Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    20.03.2001 – Cafe Ibsen – F. Ahlström & S. Vänskä

    2 posters
    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    20.03.2001

    Wysokie, nienagannie krystaliczne okna przepuszczały wiązki zachodzącego słońca. Kawiarnia skąpana w mozaice bursztynowych promieni była odciętą od reszty miasta przestrzenią, oazą spokoju, miejscem leniwych rozmów i migoczących wspomnień, co zdecydowało, że po załatwieniu formalności miała umknąć właśnie tu. Znała się na tyle dobrze, by przewidzieć potrzebę wgryzienia się w kruche ciastko o maślanym smaku, przysypane kandyzowaną lawendą i wiórkami białej czekolady. Zbrodnią byłoby przeżywać ujmującą rozkosz w samotności - zaproszenie do towarzyszenia w słodkim zapomnieniu wpłynęło na dłonie przyjaciółki w krótkim liściku, wysłanym zaledwie wczoraj późnym wieczorem. Lubiły Ibsen w latach, gdy podejmowane decyzje nie raziły w oczy i zostawiały miękkie rysy na skórze, rumiane pręgi, które znikały w mgnieniu oka i rozpływały się w nicości. Powietrze nadal wypełniał dźwięk filiżanek stukających o spodki i łyżeczek uderzających o porcelanę oraz subtelny szmer rozmów rozbijających się o różnice między twórczością poszczególnych artystów. Czuła się tu jednocześnie znajoma i obca, bo ciało pamiętało miękkość aksamitnych obić foteli, a świadomość cierpiała, odgradzając się od wszystkiego i wszystkich. Winiła siebie, tą naiwną wiarę wzbudzającą chęć do życia, pchającą kończyny do wymuszonego ruchu. Nie potrafiła kłamać, wyrzucić go ze swojej piersi i wyprzeć się istnienia ognistej wstęgi zadurzenia. Możliwe, że próba ratunku była podrygiem głupoty, lecz zawsze po zamknięciu oczu lgnęła do srebrnej, pulsującej gwiezdnym pyłem wici. Po powrocie z Pragi nie miała zamiaru wikłać jej wyobraźni splątanymi kłamstwami. Rozumiała sceptycyzm, z jakim podeszła do wieści o udziale Fárbautiego w podjęciu decyzji o powrocie do Midgardu, musiała bowiem wziąć na swoje barki część rozpaczy i uznać je za własne brzemię. Burzliwy tok rozmowy wbił pomiędzy nie kamień nieporozumienia i na palcach dwóch rąk mogła odliczyć czas spędzony w teraźniejszości, zajęty delektowaniem się wonią artystycznego bukietu doznań. Liczyła na wpływ sentymentu ze wspomnień wykadrowanych wnętrzem kawiarni, dlatego zajęła ich dawne miejsce tuż przy oknie, z doskonałym widokiem na roztaczający się zewsząd plac. Zielone czuby drzew odcinały się na tle kamienic zbudowanych ze śnieżnobiałego kamienia, teraz pomarańczowych przez światło słońca kładącego się do snu.
    Osnuta spokojem sięgnęła po książkę, wyciągnęła zakładkę zza pożółkłej stronicy i zatopiła się w lekturze, mogąc odciąć zmysły od nadciągającego zewsząd pomruku rozmów. W Ibsen nigdy nie było przesadnie głośno, bo dyskutujący artyści i krytycy nie mieli zwyczaju wykrzykiwać swoich racji, lecz i tak nie czuła potrzeby przysłuchiwania się czyimś przekonaniom. Skupienie co chwila odrywało się od wyblakłego atramentu i szybowało ku przyjaciółce, przejęte potrzebą ujrzenia jej w niewinnym poczuciu zbawienia, jakby mogły wrócić do porozumienia sprzed lat i zapomnieć o wątpliwościach targających trzewia. Tchnienie zniecierpliwienia wygięło usta w niejednoznacznym uśmiechu podszytym zdenerwowaniem i ekscytacją.
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Rozumiała potrzebę otulenia spotkania przyjemnym zapachem wspólnych wspomnień, słodką nostalgią minionych czasów, w których były trochę młodsze – i trochę rozsądniejsze, ironicznie; rozumiała potrzebę zagrywania instrumentem sentymentu, by załagodzić wydźwięk teraźniejszych decyzji podętych przez przyjaciółkę, które traktowała z należytą nieufnością, by nie powiedzieć wprost – niezrozumieniem i kategoryczną niezgodnością, powściąganą jeszcze za łagodnym grymasem ust i cieniem pomysłu, że może jeszcze dojdzie do trzeźwych zmysłów. Rozumiała też, że miłość często nie miała z nimi wiele wspólnego; i rozumiała, że łudziła się wygodną naiwnością, kiedy ujrzała wreszcie przybraną siostrę przy strategicznie dobranym stoliku – pamiętała jeszcze każdą z rozmów, które przy nim odbyły w przeszłości, rozgryzając artystów i ich twórczość na mniej i bardziej strawne fragmenty, ciągając z nich skórkę nierzadko fałszywej przyzwoitości i oddzielając miąższ od strzelających pod zębami chrząstek prywatnych i twórczych błędów; przy tym samym stole próbowała dowiedzieć się więcej na temat Halvorsena, ocenić skalę zagrożenia, kiedy jedna z jej dziewcząt zaczęła mówić o nim częściej i więcej niż zdawało jej się właściwe, jeszcze zanim zrządzeniem zgodnych usposobień sami stali się między sobą przyjaciółmi, choć nie wszystko mu wybaczyła. Nie była pewna zresztą, czy dzisiaj było ją stać na podniosłość przebaczenia – idąc na spotkanie, myślała wciąż o wygasłym spojrzeniu przyjaciółki zakrytym mgiełką niewysychających łez; myślała o rozpaczy, której nie potrafiła w niej uspokoić tamtego wieczoru, kiedy jej dom przejął się nieskończonym chłodem, choć w kominku strzelał cicho ogień; myślała o jej bladym obliczu, nawet przez sen nieuspokojonym, kiedy czuwała przy niej jeszcze chwilę po północy, nim nie zamknęła za sobą delikatnie drzwi, by usiąść w jej salonie z jedną z jej książek, wyraźnie bardziej lubianych, jak podejrzewała z łagodnych objawów częstszego użytkowania. Freja nie chciała mówić z bogami, więc do świątyni poszła sama, kropiąc biały kwiat krwią z opuszki wskazującego palca – dla niej mogła zdobyć się na pokorę nietrwałego armistycjum.
    Dzisiaj wyglądała inaczej – dzisiaj przypominała znowu siebie; spojrzenie miała wyjaśniałe i czujne, na ustach zalegał łagodny uśmiech, jeden z tych, który rezerwowała jedynie najbliższym; skóra jej dłoni była ciepła, subtelny uścisk palców przekonujący – powróciła z Pragi i powróciła, po prostu. Sohvi witała tę zmianę z ulgą, przełamaną jednak goryczką świadomości, co ją powodowało – siadając naprzeciw niej, przy ich ulubionym stoliku, rozejrzała się z pewnym zesztywnieniem, jak gdyby spodziewała się, że człowiek ten będzie przebywał w pobliżu, struwając ich rozmowę wpływem swojej obecności; nie miała tymczasem wątpliwości, że wpływał na nią znacznie. Nie miała wątpliwości, że nie mogła się z tym wpływem mierzyć; że nie wyjdzie z tego zwycięsko, wiedziała o tym od początku – obawiała się, że będzie musiała zaufać mu znowu lub stracić ją zupełnie. Myśl o takiej możliwości sprawiała, że nie poruszyła meritum rzeczy od razu, w poszumie cudzych rozmów poznając nicie dawnych konwersacji, które zbliżyły je do siebie tak bardzo, obserwując jak zapadający za oknem zachód rozpalał się na słojach blatu.
    Czy powiedział jej, że odwiedziła go w jego warsztacie? Że podniosła przeciw niemu nóż? Czy powiedział jej, że bez niej równie dobrze mógłby umrzeć – czy dlatego przyjęła go z powrotem?
    Wiesz dobrze, o czym myślę – odezwała się w końcu, po krótkiej pauzie ciszy, w której dotychczasowy wyraz jej twarzy dogasł ku spoważnieniu, barwiąc tęczówkę czernią. – I że nie powiem ci, że czynisz dobrze. Ani że się cieszę, choć cieszy mnie, że czujesz się lepiej – oznajmiła, zatrzymując na niej wejrzenie pozbawione zawahania; awersja, jaką darzyła Fárbautiego, nie była kwestią, którą zamierzała poddawać dyskusji czy negocjacjom. Odłożyła widelczyk, nie kończąc ulubionego deseru, straciła apetyt. – Ale spróbuję zrozumieć – widocznie nie była to decyzja pospieszna; wyraźnie myślała o tym wcześniej, sumiennie rozliczając możliwości postąpienia. – Opowiedz mi o Pradze – poprosiła łagodnie; opowiedz mi, dlaczego. Co mógł jej powiedzieć? Czym mógł zmazać wszystkie te kłamstwa?
    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Kleiła frazy w czułej tęsknocie, przeszytą na wylot potrzebą znalezienia języka odpowiadającego smutkowi, jaki pieczołowicie naszyła na postrzępione krańce uczuć. Poruszały irytująco bezpieczne płaszczyzny, dryfując od brzegu do brzegu obłych, rozmazanych wysepek, będących zaledwie imitacją raju z krwi i kości. Przerażona słabością duszy i ciała niepewnie chwyciła strzępek odwagi, byle móc spojrzeć ku licu przyjaciółki i wyszeptać prawdę. Wydanie przez nią nakazu milczenia oznaczałoby powolną śmierć przez samotność wyżerającą zmysł odczuwania, szarpiącą za srebrną zasłonę myśli aż do ostatniego, żałosnego wydechu, splamionego rosą krwi zza karminowych warg.
    Sumienie nie pozwala mi prosić o zrozumienie, kochanie. Jako jedyna byłaś świadkiem mojego cierpienia i wiesz, że trzymałam się świata dla Ciebie — narastający ścisk w gardle wprawił słowa w drżenie. Mrok tamtych dni nawiedzał ją co noc i karmił sny ochłapami mięsa, by poddane jego woli przeobraziły się w koszmary. Bała się. Spojrzenie Sohvi, na wpół rozgniewane i stęsknione, karciło decyzję podjętą w złotym blasku Pragi, dotyk ukochanego, na wpół bolesny i pocieszny, leczył rany powstałe u podnóża kłamstw. Korzenie obojga splotły wokół różanego pąku serca misterny koszyczek. Pragnęła znaleźć kompromis odpowiadający ich potrzebom, lecz przewina Fárbautiego należała do kategorii tych, które na długo osadzały się we wspomnieniach. — Był przerażony, gdy na własne oczy zobaczył konsekwencje błędnych posunięć. Pusta skorupka, żywe zwłoki oddychające siłą woli... Nie wiem, czy bez niego zdołałabym wrócić do Midgardu. Gdziekolwiek byłam, gdziekolwiek pojechałam, ból kruszył moje kości w drobny mak. Wystarczyło zaledwie muśnięcie miękkich opuszków, by cierpienie choć odrobinę zelżało — odruchowo sięgnęła ku klatce piersiowej i z rozmysłem potarła miejsce, nad którym nadal rozchodziło się echo głębokich uderzeń. Palce niezdarnie prześlizgnęły się po rozgorączkowanej skórze, zmąciły chłodem gładką powierzchnię o fakturze płomieni. — Rozmawialiśmy od świtu do nocy. Przyrzekł, że już nigdy nie posłuży się kłamstwem, co zweryfikuje przyszłość. Nie mam żadnych słów na obronę swojej decyzji oprócz powiedzenia, że ani na moment nie przestałam go kochać. Fárbauti zawsze był częścią mnie. Oboje jesteście częścią mnie i nie dopuszczam do siebie myśli, że może być inaczej — zasmakowała chłodnych, muśniętych wiosennym słońcem wicherków, łapczywie nabierając je oddechem w głąb płuc. Wyrzuceniu skołtunionych obaw towarzyszyło odrzucenie części ciężaru noszonego od stycznia, gdy czas przystanął i rozwinął się na nowej linii. Przewiew przeciągu z dolnego piętra kamienicy chwycił ból między niewidzialne wstęgi i ruszył z nim w przestworza, zostawiając ją z poczuciem nieznośnej lekkości, obcym w ciele pozbawionym pamięci komfortu. Wiedziała, że ma rację, i nie zamierzała jej tej racji zabierać. Gotowa zapłacić straszliwą cenę utrzymała wzrok Sohvi przy sobie, pokornym uniżeniem czoła próbując zjednać jej pomyślność. W ciemnych, niemalże czarnych tęczówkach pojawił się pryzmat bursztynowego światła, a bezgraniczne piękno czułego pejzażu brutalnie ugodziło ją poczuciem bezbrzeżnego zachwytu. Pogrążona w obliczu niezrównanej urody przyjaciółki przesunęła opuszkami wzdłuż linii kości policzkowych i po wypukłej granicy szczęki - zignorowała podszepty, które mogły przetoczyć się po sali. Płomień wielbiący grację siostry nauczył ją obojętności względem masy nijakich spojrzeń. Gwar rozmów rozchodzących się wokół nich był zaledwie szeptem szemrzącym na skraju umysłu, nieznaczącym pchnięciem wiatru. Wkrótce zapomną, zajmą się czymś innym, znajdą temat bardziej podatny na ukształtowanie pochopnych domysłów.  
    Nie zasługuję na twoją dobroć.
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Tkliwe struny serca zawijała na palec, pociągając nimi z finezją; Freja wiedziała, jak do niej mówić, wiedziała, jak na nią patrzeć, wiedziała, jak o zrozumienie nie prosić, by je uzyskać – nie sądziła, że czyni to świadomie. W siostrzanych źrenicach znajdowała szczerość i skruchę, ale nie pożałowanie: nie cofnęłaby przebaczenia darowanego mu w Pradze. Zapewne – tak samo – wiedział, jak do niej mówić i wiedział, jak na nią patrzeć, jak owijać sobie włókienka tętna wokół własnej woli. Dla niej resztką siebie (mogłaby zmieścić ją w dłoni jak kupkę ciepłego popiołu, gdyby zamknęła na niej palce silnej, tamtego wieczoru) trzymała się świata, ale dla niego była gotowa żyć – jaśnieć, oddychać, zanurzać palce w pozłocie słońca zachodzącego na horyzoncie, a ona nie mogła jej winić, bo rozumiała szczególność tego szczęścia. Gniew adresowała jemu – za to, że miał czelność wrócić, po wszystkich kłamstwach stawać przed nią znowu, obiecywać jej poprawę, obiecywać jej, ustami łgarza, że nie złamie jej ponownie, wyciągać do niej dłonie, dotykać jej chłodnej skóry i wzniecać ogień wszędzie tam, gdzie zaczynała o nim zapominać; za to, że nie dał jej czasu. Próbowała schować przed nią rozdrażnienie, kiedy wspominała o jego dotyku, to wymykało się jednak spod wstrzemięźliwego opanowania, wzruszając nerwowym drgnięciem silący się na neutralność grymas ust. Wyobrażała sobie, że był przekonujący. Przekonał ją samą, kiedy przyszła do niego domagać się prawdy; wydawało jej się wtedy, że go wreszcie zobaczyła, jego prawdziwe oblicze – kiedy uderzył pięścią w stół, ze spojrzeniem na wpół obłędnym. W obłędzie kochał Freję bardziej niż życie, uwierzyła mu w to. Uwierzyła, że przez tę miłość zdobyłby się na to, by pozwolić jej zapomnieć.
    Freja mówiła, że oboje byli jej częścią, a ona zastanawiała się, jedynie w tajemnicy własnej skroni, jak mogła pogodzić ze sobą elementy tak sprzeczne? Zamykała ich w przeciwnych komorach własnego serca, ufając, że nie rozedrą krat przegrody, by złapać się za gardła; ufała jej, że nie spróbuje – ale w ustach czuła już metaliczny posmak, echo rozczarowania, że nie posłuchała wtedy jego zachęty: wystarczy skaleczenie, powiedział jej, a ona się cofnęła, bo mu naiwnie uwierzyła.
    Przyjaciółka wyciągnęła ku niej dłoń; niepomna zgromadzonych w lokalu spojrzeń, nie obawiając się szmeru słów, odważniejsza niż ona sama – wiedziała, jak ją przełamać. Palce musnęły policzek, sięgnęły obrysu żuchwy, zupełną swobodą gestu naigrywając się z jej obawy, że samym swoim towarzystwem ściągnie ku niej nieprzychylne spojrzenia; muskała jej skórę, jakby nie obawiała się nigdy tego, co o niej mówiono i jak o niej mówiono. Przez moment pozostawała cicha, prawie pokorna. Przez moment wydawało się, że mogłaby zapomnieć o gniewie. Dostrzegła jednak czyjeś spojrzenie, dostrzegła usta nachylające się do czyjegoś ucha, odsunęła delikatnie policzek od jej palców, spoglądając na nią tak, jakby zamierzała ją i przeprosić, i napomnieć.
    Szaleństwem jest oddawać się tak mężczyźnie – odezwała się, czując iskrę irytacji podrażnioną jeszcze nagle głośniejszym szmerem rozmowy obok, nie mogąc zagryźć na języku jadu przeciw drugiej płci; frustracja smakowała jak gniew, gniew podchodził do gardła zgorzkniałą mizoandrią. – Oddawać się tak komukolwiek – poprawiała się, z mniejszym przekonaniem. – Miłość jest – oczywiście – szaleństwem, piękna w absurdzie, piękna szczególnie wtedy, kiedy przeczy rozsądkowi, szczególnie, kiedy szaleństwa wymaga i szaleńczej wiary, oczywiście – mówiła z pewnym pośpiechem, nerwowym i przejętym, jakby wspominała o prawdzie powszechnej i zupełnie naukowej, niemożliwej do zlekceważenia w podobnej dyskusji. – Przeszłaś wiele, jednak nigdy, mimo to, nie widziałam cię wcześniej w podobnej rozpaczy, a teraz ponownie... – pomarańczowy zachód rozgorzał na jej spojrzeniu, wydobywając miedź z ciemni tęczówek, wydobywając wraz z nim zmartwienie pełne rumianego, surowego niepokoju. – Jak mogę się nie martwić? Dlaczego kłamał? Dlaczego tak długo nie przyszło mu na myśl, że zasługujesz na więcej niż na tę fałszywą fantazję?
    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Zataczała się między powinnością a prawem wolności. Zapomniała o wątłej formie ograniczonych, ociosanych w kamieniu umysłów, śmiało używając podobnych temu określeń wobec galdrów zlepiających plotki z okruchów rozrzuconych przez wiatr. Nienawiść zebrała żniwo poprzez wstyd rozchodzący się wewnątrz kości, bo lekkomyślna, przesączona egoizmem potrzeba wrzynała się w mięśnie równie miękko co ostrze. Stopiona z bursztynową poświatą zmierzchu spłonęła w czułości naturalnej dla przyjaciółek, dla sióstr. Opuszki palców przesuwające się wzdłuż znajomego rysu kości policzkowej wibrowały gorącą impresją ukojenia. Ingerencja w osąd Sohvi leżała daleko poza jej kompetencjami z powodów tak prostych, że niemal dziecinnych, widzianych gołym okiem przy każdym spojrzeniu na roztrzaskane odbicie w lustrze. Zarówno z rozsądku, jak i poczuciu obowiązku, nie imała się prób zatrzymania morderczego pędu. Czas wiązał ze sobą nienawiść, troskę i przywiązanie, tkał gobelin piękniejszy od nocnego nieba usianego gwiazdami. Na znak pojednania i przeprosin ukorzyła się pod ciężarem bezmyślności, lecz sprowokowana otwartym polem dyskusji ostrożnie wyłoniła lico na powierzchnię, lustrując Sohvi z malującą się na twarzy mieszaniną smutku i roztkliwienia.
    Nie znałam smaku miłości aż do chwili, w której stanęliście na mojej drodze. Pogodziłam się z szaleństwem już lata temu, Sohvi, i przyrzekłam sobie, że nigdy nie wypuszczę go z piersi — szept spłynął po jej kręgosłupie jak wąż. Dwukrotnie poniosła porażkę, dwukrotnie cierpiała przez złamanie danego przyrzeczenia.— Nie przeczę, że przemawia przez mnie naiwność, ale jestem potwornie zmęczona i chcę zachować choć jedną rzecz wyłącznie dla siebie. Możesz uznać, że brzmię jak dziecko nakarmione idealistyczną fantazję, ale zasługuję na choć odrobinę dobra — w oczach przyjaciółki Fárbauti nie był personą godną tak ogromnego zaufania. Kropla onyksowej krwi splamiła wspomnienie ukochanego, odebrała mu niewinność na rzecz korony splecionej z cierni i róż, pyszniącej się na czole jako dekoracja żył nabrzmiałych chorobliwą czernią. Mglista ikona schorzenia wyłoniła się zza horyzontu w akcie napomnienia. Roztropnie odgrodziła przyjaciółkę od sedna niedopowiedzeń, nazbyt świadoma konsekwencji przesadnie rozległej wiedzy. Dla bezpieczeństwa osób zaangażowanych w napięcie między nią a Fárbautim starannie stroiła instrument rozmowy, aby słowa ułożone na pięciolinii wyrażały się w przestrzeni narzuconej kompozycji. Wystarczył jeden frazes rzucony w powłoczce błogiego lenistwa, żeby mechanizm wymierzania sprawiedliwości przykuł go w chłodnej nicości. Cierpienie wyzierało z kłamstwa, w jakim przymuszono ją do życia przez miesiące słodkiego odurzenia, nie z przyczyny, która przy brzmieniu gniewnych instrumentów wyrządziłaby Sohvi krzywdę. Świadomość piękna tego daru uniosła nią ku sile wyzierającej z niezłomnego spojrzenia, zarazem tak niezwykle czułego i burzliwego. Ujawnienie przewin ukochanego nie było wyjściem - głębia bólu miała naturalnie obumrzeć, zastąpiona zaufaniem zdobytym z woli dotrzymanej obietnicy.
    Obawiam się, że pytasz niewłaściwą osobę. Fárbauti jako jedyny zna prawdziwą przyczynę swojego kłamstwa, a ja mogę mieć nadzieję, że nie posłuży się nim znowu — obnażona w niewiedzy rozłożyła ręce, zrozpaczona bezradnością. — Nie wybaczyłam mu w pełni. Czuje moje cierpienie i wie, że przed nami jeszcze daleka droga. Czas da mi odpowiedź, czy nie przeceniłam jego intencji — pokładała w nim wiarę zakrawającą o obłęd, należącą do kategorii spraw beznadziejnych. Z perspektywy gorzkiej przeszłości nie dostrzegała różnić między jednym bólem a drugim - każdy zmuszał ją do zapomnienia.
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    W błękitnym spojrzeniu  – obok lśnienia smutku i czułości – dostrzegała stanowczość, której nie ważyłaby się nadwyrężać, choć mogłaby powiedzieć wiele jeszcze na temat tego mężczyzny: przełykała niepochlebne słowa i pretensje, przełykała gorycz; musiała znać granice, choć przychodziło jej to z trudem – przyzwyczajona, że jej słuchano czy też przyzwyczajona, by nie ustępować, dopóki nie zgadzano się posłuchać; w innym wypadku – dopóki niezgoda nie zrywała nici dialogu ostatecznie, pozostawiając chłodne wzajemne przemilczenie. Freja nie należała do osób, przy których mogłaby postępować w podobny sposób: po pierwsze – nie potrzebowała odpowiedzi, jedynie wsparcia we własnych decyzjach, nie była młodą podlotką niezdolną podjąć wyboru samodzielnie albo kobietą wątłą w charakterze i postanowieniach, której należało wskazywać kierunek palcem i przypominać, czego sama pragnie; po drugie – ponad wszystko nie chciała jej stracić. Więc musiała znać granice, choć te przychodziły czasem z trudnością, przypominały o rzeczach, które pozostawały poza jej władzą czy wpływem: uczucia cudze i uczucia często własne. To nie człowiek dla ciebie, mogłaby powiedzieć. To człowiek niższego stanu i niższego usposobienia, wreszcie niższej moralności. Mogłaby brzmieć jak jej rodzina i stracić ją podobnie, jak oni ją stracili – przez dumę i niezdolność zahamowania swoich rozdrażnień straciła w życiu tymczasem wystarczająco i trochę więcej. Nie mogłaby oddać jeszcze tego spojrzenia, nie mogłaby oddać wspomnień, które przechowywały w słojach pamięci rozlanych w drewnie stolika, przy którym wymieniły tysiące myśli i tyle samo miar wspólnej ciszy, w której potrafiły się zrozumieć równie dobrze; nie mogłaby poddać swojej części jej serca, by miał nad nią zupełną, absolutną pastwę.
    Zasługiwała na choć odrobinę dobra – miała rację i Sohvi, choć rozchyliła farbowane usta do dalszej dyskusji, nie wypowiedziała słowa sprzeciwu, pozwalają chwilowej ciszy oddać jej słuszność. Miała rację, a ona przecież – choć było to w obecnej sytuacji niewygodne – rozumiała uczucie, z którego brały się podobne słowa; przeszłe tkliwością i determinacją, jakby musiała bronić przed nią ostatniego spłachcia swojego szczęścia, ostatni jego strzęp: tę naiwną wiarę, że Fárbauti nie okłamie jej ponownie. Mogła się złościć na jej wybory, ale przecież rozumiała – przecież za niewiele więcej dałaby równie dużo, swoją naiwność i swój spokój, i przebaczenie. Gdyby dawno pożegnana miłość ściągnęła obrączkę z palca, porzuciła męża i dom, w którym dała się zamknąć, gdyby zostawiła wszystko i przyszła do niej choćby na jedną noc, mogłaby – przynajmniej przez jedną noc – być równie naiwna, z czułą wdzięcznością, bo rozumiała to zmęczenie.
    To prawda – przyznała cicho, zwijając palce na wziętej wcześniej w międzyczasie serwetce; – zasługujesz na coś dobrego – powinna przygryźć się w język, słowa umknęły jej jednak jednocześnie czułe i cierpkie, godzące w Fárbautiego w sposób okrężny, bo wzbraniała sobie godzić go wprost. Świadoma własnej zuchwałości odwróciła spojrzenie, szkło witryny obok ich stolika lśniło, barwiąc się pozłotą wieczoru, niebo nad miastem płonęło. Wszystko, mimo to, pozostawało spokojne. Ludzie rozmawiali ze sobą tak samo, jakby nie zauważyli, gdzieś w tle. Ciepły dotyk przyjaciółki wciąż zalegał jeszcze na policzku, barwiąc go ciepłym rumieńcem zaskoczenia.
    Pytała niewłaściwą osobę, ale nie potrafiła wyobrazić sobie ponownej konwersacji z Bergmanem; wydawało jej się, że dowiedziała się już wszystkiego i że następnego spotkania nie będzie. Fárbauti zniknie, ze swoimi eleganckimi słowami, zaciśniętą pięścią i zapachem heblowanego drewna. Nie wybaczyłam mu w pełni pozostawiało przynajmniej cień satysfakcji; niesprawiedliwie słodkie zadowolenie. Nie powinna wątpić w jej zdolność oceny sytuacji i człowieka – zawsze przecież podziwiała ją za to, że ludzi oceniała nad wyraz trafnie i że podejmowała decyzje racjonalne nieraz tak bardzo, że zdawały się zwyczajnie wyrachowane.
    Mówił ci, że u niego byłam? – pytanie cięło łagodnie, ale bez skruchy.

    Sohvi i Freja z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.