Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    10.04.2001 – Winiarnia „Röd” – E. Halvorsen & V. Holmsen

    2 posters
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    10.04.2001

    Deszcz słów i obłoki twarzy.
    Miękki, stłumiony gwar w pomieszczeniu winiarni przypomina mu welur błądzący pod opuszkami palców, powietrze co pewien okres rozrywa chrobot i stukot wysokich tonów wydanych przez eleganckie i smukłe kształty kieliszków. Niekiedy lubi rozmyślać, jakby wyglądał świat, gdyby wszyscy milczeli - ludzie, ich kieliszki i zawieszony w męczeństwie na pionie ściany zegar - cisza rozmyłaby się jak pulsy oceanicznych fal. Niedorzecznie - wówczas mógłby usłyszeć jęk własnego sumienia lub jego pozostałości zastygłej jak brudny skrzep.
    …co robisz ze swoim życiem, Halvorsen? Skóra, choć nienagannie czysta, lepi się od dotyku i zachłanności innych, blednie nieostrą plamą przy sztywnym, despotycznym uścisku pożądania. Nazwisko przyszyte nitką opiekuńczej słabości nigdy nie będzie własne - nie może więc przynieść wstydu rozgoryczonym krewnym, jest sztuczne tak jak sztuczne są kłamstwa na temat jego natury.  
    Myśli z akrobacką zwinnością spontanicznie przeskakują do towarzyszki spotkania, która już - lada moment - powinna się przecież zjawić. Czym mogła różnić się od pozostałych, spotkanych przez niego niks? Ostatnia z kobiet dzielących jej pochodzenie, na którą natknął się przy spacerze, próbowała go skłonić, by wszedł do zwodniczej wody jeziora Golddajávri. Nie ufał żadnej z sióstr Villemo Holmsen i nie był pewien podobnie obdarzania ją swoją szczerą, przejrzystą poufałością. Decyzje jednak zapadły, wiedziała również czym jest i choć nie budził w niej namacalnej odrazy, gdy skaza zwierzęcego ogona wiła się niespokojnie, spływając aż do podudzi, zaczynał podważać swoje wyjątkowo nierozsądne poczynania.
    - Jakie to uczucie? - zapytał jednak z uśmiechem, bo mimo kolejnych obaw cieszył się z jej sukcesu i z możliwości rozmowy. Pytanie zatrzymało się chytrze pomiędzy ich sylwetkami - niewinna, nienatarczywa prowokacja błyskała w śmiałym spojrzeniu, w okręgach jego tęczówek. Chciał zgłębić rysy emocji obecnych w świecie jej wnętrza, ponieważ, około dekadę temu przechodził podobne zmiany, wspinając się z sumiennością na dalsze szczyty kariery. Był młody i był ambitny - obecnie mogły pozostać mu jedynie ambicje, nawet gdy gładkość fizjonomii zachowana przez magię istot odległych od człowieczeństwa, pragnęła mówić inaczej.
    - …stawać się częścią środowiska, które dotychczas mogłaś z rezerwą obserwować - zbliżyć się do co najmniej kilku cuchnących obłudnością krytyków, do entuzjastów sztuki których dogłębnie wzruszał jedynie kolejny zysk. Kochał i nienawidził tych ludzi, nie będąc w stanie ich upchnąć jedynie w jednej szufladzie - nie miał zamiaru jednak przed nią ukrywać, że ich społeczność składała się jedynie z uczciwych, sentymentalnych osób. Wszystko ma swoją cenę, a natarczywość dziennikarzy Ratatoskra stanowi ledwie wierzchołek olbrzymiej, lodowej góry.
    - Wkrótce cię pokochają - i będzie to miłość równie szczęśliwa co bolesna, pojawi się w artykułach i rozrzuconych niedbale rozlicznych ziarnach pogłosek. Wiedział, że będą ją kochać, tak jak kochali jego - miała iskrę talentu, determinację i niecodzienne piękno budzące wszelką uwagę. Niektórym zresztą uroda może przyćmić rozsądek i postrzeganie jej aktorskich zdolności - pamiętał, jak bardzo cieszył się z pierwszych, kiełkujących popularnością wernisaży i pamiętał osoby, które proponując mu dalszą i owocną współpracę kładły wtem niespokojnie dłonie, szukając chciwie bliskości. Był dla nich dość łatwym łupem, maskotką, w którą mogli wpić palce z zapalczywym spełnieniem własnych, skrywanych za oprawami eleganckich ubrań pragnień, maskotką, z której związanych szwem ust nie wypadnie sprzeciw, która wiedziała, że taka jest kolej rzeczy, że świat wymaga poświęceń w dążeniu do swoich celów. Ich aura była przekleństwem - nie życzył jej, by przyćmiła choć kiedykolwiek talent.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Cichy, piękny brzdęk kieliszków mieszał się ze strumieniami polewanego wina, komponował z tonami rozmów przerywanych przez śmiech, zaskoczenie i okrzyk zdumienia. Symfonia barw i melodii powitała ją od progu, wypełniając zmysły paletą tworzącą unikatowy obraz. Przepełniona euforią dostrzegała piękno, feerię barw i spychała na dalszy plan wszelkie obawy.
    Wyparcie.
    Z demonami przeszłości, z cieniami przyszłości mierzyć się będzie, gdy już staną na przeciwko niej. Od wieków nie czuła się tak lekką i swobodną jak teraz. Świat brzmiał inną melodią niż dotychczas i choć czuła spojrzenia tak dobrze jej znane na sobie, odwracała wzrok. Udawała, że ich nie widzi. Oni ją znali, wiedzieli kim jest, a od jakiegoś czasu nie mogli usłyszeć słodkiego głosu Lilije. Zniknęła z ich świata, nie wyłaniała się z oparów mgły dzikich pragnień. Przepadła, rozmyła się w mroku i miała pozostać już tylko wspomnieniem. Gdy ją ujrzeli, nie mogli podejść zdradzając się ze swoich tajemnic.
    Bardziej zdesperowani podejmowali krok, którego potem żałowali, gdyż piękno było zachwycające i okrutne jednocześnie.
    Była zgubą. Zgubą ich wszystkich, ale nie jego.
    Trwał w miejscu spotkania, myślami będąc daleko. Tam gdzie nie miałą dostępu, a mogła otrzymać klucz jeżeli sam jej go wręczy.
    -Jak każde inne. Porywające. - Odpowiedziała nim zdążył dopowiedzieć dalej. Wiedziała, że drażni rozmowę, rozbija pytania na drobne części. Testuje i sprawdza, wciąż bawi się, tak jak wtedy, gdy pierwszy raz się spotkali. Przedziwny taniec trwał nadal, wydawało się, że nigdy nie przestali wirować. Melodia życia wciąż grała, nadawał nowe tony spotkań. -Upaja, niczym narkotyk, składa obietnice bez pokrycia. - Przechyliła nieznacznie głowę ku ramieniu z błyskiem w szarych tęczówkach. Znała ten świat, wychowała się w nim i widziała za kulisami jak prawdziwie wyglądał. Niejedna kurtyna nasiąknęła łzami szczęścia, bólu i zdrady. Większość skrywała wiele tajemnic, nosiła na sobie ślady prawdziwych dramatów, tych, których widownia nigdy nie miała dostrzec. Sięgnęła ku kieliszkom z winem jakie im przyniesiono. Jeden podała swojemu towarzyszowi. -Wiem jak płytka będzie ta miłość.
    Obydwoje wiedzieli, poznali już ją, każde inaczej, w innych warunkach ale zasmakowali jej goryczy zmieszanej ze słodyczą. Rozgryźli twarde pestki złudzenia, by odkryć kolejne nuty uwielbienia jakim byli karmieni. Wyciągając ręce plątali coraz bardziej nici przeznaczenia, tkali pajęczą sieć zależności rozumiejąc, że to tylko złudzenie.
    -Jednak wciąż do niej lgniemy… - Malinowe wargi wykrzywił uśmiech zarówno okrutny jak i piękny, połączony z prawdą jakiej nie mogli zaprzeczyć. Upijając łyk wina świętowała kolejny krok, w którym miała zdefiniować sama siebie.
    Nie mieli robić tego inni. A to był ogromny sukces.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Każda, najmniejsza chwila, spędzona w jej towarzystwie jest rozbryźniętą na wszystkie strony konstelacją zdradliwej układanki - kształty jej elementów niechętnie współtworzą całość, zgrzytają przeciw schematom. Przekłada różne fragmenty z ręki do ręki wszystkich rozchybotanych myśli - niektóre, choć nie pasują, nachodzą spójnie na siebie. Inne wzdrygają się, zapierają. Dziwne - proste, nieszlachetne stwierdzenie przeciwko hordom emocji. Dziwne. Wydarto z niego nienawiść - mógł szukać jej w tym momencie, rozchylać żebra i wyrwać spoiwo mostka spod cienkiej, wrażliwej skóry, mógł szukać jej pustki w sercu, jej jadu który pulsował w kanałach sprężystych naczyń - nie umiał jej jednak znaleźć. Brakuje mu nienawiści, brakuje mu w sobie dawnej, donośnie brzmiącej odrazy i niechęci kreślonej bezwzględnym wykrzyknikiem. To dobry znak - czy miał rację? Odsłonił miękkie podgardle oraz podatny brzuch. Mogła go silnie zranić - gdyby jedynie chciała przejawiać podobną chęć, gdyby wszystko, co sam w tym momencie odczuwał, nie było odwzajemnione. Czy było? Nigdy nie miał pewności, był (nie w pełni) człowiekiem o potłuczonej wierze.
    Tap-tap, grad wątpliwości rozbija się z głuchym trzaskiem. Wino wewnątrz kieliszka jest tak czerwone jak krew, która może popłynąć, tryskając z ostoi ciała. Każda inna, spotkana niksa życzyła mu rychłej śmierci, każda z nich chciała, by przepadł pod tonią wody. Żyjąc wbrew tej zawiści nie mogli niczego zmienić, mogli naginać jedynie własne reguły, splatając z nich nowe wzory. Świadomość, jak wielkie podejmuje ryzyko, nie mogła od niego odejść. Tap-tap, bębniące resztki rozsądku, słyszane w pokoju czaszki.
    - Wszystko, co jest w stanie nas zniszczyć - uśmiech nie jest beztroski, jest lekką manifestacją ich relacji, tak trudnej do rozwikłania - fascynuje nas znacznie bardziej niż powinno - palce splecione ze smukłą nóżką naczynia, przyjemny trunek, przyjemnie spędzony czas. Sława, ich obopólna ciekawość, smak pożądania tańczący w zbyt wielu chwilach na języku, chęć bezdennego poznania, oddanie się pasji sztuki - mogła nadać stwierdzeniu dowolne z powyższych znaczeń. Wszystkie, co do jednego, były bezbłędnie prawdziwe. Wszystkie mogły ich oddać.
    Skosztował niewielki łyk. Nie była, jak dobrze wiedział, naiwna, nie była jedną z tych kobiet o głowie lekkiej od marzeń, żyjącej w kłamstwie, iluzji rzeczywistości, że każdy będzie życzliwy, że każdy, kto zechce ją wypromować ma przecież dobre intencje. Zdołała poznać, dobitnie, aż zbyt dosadnie, że liczy się znacznie więcej niż posiadany talent, że świat ma szorstką fakturę i zaostrzony kontur. Miłość głęboka i płytka jednocześnie, miłość często niestała. Miłość błogiej publiki.
    - Kto będzie reżyserem sztuki? - dopytał, zachęcając ją, aby podzieliła się z nim kulisami świętowanego sukcesu. Czy była zadowolona z pierwszych, toczonych rozmów? Na przesłuchaniach musiała przykuć uwagę, zbierała ją nawet teraz, z łapczywą nieświadomością; pomimo ustronnego stolika wciąż czuł na sobie spojrzenia, którym sam był współwinny.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Plamy kolorów mieszając się ze sobą, tworzyły feerię barw pojedynczych obrazów każdego spotkania. Za każdym razem inaczej odbieranych zależnie pod jakim kątem oglądali swoje istnienie. Tętniły emocją, niezrozumiałą, przedziwną bo złożoną z wielu myśli, sprzecznych skojarzeń, niezrozumiałych tchnień spawanych w powietrzu jakim oddychali.
    Każde spotkanie było nowym, czymś nieznanym, odkrywczym; niczym wyprawa w nieznane bez mapy i wskazówek, gdzie mogła korzystać jedynie ze swojej intuicji. Ta, ostatnio wystawiała ją na próbę, gdzie pragnienia i zew natury ciągnął ją ku sobie nakazując porzucić ramy narzucone przez społeczeństwo. Każdej wiosny było tak samo, co roku śpiew i echa poprzednich pokoleń wolało nutą wolności i pragnień. Zrzucenie szat było proste, ich nałożenie zaś bolesną drogą, z której nie chciała rezygnować.
    Wychodziła na przeciw temu, kto mógł każdego dnia życzyć jej śmierci. Mógł zemścić i mielić między zębami jej imię w obrazie czystego obrzydzenia, a jednak wyrywała spomiędzy ust westchnienie, szept miękki i łaskoczący płatki uszu w kolejnych figurach tańca. W każdej nucie pieśni jaką brzmieli gdy wkraczali w brzmienie nowego aktu; nowej sceny.
    -Testowanie naszych możliwości wzbudza emocje. - Dostrzegając uśmiech, ten krzywy, będący komentarzem ich istnienia. -A tych łakniemy każdego dnia. - Wino pozostawia delikatny ślad na szklanych ściankach kieliszka gdy przechylając go kosztuje rubinowego trunku. Przechyliła nieznacznie głowę, szarość spojrzenia na chwilę zabłysła czystym srebrem, gdy wspominał o tym co im może zniszczyć. -Czy nie dlatego splotły się nasze losy? - Pytanie zawisło w powietrzu, gęste i lepkie od tych wszystkich poprzednich spotkań, od kolejnych rozdziałów napisanych słowami i gestami, spojrzeniami i pieśniami jakie snuli jedynie spojrzeniami, gdy słowa były zbędne. Lubiła zadawać pytania, obserwować drgania mięśni, pulsowanie tęczówek kiedy rozmówca rozumiał jego znaczenie. Pojmował o czym mówiła w niewypowiedzianych sylabach.
    Kolejny łyk wina, kolejne złapana myśl nim odpowiedziała.
    -Leonard Borg. - Nazwisko znane, otoczone sławą, skandalem i wieloma opiniami. Nieznaczny gest na nóżce kieliszka, zgięcie nadgarstka, ot od niechcenia, a jednak przykuwające uwagę. Dostrzegła kątem oka jak para oczu śledzi każdy jej ruch, aura związana wokół, nie sączyła się po pomieszczeniu, tłumiona jej własną siłą. Nie chciała zbyt wiele uwagi, nie tym razem. Ten czas miał nadejść, gdy pokaże się światu na deskach teatru. -Wielki umysł i wielka wizja. Nie pozwalający na przeciętność. Sprostać jego wymaganiom i oczekiwaniom nie będzie łatwo. - Uchyliła rąbka tajemnicy, zdradziła swoje spostrzeżenia, pierwsze odczucia po spotkaniu. -Jeżeli dasz z siebie wszystko, on odda swoją duszę dla ciebie.
    Dostrzegała żar jaki w sobie miał reżyser.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Sztuka kłamie najpiękniej; łże w pociągnięciach pędzla, mami w strofach poezji, tka iluzje aktorstwa. Sztuka może być wszystkim, jej nieodkryta substancja (nieznany stopnień skupienia) ugina się w odpowiednio zaradnych oraz wytrwałych dłoniach, wiruje w objęciach giętkiej, nad wyraz sprawnej wyobraźni. Był dużo młodszy, gdy ostatecznie pojął, że prawdziwe obrazy wychodzą spoza ich ram, że prawdziwa poezja nie potrzebuje słów, a aktorstwo - sceny. Twórczość, jako jedyna, była w stanie go przyjąć, była olbrzymia, ciepła i pozbawiona granic, rosła z upływem czasu, gdy on, przeciwnie, kurczył się i zastygał jak mały, bezradny chłopiec pragnący chwycić jej dłoń. Einar Halvorsen-malarz, był czysty i powściągliwy, miał gładką skórę pokrytą mgiełkami pochlebstw, a z jego pleców nie spływał haniebny, zwierzęcy ogon. Einar Halvorsen-malarz miał zawsze dobre intencje, pragnął, aby osoby obecne na wernisażach widziały jego obrazy, chciał wniknąć do ich emocji i zapaść wyraźnie w pamięć. Nie był podobnie zły i nie odczuwał z uporem na podniebieniu posmaku rozpuszczonego pożądania (miało aromat popiołu i stęchlizny, twardniejąc jak czerep strupa). Nie trwonił się na pomniejsze i nieistotne relacje, potrafił stać się cierpliwy i umiał rozsądnie czekać. Nie miał potrzeby dusić w sobie samotności jak parzącego w usta papierosa. Był jego snem o perfekcji, którego nie mógł osiągnąć.
    Odpowiedź nie dźwięczy w krtani, odpowiedź - nie zawrze się w słowach; spojrzenie z niezachwianą odwagą, staranną, pielęgnowaną zadziorną pewnością siebie lustruje rysy kobiecej fizjonomii. Uśmiech zaczyna łamać podatne wargi, palce ściskają pod nieco odmiennym kątem łyskający się kieliszek z alkoholem, chociaż same opuszki błądziłyby z większą chęcią i muskającym entuzjazmem po znacznie innej fakturze - nie teraz. Możliwe, że potrzebują istotnie siebie nawzajem, musieli sprawdzać granice; możliwe, że potrzebują siebie do przekraczania reguł. Mogłaby go utopić - pociągnąłby ją ze sobą. Nie próbowali, kosztując wzajemnie swojej obecności, usilnie się dostosować, nie chcieli siebie ujarzmić, wręcz przeciwnie, próbując odnaleźć w sobie nieposkromioną, krzyczącą więcej naturę. Potrzebowali siebie do odkrywania prawdy, nawet, jeśli bywała szorstka i przepełniona bezwzględnością. Konsekwencje? Nigdy nie były ważne, gasnące na drugim tle.
    - Słyszałem o nim - potwierdził; świat twórców jest przecież mały, a zakrapiane alkoholem bankiety rozwiązują języki, współtworząc tabuny plotek. - Wymagający, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Powinien pozwolić ci się rozwinąć - wszelkie, negatywne opinie na temat Borga docierały od osób wobec których sam miewał liczne zastrzeżenia, nie przepadał szczerze za aktorami, którzy przerwali z nim współpracę, nie kryjąc przed chytrymi dziennikarzami własnego oburzenia. Młody i ambitny reżyser mógł sprzyjać aspirującej aktorce, a wszystko miało okazać właściwą formę razem z rozwojem czasu oraz kolejnych prób teatralnych.
    - Będę wypatrywać premiery. Jak na razie - wymaga to odpowiedniej, systematycznej pracy - muszę uzbroić się w cierpliwość - i w bukiet lilii, gdy przyjdzie właściwa pora. Dziś miała jednak świętować, nowy etap w jej życiu stał właśnie przed nią otworem; otworzyły się drzwi do tej pory zaryglowane przez Wahlberga. Mężczyzna, który z pomocą klątwy próbował zawładnąć niksą - myśląc na jego temat, umysł zalewała mieszanką obrzydzenia i równocześnie wypaczonego podziwu na temat jego zuchwałości. Człowiek pijany władzą, niszczony przez własne wpływy.
    - Porozmawiajmy o portrecie. Kiedy chciałabyś zacząć? - zapytał z odrobiną zaczepności. - Następny tydzień? Czy może - w rąbkach tęczówek zabłysnął zbłąkany refleks - czekasz na więcej zmian? - nowe zupełnie płótno, nowy portret i nowe, złożone kolejno warstwy. Nowa, odmienna wizja, paleta barw ich relacji. Nowa ścieżka jej życia, na którą teraz wkraczała; portret był jej zleceniem, wspomnianym w szkielecie listu; zleceniem, na które sam był gotowy; wyzwaniem - któremu miał sprostać.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Nie były potrzebne słowa, aby usłyszeć odpowiedź, bowiem ta była aż nad wyraz oczywista. Dostrzegała ją w uśmiechu warg, w kolorze spojrzenia, jakie mieniło się, gdy wodził wzrokiem po jej twarzy. Nie musiała słyszeć słów, by je zrozumieć. Były tam i trwały; niczym hazardziści uzależnienie od swojej zguby, świadomi, że ciągnie ich na dno, a jednak mimo to nie potrafili i nie chcieli przerwać. Czysty hedonizm pragnień był silniejszy niż jakikolwiek rozsądek. Jego barwa nie była tak pociągająca, jego spokój zdawał się nudny, zdecydowanie bardziej wolała odpowiadać na śpiew ryzyka, dając się porwać w wir tańca; tam gdzie czuła się najlepiej.
    Marzenia dopiero się budziły z uśpienia, zduszone w ciemnych ścianach galerii, w pomrukach zadowolenia tych, którzy myśleli, że mają ją na własność. Uzbroiła się w zbroję, nie pozwalając, aby własne pragnienia i sny miały jakiekolwiek znaczenie. Teraz, niczym przebiśniegi, nieśmiało przebijały się przez zimną skorupę obojętności letargu w jakim trwała od paru miesięcy. Wiosna nowego właśnie nadchodziła, tak jak ta, która właśnie stapiała śniegi w Midgardzie.
    Nie była zaskoczona tym, że słyszał o nim. Wręcz się tego spodziewała, bo choć sztuka dziedziną była rozległą, tak jej wiernych uczniów było mało. Takich, którzy potrafili się zatrzymać, zachwycić jednym błyskiem, jednym półcieniem, cichą nutą utworu, tą, która brzmiała dosłownie przez chwilę w całym ciągu melodii. -Możliwe, że go nawet polubię. - Odparła z zaczepną nutą w głosie, ale nie bez echa obawy o przyszłość. Otworzyły się przed nią drzwi, ale nie miała pewności czy na długo zawita w salonie jaki się za nimi krył. Zmierzała ku lepszemu, ale nadal z lękiem o kolejne dni. Obawy piętrzyły się niczym wieża z klocków, która miała zaraz runąć z łoskotem. Będąc na jej szczycie, upadek stawał się wręcz śmiertelny.
    Lekkie drżenie dłoni zdradziła rubinowy płyn w kieliszku, nim ponownie uniosła go do ust. Zmianę tematu przyjęła z ulgą i wdzięcznością.
    Portret nie mógł czekać, chciała ujrzeć siebie nową. Odmienioną, odradzającą się, rozchylając płatki kolejnych dni jakie przed nią czekały.
    -Przyszły tydzień brzmi jak dobry plan. - Uśmiech błąkał się po malinowych ustach, nie dając ostatecznie odpowiedzi pewnej, czego może się spodziewać. Mogła być kimś zupełnie innym na czystym płótnie pracowni, gdzie ubrana we własne istnienie i świadomość oraz dumę z tego kim jest pozwoli, ponownie, aby odarł ją ze wszystkich kłamstw i złudzeń.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Ich obraz powstawał dalej - zaplatał węzełki barw, zaciskał kolejne kształty, przekraczał horyzont płótna. Ich obraz, od zawsze wspólny, z ich wiedzą i tajemnicą stygnącą na drugim planie. Ciekawość zawsze wygrywa - ciekawość podnosi dłoń niczym pęd ożywiony wiosną, rozkłada palce jak płatki (dłoń nie jest pięścią, dłoń tworzy wkrótce schronienie, bezpieczną przystań w spienionych przestrzeniach tłumu).
    Ciekawość i fascynacja zdeptały rzędy uprzedzeń.
    Wiedział, że nadal były, tkwiły w nim niczym zadra, jak kieł postrzępionej drzazgi, jak ość przystająca w gardle, tkwiły ciche, stłumione, o przygwożdżonej szyi i rozdeptanej krtani niezdolnej uronić słowa. Tkwiły - ale przegrały, nie mogły skłonić rozsądku do przejawów najmniejszej, choć wątłej przychylności. Zawsze, gdy rozważał ucieczkę - pojmował w tej samej chwili, że byłaby niemożliwa. Zabrnęli już zbyt daleko, nie patrząc na konsekwencje, pomimo dzielących różnic. Czy więcej mogło ich łączyć? (...a może drastycznie dzielić?)
    - Powinnaś - dopowiedział z bliźniaczą figlarnością - jeśli tylko nie odbiegnie od początkowych oczekiwań - jeśli nie okaże się, że krążące opinie i zaczątki wrażenia nie są swoimi przeciwieństwami. To dosyć smutne, gotować się, jeszcze w samym preludium, na możliwość porażki, spoglądać na ostre rysy ciosanej rzeczywistości. Podobnie do niej, sam również zaczynał od początku, od wstępu, którego nie było w stanie ubarwić dumne pochodzenie. Jedyną, otrzymaną pomocą okazał się pojedynczy gest pana Simonsena - sugestia przeprowadzki do Midgardu, uczenia się malarskiego fachu u zaprzyjaźnionego z rodziną artysty. Potrzebował wyłącznie tego, by resztę zdobywać sam, wyostrzyć paznokcie w szpony i wydrapywać sobie nimi upatrzone ślepiami ambicji miejsce.
    - W takim razie - podsumował - możemy czuć się umówieni - uśmiech, ponowny uśmiech, mogący przynosić zgubę, obecnie szczery, beztroski i pełen spontaniczności. Oddawał się intuicji, wiedząc, że w tym momencie - i wielu innych, następnych, oczekujących za mglistą warstwą kurtyny wszystkiego, co miało nadejść, musi się jej zawierzyć. Nie mógł przewidzieć, nie teraz, w jaki dokładnie sposób ją namaluje, był mimo tego świadomy, że uwieczni ją w innym, dopełnionym spojrzeniu - nowy rozdział i nowy zupełnie obraz, nowe, odsłonięte sekrety pod opuszkami palców. Nie kryli się, w żaden sposób, z nieludzką częścią natury, ze swoim pochodzeniem, które szczególnie jemu sprawiało wyraźną trudność - nie umiał jej akceptować, nawet, jeśli ostatnio przyjęła go z pełną otwartością.
    - Gdybyś miała szczególną wizję - przypomniał - podziel się nią ze mną - portret powstawał wspólnie; był zawsze dziełem malarza oraz osoby, której wizerunek miał zagościć pomiędzy barierą ram. Wino kurczyło się - coraz to cienszy, karmazynowy pasek odliczał niczym klepsydra kolejne etapy ich spotkania.
    Poderwał wzrok na jej twarz.
    - Chyba, że chcesz pozostawić wszystko w moich rękach.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Otaczały ją dźwięki rzeczywistości, tworzyły symfonię dla spotkania dwóch wrogich światów, tych, które gdy tylko się zetkną powinny zburzyć jego posady, zatrząść filarami, sprawić, że nic innego nie przetrwa. Zamiast tego byli obok siebie, szukali dłoni niczym kotwicy w sztormie rzeczywistości. Akceptując swoją odmienność kiedy inni nocą pożądali, a za dnia karcili unosząc się w płomiennym gniewie, który wcześniej trawił namiętnością.
    Stanowiąc płótno dla samych siebie, rozciągając się na kanwie przeżyć, mieszali piękne barwy, aż stawały się brunatną, oleistą mazią skazy. Różnili się wszystkim i jednocześnie niczym, balansując na cienkiej linie nad przepaścią. Nie wiedzieli co na nich czeka w ciemnej rozpadlinie niewiadomej, ale mimo to nie zrezygnowali.
    -Odbiegnie. - Stwierdziła bez żalu i smutku. -Zawsze odbiegają. - Dodała jeszcze świadoma, że nigdy nie będzie dokładnie jak sobie wymarzy. Zawsze los pokrzyżuje plany, a Norny znane były z plątanina ścieżek, wiązania supłów zaskoczenia i przecinania napiętych nici oczekiwania. Nożyczki okrucieństwa miały zawsze naostrzone, gdy jest się na to przygotowanym wszelkie złamane oczekiwania stają się mniej bolesne. Usta zwilżone rubinowym napojem, cisza jaką tylko oni słyszeli, przerywana pojednczymi słowami każdego zdania.
    -Malowałeś kiedy w plenerze? - Zapytała niespodziewanie, gdyż pewnie sądził, że ponownie spotkają się w jego pracowni. -Albo w domu zleceniodawcy? - Dopytywała dalej, a w szarych oczach czaiła się iskra gotowa wybuchnąć srebrem. Niebezpieczna, mogąca przynieść zgubę, a jednocześnie tak bardzo kusząca wizją ukazania samego siebie, prawdy o tym kim się jest, bez obaw o osądzenia. Ukrywanie własnego istnienia było pieczęcią, która zostawiała bolesny ślad za każdym razem gdy nakładane były kajdany normalności.
    -Pozostawienie wszystkiego w twoich rękach niesie ze sobą ogromne ryzyko. - Miękki głos wybrzmiał przyjemną wibracją gdy nieznacznie zmrużyła oczy. Kieliszek zakołysał się pod wpływem ruchu nadgarstka. Na jego dnie zostało jedynie parę kropel, wspomnienie trunku jaki pobudzał zmysły.
    Tworzenie portretu pozwalało jej na poznanie malarza. Skrytego cienia, który pozostawał poza zasięgiem wzroku. Niewidoczny, ukryty by nikt nie zadał rany, by nie otworzył tych starych. Widziała te blizny, sama bowiem nosiła podobne, choć nie tak głębokie i szarpane. Patrząc w lustro widziała jednak pod piekną pokrywą okrutną zieleń, czerń spojrzenia i dziką naturę, która sprawiała, że kiedyś obraz pokaże to czego tak najbardziej się bała. Zmierzyć się ze sobą, było największą z walk jakiej jeszcze nie stoczyła.



    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Ryzyko - odkąd pamiętał duże, dorodne i pęczniejące jak zakazany owoc. Zaplamił nim swoje dłonie; sok ściekał, przyjemnym jadem budując drogę wiodącą do ruchliwego serca, skrytego w miękkim śródpiersiu. Odsłaniał się, ukazując wrażliwą tkankę podgardla i odsłaniając brzuch. Owoc, którego miał sposobność skosztować, odznaczał się silnym smakiem odrębnej, cudzej obecności, podrażniał podniebienie słodyczą zapamiętanych pocałunków i dławił haustem obsesji zmieszanej razem z najprostszą, trawiącą go ciekawością. Pamiętał dobrze jej dotyk, jej skórę, która mrowiła pod opuszkami tracących cierpliwość palców. Pamiętał dokładnie wszystko, choć nigdy się nie nasycił - nawet, gdy jeszcze kłamał, był przy niej w pełni prawdziwy, szczery w każdej emocji rozcieranej wyraźnie na włóknach jego fizjonomii. Nie mogli się jednak schować, skryć się przed całym światem w schronieniu cichego pomieszczenia wypełnionego zaledwie ich oddechami oraz szelestem ciał. To niemożliwe, myślał, mając poczucie silnej niezależności zaległej w ich splotach żył. Więź, która ich łączyła, miała odmienny kształt od zwyczajnych, tak ludzkich oczekiwań. Nieludzka.
    - Częściej w domu zleceniodawcy niż w plenerze - klienci bywali różni, tak samo jak różne były stawiane przez nich wymagania. Część z nich pragnęła portretów w swoich dostojnych gabinetach czy w otoczeniu rodziny, pragnęli scenerii domu który od wieków chował z tradycjami pokolenia obarczone donośnym i dumnie brzmiącym nazwiskiem. Nie znał podobnego uczucia, wiążącej przynależności zaplatającej się dookoła nadgarstków jak sztywne, zgęstniałe pnącza. W plenerze, jeszcze przed laty, malował swoje pejzaże, nieliczne i niedojrzałe, obarczone potrzebą poszukiwania i wzbogacenia warsztatu. Nie wiedział jeszcze, nie wtedy, że całkowicie poświęci się uwiecznianiu ludzi; stając przy dzikich lasach, między żebrami drzew, które kradły horyzont i większość błękitu nieba, myślał o swojej matce, o demonicznych huldrach i huldrekallach tańczących z rześką beztroską, niosących odwieczną zgubę.
    - Czego obecnie szukasz? - ściszył w tej chwili głos, przykrywając go sumiennie woalem poufałości. - Chcesz bardziej świętować sukces czy poznać swoją naturę? - być bardziej ludzka w swoim ludzkim mieszkaniu, czy stać się w całości niksą na tle terenu, z którego pochodzi twój gatunek? Podjął tor prowokacji, nęcącej go propozycji będącej przyjemnym zaskoczeniem, propozycji, której nie mógł odmówić - wyjścia poza ramy pracowni (dokąd? chciał podjąć decyzję wspólnie).
    - Jak myślisz, kim bardziej jesteś? - kim jesteś na tym etapie, w tej części swojego życia? Która strona wygrywa, ludzka czy pozbawiona nurtu człowieczeństwa? Która wygrywa przy mnie? Nachylił się nieco bliżej, chcąc czerpać ze źródła słów, które miała już wkrótce, już za chwilę wypowiedzieć. Serce zabiło szybciej, zderzając się z płatem mostka. Gdzie bardziej chciała portretu, gdzie chciała siebie zobaczyć? Gdzie chciała, aby ją widział - i objął spojrzeniem płótna?


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Postawienie na szali wszystkiego co znała; granie w karty z losem wiedząc, że z góry jest skazana na przegraną, a mimo to za każdym razem zasiadała do stolika życia by ponownie wybrać kolejną z talii. Odkrywać oblicza życia jakich do tej pory nie znała, przełykać truciznę kłamstw jakimi karmiła innych. Tak teraz wyglądało jej życie, a jednak, czuła się bardziej spełniona niż wcześniej.
    Syciła się krótko, ale udało się jej poznać przez chwilę smak spełnienia, słodki, lepiący, który zaraz pobudzał jeszcze bardziej pragnienie.
    Uzależniła się już dawno.
    Wcześniej szukała, wyciągała dłonie, zaczepiała się palcami w złudzeniu, że ugasi wieczną suchość. Spoglądała w weneckie lustro sądząc, że jest sama ze sobą, a wiecznie oglądana i opętana wolą, żyła w kłamstwie.
    -Dom kształtują sami, całkowicie. - Zauważyła na głos. Rozumiała potrzebę ukazania siebie w otoczeniu, które mogło definiować, dopełniać ich osobę, wskazywać to kim są i do czego zmierzają. Plener, był zawsze niewiadomą. Zawsze działo się coś, na co nie mieli wpływu. Nie mogli go kształtować wedle własnej woli, bo nawet w ogrodzie wśród idealnie wypielęgnowanych grządek wyrastał chwast, a część roślin wysiewa się sama. Nie było pełnej kontroli, ponieważ naturę można było nagiąć do swojej woli, ale nie całkowicie złamać.
    -Oh… - Uśmiechnęła się przewrotnie, trochę niepokojąco, a głos oblepiony był słodyczą dźwięków. -Moja natura jest znacznie ciekawsza niż nie jeden sukces.
    Świadoma własnego piękna i jednoczesnej brzydoty, pragnęła dalej odkrywać siebie. Przestała już się tak bać własnego istnienia. Uwolniona z ciemnych murów podziemnej galerii zaczynała rozumieć kim jest i czym się stała. Należało odzyskać dawny portret, który leżał wśród kurzu zapomnienia. Tam gdzie go schowała wierząc, że sama nie przetrwa w Midgardzie.
    -Odpowiedź na to pytanie, znajdziemy w trakcie tworzenia. - Nachyliła się, zmniejszając jeszcze bardziej dystans, mieszając zapachy, spojrzenia i oddech. Ignorując dźwięki wokół, nie zwracając uwagi na galdrów wokół. -Udamy się tam, gdzie istnieje moja natura. - Gdzie szum wody i szelest liści, miękkość mchu i ostrość trawy.

    |zt x 2


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.