:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici
2 posters
Ivar Soelberg
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Pon 26 Wrz - 2:13
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
11.01.2001
Odseparował się od myśli uderzających w czułe strony pracoholizmu, którym przesiąkł na wskroś stanowiąc swój obraz, jako człowieka bezsprzecznie oddanego instytucji, której ślubował służyć, musiał odpocząć. Głębszy wdech mroźnego przenikliwego powietrza, ot westchnięcie kończącej swe władanie nad światem nocy, było upragnione, nawet bardziej, niżeli kolejny łyk kawy, ta przestała mieć dla niego smak, po tylu filiżankach, czy w takiej ilości, nie powinno się mówić już o litrach? Nadużycie kofeiny, bezsprzecznie, o to można posądzić Kruczą Straż, bowiem większość członków zdecydowanie dzięki skutkom jej działania funkcjonowało na co dzień. Uśmiechnął się do swych myśli, tak ironizujących ten obraz, który odrobinę krzywdzący wydawał się, po głębszym przemyśleniu, lecz dziwny stan, w jakim się znajdował, balansując na skraju przemęczenia i snu, stwarzał okazje do podobnych temu rozważań.
Gdy palce zaciskały się na klamce okna balkonowego w nagłym przebłysku świadomości uzmysłowił sobie, że przez całą drogę na to piętro nie raczył upewnić się, co do decyzji Isabelle, jakby obojętność i tę strefę jego jaźni zupełnie przejęła, była to nieprawda, ale wynikające z tego tytułu milczenie, mógł jedynie uargumentować chwilowym brakiem lepszych tematów do poruszenia, niż suche i wyprane z jakiegokolwiek brzmienia oklepane formułki, wolał tedy milczeć i podążać wyznaczoną przez siebie drogą. W ciszy również sięgnął po papierośnicę w rzędzie eleganckich białych skrętów brakowało kilku sztuk, te wypalił podczas pracy i przerw, jakimi ratował resztki umysłu, przed zupełnym przegrzaniem. Bezwiednie poczęstował kobietę i samemu porwał fajkę, jej posmak w ustach relaksował, jakby ta czynność nadawała mu możliwość wyrwania się i wzbicia, ponad dachy pogrążonego we śnie miasta. – Wiele czasu upłynęło, odkąd przyprowadziłem tu kogoś – w słowach, kryła się nostalgia, za kim lub za czym? Tego nie silił się wyjawić, ta po prostu jawiła się, jako swego rodzaju wyróżnienie spadające nieoczekiwanie, chociaż przecież wstęp był dostępny praktycznie każdemu, to jednak Soelberg zaprosił ją tu umyślnie, chcąc by ta mogła podziwiać, to co i on widzi codziennie, w jego mniemaniu, te miejsce stanowiło jedno z lepszych stanowisk obserwacyjnych w całym mieście.
– Jak się odnajdujesz w tym mieście? – Pytanie cicho wybrzmiało z ust mężczyzny, ten puszczając chmury szarego dymu, chłonął ich obraz, absolutnie nie oglądając się w bok na towarzyszkę, jakby kierował swoje wypowiedzi w mrok i oczekiwał, że to stamtąd przyjdzie odpowiedź. Nie było to zagranie niegrzeczne raczej stonowane, kierowane jej komfortem psychicznym. Presja i wywieranie jakiegokolwiek wyrzutu za to, co się stało nie były w jego naturze, miał żal sam do siebie, że nie pytał, za mało informacji, za duży natłok emocji, pragnienie, którego nie powstrzymał – bo nie chciał, czuł potrzebę kontaktu, dopiero później zrozumiał swą pomyłkę, gdy dotarło do niego, że stanowił wyłącznie pociechę w trudnej chwili, a przynajmniej, tak to widział. Na honor, który tak cenił, padł cień, plama, jakiej nie zmaże, w jego mniemaniu zrobił źle, było za wcześnie, za wcześnie po stracie, jakiej doświadczyła, niestety z myślami tymi nie dzielił się z nikim, dręczony przez kilka nocy z rzędu, czuł się paskudnie, aż całkiem zobojętniał. Gdy teraz na nią patrzył żadna żywsza emocja nie wymykała się spod kurtyny powagi, był stonowany, ale niesiony czymś więcej, co mogłoby rzucić światło na ich relację, kierował pytania mogące brzmieć na wyzbyte z emocji, kiedy w istocie, tętniły nimi. Po prostu hamował się, daleki od jakiegokolwiek śmielszego postępku, by nie stawiać jej w niekorzystnej, wręcz patowej sytuacji.
Isabella de' Medici
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Pon 26 Wrz - 22:56
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Pewnym krokiem podążała za nim, choć w wcale nie była pewna tej decyzji. Do tej pory nie dążyła do kontaktu, wręcz przeciwnie, w miarę możliwości unikała rozmów, a teraz wystawiała się na świecznik, wręcz pchała się prosto w paszczę lwa, idąc z nim w odosobnione miejsce. Na tym etapie nawet nie wiedziała o czym z nim prywatnie rozmawiać, a ich wspólna noc sprzed roku tylko komplikowała i potęgowała jej niezręczność, której miała nadzieję, że nie okazywała. Starała się być zawsze profesjonalna, gdy mijała go na korytarzu, miała podniesioną głowę i poważny wyraz twarzy, byleby tylko nie okazać zwątpienia. W jej mniemaniu nie stanowiło to wielkiego wyzwania, bo sam był zwykle zabiegany i nie zwracał na nią większej uwagi, dlatego też łatwo było przemykać korytarzami, szczególnie jeśli większość czasu spędza się w niższych kondygnacjach.
Raz, na samym początku zrobiła sobie pełną wycieczkę po budynku Kruczej Straży, żeby zorientować się w terenie, przy czym zaznaczyła najważniejsze dla niej punkty, a reszta uległa mniejszemu lub większemu zapomnieniu. A teraz szli na najwyższe piętro, gdzie chodziła chyba najrzadziej, więc nie miała szansy pamiętać o urokliwym balkonie, na który została zaprowadzona. Pokręciła głową, dziękując za papierosa i nie dlatego, że nie chciała go od niego, tylko nie oddawała się podobnym używkom. Jego słowa nieco ją zaskoczyły, ale dopytywanie o szczegóły wydały jej się nie na miejscu. Balkon nie był zamknięty, każdy mógł tu wejść i nie posiadał go na własność, a jednak wyczuła jakąś melancholię w jego głosie, jakby tamta osoba, którą wcześniej przyprowadził, była dla niego ważna. Poczuła się odrobinę nieswojo, dlatego szybko przeszła do przodu, do barierki, by zachłysnąć się pięknym widokiem uśpionego miasta.
- Pięknie tu jest - odezwała się cicho, może bardziej do siebie, jakby chciała się przekonać, że podjęta decyzja była tego warta.
Jego pytanie nieco zbiło ją z pantałyku, choć z drugiej strony nie mogła się dziwić, że niewiele o niej wie, skoro nie rozmawiali na osobiste tematy. Byłoby dziwne, gdyby zbyt dobrze się orientował w jej historii, mogłaby wtedy podejrzewać, że coś z nim nie tak, ale poza pracoholizmem nie zauważyła żadnych niepokojących objawów.
- Wychowałam się w Midgardzie. Do Włoch wyjechałam dopiero po skończeniu Instytutu, więc... odnajduję się całkiem nieźle - spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem. - Ale przyznaję, że powrót po latach nie był tak łatwy, jak się tego spodziewałam.
Nie znał szczegółów z jej życia, a ona nie zamierzała się zwierzać, ale ogólna rozmowa jeszcze nikogo nie zabiła, więc chłonęła krajobraz. Z drugiej strony miała ochotę podjąć konwersację, skorzystać z nadarzającej się okazji i wybadać go nieco.
- Praca to całe twoje życie? - utkwiła wzrok w jakimś punkcie w oddali, pozostawiając mężczyźnie swobodę wypowiedzi, bo pytanie mogło mieć wiele płaszczyzn, w zależności od tego jak je zinterpretuje.
Raz, na samym początku zrobiła sobie pełną wycieczkę po budynku Kruczej Straży, żeby zorientować się w terenie, przy czym zaznaczyła najważniejsze dla niej punkty, a reszta uległa mniejszemu lub większemu zapomnieniu. A teraz szli na najwyższe piętro, gdzie chodziła chyba najrzadziej, więc nie miała szansy pamiętać o urokliwym balkonie, na który została zaprowadzona. Pokręciła głową, dziękując za papierosa i nie dlatego, że nie chciała go od niego, tylko nie oddawała się podobnym używkom. Jego słowa nieco ją zaskoczyły, ale dopytywanie o szczegóły wydały jej się nie na miejscu. Balkon nie był zamknięty, każdy mógł tu wejść i nie posiadał go na własność, a jednak wyczuła jakąś melancholię w jego głosie, jakby tamta osoba, którą wcześniej przyprowadził, była dla niego ważna. Poczuła się odrobinę nieswojo, dlatego szybko przeszła do przodu, do barierki, by zachłysnąć się pięknym widokiem uśpionego miasta.
- Pięknie tu jest - odezwała się cicho, może bardziej do siebie, jakby chciała się przekonać, że podjęta decyzja była tego warta.
Jego pytanie nieco zbiło ją z pantałyku, choć z drugiej strony nie mogła się dziwić, że niewiele o niej wie, skoro nie rozmawiali na osobiste tematy. Byłoby dziwne, gdyby zbyt dobrze się orientował w jej historii, mogłaby wtedy podejrzewać, że coś z nim nie tak, ale poza pracoholizmem nie zauważyła żadnych niepokojących objawów.
- Wychowałam się w Midgardzie. Do Włoch wyjechałam dopiero po skończeniu Instytutu, więc... odnajduję się całkiem nieźle - spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem. - Ale przyznaję, że powrót po latach nie był tak łatwy, jak się tego spodziewałam.
Nie znał szczegółów z jej życia, a ona nie zamierzała się zwierzać, ale ogólna rozmowa jeszcze nikogo nie zabiła, więc chłonęła krajobraz. Z drugiej strony miała ochotę podjąć konwersację, skorzystać z nadarzającej się okazji i wybadać go nieco.
- Praca to całe twoje życie? - utkwiła wzrok w jakimś punkcie w oddali, pozostawiając mężczyźnie swobodę wypowiedzi, bo pytanie mogło mieć wiele płaszczyzn, w zależności od tego jak je zinterpretuje.
Ivar Soelberg
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Wto 27 Wrz - 15:12
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Istotnie, było urokliwie, jedno z nielicznych miejsc w siedzibie Kruczej Straży, gdzie w cichości ducha można, odpłynąć myślami znajdując odrobinę prywatności. Słowa kobiety niosły się w ciszy, jaka zapadła wypełniając ją, liczył na szczerość, kierowany potrzebą poważnej rozmowy, być może noszącej ślad egoistycznego pragnienia, aby nie być samotnym. Odkrywając, tę kartę zdradziłby się, naruszył gładką strukturę rzeźby, jaką upatrywało w nim wielu, może nawet ona? Wszak nie różniła się niczym szczególnym od całej reszty, to że mieli ze sobą, bliższy kontakt nie pozwalało sądzić, iż się znało człowieka i raczej nawet zalążek takich myśli nie wykiełkował w jej umyśle. Dziesiątki trafnie padających epitetów go określających zasłyszane w miejscach wspólnych, służących socjalizacji i integracji, czy jednak były one trafne? Nostalgia kryjąca się w oczach, po jednym zaledwie mrugnięciu zniknęła, ślad po niej przepadł. Stalowa wola pewnego spojrzenia wypłynęła ponownie krusząc, każdą napotkaną na swej drodze przeszkodę, będąca nieprzejednaną i obojętną na emocje. W przeciągu kilku sekund zdecydował, jaką drogę wybrać, w tej rozmowie. Jakby podsumował na wadze zalet i wad, wszystkie dostępne opcje, dokonał wyboru.
– Powroty nigdy nie są łatwe – stwierdził w zamyśleniu kierowany myślami na dalszy tor wypowiedzi. – Co cię do niego skłoniło? – Przypuszczalne słowa odpowiedzi przemykały oczami wyobraźni i zaczynając od: tęsknoty, sentymencie, klimacie, kosztach życia, toksycznej atmosferze, łączyły się w zwartą grupę domysłów, lecz nie musiały, mieć wpływ na dokonaną decyzję. Strużka dymu wypuszczona nosem wzbiła się mozolnie ku górze, obserwował ją spod przymrużonych powiek, niechętnie.
Oczekiwał tego, spodziewał się pytania, za pytanie. To było zrozumiałe i ludzkie, prawdopodobnie? Tak nawiązywały się relacje, od kształtowania zarysów wiedzy na temat drugiego człowieka, poprzez wypełnianie szkicu kolorem i kolejnymi nanoszonymi na płótno szczegółami. Nie krył się ze swoimi odpowiedziami, nie uważał by mogły one mu jakkolwiek zaszkodzić, a forma przesłuchania, mogłaby zostać odebrana w złym tonie, dlatego przyjął do wiadomości jej słowa i przemyślał je, chcąc dać szczery dowód swego zaangażowania w prowadzoną rozmowę.
– Całe? Nie. Ale wypełnia znaczną jego część, gdyby nie ona nie byłbym, takim człowiekiem, to ona poniekąd mnie ukształtowała, a jednocześnie, nie wiem, czy potrafiłbym żyć bez niej, rozumiesz? – Miał nadzieje, bo poza nielicznymi osobami, których nawet nie mógłby wymienić na palcach jednej ręki, nie mówił tego nikomu, teraz do tego grona i ona należała, co dziwne, poczuł się z tym dobrze. – A jak jest z tobą, dlaczego, mając wszystko, zdecydowałaś się ponownie wejść w to bagno? – W jego głosie nie było pretensji, natarczywej ciekawości, ot ton, co prawda nieco nabrał na wyrazie, jakby przebudził się, po drzemce, jednakże trudno określić go, jako coś więcej. Dym oplatał swymi ramionami postać Wysłannika, czulej niż kochanki dłonie gładził po twarzy, jego aromat bogato i starannie dobrany, pod wpływem ciepła uwalniał swą prawdziwą naturę, ta charakterystyczna nuta, nie była drażniąca, ani nachalna, raczej stonowana w swej elegancji, jak kryształ wypełniony bursztynowym trunkiem, jak dopasowany włoski garnitur, cieszył nozdrza.
– Powroty nigdy nie są łatwe – stwierdził w zamyśleniu kierowany myślami na dalszy tor wypowiedzi. – Co cię do niego skłoniło? – Przypuszczalne słowa odpowiedzi przemykały oczami wyobraźni i zaczynając od: tęsknoty, sentymencie, klimacie, kosztach życia, toksycznej atmosferze, łączyły się w zwartą grupę domysłów, lecz nie musiały, mieć wpływ na dokonaną decyzję. Strużka dymu wypuszczona nosem wzbiła się mozolnie ku górze, obserwował ją spod przymrużonych powiek, niechętnie.
Oczekiwał tego, spodziewał się pytania, za pytanie. To było zrozumiałe i ludzkie, prawdopodobnie? Tak nawiązywały się relacje, od kształtowania zarysów wiedzy na temat drugiego człowieka, poprzez wypełnianie szkicu kolorem i kolejnymi nanoszonymi na płótno szczegółami. Nie krył się ze swoimi odpowiedziami, nie uważał by mogły one mu jakkolwiek zaszkodzić, a forma przesłuchania, mogłaby zostać odebrana w złym tonie, dlatego przyjął do wiadomości jej słowa i przemyślał je, chcąc dać szczery dowód swego zaangażowania w prowadzoną rozmowę.
– Całe? Nie. Ale wypełnia znaczną jego część, gdyby nie ona nie byłbym, takim człowiekiem, to ona poniekąd mnie ukształtowała, a jednocześnie, nie wiem, czy potrafiłbym żyć bez niej, rozumiesz? – Miał nadzieje, bo poza nielicznymi osobami, których nawet nie mógłby wymienić na palcach jednej ręki, nie mówił tego nikomu, teraz do tego grona i ona należała, co dziwne, poczuł się z tym dobrze. – A jak jest z tobą, dlaczego, mając wszystko, zdecydowałaś się ponownie wejść w to bagno? – W jego głosie nie było pretensji, natarczywej ciekawości, ot ton, co prawda nieco nabrał na wyrazie, jakby przebudził się, po drzemce, jednakże trudno określić go, jako coś więcej. Dym oplatał swymi ramionami postać Wysłannika, czulej niż kochanki dłonie gładził po twarzy, jego aromat bogato i starannie dobrany, pod wpływem ciepła uwalniał swą prawdziwą naturę, ta charakterystyczna nuta, nie była drażniąca, ani nachalna, raczej stonowana w swej elegancji, jak kryształ wypełniony bursztynowym trunkiem, jak dopasowany włoski garnitur, cieszył nozdrza.
Isabella de' Medici
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Sro 28 Wrz - 21:15
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Spojrzenie wędrowało między kolejnymi cieniami wysokich budynków, jakby próbowała dojrzeć ich strukturę, wyłapać ewentualne skazy, ale tak naprawdę myślała o tym, że w rzeczywistości widok nie był wcale spektakularny, a w swoim życiu widziała już piękniejsze krajobrazy. A jednak w zmęczeniu po długiej pracy, potrafiła docenić jego urok, szczególnie że w całym budynku nie znalazła lepszego miejsca do odpoczynku. Wyciszająca atmosfera oddziaływała na nią kojąco, miasto pogrążone we śnie szykowało się na kolejny dzień i jedynie poszczególne jednostki zmierzały w tylko sobie znanym kierunku.
Nie znała go, nie próbowała go poznać, czy dowiedzieć się więcej poza schematy pracy albo służbowe relacje, choć i tego specjalnie nie śledziła. Wolała odseparować się całkowicie, pozwalając tamtej nocy odejść w zapomnienie. Nawet teraz starała się na niego nie patrzeć, pozostawiając przestrzeń do pozornej swobody.
- Być może byłoby łatwiej, gdybym miała do czego wracać, zamiast zaczynać od zera - spokojny, wyprany z emocji głos przeszył ciszę, sygnalizując, że kobieta od dawna jest pogodzona ze swoim losem. Nie targały nią wyrzuty albo żal, brała odpowiedzialność za swoje decyzje i z podniesioną głową ponosiła ich konsekwencje.
Na kolejne, pozornie proste pytanie trudniej było jej odpowiedzieć bez wdawania się w szczegóły i opowiadania swojej historii, której przecież nie chciała poruszać. Współpracownicy nie musieli znać jej przeszłości, szczególnie że sama nie dopytywała nikogo o prywatne kwestie, o ile sam ich nie poruszał. Cisza przedłużała się coraz bardziej, a podstawiona pod ścianą wyznała zalążek prawdy.
- Nigdy nie chciałam opuszczać miasta. A kiedy moje... zobowiązania w Rzymie straciły ważność, wróciłam do domu - może za dużo powiedziała, może powinna zwrócić mu uwagę, że to nie jego interes, ale takie gwałtowne zachowanie mogłoby zdradzić emocje wokół tematu, z którym zdążyła się pogodzić. Wolała więc przedstawić zarys, nieokraszony szczegółami, by zaspokoić powierzchnię jego ciekawości.
- Myślę, że rozumiem - odparła cicho, niemal niesłyszalnie. Widziała w jego odpowiedzi zamglone odbicie swojego doświadczenia, a nie spodziewała się tego.
Kolejne spięcie wywołane pytaniem do niej było nieco mniej odczuwalne niż poprzednie. Nie lubiła mówić o sobie, zdradzać szczegółów ze swojego życia, przedstawiać motywów albo schematów działań, jakby odkrywało ją to, pozostając bezbronną wobec krytyki i komentarzy, których nie potrzebowała.
- Podobnie jak ty nie wiem, czy potrafiłabym żyć bez tej pracy. Nadaje mi jakiś cel, mam wrażenie, że robię coś w imię dobra ogółu, że jestem przydatna - niechętnie o tym mówiła, ale raczej nie była to tajemnica ani powód do wstydu. Niektórzy dziwili się jej, że spośród wszystkich działów, wybrała akurat pracę z trupami, ale chyba po prostu nie postrzegała świata, tak jak inni, a szersze wyjaśnienie jej wyboru nie trafiło do szerszej liczby odbiorców, bo wymagałoby to rozdrapania starych ran, czego za wszelką cenę nie chciała robić.
Wydawało jej się, że mężczyzna nie patrzy na nią przez taki pryzmat, że wykonywany przez nią zawód nie wzbudza jego obrzydzenia, choć też nie spodziewała się, żeby ją rozumiał. Pozwoliła sobie odwrócić odrobinę głowę w jego kierunku i spojrzeć na jego profil.
- Czasami wydajesz się samotny - odezwała się, czyniąc ze swojej obserwacji komentarz zabarwiony neutralnie, nie mający na celu go urazić. W pierwszej od roku rozmowie na osobności poczuła swobodę i przestrzeń, by wyrazić swoje myśli, które dotąd jedynie przemykały niekiedy, widząc go w określonych sytuacjach.
Nie znała go, nie próbowała go poznać, czy dowiedzieć się więcej poza schematy pracy albo służbowe relacje, choć i tego specjalnie nie śledziła. Wolała odseparować się całkowicie, pozwalając tamtej nocy odejść w zapomnienie. Nawet teraz starała się na niego nie patrzeć, pozostawiając przestrzeń do pozornej swobody.
- Być może byłoby łatwiej, gdybym miała do czego wracać, zamiast zaczynać od zera - spokojny, wyprany z emocji głos przeszył ciszę, sygnalizując, że kobieta od dawna jest pogodzona ze swoim losem. Nie targały nią wyrzuty albo żal, brała odpowiedzialność za swoje decyzje i z podniesioną głową ponosiła ich konsekwencje.
Na kolejne, pozornie proste pytanie trudniej było jej odpowiedzieć bez wdawania się w szczegóły i opowiadania swojej historii, której przecież nie chciała poruszać. Współpracownicy nie musieli znać jej przeszłości, szczególnie że sama nie dopytywała nikogo o prywatne kwestie, o ile sam ich nie poruszał. Cisza przedłużała się coraz bardziej, a podstawiona pod ścianą wyznała zalążek prawdy.
- Nigdy nie chciałam opuszczać miasta. A kiedy moje... zobowiązania w Rzymie straciły ważność, wróciłam do domu - może za dużo powiedziała, może powinna zwrócić mu uwagę, że to nie jego interes, ale takie gwałtowne zachowanie mogłoby zdradzić emocje wokół tematu, z którym zdążyła się pogodzić. Wolała więc przedstawić zarys, nieokraszony szczegółami, by zaspokoić powierzchnię jego ciekawości.
- Myślę, że rozumiem - odparła cicho, niemal niesłyszalnie. Widziała w jego odpowiedzi zamglone odbicie swojego doświadczenia, a nie spodziewała się tego.
Kolejne spięcie wywołane pytaniem do niej było nieco mniej odczuwalne niż poprzednie. Nie lubiła mówić o sobie, zdradzać szczegółów ze swojego życia, przedstawiać motywów albo schematów działań, jakby odkrywało ją to, pozostając bezbronną wobec krytyki i komentarzy, których nie potrzebowała.
- Podobnie jak ty nie wiem, czy potrafiłabym żyć bez tej pracy. Nadaje mi jakiś cel, mam wrażenie, że robię coś w imię dobra ogółu, że jestem przydatna - niechętnie o tym mówiła, ale raczej nie była to tajemnica ani powód do wstydu. Niektórzy dziwili się jej, że spośród wszystkich działów, wybrała akurat pracę z trupami, ale chyba po prostu nie postrzegała świata, tak jak inni, a szersze wyjaśnienie jej wyboru nie trafiło do szerszej liczby odbiorców, bo wymagałoby to rozdrapania starych ran, czego za wszelką cenę nie chciała robić.
Wydawało jej się, że mężczyzna nie patrzy na nią przez taki pryzmat, że wykonywany przez nią zawód nie wzbudza jego obrzydzenia, choć też nie spodziewała się, żeby ją rozumiał. Pozwoliła sobie odwrócić odrobinę głowę w jego kierunku i spojrzeć na jego profil.
- Czasami wydajesz się samotny - odezwała się, czyniąc ze swojej obserwacji komentarz zabarwiony neutralnie, nie mający na celu go urazić. W pierwszej od roku rozmowie na osobności poczuła swobodę i przestrzeń, by wyrazić swoje myśli, które dotąd jedynie przemykały niekiedy, widząc go w określonych sytuacjach.
Ivar Soelberg
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Czw 29 Wrz - 13:09
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Głuchy dźwięk dzwonu rozległ się, nad miastem obwieszczając wybicie pełnej godziny magia, która utrzymywała balans, nad Midgardem pozwalała zachować pewnego rodzaju zdrową w pojęciu Wysłannika równowagę, poza granicami aglomeracji ciemność trzymała pieczę, nad tym skrawkiem świata, jeszcze przez przynajmniej miesiąc z hakiem dni, będą jedynie ulotnym wspomnieniem w królestwie mroku. Paradoksalnie bardzo lubił zimowy okres idealnie dostosowywał się do warunków odnosząc wrażenie praca w nocy była mu znacznie bardziej na rękę, niż za dnia. Oczywiście zaburzony balans rytmu dobowego, mógł odbić się negatywnymi skutkami na zdrowiu i psychice, lecz sprawował czujną pieczę, nad odpowiednim dawkowaniem snu. Inną sympatią, o jakiej nikt nie wie, bo też nigdy nie zwierzał się z tego, była rozmarzona wizja nocy polarnej i królujące na granicie nieba kolory, niezwykle intensywnie nasycone, kształtujące się w pokazach świetlnych, tak zjawiskowo pięknych, że dech zapierających. Zorza polarna, była zjawiskiem naturalnym, acz nawet on, taki twardo stąpający po ziemi człowiek, widział w niej coś więcej, tę nutkę magii. Kiedy echo wibrującego dźwięku ucichło w arteriach ulic, wrócił do rozmowy, wciąż ze wzrokiem wbitym na wschód, wypatrując pierwszych oznak świtu.
– Myślę, że czasem, jest to dobre, takie rozpoczęcie wszystkiego od nowa, będąc bogatszym w wiedzę już zgromadzoną pozwala na znacznie efektywniejszy start. – Wypowiedź zdradzała znamiona filozoficznego tonu, w jaki zwykł popadać podczas późnowieczornych dyskusji z bratem w okowach salonu rozświetlonego językami ognia wesoło trzaskającego w palenisku, był to sygnał i jednocześnie wskazówka, mogąca świadczyć o pewnym rozluźnieniu, zrzuceniu maski, którą nosił na co dzień. Nie często, miał ku temu sposobność, aczkolwiek chował w pamięci, każdy ten jeden raz. Być może, nazbyt sentymentalny w tych chwilach zdradzał się z pokładami emocjonalności, o jakie trudno go podejrzewać, jednakże postanowił obrać drogę szczerości względem Włoszki.
– Nigdy też nie jest za późno, by odciąć się i znaleźć inny – nowy dom, człowiek czasami zapomina, że bogowie dali mu tylko jedno życie. To jak nim kierujemy, jakie podejmujemy decyzje, rzutuje na dalszych wydarzeniach, prawda to. Jednak nie rozpamiętuj przeszłości w czarnych barwach, gdyby nie ona nie stalibyśmy tutaj, w tym miejscu. – Wylewność Soelberga, mogła zaskoczyć, miękkość głosu wprawić w osłupienie, a życzliwość spojrzenia, gdyby tylko na nią patrzył, wzruszyć. Nie robił, jednak tego w dalszym ciągu utrzymując dystans – podświadomie, nie robił tego złośliwie. Dając jej przestrzeń, niczego nie nakreślał, nie oczekiwał, być może stanowiąc dla niej jedynie głos w powoli jaśniejącym mroku? Ostatnie pociągnięcie, nim biały skręt zniknął w dłoni i z sykiem zakończył swą egzystencję, na kamiennej balustradzie balkonu. Śnieg zalegający na nim niewielką warstwą, niemal zakrył popielniczkę, lecz ta tam była jej kryształ odznaczał się na linii białego puchu. Dopiero kiedy skończył palić i odetchnął mroźnym powietrzem, odwrócił się w jej kierunku. Słowa, jakimi go do tego przekonała, były dziwnie znajome, jakby wyciągnięte z myśli oficera. Nie uznał za stosowne na nie odpowiadać, jedynie posłał jej nieznaczny uśmiech.
Samotność, tak. Odczuwał ją, bywało, że czuł się samotny, gdy o tym teraz myślał wydawało mu się, iż jego życie, było nią naznaczone od samego początku. Jako starszy bart szybciej musiał dorosnąć przez pryzmat złego ojca, pragnął stanowić wzór dla młodszego brata; lata edukacji, poniekąd nadawały mu sposobność do wypełnienia przestrzeni w sercu, jednak przelotność relacji z rówieśnikami na dłuższą metę nie przetrwała próby czasu, gdy patrzył na obecne życie i poczynania na tym tle. Obraz ten nie prezentował się, zbyt kolorowo; usiany zbyt wieloma niewiadomymi w tonacjach szarości oraz czarnymi plamami po zamkniętych rozdziałach, wyglądał raczej tragicznie, wręcz depresyjnie. Nie wyzwalało, w nim to negatywnych odczuć, jakby macki obojętności objęły i ten skrawek jego życia, akceptując taki stan rzeczy, cieszył się z obecności garstki osób nadających wyraz nadziei na malunku egzystencji.
Podszedł do niej, zbijając odległość, jaka ich dzieliła, jaka stanowiła bezpieczny bufor – rozwagi. Patrząc ciekawym wzrokiem odnajdywał na nowo; rysy twarzy, oczy, usta, drobne niedoskonałości. Przenikliwy wzrok człowieka, który zdawał się zaglądać pod podszewkę, niczym malarz nadający obrazowi cząstki życia z uwielbieniem obserwując, jak te rośnie na jego oczach, tak i on nienachalnie, ale skrupulatnie patrzył. – Samotność, jest wolnością, ale bywa i więzieniem, sama o tym doskonale wiesz. – Odnalazł jej wzrok, a szarość spojrzenia spoczęła, nie meandrując już więcej. – To, co nas złączyło, było okruchem drzemiącego pragnienia, zamglonym przejawem fizycznej potrzeby bliskości, aktem nierozwagi. Lecz ten błąd, nie skazał nas na milczenie. – Kąciki ust, drgnęły zauważalnie, oczekiwał po niej reakcji, chcąc, a zarazem bojąc się, kontynuacji myśli.
– Myślę, że czasem, jest to dobre, takie rozpoczęcie wszystkiego od nowa, będąc bogatszym w wiedzę już zgromadzoną pozwala na znacznie efektywniejszy start. – Wypowiedź zdradzała znamiona filozoficznego tonu, w jaki zwykł popadać podczas późnowieczornych dyskusji z bratem w okowach salonu rozświetlonego językami ognia wesoło trzaskającego w palenisku, był to sygnał i jednocześnie wskazówka, mogąca świadczyć o pewnym rozluźnieniu, zrzuceniu maski, którą nosił na co dzień. Nie często, miał ku temu sposobność, aczkolwiek chował w pamięci, każdy ten jeden raz. Być może, nazbyt sentymentalny w tych chwilach zdradzał się z pokładami emocjonalności, o jakie trudno go podejrzewać, jednakże postanowił obrać drogę szczerości względem Włoszki.
– Nigdy też nie jest za późno, by odciąć się i znaleźć inny – nowy dom, człowiek czasami zapomina, że bogowie dali mu tylko jedno życie. To jak nim kierujemy, jakie podejmujemy decyzje, rzutuje na dalszych wydarzeniach, prawda to. Jednak nie rozpamiętuj przeszłości w czarnych barwach, gdyby nie ona nie stalibyśmy tutaj, w tym miejscu. – Wylewność Soelberga, mogła zaskoczyć, miękkość głosu wprawić w osłupienie, a życzliwość spojrzenia, gdyby tylko na nią patrzył, wzruszyć. Nie robił, jednak tego w dalszym ciągu utrzymując dystans – podświadomie, nie robił tego złośliwie. Dając jej przestrzeń, niczego nie nakreślał, nie oczekiwał, być może stanowiąc dla niej jedynie głos w powoli jaśniejącym mroku? Ostatnie pociągnięcie, nim biały skręt zniknął w dłoni i z sykiem zakończył swą egzystencję, na kamiennej balustradzie balkonu. Śnieg zalegający na nim niewielką warstwą, niemal zakrył popielniczkę, lecz ta tam była jej kryształ odznaczał się na linii białego puchu. Dopiero kiedy skończył palić i odetchnął mroźnym powietrzem, odwrócił się w jej kierunku. Słowa, jakimi go do tego przekonała, były dziwnie znajome, jakby wyciągnięte z myśli oficera. Nie uznał za stosowne na nie odpowiadać, jedynie posłał jej nieznaczny uśmiech.
Samotność, tak. Odczuwał ją, bywało, że czuł się samotny, gdy o tym teraz myślał wydawało mu się, iż jego życie, było nią naznaczone od samego początku. Jako starszy bart szybciej musiał dorosnąć przez pryzmat złego ojca, pragnął stanowić wzór dla młodszego brata; lata edukacji, poniekąd nadawały mu sposobność do wypełnienia przestrzeni w sercu, jednak przelotność relacji z rówieśnikami na dłuższą metę nie przetrwała próby czasu, gdy patrzył na obecne życie i poczynania na tym tle. Obraz ten nie prezentował się, zbyt kolorowo; usiany zbyt wieloma niewiadomymi w tonacjach szarości oraz czarnymi plamami po zamkniętych rozdziałach, wyglądał raczej tragicznie, wręcz depresyjnie. Nie wyzwalało, w nim to negatywnych odczuć, jakby macki obojętności objęły i ten skrawek jego życia, akceptując taki stan rzeczy, cieszył się z obecności garstki osób nadających wyraz nadziei na malunku egzystencji.
Podszedł do niej, zbijając odległość, jaka ich dzieliła, jaka stanowiła bezpieczny bufor – rozwagi. Patrząc ciekawym wzrokiem odnajdywał na nowo; rysy twarzy, oczy, usta, drobne niedoskonałości. Przenikliwy wzrok człowieka, który zdawał się zaglądać pod podszewkę, niczym malarz nadający obrazowi cząstki życia z uwielbieniem obserwując, jak te rośnie na jego oczach, tak i on nienachalnie, ale skrupulatnie patrzył. – Samotność, jest wolnością, ale bywa i więzieniem, sama o tym doskonale wiesz. – Odnalazł jej wzrok, a szarość spojrzenia spoczęła, nie meandrując już więcej. – To, co nas złączyło, było okruchem drzemiącego pragnienia, zamglonym przejawem fizycznej potrzeby bliskości, aktem nierozwagi. Lecz ten błąd, nie skazał nas na milczenie. – Kąciki ust, drgnęły zauważalnie, oczekiwał po niej reakcji, chcąc, a zarazem bojąc się, kontynuacji myśli.
Isabella de' Medici
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Sob 1 Paź - 0:39
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Okryta ciepłym płaszczem nie narzekała na zimno, choć czuła, jak próbuje skubać ją w odsłonięte partie ciała, jak ścina delikatnym różem policzki i nie sposób nie wspomnieć w tym momencie ciepłego klimatu Włoch, do którego zdążyła przywyknąć w ciągu tych kilku lat. Pogoda w Skandynawii nie mogła się równać słonecznym dniom, nawet zimowym, w Rzymie. To chyba jeden element, za którym tęskniła po wyjeździe, szczególnie w te wyjątkowo brzydkie dni, gdy ciągle padało lub mróz utrudniał normalne funkcjonowanie.
Z perspektywy pracy zima miała pewne plusy, w końcu w wyższych temperaturach następuje szybszy rozkład ciała, a co za tym idzie, trudniej potem je zbadać i odkryć wszystkie szczegóły. Trzeba sobie radzić w warunkach, jakie panują — była tego świadoma, przeprowadzając się z powrotem do Midgardu. Nie wspominała głośno o swojej antypatii do zimna, ale nie pałała entuzjazmem przy wyjściach na mroźne powietrze.
- Może masz rację, ale wątpię, by mój nowy początek był przesadnie efektywny - odparła, nie próbując silić się na przesadną pewność siebie. Miała na swoim koncie kilka osiągnięć na tle zawodowym, natomiast życie prywatne przypominało raczej pasmo niepowodzeń, więc obiektywnie nie miała powodów do dumy — robiła, co mogła, by przetrwać i godnie żyć, zgodnie z możliwościami, które na dany moment posiadała.
Nie próbowała mu zaimponować, nie szukała wspólnego języka, nie chciała zwrócić na siebie jego uwagi, choć pewnie do tego był przyzwyczajony. W ogólnym zmęczeniu nie było miejsca na udawanie, widział więc ją taką, jaka była, bez filtra profesjonalizmu, który zostawiła w podziemiach razem z trupami. Ku jej zdziwieniu rozmowa nie była wymuszona i nie miała ochoty uciekać przed nim z krzykiem, jeszcze. Nie pokazała tego, ale zauważyła również jego zmianę i większą otwartość na rozmowę, niż to przedstawia w codziennym, służbowym życiu. Pytanie tylko, czy odkrywał przed nią nowe karty, czy udawał, by zdobyć jej zaufanie? Pozostawała ostrożna w ocenie.
- Tak, wiem - szepnęła ledwo słyszalnie, opuszczając wzrok. Czasami zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby została w Midgardzie, co by teraz robiła, z kim była. Wszystkie te rozważania były jednak pozbawione sensu. - Może gorycz w moim głosie zasugerowała, że żałuję, jak potoczyły się moje losy i niektórych kwestii zwyczajnie mi szkoda, aczkolwiek w ogólnym rozrachunku nie, nie żałuję.
Życie nie jest czarno-białe, ona nie była dobrą postacią, nie była też zła — podejmowała decyzje najlepsze dla siebie i swoich najbliższych, a choć po drodze nie obyło się bez cierpienia, tak teraz wróciła silniejsza.
Nie spodziewała się, że dzisiejszej nocy będzie odbywała poważną, nawet w jakimś stopniu intymną rozmowę z oficerem Soelbergiem, a tym bardziej że będzie próbował dawać jej rady. Czy myślał, że tego potrzebowała, czy w jego oczach sprawiała wrażenie nieporadnej? Zdecydowanie bardziej wolała odwrócić uwagę od siebie i przekierować ja na mężczyznę.
- Myślałeś o tym? By odciąć się i znaleźć inny, nowy dom? Wyjechać? - zapytała, nawiązując do jego wypowiedzi, bo brzmiało to trochę tak, jakby przemawiał z doświadczenia. A może przeżył więcej, niż mogłaby się spodziewać? Może był w stanie ją czymś zaskoczyć? A może nie.
Miała wrażenie, że słowo „samotność” często jest odbierana pejoratywnie, podczas gdy dla niej miała dość neutralny wydźwięk. Może dlatego, że sama do niej przywykła, nauczyła się żyć samotnie, choć otoczona była ludźmi. Tworząc mury wokół, nie dopuszczała do siebie nikogo, może w obawie przed stratą, której już w życiu dostarczyła, a może po prostu było jej dobrze, gdy martwiła się tylko o siebie? Może egoistycznie lubiła być niezależna, nie zwracać na nikogo uwagi i cieszyć się wolnością, która przez lata była jej odebrana. Ponadto wierzyła, że każdy w mniejszym lub większym stopniu jest naznaczony samotnością i tylko od niego zależy, jak sobie z nią radzi. Jej uwaga była skierowana obserwacją podobieństwa do jej przypadku, bo wydawało jej się, że odczuwał samotność, przebywając w towarzystwie. I chyba trafiła, skoro skwitował jej słowa czymś na kształt uśmiechu.
Odwróciła się w jego stronę, nie zamierzając się wycofać, nie ustępując miejsca nawet o krok, jakby chciała pokazać, że nie boi się przebywać w jego bezpośrednim towarzystwie. Uniosła podbródek i podobnie jak on, patrzyła na jego twarz, przypominając sobie szczegóły, które dostrzegła podczas pierwszej nocy, a które później zeszły w niepamięć. Próbował ją rozgryźć, ale nie zamierzała na to pozwolić.
- Sama stworzyłam to więzienie i wygodnie mi w nim - przekorny uśmiech wykwitł na jej twarzy, ale zniknął równie szybko, jak się pojawił, zgaszony przez jego kolejne śmiałe stwierdzenia. - Nie uważam tamtej nocy za błąd.
Temperatura najwyraźniej jej się udzieliła, bo mroźny ton głosu przeszył powietrze, gdy hardo patrzyła w jego oczy, może w jakimś stopniu urażona jego słowami. Postąpiła niewielki krok naprzód, naznaczając swoje stanowisko.
- Nie wiedziałam wtedy, że będziemy współpracować, gdybym wiedziała, prawdopodobnie by do tego nie doszło, jednak niczego nie żałuję. My sami skazaliśmy się na milczenie i byłam przekonana, że to ci odpowiada - nie miała pojęcia, do czego zmierza, ale skoro chciał wyjaśnić sprawę tamtej nocy, to właśnie zrozumiała, w jakich kategoriach o niej myśli — błędu.
Z perspektywy pracy zima miała pewne plusy, w końcu w wyższych temperaturach następuje szybszy rozkład ciała, a co za tym idzie, trudniej potem je zbadać i odkryć wszystkie szczegóły. Trzeba sobie radzić w warunkach, jakie panują — była tego świadoma, przeprowadzając się z powrotem do Midgardu. Nie wspominała głośno o swojej antypatii do zimna, ale nie pałała entuzjazmem przy wyjściach na mroźne powietrze.
- Może masz rację, ale wątpię, by mój nowy początek był przesadnie efektywny - odparła, nie próbując silić się na przesadną pewność siebie. Miała na swoim koncie kilka osiągnięć na tle zawodowym, natomiast życie prywatne przypominało raczej pasmo niepowodzeń, więc obiektywnie nie miała powodów do dumy — robiła, co mogła, by przetrwać i godnie żyć, zgodnie z możliwościami, które na dany moment posiadała.
Nie próbowała mu zaimponować, nie szukała wspólnego języka, nie chciała zwrócić na siebie jego uwagi, choć pewnie do tego był przyzwyczajony. W ogólnym zmęczeniu nie było miejsca na udawanie, widział więc ją taką, jaka była, bez filtra profesjonalizmu, który zostawiła w podziemiach razem z trupami. Ku jej zdziwieniu rozmowa nie była wymuszona i nie miała ochoty uciekać przed nim z krzykiem, jeszcze. Nie pokazała tego, ale zauważyła również jego zmianę i większą otwartość na rozmowę, niż to przedstawia w codziennym, służbowym życiu. Pytanie tylko, czy odkrywał przed nią nowe karty, czy udawał, by zdobyć jej zaufanie? Pozostawała ostrożna w ocenie.
- Tak, wiem - szepnęła ledwo słyszalnie, opuszczając wzrok. Czasami zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby została w Midgardzie, co by teraz robiła, z kim była. Wszystkie te rozważania były jednak pozbawione sensu. - Może gorycz w moim głosie zasugerowała, że żałuję, jak potoczyły się moje losy i niektórych kwestii zwyczajnie mi szkoda, aczkolwiek w ogólnym rozrachunku nie, nie żałuję.
Życie nie jest czarno-białe, ona nie była dobrą postacią, nie była też zła — podejmowała decyzje najlepsze dla siebie i swoich najbliższych, a choć po drodze nie obyło się bez cierpienia, tak teraz wróciła silniejsza.
Nie spodziewała się, że dzisiejszej nocy będzie odbywała poważną, nawet w jakimś stopniu intymną rozmowę z oficerem Soelbergiem, a tym bardziej że będzie próbował dawać jej rady. Czy myślał, że tego potrzebowała, czy w jego oczach sprawiała wrażenie nieporadnej? Zdecydowanie bardziej wolała odwrócić uwagę od siebie i przekierować ja na mężczyznę.
- Myślałeś o tym? By odciąć się i znaleźć inny, nowy dom? Wyjechać? - zapytała, nawiązując do jego wypowiedzi, bo brzmiało to trochę tak, jakby przemawiał z doświadczenia. A może przeżył więcej, niż mogłaby się spodziewać? Może był w stanie ją czymś zaskoczyć? A może nie.
Miała wrażenie, że słowo „samotność” często jest odbierana pejoratywnie, podczas gdy dla niej miała dość neutralny wydźwięk. Może dlatego, że sama do niej przywykła, nauczyła się żyć samotnie, choć otoczona była ludźmi. Tworząc mury wokół, nie dopuszczała do siebie nikogo, może w obawie przed stratą, której już w życiu dostarczyła, a może po prostu było jej dobrze, gdy martwiła się tylko o siebie? Może egoistycznie lubiła być niezależna, nie zwracać na nikogo uwagi i cieszyć się wolnością, która przez lata była jej odebrana. Ponadto wierzyła, że każdy w mniejszym lub większym stopniu jest naznaczony samotnością i tylko od niego zależy, jak sobie z nią radzi. Jej uwaga była skierowana obserwacją podobieństwa do jej przypadku, bo wydawało jej się, że odczuwał samotność, przebywając w towarzystwie. I chyba trafiła, skoro skwitował jej słowa czymś na kształt uśmiechu.
Odwróciła się w jego stronę, nie zamierzając się wycofać, nie ustępując miejsca nawet o krok, jakby chciała pokazać, że nie boi się przebywać w jego bezpośrednim towarzystwie. Uniosła podbródek i podobnie jak on, patrzyła na jego twarz, przypominając sobie szczegóły, które dostrzegła podczas pierwszej nocy, a które później zeszły w niepamięć. Próbował ją rozgryźć, ale nie zamierzała na to pozwolić.
- Sama stworzyłam to więzienie i wygodnie mi w nim - przekorny uśmiech wykwitł na jej twarzy, ale zniknął równie szybko, jak się pojawił, zgaszony przez jego kolejne śmiałe stwierdzenia. - Nie uważam tamtej nocy za błąd.
Temperatura najwyraźniej jej się udzieliła, bo mroźny ton głosu przeszył powietrze, gdy hardo patrzyła w jego oczy, może w jakimś stopniu urażona jego słowami. Postąpiła niewielki krok naprzód, naznaczając swoje stanowisko.
- Nie wiedziałam wtedy, że będziemy współpracować, gdybym wiedziała, prawdopodobnie by do tego nie doszło, jednak niczego nie żałuję. My sami skazaliśmy się na milczenie i byłam przekonana, że to ci odpowiada - nie miała pojęcia, do czego zmierza, ale skoro chciał wyjaśnić sprawę tamtej nocy, to właśnie zrozumiała, w jakich kategoriach o niej myśli — błędu.
Ivar Soelberg
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Nie 2 Paź - 9:22
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Rozgryzienie słów, jakim go obdarzyła, było do pewnego stopnia proste, analizując jej postawę, jaką prezentowała w pracy, miał świadomość zaangażowania w wykonywane czynności, trudno słyszeć pod jej adresem również skargi wynikające z niekompetencji, w końcu znalazła zatrudnienie, tu w Midgardzie, w samym sercu magicznej Skandynawii i w głównej siedzibie Kruczej Straży, wątpił by ktoś nieodpowiedni, mógł prześliznąć się, przez rygorystyczne bramki selekcji, zwłaszcza gdy od jej pracy, tak wiele zależy. Nie podejmował tematu o efektywności startu, czuło się w kościach drugie dno, jakiego podświadomie, nie chciał poruszać, gdyż obawiał się brudów, jakie mogły zalegać na dnie. Darują sobie ciągnięcie jej za język, w tej kwestii pozostawał, nie tyle, co obojętny, jak wyrozumiały.
Gdyby zwietrzył nutkę fałszu w słowach, grze twarzy Włoszka straciłaby szansę na szczerą wymianę myśli, był człowiekiem, niezwykle dumnym i honorowym, poniekąd starej daty w pewnych kwestiach. Stąd, kiedy komuś coś mówił dalece wykraczającego poza ramy służbowej niezobowiązującej rozmowy, liczył na dyskrecję i szacunek do tych informacji. Potrafił zwietrzyć dwulicowe persony, często ukrywające się pod płaszczykiem dobrych intencji, by później wykorzystać. Soelberg nie widział dla takich osób drugiej szansy, czy choćby cienia sympatii, raz sparzony uczył się na błędach i wyciągał daleko idące wnioski oraz konsekwencje.
Gorycz, żal, rozczarowanie, tak dostrzegał je, widział znacznie więcej, niż by chciała, nie zdradzał się, jednak z tą wiedzą. Był człowiekiem z natury powściągliwym i stonowanym, ale również obdarzonym gramem ledwie empatii, zrozumienia drugiego człowieka. To ułatwiało mu pracę, nadawało momentami inny wyraz pewnym działaniom dzięki czemu spoglądał na daną sytuację z innej perspektywy. W jej przypadku nie chciał oceniać, to nie była jego sprawa, by ferując wyrokami za błędne lub dobre – dla niej decyzje, skreślać jej nazwisko. Byli tylko ludźmi, co równało się z niedoskonałością i trudno oczekiwać, by ktoś był nieomylny w swym postępowaniu, zwłaszcza na drodze tak wyboistej i usianej nieprzyjemnościami, jak to miało miejsce w przypadku Isabell.
Uśmiechnął się, nigdy nie dostał takiego pytania, stąd brała się początkowe zaciekawienie nad odpowiedzią, jaką może jej udzielić, myślał przez kilka dłuższych sekund, nim zdecydował się zabrać głos.
– Dla ptaka zamkniętego w klatce sen o wolności jest wszystkim, lecz kiedy furtka zostaje uchylona nie wychyla się. Pozostając w miejscu, w którym jest. – Filozoficzny ton zdradzał głębię podjętej myśli, narzuconej przez towarzyszkę wieczoru. – Obawiam się, że jestem zbyt lojalny wobec swoich obowiązków, z dawna narzucony łańcuch odpowiedzialności nakreślił moją drogę i pozycję w społeczeństwie. Zniknąć, ot tak? To przyjemna wizja, romantyczna powiedziałbym, lecz życie uczy, być realistą. – W jego słowach krył się smutek, tak kontrastujący wszak z niezachwianą wolą w oczach. Gdyby stanął w obliczu takiej decyzji, to dokonałby wyboru zgodnego z przekonaniami, jego sytuacją i realiami, w jakich by się znalazł, niczego nie przekreślając, był człowiekiem potrafiącym się zaadaptować w niesamowicie szybkim czasie, do nowej rzeczywistości, tego wykonywana praca również od niego oczekiwała. Bo wszak bywało różnie, zbyt wiele razy widział ciała poległych funkcjonariuszy, którym zabrakło zdecydowania, by podjąć działanie, nie istotne, czy to okazałoby się złe, lub dobre w dalszej perspektywie. Stanie i bierne przyglądanie się, było gorsze.
– Wyczułem w twojej postawie niechęć, być może żal, a także irytację, stąd nigdy nie próbowałem rozmowy, nigdy nie byliśmy sami. Nie chciałem pisać, by nie wywierać presji. Traktując cię z szacunkiem, przez prezentowane zdolności, odciąłem się, od tego co zaszło. – W przypływie szczerości mówił, mówił dużo, mówił wszystko, co siedziało mu przez, te ostatnie miesiące na duszy, a co bezpośrednio dotykało jej. – Zrozum, że to nie w mojej naturze przechodzić obojętnie. A błędy, nawet te popełnione, pod czarem chwili, również się dla mnie liczą. – W spokojnym tonie, dźwięczał rozsądek, bez grama niepotrzebnej emocji – zdradzającej go. Tłumił je w sobie, by nie wzięły nad nim góry w tej rozmowie. – Gdybym był, być może bardziej naiwny, mniej świadomy pewnych znaków. Po tamtej nocy, zaprosiłbym cię na kolację, chcąc poznać, ale niestety. Daleko mi do takiego człowieka, a szkoda czasami, bo móc sparzyć się, z dobrej intencji i odreagować, to jak normalny człowiek, to przywilej, jakiego zostałem pozbawiony. – Uśmiechnął się smutno, i w niezrozumiałym geście zaznaczył swój ślad na jej twarzy. Przełamując ostatnie zasieki, jakimi się odgrodziła, musną zaledwie opuszkami palców jej policzek. Dłoń spłynęła na ramię, tam odrobinę tylko wyraźniejszym dotykiem odznaczyła się, by ponownie opaść w pustkę, między nimi łapiąc po sekundzie zawieszenia, niezwykle delikatnie wolną dłoń kobiety. Uniósł ją na wysokość piersi i pocałował. W geście tym kryło się więcej znaczeń, niż zdołałby przyznać, jednak przez ten stary w kulturze zwyczaj, chciał wyrazić swą skruchę.
Gdyby zwietrzył nutkę fałszu w słowach, grze twarzy Włoszka straciłaby szansę na szczerą wymianę myśli, był człowiekiem, niezwykle dumnym i honorowym, poniekąd starej daty w pewnych kwestiach. Stąd, kiedy komuś coś mówił dalece wykraczającego poza ramy służbowej niezobowiązującej rozmowy, liczył na dyskrecję i szacunek do tych informacji. Potrafił zwietrzyć dwulicowe persony, często ukrywające się pod płaszczykiem dobrych intencji, by później wykorzystać. Soelberg nie widział dla takich osób drugiej szansy, czy choćby cienia sympatii, raz sparzony uczył się na błędach i wyciągał daleko idące wnioski oraz konsekwencje.
Gorycz, żal, rozczarowanie, tak dostrzegał je, widział znacznie więcej, niż by chciała, nie zdradzał się, jednak z tą wiedzą. Był człowiekiem z natury powściągliwym i stonowanym, ale również obdarzonym gramem ledwie empatii, zrozumienia drugiego człowieka. To ułatwiało mu pracę, nadawało momentami inny wyraz pewnym działaniom dzięki czemu spoglądał na daną sytuację z innej perspektywy. W jej przypadku nie chciał oceniać, to nie była jego sprawa, by ferując wyrokami za błędne lub dobre – dla niej decyzje, skreślać jej nazwisko. Byli tylko ludźmi, co równało się z niedoskonałością i trudno oczekiwać, by ktoś był nieomylny w swym postępowaniu, zwłaszcza na drodze tak wyboistej i usianej nieprzyjemnościami, jak to miało miejsce w przypadku Isabell.
Uśmiechnął się, nigdy nie dostał takiego pytania, stąd brała się początkowe zaciekawienie nad odpowiedzią, jaką może jej udzielić, myślał przez kilka dłuższych sekund, nim zdecydował się zabrać głos.
– Dla ptaka zamkniętego w klatce sen o wolności jest wszystkim, lecz kiedy furtka zostaje uchylona nie wychyla się. Pozostając w miejscu, w którym jest. – Filozoficzny ton zdradzał głębię podjętej myśli, narzuconej przez towarzyszkę wieczoru. – Obawiam się, że jestem zbyt lojalny wobec swoich obowiązków, z dawna narzucony łańcuch odpowiedzialności nakreślił moją drogę i pozycję w społeczeństwie. Zniknąć, ot tak? To przyjemna wizja, romantyczna powiedziałbym, lecz życie uczy, być realistą. – W jego słowach krył się smutek, tak kontrastujący wszak z niezachwianą wolą w oczach. Gdyby stanął w obliczu takiej decyzji, to dokonałby wyboru zgodnego z przekonaniami, jego sytuacją i realiami, w jakich by się znalazł, niczego nie przekreślając, był człowiekiem potrafiącym się zaadaptować w niesamowicie szybkim czasie, do nowej rzeczywistości, tego wykonywana praca również od niego oczekiwała. Bo wszak bywało różnie, zbyt wiele razy widział ciała poległych funkcjonariuszy, którym zabrakło zdecydowania, by podjąć działanie, nie istotne, czy to okazałoby się złe, lub dobre w dalszej perspektywie. Stanie i bierne przyglądanie się, było gorsze.
– Wyczułem w twojej postawie niechęć, być może żal, a także irytację, stąd nigdy nie próbowałem rozmowy, nigdy nie byliśmy sami. Nie chciałem pisać, by nie wywierać presji. Traktując cię z szacunkiem, przez prezentowane zdolności, odciąłem się, od tego co zaszło. – W przypływie szczerości mówił, mówił dużo, mówił wszystko, co siedziało mu przez, te ostatnie miesiące na duszy, a co bezpośrednio dotykało jej. – Zrozum, że to nie w mojej naturze przechodzić obojętnie. A błędy, nawet te popełnione, pod czarem chwili, również się dla mnie liczą. – W spokojnym tonie, dźwięczał rozsądek, bez grama niepotrzebnej emocji – zdradzającej go. Tłumił je w sobie, by nie wzięły nad nim góry w tej rozmowie. – Gdybym był, być może bardziej naiwny, mniej świadomy pewnych znaków. Po tamtej nocy, zaprosiłbym cię na kolację, chcąc poznać, ale niestety. Daleko mi do takiego człowieka, a szkoda czasami, bo móc sparzyć się, z dobrej intencji i odreagować, to jak normalny człowiek, to przywilej, jakiego zostałem pozbawiony. – Uśmiechnął się smutno, i w niezrozumiałym geście zaznaczył swój ślad na jej twarzy. Przełamując ostatnie zasieki, jakimi się odgrodziła, musną zaledwie opuszkami palców jej policzek. Dłoń spłynęła na ramię, tam odrobinę tylko wyraźniejszym dotykiem odznaczyła się, by ponownie opaść w pustkę, między nimi łapiąc po sekundzie zawieszenia, niezwykle delikatnie wolną dłoń kobiety. Uniósł ją na wysokość piersi i pocałował. W geście tym kryło się więcej znaczeń, niż zdołałby przyznać, jednak przez ten stary w kulturze zwyczaj, chciał wyrazić swą skruchę.
Isabella de' Medici
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Nie 2 Paź - 18:32
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Tak naprawdę nic o sobie wzajemnie nie wiedzieli, poza plotkami, które krążyły w pracy, a którym zwykle nie dawała wiary, jako że sama często padała ich ofiarą i pomieszanie prawdy z fikcją budziło jeszcze większe wątpliwości. Nie, jeśli chciała kogoś poznać, informacje musiały wyjść od osoby zainteresowanej, a w tym wypadku nie było takich możliwości, nie stwarzali sobie okoliczności do rozmów, skupiając się wyłącznie na obowiązkach i życiu prywatnym. Może faktycznie było im nie po drodze i mijali się na korytarzach, pochłonięci swoimi sprawami, ale wiedziała, że gdyby tylko chcieli, znaleźliby czas i miejsce na rozwinięcie relacji. Tak się jednak nie stało, bo żadne nie wyciągnęło dłoni, nie przełamało bariery, a wręcz dokładali kolejne cegiełki do muru, który ich oddzielał.
Efektywność życia to też kwestia indywidualnego podejścia, tak więc dobrze, że temat został zduszony w zarodku. Rozmawianie o prywatnych sprawach nigdy nie należało dla niej do przyjemnych, szczególnie na wstępnym etapie znajomości, gdy trzeba otworzyć się przed drugą osobą i dać jej podstawę do poznania się i wywołania jakichś emocji. Nie była w tym dobra i uciekała od wszelkiego rodzaju zobowiązań, popadając w coraz większą samotność. Praca stanowiła ważny element jej życia, ale wciąż siliła się na uzyskanie harmonii między obowiązkami służbowymi a prywatnymi — raz udawało się to lepiej, raz gorzej. To w połączeniu z przeszłością mogło dać obraz rozgoryczonej kobiety, niepotrafiącej cieszyć się z życia. I w jakimś stopniu była to prawda, ale jednocześnie nie zamykała się na różne opcje, pozwalała się zaskoczyć i odkrywać nowe. Nie było w niej zakłamania ani fałszu, ale tajemnicza natura mogła sprawiać wrażenie niedostępnej, a jej powściągliwość mogła być pomylona z obojętnością. Może dlatego nie miała zbyt wielu przyjaciół, niezdolna zaufać większej ilości osób. To nie czyniło z niej gbura, bo w towarzystwie chyba każdy uważał ją za miłą, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Nie wiedziała, ile Ivar jest w stanie zaobserwować, ile jej cech wykrył swoim czujnym spojrzeniem i trochę się tego obwiała, że jest w stanie przejrzeć jej cechy, nawet te, które chciała ukryć przed światem.
- To chyba zależy od ptaka - nie wahała się zburzyć jego filozoficzne podejście, bo sama nie przedstawiała tego typu osoby. Po otwarciu jej klatki wyfrunęła niemal od razu, lokując się tam, gdzie było jej najlepiej. I tak znalazła się z powrotem w Midgardzie, choć oczywiście rozumiała, jaką analogię próbował jej przedstawić. Przyzwyczajony do swojej złotej klatki, nie byłby w stanie opuścić jej z własnej woli, co w pewnym stopniu wzbudziło i jej smutek.
- Widzisz... każdy z nas tworzy swoje własne więzienie, z którego wcale nie próbuje uciec - jego było zbudowane z obowiązków i poczucia odpowiedzialności, a jednak była w nim jakaś cząstka tego romantyzmu, o którym wspomniał i mogła się zgodzić, że życie obdziera z każdej formy złudzeń, pozostawiając człowieka realistą, a czasami nawet pesymistą. Sama uważała, że szczęście to tylko pozorna iluzja wywołana chwilowym wybuchem pozytywnych emocji i wrażeń, wobec tego dążyła do tego, by jej życie było satysfakcjonujące, na tyle, na ile to możliwe.
Wciągnęła powoli powietrze, napełniając nim płuca, próbowała uspokoić zaniepokojenie wywołane tematem ich pierwszej nocy. Czy wracanie do tego po roku nie mijało się z celem? Wyglądało to tak, jakby chciał oczyścić atmosferę, przekonany, że to ona była źródłem napięcia.
- Cóż, ja wyczułam w twojej postawie obojętność, więc schodziłam ci z drogi - odparła zgodnie z prawdą, zaintrygowana jak różne spostrzeżenia mieli względem siebie po jednej i tej samej sytuacji. - Co masz na myśli? Przecież właśnie przeszedłeś obojętnie. Rozmawiamy o tej nocy po roku, chociaż oboje mieliśmy mnóstwo sposobności do stworzenia przestrzeni na rozmowę.
Nie obwiniała go, jej głos pozbawiony pretensji wskazywał jedynie nieścisłość albo może brak zrozumienia w tej materii. Dotąd nie mieli okazji do tak otwartej i śmiałej rozmowy, więc to naturalne, że nie mówią jednym głosem i nie czytają sobie w myślach.
- Ale nie zaprosiłeś. I może dobrze, że tak się stało. Przyznam szczerze, że tamta noc miała być dla mnie chwilą zapomnienia, oderwania się od problemów i rzeczywistości. Fakt, że była bardzo... udana, nie zmieniał wtedy mojego nastawienia i braku gotowości na zaangażowanie - skoro grali w otwarte karty, nie miała oporów, by powiedzieć prawdę. Ostatecznie i tak nic więcej się nie wydarzyło, a statek odpłynął, pozostawiając ich na dwóch przeciwległych brzegach.
Nie rozumiała tego nagłego objawienia czułości wykazaną w gestach. Delikatne mrowienie w miejscach, w których jego palce zaznaczyły swoją obecność, przypominało jej w jakimś stopniu namiętność łączącą ich rok temu. Z cichym westchnieniem pozwoliła ucałować swoją dłoń, przywołując na twarz delikatny, odrobinę nieśmiały uśmiech.
- Nie mam do ciebie żalu. Mam nadzieję, że ty do mnie również nie masz.
Efektywność życia to też kwestia indywidualnego podejścia, tak więc dobrze, że temat został zduszony w zarodku. Rozmawianie o prywatnych sprawach nigdy nie należało dla niej do przyjemnych, szczególnie na wstępnym etapie znajomości, gdy trzeba otworzyć się przed drugą osobą i dać jej podstawę do poznania się i wywołania jakichś emocji. Nie była w tym dobra i uciekała od wszelkiego rodzaju zobowiązań, popadając w coraz większą samotność. Praca stanowiła ważny element jej życia, ale wciąż siliła się na uzyskanie harmonii między obowiązkami służbowymi a prywatnymi — raz udawało się to lepiej, raz gorzej. To w połączeniu z przeszłością mogło dać obraz rozgoryczonej kobiety, niepotrafiącej cieszyć się z życia. I w jakimś stopniu była to prawda, ale jednocześnie nie zamykała się na różne opcje, pozwalała się zaskoczyć i odkrywać nowe. Nie było w niej zakłamania ani fałszu, ale tajemnicza natura mogła sprawiać wrażenie niedostępnej, a jej powściągliwość mogła być pomylona z obojętnością. Może dlatego nie miała zbyt wielu przyjaciół, niezdolna zaufać większej ilości osób. To nie czyniło z niej gbura, bo w towarzystwie chyba każdy uważał ją za miłą, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Nie wiedziała, ile Ivar jest w stanie zaobserwować, ile jej cech wykrył swoim czujnym spojrzeniem i trochę się tego obwiała, że jest w stanie przejrzeć jej cechy, nawet te, które chciała ukryć przed światem.
- To chyba zależy od ptaka - nie wahała się zburzyć jego filozoficzne podejście, bo sama nie przedstawiała tego typu osoby. Po otwarciu jej klatki wyfrunęła niemal od razu, lokując się tam, gdzie było jej najlepiej. I tak znalazła się z powrotem w Midgardzie, choć oczywiście rozumiała, jaką analogię próbował jej przedstawić. Przyzwyczajony do swojej złotej klatki, nie byłby w stanie opuścić jej z własnej woli, co w pewnym stopniu wzbudziło i jej smutek.
- Widzisz... każdy z nas tworzy swoje własne więzienie, z którego wcale nie próbuje uciec - jego było zbudowane z obowiązków i poczucia odpowiedzialności, a jednak była w nim jakaś cząstka tego romantyzmu, o którym wspomniał i mogła się zgodzić, że życie obdziera z każdej formy złudzeń, pozostawiając człowieka realistą, a czasami nawet pesymistą. Sama uważała, że szczęście to tylko pozorna iluzja wywołana chwilowym wybuchem pozytywnych emocji i wrażeń, wobec tego dążyła do tego, by jej życie było satysfakcjonujące, na tyle, na ile to możliwe.
Wciągnęła powoli powietrze, napełniając nim płuca, próbowała uspokoić zaniepokojenie wywołane tematem ich pierwszej nocy. Czy wracanie do tego po roku nie mijało się z celem? Wyglądało to tak, jakby chciał oczyścić atmosferę, przekonany, że to ona była źródłem napięcia.
- Cóż, ja wyczułam w twojej postawie obojętność, więc schodziłam ci z drogi - odparła zgodnie z prawdą, zaintrygowana jak różne spostrzeżenia mieli względem siebie po jednej i tej samej sytuacji. - Co masz na myśli? Przecież właśnie przeszedłeś obojętnie. Rozmawiamy o tej nocy po roku, chociaż oboje mieliśmy mnóstwo sposobności do stworzenia przestrzeni na rozmowę.
Nie obwiniała go, jej głos pozbawiony pretensji wskazywał jedynie nieścisłość albo może brak zrozumienia w tej materii. Dotąd nie mieli okazji do tak otwartej i śmiałej rozmowy, więc to naturalne, że nie mówią jednym głosem i nie czytają sobie w myślach.
- Ale nie zaprosiłeś. I może dobrze, że tak się stało. Przyznam szczerze, że tamta noc miała być dla mnie chwilą zapomnienia, oderwania się od problemów i rzeczywistości. Fakt, że była bardzo... udana, nie zmieniał wtedy mojego nastawienia i braku gotowości na zaangażowanie - skoro grali w otwarte karty, nie miała oporów, by powiedzieć prawdę. Ostatecznie i tak nic więcej się nie wydarzyło, a statek odpłynął, pozostawiając ich na dwóch przeciwległych brzegach.
Nie rozumiała tego nagłego objawienia czułości wykazaną w gestach. Delikatne mrowienie w miejscach, w których jego palce zaznaczyły swoją obecność, przypominało jej w jakimś stopniu namiętność łączącą ich rok temu. Z cichym westchnieniem pozwoliła ucałować swoją dłoń, przywołując na twarz delikatny, odrobinę nieśmiały uśmiech.
- Nie mam do ciebie żalu. Mam nadzieję, że ty do mnie również nie masz.
Ivar Soelberg
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Nie 2 Paź - 19:52
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Nigdy nie był w tym dobry.
Jego życie opierało się w znacznej większości na podporządkowaniu pracy i owszem, mógłby na nią zwalać winę za swoje niepowodzenia w relacjach z kobietami, jednakże byłby wówczas hipokrytą i oszustem. Wina nie leżała w wymagającej i owszem pochłaniającej czas profesji, a w nim samym. To charakter, to jaki był, jak go życie ukształtowało, rokowało na to, jakie kobiety przyciągały jego uwagę i z jakimi się wiązał, od czasu pierwszego wzlotu, w ten słodki niebyt zauroczenia po dzień dzisiejszy, mógł wymienić wszystkie mniejsze i większe miłostki oraz osoby, które w jakiś sposób skrzywdził, czasem i one wybuchały kończąc trwający związek. Być może był skonstruowany tak, aby wieść życie kawalera, a może nie? Trudno mu było gdybać, kiedy zwyczajnie, nie bardzo widział w tym sens. Ktoś mógłby mu zarzucić, iż zwyczajnie nie wierzy w miłość, ale i to byłoby kłamstwem.
Będąc szczerym względem siebie przyznawał, że zbyt często prezentował cechy odpychające, których doświadczyła w nieznacznym stopniu, nawet Isabell; zamiast ciepła, przejawu jakiejkolwiek troski i zaangażowania, był skrytym w sobie ignorantem. Nie analizował swoich zmartwień emocjonalnych, nie gdybał, co by było, gdyby, tym samym nie snuł sieci nierzeczywistych marzeń oraz pragnień, jakie pozostawały, bez pokrycia w prawdziwym życiu.
Zły odrobinę, że tak otwierał się, ukazując swą prywatną naturę, musiał przyznać, że rzadko miewał takie noce jak ta. Właściwie, to pierwszy raz tak swobodnie myślał o relacji damsko-męskiej, a to w jego sytuacji, dość duży postęp. Kobieta przed nim, nie mogła nawet podejrzewać, ile drzwi za jednym pociągnięciem klamki otworzyła. Ta szczerość, miała swoją cenę wiedział, o tym. Niezależnie jak dalej potoczą się ich losy – oni, będą wiedzieli o sobie więcej, niż by chcieli, a to z czasem mogło drażnić ich wewnętrznie, bo byli zbyt pochłonięci pracą, aby to przelewać na kłótnie i spięcia.
Słuchał jej uważnie; skupiony na tym, co mówiła z wieloma, kwestiami się zgadzał, lecz były i takie, co w jego mniemaniu prezentowały się inaczej, niż ona to widziała, wykłócanie się o to, nie było na tyle istotne, by zajmować myśli wracaniem do przeszłości – skonstatował momentalnie, kiedy jej słowa ucichły, na czas wystarczająco długi, by milczenie zaczynało stawać się niepokojące. Myślał, o tym jakie kroki podjąć, czy skazać ten nieszablonowy epizod na usunięcie z pamięci, czy raczej spróbować nawiązać nić porozumienia i wyjść z tej sytuacji, jakkolwiek, byle obronną ręką? Odbicie zastanowienia, w powadze jaką mogła uświadczyć na jego twarzy, było rozjaśniane stopniowo bladą poświatą, jeszcze nieśmiało, wschodzącego świtu.
– Czy teraz po tym roku, to podejście uległo zmianie? – Zapytał pewnym siebie tonem, całym ciężarem stalowego spojrzenia uderzając w jej naznaczone muśnięciami mrozu oblicze. Badał ją, chciał przejrzeć; myśli, pragnienia, to co spędzało sen z powiek. Jednocześnie stawiając na grę w otwarte karty, bez żalu, czy wyrzutu zaryzykować, kierowany niezrozumiałym dla siebie podszeptem, którego nie potrafił wyjaśnić słowami, po prostu, coś go pchało, do wypowiedzenia tych słów.
– Polubiłem cię, to fakt, którego nie da się ukryć, zapewne to dostrzegłaś. I przyznam otwarcie, że nie chciałbym rezygnować z tego zalążka kształtującej się relacji. Dlatego, chciałbym zaprosić cię na kolacje. Jednakże nie mam pewności, czego ty pragniesz od życia? – Stawiając na tak przejrzystą grę, liczył się z każdym wynikiem, jednak wykonał ruch, na jaki nie zdobył się w przeszłości.
Jego życie opierało się w znacznej większości na podporządkowaniu pracy i owszem, mógłby na nią zwalać winę za swoje niepowodzenia w relacjach z kobietami, jednakże byłby wówczas hipokrytą i oszustem. Wina nie leżała w wymagającej i owszem pochłaniającej czas profesji, a w nim samym. To charakter, to jaki był, jak go życie ukształtowało, rokowało na to, jakie kobiety przyciągały jego uwagę i z jakimi się wiązał, od czasu pierwszego wzlotu, w ten słodki niebyt zauroczenia po dzień dzisiejszy, mógł wymienić wszystkie mniejsze i większe miłostki oraz osoby, które w jakiś sposób skrzywdził, czasem i one wybuchały kończąc trwający związek. Być może był skonstruowany tak, aby wieść życie kawalera, a może nie? Trudno mu było gdybać, kiedy zwyczajnie, nie bardzo widział w tym sens. Ktoś mógłby mu zarzucić, iż zwyczajnie nie wierzy w miłość, ale i to byłoby kłamstwem.
Będąc szczerym względem siebie przyznawał, że zbyt często prezentował cechy odpychające, których doświadczyła w nieznacznym stopniu, nawet Isabell; zamiast ciepła, przejawu jakiejkolwiek troski i zaangażowania, był skrytym w sobie ignorantem. Nie analizował swoich zmartwień emocjonalnych, nie gdybał, co by było, gdyby, tym samym nie snuł sieci nierzeczywistych marzeń oraz pragnień, jakie pozostawały, bez pokrycia w prawdziwym życiu.
Zły odrobinę, że tak otwierał się, ukazując swą prywatną naturę, musiał przyznać, że rzadko miewał takie noce jak ta. Właściwie, to pierwszy raz tak swobodnie myślał o relacji damsko-męskiej, a to w jego sytuacji, dość duży postęp. Kobieta przed nim, nie mogła nawet podejrzewać, ile drzwi za jednym pociągnięciem klamki otworzyła. Ta szczerość, miała swoją cenę wiedział, o tym. Niezależnie jak dalej potoczą się ich losy – oni, będą wiedzieli o sobie więcej, niż by chcieli, a to z czasem mogło drażnić ich wewnętrznie, bo byli zbyt pochłonięci pracą, aby to przelewać na kłótnie i spięcia.
Słuchał jej uważnie; skupiony na tym, co mówiła z wieloma, kwestiami się zgadzał, lecz były i takie, co w jego mniemaniu prezentowały się inaczej, niż ona to widziała, wykłócanie się o to, nie było na tyle istotne, by zajmować myśli wracaniem do przeszłości – skonstatował momentalnie, kiedy jej słowa ucichły, na czas wystarczająco długi, by milczenie zaczynało stawać się niepokojące. Myślał, o tym jakie kroki podjąć, czy skazać ten nieszablonowy epizod na usunięcie z pamięci, czy raczej spróbować nawiązać nić porozumienia i wyjść z tej sytuacji, jakkolwiek, byle obronną ręką? Odbicie zastanowienia, w powadze jaką mogła uświadczyć na jego twarzy, było rozjaśniane stopniowo bladą poświatą, jeszcze nieśmiało, wschodzącego świtu.
– Czy teraz po tym roku, to podejście uległo zmianie? – Zapytał pewnym siebie tonem, całym ciężarem stalowego spojrzenia uderzając w jej naznaczone muśnięciami mrozu oblicze. Badał ją, chciał przejrzeć; myśli, pragnienia, to co spędzało sen z powiek. Jednocześnie stawiając na grę w otwarte karty, bez żalu, czy wyrzutu zaryzykować, kierowany niezrozumiałym dla siebie podszeptem, którego nie potrafił wyjaśnić słowami, po prostu, coś go pchało, do wypowiedzenia tych słów.
– Polubiłem cię, to fakt, którego nie da się ukryć, zapewne to dostrzegłaś. I przyznam otwarcie, że nie chciałbym rezygnować z tego zalążka kształtującej się relacji. Dlatego, chciałbym zaprosić cię na kolacje. Jednakże nie mam pewności, czego ty pragniesz od życia? – Stawiając na tak przejrzystą grę, liczył się z każdym wynikiem, jednak wykonał ruch, na jaki nie zdobył się w przeszłości.
Isabella de' Medici
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Nie 2 Paź - 22:43
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Ich rozmowa zmierzała w kierunku, którego kobieta się obawiała. Do tej pory dzieliła ich bezpieczna bariera pracy, poza którą celowo nie wybiegali. Teraz zmieniali zasady gry, a ona nie była pewna, jak powinna się z tym czuć. Obawiała się odkryć przed mężczyzną, pokazać swoje wady i zalety, ujawnić całą prawdę o sobie, o swojej przeszłości. Z tak zaawansowanego punktu nie ma odwrotu, więc zwykle nie podejmowała ryzyka, nie wdając się w głębsze relacje. Od kilku lat prowadziła bezpieczne, w swoim pragmatycznym podejściu, życie. Ta rozmowa burzyła fundamenty jej uświęconych zasad, choć pocieszającym było w jej mniemaniu fakt, że mężczyzna również w jakimś stopniu jest osobą skrytą i również musi przesunąć granice komfortu.
Widziała w jego zachowaniu pewną dozę zmieszania, odrobinę sztywnego zakłopotania, gdy odkrywał przed nią karty, dlatego czuła, że w jakimś stopniu są do siebie podobni i gdyby tylko chcieli, mogliby znaleźć wspólny język. Widząc go z tej prywatnej strony, zakiełkowała w niej ciekawość, że mężczyzna jako dojrzała i wartościowa osoba, miałby z pewnością wiele do zaoferowania. A z drugiej strony w żołądku ściskało ją uczucie niepewności, że może to być z jego strony chwilowe zainteresowanie dziwaczką z kostnicy, a od jutra na nowo zacznie się maraton ignorowania. Czy była w stanie podjąć ryzyko, od którego zwykle uciekała?
- Może - odpowiedziała niepewna dokąd zmierza, choć na to pytanie nie było jednoznacznej odpowiedzi, bo tak, jej nastawienie uległo zmianie i potencjalnie była gotowa, by zacząć budować nową relację, ale w praktyce nie było to takie łatwe, a zaufanie przychodziło jej z trudem. W swoim nie dość długim życiu straciła już niemal wszystkich bliskich, więc gdzieś z tyłu głowy towarzyszyło jej przeświadczenie, że kolejna relacja również prędzej czy później się zakończy, a znając jej szczęście i historię życia, najpewniej poprzez śmierć. Nie wspominając, że praca Ivara należy do tych z rodzaju niebezpiecznych, więc taki scenariusz był tym bardziej prawdopodobny, między innymi stąd jej niepisane zasady.
- Dlaczego teraz? - zapytała, próbując wybadać jego motywy, kompletnie zbita z pantałyku tą propozycją. To dość niespodziewane, biorąc pod uwagę, że do tej pory ich relacja lawirowała pośród służbowych zobowiązań. Nie dostrzegła żadnego znaku, bo poza tą nocą nie mieli ze sobą większego kontaktu. Nie ulegało wątpliwości, że nie była to czysto przyjacielska oferta, a choć rozwijanie znajomości było dla niej odrobinę przerażające, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że sama również by tego chciała.
- Czego pragnę… chciałabym spokojnego, satysfakcjonującego życia bez tragedii i dramatów wyciągających po mnie obślizgłe łapska - dość ogólna, ale szczera odpowiedź, której nie podałaby na tacy w innych okolicznościach. Teraz jej umysł pracował na najwyższych obrotach, jakby próbowała przeanalizować wszystkie za i przeciw, by podjąć najlepszą dla siebie decyzję. I z jednej strony chciała odmówić, trzymając się bezpiecznego brzegu, nie podejmując ryzyka, które niosło za sobą więcej niewiadomych, niż wiadomych. A z drugiej miała dość tego pozornego bezpieczeństwa i w przypływie odwagi rzucić się na głęboką wodę, by zobaczyć, czy uniesie ją na powierzchni, czy jednak w swoim okrucieństwie zatopi.
- Chciałbyś iść ze mną na kolację, pomimo że razem pracujemy? Nie masz z tym problemu? Co, jeśli coś pójdzie nie po twojej myśli i niezręczność przeniesie się na relację służbową? - zapytała, odnosząc się oczywiście do własnych wątpliwości, ale odwracając sytuację, by nie powiedzieć wprost o swoich zasadach. Może miał jakiś złoty środek, dzięki któremu nie musiałaby się tym martwić? Może jego punkt widzenia oświetli odrobinę jej podejście, otwierając ją na nowe możliwości? Sam mówił, że praca to jeden z najważniejszych elementów jego życia, tym bardziej zastanawiała się, co o tym myśli. To prawda, że zawsze mogą się unikać, ale z drugiej strony czasami występowały sytuacje jak dzisiaj, że musieli przebywać w jednym pomieszczeniu.
Widziała w jego zachowaniu pewną dozę zmieszania, odrobinę sztywnego zakłopotania, gdy odkrywał przed nią karty, dlatego czuła, że w jakimś stopniu są do siebie podobni i gdyby tylko chcieli, mogliby znaleźć wspólny język. Widząc go z tej prywatnej strony, zakiełkowała w niej ciekawość, że mężczyzna jako dojrzała i wartościowa osoba, miałby z pewnością wiele do zaoferowania. A z drugiej strony w żołądku ściskało ją uczucie niepewności, że może to być z jego strony chwilowe zainteresowanie dziwaczką z kostnicy, a od jutra na nowo zacznie się maraton ignorowania. Czy była w stanie podjąć ryzyko, od którego zwykle uciekała?
- Może - odpowiedziała niepewna dokąd zmierza, choć na to pytanie nie było jednoznacznej odpowiedzi, bo tak, jej nastawienie uległo zmianie i potencjalnie była gotowa, by zacząć budować nową relację, ale w praktyce nie było to takie łatwe, a zaufanie przychodziło jej z trudem. W swoim nie dość długim życiu straciła już niemal wszystkich bliskich, więc gdzieś z tyłu głowy towarzyszyło jej przeświadczenie, że kolejna relacja również prędzej czy później się zakończy, a znając jej szczęście i historię życia, najpewniej poprzez śmierć. Nie wspominając, że praca Ivara należy do tych z rodzaju niebezpiecznych, więc taki scenariusz był tym bardziej prawdopodobny, między innymi stąd jej niepisane zasady.
- Dlaczego teraz? - zapytała, próbując wybadać jego motywy, kompletnie zbita z pantałyku tą propozycją. To dość niespodziewane, biorąc pod uwagę, że do tej pory ich relacja lawirowała pośród służbowych zobowiązań. Nie dostrzegła żadnego znaku, bo poza tą nocą nie mieli ze sobą większego kontaktu. Nie ulegało wątpliwości, że nie była to czysto przyjacielska oferta, a choć rozwijanie znajomości było dla niej odrobinę przerażające, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że sama również by tego chciała.
- Czego pragnę… chciałabym spokojnego, satysfakcjonującego życia bez tragedii i dramatów wyciągających po mnie obślizgłe łapska - dość ogólna, ale szczera odpowiedź, której nie podałaby na tacy w innych okolicznościach. Teraz jej umysł pracował na najwyższych obrotach, jakby próbowała przeanalizować wszystkie za i przeciw, by podjąć najlepszą dla siebie decyzję. I z jednej strony chciała odmówić, trzymając się bezpiecznego brzegu, nie podejmując ryzyka, które niosło za sobą więcej niewiadomych, niż wiadomych. A z drugiej miała dość tego pozornego bezpieczeństwa i w przypływie odwagi rzucić się na głęboką wodę, by zobaczyć, czy uniesie ją na powierzchni, czy jednak w swoim okrucieństwie zatopi.
- Chciałbyś iść ze mną na kolację, pomimo że razem pracujemy? Nie masz z tym problemu? Co, jeśli coś pójdzie nie po twojej myśli i niezręczność przeniesie się na relację służbową? - zapytała, odnosząc się oczywiście do własnych wątpliwości, ale odwracając sytuację, by nie powiedzieć wprost o swoich zasadach. Może miał jakiś złoty środek, dzięki któremu nie musiałaby się tym martwić? Może jego punkt widzenia oświetli odrobinę jej podejście, otwierając ją na nowe możliwości? Sam mówił, że praca to jeden z najważniejszych elementów jego życia, tym bardziej zastanawiała się, co o tym myśli. To prawda, że zawsze mogą się unikać, ale z drugiej strony czasami występowały sytuacje jak dzisiaj, że musieli przebywać w jednym pomieszczeniu.
Ivar Soelberg
Re: 11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Nie 2 Paź - 23:51
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Złączeni nicią ulotnej rozkoszy, trwali w zakłopotaniu i plątaninie emocji, wystawieni na kaprys losu, zbudzili pragnienia, jakie kryły się głęboko w duszy, świadomi, jak irracjonalna była ta rozmowa – trwali w niej z uporem godnym lepszej sprawy. Coś co winno, mieć swe miejsce w przeszłości, na linii czasu wyraźnie się odznaczyć, dopiero po takim czasie łapie ich w swe macki; prowokując do wyznań, jakich unikali. Soelberg, był zmęczony, to odbijało się na jego zachowaniu, łapiąc się w duchu na pragnieniu przypisania, tego wszystkiego przypadkowi, nieprzemyślanemu słowu, chcąc zrzucić ze swych barków odpowiedzialność i za to. Był tylko człowiekiem, ot odrobinę wyeksploatowanym, nadgryzionym przez nieprzyjemności pracy i skrzywiony emocjonalnie, poza tym wszystko, było w jak najlepszym porządku.
Dostrzegalne wahanie, jakie słyszał w głosie, widział w obrazie kobiety, było jawnym sygnałem, ot flarą ostrzegawczą, przed próbą nacisku na tematy, o jakich miał przedstawienie. Prowadząc swój specyficzny styl życia, korzystał z niego w sposób domyślny i nienasuwający wątpliwości, a mówiąc to z pełną tego świadomością, był mimo wszystko, mocno wstrzemięźliwy, raczej unikał przelotnych związków, acz jak widać nie zawsze skutecznie. W obawie przed stały zobowiązaniem, uciekał sprzed ołtarza głębszych emocji, ta obawa zakorzeniona gdzieś wewnątrz duszy oficera rzucała również nowe światło na Isabell. Wszak wiedział o setkach plotek, które sam dementował jeszcze tej nocy, jednak okoliczności ich pierwszego spotkania, nie pozostawiały wiele do dodania. Rozumiał jej podejście do życia, może w pełni nie popierał, ale byłby niesprawiedliwy krytycznie oceniając ją, a siebie na jej tle wybielając, nie chciał nawet tego w tych kategoriach postrzegać. Jednakże obawa przed zobowiązaniem, problem z zaufaniem i głębią uczuć doskwierał nie tylko Wysłannikowi. Jej sytuacja, co prawda mocno w dalszym ciągu zamglona, kryła więcej niewiadomych, niż niejedno morderstwo. Mógł wszystkiego się dowiedzieć, bez przeszkód dostałby materiały skazujące jej prywatność i sekrety na niepożądane ujawnienie, nawet nie wiedział, czy kiedykolwiek przeszło jej to przez myśl, że może o niej wszystko już wiedzieć z akt i raportów. Widmo, jakie za nią kroczyło, mogło nasuwać nieprzyjemne skojarzenia, odstraszać wreszcie. Niestety sprawy, jakie ją prześladowały w snach i wspomnieniach znał powierzchownie, bez szczegółów, nigdy nie wykorzystując swojej pozycji do pozyskania takich informacji, zwłaszcza na temat osób, z którymi coś go połączyło. Byłoby to wielce niestosowne, a jednak przez myśl przemknęły sugestie jej chwiejnej odpowiedzi, jaką to gdyby w normalnych okolicznościach uzyskał. Uznałby za zakończenie tej rozmowy i urwałby temat. Czując, iż już wystarczająco nagiął się, pod obce dyktando. Nie była to jednak normalna rozmowa, a okoliczności z rodzaju tych wyjątkowych sprawiały, że tonął po uszy w tym bagnie niedopowiedzeń i wątpliwości, zabijających sens całej przeprowadzonej na balkonie rozmowy.
– Dlaczego teraz? – Powtórzył z nutką irytacji w głosie, mrużąc powieki, jakby nie rozumiał sensu tego pytania, gdyby cały zalegający balast, przed momentem nie został właśnie zrzucony, wraz z chwastami, które wyrosły na wspomnieniu tamtej nocy. – Nie mam pojęcia – odparł, szczerze, chociaż złośliwość cisnęła się na usta, to stłumił ją.
Jej dalsze słowa rzutowały na odbiorze sytuacji, stawały się kotwicą przywiązaną do nogi, co ciągnęła na dno mrocznej toni. Przeszył go dreszcz, jeden z pierwszych, tak dotkliwie wyczuwalnych. Materiał koszuli w niektórych jej częściach pokryła warstwa lodu, a ciało coraz silniej dygotało pod wpływem minusowej temperatury, jednak umysł rozpalony pracował nie skarżąc się na nieprzyjemności.
– Chyba się nie zrozumieliśmy. Marzysz o czymś, czego ja ci nie mogę dać, spokój, o którym wspominasz nasuwa skojarzenia sielanki życia, której ja jestem pozbawiony. Twa niepewność, rzutuje na twoich czynach, w pracy niezastąpiona, na arenie życia prywatnego skulona, przed strachem zobowiązania. Pytasz skąd, to wiem? Może jesteśmy sobie bliżsi, niż sądzisz. – Uśmiechnął się lekko, samymi tylko kącikami ust, kontynuował swą wypowiedź, czując wszechogarniające ciało dreszcze, ale był zbyt uparty, aby rozgrzać się zaklęciem. Dziwne, że aż tyle wytrzymał. – Wymykasz się służbową niezręcznością, w przypadku poniesienia klęski, a teraz jak niby jest? Ucieczka, nie jest rozwiązaniem. – Słaby tlący się w zarodku wyraz topniał z każdą sekundą. A wysłannik dopiero, w tym momencie wymruczał zaklęcie: – Heitr – para z ust buchnęła intensywniej, a szarość oczu nabrała przejrzystości.
– Nie wiem, co skłoniło mnie do tej rozmowy, do takich wyznań, niesiony podrywem niezrozumiałych intencji, zbłądziłem. – Wyznał, przyznając się w jakimś sensie do porażki.
Dostrzegalne wahanie, jakie słyszał w głosie, widział w obrazie kobiety, było jawnym sygnałem, ot flarą ostrzegawczą, przed próbą nacisku na tematy, o jakich miał przedstawienie. Prowadząc swój specyficzny styl życia, korzystał z niego w sposób domyślny i nienasuwający wątpliwości, a mówiąc to z pełną tego świadomością, był mimo wszystko, mocno wstrzemięźliwy, raczej unikał przelotnych związków, acz jak widać nie zawsze skutecznie. W obawie przed stały zobowiązaniem, uciekał sprzed ołtarza głębszych emocji, ta obawa zakorzeniona gdzieś wewnątrz duszy oficera rzucała również nowe światło na Isabell. Wszak wiedział o setkach plotek, które sam dementował jeszcze tej nocy, jednak okoliczności ich pierwszego spotkania, nie pozostawiały wiele do dodania. Rozumiał jej podejście do życia, może w pełni nie popierał, ale byłby niesprawiedliwy krytycznie oceniając ją, a siebie na jej tle wybielając, nie chciał nawet tego w tych kategoriach postrzegać. Jednakże obawa przed zobowiązaniem, problem z zaufaniem i głębią uczuć doskwierał nie tylko Wysłannikowi. Jej sytuacja, co prawda mocno w dalszym ciągu zamglona, kryła więcej niewiadomych, niż niejedno morderstwo. Mógł wszystkiego się dowiedzieć, bez przeszkód dostałby materiały skazujące jej prywatność i sekrety na niepożądane ujawnienie, nawet nie wiedział, czy kiedykolwiek przeszło jej to przez myśl, że może o niej wszystko już wiedzieć z akt i raportów. Widmo, jakie za nią kroczyło, mogło nasuwać nieprzyjemne skojarzenia, odstraszać wreszcie. Niestety sprawy, jakie ją prześladowały w snach i wspomnieniach znał powierzchownie, bez szczegółów, nigdy nie wykorzystując swojej pozycji do pozyskania takich informacji, zwłaszcza na temat osób, z którymi coś go połączyło. Byłoby to wielce niestosowne, a jednak przez myśl przemknęły sugestie jej chwiejnej odpowiedzi, jaką to gdyby w normalnych okolicznościach uzyskał. Uznałby za zakończenie tej rozmowy i urwałby temat. Czując, iż już wystarczająco nagiął się, pod obce dyktando. Nie była to jednak normalna rozmowa, a okoliczności z rodzaju tych wyjątkowych sprawiały, że tonął po uszy w tym bagnie niedopowiedzeń i wątpliwości, zabijających sens całej przeprowadzonej na balkonie rozmowy.
– Dlaczego teraz? – Powtórzył z nutką irytacji w głosie, mrużąc powieki, jakby nie rozumiał sensu tego pytania, gdyby cały zalegający balast, przed momentem nie został właśnie zrzucony, wraz z chwastami, które wyrosły na wspomnieniu tamtej nocy. – Nie mam pojęcia – odparł, szczerze, chociaż złośliwość cisnęła się na usta, to stłumił ją.
Jej dalsze słowa rzutowały na odbiorze sytuacji, stawały się kotwicą przywiązaną do nogi, co ciągnęła na dno mrocznej toni. Przeszył go dreszcz, jeden z pierwszych, tak dotkliwie wyczuwalnych. Materiał koszuli w niektórych jej częściach pokryła warstwa lodu, a ciało coraz silniej dygotało pod wpływem minusowej temperatury, jednak umysł rozpalony pracował nie skarżąc się na nieprzyjemności.
– Chyba się nie zrozumieliśmy. Marzysz o czymś, czego ja ci nie mogę dać, spokój, o którym wspominasz nasuwa skojarzenia sielanki życia, której ja jestem pozbawiony. Twa niepewność, rzutuje na twoich czynach, w pracy niezastąpiona, na arenie życia prywatnego skulona, przed strachem zobowiązania. Pytasz skąd, to wiem? Może jesteśmy sobie bliżsi, niż sądzisz. – Uśmiechnął się lekko, samymi tylko kącikami ust, kontynuował swą wypowiedź, czując wszechogarniające ciało dreszcze, ale był zbyt uparty, aby rozgrzać się zaklęciem. Dziwne, że aż tyle wytrzymał. – Wymykasz się służbową niezręcznością, w przypadku poniesienia klęski, a teraz jak niby jest? Ucieczka, nie jest rozwiązaniem. – Słaby tlący się w zarodku wyraz topniał z każdą sekundą. A wysłannik dopiero, w tym momencie wymruczał zaklęcie: – Heitr – para z ust buchnęła intensywniej, a szarość oczu nabrała przejrzystości.
– Nie wiem, co skłoniło mnie do tej rozmowy, do takich wyznań, niesiony podrywem niezrozumiałych intencji, zbłądziłem. – Wyznał, przyznając się w jakimś sensie do porażki.
Isabella de' Medici
11.01.2001 – Balkon, Krucza Straż – I. Soelberg & I. de' Medici Pon 3 Paź - 22:26
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Czy naprawdę mógł się dziwić wahaniu w jej głosie? Czy musiała mieć odpowiedzi na wszystkie pytania i być zdecydowana? Jeśli tego oczekiwał, to niestety musiała zawieść jego oczekiwania. Jej historia była zbyt skomplikowana, zbyt dużo się w niej wydarzyło, zbyt wiele straciła, by teraz wszystko miało tak prosty wydźwięk.
Nic nie wiedział o jej podejściu do życia, mógł zgadywać na podstawie tamtej nocy, obserwacji w pracy, mógł nawet wykopać na nią teczki i znaleźć informacje, których nie chciała rozpowiadać, a to i tak byłoby za mało, żeby ją rozgryźć. Przelotne spotkania na początku powrotu do Midgardu były jej metodą ucieczki od rzeczywistości, a i tak był jednym z dwóch mężczyzn, z którymi spała. Nie uważała więc, by jej styl życia był rozwiązły, ale nawet gdyby taki był, to nikomu nic do tego, o ile nie krzywdzi ludzi dookoła.
Podniosła delikatnie brwi, słysząc jego irytację w głosie, jakby udzielił jej się taki ton. Nie potrzebowała takiego nastawienia, a dla niej żaden balast nie został zrzucony, bo jak dotąd ich rozmowa delikatnie zahaczała o głębsze tematy.
- Nie oczekuję tego. Nikt nie może mi zapewnić "sielanki", nawet ja sama, kontynuując tę pracę. Nie marzę o tym w perspektywie miesiąca czy roku, ale chciałabym mieć nadzieję, że do tego zmierzam, że na końcu tej drogi znajdę spokój - mówiła cicho, melancholijnie, wpatrzona w miasto i niemal pewna, że nie zrozumie jej tak, jak by tego chciała. Ciężko go winić, skoro praktycznie się nie znali, to wymagałoby częstszego spędzania czasu na płaszczyźnie osobistej. Niemniej faktycznie mogli być do siebie bardziej podobni, niż mogłaby pierwotnie przypuszczać. Nawet teraz podczas tej krótkiej rozmowy zauważyła kilka cech, a przecież wciąż balansowali na powierzchni.
- Masz rację - stwierdziła w końcu, dochodząc do wniosku, że trwali w podobnym stanie przez rok. Tyle, że wydawało jej się, że nie traktują się z większym chłodem, niż w stosunku do innych pracowników, pozostając na neutralnej przestrzeni i nie wychodząc poza jej granicę. I kiedy już zaczęła się zastanawiać poważnie nad jego propozycją, dochodząc do wniosku, że lubi go i może wspólna kolacja mogłaby otworzyć jakieś drzwi, naprowadzić ich na właściwe tory, on wykonał krok w tył.
- Och. Rozumiem - wycofał się ze swoich słów równie szybko, jak je wypowiedział, co udowodniło jej, że wcale nie był gotowy na budowanie poważniejszej relacji, a prawdopodobnie chciał ją tylko wybadać. Skłonił ją dziś do otwartości, dał poczucie, że gdyby poznali siebie lepiej, mógłby wykiełkować z tego zalążek naprawdę wartościowej znajomości. Nie należała do osób łatwo przywiązujących się do ludzi, stąd sam fakt rozważania pogłębienia ich znajomości było dla niej krokiem w przód.
Westchnęła cicho, niemal niezauważalnie i stwierdziła, że nie pozostało nic więcej do dodania, skoro poznała już jego stanowisko, przyjmując do wiadomości jego niezrozumiałe intencje i zbłądzenie.
- Dziękuję ci za pokazanie mi tego miejsca - powiedziała z delikatnym uśmiechem, w duchu obiecując sobie, że nie będzie tu zbyt często zaglądać, żeby na niego nie wpadać. Miała wrażenie, że teraz niezręczność zostanie pogłębiona przez prywatną rozmowę, którą dziś odbyli. Ale to do niego należało ostatnie słowo, a ona nie zamierzała go przekonywać, skoro sam nie wiedział, czego chce. Opuściła balkon, czując jak emocje zaczynają z niej schodzić, a zmęczenie uderza ze zdwojoną siłą, wyczekując chwili, gdy trafi do łóżka.
Isabella i Ivar z tematu
Nic nie wiedział o jej podejściu do życia, mógł zgadywać na podstawie tamtej nocy, obserwacji w pracy, mógł nawet wykopać na nią teczki i znaleźć informacje, których nie chciała rozpowiadać, a to i tak byłoby za mało, żeby ją rozgryźć. Przelotne spotkania na początku powrotu do Midgardu były jej metodą ucieczki od rzeczywistości, a i tak był jednym z dwóch mężczyzn, z którymi spała. Nie uważała więc, by jej styl życia był rozwiązły, ale nawet gdyby taki był, to nikomu nic do tego, o ile nie krzywdzi ludzi dookoła.
Podniosła delikatnie brwi, słysząc jego irytację w głosie, jakby udzielił jej się taki ton. Nie potrzebowała takiego nastawienia, a dla niej żaden balast nie został zrzucony, bo jak dotąd ich rozmowa delikatnie zahaczała o głębsze tematy.
- Nie oczekuję tego. Nikt nie może mi zapewnić "sielanki", nawet ja sama, kontynuując tę pracę. Nie marzę o tym w perspektywie miesiąca czy roku, ale chciałabym mieć nadzieję, że do tego zmierzam, że na końcu tej drogi znajdę spokój - mówiła cicho, melancholijnie, wpatrzona w miasto i niemal pewna, że nie zrozumie jej tak, jak by tego chciała. Ciężko go winić, skoro praktycznie się nie znali, to wymagałoby częstszego spędzania czasu na płaszczyźnie osobistej. Niemniej faktycznie mogli być do siebie bardziej podobni, niż mogłaby pierwotnie przypuszczać. Nawet teraz podczas tej krótkiej rozmowy zauważyła kilka cech, a przecież wciąż balansowali na powierzchni.
- Masz rację - stwierdziła w końcu, dochodząc do wniosku, że trwali w podobnym stanie przez rok. Tyle, że wydawało jej się, że nie traktują się z większym chłodem, niż w stosunku do innych pracowników, pozostając na neutralnej przestrzeni i nie wychodząc poza jej granicę. I kiedy już zaczęła się zastanawiać poważnie nad jego propozycją, dochodząc do wniosku, że lubi go i może wspólna kolacja mogłaby otworzyć jakieś drzwi, naprowadzić ich na właściwe tory, on wykonał krok w tył.
- Och. Rozumiem - wycofał się ze swoich słów równie szybko, jak je wypowiedział, co udowodniło jej, że wcale nie był gotowy na budowanie poważniejszej relacji, a prawdopodobnie chciał ją tylko wybadać. Skłonił ją dziś do otwartości, dał poczucie, że gdyby poznali siebie lepiej, mógłby wykiełkować z tego zalążek naprawdę wartościowej znajomości. Nie należała do osób łatwo przywiązujących się do ludzi, stąd sam fakt rozważania pogłębienia ich znajomości było dla niej krokiem w przód.
Westchnęła cicho, niemal niezauważalnie i stwierdziła, że nie pozostało nic więcej do dodania, skoro poznała już jego stanowisko, przyjmując do wiadomości jego niezrozumiałe intencje i zbłądzenie.
- Dziękuję ci za pokazanie mi tego miejsca - powiedziała z delikatnym uśmiechem, w duchu obiecując sobie, że nie będzie tu zbyt często zaglądać, żeby na niego nie wpadać. Miała wrażenie, że teraz niezręczność zostanie pogłębiona przez prywatną rozmowę, którą dziś odbyli. Ale to do niego należało ostatnie słowo, a ona nie zamierzała go przekonywać, skoro sam nie wiedział, czego chce. Opuściła balkon, czując jak emocje zaczynają z niej schodzić, a zmęczenie uderza ze zdwojoną siłą, wyczekując chwili, gdy trafi do łóżka.
Isabella i Ivar z tematu