:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen
2 posters
Villemo Holmsen
06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Nie 16 Kwi - 21:42
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
06.03.2001
Ściana deszczu ograniczała widoczność, a wiosna oznajmiała, że właśnie powoli wkracza w życie mieszkańców Midgardu. Chodniki zamieniły się w małe strumienie, a ludzie z parasolami nad głowami przemieszczali się szybko; byle uciec przed kroplami, które rozbijając się u ich stóp moczyły buty, zostawiały ślady na ubraniach.
Ona zaś na to nie zwracała uwagi, szła spokojnie, nie przejmując się tym, że woda ścieka po jednym ramieniu, tym słabiej chronionym przez parasol. Woda była jej naturą, rozumiała ją najlepiej, nawet ta spadająca z nieba dawała jej siłę i przynosiła radość. Ulewa nie była straszna, a dźwięk spadających kropel stanowił muzykę. Przystanęła na chwilę, aby spojrzeć jak port jest cały zakryty szarością wody, jak zmienił się, jak woda stanowi jedno wielkie płótno dla nowego obrazu.
Przystanęła kiedy dostrzegła figurę jakiej nie spodziewała się zobaczyć u swoich drzwi. Nie zwróciła wcześniej uwagi na mokre ślady wiodące przez klatkę schodową. Każdy mieszkaniec mógł być przemoczony i biec do domu celem zrzucenia z siebie ubrań. Jednak to nie marynarza spodziewała się u swoich drzwi. Złożyła parasol i bez słowa go wyminęła wyciągając pęk kluczy. Jednym z nich otworzyła drzwi do mieszkania.
-Zagrzeję wodę na herbatę. Mam idealną na taką pogodę. - Powiedziała wpuszczając go do środka. Wnętrze mieszkania się nie zmieniło, choć wydawało się, że atmosfera w nim jest znacznie lżejsza niż ostatnio. Uwolniona od klątwy i kłamstw rozpoczynała nowe życie, a świadomość, że tej nocy nie musi wracać do galerii i kusić swym ciałem oraz spełniać marzeń sennych stanowiła niezwykłą odmienność.
Odłożyła mokry parasol do stojaka, a płaszcz odwiesiła na wieszak. Poczekała, aż Arthur wejdzie do środka i zamknęła drzwi. Następnie niespiesznie udała się do kuchni. Wstawiając czajnik oraz wyciągając puszki z herbatą, obejrzała się przez ramię czy za nią podąża, czy może stoi nadal w holu. Nie wyglądał dobrze, markotny i przygaszony stracił swoją pewność siebie i pozytywną energię jaką wokół siebie zawsze roztaczał.
Nie odpisując na ostatni jego list miała nadzieję, że zapomni o niksie, że zajmie się swoim życiem i nie będzie narażony na jej aurę, która teraz delikatnie pulsowała wokół osoby kobiety.
Niespiesznie postawiła na stole kuchennym filiżanki oraz dzbanek z przygotowaną herbatą do zalania. Wybrała tą z dodatkiem lawendy, roślina która koiła, uspokajała mogła być dobrą dla marynarza, który zdawał się być gnębiony przez wiele myśli i trosk.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Arthur Mortensen
Re: 06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Pią 28 Kwi - 22:10
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Ostatnie tygodnie nie były łaskawe dla nikogo, wręcz odnosił wrażenie, że ten rok naznaczony był widmem: strachu, zwątpienia, chwiejnych nadziei i ulotnych chwili szczęścia, które po przeminięciu powodują po dwakroć więcej bólu. Nie bardzo rozumiał, skąd taki stan rzeczy się brał oraz jakim cudem akurat uderzało to wszystko bezpośrednio, tudzież pośrednio w jego osobę, jakby był obserwatorem, a także uczestnikiem sztuki, do której nie dostał scenariusza. Powoli zaczynał mieć tego wszystkiego dosyć, wręcz zatęsknił za monotonią swego dawnego życia, będącego dość skromną, wyzbytą pikanterii i ekscesów ścieżką spełniającego się marynarza, owszem bywały chwile gdy dreszczyk napięcia piętrzył włosy na karku, a niepewność kolejnych minut budziła strach, jednakże jak to na morzu bywało, te chwile przemijały, ba! Nawet proceder przemytniczy, był nieraz spokojniejszy niż kilkutygodniowa wyprawa, zwłaszcza w okresach nasilających się huraganów, czy sztormów. Tak jednak pod względem życia uczuciowego nie miewał nazwijmy to: „większych komplikacji” – ot zwykle czarno na białym, bez niedopowiedzeń i zgrzytów, będąc dość emocjonalną i otwartą osobą szybko przywiązywał się do ludzi i nie robił nic, aby kiełkującą relacje skreślić. Oczywiście popełniał błędy, nawet szereg ich, tak wielki, iż nocy, by mu nie starczyło, aby je wszystkie wymienić i w cichości ducha rozliczyć. To jednak była rzecz ludzka; błądzić i potykać się, aby na przyszłość być mądrzejszym o zdobyte doświadczenia. Tak przynajmniej uważał starając się postępować zgodnie z własnym sumieniem i nie wodzić za nos nikogo, tym bardziej daleki od kłamstw, jakie rzutują na obraz relacji.
Czuł się rozbity, bezsilny i postawiony w sytuacji teoretycznie bez wyjścia, nie mniej w praktyce, każdy rozsądny miałby oczywistą drogę odwrotu. On jednak uparcie wierzył w coś więcej, zwykle chciał dawać drugą szansę i nieśmiało trwał w przekonaniu o szczerości ludzkich intencji, nawet jeśli wszystkie znaki na ziemi i niebie przeczyły temu, by wyciągać rękę, to Mortensen w swej naiwności, tudzież głupocie popisywał się wiarą w człowieczeństwo. Tak było w przypadku poznanych ślepców, jak i innych ludzi spod ciemnej gwiazdy. Samemu, będąc niejako osobą, jaka lawirowała między tego typu opryszkami, a nieco porządniejszymi w domyśle ludźmi. Przekonując się na własnej skórze, jak natura ludzka potrafi być złożona i zaskakująca, nie chciał zatracić w zupełności tej swojej części siebie.
Pozostawiony na pastwę swych myśli błądził przez pół dnia po porcie, gdyż jego atmosfera zawsze pomagała mu pozbierać myśli do kupy, jednak tym razem było inaczej i nawet kilkugodzinna medytacja w towarzystwie mew nie przyniosła oczekiwanych skutków. Nie zarejestrował, nawet momentu, kiedy z sunących nisko nad miastem ołowianych chmur począł padać wczesnowiosenny deszcz, jak ten wyziębił go i przemoczył ubranie do suchej nitki. Gdy w efekcie wiedziony pamięcią niedawnego spotkania z niksą zawędrował pod kamienicę i stał w progu czekając, aż wróci do mieszkania. Zapytany o powód zapewne miałby problem odpowiedzieć, jakkolwiek sensownie. Po prostu poczuł w danym momencie, że to jedyny adres, gdzie może znaleźć cień zrozumienia.
Kiedy ją dostrzegł poczuł momentalnie przypływ pozytywnej energii, chociaż chwilowy, bo momentalnie przypomniał sobie, iż ta nie odpisała na jego ostatni list. Jednak było już za późno by się wycofać i wszedł za kobietą do mieszkania. Pozostawiając płaszcz w holu rzucił markotnym głosem zaklęcie na siebie, aby osuszyć przemoknięte ubranie i nie narobić bałaganu właścicielce. Dopiero po tym, gdy czar zadziałał wszedł dalej wyczuwając zmianę w mieszkaniu. Nie potrafił z początku jej przypisać niczemu szczególnemu, gdyż rozkład pomieszczenia się nie zmienił, ani nic nowego nie przykuło wzroku marynarza, tak jednak w powietrzu brylowała jakaś, bliżej nieokreślona lekkość oraz zapach lawendy.
– Uwielbiam lawendę – skwitował cicho i zajął miejsce przy stole ogrzewając mimowolnie dłonie o filiżankę z gorącym naparem. Nie w jego naturze były żale i marudzenie. Trudno mu było przedstawić sytuację, w jakiej się znalazł, tak by brzmiała ona chociaż odrobinę spójnie, bez chaosu, jaki zapadł w jego życiu. – Dziękuję – dopiero, w tym momencie podniósł wzrok na blondynkę i posłał jej cień słabego uśmiechu.
Czuł się rozbity, bezsilny i postawiony w sytuacji teoretycznie bez wyjścia, nie mniej w praktyce, każdy rozsądny miałby oczywistą drogę odwrotu. On jednak uparcie wierzył w coś więcej, zwykle chciał dawać drugą szansę i nieśmiało trwał w przekonaniu o szczerości ludzkich intencji, nawet jeśli wszystkie znaki na ziemi i niebie przeczyły temu, by wyciągać rękę, to Mortensen w swej naiwności, tudzież głupocie popisywał się wiarą w człowieczeństwo. Tak było w przypadku poznanych ślepców, jak i innych ludzi spod ciemnej gwiazdy. Samemu, będąc niejako osobą, jaka lawirowała między tego typu opryszkami, a nieco porządniejszymi w domyśle ludźmi. Przekonując się na własnej skórze, jak natura ludzka potrafi być złożona i zaskakująca, nie chciał zatracić w zupełności tej swojej części siebie.
Pozostawiony na pastwę swych myśli błądził przez pół dnia po porcie, gdyż jego atmosfera zawsze pomagała mu pozbierać myśli do kupy, jednak tym razem było inaczej i nawet kilkugodzinna medytacja w towarzystwie mew nie przyniosła oczekiwanych skutków. Nie zarejestrował, nawet momentu, kiedy z sunących nisko nad miastem ołowianych chmur począł padać wczesnowiosenny deszcz, jak ten wyziębił go i przemoczył ubranie do suchej nitki. Gdy w efekcie wiedziony pamięcią niedawnego spotkania z niksą zawędrował pod kamienicę i stał w progu czekając, aż wróci do mieszkania. Zapytany o powód zapewne miałby problem odpowiedzieć, jakkolwiek sensownie. Po prostu poczuł w danym momencie, że to jedyny adres, gdzie może znaleźć cień zrozumienia.
Kiedy ją dostrzegł poczuł momentalnie przypływ pozytywnej energii, chociaż chwilowy, bo momentalnie przypomniał sobie, iż ta nie odpisała na jego ostatni list. Jednak było już za późno by się wycofać i wszedł za kobietą do mieszkania. Pozostawiając płaszcz w holu rzucił markotnym głosem zaklęcie na siebie, aby osuszyć przemoknięte ubranie i nie narobić bałaganu właścicielce. Dopiero po tym, gdy czar zadziałał wszedł dalej wyczuwając zmianę w mieszkaniu. Nie potrafił z początku jej przypisać niczemu szczególnemu, gdyż rozkład pomieszczenia się nie zmienił, ani nic nowego nie przykuło wzroku marynarza, tak jednak w powietrzu brylowała jakaś, bliżej nieokreślona lekkość oraz zapach lawendy.
– Uwielbiam lawendę – skwitował cicho i zajął miejsce przy stole ogrzewając mimowolnie dłonie o filiżankę z gorącym naparem. Nie w jego naturze były żale i marudzenie. Trudno mu było przedstawić sytuację, w jakiej się znalazł, tak by brzmiała ona chociaż odrobinę spójnie, bez chaosu, jaki zapadł w jego życiu. – Dziękuję – dopiero, w tym momencie podniósł wzrok na blondynkę i posłał jej cień słabego uśmiechu.
Villemo Holmsen
Re: 06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Pią 5 Maj - 20:00
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Istniała w przedziwnym świecie. Istota z pogranicza jawy i snu, stworzona na podobieństwo największych pragnień, wytykana przez tych, którzy nocami pożądali jej istnienia. Kusiła ciałem, kusiła swym głosem, który otoczony całunem aury potrafił związać umysł na wiele dni, nie pozwalając aby myślał o kimkolwiek innym. Odbierała rozsądek, obierała chęć jedzenia, gdyż sama była pragnieniem, takim jakiego nigdy nie da się ugasić. Istota zrodzona z demona, z domieszką krwi ludzkiej, po ojcu będąc choć trochę związaną ze światem jaki wiedli mieszkańcy Midgardu, starała się odnaleźć. Szukała swojego miejsca i nadal nie znalazła, choć mogła już mówić, że spokój wreszcie zawitał w jej życie. Choć dziwnym to spokojem można było nazwać każdy jej dzień. Od nowa szukała siebie, choć znała swoje marzenia i pragnienia tak musiała wszystko rozpocząć, zrobić ten pierwszy krok kiedy zamknęła pewien rozdział w swoim życiu.
Nie przywiązywała się, nie ufała, nie chciała nikogo blisko w swoim życiu wiedząc kim jest i jaki ma na nich wpływ. Pozwoliła raz, aby jej własne marzenia zawładnęły sercem, kiedy myślała, że ma szansę na jakieś życie z Kruczym Strażnikiem. Rozstanie szybkie i gwałtowne zostawiło szramy, te już się zabliźniły, ale na zawsze miały pozostać w sercu, na zawsze miały być pamiątką po słabości niksy do galdra.
Nie chciała, aby Arthur był blisko, wiedząc, że nawet jak nie chciała to aura wciąż ją otaczała, a on był na nią podatny.
Serce, choć należące do demona, potrafiło jednak współczuć, odczuwało emocje, widziało smutek. Odwrócenie się do mężczyzny, było skazaniem go na jeszcze większe cierpienie. To bowiem otaczało go swoim całunem, niczym ciężki, czarny płaszcz opadający na jego ramiona.
Pytania były nie na miejscu, głos mógł kaleczyć ciszę jaka zapadła, a ta czasami była niezbędna więc pozwoliła sobie ją przerywać krzątaniną w kuchni. Zapach lawendy wdzierał się pod skorupę myśli, koił i uspokajał.
Niksa, usiadła obok, również ujmując swój kubek w dłonie. Szarością tęczówek wodziła po twarzy marynarza starając się odnaleźć w niej wyjaśnienie nagłego pojawienia się. Aura i czar dotykał tylko jej, nie pozwoliła, aby mieszała w jego umyśle, choć zdawał się potrzebować ukojenia i zapomnienia, które mogła podarować swoim głosem.
-Proszę bardzo. - Uśmiechnęła się nieznacznie zachęcając go, aby napił się naparu tak jak ona to czyniła.
Krople deszczu miarowo uderzały w szybę, spływały w dół w licznych szeregach, tworzyły przedziwną mozaikę na gładkiej powierzchni.
Mógł siedzieć ile chciał, nie miała zamiaru go wyganiać, ani pospieszać. Milczenie nie stanowiło problemu, a czasami było lepsze od tysiąca słów.
Nie przywiązywała się, nie ufała, nie chciała nikogo blisko w swoim życiu wiedząc kim jest i jaki ma na nich wpływ. Pozwoliła raz, aby jej własne marzenia zawładnęły sercem, kiedy myślała, że ma szansę na jakieś życie z Kruczym Strażnikiem. Rozstanie szybkie i gwałtowne zostawiło szramy, te już się zabliźniły, ale na zawsze miały pozostać w sercu, na zawsze miały być pamiątką po słabości niksy do galdra.
Nie chciała, aby Arthur był blisko, wiedząc, że nawet jak nie chciała to aura wciąż ją otaczała, a on był na nią podatny.
Serce, choć należące do demona, potrafiło jednak współczuć, odczuwało emocje, widziało smutek. Odwrócenie się do mężczyzny, było skazaniem go na jeszcze większe cierpienie. To bowiem otaczało go swoim całunem, niczym ciężki, czarny płaszcz opadający na jego ramiona.
Pytania były nie na miejscu, głos mógł kaleczyć ciszę jaka zapadła, a ta czasami była niezbędna więc pozwoliła sobie ją przerywać krzątaniną w kuchni. Zapach lawendy wdzierał się pod skorupę myśli, koił i uspokajał.
Niksa, usiadła obok, również ujmując swój kubek w dłonie. Szarością tęczówek wodziła po twarzy marynarza starając się odnaleźć w niej wyjaśnienie nagłego pojawienia się. Aura i czar dotykał tylko jej, nie pozwoliła, aby mieszała w jego umyśle, choć zdawał się potrzebować ukojenia i zapomnienia, które mogła podarować swoim głosem.
-Proszę bardzo. - Uśmiechnęła się nieznacznie zachęcając go, aby napił się naparu tak jak ona to czyniła.
Krople deszczu miarowo uderzały w szybę, spływały w dół w licznych szeregach, tworzyły przedziwną mozaikę na gładkiej powierzchni.
Mógł siedzieć ile chciał, nie miała zamiaru go wyganiać, ani pospieszać. Milczenie nie stanowiło problemu, a czasami było lepsze od tysiąca słów.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Arthur Mortensen
Re: 06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Nie 21 Maj - 17:08
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Czuł się niczym rozbitek na bezludnej wyspie w pierwszych godzinach zwątpienia, ten stan utrzymywał się dłuższy czas wiążąc ciało w szponach smutku, którego nie mógł w pełni przedstawić słowami. Był w tym wszystkim również pierwiastek gniewu, jaki nie znalazł się tam bezpodstawnie. Spoglądając ukradkiem na niksę zdawał sobie sprawę z tego, że naprzykrza się swą osobą. Nie odpisała na jego list, chociaż zawarł w nim sporą dawkę pokrzepienia, ta wiadomość została zignorowana, a on ponownie przekonywał się na własnej skórze, że jest zbyt łaskawy w obdarowywaniu ludzi swoją troską, ci bowiem nie potrafili tego docenić, tudzież mieli ją za nic. Była to przykra konkluzja, i z niejakim wyrzutem tańczącym pod taflą błękitnej tafli oczu uwidoczniła się w momencie, gdy marynarz spojrzał na Villemo.
– Przepraszam za to najście. Nie przemyślałem tego w pierwszym odruchu wydało mi się, to rozsądne, ale chyba się zagalopowałem. – Nie chciał być wrzodem na tyłku, ot problemem, który zajmuje czas. – Po prostu nie mam, nikogo z kim mógłbym porozmawiać, a wydawało mi się, że się przyjaźnimy, a przynajmniej lubimy – potarł ręką czoło zakłopotany, zawstydzony, zdenerwowany tym wszystkim. Była niksą, demonem może to go przyciągnęło? Chociaż taki butny w stwierdzeniach, że wcale na niego tak nie działa, mógł nawet nie zdawać sobie sprawy z tego? Co zabawniejsze, nigdy nie myślał o niej w ten sposób, zawsze chciał jej dobra i być dla niej osobą przychylną – pomagać jej. Gdy prześladowcy ją ścigali, nawet nie zastanawiał się, tylko momentalnie pospieszył jej z pomocą, nie kalkulował, gdyby musiał walczyłby z nimi wszystkimi. Lubił ją, a czuł się w tym momencie jak dureń, który wprosił się dawnej znajomej na mieszkanie i przygniata ją swoimi problemami natury sercowej.
Wstał nagle.
– Powinienem iść. Nie zawracać ci głowy, ale chciałbym wiedzieć, jedno jeśli możesz mi powiedzieć; – odnalazł ją wzrokiem i przez moment milczał. – Czy kiedykolwiek traktowałaś mnie jak przyjaciela? – Może były to za duże słowa jak na staż ich znajomości, lecz Arthur nie wahał się ich użycia w ich relacji. Chciał wiedzieć, na czym stoi, czy może się przed nią otworzyć, pomimo tego, że ona go olała. Był człowiekiem, dla którego nie liczyło się to, że była demonem w ludzkiej skórze, nigdy tego nie lekceważył i kiedy wyczuwał, że igra z ogniem zachowywał szczególną ostrożność, a jednak lubił niksę i wydawało mu się, że ta sympatia jest odwzajemniona. Ponadto uważał, że nie zrobiłaby, nigdy mu wbrew i nie wykorzystałaby przeciw niemu swej mocy. Ufał jej w tej kwestii.
– Przepraszam za to najście. Nie przemyślałem tego w pierwszym odruchu wydało mi się, to rozsądne, ale chyba się zagalopowałem. – Nie chciał być wrzodem na tyłku, ot problemem, który zajmuje czas. – Po prostu nie mam, nikogo z kim mógłbym porozmawiać, a wydawało mi się, że się przyjaźnimy, a przynajmniej lubimy – potarł ręką czoło zakłopotany, zawstydzony, zdenerwowany tym wszystkim. Była niksą, demonem może to go przyciągnęło? Chociaż taki butny w stwierdzeniach, że wcale na niego tak nie działa, mógł nawet nie zdawać sobie sprawy z tego? Co zabawniejsze, nigdy nie myślał o niej w ten sposób, zawsze chciał jej dobra i być dla niej osobą przychylną – pomagać jej. Gdy prześladowcy ją ścigali, nawet nie zastanawiał się, tylko momentalnie pospieszył jej z pomocą, nie kalkulował, gdyby musiał walczyłby z nimi wszystkimi. Lubił ją, a czuł się w tym momencie jak dureń, który wprosił się dawnej znajomej na mieszkanie i przygniata ją swoimi problemami natury sercowej.
Wstał nagle.
– Powinienem iść. Nie zawracać ci głowy, ale chciałbym wiedzieć, jedno jeśli możesz mi powiedzieć; – odnalazł ją wzrokiem i przez moment milczał. – Czy kiedykolwiek traktowałaś mnie jak przyjaciela? – Może były to za duże słowa jak na staż ich znajomości, lecz Arthur nie wahał się ich użycia w ich relacji. Chciał wiedzieć, na czym stoi, czy może się przed nią otworzyć, pomimo tego, że ona go olała. Był człowiekiem, dla którego nie liczyło się to, że była demonem w ludzkiej skórze, nigdy tego nie lekceważył i kiedy wyczuwał, że igra z ogniem zachowywał szczególną ostrożność, a jednak lubił niksę i wydawało mu się, że ta sympatia jest odwzajemniona. Ponadto uważał, że nie zrobiłaby, nigdy mu wbrew i nie wykorzystałaby przeciw niemu swej mocy. Ufał jej w tej kwestii.
Villemo Holmsen
Re: 06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Wto 20 Cze - 15:30
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Obserwowała cichą batalię jaką w sobie toczył. Równie dobrze mógł mieć wszystko wypisane na czole wielkimi literami, a błękit spojrzenia na chwilę lśnił wyrzutem, który doskonale rozumiała. Chciała, aby był daleko, aby o niej zapomniał, by nie musiał się narażać na związanie własnej woli.
Czekała cierpliwie, siedziała w ciszy wody spływającej po szybie wielkimi kroplami, niemymi świadkami delikatnego spektaklu ludzkich uczuć i lęków. Skupiła swoją uwagę na ciepłym kubku, który przypominał o rzeczywistości, a jednocześnie dawał przedziwne wrażenie spokoju i pewności, że w tych murach nic im nie grozi.
Uniosła głowę nieznacznie gdy zdecydował się przerwać milczenie, gdy zrozumiała, że nosił w sobie wielką ranę. Nie wątpiła w to, że sama musiała w nią wbić sztylet okrutnego ignorowania jego istnienia.
-Arthur - Powiedziała łagodnie walcząc z chęcią ujęcia jego dłoni. Nie chciała nawiązywać kontaktu w obawie, że zaraz aura go sobą otoczy, choć przecież mogła też z jej pomocą ukoić jego ból, śpiewem zaś zachęcić umysł do spokoju, do snu, który mógł przynieść wytchnienie, nie zaś udrękę. -Nie przeszkadzasz. - Zapewniła go miękko i z lekkim bólem patrzyła na jego zatroskanie i zakłopotanie. List wciąż leżał w szkatułce, list, na który nie chciała odpowiadać, ponieważ obawiała się, że będzie za blisko. Teraz kiedy siedział obok, nie miała serca go odsyłać, gotowa stanowić pociechę, choć nie wiedziała jak mogłaby pomóc. Uniosła wzrok gdy zerwał się gwałtownie porzucając nienaruszony, herbaciany napar. Lęk, wahanie, niepewność, tak bardzo znajome jej od jakiegoś czasu. Teraz były echem, przeszłością, która czasami powracała chcąc znów wziąć we władanie jej życie. Nie tym razem, nie teraz kiedy była wolna, na tyle na ile mogła by wolna niksa w ludzkim świecie. Nie był jej wrogiem, mogła nad sobą panować, nie chciała jego krzywdy.
Powoli wstał ze swojego miejsca i pomimo wcześniejszych obaw sięgnęła ku jego dłoni, zamykając ją w swoich smukłych palcach.
-Nigdy nie byłeś mi wrogiem, a przyjacielem. - Oznajmiła aksamitnym głosem. Uśmiechnęła się nieznacznie, kojąco wręcz. Aura wokół niej zawibrowała, ale nie obezwładniła, nie zmuszała do uległości czy całkowitego zatracenia. Kołysała się w rytm wypowiadanych słów. -Odsunęłam się, ponieważ nie chciałam cię zranić. - Nie chciała wiązać jego woli, patrzeć jak zatraca siebie w oparach toksyny jaką była, ale teraz czuła dziwną pewność, że nic mu nie grozi z jej strony. -Jestem tutaj i wysłucham wszystkiego co chcesz powiedzieć, a jeśli będę potrafiła, to choć trochę zdejmę ciężar jaki właśnie spoczywa na twoich barkach.
Mogła to zrobić, dać ukojenie, zapomnienie trosk na chwilę, choć to nie rozwiązywało problemów, mogło pomóc w zebraniu rozbitych myśli w całość, a te zdawały się właśnie mieszać w umyśle marynarza, który szukał pomocy i nie mogła pozwolić, by tak rozbity opuścił jej mieszkanie. -Jesteś gotów zostać? - Zapytała wskazując miejsce, na którym przed chwilą siedział.
Czekała cierpliwie, siedziała w ciszy wody spływającej po szybie wielkimi kroplami, niemymi świadkami delikatnego spektaklu ludzkich uczuć i lęków. Skupiła swoją uwagę na ciepłym kubku, który przypominał o rzeczywistości, a jednocześnie dawał przedziwne wrażenie spokoju i pewności, że w tych murach nic im nie grozi.
Uniosła głowę nieznacznie gdy zdecydował się przerwać milczenie, gdy zrozumiała, że nosił w sobie wielką ranę. Nie wątpiła w to, że sama musiała w nią wbić sztylet okrutnego ignorowania jego istnienia.
-Arthur - Powiedziała łagodnie walcząc z chęcią ujęcia jego dłoni. Nie chciała nawiązywać kontaktu w obawie, że zaraz aura go sobą otoczy, choć przecież mogła też z jej pomocą ukoić jego ból, śpiewem zaś zachęcić umysł do spokoju, do snu, który mógł przynieść wytchnienie, nie zaś udrękę. -Nie przeszkadzasz. - Zapewniła go miękko i z lekkim bólem patrzyła na jego zatroskanie i zakłopotanie. List wciąż leżał w szkatułce, list, na który nie chciała odpowiadać, ponieważ obawiała się, że będzie za blisko. Teraz kiedy siedział obok, nie miała serca go odsyłać, gotowa stanowić pociechę, choć nie wiedziała jak mogłaby pomóc. Uniosła wzrok gdy zerwał się gwałtownie porzucając nienaruszony, herbaciany napar. Lęk, wahanie, niepewność, tak bardzo znajome jej od jakiegoś czasu. Teraz były echem, przeszłością, która czasami powracała chcąc znów wziąć we władanie jej życie. Nie tym razem, nie teraz kiedy była wolna, na tyle na ile mogła by wolna niksa w ludzkim świecie. Nie był jej wrogiem, mogła nad sobą panować, nie chciała jego krzywdy.
Powoli wstał ze swojego miejsca i pomimo wcześniejszych obaw sięgnęła ku jego dłoni, zamykając ją w swoich smukłych palcach.
-Nigdy nie byłeś mi wrogiem, a przyjacielem. - Oznajmiła aksamitnym głosem. Uśmiechnęła się nieznacznie, kojąco wręcz. Aura wokół niej zawibrowała, ale nie obezwładniła, nie zmuszała do uległości czy całkowitego zatracenia. Kołysała się w rytm wypowiadanych słów. -Odsunęłam się, ponieważ nie chciałam cię zranić. - Nie chciała wiązać jego woli, patrzeć jak zatraca siebie w oparach toksyny jaką była, ale teraz czuła dziwną pewność, że nic mu nie grozi z jej strony. -Jestem tutaj i wysłucham wszystkiego co chcesz powiedzieć, a jeśli będę potrafiła, to choć trochę zdejmę ciężar jaki właśnie spoczywa na twoich barkach.
Mogła to zrobić, dać ukojenie, zapomnienie trosk na chwilę, choć to nie rozwiązywało problemów, mogło pomóc w zebraniu rozbitych myśli w całość, a te zdawały się właśnie mieszać w umyśle marynarza, który szukał pomocy i nie mogła pozwolić, by tak rozbity opuścił jej mieszkanie. -Jesteś gotów zostać? - Zapytała wskazując miejsce, na którym przed chwilą siedział.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Arthur Mortensen
Re: 06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Sro 5 Lip - 16:42
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Nawałnica myśli targała umysłem marynarza, dopiero gdy Villemo chwyciła go za dłonie ochłonął – spojrzał z wdzięcznością na kobietę. Jego słowa, były zlepkiem emocji, jakie dominowały w duszy, być może powinien zachować więcej spokoju, odetchnąć i policzyć w cichości ducha do dziesięciu? Przekonał się, że poruszony w emocjach mówił wiele, mówił czasem niewygodne rzeczy, jakie należało w innym tonie przedstawiać, zdecydowanie delikatniej i bez tlących się pod powierzchnią wyrzutów. Odwzajemnił uścisk.
– Dziękuję – skinął jej głową. Nie pierwszy raz odniósł wrażenie, że niksa, była bardzo mądrą osobą, która doskonale wyczuwała emocje i potrafiła na nie odpowiednio reagować, chociaż młoda, tak wyróżniała się na tym tle, to go zastanowiło. Życie zapewne jej nie oszczędzało dawkując kobiecie wiele różnych przeżyć, a pomimo tego pielęgnowała w sobie tę wrażliwość. Doceniał jej obecność w tej chwili. Aksamit głosu owinął go szczelnie i ze spokojem w duszy usiadł na krześle, z którego dopiero, co wstawał. Upił łyk naparu, ten nadawał się już do picia, a woń lawendy uspokajała.
– Zamotałem się w relacji z kobietą z klanu, można powiedzieć, że ją uratowałem. Przez co ostatnie tygodnie, były bardzo intensywne. – Przedstawiał zarys relacji z Vivian, jednak im bardziej, chciał to jakoś nazwać, tym bardziej łapał się na tym, że nie wiedział, w jaki sposób, mógłby to opisać. Wreszcie zdecydował się i wznowił: – Zauroczyłem się, lecz wszedłem do jej życia, tak nagle i nieoczekiwanie, w niewłaściwym momencie, że z góry było to skazane na porażkę. – Zamarł ze wzrokiem wbitym w porcelanę. Nie należał do ludzi, którzy łatwo dają za wygraną, lecz czasem była to jedyna słuszna droga. Nie wiedział, jak będzie w tym przypadku, co okaże się właściwym wyborem? Tak naprawdę nie wiedział nic.
– Niezbyt to rozsądne z mojej strony, wiem. Dostałem nauczkę. – Czy jednak reprymenda od przełożonego, cokolwiek zmieniła w jego toku myślenia?
Powrócił wzrokiem do Villemo i westchnął: – Siedziało mi to na wątrobie – przyznał z rozbrajającą szczerością. Nie miał komu się wygadać z tych perypetii, w jakie wpakował się sam, to prawda, a teraz zwalił to wszystko na barki Villemo, jakby ta mogła za dotknięciem magicznej różdżki zmienić zasady gry. – Zwykle nie rozmawiam z nikim o tego typu sprawach. – Ale tu zrobił wyjątek – ta myśl przemknęła przez umysł marynarza z prędkością błyskawicy. Być może zaufanie, jakim obdarzyła go niksa sprawiło, iż widział w niej kogoś z kim, mógł poruszać tego typu tematy?
– Dziękuję – skinął jej głową. Nie pierwszy raz odniósł wrażenie, że niksa, była bardzo mądrą osobą, która doskonale wyczuwała emocje i potrafiła na nie odpowiednio reagować, chociaż młoda, tak wyróżniała się na tym tle, to go zastanowiło. Życie zapewne jej nie oszczędzało dawkując kobiecie wiele różnych przeżyć, a pomimo tego pielęgnowała w sobie tę wrażliwość. Doceniał jej obecność w tej chwili. Aksamit głosu owinął go szczelnie i ze spokojem w duszy usiadł na krześle, z którego dopiero, co wstawał. Upił łyk naparu, ten nadawał się już do picia, a woń lawendy uspokajała.
– Zamotałem się w relacji z kobietą z klanu, można powiedzieć, że ją uratowałem. Przez co ostatnie tygodnie, były bardzo intensywne. – Przedstawiał zarys relacji z Vivian, jednak im bardziej, chciał to jakoś nazwać, tym bardziej łapał się na tym, że nie wiedział, w jaki sposób, mógłby to opisać. Wreszcie zdecydował się i wznowił: – Zauroczyłem się, lecz wszedłem do jej życia, tak nagle i nieoczekiwanie, w niewłaściwym momencie, że z góry było to skazane na porażkę. – Zamarł ze wzrokiem wbitym w porcelanę. Nie należał do ludzi, którzy łatwo dają za wygraną, lecz czasem była to jedyna słuszna droga. Nie wiedział, jak będzie w tym przypadku, co okaże się właściwym wyborem? Tak naprawdę nie wiedział nic.
– Niezbyt to rozsądne z mojej strony, wiem. Dostałem nauczkę. – Czy jednak reprymenda od przełożonego, cokolwiek zmieniła w jego toku myślenia?
Powrócił wzrokiem do Villemo i westchnął: – Siedziało mi to na wątrobie – przyznał z rozbrajającą szczerością. Nie miał komu się wygadać z tych perypetii, w jakie wpakował się sam, to prawda, a teraz zwalił to wszystko na barki Villemo, jakby ta mogła za dotknięciem magicznej różdżki zmienić zasady gry. – Zwykle nie rozmawiam z nikim o tego typu sprawach. – Ale tu zrobił wyjątek – ta myśl przemknęła przez umysł marynarza z prędkością błyskawicy. Być może zaufanie, jakim obdarzyła go niksa sprawiło, iż widział w niej kogoś z kim, mógł poruszać tego typu tematy?
Villemo Holmsen
Re: 06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Pią 7 Lip - 11:18
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Od niedawna była spokojniejsza, bo choć nie zmieniła się jej natura, tak zmieniła się odrobinę rzeczywistość. Ostatni rok był naznaczony wieloma błędami, decyzjami, które pchały ją ku upadkowi, a mimo to, zbiegiem okoliczności i przedziwnych wydarzeń mogła nazwać siebie wolą. Zaczęła godzić się z własną naturą, z tym kim jest. Czym. Wraz z tym powróciła równowaga i chęć podjęcia kolejnych wyzwań życiowych. Ledwie dzień wcześniej był na przesłuchaniu do potencjalnej, nowej pracy, gdzie jej talent i umiejętności będą docenianie w zupełnie inny sposób niż dotychczas. To sprawiało, że oddychała lżej i choć pamiątki z poprzedniego życia wciąż były widoczne, tak nie przynosiły odrazy czy bólu, lecz cichą melancholię.
Dlatego też nie przejmowała się nawałnicą emocji z jaką przybył Arthur, ponieważ ona dryfowała na spokojnych wodach. Tylko od czasu do czasu porwana przez nagły przypływ, chwilowe zatracenie, kiedy natura domagała się zapłaty za chwile spokoju.
Aura delikatnia sącząc sie, wypełniała zagłębienia pomieszczenia, koiła, cicho śpiewała nie celem zniszczenia, nie napędzana rządzą krwi, podszeptami przodkiń, bezlitosną chęci sprowadzenia śmierci, wyrwania ostatniego tchu z płuc; jedynie pragnieniem ukojenia. Czekała, aż otworzy kolejne skrzydła swoich problemów. Opierając brodę na dłoni uważnie słuchała, szarością spojrzenie przesuwając się po twarzy mężczyzny. Badała każde drgnienie mięśni, każdy mikrogest świadczący o tym, że rzeczona kobieta była kimś więcej. Wiedziała o kim mówi. Ledwie miesiąc wcześniej kobieta wspominała o nim. W Palmiarni, pod wielkimi liśćmi dzieliła się swoimi troskami z niksą. O ironio, obydwoje ze swoimi rozdartymi sercami przybyli do tej samej osoby, do demona, zaklętego w pięknej powłoce.
-Sądzisz, że jest odpowiedni moment na wejście w czyjeś życie? - Zapytała cicho, nie chcąc pełny głosem, zagłuszyć jego słów. Ona znała odpowiedź: Nigdy. Zawsze jest coś co przeszkadza, zawsze w życiu drugiej osoby trwa sztorm lub marazm. Wkraczają w rozpisane już częściowo rozdziały. Zawsze.
-Kiedy chodzi o uczucia, ciężko mówić o rozsądku. - Jej nie wiązały prawa ludzkie, a i tak podległa ich zasadom. Nikt z klanu nie chciałby mieć w swoim stadzie kurtyzany czy aktorki. Nie patrzyła na klany, a na swoje życie i to jakie ono jest. A ona? - Choć wyznał wiele, przyznał do tego co najbardziej bolało, to musiał wiedzieć co kobieta na to.-Wiesz co ona myśli na ten temat?
Czy była skłonna zamieszać w ich życiu, pchnąć ich ku sobie jeszcze bardziej. Na pewno miała do tego odpowiednie narzędzia i wiedzę jaką jej podarowali.
Dlatego też nie przejmowała się nawałnicą emocji z jaką przybył Arthur, ponieważ ona dryfowała na spokojnych wodach. Tylko od czasu do czasu porwana przez nagły przypływ, chwilowe zatracenie, kiedy natura domagała się zapłaty za chwile spokoju.
Aura delikatnia sącząc sie, wypełniała zagłębienia pomieszczenia, koiła, cicho śpiewała nie celem zniszczenia, nie napędzana rządzą krwi, podszeptami przodkiń, bezlitosną chęci sprowadzenia śmierci, wyrwania ostatniego tchu z płuc; jedynie pragnieniem ukojenia. Czekała, aż otworzy kolejne skrzydła swoich problemów. Opierając brodę na dłoni uważnie słuchała, szarością spojrzenie przesuwając się po twarzy mężczyzny. Badała każde drgnienie mięśni, każdy mikrogest świadczący o tym, że rzeczona kobieta była kimś więcej. Wiedziała o kim mówi. Ledwie miesiąc wcześniej kobieta wspominała o nim. W Palmiarni, pod wielkimi liśćmi dzieliła się swoimi troskami z niksą. O ironio, obydwoje ze swoimi rozdartymi sercami przybyli do tej samej osoby, do demona, zaklętego w pięknej powłoce.
-Sądzisz, że jest odpowiedni moment na wejście w czyjeś życie? - Zapytała cicho, nie chcąc pełny głosem, zagłuszyć jego słów. Ona znała odpowiedź: Nigdy. Zawsze jest coś co przeszkadza, zawsze w życiu drugiej osoby trwa sztorm lub marazm. Wkraczają w rozpisane już częściowo rozdziały. Zawsze.
-Kiedy chodzi o uczucia, ciężko mówić o rozsądku. - Jej nie wiązały prawa ludzkie, a i tak podległa ich zasadom. Nikt z klanu nie chciałby mieć w swoim stadzie kurtyzany czy aktorki. Nie patrzyła na klany, a na swoje życie i to jakie ono jest. A ona? - Choć wyznał wiele, przyznał do tego co najbardziej bolało, to musiał wiedzieć co kobieta na to.-Wiesz co ona myśli na ten temat?
Czy była skłonna zamieszać w ich życiu, pchnąć ich ku sobie jeszcze bardziej. Na pewno miała do tego odpowiednie narzędzia i wiedzę jaką jej podarowali.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Arthur Mortensen
Re: 06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Wto 11 Lip - 9:38
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Czuł na sobie pełen harmonii, spokojny, nieco współczujący wzrok Villemo, ta miała w sobie coś, co sprawiało, że Mortensen, mimowolnie odprężał się, pomimo ciężaru spoczywającego na duszy. Atmosfera w kuchni, była taka, jaką ją zapamiętał, a nawet przyjemniejsza, być może wpływ na jego odczucia, miał fakt, że kobieta widziała w nim swego przyjaciela i faktycznie wykazała skruchę z tytułu ignorancji jego listu. Na przestrzeni ostatnich tygodni, tak wiele spraw zaprzątało umysł marynarza, iż ten miał tego mętliku powoli dość. Pragnął wolności, ukochanego morza, tam mógł spokojnie pomyśleć, chciał zaznać tego przytłaczającego ogromu wody wokół. Niestety najbliższy rejs, miał dopiero z końcem miesiąca, a do tego czasu siedział, jak na szpilkach. Niecierpliwy i zmęczony.
Skrzywił się w parodii uśmiechu na słowa niksy. – Masz rację. Ale… – Przeczuwał, co ta chce powiedzieć, nigdy nie było idealnej chwili, po prostu należało spróbować i tyle, najwyżej się nie uda, lecz działanie jest wszystkim, a bierność niczym. To takie proste, prawda? I on, tak w jakimś stopniu sądził, pod tym względem zgadzał się z nią w pełni. Była jednak kolejna troska do kolekcji, którą zamierzał poruszyć i tym spiąć w klamrę całą tę zaistniałą sytuację. – Zależy jej w jakimś stopniu na mojej osobie, tego jestem pewien. Jednak jest ktoś inny, kto skradł jej myśli. – Smutny uśmiech wypłynął na wargi mężczyzny, mówiąc całą prawdę poczuł lekkość na sercu. Nie miał nikogo z kim, mógłby porozmawiać, nikogo kto by zrozumiał, czyja wrażliwość potrafiłaby ogarnąć całą tę sytuację i wydawało mu się, że Villemo, chociaż zrzucał jej na barki swoje problemy, to potrafiła wyciągać poprawne wnioski.
– Gdyby sytuacja, była inna, zapewne odpuściłbym tę dziewczynę. Lubię przejrzyste sytuacje i co tu dużo gadać, jestem zazdrosny, ech… – Wstał, lecz tym razem nie tak gwałtownie jak za pierwszym razem i wraz z filiżanką herbaty podszedł do okna. Oparty o jego krawędź patrzył na kuchnię, na Villemo, na jej spokojne królestwo, bezpieczny azyl. – Czasem cię podziwiam, to twoje opanowanie. – Jakby nosiła w sobie wiarę, że zawsze pomimo, nawet największych sztormów dopłynie do celu, zobaczy upragnioną latarnię. Widywał ją, gdy była zła, zaskoczona, a nawet i wesoła, zawsze niezależnie od sytuacji emanowała tą wewnętrzną siłą, którą i on posiadał, co zatem stało się z jego pewnością siebie? Musiał wziąć się w garść. Stanowczo i bezdyskusyjnie podnieść się i pozbierać. I żyć tak, aby cieszyć się z każdej chwili. Zbyt wiele było do przegapienia, aby stać z boku, obojętnie.
– Jestem świadomy swych wad. Zbyt emocjonalny i trochę naiwny na tym tle, brakuje mi czasem piątej klepki, tak ochoczo rzucam się w wir wydarzeń, a czasem zapominam o konsekwencjach. – Rozbawiony szczerą prawdą, dopił herbatę i postawił filiżankę na parapecie. Spojrzał pewniejszym wzrokiem na blondynkę, tak jak to miał w zwyczaju, tak jak to pamiętała ze wcześniejszych spotkań. Na usta przemytnika cisnęły się słowa: „będzie, co ma być”.
– Wybacz mój egoizm. Ale nie zapytałem, odkąd przyszedłem do ciebie, jak się trzymasz i co u ciebie? – Zarumienił się ze wstydu, że zaniechał tak oczywistych konwenansów.
Skrzywił się w parodii uśmiechu na słowa niksy. – Masz rację. Ale… – Przeczuwał, co ta chce powiedzieć, nigdy nie było idealnej chwili, po prostu należało spróbować i tyle, najwyżej się nie uda, lecz działanie jest wszystkim, a bierność niczym. To takie proste, prawda? I on, tak w jakimś stopniu sądził, pod tym względem zgadzał się z nią w pełni. Była jednak kolejna troska do kolekcji, którą zamierzał poruszyć i tym spiąć w klamrę całą tę zaistniałą sytuację. – Zależy jej w jakimś stopniu na mojej osobie, tego jestem pewien. Jednak jest ktoś inny, kto skradł jej myśli. – Smutny uśmiech wypłynął na wargi mężczyzny, mówiąc całą prawdę poczuł lekkość na sercu. Nie miał nikogo z kim, mógłby porozmawiać, nikogo kto by zrozumiał, czyja wrażliwość potrafiłaby ogarnąć całą tę sytuację i wydawało mu się, że Villemo, chociaż zrzucał jej na barki swoje problemy, to potrafiła wyciągać poprawne wnioski.
– Gdyby sytuacja, była inna, zapewne odpuściłbym tę dziewczynę. Lubię przejrzyste sytuacje i co tu dużo gadać, jestem zazdrosny, ech… – Wstał, lecz tym razem nie tak gwałtownie jak za pierwszym razem i wraz z filiżanką herbaty podszedł do okna. Oparty o jego krawędź patrzył na kuchnię, na Villemo, na jej spokojne królestwo, bezpieczny azyl. – Czasem cię podziwiam, to twoje opanowanie. – Jakby nosiła w sobie wiarę, że zawsze pomimo, nawet największych sztormów dopłynie do celu, zobaczy upragnioną latarnię. Widywał ją, gdy była zła, zaskoczona, a nawet i wesoła, zawsze niezależnie od sytuacji emanowała tą wewnętrzną siłą, którą i on posiadał, co zatem stało się z jego pewnością siebie? Musiał wziąć się w garść. Stanowczo i bezdyskusyjnie podnieść się i pozbierać. I żyć tak, aby cieszyć się z każdej chwili. Zbyt wiele było do przegapienia, aby stać z boku, obojętnie.
– Jestem świadomy swych wad. Zbyt emocjonalny i trochę naiwny na tym tle, brakuje mi czasem piątej klepki, tak ochoczo rzucam się w wir wydarzeń, a czasem zapominam o konsekwencjach. – Rozbawiony szczerą prawdą, dopił herbatę i postawił filiżankę na parapecie. Spojrzał pewniejszym wzrokiem na blondynkę, tak jak to miał w zwyczaju, tak jak to pamiętała ze wcześniejszych spotkań. Na usta przemytnika cisnęły się słowa: „będzie, co ma być”.
– Wybacz mój egoizm. Ale nie zapytałem, odkąd przyszedłem do ciebie, jak się trzymasz i co u ciebie? – Zarumienił się ze wstydu, że zaniechał tak oczywistych konwenansów.
Villemo Holmsen
Re: 06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Pon 17 Lip - 16:55
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Przeżyje go, będzie istnieć kiedy jego życie zgaśnie niczym zdmuchnięty płomień świecy. Odejdzie pewnego dnia jak oni wszyscy, a ona będzie trwać. Demoniczna istota, która wolniej się starzeje, demon siedzący wraz z potencjalną ofiarą w pułapce ścian mieszkania, skąd mógł nigdy nie wyjść, zamknięty, otumaniony aurą.
-Nie. - Pokręciła głową i od razu przyłożyła chłodny palec do jego ust. -Żadnych “ale” - uśmiechnęła się kącikami ust wypowiadając ostatnie słowo. -Podjąłeś decyzję, nie wycofania się, tylko trwania w jej życiu dalej. - Jak wszyscy, którzy potem zadawali sobie pytania co by było gdyby. Szelesty wątpliwości, długie rzeki myśli i hipotetycznych wydarzeń, scen jakie nigdy nie miały zostać utkane w rzeczywistości pozostając w niewidzialnej sferze domysłów; to wszystko otaczało marynarza. Mógł mieć równie dobrze wątpliwości wypisane na czole. Niczym otwarta książka ukazywał troski oraz bolączki, z którymi się mierzył. Z którymi mierzyli się obydwoje, bo przecież wiedziała o kim mówił, jaka kobieta zaprzątała jego myśli i raniła serce. Wiedziała kim był ten, który zawładnął myślami tej, która raniła serce Arthura. -Żywisz do niej prawdziwe uczucia. - Dodała od siebie patrząc jak przemierza kuchnię, jak wodzi po niej wzrokiem. Upiła ze swojej filiżanki, zapach lawendy koił, a aura sączyła się u ich stóp łagodnie. Opływała kostki leniwie, zaznaczyła swoją obecność, pozwoliła myślą stać się poddanym, mniej kąsały, nie raniły tak bardzo, nie zostawiały krwawych śladów na udręczonej i tak duszy.
Po chwili wstała, niespiesznie odstawiając filiżankę na blat stołu. Podeszła cicho do Arthura, a jej oczy mieniły się srebrem. -Zamknij oczy. - Powiedziała śpiewnie, nie przyjmowała odmowy, musiał być podległy jeżeli miała mu pomóc, a dzisiaj czuła, że właśnie tego pragnie.
Uniosła dłonie, smukłe palce układając na skroniach marynarza. Koliste ruchy opuszek połączyły się z cichą melodią jaką zaczęła nucić. Chłód dłoni na rozgrzanej skórze przez natrętne myśli i troski, miękka nuta piosenki, której słów nawet nie musiał znać, a jedynie poddać się jej, pozwolić, aby unosiła go niczym morska fala, łagodnie ku spokojniejszym wodą. To muzyka, to śpiew jezior był jej mocą kiedy należało odłożyć wszystko na bok.
Poddaj się temu.
Aura otuliła kobiecą postać, spływała po ramionach wprost do dłoni, tak jak cichy rytm piosenki, niczym bujanie morza na statku; kojące.
-Wdech… i wydech. - Wydała kolejne polecenie, choć głoski gładkie były jak aksamit, nie zmącone fałszywą nutą. -Świadom wad, nie oznacza, że jest akceptujesz. - Dodała jeszcze odsuwając się nieznacznie, cofając dłonie i kończąc tym samym śpiew. Uśmiechając się delikatnie, odstąpiła kolejnych parę kroków przechylając nieznacznie głowę ku ramieniu. Srebro oczu na powrót zmieniło się w spokojną szarość, aura opadła cicho, jak jedwabny szal. Zaśmiała cicho i dźwięcznie.
-Dziękuję, że pytasz. - Rumieniec wstydu, tego, że zrzucił swoje troski, a przecież nie zrobił nic wbrew jej woli. -Zmieniam pracę. Pragnę wrócić do teatru. - Wyznała na powrót łagodnym głosem. Na chwilę mogła sprawić, że skupi swoje myśli na niej, póki znów nie zmierzy się ze swoimi. Uspokoiła je na chwilę, uśpiła nie chcąc odbierać mu całkowicie woli.
-Nie. - Pokręciła głową i od razu przyłożyła chłodny palec do jego ust. -Żadnych “ale” - uśmiechnęła się kącikami ust wypowiadając ostatnie słowo. -Podjąłeś decyzję, nie wycofania się, tylko trwania w jej życiu dalej. - Jak wszyscy, którzy potem zadawali sobie pytania co by było gdyby. Szelesty wątpliwości, długie rzeki myśli i hipotetycznych wydarzeń, scen jakie nigdy nie miały zostać utkane w rzeczywistości pozostając w niewidzialnej sferze domysłów; to wszystko otaczało marynarza. Mógł mieć równie dobrze wątpliwości wypisane na czole. Niczym otwarta książka ukazywał troski oraz bolączki, z którymi się mierzył. Z którymi mierzyli się obydwoje, bo przecież wiedziała o kim mówił, jaka kobieta zaprzątała jego myśli i raniła serce. Wiedziała kim był ten, który zawładnął myślami tej, która raniła serce Arthura. -Żywisz do niej prawdziwe uczucia. - Dodała od siebie patrząc jak przemierza kuchnię, jak wodzi po niej wzrokiem. Upiła ze swojej filiżanki, zapach lawendy koił, a aura sączyła się u ich stóp łagodnie. Opływała kostki leniwie, zaznaczyła swoją obecność, pozwoliła myślą stać się poddanym, mniej kąsały, nie raniły tak bardzo, nie zostawiały krwawych śladów na udręczonej i tak duszy.
Po chwili wstała, niespiesznie odstawiając filiżankę na blat stołu. Podeszła cicho do Arthura, a jej oczy mieniły się srebrem. -Zamknij oczy. - Powiedziała śpiewnie, nie przyjmowała odmowy, musiał być podległy jeżeli miała mu pomóc, a dzisiaj czuła, że właśnie tego pragnie.
Uniosła dłonie, smukłe palce układając na skroniach marynarza. Koliste ruchy opuszek połączyły się z cichą melodią jaką zaczęła nucić. Chłód dłoni na rozgrzanej skórze przez natrętne myśli i troski, miękka nuta piosenki, której słów nawet nie musiał znać, a jedynie poddać się jej, pozwolić, aby unosiła go niczym morska fala, łagodnie ku spokojniejszym wodą. To muzyka, to śpiew jezior był jej mocą kiedy należało odłożyć wszystko na bok.
Poddaj się temu.
Aura otuliła kobiecą postać, spływała po ramionach wprost do dłoni, tak jak cichy rytm piosenki, niczym bujanie morza na statku; kojące.
-Wdech… i wydech. - Wydała kolejne polecenie, choć głoski gładkie były jak aksamit, nie zmącone fałszywą nutą. -Świadom wad, nie oznacza, że jest akceptujesz. - Dodała jeszcze odsuwając się nieznacznie, cofając dłonie i kończąc tym samym śpiew. Uśmiechając się delikatnie, odstąpiła kolejnych parę kroków przechylając nieznacznie głowę ku ramieniu. Srebro oczu na powrót zmieniło się w spokojną szarość, aura opadła cicho, jak jedwabny szal. Zaśmiała cicho i dźwięcznie.
-Dziękuję, że pytasz. - Rumieniec wstydu, tego, że zrzucił swoje troski, a przecież nie zrobił nic wbrew jej woli. -Zmieniam pracę. Pragnę wrócić do teatru. - Wyznała na powrót łagodnym głosem. Na chwilę mogła sprawić, że skupi swoje myśli na niej, póki znów nie zmierzy się ze swoimi. Uspokoiła je na chwilę, uśpiła nie chcąc odbierać mu całkowicie woli.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Arthur Mortensen
Re: 06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Pon 14 Sie - 23:00
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Fala gorąca spłynęła na ciało, wraz z dotykiem niksy, tak subtelny niosący w sobie szczyptę dominacji gest sprawił, iż zaniemówił i choćby chciał, nie mógł dobyć głosu, więc milczał wpatrzony w srebrzyste tafle oczu, których nagła transformacja, wcale go nie przestraszyła, jakby za coś pospolicie normalnego biorąc ten fakt. Oniemiał, a ciało pozostawało daleko poza strefą wpływów właściciela, odcięła go od wszystkiego, nawet rozsądku. A mimo to nie lękał się, nie panikował, wręcz przeciwnie odczuwał błogi spokój, ukojenie, jakiego dawno nie zaznał. Głos kobiety melodyjny, niósł również za sobą przesłanie czułość, z jaką jej aura go muskała zdawała się namacalna, a może wyłącznie mu się to zdawało?
Zapach lawendy. To wszystko zaczęło się od niej. Uwielbiał tę roślinę i na starcie, tuż przy herbacie obraz świata stawał się, jakby znośniejszy? Łatwiejszy w akceptacji, tego co może nas spotkać. Gdy jej dłonie dotknęły jego skroni ciche westchnięcie wydobyło się z ust marynarza. Był jej posłuszny, a kotara ciemności spłynęła na świat, który lustrował: niewielką kuchnię i niksę, która wyglądała zupełnie inaczej, niż na wejściu. Nie pytał jednak oddał się we władanie magii, jaka na niego spływała za sprawą blondynki. Było to dziwne uczucie, niepodobne do niczego, co znał, jak pierwszy krok w chmurach, a po nim nastąpiło raptowne przebudzenie.
Kiedy oddaliła się, powoli otworzył oczy. Stała pośrodku niedużego pomieszczenie, teraz zupełnie normalna, a jednak w dalszym ciągu zaskakująco pociągająca, nie potrafił zrozumieć tego zaskoczony tymi myślami, gdyż pierwszy raz w ten sposób o niej pomyślał. Postąpił krok, ku kobiecie zbliżając się, coraz pewniej wraz z kolejnymi ruchami ciała odżywał, jak gdyby zbudzony ze snu. Kiedy zrównał się z nią usta mu drgnęły, a w kącikach oczu pojawiły się leciutkie łukowate zmarszczki. Obdarzył ją uśmiechem, jednym z najbardziej szczerych, jakie potrafił wydobyć z siebie.
– Jesteś najbardziej ludzkim demonem, jakiego poznałem w swoim życiu Villemo Holmsen. – Zaśmiał się lekko i sięgnął, bez skrępowania jej dłoni. – Mam nadzieje, że powrót na łono sztuki, będzie dla ciebie pomyślny – złapał się na tym, iż gładził kciukiem wierzch jej dłoni i odruchowo zatrzymał się, wypuszczając ją z objęcia. Wiedział, że kobieta potrafiła nad sobą panować, lecz czy on potrafił oprzeć się sile tej aury? Dziwne uczucie, a wątpił by pokazała pełnię swej mocy, gdyby tak było zapewne z mózgu i wolnej woli zostałaby jedynie dymiąca galareta. Niezbyt to zachęcające. Była demonem, musiał przyznać, że dotychczas bagatelizował jej naturę, to nie tak, że nie wierzył w możliwości, jakie podobni jej prezentowali, jednakże doświadczenie ich na własnej skórze, nawet w tak niewielkim i w gruncie rzeczy delikatnym stopniu, było interesującym przeżyciem.
– Czy przez to mam rozumieć, że jesteś szczęśliwa? – Usiadł na pierwszym krześle pod ręką, bo nagle zrobiło mu się dziwnie słabo w nogach, ale nie uskarżał się na ten stan, wciąż spoglądając na Vilemo ciekaw odpowiedzi. W wielu aspektach kobieta stanowiła dla niego chodzącą enigmę, a im lepiej zdawało mu się ją poznawać, tym bardziej tajemnicza była, niby wyspa pośrodku jeziora otulona wieczną mgłą.
Zapach lawendy. To wszystko zaczęło się od niej. Uwielbiał tę roślinę i na starcie, tuż przy herbacie obraz świata stawał się, jakby znośniejszy? Łatwiejszy w akceptacji, tego co może nas spotkać. Gdy jej dłonie dotknęły jego skroni ciche westchnięcie wydobyło się z ust marynarza. Był jej posłuszny, a kotara ciemności spłynęła na świat, który lustrował: niewielką kuchnię i niksę, która wyglądała zupełnie inaczej, niż na wejściu. Nie pytał jednak oddał się we władanie magii, jaka na niego spływała za sprawą blondynki. Było to dziwne uczucie, niepodobne do niczego, co znał, jak pierwszy krok w chmurach, a po nim nastąpiło raptowne przebudzenie.
Kiedy oddaliła się, powoli otworzył oczy. Stała pośrodku niedużego pomieszczenie, teraz zupełnie normalna, a jednak w dalszym ciągu zaskakująco pociągająca, nie potrafił zrozumieć tego zaskoczony tymi myślami, gdyż pierwszy raz w ten sposób o niej pomyślał. Postąpił krok, ku kobiecie zbliżając się, coraz pewniej wraz z kolejnymi ruchami ciała odżywał, jak gdyby zbudzony ze snu. Kiedy zrównał się z nią usta mu drgnęły, a w kącikach oczu pojawiły się leciutkie łukowate zmarszczki. Obdarzył ją uśmiechem, jednym z najbardziej szczerych, jakie potrafił wydobyć z siebie.
– Jesteś najbardziej ludzkim demonem, jakiego poznałem w swoim życiu Villemo Holmsen. – Zaśmiał się lekko i sięgnął, bez skrępowania jej dłoni. – Mam nadzieje, że powrót na łono sztuki, będzie dla ciebie pomyślny – złapał się na tym, iż gładził kciukiem wierzch jej dłoni i odruchowo zatrzymał się, wypuszczając ją z objęcia. Wiedział, że kobieta potrafiła nad sobą panować, lecz czy on potrafił oprzeć się sile tej aury? Dziwne uczucie, a wątpił by pokazała pełnię swej mocy, gdyby tak było zapewne z mózgu i wolnej woli zostałaby jedynie dymiąca galareta. Niezbyt to zachęcające. Była demonem, musiał przyznać, że dotychczas bagatelizował jej naturę, to nie tak, że nie wierzył w możliwości, jakie podobni jej prezentowali, jednakże doświadczenie ich na własnej skórze, nawet w tak niewielkim i w gruncie rzeczy delikatnym stopniu, było interesującym przeżyciem.
– Czy przez to mam rozumieć, że jesteś szczęśliwa? – Usiadł na pierwszym krześle pod ręką, bo nagle zrobiło mu się dziwnie słabo w nogach, ale nie uskarżał się na ten stan, wciąż spoglądając na Vilemo ciekaw odpowiedzi. W wielu aspektach kobieta stanowiła dla niego chodzącą enigmę, a im lepiej zdawało mu się ją poznawać, tym bardziej tajemnicza była, niby wyspa pośrodku jeziora otulona wieczną mgłą.
Villemo Holmsen
Re: 06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Pią 18 Sie - 17:52
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Siła jaka w niej drzemała, była ogromna i czasami zapominała jak wielką moc w sobie skrywa. Aura, czar… trucizna, którą sączy w niczego nie świadome umysły, zwodzi na manowce, a jednak nie dzisiaj. Tego dnia niosła ukojenie, spokój i wyciszenie, które ciepłym kokonem obejmowały umysł marynarza. Cicha melodia wdzierała się pod rozbiegane myśli, sięgała ku tym najbardziej rozchwianym, zadającym ból na duszy. Muśnięcie świadomości, a już ulatywały westchnienia z ust, mięśnie przestały być takie spięte. Nuta melodii i odpłynął w niebyt skupiony wyłącznie na jej głosie.
Natura domagała się całkowitej dominacji, przejęcia we władanie całości mężczyzny, który stał przed nią i z pełną ufnością poddał się; Uroczo naiwny, chwytający za serce galdr, który jednocześnie mierzył się siłami żywiołu, licząc się z tym, że pewnego dnia może nie wrócić.
Nie dzisiaj.
Od kiedy uwolniła się częściowo z własnych lęków, od kiedy mogła swobodnie wypuszczać aurę, o wiele łatwiej przychodziło panowanie nad nią. Kierowanie swoją wolę i nie poddawaniu się krzykom natury, choć tak bardzo momentami tego pragnęła. Wiosna jednak miała przynieść ukojenie, możliwość zaszycia się w zieleni, sięgnięcia ku przeszłości, ku własnym korzeniom, które były jej instynktem.
Spokojem spojrzenia patrzyła jak wracał, jak oczy nie są już pełne smutku, którym były przepełnione w momencie gdy przekroczył próg jej mieszkania.
Poczekała, aż podejdzie, aż umie jej dłoń, obdarzy szczerym, ludzkim uśmiechem. Choć ledwie muśnięty aurą jeszcze przez chwilę był pod jej działaniem.
-Poznałeś ich wiele? - Zagadnęła cicho pozwalając, aby się odsunął, puścił dłoń. Nie miała zamiaru więzić go w klatce sztucznych uczuć. -Mam nadzieję, że przyjdziesz na jakiś spektakl, jeżeli otrzymam nową pracę.
Nie było jej celem mamienie woli dyrektora i reżysera, chciała aby ją dostrzegli choć i tak będzie mieć przewagę nad innymi, a jednak trenowała własną wolę. Potrafiła już aurę związać niczym sznurek wokół nadgarstka i nie puszczać. Gdy usiadł wyminęła go sięgając po wcześniej odstawioną filiżankę. Herbata jeszcze letnia ostała się w naczyniu. Upiła niespiesznie łyk nim znów osadziła szarość tęczówek w twarzy mężczyzny. -Szczęśliwym się bywa. Szczęście to pewne ulotne chwile, które pielęgnujemy w sercu przez długi czas, nieraz przez całe życie. - Nie można było być wiecznie szczęśliwym, a właśnie te drobne momenty życia, sprawiały, że doceniała życie choć nie zawsze było kolorowe i usłane różami. -Jestem bardzo zadowolona i z optymizmem patrzę w przyszłość.
Upiła kolejny łyk i uśmiechnęła się łagodnie.
-Wczoraj miałam przesłuchanie. Jak tylko otrzymam odpowiedź, dam ci znać. Co ty na to?
Natura domagała się całkowitej dominacji, przejęcia we władanie całości mężczyzny, który stał przed nią i z pełną ufnością poddał się; Uroczo naiwny, chwytający za serce galdr, który jednocześnie mierzył się siłami żywiołu, licząc się z tym, że pewnego dnia może nie wrócić.
Nie dzisiaj.
Od kiedy uwolniła się częściowo z własnych lęków, od kiedy mogła swobodnie wypuszczać aurę, o wiele łatwiej przychodziło panowanie nad nią. Kierowanie swoją wolę i nie poddawaniu się krzykom natury, choć tak bardzo momentami tego pragnęła. Wiosna jednak miała przynieść ukojenie, możliwość zaszycia się w zieleni, sięgnięcia ku przeszłości, ku własnym korzeniom, które były jej instynktem.
Spokojem spojrzenia patrzyła jak wracał, jak oczy nie są już pełne smutku, którym były przepełnione w momencie gdy przekroczył próg jej mieszkania.
Poczekała, aż podejdzie, aż umie jej dłoń, obdarzy szczerym, ludzkim uśmiechem. Choć ledwie muśnięty aurą jeszcze przez chwilę był pod jej działaniem.
-Poznałeś ich wiele? - Zagadnęła cicho pozwalając, aby się odsunął, puścił dłoń. Nie miała zamiaru więzić go w klatce sztucznych uczuć. -Mam nadzieję, że przyjdziesz na jakiś spektakl, jeżeli otrzymam nową pracę.
Nie było jej celem mamienie woli dyrektora i reżysera, chciała aby ją dostrzegli choć i tak będzie mieć przewagę nad innymi, a jednak trenowała własną wolę. Potrafiła już aurę związać niczym sznurek wokół nadgarstka i nie puszczać. Gdy usiadł wyminęła go sięgając po wcześniej odstawioną filiżankę. Herbata jeszcze letnia ostała się w naczyniu. Upiła niespiesznie łyk nim znów osadziła szarość tęczówek w twarzy mężczyzny. -Szczęśliwym się bywa. Szczęście to pewne ulotne chwile, które pielęgnujemy w sercu przez długi czas, nieraz przez całe życie. - Nie można było być wiecznie szczęśliwym, a właśnie te drobne momenty życia, sprawiały, że doceniała życie choć nie zawsze było kolorowe i usłane różami. -Jestem bardzo zadowolona i z optymizmem patrzę w przyszłość.
Upiła kolejny łyk i uśmiechnęła się łagodnie.
-Wczoraj miałam przesłuchanie. Jak tylko otrzymam odpowiedź, dam ci znać. Co ty na to?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Arthur Mortensen
06.03.2001 – Kuchnia – V. Holmsen & A. Mortensen Wto 22 Sie - 12:36
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Jej pytanie zawisło w powietrzu, a Mortensen uśmiechnął się niewinnie, chociaż wyciszony, można powiedzieć odprężony czuł się znacznie lepiej, niż przed paroma jeszcze minutami, tak pozostał sobą, a jego wola nie ucierpiała w kajdanach niewoli demona. Był to dowód zaufania i też swego rodzaju oznaka, że Villemo traktuje go z szacunkiem, być może nawet w jakimś stopniu zależy jej na nim? Odprowadził ją wzrokiem w milczeniu.
Zdawało mu się, iż dostrzegał ogniki ekscytacji w szarych oczach niksy, mogła to być i owszem kapryśna gra światła, ale wydawało mu się, że faktycznie nie pomylił się, był zadowolony z sukcesu blondynki.
– Bardzo chętnie – odparł, niemal natychmiast. Jej słowa odnośnie szczęścia były zupełnie prawdziwe grunt, aby w życiu przeważały te dobre chwile i ważnym było je potrafić docenić, nawet małe mikro zachwyty potrafiły zapisać się w naszej pamięci na długie miesiące, jeśli nie lata. – Podoba mi się, to jak o tym mówisz. – Stwierdził, bawiąc się pustą filiżanką, jego zręczne palce lawirowały po jej delikatnej, kruchej krawędzi, od czasu przechylając naczynie w sposób kontrolowany. Trwał w lekkim zamyśleniu, bowiem poruszony temat był godny głębszej analizy, ale także odczuwał w dalszym ciągu ten narkotyczny stan ukojenia aurą Villemo. Lekkość, jaką odczuwał, była nieporównywalna z niczym innym, a jednocześnie dziwnie znajoma, jak coś na wzór tego uczucia, gdy sądzimy, że zgubiliśmy drogą nam rzecz, lecz ta okazuje się spoczywać bezpiecznie w plecaku, podobna ulga spłynęła na niego, tyle że dziesięciokrotnie silniejsza. Aura tej kobiety potrafiłaby złamać każdego, a świadomość tego wcale go nie uspokajała. Jednocześnie zastanawiał się, nad jej umiejętnością samokontroli, to wszak walka z własną naturą bywała najbardziej wyczerpująca. Dlatego w pewnym momencie podniósł na nią błękit swego spojrzenia: – Dziękuje – dźwięczny głos marynarza zabrzmiał w nagłej ciszy, która zapadła po ostatnich słowach.
– Bardzo chętnie. Niezależnie od rezultatu będziemy mieli sposobność do napicia się wina. – Wypowiedź zakończył krótkim serdecznym śmiechem, czuło się wyczuwalną zmianę w postawie przemytnika, jakby oddychał pełną piersią, tak jakby sen o wiośnie się właśnie spełnił i nowa nadzieja wypełniła jego serce.
– Będę już się zbierał Puszek został sam, bez opieki, a za jakiś czas wypływam w rejs i chcę, by się nacieszył jeszcze moją obecnością. Raz jeszcze cieszę się, że mogłem z tobą porozmawiać. – Wstał i przytulił się na pożegnanie do Villemo, lekko i nienachalnie.
Villemo i Arthur z tematu
Zdawało mu się, iż dostrzegał ogniki ekscytacji w szarych oczach niksy, mogła to być i owszem kapryśna gra światła, ale wydawało mu się, że faktycznie nie pomylił się, był zadowolony z sukcesu blondynki.
– Bardzo chętnie – odparł, niemal natychmiast. Jej słowa odnośnie szczęścia były zupełnie prawdziwe grunt, aby w życiu przeważały te dobre chwile i ważnym było je potrafić docenić, nawet małe mikro zachwyty potrafiły zapisać się w naszej pamięci na długie miesiące, jeśli nie lata. – Podoba mi się, to jak o tym mówisz. – Stwierdził, bawiąc się pustą filiżanką, jego zręczne palce lawirowały po jej delikatnej, kruchej krawędzi, od czasu przechylając naczynie w sposób kontrolowany. Trwał w lekkim zamyśleniu, bowiem poruszony temat był godny głębszej analizy, ale także odczuwał w dalszym ciągu ten narkotyczny stan ukojenia aurą Villemo. Lekkość, jaką odczuwał, była nieporównywalna z niczym innym, a jednocześnie dziwnie znajoma, jak coś na wzór tego uczucia, gdy sądzimy, że zgubiliśmy drogą nam rzecz, lecz ta okazuje się spoczywać bezpiecznie w plecaku, podobna ulga spłynęła na niego, tyle że dziesięciokrotnie silniejsza. Aura tej kobiety potrafiłaby złamać każdego, a świadomość tego wcale go nie uspokajała. Jednocześnie zastanawiał się, nad jej umiejętnością samokontroli, to wszak walka z własną naturą bywała najbardziej wyczerpująca. Dlatego w pewnym momencie podniósł na nią błękit swego spojrzenia: – Dziękuje – dźwięczny głos marynarza zabrzmiał w nagłej ciszy, która zapadła po ostatnich słowach.
– Bardzo chętnie. Niezależnie od rezultatu będziemy mieli sposobność do napicia się wina. – Wypowiedź zakończył krótkim serdecznym śmiechem, czuło się wyczuwalną zmianę w postawie przemytnika, jakby oddychał pełną piersią, tak jakby sen o wiośnie się właśnie spełnił i nowa nadzieja wypełniła jego serce.
– Będę już się zbierał Puszek został sam, bez opieki, a za jakiś czas wypływam w rejs i chcę, by się nacieszył jeszcze moją obecnością. Raz jeszcze cieszę się, że mogłem z tobą porozmawiać. – Wstał i przytulił się na pożegnanie do Villemo, lekko i nienachalnie.
Villemo i Arthur z tematu