:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen
2 posters
Karl Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Czw 28 Lip - 14:00
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
04.01.2001
Karl jak zwykle ostatnio siedział w pokoju i patrzył w okno. Wokół niego w nieładzie, leżały różne zapiski na pojedynczych kartkach papieru. Kilka książek, które zawsze traktował z czcią, leżały na podłodze, byle jak otwarte. Odkąd odszedł sens jego życia, czuł się źle. Bardzo źle. Na tyle, że odwiedzał karczmy i pił, by chociaż na chwilę zapomnieć o stracie ukochanej kobiety.
Bez niej świat przestał go interesować. Życie stało się nie do zniesienia, bo przestało się liczyć. Nie wychodził jak kiedyś, nie przychodził na spotkania, które miał zaplanowane. Przesunął także wydanie najnowszej książki. Być może wcale nie ujrzy światła dziennego. Miał dość. Dość rozczarowań, siebie, pracy, utraty tego, co najcenniejsze. Dość świata i wszystkiego, naprawdę.
Jadł niewiele, nie odzywał się prawie wcale, nie było z niego pożytku, gdyż po powrocie z karczmy, po prostu spał do południa. Miał wszystko gdzieś, bo ktoś wyrwał mu serce i podeptał.
Vivian mała z nim sam problem. Był nieobecny duchem i ciałem, a gdy był w domu, zamykał się w pokoju, jak teraz. Wychodził rzadko, bo przestało go interesować to, co się działo w Midgardzie. Zobojętniał na wszystko.
I tego dnia nie chciał wychodzić. I zapewne nic by go do tego nie przekonało, ale do siostry zawsze miał słabość. Chciał być dobrym bratem, bo ją szanował i kochał, ale ostatnio zmuszał się do pewnych czynności, tylko dlatego, że ona go poprosiła. I właśnie ruszył się z miejsca, bo obiecał.
Czuł się zdecydowanie nie na miejscu, gdy zjawili się na trybunach wokół lodowiska. Ba, czuł się jak kretyn, bo jako jedyny nie wydawał się być zainteresowany wydarzeniem, które miało mieć miejsce. Karl zawsze lubił magiczny hokej, ale obecnie nawet to nie mogło mieć na niego dobrego wpływu. Miał nadzieję, że po meczu po prostu wrócą do mieszkania. Tyle było z niego pożytku. Starał się po prostu udawać, że nie istnieje, co nie było szczególnie trudne. Szło mu naprawdę doskonale. Posłał siostrze znaczące spojrzenie, które mniej więcej mówiło: Powiedz mi, co ja właściwie tutaj robię?
Vivian Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Wto 2 Sie - 23:44
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Końcówka roku nie była zbyt pozytywnie nacechowana i niestety wszystko wskazywało na to, że taki stan rzeczy utrzyma się przez kolejne miesiące. Miała swoje problemy, ale obecnie największym zmartwieniem był jej brat, Karl. Od świąt zmienił się nie do poznania i na początku myślała, że to kwestia rodziny, która i w tym roku nie oszczędzała w krytycznych ocenach, ale potem zdała sobie sprawę, że wydarzyło się coś innego i męczyła go tak długo, aż w końcu wydusiła z niego prawdę - Lumikki, jego miłość odeszła, a jego nadzieje przepadły.
Jego wrodzona wrażliwość i głębokie uczucie nie pozwalały mu łatwo pogodzić się z sytuacją, ale również nie potrafił sobie z nią poradzić, próbując uciec w alkohol. Dużo czasu spędzał w pubach i barach, wracał nad ranem, a później spał do południa. Nie potrafiła się z nim dogadać, nie chciał jej słuchać, ani nawet mówić, a jedzenie musiała w niego wmuszać, co rzadko w pełni się udawało.
Była przerażona i nie wiedziała jak sobie poradzić z jego depresją, szczególnie że sam nie chciał nawet słyszeć o żadnych specjalistach. Gdy on zamykał się w pokoju, ona wypłakiwała oczy w swoim, bo to wszystko zaczynało ją przytłaczać. Starała się pogodzić pracę, uczucia i rodzinę w jedną całość zwaną życiem, ale miała wrażenie, że na każdej linii ponosiła porażkę. I wtedy usłyszała o meczu turniejowym magicznego hokeja, a że Karl kiedyś lubił oglądać ten sport, pomyślała, że wyciągnie go na to wydarzenie i może chociaż na chwilę sprawi, że zapomni o przykrościach, może nawet się uśmiechnie?
- Będzie fajnie, zobaczysz - uwiesiła się na jego ramieniu, gdy posłał jej to swoje nieszczęśliwe spojrzenie, które ostatnio go nie opuszczało, a przecież nie chciała, żeby tak mu zostało. Chciała, żeby był szczęśliwy, nawet jeśli Lumi nie będzie obecna w jego życiu. Musi spróbować się jakoś z tym uporać, musi żyć dalej.
Serce jej się krajało na widok nieszczęśliwego brata, a bezsilność tylko pogarszała sprawę. I on nie mógł nic zrobić na wyjazd jego miłości, a ona nie mogła w żaden sposób ulżyć mu w cierpieniu.
- Ormy z Midgardu czy Wilki Odyna z Göteborg, kogo obstawiasz? - zapytała, próbując zmusić go do wysilenia szarych komórek do skupienia się i wybrania potencjalnego zwycięzcy. Chciała naprawdę obstawić wynik, dlatego pytała go o zdanie. Chciała zrobić cokolwiek, żeby odwrócić jego myśli, trochę go podnieść na duchu. Dotychczas wszystkie jej próby spełzły na niczym, ale nie ustawała w staraniach. Jeśli nie będzie wykazywał żadnej poprawy, zacznie bardziej się angażować; póki co dawała mu czas, by przetrawił to po swojemu, zanim wkroczy z interwencją.
Jego wrodzona wrażliwość i głębokie uczucie nie pozwalały mu łatwo pogodzić się z sytuacją, ale również nie potrafił sobie z nią poradzić, próbując uciec w alkohol. Dużo czasu spędzał w pubach i barach, wracał nad ranem, a później spał do południa. Nie potrafiła się z nim dogadać, nie chciał jej słuchać, ani nawet mówić, a jedzenie musiała w niego wmuszać, co rzadko w pełni się udawało.
Była przerażona i nie wiedziała jak sobie poradzić z jego depresją, szczególnie że sam nie chciał nawet słyszeć o żadnych specjalistach. Gdy on zamykał się w pokoju, ona wypłakiwała oczy w swoim, bo to wszystko zaczynało ją przytłaczać. Starała się pogodzić pracę, uczucia i rodzinę w jedną całość zwaną życiem, ale miała wrażenie, że na każdej linii ponosiła porażkę. I wtedy usłyszała o meczu turniejowym magicznego hokeja, a że Karl kiedyś lubił oglądać ten sport, pomyślała, że wyciągnie go na to wydarzenie i może chociaż na chwilę sprawi, że zapomni o przykrościach, może nawet się uśmiechnie?
- Będzie fajnie, zobaczysz - uwiesiła się na jego ramieniu, gdy posłał jej to swoje nieszczęśliwe spojrzenie, które ostatnio go nie opuszczało, a przecież nie chciała, żeby tak mu zostało. Chciała, żeby był szczęśliwy, nawet jeśli Lumi nie będzie obecna w jego życiu. Musi spróbować się jakoś z tym uporać, musi żyć dalej.
Serce jej się krajało na widok nieszczęśliwego brata, a bezsilność tylko pogarszała sprawę. I on nie mógł nic zrobić na wyjazd jego miłości, a ona nie mogła w żaden sposób ulżyć mu w cierpieniu.
- Ormy z Midgardu czy Wilki Odyna z Göteborg, kogo obstawiasz? - zapytała, próbując zmusić go do wysilenia szarych komórek do skupienia się i wybrania potencjalnego zwycięzcy. Chciała naprawdę obstawić wynik, dlatego pytała go o zdanie. Chciała zrobić cokolwiek, żeby odwrócić jego myśli, trochę go podnieść na duchu. Dotychczas wszystkie jej próby spełzły na niczym, ale nie ustawała w staraniach. Jeśli nie będzie wykazywał żadnej poprawy, zacznie bardziej się angażować; póki co dawała mu czas, by przetrawił to po swojemu, zanim wkroczy z interwencją.
Karl Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Sro 3 Sie - 17:15
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Dla Karla Lumikki oznaczała życie i nadzieję, była jego radością, muzą, kimś ważnym, cholernie ważnym, jeśli nie najważniejszym. Czy był zły? Nie, nie potrafił się na nią złościć. Był zraniony i czuł się pusty w środku, bo zabrakło tej części serca, która odpowiadała za wszystko, co było w nim najlepsze. Karl był kiedyś lekkoduchem, człowiekiem, który nigdy nie wierzył specjalnie w to, że coś będzie w stanie go złamać, do czasu. Zawsze było coś między nimi, była chemia, uzupełniali się doskonale i jeszcze lepiej się bawili w swoim towarzystwie, a teraz zostało mu to odebrane. Kiedy odeszła, poczuł się jak kukła, nie człowiek. Skrywał swoją romantyczną nutę i co ciekawe, naprawdę chciał ją poprosić o szansę bycia kimś więcej niż tylko pokrewną duszą. Nagle przestało mu zależeć na wszystkim, zobojętniał na wiele spraw. Dni zaczęły się ze sobą zlewać, bo nie ogarniał już dobrze tego, co się działo. Jego słońce przestało świecić. Nadeszła ciemna noc.
Gdyby nie siostra, spędzałby całe dnie na szlajaniu się po Midgardzie, lub po prostu nie wychodziłby z mieszkania. Ona była jedynym oparciem jakie posiadał. Inni nie musieli znać prawdy. Jej był to winien. Miał robić to, co należy robić starszemu bratu: miał się opiekować siostrą, pomagać jej, wyciągać z kłopotów i wspierać, a tymczasem ona musiała znosić jego nastroje, gdy po prostu trafił na dno studni cichej rozpaczy. Nie przeklinał, nie krzyczał, wolał się nie odzywać, udawać, że nie istnieje. Vivian nie zasłużyła sobie na coś takiego. Wiedział o tym i tylko dla niej zgodził się na wyjście. Był trzeźwy, wyglądał dość elegancko. Kto go nie znał, ten się nie domyślił, że coś może być nie tak. Ale przyjaciele i bliscy mogli dostrzec to, że nie miał już tego zawadiackiego błysku w oczach, jego spojrzenie było puste, nieobecne.
Chciał odpowiedzieć siostrze, że ma rację, ale te słowa nie przeszły mu przez gardło. Zamiast tego, po prostu wzruszył ramionami.
- Zobaczymy – mruknął, a gdy zapytała go, kogo obstawia jako zwycięzcę, miał ochotę rzec, że prawdę mówiąc ma to gdzieś, ale nie chcąc być do reszty dupkiem, odpowiedział po chwili zastanowienia:
- Wilki Odyna – do tego dodał jeszcze krótkie wyjaśnienie. - Mieli gorsze momenty, ale mają dość zgraną drużynę, która naprawdę pracuje razem na sukces. Powinni rozegrać dobry mecz – ale czy wygrają? Trudno powiedzieć, szanse były wyrównane, a obie drużyny posiadały swoje gwiazdy.
- Wygra lepsza drużyna, po prostu – chciał wskrzesić w sobie jakiś entuzjazm, ale nie potrafił. Wyciągnął z kieszeni jakąś ulotkę, którą ktoś mu wcisnął i zajął się czytaniem jej, zupełnie jakby chciał się znaleźć gdzieś indziej. Mruknął coś pod nosem, a potem schował kartkę tam, gdzie przed chwilą spoczywała.
Karl lubił przychodzić na mecze. Zawsze dobrze się bawił, ale wcześniej nie czuł się taki wyzuty ze wszystkich emocji. Vivian miała do niego cierpliwość. Jej wyrozumiałość była dla niego bardzo ważna. To nie tak, że on nie chciał by było lepiej. On po prostu nie wiedział jak się pozbierać. Nie napisano o tym poradnika, a nawet jeśli, każdy i tak przeżywał stratę inaczej. Nie wiedział czym zastąpić więź, jaka go łączyła z przyjaciółką. Czy w ogóle dało się to zrobić?
- Jak myślisz, co będzie? - zapytał siostrę, która zapewne domyśliła się, że nie chodziło mu o mecz. Jego spojrzenie mówiło więcej niż słowa.
Gdyby nie siostra, spędzałby całe dnie na szlajaniu się po Midgardzie, lub po prostu nie wychodziłby z mieszkania. Ona była jedynym oparciem jakie posiadał. Inni nie musieli znać prawdy. Jej był to winien. Miał robić to, co należy robić starszemu bratu: miał się opiekować siostrą, pomagać jej, wyciągać z kłopotów i wspierać, a tymczasem ona musiała znosić jego nastroje, gdy po prostu trafił na dno studni cichej rozpaczy. Nie przeklinał, nie krzyczał, wolał się nie odzywać, udawać, że nie istnieje. Vivian nie zasłużyła sobie na coś takiego. Wiedział o tym i tylko dla niej zgodził się na wyjście. Był trzeźwy, wyglądał dość elegancko. Kto go nie znał, ten się nie domyślił, że coś może być nie tak. Ale przyjaciele i bliscy mogli dostrzec to, że nie miał już tego zawadiackiego błysku w oczach, jego spojrzenie było puste, nieobecne.
Chciał odpowiedzieć siostrze, że ma rację, ale te słowa nie przeszły mu przez gardło. Zamiast tego, po prostu wzruszył ramionami.
- Zobaczymy – mruknął, a gdy zapytała go, kogo obstawia jako zwycięzcę, miał ochotę rzec, że prawdę mówiąc ma to gdzieś, ale nie chcąc być do reszty dupkiem, odpowiedział po chwili zastanowienia:
- Wilki Odyna – do tego dodał jeszcze krótkie wyjaśnienie. - Mieli gorsze momenty, ale mają dość zgraną drużynę, która naprawdę pracuje razem na sukces. Powinni rozegrać dobry mecz – ale czy wygrają? Trudno powiedzieć, szanse były wyrównane, a obie drużyny posiadały swoje gwiazdy.
- Wygra lepsza drużyna, po prostu – chciał wskrzesić w sobie jakiś entuzjazm, ale nie potrafił. Wyciągnął z kieszeni jakąś ulotkę, którą ktoś mu wcisnął i zajął się czytaniem jej, zupełnie jakby chciał się znaleźć gdzieś indziej. Mruknął coś pod nosem, a potem schował kartkę tam, gdzie przed chwilą spoczywała.
Karl lubił przychodzić na mecze. Zawsze dobrze się bawił, ale wcześniej nie czuł się taki wyzuty ze wszystkich emocji. Vivian miała do niego cierpliwość. Jej wyrozumiałość była dla niego bardzo ważna. To nie tak, że on nie chciał by było lepiej. On po prostu nie wiedział jak się pozbierać. Nie napisano o tym poradnika, a nawet jeśli, każdy i tak przeżywał stratę inaczej. Nie wiedział czym zastąpić więź, jaka go łączyła z przyjaciółką. Czy w ogóle dało się to zrobić?
- Jak myślisz, co będzie? - zapytał siostrę, która zapewne domyśliła się, że nie chodziło mu o mecz. Jego spojrzenie mówiło więcej niż słowa.
Vivian Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Sob 27 Sie - 0:21
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Zdawała sobie sprawę, jak gorącym i szczerym uczuciem jej brat darzył Lumikki, swoją najlepszą przyjaciółkę. Jego wrażliwość pozwalała mu osiągać uczucia, które dla zwykłych śmiertelników były niedostępne - gdy się zakochał, to na zabój. Nie widział poza nią nikogo, nie było niczego tak ważnego, a teraz, gdy jej zabrakło, wydawało się, że stracił sens życia i to właśnie przerażało Vivian. Nie rozumiała, jak można żywić do kogoś aż tak mocne uczucie, nigdy jeszcze tego nie przeżyła, choć zakochana już kiedyś przecież była. Może nawet i teraz jest, choć jeszcze ostatkami sił broniła się przed nieuniknionym.
Swoje sprawy odłożyła na bok i nie rozmawiała o nich z Karlem, nie chciała dodatkowo go martwić swoim niezdecydowaniem i rozterkami, miał dość swoich problemów, a dokładanie mu zmartwień nijak nie odciągnie go od zamykania się na świat.
Nie pokazywała tego, jak bardzo się o niego martwi, starała się robić dobrą minę do złej gry - kryła go przed znajomymi i rodziną, wymyślała coraz to nowe wymówki, dlaczego go nie ma albo dlaczego jeszcze śpi albo dlaczego nie wrócił na noc. Wiedziała, że każdy przeżywa stratę po swojemu i nie próbowała mu niczego odebrać, jeśli to miał być jego proces poradzenia sobie z emocjami, to była w stanie to przetrwać. Ale czas leciał, a on pogłębiał się w swoim zamknięciu. Zaniedbywał obowiązki, pił za dużo alkoholu i umierała ze strachu, co będzie dalej, ale wszystkie te emocje dławiła w sobie, wypłakiwała się w samotności, a do Karla przychodziła łagodna, uśmiechnięta, by zachęcić go do współpracy, by jakoś go rozruszać. Jeszcze z tej miłości gotowy był zrobić coś głupiego, a wtedy by sobie nie wybaczyła. Z każdego dna można się odbić i wiedziała, że w przypadku Karla również jest to możliwe, po prostu potrzebował czasu i wsparcia, a właśnie to mu dawała. Serce bolało ją za każdym razem, gdy patrzył na nią tym pustym wzrokiem, ale jedyne co mogła zrobić, to zagryźć zęby i robić więcej - więcej sprzątać, zbierać porozrzucane rzeczy, gotować i wmuszać w niego jedzenie. Była zmęczona, ale nie podda się.
Wspólne wyjście było dowodem jakiegoś progresu, z czego bardzo się ucieszyła i miała nadzieję, że jej brat również potraktuje to jako szansę na nowe otwarcie. Może nie od razu, ale stopniowo powinien coraz bardziej się otwierać.
- Też tak myślę. To co, obstawimy ich wygraną? - zapytała z szerokim uśmiechem, bo wiadomo, że jeśli wygrana danej drużyny przyniesie im personalną wygraną, to większe emocje będą towarzyszyć rozgrywce, a przecież o to jej chodziło - by wzbudzić w Karlu jak najwięcej emocji. Chodził ostatnio jak zdalnie sterowany zombie, a ciągłe wypady do baru zakrapiane alkoholem nie pomagały w dochodzeniu do siebie, wręcz przeciwnie, tym bardziej wpychały go w otchłań rozpaczy.
- Z czasem będzie coraz lepiej, Karl. To ci mogę obiecać - powiedziała, kładąc dłoń na jego ramieniu i ściskając je lekko, próbowała dodać mu otuchy. - Wiem, że łatwiej zatopić smutki, ale może lepiej byłoby na trzeźwo zmierzyć się z emocjami? Wiesz, że zawsze ci pomogę, ale w tej sytuacji mam związane ręce.
Próbowała, szczególnie na początku, odrywać jego myśli od Lumi, wyciągać go na miasto i proponowała różne głupoty, by tylko się odciął, ale to nic nie dało.
- Powinieneś jak najszybciej zamknąć ten rozdział i ruszyć dalej z życiem. A może to doświadczenie popchnie cię do napisania kolejnej wspaniałej powieści? - próbowała się doszukiwać pozytywów, niemal za wszelką cenę, ale sama nie była ekspertem i działała po omacku, więc czuła się głupio ze swoimi radami, ale jednocześnie była w tym szczera i starała się udzielać wskazówek, które sama by zastosowała w podobnej sytuacji - na tyle, na ile potrafiła sobie wyobrazić siebie w danej sytuacji.
Swoje sprawy odłożyła na bok i nie rozmawiała o nich z Karlem, nie chciała dodatkowo go martwić swoim niezdecydowaniem i rozterkami, miał dość swoich problemów, a dokładanie mu zmartwień nijak nie odciągnie go od zamykania się na świat.
Nie pokazywała tego, jak bardzo się o niego martwi, starała się robić dobrą minę do złej gry - kryła go przed znajomymi i rodziną, wymyślała coraz to nowe wymówki, dlaczego go nie ma albo dlaczego jeszcze śpi albo dlaczego nie wrócił na noc. Wiedziała, że każdy przeżywa stratę po swojemu i nie próbowała mu niczego odebrać, jeśli to miał być jego proces poradzenia sobie z emocjami, to była w stanie to przetrwać. Ale czas leciał, a on pogłębiał się w swoim zamknięciu. Zaniedbywał obowiązki, pił za dużo alkoholu i umierała ze strachu, co będzie dalej, ale wszystkie te emocje dławiła w sobie, wypłakiwała się w samotności, a do Karla przychodziła łagodna, uśmiechnięta, by zachęcić go do współpracy, by jakoś go rozruszać. Jeszcze z tej miłości gotowy był zrobić coś głupiego, a wtedy by sobie nie wybaczyła. Z każdego dna można się odbić i wiedziała, że w przypadku Karla również jest to możliwe, po prostu potrzebował czasu i wsparcia, a właśnie to mu dawała. Serce bolało ją za każdym razem, gdy patrzył na nią tym pustym wzrokiem, ale jedyne co mogła zrobić, to zagryźć zęby i robić więcej - więcej sprzątać, zbierać porozrzucane rzeczy, gotować i wmuszać w niego jedzenie. Była zmęczona, ale nie podda się.
Wspólne wyjście było dowodem jakiegoś progresu, z czego bardzo się ucieszyła i miała nadzieję, że jej brat również potraktuje to jako szansę na nowe otwarcie. Może nie od razu, ale stopniowo powinien coraz bardziej się otwierać.
- Też tak myślę. To co, obstawimy ich wygraną? - zapytała z szerokim uśmiechem, bo wiadomo, że jeśli wygrana danej drużyny przyniesie im personalną wygraną, to większe emocje będą towarzyszyć rozgrywce, a przecież o to jej chodziło - by wzbudzić w Karlu jak najwięcej emocji. Chodził ostatnio jak zdalnie sterowany zombie, a ciągłe wypady do baru zakrapiane alkoholem nie pomagały w dochodzeniu do siebie, wręcz przeciwnie, tym bardziej wpychały go w otchłań rozpaczy.
- Z czasem będzie coraz lepiej, Karl. To ci mogę obiecać - powiedziała, kładąc dłoń na jego ramieniu i ściskając je lekko, próbowała dodać mu otuchy. - Wiem, że łatwiej zatopić smutki, ale może lepiej byłoby na trzeźwo zmierzyć się z emocjami? Wiesz, że zawsze ci pomogę, ale w tej sytuacji mam związane ręce.
Próbowała, szczególnie na początku, odrywać jego myśli od Lumi, wyciągać go na miasto i proponowała różne głupoty, by tylko się odciął, ale to nic nie dało.
- Powinieneś jak najszybciej zamknąć ten rozdział i ruszyć dalej z życiem. A może to doświadczenie popchnie cię do napisania kolejnej wspaniałej powieści? - próbowała się doszukiwać pozytywów, niemal za wszelką cenę, ale sama nie była ekspertem i działała po omacku, więc czuła się głupio ze swoimi radami, ale jednocześnie była w tym szczera i starała się udzielać wskazówek, które sama by zastosowała w podobnej sytuacji - na tyle, na ile potrafiła sobie wyobrazić siebie w danej sytuacji.
Karl Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Sob 17 Wrz - 10:51
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl wahał się z odpowiedzią, jednak udzielił jej po chwili namysłu.
- Czemu nie. Biedni i tak jesteśmy, co stracimy? W sumie nic – a jeśli wygrają, będą mogli przeznaczyć pieniądze na coś, co poprawi im humory. Wróć – na to, co jemu poprawi nastrój, przecież Vivian jak zwykle sprawiała wrażenie, że szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta.
A Karl? Powiewało od niego chłodem. Nie chciał być taki wobec siostry, a jednak czuł się jak przegrany śmieć. I to naprawdę bolało. Kiedy myślał, że odnalazł swoją drogę, ta gwałtownie się urwała i spłatała mu przykrego figla. I przestał już wierzyć w cokolwiek. A najbardziej w siebie.
- Znasz mnie przecież lepiej niż inni. Wiesz, że każdy upadek boli mnie bardzo mocno. Teraz cały świat stanął na drodze i naprawdę nie wiem, co mam ze sobą zrobić – nie widział światła w tunelu. Tkwił za zasłoną ciemności, która kryła go przed światem.
Powinien zacząć wszystko od nowa, ale nie bardzo chciał. Nie miał na to siły. Wiedział, że siostra ma rację, tylko trudno było się przemóc.
- Jestem upartym osłem, łatwo mieć nie będziesz – spojrzał na nią uważnie i naprawdę, prawie się uśmiechnął. Chciał tego, tylko do końca mu się nie udało. Mimo to starał się, bo jeśli chciał by było dobrze, to właśnie dla niej. Czuł, że największe wsparcie od zawsze okazywała mu Vivian i nie zasłużyła na oschłość z jego strony.
- Wiesz, czuję się jakby mi kawałek serca odjął i podeptał, a potem wyrzucił do śmieci. To nie jest coś, co się da wyleczyć od tak. W życiu jest trudniej niż w książkach. Poza tym nie chcę pisać o tym, co czuję, bo co niektórzy będą się domyślać tego, że piszę o sobie. Daruję sobie chyba takie wątki i przeżycia – powiedział, po czym odwrócił wzrok. Trudno było mu się przyzwyczaić do myśli, że z jego nadziei nic nie zostało. Tak bardzo chciał w końcu jakoś poukładać sobie życie, poczuć szczęście i przy okazji sprawić, że rodzina będzie z niego dumna. Poza złamanym sercem, zostało wielkie rozczarowanie swoją osobą.
- Chciałbym, żeby było inaczej. Naprawdę – przyznał. - Ale ja już nic nie wiem, niczego nie jestem pewny. Nie czuję się sobą. To jakby ona ukradła to, co było istotą mnie, jakby zabrała to ze sobą gdy odeszła. Nie wiem, czy mam jeszcze o co walczyć, bo nie wiem, czy zostało we mnie jeszcze cokolwiek z dawnego mnie – odparł cicho, tak by tylko jego siostra słyszała.
- Dziękuję, że się starasz, poważnie. Jestem niewdzięcznym dupkiem przez większość czasu, a ty to cierpliwie znosisz. Zasługujesz na kogoś lepszego jako towarzystwo. Ja bym na twoim miejscu po prostu strzelił mi w pysk i tyle.
- Czemu nie. Biedni i tak jesteśmy, co stracimy? W sumie nic – a jeśli wygrają, będą mogli przeznaczyć pieniądze na coś, co poprawi im humory. Wróć – na to, co jemu poprawi nastrój, przecież Vivian jak zwykle sprawiała wrażenie, że szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta.
A Karl? Powiewało od niego chłodem. Nie chciał być taki wobec siostry, a jednak czuł się jak przegrany śmieć. I to naprawdę bolało. Kiedy myślał, że odnalazł swoją drogę, ta gwałtownie się urwała i spłatała mu przykrego figla. I przestał już wierzyć w cokolwiek. A najbardziej w siebie.
- Znasz mnie przecież lepiej niż inni. Wiesz, że każdy upadek boli mnie bardzo mocno. Teraz cały świat stanął na drodze i naprawdę nie wiem, co mam ze sobą zrobić – nie widział światła w tunelu. Tkwił za zasłoną ciemności, która kryła go przed światem.
Powinien zacząć wszystko od nowa, ale nie bardzo chciał. Nie miał na to siły. Wiedział, że siostra ma rację, tylko trudno było się przemóc.
- Jestem upartym osłem, łatwo mieć nie będziesz – spojrzał na nią uważnie i naprawdę, prawie się uśmiechnął. Chciał tego, tylko do końca mu się nie udało. Mimo to starał się, bo jeśli chciał by było dobrze, to właśnie dla niej. Czuł, że największe wsparcie od zawsze okazywała mu Vivian i nie zasłużyła na oschłość z jego strony.
- Wiesz, czuję się jakby mi kawałek serca odjął i podeptał, a potem wyrzucił do śmieci. To nie jest coś, co się da wyleczyć od tak. W życiu jest trudniej niż w książkach. Poza tym nie chcę pisać o tym, co czuję, bo co niektórzy będą się domyślać tego, że piszę o sobie. Daruję sobie chyba takie wątki i przeżycia – powiedział, po czym odwrócił wzrok. Trudno było mu się przyzwyczaić do myśli, że z jego nadziei nic nie zostało. Tak bardzo chciał w końcu jakoś poukładać sobie życie, poczuć szczęście i przy okazji sprawić, że rodzina będzie z niego dumna. Poza złamanym sercem, zostało wielkie rozczarowanie swoją osobą.
- Chciałbym, żeby było inaczej. Naprawdę – przyznał. - Ale ja już nic nie wiem, niczego nie jestem pewny. Nie czuję się sobą. To jakby ona ukradła to, co było istotą mnie, jakby zabrała to ze sobą gdy odeszła. Nie wiem, czy mam jeszcze o co walczyć, bo nie wiem, czy zostało we mnie jeszcze cokolwiek z dawnego mnie – odparł cicho, tak by tylko jego siostra słyszała.
- Dziękuję, że się starasz, poważnie. Jestem niewdzięcznym dupkiem przez większość czasu, a ty to cierpliwie znosisz. Zasługujesz na kogoś lepszego jako towarzystwo. Ja bym na twoim miejscu po prostu strzelił mi w pysk i tyle.
Vivian Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Sro 21 Wrz - 23:24
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
- Tak jest, możemy tylko zyskać - zatarła ręce i zgodnie z pierwotnym zamierzeniem obstawili na konkretną drużynę, tutaj zdała się całkowicie na Karla, bo nie miała większego pojęcia o sportach — poza tym była to taktyczna decyzja, w przypadku przegranej wina spadnie wyłącznie na brata. Przy jego obecnym stanie psychicznym nie zamierzała mu potem nic wypominać, ale w normalnej sytuacji na pewno trochę by mu podokuczała, takie uroki posiadania młodszej siostry.
Nie zrażała się nastawieniem Karla, nie przejmowała się burczeniem ani chłodem, dawała mu przestrzeń, której potrzebował bez oceniania, bez oczekiwań. Wspierała go w każdym calu i nie potrzebowała nawet, by to docenił. Chciała po prostu, żeby mu się poprawiło, żeby wrócił do dawnej formy, pisał strony swoich wspaniałych powieści, żartował z nią przy obiedzie. Brakowało jej obecności starszego brata, do której się przyzwyczaiła, a przez której brak cierpiała, choć wcale tego nie okazywała.
- Znam cię i wiem, co przeżywasz. Boli mnie, że nie umiem ci pomóc, chociaż bardzo bym chciała - westchnęła, mając ochotę załamać ręce i poddać się razem z nim. Może powinna przeanalizować swoje życie i błędy, wtedy pewnie doszłaby do tragicznych wniosków, skończyłoby się na depresji albo jeszcze gorzej. Ale nie, nie mogła się załamywać, musiała być silna dla nich obojga.
- Nie zapominaj, że to u nas rodzinne. Jestem równie uparta, może nawet bardziej. Nie poddam się - zapewniła, bo choć czasami i ją siły opuszczały, to jakaś niewidzialna moc pchała ją do przodu i nie pozwalała się zatrzymać. Nieważne jak duże załamanie Karl teraz przeżywał, ona będzie trwała przy jego boku, podnosząc go w razie upadku.
- Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co czujesz, ale wiem, że wyjdziesz z tego silniejszy - takie doświadczenia hartują na przyszłość, więc może ostatecznie mężczyzna dostrzeże w tym lekcję. Kiwnęła jeszcze głową i pogłaskała go po ramieniu, bo jeśli nie chciał przelewać swoich przeżyć na następną powieść, to była w stanie to zrozumieć.
- A może opiszesz to dla siebie, jako formę terapii? Czasem emocje przelewane na papier pomagają się oczyścić - na pewno o tym już wiedział, ale w takich chwilach warto przypomnieć o podstawach, które zawsze mogą umknąć.
Miała ochotę się rozpłakać, kiedy mówił w tak beznadziejnej perspektywie, ale zamrugała gwałtownie i pokręciła głową, gdy tylko poczuła, że oczy zaczynają jej się szklić.
- Karl, nie mów tak, proszę. Uczucia do niej były tylko częścią ciebie, ty składasz się z wielu wspaniałych cech, jesteś wybitnym pisarzem, dobrym człowiekiem i moim kochanym bratem... - głos jej się załamał, więc zatrzymała się na moment, czując rosnącą gulę w gardle. Nie mogła się skupić na hokeju, zupełnie jakby był tłem, a wiwatujący ludzie szumem.
- Oj nie kuś - zaśmiała się, próbując rozładować emocje. Prawdą jest, że czasami miała ochotę go udusić, ale wiele była w stanie dla niego znieść, więc rozciągała granice cierpliwości, by dać mu czas na rekonwalescencję.
- Może... może znajdziesz nowe hobby? Pomoże ci oderwać myśli, zajmie czas? - zaproponowała, próbując znaleźć rozwiązania, które choć w części naprawiłyby sytuację. Przesiadywanie w barach, picie alkoholu i zamykanie się w swojej sypialni nie brzmiało jak zdrowe radzenie sobie z problemem, a choć nie oceniała tego, bo każdy przechodzi przez to inaczej, tak martwiła się bardzo, co będzie dalej.
Nie zrażała się nastawieniem Karla, nie przejmowała się burczeniem ani chłodem, dawała mu przestrzeń, której potrzebował bez oceniania, bez oczekiwań. Wspierała go w każdym calu i nie potrzebowała nawet, by to docenił. Chciała po prostu, żeby mu się poprawiło, żeby wrócił do dawnej formy, pisał strony swoich wspaniałych powieści, żartował z nią przy obiedzie. Brakowało jej obecności starszego brata, do której się przyzwyczaiła, a przez której brak cierpiała, choć wcale tego nie okazywała.
- Znam cię i wiem, co przeżywasz. Boli mnie, że nie umiem ci pomóc, chociaż bardzo bym chciała - westchnęła, mając ochotę załamać ręce i poddać się razem z nim. Może powinna przeanalizować swoje życie i błędy, wtedy pewnie doszłaby do tragicznych wniosków, skończyłoby się na depresji albo jeszcze gorzej. Ale nie, nie mogła się załamywać, musiała być silna dla nich obojga.
- Nie zapominaj, że to u nas rodzinne. Jestem równie uparta, może nawet bardziej. Nie poddam się - zapewniła, bo choć czasami i ją siły opuszczały, to jakaś niewidzialna moc pchała ją do przodu i nie pozwalała się zatrzymać. Nieważne jak duże załamanie Karl teraz przeżywał, ona będzie trwała przy jego boku, podnosząc go w razie upadku.
- Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co czujesz, ale wiem, że wyjdziesz z tego silniejszy - takie doświadczenia hartują na przyszłość, więc może ostatecznie mężczyzna dostrzeże w tym lekcję. Kiwnęła jeszcze głową i pogłaskała go po ramieniu, bo jeśli nie chciał przelewać swoich przeżyć na następną powieść, to była w stanie to zrozumieć.
- A może opiszesz to dla siebie, jako formę terapii? Czasem emocje przelewane na papier pomagają się oczyścić - na pewno o tym już wiedział, ale w takich chwilach warto przypomnieć o podstawach, które zawsze mogą umknąć.
Miała ochotę się rozpłakać, kiedy mówił w tak beznadziejnej perspektywie, ale zamrugała gwałtownie i pokręciła głową, gdy tylko poczuła, że oczy zaczynają jej się szklić.
- Karl, nie mów tak, proszę. Uczucia do niej były tylko częścią ciebie, ty składasz się z wielu wspaniałych cech, jesteś wybitnym pisarzem, dobrym człowiekiem i moim kochanym bratem... - głos jej się załamał, więc zatrzymała się na moment, czując rosnącą gulę w gardle. Nie mogła się skupić na hokeju, zupełnie jakby był tłem, a wiwatujący ludzie szumem.
- Oj nie kuś - zaśmiała się, próbując rozładować emocje. Prawdą jest, że czasami miała ochotę go udusić, ale wiele była w stanie dla niego znieść, więc rozciągała granice cierpliwości, by dać mu czas na rekonwalescencję.
- Może... może znajdziesz nowe hobby? Pomoże ci oderwać myśli, zajmie czas? - zaproponowała, próbując znaleźć rozwiązania, które choć w części naprawiłyby sytuację. Przesiadywanie w barach, picie alkoholu i zamykanie się w swojej sypialni nie brzmiało jak zdrowe radzenie sobie z problemem, a choć nie oceniała tego, bo każdy przechodzi przez to inaczej, tak martwiła się bardzo, co będzie dalej.
Karl Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Wto 27 Wrz - 12:16
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl odetchnął głęboko. Nie było łatwo kłócić się z siostrą.
- Wiem właśnie i obawiam się, że finalnie się pobijemy – nie no, nie uderzyłby kobiety, nigdy. Ale słowne potyczki już bardziej mu leżały. Tak sobie myślał, że reszta rodziny naprawdę nie ma z nimi lekko. To było dość istotne w ich charakterach. Potrafili dbać o swoje interesy. Może to był też jeden z powodów, które ich łączyły. Nie godzili się z czymś bez walki. No chyba, że walka była z góry skazana na porażkę.
- Wiesz co, może i spisanie emocji nie jest złym pomysłem, ale nie wiem, czy podołam. Staram się o pewnych emocjach zapomnieć, a rozgrzebywanie świeżych ran nigdy nie jest dobre – wolał trzymać to w swej głowie i ewentualnie zapijać smutek w karczmie.
- Wiesz, część mnie jest zmęczona tym wszystkim i mówi „dość”, a druga część podpowiada, że jestem zbyt popieprzony i cierpię przez coś, co i tak mogło być dla mnie czymś niespełnionym. Sam nie jestem pewien, o jaki rodzaj straty mi chodzi. Bo przyjaciółka była miłością, ale czy coś by z tego było? Może i nie. Nie zdziwiłbym się, gdybym i tak dostał kosza. Ona była niczym huragan, przyszła, pokazywała swoją moc, a potem znikała. Taka była jej natura i to było coś… pociągającego? Nie dała się okiełznać, zupełnie jak żywioł. Była szczyptą adrenaliny w moim życiu, teraz brakuje mi tego. Przyszła, przestawiła moje życie do góry nogami i wyszła, jak zawsze z uśmiechem na ustach – mówił i z każdym słowem było mu trochę lżej. Może to nie było dobre miejsce na takie opowieści, ale każdy tam się sobą zajmował, więc co tam. Poza tym nie mówił o dziewczynie negatywnie. Podobało mu się to, jak na niego wpływała. Była żywiołem, ale takim dobrym. Motywującym.
- Ja już nie jestem pewien niczego w swoim życiu, wiesz? - posłał siostrze znaczące spojrzenie.
Brakowało mu w życiu stabilizacji, bo ciągle za czymś biegał i nie potrafił znaleźć celu. To było jak bieg w labiryncie, który ciągle pokazywał mu ślepą uliczkę. Nie potrafił znaleźć celu, nie widział go, bo ten nieustannie mu uciekał sprzed oczu.
- Hobby? - podchwycił to słowo. - Jeśli myślisz mniej więcej o czymś takim, jak pisanie piosenek do kufla z piwem, co robił nasz dziadek, nie wiem, czy się nadaję – mówił to z ironią, bo wiedzieli, że nie będzie powielał pomysłu. Raczej miał na myśli to, że jakiekolwiek zajęcie by się nadawało.
- Składanie origami odpada, próbowałem. Hmm… - naprawdę się zastanawiał nad tym problemem. I umknął mu wspaniały wślizg jednego z zawodników, po którego podaniu, kolejny gracz skierował krążek do bramki przeciwnika.
- Kolekcjonerstwo odpada, bo nie miałbym do tego cierpliwości. Malować nie potrafię, więc nie wiem. Co by pasowało do członka klanu Sørensen? Może powinienem wrócić na rodzinne stare śmieci i zagłębić się w nasz rodzinny fach? Rodzina by się popłakała ze wzruszenia – to była lekka kpina, ale wiedziałby, że to byłby plus dla niego. Nie kłócił się z nimi jednak po to, by teraz przyjść z podkulonym ogonem. Szanował pracę klanu, ale to nie dla niego. Wolał pisać. Poza tym siostra była w tym wszystkim lepsza i chylił przed nią czoło.
- Sam nie wiem – powiedział po dłuższej chwili namysłu.
- Wiem właśnie i obawiam się, że finalnie się pobijemy – nie no, nie uderzyłby kobiety, nigdy. Ale słowne potyczki już bardziej mu leżały. Tak sobie myślał, że reszta rodziny naprawdę nie ma z nimi lekko. To było dość istotne w ich charakterach. Potrafili dbać o swoje interesy. Może to był też jeden z powodów, które ich łączyły. Nie godzili się z czymś bez walki. No chyba, że walka była z góry skazana na porażkę.
- Wiesz co, może i spisanie emocji nie jest złym pomysłem, ale nie wiem, czy podołam. Staram się o pewnych emocjach zapomnieć, a rozgrzebywanie świeżych ran nigdy nie jest dobre – wolał trzymać to w swej głowie i ewentualnie zapijać smutek w karczmie.
- Wiesz, część mnie jest zmęczona tym wszystkim i mówi „dość”, a druga część podpowiada, że jestem zbyt popieprzony i cierpię przez coś, co i tak mogło być dla mnie czymś niespełnionym. Sam nie jestem pewien, o jaki rodzaj straty mi chodzi. Bo przyjaciółka była miłością, ale czy coś by z tego było? Może i nie. Nie zdziwiłbym się, gdybym i tak dostał kosza. Ona była niczym huragan, przyszła, pokazywała swoją moc, a potem znikała. Taka była jej natura i to było coś… pociągającego? Nie dała się okiełznać, zupełnie jak żywioł. Była szczyptą adrenaliny w moim życiu, teraz brakuje mi tego. Przyszła, przestawiła moje życie do góry nogami i wyszła, jak zawsze z uśmiechem na ustach – mówił i z każdym słowem było mu trochę lżej. Może to nie było dobre miejsce na takie opowieści, ale każdy tam się sobą zajmował, więc co tam. Poza tym nie mówił o dziewczynie negatywnie. Podobało mu się to, jak na niego wpływała. Była żywiołem, ale takim dobrym. Motywującym.
- Ja już nie jestem pewien niczego w swoim życiu, wiesz? - posłał siostrze znaczące spojrzenie.
Brakowało mu w życiu stabilizacji, bo ciągle za czymś biegał i nie potrafił znaleźć celu. To było jak bieg w labiryncie, który ciągle pokazywał mu ślepą uliczkę. Nie potrafił znaleźć celu, nie widział go, bo ten nieustannie mu uciekał sprzed oczu.
- Hobby? - podchwycił to słowo. - Jeśli myślisz mniej więcej o czymś takim, jak pisanie piosenek do kufla z piwem, co robił nasz dziadek, nie wiem, czy się nadaję – mówił to z ironią, bo wiedzieli, że nie będzie powielał pomysłu. Raczej miał na myśli to, że jakiekolwiek zajęcie by się nadawało.
- Składanie origami odpada, próbowałem. Hmm… - naprawdę się zastanawiał nad tym problemem. I umknął mu wspaniały wślizg jednego z zawodników, po którego podaniu, kolejny gracz skierował krążek do bramki przeciwnika.
- Kolekcjonerstwo odpada, bo nie miałbym do tego cierpliwości. Malować nie potrafię, więc nie wiem. Co by pasowało do członka klanu Sørensen? Może powinienem wrócić na rodzinne stare śmieci i zagłębić się w nasz rodzinny fach? Rodzina by się popłakała ze wzruszenia – to była lekka kpina, ale wiedziałby, że to byłby plus dla niego. Nie kłócił się z nimi jednak po to, by teraz przyjść z podkulonym ogonem. Szanował pracę klanu, ale to nie dla niego. Wolał pisać. Poza tym siostra była w tym wszystkim lepsza i chylił przed nią czoło.
- Sam nie wiem – powiedział po dłuższej chwili namysłu.
Vivian Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Wto 27 Wrz - 23:47
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Zaśmiała się po słowach Karla, zadowolona, że odnalazła w nim cząstkę jego dawnego światła. Groźba pobicia nie była może powodem do śmiechu, ale ich relacji nie groziły takie rozwiązania. Zdarzało im się pokłócić, wymienić kilka ostrych słów, ale koniec końców zawsze mogli na sobie polegać, a w wieku kwestiach mieli wręcz podobne poglądy, więc powodów do kłótni było niewiele.
- Nie pobijemy, ale i tak bym wygrała - do rękoczynów nigdy nie doszło, ale jednak wolała zaznaczyć, że nie miał szans. Chciała go trochę rozśmieszyć i odciągnąć jego myśli od przykrości, na ile mogła. Była już na tyle zdesperowana, że gdyby przyniosło mu to ulgę, mógłby się na niej wykrzyczeć i pokornie wszystko by zniosła.
- Wolisz rozgrzebywać potem stare rany? Może lepiej, żebyś właśnie spisał te myśli i emocje, uporał się z nimi w czas i potem już nigdy do tego nie wracał? - nie było złotego środka, każdy człowiek inaczej znosi takie sytuacje, ale próbowała zaproponować bratu rozwiązania, które według niej miały najwięcej sensu. Z drugiej strony trochę się obawiała, że błędnymi poradami tylko mu zaszkodzi, nie będąc przecież żadnym ekspertem w dziedzinie.
- Wiem, że brakuje ci jej, ale pomyśl o tym w ten sposób... jeśli naprawdę jesteście sobie przeznaczeni, wasze drogi jeszcze się zejdą, a jeśli nie, to jestem przekonana, że spotkasz na swojej drodze kogoś wyjątkowego, kto odwzajemni wszystkie twoje uczucia z nawiązką - rozumiała, że strata kogoś tak ważnego wiązała się z ogromnym bólem, ale musiał przez to przebrnąć i wrócić do normalności.
- Może to niewielkie pocieszenie, ale mnie możesz być pewny - uśmiechnęła się smutno na jego słowa, zapewniając już wcześniej, że będzie stała po jego stronie, cokolwiek by się wydarzyło. Wiedziała, że nie chodziło mu o taki typ relacji, chodziło mu bardziej o romantyczną stabilizację, ale miała dobre przeczucia, wierząc, że jeszcze odnajdzie szczęście. Położyła głowę na jego ramieniu i przez chwilę zastanawiała się nad różnymi opcjami ewentualnych zainteresowań.
- Nasza rodzinka po tylu latach jeszcze wzniosłaby cię na piedestał za nagłe nawrócenie - zaśmiała się, bo nie wyobrażała sobie Karla w roli jubilera, choć gdyby faktycznie wykazał chęć przyswojenia wiedzy w tym zakresie, osobiście zajęłaby się jego edukacją.
- Może jakaś aktywność fizyczna? Hokej? Przed świętami mówiłeś o siłowni? - zagaiła, bo choć wtedy dała mu do zrozumienia, że to niepotrzebne, tak teraz może zmieniłoby to jego nastawienie do życia. Może miałby więcej energii i motywacji do działania. - Bardziej z twojej branży, pisanie artykułów do gazet? Albo tekstów piosenek!
Opcji było wiele, musiał się tylko zastanowić, która z nich najbardziej mu odpowiada. W obecnym stanie pewnie do wszystkiego musiałby się zmusić, przynajmniej w początkowej fazie.
- Chyba uda nam się wygrać - skomentowała, dla odmiany skupiając się na hokeju; na razie ich drużyna prowadziła.
- Nie pobijemy, ale i tak bym wygrała - do rękoczynów nigdy nie doszło, ale jednak wolała zaznaczyć, że nie miał szans. Chciała go trochę rozśmieszyć i odciągnąć jego myśli od przykrości, na ile mogła. Była już na tyle zdesperowana, że gdyby przyniosło mu to ulgę, mógłby się na niej wykrzyczeć i pokornie wszystko by zniosła.
- Wolisz rozgrzebywać potem stare rany? Może lepiej, żebyś właśnie spisał te myśli i emocje, uporał się z nimi w czas i potem już nigdy do tego nie wracał? - nie było złotego środka, każdy człowiek inaczej znosi takie sytuacje, ale próbowała zaproponować bratu rozwiązania, które według niej miały najwięcej sensu. Z drugiej strony trochę się obawiała, że błędnymi poradami tylko mu zaszkodzi, nie będąc przecież żadnym ekspertem w dziedzinie.
- Wiem, że brakuje ci jej, ale pomyśl o tym w ten sposób... jeśli naprawdę jesteście sobie przeznaczeni, wasze drogi jeszcze się zejdą, a jeśli nie, to jestem przekonana, że spotkasz na swojej drodze kogoś wyjątkowego, kto odwzajemni wszystkie twoje uczucia z nawiązką - rozumiała, że strata kogoś tak ważnego wiązała się z ogromnym bólem, ale musiał przez to przebrnąć i wrócić do normalności.
- Może to niewielkie pocieszenie, ale mnie możesz być pewny - uśmiechnęła się smutno na jego słowa, zapewniając już wcześniej, że będzie stała po jego stronie, cokolwiek by się wydarzyło. Wiedziała, że nie chodziło mu o taki typ relacji, chodziło mu bardziej o romantyczną stabilizację, ale miała dobre przeczucia, wierząc, że jeszcze odnajdzie szczęście. Położyła głowę na jego ramieniu i przez chwilę zastanawiała się nad różnymi opcjami ewentualnych zainteresowań.
- Nasza rodzinka po tylu latach jeszcze wzniosłaby cię na piedestał za nagłe nawrócenie - zaśmiała się, bo nie wyobrażała sobie Karla w roli jubilera, choć gdyby faktycznie wykazał chęć przyswojenia wiedzy w tym zakresie, osobiście zajęłaby się jego edukacją.
- Może jakaś aktywność fizyczna? Hokej? Przed świętami mówiłeś o siłowni? - zagaiła, bo choć wtedy dała mu do zrozumienia, że to niepotrzebne, tak teraz może zmieniłoby to jego nastawienie do życia. Może miałby więcej energii i motywacji do działania. - Bardziej z twojej branży, pisanie artykułów do gazet? Albo tekstów piosenek!
Opcji było wiele, musiał się tylko zastanowić, która z nich najbardziej mu odpowiada. W obecnym stanie pewnie do wszystkiego musiałby się zmusić, przynajmniej w początkowej fazie.
- Chyba uda nam się wygrać - skomentowała, dla odmiany skupiając się na hokeju; na razie ich drużyna prowadziła.
Karl Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Pią 30 Wrz - 16:48
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl był typem romantyka starej daty i co poradzić. Jak się zakochać to na zabój. Nie chciał takiego stanu. To znaczy – cenił w sobie stałość w uczuciach, ale nie chciał tego, co teraz odczuwał. Był przede wszystkim pełen gniewu na samego siebie. Bo za przyjaciółką tęsknił. Bardzo.
- Mam przeczucie, że to koniec tej historii. Lumi zawsze była szalona, a jej kłopoty… - no cóż, wpadła w sieć własnych problemów, więc to i to stworzyło coś, co ogrodziło ich murem.
- I wiesz co? Chyba już wolałbym się nie zakochiwać. Zostanę starym, kąśliwym i zrzędliwym dziadygą, który będzie wkurzać innych swoim zachowaniem – czyli jak większość autorów książek typu fantasy. Może i nie był na bieżąco ze wszystkimi ważnymi, nie śledził aż tak dobrze literatury śniących, a jednak jakiś wgląd w poczytność ich miał. Znał nazwiska i wiedział, kto i dlaczego był uważany za dobrego pisarza.
- Kochana, ty lepiej uważaj, bym nie musiał gonić za tymi, którzy będą grali na twoich uczuciach. Jeśli ktoś ci złamie serce, czego ci nie życzę, to będzie mieć mówiąc wprost, przesrane. Nie pozwolę na to, by ktoś się z tobą bawił – mówiąc szczerze, to nie chciał się wtrącać w jej życie uczuciowe, przecież miała prawo do swoich przeżyć. Mimo to była jego młodszą siostrą, którą uważał za chodzący skarb.
- Nie, oni nawet wtedy by mnie nie docenili. Uważaliby to za kiepski dowcip – stwierdził. - Ja sam już nie wiem, co robić. Wydaje mi się, że do niczego się nie nadaję. Siłownia to dobre wyjście, bo jestem słabeuszem, ale coś jeszcze… - nie wiedział, co by mu odpowiadało. Typowy maruda.
- Hokej lubię, ale pewnie by mnie pozabijali od razu – nie widział się w roli sportowca.
- Pisanie do gazet jest niezłe, ale musiałbym się ukrywać pod pseudonimem. Piosenki… nie wiem, czy taka forma się u mnie sprawdzi, ale spróbować można – był jeszcze pewnie jakiś klub aktorów-amatorów. Na scenie pewnie by się chętnie sprawdził. W końcu jego życie często było grą i improwizacją, bądź stekiem wyuczonych formułek.
- Hmm? - no tak, panie Sørensen, czas się obudzić. Mecz trwa. - Ano tak, mecz. Zapomniałem – wzruszył ramionami. Jakoś rozmowa bardziej go wciągnęła niż potyczka zawodników.
- Nie powinnaś się aż tak bardzo mną zajmować. Masz swoje troski, a ja zamiast ci pomagać, marnuję czas na rozgrzebywanie własnych spraw. Marny ze mnie brat, przepraszam – powiedział to, co powinien był mówić już dawno.
- Nie jest tak, że nie potrafię się wziąć w garść. Mam wrażenie, że nie chcę tego zrobić, bo tak jest łatwiej. To nie przestanie boleć nawet wtedy, gdy powiem dość, ale wolę się zadręczać. Co nas nie zabije to wzmocni. Podobno.
- Mam przeczucie, że to koniec tej historii. Lumi zawsze była szalona, a jej kłopoty… - no cóż, wpadła w sieć własnych problemów, więc to i to stworzyło coś, co ogrodziło ich murem.
- I wiesz co? Chyba już wolałbym się nie zakochiwać. Zostanę starym, kąśliwym i zrzędliwym dziadygą, który będzie wkurzać innych swoim zachowaniem – czyli jak większość autorów książek typu fantasy. Może i nie był na bieżąco ze wszystkimi ważnymi, nie śledził aż tak dobrze literatury śniących, a jednak jakiś wgląd w poczytność ich miał. Znał nazwiska i wiedział, kto i dlaczego był uważany za dobrego pisarza.
- Kochana, ty lepiej uważaj, bym nie musiał gonić za tymi, którzy będą grali na twoich uczuciach. Jeśli ktoś ci złamie serce, czego ci nie życzę, to będzie mieć mówiąc wprost, przesrane. Nie pozwolę na to, by ktoś się z tobą bawił – mówiąc szczerze, to nie chciał się wtrącać w jej życie uczuciowe, przecież miała prawo do swoich przeżyć. Mimo to była jego młodszą siostrą, którą uważał za chodzący skarb.
- Nie, oni nawet wtedy by mnie nie docenili. Uważaliby to za kiepski dowcip – stwierdził. - Ja sam już nie wiem, co robić. Wydaje mi się, że do niczego się nie nadaję. Siłownia to dobre wyjście, bo jestem słabeuszem, ale coś jeszcze… - nie wiedział, co by mu odpowiadało. Typowy maruda.
- Hokej lubię, ale pewnie by mnie pozabijali od razu – nie widział się w roli sportowca.
- Pisanie do gazet jest niezłe, ale musiałbym się ukrywać pod pseudonimem. Piosenki… nie wiem, czy taka forma się u mnie sprawdzi, ale spróbować można – był jeszcze pewnie jakiś klub aktorów-amatorów. Na scenie pewnie by się chętnie sprawdził. W końcu jego życie często było grą i improwizacją, bądź stekiem wyuczonych formułek.
- Hmm? - no tak, panie Sørensen, czas się obudzić. Mecz trwa. - Ano tak, mecz. Zapomniałem – wzruszył ramionami. Jakoś rozmowa bardziej go wciągnęła niż potyczka zawodników.
- Nie powinnaś się aż tak bardzo mną zajmować. Masz swoje troski, a ja zamiast ci pomagać, marnuję czas na rozgrzebywanie własnych spraw. Marny ze mnie brat, przepraszam – powiedział to, co powinien był mówić już dawno.
- Nie jest tak, że nie potrafię się wziąć w garść. Mam wrażenie, że nie chcę tego zrobić, bo tak jest łatwiej. To nie przestanie boleć nawet wtedy, gdy powiem dość, ale wolę się zadręczać. Co nas nie zabije to wzmocni. Podobno.
Vivian Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Nie 2 Paź - 1:39
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Szczerze mówiąc miała nadzieję, że to koniec ich historii, a Karl wyleczy złamane serce i wróci do siebie. Najgorszym scenariuszem byłyby jej powroty, bo wtedy zawsze odtwarzałby ten sam krąg, powielał te same błędy, a jego serce nigdy nie zdołałoby się w pełni zregenerować. Całkowite odcięcie budziło nadzieję, że po najgorszej ulewie przyjdzie czas na słońce.
- Przestań. Zakochuj się do woli, tylko mądrze wybieraj - i kto to mówi, Vivian. Obecnie była przecież najmniej rzetelną osobą do dawania jakichkolwiek rad miłosnych, samej popełniając całą gamę błędów. Ale tu chodziło o jej brata, a nie od dziś wiadomo, że dużo łatwiej dawać rady innym, niż samemu z nich skorzystać.
- Daj spokój, mną się teraz w ogóle nie przejmuj - machnęła ręką, zbywając temat, bo choć wiedziała, że Karl mówił szczerze i naprawdę chciałby jej pomóc, tak wiedziała, że najpierw sam ze sobą musi się uporać. Mówienie mu o swoich rozterkach to ostatnia rzecz, jakiej potrzebował. Zresztą sama jeszcze nic nie wiedziała, więc ciężko budować jakąś sensowną narrację.
- Nie wiadomo - westchnęła, choć przypuszczała, że w jego słowach znajduje się ziarno prawdy, a rodzina nie pomogłaby Karlowi odnaleźć się w jubilerskim biznesie. Za dużo wody upłynęło, by mogli cofnąć się do punktu wyjścia, ale według niej tak było lepiej. Karl nigdy nie miał smykałki do jubilerstwa, po co miałby się do tego zmuszać? Pisał piękne książki i na tym powinien się skupić.
- Tylko nie bierz na siebie zbyt dużo zajęć na raz - ostrzegła jeszcze, bo mogło to spowodować zmęczenie materiału i szybkie zniechęcenie. Poza tym nie miałby czasu na nic innego, a to też przecież nie o to chodzi. - Myślę, że na początek pisanie do gazet pod pseudonimem powinno oderwać twoje myśli od nieprzyjemnych tematów i skupić na bieżącej pracy.
To w końcu nie to samo, co książka, w której potrzeba natchnienia i pomysłu. W artykułach zawsze są jakieś tematy, więc tak naprawdę wystarczy umiejętność operowania słowem pisanym.
- Widzę, że ten mecz to jednak nie był dobry pomysł - zaśmiała się, dla odmiany przybierając żartobliwy ton. Ani ona ani on nie skupiali się za bardzo na rozgrywce, zajmując się rozmową, która mogła w sumie przeszkadzać kibicom dookoła.
- Nie mów tak, jesteś wspaniałym bratem, a każdy ma prawo do gorszego okresu - zapewniła go niemal od razu, bo jeszcze tego brakowało, żeby obwiniał się o jej odczucia związane z tą sytuacją. Była już duża, poradzi sobie. A to, że sprzątała w domu i gotowała więcej niż zwykle? Poniekąd chciała zająć myśli, więc wychodziło to i na dobre.
- Musisz być gotowy i w pewnym momencie powiesz sobie "dość tego umartwiania, czas zacząć żyć" - nikt nie mówił, że będzie łatwo albo że nadejdzie to szybko, ale w końcu się z tym upora.
- Przestań. Zakochuj się do woli, tylko mądrze wybieraj - i kto to mówi, Vivian. Obecnie była przecież najmniej rzetelną osobą do dawania jakichkolwiek rad miłosnych, samej popełniając całą gamę błędów. Ale tu chodziło o jej brata, a nie od dziś wiadomo, że dużo łatwiej dawać rady innym, niż samemu z nich skorzystać.
- Daj spokój, mną się teraz w ogóle nie przejmuj - machnęła ręką, zbywając temat, bo choć wiedziała, że Karl mówił szczerze i naprawdę chciałby jej pomóc, tak wiedziała, że najpierw sam ze sobą musi się uporać. Mówienie mu o swoich rozterkach to ostatnia rzecz, jakiej potrzebował. Zresztą sama jeszcze nic nie wiedziała, więc ciężko budować jakąś sensowną narrację.
- Nie wiadomo - westchnęła, choć przypuszczała, że w jego słowach znajduje się ziarno prawdy, a rodzina nie pomogłaby Karlowi odnaleźć się w jubilerskim biznesie. Za dużo wody upłynęło, by mogli cofnąć się do punktu wyjścia, ale według niej tak było lepiej. Karl nigdy nie miał smykałki do jubilerstwa, po co miałby się do tego zmuszać? Pisał piękne książki i na tym powinien się skupić.
- Tylko nie bierz na siebie zbyt dużo zajęć na raz - ostrzegła jeszcze, bo mogło to spowodować zmęczenie materiału i szybkie zniechęcenie. Poza tym nie miałby czasu na nic innego, a to też przecież nie o to chodzi. - Myślę, że na początek pisanie do gazet pod pseudonimem powinno oderwać twoje myśli od nieprzyjemnych tematów i skupić na bieżącej pracy.
To w końcu nie to samo, co książka, w której potrzeba natchnienia i pomysłu. W artykułach zawsze są jakieś tematy, więc tak naprawdę wystarczy umiejętność operowania słowem pisanym.
- Widzę, że ten mecz to jednak nie był dobry pomysł - zaśmiała się, dla odmiany przybierając żartobliwy ton. Ani ona ani on nie skupiali się za bardzo na rozgrywce, zajmując się rozmową, która mogła w sumie przeszkadzać kibicom dookoła.
- Nie mów tak, jesteś wspaniałym bratem, a każdy ma prawo do gorszego okresu - zapewniła go niemal od razu, bo jeszcze tego brakowało, żeby obwiniał się o jej odczucia związane z tą sytuacją. Była już duża, poradzi sobie. A to, że sprzątała w domu i gotowała więcej niż zwykle? Poniekąd chciała zająć myśli, więc wychodziło to i na dobre.
- Musisz być gotowy i w pewnym momencie powiesz sobie "dość tego umartwiania, czas zacząć żyć" - nikt nie mówił, że będzie łatwo albo że nadejdzie to szybko, ale w końcu się z tym upora.
Karl Sørensen
Re: 04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Sob 8 Paź - 13:56
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Mecz meczem, ale ważna była rozmowa. Dla Karla rozgrywka była tylko tłem. Nie uważał, że przyjście tam było złym pomysłem. Trudno tylko zakładać, że akcja wciągnie go na tyle, by przestać rozmawiać i skupić się na zawodnikach i ich popisach. Przyszedł, usiadł i… tyle?
Niby rozmawiać można było w domu, ale trzeba się w nim pokazywać najpierw. On albo siedział u siebie, albo wychodził. I tyle go widzieli.
- Powinienem być naprawdę lepszym bratem. To ja się miałem opiekować tobą, a nie ty mną – wzruszył ramionami. Obiecał rodzicom, że będzie ją miał na oku i w ogóle. No, ale było trochę inaczej. Owszem, starał się, ale dawał jej przestrzeń do życia. Była przecież dorosła. Miała prawo żyć jak chce, byle nie zagalopować się zbytnio. On i tak nie był wzorem, jego lepiej nie naśladować.
- Pożyjemy, zobaczymy – odparł, teraz zaglądając na mecz. - Dzięki, że się starasz. Jestem po prostu niewdzięcznym dupkiem, ale obiecuję, że pewnego dnia, oby niedalekiego, postanowię coś dla siebie zrobić i oderwać się od smutnej przeszłości. To nie jest ten dzień, pewnie nie będzie to też następny, ale wezmę się w garść – mógł to obiecać, ale nie musiał. Vivian mogła jedynie mieć nadzieję, że pozbiera się szybciej, niż się wydawało. Może teraz był pewien przełom? Zaczął mówić nieco więcej, no i nawet jeśli mecz interesował go tylko troszkę, osiągnęła jakiś mały cel. Krok po kroku mógł osiągnąć więcej, grunt żeby chciał. Wcale nie miał zamiaru odpuszczać kolejnego wieczoru w karczmie. Chciał pić, chciał słuchać innych ludzi i po prostu powiedzieć sobie, że nie jest najgorszą jednostką. I że nie jest na straconej pozycji.
Naprawdę bardzo kochał tamtą dziewczynę. Żałował, że dostrzegł to tak późno. Może wtedy byłoby inaczej? Zostało mu gdybanie, to wszystko. Nie chciał myśleć o tym, co będzie, jeśli stanie na nogi, a ona wróci nagle, tak samo jak prędko zniknęła. Czy będzie w stanie spojrzeć jej w oczy? Przyjaźń była między nimi głęboka, ale inne uczucie było większe, z jego strony.
Patrząc w jeden punkt, znów przegapił widowiskowego gola. Znów przepadł, pogrążając się w zadumie. Chciałby zobaczyć przyszłość, by wiedzieć, na ile to wszystko go zmieni. Czy wyjdzie mu to na dobre, czy jednak nie. Pewne było to, że złość go przerastała. Nigdy nie czuł się w ten sposób i nie wiedział, co z tego będzie dalej. Miał gdzieś wiele spraw, nigdy nie podchodził poważnie do krytyki, która miała za zamiar zepsuć mu humor. Pisał jak potrafił, chciał coś przekazać innym i tak właśnie robił. Nigdy się nie przejmował plotkami na swój temat. Po prostu żył dalej. I być może potrzebował tego znowu. Z tym, że odkładał na bok pewne sprawy i zdawał się być obojętny na terminy, które się zbliżały. Karl potrzebował jakiegoś cudownego lekarstwa. Może było nim spotkanie z kimś, kto go zrozumie? Kto przeżył stratę i nie potrafił się pozbierać, mimo starań? Chciał wiedzieć, co mu było pisane. Może znalazłby w tym jakąś pociechę i zobaczył światełko w tunelu? Chciał, by to okazało się tak proste. Życie lubiło robić niespodzianki. Niby spodziewasz się wielu trudności, ale ostatecznie coś cię tak przygniata, że nie chcesz wstać, bo łatwo powiedzieć „nie umiem”. Sørensen też był niezdecydowany w tej kwestii. Dobrze mu się tak leżało, tylko plecy zaczęły go swędzieć i nie miał się jak podrapać. To znaczyło, że część jego osoby pragnęła się wyzwolić spod tego, co go przytłaczało. Druga połowa była przygnieciona, bo wygodnie się leżało. I jak tu z nim sobie poradzić? Vivian znała go na tyle dobrze, że wiedziała, iż tylko cierpliwość i dobre słowo mogło odnieść jakiś pozytywny skutek. W końcu nie miał zbyt lekko w życiu. Jego decyzje wiecznie były krytykowane przez rodzinę. Gdy familia mogła być z niego dumna, wszystko się odwróciło do góry nogami. Karl nie był pozbawiony uczuć i współczucia, jak się niektórym wydawało.
Po kilku minutach bezwiednego patrzenia przed siebie, po prostu się ocknął z zamyślenia. Wyglądał pewnie na takiego, co to nie wie, gdzie się znajduje. Czuł lekką dezorientację, ale gdy spojrzał na bok, ujrzał siostrę, która nadal zajmowała swoje miejsce.
- Jestem okropnym towarzystwem – podsumował. I tyle powiedział. Zerknął na tablicę z wynikiem meczu. Wokół ludzie świetnie się bawili. I na jego szczęście, nikt nie zwracał na niego uwagi. Chyba jednak nie nadawał się na takie wypady, jeszcze nie. Mimo to doceniał starania siostry. Przynajmniej się starała, chciała coś dla niego zrobić. Kiedyś jej się za to odwdzięczy, ale życzył jej samych dobrych momentów.
Niby rozmawiać można było w domu, ale trzeba się w nim pokazywać najpierw. On albo siedział u siebie, albo wychodził. I tyle go widzieli.
- Powinienem być naprawdę lepszym bratem. To ja się miałem opiekować tobą, a nie ty mną – wzruszył ramionami. Obiecał rodzicom, że będzie ją miał na oku i w ogóle. No, ale było trochę inaczej. Owszem, starał się, ale dawał jej przestrzeń do życia. Była przecież dorosła. Miała prawo żyć jak chce, byle nie zagalopować się zbytnio. On i tak nie był wzorem, jego lepiej nie naśladować.
- Pożyjemy, zobaczymy – odparł, teraz zaglądając na mecz. - Dzięki, że się starasz. Jestem po prostu niewdzięcznym dupkiem, ale obiecuję, że pewnego dnia, oby niedalekiego, postanowię coś dla siebie zrobić i oderwać się od smutnej przeszłości. To nie jest ten dzień, pewnie nie będzie to też następny, ale wezmę się w garść – mógł to obiecać, ale nie musiał. Vivian mogła jedynie mieć nadzieję, że pozbiera się szybciej, niż się wydawało. Może teraz był pewien przełom? Zaczął mówić nieco więcej, no i nawet jeśli mecz interesował go tylko troszkę, osiągnęła jakiś mały cel. Krok po kroku mógł osiągnąć więcej, grunt żeby chciał. Wcale nie miał zamiaru odpuszczać kolejnego wieczoru w karczmie. Chciał pić, chciał słuchać innych ludzi i po prostu powiedzieć sobie, że nie jest najgorszą jednostką. I że nie jest na straconej pozycji.
Naprawdę bardzo kochał tamtą dziewczynę. Żałował, że dostrzegł to tak późno. Może wtedy byłoby inaczej? Zostało mu gdybanie, to wszystko. Nie chciał myśleć o tym, co będzie, jeśli stanie na nogi, a ona wróci nagle, tak samo jak prędko zniknęła. Czy będzie w stanie spojrzeć jej w oczy? Przyjaźń była między nimi głęboka, ale inne uczucie było większe, z jego strony.
Patrząc w jeden punkt, znów przegapił widowiskowego gola. Znów przepadł, pogrążając się w zadumie. Chciałby zobaczyć przyszłość, by wiedzieć, na ile to wszystko go zmieni. Czy wyjdzie mu to na dobre, czy jednak nie. Pewne było to, że złość go przerastała. Nigdy nie czuł się w ten sposób i nie wiedział, co z tego będzie dalej. Miał gdzieś wiele spraw, nigdy nie podchodził poważnie do krytyki, która miała za zamiar zepsuć mu humor. Pisał jak potrafił, chciał coś przekazać innym i tak właśnie robił. Nigdy się nie przejmował plotkami na swój temat. Po prostu żył dalej. I być może potrzebował tego znowu. Z tym, że odkładał na bok pewne sprawy i zdawał się być obojętny na terminy, które się zbliżały. Karl potrzebował jakiegoś cudownego lekarstwa. Może było nim spotkanie z kimś, kto go zrozumie? Kto przeżył stratę i nie potrafił się pozbierać, mimo starań? Chciał wiedzieć, co mu było pisane. Może znalazłby w tym jakąś pociechę i zobaczył światełko w tunelu? Chciał, by to okazało się tak proste. Życie lubiło robić niespodzianki. Niby spodziewasz się wielu trudności, ale ostatecznie coś cię tak przygniata, że nie chcesz wstać, bo łatwo powiedzieć „nie umiem”. Sørensen też był niezdecydowany w tej kwestii. Dobrze mu się tak leżało, tylko plecy zaczęły go swędzieć i nie miał się jak podrapać. To znaczyło, że część jego osoby pragnęła się wyzwolić spod tego, co go przytłaczało. Druga połowa była przygnieciona, bo wygodnie się leżało. I jak tu z nim sobie poradzić? Vivian znała go na tyle dobrze, że wiedziała, iż tylko cierpliwość i dobre słowo mogło odnieść jakiś pozytywny skutek. W końcu nie miał zbyt lekko w życiu. Jego decyzje wiecznie były krytykowane przez rodzinę. Gdy familia mogła być z niego dumna, wszystko się odwróciło do góry nogami. Karl nie był pozbawiony uczuć i współczucia, jak się niektórym wydawało.
Po kilku minutach bezwiednego patrzenia przed siebie, po prostu się ocknął z zamyślenia. Wyglądał pewnie na takiego, co to nie wie, gdzie się znajduje. Czuł lekką dezorientację, ale gdy spojrzał na bok, ujrzał siostrę, która nadal zajmowała swoje miejsce.
- Jestem okropnym towarzystwem – podsumował. I tyle powiedział. Zerknął na tablicę z wynikiem meczu. Wokół ludzie świetnie się bawili. I na jego szczęście, nikt nie zwracał na niego uwagi. Chyba jednak nie nadawał się na takie wypady, jeszcze nie. Mimo to doceniał starania siostry. Przynajmniej się starała, chciała coś dla niego zrobić. Kiedyś jej się za to odwdzięczy, ale życzył jej samych dobrych momentów.
Vivian Sørensen
04.01.2001 – Lodowisko – K. Sørensen & V. Sørensen Czw 13 Paź - 0:49
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Wyjście na mecz może nie było idealnym rozwiązaniem, bo wyglądało na to, że żadne z nich nie potrzebowało oglądać rozgrywki, bo zajęli się rozmową, którą mogliby odbyć w dowolnym miejscu, gdyby nie nieobecność Karla - czy to fizyczna, czy duchowa. Nie winiła go, ale cieszyła się, że przyszedł z nią na lodowisko nieco bardziej dostępny, z umysłem otwartym na argumenty.
- Nie gadaj bzdur, przecież mówię, że jesteś wspaniałym bratem. Nawet nie zaczynaj z tym opiekowaniem, ja tego wcale nie potrzebuję - pogroziła mu palcem, bo doskonale wiedział, jakie dziewczyna ma podejście do jakiejkolwiek formy kontroli. Jej życie to jej wybór, nawet jeśli ostatnio podejmowała coraz gorsze decyzje. Z ewentualnych błędów tylko ona będzie rozliczona. Doceniała chęć pomocy Karla i naprawdę wiele mu zawdzięczała, ale nie potrzebowała niańki i jego obietnica rodzicom niczego nie zmieniała. Na szczęście wspólne zrozumienie zapobiegło przed wieloma potencjalnymi konfliktami, nawet jeśli czasami upór działał na ich niekorzyść. Kłótnie wśród rodzeństwa to dość powszechne zjawisko, a ona i Karl raczej zaniżali statystyki, dając sobie przestrzeń i możliwości, których potrzebowali do życia.
- Wiem, że to niełatwe. Będę cię wspierać, niezależnie od tego, ile czasu potrzebujesz - uśmiechnęła się blado i oparła głowę na jego ramieniu. Nie potrafiła mu pomóc ani ulżyć jego cierpieniu, mogła go tylko zapewnić, że będzie przy nim cokolwiek się wydarzy i teraz pewnie to dla niego niewiele znaczy, ale w perspektywie czasu ta deklaracja może mieć większą wartość.
Bolało ją, że nagle została sama. Przez rok mieszkali razem, opiekując się wspólnie domostwem, dbając o porządek, gotując na zmianę, spędzając razem wieczory - czasami nawet nie musieli rozmawiać, bo jedno zajęte było pisaniem, a drugie szkicowaniem projektów. Ważne, że czuli w sobie wzajemne wsparcie i teraz również chciała mu to przekazać, choć miała wrażenie, że coraz bardziej się oddalał. Nie chciał z nią rozmawiać, wolał uciec w alkohol i samotność, a to doprowadzało ją do furii i bezsilności, której przecież nie mogła pokazać. Została sama, dbając o mieszkanie, podstawiając mu jedzenie pod nos i martwiąc się, czy w ogóle coś zje. Nie mówiła o tym głośno, nie chciała go dobijać, ale było jej zwyczajnie ciężko w połączeniu z pracą i emocjonalnym rollercoasterem. Nie potrafiła pomóc sobie, a co dopiero bratu i czasami miała po prostu dość, chciała wykrzyczeć to, co ją boli, ale gardło miała ściśnięte w supeł.
Karl sam musiał chcieć zmiany, musiał się podnieść o własnych siłach - ona mogła mu pomóc, mogła podać mu dłoń i pociągnąć do góry, ale najpierw musiał tę pomoc przyjąć. Wierzyła, że dzisiejsze wspólne wyjście to krok w przód i będzie tylko lepiej, ale z drugiej strony wiedziała też, że nie będzie to łatwy proces.
Skupiła się na meczu i przez dłuższy moment zaległa cisza, podczas której dość naiwnie założyła, że brata pochłonął sport, dając rozrywkę, której od jakiegoś czasu nie doświadczył, a taka dawka przyjemności może obudzić w nim dawny zapał życia. Była daleko od prawdy, o czym przekonała się po kolejnych słowach. Poczuła nieprzyjemną kluchę w gardle, gdy łzy zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu. Zamrugała gwałtownie, by nie dać po sobie poznać, jaką przykrość poczuła, jak zawiodła się na swoich metodach i próbach uwolnienia brata spod jarzma depresji, ciosającej kołki na jego głowie i nie pozwalającej mu wrócić do normalności. Rzadko czyje życie jest idealne, pozbawione problemów, a te mogą być przecież dużo gorsze niż utrata ukochanej czy miłosne zawirowania.
- Nie, Karl. To ja zawiodłam - obwiniała siebie o brak odpowiednich czynności, by polepszyć mu humor, wpłynąć na jego samopoczucie i w istotny sposób przyczynić się do poprawy jego stanu psychicznego. Mecz zakończył się satysfakcjonującym wynikiem, a ich drużyna zwyciężyła, więc mogli odebrać nagrodę z zakładu.
- Wracajmy do domu, zrobię kolację - zaproponowała, siląc się na pogodny ton, by za chwilę wziąć go pod rękę i spokojnym marszem wrócić do mieszkania.
Vivian i Karl z tematu
- Nie gadaj bzdur, przecież mówię, że jesteś wspaniałym bratem. Nawet nie zaczynaj z tym opiekowaniem, ja tego wcale nie potrzebuję - pogroziła mu palcem, bo doskonale wiedział, jakie dziewczyna ma podejście do jakiejkolwiek formy kontroli. Jej życie to jej wybór, nawet jeśli ostatnio podejmowała coraz gorsze decyzje. Z ewentualnych błędów tylko ona będzie rozliczona. Doceniała chęć pomocy Karla i naprawdę wiele mu zawdzięczała, ale nie potrzebowała niańki i jego obietnica rodzicom niczego nie zmieniała. Na szczęście wspólne zrozumienie zapobiegło przed wieloma potencjalnymi konfliktami, nawet jeśli czasami upór działał na ich niekorzyść. Kłótnie wśród rodzeństwa to dość powszechne zjawisko, a ona i Karl raczej zaniżali statystyki, dając sobie przestrzeń i możliwości, których potrzebowali do życia.
- Wiem, że to niełatwe. Będę cię wspierać, niezależnie od tego, ile czasu potrzebujesz - uśmiechnęła się blado i oparła głowę na jego ramieniu. Nie potrafiła mu pomóc ani ulżyć jego cierpieniu, mogła go tylko zapewnić, że będzie przy nim cokolwiek się wydarzy i teraz pewnie to dla niego niewiele znaczy, ale w perspektywie czasu ta deklaracja może mieć większą wartość.
Bolało ją, że nagle została sama. Przez rok mieszkali razem, opiekując się wspólnie domostwem, dbając o porządek, gotując na zmianę, spędzając razem wieczory - czasami nawet nie musieli rozmawiać, bo jedno zajęte było pisaniem, a drugie szkicowaniem projektów. Ważne, że czuli w sobie wzajemne wsparcie i teraz również chciała mu to przekazać, choć miała wrażenie, że coraz bardziej się oddalał. Nie chciał z nią rozmawiać, wolał uciec w alkohol i samotność, a to doprowadzało ją do furii i bezsilności, której przecież nie mogła pokazać. Została sama, dbając o mieszkanie, podstawiając mu jedzenie pod nos i martwiąc się, czy w ogóle coś zje. Nie mówiła o tym głośno, nie chciała go dobijać, ale było jej zwyczajnie ciężko w połączeniu z pracą i emocjonalnym rollercoasterem. Nie potrafiła pomóc sobie, a co dopiero bratu i czasami miała po prostu dość, chciała wykrzyczeć to, co ją boli, ale gardło miała ściśnięte w supeł.
Karl sam musiał chcieć zmiany, musiał się podnieść o własnych siłach - ona mogła mu pomóc, mogła podać mu dłoń i pociągnąć do góry, ale najpierw musiał tę pomoc przyjąć. Wierzyła, że dzisiejsze wspólne wyjście to krok w przód i będzie tylko lepiej, ale z drugiej strony wiedziała też, że nie będzie to łatwy proces.
Skupiła się na meczu i przez dłuższy moment zaległa cisza, podczas której dość naiwnie założyła, że brata pochłonął sport, dając rozrywkę, której od jakiegoś czasu nie doświadczył, a taka dawka przyjemności może obudzić w nim dawny zapał życia. Była daleko od prawdy, o czym przekonała się po kolejnych słowach. Poczuła nieprzyjemną kluchę w gardle, gdy łzy zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu. Zamrugała gwałtownie, by nie dać po sobie poznać, jaką przykrość poczuła, jak zawiodła się na swoich metodach i próbach uwolnienia brata spod jarzma depresji, ciosającej kołki na jego głowie i nie pozwalającej mu wrócić do normalności. Rzadko czyje życie jest idealne, pozbawione problemów, a te mogą być przecież dużo gorsze niż utrata ukochanej czy miłosne zawirowania.
- Nie, Karl. To ja zawiodłam - obwiniała siebie o brak odpowiednich czynności, by polepszyć mu humor, wpłynąć na jego samopoczucie i w istotny sposób przyczynić się do poprawy jego stanu psychicznego. Mecz zakończył się satysfakcjonującym wynikiem, a ich drużyna zwyciężyła, więc mogli odebrać nagrodę z zakładu.
- Wracajmy do domu, zrobię kolację - zaproponowała, siląc się na pogodny ton, by za chwilę wziąć go pod rękę i spokojnym marszem wrócić do mieszkania.
Vivian i Karl z tematu