Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    15.11.2000 – Bar „Alfheim” – E. Halvorsen & F. Ahlström

    2 posters
    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    15.11.2000

    Uznała, że tak niesamowicie owocne zakończenie wieczoru należy uczcić w specjalnym miejscu. Efekt końcowy wernisażu przeszedł najśmielsze oczekiwania. Frekwencja od samego początku obiecywała dobrą zabawę, ale kto śmiałby przewidzieć to, co stanie się za kulisami? Na samą myśl o czekającym na nich zysku dech grzązł w piersi. Złaknieni sztuki galdrowie okazali się szczególnie szczodrymi i hojnymi kupcami. Portrety namalowane przez Einara sięgnęły ku ich sercom, a rozkwitająca miłość poruszyła złoto gromadzone w rodowych skarbcach. Po raz kolejny udowodnił, że potrafi się postarać. Nie miała mu nic do zarzucenia. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się naprawdę usatysfakcjonowana z poczynionych przez niego postępów, zarówno od strony zachowania, jak i w kwestii artystycznej. Zaprezentowane obrazy były ukoronowaniem trudnego czasu.
    Napięcie zgromadzone pomiędzy nimi nieco zelżało. Była w zbyt dobrym humorze już przed samym wernisażem, żeby napominać go o wszystkim, o czym powinien pamiętać. Samo zaproszenie na wyjście do baru było czymś, na co nie zdobyłaby się w zwyczajnych okolicznościach, nie mając w zwyczaju darzyć swoich podopiecznych większymi dawkami zainteresowania niż uważała za konieczne.
    Alfheim był jednym z niewielu lokali, w którym czuła się dobrze niezależnie od towarzystwa czy samopoczucia. Kanapy pokryte aksamitnym materiałem w kolorze głębokiej czerwieni, złote światło w półmroku, gwar rozmów idących w parze z dźwiękami koncertu bądź intensywną recytacją poematu... Uśmiech zdobiący lico stał się jeszcze bardziej zaraźliwy. Kątem oka spojrzała na Einara - była ciekawa, czy jest to jego pierwsza wizyta, czy też nie będzie to nic nowego i przyjmie to jako jedne z wielu spotkań. Po złożeniu beżowego, sięgającego ziemi płaszcza na dłonie portiera zostali zaprowadzeni przez jedną z osób z obsługi do stolika skrytego z boku sali, gdzie miała w zwyczaju siadać. Prędko zajęła miejsce na miękkim fotelu, nie krępując się przed wyduszeniem z siebie głośnego westchnięcia ulgi.
    Nie spodziewałam się, że tygodnie posuchy aż tak bardzo przysłużą się naszym interesom. — W końcu mogła w pełni oddać się czujnej obserwacji reakcji mężczyzny, choć było im daleko od nachalności. Stała się nadprzeciętnie ciekawa tego, co miał do powiedzenia. Zanim zdołała powiedzieć cokolwiek więcej na stolik zostały podsunięte karty z dzisiejszym menu. Z zadowoleniem zauważyła, że wraz z wejściem w okres jesienny wzbogacili listę o grzane wino.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Płynący miód uprzejmości, usta wygięte w kurtuazyjnej tresurze; słodycz słów i uśmiechów.
    Nieodległe wspomnienie tliło się na ekranie umysłu przyjemnym amalgamatem barw i splecionych w warkocz rozmowy dźwięków. Występ, trwający kilka przydługich chwil, podczas którego sam był obrazem, spragnionym przez przywabione masy publiki, wszystkim, czego oczekiwały wymogi czujnej percepcji. Skromne i równocześnie treściwe w swoim obliczu zdarzenie, odbiegało od groteskowo wystawnych, pieczołowicie kalkulowanych bankietów, niosąc przy tym pieszczoty zatroskanej nadziei na znacznie łaskawszą przyszłość.
    Doceniał wyjątkowość kolejnych, następujących chwil.
    Zwykle, w podobnym czasie oddawał się nietrwałościom emocji, własnej, szpetnej słabości, wrośniętej doliną rysy w jego zgubną perfekcję, nietrwałościom, które sama, zwykła często potępiać, nawiązywanym pospiesznie; ciepłu cudzej sylwetki wplątanej w sidła uroku. W nawiązywanych z Freją Ahlström kontaktach nie było miejsca na zbędność, na puste i niepotrzebne słowa - przystał na propozycję przyprószony nieuchronnością zdziwienia, ograniczoną do wnętrza, której nie pozwolił przezierać przez płótno własnej ekspresji.
    Była w wyśmienitym nastroju - niemal niespotykanym - oddalona od oschłej, przepełniającej ją rzeczowości.
    - Wygląda na to - nadgryziony zielenią błękit uważnego spojrzenia, odłączył się od wręczonej mu przez obsługę karty - że wernisaży brakuje również odbiorcom - wargi drgnęły przyjaźnie. Minęło zbyt wiele czasu, zanim odwiedzał podobny lokal; zbyt wiele czasu, który rozrastał się interwałem mdłej bezczynności, wypatroszony z artystycznych wydarzeń. Kurtyna strachu omiatała społeczność galdrów, paraliżując życie towarzyskie; jej ciężki, szorstki materiał osuwał się na ramiona, próbował zatruwać umysł swoją wbijaną drażniąco obecnością. Wystawa malarskich dzieł, w której wziął - wzięli - udział, była pierwszym, od dawna, promieniem szczęścia w obecnie pochmurnym światku tworzonym przez miłośników szeroko pojętej sztuki. Wszyscy, targani dotąd zrywami anomalii pogodowych, z jakimi nieuchronnie przywitał midgardczyków listopad, przyjęli wieść o zdarzeniu wręcz z utęsknieniem i ulgą.
    - Rozmawiałem z kilkoma uczestnikami, wstępnie zainteresowanymi zleceniem - zauważył, w międzyczasie uznając, że kieliszek wytrawnego wina może stać się najlepszym, sprawdzonym rozwiązaniem podczas płynącego niespiesznym nurtem wieczoru.
    - Przekonamy się, ilu zechce nawiązać pełną współpracę - był w zupełności świadomy kruchej materii słów; niektórzy spośród klientów rezygnowali poznając już samą cenę, oczekiwaną za dzieło. Nie był pewny, czy spędzą rozmowę w całości na zawodowych planach, jednak, na sam początek, wolał poruszać się po bezpiecznym, neutralnym gruncie rzeczowej wymiany zdań.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Nie śmiałaby zmarnować tak niespotykanie wyśmienitego wieczoru. Poprzednie tygodnie przemykały wzdłuż czasu jak cienie, wypełnione irytującą bezczynnością trawiły umysły galdrów w oczekiwaniu na przejaw powrotu do względnej normalności. Sama nader często unikała dłużących się wydarzeń ze względu na marnotrawstwo cennego czasu, lecz w ostatnich dniach coraz to donioślej odczuwała rosnące podekscytowanie. Wiązało się to z wieloma aspektami, w tym najważniejszym, dotyczącym twórczości siedzącego obok niej artysty. Nie mniej ważna była kryjąca się pod nią osobowość, zwłaszcza jątrzące się wokół niej przywary wywołujące w niemal każdej z ich rozmów pole do stałego kształtowania trzymania swych prawdziwych emocji na krótkiej smyczy.
    Tymczasem zdobyła się na krok wykraczający poza przyjęty kodeks postępowania. Nawet nie zbliżyła się do wytyczonej przed latami granicy, wszak jeden wieczór nie mógł wyplenić trudności z dnia codziennego - wcale nie miała takiego zamiaru. Wolała delektować się winem w towarzystwie niż samotnie.
    Może powinniśmy iść tym tropem. — Jako pierwsza wyszła przed szereg w przełamaniu się przed strachem, ignorując niepokojące wieści przesycone trupim jadem oraz nieobliczalną pogodę. Rzucanie się w niepewności przed jutrem nie było w jej naturze. — Możemy uzupełnić pustkę w ich przestrzeni, przy okazji na tym zarabiając — iście szelmowski uśmiech ozdobił lico, jakby wpadła na pomysł mający przynieść im złote jaja. Istniało ryzyko, że konkurencja onieśmielona podjętym krokiem również zdecyduje się na organizacje wernisaży, lecz miała pewność posiadania przy sobie wielu z najlepszych artystów Midgardu gotowych wyrwać galdrów z transu. Tak. To była dobra idea przynosząca obopólne korzyści. Portrety stworzone pędzlem trzymanym w smukłej dłoni Halvorsena w niewytłumaczalny sposób więziły spojrzenia kupców. Prędzej czy później sięgali do wypchanych po brzegi kieszeni, mamieni wizją spędzenia godzin wpatrywania się w coś o wiele doskonalszego od rzeczywistości, zwłaszcza tej, która snuła się w mieście. Urywek złudzenia wsiąkł w czerwony aksamit kanap, przesypywał się pomiędzy brzmieniem szeptanych tajemnic, rwał się wraz z naciskiem opuszków palców przesuwających się po strunie wiolonczeli, mącił w blasku spojrzeń.
    Pojawienie się kelnera skutecznie zaburzyło harmonijną wizję skrytą w złotym cieniu lamp. Po złożeniu zamówienia mogła z powrotem skierować swe rozmyślania ku magii skrytej w farbach znaczących płótno.
    Czterech masz już w garści. Nie mam w zwyczaju się mylić, zwłaszcza, że widziałam już niejedno łakomstwo.— Wystarczył zaledwie rzut wprawnego oka, by wychwycić delikatne zmianę mimiki w krótkim momencie pomiędzy ostatnim smagnięciem wzroku a postawieniem kroku w tył. O tych, o których wspomniała, mogli być spokojni. Może tak rozrzutna pewność siebie przez wielu zostałaby nazwana naiwnością. I zapewne takie słowa pojawiały się wielokrotnie, lecz to oni zawsze zostawali o krok w tył. Nie radzili sobie. Grunt rwał im się spod nóg. — Jeden z nich ma szczególnie pokaźny skarbiec i nie zawaha się wydać zawrotnej sumy na bajeczny portret. A w zasadzie... jego rodzina ma pokaźny skarbiec.
    Przesadnie nadmuchana próżność klanów działała na ich korzyść. Ilość podobizn zdobiąca rodowe rezydencje przytłaczała swą mnogością. Zakochanym we własnym odbiciu nie wystarczało krystalicznie gładkie lustro, pycha pchała ich w ramiona bladych dowodów ubarwionej świetności wątłego ciała.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Dobre wino smakowało najlepiej w dobrym, zajmującym skłębioną, nierozpierzchniętą uwagę, towarzystwie. Nie tracił czasu na zbędne, marnotrawne dysputy, o ile mógł dysponować konieczną dozą sposobności, uśmiechem, konspiracyjnym mrugnięciem losu, pozwalającym ominąć pokraczną, wyrośniętą przeszkodę mdłego, nużącego kontaktu. Przed częścią, zwyczajnie, jak każdy szary, niewyróżniony człowiek, a zwłaszcza człowiek udzielający się towarzysko, nie miał najmniejszych praw uciec, poddając się teatrowi pustych zdań oprawionych w sztuczne dekoracje pełnej przepychu uprzejmości. W tym, aktualnym spotkaniu pojawił się z własnej woli, podobnie jak sama Ahlström - nie wiązał ich żaden przymus, żaden, kolejny wymóg stawiany przez konwenanse. Przez chwilę wręcz węszył podstęp, szpilkę, którą dotkliwie wsunie, drażniąc wrażliwy punkt mapy jego osobowości; rozluźnił się, ostatecznie, płynąc z nurtem dyskusji.
    - Należę do zwolenników uczciwego zarobku - wiedział, że doskonale znała ten wydźwięk słów. Nie był przesadnie skromny - żądał, jak uważał, odpowiedniej opłaty za skrawek duszy zamknięty w membranie płótna. Cena, stanowiła podobnie o wartości artysty - na jego portret nie mógł sobie pozwolić pierwszy, spotkany na zatłoczonej ulicy galdr - sprawiała, że każdy klient czuł przynależność do ułudnego, hermetycznego grona. Duży, bogaty skarbiec oznaczał równie dużą pobłażliwość, gdy przyszło do propozycji ceny. Czuł, że zasłużył na więcej; nie miał nigdy zamiaru się powstrzymywać, nie chciał dłużej żyć niczym mysz kościelna, nieznany, niedoceniony. Chciał wydrzeć z życia najwięcej kawałów szczęścia, każdy, dostępny ochłap, dostać - wszystko to, na co w rzeczywistości nigdy nie zasługiwał. Obsesja, by zostać kimś, z huldrzego dziecka o pogardzanej naturze, popchnęła go w stronę elit. Dotychczas, mógł przyznać, że spełnił każde z najskrytszych marzeń, snów rozpostartych w głowie obdarzonego żywą ambicją chłopca.
    Błękitne, przełamane domieszką zieleni spojrzenie pomknęło po skrzącym się w bladym świetle, przetykającym półmrok, smukłym, dumnym kieliszku, w którym zahuśtał się sennie ciemny, bogaty w bukiety trunek.
    - Z czystej ciekawości - ośmielił się; odważył na odrobinę luźniejszy temat, dotknięty w prowadzonej rozmowie - czy kiedykolwiek zleciłaś któremuś z podopiecznych, by namalował twój portret? - dopytał. Rzeczywiście - nie kłamał - był tylko i aż ciekawy, bez żadnych, dostrzegalnych podtekstów, żadnej zbłąkanej zmarszczki, krzywiących się w drwinie ust; bez żadnej, dosięgalnej sugestii.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Sztuka przyobleczona w skromność nie zarobiłaby złamanego grosza. Nigdy nie pozwoliłaby żadnemu ze swoich podopiecznych zaniżyć ceny za swój występ bądź dzieło, lecz na szczęście cenili się zgodnie z oczekiwaniami i jeszcze żadnemu nie musiała zwracać na to uwagi. Odrobina próżności nikomu nie wyszła na złe, dlatego skinięciem głowy zgodziła się z Halvorsenem. Tym bardziej, jeśli w grę wchodzili majętni członkowie klanów - w ich interesie należało podsycenie myśli o konieczności posiadania takiego wspaniałego obrazu. Wystarczyło powiedzieć, że na widok płótna inni zamiast zachwytu poczują zazdrość. Koronny argument drażniący wybujałe ego i dumę przyszłego właściciela.
    Grzane wino w akompaniamencie idealnie dobranych przypraw w pełni spełniało powierzoną mu rolę. Przyjemne ciepło rozeszło się po ciele, a oczy zalśniły rozmarzeniem stonowanym w półmroku. Wystarczył zaledwie kieliszek, żeby zapomniała o nieznośnie przedłużającym się wieczorze w towarzystwie nadętych, nie widzących niczego prócz czubka własnego nosa galdrów, których znosiła ze względu na okazję dorodnego zarobku. Mimo doświadczenia miała trudności z wyzbyciem się pogardy z tembru głosu, ale na szczęście Einar radził sobie pośród nich znakomicie i nie była zmuszona interweniować przesadnie często. Tak jak nigdy nie poczułaby do żadnego z tam zgromadzonych sympatii, tak ani przez chwilę nie pomyślałaby o poproszeniu kogokolwiek o namalowanie swojego portretu. Spojrzała na niego z nieudawanym zaskoczeniem, dość szybko kusząc się o udzielenie odpowiedzi.
    Nie. — Lekkość alkoholu z nadzwyczajną sprawnością lepiła się do języka, lecz ostatecznie na moment odstawiła kieliszek. — Nie czułam takiej potrzeby. Wystarczy, że mogę przejrzeć się w lustrze o dowolnej porze dnia. Poza tym...
    Być może zaczęła się rozleniwiać. Przez niektórych zostałaby posądzona o brak czujności, skoro rozmawiała z nim tak swobodnie, bez stonowanego chłodu i obojętności serwowanej niemal na każdym kroku. Robiła to celowo, z konkretnych pobudek, samej decydując o zmianie nastawienia celującej w dłuższy okres bądź zaledwie krótką chwilę.
    ... mało kto jest tak utalentowany jak ty. Myślisz, że byłabym w stanie powierzyć swoje oblicze byle komu?
    Rozbawienie wybrzmiewające z poszczególnych słów pytania niemal przesłoniło coś, czego nie zrobiła w zasadzie nigdy wcześniej. Odkąd sięgała pamięcią nie pozwoliła wybrzmieć swojemu zadowoleniu tak donośnie, choć nie raz była zadowolona z efektów jego pracy - zapewne robiłaby to częściej, gdyby nie ilość konfliktów wynikająca z różnic charakteru.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Subtelna, wygrywana melodia pieściła i obmywała zmysły; percepcja osadzała się jednak w siedzącej obok postaci, leniwie sącząc szczegóły rozlane po peryferiach drugiego, mniej istotnego planu. Wnętrze lokalu, pyszniące się wyważeniem i elegancją, było przyjemnym, dobranym zgodnie dodatkiem - wyłączną, piękną ozdobą do zajmującej rozmowy. Ciche, stłumione nici rozlegających się rozmów, akordy, topione w klawiaturze pianina oraz lawirujące między przystaniami stolików sylwetki nienagannej obsługi, niknęły przeniknięte na wskroś nożycami rozmowy.
    Nie było ważne gdzie - dużo istotniej z kim.
    Pojawiał się w różnych miejscach, począwszy od zaniedbanych, obskurnych karczm o wytartych i poplamionych blatach, skończywszy na restauracjach o niebotycznych cenach i niebotycznym - jak uważano - statusie. Nie był silnie wybredny, kosztując wszystkich, dostępnych smaków podanych przez dłonie życia. Doceniał miejsca, bez względu na aprobatę elit, doprawione osobliwością klimatu. Jedynym, czego unikał, były dzielnice śniących; magnetyzm aury przytwierdzał niepotrzebną uwagę, a nieobycie w odrębności kultury i posiadanych przekonań czyniło go łatwym celem do osaczenia podejrzeń. Ostatnim, czego w istocie łaknął, był konflikt z samą Komisją do Spraw Niemagicznych. Nie lubił siać zamieszania, gdy stało się niepotrzebne i nieuchronnie szkodliwe. (Widma dotychczasowych, sunących się niczym cienie skandali, zdawały się dostateczną - i zasłużoną - udręką).
    Komplement i okraszone żartobliwością zdanie należało docenić - nie przytrafiały się często, nie rozlegały się, szczodrze, w mówionych przez nią stwierdzeniach. Przyjął je z odpowiednim szacunkiem, zapisanym w uśmiechu; tym, wyjątkowym razem, identycznie jak ona, oszczędzając im doskonale znajomej uszczypliwości. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek zdarzyło się im rozmawiać w podobny, pełen swobody sposób, pełen krystalicznej szczerości, bez wytknięć, bez sztywnych ram narzuconych ustaleń i zawieranych kontraktów.
    - Oczywiście, że nie - przyznał. Niewielu, jak sądził, mogło ją dobrze oddać pociągnięciami pędzla. Nawet on - nie wiedział, czy odważyłby się, nie znając jej zakamarków, doznając, przede wszystkim powściągliwego i niezbędnego dystansu. Nie miał jej za złe chłodu i oszczędności w emocjach - wyzbyła się, dzięki temu, kłamstwa przesadnej, towarzyszącej światkowi elit serdeczności. Potrzebował, mimo wszystko, osoby pokazującej mu twarde, niezachwiane granice. Zacieranie hierarchii oraz przesadna doza poufałości, były w jego przypadku niemal tragiczne w skutkach.
    - Nie jest łatwo zasłużyć na twoje wsparcie - napomniał, nie tylko, aby wywyższyć ich oboje pochlebstwem; wiedział, że równie łatwo miał sposobność utracić powierzoną mu przez kobietę przychylność. Reguły, które mu wyznaczyła, istniały niechybnie nadal, bez względu na ton rozmowy. Był przekonany, że Ahlström, bez względu na wszystko inne wyciągnie przed nim wyrwany rdzeń konsekwencji, w zamian za niewłaściwe czyny.
    - Ufasz mi? - łyk wytrawnego trunku uprzedził nagłe pytanie, posłane w otaczającą przestrzeń. Obecny wieczór mógł być jedyną okazją, gdzie były w stanie rozbłysnąć trawiące go wątpliwości - czerpał, w związku z tym, ze spotkania adekwatnymi garściami.
    - Wiedziałaś, że nie mam szczęścia do mecenasów - dodał, nakreślając tor osobistych myśli. Był kłopotliwy, kapryśny i nad wyraz zachłanny, zmuszając innych, poprzednich opiekunów twórczości do zaprzestania współpracy.
    Czy jednak - sama sztuka - nie wymagała w każdej kwestii poświęceń?


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Melodyjna pieśń wypełniała wnętrze lokalu aż po same brzegi, pięła się wzdłuż powiek naznaczonych brzemieniem senności. Donośny szmer gromady serc ucichł w pokornym ukłonie przed magią sączącą się ze strun instrumentów.
    Pozwoliła sobie na więcej. Ten jeden, jedyny raz z lekkością ściągnęła maskę smagniętą obojętnością i wyrachowaniem. Przyglądanie się temu wszystkiemu było nowym, ciekawym doświadczeniem, zwłaszcza w towarzystwie kogoś takiego jak Einar. Einar Halvorsen, krnąbrne stworzenie o charakternej naturze, uparte, mające skłonności do nadużywania czaru do osiągnięcia niecnych celów. Traktowała go na równi z innymi, choć sprawiał więcej problemów niż cała gromada wygłodniałych wilków szukających pocieszenia na zajadłym polowaniu. Nie chciała ujarzmić piękna dzikiego zwierzęcia. Należało pokazać mu dogodne miejsce do dalszego rozwoju, pozwolić na rozwój w sile i ambicji. Szło to na równi z dobraniem traktowania skąpiącego w pochwałach. Zaledwie zadowalające spojrzenie muskające zapisany utwór czy płótno skąpane w farbach miało stać wyznacznikiem nagrody, docenienia wysiłku włożonego w wzbogacenie historii sztuki o własne wspomnienia. Tymczasem, podburzona dobrym nastrojem i zmęczeniem wymagającego wieczoru, przełamała ustalone zasady niemal wprost mówiąc o wielkości jego talentu. Nie odważyłaby się oddać swego oblicza nikomu, kto nie byłby w stanie sprostać temu zadaniu. Za bardzo ceniła przywiązanie do mówienia prawdy, a tym samym również do przedstawiania jej na płótnie. Domniemała, że ostatecznie mógłby temu podołać.
    Nikomu z was nie ufam w pełni. To dobre rozwiązanie dla obu stron, bo nie pozwala emocjom na rozporządzanie podejmowanymi przez nas decyzjami — przyznała, nie widząc potrzeby zasłaniania się wydumanymi formułkami. Kierując się tym od lat zauważyła, że z takiego układu każdy czerpał równe korzyści pod prostym warunkiem. — Za to jestem z wami szczera i wiecie, czego możecie spodziewać się po mnie względem wszystkiego, co dotyczy naszej umowy.
    Z niemałym grymasem niezadowolenia skwitowała wypicie blisko połowy kieliszka. Aromat przypraw w miarę stygnięcia alkoholu zaczynał blaknąć, tak jak posłuszeństwo niektórych podopiecznych w miarę upływu czasu. Stawiała im jasne, klarowne granice dotyczące współpracy, lecz dla niektórych wciąż było to zbyt mało. Tracąc czujność oddalali od siebie obfitującą w przywileje przychylność. Wymagała nie tylko talentu, dyscypliny i chłodnej głowy, ale również poszanowania. Sama obecność Einara świadczyła o tym, że jednak jeszcze nie była wobec niego tak kategoryczna jak potrafiła być.
    Wiedziałam. Tak jak i wiedziałam, jakimi ludźmi są twoi byli mecenasi — znowu nie mogła oprzeć się wrażeniu, że pozwala przybarwić słowa odrobiną rozbawienia. — Żaden z nich nie traktował twoich zdolności poważnie. Myśleli, że jesteś zwyczajnym portrecistą, który zgaśnie jak zdmuchnięty płomień świecy. Twój sposób bycia zdecydowanie nie ułatwiał im działania, ale to żadne wytłumaczenie. Dobry mecenas potrafi wydobyć artystę z najgorszych czeluści.
    Nie powiedziała tego dla oświecenia swej wspaniałości. Ilekroć widziała artystę ze zmarnowanym talentem, tyle razy miewała poczucie niespełnionego obowiązku. Na szczęście dla siebie i innych poczucie przynależności do własnych podopiecznych kazało prędko odwrócić wzrok, nakazując zajęcie się tym, co najważniejsze.
    Nasza relacja nie należy do najspokojniejszych i dobrze o tym wiemy. Sądzę jednak, że mogłeś trafić na kogoś gorszego niż ja.
    Wymagała od niego wielu rzeczy, od poprawnego zachowania czy nieustannego pielęgnowania malarstwa, lecz przynajmniej zwracała na niego uwagę. Niektórzy zważali wyłącznie na wynik finansowy, na ilość pieniędzy brzęczących w sakiewce tuż po udanej transakcji.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Pejzaż własnego życia, wijące się krajobrazy przeszłości, połacie łąk nakrapiane bukietem szczerej prostoty dziecka i postrzępione turnie ambicji, rozlewały po wnętrzu amfory duszy miksturę wielu emocji - radości, strachu oraz kwaskowatego przeczucia, że otrzymuje zbyt wiele, niż mógł kiedykolwiek zasłużyć. Mieszanka doznań, warzona przy studiowaniu wspomnień, przeszywała na wskroś posiwiałą pustynię mdłej, rytualnej codzienności jak złota, świetlista łuna okrywająca jaskrawym rumieńcem niebo. Dzierżył w dłoniach świadomość, że powinien być wdzięczny za przychylności losu, kompensujące mu ułomności natury, wstydliwy skowyt enigmy, tajemnicy, zamiatanej latami pod powierzchnię dywanu, byle nie padła łupem spojrzeń postronnych, mijanych ludzi; osób, zdolnych go zdeptać jak nieostrożną dżdżownicę, pełznącą po oblizanym od deszczu bruku. Linda wszczepiła w młody, kształtujący się umysł, sadzonkę własnej obawy, poglądu, w obliczu którego myśli, dywagujące na temat pochodzenia, marszczyły żołądek w mdłościach, mnąc go jak cienką i wyświechtaną sakwę. Wierzył, jednak, na przekór, wyznając uparcie pogląd, że został stworzony do większych, wznioślejszych celów niż rozniecanie trywialnych, cielesnych żądz, niż życie pod kloszem cienia, z sadzą przeprosin na ustach z powodu hańby, że porusza się, żyje, oddycha, że jest plugawym mieszańcem, podrzutkiem, którego nawet wyrzekła się własna matka. Odkąd otrzymał szansę, szlifując kruszec zdolności pod okiem doświadczonego malarza, był skłonny uczynić wszystko, byle rozwinąć skrzydła własnej kariery.
    - Zbyt łatwo się rozpraszali - krótka, lecz jak uważał - w pełni słuszna - uwaga na temat wcześniejszych mecenasów. Pierwsi, fałszywi, dający ochłap złudzenia, że będą mogli go wspierać, ciskający do wód prowadzonych rozmów przynęty licznych koneksji i bogatego skarbca, nie wierzyli, w istocie, że może osiągnąć sukces; wierzyli, w zamian za to w młodzieńczy, niepowściągliwy urok. Później na piedestale patronatu pojawił się Soren Westberg, którego rozproszyła uprzejmość. Wprawiony w zachwyt nie tylko samym talentem, co również osobowością, charyzmą i kurtuazją, w jakiej obtaczał słowa, zapraszał go na bankiety, traktował jak przyjaciela, powierzył mu nawet lekcje ze swoją najdroższą córką.
    - Mogłem - podtrzymywał jej słowa. - Cieszę się dużym szczęściem - słodko-gorzkie zabłyśnięcie uśmiechu, skrytego wkrótce za smukłym, uniesionym kieliszkiem. Sukces jarzył się przed nim jak rozświetlony szyld; został włączony w krąg ulubieńców elit, pisali o nim przeróżni krytycy sztuki, a na wystawach, skrawkach jego twórczości, nie brakowało odbiorców.
    - Wolę nie myśleć, gdzie znalazłbym się bez niego - dodał półżartobliwie, świadomy, osobiście, rysującej się, pozbawionej akcentów politowania prawdy. Linda, zanim odkryła skrywany przez niego talent, chciała, aby służył rodzinie, przed którą sama niezmiennie uniżała się przez dekady. Możliwe, że bez malarstwa podążyłby wytyczoną mu przez kobietę ścieżką, podrygując, posłusznie, w rytm wydawanych poleceń. Sztuka, w wiedzionym przez niego życiu stała się wybawieniem - nie tylko mając na względzie samą, niewyjaśnioną zagadkę nieposkromionej, silnej potrzeby tworzenia.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Przytaknęła. Środowisko, w którym się obracali, słynęło z nietuzinkowego podejścia do osób chcących wyrwać się z okowów przyziemnej normalności. Niestety uchodziło za równie toksyczne, choć większość mówiło o tym szeptem, w kuluarach, w gronie najbardziej zaufanych znajomych - Ci, którzy śmieli wygłosić takie zdanie zbyt głośno, ostatecznie ginęli w tłumie i żadna serdeczność ze strony pobratymców nie mogła przynieść im utraconej glorii. Znikali równie szybko co zdmuchnięty płomień świecy. Zbyt wątli, zbyt niepewni... Nie zamierzała opłakiwać tych, którzy nie potrafili sami zadbać o pozostanie na powierzchni.
    Przyglądała się Halvorsenowi z zainteresowaniem odkąd sięgała pamięcią. Tylko w nielicznych momentach szarpania za popękaną podstawę piedestału swoich zdolności, spoglądała na niego niczym dziecko, które zbyt wcześnie wyrwało się spod wychowania opiekuna. Zawsze chciał mieć ostatnie słowo, a na początku ich wspólnej ścieżki aż za często.
    Biorąc pod uwagę to, jak bardzo potrafisz skupiać na sobie uwagę... Coś naprawdę musi w tym być — igrał z losem o poważną stawkę. W pewnym momencie zdolności przestawały mieć znaczenie, choć i to naprawdę dało się wyciągnąć ponad miarę. — Masz więcej szczęścia niż inni. Zawsze potrafiłeś znaleźć wyjście, choć grunt palił Ci się pod nogami — z rosnącym rozbawieniem zauważyła, że samo znalezienie nowego mecenasa tuż po swego rodzaju ucieczce było na równi nieprawdopodobne co piesza wycieczka na księżyc. Musiała również przyznać, że dzisiaj dokonywała równie niemożliwych rzeczy, więc dlaczego miałaby porzucić wiarę w przeznaczenie? Upiła ostatni łyk grzanego z wina zaraz po głośnym, kontemplującym nostalgię westchnięciu. Szybko zawołała kelnera prosząc o kolejny kieliszek, ponieważ nie mogła sobie tego odmówić. Kojące uczucie ciepłego alkoholu owijało się wokół niej ciasno, przywierając niczym druga skóra.
    Och.
    Usta wygięły się w wyrazie zdziwienia. Nie spodziewała się po nim takich refleksji. Domniemała, że zawsze odnalazłby się w nowym świecie, zdobyłby szturmem cokolwiek, co mogłoby mu pomóc. Nie była jednak pewna, czy odnalazłby spełnienie w świecie pozbawionym sztuki. Mógł się oszukiwać i wmawiać, że przestałby za tym tęsknić, ale skazałby się na życie w paśmie starannie utkanego kłamstwa.
    Nie myśl o tym dzisiaj. Niepotrzebnie popsułbyś sobie humor.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Brudny, zaniedbywany margines; szarpane i zagojone uszczerbki ran, włókniste zgrubienia blizn jak zamknięte usta, rozdęte, zaszyte wargi niezdolne do uniesienia krzyku. Stosy problemów, osiadłych kurzem historii, zamiecionych pod dywan; tarcze obojętności, odpierające z dumą i uniesieniem dalekie od wygód sprawy. Niegodne i niewygodne; ukryte pod płaszczem cieni.
    Los nie znał laski dla sierot, zwłaszcza, gdy ich przodkowie wżerali się pogardzanym stygmatem w powierzchnie wrażliwych ciał, gdy wypełzali, wachlarzem cech uważanych za niewłaściwe, sącząc charyzmę aury oraz wijący się odrębnością ogon. Los nie znał laski dla sierot, kładł przerażone, okryte kokonem tkanin, nieporadne sylwetki pod drzwiami obcych, nieznanych domostw i sierocińców. Był w zupełności świadomy, że mógł, oczywiście, trafić do podlejszego miejsca. Linda, zatroskana, poczciwa, kochała go niczym syna; nie mogła zaakceptować skazy, czyniąc w ich życiu wszystko, by stał się normalnym chłopcem. We wszystkich skarbcach dokonań był przepełniony szczęściem; opierał siebie na kłamstwie, niezbędnym, nieuniknionym w przypadku, gdy pragnął rozwijać warsztat, gdy chciał zdobywać uznanie ze strony swoich odbiorców. Wiedział, że bez malarstwa stałby się wypaczeniem, własną karykaturą, śmiejącą się w twarz parodią. Odkąd pamiętał, miał w sobie iskrę tworzenia, potrzebę - wzniosłą, duchową - nawołującą podobnie niczym fizyczny głód. Pierwsze, dziecięce szkice zmieniły się w powstające portrety osób; dzieła, przynoszące uznanie oraz ciekawość elit.
    Mógł zmagać się z odrzuceniem, mógł nie zarobić choć złamanego talara za ukazane dzieło.
    Mógł.
    Liczyło się tu i teraz.
    - Wątpię, by dziś cokolwiek mogło na niego wpłynąć - spokój, rozprowadzony na twarzy, był potwierdzeniem dla uchodzących słów. Wszystko, co wypowiadał, tkwiło w nim od najmłodszych lat, wrosło, nieuchronnie sprawiając, że dostatecznie przywyknął do dywagacji, do wszelkich, podobnych myśli, do prawdy, że boskie Norny zesłały mu szczyptę łaski, litując się nad sierotą, pozbawioną korzeni; sierotą, porzuconą przez matkę.
    Wypił ostatni łyk wina; kieliszek zabłyszczał pustką.
    - Dziękuję za rozmowę - powiedział na pożegnanie, przejrzyście i naturalnie. Udany, niewątpliwie, wernisaż i udane spotkanie - najbliższy czas obfitował w złote, zbierane owoce triumfów. Niedługo później, mieli ponownie zanurzyć się w obowiązkach - wypełnianych, jak zawsze, z najwyższą dozą wymagań i krytyczności. Poprawią na nowo maski.
    Niektóre rzeczy pozostawały niezmienne.

    Einar i Freja z tematu


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.