:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström
2 posters
Einar Halvorsen
Re: 14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Nie 24 Sty - 19:22
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
14.09.2000
N i e p r z y j e m n a.
Boleśnie adekwatne stwierdzenie, którym opatrzył nadchodzącą wizytę, oczekującą go w gabinecie Ahlström. Odczucie snuło się, nierozłączne jak cień, grzęzło w gęstwinie płuc, ciążyło w klatce piersiowej. Świadomość, że w artystycznym świecie, obecnie, mógł liczyć głównie na jej kontakty, stawiała go nieuchronnie przed murem roszczonych wymagań. Musiał, o zgrozo, ponownie lśnić ideałem, którym przenigdy nie był, unikać nadszarpnięcia skandali jak złowrogiego ognia, nim przypadkowy zryw namiętności romansów, okaże się znacznie bardziej krzykliwy i sławny niż malowane portrety. Tragizm posłusznego tworzenia, na nowo, wizerunku artysty, przedstawianego już w pozytywnym świetle, bez niepotrzebnych szumów i dysonansów - dopełniał fakt napotkania kilka dni temu Westberg, nie wspominając o rychło przerwanej wizycie osamotnionej żony, która w ostatnim liście nie omieszkała określić go mianem kłamcy i najgorszego łajdaka, igrającego z naiwną uczuciowością wrażliwych, niewieścich serc. Całość ostatnich miesięcy posłusznego Einara Halvorsena, potulnego, spełniającego zalecenia Ahlström, dotyczące prezentowania się przed publiką oraz ograniczenia nieprzychylności plotek, przypominała teraz wiszącą na jednym włosku strukturę. Monument, który już wkrótce miał się obrócić w proch, pogrążyć w samą ruinę. Był pewny, że nie powstrzyma swoich brudnych tendencji, podszytych nicią huldrekallowej natury, jaką za wszelką cenę ukrywał, która byłaby, bezwzględnie, niemiłosiernym i ostatecznym ciosem, zdolnym zrujnować karierę urokliwego artysty, dawnego złotego chłopca. Był pewny, że wszystko jest kwestią czasu - dobra mina do złej, prowadzonej gry. Kwestia czasu, podobnie jak poszarpana i podeptana przyjaźń łącząca przed laty z Hallströmem, którą sam postanowił zniszczyć, gdy odkrył jego podatność na roztaczaną aurę. Kwestia czasu, tak samo jak znieważenie Westberga, który zaufał mu, pozwalając udzielić kilka malarskich rad córce. Zło, chaotyczność, przewrotność - wracały, tak jak cyklicznie odradzający się, krowi ogon. Był powołany do popełniania błędów - do zakłócania rozwagi.
Pozostawała wyłącznie aktorska gra. Przekonujące, wpisane w mdłą, wymaganą poprawność zachowanie, łudzenie się, że Ahlström nie rozdrapie zbyt wielu nowych występków. Skupienie na samej pracy, nad posiadanym talentem, który z łatwością, jak inni, mógł oczywiście zmarnować. Wszyscy mogli z łatwością o nim zapomnieć, wymienić portrety na inne, zwrócić się do nowego twórcy, którego wspólnie zdołają uznać za objawienie. Zemsta wpływowych małżonków zdawała się oczywista.
Westchnął ledwie słyszalnie. Arterie Starego Miasta pulsowały jak zawsze nieuninknionym pośpiechem oraz ogromem przechodniów. Znalazł się pod właściwymi drzwiami.
Zapukał.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Freja Ahlström
Re: 14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Pią 29 Sty - 20:09
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Zniecierpliwienie jątrzyło się pod skórą. Wyjątkowo nieznośne, nieprzyjemne uczucie sprawiało, że nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Białowłosa kotka wydawała się podzielać jej nastrój adorując je głośnymi pomrukami. Zwierzę ostatecznie zdecydowało się opuścić gabinet udając się w tylko sobie znane miejsce, najpewniej chcąc znaleźć kryjówkę na spokojny sen. Zdawała się wiedzieć, że w takich chwilach na próżno chciałaby znaleźć takowe w gabinecie - aż za dobrze znała utarte przyzwyczajenia i charakterny głos pełen nieprzyjemnej, drażliwej dla ucha tonacji.
Dała się skusić pięknu płótna obleczonego tragizmem. Nie zważając na ostrzegawcze podszepty przebrzmiałe zazdrością i obawą pozwoliła Einarowi zająć miejsce pod opiekuńczym cieniem jej śnieżnobiałych skrzydeł. Układ gwarantujący mu wszystko, czego jako malarz potrzebował, opierał się na aż do bólu prostej umowie. Układanie zawiłych, dziwnie brzmiących słów na kartce papieru było wyłącznie stratą cennego czasu. O wiele bardziej ceniła czyny, których efekty mogła odczuć na własnej skórze. Nawet natura kryjąca się w meandrach umysłu mężczyzny nie była problemem. Miał o tyle nieszczęścia, że bogowie postanowili obdarować go namacalnym dowodem skazy kryjącej się w najciemniejszym zakątku świadomości. Wielu zwykłych galdrów dostało w spadku doskonalszą umiejętność skrywania swych mrocznych fantazji pod powłoką skrzącego się spojrzenia, szerokiego uśmiechu czy słodkiego dźwięku wydobywających się zza idealnie skrojonych ust. Nie musieli uważać się za lepszych, bowiem ich uprzywilejowana pozycja wynikała jedynie z łut szczęścia i dobrego urodzenia. Robili to, bo nikt nie potrafił piękniej tkać całunów ułudy, pragnień i kłamstw. Codziennie broczyli swą krwią ulice Midgardu. Stare Miasto co wieczór opadało na kolana z jękiem bólu, by nocą zostać ocucone chucią wypełzającą z majestatycznych kamienic, które w większości zostały zamieszkane przez przedstawicieli klanów. Cieszyli się z społecznych przyzwoleń i zamierzali z nich korzystać, choćby przez palące pragnienie wyższości nad niżej postawionymi. Sama nie była wyjątkiem, skoro ochoczo korzystała z przywilejów i nie zamierzała pokornie nadstawiać karku.
Zagubiony wędrowiec już po chwili mógł ujrzeć znajome wnętrze mieszkania oraz ją jako sędziego, obrońcę i kata. Niedbałym machnięciem dłoni zaprosiła go do środka - nawet mimo przewinień snujących się za figlarnymi tęczówkami należała mu się odrobina szacunku.
Odrobina.
Zręcznie prowadziła Einara labiryntem korytarzy wprost w paszczę gabinetu. W pewnej chwili z głośnym miauczeniem zza drzwi jednego z pomieszczeń wyłoniła się kotka, której ospałe usposobienie sugerujące drzemkę zmieniło się wraz z dojrzeniem gościa. Niezrażona stalowym wzrokiem dezaprobaty dreptała radośnie tuż przy boku mężczyzny, najwyraźniej za swój obowiązek uważając ochronienie go przed czymkolwiek, co zamierzała zrobić Freja. Tuż po zamknięciu się drzwi wskazała mu fotel naprzeciw jej biurka, przy czym sama nie od razu zajęła swoje miejsce - najpierw rozlała im po szklance whisky, gdzie wkrótce jedna z nich znalazła się w jego dłoni.
Z dziką przyjemnością wyostrzających się zmysłów sączyła alkohol.
— O ile nie myli mnie pamięć, mieliśmy umowę.
Prawda, Einarze?
Dała się skusić pięknu płótna obleczonego tragizmem. Nie zważając na ostrzegawcze podszepty przebrzmiałe zazdrością i obawą pozwoliła Einarowi zająć miejsce pod opiekuńczym cieniem jej śnieżnobiałych skrzydeł. Układ gwarantujący mu wszystko, czego jako malarz potrzebował, opierał się na aż do bólu prostej umowie. Układanie zawiłych, dziwnie brzmiących słów na kartce papieru było wyłącznie stratą cennego czasu. O wiele bardziej ceniła czyny, których efekty mogła odczuć na własnej skórze. Nawet natura kryjąca się w meandrach umysłu mężczyzny nie była problemem. Miał o tyle nieszczęścia, że bogowie postanowili obdarować go namacalnym dowodem skazy kryjącej się w najciemniejszym zakątku świadomości. Wielu zwykłych galdrów dostało w spadku doskonalszą umiejętność skrywania swych mrocznych fantazji pod powłoką skrzącego się spojrzenia, szerokiego uśmiechu czy słodkiego dźwięku wydobywających się zza idealnie skrojonych ust. Nie musieli uważać się za lepszych, bowiem ich uprzywilejowana pozycja wynikała jedynie z łut szczęścia i dobrego urodzenia. Robili to, bo nikt nie potrafił piękniej tkać całunów ułudy, pragnień i kłamstw. Codziennie broczyli swą krwią ulice Midgardu. Stare Miasto co wieczór opadało na kolana z jękiem bólu, by nocą zostać ocucone chucią wypełzającą z majestatycznych kamienic, które w większości zostały zamieszkane przez przedstawicieli klanów. Cieszyli się z społecznych przyzwoleń i zamierzali z nich korzystać, choćby przez palące pragnienie wyższości nad niżej postawionymi. Sama nie była wyjątkiem, skoro ochoczo korzystała z przywilejów i nie zamierzała pokornie nadstawiać karku.
Zagubiony wędrowiec już po chwili mógł ujrzeć znajome wnętrze mieszkania oraz ją jako sędziego, obrońcę i kata. Niedbałym machnięciem dłoni zaprosiła go do środka - nawet mimo przewinień snujących się za figlarnymi tęczówkami należała mu się odrobina szacunku.
Odrobina.
Zręcznie prowadziła Einara labiryntem korytarzy wprost w paszczę gabinetu. W pewnej chwili z głośnym miauczeniem zza drzwi jednego z pomieszczeń wyłoniła się kotka, której ospałe usposobienie sugerujące drzemkę zmieniło się wraz z dojrzeniem gościa. Niezrażona stalowym wzrokiem dezaprobaty dreptała radośnie tuż przy boku mężczyzny, najwyraźniej za swój obowiązek uważając ochronienie go przed czymkolwiek, co zamierzała zrobić Freja. Tuż po zamknięciu się drzwi wskazała mu fotel naprzeciw jej biurka, przy czym sama nie od razu zajęła swoje miejsce - najpierw rozlała im po szklance whisky, gdzie wkrótce jedna z nich znalazła się w jego dłoni.
Z dziką przyjemnością wyostrzających się zmysłów sączyła alkohol.
— O ile nie myli mnie pamięć, mieliśmy umowę.
Prawda, Einarze?
Einar Halvorsen
Re: 14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Pią 12 Lut - 13:59
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Znajomy układ pomieszczeń, zadbana konstelacja mieszkania; gwiazdozbiór jej codzienności. Przechodził – przez wstęp przedpokoju prosto do gabinetu, jakby przechodził przez przełyk, pchany perystaltyką kroków. Własna chęć i konieczność strawienia. Jej ociąganie się i cierpliwość, niczym kat niespieszący się z egzekucją słów. Czuł panujące napięcie. Wiedział, że nie pojawił się bez powodu, był elementem jej planu. Wszystko, w jej życiu, zdawało się mieć swój powód, przytwierdzone do fundamentu rozsądku, do twardej, nieugiętej postawy rachunku zysków i strat. Kot poruszał się, stąpał wiernie za nimi; nieistotny towarzysz – nie zwracał zbytnio uwagi na zwierzę, które postanowiło stać się kompanem z instynktownego kaprysu. O wiele bardziej intrygowały go słowa. Słowa, które miały już wkrótce zapaść pomiędzy nimi. Niesione falą powietrza – słowa. Nic więcej. Słowa, ukryte jak nóż w futerale ust. Ani drgnęły. Nie uroniły zbędnej, werbalnej kropli. Czekały, na odpowiedni moment. (Whisky rozlewająca się do szklaneczek. Płynny bursztyn i zapach, smak i aromat – nie musiał, wcale, unosić drobnego naczynia, by poczuć każdą cząsteczkę drogiego trunku. Jeszcze nie, jeszcze nie pora na słowa. Za chwilę. Cierpliwość. Nie miał ochoty na whisky – on czekał, ona już znała, od początku do końca słowa. Lekkie zachybotanie, kołyszący ruch ramion tafli, napój nieruchomieje, czeka, czeka, aż go podniesie do ust. Nie chwyci, nie oplecie palcami beztroskich dłoni. Czeka ciągle na słowa).
Zaczęła. Mógł dalej grać, dalej kłamać – wiedział, że czyha na każde, choćby drobne potknięcie, na delikatny dysonans, który roznosi się wątłym szmerem w eterze. Jest dobrą obserwatorką. Doskonałą słuchaczką. Szanował ją, jednak o wiele bardziej chciał wykreować siebie; od zawsze lepszy, niż był, sięgający po więcej, niż tylko mógł zasługiwać. Szanował ją, jednak musiał, także w jej obecności, prawić dalsze matactwa. Potrafił wykrzesać uśmiech – posłuszny, pełen sympatii półksiężyc czerwieni warg. Uśmiechnął się. Nie wiedział, do czego się odnosiła. Błogosławiona niewiedza, mógł dzięki niej wypaść pełen autentyczności.
– Mieliśmy? – pytanie zawisło, zachybotało w niepewności. Mają. Powinni mieć. Przyprawił, wielu przychylnych ludzi o gorejącą nienawiść. Uwodził córkę Westberga. Zawiódł Hallströma, jedynie mącąc i niszcząc. Bogowie, starczyło klęsk odniesionych w tej sferze. To on, tylko on w tym był winny – obiecał sobie, że Ahlström nie będzie mieć żadnych uwag, że nie da więcej powodów, że nie zawiedzie, przynajmniej już w tym przypadku. Naiwne, marne nadzieje, proch i ruiny, klęska. Rozsiadł się, mimo tego wygodnie. Nie okazywał napięcia. Nie mógł.
– Słyszałem, że odwołali wernisaż – zainicjował, sam z siebie, temat. Przeklęte litanie morderstw, żałoba powoli zmienia się w statystyki.
Zaczęła. Mógł dalej grać, dalej kłamać – wiedział, że czyha na każde, choćby drobne potknięcie, na delikatny dysonans, który roznosi się wątłym szmerem w eterze. Jest dobrą obserwatorką. Doskonałą słuchaczką. Szanował ją, jednak o wiele bardziej chciał wykreować siebie; od zawsze lepszy, niż był, sięgający po więcej, niż tylko mógł zasługiwać. Szanował ją, jednak musiał, także w jej obecności, prawić dalsze matactwa. Potrafił wykrzesać uśmiech – posłuszny, pełen sympatii półksiężyc czerwieni warg. Uśmiechnął się. Nie wiedział, do czego się odnosiła. Błogosławiona niewiedza, mógł dzięki niej wypaść pełen autentyczności.
– Mieliśmy? – pytanie zawisło, zachybotało w niepewności. Mają. Powinni mieć. Przyprawił, wielu przychylnych ludzi o gorejącą nienawiść. Uwodził córkę Westberga. Zawiódł Hallströma, jedynie mącąc i niszcząc. Bogowie, starczyło klęsk odniesionych w tej sferze. To on, tylko on w tym był winny – obiecał sobie, że Ahlström nie będzie mieć żadnych uwag, że nie da więcej powodów, że nie zawiedzie, przynajmniej już w tym przypadku. Naiwne, marne nadzieje, proch i ruiny, klęska. Rozsiadł się, mimo tego wygodnie. Nie okazywał napięcia. Nie mógł.
– Słyszałem, że odwołali wernisaż – zainicjował, sam z siebie, temat. Przeklęte litanie morderstw, żałoba powoli zmienia się w statystyki.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Freja Ahlström
Re: 14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Sro 24 Lut - 18:10
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Ogłupiałe serce w swym braku rozumu bezmyślnie pchało ją w ramiona życia. Patrzyła, oddychała, smakowała. Pozornie miała nad tym władzę, wszak jeszcze nikomu nie udało się w pełni zapanować nad losem swego życia i dlatego o wiele bardziej od przyjemnego w dotyku aksamitu ceniła niezłomność kamienia, z którego codziennie o poranku wykuwała maskę. Doszła w tym do perfekcji. Polubiła to, wręcz pokochała, uczyniła z tego swą prawdziwą naturę. Nie musiała udawać, że jest inna - nie lubiła kłamać bez potrzeby. Gardziła niechlujstwem, dziecinną zabawą dwojga dorosłych ludzi udających kogoś, kim naprawdę nie byli. Spoglądając na oblicze towarzyszącego jej mężczyzny nie mogła oprzeć się wrażeniu, że i tak nic nie wskóra. Miała zostać sama z grzmiącym głosem zatroskanego małżonka. Obawiał się o to, co mogliby powiedzieć galdrowie na wieść o dzikich eskapadach jego żony dzielonych z malarzem o wątpliwej reputacji.
Ceniła i nienawidziła go jednocześnie.
Zdawała sobie sprawę z wątłej bezsilności mocy swych słów, lecz świadomość posiadania tych wybrakowanych mocy jednocześnie pozwalała niezwykle skutecznie zatuszować ich istnienie. On tylko to ułatwiał. Zdawało mu się, że tragizm lat ubiegłych dobiegł końca i z lubością może oddać się przyjemnościom, ale prawda sącząca się zewsząd mówiła o innym biegu wydarzeń. Do tej pory bywał względnie dyskretny, prośby o zachowanie wzmożonej dyskrecji kwitował - a przynajmniej chciała w to wierzyć - wyłącznie skinięciem głowy i to wystarczało. Nie w jej intencji było traktowanie go jak małego, rozkapryszonego dziecka o bzdurnych pomysłach, o ile wywiązywał się z nałożonych na niego obowiązków.
Zewsząd docierał do niej smród niewdzięczności. Nie oparła się temu nawet słodkawa woń schłodzonego alkoholu. Czuła to i dostrzegała w jego oczach, jakby pewność siebie jątrząca się w męskiej piersi właśnie dziś uniemożliwiła mu zdolność wykazania się rozsądkiem. Jeden niewłaściwy krok i laury układane na czubku głowy mogły prędko zmienić się w cierniową koronę.
— Mieliśmy. Nadal mamy — odparła prosto, wszak nie mogła trwonić nadzwyczaj cennego czasu. Niestety, oprócz niezadowolenia z zaistniałej sytuacji, na próżno mógł doszukiwać się śladów jakichkolwiek innych uczuć. Trwała niewzruszona, stała, jakby pomysłowość Einara nie była dla niej czymś odkrywczym. Powtarzał się. Ciągle chodziło o to samo, o uczucia tnące ku zapomnieniu, o odrobinę rozkoszy odczuwanej pod opuszkami palców.
— Obawiam się, że nieprędko doczekamy się kolejnego. Zwłaszcza twojego, skoro każdy z szanujących się właścicieli galerii będzie bał się znaleźć ślady twojej bytności w ich łóżku.
Nieznacznie skrzywiła usta. Choć pierwotnie poruszony temat bezpośrednio nie dotyczył mężczyzny, tak nie mogła przepuścić okazji do wtrącenia zręcznie omijanej istoty problemu.
Ceniła i nienawidziła go jednocześnie.
Zdawała sobie sprawę z wątłej bezsilności mocy swych słów, lecz świadomość posiadania tych wybrakowanych mocy jednocześnie pozwalała niezwykle skutecznie zatuszować ich istnienie. On tylko to ułatwiał. Zdawało mu się, że tragizm lat ubiegłych dobiegł końca i z lubością może oddać się przyjemnościom, ale prawda sącząca się zewsząd mówiła o innym biegu wydarzeń. Do tej pory bywał względnie dyskretny, prośby o zachowanie wzmożonej dyskrecji kwitował - a przynajmniej chciała w to wierzyć - wyłącznie skinięciem głowy i to wystarczało. Nie w jej intencji było traktowanie go jak małego, rozkapryszonego dziecka o bzdurnych pomysłach, o ile wywiązywał się z nałożonych na niego obowiązków.
Zewsząd docierał do niej smród niewdzięczności. Nie oparła się temu nawet słodkawa woń schłodzonego alkoholu. Czuła to i dostrzegała w jego oczach, jakby pewność siebie jątrząca się w męskiej piersi właśnie dziś uniemożliwiła mu zdolność wykazania się rozsądkiem. Jeden niewłaściwy krok i laury układane na czubku głowy mogły prędko zmienić się w cierniową koronę.
— Mieliśmy. Nadal mamy — odparła prosto, wszak nie mogła trwonić nadzwyczaj cennego czasu. Niestety, oprócz niezadowolenia z zaistniałej sytuacji, na próżno mógł doszukiwać się śladów jakichkolwiek innych uczuć. Trwała niewzruszona, stała, jakby pomysłowość Einara nie była dla niej czymś odkrywczym. Powtarzał się. Ciągle chodziło o to samo, o uczucia tnące ku zapomnieniu, o odrobinę rozkoszy odczuwanej pod opuszkami palców.
— Obawiam się, że nieprędko doczekamy się kolejnego. Zwłaszcza twojego, skoro każdy z szanujących się właścicieli galerii będzie bał się znaleźć ślady twojej bytności w ich łóżku.
Nieznacznie skrzywiła usta. Choć pierwotnie poruszony temat bezpośrednio nie dotyczył mężczyzny, tak nie mogła przepuścić okazji do wtrącenia zręcznie omijanej istoty problemu.
Einar Halvorsen
Re: 14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Czw 25 Lut - 21:04
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Wstęga słów - upragniona - zaczęła nareszcie płynąć. Węzeł napięcia, uprzednio podchodzący do gardła rozluźnił nieznacznie splot. Nieznacznie, jednak w wewnętrznym, doznawanym odczuciu zupełnie wystarczająco aby z łatwością skroić na twarzy uśmiech. Lata - dekady - narzuconej potrzeby przetrwania w galdryjskim świecie w którym utarte pojęcia oraz legendy, wciąż potrafiły odgrywać nadrzędną rolę doprowadzając do jakże często następujących spłyceń, zamknięcia w jednej szufladzie nieprzychylności, sprawiły że zwinnie poruszał się pośród gęstwiny kłamstw. Otaczała go szczelnie; na tyle szczelnie, aby dotychczas jego największy występek okazał się niewykryty. Inne, z kolei, miały tendencję wypełzać natrętnie na wierzch, oślepione od blasku dziennego światła oraz oceniających spojrzeń. Karmiły, stając się doskonałą pożywką dla magazynów plotkarskich i rozmów, przeprowadzanych ściszonym, konspiracyjnym głosem. Ogień skandalu był łatwy do rozprószenia, szczególnie gdy natarczywe dłonie kochanka sięgały po sylwetki cieszących się znaczną sławą, zamężnych kobiet. Obiecał jednak, że zmieni postępowanie że skupi się na esencji - malarskiej pasji która powinna niepodzielnie zajmować szczyt i stać się, najlepiej jedynym powodem który będzie poruszać pełna uznania publika. Na próżno - mógł oszukiwać, mógł okazywać miraże najrozkoszniejszych i najwspanialszych kłamstw, na próżno skoro łańcuch słabości z uporem skrzeczał przykażdym, stawianym kroku wydając z siebie - jak gdyby - szyderczy śmiech.
Opanowanie, pomimo tego, pozostawało niepodważalnie obecne na płótnie jego oblicza. Swobodny, wyrachowany i wzniecający sympatię, postępujący wedle utartych zasad, schematów, na które Ahlström, w przeciwieństwie do innych nie była łatwo podatna. Uniósł szklaneczkę z trunkiem, by zwilżyć nim podniebienie, uraczyć posmakiem język.
Atakowała. Prowokowała - sprawiała, że wciąż nie wiedział czy padające słowa są wyrazem zwyczajnej, prostej uszczypliwości czy może skrywają głębię poznanej prawdy. Prawdy, okrutnej prawdy na jego temat, oddającego się banalności rozkoszy czysto cielesnych, zatraconego w powstającemu z łatwością pożądaniu. Splątany pajęczyną niewiedzy, jaką obecnie wybierał, nie wychylał się z cienia licznych, posiadanych sekretów; nie ułatwiał oskarżeń i wypomnienia błędów, które, bez wątpienia popełniał na ścieżce życia.
- Mają poważniejsze zmartwienia - odpowiedział, zwyczajnie, do bólu zwyczajnie, z niegasnącą swobodą - nie sądzisz? - pytanie zawibrowało w powietrzu. Był trudnym podopiecznym, artystą którego talent z łatwością mogłoby przyćmić wiele niezmiennych wad. Tego dnia, niewątpliwie bronił się atmosferą która z uporem wbijała się do galdryjskiej świadomości. Każdy mógł być następny, zarówno kierownik galerii, jak mecenas, artysta czy szary obywatel stolicy, podejmujący się szarej niczym niewyróżnionej pracy. Zaginięcia; listy ukazujące poszukiwane osoby i nekrologi jeśli odnaleziono ciała nieszczęśników. Udawał, że przecież się zmienił; o niego, w chwili obecnej nie było potrzeby się troszczyć. Żył najzupełniej spokojnie, stroniąc od hańby romansów, od osób przy których miał obowiązek zachować właściwy dystans. (Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek uwierzy w podane przez ciebie bajki? że ona przystanie na każdą splecioną teraz wypowiedź?)
Opanowanie, pomimo tego, pozostawało niepodważalnie obecne na płótnie jego oblicza. Swobodny, wyrachowany i wzniecający sympatię, postępujący wedle utartych zasad, schematów, na które Ahlström, w przeciwieństwie do innych nie była łatwo podatna. Uniósł szklaneczkę z trunkiem, by zwilżyć nim podniebienie, uraczyć posmakiem język.
Atakowała. Prowokowała - sprawiała, że wciąż nie wiedział czy padające słowa są wyrazem zwyczajnej, prostej uszczypliwości czy może skrywają głębię poznanej prawdy. Prawdy, okrutnej prawdy na jego temat, oddającego się banalności rozkoszy czysto cielesnych, zatraconego w powstającemu z łatwością pożądaniu. Splątany pajęczyną niewiedzy, jaką obecnie wybierał, nie wychylał się z cienia licznych, posiadanych sekretów; nie ułatwiał oskarżeń i wypomnienia błędów, które, bez wątpienia popełniał na ścieżce życia.
- Mają poważniejsze zmartwienia - odpowiedział, zwyczajnie, do bólu zwyczajnie, z niegasnącą swobodą - nie sądzisz? - pytanie zawibrowało w powietrzu. Był trudnym podopiecznym, artystą którego talent z łatwością mogłoby przyćmić wiele niezmiennych wad. Tego dnia, niewątpliwie bronił się atmosferą która z uporem wbijała się do galdryjskiej świadomości. Każdy mógł być następny, zarówno kierownik galerii, jak mecenas, artysta czy szary obywatel stolicy, podejmujący się szarej niczym niewyróżnionej pracy. Zaginięcia; listy ukazujące poszukiwane osoby i nekrologi jeśli odnaleziono ciała nieszczęśników. Udawał, że przecież się zmienił; o niego, w chwili obecnej nie było potrzeby się troszczyć. Żył najzupełniej spokojnie, stroniąc od hańby romansów, od osób przy których miał obowiązek zachować właściwy dystans. (Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek uwierzy w podane przez ciebie bajki? że ona przystanie na każdą splecioną teraz wypowiedź?)
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Freja Ahlström
Re: 14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Pon 1 Mar - 18:17
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Z idylliczną swobodą trzymała kotłujące się więzy. Uśmiech pełen wyższości mówił wiele o tym, jak wielką przyjemność sprawiała władza nad pustymi bądź co cna przeżartymi przez niegodziwość umysłami. Sama nie była lepsza, lecz wbrew pośrednim jednostkom starała się przekuć słabości w broń, co dla tak wielu mogło oznaczać obietnicę szybkiej śmierci przez pochopne rzucenie się w przepaść. Nadzwyczaj efektywnie wykorzystywała szanse darowane przez Odyna. Ani raza nie zbluźniła bogom, ciesząc się szczerym błogosławieństwem spoglądała na mężczyznę z wyższością, ponad tym, co zwykł nazywać normalnością. Zaciśnięcie palców na smukłej szyi tlącej się namiętności wbrew miałkim domysłom nie starczał do ukrócenia żywota kłopotów zrodzonych w ogniu spojrzeń pełnych głodu. Szepty osadzające się na skraju ust podburzały ludność, sprawiały, że oczy nawykłe do obojętności sunęły w poszukiwaniu kolejnej sensacji. W otoczonym szarością i bezbożnością świecie każdy akt był jednocześnie okazję do nasycenia głów schorowanych przez wżerającą się w duszę miałkość. Nawet te z kobiet, które ryzykowały swym zainteresowaniem majątek, rodzinę i sławę, wydawały się nazbyt chętnie łaknąć odrobiny ekscytacji. Jedyna sposobność do uatrakcyjnienia swego życia stała się jego zgubą, choć jeszcze o tym nie wiedział. W swej pysze nie pojmował, jak wiele może stracić.
Ilekroć pojawiała się pośród towarzystwa upstrzonego odurzającym zapachem perfum, tyle musiała nadstawiać uszu. Rozchichotane, niezbyt trzeźwe o wiele chętniej otwierały usta, które w obecności mężczyzn zaciskały w parodii uśmiechu. Świadomość bycia ich całkowitym przeciwieństwem wprawiała ją w euforię, wprawiała w stan wręcz niewymownej satysfakcji - dzień po dniu pracowała, żeby znaleźć się na szczycie i patrzeć na nie z góry. To, gdzie siedziała, dlaczego mogła rozmawiać z Halvorsenem właśnie w taki sposób, na jaką obojętność pozwalała sobie wobec widzących i śniących.
Nie oczekiwała odpowiedzi malującej się na jego obliczu. Był na to zbyt mądry. Umiejętność maskowania i trzymania emocji na napiętej wodzy to jedyne, co mieli ze sobą wspólnego i wcale nie zaliczała tego jako negatyw. Im większą profesję zachowywali, tym lepiej. Niestety początkowe założenie dotyczące dbania wyłącznie o sprawy czysto artystyczne z biegiem miesięcy spełzły na niczym, bowiem na wierzch spod całunu milczenia wypływały coraz to szpetniejsze sekrety. Początkowo przyglądała się im z pewnym pobłażaniem, aby później traktować je z coraz większym zmartwieniem. Troszczyła się przede wszystkim o własną karierę.
— Może. Myślisz, że wstęga śmierci zaniecha ich starania o dopilnowania spokoju domowego ogniska?
Mogła powiedzieć o nich wiele, ale dopilnowanie czystości swych małżonek traktowali za punkt honoru, a im mocniej owa ptaszyna chciała się wyrwać, tym więcej starań dokładali dla zatuszowania romansowego mezaliansu. Żaden mężczyzna nie pragnął publicznego wywlekania brudów. Zwłaszcza taki, który piastował poważaną w społeczeństwie pozycję, tym samym ciesząc się - często - niezasłużonym szacunkiem. Każdy z nich był narażony na nekrolog, które ostatnio z zastraszającą częstością pojawiały się na stronach wszystkich miejscowych gazet. Nieznajomi zbierali pośród galdrów żniwo i nic nie wskazywało na zaprzestanie tych działań.
— Wolałabym, żebyś chociaż raz był wobec mnie szczery i powiedział, dlaczego ciągle pakujesz się w kłopoty, których mógłbyś uniknąć.
Jak bardzo bolała go prawda? Jak bardzo bolała go szczerość, skoro kłamstwa wrosły w jego pokrętny umysł?
Ilekroć pojawiała się pośród towarzystwa upstrzonego odurzającym zapachem perfum, tyle musiała nadstawiać uszu. Rozchichotane, niezbyt trzeźwe o wiele chętniej otwierały usta, które w obecności mężczyzn zaciskały w parodii uśmiechu. Świadomość bycia ich całkowitym przeciwieństwem wprawiała ją w euforię, wprawiała w stan wręcz niewymownej satysfakcji - dzień po dniu pracowała, żeby znaleźć się na szczycie i patrzeć na nie z góry. To, gdzie siedziała, dlaczego mogła rozmawiać z Halvorsenem właśnie w taki sposób, na jaką obojętność pozwalała sobie wobec widzących i śniących.
Nie oczekiwała odpowiedzi malującej się na jego obliczu. Był na to zbyt mądry. Umiejętność maskowania i trzymania emocji na napiętej wodzy to jedyne, co mieli ze sobą wspólnego i wcale nie zaliczała tego jako negatyw. Im większą profesję zachowywali, tym lepiej. Niestety początkowe założenie dotyczące dbania wyłącznie o sprawy czysto artystyczne z biegiem miesięcy spełzły na niczym, bowiem na wierzch spod całunu milczenia wypływały coraz to szpetniejsze sekrety. Początkowo przyglądała się im z pewnym pobłażaniem, aby później traktować je z coraz większym zmartwieniem. Troszczyła się przede wszystkim o własną karierę.
— Może. Myślisz, że wstęga śmierci zaniecha ich starania o dopilnowania spokoju domowego ogniska?
Mogła powiedzieć o nich wiele, ale dopilnowanie czystości swych małżonek traktowali za punkt honoru, a im mocniej owa ptaszyna chciała się wyrwać, tym więcej starań dokładali dla zatuszowania romansowego mezaliansu. Żaden mężczyzna nie pragnął publicznego wywlekania brudów. Zwłaszcza taki, który piastował poważaną w społeczeństwie pozycję, tym samym ciesząc się - często - niezasłużonym szacunkiem. Każdy z nich był narażony na nekrolog, które ostatnio z zastraszającą częstością pojawiały się na stronach wszystkich miejscowych gazet. Nieznajomi zbierali pośród galdrów żniwo i nic nie wskazywało na zaprzestanie tych działań.
— Wolałabym, żebyś chociaż raz był wobec mnie szczery i powiedział, dlaczego ciągle pakujesz się w kłopoty, których mógłbyś uniknąć.
Jak bardzo bolała go prawda? Jak bardzo bolała go szczerość, skoro kłamstwa wrosły w jego pokrętny umysł?
Einar Halvorsen
Re: 14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Pią 5 Mar - 15:55
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Upartość – przeklęta cecha – obecnie z rozmachem wbita jak metalowy pręt. Zaklęta w każdym spojrzeniu, każdym geście i słowie, które zgrzyta i szura w otaczającej, eleganckiej przestrzeni gabinetu, zgrzyt, jazgot, kulawy kakofoniczny koncert irytujący, irytujący, irytujący. Pewność siebie, w jego przypadku złudna, w jej jak najbardziej słuszna, wzmagająca dostojność oraz niezbędny do nakreślenia dystans. Zbyt dumny żeby zawrócić, zbyt niepokorny by przyznać się skulić i błagać o wybaczenie. Tkwił po kolana w bagnie, lepił się cały od błota niewłaściwych decyzji spowodowanych kompletnym brakiem wyrzeczeń, tkwił w bagnie którego sam w istocie był twórcą. Sam, bez niczyjej pomocy, skazał się na podobny los. Sięgał gdzie nie powinien sięgać, udawał ciągle osobę którą w rzeczywistości nie był. Einar Halvorsen rzucany na pożarcie publice, osobom zgromadzonym z przejęciem na wernisażach był tylko tworem pozorów, walką toczoną codziennie z własnym gigantycznym kompleksem przedłużającym kręgosłup w nieludzką anatomiczną formę.
– Wręcz przeciwnie – odpowiedział, tak samo gładko jak przedtem – myślę, że wspólny cel, jakim stało się bezpieczeństwo, zacieśni wzajemną troskę i relacje pomiędzy małżonkami.
Bogowie, boki zrywać, on naprawdę to mówił. Ostatnia z osób która powinna oznajmiać cokolwiek w kwestii stałych relacji i zawieranych małżeństw. Wierzył jednak że tkwiła w tych (pustych) słowach słuszność; ludzie, przynajmniej niektórzy, stawali się ostrożniejsi. Zalecano aby zaniechać samotnych spacerów nocą, unikać niebezpieczeństwa, wychodzić najlepiej w grupie. Ponura, galdryjska codzienność, ponury galdryjski świat ostrzący na nich swe zęby, pragnący zatopić szpony. Podsumowane, skończone ziemskie tułaczki na tyłach gazet, koniec, rytualne morderstwa, a koło samej historii toczy się niewzruszenie dalej.
Wiedział, że stanie się niecierpliwa że prędzej czy później przypuści właściwy atak. Wbije nóż słów między żebra. Nie miał zamiaru ułatwiać jej potwierdzenia podejrzeń – nadeszła pora na odegranie Einara-oburzonego, Einara-nawróconego artysty którego grzechy powinny być zapomniane, który obmył się świętą wodą który wypłukał brud.
– Jestem z tobą szczery – gorycz rozczarowania. Nie dawał po sobie poznać, że mógł w istocie popełnić choćby drobny występek, roztrwonić jedną upojną noc z nierozważną mężatką. O boże, tak, grał w tym dalej, idylliczna niewinność, wzór do naśladowania, niech mu postawią świątynię – być może będzie jedyną, do której będzie chciał wejść. Nawrócenie; miał nawet asa w rękawie w postaci wyjścia na pogrzeb które stało się dalszym, wspaniałym postanowieniem. O śmierci Lauge Nørgaarda głosiły wszystkie gazety, trąbiły w wytłuszczonych nagłówkach które rozpasły się na tej wielkiej tragedii-sensacji.
– Niestety – dodał, następna dawka, następna szczypta rozczarowania – żadna szczerość nie zdoła zburzyć uprzedzeń – przyznał z drobnym wyrzutem. Wyważonym, przekonującym, bez żadnej mogącej zdradzić go hiperboli. Nie sięgnął już po szklaneczkę ze złotooką whisky; nie miał ochoty, nie teraz.
– Wręcz przeciwnie – odpowiedział, tak samo gładko jak przedtem – myślę, że wspólny cel, jakim stało się bezpieczeństwo, zacieśni wzajemną troskę i relacje pomiędzy małżonkami.
Bogowie, boki zrywać, on naprawdę to mówił. Ostatnia z osób która powinna oznajmiać cokolwiek w kwestii stałych relacji i zawieranych małżeństw. Wierzył jednak że tkwiła w tych (pustych) słowach słuszność; ludzie, przynajmniej niektórzy, stawali się ostrożniejsi. Zalecano aby zaniechać samotnych spacerów nocą, unikać niebezpieczeństwa, wychodzić najlepiej w grupie. Ponura, galdryjska codzienność, ponury galdryjski świat ostrzący na nich swe zęby, pragnący zatopić szpony. Podsumowane, skończone ziemskie tułaczki na tyłach gazet, koniec, rytualne morderstwa, a koło samej historii toczy się niewzruszenie dalej.
Wiedział, że stanie się niecierpliwa że prędzej czy później przypuści właściwy atak. Wbije nóż słów między żebra. Nie miał zamiaru ułatwiać jej potwierdzenia podejrzeń – nadeszła pora na odegranie Einara-oburzonego, Einara-nawróconego artysty którego grzechy powinny być zapomniane, który obmył się świętą wodą który wypłukał brud.
– Jestem z tobą szczery – gorycz rozczarowania. Nie dawał po sobie poznać, że mógł w istocie popełnić choćby drobny występek, roztrwonić jedną upojną noc z nierozważną mężatką. O boże, tak, grał w tym dalej, idylliczna niewinność, wzór do naśladowania, niech mu postawią świątynię – być może będzie jedyną, do której będzie chciał wejść. Nawrócenie; miał nawet asa w rękawie w postaci wyjścia na pogrzeb które stało się dalszym, wspaniałym postanowieniem. O śmierci Lauge Nørgaarda głosiły wszystkie gazety, trąbiły w wytłuszczonych nagłówkach które rozpasły się na tej wielkiej tragedii-sensacji.
– Niestety – dodał, następna dawka, następna szczypta rozczarowania – żadna szczerość nie zdoła zburzyć uprzedzeń – przyznał z drobnym wyrzutem. Wyważonym, przekonującym, bez żadnej mogącej zdradzić go hiperboli. Nie sięgnął już po szklaneczkę ze złotooką whisky; nie miał ochoty, nie teraz.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Freja Ahlström
Re: 14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Wto 9 Mar - 10:48
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Chwiał się. Zagubiony umysł plótł coraz to śmielsze kłamstwa w nadziei, że powtórzone sto razy staną się prawdą. Poszukiwanie nowych, intensywniejszych bodźców miało uświetnić podróż niedomówień i milczenia, lecz w ostateczności nie widziała na końcu jego drogi niczego szczególnego. Skończy tak, jak skończyło wielu przed nim - w samotności, otoczony myślami niesprawnego umysłu, przeżarty fałszywymi przekonaniami. Roztrzaskana dusza została zapomniana, wykreślona z wieczystej księgi istnień, nie dostała szansy odrodzenia się na nowo, związano ją okowami i strącono w najgłębsze czeluści mulistej rzeki. Wierzyła, że taki sąd spotka go po śmierci będącej ostatnimi tygodniami niezwykle łakomym bóstwem. Mimo grzechów brzęczących u nadgarstków niczym indyjskie bransolety miał szansę zawrócić. Nie chodziło o radykalną zmianę natury, bowiem ta nie miała w zwyczaju łatwo poddawać się wszelakim zmianom, a stopniowe wprowadzanie kosmetycznych napraw.
Musiała przyznać, że miał nieprawdopodobnie ogromne poczucie humoru. Brak sumienia wyzwolił w Halvorsenie potrzebę dzielenia się marnym żartem - o zgrozo - akurat podczas ich spotkania. Absurd sączył się z każdego wypowiedzianego przez niego słowa. Prędzej roześmiałaby się z jego chropowatej, drapiącej faktury naiwności niż troski o los ogniska domowego.
— I właśnie dlatego powinieneś uważać — odpowiedziała, gładko, bez zająknięcia, obojętnie. — Im uważniej oczy mężów będą spoglądać ku małżonkom, tym trudniej będzie Ci przemknąć niezauważenie tuż pod ich nosami. Inaczej narazisz się na problemy.
Niemal opiekuńczym spojrzeniem objęła dłonie mężczyzny. To one stanowiły przedłużenie jego talentu wraz z pędzlem nanoszącym farbę na płótno. Zmiażdżone, ociekające krwią, pozbawione czucia nie przydałyby mu się na wiele, choć w ostateczności musiałby posługiwać się magią. Obawiała się, że mimo to zostałby okryty całunem niewidzialności. Na nic nie zdałby się wątpliwej jakości żart i bystre spojrzenie, ponieważ galdrowie nade wszystko cenili sobie piękno, perfekcję i niewinność, a zbrukane cierpieniem palce nie pasowały do ich wyświechtanego świata. Któregoś dnia prawda uderzy go z potrojoną siłą. Wystarczyło cierpliwie poczekać.
Grzechem byłoby się nie uśmiechnąć.
Zamiast malarstwa odnalazłby się w aktorstwie. Pewność tego stwierdzenia rozbawiła ją na tyle, aż parsknęła śmiechem w akompaniamencie chlupotu resztek alkoholu obijającego się o szkło. Nie spodziewała się tak interesującego popołudnia. Halvorsen sprawiał, że odkrywała nieznane i bezimienne pokłady ludzkich namiętności, myśli i uczuć.
— Uprzedzenia nie powstały bez powodów.
Rzadko przejmowała się treścią plotek. Nie miała w zwyczaju słychać wszystkiego, co usta plotą bezwiednie w pozornym poczuciu bezpieczeństwa, bo zawierało się w nich zbyt wiele fałszu. Czasami bywały przydatne, lecz wolała polegać na wyczuciu płynącym z znajomości i intuicji. Nie zamierzała wierzyć w szczerość mężczyzny, bowiem zaprzeczała sama sobie i nie miała nic, dzięki czemu spadałaby spokojniej. Posiadając ogrom informacji o pragnieniach rozsadzających jego świadomość co najwyżej mogła odprężyć się i kontynuować intrygującą konwersację.
— Obiecałam, że udostępnię Ci wszystko co potrzebne artyście do rozwoju pod jednym warunkiem. Miałeś nikomu się nie narażać. Omijać cudze sypialnie szerokim łukiem, a przynajmniej robić to tak, żeby nikt się nie dowiedział. Wymagam zbyt wiele?
Nie groziła mu. Nie widziała takiej potrzeby, zwłaszcza, że brzydziła się gniewnym słowem rzucanym na wiatr.
Musiała przyznać, że miał nieprawdopodobnie ogromne poczucie humoru. Brak sumienia wyzwolił w Halvorsenie potrzebę dzielenia się marnym żartem - o zgrozo - akurat podczas ich spotkania. Absurd sączył się z każdego wypowiedzianego przez niego słowa. Prędzej roześmiałaby się z jego chropowatej, drapiącej faktury naiwności niż troski o los ogniska domowego.
— I właśnie dlatego powinieneś uważać — odpowiedziała, gładko, bez zająknięcia, obojętnie. — Im uważniej oczy mężów będą spoglądać ku małżonkom, tym trudniej będzie Ci przemknąć niezauważenie tuż pod ich nosami. Inaczej narazisz się na problemy.
Niemal opiekuńczym spojrzeniem objęła dłonie mężczyzny. To one stanowiły przedłużenie jego talentu wraz z pędzlem nanoszącym farbę na płótno. Zmiażdżone, ociekające krwią, pozbawione czucia nie przydałyby mu się na wiele, choć w ostateczności musiałby posługiwać się magią. Obawiała się, że mimo to zostałby okryty całunem niewidzialności. Na nic nie zdałby się wątpliwej jakości żart i bystre spojrzenie, ponieważ galdrowie nade wszystko cenili sobie piękno, perfekcję i niewinność, a zbrukane cierpieniem palce nie pasowały do ich wyświechtanego świata. Któregoś dnia prawda uderzy go z potrojoną siłą. Wystarczyło cierpliwie poczekać.
Grzechem byłoby się nie uśmiechnąć.
Zamiast malarstwa odnalazłby się w aktorstwie. Pewność tego stwierdzenia rozbawiła ją na tyle, aż parsknęła śmiechem w akompaniamencie chlupotu resztek alkoholu obijającego się o szkło. Nie spodziewała się tak interesującego popołudnia. Halvorsen sprawiał, że odkrywała nieznane i bezimienne pokłady ludzkich namiętności, myśli i uczuć.
— Uprzedzenia nie powstały bez powodów.
Rzadko przejmowała się treścią plotek. Nie miała w zwyczaju słychać wszystkiego, co usta plotą bezwiednie w pozornym poczuciu bezpieczeństwa, bo zawierało się w nich zbyt wiele fałszu. Czasami bywały przydatne, lecz wolała polegać na wyczuciu płynącym z znajomości i intuicji. Nie zamierzała wierzyć w szczerość mężczyzny, bowiem zaprzeczała sama sobie i nie miała nic, dzięki czemu spadałaby spokojniej. Posiadając ogrom informacji o pragnieniach rozsadzających jego świadomość co najwyżej mogła odprężyć się i kontynuować intrygującą konwersację.
— Obiecałam, że udostępnię Ci wszystko co potrzebne artyście do rozwoju pod jednym warunkiem. Miałeś nikomu się nie narażać. Omijać cudze sypialnie szerokim łukiem, a przynajmniej robić to tak, żeby nikt się nie dowiedział. Wymagam zbyt wiele?
Nie groziła mu. Nie widziała takiej potrzeby, zwłaszcza, że brzydziła się gniewnym słowem rzucanym na wiatr.
Einar Halvorsen
Re: 14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Sob 13 Mar - 12:54
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Słowa, które nie mogły zapaść; łapczywy trans pocałunków, taniec stęsknionych za nutą niepoznanego warg. Sylwetki, lgnące ku sobie jak ćmy w kierunku palącej się głowy świecy. Spalić się. Pożądanie. Spłonąć w ogniu krytyki, być brudnym od wytknięć palców, nie respektować zasad, narażać się, nieustannie narażać towarzyskiej śmietance – aż w końcu – wszystko nareszcie przebrzmi, przegnije, będą mieć dość i wyplują go ostatecznie z niesmakiem, wyrzucą na szorstki bruk.
– Nie rozbijałem tych małżeństw, Frejo – proste wyjaśnienie w duecie z prostym ciepłem uśmiechu. Mowa, jak wcześniej, płynna i pewna siebie; wstęgi nienaruszonych choć zająknięciem zdań. Wiedziała? Przychodziły do niego; same prosiły; same łaknęły dalszej ofiarowanej uwagi. Nie miał potrzeby posiłkować się aurą; wystarczało im tylko że był.
– One już były rozbite – sprostował, dobitnie, na zakończenie. Małżeństwa dla polityki rodzin, małżeństwa czysto z rozsądku. Ze względu na przynależność do klanu, powinna mieć o tym wiedzę o wiele lepszą niż on.
On sam – był przecież nikim – chłopcem odnalezionym przez starą służkę, który mógł posmakować szczęścia i usługiwać w pracowni znanego gospodarzowi artysty. Później, gdy sprzątał, mieszał farby, pomagał, malował tła, polerował werniksem oraz kopiował dzieła; odkryto że sam powinien już rozprostować skrzydła. On wiedział o tym od dawna. Wiedział; miał w sobie iskrę tworzenia.
Kobiety, rozgoryczone i porzucone w złotych, ozdobnych klatkach – kobiety, które zwykły pojawiać się w jego progach, podobnie, jak zwłaszcza dawniej pojawiali się też mężczyźni, zmuszeni, by trzymać w ukryciu prawdziwą naturę pragnień. Był dla nich wszystkim – wszystkim, czego poszukiwali, czego w istocie pragnęli podczas napiętej nocy, wijącej się pismem cieni odbitych na licach ścian.
– Wymagasz wystarczająco – odpowiedział; resztki, okruchy jego pokory. – Porozmawiamy, gdy znajdę się na językach – dodał butnie – oczywiście od strony niepowiązanej ze sztuką. Z tego, co się orientuję, Ratatoskr milczy jak grób – był pewny siebie, pewny, że oto żaden, dotychczasowy kontakt nie zdoła wypłynąć na wierzch. Nawet, gdy nie kłamała, gdy poruszała się po terenach mglistych i niewyraźnych spostrzeżeń, nie sadził, aby cokolwiek zostało rzucone na pożarcie psom znacznie szerszej publiki. Nie sadził; w chwili obecnej był nietykalny. (Widział się z Westberg; to kwestia czasu, nim znowu nie runie w przepaść).
Wyprostował się i spoważniał. Walka na słowa nie miała większego sensu; nie był na tyle głupi, aby nie spostrzec że z góry znajduje się na fatalnej, silnie przegranej pozycji. Wystarczył kaprys, starczyło jedno, bezwzględne zdanie które mogło zagnieździć się między nimi, wbić się z uporem jak klin. Był zdany wciąż na jej łaskę oraz niełaskę. Nie mógł z nią walczyć; zwłaszcza, że w głębi podniszczonego serca żywił do niej szacunek.
Upił łyk alkoholu; zwilżone gardło, gotowe by ponieść dalszy, mający wtłoczyć się między rozmówców przekaz.
– Staram się, zrozum. Robię wszystko, żeby poprawić swój wizerunek. Uważam na siebie, nie szukam kolejnych zwad. Dbam, w związku z tą sytuacją, z pewnością niepokojącą każdego. Postanowiłem iść nawet na pogrzeb Nørgaarda – powiedział, o dziwo szczerze; tak samo nie kłamał z pogrzebem, decydując stać się przykładnym obywatelem Midgardu. Nawet, gdy Ahlströmowie nie przepadali za klanem, żegnano wielkiego człowieka, z potężnym zasobem dokonań w dziedzinie magii runicznej. Liczył, że to zobaczy; ujrzy że przynajmniej się stara.
Nawet, gdy dalej jest słaby – żałośnie, przerażająco
słaby.
– Nie rozbijałem tych małżeństw, Frejo – proste wyjaśnienie w duecie z prostym ciepłem uśmiechu. Mowa, jak wcześniej, płynna i pewna siebie; wstęgi nienaruszonych choć zająknięciem zdań. Wiedziała? Przychodziły do niego; same prosiły; same łaknęły dalszej ofiarowanej uwagi. Nie miał potrzeby posiłkować się aurą; wystarczało im tylko że był.
– One już były rozbite – sprostował, dobitnie, na zakończenie. Małżeństwa dla polityki rodzin, małżeństwa czysto z rozsądku. Ze względu na przynależność do klanu, powinna mieć o tym wiedzę o wiele lepszą niż on.
On sam – był przecież nikim – chłopcem odnalezionym przez starą służkę, który mógł posmakować szczęścia i usługiwać w pracowni znanego gospodarzowi artysty. Później, gdy sprzątał, mieszał farby, pomagał, malował tła, polerował werniksem oraz kopiował dzieła; odkryto że sam powinien już rozprostować skrzydła. On wiedział o tym od dawna. Wiedział; miał w sobie iskrę tworzenia.
Kobiety, rozgoryczone i porzucone w złotych, ozdobnych klatkach – kobiety, które zwykły pojawiać się w jego progach, podobnie, jak zwłaszcza dawniej pojawiali się też mężczyźni, zmuszeni, by trzymać w ukryciu prawdziwą naturę pragnień. Był dla nich wszystkim – wszystkim, czego poszukiwali, czego w istocie pragnęli podczas napiętej nocy, wijącej się pismem cieni odbitych na licach ścian.
– Wymagasz wystarczająco – odpowiedział; resztki, okruchy jego pokory. – Porozmawiamy, gdy znajdę się na językach – dodał butnie – oczywiście od strony niepowiązanej ze sztuką. Z tego, co się orientuję, Ratatoskr milczy jak grób – był pewny siebie, pewny, że oto żaden, dotychczasowy kontakt nie zdoła wypłynąć na wierzch. Nawet, gdy nie kłamała, gdy poruszała się po terenach mglistych i niewyraźnych spostrzeżeń, nie sadził, aby cokolwiek zostało rzucone na pożarcie psom znacznie szerszej publiki. Nie sadził; w chwili obecnej był nietykalny. (Widział się z Westberg; to kwestia czasu, nim znowu nie runie w przepaść).
Wyprostował się i spoważniał. Walka na słowa nie miała większego sensu; nie był na tyle głupi, aby nie spostrzec że z góry znajduje się na fatalnej, silnie przegranej pozycji. Wystarczył kaprys, starczyło jedno, bezwzględne zdanie które mogło zagnieździć się między nimi, wbić się z uporem jak klin. Był zdany wciąż na jej łaskę oraz niełaskę. Nie mógł z nią walczyć; zwłaszcza, że w głębi podniszczonego serca żywił do niej szacunek.
Upił łyk alkoholu; zwilżone gardło, gotowe by ponieść dalszy, mający wtłoczyć się między rozmówców przekaz.
– Staram się, zrozum. Robię wszystko, żeby poprawić swój wizerunek. Uważam na siebie, nie szukam kolejnych zwad. Dbam, w związku z tą sytuacją, z pewnością niepokojącą każdego. Postanowiłem iść nawet na pogrzeb Nørgaarda – powiedział, o dziwo szczerze; tak samo nie kłamał z pogrzebem, decydując stać się przykładnym obywatelem Midgardu. Nawet, gdy Ahlströmowie nie przepadali za klanem, żegnano wielkiego człowieka, z potężnym zasobem dokonań w dziedzinie magii runicznej. Liczył, że to zobaczy; ujrzy że przynajmniej się stara.
Nawet, gdy dalej jest słaby – żałośnie, przerażająco
słaby.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Freja Ahlström
Re: 14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Wto 16 Mar - 22:43
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Ilekroć dostrzegała łapczywość pożądania wijącą się w spojrzeniach towarzyszących jej mężczyzn, tym bardziej nimi pogardzała. Nie potrafili utrzymać podsyconych nikłym żarem marzeń o idealnej krzywiźnie kobiecego ciała. W popłochu przed zanikiem pierwotnego instynktu poszukiwali pocieszenia w ramionach małżonek bądź jeszcze mocniej spragnionych uwagi kochanek. Słowa Einara okuto prawdą, z brutalnym poszanowaniem rzeczywistości kreowanej przez galdrów uważających małżeństwo za rodzaj handlowej transakcji, w której ktoś taki jak ona nie może mieć prawa głosu. Nie oznaczało to, że zamierzała oddać mu rację.
— Nikt nie prosił Cię o wtrącanie się tam, gdzie nie jest twoje miejsce. Zawsze możesz odmówić.
Pod tymi względami nie różnił się zbyt wiele od swych pobratymców. Za wszelką cenę pragnął stać się kimś więcej, pokazać brudnemu światu piękno przewodzone przez muśnięte talentem palce, lecz z każdym ruchem coraz bardziej zbliżał się ku upadkowi. Wolał pokładać wiarę w zgubnej namiętności, niż kierować się rozsądkiem.
— Dzielenie z nimi łoża przynosi więcej szkody niż pożytku — odparła zwięźle, prosto, uznając temat za wyczerpany. Nie miała na myśli apetytu rosnącego w umysłach rozochoconych kochanek, wszak łatwo je ugasić, lecz większym zagrożeniem mogli stać się pragnący zemsty mężowie, którzy mimo własnych występków za punkt honoru obrali ochronę cnót żon. Powinien o tym pamiętać, nie zacierać śladów rozgoryczenia snujących się za spętanym pożądaniem uległych kobiet. Jeszcze nie był tym, kto mógłby postawić się wbrew pozornie świętemu prawu.
Bezmyślność zabijała w nim to, co najpiękniejsze. Oślepiała ją na tyle, że stawała się obojętna wobec tego, co miał do pokazania. Nie zważając na ewidentne ślady ułaskawienia boskich, kapryśnych bożków sztuki ignorowała korzyści wiążące się z byciem jego opiekunem. Nawet ta odrobina rozsądku kryjąca się w zakamarkach jego umysłu nie starczała, aby mogła swobodnie cieszyć się z coraz to donośniejszych sukcesów.
— Wciąż niczego nie rozumiesz — powiedziała rozczarowana, choć w głębi duszy spodziewała się takiego obrotu wydarzeń. Westchnęła. — Wolałabym... Wolelibyśmy nie odbywać rozmowy po tym, jak znajdziesz się na językach połowy Midgardu. Uwierz mi na słowo. Musisz pomyśleć o tym, co stałoby się po opublikowaniu takiego artykułu.
Nawet ktoś taki jak ona mógł mieć związane ręce. Zawsze znajdzie się ktoś wyżej postawiony, o koneksjach sięgających nieba, zahaczających o stół biesiadny samego Odyna. Posiłkując się względnie niepotwierdzonymi - dzięki zachowaniu Halvorsena wiedziała niemal wszystko - informacjami błądziła, sunęła po omacku, a co w chwili, kiedy do głosu dojdzie galdr dysponującymi niezbitymi dowodami? Nietykalność była ulotna, jedno bicie serca później stawała się mglistym wspomnieniem, cieniem swego istnienia.
Wbrew cierpieniu, ślepocie i bezsilności płynącej wartko z relacji wiążącej ją z Einarem wiedziała, że maluje ponad słabości. Jakby w chwili chwycenia pędzla nieświadomie zostawiał przeszłość za sobą.
— Masz starać się bardziej.
— Nikt nie prosił Cię o wtrącanie się tam, gdzie nie jest twoje miejsce. Zawsze możesz odmówić.
Pod tymi względami nie różnił się zbyt wiele od swych pobratymców. Za wszelką cenę pragnął stać się kimś więcej, pokazać brudnemu światu piękno przewodzone przez muśnięte talentem palce, lecz z każdym ruchem coraz bardziej zbliżał się ku upadkowi. Wolał pokładać wiarę w zgubnej namiętności, niż kierować się rozsądkiem.
— Dzielenie z nimi łoża przynosi więcej szkody niż pożytku — odparła zwięźle, prosto, uznając temat za wyczerpany. Nie miała na myśli apetytu rosnącego w umysłach rozochoconych kochanek, wszak łatwo je ugasić, lecz większym zagrożeniem mogli stać się pragnący zemsty mężowie, którzy mimo własnych występków za punkt honoru obrali ochronę cnót żon. Powinien o tym pamiętać, nie zacierać śladów rozgoryczenia snujących się za spętanym pożądaniem uległych kobiet. Jeszcze nie był tym, kto mógłby postawić się wbrew pozornie świętemu prawu.
Bezmyślność zabijała w nim to, co najpiękniejsze. Oślepiała ją na tyle, że stawała się obojętna wobec tego, co miał do pokazania. Nie zważając na ewidentne ślady ułaskawienia boskich, kapryśnych bożków sztuki ignorowała korzyści wiążące się z byciem jego opiekunem. Nawet ta odrobina rozsądku kryjąca się w zakamarkach jego umysłu nie starczała, aby mogła swobodnie cieszyć się z coraz to donośniejszych sukcesów.
— Wciąż niczego nie rozumiesz — powiedziała rozczarowana, choć w głębi duszy spodziewała się takiego obrotu wydarzeń. Westchnęła. — Wolałabym... Wolelibyśmy nie odbywać rozmowy po tym, jak znajdziesz się na językach połowy Midgardu. Uwierz mi na słowo. Musisz pomyśleć o tym, co stałoby się po opublikowaniu takiego artykułu.
Nawet ktoś taki jak ona mógł mieć związane ręce. Zawsze znajdzie się ktoś wyżej postawiony, o koneksjach sięgających nieba, zahaczających o stół biesiadny samego Odyna. Posiłkując się względnie niepotwierdzonymi - dzięki zachowaniu Halvorsena wiedziała niemal wszystko - informacjami błądziła, sunęła po omacku, a co w chwili, kiedy do głosu dojdzie galdr dysponującymi niezbitymi dowodami? Nietykalność była ulotna, jedno bicie serca później stawała się mglistym wspomnieniem, cieniem swego istnienia.
Wbrew cierpieniu, ślepocie i bezsilności płynącej wartko z relacji wiążącej ją z Einarem wiedziała, że maluje ponad słabości. Jakby w chwili chwycenia pędzla nieświadomie zostawiał przeszłość za sobą.
— Masz starać się bardziej.
Einar Halvorsen
14.09.2000 – Gabinet – E. Halvorsen & F. Ahlström Czw 25 Mar - 23:35
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Słowa - wyrzucone, ulotne, roztrzęsione cząsteczki; niezdolne by kiedykolwiek przejść w radykalność czynów. Rozmywające się na powierzchni eteru dźwięczne mgliste doznania, których początek istnienia był równoznaczny z końcem. Ich krótki i marny żywot podtrzymujący surową wymianę zdań - lekcję jaką miał odbyć, ostrzeżenie które musiał usłyszeć - nie był zdolny odcisnąć niestrwożonego znamiona na popękanej duszy; wypaczonej, zniszczonej, brudnej, brudnej od popełnianych grzechów.
Mógł nieustannie zaprzeczać - oplatać innych kokonem powtarzalności kłamstw w którym mieli ulec naiwnej, wypaczonej przemianie. Rytualnie odcinać ogon, zaciskać zęby, by nie wypuścić lawy wrzącego krzyku, czuć lepki szkarłat osuwającej się na podłoże krwi. Mógł wmawiać, opierać się na talencie, jaki bez wątpienia posiadał. Żadne z podobnych działań nie mogło jednak wypalić korzennych splotów tendencji, zagnieżdżonych w podłożu umysłu jak niemożliwy do usunięcia chwast. Ulegał, z niesłychaną łatwością ulegał pokusom świata, huldrekallowej naturze wykrzywiającej rachityczną moralność. Rzucał się, bez wahania, w słodki wir uniesienia oraz cielesnych odczuć, traktowanych na równi z najwspanialszą używką. Nie miał stosownych zasad; podsycany, poddany i zawierzony pokusom, jakim, zgodnie z rozsądkiem powinien był się opierać. Niektóre z jego decyzji były fatalne w skutkach kalecząc się na żyletkach absurdów. Każdy, zdolny do względnych rachunków zysków i strat artysta byłby w stanie przewidzieć, jak niewłaściwym stanie się romans z córką własnego mecenasa; jak silnie może zagrozić, gdy wyjrzy na światło dzienne. Kłamstwo, bez najmniejszego wyjątku dociera do oczu świata, prędzej czy później obwieszcza ciąg konsekwencji.
- Jestem tylko słabym człowiekiem - niefrasobliwa odpowiedź niepoważnej osoby; mimo nieludzkiej cząstki jego skłonności wydawały się przeraźliwie ludzkie. Brak najmniejszego pohamowania staje się wiernym kompanem każdego popełnianego grzechu. Wargi rozciągnął lekki, bezczelny uśmiech. Na swoje szczęście mógł zrzucić każdą niedoskonałość na naturę mężczyzny ujętą w utrwalonych, społecznych przekonaniach; mężczyzny słabego, mężczyzny oddającego się uciechom, mężczyzny który jest marionetką na sznurkach uroku płci pięknej.
Później, mimo wszystko, zawierzył się konieczności pokuty, w krótkim milczeniu rozważył nadesłaną wypowiedź, naukę oraz przestrogę. Wiedział, że jego rozmówczyni nie jest absolutnie osobą która napomina na darmo. Wiedział że bez wątpienia wyciągnie konsekwencje każdego, niewłaściwego czynu, każdego rozwrzeszczanego nagłówka z nowym, płomiennym skandalem, w którym odegra rolę.
- Nie robię nic innego, odkąd zaczęliśmy współpracować - dodał od siebie, nim pożegnali się ostatecznie, w napięciu, w oczekiwaniu czy wreszcie zdoła zrozumieć. Nie, nie zrozumie. Nigdy nie zdoła zrozumieć, nigdy, w tym przypadku nie zdoła podjąć się nawrócenia. Pozostawała nadzieja, wątły ogarek nadziei pełgający nieśmiałym światłem, że większość przyszłych występków okaże się niewykryta.
Einar i Freja z tematu
Mógł nieustannie zaprzeczać - oplatać innych kokonem powtarzalności kłamstw w którym mieli ulec naiwnej, wypaczonej przemianie. Rytualnie odcinać ogon, zaciskać zęby, by nie wypuścić lawy wrzącego krzyku, czuć lepki szkarłat osuwającej się na podłoże krwi. Mógł wmawiać, opierać się na talencie, jaki bez wątpienia posiadał. Żadne z podobnych działań nie mogło jednak wypalić korzennych splotów tendencji, zagnieżdżonych w podłożu umysłu jak niemożliwy do usunięcia chwast. Ulegał, z niesłychaną łatwością ulegał pokusom świata, huldrekallowej naturze wykrzywiającej rachityczną moralność. Rzucał się, bez wahania, w słodki wir uniesienia oraz cielesnych odczuć, traktowanych na równi z najwspanialszą używką. Nie miał stosownych zasad; podsycany, poddany i zawierzony pokusom, jakim, zgodnie z rozsądkiem powinien był się opierać. Niektóre z jego decyzji były fatalne w skutkach kalecząc się na żyletkach absurdów. Każdy, zdolny do względnych rachunków zysków i strat artysta byłby w stanie przewidzieć, jak niewłaściwym stanie się romans z córką własnego mecenasa; jak silnie może zagrozić, gdy wyjrzy na światło dzienne. Kłamstwo, bez najmniejszego wyjątku dociera do oczu świata, prędzej czy później obwieszcza ciąg konsekwencji.
- Jestem tylko słabym człowiekiem - niefrasobliwa odpowiedź niepoważnej osoby; mimo nieludzkiej cząstki jego skłonności wydawały się przeraźliwie ludzkie. Brak najmniejszego pohamowania staje się wiernym kompanem każdego popełnianego grzechu. Wargi rozciągnął lekki, bezczelny uśmiech. Na swoje szczęście mógł zrzucić każdą niedoskonałość na naturę mężczyzny ujętą w utrwalonych, społecznych przekonaniach; mężczyzny słabego, mężczyzny oddającego się uciechom, mężczyzny który jest marionetką na sznurkach uroku płci pięknej.
Później, mimo wszystko, zawierzył się konieczności pokuty, w krótkim milczeniu rozważył nadesłaną wypowiedź, naukę oraz przestrogę. Wiedział, że jego rozmówczyni nie jest absolutnie osobą która napomina na darmo. Wiedział że bez wątpienia wyciągnie konsekwencje każdego, niewłaściwego czynu, każdego rozwrzeszczanego nagłówka z nowym, płomiennym skandalem, w którym odegra rolę.
- Nie robię nic innego, odkąd zaczęliśmy współpracować - dodał od siebie, nim pożegnali się ostatecznie, w napięciu, w oczekiwaniu czy wreszcie zdoła zrozumieć. Nie, nie zrozumie. Nigdy nie zdoła zrozumieć, nigdy, w tym przypadku nie zdoła podjąć się nawrócenia. Pozostawała nadzieja, wątły ogarek nadziei pełgający nieśmiałym światłem, że większość przyszłych występków okaże się niewykryta.
Einar i Freja z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?