Kość k6 (obowiązkowa)
1 – masz doskonałą kontrolę nad sobą, dlatego zapach fontanny nie wywiera na tobie większego wrażenia, ani nie mąci twoich myśli.
2, 3 – chociaż od kilku chwil odczuwasz niepokojącą pokusę, ostatecznie jesteś w stanie opanować chęć spojrzenia na taflę fontanny.
4, 5 – masz wyraźne trudności, aby powstrzymać się przed działaniem uroku. Przebywając w pobliżu fontanny nie umiesz się skupić i zaczynasz niezwykle łatwo się irytować. Wystarczy ci jeden pretekst do wywołania kłótni. W myślach nieoczekiwanie wypominasz wszystkie błędy swojego rozmówcy, starannie przeglądasz nieprzyjemne wspomnienia z jego niechlubnym udziałem.
6 – nie umiesz się powstrzymać i patrzysz w taflę. Jesteś objęty działaniem czaru fontanny, a druga osoba powinna ci szybko pomóc.
Pejzaż rozciągający się przed jego oczyma mienił się feerią barw. Usta musnął uśmiech, gdy palce zetknął z płótnem. Materiał po opuszkami palców wydawał się szorstki, nieprzyjemny w dotyku. Kontrastował z paletą barw rozlaną na jego powierzchni. Kontrastował również z kłębiącym się za oknem półmrokiem zbliżającej się nocy, która wkrótce pokryje miasto czernią.
Odrzucił pędzel, jakby stanowił zbędny balast dla jego prawej dłoni, choć zawdzięczał mu więcej, niż mógł wyrazić to słowami.
W lewej nadal trzymał paletkę. Jej drewniana powierzchnia była cała w plamach. Odłożył ją na mebel znajdujący się w zasięgu jego dłoni.
Jeszcze raz prześlizgnął spojrzeniem po opartym na sztaludze płótnie. Nie mógł własnego obrazu okrzyknąć dziełem sztuki, ale nie miał wątpliwości, że wykonał kolejny krok ku perfekcji. Zaimponował samemu sobie.
Nie bez powodu Turplik składał się z trzech pomieszczeń. Z jednego oficjalnego, gdzie przyjmował klientów, którym wtaczał pod skórę czarny tusz. Drugi przeznaczony na pokój zadumy. To właśnie tam przewal swoje wizje pędzlem na płótno. Trzeci wydzielony na skromną łazienkę.
W dziesięciu krokach znalazł się w tym niewielkim pomieszczeniu wyposażonym jedynie w umywalkę i ubikacje. Umył starannie poplamione farbę ręce. Jak zwykle nie domył opuszków placów. Zastygła farba utknęła pod płytkami paznokci. Spojrzawszy na lustro zawieszone kilkanaście centymetrów nad umywalkę, zmienił rysy twarzy. Przesmyk Lokiego stał na jego trasie do Starego Miasta, choć ewidentnie nie był po drodze.
Ze swojej dumy wyszedł za kwadrans ósma. Słońce zdążyło zniknąć za linię horyzontu. Półmrok zawitał do miasta. Powietrze było chłodne, otrzeźwiające. Wiał wiatr. Uderzał o fasady mijanych budynków. Jego zawodzenie przypominało Vilowi agonalne jęki. Wsłuchał się w nie, jak w najpiękniejszą melodię, która jednak została niespodziewanie zakłócona.
Najpierw usłyszał echo kroków. Ktoś, kto je stawił, chód miał ciężki, podeszwy butów twarde i nie dbał o dyskrecje. Nie zerknął przez ramię. Skręcił w boczną uliczkę. Zatrzymał się na chwile. Podłużny zarys sylwetki został namalowany przez cień na ścianie. Nadał swojej wędrówce żywszego tempo, ale nadal czuł na sobie obce spojrzenie. Było nieznośnie natarczywe, prześlizgiwało się po sztywniejącym od napięcia karku.
Haust powietrza później uświadomił sobie, gdzie się znajdował. Sam koniec ulicy został zwieńczony przez mały plac, gdzie majaczył kształt kamiennej fontanny, przysłonięty przez półprzezroczystą mgłę.
Zbliż się, usłyszał czuły szept przy ucho. Posłuchał. W kilku krokach zbliżył się ku zwodniczej fontannie. Znajdował się miej więcej osiem kroków od niej. Wystarczająco dużo, by zachować trzeźwości umysłu.
- Dlaczego za mną idziesz? – pytanie opuściło jego usta wraz z mgiełką oddechu. Odwracając się do fontanny plecami, wbił wzrok w przestrzeń przed sobą. Wypatrywał kształtu ludzkiej sylwetki, albo czegoś, co ją pozornie przypominało.
Znowu ściągnął na siebie czyjąś uwagę. Sława zaczęła go doganiać.
Niegdyś uważał, że umiejętność zapadania się pod ziemię powszechna była wyłącznie w gronie magików oczarowujących dzieci prostymi sztuczkami, iskrami strzelającymi spomiędzy palców, iluzji pojawiania się przedmiotów w miejscach, gdzie znaleźć się nie powinny. Ledwo mogąc cokolwiek dojrzeć z tłumu młodzików, ciągnąc za nadgarstek Mikaela, zafascynowany próbował zrozumieć jak coś podobnego jest możliwe bez galdryjskiej magii. W Przesmyku Lokiego nauczył się, że znikanie i pojawianie się na zawołanie to sztuka nie tak trudna. Jednego dnia znajdziesz tego samego człowieka pod podanym adresem, za drugim nie masz pewności czy nie otworzy ci zupełnie obca twarz osoby, która na rzucone nazwisko zmarszczy brwi i stwierdzi, że nikogo takirgo nie zna, nie znała, może to pomyłka.
To nie jest pierwszy raz, gdy nie odnajduje szukanej osoby. Dahlin również zdawał się przepaść jak kamień w wodę, a Hamre tymczasowo nie miał cierpliwości na dowiadywanie się, gdzie ślepiec był ostatnio widziany i czy ktokolwiek miał przynajmniej strzępek informacji dotyczący miejsca położenia lub potencjalnego powrotu do Midgardu. Dzisiaj nie Pekka jest jego priorytetem, gdy na wskroś przecina plac Ymira Starszego i sprawdza jeszcze raz adres zapisany na skrawku papieru. Prawdopodobnie nie powinien ufać temu psowi, który raczył podzielić się czymś interesującym na temat swojego byłego właściciela. Dalej widział po nim, że opowiadanie o jednym z najulubieńszych przedsiębiorców po tej stronie miasta nie było dla niego najbardziej komfortowym doświadczeniem, ale Hringa mało to interesuje.
Informacja okazuje się być prawdziwa, gdy pod wskazanym miejscem znajduje studio tatuażu, a nie pustostan jak jeszcze chwilę temu się tego spodziewał. Nie wchodzi do środka, staje po drugiej stronie ulicy i czeka na dogodny moment. Lokal opuszcza jedna osoba, po niej kolejna. Nie spieszy mu się, ma w sobie jeszcze wystarczająco dużo cierpliwości, by nie odpuścić. Nie może przyjrzeć się nawet dobrze mężczyźnie, po prostu rusza przed siebie, początkowo prezentując się wiarygodnie jako zwykły przechodzień. Rola nie mogła zostać utrzymana zbyt długo, gdy zaczęli krążyć po labiryncie wąskich uliczek. Hamre dotrzymywał mu kroku – nie bez trudu, ale udaje mu się nie zgubić go z zasięgu wzroku, a kiedy zatrzymują się zastanawia się, na ile było to zamierzone działanie ze strony mężczyzny.
— Och, to nic takiego. Próbuję po prostu cię zatrzymać na chwilę rozmowy, nic poza tym. Nie ma się czego bać — aksamitnym głosem zwraca się do mężczyzny. Zna wyłącznie jego personalia, dopiero teraz może przyjrzeć się lepiej twarzy i ocenić z kim ma do czynienia. Pokonuje dystans, a zainteresowany rzeźbą fontanny i intensywnością zapachu, jaki rozpływał się w każdą stronę niewielkiego placyku, zajrzał w taflę. — Znajdziesz dla mnie chwilę, Viljarze? Obiecuję nie zajmować go dużo — pyta tak jakby dawał mu jakikolwiek wybór i wcale nie śledził aż do tego zaułku.
5 – masz wyraźne trudności, aby powstrzymać się przed działaniem uroku. Przebywając w pobliżu fontanny nie umiesz się skupić i zaczynasz niezwykle łatwo się irytować. Wystarczy ci jeden pretekst do wywołania kłótni. W myślach nieoczekiwanie wypominasz wszystkie błędy swojego rozmówcy, starannie przeglądasz nieprzyjemne wspomnienia z jego niechlubnym udziałem.
'k6' : 5
'k6' : 6