:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
28.09.2000 – Polana przy jeziorze – E. Soelberg & Bezimienny: R. Lundbäck
3 posters
Bezimienny
28.09.2000 – Polana przy jeziorze – E. Soelberg & Bezimienny: R. Lundbäck Sro 22 Lis - 20:22
28.09.2000
Zieleń odchodząca w zapomnienie, żegnająca się ze światem. Wspomnienie dawnej chwały - soczystej barwy poświadczającej o życiu i nadziei. Przebudzeniu, które miało miejsce na początku wiosny i trwało z nimi przez kilka miesięcy. Liście kusząco przyciągały wtedy ptaki, swoją witalność rozjaśniając las. Zażółcenie, które stopniowo zdobywało nowe tereny i zabierało przestrzeń.
Złoto, które koronowało drzewa, gdy jesień obwieszczała swe przybycie. Wśród chłodów i wiatrów, które porywały liście, oddające się tegorocznemu przedstawieniu. Tworzyły złotawą ścieżkę na ziemi, która prowadziła do nieznanych skarbów.
Czerwień, które nie przyjmowała krwistych odcieni. Łagodna i uspokajająca, przedzierająca się wśród złotawych barw. Czasem brudnawa, zaznająca smutnego losu błotnistej mazi.
Wczesna jesień walcem wstępowała na scenę, przynosząc ze sobą ciemność i deszcz. Dzień coraz krótszy, poddawał się walce z nocą. Mróz, tak tradycyjny dla tych terenów, obchodził się z nimi nad wyraz delikatnie, lecz z czasem wszystko pójdzie znanym sobie torem.
Było pięknie, majestat natury w pełnej krasie. Twór, który nie mógł zostać stworzony przez człowieka i tylko siła natury zdolna była do takich wyczynów. Cisza, którą przerywał tylko odgłos kroków i nieliczne śpiewy ptaków, które rozchodziły się w powietrzu. Samotność w lesie nigdy nie smakowała równie ponuro, co w mieście. Tym razem nie była jednak nawet sama, zrównała kroki z Eitrim, gdy zamyślenie pozostawiło ją w tyle. Tutaj mieli pewność, że ich rozmowa zostanie między nimi i nie dotrze do niewskazanych osób. Przyjemność spaceru łączyła się z pożytecznością dyskrecji. Słowa niknęły wśród wichrów i śpiewów, lecz to cisza najczęściej znajdywała miejsce między nim. Tak dla niej zrozumiała i powszechna, można rzecz, że zaprzyjaźniona.
- Edmund zmarł w styczniu - przerwała kojące milczenie, patrząc przed siebie, jakby szukała odpowiedzi w szeptach drzew. - Oficjalnie uznali, że był to wypadek, lecz nigdy nie potrafiłam w to uwierzyć w pełni.
Musiał zrozumieć, a ona musiała wyjaśnić. Musiał wiedzieć skąd przychodzą jej myśli, gdzie prowadzą ją ślady. W śledztwach nic nie było proste, ludzka ingerencja zawsze komplikowała najłatwiejsze schematy. Nie było jednoznacznej odpowiedzi, może to jej niewiara utrudniała, coś co trudne nie było. Może jej subiektywne uczucia, swoiste wyparcie i niechęć do zawierzenia losu w prosty przypadek odnotowywały piętno na jej postępowaniu.
Wystąpili z lasu i znaleźli się na łące, którą kojarzyła z dawnych czasów, które minęły i najprawdopodobniej nigdy nie wrócą. Skrywające wszelkie skarby w cieniach zarośli i krzewów, niebezpieczna w swym sielankowym obrazie. Wiedziała, gdzie nie winna stąpać i czego powinna unikać. Spokój, który odnaleźli był tylko złudny - wystarczył jeden bezmyślny ruch i niebezpieczeństwo mogło nadejść.
Nie, już było z nimi.
Dreszcze przebiegły po jej ciele; cisza głośniej niż krzyk rozlewała się po okolicy. Niepokój żądnie zawłaszczył sobie jej myśli, które łapały się kolejnych oznak złowrogości. Szukały przyczyny niebezpieczeństwa, która stało się wręcz namacalne.
- Czujesz to? - Niewyrażenie, ledwo pozwalając słowa wybrzmieć. Zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu źródła, takie odczucia mogły mieć jedną przyczyny. Oddech z trudnością złapał kolejną porcje powietrza, zrozumiała z czym ma do czynienia. Zatrucie magiczne było podstępną chorobą, która zawsze była oznaką zakazanym sztuczek. Kolejny niemrawy wdech; tylko spokój był wskazany w tej sytuacji. Spojrzała na Eitriego, mając w pamięci swoje ostatnie słowa do niego tamtego wieczoru. Teraz wydawały się wróżbą, która postanowiła się spełnić.
Eitri Soelberg
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Majestat przyrody okrywał całun myśli, które od dnia pogrzebu nie potrafiły znaleźć ukojenia w odpowiedziach na stawiane pospiesznie pytania. Ostatnia wspólna rozmowa pozostawiła jedynie posmak notorycznie przykrywany kolejnymi niedopowiedzeniami i zagadkowymi wydarzeniami.
Był skołowany, rozszalałe zmysły nie pozwalały na to, aby w spokoju obserwował otoczenie; skupienie na sobie i na tym, co działo się wewnątrz niemal paraliżowało jego ruchy. Chociaż był przyzwyczajony do tego, co gotował mu każdy dzień spędzony w Kruczej – ostatnie zamieszanie było abstrakcją. Chciał się zaśmiać, jednak nawet na to nie miał siły. Pogrzeb Lauge był wstępem do serii niefortunnych zdarzeń – kradzież, przesłuchanie, niekompetencja własna, współpracowników, wszystkich otaczających go osób… To tak mocno przytłaczało. Wiedział, że ma sporo spraw, którymi pragnie się podzielić z Rakkel. Chciał jednak, aby wszystko pozostało uporządkowane, bez zdradzania wewnętrznej rozterki, którą był zawładnięty.
I ta pieprzona sala sekcyjna… Nie miał być z czego dumny, zawsze gdy górę brały w nim emocje czuł do siebie obrzydzenie. Nie potrafił być spokojny, kolejny raz dokładając nieco do łatki oszołoma i wariata, niezrównoważonego we własnych czynach człowieka, który powracając do Kruczej uczynił najgorszą z możliwych decyzji. Znowu przyłapał się na tym, że do jego głowy dociera zbyt wiele wątków, setka impulsów i ciągła gonitwa myśli, która odcinała go od świata zewnętrznego. Nie po to tu przyszedł, nie był sam, aby rozwadniać ostrość umysłu. Szybka analiza otoczenia przyniosła odnalezienie upragnionej kotwicy osadzającej go mocno w rzeczywistości. Dwa wdechy później był myślami tam, gdzie powinien – spoglądając błękitem oczu na taflę wody mieniącą się od leniwie padających promieni słonecznych. Tak, zdecydowanie było tu pięknie.
Akord suchej trawy uderzył w jego nozdrza tuż za zdecydowaną ziemistą nutą. Być może była to jedna z niewielu okazji, aby usprawiedliwić chwilę obcowania z naturą. Wszak za nią przepadał, czerpiąc garściami z najmniejszych i najprostszych jej elementów. Ludzkie zadziwienie nad krajobrazem, mnogością stworzeń otaczających go… To wszystko przybliżało choć na chwilę do utraconych bezpowrotnie lat dzieciństwa.
Dłonie powędrowały w stronę guzika płaszcza, zawieszając się na nim. Temperatura była przyjemna, choć dawno było czuć, że nim wróci lato minie jeszcze wiele czasu. Nie miał za złe obfitości milczenia, które szczodrze zalegało pomiędzy nim i Rakkel. Wiedział, że gdy dotrą do odpowiedniego punktu, cała sytuacja naturalnie poszybuje w ustalonym wcześniej kierunku. Niewiele się pomylił. Gdy przemówiła, zsunął palce z guzika i pozwolił spocząć im w głębokich kieszeniach wierzchniego odzienia. Przeanalizował to, co powiedziała i pokiwał lekko głową. Znał suche raporty, widział je wielokrotnie, czytał niezliczoną ilość razy już po powrocie do Kruczej, więc nie całkiem dawno. Wcześniej bazował jedynie na tym, co podawały ogólnodostępne media oraz na słowach osób mu bliskich.
Chciał zrozumieć ją w pełni, dać przyzwolenie na niepewność, która rodziła się w jej głowie. Odpuszczenie i przyznanie racji temu, co stwierdzili śledczy zdawało się naturalne, jednak nie w obliczu utraty kogoś bliskiego. Gdy znało się go, lub miało wyraźne przesłanki ku temu, że za całą sytuacją stało coś większego. Sam odczuwał niepokój, który pojawił się w dniu, gdy do jego uszu dotarła nazwa klubu wskazanego przez ducha. Odkryli kolejne rozgałęzienie – pytaniem zaś pozostawało, gdzie ich doprowadzi i czy prawda stojąca na jego krańcu okaże się do przełknięcia.
– Widziałem wszystkie dokumenty – przyznał ze spokojem. – Tym bardziej… ostatni incydent jest niepokojący. – Ciche westchnienie zdradziło niepewność, która zrodziła się również w nim. Gładko przeszli na polanę, rozpościerający się widok zachwycał. Nie zachwycało natomiast to, co wydarzyło się chwilę później.
Kolejna milisekunda przyniosła panikę, jednak to, co poczuł całym ciałem nie było podobne do doskonale mu znanych skutków obecności duchowej. Niepostrzeżenie znaleźli się w miejscu, które na pozór piękne okazało się doszczętnie splugawione magią, której obawiał się każdy uczciwy galdr. Eitri otworzył usta pragnąć złapać oddech, jednak ciężar, który przysiadł na jego klatce piersiowej znacznie utrudniał tę czynność.
Rzucił spojrzenie w stronę Rakkel i tylko utwierdził się w przekonaniu, że nie jest odosobniony w swych odczuciach.
– Tak – słowa poprzedził urywany oddech, wciąż zbyt płytki, aby ukoić rodzący się niepokój. – Cholera… cofnijmy się. – Wydał polecenie najprostsze z możliwych i jedyne, które mogło choć na chwilę załagodzić obawy. – Tu nie jest bezpiecznie. – Miał tylko nadzieję, że to z czym obecnie się mierzyli było jedyną pozostałością po plugastwie, które wcześniej się tu znajdowało. Spokój, który malował się do tej pory na jego twarzy, ustąpił skupieniu i próbie analizy tego, czy powinni powziąć jeszcze jakieś środki ostrożności.
Był skołowany, rozszalałe zmysły nie pozwalały na to, aby w spokoju obserwował otoczenie; skupienie na sobie i na tym, co działo się wewnątrz niemal paraliżowało jego ruchy. Chociaż był przyzwyczajony do tego, co gotował mu każdy dzień spędzony w Kruczej – ostatnie zamieszanie było abstrakcją. Chciał się zaśmiać, jednak nawet na to nie miał siły. Pogrzeb Lauge był wstępem do serii niefortunnych zdarzeń – kradzież, przesłuchanie, niekompetencja własna, współpracowników, wszystkich otaczających go osób… To tak mocno przytłaczało. Wiedział, że ma sporo spraw, którymi pragnie się podzielić z Rakkel. Chciał jednak, aby wszystko pozostało uporządkowane, bez zdradzania wewnętrznej rozterki, którą był zawładnięty.
I ta pieprzona sala sekcyjna… Nie miał być z czego dumny, zawsze gdy górę brały w nim emocje czuł do siebie obrzydzenie. Nie potrafił być spokojny, kolejny raz dokładając nieco do łatki oszołoma i wariata, niezrównoważonego we własnych czynach człowieka, który powracając do Kruczej uczynił najgorszą z możliwych decyzji. Znowu przyłapał się na tym, że do jego głowy dociera zbyt wiele wątków, setka impulsów i ciągła gonitwa myśli, która odcinała go od świata zewnętrznego. Nie po to tu przyszedł, nie był sam, aby rozwadniać ostrość umysłu. Szybka analiza otoczenia przyniosła odnalezienie upragnionej kotwicy osadzającej go mocno w rzeczywistości. Dwa wdechy później był myślami tam, gdzie powinien – spoglądając błękitem oczu na taflę wody mieniącą się od leniwie padających promieni słonecznych. Tak, zdecydowanie było tu pięknie.
Akord suchej trawy uderzył w jego nozdrza tuż za zdecydowaną ziemistą nutą. Być może była to jedna z niewielu okazji, aby usprawiedliwić chwilę obcowania z naturą. Wszak za nią przepadał, czerpiąc garściami z najmniejszych i najprostszych jej elementów. Ludzkie zadziwienie nad krajobrazem, mnogością stworzeń otaczających go… To wszystko przybliżało choć na chwilę do utraconych bezpowrotnie lat dzieciństwa.
Dłonie powędrowały w stronę guzika płaszcza, zawieszając się na nim. Temperatura była przyjemna, choć dawno było czuć, że nim wróci lato minie jeszcze wiele czasu. Nie miał za złe obfitości milczenia, które szczodrze zalegało pomiędzy nim i Rakkel. Wiedział, że gdy dotrą do odpowiedniego punktu, cała sytuacja naturalnie poszybuje w ustalonym wcześniej kierunku. Niewiele się pomylił. Gdy przemówiła, zsunął palce z guzika i pozwolił spocząć im w głębokich kieszeniach wierzchniego odzienia. Przeanalizował to, co powiedziała i pokiwał lekko głową. Znał suche raporty, widział je wielokrotnie, czytał niezliczoną ilość razy już po powrocie do Kruczej, więc nie całkiem dawno. Wcześniej bazował jedynie na tym, co podawały ogólnodostępne media oraz na słowach osób mu bliskich.
Chciał zrozumieć ją w pełni, dać przyzwolenie na niepewność, która rodziła się w jej głowie. Odpuszczenie i przyznanie racji temu, co stwierdzili śledczy zdawało się naturalne, jednak nie w obliczu utraty kogoś bliskiego. Gdy znało się go, lub miało wyraźne przesłanki ku temu, że za całą sytuacją stało coś większego. Sam odczuwał niepokój, który pojawił się w dniu, gdy do jego uszu dotarła nazwa klubu wskazanego przez ducha. Odkryli kolejne rozgałęzienie – pytaniem zaś pozostawało, gdzie ich doprowadzi i czy prawda stojąca na jego krańcu okaże się do przełknięcia.
– Widziałem wszystkie dokumenty – przyznał ze spokojem. – Tym bardziej… ostatni incydent jest niepokojący. – Ciche westchnienie zdradziło niepewność, która zrodziła się również w nim. Gładko przeszli na polanę, rozpościerający się widok zachwycał. Nie zachwycało natomiast to, co wydarzyło się chwilę później.
Kolejna milisekunda przyniosła panikę, jednak to, co poczuł całym ciałem nie było podobne do doskonale mu znanych skutków obecności duchowej. Niepostrzeżenie znaleźli się w miejscu, które na pozór piękne okazało się doszczętnie splugawione magią, której obawiał się każdy uczciwy galdr. Eitri otworzył usta pragnąć złapać oddech, jednak ciężar, który przysiadł na jego klatce piersiowej znacznie utrudniał tę czynność.
Rzucił spojrzenie w stronę Rakkel i tylko utwierdził się w przekonaniu, że nie jest odosobniony w swych odczuciach.
– Tak – słowa poprzedził urywany oddech, wciąż zbyt płytki, aby ukoić rodzący się niepokój. – Cholera… cofnijmy się. – Wydał polecenie najprostsze z możliwych i jedyne, które mogło choć na chwilę załagodzić obawy. – Tu nie jest bezpiecznie. – Miał tylko nadzieję, że to z czym obecnie się mierzyli było jedyną pozostałością po plugastwie, które wcześniej się tu znajdowało. Spokój, który malował się do tej pory na jego twarzy, ustąpił skupieniu i próbie analizy tego, czy powinni powziąć jeszcze jakieś środki ostrożności.
Mistrz Gry
The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości
'Okolice – poszlaki' :
'Okolice – poszlaki' :
Bezimienny
Informacje z świata zewnętrznego, tego realistycznego i materialnego, docierały do niej z szkodliwym opóźnieniem. Winna wiedzieć, co też kryje się wśród zakamarków miasta, którego losu ją obchodziły. W zwyczaju miała szukać, pytać i znajdywać, lecz od stycznia rzeczywistość szalała i nie układała się w żadną logiczną całość. Dźwięki kolejnych tragedii, jak przez mgłę docierały do niej, lecz w pełni nie rozgościły się w jej świadomości. Stała z boku, choć przecież miała być z powodu zawodu w samym centrum zdarzeń. Przejmowała się, rozumiała zagrożenie, lecz nadal w pełni nie oddawała się sprawie. Zawsze coś innego trzymało ją wewnątrz - duchy i wspomnienia, które zabierały życie, topiąc człowieka w tym, co było. Lato już odeszło i będą musiały minąć wszystkie pory roku, by znowu zawitało - może to była pora, by się obudzić. Własne udręki stanowiły jednak ciekawy obiekt analizy, rozmyślań, które nie przynosiły żadnego pożytku, tylko cierpienie. Nie była na pogrzebie, który tak głośno był spowiadany w gazetach. Nie potrafiła odnaleźć sił, by udać się na cmentarz i dokonać ostatecznego pożegnania, który nie znaczył dla niej nic, choć dla polityki już znacznie więcej. Zamiast tego przekopywała się przez dowody, dokumenty i kolejne elementy spraw – skupiona na swoim małym świecie. Przestępcy i zmarły mąż - duet, którym nigdy nie będzie się chwalić. Były jednak pewne nowości, przebłyski świadczące, że nastaje nowy czas. Promienie otulały twarz, aż zachęcały do zawrócenia twarzy w ich stronę, lecz zarazem utrudniały widzenie. Ledwo mogła zobaczyć twarz Eitriego, który górował na nią wysokością. Stare-nowe znajomości, które nie miały miejsca w jej życiu przez ostatnie lata, o miesiącach tego roku nawet nie wspominając. Może możliwość powiedzenia na głos swoich wątpliwości, przedstawienia nie zawsze racjonalnych powodów będzie ratunkiem przed szaleństwem. Gdyż skoro i on dostrzeże, to co ona, to oznacza, że to nie własny umysł płata jej figle.
- W dzień śmierci był umówiony na spotkanie, nie wiem z kim, lecz zamiast tego pomógł młodej dziewczynie. Wspominała, że był zestresowany i niepewny, nie mogę sobie tego wyobrazić - westchnienie podążyło za słowami, zieleń oczu utkwiona była w tafli jeziora. Spokojnej i nieskalanej niepokojem, doskonałej. Odczuwała zadziwiającą łatwość w dzieleniu się z Eitrim informacjami, zaufanie, które kiedyś może ją zaboleć. Było coś absurdalnie pocieszającego, że nie była w tym sama, gdyż wszyscy inni wydawali się przeciwnikami. Cały system, który doprowadził do uznania tego za wypadek i zakończenie śledztwa był wrogiem; za dużym, by walczyć samemu. - Musiało to mieć związek ze śledztwem, ale nie mogę nawet znaleźć żadnych notatek. Dobrze to ukrył, jakby się spodziewał.
Czy wiedział? Przerażająca myśl, że przypuszczał o zakończeniu przez kogoś jego życia i nadal nie poinformował jej (i nie pożegnał się). Człowiek może przeczuwać, że nadchodzi koniec i nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować ponurość lasu - odejść z śmiercią, jak z przyjacielem. Mozę nie ufał jej wystarczająco przez pozycje, którą pełniła? Myśl ta niejednokrotnie przeszła jej przez myśl, że wątpił, gdzie jej lojalność prawdziwie leżała. Oczy odnalazły towarzysza, jakby mogła na jego twarzy odczytać prawdę i wszelkie inne tajemnice tego świata. Nagłe trudności w oddychaniu utrudniły obserwacje, które i tak nie miały przynieść ostatecznego ukojenia. Zamiast tego znalazła potwierdzenie, że również i on odczuwał skutki zatrucia magicznego. Nigdy sama nie praktykowała magii zakazanej, nie była to dziedzina jej bliska, nie był to jednak pierwszy raz, gdy odnajdywała miejsce owego treningu. Tak blisko miasta, na otwartym terenie. Pycha lub głupota, na pewno jednak kroczyła przed upadkiem. Zgodziła się z Eitrim i powoli zaczęła oddalać się, nadal przeszukując wzrokiem teren.
- Trzeba to zgłosić, może to stałe miejsce do praktyki - w zaciszu lasu, przed pięknem jeziora zanieczyszczać miejsce zakazaną magią. Zwiększony patrol w tym miejscu nie zaszkodzi, choć nie wiedziała, jak wygląda sytuacja pracownikami. Coraz śmielsze działania pasjonatów tego rodzaju magii, pokazywały słabość Kruczej Straży. Byli wszędzie, niewykrywalni i nietykalni.
- Słyszałam również o zamieszaniu na pogrzebie – gazety uwielbiały pisać o klanach, potrzeb jednego z nich był idealnym tematem. Próba kradzieży, która zakłóciła wydarzenie nie została pominięta przez dziennikarzy. Nietypowe, wręcz zadziwiające. Przecież wiadome było, że pogrzeb będzie obstawiony, lecz mimo to ktoś zaryzykował.
- W dzień śmierci był umówiony na spotkanie, nie wiem z kim, lecz zamiast tego pomógł młodej dziewczynie. Wspominała, że był zestresowany i niepewny, nie mogę sobie tego wyobrazić - westchnienie podążyło za słowami, zieleń oczu utkwiona była w tafli jeziora. Spokojnej i nieskalanej niepokojem, doskonałej. Odczuwała zadziwiającą łatwość w dzieleniu się z Eitrim informacjami, zaufanie, które kiedyś może ją zaboleć. Było coś absurdalnie pocieszającego, że nie była w tym sama, gdyż wszyscy inni wydawali się przeciwnikami. Cały system, który doprowadził do uznania tego za wypadek i zakończenie śledztwa był wrogiem; za dużym, by walczyć samemu. - Musiało to mieć związek ze śledztwem, ale nie mogę nawet znaleźć żadnych notatek. Dobrze to ukrył, jakby się spodziewał.
Czy wiedział? Przerażająca myśl, że przypuszczał o zakończeniu przez kogoś jego życia i nadal nie poinformował jej (i nie pożegnał się). Człowiek może przeczuwać, że nadchodzi koniec i nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować ponurość lasu - odejść z śmiercią, jak z przyjacielem. Mozę nie ufał jej wystarczająco przez pozycje, którą pełniła? Myśl ta niejednokrotnie przeszła jej przez myśl, że wątpił, gdzie jej lojalność prawdziwie leżała. Oczy odnalazły towarzysza, jakby mogła na jego twarzy odczytać prawdę i wszelkie inne tajemnice tego świata. Nagłe trudności w oddychaniu utrudniły obserwacje, które i tak nie miały przynieść ostatecznego ukojenia. Zamiast tego znalazła potwierdzenie, że również i on odczuwał skutki zatrucia magicznego. Nigdy sama nie praktykowała magii zakazanej, nie była to dziedzina jej bliska, nie był to jednak pierwszy raz, gdy odnajdywała miejsce owego treningu. Tak blisko miasta, na otwartym terenie. Pycha lub głupota, na pewno jednak kroczyła przed upadkiem. Zgodziła się z Eitrim i powoli zaczęła oddalać się, nadal przeszukując wzrokiem teren.
- Trzeba to zgłosić, może to stałe miejsce do praktyki - w zaciszu lasu, przed pięknem jeziora zanieczyszczać miejsce zakazaną magią. Zwiększony patrol w tym miejscu nie zaszkodzi, choć nie wiedziała, jak wygląda sytuacja pracownikami. Coraz śmielsze działania pasjonatów tego rodzaju magii, pokazywały słabość Kruczej Straży. Byli wszędzie, niewykrywalni i nietykalni.
- Słyszałam również o zamieszaniu na pogrzebie – gazety uwielbiały pisać o klanach, potrzeb jednego z nich był idealnym tematem. Próba kradzieży, która zakłóciła wydarzenie nie została pominięta przez dziennikarzy. Nietypowe, wręcz zadziwiające. Przecież wiadome było, że pogrzeb będzie obstawiony, lecz mimo to ktoś zaryzykował.
Eitri Soelberg
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Zamęt zasiany w głowie kotłował się jeszcze kilka chwil nim Eitri poczuł, że stoi pewnie na ubitej ziemi polany. Ten jeden jedyny raz zapragnął, aby niepokojące uczucie miało swe źródło w obecności ducha. Znał schemat, wiedział jak wtedy postępować. Teraz, po kilku sekundach też sprawnie dotarł do zaszytych w głowie procedur – Kruczy często musieli mierzyć się z zakazaną magią. Sam jej doświadczył na własnej skórze, gdy plugawe Beysta nadgryzło jego ciało i spowodowało niemalże utratę życia. Tym razem powidok był o wiele mniej wyraźny, ledwie namacalny, a jednak wywołujący lekkie zatrucie magiczne. Z trudem złapał oddech, gdy oddalili się od miejsca pulsującego mroczną magią. Powiódł spojrzeniem po sylwetce Rakkel – by przekonać się, że jest bezpieczna i zdolna do prowadzenia dalszej rozmowy oraz kontynuowania wędrówki.
Powinni zabezpieczyć to miejsce, jednak z pewnością za kilka godzin nie zostanie tu już zupełnie nic. Odnotowanie daty, czasu i miejsca było jedynym, co mogli teraz uczynić. Szelest wiatru w trawie nie zdradzał niczyjej nadprogramowej obecności. Pozostawali sami – w miarę bezpieczni, choć nie uniknęli skutków ubocznych wiążących się ze sprawowaniem w danym miejscu zakazanych praktyk. Pokiwał głową.
– Mhm, odnotuję. Pewnie będzie trzeba przeszukać teren dokładniej. Możliwe, że zostawili jakieś ślady. Póki co, lepiej jednak się tam nie zbliżać. – Nie powinni ryzykować ponownego podejścia w to samo miejsce. Nie powinni ryzykować, chociaż pokusa bycia pierwszym na miejscu potrafiła zatrzeć ostatnie oznaki zdrowego rozsądku. Brawura była jednak niewskazana. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu miejsca, które mogłoby posłużyć im za tymczasowy przystanek, aby zebrać myśli i odetchnąć nieco. Czuł wyczerpanie mimowolnie wypływające na jego twarz i ogarniające kończyny. Na szczęście, wypatrzył przewrócony pień, pokryty zielonkawym mchem i pachnący wilgocią lasu, z którego niedawno się wydostali. Zachęcił Rakkel do dalszej podróży wskazując palcem miejsce, które przykuło jego uwagę. Oparcie się o chłodny pień pozwoliło powrócić do pierwotnych założeń rozmowy.
– Znali się wcześniej? Myślisz, że mogła widzieć coś więcej? – Nie umknęła mu informacja dotycząca ostatnich poczynań jej męża. Pytanie padło dość bezpośrednio, bez większego zastanowienia. Skoro było to coś więcej niż tylko wypadek, mogło okazać się, że każdy trop powinni zbadać jeszcze raz, z przeświadczeniem, że coś pominęli. Tak miało być – musieli okazać się jedynie niedoskonałymi ludźmi, pomijającymi oczywiste tropy, mało dokładnymi i omylnymi. Gdyby było inaczej, nie mieliby przestrzeni na tak daleko idące wnioski. Prawdopodobnie kluczem miała okazać się tożsamość osoby, z którą mąż Rakkel miał się spotkać – na chwilę obecną stanowiła ona jednak jedynie czarną plamę, której nie mogli zapełnić w żaden sposób. Nawet sam duch, w swym wzburzeniu i setce mieszających się odczuć, miast odwołać się do postaci przekazał wizję miejsca. – Chcesz sprawdzić trop Folvang?
Eitri włożył dłoń do kieszeni i wydobył z niej paczkę papierosów. Nawet nieskazitelność otoczenia nie pozwoliła zapomnieć o nałogu i nakazywała zbezcześcić czystość powietrza obłokiem trującego dymu. Spojrzał niewyraźnie na Rakkel, wyciągając ku niej dłoń - nie był pewien, czy go skarci, czy przystanie na pogrążenie się w mlecznobiałej mgiełce przesyconej zapachem tytoniu. Papieros zawisnął bezwładnie na dolnej wardze mężczyzny, gdy począł szukać zapalniczki – wciąż preferując wyjścia mechaniczne, nie nadużywające magii. Zaśmiał się pod nosem, gdy towarzyszka poruszyła temat pogrzebu. Wszystko od tamtego momentu zdawało się układać nie tak jak powinno – zewsząd docierały liczne informacje, które przypominały raczej bezsensowną mieszaninę tropów.
– Pogrzeb… – Porażka… – Podobno zwolnili kogoś z kolegium, prosekutora – ze spokojem podzielił się z nią informacją, którą zasłyszał od jej kolegów z Kolegium Sprawiedliwości. – Chyba nie miał po drodze z klanami. Wiesz coś o tym? – Nie sądził, aby takie sytuacje rozpływały się w nicości i aby zwolnienie kogokolwiek z Kolegium pozostawało tajemnicą. Soelberg mimowolnie lustrował co jakiś czas otoczenie, jakby w obawie, że jednak nie są tu sami, a w rzeczywistości zielona przestrzeń polany była naszpikowana niewidzialnymi uszami.
Powinni zabezpieczyć to miejsce, jednak z pewnością za kilka godzin nie zostanie tu już zupełnie nic. Odnotowanie daty, czasu i miejsca było jedynym, co mogli teraz uczynić. Szelest wiatru w trawie nie zdradzał niczyjej nadprogramowej obecności. Pozostawali sami – w miarę bezpieczni, choć nie uniknęli skutków ubocznych wiążących się ze sprawowaniem w danym miejscu zakazanych praktyk. Pokiwał głową.
– Mhm, odnotuję. Pewnie będzie trzeba przeszukać teren dokładniej. Możliwe, że zostawili jakieś ślady. Póki co, lepiej jednak się tam nie zbliżać. – Nie powinni ryzykować ponownego podejścia w to samo miejsce. Nie powinni ryzykować, chociaż pokusa bycia pierwszym na miejscu potrafiła zatrzeć ostatnie oznaki zdrowego rozsądku. Brawura była jednak niewskazana. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu miejsca, które mogłoby posłużyć im za tymczasowy przystanek, aby zebrać myśli i odetchnąć nieco. Czuł wyczerpanie mimowolnie wypływające na jego twarz i ogarniające kończyny. Na szczęście, wypatrzył przewrócony pień, pokryty zielonkawym mchem i pachnący wilgocią lasu, z którego niedawno się wydostali. Zachęcił Rakkel do dalszej podróży wskazując palcem miejsce, które przykuło jego uwagę. Oparcie się o chłodny pień pozwoliło powrócić do pierwotnych założeń rozmowy.
– Znali się wcześniej? Myślisz, że mogła widzieć coś więcej? – Nie umknęła mu informacja dotycząca ostatnich poczynań jej męża. Pytanie padło dość bezpośrednio, bez większego zastanowienia. Skoro było to coś więcej niż tylko wypadek, mogło okazać się, że każdy trop powinni zbadać jeszcze raz, z przeświadczeniem, że coś pominęli. Tak miało być – musieli okazać się jedynie niedoskonałymi ludźmi, pomijającymi oczywiste tropy, mało dokładnymi i omylnymi. Gdyby było inaczej, nie mieliby przestrzeni na tak daleko idące wnioski. Prawdopodobnie kluczem miała okazać się tożsamość osoby, z którą mąż Rakkel miał się spotkać – na chwilę obecną stanowiła ona jednak jedynie czarną plamę, której nie mogli zapełnić w żaden sposób. Nawet sam duch, w swym wzburzeniu i setce mieszających się odczuć, miast odwołać się do postaci przekazał wizję miejsca. – Chcesz sprawdzić trop Folvang?
Eitri włożył dłoń do kieszeni i wydobył z niej paczkę papierosów. Nawet nieskazitelność otoczenia nie pozwoliła zapomnieć o nałogu i nakazywała zbezcześcić czystość powietrza obłokiem trującego dymu. Spojrzał niewyraźnie na Rakkel, wyciągając ku niej dłoń - nie był pewien, czy go skarci, czy przystanie na pogrążenie się w mlecznobiałej mgiełce przesyconej zapachem tytoniu. Papieros zawisnął bezwładnie na dolnej wardze mężczyzny, gdy począł szukać zapalniczki – wciąż preferując wyjścia mechaniczne, nie nadużywające magii. Zaśmiał się pod nosem, gdy towarzyszka poruszyła temat pogrzebu. Wszystko od tamtego momentu zdawało się układać nie tak jak powinno – zewsząd docierały liczne informacje, które przypominały raczej bezsensowną mieszaninę tropów.
– Pogrzeb… – Porażka… – Podobno zwolnili kogoś z kolegium, prosekutora – ze spokojem podzielił się z nią informacją, którą zasłyszał od jej kolegów z Kolegium Sprawiedliwości. – Chyba nie miał po drodze z klanami. Wiesz coś o tym? – Nie sądził, aby takie sytuacje rozpływały się w nicości i aby zwolnienie kogokolwiek z Kolegium pozostawało tajemnicą. Soelberg mimowolnie lustrował co jakiś czas otoczenie, jakby w obawie, że jednak nie są tu sami, a w rzeczywistości zielona przestrzeń polany była naszpikowana niewidzialnymi uszami.
Bezimienny
Niebezpieczeństwo miało gorzko - słodki smak. Kusiło do sprawdzenia i poszukiwania, odnalezienia nowych śladów. Igranie z losem, które mogło przynieść wątły przełom lub skrócić istnienie, lecz zarazem sprawiało, że każda sekunda nabywała nowego znaczenia. Nie znała pracy w terenie, która zmuszała do ciągłej uwagi i ostrożności; nie wiedziała, jak to było martwić się o swoje życie z każdym wykonanym krokiem. Ryzyko, które było codzienność w pracy Eitriego, a które kojarzyła tylko z obszernych sprawozdań, które lądowały na jej mahoniowym biurku. Napisanych suchym, prostym językiem nie artysty, lecz zmęczonego inspektora wykonywującego swoją pracę. Podziwiała odwagę, lecz również odnajdywała przemyślenia w swym zawsze szukającym umyślę - jak to było wyjść z domu, wiedząc, że istniała duża szansa na brak powrotu? Może o tym nie myślą, nie poświęcają temu swego czasu. Wszakże nie były to pozytywne myśli, które służyłyby czemukolwiek dobremu. Należały do osoby, której bliski towarzysz nigdy nie powrócił, choć nigdy się tego nie spodziewał. Może jednak? Czy wiedział? Nie, nie mógł. Tak jak ona wcześniej nie mogła przewidzieć, że na urokliwej polanie znajdą zło, które rozprzestrzenia się cicho w powietrzu. Dzieło człowieka zbrukanego i skończonego, bez możliwości powrotu. Ślepcy byli wśród nich, żyli i pracowali obok - niedostrzeżeni i bezpieczni przed systemem sprawiedliwości. Chciała wierzyć, że dosięgnie on każdego, lecz była to iluzja, której nigdy nie akceptowała.
– Odnotowaliście więcej zgłoszeń tego typu? Zdają się być coraz odważniejsi – obróciła się za siebie, by jeszcze raz jej oczy mogły objąć scenę, którą porzucili. Spokój i cisza zalęgły się w tym miejscu, nic nie odbiegało od normy – w tym złudzeniu panowała ich siła. Przeniosła wzrok na niego, wspomnienia ich poprzedniej rozmowy wróciły i nie chciały odejść. Wyglądał na zmęczone, powinna wcześniej to zauważyć. Na jego twarzy odmalowywały się wszelkie historie, które teraz atakowały to miasto. Na pierwszej linii frontu, naprzeciw wszelkim niebezpieczeństw. Skierowała swe kroki we wskazane przez niego miejsce, pozwalające na krótki odpoczynek. Nie chciała przerzucać na niego część własnego jarzma, zwłaszcza, gdy sytuacja nie oszczędzała jego osoby. Było jednak już za późno, nie mogła zignorować, że był związany z sytuacją bezpowrotnie.
– Nigdy wcześniej się nie widzieli, poznał ich przypadek – ulotny i pozbawiony sensu, które podyktował sytuacją w odpowiednim dla mordercy kierunku. Dziewczyna była młoda i niedoświadczona, chadzające ze swymi problemami zdecydowanie zbyt długo. Nie posiadała przydatnej wiedzy, ale dawała pewne świadectwo o człowieku, którym był. Egoistycznie z jej strony, że chciała dowodów, przecież znała go długo i wiedziała, jaką był istotą. Pewność, którą dały jej słowa dziewczyny była jednak kojąca, uciszała wszelkie niepokojące słowa. Skoro pomógł komuś obcemu, bezinteresownie i z własnej nieprzymuszonej woli, to znaczy, że był dobrym człowiekiem. Naprawdę z całego serca pragnęła, żeby była to prawda. Były jednak noce, gdy złowrogie przemyślenia odnajdywały drogę do jej organizmu. Pieniądze, interesy, korupcja - odzywały się w niej i oskarżała jej prace za te haniebne podsumowania, które tworzyła bez żadnych dowodów. – To jedyny trop, który mam, a nie mogę odpuścić. Muszę się dowiedzieć, co się tam stało. Rozumiesz?
Jeśli on nie rozumiał, to kto mógł? Ostatnie słowa wypowiedziane wręcz szeptem, delikatnie muskając powietrze. Chciała znać to zakończenie, zadośćuczynić zmarnowanego czasu, gdy skupiała się na swoich rozterkach zamiast poszukiwać prawdy. Była mu to winna, sobie również. Bez tej wiedzy nie mogłaby ruszyć do przodu, rozpocząć życie bez niego. Najbardziej to jednak chciała sprawiedliwości, tego krótkiego momentu zwycięstwa i poczucia satysfakcji. Zaraz nastąpi kolejna sprawa, która udowodni jej wadliwość systemu i skomplikowanie ludzkich natur, lecz nie powinno to jej zatrzymać. Sięgnęła po papierosa od Eitriego, powoli układając go między swoimi palcami. Naturalnie odnalazła idealną dla niego pozycją, którą zna każdy doświadczony palacz mający swoje nawyki.
– Musiał być ciekawy, skoro to plotki wypełniły to wydarzenia – cierpki uśmiech przyozdobił jej twarz, choć blisko było mu do pospolitego skrzywienia. – Zwolnili, echa rozniosły się po korytarzach, choć nikt nie zna podstaw tej decyzji. Trzeba pamiętać, że klany mają swoich ludzi wszędzie, a ich pozycja nadal jest silna. Niepokorni nadal mogą zostać usunięci, bo tak sobie zażyczyli. Pieprzyć taką sprawiedliwość.
Dym opuścił jej usta, towarzysząc ostatnim ostrym słowom. Nigdy nie mieszała się w sprawy klanów, wykonywała swoją pracę z daleka od ich brudów. Każda sprawa przeciwko nim oznaczała, że Twoje szanse na wygraną były małe, a niewinność rzadko prawdziwa. Może nie powinna głośno wygłaszać owych tez, lecz Eitri zawsze sprawiał, że mówiła za dużo i z komfortem, że jej słowa nie wyjdą poza ich duet. Zaufanie, które zdawało się rosnąć z każdym ich spotkaniem, może nazwijmy to głupotą lub desperacją w odnalezieniu pobratymcy w drugim człowieku.
– Odnotowaliście więcej zgłoszeń tego typu? Zdają się być coraz odważniejsi – obróciła się za siebie, by jeszcze raz jej oczy mogły objąć scenę, którą porzucili. Spokój i cisza zalęgły się w tym miejscu, nic nie odbiegało od normy – w tym złudzeniu panowała ich siła. Przeniosła wzrok na niego, wspomnienia ich poprzedniej rozmowy wróciły i nie chciały odejść. Wyglądał na zmęczone, powinna wcześniej to zauważyć. Na jego twarzy odmalowywały się wszelkie historie, które teraz atakowały to miasto. Na pierwszej linii frontu, naprzeciw wszelkim niebezpieczeństw. Skierowała swe kroki we wskazane przez niego miejsce, pozwalające na krótki odpoczynek. Nie chciała przerzucać na niego część własnego jarzma, zwłaszcza, gdy sytuacja nie oszczędzała jego osoby. Było jednak już za późno, nie mogła zignorować, że był związany z sytuacją bezpowrotnie.
– Nigdy wcześniej się nie widzieli, poznał ich przypadek – ulotny i pozbawiony sensu, które podyktował sytuacją w odpowiednim dla mordercy kierunku. Dziewczyna była młoda i niedoświadczona, chadzające ze swymi problemami zdecydowanie zbyt długo. Nie posiadała przydatnej wiedzy, ale dawała pewne świadectwo o człowieku, którym był. Egoistycznie z jej strony, że chciała dowodów, przecież znała go długo i wiedziała, jaką był istotą. Pewność, którą dały jej słowa dziewczyny była jednak kojąca, uciszała wszelkie niepokojące słowa. Skoro pomógł komuś obcemu, bezinteresownie i z własnej nieprzymuszonej woli, to znaczy, że był dobrym człowiekiem. Naprawdę z całego serca pragnęła, żeby była to prawda. Były jednak noce, gdy złowrogie przemyślenia odnajdywały drogę do jej organizmu. Pieniądze, interesy, korupcja - odzywały się w niej i oskarżała jej prace za te haniebne podsumowania, które tworzyła bez żadnych dowodów. – To jedyny trop, który mam, a nie mogę odpuścić. Muszę się dowiedzieć, co się tam stało. Rozumiesz?
Jeśli on nie rozumiał, to kto mógł? Ostatnie słowa wypowiedziane wręcz szeptem, delikatnie muskając powietrze. Chciała znać to zakończenie, zadośćuczynić zmarnowanego czasu, gdy skupiała się na swoich rozterkach zamiast poszukiwać prawdy. Była mu to winna, sobie również. Bez tej wiedzy nie mogłaby ruszyć do przodu, rozpocząć życie bez niego. Najbardziej to jednak chciała sprawiedliwości, tego krótkiego momentu zwycięstwa i poczucia satysfakcji. Zaraz nastąpi kolejna sprawa, która udowodni jej wadliwość systemu i skomplikowanie ludzkich natur, lecz nie powinno to jej zatrzymać. Sięgnęła po papierosa od Eitriego, powoli układając go między swoimi palcami. Naturalnie odnalazła idealną dla niego pozycją, którą zna każdy doświadczony palacz mający swoje nawyki.
– Musiał być ciekawy, skoro to plotki wypełniły to wydarzenia – cierpki uśmiech przyozdobił jej twarz, choć blisko było mu do pospolitego skrzywienia. – Zwolnili, echa rozniosły się po korytarzach, choć nikt nie zna podstaw tej decyzji. Trzeba pamiętać, że klany mają swoich ludzi wszędzie, a ich pozycja nadal jest silna. Niepokorni nadal mogą zostać usunięci, bo tak sobie zażyczyli. Pieprzyć taką sprawiedliwość.
Dym opuścił jej usta, towarzysząc ostatnim ostrym słowom. Nigdy nie mieszała się w sprawy klanów, wykonywała swoją pracę z daleka od ich brudów. Każda sprawa przeciwko nim oznaczała, że Twoje szanse na wygraną były małe, a niewinność rzadko prawdziwa. Może nie powinna głośno wygłaszać owych tez, lecz Eitri zawsze sprawiał, że mówiła za dużo i z komfortem, że jej słowa nie wyjdą poza ich duet. Zaufanie, które zdawało się rosnąć z każdym ich spotkaniem, może nazwijmy to głupotą lub desperacją w odnalezieniu pobratymcy w drugim człowieku.
Eitri Soelberg
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Płuca napełniały się powietrzem jakby niepewnie, nie do końca, pozostawiając jeszcze kilka sekund możliwego wdechu. Magia przyprawiała o zawroty głowy i układała myśli w najbardziej nieracjonalne sklejki wydarzeń. Zaciskając zęby w akcie desperacji, jeszcze bardziej utrudniał sobie tłoczenie tlenu do organizmu, robił to zupełnie nieintencjonalnie, zbyt zapamiętale świdrując oczami w otoczeniu. Nie było tu jednak nic, tak samo jak kilka sekund temu. Nie mógł zdziałać nic więcej, niż przyjąć do wiadomości straszliwą prawdę o bezkarności ślepców. Przekrzywił lekko głowę i powrócił uwagą do miejsca, w którym znajdował się z Rakkel. Wahał się, co powiedzieć, zupełnie zapominając, że przecież ma do czynienia z osobą, która wie o sprawie o wiele więcej, że poniekąd jest również w niej zanurzona i może bez skrępowania mówić o wszelakich tropach. Cmoknął krzywiąc się lekko.
– Ta… niepokojąco wiele podobnych przypadków spływa do Kruczej. Nie ma jakiegoś wzorca, ale sądzę, że można coś z tego wyłuskać – przyznał nieco nad wyrost wierząc we własne przekonania, względem których nie miał przecież żadnych faktycznych dowodów. Ślepcy mogli działać zupełnie przypadkowo i chaotycznie, bez większego zastanowienia, jednak umysł ludzki wszędzie dopatrywał się jakiejś prawidłowości. Każdy był złakniony racjonalności wyjaśnień, byle nie popaść w obłęd i paranoję. – Dzisiaj jednak chyba nic w tej sprawie więcej nie uczynimy. Złożę raport gdzie trzeba, uwzględnię, że byłaś tu zemną i sama doświadczyłaś tego… – Skrzywił się jeszcze bardziej, nie chcąc na głos wypowiadać nazwy pozostałości zbrodniczego procederu prowadzącego do zatrucia.
Skupienie na sprawie dotyczącej męża Rakkel było teraz priorytetem – to w tym celu spotkali się dzisiaj i mieli wspólnie ustalić, czym dalej dysponują i co mogą zrobić w kwestii otworzenia na nowo śledztwa. Dopuszczał także możliwość, że będą działać samodzielnie. Szanował prawo, jednak wiedział, że momentami niedomaga i potrzeba samemu dopomóc sprawie, by dojść do właściwego rozwiązania. Zwłaszcza jeśli środowisko nie garnęło się szczególnie i wolało wszystko zamieść pod dywan. Nie potrafił ocenić, czy Rakkel ma rację, czy nie kieruje się jedynie podszeptem serca cierpiącego wciąż z powodu śmierci najbliższej osoby – nie był jednak w stanie wydawać takich osądów na głos. Był zbyt słaby, zbyt przestraszony wizją zranienia osoby, z którą miał jako taką więź. Zwykle obojętny i idący jedynie za suchymi faktami, obecnie starał się wyłuskać coś, co nie było sprecyzowane.
Odnotował w pamięci, aby przyjrzeć się jeszcze postaci dziewczyny, o której wspomniała Rakkel, jednak na ten moment nie drążył dalej tematu. Spiorunowany dojmującymi słowami kobiety, rozchylił usta w geście niepewności.
Rozumiał, musiał rozumieć. Nawet, jeśli słowa byłyby zupełnie nielogiczne. Dlatego tu był. Gdyby chciał się odciąć, uciekłby już po spotkaniu w jej mieszkaniu, biorąc dotyk ducha za niekontrolowane wyładowanie istoty zaplątanej pomiędzy światami.
Musiał rozumieć, bo został naznaczony niezwykłym darem pozwalającym zajrzeć tam, gdzie zawodziła ludzka logika i gdzie kończyło się zmysłowe postrzeganie otoczenia.
– Tak. Zbadamy to. – Wypowiedział słowa z niezwykłym zdecydowaniem, bez chwili zawahania, nim zdołała odetchnąć. Popiół opadł na ziemię, niknąc gdzieś w ostatniej, jeszcze nieco zielonkawej, jesiennej trawie. Górskie powietrze wokół nich przesycało się obecnie zapachem typowym dla zatłoczonych ulic, obfitujących w palaczy. Pociągnął nosem i potarł kciukiem dolną wargę. – Powiedz, kiedy chcesz tam iść, będę gotowy. – Nie było odwrotu, nie chciał się wycofać. Obiecał sobie, że doprowadzi tę sprawę do końca, cokolwiek nie znajdowałoby się za ostatnimi drzwiami niepewności.
– Pieprzyć to zbyt lekko powiedziane – zaśmiał się głucho, słysząc komentarz przyszłej prosekutor. Nie wyłapał momentu, w którym tak jawnie zagościła między nimi niewymuszona swoboda. – Stado hien, gdyby nie obowiązki… – Nie byłoby go tam. Musiał jednak przyjść i swoje odstać, choć ostatecznie wyszło mu to na dobre. – Był też incydent z kradzieżą. – Podjął temat niezwykle ostrożnie, dawkując kolejne słowa. – Niejaki Noak Höglund odważył się wykraść pewien amulet. Niewiele z niego wyciągnęliśmy. Technicy wciąż zajmują się sprawą. – Wraz z zakończeniem wywodu, zgasił papierosa, wgniatając go w wilgotną ziemię. Machinalnie pochylił się, aby podnieść zmiażdżony filtr i wetknąć go w śnieżnobiałą chusteczkę. Nie zamierzał zostawiać po sobie jakiegokolwiek śladu, pośrednio z uwagi na przyrodę, a zupełnie poważnie, biorąc pod rozwagę proceder, który miał miejsce w okolicy. – Mam złe przeczucia, co do tego miejsca, powinniśmy przenieść naszą rozmowę gdzieś, gdzie będzie zupełnie bezpiecznie. Znam całkiem dobry lokal na obrzeżach, co ty na to? – Zagadnął. Wolał dmuchać na zimne. Mieli sporo do przedyskutowania, jednak nieoczekiwane znalezisko zdecydowanie nie stwarzało aury sprzyjającej rozważaniom.
Eitri i Bezimienny z tematu
– Ta… niepokojąco wiele podobnych przypadków spływa do Kruczej. Nie ma jakiegoś wzorca, ale sądzę, że można coś z tego wyłuskać – przyznał nieco nad wyrost wierząc we własne przekonania, względem których nie miał przecież żadnych faktycznych dowodów. Ślepcy mogli działać zupełnie przypadkowo i chaotycznie, bez większego zastanowienia, jednak umysł ludzki wszędzie dopatrywał się jakiejś prawidłowości. Każdy był złakniony racjonalności wyjaśnień, byle nie popaść w obłęd i paranoję. – Dzisiaj jednak chyba nic w tej sprawie więcej nie uczynimy. Złożę raport gdzie trzeba, uwzględnię, że byłaś tu zemną i sama doświadczyłaś tego… – Skrzywił się jeszcze bardziej, nie chcąc na głos wypowiadać nazwy pozostałości zbrodniczego procederu prowadzącego do zatrucia.
Skupienie na sprawie dotyczącej męża Rakkel było teraz priorytetem – to w tym celu spotkali się dzisiaj i mieli wspólnie ustalić, czym dalej dysponują i co mogą zrobić w kwestii otworzenia na nowo śledztwa. Dopuszczał także możliwość, że będą działać samodzielnie. Szanował prawo, jednak wiedział, że momentami niedomaga i potrzeba samemu dopomóc sprawie, by dojść do właściwego rozwiązania. Zwłaszcza jeśli środowisko nie garnęło się szczególnie i wolało wszystko zamieść pod dywan. Nie potrafił ocenić, czy Rakkel ma rację, czy nie kieruje się jedynie podszeptem serca cierpiącego wciąż z powodu śmierci najbliższej osoby – nie był jednak w stanie wydawać takich osądów na głos. Był zbyt słaby, zbyt przestraszony wizją zranienia osoby, z którą miał jako taką więź. Zwykle obojętny i idący jedynie za suchymi faktami, obecnie starał się wyłuskać coś, co nie było sprecyzowane.
Odnotował w pamięci, aby przyjrzeć się jeszcze postaci dziewczyny, o której wspomniała Rakkel, jednak na ten moment nie drążył dalej tematu. Spiorunowany dojmującymi słowami kobiety, rozchylił usta w geście niepewności.
Rozumiał, musiał rozumieć. Nawet, jeśli słowa byłyby zupełnie nielogiczne. Dlatego tu był. Gdyby chciał się odciąć, uciekłby już po spotkaniu w jej mieszkaniu, biorąc dotyk ducha za niekontrolowane wyładowanie istoty zaplątanej pomiędzy światami.
Musiał rozumieć, bo został naznaczony niezwykłym darem pozwalającym zajrzeć tam, gdzie zawodziła ludzka logika i gdzie kończyło się zmysłowe postrzeganie otoczenia.
– Tak. Zbadamy to. – Wypowiedział słowa z niezwykłym zdecydowaniem, bez chwili zawahania, nim zdołała odetchnąć. Popiół opadł na ziemię, niknąc gdzieś w ostatniej, jeszcze nieco zielonkawej, jesiennej trawie. Górskie powietrze wokół nich przesycało się obecnie zapachem typowym dla zatłoczonych ulic, obfitujących w palaczy. Pociągnął nosem i potarł kciukiem dolną wargę. – Powiedz, kiedy chcesz tam iść, będę gotowy. – Nie było odwrotu, nie chciał się wycofać. Obiecał sobie, że doprowadzi tę sprawę do końca, cokolwiek nie znajdowałoby się za ostatnimi drzwiami niepewności.
– Pieprzyć to zbyt lekko powiedziane – zaśmiał się głucho, słysząc komentarz przyszłej prosekutor. Nie wyłapał momentu, w którym tak jawnie zagościła między nimi niewymuszona swoboda. – Stado hien, gdyby nie obowiązki… – Nie byłoby go tam. Musiał jednak przyjść i swoje odstać, choć ostatecznie wyszło mu to na dobre. – Był też incydent z kradzieżą. – Podjął temat niezwykle ostrożnie, dawkując kolejne słowa. – Niejaki Noak Höglund odważył się wykraść pewien amulet. Niewiele z niego wyciągnęliśmy. Technicy wciąż zajmują się sprawą. – Wraz z zakończeniem wywodu, zgasił papierosa, wgniatając go w wilgotną ziemię. Machinalnie pochylił się, aby podnieść zmiażdżony filtr i wetknąć go w śnieżnobiałą chusteczkę. Nie zamierzał zostawiać po sobie jakiegokolwiek śladu, pośrednio z uwagi na przyrodę, a zupełnie poważnie, biorąc pod rozwagę proceder, który miał miejsce w okolicy. – Mam złe przeczucia, co do tego miejsca, powinniśmy przenieść naszą rozmowę gdzieś, gdzie będzie zupełnie bezpiecznie. Znam całkiem dobry lokal na obrzeżach, co ty na to? – Zagadnął. Wolał dmuchać na zimne. Mieli sporo do przedyskutowania, jednak nieoczekiwane znalezisko zdecydowanie nie stwarzało aury sprzyjającej rozważaniom.
Eitri i Bezimienny z tematu