Ciepło jego ciała było kojące, więc czerpała przyjemność, opierając głowę o jego ramię i udając, że to całkiem normalna sytuacja, choć wydarzyła się między nimi po raz pierwszy.
- Dobrze, przedstawię ci ich innym razem - uśmiechnęła się skarkastycznie i wywróciła oczami, co jasno wskazywało na to, że jedynie się z nim drażniła, a tak naprawdę nie miała nikogo więcej, kto mógłby mu grać na nerwach. A jeśli mężczyzna z czystej małostkowości chciał sobie poszukać przyjaciółki, z którą będzie spędzał czas, to wystarczy słowo, a Isabella otworzy mu drzwi.
- Hm, w takim razie byłby z nas niezły duet - stwierdziła dwuznacznie, bo skrzypce i wiolonczela jako instrumenty smyczkowe doskonale do siebie pasowały, potrafiły się uzupełniać i gdyby razem zagrali, mogliby stworzyć coś pięknego. To samo tyczyło się ewentualnego związku, jeśli zdecydują się na taki krok i będą wytrwali oraz wyrozumiali względem siebie. Czasami, w chwilach takich jak ta, miała wrażenie, że wszystko mogłoby się udać i mogliby być naprawdę szczęśliwi. A potem przychodziły chwile zwątpienia, że nie będą w stanie przeskoczyć pewnych rzeczy i skończy się to złamanym sercem.
- W to akurat nie uwierzę - parsknęła wesoło, jakby właśnie powiedział dobry dowcip, ale nie musiał tego mówić, bo jego oczy zdradzały więcej, niż słowa.
Isabella i Ivar z tematu
Żart w jego ustach był nieoczekiwany, a chociaż doceniała luźniejszy ton, tak wolałaby uzyskać właściwą odpowiedź. Nie zamierzała jednak naciskać ani wypytywać o jego akcje, bo większość i tak pewnie była tajna, a ona nie chciała ingerować w jego etykę pracy. Była natomiast ciekawa blizn i okoliczności, w jakich je zdobył - najwyraźniej dziś się tego nie dowie. Spojrzała na niego jeszcze spod półprzymkniętych powiek, wzrokiem pytającym "serio?", ale pokręciła głową i zostawiła temat.
Zamiast tego przycisnęła się do niego, gdy przyciągnął ją do siebie, żeby zostawić jak najmniej przestrzeni między nimi. Ciepło jego ciała było kojące, więc czerpała przyjemność, opierając głowę o jego ramię i udając, że to całkiem normalna sytuacja, choć wydarzyła się między nimi po raz pierwszy.
- Dobrze, przedstawię ci ich innym razem - uśmiechnęła się skarkastycznie i wywróciła oczami, co jasno wskazywało na to, że jedynie się z nim drażniła, a tak naprawdę nie miała nikogo więcej, kto mógłby mu grać na nerwach. A jeśli mężczyzna z czystej małostkowości chciał sobie poszukać przyjaciółki, z którą będzie spędzał czas, to wystarczy słowo, a Isabella otworzy mu drzwi.
- Hm, w takim razie byłby z nas niezły duet - stwierdziła dwuznacznie, bo skrzypce i wiolonczela jako instrumenty smyczkowe doskonale do siebie pasowały, potrafiły się uzupełniać i gdyby razem zagrali, mogliby stworzyć coś pięknego. To samo tyczyło się ewentualnego związku, jeśli zdecydują się na taki krok i będą wytrwali oraz wyrozumiali względem siebie. Czasami, w chwilach takich jak ta, miała wrażenie, że wszystko mogłoby się udać i mogliby być naprawdę szczęśliwi. A potem przychodziły chwile zwątpienia, że nie będą w stanie przeskoczyć pewnych rzeczy i skończy się to złamanym sercem.
- W to akurat nie uwierzę - parsknęła wesoło, jakby właśnie powiedział dobry dowcip, ale nie musiał tego mówić, bo jego oczy zdradzały więcej, niż słowa.
Isabella i Ivar z tematu