Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    07.01.2001 – A. Mortensen & V. Sørensen

    2 posters
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    07.01.2001

    Mężczyzna chyba przeceniał jej możliwości w stanie upojenia, bo o ile mogła wszystkiego wysłuchać, tak nie było gwarancji, że jego słowa odbiją się szerszym echem. Równie dobrze w drugiej sekundzie mogła o nich zapomnieć, nie wspominając już o poranku, czy przypomni sobie cokolwiek z tej nocy. Ale obecnie dla niej ktoś, kto docenia posiadanie słabości, nie miałby problemu, żeby się nimi podzielić - w dużym uproszczeniu, bo tak właśnie działał teraz jej umysł. Nie rozumiała jego uniesienia, instynktownie wyczuła zmianę w nastroju, ale nie miała pojęcia, czym była spowodowana, skoro już nawet nie pamiętała, co przed chwilą mówiła. Skupienie przychodziło z coraz większym trudem, a jego nerwy nie pomagały w żadnym stopniu.
    Nie wchodziła z nim w polemikę, nie miała na to siły. Gdyby była trzeźwa, ich rozmowa z pewnością nie zakończyłaby się tak pokojowo. Tymczasem mogła myśleć tylko o tym, że kręci jej się w głowie i chętnie wypiłaby ciepłą herbatę. Rozmowa o problemach i ich ewentualnych rozwiązaniach przygnębiła ją bardziej, niż powinna, a rozweselony nastrój spowodowany alkoholem zmienił się o 180 stopni. - Poradzę sobie - chciała wracać do domu, ale wcale nie chciała jego pomocy. Na szczęście mężczyzna nie zwracał na jej protest większej uwagi, a stanowczy chwyt w łokciu pomagał jej utrzymać równowagę, co wcale nie było łatwe. Nie dość, że miała buty na wysokim obcasie, to jeszcze zawroty głowy nie ułatwiały prostego chodu. Chwiejne kroki podtrzymywane przez mężczyznę pozwalały im poruszać się w całkiem przyzwoitym tempie, biorąc pod uwagę okoliczności. Z dwa razy musieli zrobić przerwę, bo było jej niedobrze na tyle, że musiała się zatrzymać i pooddychać miarowo. W głowie szumiało jej tak mocno, że nawet nie słyszała narzekania Arthura, co w sumie było zaletą. W jej mniemaniu nie musiał jej pomagać i generalnie zbędny trud, bo sama doskonale by sobie poradziła. Może jutro doceni jego pomoc tak, jak na to zasłużył. A może nie.
    Nie miała pojęcia, ile czasu minęło, ale w końcu stanęli pod kamienicą, a spacer zdołał odrobinę ją orzeźwić, może trochę oczyścić umysł, a przynajmniej na tyle, że zaczął się przykry proces trzeźwienia. Droga pod drzwi była już krótka w porównaniu do reszty podróży i dopiero, jak weszła do mieszkania, zorientowała się, że mężczyzna dalej jest przy niej. Zaprosiła go? Możliwe, że wspominała coś o herbacie, ale nie mogła sobie teraz przypomnieć.
    - Karl? - zapytała w eter, ale ciemność i brak odzewu jasno zaznaczył nieobecność brata. Westchnęła, spodziewając się takiego stanu rzeczy i zdjęła kurtkę, odkrywając sukienkę, w której dzisiaj się bawiła, i w końcu zdjęła te przeklęte buty - jej nogi niemal od razu poczuły ulgę.
    - Herbaty? - zapytała Arthura, przy okazji potykając się o mały dywanik, ale w porę łapiąc się blatu. Zachichotała jeszcze pod nosem, jakby ten zabieg był celowy. Zaczęła dość niezdarnie krzątać się po kuchni, wyciągając odpowiednie naczynia i wszystkie herbaty, które posiadali. - Którą?
    Sama wybrała dla siebie mięte, bo uznała, że najlepiej zadziała na jej wrażliwy żołądek. Włączył jej się tryb gospodyni, choć ciężko było jej się poruszać w odpowiednim tempie.
    - Jesteś głodny? - zapytała, nadal buszując po kuchni i wyciągając z niej deserki, które przygotowała z myślą o Karlu - risalamande, jakie zawsze jedli w rodzinnym domu na święta. Myślała, że poprawi mu nimi humor, on jednak nawet na nie nie spojrzał, więc miała nadzieję, że chociaż Arthur się skusi. Sama narobiła sobie ochoty i już grzebała po szafkach w poszukiwaniu łyżeczek, przy okazji wywalając kilka sztućców na podłogę i oczywiście kompletnie to ignorując.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Zbędny wyraz irytacji, biorącej górę nad słabym ciałem, był zabiegiem idiotycznym w szerszej perspektywie, niepotrzebnie mogącym zaognić konflikt pomiędzy nimi, co w danej chwili nie było najrozsądniejszym pomysłem, niestety Mortensen najpierw mówił, później działał, być może z tego tytułu przy ostatnim spotkaniu, tak świetnie się dogadywali, jakby zamknął paszczę w momencie, gdy nieprzychylna opinia, miała z niej wyfrunąć, może na dzień dzisiejszy spotykaliby się częściej, niż raz na pół roku? Złotowłosa posiadała w sobie naturalny pierwiastek, jaki oddziaływał negatywną reakcją w kontakcie z przemytnikiem. Obrazowali dwa, zbyt uparte barany, które miast pojedynczo przemknąć po kładce nad potokiem próbowały na siłę razem nią podążyć, co skutkowało za każdym razem niepowodzeniem. Ta droga, bez jakiegokolwiek konsensusu doprowadzała donikąd, miał tego świadomość, być może kierowany nią i milczeniem Vivian, skupił się na prowadzeniu jej, aniżeli kolejnych partiach słowotoku i wytykania pijanej błędnego postrzegania przedstawionego świata, gdyż ten w jej uroczym umyśle, był pełen przygód, jednorożców i domków z piernika, gdzie przed groźnym ślepcem, mogła ochronić się sama, bo przecież była samowystarczalna i taka niebezpieczna. Czasem milczenie należało doceniać, on dla przykładu takowe z jej strony niezwykle cenił, wręcz promieniał, kiedy nie musiał słuchać, jak ględzi pod nosem prawiąc swe mądrości, niewątpliwie było tak i w drugą stronę, tego nie wykluczał, owszem była oszołomiona alkoholem, ale na tyle kontaktowała, iż w drodze powrotnej tylko dwa razy zatrzymywała się, by ustalić kierunek marszu, to całkiem obiecująco rokowało na jutrzejszego kaca, który być może nie zwali jej z nóg.
    Wbrew temu, co można wywnioskować po reakcji mężczyzny i zaangażowaniu w próbę poznania towarzyszki wieczoru, odrobinę lepiej marynarz nie miał, tak do końca wyrobionego o niej zdania. Oczywiście to, co mówił na moście było prawdą w jego oczach, taki prezentowała styl bycia, jednak musiał pamiętać te nieliczne chwile, kiedy Vivian, okazywała się, faktycznie pomocna, a wyraz sympatii nie gasł, z jej oblicza, pomimo krytyki z jego strony. Zapalczywość w ich rozmowach, była nadto widoczna, nigdy wcześniej nie miał z kimś tak utrudnionej komunikacji, jak z nią, uśmiechnął się, na tę z pozoru swobodną myśl oznaczającą jednak, że myśli o niej, a przynajmniej w chwili, kiedy pomagał jej wejść po szerokich schodach kamienicy do mieszkania.
    Stare miasto zawsze stanowiło dlań, miejsce pozornego wykluczenia. Hardo odwzajemniał się tym wszystkim pyszałkowatym, aroganckim, bucom, którzy, czuli się ponad szarą masę ludzką. Gdy była okazja kroił z nich podwójne stawki – wiedział, że ich stać, a on? Cóż na tym zarabiał, wówczas wyrzuty sumienia go nie dręczyły, jednak z biegiem lat przestał generalizować ludzi wkładając ich do jednego worka – zmądrzał. Kiedy przekroczył próg mieszkania ciekawskie spojrzenie powędrowało na wszystkie strony, chłonąc obraz tu przedstawiony. Gdy nasycił pierwszy głód, zagłębił się dalej czujny na ruchy pijanej właścicielki, która przed momentem, omal nie zaliczyła upadku.
    Chętnie – słowo poparte skinieniem głowy niosło się przez pustą przestrzeń. Spodziewał się, że zastaną kogoś w domu, kogo? Tego nie miał pojęcia, jednak wyczuwał przytulną, wręcz namacalną aurę tego miejsca i musiał przyznać, iż było to miejsce, do jakiego chętnie by powracał po ciężkich tygodniach na morzu, może znudziłoby mu się po pierwszym tygodniu, lecz to nie było ważne, mieliśmy jeden bilet – jedno życie, a on właśnie postanowił, że kiedyś, choćby na chwilę zamieszka w eleganckiej kamienicy, na starym mieście, o ile prędzej go ktoś nie zabije.
    Tą zimową – wskazał palcem zauważając, że gospodyni przejęła się, nie na żarty swoimi powinnościami. – Rozumiem, że mieszkasz z bratem, zgadza się? – Podejrzewał, wolał dopytać, by nie mieć mylnego obrazu rzeczywistości.
    Nie, podziękuję, ale ty się nie krępuj – odparł, z pogodnym, promiennym uśmiechem, wypływającym na jego twarz, jak słońce po burzy, ochłonął już. Za dużo nerwów stracili poprzedniego razu, aby ponownie przechodzić przez ten sam scenariusz. Pozwalając chwili trwać oparł się o kuchenny blat i patrzył z ciekawością, jak dziewczyna sobie radzi i czy da za wygraną prosząc go o dokończenie powziętych przygotowań do drobnego poczęstunku. Widok łyżeczek wypadających z jej dłoni przyciągał uwagę, bez namysłu klęknął, by pozbierać je i położyć na blacie. – Może sobie usiądziesz, ja dokończę – dotknął jej ramienia przelotnie, ale wystarczająco stanowczo, by ta zwróciła na niego uwagę. – Jesteś zmęczona. Wypiję herbatę i zmywam się. – Oświadczył krzyżując przedramiona na piersi i wymownie patrząc w jej oczy, kryjące się pod mgiełką alkoholu. Miał nadzieję, że odpuści.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Mieszkania na starym mieście zwykle miały swój niepowtarzalny klimat, a Vivian było wygodnie w podróży do pracy, bo wystarczył spacerek, żeby dotrzeć do sklepu jubilerskiego. Co prawda ich kamienica nie należała do tych starych, tętniących wspomnieniami i historią, była nowsza niż większość tutaj, przez co mieszkanie również było utrzymane w dość nowoczesnym stylu. Mieszkanie było dość małe, ale dwójka rodzeństwa bez problemu się mieściła, a choć pokój Vivian był miniaturowy, tak urządziła go na przytulny kąt, w którym chętnie spędzała czas. A odkąd Karl borykał się z problemami, coraz częściej spędzała czas samotnie, więc miała szansę docenić każdą ścianę, każdy element wystroju.
    W obecnym stanie nie zwróciła większej uwagi na mężczyznę rozglądającego się po mieszkaniu, który zresztą w naturalnym odruchu próbował przyswoić nowe wnętrze. Sama zajęła się szukaniem herbat, a raczej rozwalaniem ich po całym blacie, by znaleźć te dwie wybrane, stanowiące istne igły w stogu siana, przynajmniej dla zaćmionego alkoholem umysłu. I właściwie nawet nie brała pod uwagę opcji, że mógłby odmówić, ale gdzieś głębiej odczuła pewną dozę ulgi, że nie musi zostawać sama. Może to głupie, w jakimś stopniu dziecinne, ale nie lubiła samotności, a teraz, kiedy na jej głowę zwaliła się masa problemów, tym bardziej chciała towarzystwa, chciała zapełnić czas, w którym potencjalnie mogłaby leżeć i myśleć, przejmować się scenariuszami, które nigdy się nie wydarzą.
    - Tak, Karl to mój brat. Gdzieś powinno być zdjęcie - początkowo spojrzała na niego podejrzliwie, jakby to było dziwne, że nie zna jej brata, ale ostatecznie machnęła ręką na pozostałą część pomieszczenia, w bezpośrednim połączeniu z salonem, po której mógł się rozejrzeć, jeśli miał ochotę. Znalazłby tam niewiele zdjęć, ale za to mnóstwo książek, w większości należących do Karla, w końcu ona była tu bardziej na dostawkę. Dopóki obojgu sprawdzał się taki układ, nie planowała się wyprowadzać, ale miała świadomość, że prędzej czy później będzie szukała czegoś dla siebie.
    - Oj, no weź, sama robiłam. Nie spróbujesz nawet? - zaczęła marudzić, wyraźnie niezadowolona z perspektywy samotnego jedzenia. To tylko drobny ryżowy pudding z sosem wiśniowym, nie naje się jednym takim, a jest pyszne. Nie dając za wygraną, chwyciła dwa małe naczynka, ale po nagłym wyprostowaniu się, mocniej zakręciło się jej w głowie, przez co zaklęła pod nosem. - Gdzie siadamy? Przy blacie, przy stole, na kanapie?
    Gdziekolwiek zdecydował, tam położyła dwa desery i zaraz dołączyła do nich łyżeczki. Uśmiechnęła się do mężczyzny szeroko za pomoc w pozbieraniu tych z podłogi.
    - Ty - tu wycelowała w niego palcem wskazującym i zmrużyła powieki, stojąc przed nim, a choć nie chciała, wyglądała całkiem zabawnie zamiast groźnie. - jesteś jakiś spięty.
    I nagle jakby zrozumiała, w czym problem, więc pochyliła się trochę, żeby konspiracyjnym szeptem poinformować go na ucho:
    - Możesz sobie wlać do herbaty rumu. Nikomu nie powiem - obiecała śmiertelnie poważnie. Oczywiście chciała wszystko zrobić sama, więc na propozycję pomocy pokręciła stanowczo głową.. - Nonsens, dam radę. Ty siadaj.
    Jeszcze tego brakowało, żeby i tu nią dyrygował. Jeszcze nawet nie postawiła tej przeklętej herbaty, a już mówił o wyjściu, co to za człowiek.
    - Nie jestem zmęczona, a ty się nigdzie nie śpieszysz - pytała? Nie. Oznajmiała, jednocześnie walcząc z kubkami, żeby nalać do nich wrzątek i jednocześnie się nie pooblewać, ale jej koordynacja ruchowa zawiodła ją na ostatniej prostej. Trzymając jedną ręką kubek za ucho, a drugą nalewając wodę, przesunęła dzbankiem za daleko i oblała sobie wierzch dłoni i nadgarstek, a ból momentalnie ją orzeźwił i krzyknęła gwałtownie. Materiał sukienki na długi rękaw przykleił się do nadgarstka i automatycznie go podwinęła, by nie scalił się skórą. Piekło niemiłosiernie, a skóra momentalnie zrobiła się czerwona.
    - To nic - podsumowała jeszcze ze łzami w oczach, zaciskając zęby, choć na szczęście spożyty alkohol w jakimś stopniu tłumił odczucia.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Zakłopotanie, ot wyraz poparty delikatnym, stonowanym uśmiechem – wypływa na twarz, kiedy przypatruje się podejrzliwie, jest nieświadomy, nie zna jej rodziny, bo chociaż znane nazwisko przemykało, gdzieś w tle, tak te zawsze było dla niego jedynie pustym słowem, nic nieznaczącym i niemającym odzwierciedlenia w twarzach, w przeciwieństwie do innych starych rodzin, w tym momencie doświadczył dziwnego uczucia oddziaływania klanów, a raczej kobiet z tych familii, na jego skromne życie, jakby bogowie za każdym razem chcieli wystawić go na swego rodzaju test, czy inną w ich rozumieniu próbę. Dziwne ukucie pustki przepełnione nostalgią; za tym, co minęło, co już nie wróci, było dołujące, te potknięcia z przeszłości rzutowały na jego obecnej osobowości, bo jeśli śmiałości mu nigdy nie brakowało, tak podświadomość ostrzegała przed skokiem na głęboką wodę.
    W salonie, tam myślę, będzie ci najwygodniej – wyrwany z zamyślenia w nerwowym odruchu, mimowolnie potarł dłonią kącik ust. Palce wyczuły cień zarostu, który irytował swą obecnością, raz tylko kierowany niezrozumiały podszeptem zapuścił wąsa – nigdy więcej. Nie dość, że wyglądał paskudnie, tak ludzie go brali za jakiegoś dziada o dwadzieścia lat starszego, niż był w rzeczywistości, co więcej nieustanny dyskomfort w postaci czegoś, co przykleiło się do górnej wargi go nie opuszczał, momentami odnosząc wrażenie jakby jakiś włochaty gryzoń tam zamieszkał, obrzydliwe. Od tego momentu patrzył z niejakim obrzydzeniem na każdego posiadacza wąsów, jakby nie mogąc zrozumieć ich fenomenów wśród mężczyzn w średnim wieku, co gorsze niektórym kobietom, się one podobały, to tylko umacniało Mortensena o nieznajomości tajników kobiecej psychiki wydawało mu się, że nigdy ich nie pozna, trudno coś zrozumieć motywy jakimi kieruje się płeć przeciwna, kiedy większą część czasu spędzał w towarzystwie nietuzinkowych osobliwości ukształtowanych przez morze i samotność, bo tak najdelikatniej mógł ich określić, tych swoich kamratów z załogi.
    Spięty jestem z twojego powodu, a rumu dla szczypty odwagi nie potrzebuje w przeciwieństwie, do co niektórych – uśmiechnął się wystudiowanie; ujmująco, a nieskazitelny błękit tęczówek zalśnił, niewinnie. Wytrzymywał pijackie rozmowy wilków morskich, sądził że wytrzyma towarzystwo pijanej meduzy, na chwilę obecną był zdania, że jednak ci pierwsi, nie byli tacy znowu najgorsi.
    Naturalnie nie posłuchał, nigdy jej nie słuchał, chociaż teraz miał powód i to całkiem rozsądny, z obawą śledził jej poczynania ogarniając burdel, jaki nastał po przejściu tornada. Nie zamierzał pozostawić jej z tym samej, więc jak tylko znalazła pasujące herbaty posprzątał na blacie i poukładał sztućce, które ta porozrzucała. Jej słowa spływały po nim, jak sztormowa fala po skalistym wybrzeżu, trwał nieporuszony świadom, że tej energii starczy złotowłosej góra na trzydzieści minut, potem padnie i wymknie się, tak cicho i dyskretnie, jakby go tu nigdy nie było. Przynajmniej będzie wracał ze spokojnym sumieniem.
    Jej krzyk oprzytomnił go. Nie miał do niej siły, widać to w postawie, jaką przyjął, niby niańka, która walczy z nieznośną pociechą, musiał zagryźć wargi i jakoś ogarnąć sytuację. Bo ta była w stanie zrobić sobie jeszcze większą krzywdę w zaciszu własnego mieszkania, co za upierdliwa sytuacja.
    Beiskr – wyszeptał, starannie z dłońmi blisko oparzenia, jednak dopiero za drugim razem zaklęcie odniosło skutek. Uśmierzył ból, lecz na tym nie poprzestał stanowczo prowadząc dalsze czynności, nie zważał na jej jęki i protesty. Nakierował strumień lodowatej wody na oparzenie i chłodził je przez kilka dobrych minut, nim nie uznał, że tyle wystarczy. – Gdzie masz apteczkę? – Zapytał podnosząc wierzchem dłoni jej podbródek, by spojrzała na niego, nie lubił kiedy ktoś się mazał, miał nadzieje, że dziewczyna wykaże się charakterem i nie zacznie ronić łez.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Odkąd znalazła się w domu, czuła się dużo lepiej - może nie pod względem fizycznym, bo dalej niebezpiecznie sie chwiała, a w głowie odrobinę wirowało, ale będąc na swoim terenie czuła się dużo swobodniej. Nie pomyślała, że dla Arthura sytuacja jest odwrotna i może mu być niezręcznie w obcym mieszkaniu, a z drugiej strony jakieś pół roku temu, to ona nieplanowanie odwiedziła jego dom, więc można powiedzieć, że historia zatacza okrąg? W tym stanie i tak nie zdawała sobie sprawy z jakiegokolwiek jego zakłopotania, nie mówiąc już o wdawaniu się w szczegółowe powody.
    Kiwnęła głową i po krótkim przemyśleniu, faktycznie wygodniej będzie rozsiąść się na kanapie, zamiast siedzieć sztywno na krześle, z którego całkiem prawdopodobnie mogłaby zlecieć. Dwa risalamande czekały już na nich na stoliku kawowym i brakowało tylko herbat do pełni szczęścia.
    Teraz już w ogóle nic nie rozumiała. Kpił z niej? Ciężko jej było ustalić, czy mężczyzna przypadkiem nie robi sobie z niej żartów, bo niby dlaczego miałby być przez nią spięty? Chyba nie zmusiła go do przyjścia tutaj? Dość mgliście pamiętała drogę do domu, więc nie mogła zdecydować, a na awanturę bez powodu wyjątkowo nie miała siły.
    - Nie dla odwagi tylko zapomnienia się - poprawiła go, bo myślała, że ustalili to już na moście. Z tego co mówił też chciał o czymś zapomnieć, więc mógł aktualnie skorzystać z dobroczynnego wpływu alkoholu. I tak nie przypuszczała, żeby taką piersiówką był w stanie jakoś znacznie się odurzyć, a przynajmniej nie byłby już spięty. Chociaż dalej nie mogła zrozumieć, co takiego robiła, że była tego powodem. - Przecież jestem miła.
    Pewnie z niej żartował, a ona jak zwykle wszystko nadmiernie analizowała; więcej na trzeźwo oczywiście, ale wtedy też celniej odgadywała zamiary rozmówcy i mogła je odpowiednio zinterpretować. Aktualnie brała wszystko 1:1, nie wyłapując sarkazmu albo ukrytego pomiędzy wierszami żartu.
    Faktycznie na blacie kuchennym zrobiło się czysto, choć przed chwilą wszystko na niego wywaliła, ale zgoniła to na magię uczynnych wróżek. Nie no, kątem oka zauważyła Arthura, który przecież miał nie pomagać, więc oczywiście pomagał. W normalnych okolicznościach pewnie wygoniłaby go na kanapę, ale nie zrobiłaby też takiego bałaganu i byłaby w stanie wszystko sama zrobić, a teraz...
    Teraz się oparzyła, jak ostatnia sierota. Nie planowała nic z tym zrobić, ale mężczyzna nie przyjmował do siebie żadnych protestów, chociaż na początku próbowała wyrwać rękę. Może niepotrzebnie, bo jego zaklęcie faktycznie przyniosło ulgę, a schłodzenie rany wodą uśmierzyło większość bólu. Było jej głupio, dlatego nie chciała na niego patrzeć, ale nie zamierzała płakać. Nie pierwszy i nie ostatni raz się oparzyła, trochę poboli i przestanie, a dzięki odpowiednim maściom, za jakiś czas nie będzie nawet śladu.
    - To nic, naprawdę. Nie trzeba. Już nie boli - nie była to całkowita prawda, ale alkohol pomagał skutecznie ignorować pozostałości bólu, choć po użyciu zaklęcia i zimnej wody było już naprawdę dobrze. Zapatrzyła się odrobinę za długo w jego niebieskie oczy, jakby próbowała zajrzeć głębiej i dopatrzeć się, dlaczego jej pomaga. Teraz to wszystko i tak nie miało dla niej najmniejszego sensu, więc poddała się. Ale gdyby wiedziała, że nie znosi mazania się, pewnie wymusiłaby kilka kropel łez. - W łazience... dolna szuflada.
    Wskazała mu kierunek, a sama chciała chwycić za gotowe herbaty, żeby przenieść je na stolik, w ostatnim momencie zawahała się, oczami wyobraźni widząc, jak gorące napoje lądują na jej nogach. Może lepiej jednak pozostawić tę czynność Arthurowi.
    - Słodzisz? - zawołała za nim, próbując zlokalizować cukiernicę, która oczywiście była na widoku, tuż przed nią. Na wszelki wypadek ją również ustawiła na stoliku, a sama usiadła wygodnie po prawej stronie kanapy, opierając głowę o oparcie, mogła się w końcu rozluźnić i... chwycić za deserek.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Zapomnienie, o którym ona mówiła, było czymś innym, niż te, którego on potrzebował wiedział znając siebie, że po alkoholu najprawdopodobniej ciężar minionych dni pociągnąłby go na dno, niczym kotwica. Słabość w tłumieniu własnych emocji próbie wpłynięcia iluzją na nie, była w jego przypadku beznadziejna. Człowiek ten, był wulkanem emocji, tak czasem skrajnie odmiennych; zauroczenie i gniew, prawda to przedstawiały się, nad wyraz subtelnie znacząc wyraźną linią obraz zmienionego oblicza, jednakże smutek, ten wydawało się, iż najmocniej uderzał gasząc w zarodku, wiecznie tlący się optymizm wpływał na niego, bardzo źle, czasem podczas trwania w tej emocji dłużej żałował pewnych sytuacji, zdarzeń, które pod jego podszeptem robił, chcąc stłumić pożar, bywało że rozniecał go jeszcze bardziej, tym samym cierpiał później w samotności ducha.
    Dlatego, jedynie musnął ustami alkoholu, ot niewielka, praktycznie niezauważalna dawka w jego organizmie, to mu wystarczyło. Ponadto wygląd i zachowanie Vivian skutecznie działało na tę kontynuowaną abstynencję. Zdecydowanie jedna pijana osoba w tym gronie wystarczyła, aby wrażeniami wypełnić noc. Dostrzeganie metafor zawartych w wypowiedziach, było przez dziewczynę zupełnie ignorowane za złe nie mógł jej tego mieć, to wyłącznie jego wina, że próbował z nią normalnej rozmowy, nie natomiast nadawania na tym samym poziomie. Było to w obecnej sytuacji, jednak nie do przeskoczenia i pragnął dokończyć herbatę upewnić się, że krzywdy sobie nie zrobi idąc do łóżka, po czym zniknąć z jej życia, na czas wystarczająco długi, by mogła sądzić, iż to był tylko sen, ot zwidy pijackie. Albowiem wątpił mocno, aby ta siliła się na pamięć o nim zwłaszcza, kiedy alkohol szumiał wesoło w umyśle, a utrzymanie równowagi stanowiło wyzwanie.
    Głuchy na jej zapewnienia udał się wedle przedstawionej instrukcji do łazienki, tam odnalazł maź i przejrzał się w lustrze. Oparty o chłodną ramę zlewu dostrzegał twarz człowieka zmęczonego życiem, odrobinę przybitego, jednak czaiła się tam również, jakaś cząstka, której zupełnie nie potrafił sklasyfikować, czyżby umysł gotowy zabić tworzył nową maskę? Jakby ziarenko zła zakiełkowało w jego duszy i teraz w tafli tego zwierciadła je dostrzegał. Wzdrygnął się na samą myśl i przemył twarz lodowatą wodą pragnąc odgonić natarczywe myśli. – Co tu właściwie z nią robił? – Zadane w myślach pytanie pobrzmiewało echem w piersi i gasło stopniowo, nie odnajdując odpowiedzi.
    Tak – z progu łazienki dobiegł najpierw głos, a później wyłonił się zarys sylwetki, kiedy w milczeniu opadł na kanapę obok złotowłosej kładąc na stoliku przed nimi gorące herbaty. Bez słowa sięgnął jej dłoni i zaczął wcierać zabraną maść w miejsce oparzenia. Wiedział, że dłoń powinna oddychać, lecz mając na uwadze jej stan lepszym rozwiązaniem, było spętanie bolącego miejsca bandażem. – Fetill – wymruczana formułka zmaterializowała opatrunek, którym sprawnie zawinął jej dłoń. – Rano o nią zadbaj, by szybciej się goiła – patrząc dziewczynie w oczy, był absolutnie poważny, miał nadzieję, że w przebłysku świadomości zapamięta jego słowa. – Dasz radę jeść jedną ręką? – Widział, z jakim pragnieniem patrzyła na deser i nie dziwił się jej; skutki alkoholu takie już bywały. Podsunął jej zimny puchar pod nos, by mogła zatopić w jego zawartości łyżeczkę. – Zjesz i idziesz spać. – Oznajmił stanowczo, jak do małego dziecka.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Nie potrafiła sobie poradzić z natłokiem emocji bez sporej dawki alkoholu, próbowała od początku roku poukładać sobie to wszystko w głowie, podjąć jakąś decyzję, a zamiast tego brnęła coraz dalej, pozbawiając się drogi odwrotu. Gdyby nie dzisiejsza impreza, gdyby Arthur nie wrócił z nią do domu, pewnie siedziałaby teraz w pokoju i analizowała milion różnych scenariuszy, z których większość i tak się nie spełni. Nie mówiąc o tym, że bez Arthura, a po imprezie, pewnie zrobiłaby sobie po drodze krzywdę, choć aktualnie nawet nie zdawała sobie sprawy, ile mu zawdzięcza.
    Wpływ alkoholu przeprowadził ją przez całą gamę emocji — było zapomnienie, płacz, smutek, złość, radość, ulga, a teraz beztroski komfort, jakby na głowie nie miała żadnego ciężaru. I duży wpływ na to miał też pomagający jej mężczyzna, bo to na nim skupiła swoją uwagę, szczególnie kiedy bezwzględnie ignorował jej protesty i zapewnienia, opatrując jej oparzenie, przejmując się nim zdecydowanie bardziej od niej. Obserwowała jego twarz, gdy ze zniecierpliwieniem i może zrezygnowaniem, przypatrywał się ranie na dłoni, myśląc pewnie jakim utrapieniem stała się w ciągu jednej nocy. Można by sądzić, że na trzeźwo nie sprawiałaby tylu problemów, ale łącząc ich charaktery i upór, na tym etapie pewnie byliby już po piątej kłótni albo całkiem poszli w swoje strony, nie odnajdując wspólnego języka. A może nie? Może oboje zmienili się w ciągu pół roku, ona w jakimś stopniu dojrzała, a drobnostki przestały wywoływać poważniejsze rozdrażnienia. A teraz dosłownie nic ją nie denerwowało, a pokładami cierpliwości mogłaby obdzielić cały kontynent.
    Nie protestowała, kiedy chwycił jej dłoń, żeby wetrzeć w ranę maść, ale nie zamierzała mu tego ułatwiać — z psotnym uśmieszkiem, niczym spragniony zabawy kociak, zaczęła wodzić pazurami po jego dłoni i nadgarstku (tam, gdzie udawało jej się akurat sięgnąć), próbując wywołać łaskotki, może jakąś nutę rozbawienia na jego twarzy? Zabawa skończyła się, gdy dłoń została opatrzona i zabandażowana. Spojrzała na jego dzieło i kiwnęła głową z uznaniem.
    - Tak jest, panie doktorze. Dziękuję - nie wiadomo, czy rano będzie pamiętać o jego zaleceniach albo nawet o tym wypadku, ale na trzeźwo na pewno odpowiednio zadba o gojenie. W swojej wdzięczności przechyliła się gwałtownie i pocałowała go lekko w policzek, wyrażając jednocześnie dozę zadowolenia, że został i zadbał o nią.
    - Podasz kocyk? - musiał sięgnąć za siebie, bo znajdował się w koszu za kanapą. Podciągnęła stopy pod uda, przybierając wygodniejszą pozycję i nakryła kocem nogi, żeby było ciepło i przytulnie, oczywiście skrawek proponując mężczyźnie, żeby nie zmarzł.
    Kiwnęła głową i sięgnęła po łyżeczkę, nabierając na nią puddingu, ale kierując ją nie do własnej buzi tylko do ust mężczyzny. - Spróbujesz?
    Nie, żeby chciała go zmuszać do jedzenia, ale że sama zrobiła ten deserek, to chciała, by skosztował i ocenił, pozytywnie oczywiście.
    - Nie chcę spać, posiedźmy jeszcze - zmarszczyła brwi, bo jego ton ewidentnie nie przypadł jej do gustu. Jeszcze tyle mieli do zrobienia, tyle do przegadania, szkoda czasu na sen. Poza tym ciepła herbata wręcz prosiła się o wypicie, dlatego sięgnęła po swoją. - Opowiedz mi coś. Straszną historię z morza. Co chcesz.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Od niewinnych przepychanek, po słowa rzucane pod czarem alkoholu – wszystko to, brał z przymrużeniem oka, traktując, jako „zabawę” niewinny w swych psotach kot, nie jest niczemu winien, gdy nabroi, czyż nie tak? To wszak kocia natura – przysparzać trosk właścicielowi. Problem leżał zupełnie, gdzie indziej, problemem jeśli tak, mógłby określić, była ona sama; zbyt lekkomyślna, zauroczona łatwością życia, naiwna. A tak wiele miała do zaoferowania, tak dużo mogła dać, gdyby tylko, ktoś ośmielił się po to sięgnąć. Patrząc na nią, miał w pamięci ich pierwsze spotkanie trudna sytuacja nakreślona poważnym problemem, w tle zew bohatera, jakim mógł być w jej mniemaniu. Widział wówczas strach, ot naturalna reakcja nic niezwykłego, jednakże ten lęk przetrwał do dnia dzisiejszego, kiedy teraz na nią patrzył dostrzegał, owszem więcej szczegółów, ale ten strach i niepewność, dalej się w nich czaiły. Jakby ciągle żyła, pod presją swoich myśli maskując zły nastrój alkoholem i wyskokami na miasto. Nie wiedział, przecież wszystkiego, nie znał jej. Wspomnienie brata wywołało nostalgię instynktownie, zatem unikał tematu. Bał się w duchu poruszać sprawy natury głębszej, jakby te stanowiły fundament jej niepewności w krokach na mapie życia. Świadomości nie poprawia fakt, że i on kilkakrotnie w swym życiu mocno zboczył z obranego kursu, tym samym powodując lawinę przyczynowo-skutkową i niszcząc relacje. Domyślał się, że to mogło ciążyć. Głębsza analiza tego, co ta kryła w sobie wydawała się, zbędną, a jego słowa, gdyby jakiekolwiek skierował do uśpionego rozsądku, miały niewielkie prawdopodobieństwo akceptacji w obecnej rzeczywistości. Uśmiechnął się tylko, sam do siebie, niewrażliwy na jej dotyk, lecz wcale nim nie zrażony, w przeciwieństwie do reakcji na moście, teraz opatrywał jej bolączkę i nie miał wytłumaczenia, przed takim postępowaniem.
    Proszę – słowo za słowo, wdzięczność za pomoc, to nic nie kosztowało, a jakoś na sercu robiło się cieplej. Nie spodziewał się jednak gestu, który wykonała w jego stronę; pozornie błahego i niewiele znaczącego, ale przyjemnego, gdy jej usta musnęły zaledwie nieosłonięty zarostem policzek – drgnął wewnętrznie, to było poruszenie granic, w jakie wcześniej się nie zapuszczali. Wzrokiem odnalazł kubek herbaty i sięgnął, by zmoczyć usta gorącym naparem, nim ten ostygnie i utraci swą magiczną moc. Ten łyk, był pobudzający zimno dotychczas przeganiane po ciele zostało definitywnie zduszone przez falę prawdziwego ciepła, nie jego iluzoryczną imitację w postaci wysokoprocentowego alkoholu. Podał jej koc, jak prosiła i pomógł okryć, by nie nadwyrężyła dłoni. Jednym słowem porzuciwszy butny ton i hardość, jaką prezentował, przy każdym spotkaniu ze złotowłosą, na rzecz harmonii i wyciszenia. I jemu to nie zaszkodzi, w końcu tego szukał, tam na moście, może nie tak wyobrażał sobie tę noc, ale niczego by nie zmienił.
    Dziękuję, ale nie. – Trzymając w jednej dłoni kryształowy puchar z deserem, a w drugiej kubek z gorącą herbatą zajął momentalnie czymś usta, by Vivian nie mogła zaskoczyć go nieoczekiwaną porcją słodkości pod nosem i nie spóźnij się z przystawieniem kubka, ani o sekundę, bo obserwowana kątem oka łyżka już zmierzała w jego stronę.
    Dobrze posiedzimy – uśmiechnął się, do własnych myśli odstawiając gorące naczynie. Wiedział, że porcja słodyczy w parze z alkoholem i kocem zwalą ją z nóg szybciej, niż półlitrowa flaszka mocnego trunku, jednego mizernego chłopa. – Byś później nie mogła zasnąć? Poważnie? – Westchnął, ale poprawił się odrobinę na kanapie, rozsiadając wygodniej. To było dziwne uczucie, tak chwila sielanki, jaką zyskał w świecie, który okazjonalnie raz w miesiącu chce go pociągnąć na samo dno. Niecodzienne doznanie.
    Wiele mówi się, o potworach morskich, o strasznych i nieobliczalnych bestiach z głębin, czyhających jeno, by zatopić krypę i porwać w mroczną toń marynarzy. To często mity i bajki, bo owszem magiczne bestie występują, ale nie są złe, wbrew pozorom trudna specyfika pracy; to jest pogoda też nie, jest taka zła, tę można przewidzieć, a doświadczony żeglarz wie, kiedy idzie sztorm, kiedy prąd się zmienia i należy dostosować się do nowych warunków. Zatem… kończąc, ten przydługi wywód; najgorsi są ludzie. – Obejrzał się na Vivian, licząc że ta śpi słodko po jego monologu.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Jej umysł był teraz w dość dziwnym stanie, bo alkohol oraz sytuacja sprawiły, że skupiła się na obecnej chwili. Jakby jej umysł przeszedł swojego rodzaj reset, zapominając o przeszłości, przyszłości, o problemach i uczuciach, które na co dzień trawiły ją od środka. Owszem, z perspektywy obserwatora mogła wydać się zbyt beztroska, głupiutka nawet, ale chyba czasem każdy przebywał w takim bezbronnym stanie - na jej szczęście trafiła na Arthura, który nie dość, że nie chciał zrobić jej krzywdy, to jeszcze zadbał, żeby bezpiecznie wróciła do domu, a w mieszkaniu nie doznała z własnej winy uszczerbku na zdrowiu. Śmiertelna ironia, gdyby wróciła cało do domu, ale w środku rozbiła sobie głowę i umarła. Legendarna impreza zakończona zgonem, ale przynajmniej nie musiałaby już martwić się zamieszaniem w życiu.
    W tym momencie nic nie było ważne, nie zastanawiała się nad tym, kim właściwie jest dla niej Arthur, bo przecież niemalże obcym człowiekiem, którego traktowała teraz z zażyłością, jakby niejedno już mieli za sobą; nie zastanawiała się nad jego motywami, dlaczego pomimo wszystkiego został, może był znudzony, a widok pijanej w jakimś stopniu go bawił, choć tego nie okazywał? Na szczęście po odpowiedniej dawce alkoholu jej nawyk przesadnego analizowania został dezaktywowany i bez względu na kierujące nim powody, mogła spędzić miły wieczór w jego towarzystwie.
    Zawiódł ją dopiero, kiedy odmówił deserku - ta zniewaga krwi wymaga, ewidentnie chciał ją urazić. Wywinęła usta w podkówkę, bo przecież liczyła na komplement, a uparła się na to, bo gdzieś tam w głębokiej podświadomości pamiętała, że ostatnim razem to on ją gościł i częstował jedzeniem. Patrzyła na niego wyczekująco, bo choć zajął sobie usta, nie chcąc przyjąć łyżeczki, to była gotowa wysmarować mu całą twarz tym puddingiem.
    - Może jednak? Zobacz, statek płynie - zacisnęła usta w rozbawieniu i wykonała ruch łyżeczką imitując okręt niesiony falami.
    Zadowolona, że zgodził się jeszcze zostać, nie podejrzewała go, że planuje ją uśpić, choć jego założenia były na wyrost, bo ani trochę nie czuła się śpiąca.
    - Starsi bracia zawsze opowiadali mi straszne historie, z czasem się uodporniłam - wzruszyła lekko ramionami, nie przypuszczając, by morskie opowieści mogły ją przerazić i utrudnić sen. Od najmłodszych lat była hartowana przez rodzeństwo, dlatego czasami sprawiała wrażenie zbyt pewnej siebie albo nawet nieustraszonej, choć prawda była zgoła inna.
    W czasie jego opowieści zdążyła zjeść swój deser i wypić herbatę, która zdążyła trochę ostygnąć, więc wlała w siebie praktycznie całą na raz. Oczywiście, że nie zasnęła, uważnie słuchała jego słów, przynajmniej na tyle, na ile pozwalał jej obecny stan.
    - Ludzie? - była odrobinę zaskoczona tym podsumowaniem. Sama dużo bardziej bałaby się potworów z głębin albo samego oceanu jako żywiołu. - Ja tam wolę widzieć dobro w ludziach.
    Nie był to całkowity obraz jej poglądu, choć obecnie zwyczajnie ciężko jej było tłumaczyć pełnię swojego punktu widzenia. Nie uważała, żeby ludzie byli w pełni źli, nawet ci, którzy robili źle mieli w sobie dobro, które mogli wydobyć. Spotykała na swojej drodze ludzi niemiłych, podłych, ale starała się widzieć też te lepsze cechy.
    - Spotkałeś jakiegoś potwora? - zapytała z zaciekawieniem, próbując wyobrazić sobie przygodę na morzu, choć było to całkowicie poza jej zasięgiem.
    Tu spojrzała na jego herbatę i nie mogła sobie przypomnieć jak ta zimowa smakuje.
    - Mogę? - zapytała i nawet nie czekając na odpowiedź, sięgnęła po jego kubek i wypiła łyka, stwierdzając, że jest smaczniejsza, niż jej mięta była. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że trochę się zagalopowała i natychmiast oddała mu naczynie.
    - Przepraszam, zrobię następną - stwierdziła nagle i podniosła się na nogi, zrzucając z siebie koc na podłogę, niestety gwałtowne podniesienie się wiązało się z silniejszym zawrotem głowy. Zachwiała się i opadła z powrotem na kanapę, lądując częściowo na mężczyźnie. - Chyba na ciebie lecę - zachichotała wesoło, niezrażona swoją niezdarnością i w jakimś stopniu  śmiałością, być może jego rosnącym zakłopotaniem. I zamiast się podnieść, uwalniając go spod jej ciężaru, uniosła tylko głowę, by zerknąć w jego oczy.
    - Chcesz drugą herbatę? - nie przejmowała się swoim niestosownym zachowaniem, ba, nie widziała w nim nic złego, a teraz przynajmniej było jej wygodnie. Z drugiej strony jakaś świadomość przebijała się do jej zamroczonego umysłu, ale fakt, że sprawia mu trudności wydawał się ją bawić. - Musisz mnie nienawidzić. - w jej ustach brzmiało to jak komplement, ale w jakimś niewielkim stopniu zdawała sobie sprawę, że może jej mieć dość.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Obraz zbitego skomlącego psa, był widokiem, który zawsze kruszył serca, nawet tych najbardziej zlodowaciałych drani, ot prosząca o jedzenie sobaka wyzwalała w nim odruch instynktownej pomocy, pomimo przebłysku rozsądku, co ostrzegał, przed pogryzieniem, ten zawsze wyciągał dłoń, do potrzebujących. Bez wątpienia ogromną zasługą, takiego postępowania, były wzorce zachowań obserwowane w dzieciństwie, ich niezachwiana przejrzystość i przedzierająca się, przez tonę szlamu życzliwość, raziła na tle całego syfu, z jakim na co dzień obcował. To postawa wiecznie zapracowanej matki, której twarz z biegiem lat, coraz mocniej zamazywała się w pamięci przemytnika, jej szkoła jednakże nie poszła na marne. Co dziwne głos i rady doskonale pamiętał, a niegasnący nigdy promienny uśmiech, tak wszak mocno kontrastujący z twarzą zdradzającą przemęczenie po pracy, wydawał się strzępem wiecznie ciepłego wspomnienia. Dlatego nie zostawił jej na pastwę losu, dlatego też nie potrafił pozostawić jej samej sobie, czując odpowiedzialność za kogoś, kogo praktycznie nie znał, a jednocześnie posiadał z nią bogatą gamę emocji, jakie ubarwiały ich spotkania, przez to tym trudniej, było zachować obojętność i niewrażliwość, na najmniejsze gesty i docinki.
    Zgoda – skapitulował, czując jak fala ciepła ogarnia twarz, wręcz nieprzyzwoicie, ale mimo tego uczucia otworzył usta i zamknął oczy, aby po prostu nie widzieć wyrazu twarzy blondynki. Chcąc zapanować, nad tą niedorzeczną reakcją, zły na siebie, że pozwalał sobie na tak wiele. – Jest całkiem smaczny, teraz dokończ za mnie – podziękował jej, uśmiechem odrobinę, zbyt płochliwym w obecnej sytuacji. Konsternacja jednak burzyła tamy wstrzemięźliwości i wniwecz obracała postanowienie o niewychylaniu się podczas tej nocy. Zwyczajnie nie potrafił zapanować nad samym sobą, jakby tocząc batalię z tym, czego pragnęło ciało, a rozsądkiem.
    Nie był przekonany, co do tego „zahartowania” przez starszych braci, wątpił aby chociaż w połowie, te historie, które ona słyszała mogły się równać z tym, czego on doświadczył w swym krótkim, acz pełnym niespodzianek życiu. Jednakże nie zamierzał komentować, tego by nie prowokować jej do zapierania się przy swoim. Odnosił wrażenie, że zaczyna rozgryzać jej system działania, to jakby uczył się reakcji nowego drakkara na dotyk, fale i wiatr, nikt nie poda na tacy instrukcji obsługi, a chociaż zasady pozostawały wszak niezmienne, to każda łajba miała swoje mankamenty, wady i zalety, które właściciel znał i potrafił na nie uważać, tak też było z nią. Musiał nauczyć się grać, aby tworzyć harmonijną melodię, nie zaś poszarpane i niespójne, krzykliwe dźwięki.  
    Też wolę widzieć dobro, nawet nie wiesz jak bardzo – przed oczami, jakby z automatu stanęły mu sceny z życia, gdzie widział próby dojrzenia tej iskierki dobra w czyichś oczach. Jednak wiedział z doświadczenia, że nie zawsze, było to takie proste. – Niestety, to czego pragniemy, nie zawsze jest równoznaczne, z tym co przedstawia świat.. – Odparł, przekonany w duszy, o słuszności swej opinii, owszem nie wszyscy, ale spory procent społeczeństwa, był skażony nieodwracalnie złem.
    Wiedział, że o to zapyta. I uśmiechnął się lekko, z przenikliwością pokerowego gracza, któremu sprzyjała karta. – Owszem, ale to historia na inny raz, może wówczas i ja się napiję, bo na trzeźwo, to strach o tym opowiadać. – Nie wiedział, dlaczego to zrobił, ale pragnął zaznaczyć się w jej wspomnieniach, na tyle by mogła przywołać w pamięci tę obietnicę. Prawdopodobnie dyktando egoizmu wychodziło z marynarza i ukazywało swe rogi, mając jakiekolwiek oczekiwania. Był w pełni świadom swego, niezbyt czystego zachowania, niestety myśl popłynęła z nurtem, najwyżej sumienie odbije się zgagą traconej przyzwoitości.
    Nie zaprzeczył, kiedy zapytała, nie cofnął ręki, gdy mu zabierała przyjemnie ciepłe naczynie, pozwalając, by ujęła je w palce i napiła się. Patrzył na nią zaciekawiony, nie bardzo rozumiejąc intencje, jakie nią kierowały, lecz pozostawał przytomny w obliczu tej sytuacji. Odrobinę strapiony, w momencie, kiedy przebłysk świadomości ocucił złotowłosą z taką siłą, jakby zrobiła coś wielce nieprzyzwoitego. Milczał, nie dając jej jednoznacznego śladu emocji, biernie śledząc przebieg wydarzeń, a niemal przewidując jej upadek. Wyciągając w asekuracyjnym chwycie ramiona przed siebie, chcąc łapać pijaną, by ta nie zrobiła sobie kolejnej krzywdy. Kiedy ich ciała zetknęły się, przy stłumionym impecie potknięcia, westchnął z ulgą, tym samym reagując na jej słowa, niedorzeczne, ale zabawnie trafne.
    Nie trzeba, ta mi smakuje – stwierdził, będąc absolutnie poważnym, do tego stopnia, że iskierki rozbawienia, niemal nie rozsadziły oczu w niemym śmiechu. Dłonie wolno spoczęły na krawędzi mebla widocznie jak najdalej od jej ciała, aby nie dawać pretekstu i nie prowokować. Wzroku, jednak nie spuścił, śmiałości mu nigdy nie brakowało. Lecz czym innym, była ta przejawiana w otwartym flircie, od tej naznaczonej przypadkowym zetknięciem. – Wręcz przeciwnie – odparł, pogodnie z naturalną sobie otwartością na tego typu emocje. – Owszem, jesteś istnym utrapieniem, chodzącą katastrofą i działasz mi, jak nikt inny na nerwy, ale pomijając, te zalety, to lubię cię. – Szczerość, była jego domeną, co prawda w niektórych relacjach jej brak, był jego przekleństwem, lecz uczył się nie taić, tego co gra w piersi.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Wyczekujący wzrok wbity w mężczyznę w końcu zatriumfował, gdy zgodził się spróbować jej puddingu. Nie czekając, aż zmieni zdanie, włożyła łyżeczkę z deserem do jego ust, gdy tylko je otworzył. Jej szorki uśmiech zdradzał zadowolenie, choć pewnie nie zobaczył tego spod przymkniętych powiek. W obecnym stanie i tak nie potrafiła dokonać głębszej analizy jego reakcji, więc niespecjalnie mu się przyglądała.
    - Całkiem smaczny? Powinieneś powiedzieć przepyszny - prychnęła ze zmarszczonymi brwiami, przez moment oceniając, czy nie powinna potraktować go jeszcze jedną łyżeczką, bo może nie zdołał w pełni poczuć smaku? Ostatecznie w swojej łaskawości oszczędziła mu tego i tą samą łyżeczką dokończyła deser, za nic mając sobie w tym momencie jakąkolwiek higienę czy bezpieczeństwo. Odłożyła naczynie na stolik, najedzona i zadowolona z uległości mężczyzny.
    Nawet teraz lubiła mieć w jakimś stopniu władzę, podobało jej się to uczucie, gdy Arthur zgodził się, w gruncie rzeczy, z absurdalną prośbą, ale jednocześnie chyba zdał sobie sprawę, że protesty tylko przedłużą cały proces, a spróbowanie deseru zakończy całą dywagację, więc łatwiej było po prostu ulec, ku zadowoleniu dziewczyny oczywiście.
    Absolutnie nie próbowała się teraz licytować, które historie były straszniejsze i kto miał gorsze przeżycia, ale chodziło jej tylko o podejście do takich opowieści. Była zahartowana przez braci, może nie był to stopień walki o przetrwanie, ale jednak dzięki temu nie była zbyt strachliwa i potrafiła sobie poradzić w sytuacjach, które potencjalnie mogłyby sprawić jej trudność. A czy przeżyłaby spotkanie z jakimś potworem albo trudne warunki na morzu? Nie. I na szczęście wcale nie musiała.
    - Naprawdę? - zdziwiona podniosła na niego wzrok, bo nie miała go za osobę, która szuka w ludziach dobra. Uwierzyła mu oczywiście, zgadzając się jednocześnie z drugą częścią wypowiedzi, którą na trzeźwo mogłaby zinterpretować odrobinę inaczej, bardziej w odniesieniu do swojego życia.
    - Oj, no dobrze... ale wciąż mogę ci polać - zaproponowała jeszcze, nie zwracając uwagi, że było to nawiązanie do kolejnego spotkania, bliżej niezaplanowanego, które de facto nie odbyłoby się, gdyby nie dzisiejsza noc. Może wzięła to za oczywiste, że wkrótce znów się zobaczą, bo w jej głowie przecież regularnie się spotykali, a może było to po prostu zgodne z jej oczekiwaniami i chęcią kontynuowania znajomości.
    Jej intencje nie były zrozumiałe nawet dla niej, tym bardziej mężczyzna nie powinien zawracać sobie nimi głowy. Spróbowanie herbaty wywołało lawinę, której chyba żadne z nich się nie spodziewało, a już na pewno nie ona, przekonana o swojej wspaniałej koordynacji ruchowej. Z ulgą jednak przyjęła wiadomość, że nie musi się podnosić i robić kolejnej herbaty, bo skutki takiego działania mogły przynieść nieodwracalny uszczerbek na jej zdrowiu.
    Ten nagły zwrot akcji nieco ją ożywił, choć nie na tyle, by zachować resztki przyzwoitości i uwolnić od siebie Arthura. Jego słowa zaskoczyły ją, choć w jakimś stopniu przecież spodziewała się, że musi ją lubić, skoro znosi jej niedorzeczne działania po alkoholu. Nie mogła powstrzymać krótkiego chichotu, gdy wymieniał, jaką to katastrofą nie jest, bo paradoksalnie, te słowa dodały jej śmiałości. Oparła głowę o jego ramię, wtulając się w nie na moment.
    - Przepraszam - wymruczała, zamiast kłócić się z nim, kto tu komu działa na nerwy. Normalnie pewnie tylko na to zwróciłaby uwagę w tej wypowiedzi i możliwe, że zakończyłoby się to konfliktem, ale teraz miała większy dystans i skupiła się na tym, co powiedział.
    - To nie będzie ci przeszkadzać, jak... - zamiast dokończyć, ułożyła się wygodniej, kładąc znów nogi na kanapie, ale tułowiem wciąż przylegając do niego, teraz przyciskając go bardziej do oparcia, do pozycji półleżącej. W międzyczasie w jej głowie pojawiło się kolejne pytanie, więc podniosła się jeszcze na chwilę, podtrzymując się kanapy po obu stronach jego brzucha, żeby zrównać się z nim twarzą.
    - Już zawsze będziesz piratem? Czy za jakiś czas zmienisz karierę? - w ten niezdarny sposób pytała o jego plany na przyszłość, czy zamierzał porzucić karierę marynarza na rzecz bardziej stałego trybu życia, czy jednak zew morza był zbyt głośny, by mógł usiedzieć w jednym miejscu.
    I nie mogła oczywiście powstrzymać się przed odbiciem piłeczki, więc wróciła do tematu: - Ty też mi działasz na nerwy. Ale mogę ci w sekrecie powiedzieć, że... też cię lubię - konspiracyjny szept został zwieńczony przebiegłym uśmiechem, jakby nie miał prawa się tego spodziewać. Trudno tu mówić o jakimś schemacie, kiedy widzieli się zaledwie dwa razy, ale podczas tych spotkań wzbudzał w niej skrajne emocje, które zwykle trzymała na wodzy, a w jego obecności, za sprawą jego słów i czynów, wybuchały niczym obudzony (uśpiony) wulkan.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Struny rozwagi nagięły się, pod alkoholowym nektarem, który kobieta spożyła w ilościach na tyle obfitych, by wesołość chwili trwała niezachwianie przez wycinek z nocnego życia w tym czasie ignorując wszelkie negatywne bodźce stała się pacynką podrygującą, gdy los szarpał za linki. Patrząc na nią miał odczucie niezrozumiałej bliskości – pragnienia, które sprawia, że go przyciągała, ten elektryczny impuls nie działał na rozsądek, nie pozwalał popełnić błędu wypływającego z onieśmielenia jej postawą, czynami, czy ciałem. Wiecznie prowokująca jawiła się, jak złośliwy duch nękający swą ofiarę, może nie w dosłownej kalce ich poczynań, ale przedstawiała szereg podobieństw, te jednak w przeciwieństwie do złego, były przyjemną odmianą, od jakiej odwykł i za jaką tęsknił, brakowało mu tego rodzaju bliskości, w swym życiu zbyt często wystawiony na powiew samotności spoglądał z ukuciem zazdrości na zakochane pary.
    Nie komentował słów tyczących deseru odpowiadając, jedynie uśmiechem, wolałby skomplementować ją na trzeźwo, niż teraz, kiedy jego słowa zleją się w strzęp wspomnień, niewiadomą, ot zamgloną ramą obrazów, z której nic nie będzie pewne, ani tym bardziej, nie będzie mocniej rzutowało na jej stosunek do niego, może z wyjątkiem pojawienia się w jej życiu ponownie, a i to nie było pewne, wszak miała wielu znajomych i niewątpliwie, każdy z nich postąpiłby jak on, pomijając tych, którzy ją zostawili w barze, więc zawsze mogła uznać wszakże, że to ktoś z nich zadbał o nią.
    Alkohol, miał szereg zalet, ale i nie mniejszy wad, gdyby zgodził się sięgnąć po ten specyfik, ta noc mogłaby zakończyć się w sposób nieprzewidywalny, jak teraz miał względną kontrolę nad działaniami złotowłosej, tak w przypadku, gdyby obydwoje, byli znieczuleni, mogłoby dojść do spięć i tarć na niewiadomej, z lekka obcej płaszczyźnie patrząc przez pryzmaty ich dotychczasowej relacji. Wolał nie ryzykować, stąd zaprzeczył jej jedynie ruchem głowy, cierpliwy, jakby tresował szczeniaka, bo i tak trochę wyglądała ta sytuacja. On pozwalał sobie na wiele, ale mając pewne granice, zniecierpliwienie objawiłby je, nutą stanowczości pobrzmiewającej w głosie, ona natomiast zbyt swobodna robiła, co tylko chciała, naginając z każdym następnym wyczynem jego cierpliwość.
    Gdy jej głowa opadła na ramię, a woń perfum, ot ulotna mgiełka zapachów, jakimi przesiąkła napłynęła do nozdrzy, westchnął znacząc, tym wyrazem skrępowanie zaistniałą sytuacją, jak i dając przyzwolenie na ten gest, na taką bliskość. Była ciepła, rozgrzana niedawnym zaklęciem pulsowała gorącem uderzającym w całe ciało, ogrzewając zmarznięte kończyny. Cudownie przyjemna w swej miękkości ciała, kusiła i zwodziła, a myśli kłębiły się w umyśle niespokojne, z wyrazem podniecenia chwilą i jej osobą. Trudno zachować obojętność, w tak bliskim kontakcie ciał. Zwłaszcza w przypadku kogoś, kto skazany był przez rodzaj pracy na długie pozbawienie, tego typu przyjemności. – Nie przepraszaj – mruknął ze wzrokiem utkwionym w bieli sufitu. Unikał jej wzroku starając się, odizolować rozsądek od pragnienia ciała. Oddychał wyczuwalnie niespokojnie, pierś podnosiła się, znacznie szybciej, niż jeszcze przed momentem policzki, już dawno płonęły rumieńcem onieśmielenia. Zawahał się, z odpowiedzią, czuł, że to szło za daleko, skłamałby, że nie chciał tego, tak teraz jak i przed paroma miesiącami widział w niej kogoś więcej, niż tylko irytującą babę, jednak to podszepty męskiego pragnienia, które mógł stłumić fizyczną pracą i zagłuszyć falą zmęczenia, to nic.
    Nie chcę z tego rezygnować, poza tym nie mam niczego, w czym mógłbym się odnaleźć, to życie skazujące bliskich na wieczną niepewność i poniekąd samotność, dlatego pewnie jeszcze nie ułożyłem sobie życia mieszkając, pod jednym dachem z przybranym ojcem oraz psem i kotem. – Uśmiechnął się, rozbawiony tym przedstawieniem sytuacji, w jakiej był, dość żałosne, ale nie trapił się tym specjalnie mocno. – Dlaczego mam wrażenie, że ci to przeszkadza? – Zapytał, kierowany ciekawością, czy trafnie ją odgadywał, czy tylko mu się wydawało, że tak jest, a może chciał tego, by ktoś wykazał względem niego podobne zainteresowanie?
    Vi, skoro uznaliśmy, że wzajemnie się lubimy, to proszę zejdź ze mnie. Jestem onieśmielony taką pozycją i boję się swoich emocji, woląc trzymać je na wodzy, niżeli pozwolić by biegały samopas. Ponadto prosiłaś o koc, a teraz z niego rezygnujesz? Wybacz, ale ja niestety nie jestem, aż taki ciepły. – Dłońmi, które dotychczas błądziły po krawędzi kanapy przełamał granicę bliskości i pomógł jej zejść, acz nie spychał, wolał, aby słowa rozsądku nakłoniły ją do zmiany pozycji, niżeli stanowczość czynów, które mogłyby nieść za sobą wizję odtrącenia. – Ponadto przypominam, że mieliśmy rozmawiać, a nie tulić się. – Im mniej takich gestów, tym lepiej – dodawało w myślach sumienie. Nie zamierzał wykorzystać sytuacji, być napalonym padalcem, który dokładałby trosk i zmartwień do obecnego emocjonalnego burdelu, w jakim się znalazła, jak zrozumiał z wcześniejszych słów, częściowo na własną prośbę.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Nie wiedziała, jakie reakcje w nim wywołuje, nie wyczuła onieśmielenia ani wątpliwości, nie czuła zdystansowania, bo sama przełamywała bariery przyzwoitości. Brakowało jej rozsądku, którym emanował mężczyzna, już od początku tego wieczoru przejawiała lekkomyślne zachowania, czego dowód mógł zobaczyć na moście, gdy wracała samotnie do domu.
    Z każdą minutą czuła się przy nim lepiej, bardziej swobodnie i po prostu dobrze, stąd śmiałość w jej zachowaniu niezmąconym przesadnym analizowaniem czy potencjalnymi konsekwencjami.
    Skinęła lekko głową na odpowiedź o jego planach. Czy to jej przeszkadzało? Sama nie znała odpowiedzi na to pytanie, dlatego milczała, pozostawiając tę kwestię w sferze niedomówień. Nie było nic złego w mieszkaniu z rodziną, a przynajmniej ona nie mogłaby tak o tym myśleć, dzieląc mieszkanie z bratem. Wynikało to z pragmatycznego podejścia, bo w tym momencie obojgu taki stan rzeczy był na rękę, a jednocześnie mieli świadomość, że prędzej czy później ich drogi rozejdą się w różne strony — pod względem mieszkaniowym oczywiście.
    - Oj, przepraszam - odskoczyła od niego niemal od razu, dość niezdarnie przemieszczając się na drugi koniec kanapy, wbijając się w jego róg, jakby próbowała od niego uciec.
    Jej potrzeba bliskości spowodowana alkoholem i wewnętrznym sztormem nie była nacechowana erotycznie, nie dążyła do żadnych uniesień, ale jednocześnie czuła przyjemną dawkę spokoju i bezpieczeństwa przy jego ciele. Nie widziała w tym żadnej zdrożności, ale słowa Arthura uderzyły biczem otrzeźwienia, wybijając ją z dobrego humoru i lekkości, jaka jeszcze przed chwilą mieszała się z alkoholowym spowolnieniem.
    - Masz rację. Jesteś zimny - w głowie kotłowały się myśli, ale nie umiałaby teraz przekazać ich w odpowiedniej formie. Koc stał się zbędny, gdy ogrzała się herbatą, szczególnie że w domu panowała standardowa temperatura.
    Ukryła twarz w dłoniach, próbując zdusić eskalujące emocje, które stan upojenia tylko wzmacniał. Było jej zwyczajnie przykro i czuła palące w płucach odrzucenie, ale teraz zdała sobie sprawę, że zwyczajnie się narzucała, a mężczyzna próbował tylko jej pomóc i wplątał się w sytuację bez wyjścia. Piekące ze wstydu policzki potęgowały uczucie gorąca, które zalało jej ciało i ze wszystkich sił próbowała powstrzymać łzy cisnące się do oczu, jakby za dużo negatywnych emocji kłębiło się w jej umyśle, a ciało chciałoby dać im w końcu upust. Przełknęła nieprzyjemną kluchę w gardle i ostatkami woli wstrzymała wybuch, oddychając miarowo i skupiając się na wszystkim innym.
    - Pójdę się położyć - ochota na rozmowę, jak i wszystko inne, minęła, pozostawiając pustą skorupę pozbawioną światła. Chwyciła się kanapy i podniosła się powoli, uważając na każdy ruch, by mężczyzna nie musiał jej pomagać. Szybki prysznic powinien obmyć ją ze zbędnych emocji, o ile oczywiście nie rozbije sobie pod nim głowy.
    Trasa nie była łatwa, bo najpierw musiała iść do swojego pokoju, zabrać rzeczy do przebrania i pójść do łazienki - dopiero tam czekał ją tor przeszkód. Szczególnie że w głowie zaczęło jej mocniej wirować, jak tylko podniosła się do pozycji stojącej. Próbowała iść prosto i podtrzymywać się, żeby nie upaść i nie złamać nosa, choć bardziej zależało jej teraz na tym, żeby wyjść z twarzą przed Arthurem... co raczej średnio się udawało, biorąc pod uwagę, że chwiała się na własnych nogach i obijała o przypadkowe przeszkody. Jutro oprócz wstydu i zażenowania swoim zachowaniem, będzie miała dowody w postaci siniaków.
    W pewnym momencie odwróciła się, jakby o czymś sobie przypomniała.
    - Możesz zostać - czuła się głupio, wychodząc z taką propozycją, jakby bała się kolejnej dawki odrzucenia. A jednak wiedziała, że gdyby teraz wyszedł, martwiłaby się. - Nie chciałabym, żeby przeze mnie coś ci się stało.
    Gdzieś w jej głowie przebijała świadomość, że Midgard nie jest teraz bezpiecznym miejscem, a późna godzina sprzyjała bandytom.
    - Możesz spać u mnie, ja położę się na kanapie - co prawda miała u siebie pojedyncze łóżko, ale przynajmniej mógłby rozprostować nogi, tymczasem kanapa nie była rozkładana, więc nawet by się nie zmieścił, za to ona już tak. Mogła też iść do sypialni Karla, ale nie wiedziała, czy i o której wróci, więc wolała nie zajmować mu łóżka.
    Czuła się jak na świeczniku, ale w niezbyt dobrym kontekście, jakby była wystawiona na pośmiewisko, niemal przekonana, że mężczyzna śmieje się z niej w myślach. Trzymała się kurczowo półek od biblioteczki, by nie polecieć na plecy, dając ostateczny dowód swojej głupoty i niezdarności.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    W iluzji swych słów trwając, pragnął za wszelką cenę, być jak najbardziej sprawiedliwy względem Vivian, nie narzucać się z czymś, czego i tak nie zapamięta, a jednocześnie nie wykorzystywać słabszej formy, by podporządkować ją sobie. Trudno mu było ukryć zakłopotanie oraz przedzierające się nawet i przez nie onieśmielenie, w swej otwartości kobieta nie doceniła swego wdzięku, jakim emanowała, co odbijało się na nim. Odcięcie od przyjemnych doznań, było skazaniem się na pustkę, jakiej doświadczył, gdy poderwała się za sprawą jego słów. Był bezradny i zły, na siebie, ale jednocześnie znalazł chwilę, aby odreagować, oddychając spokojniej. Rumieńce na twarzy, jak i ciepło powoli go opuszczało, a z każdą chwilą tej swobody odczuwał, coraz mocniej brak jej obecności, tak krótkotrwała przyjemność wpasowała się w gusta marynarza, że zaskoczył sam siebie swoim opanowaniem. Zależało mu na niej, tego był pewien umacniając się, w tym z każdym następnym porywem niezręczności, coraz to mocniej. Jej reakcja go zaskoczyła wydawała się skrzywdzona i odtrącona, jakby nie widziała klarowności obrazu w pełni jego wydźwięku, a jedynie za sprawą wąskiej szpary, a może było jeszcze inaczej? Odbierane sygnały, mogły być zupełnie, czymś innym, niż przemytnik podejrzewał. Teraz zupełnie zagubił się w tym labiryncie nieznajomości kobiecych sygnałów. Jakby znaki, które mu dawała, mogły być jednoznaczne, bez podwójnego dna, byłby wdzięczny za taką przejrzystość sytuacji, bo wówczas przynajmniej wiedziałby, gdzie skończył, miast jak teraz trwać, jak i ona w zakłopotaniu.
    Słowa wypowiedziane przez blondynkę utonęły w ciszy, jaka nastała. Żadne z nich nie przejmowało inicjatywy, aby przerwać ją na dłużej i być może to spowodowało, że ochłonął.
    Dobrze – ton wypowiedzi obnażył smutek, gdy komunikowała mu, że idzie spać. Wszak jeszcze, przed momentem latała po kanapie pragnąc kolejnych dawek strasznych opowieści, tak wiele się zmieniło, czy po prostu, aż tak była pijana? Odprowadzał ją wzrokiem, czując w duszy, że powinien się stąd wynosić, że jest niechcianym gościem, któremu przypadkiem spadło jabłko na głowę, w styczniu…
    Dostrzegał zmiany, silnie rysujące się na jej twarzy, gdzieś zniknęła, ta cała paleta uśmiechów, jakimi do tego momentu go obdarowywała, a zwyczajowa pewność siebie, śmiałość ulotniły się, jakby za sprawą nagłego podmuchu wiatru – uleciały, odsłaniając cząstkę, której nigdy wcześnie nie widział. Wiedział, co prawda, że tam się kryła, jednak dopiero dziś widział ją tak wyraźnie, ot namacalnie.
    Poderwał się na równe nogi, kiedy kolejny raz zatoczyła się, odnajdując wsparcie w ścianie. Podszedł z wolna, pomimo tej zwinnej reakcji, nie chciał jej tym mocniej peszyć.
    Nic mi nie będzie. – Odparł, uśmiechając się czarująco, jak to miał w swym niezachwianym zwyczaju, pomimo burzy w sercu, zawsze potrafił znaleźć promienie ciepła dla innych. Wiecznie optymistyczny, w tym wariancie, nie chciał widzieć smutku na jej twarzy, ani choćby ziarna niepokoju.
    Vi... – zająknął się i momentalnie poprawił: – Vivian, doceniam to i dziękuję, ale nie pozwoliłbym ci spać na kanapie. Odprowadzę cię do łóżka i wyjdę, a klucz schowam, pod wycieraczką, dobrze? – Uśmiech trwał, a pomocne ramie ochoczo wypłynęło w przestrzeń między nich. – Zdolna jesteś poturbować się jeszcze we własnym mieszkaniu. Nie chcę, by ci się coś stało – Spojrzał nad jej głowę i odwrócił wzrok, czuł, że jest zbyt miły, za bardzo, to wychodziło z niego, i dlaczego akurat teraz? Kiedy, miał sposobność do demonstracji, tego płaszczyka opiekuńczości pluł na nią jadem i nieustannie trwali w konflikcie, dziś zaś wywoływała w nim, tak skrajne emocje, że przez tydzień kolejny będzie chodził nabuzowany.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    W tym momencie nie potrafiła docenić jego rozwagi i chłodu, których zwyczajnie nie rozumiała, a gdy starała się już połączyć kropki, dochodziła do wniosku, że była natarczywa, stąd reakcja mężczyzny. Obwiniała więc siebie i była zła za tak śmiałe podejście, bo najwyraźniej nie byli na tyle blisko, by cieszyć się wzajemnym dotykiem.
    Nie patrzyła na niego, wstydziła się swojego zachowania i tego, co mógł o niej pomyśleć, szczególnie że dalej paliło ją uczucie odrzucenia i miała wrażenie, że Arthur odtąd będzie miał o niej niezbyt przychylne zdanie. Dlatego najbezpieczniej było zakończyć wieczór, iść spać i odciąć się od tego zakłopotania.
    Zbił ją z tropu i obdarł z wesołości, dlatego teraz widział jej niepewną i bezbronną wersję, z której sama może nie do końca zdawała sobie sprawę, inaczej próbowałaby zapobiec nadmiernemu odkryciu.
    - Jeśli tak wolisz - odezwała się przygaszonym głosem, wyraźnie unikając kontaktu wzrokowego, nadal zawstydzona, szczególnie że kolejny raz odtrącił jej propozycję.
    Sama również chciała odrzucić jego pomocną dłoń, powiedzieć, że nie potrzebuje tego i woli upaść na głupi ryj, niż skorzystać z pomocy osoby, która ją odrzuciła. Nie chciała jego litości, ale nawet w tym stanie niechętnie przyznawała sama przed sobą, że będzie jej dużo łatwiej, jeśli pomoże jej się poruszać. Normalnie duma i upór wzięłyby górę, ale teraz przytępione alkoholem nie miały takiej siły przebicia, więc kiwnęła głową i złapała ramię, które jej zaoferował.
    - Tylko muszę wziąć prysznic - zerknęła, czy nie przeszkadza mu wizja poczekania na nią chwilę, a jeśli nie wyraził sprzeciwu, poprowadziła go najpierw do swojego dość małego i skromnie urządzonego pokoju. Wcześniej Karl miał tutaj gabinet, ale kiedy wyraziła chęć zamieszkania z nim, przerobili go na jej sypialnię. Wyciągnęła z szafy piżamę, zgarnęła szczotkę do włosów ze stolika przy łóżku i znów chwyciła ramię Arthura, tym razem kierując ich do łazienki. - To nie potrwa długo - obiecała, zostawiając go samego na parę minut, w trakcie których zmyła makijaż i wskoczyła pod prysznic; chłodna woda dawała orzeźwienie i pozwalała nieco odpędzić mgłę szarych emocji. Na szczęście mała łazienka miała tę zaletę, że mogła przytrzymywać się wszystkich dostępnych elementów stałych, zapobiegając większemu uszczerbkowi na zdrowiu. Kilka razy obiła się o szafkę i zajęło jej to odrobinę dłużej, niż zamierzała, ale w tym czasie mężczyzna miał okazję dopić swoją, zimną już pewnie herbatę.
    Po wyjściu z łazienki prezentowała się bardzo niewinnie — brak makijażu odejmował jej lat, a mokre włosy opadały jej na ramiona, nie dość wyciśnięte moczyły zimową piżamę na wysokości ramion.
    - Gotowa. Już mi lepiej - uśmiech znów powrócił na jej twarz, jakby zapomniała o niedawnym upokorzeniu i zresetowała swoje nastawienie. Nawet odrobinę stabilniej chodziła, ale i tak wyciągnęła dłoń po jego ramię. Nie przeszkadzało jej nawet, że mężczyzna widzi ją w takim surowym wydaniu, jakby była to całkiem naturalna rzecz.
    Po wejściu do jej pokoju zrzuciła z łóżka kilka poduszek, które zajmowały zbyt dużą przestrzeń i wślizgnęła się pod kołdrę. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że to jednocześnie czas pożegnania z Arthurem, co znów wywołało niepokojący smutek. Zanim zdążyła pomyśleć i przeanalizować, że kolejne odrzucenie będzie tym bardziej bolesne, wyciągnęła rękę i wplotła palce w jego dłoń.
    - Zostań… - niepewna prośba opuściła jej usta i chyba nie ulegało wątpliwościom, że zwyczajnie nie chciała zostać sama. Każdy moment, począwszy od imprezy, aż do tej chwili udowadniał, że uciekała od samotności, a towarzystwo mężczyzny było teraz równie ważną potrzebą, co sen. Przesunęła się pod ścianę, a leżąc na boku, zostawiała odpowiednią ilość przestrzeni, by mógł zająć miejsce obok, zupełnie niewinnie ulegając jej prośbie. Zawsze mógł wyjść po jej zaśnięciu, prawda?
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Obiecał, że zatroszczy się o jej bezpieczeństwo i ze słów tych wywiązał się, nie najgorzej. Plamę na honorze, mógł stanowić ślad po oparzeniu, a także drobne otarcia na ciele, lecz w gruncie rzeczy dziewczyna żyła, a to było najistotniejsze, w tym wszystkim. Obserwował ją, kiedy wyraźnie zmieniona w matni zawstydzenia trwając przytakiwała, jego wypowiedzi. Widział wszystko, czy potrafił przypisać znaczenie tej reakcji? Gubił się w labiryncie jej sygnałów, nie rozumiejąc przekazu, który z początku jasny i klarowny, okazuje się jego zaprzeczeniem. Trwał cierpliwie przy niej, kiedy wałęsała się po mieszkaniu, a gdy stwierdziła, że musi udać się do łazienki skinął wolno głową, niechętny ale skoro już tyle czekał, to i teraz nieznaczną różnicę mu zrobi moment góra dwa, kiedy na nią poczeka. A przynajmniej będzie uspokojony, że nie poślizgnęła się na kafelkach i sobie  głowy nie rozbiła o krawędzi umywalki, to zawsze budziło pocieszenie. W tym czasie zaczął sprzątać w mieszkaniu; poskładał koc, tak jakby, nigdy nic odkładając go na swoje miejsce, zgarnął kubki ze stołu, wraz z pucharkami po deserach, umył je, a następnie wytarł do sucha i schował w głąb mebli. Robiąc wszystko, tak jak zapamiętał, przed przyjściem i zaburzeniem harmonii pomieszczenia, chcąc zakryć ślady swej tu obecności, jakby  ta noc, nigdy nie miała miejsca, przynajmniej starał się. Wolał nie robić kłopotu skacowanej dziewczynie, by ta musiała z rana ogarniać bajzel, dlatego postanowił ją ze wszystkim wyręczyć, a przy tym zająć myśli i zupełnie oprzytomnieć, bo te niepokojące, zbyt śmiało uderzały do głowy, zbyt ochoczo wkradały się w zakamarki, jakich nie chciał poruszać, a przynajmniej nie teraz, gdy pod znakiem zapytania stawała świadomość tej chwili. Ponadto gnębiona, jak to przyznała własnymi problemami, mógłby nieświadomie dolać oliwy do ognia i zaostrzyć sytuację. Wyczuwał, w czym mógł się kryć problem, dlatego pozostawał tak obojętny względem jej, li tylko przyjacielskich czułości. Samo to określenie, brzmiało w ustach Mortensena, pejoratywnie, skazane na niebyt i zapomnienie. Nie chciał jej komplikować życia, które dla niej, było zbyt i tak już trudne. Jego zmartwienia i przemyślenia, moralne wątpliwości oraz szarpiące nuty sumienia myśli, były obrazem człowieka, który nigdy nie zaznał podobnych, co ona trosk, żałował tego, odrobinę. Chętnie zaraziłby się, od niej tą beztroską w kierowaniu sterem życia, wieczną zabawą, przejawem braku odpowiedzialności. To musiało, być przyjemne. Z melancholii wyrwał go zgrzyt klamki, a w uchylonych drzwiach łazienki stanęła blondynka, nieznacznie odmieniona, ale dalej równie intensywnie pociągająca swą urodą. Uśmiechnął się, kiedy oznajmiła, o swej gotowości, ujął ją lekko za przedramię i poprowadził, chociaż zabieg ten był zbędny, jak wyczuwał po jej równym chodzie. Prysznic zdecydowanie otrzeźwił ją i sprawił, że na moment odzyskała przynajmniej, jakąś cząstkę siebie, którą zaanektował wcześniej alkohol, wypity w nadmiarze. Patrzył wzrokiem spokojnym, jak przygotowuje się do snu, tym mocniej się utwierdzał w przekonaniu, że nie pasuje do takiego obrazka. Jej smukła dłoń, wyrwała go z zamyślenia. Palce splotły się, niczym lina i trwały przez moment, równie pewnie, co marynarski węzeł. Pozwalając kobiecie na kilka kroków, którymi kierowała go w sobie wiadomym celu i dopiero na granicy łóżka puściła go, a on wpatrzony w jej postać stał z miną trudną do przejrzenia. Jej prośba, tak wyraźna w emocji, jaką została okryta zadźwięczała w głowie przemytnika. Nachylił się, nad nią i z największą sobie delikatnością objął głowę złotowłosej dłońmi. – Dobranoc Vivian – głos, był niezwykle miękki, a spod zmrużonych powiek, błysnęły błękitne tęczówki. Składając na jej czole pocałunek, będący zaledwie muśnięciem warg, żegnał ją. Gdy powoli prostował się, poprawił w zamyśleniu włosy, które zburzył, w tej chwili słabości, zakładając zbuntowane kosmyki zza uszy. Wyprostował się, a przez myśl przeszło proste zaklęcie: Bregða – niewymagające werbalnej inkantacji, pozwalało zniknąć, ale czy na dobre? Tego nie wiedział. Pomyślał o swoim domu, o niewypowiedzianym smutku, który nań spłynął, naznaczając je. Zamknął oczy i przepadł ciemnościach teleportu.      

    Arthur i Vivian z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.