:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen
2 posters
Vivian Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Pią 18 Lut - 21:34
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
17.12.2000
Brzdęk!
Metalowy widelec spadł na podłogę, zostawiając na niej plamę po sosie.
Dziewczyna krzątająca się w kuchni, wzdrygnęła się na niespodziewany hałas i z automatu podniosła sztuciec, by włożyć go do zlewu. Tam będzie bezpieczny. Wytarła jeszcze podłogę, żeby nie roznieść przypadkiem brudu.
Mała kuchnia miała swoje wady i zalety. Wystarczą dwa kroki, żeby wdepnąć w sos i kolejne dwa, żeby zapaskudzić resztę podłogi.
Lubiła mieć porządek, ale sama czynność sprzątania była dla niej niezbyt przyjemna. Przy gotowaniu już i tak robi się bałagan, ale pyszne danie rekompensuje późniejsze zmywanie naczyń.
Vivian skończyła pracę trochę wcześniej, więc bez pośpiechu zrobiła zakupy i wróciła do domu. Nie zastała w nim Karla, ale może to nawet lepiej, bo chciała mu zrobić niespodziankę w postaci duńskiego dania, które było ich przysmakiem w dzieciństwie. Nic skomplikowanego - kucharka z niej kiepska, ale z prostymi daniami sobie radziła.
Przygotowanie zaczęła od obrania ziemniaków, czyli znienawidzonej przez nią czynności. Ile razy pocięła sobie przy tym palce, to tylko ona wiedziała. Ale czego się nie robi dla kochanego brata, który przygarnął ją pod dach, kiedy tego potrzebowała? Mogła przynajmniej takimi małymi gestami wynagrodzić mu niedogodności.
Aczkolwiek starała się być idealną współlokatorką. Dbała o dom, gotowała, szanowała jego przestrzeń i siedziała cicho, kiedy miał wenę i pisał. Potrafiła wyjść z mieszkania na kilka nocy, żeby nie zaburzyć jego procesu myślowego.
Pewnie dlatego nie narzekał na jej towarzystwo, a przynajmniej nie bezpośrednio.
Rozgrzana patelnia zaczęła cicho skwierczeć, także przystąpiła do smażenia kotletów mielonych, które przygotowywała od jakichś trzydziestu minut. Nie można określić tego dania jako dietetyczne, ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie ona i na pewno nie Karl.
Po paru minutach kotlety były usmażone, ziemniaki odcedzone, a surówka czekała na stole. Miała nadzieję, że Karl zaraz przyjdzie; o tej porze zawsze był w domu. Zawsze mogła mu później odgrzać, ale to nie to samo, co na świeżo.
Ustawiła wszystko zgodnie z poczuciem własnej estetyki i w oczekiwaniu na mężczyznę, zaczęła zmywać garnki. Nuciła pod nosem ulubioną piosenkę i zastanawiała się, czy powinna udać się wieczorem na spacer, czy lepiej zostać w domu i stworzyć nowy projekt biżuterii.
Karl Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Sob 19 Lut - 13:45
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl miał tego dnia kilka spotkań, dlatego też nie było go w mieszkaniu przez znaczną część dnia. Najpierw pomówił z wydawcą swojej najnowszej książki, której premiera zapowiadana była na wiosnę, później spędził miły czas na kawie ciastku ze znajomym grafikiem, a potem odwiedził jeszcze przyjaciela, który ostatnimi czasy nie był w najlepszym stanie zdrowotnym.
Sørensen spędził więc intensywnie kilka godzin, a kiedy wrócił do siebie, cieszył się, że zaszyje się w swoim niewielkim przybytku i kto wie, może nawet popracuje trochę nad dodatkami historycznymi do jednego z opowiadań, które miało zostać wydane na łamach jednej z gazet.
Zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku, a potem dobrze wyczyścił buty przed wejściem dalej, wgłąb mieszkania. Rozpiął kamizelkę i poluzował krawat. Karl znany był ze swojej elegancji, ale będąc w domu, zdecydowanie preferował lekki styl.
- Cześć, piękna – powiedział do siostry, gdy pojawił się przed nią z uśmiechem. Spojrzał na przygotowane dobroci i pokiwał z uznaniem głową.
- Ładnie pachnie i jeszcze lepiej wygląda – pochwalił siostrę. - Zaraz wrócę – poszedł wprost do łazienki, by umyć ręce, a w drugiej kolejności do swojej niewielkiej sypialni, gdzie zdjął z siebie górną część ubrania. Stanął przed szafą i znalazł tam zwykłą, białą koszulkę, którą na siebie włożył. Następnie znalazł jedną z koszul, w których chodził po mieszkaniu i narzucił ją na siebie, nie zapinając guzików.
Przebrany wyszedł z pokoju i usiadł przy stole.
Vivian była jak najbardziej miłym urozmaiceniem dla Karla. Pomieszkiwał sam zbyt długo, zdecydowanie. Siostra wniosła do jego skromnego przybytku wiele kobiecej estetyki i radości. Z braćmi zawsze miał gorszy kontakt, za dzieciaka dokuczali mu, a i obecnie nie akceptowali wszystkich wyborów najmłodszego pana Sørensena. Vivian była inna, ona rozumiała jego potrzebę indywidualności, dostrzegała też to, że Karl zawsze stoi murem za rodziną, nawet jeśli wybrał swoją własną drogę, by jakoś ocieplić wizerunek klanu. Rzadko się ze sobą nie zgadzali. Jej obecność była mu naprawdę miła.
- Czym sobie zasłużyłem na taki posiłek? - zapytał zaciekawiony. Odrzucił myśl, że czegoś od niego chciała i próbowała go sobie zjednać potrawą. Nie musiała, mogła mówić wprost, co jej często powtarzał. Może po prostu chciała zrobić coś miłego? Najwidoczniej.
- Przyznaję, że jestem głodny – powiedział. Ciastko-zapychacz już dawno przestało mieć znaczenie.
Miał dobry humor, chociaż nieustannie jego myśli wracały do pewnych spraw i postaci. Krążyły najczęściej wokół pewnej młodej damy, z którą nie widział się już zdecydowanie zbyt długo. Ale ona tak już miała, zawsze była zajęta. A on? Czekał cierpliwie, aż się odezwie. Co poradzić, był na każde jej wezwanie. Naprawdę była jego osobistą muzą.
Otrząsnął się z zamyślenia i wrócił do rzeczywistości.
- Usiądź w końcu, pewnie jesteś na nogach od dawna – powiedział łagodnie.
Sørensen spędził więc intensywnie kilka godzin, a kiedy wrócił do siebie, cieszył się, że zaszyje się w swoim niewielkim przybytku i kto wie, może nawet popracuje trochę nad dodatkami historycznymi do jednego z opowiadań, które miało zostać wydane na łamach jednej z gazet.
Zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku, a potem dobrze wyczyścił buty przed wejściem dalej, wgłąb mieszkania. Rozpiął kamizelkę i poluzował krawat. Karl znany był ze swojej elegancji, ale będąc w domu, zdecydowanie preferował lekki styl.
- Cześć, piękna – powiedział do siostry, gdy pojawił się przed nią z uśmiechem. Spojrzał na przygotowane dobroci i pokiwał z uznaniem głową.
- Ładnie pachnie i jeszcze lepiej wygląda – pochwalił siostrę. - Zaraz wrócę – poszedł wprost do łazienki, by umyć ręce, a w drugiej kolejności do swojej niewielkiej sypialni, gdzie zdjął z siebie górną część ubrania. Stanął przed szafą i znalazł tam zwykłą, białą koszulkę, którą na siebie włożył. Następnie znalazł jedną z koszul, w których chodził po mieszkaniu i narzucił ją na siebie, nie zapinając guzików.
Przebrany wyszedł z pokoju i usiadł przy stole.
Vivian była jak najbardziej miłym urozmaiceniem dla Karla. Pomieszkiwał sam zbyt długo, zdecydowanie. Siostra wniosła do jego skromnego przybytku wiele kobiecej estetyki i radości. Z braćmi zawsze miał gorszy kontakt, za dzieciaka dokuczali mu, a i obecnie nie akceptowali wszystkich wyborów najmłodszego pana Sørensena. Vivian była inna, ona rozumiała jego potrzebę indywidualności, dostrzegała też to, że Karl zawsze stoi murem za rodziną, nawet jeśli wybrał swoją własną drogę, by jakoś ocieplić wizerunek klanu. Rzadko się ze sobą nie zgadzali. Jej obecność była mu naprawdę miła.
- Czym sobie zasłużyłem na taki posiłek? - zapytał zaciekawiony. Odrzucił myśl, że czegoś od niego chciała i próbowała go sobie zjednać potrawą. Nie musiała, mogła mówić wprost, co jej często powtarzał. Może po prostu chciała zrobić coś miłego? Najwidoczniej.
- Przyznaję, że jestem głodny – powiedział. Ciastko-zapychacz już dawno przestało mieć znaczenie.
Miał dobry humor, chociaż nieustannie jego myśli wracały do pewnych spraw i postaci. Krążyły najczęściej wokół pewnej młodej damy, z którą nie widział się już zdecydowanie zbyt długo. Ale ona tak już miała, zawsze była zajęta. A on? Czekał cierpliwie, aż się odezwie. Co poradzić, był na każde jej wezwanie. Naprawdę była jego osobistą muzą.
Otrząsnął się z zamyślenia i wrócił do rzeczywistości.
- Usiądź w końcu, pewnie jesteś na nogach od dawna – powiedział łagodnie.
Vivian Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Sob 19 Lut - 15:47
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Nie była jego matką i nie pilnowała jego kalendarza; mógł wychodzić, kiedy i gdzie chciał, a ona nie pytała w obsesyjnej chęci kontroli jego życia. Czasami pytała z ciekawości, czy robił coś ciekawego, ale nigdy nie oczekiwała meldowania się i spowiadania. To by było niedorzeczne.
Dlatego też nie wiedziała, gdzie był i kiedy wróci, ale pozostało jej mieć nadzieję, że zdąży na ciepły posiłek. Jej modły najwyraźniej zostały wysłuchane, bo kończąc myć patelnię, usłyszała klucz przekręcany w zamku drzwi. Przyspieszyła wykonywaną czynność, żeby móc na spokojnie usiąść do stołu z Karlem.
- Cześć, już myślałam, że nie zdążysz - odwzajemniła uśmiech i kiwnęła głową, kiedy zniknął w odmętach mieszkania. Dała mu chwilę na ogarnięcie, w tym czasie nakładając na ich talerze jedzenie. Była zadowolona ze swojej pracy, choć ostateczny efekt będzie mogła ocenić dopiero po skosztowaniu dania.
- Frikadeller! Dawno nie jedliśmy, a zatęskniłam trochę za obiadami mamy - wyjaśniła pokrótce swój tok rozumowania. Znowu; nie było to wykwintne danie, ot zwyczajne klopsiki. Niemniej przypominały jej o domu i miała nadzieję, że sprawi bratu przyjemność, jeśli ma podobne odczucia odnośnie tego konkretnego dania.
- Przygotowałam je z czysto egoistycznych pobudek - żachnęła się jeszcze, bo absolutnie nic od niego nie chciała, ponad to, co już jej dał - dach nad głową. Nie zamierzała też otwarcie przyznawać, że chciała coś dla niego zrobić, bo jeszcze by się przyzwyczaił do dobroci jej serca, a wtedy dość łatwo zawieść oczekiwania. - Naprawdę nie wiem, czym sobie zasłużyłeś na tak wspaniałą współlokatorkę. To dług, o który wszechświat jeszcze się upomni.
Posłała mu rozbawiony uśmiech, a potem zgodnie z jego sugestią zaprzestała krzątaninę po kuchni i usiadła przy stole.
- Smacznego.
Pierwszy kęs był jak pierwsze spotkanie z nieznajomym; dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. I tutaj się nie zawiodła, bo smak klopsików był bardzo zbliżony do tych, które robiła ich mama. Kiwnęła z aprobatą głową; nie potrzebowała żadnych pochwał, bo sama była z siebie zadowolona.
- Jak ci minął dzień? - zapytała, podnosząc na niego wzrok. Próbowała ocenić, czy ma dobry humor i wyglądało na to, że tak. Nie musiała się więc ograniczać i zanim zdołał udzielić odpowiedzi, dodała:
- Sprzedaliśmy dzisiaj tę kolię, nad którą pracowałam dwa miesiące. Kupiła ją jedna z tych bogatych par, co to chodzą razem na zakupy, a mąż zgadza się na takie błyskotki, żeby ukryć swój romans. Żebyś widział, jak jej się oczy zaświeciły, kiedy zobaczyła naszyjnik - mówiła z wyraźną dumą i zadowoleniem. Zwykle stworzenie biżuterii nie trwało tyle czasu, ale tutaj cały proces był długi. Próbowała stworzyć coś unikalnego, więc samo projektowanie zajęło dwa tygodnie. Potem czekanie na surowce, wytworzenie, umieszczenie klejnotów, dopieszczenie szczegółów; włożyła w to wiele czasu i pracy, ale opłaciło się.
Dlatego też nie wiedziała, gdzie był i kiedy wróci, ale pozostało jej mieć nadzieję, że zdąży na ciepły posiłek. Jej modły najwyraźniej zostały wysłuchane, bo kończąc myć patelnię, usłyszała klucz przekręcany w zamku drzwi. Przyspieszyła wykonywaną czynność, żeby móc na spokojnie usiąść do stołu z Karlem.
- Cześć, już myślałam, że nie zdążysz - odwzajemniła uśmiech i kiwnęła głową, kiedy zniknął w odmętach mieszkania. Dała mu chwilę na ogarnięcie, w tym czasie nakładając na ich talerze jedzenie. Była zadowolona ze swojej pracy, choć ostateczny efekt będzie mogła ocenić dopiero po skosztowaniu dania.
- Frikadeller! Dawno nie jedliśmy, a zatęskniłam trochę za obiadami mamy - wyjaśniła pokrótce swój tok rozumowania. Znowu; nie było to wykwintne danie, ot zwyczajne klopsiki. Niemniej przypominały jej o domu i miała nadzieję, że sprawi bratu przyjemność, jeśli ma podobne odczucia odnośnie tego konkretnego dania.
- Przygotowałam je z czysto egoistycznych pobudek - żachnęła się jeszcze, bo absolutnie nic od niego nie chciała, ponad to, co już jej dał - dach nad głową. Nie zamierzała też otwarcie przyznawać, że chciała coś dla niego zrobić, bo jeszcze by się przyzwyczaił do dobroci jej serca, a wtedy dość łatwo zawieść oczekiwania. - Naprawdę nie wiem, czym sobie zasłużyłeś na tak wspaniałą współlokatorkę. To dług, o który wszechświat jeszcze się upomni.
Posłała mu rozbawiony uśmiech, a potem zgodnie z jego sugestią zaprzestała krzątaninę po kuchni i usiadła przy stole.
- Smacznego.
Pierwszy kęs był jak pierwsze spotkanie z nieznajomym; dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. I tutaj się nie zawiodła, bo smak klopsików był bardzo zbliżony do tych, które robiła ich mama. Kiwnęła z aprobatą głową; nie potrzebowała żadnych pochwał, bo sama była z siebie zadowolona.
- Jak ci minął dzień? - zapytała, podnosząc na niego wzrok. Próbowała ocenić, czy ma dobry humor i wyglądało na to, że tak. Nie musiała się więc ograniczać i zanim zdołał udzielić odpowiedzi, dodała:
- Sprzedaliśmy dzisiaj tę kolię, nad którą pracowałam dwa miesiące. Kupiła ją jedna z tych bogatych par, co to chodzą razem na zakupy, a mąż zgadza się na takie błyskotki, żeby ukryć swój romans. Żebyś widział, jak jej się oczy zaświeciły, kiedy zobaczyła naszyjnik - mówiła z wyraźną dumą i zadowoleniem. Zwykle stworzenie biżuterii nie trwało tyle czasu, ale tutaj cały proces był długi. Próbowała stworzyć coś unikalnego, więc samo projektowanie zajęło dwa tygodnie. Potem czekanie na surowce, wytworzenie, umieszczenie klejnotów, dopieszczenie szczegółów; włożyła w to wiele czasu i pracy, ale opłaciło się.
Karl Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Sob 19 Lut - 16:24
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl pamiętał wspólne posiłki, szczególnie kiedy wmuszano w niego jak najwięcej. Najmłodszy z braci był wątłą i chorowitą chudziną, ale na szczęście z tego wyrósł.
- Pamiętam – powiedział, wracając do tych szczególnych chwil, kiedy wszyscy byli razem. Teraz było to dość rzadkim widokiem. Po jego wyborach życiowej drogi, młodzieniec nie był mile widziany przy rodzinnym stole, bo nie pasował do reszty. Z czasem się to zmieniło, ale zawsze czuł się gorszy przy reszcie. Nawet jeśli starał się jak mógł, by godnie reprezentować klan. Być może ojciec by mu wybaczył, gdyby Karl się dobrze ożenił.
Mężczyzna spojrzał z uwagą na siostrę.
- Wiesz, że się cieszę, że cię tu mam – powiedział szczerze. Zawsze traktował ją jak równą sobie, a nie gorszą z powodu płci. Była jego ukochaną, młodszą siostrą, o którą dbał i chciał, by była szczęśliwa. Póki co mógł użyczyć pokoju w swoim mieszkaniu, ale zrobiłby dla niej o wiele więcej, gdyby tylko mógł.
- Wzajemnie – odpowiedział, po czym zabrał się do jedzenia. Smakował danie wolno, delektując się każdym kęsem. Musiał przyznać, że było dobre, naprawdę przypominał mu się dom.
- Udało ci się, naprawdę dobre – pochwalił i z ochotą pałaszował dalej. Przez chwilę słychać było tylko dźwięk stukania widelcem po talerzu, ale kiedy Vivian zadała pytanie, Karl odpowiedział natychmiast.
- Miałem kilka spotkań – wyjaśnił. - Najpierw z wydawcą, potem byłem na kawie z grafikiem, który zilustruje drugie wydanie mojej ostatniej książki, no i w końcu odwiedziłem kolegę, do którego wybierałem się już od jakiegoś czasu, biedak choruje – westchnął. Martwił się o niego, ponoć medycy mieli naprawdę wielki problem z jego dziwną przypadłością i powtarzającymi się oznakami alergii.
- I zleciało mi na tym trochę czasu – zakończył. Kiedy zaś Vivian opowiedziała o swoim sukcesie w pracy, uśmiechnął się i pokiwał z uznaniem głową.
- Cudownie! Mówiłem ci, że kogoś zainteresuje – przypomniał. - A właśnie, będę miał dla ciebie osobiste zlecenie. Chciałem coś wyjątkowego na prezent. Nic… hmmm… nic rzucającego się w oczy. Coś skromnego, eleganckiego i pasujące do osoby z klasą – powiedział, nie patrząc teraz na siostrę. Widelcem dziabał jedzenie i myślał, co jeszcze powiedzieć.
Oczywiście chodziło mu o prezent dla Lumikki. Oldenburgowie mieli dobre relacje z Sørensenami i wszelka biżuteria, w której pokazywały się członkinie klanu, pochodziło właśnie od ich rodziny. Ostatnio Lumi jaśniała jak gwiazda, mając na sobie wspaniałe dzieło Sørensenów,
- Jak myślisz, dasz radę? - niebieskie oczy błysnęły, znów patrząc na Vivian.
- Pamiętam – powiedział, wracając do tych szczególnych chwil, kiedy wszyscy byli razem. Teraz było to dość rzadkim widokiem. Po jego wyborach życiowej drogi, młodzieniec nie był mile widziany przy rodzinnym stole, bo nie pasował do reszty. Z czasem się to zmieniło, ale zawsze czuł się gorszy przy reszcie. Nawet jeśli starał się jak mógł, by godnie reprezentować klan. Być może ojciec by mu wybaczył, gdyby Karl się dobrze ożenił.
Mężczyzna spojrzał z uwagą na siostrę.
- Wiesz, że się cieszę, że cię tu mam – powiedział szczerze. Zawsze traktował ją jak równą sobie, a nie gorszą z powodu płci. Była jego ukochaną, młodszą siostrą, o którą dbał i chciał, by była szczęśliwa. Póki co mógł użyczyć pokoju w swoim mieszkaniu, ale zrobiłby dla niej o wiele więcej, gdyby tylko mógł.
- Wzajemnie – odpowiedział, po czym zabrał się do jedzenia. Smakował danie wolno, delektując się każdym kęsem. Musiał przyznać, że było dobre, naprawdę przypominał mu się dom.
- Udało ci się, naprawdę dobre – pochwalił i z ochotą pałaszował dalej. Przez chwilę słychać było tylko dźwięk stukania widelcem po talerzu, ale kiedy Vivian zadała pytanie, Karl odpowiedział natychmiast.
- Miałem kilka spotkań – wyjaśnił. - Najpierw z wydawcą, potem byłem na kawie z grafikiem, który zilustruje drugie wydanie mojej ostatniej książki, no i w końcu odwiedziłem kolegę, do którego wybierałem się już od jakiegoś czasu, biedak choruje – westchnął. Martwił się o niego, ponoć medycy mieli naprawdę wielki problem z jego dziwną przypadłością i powtarzającymi się oznakami alergii.
- I zleciało mi na tym trochę czasu – zakończył. Kiedy zaś Vivian opowiedziała o swoim sukcesie w pracy, uśmiechnął się i pokiwał z uznaniem głową.
- Cudownie! Mówiłem ci, że kogoś zainteresuje – przypomniał. - A właśnie, będę miał dla ciebie osobiste zlecenie. Chciałem coś wyjątkowego na prezent. Nic… hmmm… nic rzucającego się w oczy. Coś skromnego, eleganckiego i pasujące do osoby z klasą – powiedział, nie patrząc teraz na siostrę. Widelcem dziabał jedzenie i myślał, co jeszcze powiedzieć.
Oczywiście chodziło mu o prezent dla Lumikki. Oldenburgowie mieli dobre relacje z Sørensenami i wszelka biżuteria, w której pokazywały się członkinie klanu, pochodziło właśnie od ich rodziny. Ostatnio Lumi jaśniała jak gwiazda, mając na sobie wspaniałe dzieło Sørensenów,
- Jak myślisz, dasz radę? - niebieskie oczy błysnęły, znów patrząc na Vivian.
Vivian Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Sob 19 Lut - 18:46
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Wiedziała, że Karl miał nieco inne relacje z braćmi, a teraz również i z rodzicami. Rozumiała podejście obu stron i była pewnego rodzaju mediatorem. Przy reszcie rodziny zawsze stała po stronie Karla, a w rozmowie z nim broniła rodziców i pozostałych braci.
Miała wrażenie, że przez to, że jest kobietą, mniej od niej oczekiwali; na pewno chcieli ją dobrze wydać za mąż i nie przewidywali kariery innej niż jubilerskiej. Przynajmniej z tym drugim się nie pomylili. Nie zamierzała szukać męża na siłę. A co do braci; zawsze była ich oczkiem w głowie, ale jednocześnie wiedziała, że postrzegają ją jako tą najsłabszą. Pewnie dlatego robiła, co mogła, by udowodnić im, że są w błędzie.
- Wiem - uśmiechnęła się jeszcze; miało to wyrazić wiele - jej wdzięczność i miłość. Rozmawianie o o tym i innych słabościach przychodziło jej z trudem. Karl jako pisarz miał większą swobodę wypowiadanych słów. Wychowując się z braćmi niejednokrotnie musiała walczyć o swoje, co tylko zahartowało jej charakter. Mało co ją rozczulało; wiedziała, czego chciała; nie bała się wypowiedzieć swoich myśli.
- Cieszę się, że ci smakuje - odparła. Najlepszym tego dowodem była widoczna ochota, z jaką pochłaniał potrawę. Nie posądzała go o kłamstwo, ale domyślała się, że mógłby rozminąć się z prawdą, gdyby uznał, że inaczej sprawiłby jej przykrość; nie dbała o to, dopóki wiedziała, że w istotnych sprawach nigdy by jej nie okłamał.
- Nie mogę się doczekać wydania. Szykuje się bestseller - wyszczerzyła zęby; nie mówiła tak tylko po to, żeby podbudować jego ego - naprawdę miała przeczucie, że to będzie hit.
Skrzywiła się nieco na wzmiankę o chorobie. Współczuła oczywiście, ale przywołało to na myśl jej własną.
- Minęły już cztery miesiące od ostatniego ataku - wspomniała jakby mimochodem; jakby w ogóle jej to nie ruszało, ale oboje wiedzieli, że to nieprawda. Kolejny epizod bólączki mógł się zacząć w dowolnej chwili; była przerażona myślą, że znowu będzie przeżywać katusze - nie wiadomo kiedy, nie wiadomo co, nie wiadomo ile czasu. Jedyną prawidłowość jaką zauważyła, to kilkumiesięczny odstęp między atakami. Co też w każdej chwili może ulec zmianie.
Potrząsnęła gwałtownie głową, żeby wyrzucić z niej nieprzyjemne myśli i wspomnienia.
- Mam nadzieję, że uda się go wyleczyć - nie życzyła nikomu źle, a wiedziała jak to jest, zmagać się z chorobą; tym więcej współczucia miała dla innych osób.
To prawda, Karl był niesamowitym wsparciem zawsze, kiedy go potrzebowała. Podobała mu się większość wykonanej przez nią biżuterii.
- Hmm, dla kogo? - zapytała niewinnie. Mogła strzelać w ciemno, że prezent był dla Lumikki, ale nie chciała go krępować, więc pozwoliła mu rozwinąć myśl. W końcu jeśli ma coś wykonać, musi wiedzieć jak najwięcej o osobie, która ma to nosić. Całe szczęście o jego przyjaciółce wiedziała całkiem sporo.
- Pewnie, że dam radę. Konkretny rodzaj biżuterii? - zapytała jeszcze, żeby sprecyzować jego oczekiwania. Miał ten komfort, że jako jej brat będzie miał dostęp od początku do końca w procesie tworzenia; o ile zechce. Jeśli zda się na jej gust, to wykona najpiękniejszą biżuterię do tej pory. Może ten gest w końcu uświadomi biedną Lumi o uczuciach Karla. A może w końcu zdecydował się z nią porozmawiać? To byłoby logiczne, ale wątpiła w taki scenariusz.
Miała wrażenie, że przez to, że jest kobietą, mniej od niej oczekiwali; na pewno chcieli ją dobrze wydać za mąż i nie przewidywali kariery innej niż jubilerskiej. Przynajmniej z tym drugim się nie pomylili. Nie zamierzała szukać męża na siłę. A co do braci; zawsze była ich oczkiem w głowie, ale jednocześnie wiedziała, że postrzegają ją jako tą najsłabszą. Pewnie dlatego robiła, co mogła, by udowodnić im, że są w błędzie.
- Wiem - uśmiechnęła się jeszcze; miało to wyrazić wiele - jej wdzięczność i miłość. Rozmawianie o o tym i innych słabościach przychodziło jej z trudem. Karl jako pisarz miał większą swobodę wypowiadanych słów. Wychowując się z braćmi niejednokrotnie musiała walczyć o swoje, co tylko zahartowało jej charakter. Mało co ją rozczulało; wiedziała, czego chciała; nie bała się wypowiedzieć swoich myśli.
- Cieszę się, że ci smakuje - odparła. Najlepszym tego dowodem była widoczna ochota, z jaką pochłaniał potrawę. Nie posądzała go o kłamstwo, ale domyślała się, że mógłby rozminąć się z prawdą, gdyby uznał, że inaczej sprawiłby jej przykrość; nie dbała o to, dopóki wiedziała, że w istotnych sprawach nigdy by jej nie okłamał.
- Nie mogę się doczekać wydania. Szykuje się bestseller - wyszczerzyła zęby; nie mówiła tak tylko po to, żeby podbudować jego ego - naprawdę miała przeczucie, że to będzie hit.
Skrzywiła się nieco na wzmiankę o chorobie. Współczuła oczywiście, ale przywołało to na myśl jej własną.
- Minęły już cztery miesiące od ostatniego ataku - wspomniała jakby mimochodem; jakby w ogóle jej to nie ruszało, ale oboje wiedzieli, że to nieprawda. Kolejny epizod bólączki mógł się zacząć w dowolnej chwili; była przerażona myślą, że znowu będzie przeżywać katusze - nie wiadomo kiedy, nie wiadomo co, nie wiadomo ile czasu. Jedyną prawidłowość jaką zauważyła, to kilkumiesięczny odstęp między atakami. Co też w każdej chwili może ulec zmianie.
Potrząsnęła gwałtownie głową, żeby wyrzucić z niej nieprzyjemne myśli i wspomnienia.
- Mam nadzieję, że uda się go wyleczyć - nie życzyła nikomu źle, a wiedziała jak to jest, zmagać się z chorobą; tym więcej współczucia miała dla innych osób.
To prawda, Karl był niesamowitym wsparciem zawsze, kiedy go potrzebowała. Podobała mu się większość wykonanej przez nią biżuterii.
- Hmm, dla kogo? - zapytała niewinnie. Mogła strzelać w ciemno, że prezent był dla Lumikki, ale nie chciała go krępować, więc pozwoliła mu rozwinąć myśl. W końcu jeśli ma coś wykonać, musi wiedzieć jak najwięcej o osobie, która ma to nosić. Całe szczęście o jego przyjaciółce wiedziała całkiem sporo.
- Pewnie, że dam radę. Konkretny rodzaj biżuterii? - zapytała jeszcze, żeby sprecyzować jego oczekiwania. Miał ten komfort, że jako jej brat będzie miał dostęp od początku do końca w procesie tworzenia; o ile zechce. Jeśli zda się na jej gust, to wykona najpiękniejszą biżuterię do tej pory. Może ten gest w końcu uświadomi biedną Lumi o uczuciach Karla. A może w końcu zdecydował się z nią porozmawiać? To byłoby logiczne, ale wątpiła w taki scenariusz.
Karl Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Sro 9 Mar - 12:21
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl wysłuchał siostry i mimowolnie się uśmiechnął.
- Wiesz, nie byłbym aż takim optymistą, ale mam nadzieję, że moja nowa powieść będzie dla wielu pocieszeniem i pokrzepieniem w trudnych czasach – właśnie taki był plan, bo starał się, by przekaz zawsze był jasny i pozytywny. Nie chciał dobijać innych swoimi wypocinami, tylko sprawić, by nadzieja i wiara powróciły do człowieka, nawet jeśli był w trudnej sytuacji.
Karl walczył o swoje marzenia bardzo długo, ale wytrwale. To musiało się jakoś przełożyć na jego książki. W końcu pesymistów i czarnowidzów było zbyt wiele.
Zasępił się, gdy wspomniała o chorobie. Nie chciał jej zasmucać. Nie chodziło mu o to, by przywołać złe wspomnienia, wyciągnął rękę ku siostrze i ujął jej dłoń.
- Nie jesteś sama, wiesz o tym. Ciężko mi jest się postawić na twoim miejscu, ale wiem, że będzie dobrze – miał nadzieję, że nie będzie musiała znowu cierpieć. Nie chciał tego, czuł się bezradny wobec tego, co czuła. Chciał, lecz nie mógł jej pomóc. Mógł tylko wesprzeć i wierzyć, że znów da radę to przetrwać.
- Ja też – odparł, odnośnie swojego znajomego. Nie wracał już do tematu choroby, bo nie chciał, by Vivian była smutna. Brat miał ją wspierać, a nie dobijać.
Było łatwo zgadnąć, o kogo mu chodziło. Przyjaźnił się z panną Oldenburg od wielu lat, często pokazywali się razem, chociaż ostatnio jakoś nie było im po drodze i martwił się ty, czy z przyjaciółką wszystko w porządku.
- Dla Lumi – odpowiedział, wpatrując się w talerz, jakby chciał w nim ujrzeć coś szczególnie fascynującego. - Nie wiem tylko, czy przyjmie taki prezent, ale… no ma od nas wiele biżuterii, pomyślałem sobie, że przyda jej się coś oryginalnego, a ty zawsze masz wspaniałe pomysły – Karl wielbił każą drogę, po której szła dziewczyna i nie było sensu temu zaprzeczać, przynajmniej jeśli chodziło o siostrę.
- Pomyślałem, że może byłaby to jakaś ozdoba do włosów. Spinka, lub coś innego, ale wiesz, eleganckiego i gustownego. Ty się na tym doskonale znasz. Kolii czy kolczyków ma już wiele, chciałbym podarować jej coś, co będzie unikatem – taka była przecież ich relacja, unikalna, piękna i godna naśladowania. Karl bał się tylko tego, że nie przyjmie takiego prezentu. Chciał mimo wszystko, by zgodziła się na podarek. Miał wyrażać głębokie uwielbienie i podziw. Poza tym, czy ktoś inny sprawiał, że czuł się taki szczęśliwy, zrozumiany i pełen nadziei na lepsze jutro? Nie. Lumikki była wyjątkowa. Szkoda, że tak późno odkrył to, co do niej czuje.
- Wiesz, nie byłbym aż takim optymistą, ale mam nadzieję, że moja nowa powieść będzie dla wielu pocieszeniem i pokrzepieniem w trudnych czasach – właśnie taki był plan, bo starał się, by przekaz zawsze był jasny i pozytywny. Nie chciał dobijać innych swoimi wypocinami, tylko sprawić, by nadzieja i wiara powróciły do człowieka, nawet jeśli był w trudnej sytuacji.
Karl walczył o swoje marzenia bardzo długo, ale wytrwale. To musiało się jakoś przełożyć na jego książki. W końcu pesymistów i czarnowidzów było zbyt wiele.
Zasępił się, gdy wspomniała o chorobie. Nie chciał jej zasmucać. Nie chodziło mu o to, by przywołać złe wspomnienia, wyciągnął rękę ku siostrze i ujął jej dłoń.
- Nie jesteś sama, wiesz o tym. Ciężko mi jest się postawić na twoim miejscu, ale wiem, że będzie dobrze – miał nadzieję, że nie będzie musiała znowu cierpieć. Nie chciał tego, czuł się bezradny wobec tego, co czuła. Chciał, lecz nie mógł jej pomóc. Mógł tylko wesprzeć i wierzyć, że znów da radę to przetrwać.
- Ja też – odparł, odnośnie swojego znajomego. Nie wracał już do tematu choroby, bo nie chciał, by Vivian była smutna. Brat miał ją wspierać, a nie dobijać.
Było łatwo zgadnąć, o kogo mu chodziło. Przyjaźnił się z panną Oldenburg od wielu lat, często pokazywali się razem, chociaż ostatnio jakoś nie było im po drodze i martwił się ty, czy z przyjaciółką wszystko w porządku.
- Dla Lumi – odpowiedział, wpatrując się w talerz, jakby chciał w nim ujrzeć coś szczególnie fascynującego. - Nie wiem tylko, czy przyjmie taki prezent, ale… no ma od nas wiele biżuterii, pomyślałem sobie, że przyda jej się coś oryginalnego, a ty zawsze masz wspaniałe pomysły – Karl wielbił każą drogę, po której szła dziewczyna i nie było sensu temu zaprzeczać, przynajmniej jeśli chodziło o siostrę.
- Pomyślałem, że może byłaby to jakaś ozdoba do włosów. Spinka, lub coś innego, ale wiesz, eleganckiego i gustownego. Ty się na tym doskonale znasz. Kolii czy kolczyków ma już wiele, chciałbym podarować jej coś, co będzie unikatem – taka była przecież ich relacja, unikalna, piękna i godna naśladowania. Karl bał się tylko tego, że nie przyjmie takiego prezentu. Chciał mimo wszystko, by zgodziła się na podarek. Miał wyrażać głębokie uwielbienie i podziw. Poza tym, czy ktoś inny sprawiał, że czuł się taki szczęśliwy, zrozumiany i pełen nadziei na lepsze jutro? Nie. Lumikki była wyjątkowa. Szkoda, że tak późno odkrył to, co do niej czuje.
Vivian Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Pon 14 Mar - 22:50
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Uśmiechnęła się lekko na słowa brata - jego racjonalne myślenie było jak najbardziej zdrowe; sama również była racjonalistką, ale w niektórych sprawach szala przechylała się w stronę optymistycznego podejścia. Właśnie tak było w przypadku kariery brata, wierzyła w niego do tego stopnia, że nie brała nawet pod uwagę innych opcji.
- Na pewno będzie - potwierdziła.
Między innymi to lubiła w jego dziełach - pozytywny przekaz; wiedziała, że chce dodawać galdrom otuchy i nadziei. Uważała, że to godne podziwu, choć jej masochistyczna natura lubiła zadręczać się problemami fikcyjnych bohaterów - zupełnie jakby w jej życiu ich brakowało, o ironio.
- Wiem - odparła na wydechu, co brzmiało bardziej jak westchnięcie. Nie lubiła się nad sobą użalać, choć sytuacja nie była kolorowa; martwienie brata również należało do ostatnich rzeczy, których by pragnęła. Nie dawała po sobie poznać, jak bardzo przeżywa wszystko w swojej głowie - miał swoje zmartwienia, a przecież już dość mu zawdzięczała.
Najgorszą świadomością była nieuleczalność choroby i fakt, że nie mogła sobie w żaden sposób ulżyć w trakcie ataku. Nie miała pojęcia, jak to będzie dalej wyglądało, bo podania nie były zbyt optymistyczne - chorzy najczęściej tracili rozum. Starała się o tym nie myśleć, bo skoro nie mogła nic na to poradzić, to rozmyślanie o tym jeszcze szybciej doprowadzi ją do szaleństwa.
Uśmiechnęła się blado odnośnie znajomego Karla, ale i ona nie chciała kontynuować tematu. Szczęście, że po chwili weszli na przyjemniejsze tematy - po tych zdecydowanie chętniej dryfowała; zwłaszcza, jeśli dotyczyły Lumikki. Oczywiście, że domyślała się, komu planuje zrobić prezent, ale musiała mieć pewność. Bawiło ją, w jaki sposób Karl unikał teraz kontaktu wzrokowego; a ona przecież była po jego stronie! Razem z Lumi stworzyliby świetną parę i tego im życzyła.
- Jeśli powiesz, że ja go wykonałam, to na pewno przyjmie - nawet poczułaby się trochę urażona, gdyby nie chciała przyjąć, ale prawdopodobnie prezent wiąże się z wyznaniem uczuć; życzyła mu jak najlepiej, ale nie mogła zagwarantować, że ich spotkanie przebiegnie zgodnie z jego planem. Niemniej trzymała kciuki.
- Dobry pomysł. A może elegancki grzebień? Pokażę ci kilka szkiców... - poderwała się z miejsca i pognała do swojego pokoju, żeby sięgnąć po szkicownik. W głowie miała już kilka pomysłów, zresztą widać było, że sama propozycja stworzenia czegoś nowego była dla niej ekscytująca. Wróciła do stołu i zajęła miejsce obok brata, kładąc przed nimi skarbnicę jej pomysłów. Zaczęła wertować strony, żeby znaleźć odpowiedni rodzaj biżuterii.
- Może coś takiego? Niezbyt skomplikowany wzór, ale jednocześnie przykuwający uwagę - zaproponowała i nie dając mu czasu na odpowiedź, zaczęła przerzucać strony do następnego szkicu. - Albo taki. Albo taki. Ten też jest warty uwagi.
Pokazała mu kilka projektów, które oczywiście mogła dowolnie zmodyfikować na jego potrzeby. W zależności, co dokładnie chodziło mu po głowie. W tym szale zupełnie zapomniała, że w szkicowniku miała wetkniętych kilka listów od Einara. W trakcie przerzucania stron i oglądania biżuterii, wysypały się na stół. Automatycznie zaczęła je zbierać, może nieco zbyt gwałtownie.
[szkice, które pokazała:
klik klik klik klik]
- Na pewno będzie - potwierdziła.
Między innymi to lubiła w jego dziełach - pozytywny przekaz; wiedziała, że chce dodawać galdrom otuchy i nadziei. Uważała, że to godne podziwu, choć jej masochistyczna natura lubiła zadręczać się problemami fikcyjnych bohaterów - zupełnie jakby w jej życiu ich brakowało, o ironio.
- Wiem - odparła na wydechu, co brzmiało bardziej jak westchnięcie. Nie lubiła się nad sobą użalać, choć sytuacja nie była kolorowa; martwienie brata również należało do ostatnich rzeczy, których by pragnęła. Nie dawała po sobie poznać, jak bardzo przeżywa wszystko w swojej głowie - miał swoje zmartwienia, a przecież już dość mu zawdzięczała.
Najgorszą świadomością była nieuleczalność choroby i fakt, że nie mogła sobie w żaden sposób ulżyć w trakcie ataku. Nie miała pojęcia, jak to będzie dalej wyglądało, bo podania nie były zbyt optymistyczne - chorzy najczęściej tracili rozum. Starała się o tym nie myśleć, bo skoro nie mogła nic na to poradzić, to rozmyślanie o tym jeszcze szybciej doprowadzi ją do szaleństwa.
Uśmiechnęła się blado odnośnie znajomego Karla, ale i ona nie chciała kontynuować tematu. Szczęście, że po chwili weszli na przyjemniejsze tematy - po tych zdecydowanie chętniej dryfowała; zwłaszcza, jeśli dotyczyły Lumikki. Oczywiście, że domyślała się, komu planuje zrobić prezent, ale musiała mieć pewność. Bawiło ją, w jaki sposób Karl unikał teraz kontaktu wzrokowego; a ona przecież była po jego stronie! Razem z Lumi stworzyliby świetną parę i tego im życzyła.
- Jeśli powiesz, że ja go wykonałam, to na pewno przyjmie - nawet poczułaby się trochę urażona, gdyby nie chciała przyjąć, ale prawdopodobnie prezent wiąże się z wyznaniem uczuć; życzyła mu jak najlepiej, ale nie mogła zagwarantować, że ich spotkanie przebiegnie zgodnie z jego planem. Niemniej trzymała kciuki.
- Dobry pomysł. A może elegancki grzebień? Pokażę ci kilka szkiców... - poderwała się z miejsca i pognała do swojego pokoju, żeby sięgnąć po szkicownik. W głowie miała już kilka pomysłów, zresztą widać było, że sama propozycja stworzenia czegoś nowego była dla niej ekscytująca. Wróciła do stołu i zajęła miejsce obok brata, kładąc przed nimi skarbnicę jej pomysłów. Zaczęła wertować strony, żeby znaleźć odpowiedni rodzaj biżuterii.
- Może coś takiego? Niezbyt skomplikowany wzór, ale jednocześnie przykuwający uwagę - zaproponowała i nie dając mu czasu na odpowiedź, zaczęła przerzucać strony do następnego szkicu. - Albo taki. Albo taki. Ten też jest warty uwagi.
Pokazała mu kilka projektów, które oczywiście mogła dowolnie zmodyfikować na jego potrzeby. W zależności, co dokładnie chodziło mu po głowie. W tym szale zupełnie zapomniała, że w szkicowniku miała wetkniętych kilka listów od Einara. W trakcie przerzucania stron i oglądania biżuterii, wysypały się na stół. Automatycznie zaczęła je zbierać, może nieco zbyt gwałtownie.
[szkice, które pokazała:
klik klik klik klik]
Karl Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Wto 15 Mar - 14:23
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl wiedział, że jest w trudnej sytuacji jeśli chodzi o Lumi. On nie był zamożny, niewiele więc miał do powiedzenia, ale był szczery w intencjach i uczuciach. Co poradzić, że serce mówiło więcej niż rozum. Tak to już było w życiu. Chociaż wierzył w przyjaźń damsko – męską, to jednak w tym przypadku działo się już coś więcej. Nie wstydził się tego, ale nie chciał, by dziewczyna miała przez to kłopoty.
- Powiem jej z pewnością – ależ oczywiście, że tak. Należało zareklamować doskonałą pracę. Vivian była bardzo zdolną osobą, należały jej się słowa uznania i zachwyt. Miała godną podziwu wyobraźnię, a zapał do pracy też był niezwykły. Wiedział, że tak szczególne i delikatne zamówienie mogła wcielić w życie tylko ona.
- Hmm, pewnie. Chętnie zobaczę – zanim je przyniosła, Karl wziął się za jedzenie, bo mimo wszystko był głodny i nie chciał, by wystygło.
Kiedy siostra wróciła z projektami, odsunął nieco talerz na bok, by nie pobrudzić kartek i przyjrzał się temu, co miała ze sobą Vivian.
- Wydaje mi się, że trzeci i czwarty przejdą do finału – zdecydowanie pasowały do Lumi, jej charakteru i tego, co sobą reprezentuje – Ten trzeci ma w sobie taką klasykę, elegancję dawnych minionych wieków – powiedział, szczerze zachwycony tym szkicem. - A kolejny jest taki… przyjazny, pasuje do osoby radosnej, do promyka szczęścia – czyli do panny Oldenburg pasuje jak ulał.
- Nie wiem, czy dałoby się jakoś połączyć te projekty, ale jeśli nie, to chyba postawię na klasykę, bo jednak takich rzeczy jest teraz niewiele, stąd jego unikalność – wyjaśnił, zamyślony. W swojej głowie miał już obrazy Lumikki z tym małym dziełem sztuki, wpiętym we włosy. Pasowałby do niej, naprawdę. - Nie wiem jak zareaguje na prezent. To dość osobisty podarek, a ja… - tym razem popatrzył siostrze w oczy.
– A ja nie wiem jak się przyznać do tego, co czuję. Może to mi pomoże jakoś się w sobie zebrać. Nawet jeśli dostanę kosza, chciałbym wiedzieć, że nasza przyjaźń nie minie. Mogę czekać, ale chciałbym wiedzieć, czy mam jakąś szansę – wyznał.
- Zabawne, że piszę książki, umiem się wysławiać i lubię rozmawiać, a na tak delikatne tematy nie umiem znaleźć odpowiednich słów. Jestem beznadziejny albo beznadziejnie zakochany – albo jedno i drugie?
- Nasza przyjaźń była oparta na szczerości i wsparciu, szalonych momentach beztroski i poważnych sprawach, którymi się dzieliliśmy – mówił dalej. - Sam nie wiem, dlaczego tak długo nie potrafiłem dostrzec tego, że ją kocham. Pierwszy raz coś takiego czuję i… chciałbym wiedzieć, czy mam szansę, czy powinienem zapomnieć. Myślę o niej zawsze, gdy kładę się spać i kiedy otwieram rano oczy. Tyle pisałem o miłości, a sam jej nie zauważyłem – odetchnął głęboko i oparł głowę na ręce.
Dopiero po chwili spojrzał na listy, które wypadły na stół, a które tak pospiesznie zbierała panna Sørensen. Jeden jednak spoczął tuż obok jego ręki, więc po niego sięgnął.
- Z kim tak korespondujesz? - zapytał ciekawy. Nie zabraniał jej niczego, ale był ostrożny. O tym samym mówił zawsze Vivian. Była dorosła, lecz mimo wszystko chciał ją chronić przed rozczarowaniami i niebezpieczeństwem tego świata.
- Powiem jej z pewnością – ależ oczywiście, że tak. Należało zareklamować doskonałą pracę. Vivian była bardzo zdolną osobą, należały jej się słowa uznania i zachwyt. Miała godną podziwu wyobraźnię, a zapał do pracy też był niezwykły. Wiedział, że tak szczególne i delikatne zamówienie mogła wcielić w życie tylko ona.
- Hmm, pewnie. Chętnie zobaczę – zanim je przyniosła, Karl wziął się za jedzenie, bo mimo wszystko był głodny i nie chciał, by wystygło.
Kiedy siostra wróciła z projektami, odsunął nieco talerz na bok, by nie pobrudzić kartek i przyjrzał się temu, co miała ze sobą Vivian.
- Wydaje mi się, że trzeci i czwarty przejdą do finału – zdecydowanie pasowały do Lumi, jej charakteru i tego, co sobą reprezentuje – Ten trzeci ma w sobie taką klasykę, elegancję dawnych minionych wieków – powiedział, szczerze zachwycony tym szkicem. - A kolejny jest taki… przyjazny, pasuje do osoby radosnej, do promyka szczęścia – czyli do panny Oldenburg pasuje jak ulał.
- Nie wiem, czy dałoby się jakoś połączyć te projekty, ale jeśli nie, to chyba postawię na klasykę, bo jednak takich rzeczy jest teraz niewiele, stąd jego unikalność – wyjaśnił, zamyślony. W swojej głowie miał już obrazy Lumikki z tym małym dziełem sztuki, wpiętym we włosy. Pasowałby do niej, naprawdę. - Nie wiem jak zareaguje na prezent. To dość osobisty podarek, a ja… - tym razem popatrzył siostrze w oczy.
– A ja nie wiem jak się przyznać do tego, co czuję. Może to mi pomoże jakoś się w sobie zebrać. Nawet jeśli dostanę kosza, chciałbym wiedzieć, że nasza przyjaźń nie minie. Mogę czekać, ale chciałbym wiedzieć, czy mam jakąś szansę – wyznał.
- Zabawne, że piszę książki, umiem się wysławiać i lubię rozmawiać, a na tak delikatne tematy nie umiem znaleźć odpowiednich słów. Jestem beznadziejny albo beznadziejnie zakochany – albo jedno i drugie?
- Nasza przyjaźń była oparta na szczerości i wsparciu, szalonych momentach beztroski i poważnych sprawach, którymi się dzieliliśmy – mówił dalej. - Sam nie wiem, dlaczego tak długo nie potrafiłem dostrzec tego, że ją kocham. Pierwszy raz coś takiego czuję i… chciałbym wiedzieć, czy mam szansę, czy powinienem zapomnieć. Myślę o niej zawsze, gdy kładę się spać i kiedy otwieram rano oczy. Tyle pisałem o miłości, a sam jej nie zauważyłem – odetchnął głęboko i oparł głowę na ręce.
Dopiero po chwili spojrzał na listy, które wypadły na stół, a które tak pospiesznie zbierała panna Sørensen. Jeden jednak spoczął tuż obok jego ręki, więc po niego sięgnął.
- Z kim tak korespondujesz? - zapytał ciekawy. Nie zabraniał jej niczego, ale był ostrożny. O tym samym mówił zawsze Vivian. Była dorosła, lecz mimo wszystko chciał ją chronić przed rozczarowaniami i niebezpieczeństwem tego świata.
Vivian Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Wto 15 Mar - 23:04
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Nie potrzebowała chwalić się swoją biżuterią, jej dzieła broniły się same, niemniej dodatkowe reklamowanie było ściśle skorelowane z reputacją ich sklepu, w konsekwencji rodu. A robiła, co mogła, żeby wszystko naprawić; niestety takie zmiany zachodzą z czasem i być może nie uda jej się osiągnąć celu za życia — co nie znaczy, że się podda.
W szkicowniku rysowała najczęściej biżuterię, którą w niedalekiej przyszłości zamierzała wykonać. Nie byłaby w stanie zmieścić w nim wszystkich pomysłów; tych miała co niemiara. Jedne zachwycały bogactwem szczegółów — błyszczące kamienie i perły dominowały, przypominając królewską biżuterię; inne w swej prostocie oddawały skromny charakter przyszłej właścicielki.
Nie chciała mu narzucać konkretnej wizji, to musiał być prezent od serca, a ona miała być tylko wykonawcą — dołoży wszelkich starań, by był to najlepszy grzebyk do włosów, jaki do tej pory zrobiła, ale to on musiał wybrać.
- Również uważam, że ten najbardziej będzie do niej pasował - pokazuje trzeci projekt i kiwa głową; klasyczny, elegancki wzór najbardziej jej się przyda na salonach — jednocześnie zwróci uwagę swą unikalnością, co w konsekwencji doda jej jeszcze uroku.
- Spróbuje je połączyć i stworzyć coś unikalnego - zapisała na marginesie uwagi, które później wykorzysta w rysowaniu ostatecznej wersji; bardzo poważnie potraktowała to zlecenie i Karl mógł być pewny, że da z siebie 110%. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy mówił o 'promyku szczęścia'; wspaniale widzieć zakochanego brata, aczkolwiek nie mogła przestać się martwić — co będzie, jeśli Lumi nie odwzajemni jego uczuć? Będzie zdewastowany; nie chciała myśleć w taki sposób, ale gdzieś z tyłu głowy ciążyła jej taka świadomość.
Rozmawianie o uczuciach nigdy nie było dla niej łatwe, o niebo lepiej było zamknąć się w ochronnej skorupie i nie dopuszczać do siebie potencjalnych cierpień — tyle że nie zawsze się dało, nie zawsze chciała być zamknięta na nowe doświadczenia. Zauważyła, że im bardziej się zamyka na złe, tym więcej dobrego jej umyka. Daleko jej było do eksperta od miłości, więc nie miała kompetencji do udzielania rad. Sposób, w jaki się otworzył był dość niezwykły dla ich relacji — cieszyła się, że ufa jej na tyle, żeby powierzyć to, co ciąży mu na sercu; zawsze mógł na nią liczyć, choć teraz czuła się bezsilna. Sam musiał zadbać o swoją przyszłość i dalsze relacje z panną Oldenburg — ona jako siostra mogła wspierać i kibicować, co też robiła.
- Może spróbuj napisać list od serca i wręczyć jej razem z prezentem? Niech przeczyta go przy tobie, to będzie podstawa dalszej rozmowy - zaproponowała rozwiązanie, którego nawet nie była pewna. Jako pisarz miał większą swobodę słowa pisanego, więc domyślała się, że byłoby mu łatwiej wyrazić uczucia na papierze — a wciąż można z tego uczyć niesamowicie romantyczny gest, który zwali ją z nóg.
- To chyba cecha rodzinna, że nie do końca radzimy sobie z rozmowami o uczuciach - ciche westchnięcie wyrwało jej się po tych słowach; z całą pewnością nie uważała go za beznadziejnego — zakochanie robi swoje i też zmienia punkt widzenia.
Kiwnęła głową; z jednej strony zazdrościła mu tak silnego uczucia, które kiełkowało od zarania ich przyjaźni — to piękne, kiedy na tak silnych fundamentach powstaje solidna konstrukcja. Wierzyła, że wszystko dobrze się skończy, nawet jeśli częściowo martwiła się o odwzajemnione uczucia kobiety.
- Czasami najciężej dostrzec coś, co mamy tuż przed nosem. A zidentyfikowanie własnych uczuć wcale nie jest łatwe - coś o tym wiedziała, choć głośno tego nie powie. Ważne, że ostatecznie zdał sobie sprawę, że ją kocha i będzie mógł wziąć sprawy w swoje ręce. Cokolwiek się wydarzy, zawsze warto wiedzieć, na czym się stoi.
- Wiesz, że kocham Lumi... ale jeśli cię skrzywdzi, skopię jej tyłek - ostrzegła lojalnie; mogła mieć koleżanki, przyjaciółki, ale rodzina jest najważniejsza i nie zawaha się o nią walczyć. Już dawno sobie obiecała, że nie będzie się wtrącać w ich relację, ale jeśli zobaczy, że jej brat cierpi przez nią, to niestety nie będzie między nimi porozumienia.
Miała ochotę zakląć, kiedy listy wylądowały na stole — nie robiła żadnych tajemnic, ale niekoniecznie miała ochotę o tym rozmawiać. Teraz już za późno na odwrót, skoro Karl złapał jeden z nich.
- Z nikim - odparła automatycznie, nieco za szybko. Nie miała przecież piętnastu lat, mogła robić, co chciała.
Dobra, okłamywać brata nie chciała. Czując jego wyczekujące spojrzenie, dodała:
- Z Einarem. Halvorsenem.
W szkicowniku rysowała najczęściej biżuterię, którą w niedalekiej przyszłości zamierzała wykonać. Nie byłaby w stanie zmieścić w nim wszystkich pomysłów; tych miała co niemiara. Jedne zachwycały bogactwem szczegółów — błyszczące kamienie i perły dominowały, przypominając królewską biżuterię; inne w swej prostocie oddawały skromny charakter przyszłej właścicielki.
Nie chciała mu narzucać konkretnej wizji, to musiał być prezent od serca, a ona miała być tylko wykonawcą — dołoży wszelkich starań, by był to najlepszy grzebyk do włosów, jaki do tej pory zrobiła, ale to on musiał wybrać.
- Również uważam, że ten najbardziej będzie do niej pasował - pokazuje trzeci projekt i kiwa głową; klasyczny, elegancki wzór najbardziej jej się przyda na salonach — jednocześnie zwróci uwagę swą unikalnością, co w konsekwencji doda jej jeszcze uroku.
- Spróbuje je połączyć i stworzyć coś unikalnego - zapisała na marginesie uwagi, które później wykorzysta w rysowaniu ostatecznej wersji; bardzo poważnie potraktowała to zlecenie i Karl mógł być pewny, że da z siebie 110%. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy mówił o 'promyku szczęścia'; wspaniale widzieć zakochanego brata, aczkolwiek nie mogła przestać się martwić — co będzie, jeśli Lumi nie odwzajemni jego uczuć? Będzie zdewastowany; nie chciała myśleć w taki sposób, ale gdzieś z tyłu głowy ciążyła jej taka świadomość.
Rozmawianie o uczuciach nigdy nie było dla niej łatwe, o niebo lepiej było zamknąć się w ochronnej skorupie i nie dopuszczać do siebie potencjalnych cierpień — tyle że nie zawsze się dało, nie zawsze chciała być zamknięta na nowe doświadczenia. Zauważyła, że im bardziej się zamyka na złe, tym więcej dobrego jej umyka. Daleko jej było do eksperta od miłości, więc nie miała kompetencji do udzielania rad. Sposób, w jaki się otworzył był dość niezwykły dla ich relacji — cieszyła się, że ufa jej na tyle, żeby powierzyć to, co ciąży mu na sercu; zawsze mógł na nią liczyć, choć teraz czuła się bezsilna. Sam musiał zadbać o swoją przyszłość i dalsze relacje z panną Oldenburg — ona jako siostra mogła wspierać i kibicować, co też robiła.
- Może spróbuj napisać list od serca i wręczyć jej razem z prezentem? Niech przeczyta go przy tobie, to będzie podstawa dalszej rozmowy - zaproponowała rozwiązanie, którego nawet nie była pewna. Jako pisarz miał większą swobodę słowa pisanego, więc domyślała się, że byłoby mu łatwiej wyrazić uczucia na papierze — a wciąż można z tego uczyć niesamowicie romantyczny gest, który zwali ją z nóg.
- To chyba cecha rodzinna, że nie do końca radzimy sobie z rozmowami o uczuciach - ciche westchnięcie wyrwało jej się po tych słowach; z całą pewnością nie uważała go za beznadziejnego — zakochanie robi swoje i też zmienia punkt widzenia.
Kiwnęła głową; z jednej strony zazdrościła mu tak silnego uczucia, które kiełkowało od zarania ich przyjaźni — to piękne, kiedy na tak silnych fundamentach powstaje solidna konstrukcja. Wierzyła, że wszystko dobrze się skończy, nawet jeśli częściowo martwiła się o odwzajemnione uczucia kobiety.
- Czasami najciężej dostrzec coś, co mamy tuż przed nosem. A zidentyfikowanie własnych uczuć wcale nie jest łatwe - coś o tym wiedziała, choć głośno tego nie powie. Ważne, że ostatecznie zdał sobie sprawę, że ją kocha i będzie mógł wziąć sprawy w swoje ręce. Cokolwiek się wydarzy, zawsze warto wiedzieć, na czym się stoi.
- Wiesz, że kocham Lumi... ale jeśli cię skrzywdzi, skopię jej tyłek - ostrzegła lojalnie; mogła mieć koleżanki, przyjaciółki, ale rodzina jest najważniejsza i nie zawaha się o nią walczyć. Już dawno sobie obiecała, że nie będzie się wtrącać w ich relację, ale jeśli zobaczy, że jej brat cierpi przez nią, to niestety nie będzie między nimi porozumienia.
Miała ochotę zakląć, kiedy listy wylądowały na stole — nie robiła żadnych tajemnic, ale niekoniecznie miała ochotę o tym rozmawiać. Teraz już za późno na odwrót, skoro Karl złapał jeden z nich.
- Z nikim - odparła automatycznie, nieco za szybko. Nie miała przecież piętnastu lat, mogła robić, co chciała.
Dobra, okłamywać brata nie chciała. Czując jego wyczekujące spojrzenie, dodała:
- Z Einarem. Halvorsenem.
Karl Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Czw 17 Mar - 11:17
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
- Cokolwiek stworzysz wiem, że będzie to coś pięknego – Vivian miała prawdziwy talent do tworzenia małych dzieł sztuki. Należała do bardzo zdolnych osób i Karl nie miał wątpliwości, że poradzi sobie z zadaniem, jakie jej powierzył. Ona nie musiała pytać o nic, bo znała jego naturę. Nie musiał ukrywać przed nią tego, co czuł. Jeśli miał w kimś znaleźć wsparcie, to właśnie w niej. Nigdy go nie osądzała krytycznie, zawsze stali obok siebie i mogli na siebie liczyć. Miał pewność, że nie zdradzi nikomu pewnych spraw. Tak, ufał jej bezgranicznie i miał nadzieję, że ona także wiedziała, że zawsze może się na nim oprzeć i porozmawiać o tym, co ją dręczyło.
- Mówisz? - odpowiedział na uwagę o liście. - Może to i dobre rozwiązanie. Mówienie o uczuciach wychodzi mi najlepiej po kilku głębszych, ale takie sprawy trzeba rozwiązywać na trzeźwo – uśmiechnął się do siostry. - Byłoby o wiele łatwiej przekazać wszystko w formie pisanej. Z tym nie mam problemu. Obserwowanie jej reakcji byłoby chyba dobrym wyjściem. Gdyby coś poszło nie tak… no myślę, że jakoś bym się z tym pogodził, ale… - nie, on byłby rozbity na setki kawałków, bo artyści już tacy są, jeśli tworzą, to z rozmachem, jeśli kochają, to całym sobą. Każda porażka jest przyjęta z pozornym spokojem, ale w duszy szaleją różne uczucia. Pod pozornym uśmiechem i przyznaniem się do przegranej, byłoby też drugie dno – narastające poczucie wypalenia i brak sensu w życiu. Artyści są pełni pasji, więc jeśli coś ich zrani, będzie boleć przez całe życie. Karl zdawał sobie z tego sprawę. Mimo to nie potrafił się wyzbyć tego, co z każdym dniem rosło i rosło.
- Wiesz, ja nie wiem, co skłoniło ojca do małżeństwa z artystką, ale chyba poszedł za głosem serca – albo kupiła go tymi swoimi wierszami, które do dzisiaj sprzedawały się całkiem nieźle. Jej tomiki poezji były popularne i chwalone. Karl miał po niej wiele cech.
- Hmm, można dodać do tego listu jakiś wiersz matki – powiedział poważnie. Klan Sørensen zaprawdę był niesamowitym połączeniem wielu osobowości i talentów.
- Ale mam jeszcze trochę czasu, pomyślę co można napisać i dodać - nic na szybko.
- Nie chcę jej postawić w niewygodnej pozycji – przyznał. - Lumikki zasługuje na kogoś szczególnego, a ja? Nie jestem ani bogaty, ani wpływowy. Mam dobre nazwisko, ale moje odejście od rodzinnego biznesu też nie przemawia za mną. A ona to… prawdziwa księżniczka – westchnął.
- Nie ma chyba żadnych argumentów, które miałyby za mną przemówić – poza tym, że broniłby jej i dawał to, co najważniejsze: miłość i oparcie.
- Będę się tym martwić, jeśli się dowiem, że w ogóle mam jakieś szanse – lękał się, że może jest zbyt późno i nie ma na co liczyć. Nadzieja zawsze umierała jako ostatnia.
Karl zauważył niepokój siostry, gdy zapytał o listy. Wraz stała się jakoś tak poddenerwowana i nieswoja. Miała sekrety? Najwyraźniej. Mimo to nie zaprzestał nacisku na odpowiedź. Kiedy usłyszał odpowiedź, westchnął.
- Nie wiem, czy to odpowiedni towarzysz dla ciebie, moja droga – widząc jej minę, dodał:
- Ale jesteś dorosła i masz prawo do własnych decyzji i utrzymywania kontaktu z kim chcesz. Jego reputacja za nim nie przemawia, mimo to… - nie chciał być wredny czy coś takiego, skąd. On się po prostu martwił o swoją ukochaną siostrę.
- Uważaj i nie daj się zwodzić, dobrze? - jego błękitne tęczówki spoczęły na siostrze, obserwując jej reakcję na swoje słowa. - Wiem, że sobie poradzisz, ale… bądź ostrożna, proszę – ostrzegał jako troskliwy brat, a nie człowiek, który chce wszystkiego zakazywać. Sam obracał się w różnych kręgach, ale nigdy nie przestał zachowywać czujności.
- Mówisz? - odpowiedział na uwagę o liście. - Może to i dobre rozwiązanie. Mówienie o uczuciach wychodzi mi najlepiej po kilku głębszych, ale takie sprawy trzeba rozwiązywać na trzeźwo – uśmiechnął się do siostry. - Byłoby o wiele łatwiej przekazać wszystko w formie pisanej. Z tym nie mam problemu. Obserwowanie jej reakcji byłoby chyba dobrym wyjściem. Gdyby coś poszło nie tak… no myślę, że jakoś bym się z tym pogodził, ale… - nie, on byłby rozbity na setki kawałków, bo artyści już tacy są, jeśli tworzą, to z rozmachem, jeśli kochają, to całym sobą. Każda porażka jest przyjęta z pozornym spokojem, ale w duszy szaleją różne uczucia. Pod pozornym uśmiechem i przyznaniem się do przegranej, byłoby też drugie dno – narastające poczucie wypalenia i brak sensu w życiu. Artyści są pełni pasji, więc jeśli coś ich zrani, będzie boleć przez całe życie. Karl zdawał sobie z tego sprawę. Mimo to nie potrafił się wyzbyć tego, co z każdym dniem rosło i rosło.
- Wiesz, ja nie wiem, co skłoniło ojca do małżeństwa z artystką, ale chyba poszedł za głosem serca – albo kupiła go tymi swoimi wierszami, które do dzisiaj sprzedawały się całkiem nieźle. Jej tomiki poezji były popularne i chwalone. Karl miał po niej wiele cech.
- Hmm, można dodać do tego listu jakiś wiersz matki – powiedział poważnie. Klan Sørensen zaprawdę był niesamowitym połączeniem wielu osobowości i talentów.
- Ale mam jeszcze trochę czasu, pomyślę co można napisać i dodać - nic na szybko.
- Nie chcę jej postawić w niewygodnej pozycji – przyznał. - Lumikki zasługuje na kogoś szczególnego, a ja? Nie jestem ani bogaty, ani wpływowy. Mam dobre nazwisko, ale moje odejście od rodzinnego biznesu też nie przemawia za mną. A ona to… prawdziwa księżniczka – westchnął.
- Nie ma chyba żadnych argumentów, które miałyby za mną przemówić – poza tym, że broniłby jej i dawał to, co najważniejsze: miłość i oparcie.
- Będę się tym martwić, jeśli się dowiem, że w ogóle mam jakieś szanse – lękał się, że może jest zbyt późno i nie ma na co liczyć. Nadzieja zawsze umierała jako ostatnia.
Karl zauważył niepokój siostry, gdy zapytał o listy. Wraz stała się jakoś tak poddenerwowana i nieswoja. Miała sekrety? Najwyraźniej. Mimo to nie zaprzestał nacisku na odpowiedź. Kiedy usłyszał odpowiedź, westchnął.
- Nie wiem, czy to odpowiedni towarzysz dla ciebie, moja droga – widząc jej minę, dodał:
- Ale jesteś dorosła i masz prawo do własnych decyzji i utrzymywania kontaktu z kim chcesz. Jego reputacja za nim nie przemawia, mimo to… - nie chciał być wredny czy coś takiego, skąd. On się po prostu martwił o swoją ukochaną siostrę.
- Uważaj i nie daj się zwodzić, dobrze? - jego błękitne tęczówki spoczęły na siostrze, obserwując jej reakcję na swoje słowa. - Wiem, że sobie poradzisz, ale… bądź ostrożna, proszę – ostrzegał jako troskliwy brat, a nie człowiek, który chce wszystkiego zakazywać. Sam obracał się w różnych kręgach, ale nigdy nie przestał zachowywać czujności.
Vivian Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Sro 30 Mar - 23:32
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Wiara Karla w młodszą siostrę była wzruszająca i na jego słowa uśmiechnęła się ciepło. Daleko jej do fałszywej skromności, dlatego nie próbowała zaprzeczać - jeśli coś tworzyła to faktycznie było to piękne, w innym przypadku takie dzieło nie ujrzałoby światła dnia. Albo robiła dobrze, albo wcale; przeciętność w tym zawodzie była drogą do porażki, a ona miała tak wielkie plany odnowy rodzinnej reputacji, że nie mogła sobie pozwolić na nic poniżej pewnego poziomu.
- Zdecydowanie na trzeźwo - potwierdziła, bo w odwrotnej sytuacji ostatnie, czego by chciała to wyznania miłosne przez podpitą osobę. Miała nadzieję, że pomysł z listem wypali i tym samym ułatwi Karlowi rozmowę; w tak delikatnych kwestiach najważniejsze jest wyczucie i szczerość, ale też odpowiednio dobrane słowa. Zbyt łatwo o nieporozumienia, zdążyła pojąć tę lekcję jakiś czas temu.
Nie kwestionowała jego słów, choć wątpiła, by lekko przyjął odrzucenie. Wrażliwa dusza artysty spowoduje najpewniej załamanie, a ona będzie się głowiła, w jaki sposób wyciągnąć go z dołka. Miała nadzieję, że ten scenariusz się nie sprawdzi i będzie jej dane zobaczyć ich jako szczęśliwą parę.
- Pewnie miał dość jubilerskiego środowiska - zaśmiała się odnośnie wyboru żony przez ojca. Nigdy nie rozmawiali o tym otwarcie, nie przyszło jej do głowy, by zapytać jaki był powód ich związki - chciała się łudzić, że zwyczajnie miłość ich do siebie popchnęła, nawine nadzieje z łatwością mogły legnąć w gruzach, więc chyba nie chciała poznać prawdy.
- Tylko też nie przesadź. Wiesz, żeby jej nie zasypać bodźcami - zauważyła, nie chcąc mu nic narzucać; to było bardziej ostrzeżenie, że czasami przesyt może mieć odwrotny skutek i jeszcze ją odstraszy. List z wyznaniem i prezent w jej ocenie były już wystarczającym zaskoczeniem, dla niczego nie spodziewającej się kobiety.
- Jesteś najbardziej wyjątkową osobą, jaką znam, Karl. Odejście od rodzinnego biznesu nic nie zmienia, samo nazwisko nadaje ci odpowiedzią pozycję. Zresztą Lumi nie jest typem osoby, która związałaby się z kimś dla pieniędzy. Będzie dobrze, więcej wiary w siebie - uśmiechnęła się jeszcze łagodnie, mając nadzieję, że podniesie brata na duchu - mówiła szczerą prawdę. Jeśli Lumikki nie odwzajemni uczuć Karla to tylko i wyłącznie jej strata; choć on na pewno tak tego nie odbierze. Będą się martwić, jak w końcu się zbierze i powie jej o swoich uczuciach.
- Postaram się wykonać grzebień najszybciej, jak się da - oczywiście nie tracąc przy tym na jakości. Nie mogła obiecać, że będzie gotowy na jutro, ale w tydzień powinna się wyrobić. Pomysły spływały do jej głowy, więc wystarczyło połączyć gotowy szkic i odpowiednio go przekształcić.
Po zmianie tematu, pierwsze zdanie brata zapaliło jej czerwoną lampkę w głowie. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, a jednocześnie rosnącą złością - kim był, by wybierać odpowiednich dla niej towarzyszy? Zresztą nawet nie powiedziała, że Einar będzie jakimś towarzyszem.
- Po prostu dobrze nam się koresponduje, nie ma w tym nic złego. Jego reputacja mnie nie obchodzi - odpowiedziała najbardziej spokojnie, jak tylko potrafiła. Na szczęście Karl spuścił z tonu, ostatecznie chodziło mu o bezpieczeństwo siostry i potrafiła to docenić. Nawet na koniec posłała mu uśmiech, żeby nie pomyślał, że się obruszyła.
- Będę ostrożna - przytaknęła jeszcze, żeby się nie martwił; właśnie tego chciała mu początkowo oszczędzić, ale teraz cieszyła się, że temat wypłynął i nie musiała tego ukrywać przed własnym bratem. Co jak co, ale powinna wiedzieć, że Karl będzie ją wspierać.
- Zdecydowanie na trzeźwo - potwierdziła, bo w odwrotnej sytuacji ostatnie, czego by chciała to wyznania miłosne przez podpitą osobę. Miała nadzieję, że pomysł z listem wypali i tym samym ułatwi Karlowi rozmowę; w tak delikatnych kwestiach najważniejsze jest wyczucie i szczerość, ale też odpowiednio dobrane słowa. Zbyt łatwo o nieporozumienia, zdążyła pojąć tę lekcję jakiś czas temu.
Nie kwestionowała jego słów, choć wątpiła, by lekko przyjął odrzucenie. Wrażliwa dusza artysty spowoduje najpewniej załamanie, a ona będzie się głowiła, w jaki sposób wyciągnąć go z dołka. Miała nadzieję, że ten scenariusz się nie sprawdzi i będzie jej dane zobaczyć ich jako szczęśliwą parę.
- Pewnie miał dość jubilerskiego środowiska - zaśmiała się odnośnie wyboru żony przez ojca. Nigdy nie rozmawiali o tym otwarcie, nie przyszło jej do głowy, by zapytać jaki był powód ich związki - chciała się łudzić, że zwyczajnie miłość ich do siebie popchnęła, nawine nadzieje z łatwością mogły legnąć w gruzach, więc chyba nie chciała poznać prawdy.
- Tylko też nie przesadź. Wiesz, żeby jej nie zasypać bodźcami - zauważyła, nie chcąc mu nic narzucać; to było bardziej ostrzeżenie, że czasami przesyt może mieć odwrotny skutek i jeszcze ją odstraszy. List z wyznaniem i prezent w jej ocenie były już wystarczającym zaskoczeniem, dla niczego nie spodziewającej się kobiety.
- Jesteś najbardziej wyjątkową osobą, jaką znam, Karl. Odejście od rodzinnego biznesu nic nie zmienia, samo nazwisko nadaje ci odpowiedzią pozycję. Zresztą Lumi nie jest typem osoby, która związałaby się z kimś dla pieniędzy. Będzie dobrze, więcej wiary w siebie - uśmiechnęła się jeszcze łagodnie, mając nadzieję, że podniesie brata na duchu - mówiła szczerą prawdę. Jeśli Lumikki nie odwzajemni uczuć Karla to tylko i wyłącznie jej strata; choć on na pewno tak tego nie odbierze. Będą się martwić, jak w końcu się zbierze i powie jej o swoich uczuciach.
- Postaram się wykonać grzebień najszybciej, jak się da - oczywiście nie tracąc przy tym na jakości. Nie mogła obiecać, że będzie gotowy na jutro, ale w tydzień powinna się wyrobić. Pomysły spływały do jej głowy, więc wystarczyło połączyć gotowy szkic i odpowiednio go przekształcić.
Po zmianie tematu, pierwsze zdanie brata zapaliło jej czerwoną lampkę w głowie. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, a jednocześnie rosnącą złością - kim był, by wybierać odpowiednich dla niej towarzyszy? Zresztą nawet nie powiedziała, że Einar będzie jakimś towarzyszem.
- Po prostu dobrze nam się koresponduje, nie ma w tym nic złego. Jego reputacja mnie nie obchodzi - odpowiedziała najbardziej spokojnie, jak tylko potrafiła. Na szczęście Karl spuścił z tonu, ostatecznie chodziło mu o bezpieczeństwo siostry i potrafiła to docenić. Nawet na koniec posłała mu uśmiech, żeby nie pomyślał, że się obruszyła.
- Będę ostrożna - przytaknęła jeszcze, żeby się nie martwił; właśnie tego chciała mu początkowo oszczędzić, ale teraz cieszyła się, że temat wypłynął i nie musiała tego ukrywać przed własnym bratem. Co jak co, ale powinna wiedzieć, że Karl będzie ją wspierać.
Karl Sørensen
Re: 17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Sob 9 Kwi - 11:48
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Sørensen nie był pewien, czy ma w ogóle prawo do marzeń, ale jego melancholijna natura sprawiała, że i tak chciał wdepnąć w to wszystko, bo wolał chyba zawód miłosny, niż zachowanie tchórza, który po prostu ucieka przed tym, co czuje.
- Dziękuję ci, Vi – popatrzył na nią z wdzięcznością. Cieszył się, że mają siebie i mogą sobie zaufać. Bez wzajemności w tym temacie, byłoby im gorzej z dogadywaniem się. Szanowali się i swoje wybory, co zwykle zacieśniało ich relację. I dobrze.
- Nie jestem ojcem, czy dziadkiem, by cię ochrzanić i zamknąć w pokoju o chlebie i wodzie – mrugnął do niej. - Mimo to jesteś pod moją opieką. Nie chcę też, byś stała się ofiarą w tej relacji. Oczywiście jak mówiłem, nie będę stać z toporem niczym kat i czekać na szansę. Chcę tylko twojego dobra, bo sam dobrze wiem, jak to jest się przejechać na niektórych kontaktach. Proszę więc tylko o ostrożność. A jeśli on w jakiś sposób cię zrani, daj mi znać – pewnie obiłby mu twarz, bo nie wypadałoby zostawić tego bez echa. Karl był człowiekiem honorowym i bronił tego, co dla niego ważne. A jeśli tylko jego siostra jakoś ucierpi, to znajdzie łajdaka i się z nim policzy. I nawet miał gdzieś reputację, ważniejsza była rodzina, zdecydowanie.
- Masz jakieś plany na ten dzień? - zapytał nagle. - Nie chcę się wtrącać, jeśli już o czymś myślałaś, ale może wyszlibyśmy gdzieś razem jeżeli tylko masz czas? - zaproponował.
- Dawno nigdzie nie byliśmy razem, a myślałem o kinie czy innej rozrywce – wyjaśnił.
- Sam potrzebuję gdzieś wyjść, zająć czymś myśli i po prostu odpocząć – mówił dalej.
- Tym bardziej, że za kilka dni muszę się udać do Odense. Już się stresuję na samą myśl – kto by pomyślał, że Karl się czegoś obawia, ale tak naprawdę będąc czarną owcą w rodzinie, po prostu obawiał się każdego spotkania „na szczycie” rodziny Sørensen. Chciał porozmawiać o pewnym pomyśle związanym z przyszłą promocją swojej książki, ale musiał to ustalić z „górą”. Nie liczył na wiele, ale mogło się to równać z prezentacją dzieł klanu, a tym też przydałaby się dobra reklama.
- Zostawię ci mieszkanie pod opieką. Możesz oczywiście kogoś zaprosić byś nie była sama – nie chciał jej zostawiać samej sobie. Miałaby świetną okazję do zaproszenia jakiejś przyjaciółki. Byleby tylko nikt nie ruszał jego rzeczy.
- Dziękuję ci, Vi – popatrzył na nią z wdzięcznością. Cieszył się, że mają siebie i mogą sobie zaufać. Bez wzajemności w tym temacie, byłoby im gorzej z dogadywaniem się. Szanowali się i swoje wybory, co zwykle zacieśniało ich relację. I dobrze.
- Nie jestem ojcem, czy dziadkiem, by cię ochrzanić i zamknąć w pokoju o chlebie i wodzie – mrugnął do niej. - Mimo to jesteś pod moją opieką. Nie chcę też, byś stała się ofiarą w tej relacji. Oczywiście jak mówiłem, nie będę stać z toporem niczym kat i czekać na szansę. Chcę tylko twojego dobra, bo sam dobrze wiem, jak to jest się przejechać na niektórych kontaktach. Proszę więc tylko o ostrożność. A jeśli on w jakiś sposób cię zrani, daj mi znać – pewnie obiłby mu twarz, bo nie wypadałoby zostawić tego bez echa. Karl był człowiekiem honorowym i bronił tego, co dla niego ważne. A jeśli tylko jego siostra jakoś ucierpi, to znajdzie łajdaka i się z nim policzy. I nawet miał gdzieś reputację, ważniejsza była rodzina, zdecydowanie.
- Masz jakieś plany na ten dzień? - zapytał nagle. - Nie chcę się wtrącać, jeśli już o czymś myślałaś, ale może wyszlibyśmy gdzieś razem jeżeli tylko masz czas? - zaproponował.
- Dawno nigdzie nie byliśmy razem, a myślałem o kinie czy innej rozrywce – wyjaśnił.
- Sam potrzebuję gdzieś wyjść, zająć czymś myśli i po prostu odpocząć – mówił dalej.
- Tym bardziej, że za kilka dni muszę się udać do Odense. Już się stresuję na samą myśl – kto by pomyślał, że Karl się czegoś obawia, ale tak naprawdę będąc czarną owcą w rodzinie, po prostu obawiał się każdego spotkania „na szczycie” rodziny Sørensen. Chciał porozmawiać o pewnym pomyśle związanym z przyszłą promocją swojej książki, ale musiał to ustalić z „górą”. Nie liczył na wiele, ale mogło się to równać z prezentacją dzieł klanu, a tym też przydałaby się dobra reklama.
- Zostawię ci mieszkanie pod opieką. Możesz oczywiście kogoś zaprosić byś nie była sama – nie chciał jej zostawiać samej sobie. Miałaby świetną okazję do zaproszenia jakiejś przyjaciółki. Byleby tylko nikt nie ruszał jego rzeczy.
Vivian Sørensen
17.12.2000 – Kuchnia – V. Sørensen & K. Sørensen Sro 13 Kwi - 22:25
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Nie potrafiła mu pomóc, nie miała władzy nad uczuciami jego, ani Lumi, nie panowała też nad otoczeniem, by dopasować okoliczności. Gdyby potrafiła, zrobiłaby wszystko, żeby Karl był szczęśliwy, ale niestety ma bardzo ograniczone pole manewru, co nie znaczy, że nie wskoczyłaby za nim w ogień - oczywiście, że tak!
Machnęła ręką, próbując nie dać po sobie poznać zakłopotania. Takie rozmowy od serca odrobinę ją krępowały, nie była przyzwyczajona otwarcie rozmawiać o uczuciach, ale czasami trzeba zrobić wyjątek od reguły; szczególnie jak brat ma rozterki.
- Ekhm, Karl, nie jestem pod twoją opieką, jestem dorosła i mogę o sobie decydować - wtrąciła uparcie. Jego troska jest zrozumiała, ale nie pozwoli sobie na dyktowanie warunków. Jego pomoc była nieoceniona po skończeniu edukacji, ale teraz mogłaby poszukać własnego mieszkania; nie chciała ze względu na ich relację, ale absolutnie nie była od niego zależna.
- Naprawdę potrafię o siebie zadbać - jakoś nie wyobrażała sobie Karla w bójce, nawet jeśli na szali był honor jego siostry. Prędzej sama zrobiłaby porządek z delikwentem, niż pozwoliła bratu wyrównywać za nią rachunki, ale doceniała jego propozycję.
- Ale dzięki - dodała na koniec, w nadziei, że temat został zakończony. Karl miał swoje sprawy, nie potrzebowała, by ingerował jej - dopóki przejawiał zatroskanie, bez aktywnego działania za jej plecami, wszystko grało.
- Nie mam planów, chętnie - uśmiechnęła się szeroko na propozycję i spojrzała w dół, na swój ubiór; ostatecznie oceniła, że musi się przebrać.
- Pozdrów wszystkich, a jeśli będą stawać okoniem, pogroź im, że przyjadę się z nimi rozprawić - zaśmiała się wesoło, choć potyczki z braćmi wcale nie były jakimś odstępstwem od normy. Rodzina często była niesprawiedliwa względem Karla i dopóki była w ich towarzystwie, mogła jawnie przedstawiać swoje zdanie, ale tym razem był zdany na siebie, a była przekonana, że świetnie sobie poradzi.
- Zastanowię się. Nie przeszkadza mi samotność, ale może faktycznie kogoś zaproszę - uniosła sugestywnie brwi, ewidentnie drocząc się z bratem; w rzeczywistości doskonale wiedział, że szanowała jego mienie i prywatność, nie musiał się więc martwić o stan mieszkania.
Zdążą to jeszcze przedyskutować, tymczasem udała się do swojego pokoju i przebrała się w świeży strój, a zaraz potem wyszli z mieszkania.
Vivian i Karl z tematu
Machnęła ręką, próbując nie dać po sobie poznać zakłopotania. Takie rozmowy od serca odrobinę ją krępowały, nie była przyzwyczajona otwarcie rozmawiać o uczuciach, ale czasami trzeba zrobić wyjątek od reguły; szczególnie jak brat ma rozterki.
- Ekhm, Karl, nie jestem pod twoją opieką, jestem dorosła i mogę o sobie decydować - wtrąciła uparcie. Jego troska jest zrozumiała, ale nie pozwoli sobie na dyktowanie warunków. Jego pomoc była nieoceniona po skończeniu edukacji, ale teraz mogłaby poszukać własnego mieszkania; nie chciała ze względu na ich relację, ale absolutnie nie była od niego zależna.
- Naprawdę potrafię o siebie zadbać - jakoś nie wyobrażała sobie Karla w bójce, nawet jeśli na szali był honor jego siostry. Prędzej sama zrobiłaby porządek z delikwentem, niż pozwoliła bratu wyrównywać za nią rachunki, ale doceniała jego propozycję.
- Ale dzięki - dodała na koniec, w nadziei, że temat został zakończony. Karl miał swoje sprawy, nie potrzebowała, by ingerował jej - dopóki przejawiał zatroskanie, bez aktywnego działania za jej plecami, wszystko grało.
- Nie mam planów, chętnie - uśmiechnęła się szeroko na propozycję i spojrzała w dół, na swój ubiór; ostatecznie oceniła, że musi się przebrać.
- Pozdrów wszystkich, a jeśli będą stawać okoniem, pogroź im, że przyjadę się z nimi rozprawić - zaśmiała się wesoło, choć potyczki z braćmi wcale nie były jakimś odstępstwem od normy. Rodzina często była niesprawiedliwa względem Karla i dopóki była w ich towarzystwie, mogła jawnie przedstawiać swoje zdanie, ale tym razem był zdany na siebie, a była przekonana, że świetnie sobie poradzi.
- Zastanowię się. Nie przeszkadza mi samotność, ale może faktycznie kogoś zaproszę - uniosła sugestywnie brwi, ewidentnie drocząc się z bratem; w rzeczywistości doskonale wiedział, że szanowała jego mienie i prywatność, nie musiał się więc martwić o stan mieszkania.
Zdążą to jeszcze przedyskutować, tymczasem udała się do swojego pokoju i przebrała się w świeży strój, a zaraz potem wyszli z mieszkania.
Vivian i Karl z tematu