:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
01.02.2001 – Pub „Kraken” – A. Mortensen & K. Sørensen
2 posters
Arthur Mortensen
Re: 01.02.2001 – Pub „Kraken” – A. Mortensen & K. Sørensen Czw 8 Gru - 0:23
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
01.02.2001
Gdy kość z głuchym charakterystycznym chrupnięciem oznajmia właścicielowi oraz okolicznych obserwatorom o pęknięciu na twarzy atakującego wykwita cień uśmiechu. Mroźne powietrze szczypie policzki, a rozgrzane ciało paruje, jakby dopiero, co zakończyło sesję w saunie. Agresja budziła się powoli, tak ospale i flegmatycznie, iż trudno orzec, co było punktem zapalnym sprzeczki, której efekt końcowy marynarz obserwował zwinięty w kłębek u jego stóp. Pojękiwanie i zduszony szloch stanowiły dziwną satysfakcję dla tajfunu wściekłości, który szalał w duszy rozrywając ją na strzępy. Pasmo niepowodzeń istna lawina domino, które zwaliło się na jego barki od początków stycznia przechodziła płynnie do momentu kulminacji, kiedy nawet ktoś tak opanowany i dobry z wyboru nie wytrzymuje i zwyczajnie pęka. Jak tama pod naporem wody, tak jego umysł ulegał wspomnieniom, myślom i czynom, popełnionym z całkowitą świadomością, bez możliwości zwalenia winy na alkohol, czy zmęczenie, stał przed swą „nagą prawdą” zupełnie bezbronny i kwilił jak porzucone szczenię. Czując w tych momentach wzgardę do samego siebie za sugestie i prośby, za słowa i deklaracje, był głupcem, który nie znając słów odmowy parł przed siebie zatracając się zupełnie w uczuciu, które z góry było skreślone.
Wyswobodzony z objęć melancholii nie zaznał dobrego snu od kilku dni dręczony urojeniami własnej podświadomości, stając się obiektem celu dla kpin i szyderczych uśmiechów tłumu zamaskowanych duszy zlewających się w jedną zmorę o twarzy doskonale wyrytej w podświadomości.
Pięść przeszywająca powietrze, ot unik, w jaki włożył minimum sił, bowiem cios był słaby i chaotyczny, pozbawiony sił rywal, był żałosny w swych próbach dalszej walki, jednak nikt ze skromnego tłumu składającego się w głównej mierze z fizycznych pracowników portu nie powstrzymał go. Niepisana zasada obowiązywała, nawet w takiej bezczelnie pospolitej i niewyróżniającej się niczym szczególnym walce. Mortensen byłby odpuścił, ot litościwy cios i nokaut, ale był zły, przepełniała go irracjonalna fala frustracji, którą pragnął wyładować na z lekka tępawym rywalu. Chciał się zabawić w sposób brutalny i okrutny, który zupełnie do niego nie pasował, ale to „coś” drzemało w nim od dzieciństwa, było tam i w takich chwilach, gdy alkohol otulił mgiełką zapomnienia rozsądek – wychylało się.
Miękkość, z jaką przyjął na gardę kolejne uderzenie zaskakiwała, ale i przeciwnik chwiejnie stąpając, był pozbawiony siły z początkowych minut starcia, przed momentem bliski kapitulacji rozłożony po uderzeniu łamiącym nos i zalewającym połowę twarzy juchą wymierzał kolejne bezwładne ciosy. W akompaniamencie rozentuzjazmowanych głosów chóralnie wyrażających podekscytowanie wydarzeniami z zaułka kończyna rywala została pochwycona w żelazne kleszcze drugiego oficera, który bez cienia zawahania gwałtownym i technicznym ruchem złamał ją, ot chirurgiczny zabieg, jaki niósł się definitywnie głośniejszym krzykiem, niż podczas poprzedniego znokautowania, tym razem rywal już nie podnosił się, bezsilnie przyciągając pogruchotaną kończynę do piersi mamrotał niewyraźnie pod nosem.
Pierś unosiła się przy głębokich miarowych oddechach, a rozsądek próbował zapanować, nad dalszą eskalacją konfliktu, który mógłby skończyć się krwawą burdą zahaczającą o pobliski pub. Nie miał już na to siły, był zmęczony i podatny na sugestie tłumu, ten ochoczo pospieszył w kierunku przybytku, w którym mógł ukoić pragnienie i ogrzać się. I sam marynarz nie zwlekał kątem oka obserwował podnoszącego się z trudem przeciwnika, czując jedynie obojętność ze spokojniejszym umysłem zanurzył się w gwarze rozmów i pijackich hulanek. Lubił ten pub i znał właściciela, było to odpowiednie miejsce do tego, by zatopić smutki i żale w wiadrze mocnego alkoholu. Błądząc praktycznie po omacku cudem, odnalazł wolny stolik, a przynajmniej pozornie, bo zajmowany przez jedną osobę z początku nie rozpoznał go, a i sam nie wyglądał najlepiej; ślady krwi na twarzy, podbite oko, rozerwana koszula i płaszcz zarzucony niedbale na grzbiet, gdyby nie ten czający się w kącikach ust uśmiech można by śmiało sądzić, iż to Mortensen w zaułku za pubem został gruntownie obity, a nie odwrotnie. Nie dbał o to, chciał poczuć ból, by ten rozlał się po ciele i na chwilę stłumił prawdziwą bolączkę.
Dosiadając się, jak do starego druha zahaczył samotnika barkiem i rozłożył się na kanapie obok niego cicho wzdychając. – Za co pijesz? – Rzucił niefrasobliwie, tonem zbyt pogodnym, jak na kogoś w jego kondycji psychicznej. Dopiero gdy błękit oczu spoczął na profilu mężczyzny, ten rozpoznał w nim pisarza. – Mam ochotę urżnąć się do nieprzytomności, czy przeszkadza ci to, nad wyraz szczere oświadczenie z mojej strony? – Skoncentrował wzrok na Karlu, zachowując zupełną powagę. Jakby oczekiwał, że ten mógłby pod rozwagę wziąć jego stan i dojść do wniosku, że marynarz już dawno przesadził z wypitym alkoholem.
Karl Sørensen
Re: 01.02.2001 – Pub „Kraken” – A. Mortensen & K. Sørensen Sob 10 Gru - 12:59
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Obiecał Vivian, że nie będzie zaglądał do pubów i nie przysporzy jej więcej smutków. Nie kłamał. Miał pracować, to pracował, a jako, że wypadało zmoczyć gębę w czymś mocnym, to inna sprawa. Nie siedział tam po nic, szukał nowych wątków i historii, które będą mogły wyjść na światło dzienne, oczywiście dokładnie przeanalizowane, zmienione i autorsko podkoloryzowane.
Siedział na uboczu, bo tak się składało, że nie pasował do otoczenia. Nie chodziło o wygląd, przychodząc do takich miejsc jak to, nie był elegancki, co było jego wizytówką. Wyróżniał się tym, że nie miał na sobie znaków przepicia, bijatyki czy też innych sytuacji, jakie się tam zdarzały. Potrafił udawać, ale co wnikliwszy człowiek dostrzec mógł jego skupiony wzrok, oraz podzielność uwagi, gdy śledził towarzystwo swoim wzrokiem, czy słuchając tego, co mają do powiedzenia.
Mijały kolejne minuty i musiał sięgnąć po kolejną dawkę alkoholu. Miał zamiar wyjść zanim poczuje się gorzej, znał on bowiem swoje możliwości. Ale… nie zrobił tego. Siedział dalej, zastanawiając się, czy aby dobrze robi. Już prawie nie czuł jak mocny napój drażnił jego gardło. Czasami i to było potrzebne. Wydawało się, że jakoś się pozbiera, ale tak naprawdę obawiał się, że nie chce tego zrobić. Nie do końca. Dobrze było mieć powód, dla którego siedziało się w takich miejscach. Nie zawsze przecież chodziło o pisanie. To była tylko dobra wymówka.
Kiedy miejsce obok niego zajął jakiś człowiek, z widocznymi po walce znakami, nie chciał zwracać na niego uwagi. A jednak przyjrzał się mu i rozpoznał go. Znał go głównie z opowieści, widywał rzadko, ale jednak nie był mu obcy. Nie całkiem.
- A czy to ważne? - odpowiedział. - Jest wiele powodów, tylko nie wiem, który jest najważniejszy – dodał.
- Niech będzie za ten gówniany świat i jego cholerne pułapki – powiedział w końcu. Alkohol rozwiązywał języki, a w jego przypadku wyostrzał język. Co miał jeszcze powiedzieć?
- I za utracony sens życia, o - wypił resztę alkoholu, już zastanawiając się, czy powinien wypić coś jeszcze. Był nadal zbyt trzeźwy, to było pewne. Tylko czy mógł coś takiego zrobić? Wiedział, że nie może zniszczyć resztki swojej reputacji. Z drugiej strony upojenie alkoholowe było czasami wskazane. Tym bardziej, gdy jego rozmówcą był człowiek, którego ceniła ona. Ale jej nie było. Nie widziała ich. I tyle.
Siedział na uboczu, bo tak się składało, że nie pasował do otoczenia. Nie chodziło o wygląd, przychodząc do takich miejsc jak to, nie był elegancki, co było jego wizytówką. Wyróżniał się tym, że nie miał na sobie znaków przepicia, bijatyki czy też innych sytuacji, jakie się tam zdarzały. Potrafił udawać, ale co wnikliwszy człowiek dostrzec mógł jego skupiony wzrok, oraz podzielność uwagi, gdy śledził towarzystwo swoim wzrokiem, czy słuchając tego, co mają do powiedzenia.
Mijały kolejne minuty i musiał sięgnąć po kolejną dawkę alkoholu. Miał zamiar wyjść zanim poczuje się gorzej, znał on bowiem swoje możliwości. Ale… nie zrobił tego. Siedział dalej, zastanawiając się, czy aby dobrze robi. Już prawie nie czuł jak mocny napój drażnił jego gardło. Czasami i to było potrzebne. Wydawało się, że jakoś się pozbiera, ale tak naprawdę obawiał się, że nie chce tego zrobić. Nie do końca. Dobrze było mieć powód, dla którego siedziało się w takich miejscach. Nie zawsze przecież chodziło o pisanie. To była tylko dobra wymówka.
Kiedy miejsce obok niego zajął jakiś człowiek, z widocznymi po walce znakami, nie chciał zwracać na niego uwagi. A jednak przyjrzał się mu i rozpoznał go. Znał go głównie z opowieści, widywał rzadko, ale jednak nie był mu obcy. Nie całkiem.
- A czy to ważne? - odpowiedział. - Jest wiele powodów, tylko nie wiem, który jest najważniejszy – dodał.
- Niech będzie za ten gówniany świat i jego cholerne pułapki – powiedział w końcu. Alkohol rozwiązywał języki, a w jego przypadku wyostrzał język. Co miał jeszcze powiedzieć?
- I za utracony sens życia, o - wypił resztę alkoholu, już zastanawiając się, czy powinien wypić coś jeszcze. Był nadal zbyt trzeźwy, to było pewne. Tylko czy mógł coś takiego zrobić? Wiedział, że nie może zniszczyć resztki swojej reputacji. Z drugiej strony upojenie alkoholowe było czasami wskazane. Tym bardziej, gdy jego rozmówcą był człowiek, którego ceniła ona. Ale jej nie było. Nie widziała ich. I tyle.
Arthur Mortensen
Re: 01.02.2001 – Pub „Kraken” – A. Mortensen & K. Sørensen Sob 10 Gru - 23:56
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Uwielbiał klimat; tawern, szynków, pubów i karczm, być może były to naleciałości z dzieciństwa, kiedy znaczna jego część, była mimowolnie spędzana w tego typu lokalach w główniej mierze za sprawą mamy, która pracowała w takich miejscach, jednakże uważał, iż nie wyszedł na tym najgorzej, wręcz przeciwnie, tego typu lokale uczą wielu rzeczy, czasem tak prozaicznych mądrości, jak ta, aby nie pić na pusty żołądek, a czasem, nieco istotniejszych podszytych w intencjach ludzkich umysłów ich zachowaniu i manieryzmach, by na bazie doświadczenia, a także obeznania w rodzajach klientów, być w stanie w ciągu trzydziestu sekund obserwacji rozpoznać z kim się rozmawia.
Miał trudno, temu zaprzeczyć przeświadczenie, o tym, w jakiej był kondycji fizycznej i że być może odstraszał śladami po przebytej, zaledwie chwilę temu bójce, jednakże mężczyzna obok nie wyglądał na specjalnie spiętego jego nagłym pojawieniem się, tuż obok i słowami, które do niego skierował. Jakby akceptując fakt, tej nagłej, a nieoczekiwanej komitywy, przeszedł nad tym wydarzeniem do porządku dziennego, a Arthurowi to odpowiadało, co tu dużo odkrywać, lubił poznawać nowych ludzi, nawet jeśli wcześniej o nich jedynie słyszał z opowieści, tak obraz Karla, prezentował się odrobinę inaczej w jego wyobrażeniu, ale mieli być może, nawet całą noc na poznanie się.
– Ależ skąd! Powód nie jest istotny, liczy się efekt końcowy, zawsze tylko on ma ostateczne znaczenie. – Wpada w tok myśli wypowiadanych na głos, gdy faktycznie, mógłby przystanąć i zastanowić się nad głębszym sensem wypowiedzianych słów przez pisarza, tak jednak nie miało to znaczenia, jeśli odpowiedź nie zawierała grama szczęścia w świętowaniu zakończenia kolejnego rozdziału w powieści, tak przedstawiał się nam drugi obraz, a wnioskując po jego minie, zachowaniu i tonacji głosu, mimowolnie marynarz skonstatował, że powód jest mu bliższy, niż się spodziewał. Żal, tęsknota, smutek, były dobrym usprawiedliwieniem przemytnik, myślał jedynie o stłamszeniu bólu, tego wieczoru, tak wiedział, że to ile wypije wcale nie, rozwiąże magicznie jego wątpliwości, więc nie martwił się tym na zapas, chcąc po prostu zaznać odrobiny relaksu. Wiedział, że sobie poradzi w końcu, jakoś… jakkolwiek, ten optymizm, ta wiara w siebie, nigdy w nim nie gasła. Wypadając z mętliku myśli, skoncentrował błękit spojrzenia na pisarzu i uśmiechnął się niewinnie.
– Za gówniany świat i jego pułapki – podchwycił entuzjastycznie, a trzymane w ręku szklane naczynie wypełnione złocistym trunkiem powędrowało ku powale. Ostatnie zdanie toastu, te dopowiedziane w trakcie, gdy Mortensen, już pił uderzyło w niego, dopiero po dłuższej chwili. Patrząc na mężczyznę, nagle spoważniał. – Rozwiń temat kolego, bo coś mi tu śmierci. Utracony sens życia? Co masz na myśli? – Gestem przywołał jednego z synów Williama, by podszedł do ich stolika, w kilku słowach złożył pospiesznie zamówienie, bo suszyło go, a i co to za opowieść snuta na sucho? Całą uwagę poświęcił swemu kompanowi i był ciekaw niezmiernie, co ten też mu powie.
Miał trudno, temu zaprzeczyć przeświadczenie, o tym, w jakiej był kondycji fizycznej i że być może odstraszał śladami po przebytej, zaledwie chwilę temu bójce, jednakże mężczyzna obok nie wyglądał na specjalnie spiętego jego nagłym pojawieniem się, tuż obok i słowami, które do niego skierował. Jakby akceptując fakt, tej nagłej, a nieoczekiwanej komitywy, przeszedł nad tym wydarzeniem do porządku dziennego, a Arthurowi to odpowiadało, co tu dużo odkrywać, lubił poznawać nowych ludzi, nawet jeśli wcześniej o nich jedynie słyszał z opowieści, tak obraz Karla, prezentował się odrobinę inaczej w jego wyobrażeniu, ale mieli być może, nawet całą noc na poznanie się.
– Ależ skąd! Powód nie jest istotny, liczy się efekt końcowy, zawsze tylko on ma ostateczne znaczenie. – Wpada w tok myśli wypowiadanych na głos, gdy faktycznie, mógłby przystanąć i zastanowić się nad głębszym sensem wypowiedzianych słów przez pisarza, tak jednak nie miało to znaczenia, jeśli odpowiedź nie zawierała grama szczęścia w świętowaniu zakończenia kolejnego rozdziału w powieści, tak przedstawiał się nam drugi obraz, a wnioskując po jego minie, zachowaniu i tonacji głosu, mimowolnie marynarz skonstatował, że powód jest mu bliższy, niż się spodziewał. Żal, tęsknota, smutek, były dobrym usprawiedliwieniem przemytnik, myślał jedynie o stłamszeniu bólu, tego wieczoru, tak wiedział, że to ile wypije wcale nie, rozwiąże magicznie jego wątpliwości, więc nie martwił się tym na zapas, chcąc po prostu zaznać odrobiny relaksu. Wiedział, że sobie poradzi w końcu, jakoś… jakkolwiek, ten optymizm, ta wiara w siebie, nigdy w nim nie gasła. Wypadając z mętliku myśli, skoncentrował błękit spojrzenia na pisarzu i uśmiechnął się niewinnie.
– Za gówniany świat i jego pułapki – podchwycił entuzjastycznie, a trzymane w ręku szklane naczynie wypełnione złocistym trunkiem powędrowało ku powale. Ostatnie zdanie toastu, te dopowiedziane w trakcie, gdy Mortensen, już pił uderzyło w niego, dopiero po dłuższej chwili. Patrząc na mężczyznę, nagle spoważniał. – Rozwiń temat kolego, bo coś mi tu śmierci. Utracony sens życia? Co masz na myśli? – Gestem przywołał jednego z synów Williama, by podszedł do ich stolika, w kilku słowach złożył pospiesznie zamówienie, bo suszyło go, a i co to za opowieść snuta na sucho? Całą uwagę poświęcił swemu kompanowi i był ciekaw niezmiernie, co ten też mu powie.
Karl Sørensen
Re: 01.02.2001 – Pub „Kraken” – A. Mortensen & K. Sørensen Wto 13 Gru - 12:50
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl wypił jeszcze zdecydowanie zbyt mało, by stać się wylewnym i móc po prostu rozwinąć temat. Ale wszystko przed nim, bo przecież nie siedział tam po nic. Grunt to nie ochlać się za bardzo i nie narobić sobie wstydu. Żelazna zasada.
- Widzisz, bracie... – zaczął swój wywód. - Nie lubię, gdy bogowie śmieją mi się w twarz. Mam wrażenie, że tak się właśnie dzieje. Idzie już dobrze, powoli do przodu, a tu masz – uderzył dłonią w blat stolika. - Dzieje się coś, czego bym się nie spodziewał. A potem: puf i nie ma. Zniknęło szczęście, nadzieje i sens wszystkiego – nie mówił wprost o co chodziło. Łatwo się domyślić, że zamieszana w to była kobieta. Tylko jakaś pięknolica mogła tak namieszać w jego życiu. I zrobiła to, chociaż zupełnie nieświadomie. Byli dobrymi przyjaciółmi od lat. To już samo w sobie było dobre, ale tak się złożyło, że wielbił każdą drogę, po której stąpała. Chciał znowu zobaczyć jej oczy, tak wesołe, gdy patrzyły na niego. Usłyszeć głos, melodyjny i słodki. Poczuć jej perfumy, które mieszały mu w głowie. Poczuć jej dotyk, gdy wirowali w tańcu, móc po prostu jeszcze raz na nią spojrzeć…
Miał złamane serce. Mówiąc prawdę, na to najlepszą radą było albo picie, albo znalezienie sobie kolejnej dziewczyny, która mogłaby odwzajemnić jego zainteresowanie. Mimo to obawiał się, że niewiele zostało takich, które uczciwie nie patrzyłyby na jego nazwisko czy fakt, że w pewnych kręgach był osobą znaną. Chciał, by tak jak Lumi, ktoś przebywał z nim, ponieważ taką miał potrzebę, a nie dlatego, że to mogłoby przynieść korzyść. Chociaż przyjaciółka należała do wpływowego klanu i była kimś o wiele ważniejszym od niego, jakoś nigdy nie poczuł się przy niej gorszy. Lubiła go, bo był szczery i jak ona, miał swoje zainteresowania, robił, co sprawiało mu satysfakcję, no i po prostu za charakter. Uzupełniali się doskonale.
I siedząc w pubie, po prostu wspominał ją po raz kolejny. Chociaż siostrze obiecał, że weźmie się w garść, nie było to takie proste. Karl był romantykiem, wzorem cierpiącego z miłości niespełnionego kochanka. I nie było łatwo z tym wygrać.
- Co tu mówić? - odezwał się ponownie. - Głupi jestem, to tyle – bo miał jakieś nadzieje, bo wierzył, że może coś dobrego się stanie w jego życiu. No i najważniejsze: bo tęsknił jak cholera i nie potrafił sobie z tym poradzić.
- Nie jestem zły, po prostu nie potrafię sobie poradzić – wiedział, że Lumi by tego nie pochwalała, ale mimo wszystko nie mógł inaczej. Sprawiała, że stawał się lepszym człowiekiem. Obecnie to on siebie nienawidził, tylko nie mówił tego głośno.
- Widzisz, bracie... – zaczął swój wywód. - Nie lubię, gdy bogowie śmieją mi się w twarz. Mam wrażenie, że tak się właśnie dzieje. Idzie już dobrze, powoli do przodu, a tu masz – uderzył dłonią w blat stolika. - Dzieje się coś, czego bym się nie spodziewał. A potem: puf i nie ma. Zniknęło szczęście, nadzieje i sens wszystkiego – nie mówił wprost o co chodziło. Łatwo się domyślić, że zamieszana w to była kobieta. Tylko jakaś pięknolica mogła tak namieszać w jego życiu. I zrobiła to, chociaż zupełnie nieświadomie. Byli dobrymi przyjaciółmi od lat. To już samo w sobie było dobre, ale tak się złożyło, że wielbił każdą drogę, po której stąpała. Chciał znowu zobaczyć jej oczy, tak wesołe, gdy patrzyły na niego. Usłyszeć głos, melodyjny i słodki. Poczuć jej perfumy, które mieszały mu w głowie. Poczuć jej dotyk, gdy wirowali w tańcu, móc po prostu jeszcze raz na nią spojrzeć…
Miał złamane serce. Mówiąc prawdę, na to najlepszą radą było albo picie, albo znalezienie sobie kolejnej dziewczyny, która mogłaby odwzajemnić jego zainteresowanie. Mimo to obawiał się, że niewiele zostało takich, które uczciwie nie patrzyłyby na jego nazwisko czy fakt, że w pewnych kręgach był osobą znaną. Chciał, by tak jak Lumi, ktoś przebywał z nim, ponieważ taką miał potrzebę, a nie dlatego, że to mogłoby przynieść korzyść. Chociaż przyjaciółka należała do wpływowego klanu i była kimś o wiele ważniejszym od niego, jakoś nigdy nie poczuł się przy niej gorszy. Lubiła go, bo był szczery i jak ona, miał swoje zainteresowania, robił, co sprawiało mu satysfakcję, no i po prostu za charakter. Uzupełniali się doskonale.
I siedząc w pubie, po prostu wspominał ją po raz kolejny. Chociaż siostrze obiecał, że weźmie się w garść, nie było to takie proste. Karl był romantykiem, wzorem cierpiącego z miłości niespełnionego kochanka. I nie było łatwo z tym wygrać.
- Co tu mówić? - odezwał się ponownie. - Głupi jestem, to tyle – bo miał jakieś nadzieje, bo wierzył, że może coś dobrego się stanie w jego życiu. No i najważniejsze: bo tęsknił jak cholera i nie potrafił sobie z tym poradzić.
- Nie jestem zły, po prostu nie potrafię sobie poradzić – wiedział, że Lumi by tego nie pochwalała, ale mimo wszystko nie mógł inaczej. Sprawiała, że stawał się lepszym człowiekiem. Obecnie to on siebie nienawidził, tylko nie mówił tego głośno.
Arthur Mortensen
Re: 01.02.2001 – Pub „Kraken” – A. Mortensen & K. Sørensen Czw 15 Gru - 19:52
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Przyniesiony przez obsługę aquavit, był dobrze schłodzony, lecz nie zmrożony, bez zachęty ze strony Kalra, marynarz czynił honory polewając wysokoprocentowego trunku do szklanych wysokich kieliszków. I wsłuchany w głos pisarza słuchał go w napięciu rejestrując sytuację w jakiej ten się znalazł, to mu w jakimś stopniu pomagało zapomnieć o niepowodzeniach minionych tygodni.
– Chyba rozumiem, co masz na myśli, jednak sam sens, jakkolwiek filozoficznie go określimy, nigdy nie znika, a co do bogów, to ci w swych planach i zamiarach bywają okrutni, więc najlepiej zrobisz ignorując ich. – Uśmiechnął się, zaskakująco pogodnie, jak na kogoś, kto pragnął jeszcze przed momentem krwi i bólu, tak teraz skupiony wyłącznie na towarzyszu spoglądał na niego z niekrytą sympatią. Ujął kieliszek alkoholu w górę i w niemym toaście czynionym w jego kierunku opróżnił zawartość jednym haustem. Gorycz wymieszana z zapachem ziół sugerowała, że to jakaś mieszanka, ta domieszka zapachowa, bynajmniej nie przeszkadzała przemytnikowi.
– Świat jest pełen głupich ludzi i każdemu zdarza się popełnić błąd; źle zrozumieć sens myśli, czy intencji, jesteśmy tylko ludźmi. Grunt, to wynieść z tego lekcje. – Odwrócił wzrok od niego i wpił błękit oczu w sufit, licząc pęknięcia w tynku. – Masz rację nie jesteś zły, raczej wkurwiony. To normalne, gdy życie daje ci w kość i odbiera szczęście, które miałeś na wyciągnięcie ręki – w zamyśleniu, trwał dalej snując swe słowa, wcale nie zważając na fakt, czy Karl go słucha, czy wręcz przeciwnie i już sobie poszedł. – Spójrz na mnie. Jestem tu, bo mam mętlik w głowie; szukam zapomnienia w prostych przyjemnościach. Zrzucam z siebie ciężar trosk pozbawiając się drzemiącej w sobie agresji za pomocą, być może niezbyt wymyślnych, ale skutecznych jak cholera środków. – Wrócił do niego, a na twarzy igrał mu cień uśmiechu. Polał drugą kolejkę, bez słowa i ponownie w niemym toaście składając kieliszek, wypił jego zawartość. – Wyrzuć to z siebie. – Rady nad kieliszkiem, były często banałami rzucanymi w chwilach odurzenia rozsądku alkoholem, jednak bywało, iż miały swe przełożenie w rzeczywistości, a trafność słów porażała, nieraz swą jasnością przekazu.
– Chyba rozumiem, co masz na myśli, jednak sam sens, jakkolwiek filozoficznie go określimy, nigdy nie znika, a co do bogów, to ci w swych planach i zamiarach bywają okrutni, więc najlepiej zrobisz ignorując ich. – Uśmiechnął się, zaskakująco pogodnie, jak na kogoś, kto pragnął jeszcze przed momentem krwi i bólu, tak teraz skupiony wyłącznie na towarzyszu spoglądał na niego z niekrytą sympatią. Ujął kieliszek alkoholu w górę i w niemym toaście czynionym w jego kierunku opróżnił zawartość jednym haustem. Gorycz wymieszana z zapachem ziół sugerowała, że to jakaś mieszanka, ta domieszka zapachowa, bynajmniej nie przeszkadzała przemytnikowi.
– Świat jest pełen głupich ludzi i każdemu zdarza się popełnić błąd; źle zrozumieć sens myśli, czy intencji, jesteśmy tylko ludźmi. Grunt, to wynieść z tego lekcje. – Odwrócił wzrok od niego i wpił błękit oczu w sufit, licząc pęknięcia w tynku. – Masz rację nie jesteś zły, raczej wkurwiony. To normalne, gdy życie daje ci w kość i odbiera szczęście, które miałeś na wyciągnięcie ręki – w zamyśleniu, trwał dalej snując swe słowa, wcale nie zważając na fakt, czy Karl go słucha, czy wręcz przeciwnie i już sobie poszedł. – Spójrz na mnie. Jestem tu, bo mam mętlik w głowie; szukam zapomnienia w prostych przyjemnościach. Zrzucam z siebie ciężar trosk pozbawiając się drzemiącej w sobie agresji za pomocą, być może niezbyt wymyślnych, ale skutecznych jak cholera środków. – Wrócił do niego, a na twarzy igrał mu cień uśmiechu. Polał drugą kolejkę, bez słowa i ponownie w niemym toaście składając kieliszek, wypił jego zawartość. – Wyrzuć to z siebie. – Rady nad kieliszkiem, były często banałami rzucanymi w chwilach odurzenia rozsądku alkoholem, jednak bywało, iż miały swe przełożenie w rzeczywistości, a trafność słów porażała, nieraz swą jasnością przekazu.
Karl Sørensen
Re: 01.02.2001 – Pub „Kraken” – A. Mortensen & K. Sørensen Wto 10 Sty - 11:45
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl nie był pewien, czy chce mówić dalej. Uchodził za człowieka, który raczej słuchał, a nie mówił. Tym bardziej mało mówił o sobie, bo zwyczajnie nie ufał ludziom na tyle, by wyrzucać z siebie własne żale, czy rozczarowania.
- Lepiej nie narzekać na los i kaprysy bogów, bo mogą jeszcze się zemścić w jakiś dziwy sposób, o ile oczywiście zerkną sobie na poczynania tych maluczkich, zwykłych szarych, biednych śmiertelników – sam nie potrafił się jakoś odważyć na kuszenie losu. Starał się po prostu zostać niezauważony, bo po co miał się pchać, szczególnie po kłopoty?
- Ja już nic nie wiem, nie jestem niczego pewnym – potarł dłonią oczy. Zaczął się robić senny, co znaczyło, że powinien zwolnić z piciem. Alkohol nigdy nie miał nad nim władzy, bo wiedział jak pić z głową. Czuł się źle, kiedy poddawał się nastrojowi i po prostu pił więcej, niż powinien.
Wysłuchał uważnie towarzysza. Nie miał pojęcia z czym ten ma problem, ale potrafił go zrozumieć, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Proste przyjemności są ulotne, ale to, co jest silne, czasem bywa rozczarowaniem i po prostu musimy szukać czegoś więcej w takich zwykłych działaniach – zgodził się. - Sam nie wiem, co tu robię. Nie pasuję do tego miejsca, a jednak w nim jestem, piję i staram się zachować na tyle dużo trzeźwości umysłu, by jakoś wyjść stąd z twarzą – o ile to było w ogóle możliwe. Bo jakby nie było, otaczali go desperaci, moczymordy i inne zagubione jednostki.
- Nie ma o czym mówić. Spóźniłem się z pewnym wyznaniem. I teraz żałuję, że byłem ślepy i głuchy na to, co czułem. No nic, trzeba żyć dalej i radzić sobie jakoś. Jak to mówią: tego kwiatu jest pół światu, ale dlaczego ja ciągle myślę, że życie już nie będzie takie samo? - głupie pytanie. Napił się znowu, bo czuł, że naprawdę jest zbyt trzeźwy na takie rozmowy.
- Lepiej nie narzekać na los i kaprysy bogów, bo mogą jeszcze się zemścić w jakiś dziwy sposób, o ile oczywiście zerkną sobie na poczynania tych maluczkich, zwykłych szarych, biednych śmiertelników – sam nie potrafił się jakoś odważyć na kuszenie losu. Starał się po prostu zostać niezauważony, bo po co miał się pchać, szczególnie po kłopoty?
- Ja już nic nie wiem, nie jestem niczego pewnym – potarł dłonią oczy. Zaczął się robić senny, co znaczyło, że powinien zwolnić z piciem. Alkohol nigdy nie miał nad nim władzy, bo wiedział jak pić z głową. Czuł się źle, kiedy poddawał się nastrojowi i po prostu pił więcej, niż powinien.
Wysłuchał uważnie towarzysza. Nie miał pojęcia z czym ten ma problem, ale potrafił go zrozumieć, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Proste przyjemności są ulotne, ale to, co jest silne, czasem bywa rozczarowaniem i po prostu musimy szukać czegoś więcej w takich zwykłych działaniach – zgodził się. - Sam nie wiem, co tu robię. Nie pasuję do tego miejsca, a jednak w nim jestem, piję i staram się zachować na tyle dużo trzeźwości umysłu, by jakoś wyjść stąd z twarzą – o ile to było w ogóle możliwe. Bo jakby nie było, otaczali go desperaci, moczymordy i inne zagubione jednostki.
- Nie ma o czym mówić. Spóźniłem się z pewnym wyznaniem. I teraz żałuję, że byłem ślepy i głuchy na to, co czułem. No nic, trzeba żyć dalej i radzić sobie jakoś. Jak to mówią: tego kwiatu jest pół światu, ale dlaczego ja ciągle myślę, że życie już nie będzie takie samo? - głupie pytanie. Napił się znowu, bo czuł, że naprawdę jest zbyt trzeźwy na takie rozmowy.
Arthur Mortensen
Re: 01.02.2001 – Pub „Kraken” – A. Mortensen & K. Sørensen Sro 18 Sty - 23:35
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Smutek zaglądał w serca wielu spośród tu dziś zebranych i chociaż grono ludzi, było takich, co pili dla samej tylko przyjemności, ot by lepiej się poczuć, bo lubią, bo chcą i towarzystwo namawia, tak też byli ci, bardziej depresyjnie nastawieni roztaczający wokół siebie aurę beznadziei, taka panowała przy ich stoliku i chociaż z Mortensena powoli schodziło ciśnienie i czuł, że małymi kroczkami odnajduje balans, to działo się to za sprawą Karla, nie faktu bójki za barem, co było dziwne, bo na pierwszy rzut oka to ona powinna wywoływać w marynarzu większe pokłady emocji widocznie obraz sytuacji, to skupienie oraz świadomość rozmowy z kimś równie emocjonalnie patrzącym na świat zdała się lepszą alternatywą do ugaszenia własnych pożarów i tutaj przychodziła myśl, jakże zbawienna, gdyż w odruchu przypadkowym dyktowanym jedynie ochotą do picia, przypadkiem poddał się rozmowie absorbując uwagę na towarzyszu na tyle skutecznie, iż własne zmartwienia, przynajmniej chwilowo odeszły w niepamięć.
– Nie oceniaj tych ludzi, zbyt surowo – zaczął, może zbyt mentorski tonem, ale nie lubił szufladkowania, domyślał się, o co pisarzowi chodziło, lecz chciał rozwiać jego myśl. – Nie wiesz, co tu robisz, mówisz? – patrzył mu w oczy, a intensywnie błękitne oczy lśniły w blasku świec i pod wpływem wypitego alkoholu. – Jesteś tu, bo potrzebujesz upodlić się, najpierw jednak chcesz poczuć odrobinę przyjemności. Nie oceniaj tych ludzi, wielu z nich pije z podobnych pobudek, co i ty, ale niewielu ma odwagę i świadomość, to tak otwarcie przyznać – zraniony mężczyzna reaguje na wiele sposobów, czasem jest to bójka, czasem picie, a bywa i tak, że jedno i drugie, chciał poczuć, że żyje, znieczulić ból i stłumić myśli nieustannie wracające do jednej i tej samej osoby, lecz było to cholernie trudne, nawet jeśli mógł wykonać pierwszy krok, by spojrzeć jej po wszystkim w oczy i wydobyć ze zlęknionego serca prawdę, jakiej oczekiwał, tak rozsądek ostrzegał przed konsekwencją tych czynów, jednocześnie alarmując, by dać sobie, jak i jej czas. To było irytująco trudne, ale starał się nie ulegać swojemu spaczonemu gwałtownością serca charakterowi. Rozmowa z Karlem odrobinę łagodziła objawy, lecz nie mógł z niego wydobywać informacji, byłby to krok, jakiego nie chciał podejmować licząc w głębi ducha na szczerość i rozmowę z jego siostrą.
– Każdy w swoim życiu miał złamane serce. Każdy myślał, że to koniec i nie spotka, nikogo lepszego. Czasem wierz mi, można się strasznie zaskoczyć – niekoniecznie w dobrym, tego słowa znaczeniu, ale tego wolał już nie dopowiadać, wierzył w miłość i sądził, że mężczyzna odnajdzie kogoś, kto będzie go rozumiał, bez słów stając się uziemieniem, gdy ten nurkował w odmętach fantazji pisząc kolejną powieść. – Swoją drogą, chyba nigdy nie przeczytałem żadnej z twoich książek, o czym one są? – autentycznie był ciekaw i polał mu, nim ten przeszedł do wyjaśnień.
– Nie oceniaj tych ludzi, zbyt surowo – zaczął, może zbyt mentorski tonem, ale nie lubił szufladkowania, domyślał się, o co pisarzowi chodziło, lecz chciał rozwiać jego myśl. – Nie wiesz, co tu robisz, mówisz? – patrzył mu w oczy, a intensywnie błękitne oczy lśniły w blasku świec i pod wpływem wypitego alkoholu. – Jesteś tu, bo potrzebujesz upodlić się, najpierw jednak chcesz poczuć odrobinę przyjemności. Nie oceniaj tych ludzi, wielu z nich pije z podobnych pobudek, co i ty, ale niewielu ma odwagę i świadomość, to tak otwarcie przyznać – zraniony mężczyzna reaguje na wiele sposobów, czasem jest to bójka, czasem picie, a bywa i tak, że jedno i drugie, chciał poczuć, że żyje, znieczulić ból i stłumić myśli nieustannie wracające do jednej i tej samej osoby, lecz było to cholernie trudne, nawet jeśli mógł wykonać pierwszy krok, by spojrzeć jej po wszystkim w oczy i wydobyć ze zlęknionego serca prawdę, jakiej oczekiwał, tak rozsądek ostrzegał przed konsekwencją tych czynów, jednocześnie alarmując, by dać sobie, jak i jej czas. To było irytująco trudne, ale starał się nie ulegać swojemu spaczonemu gwałtownością serca charakterowi. Rozmowa z Karlem odrobinę łagodziła objawy, lecz nie mógł z niego wydobywać informacji, byłby to krok, jakiego nie chciał podejmować licząc w głębi ducha na szczerość i rozmowę z jego siostrą.
– Każdy w swoim życiu miał złamane serce. Każdy myślał, że to koniec i nie spotka, nikogo lepszego. Czasem wierz mi, można się strasznie zaskoczyć – niekoniecznie w dobrym, tego słowa znaczeniu, ale tego wolał już nie dopowiadać, wierzył w miłość i sądził, że mężczyzna odnajdzie kogoś, kto będzie go rozumiał, bez słów stając się uziemieniem, gdy ten nurkował w odmętach fantazji pisząc kolejną powieść. – Swoją drogą, chyba nigdy nie przeczytałem żadnej z twoich książek, o czym one są? – autentycznie był ciekaw i polał mu, nim ten przeszedł do wyjaśnień.
Karl Sørensen
Re: 01.02.2001 – Pub „Kraken” – A. Mortensen & K. Sørensen Czw 9 Mar - 14:35
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Każdy miał własne zdanie i Karl to szanował. Gdyby każdy myślał w ten sam sposób, człowiek by do niczego w życiu nie doszedł. Sørensen doskonale to rozumiał. Wzruszył więc ramionami. Jego problem należał wyłącznie do niego. Nie musiał się z niczego tłumaczyć, a już na pewno nie osobie, przez którą jego przyjaciółka wpadła w tarapaty. Ale ona taka była, zawsze dostrzegała coś więcej w każdym człowieku.
– Ależ oczywiście, co osoba to nowy kłopot. Problem, z którym należy się zmierzyć. Dla każdego jego własny smutek, który zakrapia alkoholem jest najważniejszy, bo należy do niego – powiedział, obracając przed sobą szklankę. Tak naprawdę miał ochotę zaraz wyjść, bo jego obecność była tam bezcelowa. Chciał się upić, a tymczasem całkiem zmienił zdanie.
– Życzę szczęścia, naprawdę. I oby żadna dziewczyna nie wpadała przez ciebie w kłopoty. Chyba była taka jedna, która musiała odejść. Pamiętasz ją, prawda? Jej nie da się zapomnieć – on nigdy nie zapomni o Lumikki. O jej pięknych oczach, w których dostrzegał iskierki radości, o uśmiechu, który miała dla każdego i uporze, gdy się namiętnie kłóciła. Brakowało mu jej tak cholernie, że powstała wyrwa w jego sercu, której nikt nie zapełni. Ona przeszła przez jego życie jak huragan i zasiała takie spustoszenie, że nie da się tego tak po prostu naprawić i posprzątać.
– Ja już nie wierzę w uczucia – podsumował. Może zostanie nieczułym dupkiem, których pełno było wokół, nie wiedział. Czy to mu pasuje w ogóle? Nie, on taki nie był, ale czuł się tak, jakby ktoś podeptał mu serce i zmienił przy okazji jego nastawienie do życia.
– Wystarczy już – nie chciał więcej pić, ale szkoda by się trunek marnował…
– Nic nie tracisz – odparł na pytanie odnośnie twórczości.
– Piszę o tym, co znam. O życiu, historii, miastach, które lubię, o ludziach z ciekawymi historiami. Mieszam gatunki, bawię się schematami i emocjami. Wszystko po to, by wyciągnąć z tego coś głębszego. Nie powiem, że polecam, jestem krytyczny wobec swoich prac i nie wpycham ich na chama innym. Lubię, kiedy moje książki po prostu wpadają komuś w ręce. Bo czasem to nie człowiek szuka książki, lecz książka szuka człowieka – tak powtarzał jeden z uznanych pisarzy i Karlowi bardzo się to zdanie spodobało, więc powtarzał je dość często, gdy mówił coś o literaturze.
– Chyba będę się powoli zbierać. Muszę odetchnąć – mimo to napił się jeszcze, ale więcej już nie przyjmie. – Pewnie się okaże nagle, iż czeka mnie jutro jakieś ważne spotkanie. Poza tym, siostra będzie zła, a nie chcę jej wkurzać. Tylko ona mi tu została.
– Ależ oczywiście, co osoba to nowy kłopot. Problem, z którym należy się zmierzyć. Dla każdego jego własny smutek, który zakrapia alkoholem jest najważniejszy, bo należy do niego – powiedział, obracając przed sobą szklankę. Tak naprawdę miał ochotę zaraz wyjść, bo jego obecność była tam bezcelowa. Chciał się upić, a tymczasem całkiem zmienił zdanie.
– Życzę szczęścia, naprawdę. I oby żadna dziewczyna nie wpadała przez ciebie w kłopoty. Chyba była taka jedna, która musiała odejść. Pamiętasz ją, prawda? Jej nie da się zapomnieć – on nigdy nie zapomni o Lumikki. O jej pięknych oczach, w których dostrzegał iskierki radości, o uśmiechu, który miała dla każdego i uporze, gdy się namiętnie kłóciła. Brakowało mu jej tak cholernie, że powstała wyrwa w jego sercu, której nikt nie zapełni. Ona przeszła przez jego życie jak huragan i zasiała takie spustoszenie, że nie da się tego tak po prostu naprawić i posprzątać.
– Ja już nie wierzę w uczucia – podsumował. Może zostanie nieczułym dupkiem, których pełno było wokół, nie wiedział. Czy to mu pasuje w ogóle? Nie, on taki nie był, ale czuł się tak, jakby ktoś podeptał mu serce i zmienił przy okazji jego nastawienie do życia.
– Wystarczy już – nie chciał więcej pić, ale szkoda by się trunek marnował…
– Nic nie tracisz – odparł na pytanie odnośnie twórczości.
– Piszę o tym, co znam. O życiu, historii, miastach, które lubię, o ludziach z ciekawymi historiami. Mieszam gatunki, bawię się schematami i emocjami. Wszystko po to, by wyciągnąć z tego coś głębszego. Nie powiem, że polecam, jestem krytyczny wobec swoich prac i nie wpycham ich na chama innym. Lubię, kiedy moje książki po prostu wpadają komuś w ręce. Bo czasem to nie człowiek szuka książki, lecz książka szuka człowieka – tak powtarzał jeden z uznanych pisarzy i Karlowi bardzo się to zdanie spodobało, więc powtarzał je dość często, gdy mówił coś o literaturze.
– Chyba będę się powoli zbierać. Muszę odetchnąć – mimo to napił się jeszcze, ale więcej już nie przyjmie. – Pewnie się okaże nagle, iż czeka mnie jutro jakieś ważne spotkanie. Poza tym, siostra będzie zła, a nie chcę jej wkurzać. Tylko ona mi tu została.
Arthur Mortensen
01.02.2001 – Pub „Kraken” – A. Mortensen & K. Sørensen Nie 7 Maj - 14:41
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Czar nocy powoli przemijał, a filozoficzna rozmowa z Karlem, była studnią bez dna, w tym i bez konsekwencji. Człowiek uczył się na własnych błędach, ten widocznie zapatrzony jednowymiarowo nie potrafił przetrawić myśli o własnej słabości i w sposób najprostszy z możliwych żalił się, to samo czynił Arthur, mając na uwadze pokrzywdzenie przez los w ich mniemaniu byli tegoż losu ofiarami, cóż z ich perspektywy, tak faktycznie było, ale czy aby na pewno? Każdy z nich miał wolną wolę, miał możliwości, by wpływać na swoje życie w takich, a nie innych kwestiach to, że nie mogli zmieniać decyzji innych ludzi mając na względzie, tylko i wyłącznie egoistyczne pragnienia, było zupełnie zrozumiałe, jednakże siedzieć i płakać nad rozlanym mlekiem nie uśmiechało się, a przynajmniej nie przemytnikowi, który na odrzucenie zareagował agresją przelewaną podczas walki oraz wlewanym w ciało alkoholem mającym za zadanie znieczulenie bólu, jakiego granice nie sięgały fizyczności, niemniej jednak były odczuwalne.
Rozmowa z Karlem jednak miała swoje dobre strony, a gadanina pisarza, nieco odpędzała myśli Mortensena, chociaż ten prawdopodobnie szczegółów z tego spotkania nie zapamięta, tak istotnym było to, że jednak mieli możliwość porozmawiać i wyżalić się. Swoje od serca powiedział i nie w jego obowiązku wyciąganie za uszy tegoż z jego dołka, kwestią drugorzędną, było to, czy ten chciał pomocy, czy wolał dalej kisić się w swoim smutku, to nigdy nie było dobrym rozwiązaniem i szczerze odradzał taki wybór artyście.
– Racja już późno, a czuję, że wypiłbym jeszcze trochę i zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością – wstał i zachwiał się, ale utrzymał równowagę. Błędnym wzrokiem odszukał twarzy kompana i mrugnął do niego. – Powodzenia z szukaniem natchnienia, dobrej nocy – z zawadiackim uśmiechem na ustach marynarz opuścił towarzystwo znajomego i ruszył w drogę powrotną do domu, musiał wypocząć i zebrać na spokojnie myśli. Gorączkowe pragnienia odkładając na bok.
Arthur i Karl z tematu
Rozmowa z Karlem jednak miała swoje dobre strony, a gadanina pisarza, nieco odpędzała myśli Mortensena, chociaż ten prawdopodobnie szczegółów z tego spotkania nie zapamięta, tak istotnym było to, że jednak mieli możliwość porozmawiać i wyżalić się. Swoje od serca powiedział i nie w jego obowiązku wyciąganie za uszy tegoż z jego dołka, kwestią drugorzędną, było to, czy ten chciał pomocy, czy wolał dalej kisić się w swoim smutku, to nigdy nie było dobrym rozwiązaniem i szczerze odradzał taki wybór artyście.
– Racja już późno, a czuję, że wypiłbym jeszcze trochę i zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością – wstał i zachwiał się, ale utrzymał równowagę. Błędnym wzrokiem odszukał twarzy kompana i mrugnął do niego. – Powodzenia z szukaniem natchnienia, dobrej nocy – z zawadiackim uśmiechem na ustach marynarz opuścił towarzystwo znajomego i ruszył w drogę powrotną do domu, musiał wypocząć i zebrać na spokojnie myśli. Gorączkowe pragnienia odkładając na bok.
Arthur i Karl z tematu