:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
12.12.2000 – Wieża widokowa – L. Vidgren & Bezimienny: N. Lundqvist
2 posters
Laudith Vidgren
Re: 12.12.2000 – Wieża widokowa – L. Vidgren & Bezimienny: N. Lundqvist Sro 22 Lis - 19:39
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
12.12.2000
Mawiano, że wieża ta jest nawiedzona. Mawiano, że wiele zbłąkanych dusz nieszczęśliwców, którzy utonęli w jeziorze Golddajávri schronienie znalazło właśnie tutaj. Galdrowie zamieszkujący Midgard unikali więc tego miejsca, będącego pozostałością po dawnej twierdzy, którą wzniósł na wyspie Nyttland jarl jednego z magicznych klanów. Niektórzy święcie w to wierzyli, inni uważali za nonsens, niewielu jednak było w stanie stwierdzić jaka jest prawda. Laudith Vidgren była jedną z tych niewielu. Obdarzona niezwykłą umiejętnością kontaktu z duchami i bytami nadprzyrodzonymi widziała i słyszała znacznie więcej, niż inni. Widziała to, co niedostrzegalne gołym okiem. Teraz swój dar uznawała za niezwykle przydatny, dawniej jednak był dla niej przekleństwem. Szepty, głosy, krzyki i wrzaski bywały nie do zniesienia. Ogłuszały Laudith, nie pozwalały spać i zaznać spokoju. Ponad wszystko ceniła więc ciszę. Niczym niezmąconą, najprawdziwszą ciszę.
Cisza taka panowała w widokowej wieży dla każdego galdra poza nią. Przybyła na wyspę Nyttland zgodnie z zapowiedzią, którą nakreśliła w krótkim liście jaki Hel zaniosła Niklausowi, dwunastego grudnia, sporo jednak wcześniej niż przed umówioną godziną. Nie chciała się spóźnić, to raz, dwa - czuła ciekawość, czy to co mówili o tej wieży było prawdą. Jak zazwyczaj czerń oblekała ją od stóp do głów - takiej barwy był płaszcz, eleganckie spodnie wpuszczone w buty z elegancką cholewą i szal jakim owinęła szyję i bladą twarz. Wkroczyła więc do środka niczym kolejny cień, dołączając do innych, które dostrzegła bardzo szybko. Na początku nie zwróciły na nią uwagi, jakby przyzwyczajone, że nie należą już do świata galdrów; zauważywszy jednak, że Laudith wodzi za nimi spojrzeniem czarnych oczu dusze poczuły się zaintrygowane. Kilka z nich odezwało się do medium, ona jednak nie udzieliła żadnej odpowiedzi. Zmrużyła oczy, próbując wyczuć, czy poza duchami topielców jest tu coś jeszcze, nadprzyrodzony byt mogący przeszkodzić w jej spotkaniu z przemytnikiem. Nie wyczuwszy jednak nic niebezpiecznego - nie bardziej od niej samej - wspięła się po starych, kamiennych schodach, aby wyjść na jeden z balkonów, gdzie balustrada była częściowo ukruszona i jak zazwyczaj przesiadywało na niej ptactwo, niewzruszone pojawieniem się obcej kobiety.
Stanęła pod ścianą, czując kolejne smagnięcia wiatru na bladych policzkach, które dziś nie robiły nań wrażenia. Ledwie zeszłej nocy zażyła kąpieli w lodowatym, górskim jeziorze wraz z panną Guldbrandsen, odprawiając rytuał księżycowej kąpieli - moc pełni czuła wciąż w sobie i była świadoma, że bardziej niż zazwyczaj emanuje dziś pewnością siebie, zaś jej wychudzona sylwetka i ostre rysy twarzy wydają się piękniejsze. Wywarcie podobnego wrażenia na przemytniku, z którym współpracowała od dłuższego czasu, nie było jej zamiarem, lecz nie zamierzała odkładać na później tego spotkania - zależało jej na czasie. Laudith nie mogła się wręcz doczekać aż dostanie w ręce to, o co go prosiła: traktat o przywołaniu ducha południcy, słowiańskiego demona, niemożliwy do zdobycia legalnie w Midgardzie. Lundqvistowi mogła jednak powierzyć to zadanie, jeszcze nie zdarzyło się tak, by zawiódł. Czy mogła mu ufać? Homer był zdania, że ufać mogli jedynie sobie wzajemnie - choć teraz była pewna, że on nie darzył jej takim zaufaniem jak ona jego samego. Teraz nie miała pewności, czy może zaufać samej sobie, co dopiero innym.
- Tu jestem - zawołała, odwracając głowę ku wyjściu na balkon wieży, gdy usłyszała echo ciężkich kroków, zdecydowanie należących do mężczyzny.
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head
Bezimienny
Re: 12.12.2000 – Wieża widokowa – L. Vidgren & Bezimienny: N. Lundqvist Sro 22 Lis - 19:40
Cały Midgard stanowił zlepek historii, legend i starych opowiastek przekazywanych z ust do ust; być może dlatego Lundqvist tak długo się wahał, nim ostatecznie osiadł tu na dłużej. Nigdy nie interesowała go przeszłość, pełna heroizmu i rozpaczy jednocześnie; nigdy nie poświęcił krztyny wolnego czasu, by na własną rękę dowiedzieć się czegoś więcej. Był człowiekiem zajętym i żyjącym dla pracy i z powodu pracy; podłe zajęcie, jakim się parał, wymagało nieustannej czujności i skupienia. Wystarczył jeden błąd, by wypaść z interesu na dobre; jedno potknięcie, by stracić tych klientów, na których szło zarobić najwięcej.
Wiadomym było, że z usług przemytnika nie korzystali ludzie określani przez społeczeństwo jako „dobrzy”.
Magiczna wiewiórka o wdzięcznym imieniu Hel dostarczyła korespondencję niezawodnie; Niklaus pobieżnie przejrzał treść krótkiej wiadomości, nieco unosząc brwi w zaskoczeniu. Nie spodziewał się takiego wyboru miejsca, ale nie potrafił odmówić Laudith ostrożności. Z ich dwojga to ona miała więcej do stracenia, przynajmniej z pozoru; myśl o ewentualnych konsekwencjach zepchnął jednak w najdalszy zakątek myśli. Pesymizm nie leżał w jego naturze; realna kalkulacja potencjalnych zysków i strat ponownie przejęła prym. Niedawna rozmowa z kobietą szybko sprecyzowała życzenie – na tyle trudne i niespodziewane, by realizacja zajęła czas dłuższy, niż mógłby przewidzieć. Jego praca nie należała do zadań ani łatwych, ani przyjemnych; wiele widział, wiele słyszał i jeszcze więcej wiedział na tematy, które dla innych galdrów pozostawały dziedziną niezbadaną. Nawet, jeśli zlecenie Laudith wywołało zaskoczenie, nie pozwolił tego po sobie poznać. Już w trakcie krótkiej i rzeczowej wymiany zdań rozmyślał nad sposobami zdobycia magicznego paktu, i podał swoją cenę – nieco wygórowaną, zważywszy na potencjalne ryzyko i sprowadzenie traktatu na teren Midgardu. Jako, iż nie doczekał się komentarza, uznał warunki za zaakceptowane; i zabrał się do pracy bez chwili zwłoki.
Szczegóły miał przekazać dopiero na miejscu, zgodnie z wcześniejszą umową.
Na wyspę Nyttland dotarł spóźniony o dobre dwadzieścia minut. Nie zdarzało się to często, ale tym razem zachowywał wzmożoną czujność, najpierw upewniwszy się, że aby nikt nie śledził go do miejsca spotkania. Sama wieża nie wyglądała ani stabilnie, ani zachęcająco do wspinaczki po stromych stopniach; Niklaus westchnął ciężko, przyglądając się przez chwilę pozornie nawiedzonej budowli. Znajomy głos wyrwał mężczyznę z zamyślenia; zerknął w kierunku szczytu schodów i rozpoczął pospieszną wędrówkę, by w końcu dojrzeć smukłą sylwetkę Vidgren na jednym z balkonów widokowych.
- W życiu nie posądziłbym cię o sentymentalizm – rzucił w ramach powitania, mając na myśli powalający widok rozciągający się za zrujnowaną barierką tarasu. Brązowe tęczówki skupiły spojrzenie na kobiecie na chwilę znacznie dłuższą, niż wymagała tego przyzwoitość; mógłby przysiąc, że wyglądała jakoś inaczej, ale za cholerę nie potrafił wyjaśnić na czym ta zmiana polegała. Odetchnął, postanowiwszy przejść do sedna sprawy.
- Zanim przekażę potworka, chcę się upewnić, że słyszałaś plotki – zaczął zadziwiająco spokojnie, krzyżując potężne ręce na torsie. – Gadali, że to jeden z najbardziej popieprzonych traktatów, w cholerę niebezpieczny nawet dla tego, który przyzywa południcę.
Słowa wybrzmiewały niemalże znużeniem, ale niezadane na głos pytanie brzmiało: czy aby na pewno jesteś gotowa? Nie wątpił w umiejętności Laudith, których w sumie nie poznał – i nie zamierzał poznawać – ale strata tak dobrej klientki mogłaby zaboleć portfel Lundqvista. Poza tym nie zaszkodziłoby nieco pociągnąć ją za język, chociażby dla własnej ciekawości.
Wiadomym było, że z usług przemytnika nie korzystali ludzie określani przez społeczeństwo jako „dobrzy”.
Magiczna wiewiórka o wdzięcznym imieniu Hel dostarczyła korespondencję niezawodnie; Niklaus pobieżnie przejrzał treść krótkiej wiadomości, nieco unosząc brwi w zaskoczeniu. Nie spodziewał się takiego wyboru miejsca, ale nie potrafił odmówić Laudith ostrożności. Z ich dwojga to ona miała więcej do stracenia, przynajmniej z pozoru; myśl o ewentualnych konsekwencjach zepchnął jednak w najdalszy zakątek myśli. Pesymizm nie leżał w jego naturze; realna kalkulacja potencjalnych zysków i strat ponownie przejęła prym. Niedawna rozmowa z kobietą szybko sprecyzowała życzenie – na tyle trudne i niespodziewane, by realizacja zajęła czas dłuższy, niż mógłby przewidzieć. Jego praca nie należała do zadań ani łatwych, ani przyjemnych; wiele widział, wiele słyszał i jeszcze więcej wiedział na tematy, które dla innych galdrów pozostawały dziedziną niezbadaną. Nawet, jeśli zlecenie Laudith wywołało zaskoczenie, nie pozwolił tego po sobie poznać. Już w trakcie krótkiej i rzeczowej wymiany zdań rozmyślał nad sposobami zdobycia magicznego paktu, i podał swoją cenę – nieco wygórowaną, zważywszy na potencjalne ryzyko i sprowadzenie traktatu na teren Midgardu. Jako, iż nie doczekał się komentarza, uznał warunki za zaakceptowane; i zabrał się do pracy bez chwili zwłoki.
Szczegóły miał przekazać dopiero na miejscu, zgodnie z wcześniejszą umową.
Na wyspę Nyttland dotarł spóźniony o dobre dwadzieścia minut. Nie zdarzało się to często, ale tym razem zachowywał wzmożoną czujność, najpierw upewniwszy się, że aby nikt nie śledził go do miejsca spotkania. Sama wieża nie wyglądała ani stabilnie, ani zachęcająco do wspinaczki po stromych stopniach; Niklaus westchnął ciężko, przyglądając się przez chwilę pozornie nawiedzonej budowli. Znajomy głos wyrwał mężczyznę z zamyślenia; zerknął w kierunku szczytu schodów i rozpoczął pospieszną wędrówkę, by w końcu dojrzeć smukłą sylwetkę Vidgren na jednym z balkonów widokowych.
- W życiu nie posądziłbym cię o sentymentalizm – rzucił w ramach powitania, mając na myśli powalający widok rozciągający się za zrujnowaną barierką tarasu. Brązowe tęczówki skupiły spojrzenie na kobiecie na chwilę znacznie dłuższą, niż wymagała tego przyzwoitość; mógłby przysiąc, że wyglądała jakoś inaczej, ale za cholerę nie potrafił wyjaśnić na czym ta zmiana polegała. Odetchnął, postanowiwszy przejść do sedna sprawy.
- Zanim przekażę potworka, chcę się upewnić, że słyszałaś plotki – zaczął zadziwiająco spokojnie, krzyżując potężne ręce na torsie. – Gadali, że to jeden z najbardziej popieprzonych traktatów, w cholerę niebezpieczny nawet dla tego, który przyzywa południcę.
Słowa wybrzmiewały niemalże znużeniem, ale niezadane na głos pytanie brzmiało: czy aby na pewno jesteś gotowa? Nie wątpił w umiejętności Laudith, których w sumie nie poznał – i nie zamierzał poznawać – ale strata tak dobrej klientki mogłaby zaboleć portfel Lundqvista. Poza tym nie zaszkodziłoby nieco pociągnąć ją za język, chociażby dla własnej ciekawości.
Laudith Vidgren
Re: 12.12.2000 – Wieża widokowa – L. Vidgren & Bezimienny: N. Lundqvist Sro 22 Lis - 19:40
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
Laudith mogła rzec, że przeszłość ją fascynowała. Poniekąd w niej żyła, tkwiła w niej przez to, że stanowiła łącznik między światem żywych, a umarłych. Jej teraźniejszość nieustannie naznaczała przeszłość poprzez szepty, krzyki, kolejne wezwania. Trudno było się więc skupić na tym, co dopiero będzie, co przyniesie przyszłość, gdy to, co było nie dawało jej spokoju. Starała się to wykorzystać. Z przeszłości czerpać wiedzę, korzystać z cudzego doświadczenia, uczyć się na ich błędach. Niegdyś książki ceniła bardziej od ludzkiego towarzystwa, miała więc w głowie tak wiele legend, baśni i opowieści, że niewiele nowych historii robiło na pani Vidgren wrażenie - nawet tych makabrycznych.
Właściwie przyzwyczajała się do nich od samego początku. Widywała nie tylko dusze zmarłych galdrów, lecz i byty nadprzyrodzone, wyczuwała ich obecność. To, czego lękali się inni musiała znosić od lat. Przywykła do tego - do makabrycznych historii. Za sprawą Homera zaś odnalazła w nich wręcz źródło fascynacji. Zaszczepił w niej ciekawość tego, co zakazane, dowiódł, że zakazany owoc kusił najmocniej. A może to zawsze w niej tkwiło, Homer zaś jedynie zdołał wyciągnąć to wierzch?
Łączyło ich także zamiłowanie do przeszłości i jej symboli. Mieli dusze kolekcjonerów. Ich mieszkanie pełne było ksiąg, traktatów, artefaktów. Niekoniecznie legalnych, nieszczególnie bezpiecznych. Ze względu na to, czym się zajmowali nie mogli jednak poszukiwać ich samodzielnie. Zarówno Laudith, jak i Homer wiedli podwójne życie, a by czynić to z powodzeniem potrzebowali zaufanych ludzi. Ludzi dobrych w tym co robią. Takich jak Niklaus Lundqvist, który jeszcze jej nie zawiódł. Jeśli nie mógł zdobyć tego, czego chciała, mówił o tym z góry. Uznawała interesy z nim za uczciwe, słono za nie płaciła. W wieży widokowej pojawiła się więc z pewnością, ze nie zawiedzie się i tym razem; przemytnik zdołał Laudith jednak nieco zaskoczyć swym zachowaniem.
- Sentymentalizm? - zaśmiała się ciemnowłosa, jedna brew uniosła się zaś w pytającym wyrazie; skąd przyszło mu to do głowy? Czy tę zrujnowaną, nawiedzoną wieżę uznawał za piękne miejsce, doskonałe do romantycznych schadzek, by można było posądzić ją o sentymenty do widoków za na jezioro? - Po prostu uznałam, że przyda nam się więcej prywatności. Trochę świeżego powietrza - wyjaśniła, a ostatnie słowa zabrzmiały wręcz ironicznie. Lundqvistowi, z racji pochodzenia i rodzinnego dziedzictwa, raczej na pewno nie brakowało świeżego powietrza. - Następnym razem mogę cię zaprosić w moje skromne progi, jeśli masz ochotę odwiedzić stare miasto - spojrzała przy tym na przemytnika niemalże prowokująco, jakby rzucała mu wyzwanie. To była dopiero ironia. Ślepcy, którzy tak pilnie strzegli swej prywatności i tajemnic zamieszkali w samym środku stolicy magicznej Skandynawii. Blisko świątyń i siedziby Kruczej Straży. Cóż, mawiali, że najciemniej jest pod latarnią, czyż nie?
- Oczywiście, że słyszałam plotki i nie tylko plotki, mam wręcz nadzieję, że tkwi w nich więcej niż ziarno prawdy - odpowiedziała Laudith nie mniej spokojnym tonem, spoglądając na Niklausa badawczo, jakby dziwiła się jego obronnej postawie. Splótł ręce na potężnym torsie w taki sposób, że pomyślała o własnym ojcu, który zwykł ją w podobnej pozie przestrzegać przed popełnieniem błędu. Tak teraz wyglądał. - Tak też słyszałam. Co w związku z tym? Obawiasz się o moje bezpieczeństwo, Niklausie? Powinnam się teraz wzruszyć? - spytała rozbawiona Vidgren i wreszcie ruszyła się z miejsca, by stanąć przed przemytnikiem i zadrzeć głową, na tyle blisko, że mógł poczuć zapach ciężkich perfum jaki otulał medium. Była wysoka, lecz trzydzieści centymetrów różnicy pomiędzy nimi zmuszało Laudith do uniesienia brody, gdy chciała spojrzeć w jego oczy. - Czy może ruszyło cię sumienie? - Kącik bladych ust kobiety uniósł się w figlarnym uśmiechu, gdy znów spojrzała na niego spod uniesionej brwi. - Martwisz się tym, co mogłabym z tym zrobić? - pytała dalej.
Gdyby tak było, to w ogóle podjąłby się tego zadania?
Właściwie przyzwyczajała się do nich od samego początku. Widywała nie tylko dusze zmarłych galdrów, lecz i byty nadprzyrodzone, wyczuwała ich obecność. To, czego lękali się inni musiała znosić od lat. Przywykła do tego - do makabrycznych historii. Za sprawą Homera zaś odnalazła w nich wręcz źródło fascynacji. Zaszczepił w niej ciekawość tego, co zakazane, dowiódł, że zakazany owoc kusił najmocniej. A może to zawsze w niej tkwiło, Homer zaś jedynie zdołał wyciągnąć to wierzch?
Łączyło ich także zamiłowanie do przeszłości i jej symboli. Mieli dusze kolekcjonerów. Ich mieszkanie pełne było ksiąg, traktatów, artefaktów. Niekoniecznie legalnych, nieszczególnie bezpiecznych. Ze względu na to, czym się zajmowali nie mogli jednak poszukiwać ich samodzielnie. Zarówno Laudith, jak i Homer wiedli podwójne życie, a by czynić to z powodzeniem potrzebowali zaufanych ludzi. Ludzi dobrych w tym co robią. Takich jak Niklaus Lundqvist, który jeszcze jej nie zawiódł. Jeśli nie mógł zdobyć tego, czego chciała, mówił o tym z góry. Uznawała interesy z nim za uczciwe, słono za nie płaciła. W wieży widokowej pojawiła się więc z pewnością, ze nie zawiedzie się i tym razem; przemytnik zdołał Laudith jednak nieco zaskoczyć swym zachowaniem.
- Sentymentalizm? - zaśmiała się ciemnowłosa, jedna brew uniosła się zaś w pytającym wyrazie; skąd przyszło mu to do głowy? Czy tę zrujnowaną, nawiedzoną wieżę uznawał za piękne miejsce, doskonałe do romantycznych schadzek, by można było posądzić ją o sentymenty do widoków za na jezioro? - Po prostu uznałam, że przyda nam się więcej prywatności. Trochę świeżego powietrza - wyjaśniła, a ostatnie słowa zabrzmiały wręcz ironicznie. Lundqvistowi, z racji pochodzenia i rodzinnego dziedzictwa, raczej na pewno nie brakowało świeżego powietrza. - Następnym razem mogę cię zaprosić w moje skromne progi, jeśli masz ochotę odwiedzić stare miasto - spojrzała przy tym na przemytnika niemalże prowokująco, jakby rzucała mu wyzwanie. To była dopiero ironia. Ślepcy, którzy tak pilnie strzegli swej prywatności i tajemnic zamieszkali w samym środku stolicy magicznej Skandynawii. Blisko świątyń i siedziby Kruczej Straży. Cóż, mawiali, że najciemniej jest pod latarnią, czyż nie?
- Oczywiście, że słyszałam plotki i nie tylko plotki, mam wręcz nadzieję, że tkwi w nich więcej niż ziarno prawdy - odpowiedziała Laudith nie mniej spokojnym tonem, spoglądając na Niklausa badawczo, jakby dziwiła się jego obronnej postawie. Splótł ręce na potężnym torsie w taki sposób, że pomyślała o własnym ojcu, który zwykł ją w podobnej pozie przestrzegać przed popełnieniem błędu. Tak teraz wyglądał. - Tak też słyszałam. Co w związku z tym? Obawiasz się o moje bezpieczeństwo, Niklausie? Powinnam się teraz wzruszyć? - spytała rozbawiona Vidgren i wreszcie ruszyła się z miejsca, by stanąć przed przemytnikiem i zadrzeć głową, na tyle blisko, że mógł poczuć zapach ciężkich perfum jaki otulał medium. Była wysoka, lecz trzydzieści centymetrów różnicy pomiędzy nimi zmuszało Laudith do uniesienia brody, gdy chciała spojrzeć w jego oczy. - Czy może ruszyło cię sumienie? - Kącik bladych ust kobiety uniósł się w figlarnym uśmiechu, gdy znów spojrzała na niego spod uniesionej brwi. - Martwisz się tym, co mogłabym z tym zrobić? - pytała dalej.
Gdyby tak było, to w ogóle podjąłby się tego zadania?
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head
Bezimienny
Re: 12.12.2000 – Wieża widokowa – L. Vidgren & Bezimienny: N. Lundqvist Sro 22 Lis - 19:40
Nie czuł się swobodnie w tym miejscu. Stara wieża sprawiała wrażenie cholernie niestabilnej, jakby każdy mocniejszy podmuch wiatru mógł finalnie rozkruszyć wiekowy kamień na drobne kawałeczki. Ukruszone zębem czasu schody i popękane barierki bynajmniej nie dodawały lokacji uroku – chociaż widok z samej góry mimowolnie przyciągał wzrok i budził przyjemniejsze skojarzenia. Najlepiej czuł się na pokładzie statku, mając pod stopami znajome deski i rozkołysane morze, otoczony wonią soli i bezkresnym horyzontem. Czasem swoista ciasnota Midgardu przytłaczała; pozornie opętana wieża wzmagała nieprzyjemny dreszcz mimowolnie przebiegający wzdłuż kręgosłupa.
Wrzaski mew – najwyraźniej nieszczególnie zadowolonych z towarzystwa dwójki obcych – budziły zalążek irytacji. Nie pamiętał, kiedy ostatnio porządnie wypoczął, co z pewnością zdradzały cienie pod oczyma i ogólnie naburmuszenie; chociaż to ostatnie towarzyszyło Niklausowi nader często. Słowa Laudith skwitował śmiechem; krótkim i zdecydowanie zbyt głośnym dla wątłych ścian domostwa duchów.
- Jeśli potrzeba ci powietrza, następnym razem możemy spotkać się na statku – jednym z tych niepozornych jednostek należących do starego jarla; idealnych do połowu, lecz niekoniecznie przewozu zupełnie innych rzeczy. Westchnął w końcu ciężko, skupiwszy spojrzenie na rozmówczyni. – Mniejsza o to, wybrałaś dobre miejsce – dodał pospiesznie, wyrażając tym samym oszczędną w słowach wdzięczność za roztropność Vidgren. – Ale historie o tym, co może tu mieszkać, nawet mnie przyprawiają o dreszcze.
Bo to już nie była nudna przeszłość; sam fakt istnienia duchów – szczególności tych mściwych – mógł spędzić sen z powiek Lundqvista, który na sumieniu miał niejedno życie. Wolał nie myśleć o tym, że pewnego dnia czyjaś dusza – jej dusza – może upomnieć się o żywot mordercy.
Życie było wystarczająco złe, by martwić się jeszcze o zemstę umarłych.
Uniósł nieco brwi, zaskoczony może nie tyle słowami, co prowokującym tonem kobiety; pokręcił głową z wyrazem ponurego rozbawienia widocznym na dnie brązowych tęczówek.
- Nie, muszę uprzejmie podziękować. Za blisko kolegów z Kruczej, a nie sądzę, byśmy się polubili przy bliższym spotkaniu.
Pech chciał, że potężna sylwetka i raczej niemiły wyraz twarzy niekoniecznie wzbudzały zaufanie; jeden błąd i mógłby skończyć na jakimś przesłuchaniu. Wymigać się było łatwo, dopóki nikt nie miał dowodów; kolejnym niefartem było to, że Niklaus raczej często miał przy sobie rzeczy, których szanujący się galdr posiadać nie powinien. Mężczyzna rozluźnił powoli dłonie, nie czując zaskoczenia kolejnymi słowami Laudith. Współpracowali owocnie już jakiś czas, i żadne z jej dotychczasowych zleceń nie było ani łatwe, ani bezpieczne. Rzeczy, o które się domagała – płacąc odpowiednio wysoką cenę – stanowiły źródło nieustającego zaciekawienia przemytnika. Nigdy jednak nie zapytał wprost do czego potrzebowała zakazanych w Midgardzie przedmiotów; pokrętna dyskrecja działała w obydwie strony.
- Nie moją rolą jest martwienie się o twoje bezpieczeństwo – przypomniał dość łagodnie, nie siląc się już na wymuszoną obojętność stwierdzeń. – To ty wiesz, co robisz i jakie są tego konsekwencje. Nie mnie w to wnikać.
Ciekawość ciekawością, ale nigdy nie przekroczyłby pewnej granicy; ingerowanie w decyzje Vidgren mogły przynieść katastrofalne skutki. Wolał zachować ich relację taką, jaka była teraz – gdy obdarzali się wzajemnie namiastką niezbędnego zaufania i doprowadzali następną transakcję do końca.
Zmrużył nieco oczy, gdy kolejne słowa padły; przemilczał je chwilę, nim sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, wyciągając zwitek dwóch, trzech pergaminów owiniętych w garbowaną skórę – z tego, co słyszał, nie była zwierzęca, ale tym faktem postanowił się nie dzielić. Ciche zaklęcie wypowiedziane szeptem zdjęło zabezpieczenie przedmiotu; przezorny zawsze ubezpieczony.
- Cholera, to jakieś przesłuchanie? – w głosie zabrzmiało rozbawienie, gdy podał traktat Vidgren. – Sumienie to luksus, na który mnie nie stać, Laudith. A odpowiadając dalej… Dopóki żadne cholerstwo nie zapuka w moje okno, żeby mnie zeżreć, to absolutnie mnie to nie martwi.
O kogo innego miałby się martwić, jeśli nie o siebie?
Wrzaski mew – najwyraźniej nieszczególnie zadowolonych z towarzystwa dwójki obcych – budziły zalążek irytacji. Nie pamiętał, kiedy ostatnio porządnie wypoczął, co z pewnością zdradzały cienie pod oczyma i ogólnie naburmuszenie; chociaż to ostatnie towarzyszyło Niklausowi nader często. Słowa Laudith skwitował śmiechem; krótkim i zdecydowanie zbyt głośnym dla wątłych ścian domostwa duchów.
- Jeśli potrzeba ci powietrza, następnym razem możemy spotkać się na statku – jednym z tych niepozornych jednostek należących do starego jarla; idealnych do połowu, lecz niekoniecznie przewozu zupełnie innych rzeczy. Westchnął w końcu ciężko, skupiwszy spojrzenie na rozmówczyni. – Mniejsza o to, wybrałaś dobre miejsce – dodał pospiesznie, wyrażając tym samym oszczędną w słowach wdzięczność za roztropność Vidgren. – Ale historie o tym, co może tu mieszkać, nawet mnie przyprawiają o dreszcze.
Bo to już nie była nudna przeszłość; sam fakt istnienia duchów – szczególności tych mściwych – mógł spędzić sen z powiek Lundqvista, który na sumieniu miał niejedno życie. Wolał nie myśleć o tym, że pewnego dnia czyjaś dusza – jej dusza – może upomnieć się o żywot mordercy.
Życie było wystarczająco złe, by martwić się jeszcze o zemstę umarłych.
Uniósł nieco brwi, zaskoczony może nie tyle słowami, co prowokującym tonem kobiety; pokręcił głową z wyrazem ponurego rozbawienia widocznym na dnie brązowych tęczówek.
- Nie, muszę uprzejmie podziękować. Za blisko kolegów z Kruczej, a nie sądzę, byśmy się polubili przy bliższym spotkaniu.
Pech chciał, że potężna sylwetka i raczej niemiły wyraz twarzy niekoniecznie wzbudzały zaufanie; jeden błąd i mógłby skończyć na jakimś przesłuchaniu. Wymigać się było łatwo, dopóki nikt nie miał dowodów; kolejnym niefartem było to, że Niklaus raczej często miał przy sobie rzeczy, których szanujący się galdr posiadać nie powinien. Mężczyzna rozluźnił powoli dłonie, nie czując zaskoczenia kolejnymi słowami Laudith. Współpracowali owocnie już jakiś czas, i żadne z jej dotychczasowych zleceń nie było ani łatwe, ani bezpieczne. Rzeczy, o które się domagała – płacąc odpowiednio wysoką cenę – stanowiły źródło nieustającego zaciekawienia przemytnika. Nigdy jednak nie zapytał wprost do czego potrzebowała zakazanych w Midgardzie przedmiotów; pokrętna dyskrecja działała w obydwie strony.
- Nie moją rolą jest martwienie się o twoje bezpieczeństwo – przypomniał dość łagodnie, nie siląc się już na wymuszoną obojętność stwierdzeń. – To ty wiesz, co robisz i jakie są tego konsekwencje. Nie mnie w to wnikać.
Ciekawość ciekawością, ale nigdy nie przekroczyłby pewnej granicy; ingerowanie w decyzje Vidgren mogły przynieść katastrofalne skutki. Wolał zachować ich relację taką, jaka była teraz – gdy obdarzali się wzajemnie namiastką niezbędnego zaufania i doprowadzali następną transakcję do końca.
Zmrużył nieco oczy, gdy kolejne słowa padły; przemilczał je chwilę, nim sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, wyciągając zwitek dwóch, trzech pergaminów owiniętych w garbowaną skórę – z tego, co słyszał, nie była zwierzęca, ale tym faktem postanowił się nie dzielić. Ciche zaklęcie wypowiedziane szeptem zdjęło zabezpieczenie przedmiotu; przezorny zawsze ubezpieczony.
- Cholera, to jakieś przesłuchanie? – w głosie zabrzmiało rozbawienie, gdy podał traktat Vidgren. – Sumienie to luksus, na który mnie nie stać, Laudith. A odpowiadając dalej… Dopóki żadne cholerstwo nie zapuka w moje okno, żeby mnie zeżreć, to absolutnie mnie to nie martwi.
O kogo innego miałby się martwić, jeśli nie o siebie?
Laudith Vidgren
Re: 12.12.2000 – Wieża widokowa – L. Vidgren & Bezimienny: N. Lundqvist Sro 22 Lis - 19:42
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
Nadszarpnięta czasem wieża, jej zniszczenie i panująca tu atmosfera bynajmniej nie wprawiały Vidgren w dyskomfort; mogła rzec, że było wręcz przeciwnie, czuła się tu swobodnie, naturalnie i takie też wywierała wrażenie - jakby tu pasowała, jakby była jednym z elementów wystroju, właściwą wieży mieszkanką, Lundqvist zaś przyszedł ją tu odwiedzić. Lepiej niż on wiedziała co czai się w jej zakamarkach, zwłaszcza nocą, czuła to już doskonale wszystkimi zmysłami, nie wzbudzało to w niej jednak żadnych nieprzyjemnych odczuć. Ni lęku, ni niepokoju. Miała do czynienia ze znacznie potworniejszymi miejscami, bytami i czarami, niż ta owiana złą sławą wieża. Przemytnik mógł się tego domyślać, skoro sprowadzał dlań od lat przedmioty niemożliwe legalnie do zdobycia w Midgardzie - ani całej magicznej Skandynawii. Rada starała się ze wszelkich sił, by wytępić fascynatów magii zakazanej, lecz na próżno.
Obojętna na krzyki mew, na mroźne podmuchy wiatru szczypiące w policzki, przez które kraśniała niezdrowo blada skóra, wydawała się skupiona w pełni na osobie Lundqvista; przez przeszło trzydzieści lat swej egzystencji nauczyła się sztuki ignorowania nieprzyjemnych bodźców. Nie mogło być inaczej, kiedy człowiek nie mógł się w żaden sposób pozbyć szeptów zmarłych, ich ciągłej, lepkiej obecności; przynajmniej do czasu, gdy nie zaczęła studiować tajemnic magii rytualnej i dzięki niej opanowała zarówno sztukę przepędzania, jak i przywoływania dusz - i nie tylko dusz. Laudith zastanowiła się krótko nad cieniami pod jego oczyma, zmęczonym wyrazem twarzy; doszła jednak do wniosku, że mężczyzna taki jak on musiał być zapracowany, a i pewnie nie stronił od nocnych rozrywek. Nie przejęła się więc tym zbytnio, nie zamierzała także dopytywać, udawać szczerze zatroskanej jego samopoczuciem. Każdy dbał o siebie. Laudith nie zwykła wtrącać nosa w cudze sprawy. Nie należała do wścibskich kobiet, bo i sama jak lwica strzegła własnej prywatności i sekretów.
- Zaintrygowałeś mnie, Niklausie, tym zaproszeniem, które chętnie przyjmę. Zaintrygowałeś, bo ponoć kobieta na pokładzie przynosi pecha - mówiąc to przechyliła lekko głowę, przyglądając się mężczyźnie z rozbawieniem. - Trzymam cię jednak za słowo. Następnym razem pojawię się na statku - dodała prędko, zanim zdążyłby to potwierdzić i zaproszenie na pokład swojej łajby wycofać. Na wspomnienie o historiach przyprawiających o dreszcze zaśmiała się lekko, pogodnie, bez kpiny, czy szyderstwa; rozumiała, że w wielu galdrach podobne miejsca, historie o duchach, demonach i innych istotach niematerialnych budziły słuszny lęk. Ona zdążyła do nich przywyknąć, koegzystowała z nimi od trzydziestu lat, przestała się bać; lękała się innych rzeczy - samotności, chociażby. - Przy mnie nic ci nie grozi, Niklausie - stwierdziła z uprzejmym uśmiechem, wyciągając rękę, by pokrzepiająco poklepać go po ramieniu, co z boku musiało być wręcz komiczne, gdy dzieliła ich tak duża różnica wzrostu. - Możesz uwierzyć mi na słowo, że plotki o tej wieży mają w sobie ziarno prawdy, lecz wiele z nich jest wyolbrzymione - wyrzekła, spoglądając w stronę wejścia do środka, jakby ujrzała tam coś lub kogoś. Uśmiech, jaki zagościł na bladych ustach, teraz wydawał się wręcz kojący.
- Nie słyszałeś, że najciemniej jest pod latarnią? Krucza Straż ma siedzibę w dzielnicy Ostatniej Walkirii. Możesz wpaść na herbatę. Bądź szklankę czegoś mocniejszego.
To było wręcz ironiczne, że państwo Vidgren, tak pilnie i zacięcie strzegący swej prywatności, mający tyle tajemnic i sekretów, zdecydowało się zamieszkać w samym centrum Midgardu, w dzielnicy, która przyciągała wszystkich ze względu na zabytki, historię, liczne galerie sztuki i świątynie - szczególnie bliskość tych ostatnich wydawała się zabawna, biorąc pod uwagę czego dokonywali pod swoim dachem. Laudith wydawała się jednak pewna swego. Ona potrafiła być ostrożna, sądziła, że Lundqvist także, skoro parał się przemycaniem i handlem wszystkiego, co nielegalne. Jak dotąd nie słyszała, aby wpadł przez to w konflikt z prawem. Żaden Kruczy Strażnik nie dokonywał losowej łapanki na ulicach Starego Miasta. Jeszcze.
- Otóż to, Niklausie, doskonale wiem co robię - zgodziła się z nim, skinąwszy przy tym głową; tylko jednej osobie pozwalała sobą kierować i podejmować za siebie decyzje - i ta era zdawała się dobiec już końca kilka tygodni temu. Vidgren wydawała się od tamtego czasu inna: podminowana, zbuntowana i bardziej pewna siebie, co nawet teraz było widoczne w zadziornym, wyzywającym wręcz spojrzeniu. Mimo wszystko nie zamierzała się jednak przemytnikowi zwierzać; nawet gdyby był zainteresowany jej bezpieczeństwem, bądź chociaż ciekawy celu zdobycia traktatu, najpewniej zbyłaby go uprzejmym milczeniem i enigmatycznym uśmiechem. Nie płaciła mu za troskę, a za towar, dobrze, że o tym pamiętał. Ich współpraca układała się świetnie i tak układać się będzie, jeśli każde z nich będzie pamiętało o granicy, za którą nie należało wystawiać nawet dużego palca u stopy.
- Po prostu pytam - odpowiedziała, wzruszając przy tym ramionami; na jej twarzy pojawił się łakomy, zaintrygowany wyraz, kiedy sięgnął do kieszeni po obiecany traktat. Wzięła głębszy oddech, czując narastającą ekscytację na myśl, że już niebawem będzie mogła go wykorzystać. - Wystarczy go nie używać, wtedy pozostaje czyste, potraktuj to jako radę dobrej przyjaciółki - stwierdziła pogodnie. Wydawała się przy tym paradoksalnie beztroska i poważna jednocześnie. - Nie musisz się obawiać, Niklausie, nie chciałabym tracić tak dobrego dostawcy jak ty. Do kogóż innego zwrócę się wtedy po prośbie? Właściwie nie po prośbie... - Nie wyświadczał Vidgren przecież przyjacielskiej przysługi. Otrzymawszy pergamin zawinięty w grubą skórę, sama sięgnęła do kieszeni płaszcza, by wydobyć zeń skórzaną sakiewkę pełną złotych monet. Zabrzęczały w niej obiecująco talary, kiedy podawała ją Niklausowi. - Tysiąc talarów, zgodnie z umową. Możesz przeliczyć - zaproponowała z uśmiechem, po czym z niezwykłą ostrożnością wsunęła za pazuchę własnego płaszcza otrzymany traktat - blisko serca, które zabiło przez to niespokojnie. - Nie musisz się obawiać. Na pewno jeszcze nie raz będziesz mi potrzebny - stwierdziła Laudith, wyciągając znów dłoń, by palcem wskazującym przejechać po materiale płaszcza na potężnej, męskiej piersi - jakby kreśliła nim jakiś znak.
Obojętna na krzyki mew, na mroźne podmuchy wiatru szczypiące w policzki, przez które kraśniała niezdrowo blada skóra, wydawała się skupiona w pełni na osobie Lundqvista; przez przeszło trzydzieści lat swej egzystencji nauczyła się sztuki ignorowania nieprzyjemnych bodźców. Nie mogło być inaczej, kiedy człowiek nie mógł się w żaden sposób pozbyć szeptów zmarłych, ich ciągłej, lepkiej obecności; przynajmniej do czasu, gdy nie zaczęła studiować tajemnic magii rytualnej i dzięki niej opanowała zarówno sztukę przepędzania, jak i przywoływania dusz - i nie tylko dusz. Laudith zastanowiła się krótko nad cieniami pod jego oczyma, zmęczonym wyrazem twarzy; doszła jednak do wniosku, że mężczyzna taki jak on musiał być zapracowany, a i pewnie nie stronił od nocnych rozrywek. Nie przejęła się więc tym zbytnio, nie zamierzała także dopytywać, udawać szczerze zatroskanej jego samopoczuciem. Każdy dbał o siebie. Laudith nie zwykła wtrącać nosa w cudze sprawy. Nie należała do wścibskich kobiet, bo i sama jak lwica strzegła własnej prywatności i sekretów.
- Zaintrygowałeś mnie, Niklausie, tym zaproszeniem, które chętnie przyjmę. Zaintrygowałeś, bo ponoć kobieta na pokładzie przynosi pecha - mówiąc to przechyliła lekko głowę, przyglądając się mężczyźnie z rozbawieniem. - Trzymam cię jednak za słowo. Następnym razem pojawię się na statku - dodała prędko, zanim zdążyłby to potwierdzić i zaproszenie na pokład swojej łajby wycofać. Na wspomnienie o historiach przyprawiających o dreszcze zaśmiała się lekko, pogodnie, bez kpiny, czy szyderstwa; rozumiała, że w wielu galdrach podobne miejsca, historie o duchach, demonach i innych istotach niematerialnych budziły słuszny lęk. Ona zdążyła do nich przywyknąć, koegzystowała z nimi od trzydziestu lat, przestała się bać; lękała się innych rzeczy - samotności, chociażby. - Przy mnie nic ci nie grozi, Niklausie - stwierdziła z uprzejmym uśmiechem, wyciągając rękę, by pokrzepiająco poklepać go po ramieniu, co z boku musiało być wręcz komiczne, gdy dzieliła ich tak duża różnica wzrostu. - Możesz uwierzyć mi na słowo, że plotki o tej wieży mają w sobie ziarno prawdy, lecz wiele z nich jest wyolbrzymione - wyrzekła, spoglądając w stronę wejścia do środka, jakby ujrzała tam coś lub kogoś. Uśmiech, jaki zagościł na bladych ustach, teraz wydawał się wręcz kojący.
- Nie słyszałeś, że najciemniej jest pod latarnią? Krucza Straż ma siedzibę w dzielnicy Ostatniej Walkirii. Możesz wpaść na herbatę. Bądź szklankę czegoś mocniejszego.
To było wręcz ironiczne, że państwo Vidgren, tak pilnie i zacięcie strzegący swej prywatności, mający tyle tajemnic i sekretów, zdecydowało się zamieszkać w samym centrum Midgardu, w dzielnicy, która przyciągała wszystkich ze względu na zabytki, historię, liczne galerie sztuki i świątynie - szczególnie bliskość tych ostatnich wydawała się zabawna, biorąc pod uwagę czego dokonywali pod swoim dachem. Laudith wydawała się jednak pewna swego. Ona potrafiła być ostrożna, sądziła, że Lundqvist także, skoro parał się przemycaniem i handlem wszystkiego, co nielegalne. Jak dotąd nie słyszała, aby wpadł przez to w konflikt z prawem. Żaden Kruczy Strażnik nie dokonywał losowej łapanki na ulicach Starego Miasta. Jeszcze.
- Otóż to, Niklausie, doskonale wiem co robię - zgodziła się z nim, skinąwszy przy tym głową; tylko jednej osobie pozwalała sobą kierować i podejmować za siebie decyzje - i ta era zdawała się dobiec już końca kilka tygodni temu. Vidgren wydawała się od tamtego czasu inna: podminowana, zbuntowana i bardziej pewna siebie, co nawet teraz było widoczne w zadziornym, wyzywającym wręcz spojrzeniu. Mimo wszystko nie zamierzała się jednak przemytnikowi zwierzać; nawet gdyby był zainteresowany jej bezpieczeństwem, bądź chociaż ciekawy celu zdobycia traktatu, najpewniej zbyłaby go uprzejmym milczeniem i enigmatycznym uśmiechem. Nie płaciła mu za troskę, a za towar, dobrze, że o tym pamiętał. Ich współpraca układała się świetnie i tak układać się będzie, jeśli każde z nich będzie pamiętało o granicy, za którą nie należało wystawiać nawet dużego palca u stopy.
- Po prostu pytam - odpowiedziała, wzruszając przy tym ramionami; na jej twarzy pojawił się łakomy, zaintrygowany wyraz, kiedy sięgnął do kieszeni po obiecany traktat. Wzięła głębszy oddech, czując narastającą ekscytację na myśl, że już niebawem będzie mogła go wykorzystać. - Wystarczy go nie używać, wtedy pozostaje czyste, potraktuj to jako radę dobrej przyjaciółki - stwierdziła pogodnie. Wydawała się przy tym paradoksalnie beztroska i poważna jednocześnie. - Nie musisz się obawiać, Niklausie, nie chciałabym tracić tak dobrego dostawcy jak ty. Do kogóż innego zwrócę się wtedy po prośbie? Właściwie nie po prośbie... - Nie wyświadczał Vidgren przecież przyjacielskiej przysługi. Otrzymawszy pergamin zawinięty w grubą skórę, sama sięgnęła do kieszeni płaszcza, by wydobyć zeń skórzaną sakiewkę pełną złotych monet. Zabrzęczały w niej obiecująco talary, kiedy podawała ją Niklausowi. - Tysiąc talarów, zgodnie z umową. Możesz przeliczyć - zaproponowała z uśmiechem, po czym z niezwykłą ostrożnością wsunęła za pazuchę własnego płaszcza otrzymany traktat - blisko serca, które zabiło przez to niespokojnie. - Nie musisz się obawiać. Na pewno jeszcze nie raz będziesz mi potrzebny - stwierdziła Laudith, wyciągając znów dłoń, by palcem wskazującym przejechać po materiale płaszcza na potężnej, męskiej piersi - jakby kreśliła nim jakiś znak.
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head
Bezimienny
Re: 12.12.2000 – Wieża widokowa – L. Vidgren & Bezimienny: N. Lundqvist Sro 22 Lis - 19:42
To, co niewidoczne dla oka, zawsze stanowiło niewiadomą. Niklaus wierzył w to, co sam potrafił dostrzec; błysk złota, uśmiech kochanki, wzburzone morze kołyszące statkiem niby dziecinną zabawką. Rzeczy, które dla niego i większości galdrów pozostawały tajemnicą budziły słuszny niepokój; nakazywały dodatkową ostrożność nawet w świecie do cna przesiąkniętym magią. Wielu jej aspektów nie rozumiał i nie próbował nawet tego zmienić; zbyt leniwy i pogodzony z własnym beztalenciem w tak wielu czarodziejskich dziedzinach. Być może gdyby był bardziej skrupulatny za szkolnych lat, wiedziałby więcej o miejscach takich, jak to; ponurych, zapomnianych i chociażby częściowo opętanych przez siły o wiele starsze, niż mógł to sobie wyobrazić. Łatwo było odwrócić wzrok, a jeszcze łatwiej zaprzeczyć; upartość przekonań stanowiła jedyny, w pełni stabilny grunt w tym nieprzyjaznym miejscu.
Nawet natura zdawała się wyczuwać aurę tego miejsca. Lundqvist mógłby przysiąc, że wiatr wieje tu zdecydowanie mocniej, jakby siły przyrody same próbowały zburzyć stare mury. Chaotyczne krzyki mew niosły się nieprzyjemnym dla ucha echem w dół niestabilnych schodów. Oni jednak – jedyne dwie, żyjące sylwetki w opętanym miejscu – wydawali się nieszczególnie poruszeni otoczeniem, skupieni na sobie wzajemnie i prowadzonych interesach. Bywały miejsca lepsze, ale bywały i gorsze; stara wieża z całą pewnością nieprędko doczeka się kolejnych gości, na tyle odważnych, by przekroczyć nieprzyjazne progi.
Dźwięk głosu kobiety odpędził nieprzyjemne rozmyślania, chociaż same słowa okazały się zaskoczeniem. Kąciki ust drgnęły pod naporem lekkiego uśmiechu; Niklaus pokręcił głową ze zdecydowaniem, nim sam przemówił.
- To tylko czcze zabobony i wierzenia idiotów, którzy umniejszają kobiecym umiejętnościom – rzeczowe stwierdzenie było w istocie czymś, w co święcie wierzył; sam większości rzeczy związanych z żeglugą dowiedział się od babki, a jego siostry już od najmłodszych lat pływały na pokładach rodzinnych drakkarów. – Podtrzymuję i zapraszam, Laudith. Na pewno nie spotkasz się z podobnymi uprzedzeniami na pokładzie mojego statku. – bo nigdy nie dopuściłby, by podobne przesądy decydowały o czyjejś obecności w miejscu, które należało do niego. Lundqvistowie być może słynęli z nieokrzesania i ogromnej buty, lecz kobiety – z rodziny czy też inne, związane z morzem w jakikolwiek sposób – traktowali na równi.
Jej miękki śmiech zwrócił uwagę przemytnika. Z ulgą stwierdził, że nie było w nim kpiny czy złośliwości; najwyraźniej Vidgren doskonale zdawała sobie sprawę z jego nieumiejętności dostrzegania rzeczy, które dla niej stanowiły codzienność. Tak jak większość galdrów, okazywał przede wszystkim ostrożność i wykazywał niechęć do poznania tajników rzeczy, które przewyższały jego możliwości – nawet przed nią nie zamierzał udawać, że było inaczej. – Cudownie, dzięki – rzucił równie lekkim tonem, wierząc jej na słowo. Nigdy nie sądził, że obecność medium kiedykolwiek przyniesie coś na kształt ulgi; dobrze jednak było mieć świadomość, że udręczone duchy wieży nie podejmą próby odwetu na dwójce nieproszonych gości. Rozluźnił nieco ramiona, zerknąwszy na Laudith z nagłą uwagą. – A które to prawda? Chyba dobrze byłoby to wiedzieć. – spojrzenie brązowych tęczówek zatrzymało się na wejściu, podążając za wzrokiem towarzyszki. Oczywiście nie dojrzał tam niczego podejrzanego bądź budzącego niepokój, chociaż pytanie o nagłe zainteresowanie tym konkretnym punktem cisnęło się mu na usta. Zapamiętał tą ostrożność na wypadek, gdyby po raz kolejny miał zjawić się w tym miejscu, znów rozgrywając dobrze znany scenariusz. Spotkanie, rozmowa, wymiana towaru na talary i pożegnanie; zawsze tak samo, bez zbędnych gierek i wzajemnego zwodzenia. Był to bez wątpienia jeden z powodów, dla których Laudith zyskała nie tyle sympatię Lundqvista, co jego szacunek; każdy podjęty z nią interes okazywał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.
- A od kiedy zawierzamy w stare powiedzonka? – my; dwie szemrane osobowości, na co dzień udające szanowanych galdrów, ukrywające prawdziwe intencje każdego działania. Zaskakujące, że to porównanie pojawiło się w jego myślach właśnie teraz, gdy po raz kolejny zapowiadali wzajemne odwiedziny. Niklaus uśmiechnął się jednak, zaskakująco szczerze, chociaż uśmiech ten nie sięgnął jego oczu; zawsze poważnych, zawsze chłodnych. – Dobrze się składa, bo i tak miałem rozejrzeć się po tej okolicy. Z przyjemnością wpadnę i wypiję cokolwiek podasz. – nawet pod nosem Kruczej Straży dobrze byłoby mieć w zanadrzu chociaż jedną, sprawdzoną kryjówkę. Wypadki chodziły po ludziach, a Lundqvist wolał zapobiegać im z góry; jeśli dom Vidgren miał okazać się bezpieczną przystanią, nawet tymczasową, nie zamierzał przepuszczać takiej okazji. Nie mógł jednak nadziwić się swoistej swobody jej wyboru – podejrzewał jednak, że wraz z małżonkiem przedyskutowała wszystkie za i przeciw, zanim wybrali niecodzienne sąsiedztwo. Był ostatnią osobą w Midgardzie, która mogłaby podważać decyzje spirytystki, które z pewnością były w pełni przemyślane.
Kolejne słowa ciemnowłosej skwitował jedynie krótkim skinieniem głową; jej decyzje, jej wybory. Wnikanie lub próba ingerencji były co najmniej nie na miejscu w wykonaniu człowieka, który był jej praktycznie obcy. Dobrze, że obydwoje znali niepisaną granicę sukcesywnych interesów; rozumieli się doskonale na płaszczyźnie intratnych transakcji i tylko to się liczyło. Nie mógł jednak powstrzymać się od rosnącego wrażenia, że coś w Laudith uległo zmianie od ich ostatniego spotkania. Nie potrafił ubrać tej zmiany w słowa, ani tym bardziej próbować dociec przyczyny. Wydawała się jednak bardziej – pewna siebie, spokojna, władcza? Oczywiste pytanie zamarło jednak w krtani, zduszone na czas przez dobrze znaną i jakże potrzebną powściągliwość; znał kobietę na tyle dobrze, by wiedzieć, że o osobistych szczegółach nie lubiła rozmawiać. Kolejna rzecz, która zdawała się ich łączyć; pewne tematy obydwoje omijali szerokim łukiem – i wcale nie był taki pewien, czy w tym przypadku chodziło jedynie o profesjonalizm związany z obopólnymi interesami.
- Zapamiętam. – ugodowe stwierdzenie nie mijało się z prawdą, chociaż sumienia wyzbył się już wiele lat temu; wyrządziwszy zbyt wiele zła, niż jakakolwiek pokuta mogłaby wymazać. Na szczęście Laudith nigdy nie miała się tego dowiedzieć.
Z niekłamaną satysfakcją dostrzegł wyraz jej twarzy, gdy sięgnął po obiecany traktat. Nie zamierzał zanudzać jej niepotrzebnymi szczegółami o zdobycznych trudach, bo o podobne szczegóły musiał martwić się zupełnie sam; teraz liczyło się jedynie to, że wykonał powierzone zadanie. Przyłapał się na tym, że mimowolnie odwzajemniał jej uśmiech, wyjątkowo zaraźliwy w tym momencie. – Zawsze warto się upewnić, wolałbym Ci raczej nie podpaść. A jeśli zaczniemy zwracać się do siebie po prośbie, jak to ujęłaś… – wymiana nastąpiła jak zawsze, szybko i profesjonalnie. Znajomy ciężar pełnej sakiewki wzbudził entuzjazm; pobrzękiwanie ukrytych w środku monet było najpiękniejszą melodią. –… to szybko zbankrutuję, a Ty zaprzyjaźnisz się z południcą na dobre, bo nie będziesz miała innych, cudownych istot do wezwania. – ostatecznie kto inny ryzykowałby podobną fuchę, nawet jeśli doskonale płatną? Niklaus już od dawna egzystował tylko dla pieniędzy; nie sądził, by ten stan rzeczy miał kiedykolwiek ulec zmianie. – Bez przesady. Jeśli zabraknie, to po prostu policzę Ci ekstra za kolejne zlecenie. – stwierdził równie beztrosko jak i ona wcześniej, chowając sakiewkę do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Zanim zdążył odpowiedzieć na kolejne słowa, poczuł lekki dotyk jej palca na torsie; niemalże odruchowo chwycił Laudith za nadgarstek, gwałtownym, lecz zaskakująco łagodnym ruchem. Jego własne palce były szorstkie i chłodne, kontrastując niemal boleśnie z jej delikatną skórą; niemalże czuł pod nimi puls Vidgren, chociaż wyraz twarzy nadal pozostawał uprzejmie obojętny.
- To dobrze świadczy o współpracy i przyszłych interesach – rzekł spokojnie, mierząc kobietę spojrzeniem; dopiero teraz uwolnił smukły nadgarstek z objęcia dłoni, ze spokojem sięgając do kieszeni płaszcza. – Nie wahaj się przypominać. Zawsze znajdę czas – prostota stwierdzenia głosiła niewypowiedzianą na głos prawdę; Niklaus wyjął paczkę papierosów, sięgając po jednego. – Palisz? – spytał, jakże uprzejmie, nie potrafiąc przypomnieć sobie, czy Laudith w istocie sięgała po tytoń. – Powoli możemy szykować się do wyjścia, nie sądzisz?
Nawet natura zdawała się wyczuwać aurę tego miejsca. Lundqvist mógłby przysiąc, że wiatr wieje tu zdecydowanie mocniej, jakby siły przyrody same próbowały zburzyć stare mury. Chaotyczne krzyki mew niosły się nieprzyjemnym dla ucha echem w dół niestabilnych schodów. Oni jednak – jedyne dwie, żyjące sylwetki w opętanym miejscu – wydawali się nieszczególnie poruszeni otoczeniem, skupieni na sobie wzajemnie i prowadzonych interesach. Bywały miejsca lepsze, ale bywały i gorsze; stara wieża z całą pewnością nieprędko doczeka się kolejnych gości, na tyle odważnych, by przekroczyć nieprzyjazne progi.
Dźwięk głosu kobiety odpędził nieprzyjemne rozmyślania, chociaż same słowa okazały się zaskoczeniem. Kąciki ust drgnęły pod naporem lekkiego uśmiechu; Niklaus pokręcił głową ze zdecydowaniem, nim sam przemówił.
- To tylko czcze zabobony i wierzenia idiotów, którzy umniejszają kobiecym umiejętnościom – rzeczowe stwierdzenie było w istocie czymś, w co święcie wierzył; sam większości rzeczy związanych z żeglugą dowiedział się od babki, a jego siostry już od najmłodszych lat pływały na pokładach rodzinnych drakkarów. – Podtrzymuję i zapraszam, Laudith. Na pewno nie spotkasz się z podobnymi uprzedzeniami na pokładzie mojego statku. – bo nigdy nie dopuściłby, by podobne przesądy decydowały o czyjejś obecności w miejscu, które należało do niego. Lundqvistowie być może słynęli z nieokrzesania i ogromnej buty, lecz kobiety – z rodziny czy też inne, związane z morzem w jakikolwiek sposób – traktowali na równi.
Jej miękki śmiech zwrócił uwagę przemytnika. Z ulgą stwierdził, że nie było w nim kpiny czy złośliwości; najwyraźniej Vidgren doskonale zdawała sobie sprawę z jego nieumiejętności dostrzegania rzeczy, które dla niej stanowiły codzienność. Tak jak większość galdrów, okazywał przede wszystkim ostrożność i wykazywał niechęć do poznania tajników rzeczy, które przewyższały jego możliwości – nawet przed nią nie zamierzał udawać, że było inaczej. – Cudownie, dzięki – rzucił równie lekkim tonem, wierząc jej na słowo. Nigdy nie sądził, że obecność medium kiedykolwiek przyniesie coś na kształt ulgi; dobrze jednak było mieć świadomość, że udręczone duchy wieży nie podejmą próby odwetu na dwójce nieproszonych gości. Rozluźnił nieco ramiona, zerknąwszy na Laudith z nagłą uwagą. – A które to prawda? Chyba dobrze byłoby to wiedzieć. – spojrzenie brązowych tęczówek zatrzymało się na wejściu, podążając za wzrokiem towarzyszki. Oczywiście nie dojrzał tam niczego podejrzanego bądź budzącego niepokój, chociaż pytanie o nagłe zainteresowanie tym konkretnym punktem cisnęło się mu na usta. Zapamiętał tą ostrożność na wypadek, gdyby po raz kolejny miał zjawić się w tym miejscu, znów rozgrywając dobrze znany scenariusz. Spotkanie, rozmowa, wymiana towaru na talary i pożegnanie; zawsze tak samo, bez zbędnych gierek i wzajemnego zwodzenia. Był to bez wątpienia jeden z powodów, dla których Laudith zyskała nie tyle sympatię Lundqvista, co jego szacunek; każdy podjęty z nią interes okazywał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.
- A od kiedy zawierzamy w stare powiedzonka? – my; dwie szemrane osobowości, na co dzień udające szanowanych galdrów, ukrywające prawdziwe intencje każdego działania. Zaskakujące, że to porównanie pojawiło się w jego myślach właśnie teraz, gdy po raz kolejny zapowiadali wzajemne odwiedziny. Niklaus uśmiechnął się jednak, zaskakująco szczerze, chociaż uśmiech ten nie sięgnął jego oczu; zawsze poważnych, zawsze chłodnych. – Dobrze się składa, bo i tak miałem rozejrzeć się po tej okolicy. Z przyjemnością wpadnę i wypiję cokolwiek podasz. – nawet pod nosem Kruczej Straży dobrze byłoby mieć w zanadrzu chociaż jedną, sprawdzoną kryjówkę. Wypadki chodziły po ludziach, a Lundqvist wolał zapobiegać im z góry; jeśli dom Vidgren miał okazać się bezpieczną przystanią, nawet tymczasową, nie zamierzał przepuszczać takiej okazji. Nie mógł jednak nadziwić się swoistej swobody jej wyboru – podejrzewał jednak, że wraz z małżonkiem przedyskutowała wszystkie za i przeciw, zanim wybrali niecodzienne sąsiedztwo. Był ostatnią osobą w Midgardzie, która mogłaby podważać decyzje spirytystki, które z pewnością były w pełni przemyślane.
Kolejne słowa ciemnowłosej skwitował jedynie krótkim skinieniem głową; jej decyzje, jej wybory. Wnikanie lub próba ingerencji były co najmniej nie na miejscu w wykonaniu człowieka, który był jej praktycznie obcy. Dobrze, że obydwoje znali niepisaną granicę sukcesywnych interesów; rozumieli się doskonale na płaszczyźnie intratnych transakcji i tylko to się liczyło. Nie mógł jednak powstrzymać się od rosnącego wrażenia, że coś w Laudith uległo zmianie od ich ostatniego spotkania. Nie potrafił ubrać tej zmiany w słowa, ani tym bardziej próbować dociec przyczyny. Wydawała się jednak bardziej – pewna siebie, spokojna, władcza? Oczywiste pytanie zamarło jednak w krtani, zduszone na czas przez dobrze znaną i jakże potrzebną powściągliwość; znał kobietę na tyle dobrze, by wiedzieć, że o osobistych szczegółach nie lubiła rozmawiać. Kolejna rzecz, która zdawała się ich łączyć; pewne tematy obydwoje omijali szerokim łukiem – i wcale nie był taki pewien, czy w tym przypadku chodziło jedynie o profesjonalizm związany z obopólnymi interesami.
- Zapamiętam. – ugodowe stwierdzenie nie mijało się z prawdą, chociaż sumienia wyzbył się już wiele lat temu; wyrządziwszy zbyt wiele zła, niż jakakolwiek pokuta mogłaby wymazać. Na szczęście Laudith nigdy nie miała się tego dowiedzieć.
Z niekłamaną satysfakcją dostrzegł wyraz jej twarzy, gdy sięgnął po obiecany traktat. Nie zamierzał zanudzać jej niepotrzebnymi szczegółami o zdobycznych trudach, bo o podobne szczegóły musiał martwić się zupełnie sam; teraz liczyło się jedynie to, że wykonał powierzone zadanie. Przyłapał się na tym, że mimowolnie odwzajemniał jej uśmiech, wyjątkowo zaraźliwy w tym momencie. – Zawsze warto się upewnić, wolałbym Ci raczej nie podpaść. A jeśli zaczniemy zwracać się do siebie po prośbie, jak to ujęłaś… – wymiana nastąpiła jak zawsze, szybko i profesjonalnie. Znajomy ciężar pełnej sakiewki wzbudził entuzjazm; pobrzękiwanie ukrytych w środku monet było najpiękniejszą melodią. –… to szybko zbankrutuję, a Ty zaprzyjaźnisz się z południcą na dobre, bo nie będziesz miała innych, cudownych istot do wezwania. – ostatecznie kto inny ryzykowałby podobną fuchę, nawet jeśli doskonale płatną? Niklaus już od dawna egzystował tylko dla pieniędzy; nie sądził, by ten stan rzeczy miał kiedykolwiek ulec zmianie. – Bez przesady. Jeśli zabraknie, to po prostu policzę Ci ekstra za kolejne zlecenie. – stwierdził równie beztrosko jak i ona wcześniej, chowając sakiewkę do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Zanim zdążył odpowiedzieć na kolejne słowa, poczuł lekki dotyk jej palca na torsie; niemalże odruchowo chwycił Laudith za nadgarstek, gwałtownym, lecz zaskakująco łagodnym ruchem. Jego własne palce były szorstkie i chłodne, kontrastując niemal boleśnie z jej delikatną skórą; niemalże czuł pod nimi puls Vidgren, chociaż wyraz twarzy nadal pozostawał uprzejmie obojętny.
- To dobrze świadczy o współpracy i przyszłych interesach – rzekł spokojnie, mierząc kobietę spojrzeniem; dopiero teraz uwolnił smukły nadgarstek z objęcia dłoni, ze spokojem sięgając do kieszeni płaszcza. – Nie wahaj się przypominać. Zawsze znajdę czas – prostota stwierdzenia głosiła niewypowiedzianą na głos prawdę; Niklaus wyjął paczkę papierosów, sięgając po jednego. – Palisz? – spytał, jakże uprzejmie, nie potrafiąc przypomnieć sobie, czy Laudith w istocie sięgała po tytoń. – Powoli możemy szykować się do wyjścia, nie sądzisz?
Laudith Vidgren
Re: 12.12.2000 – Wieża widokowa – L. Vidgren & Bezimienny: N. Lundqvist Sro 22 Lis - 19:43
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
To, co niewidoczne dla ludzkich oczu, dla Laudith było codziennością od zawsze.
Człowiek przychodząc na świat nie potrafi skupić spojrzenia na niczym konkretnym. Nownarodzone niemowlęta rozchylają powieki i na świat spoglądają niewidzącym wzrokiem; tą umiejętność nabywa się z czasem, po kilku tygodniach. Najłatwiej im skupić się na tym co ma intensywną barwę, na jaskrawych kolorach i oczywiście - na twarzy matki. Dziecko, które rodzi się z darem takim jaki posiadała Laudith, widzi jednak więcej twarzy; od samego początku spoglądała gdzieś w bok, wzbudzając przy tym podejrzliwość swoich rodziców, opiekunki, niejednokrotnie zarazem budząc w nich jakiś niepokój. Dopiero lata później, kiedy nauczyła się chodzić i mówić, zorientowali się co potrafi i wpadli w zachwyt. W przeciwieństwie do samej Laudith, która przez wiele lata była tym wszystkim po prostu przerażona. Z czasem jednak przekonała się, że to, co niewidoczne dla zwykłych oczu jest najbardziej intrygujące. Tajemnice kuszą najbardziej, czyż nie? Może jedynie zakazany owoc je wyprzedza, o czym także się przekonała, za sprawą Homera. Posiadłszy umiejętność czytania i pisania Laudith, jeszcze jako panna Simonsen, zaczęła interesować się tym, czego nie mogło wychwycić ludzkie oko - szczególnie czarami, rytuałami, których działania trudno było doświadczyć empirycznie. Może przez to niekiedy trudno przychodziło jej zrozumienie innych, takich jak Niklaus, opierającym się i lękającym temu, czego zobaczyć nie mogli. Powtarzała wtedy, że bogów także nikt z żyjących galdrów nie widział na własne oczy, a wiara w Dziewięć Światów w ich społeczeństwie wciąż była silna - i słusznie.
- Miło słyszeć podobne słowa z męskich ust[/b] - odparła Laudith z lekkim uśmiechem, szczerze i mile zaskoczona jego reakcją; nigdy dotąd nie odnosił się do niej z pogardą przez wzgląd na płeć, powszechnie wciąż nazywaną tą [i]słabszą, lecz środowisko, z jakiego się wywodził, związane z morzem, żeglarstwem, przemytem uchodziło za raczej... szowinistyczne. Niewiele znała kobiet, które wiązały swoje życie i zajęcie z żeglarstwem, lecz przyznać należało, że Lundqvist był jednym kapitanem statku jakiego znała i niewiele miała z morzem wspólnego. Tym razem to nią kierowały stereotypy. - W takim wypadku muszę pojawić się na nim czym prędzej. Pytanie tylko - w którym porcie? - spytała zaintrygowana. Miała w sobie wiele ciekawości i z tego też powodu naprawdę zamierzała postawić swoją stopę (a nawet dwie) na pokładzie jego łajby. Byleby tego tylko nie żałował, to nie będzie jednak już jej problem, jeśli nie dawał wiary w ten przesąd. Wiele z przesądów bywało zaskakująco prawdziwych.
Tak jak tylko niektóre z historii, jak sama Vidgren przyznała, krążących wokół tej nawiedzonej, cieszącej się ponurą sławą wieży było prawdziwych. Spirytystka rozejrzała się wokół, jakby szukała tych osławionych zjaw, duchów i demonów; na bladej twarzy Niklaus nie dostrzegł jednak ni przejęcia, ni strachu, ni podekscytowania. Nie zamierzała odmawiać mu odpowiedzi, okłamywać, bo i dlaczego.
- W tym jeziorze utonęło wielu galdrów z ciężkim sercem, tak ciężkim, że poszli na samo dno, jeśli wiesz co mam na myśli - zaczęła, spoglądając zarazem zamarzniętą toń jeziora, przykrytą warstwą białego puchu. Mówiła o samobójcach. Tych, którzy występowali przeciwko bogom, odbierając dar, jaki od nich otrzymali - dar życia. - Chcieli swego końca, lecz zarazem zbyt wiele niedokończonych spraw i bólu zatrzymało ich tutaj. Takie cierpienie po śmierci się nie kończy, więc egzystują właśnie tu do dziś - opowiadała niemalże beznamiętnym tonem, jakby tragedia tych ludzi, pogrążonych w rozpaczy nie robiła nań wrażenia. - Odprawiono tu też rytuał. Rytuał zakazany. Przywołano coś, z czym się nie zadziera. Jak z południcą. Czuję to. Taka magia zawsze pozostawia po sobie ślad. - Uniosła dłoń i przesunęła nią po kamiennej ścianie, jakby dotykała jednej z takich krwawych plam. - Doszło tu też do morderstwa. Kochanka zginęła z rąk ukochanego. Może przez tę istotę, tego nie wiem. - Ta historia była raczej znana, Niklaus mógł o niej słyszeć, jeśli nadstawił ucha - i była prawdziwa. Laudith nie wdawała się jednak w szczegóły, uznawszy je za nieistotne; mogliby to spędzić czas do rana rozmawiając o tym, lecz oboje znali znacznie lepsze sposoby na trwonienie go.
- Od zawsze, jeśli są prawdziwe - odparła z przekąsem. Pani Vidgren była widzącą wychowaną na starą modłę. Wierzyła w niektóre przesądy, tradycje, dawała wiarę w to co niewidoczne dla oka, także w stare prawdy. Nie wzięły się wszak znikąd. - Będę zatem czekać. Twoja wiewiórka wie, gdzie mnie znaleźć - wyrzekła, sugerując, aby uprzedził ją wcześniej o swojej wizycie. Nieczęsto zapraszała gości w progi mieszkania, jakie posiadali z Homerem, za tymi nieproszonymi wręcz nie przepadała. Trzymali tam zbyt wiele cennych i nieodpowiednich przedmiotów, ksiąg i traktatów, a własne bezpieczeństwo i dyskrecja były dla Laudith priorytetem. Miała wiele tajemnic, które mogłyby nie przypaść do gustu Niklausowi, jakie mogłyby zmienić jego opinię o niej diametralnie. Nie uważała go za lękliwego, słabowitego, nie sądziła jednak, by podzielał zainteresowanie magią zakazaną. Sprawiał wrażenie człowieka porządnego, mimo wszystko, mimo zajęcia jakim się parał, mającego kręgosłup moralny, po prostu nieco bardziej giętki. Niewiedza bywała błogosławieństwem. Sprawy między nimi miały się dobrze, dopóki żadne z nich nie wtykało nosa w nieswoje sprawy - Laudith nie zamierzała tego zrobić, doceniała, że i Lundqvist nigdy nie zadawał pytań, na jakie nie zamierzałaby odpowiedzieć.
- Pozostaje mi cieszyć się, że sprawiam wrażenie osoby, której nie warto podpadać nawet na takim galdrze jak ty - zaśmiała się Laudith, wplatając niejako komplement pod jego adresem; on dopiero, ze swoją słuszną posturą, chłodnym spojrzeniem, szerokimi barkami i poważną miną sprawiał wrażenie człowieka jakiemu lepiej nie było podpadać. Sam przyznawał, że Krucza Straż mogłaby się nim zainteresować bez wyraźnego powodu. - Twoje bankructwo nie leży w moim interesie - skomentowała jedynie, nie odnosząc się do tego, że i bez traktatów potrafiła przywołać istoty, które bez wątpienia wzbudziłyby w nim lęk - bo i sama się ich bała mimo wszystko. Tylko głupiec nie czułby trwogi względem takich mocy. - W to nie wątpię - odparła jedynie. Żadne nie miało sentymentów i miękkiego serca. Mieli swoje cele i zamierzali je osiągać - nie zważając na sentymenty. Pieniądze, między innymi, rządziły tym światem, niewątpliwie. Dawały władzę i wpływy. Przez to zastanowiła się jak długo będzie w stanie opłacać usługi Niklausa, jeśli Homer zniknął na zawsze. Prędko podjęła się dodatkowych zleceń, powróciła do tłumaczeń starożytnych run i udzielania lekcji z tego zakresu, lecz to głównie dzięki pracy męża na uniwersytecie wiedli życie na wysokim poziomie.
Na jego powstrzymujący gest, uścisk silnej dłoni na nadgarstku, zareagowała jedynie enigmatycznym uśmiechem. Może nie lubił obcego dotyku, może uznał to za zbytnią poufałość. Nie zraziło to Laudith, na jej twarzy nie malowała się żadna uraza. Po prostu cofnęła dłoń, kiedy poluzował uścisk.
- Czasami - przytaknęła Vidgren, z ochotą częstując się podsuniętym papierosem, który wetknęła sobie do ust i zapaliła zaklęciem. Skinęła głową, zgadzając się z Niklausem, że to najwyższa pora, aby się stąd zmyć - każde z nich otrzymało to, czego chciało, dobili targu. Były znacznie lepsza i ciekawsze miejsca do bezpieczniejszych pogawędek, niż balkon nawiedzonej wieży, gdzie mroźny wiatr wdzierał się pod płaszcze i szczypał policzki. - Pozwolisz, że wrócę do siebie. Mam randkę z południcą jak możesz się domyślać. Będę jednak czekać na twój list, nie zwlekaj, nie lubię czekać - stwierdziła Laudith, choć to była bzdura - była nadzwyczaj cierpliwa. Ruszyła przodem, wchodząc do środka, aby zacząć schodzić po krętych schodach.
Człowiek przychodząc na świat nie potrafi skupić spojrzenia na niczym konkretnym. Nownarodzone niemowlęta rozchylają powieki i na świat spoglądają niewidzącym wzrokiem; tą umiejętność nabywa się z czasem, po kilku tygodniach. Najłatwiej im skupić się na tym co ma intensywną barwę, na jaskrawych kolorach i oczywiście - na twarzy matki. Dziecko, które rodzi się z darem takim jaki posiadała Laudith, widzi jednak więcej twarzy; od samego początku spoglądała gdzieś w bok, wzbudzając przy tym podejrzliwość swoich rodziców, opiekunki, niejednokrotnie zarazem budząc w nich jakiś niepokój. Dopiero lata później, kiedy nauczyła się chodzić i mówić, zorientowali się co potrafi i wpadli w zachwyt. W przeciwieństwie do samej Laudith, która przez wiele lata była tym wszystkim po prostu przerażona. Z czasem jednak przekonała się, że to, co niewidoczne dla zwykłych oczu jest najbardziej intrygujące. Tajemnice kuszą najbardziej, czyż nie? Może jedynie zakazany owoc je wyprzedza, o czym także się przekonała, za sprawą Homera. Posiadłszy umiejętność czytania i pisania Laudith, jeszcze jako panna Simonsen, zaczęła interesować się tym, czego nie mogło wychwycić ludzkie oko - szczególnie czarami, rytuałami, których działania trudno było doświadczyć empirycznie. Może przez to niekiedy trudno przychodziło jej zrozumienie innych, takich jak Niklaus, opierającym się i lękającym temu, czego zobaczyć nie mogli. Powtarzała wtedy, że bogów także nikt z żyjących galdrów nie widział na własne oczy, a wiara w Dziewięć Światów w ich społeczeństwie wciąż była silna - i słusznie.
- Miło słyszeć podobne słowa z męskich ust[/b] - odparła Laudith z lekkim uśmiechem, szczerze i mile zaskoczona jego reakcją; nigdy dotąd nie odnosił się do niej z pogardą przez wzgląd na płeć, powszechnie wciąż nazywaną tą [i]słabszą, lecz środowisko, z jakiego się wywodził, związane z morzem, żeglarstwem, przemytem uchodziło za raczej... szowinistyczne. Niewiele znała kobiet, które wiązały swoje życie i zajęcie z żeglarstwem, lecz przyznać należało, że Lundqvist był jednym kapitanem statku jakiego znała i niewiele miała z morzem wspólnego. Tym razem to nią kierowały stereotypy. - W takim wypadku muszę pojawić się na nim czym prędzej. Pytanie tylko - w którym porcie? - spytała zaintrygowana. Miała w sobie wiele ciekawości i z tego też powodu naprawdę zamierzała postawić swoją stopę (a nawet dwie) na pokładzie jego łajby. Byleby tego tylko nie żałował, to nie będzie jednak już jej problem, jeśli nie dawał wiary w ten przesąd. Wiele z przesądów bywało zaskakująco prawdziwych.
Tak jak tylko niektóre z historii, jak sama Vidgren przyznała, krążących wokół tej nawiedzonej, cieszącej się ponurą sławą wieży było prawdziwych. Spirytystka rozejrzała się wokół, jakby szukała tych osławionych zjaw, duchów i demonów; na bladej twarzy Niklaus nie dostrzegł jednak ni przejęcia, ni strachu, ni podekscytowania. Nie zamierzała odmawiać mu odpowiedzi, okłamywać, bo i dlaczego.
- W tym jeziorze utonęło wielu galdrów z ciężkim sercem, tak ciężkim, że poszli na samo dno, jeśli wiesz co mam na myśli - zaczęła, spoglądając zarazem zamarzniętą toń jeziora, przykrytą warstwą białego puchu. Mówiła o samobójcach. Tych, którzy występowali przeciwko bogom, odbierając dar, jaki od nich otrzymali - dar życia. - Chcieli swego końca, lecz zarazem zbyt wiele niedokończonych spraw i bólu zatrzymało ich tutaj. Takie cierpienie po śmierci się nie kończy, więc egzystują właśnie tu do dziś - opowiadała niemalże beznamiętnym tonem, jakby tragedia tych ludzi, pogrążonych w rozpaczy nie robiła nań wrażenia. - Odprawiono tu też rytuał. Rytuał zakazany. Przywołano coś, z czym się nie zadziera. Jak z południcą. Czuję to. Taka magia zawsze pozostawia po sobie ślad. - Uniosła dłoń i przesunęła nią po kamiennej ścianie, jakby dotykała jednej z takich krwawych plam. - Doszło tu też do morderstwa. Kochanka zginęła z rąk ukochanego. Może przez tę istotę, tego nie wiem. - Ta historia była raczej znana, Niklaus mógł o niej słyszeć, jeśli nadstawił ucha - i była prawdziwa. Laudith nie wdawała się jednak w szczegóły, uznawszy je za nieistotne; mogliby to spędzić czas do rana rozmawiając o tym, lecz oboje znali znacznie lepsze sposoby na trwonienie go.
- Od zawsze, jeśli są prawdziwe - odparła z przekąsem. Pani Vidgren była widzącą wychowaną na starą modłę. Wierzyła w niektóre przesądy, tradycje, dawała wiarę w to co niewidoczne dla oka, także w stare prawdy. Nie wzięły się wszak znikąd. - Będę zatem czekać. Twoja wiewiórka wie, gdzie mnie znaleźć - wyrzekła, sugerując, aby uprzedził ją wcześniej o swojej wizycie. Nieczęsto zapraszała gości w progi mieszkania, jakie posiadali z Homerem, za tymi nieproszonymi wręcz nie przepadała. Trzymali tam zbyt wiele cennych i nieodpowiednich przedmiotów, ksiąg i traktatów, a własne bezpieczeństwo i dyskrecja były dla Laudith priorytetem. Miała wiele tajemnic, które mogłyby nie przypaść do gustu Niklausowi, jakie mogłyby zmienić jego opinię o niej diametralnie. Nie uważała go za lękliwego, słabowitego, nie sądziła jednak, by podzielał zainteresowanie magią zakazaną. Sprawiał wrażenie człowieka porządnego, mimo wszystko, mimo zajęcia jakim się parał, mającego kręgosłup moralny, po prostu nieco bardziej giętki. Niewiedza bywała błogosławieństwem. Sprawy między nimi miały się dobrze, dopóki żadne z nich nie wtykało nosa w nieswoje sprawy - Laudith nie zamierzała tego zrobić, doceniała, że i Lundqvist nigdy nie zadawał pytań, na jakie nie zamierzałaby odpowiedzieć.
- Pozostaje mi cieszyć się, że sprawiam wrażenie osoby, której nie warto podpadać nawet na takim galdrze jak ty - zaśmiała się Laudith, wplatając niejako komplement pod jego adresem; on dopiero, ze swoją słuszną posturą, chłodnym spojrzeniem, szerokimi barkami i poważną miną sprawiał wrażenie człowieka jakiemu lepiej nie było podpadać. Sam przyznawał, że Krucza Straż mogłaby się nim zainteresować bez wyraźnego powodu. - Twoje bankructwo nie leży w moim interesie - skomentowała jedynie, nie odnosząc się do tego, że i bez traktatów potrafiła przywołać istoty, które bez wątpienia wzbudziłyby w nim lęk - bo i sama się ich bała mimo wszystko. Tylko głupiec nie czułby trwogi względem takich mocy. - W to nie wątpię - odparła jedynie. Żadne nie miało sentymentów i miękkiego serca. Mieli swoje cele i zamierzali je osiągać - nie zważając na sentymenty. Pieniądze, między innymi, rządziły tym światem, niewątpliwie. Dawały władzę i wpływy. Przez to zastanowiła się jak długo będzie w stanie opłacać usługi Niklausa, jeśli Homer zniknął na zawsze. Prędko podjęła się dodatkowych zleceń, powróciła do tłumaczeń starożytnych run i udzielania lekcji z tego zakresu, lecz to głównie dzięki pracy męża na uniwersytecie wiedli życie na wysokim poziomie.
Na jego powstrzymujący gest, uścisk silnej dłoni na nadgarstku, zareagowała jedynie enigmatycznym uśmiechem. Może nie lubił obcego dotyku, może uznał to za zbytnią poufałość. Nie zraziło to Laudith, na jej twarzy nie malowała się żadna uraza. Po prostu cofnęła dłoń, kiedy poluzował uścisk.
- Czasami - przytaknęła Vidgren, z ochotą częstując się podsuniętym papierosem, który wetknęła sobie do ust i zapaliła zaklęciem. Skinęła głową, zgadzając się z Niklausem, że to najwyższa pora, aby się stąd zmyć - każde z nich otrzymało to, czego chciało, dobili targu. Były znacznie lepsza i ciekawsze miejsca do bezpieczniejszych pogawędek, niż balkon nawiedzonej wieży, gdzie mroźny wiatr wdzierał się pod płaszcze i szczypał policzki. - Pozwolisz, że wrócę do siebie. Mam randkę z południcą jak możesz się domyślać. Będę jednak czekać na twój list, nie zwlekaj, nie lubię czekać - stwierdziła Laudith, choć to była bzdura - była nadzwyczaj cierpliwa. Ruszyła przodem, wchodząc do środka, aby zacząć schodzić po krętych schodach.
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head
Bezimienny
Re: 12.12.2000 – Wieża widokowa – L. Vidgren & Bezimienny: N. Lundqvist Sro 22 Lis - 19:43
To, co niewidoczne dla oczu zwykłych śmiertelników, wprawiało ich w słuszny strach; instynkt samozachowawczy nakazywał wówczas większą ostrożność i zachowanie czujności. Zabawne, że w myślach porównał niecodzienne umiejętności pani Vidgren z rzeczą, z którą sam zmagał się na co dzień. Obydwoje musieli zmagać się z czymś, czego początkowo nie rozumieli, chociaż w przypadku Niklausa zrozumienie nigdy nie nadeszło. Nie potrafił nawiązać swoistej więzi ze światem umarłych i była to ostatnia rzecz, którą w gruncie rzeczy chciałby zrobić, ostatecznie samemu odbierając cudze życie niejednokrotnie. Bycie berserkiem – niemal wzdrygnął się na przebłysk tego słowa w umyśle – niosło za sobą straszliwe konsekwencje, a nieustanne trzymanie potwora na smyczy wyczerpywało i wypalało do cna. Nie mógł pozwolić sobie na zdemaskowanie – ani wobec stojącej naprzeciwko kobiety, ani wobec nikogo innego. Ryzyko było zbyt wielkie, tajemnica zbyt ciążąca; ten krzyż musiał dźwigać sam. Zachowywał więc pozory spokoju, otoczony obojętnością i chłodem niczym tarczą, odcinając się wobec wszelkich przejawów emocji. Miał reputację drania, zimnego skurwysyna i odludka, nie do końca celowo potwierdzając tym samym wszystkie pomówienia, jakie krążyły wokół członków jego rodziny. Nazwisko zobowiązywało, podła aparycja ułatwiała sprawę, a dawne plotki nakazywały ludziom trzymać się z daleka. Bywały jednak wyjątki, które mimo tego wszystkiego nadal pragnęły podjąć współpracę – właśnie teraz patrzył na jeden z nielicznych odważnych.
- Wszyscy mamy raczej… niekonwencjonalne podejście do pewnych spraw – rzucił lekko, mając na myśli swoją rodzinę; przykładów było wiele, lecz nie był to czas na opowieści o perypetiach klanu Lundqvist. Potrafił jednak zrozumieć zaskoczenie; sam niejednokrotnie był przecież świadkiem umniejszania kobiecym umiejętnościom – szczególnie w środowisku, w którym pracował. Morze i przemyt łączyła przede wszystkim brutalność; na powierzchni utrzymywali się tylko najwytrwalsi. – Dam ci jeszcze znać, bo szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Wypływam w rejs już jutro, ale napiszę, kiedy wrócę i podam szczegóły. – proste słowa zawierały obietnicę, a Niklaus zamierzał dotrzymać danego słowa; już wkrótce Laudith będzie mogła poczuć stabilny pokład pod stopami i morską bryzę we włosach. Mimowolnie zaufał jej na tyle, by zaprosić na własną skeidę, a to nie zdarzało się zbyt często; tą informację postanowił jednak zachować dla siebie.
Gdy zadał swoje pytanie, nie odrywał spojrzenia od twarzy Vidgren, próbując dojrzeć jakąkolwiek zmianę; blade lico kobiety pozostało jednak niewzruszone. Widział, jak rozglądała się po starej wieży, widząc więcej, niż on sam był w stanie; powstrzymał odruch, by samemu również spróbować cokolwiek dojrzeć. Skupił uwagę na jej słowach, na ponurej opowieści, którą przyjął raczej z dystansem. Atmosfera tego miejsca z góry głosiła, że nie mogło wydarzyć się tutaj nic dobrego; ciężkie westchnienie opuściło usta bez udziału woli.
- Paskudny los – stwierdził cicho, na moment przenosząc wzrok na spokojne wody otaczające budowlę, widoczne zaskakująco dobrze. – Zdecydować się na śmierć, by jednak zostać przykutym tu na stałe. Bez ciała, bez możliwości ucieczki… – chciał zapytać co tak właściwie decyduje o tym, kto zostawał, a kto przechodził dalej – jeśli faktycznie istniało jakieś „dalej”. Mógłby jednak zdradzić zbyt wiele, zmusić do pociągnięcia rozmowy o rzeczach, do których nie chciał wracać.
Czy to mogło oznaczać, że duch Jannike nadal błąkał się w miejscu jej spoczynku? Niklaus wzdrygnął się mimowolnie, porażony tą nagłą możliwością – i nawet, jeśli wiedza i doświadczenie Laudith mogły udzielić mu niezbędnych odpowiedzi, nie zapytał.
Skinął lekko głową i mruknął coś pod nosem na potwierdzenie, że historia tragicznych kochanków faktycznie była mu znana. Galdrowie lubili opowiadać takie historie, i podczas licznych podróży słyszał ich setki; nie był jednak skłonny poznawać detali tej właśnie opowieści. Chociaż zdobywanie przedmiotów niekiedy ściśle związanych ze światem umarłych stanowiło jego źródło dochodu, samemu nigdy nie dociekał do poznania dodatkowych informacji. To, co martwe, takie właśnie pozostać powinno; proste, racjonalne myślenie było tym, co pozwalało mu niejednokrotnie zachować nerwy ze stali. Współczucie wobec cudzych tragedii pozostawało czymś obcym; nieznajomi i ich poruszające historie nie mogli liczyć na okruch uczuć ze strony Lundqvista.
- Uznam to za komplement – rzucił w odpowiedzi, unosząc kąciki ust w lekkim, niewymuszonym uśmiechu. – Z naszej dwójki to ty zadajesz się z południcami, Laudith. To mówi mi wszystko, co muszę wiedzieć. – a więc, że pani Vidgren nie należała do galdrów, wobec których można było pokusić się o ułudę swobody. Niklaus nie miał problemów z zachowaniem czujności, ale w niej było coś, co to szczególne uczucie jeszcze wzmagało; i nie zamierzał udawać, że było inaczej.
Gdy sięgnęła po papierosa, sam wziął jednego i odpalił; kojąca woń tytoniowego dymu uniosła się w powietrzu, przynosząc kolejną namiastkę życia do nawiedzonego miejsca. Zaciągnął się głęboko, iście grzecznym gestem ręki nakazując jej pierwszeństwo w opuszczeniu ponurego miejsca. – Oczywiście. Odezwę się, jak tylko zawitam z powrotem do Midgardu – obiecał, gdy ruszyli w stronę wyjścia. Nim jednak zdążyli przekroczyć próg, stare drzwi zatrzasnęły się z hukiem tuż przed kobietą, a wzdłuż ściany przebiegło pęknięcie, sypiąc kawałkami starego kamienia w nienaturalny sposób – prosto na nich. Niklaus chwycił Laudith za ramię niemalże odruchowo, odciągając od wyjścia; mewy przesiadujące na wiekowej barierce balkonu zerwały się do lotu z głośnym krzykiem.
Zapadła cisza; dziwna, niepokojąca, w jego głowie brzmiąca – irracjonalnie, bezsensownie - niemal jak wrzask.
- Chyba ktoś się wkurwił – stwierdził zadziwiająco spokojnym głosem, ale ów spokój nie odbijał się w jego oczach, nagle zmrużonych, i zaciśniętej mocno szczęce.
Cokolwiek nie pozwalało im wyjść, najwyraźniej nie zamierzało odpuścić.
- Wszyscy mamy raczej… niekonwencjonalne podejście do pewnych spraw – rzucił lekko, mając na myśli swoją rodzinę; przykładów było wiele, lecz nie był to czas na opowieści o perypetiach klanu Lundqvist. Potrafił jednak zrozumieć zaskoczenie; sam niejednokrotnie był przecież świadkiem umniejszania kobiecym umiejętnościom – szczególnie w środowisku, w którym pracował. Morze i przemyt łączyła przede wszystkim brutalność; na powierzchni utrzymywali się tylko najwytrwalsi. – Dam ci jeszcze znać, bo szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Wypływam w rejs już jutro, ale napiszę, kiedy wrócę i podam szczegóły. – proste słowa zawierały obietnicę, a Niklaus zamierzał dotrzymać danego słowa; już wkrótce Laudith będzie mogła poczuć stabilny pokład pod stopami i morską bryzę we włosach. Mimowolnie zaufał jej na tyle, by zaprosić na własną skeidę, a to nie zdarzało się zbyt często; tą informację postanowił jednak zachować dla siebie.
Gdy zadał swoje pytanie, nie odrywał spojrzenia od twarzy Vidgren, próbując dojrzeć jakąkolwiek zmianę; blade lico kobiety pozostało jednak niewzruszone. Widział, jak rozglądała się po starej wieży, widząc więcej, niż on sam był w stanie; powstrzymał odruch, by samemu również spróbować cokolwiek dojrzeć. Skupił uwagę na jej słowach, na ponurej opowieści, którą przyjął raczej z dystansem. Atmosfera tego miejsca z góry głosiła, że nie mogło wydarzyć się tutaj nic dobrego; ciężkie westchnienie opuściło usta bez udziału woli.
- Paskudny los – stwierdził cicho, na moment przenosząc wzrok na spokojne wody otaczające budowlę, widoczne zaskakująco dobrze. – Zdecydować się na śmierć, by jednak zostać przykutym tu na stałe. Bez ciała, bez możliwości ucieczki… – chciał zapytać co tak właściwie decyduje o tym, kto zostawał, a kto przechodził dalej – jeśli faktycznie istniało jakieś „dalej”. Mógłby jednak zdradzić zbyt wiele, zmusić do pociągnięcia rozmowy o rzeczach, do których nie chciał wracać.
Czy to mogło oznaczać, że duch Jannike nadal błąkał się w miejscu jej spoczynku? Niklaus wzdrygnął się mimowolnie, porażony tą nagłą możliwością – i nawet, jeśli wiedza i doświadczenie Laudith mogły udzielić mu niezbędnych odpowiedzi, nie zapytał.
Skinął lekko głową i mruknął coś pod nosem na potwierdzenie, że historia tragicznych kochanków faktycznie była mu znana. Galdrowie lubili opowiadać takie historie, i podczas licznych podróży słyszał ich setki; nie był jednak skłonny poznawać detali tej właśnie opowieści. Chociaż zdobywanie przedmiotów niekiedy ściśle związanych ze światem umarłych stanowiło jego źródło dochodu, samemu nigdy nie dociekał do poznania dodatkowych informacji. To, co martwe, takie właśnie pozostać powinno; proste, racjonalne myślenie było tym, co pozwalało mu niejednokrotnie zachować nerwy ze stali. Współczucie wobec cudzych tragedii pozostawało czymś obcym; nieznajomi i ich poruszające historie nie mogli liczyć na okruch uczuć ze strony Lundqvista.
- Uznam to za komplement – rzucił w odpowiedzi, unosząc kąciki ust w lekkim, niewymuszonym uśmiechu. – Z naszej dwójki to ty zadajesz się z południcami, Laudith. To mówi mi wszystko, co muszę wiedzieć. – a więc, że pani Vidgren nie należała do galdrów, wobec których można było pokusić się o ułudę swobody. Niklaus nie miał problemów z zachowaniem czujności, ale w niej było coś, co to szczególne uczucie jeszcze wzmagało; i nie zamierzał udawać, że było inaczej.
Gdy sięgnęła po papierosa, sam wziął jednego i odpalił; kojąca woń tytoniowego dymu uniosła się w powietrzu, przynosząc kolejną namiastkę życia do nawiedzonego miejsca. Zaciągnął się głęboko, iście grzecznym gestem ręki nakazując jej pierwszeństwo w opuszczeniu ponurego miejsca. – Oczywiście. Odezwę się, jak tylko zawitam z powrotem do Midgardu – obiecał, gdy ruszyli w stronę wyjścia. Nim jednak zdążyli przekroczyć próg, stare drzwi zatrzasnęły się z hukiem tuż przed kobietą, a wzdłuż ściany przebiegło pęknięcie, sypiąc kawałkami starego kamienia w nienaturalny sposób – prosto na nich. Niklaus chwycił Laudith za ramię niemalże odruchowo, odciągając od wyjścia; mewy przesiadujące na wiekowej barierce balkonu zerwały się do lotu z głośnym krzykiem.
Zapadła cisza; dziwna, niepokojąca, w jego głowie brzmiąca – irracjonalnie, bezsensownie - niemal jak wrzask.
- Chyba ktoś się wkurwił – stwierdził zadziwiająco spokojnym głosem, ale ów spokój nie odbijał się w jego oczach, nagle zmrużonych, i zaciśniętej mocno szczęce.
Cokolwiek nie pozwalało im wyjść, najwyraźniej nie zamierzało odpuścić.
Laudith Vidgren
12.12.2000 – Wieża widokowa – L. Vidgren & Bezimienny: N. Lundqvist Sro 22 Lis - 19:43
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
Sekrety i tajemnice, pozornie wydawały się intrygujące, człowieka kusiło, aby je poznawać i dążył do tego, aby rozwikłać zagadkę. Ciekawość bywała jednak pierwszym stopniem do piekła. Poznanie zaś parzyło jak diabli i okazywało się niewarte trudu. Niektórych tajemnic lepiej było przecież nie poznawać, pozwolić im tkwić w ciemności; mądrzy ludzie wiedzieli, że niewiedza bywała błogosławieństwem. Laudith przekonała się o tym bardzo szybko. Niektórych sekretów naprawdę wolałaby nie poznawać i nie chodziło o tajniki magii rytualnej, czy zakazanej; chodziło o ludzkie sekrety, ciężary jakie spoczywały im na barkach i sercach, ciągnąc w dół. Dowiadywała się o zmarłych rzeczy o jakich naprawdę wolałaby nie wiedzieć, szczególnie odkąd zaczęła prowadzić nieoficjalny salon spirytystyczny. Między innymi dlatego nie wyrosła na osobę szczególnie rozmowną. Nie zwykła ciągnąć ludzi za język, wtrącać nosa w cudze sprawy, nie była wścibska. Wolała wiedzieć tyle, ile musiała, choć miała świadomość, że informacja bywała najcenniejszą walutą.
Dar. jaki posiadała, nigdy nie był jednak tajemnicą. W przeciwieństwie do Niklausa, który swoje prawdziwe ja ukrywał przed światem, na Laudith od zawsze kierowały się cudze spojrzenia. Rodzice zwykli chwalić się błogosławieństwem jakim bogowie obdarzyli ich jedyną córkę; przynajmniej większość galdrów postrzegała to jako błogosławieństwo, podczas gdy sama Laudith określiłaby to podobnie jak Niklaus swój krzyż - jako przekleństwo. Nie ukrywała więc przed nim swoich możliwości, bo i po co, skoro wiedziało o nich tak wielu. Jesli bywał w Przesmyku Lokiego i nadstawił ucha, to i tak by się o tym dowiedział. To właśnie pośród Ślepców odnajdywała klientów potrzebujących seansów spirytystycznych. Nie miała pewności, czy Lundqvist tam zaglądał, przypuszczała jednak, że tak - zła reputacja, która do niego przylgnęła jak rzep do psiego ogona, mogła to sugerować. Jaka była jednak prawda? Nie dopytywała, zgodnie ze swoją dewizą.
- Jakich jeszcze pewnych spraw? - zagadnęła jednak z ciekawości. Domysliła się, że chodzi mu o cały klan, skoro oficjalnie pracował w rodzinnym przedsiębiorstwie; w kuluarach plotkowano, że nie jeden Lundqvist parał się przemytem. Przed sobą miała dowód, że plotki były prawdziwe. - W porządku - przytaknęła jedynie, myśl o tym, że nie ma w planach opuszczania Skandynawii w najbliższych tygodniach zachowując już dla siebie. Rzadko podróżowała, a już szczególnie drogą morską. Nie pamiętała nawet kiedy ostatni raz była na morskim wybrzeżu, na przemytniczym statku nie stanęła chyba nigdy. Przyjęła zaproszenie z czystej ciekawości i miała nadzieję, że Lundqvist nie będzie zbyt długo zwlekał z realizacją swojej propozycji; narzucać się jednak nie zamierzała, to nie leżało w jej naturze.
- Los wszystkich dusz, które pozostają tutaj, na ziemi, jest paskudny - odpowiedziała Laudith równie cicho. - Nikt, poza medium, ich nie usłyszy, nie zobaczy. Na zawsze pozostaną tacy sami, wciąż dręczeni przez to samo, bez możliwości zaznania spokoju. Patrząc na to jak inni jedzą, czują i idą dalej, bez możliwości uczynienia tego samego - mówiła dalej, odsłaniając przed Niklausem tajemnice nieżycia, by przybliżyć mu jeszcze bardziej to jak naprawdę paskudny był to los. Laudith miała już pewność, że nie chciała go podzielić - jeśli po śmierci miałaby trafi ć do piekieł, to wolałaby to, niż błąkać się po ziemskim padole łez jako udręczona dusza. - To nie wieczny odpoczynek, a wieczna udręka.
Wiedziała, że jest wdowcem, nie poruszała jednak tego tematu, przypuszczając, że sprawa to zbyt prywatna, by powinna to robić. Gdyby chciał coś wiedzieć, to zapytałby sam, z takiego wyszła założenia.
O wszystkich tych samobójcach, mordercach i ofiarach Vidgren mówiła w sposób beznamiętny, chłodny, obojętny, ton jej głosu wyzbyty był z jakichkolwiek emocji, bez cienia współczucia. Przez minione lata wyzbyła się empatii, nauczyła się nie przeżywać już tragedii zmarłych, było ich zbyt wiele. Magia zakazana wypalała zaś z wolna kolejne struny człowieczeństwa jej duszy. Współczucie stałoby na drodze Lundqvista w zdobywaniu kolejnych złotych talarów, a przecież na tym mu zależało; czy dlatego nie obchodziło go wcale co zamierzała zrobić z owym traktatem? Domyślał się jak chciała go wykorzystać? Dlatego, mimo wątłej sylwetki, kruchości ciała uznawał ją za kogoś, komu nie warto podpadać?
- To był komplement - zaśmiała się jedynie. Na stwierdzenie, że jej zainteresowanie południcami mówi o niej wszystko jedynie wzruszyła ramionami nonszalancko. Niklaus pewnie domyślał się już, że interesuje ją magia zakazana. Nie mogło być inaczej, skoro od lat sprowadzał dla Vidgrenów księgi, traktaty i artefakty niekoniecznie legalne. Nigdy jednak nie użyła przy nim żadnego czaru, nie ujawniła jak daleko zaszła na tej ścieżce. Dostrzeżenie duchów w tej wieży nie wymagało od niej żadnych zaklęć. - Twoje słowa potraktuję podobnie - wyrzekła Laudith łaskawie. Tak jakby powiedział jej, że wygląda pięknie, zachwycająco, a nie zasugerował, że zadawanie się z nią nie należy do bezpiecznych znajomości.
Zaciągnęła się papierosem, wciągając w płuca tytoniowy dym, który zmieszał się z parą z ust, gdy schodziła ostrożnie po stromych, zniszczonych schodach; byli tu już trochę, nie stanowili jednak zagrożenia dla wszystkich dusz, o których mu mówiła. Nie było tu przyjemnie, lecz jak dotąd spokojnie. Przynajmniej do czasu. Gdyby nie natychmiastowa reakcja Lundqvista, najprawdopodobniej pierwsza padłaby ofiarą gniewu rozgniewanych mieszkańców nawiedzonej wieży. Papieros niemalże wypadł z jej ust, poddała się jednak gestowi mężczyzny, zaskoczona obrotem sytuacji. Nie przywykła do walki, nie wyuczyła się takich reakcji.
- Dziękuję – wymamrotała Laudith; zamiast jednak spojrzeć na przemytnika z wdzięcznością, rozejrzała się wokół, skupiając na tym, aby wyczuć kto stał za tym atakiem, kto się wkurwił jak ujął to Niklaus. – Nie ktoś, a coś – wyrzekła z powagą. Wtedy i na jej twarzy odbił się cień lęku. – Nie będę w stanie odprawić teraz rytuału poświęcenia, nie, kiedy jest ich tu tyle. Wynośmy się stąd – zasugerowała Vidgren, wciąż powstrzymując się od rzucenia czarów; liczyła jednak, że zrobi to Lundqvist, mógł wyczarować nad nimi barierę, która zatrzyma kolejny atak. Sama szybciej zaczęła schodzić w dół, chcąc jak najprędzej dostać się do wyjścia.
Wydostawszy się z wieży pożegnała się z Niklausem uprzejmie, z nadzieją, że zobaczą się wkrótce, zanim zniknęła w śnieżycy.
Laudith i Bezimienny z tematu
Dar. jaki posiadała, nigdy nie był jednak tajemnicą. W przeciwieństwie do Niklausa, który swoje prawdziwe ja ukrywał przed światem, na Laudith od zawsze kierowały się cudze spojrzenia. Rodzice zwykli chwalić się błogosławieństwem jakim bogowie obdarzyli ich jedyną córkę; przynajmniej większość galdrów postrzegała to jako błogosławieństwo, podczas gdy sama Laudith określiłaby to podobnie jak Niklaus swój krzyż - jako przekleństwo. Nie ukrywała więc przed nim swoich możliwości, bo i po co, skoro wiedziało o nich tak wielu. Jesli bywał w Przesmyku Lokiego i nadstawił ucha, to i tak by się o tym dowiedział. To właśnie pośród Ślepców odnajdywała klientów potrzebujących seansów spirytystycznych. Nie miała pewności, czy Lundqvist tam zaglądał, przypuszczała jednak, że tak - zła reputacja, która do niego przylgnęła jak rzep do psiego ogona, mogła to sugerować. Jaka była jednak prawda? Nie dopytywała, zgodnie ze swoją dewizą.
- Jakich jeszcze pewnych spraw? - zagadnęła jednak z ciekawości. Domysliła się, że chodzi mu o cały klan, skoro oficjalnie pracował w rodzinnym przedsiębiorstwie; w kuluarach plotkowano, że nie jeden Lundqvist parał się przemytem. Przed sobą miała dowód, że plotki były prawdziwe. - W porządku - przytaknęła jedynie, myśl o tym, że nie ma w planach opuszczania Skandynawii w najbliższych tygodniach zachowując już dla siebie. Rzadko podróżowała, a już szczególnie drogą morską. Nie pamiętała nawet kiedy ostatni raz była na morskim wybrzeżu, na przemytniczym statku nie stanęła chyba nigdy. Przyjęła zaproszenie z czystej ciekawości i miała nadzieję, że Lundqvist nie będzie zbyt długo zwlekał z realizacją swojej propozycji; narzucać się jednak nie zamierzała, to nie leżało w jej naturze.
- Los wszystkich dusz, które pozostają tutaj, na ziemi, jest paskudny - odpowiedziała Laudith równie cicho. - Nikt, poza medium, ich nie usłyszy, nie zobaczy. Na zawsze pozostaną tacy sami, wciąż dręczeni przez to samo, bez możliwości zaznania spokoju. Patrząc na to jak inni jedzą, czują i idą dalej, bez możliwości uczynienia tego samego - mówiła dalej, odsłaniając przed Niklausem tajemnice nieżycia, by przybliżyć mu jeszcze bardziej to jak naprawdę paskudny był to los. Laudith miała już pewność, że nie chciała go podzielić - jeśli po śmierci miałaby trafi ć do piekieł, to wolałaby to, niż błąkać się po ziemskim padole łez jako udręczona dusza. - To nie wieczny odpoczynek, a wieczna udręka.
Wiedziała, że jest wdowcem, nie poruszała jednak tego tematu, przypuszczając, że sprawa to zbyt prywatna, by powinna to robić. Gdyby chciał coś wiedzieć, to zapytałby sam, z takiego wyszła założenia.
O wszystkich tych samobójcach, mordercach i ofiarach Vidgren mówiła w sposób beznamiętny, chłodny, obojętny, ton jej głosu wyzbyty był z jakichkolwiek emocji, bez cienia współczucia. Przez minione lata wyzbyła się empatii, nauczyła się nie przeżywać już tragedii zmarłych, było ich zbyt wiele. Magia zakazana wypalała zaś z wolna kolejne struny człowieczeństwa jej duszy. Współczucie stałoby na drodze Lundqvista w zdobywaniu kolejnych złotych talarów, a przecież na tym mu zależało; czy dlatego nie obchodziło go wcale co zamierzała zrobić z owym traktatem? Domyślał się jak chciała go wykorzystać? Dlatego, mimo wątłej sylwetki, kruchości ciała uznawał ją za kogoś, komu nie warto podpadać?
- To był komplement - zaśmiała się jedynie. Na stwierdzenie, że jej zainteresowanie południcami mówi o niej wszystko jedynie wzruszyła ramionami nonszalancko. Niklaus pewnie domyślał się już, że interesuje ją magia zakazana. Nie mogło być inaczej, skoro od lat sprowadzał dla Vidgrenów księgi, traktaty i artefakty niekoniecznie legalne. Nigdy jednak nie użyła przy nim żadnego czaru, nie ujawniła jak daleko zaszła na tej ścieżce. Dostrzeżenie duchów w tej wieży nie wymagało od niej żadnych zaklęć. - Twoje słowa potraktuję podobnie - wyrzekła Laudith łaskawie. Tak jakby powiedział jej, że wygląda pięknie, zachwycająco, a nie zasugerował, że zadawanie się z nią nie należy do bezpiecznych znajomości.
Zaciągnęła się papierosem, wciągając w płuca tytoniowy dym, który zmieszał się z parą z ust, gdy schodziła ostrożnie po stromych, zniszczonych schodach; byli tu już trochę, nie stanowili jednak zagrożenia dla wszystkich dusz, o których mu mówiła. Nie było tu przyjemnie, lecz jak dotąd spokojnie. Przynajmniej do czasu. Gdyby nie natychmiastowa reakcja Lundqvista, najprawdopodobniej pierwsza padłaby ofiarą gniewu rozgniewanych mieszkańców nawiedzonej wieży. Papieros niemalże wypadł z jej ust, poddała się jednak gestowi mężczyzny, zaskoczona obrotem sytuacji. Nie przywykła do walki, nie wyuczyła się takich reakcji.
- Dziękuję – wymamrotała Laudith; zamiast jednak spojrzeć na przemytnika z wdzięcznością, rozejrzała się wokół, skupiając na tym, aby wyczuć kto stał za tym atakiem, kto się wkurwił jak ujął to Niklaus. – Nie ktoś, a coś – wyrzekła z powagą. Wtedy i na jej twarzy odbił się cień lęku. – Nie będę w stanie odprawić teraz rytuału poświęcenia, nie, kiedy jest ich tu tyle. Wynośmy się stąd – zasugerowała Vidgren, wciąż powstrzymując się od rzucenia czarów; liczyła jednak, że zrobi to Lundqvist, mógł wyczarować nad nimi barierę, która zatrzyma kolejny atak. Sama szybciej zaczęła schodzić w dół, chcąc jak najprędzej dostać się do wyjścia.
Wydostawszy się z wieży pożegnała się z Niklausem uprzejmie, z nadzieją, że zobaczą się wkrótce, zanim zniknęła w śnieżycy.
Laudith i Bezimienny z tematu
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head