:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
01.12.2000 – Pomnik Ragnhildy Potężnej – M. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz
2 posters
Mikkel Guldbrandsen
Re: 01.12.2000 – Pomnik Ragnhildy Potężnej – M. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Wto 21 Lis - 14:03
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
01.12.2000
Grudzień nadszedł szybciej niż się spodziewał. Guldbrandsen właściwie nawet nie zauważył kiedy minęło lato i jesień. Miał wrażenie, że czas przecieka mu przez palce. Skupiony na obowiązkach zawodowych, niemal całkowicie pochłonięty przez pracę wydawał się nie zauważać upływu tego czasu, a także niepodważalnych znaków zbliżającego się Jul. Oficjalne przygotowania do świąt miały rozpocząć się wraz procesją ku czci świętej Łucji trzynastego grudnia, lecz niektórzy galdrowie bywali nadgorliwi i już wraz z końcem listopada gdzieniegdzie zaczynały pojawiać się świąteczne dekoracje. Ledwie pierwszy grudnia, a Mikkel miał wrażenie, że w nosie mu się kręci od zapachu wszechobecnej jemioły i ostrokrzewiu. Uświadomił sobie jednak, że do świąt pozostały zaledwie trzy tygodnie dopiero dzisiejszego ranka i odnotował w myślach, że powinien napisać do Fridy z pytaniem o plany co do Jul i prezent dla matki.
Zanim to jednak uczynił miał kilka spraw na mieście do załatwienia. Pierwszą z nich były odwiedziny u alchemika, niejakiego Anwara Rosenkratz, którego miał ponoć znaleźć w herbaciarni Pod Kolcem. Nazwisko Rosenkratz wydawało się Mikkelowi znajome i po kilku minutach gmerania w pamięci uświadomił sobie wreszcie, że jest to syn jednego z najstarszych klanów w magicznej Skandynawii. Czy mógł zaufać w rekomendację tego człowieka zatem bardziej? Wątpliwe. Dla Guldbrandsena nie tytuł przed imieniem i nie samo nazwisko świadczyło o człowieku, a jego czyny. Stracił jednak zaufanego alchemika, musiał się zatem rozejrzeć za innym profesjonalistą, u którego będzie mógł zamawiać mikstury, nie tylko na użytek prywatny, lecz także służbowy. Składzik Kruczej Straży niekiedy bywał pusty.
Pierwszego grudnia, w okolicach godzin południowych, pojawił się zatem w dzielnicy Ragnhildy Potężnej, by odnaleźć pomnik legendarnej królowej galdrów, gdzie miał spotkać się z właścicielem herbaciarni Pod Kolcem. Mijał ją po drodze, zajrzał nawet przez okno z czystej ciekawości; wnętrze na pewno przypadłoby do gustu wielu kobietom, jemu nieszczególnie. Spodziewał się, że w środku musi mocno pachnieć różami, zauważył wszak powiązanie między nazwiskiem właściciela, a nazwą, nieszczególnie zaś za tym przepadał. Dotarłszy na miejsce nie dostrzegł jeszcze nikogo. Mikkel zerknął na zegarek, noszony zawsze na lewym nadgarstku, który dostał w spadku po ojcu, sprawdzając godzinę - nie wybiła jeszcze dwunasta, do umówionej godziny spotkania zostało zatem jeszcze kilka minut. Wykorzystał je, by wesprzeć się o zimny, kamienny murek i zapalił papierosa.
Guldbrandsen, dostrzegłszy zbliżającą się ku niemu, męską sylwetkę zsunął lekko szalik z twarzy, aby odsłonić własne oblicze, narażając się tym samym na dotkliwe uszczypnięcia mrozu.
- Anwar Rosenkratz? - zwrócił się do mężczyzny pytająco, po uprzejmym przywitaniu i lekkim skinięciu głową.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Re: 01.12.2000 – Pomnik Ragnhildy Potężnej – M. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Wto 21 Lis - 14:04
Nawet nie zauważył, kiedy nastał grudzień. Kolejny miesiąc przywitał go jednak wyjątkowym mrozem. Anwar lubił podziwiać uroki zimy, jednak tylko wtedy, gdy znajdował się w cieple swojego mieszkania. Nie przepadał za mrozem, chociaż był do niego przyzwyczajony. Zawsze jednak ukrywał twarz w szaliku lub w objęciach grubego, wełnianego golfa, gdy wychodził na zewnątrz. Z każdej strony chciał osłonić się przez zimnem i śniegiem, który przywitał midgardczyków już jakiś czas temu. Rozpoczęły się też przygotowania do świąt i chociaż Anwar nie należał do wyjątkowo gorliwych galdrów, to jednak w tym okresie i on ulegał i stroił swoją herbaciarnię zanim okres świąteczny na dobre się rozpoczął. Poza tym nie chciał odstawać zbytnio od wystrojów innych przybytków znajdujących się w okolicy Kolca.
Herbaciarnia była dla Anwara jego oczkiem w głowie. Wiązał z nią wiele planów i nadziei, a jej otwarcie było ciężką pracą. Początkowo miał inny plan na siebie, nie chciał nawet wiązać się z botaniką, bo ta praktycznie odebrała mu ojca, jednakże jak widać los bywa żartobliwy i lubił płatać figle, spychając młodego Rosenkrantza na rodową drogę. Można było śmiało rzec, że przed przeznaczeniem nie było ucieczki, chociaż on sam pragnął wierzyć, że miejsce w którym się znalazł było tylko i wyłącznie jego zasługą. Miał smykałkę do roślin i do alchemii, co szybko przysporzyło mu wielu klientów, bo poza herbaciarnią trudnił się również warzeniem eliksirów na zamówienie. Było to coś, co traktował jak hobby, z którego miał również niemały zarobek. Miał wielu klientów, kilku nawet stałych i ciągle przyjmował nowe zamówienia. Nie zdziwił się więc, kiedy ktoś z Kruczej Straży zgłosił się do niego. W końcu nie robił nic nielegalnego.
Z uwagi na to, że herbaciarnia nie była najlepszym miejscem do robienia postronnych interesów, bo cały czas ktoś się po niej kręcił, postanowiono, że spotkanie odbędzie się w dzielnicy Ragnhildy Potężnej tuż pod jej pomnikiem. Nie lubił się spóźniać, był z tych, którzy zazwyczaj czekali, więc zaskoczeniem dla niego (nieskrywanie przyjemnym) było to, że tym razem to on pojawił się jako drugi. Cudownie, bo ostatnio zaczęło mu się wydawać, że ludzie nie mieli szacunku dla czasu innych osób, a on ze względu na to, że był właścicielem lokalnego biznesu, nie miał go za dużo.
– We własnej osobie – przywitał się z mężczyzną, również odsłaniając swoją twarz, żeby nie wyjść na takiego, który coś ukrywa. Szybko jednak postawił kołnierz swojego płaszcza, a gruby szalik naciągnął na brodę, by schronić się chociaż częściowo przed mrozem. – Z czym mogę pomóc? – zapytał, bo chociaż wiedział że o eliksir chodzi, to nie miał pojęcia o jaki konkretnie.
Herbaciarnia była dla Anwara jego oczkiem w głowie. Wiązał z nią wiele planów i nadziei, a jej otwarcie było ciężką pracą. Początkowo miał inny plan na siebie, nie chciał nawet wiązać się z botaniką, bo ta praktycznie odebrała mu ojca, jednakże jak widać los bywa żartobliwy i lubił płatać figle, spychając młodego Rosenkrantza na rodową drogę. Można było śmiało rzec, że przed przeznaczeniem nie było ucieczki, chociaż on sam pragnął wierzyć, że miejsce w którym się znalazł było tylko i wyłącznie jego zasługą. Miał smykałkę do roślin i do alchemii, co szybko przysporzyło mu wielu klientów, bo poza herbaciarnią trudnił się również warzeniem eliksirów na zamówienie. Było to coś, co traktował jak hobby, z którego miał również niemały zarobek. Miał wielu klientów, kilku nawet stałych i ciągle przyjmował nowe zamówienia. Nie zdziwił się więc, kiedy ktoś z Kruczej Straży zgłosił się do niego. W końcu nie robił nic nielegalnego.
Z uwagi na to, że herbaciarnia nie była najlepszym miejscem do robienia postronnych interesów, bo cały czas ktoś się po niej kręcił, postanowiono, że spotkanie odbędzie się w dzielnicy Ragnhildy Potężnej tuż pod jej pomnikiem. Nie lubił się spóźniać, był z tych, którzy zazwyczaj czekali, więc zaskoczeniem dla niego (nieskrywanie przyjemnym) było to, że tym razem to on pojawił się jako drugi. Cudownie, bo ostatnio zaczęło mu się wydawać, że ludzie nie mieli szacunku dla czasu innych osób, a on ze względu na to, że był właścicielem lokalnego biznesu, nie miał go za dużo.
– We własnej osobie – przywitał się z mężczyzną, również odsłaniając swoją twarz, żeby nie wyjść na takiego, który coś ukrywa. Szybko jednak postawił kołnierz swojego płaszcza, a gruby szalik naciągnął na brodę, by schronić się chociaż częściowo przed mrozem. – Z czym mogę pomóc? – zapytał, bo chociaż wiedział że o eliksir chodzi, to nie miał pojęcia o jaki konkretnie.
Mikkel Guldbrandsen
Re: 01.12.2000 – Pomnik Ragnhildy Potężnej – M. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Wto 21 Lis - 14:05
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
W oczekiwaniu na alchemika, z którym był umówiony na spotkanie, Mikkel zawiesił spojrzenie na pomniku Ragnhildy Potężnej, przywołując z odmętów niepamięci legendę o królowej galdrów, o której uczył się w latach szkolnych. Ponoć to podróżująca z nią wyrocznia ujrzała we śnie jezioro Golddajávri i doradziła Ragnhildzie, aby osiąść tam i założyć osadę. Czy wyrocznia, której imienia dziś już nie pamiętał, służyła królowej jako völva? Mikkel pomyślał zarazem o swojej młodszej siostrze, obdarzonej podobną umiejętnością spoglądania w przyszłość, zastanawiając się, czy i jej rada doprowadzi do podobnego zwrotu w historii, w końcu i ona wybrała ścieżkę völvy. Niewiele więcej jednak o tej historii zapamiętał. Pochłaniały go wówczas tematy inne niż historia Midgardu i samej magii. Na pewno nie była to również alchemia, do której miał dwie lewe ręce. Odebrawszy solidne wykształcenie radził sobie niejako z podstawowymi miksturami, nie miał jednak do stania przy kociołku cierpliwości i talentu. Zdecydowanie wolał polegać na kimś bardziej doświadczonym, szczególnie w chwilach, kiedy działał z ramienia Kruczej Straży.
Kolejny podmuch zimnego wiatru wprawił Guldbrandsena w drżenie. Już teraz zaczął żałować, że nie umówił spotkania gdzieś w środku, chociażby w herbaciarni należącej do Rosenkrantza, nawet jeśli dominowała tam przejmująco różana atmosfera. Miał zamiar zaproponować, by może przeszli do najbliższego punktu, gdzie będą mogli dostać coś ciepłego do picia albo chociaż szklaneczkę whisky na rozgrzanie, zamiast omawiać interesy na środku ulicy.
Całe szczęście, że nie marzł pod pomnikiem Ragnhildy Potężnej zbyt długo, nie zerkał na zegarek niecierpliwie, wyczekując pojawienia się polecanego alchemika. Pan Rosenkrantz pojawił się na miejscu punktualnie, robiąc na Guldbrandsenie dobre wrażenie. Nie tolerował spóźnialstwa, uznając je za lekceważenie wobec drugiej osoby. Oficer Kruczej Straży dźwignął się z murku do pozycji stojącej i uczynił kilka kroków w kierunku Rosenkrantza.
- Mikkel Guldbrandsen, miło pana poznać - odpowiedział uprzejmie Mikkel, wyciągając ku mężczyźnie dłoń, aby uścisnąć ją w geście powitania. Uścisk Guldbrandsena był pewny i silny, lecz nie tak, aby zmiażdżyć mu palce, rzecz jasna. - Tak jak pisałem w liście - polecono mi pana jako alchemika. Dobrze zrozumiałem, że zajmuje się pan również warzeniem ich na prywatne zlecenia? - spytał, nie owijając w bawełnę i od razu przechodząc do rzeczy. - Proponuję, by omówić to w nieco cieplejszym miejscu. Tu niedaleko jest bar - zaproponował; wokół nich wzmógł się chłodny wiatr, na którym jak szalone wirowały płatki śniegu, obficie sypiące się z nieba i osiadające na ich sylwetkach.
Kolejny podmuch zimnego wiatru wprawił Guldbrandsena w drżenie. Już teraz zaczął żałować, że nie umówił spotkania gdzieś w środku, chociażby w herbaciarni należącej do Rosenkrantza, nawet jeśli dominowała tam przejmująco różana atmosfera. Miał zamiar zaproponować, by może przeszli do najbliższego punktu, gdzie będą mogli dostać coś ciepłego do picia albo chociaż szklaneczkę whisky na rozgrzanie, zamiast omawiać interesy na środku ulicy.
Całe szczęście, że nie marzł pod pomnikiem Ragnhildy Potężnej zbyt długo, nie zerkał na zegarek niecierpliwie, wyczekując pojawienia się polecanego alchemika. Pan Rosenkrantz pojawił się na miejscu punktualnie, robiąc na Guldbrandsenie dobre wrażenie. Nie tolerował spóźnialstwa, uznając je za lekceważenie wobec drugiej osoby. Oficer Kruczej Straży dźwignął się z murku do pozycji stojącej i uczynił kilka kroków w kierunku Rosenkrantza.
- Mikkel Guldbrandsen, miło pana poznać - odpowiedział uprzejmie Mikkel, wyciągając ku mężczyźnie dłoń, aby uścisnąć ją w geście powitania. Uścisk Guldbrandsena był pewny i silny, lecz nie tak, aby zmiażdżyć mu palce, rzecz jasna. - Tak jak pisałem w liście - polecono mi pana jako alchemika. Dobrze zrozumiałem, że zajmuje się pan również warzeniem ich na prywatne zlecenia? - spytał, nie owijając w bawełnę i od razu przechodząc do rzeczy. - Proponuję, by omówić to w nieco cieplejszym miejscu. Tu niedaleko jest bar - zaproponował; wokół nich wzmógł się chłodny wiatr, na którym jak szalone wirowały płatki śniegu, obficie sypiące się z nieba i osiadające na ich sylwetkach.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
b Wto 21 Lis - 14:06
Wiele osób powtarzało Anwarowi, że należy znać historię, by nie popełniać jej błędów i nie dopuścić do tego, by się powtórzyła w końcu nie zawsze przeszłość była dla ludzi przychylna. Anwar jednak już od dziecka krążył swoją własną ścieżką. Mogło się wydawać, że jego ojciec nie miał szczególnego szczęścia do swoich pociech, bo zarówno młody Rosenkrantz, jak i jego siostra z całą pewnością odbiegali od idealnego wyobrażenia dziedziców magicznego rodu. Byli niczym postrzępione płatki nieskazitelnej róży lub najbardziej kujące kolce. Blondyn już od dawna wiedział, że nie będzie w stanie przysłużyć się swojej rodzinie w większym stopniu. Nie było w nim ani możliwości, ani też chęci na to by posiadać potomka, z kolei jego siostra miała swoje własne demony, które tak jak ciemne chmury przysłaniały szafirowy nieboskłon rysującej się przed nią przyszłości. Na szczęście mieli siebie, dwójkę dzieci a teraz już dorosłych, rozumiejących się w świecie, który raczej nieprędko będzie w stanie ich zrozumieć.
Nigdy nie przykładał większej uwagi do historii magii i nie zagłębiał się w legendy, którymi nie lubił żyć. Nie widział w nich nic, co było przydatne. Owszem, były opowiastkami, z których można było wyciągnąć jakiś wniosek, niemniej jednak czy właśnie tak należało poznawać prawdę o świecie i o tym, co było słuszne? Anwar uważał inaczej. Wolał włożyć palec w ogień, by zrozumieć, że zostanie poparzony, niż słuchać zapewnień innych. I chociaż wiedział, że było to głupie i nierozsądne, to jednak ludzkim było popełniać błędy i uczyć się na nich. Nie każdą wiedzę i doświadczenie należało wyciągać z przeczytanych ksiąg lub rozmów z bardziej doświadczonymi ludźmi.
Przyjrzał się mężczyźnie, gdy ten znalazł się już wystarczająco blisko, by móc to uczynić. Uścisnął jego dłoń i wymienił odpowiednie uprzejmości.
– Owszem – przyznał. – Cieszę się, że moje drobne usługi znajdują swoich zwolenników – dodał z udawaną skromnością. Wiedział, że jego eliksiry są skuteczne i oferował je po dość dobrej cenie. Nie zbiera się klientów, jeśli zdziera się z nich pieniądze, zwłaszcza że każdy mógł sobie uwarzyć każdy eliksir. W przypadku Anwara dochodziło jednak doświadczenie w tym fachu, a więc i większa doza pewności w powodzenie przedsięwzięcia. Niedoświadczeni alchemicy, zwłaszcza ci, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tą dziedziną, nie zdają sobie sprawy z tego że tkwi w tym coś więcej niż tylko mieszanie odpowiednich składników. Należało wykazać się odpowiednią dozą cierpliwości i wytrwałości, bo chociaż czynność mieszania może wydawać się błaha to przestaje taką być, gdy trzeba mieszać w kociołku w odpowiednim rytmie, prędkości i przez kilka godzin.
– Proszę prowadzić – powiedział, bo on bary w Midgardzie znał tak, jak powierzchnię Księżyca, więc musiał liczyć na mężczyznę, że ten ich zaprowadzi. Wciąż jednak był bardzo ciekawy, o jaki eliksir mogłoby chodzić.
Nigdy nie przykładał większej uwagi do historii magii i nie zagłębiał się w legendy, którymi nie lubił żyć. Nie widział w nich nic, co było przydatne. Owszem, były opowiastkami, z których można było wyciągnąć jakiś wniosek, niemniej jednak czy właśnie tak należało poznawać prawdę o świecie i o tym, co było słuszne? Anwar uważał inaczej. Wolał włożyć palec w ogień, by zrozumieć, że zostanie poparzony, niż słuchać zapewnień innych. I chociaż wiedział, że było to głupie i nierozsądne, to jednak ludzkim było popełniać błędy i uczyć się na nich. Nie każdą wiedzę i doświadczenie należało wyciągać z przeczytanych ksiąg lub rozmów z bardziej doświadczonymi ludźmi.
Przyjrzał się mężczyźnie, gdy ten znalazł się już wystarczająco blisko, by móc to uczynić. Uścisnął jego dłoń i wymienił odpowiednie uprzejmości.
– Owszem – przyznał. – Cieszę się, że moje drobne usługi znajdują swoich zwolenników – dodał z udawaną skromnością. Wiedział, że jego eliksiry są skuteczne i oferował je po dość dobrej cenie. Nie zbiera się klientów, jeśli zdziera się z nich pieniądze, zwłaszcza że każdy mógł sobie uwarzyć każdy eliksir. W przypadku Anwara dochodziło jednak doświadczenie w tym fachu, a więc i większa doza pewności w powodzenie przedsięwzięcia. Niedoświadczeni alchemicy, zwłaszcza ci, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tą dziedziną, nie zdają sobie sprawy z tego że tkwi w tym coś więcej niż tylko mieszanie odpowiednich składników. Należało wykazać się odpowiednią dozą cierpliwości i wytrwałości, bo chociaż czynność mieszania może wydawać się błaha to przestaje taką być, gdy trzeba mieszać w kociołku w odpowiednim rytmie, prędkości i przez kilka godzin.
– Proszę prowadzić – powiedział, bo on bary w Midgardzie znał tak, jak powierzchnię Księżyca, więc musiał liczyć na mężczyznę, że ten ich zaprowadzi. Wciąż jednak był bardzo ciekawy, o jaki eliksir mogłoby chodzić.
Mikkel Guldbrandsen
Re: 01.12.2000 – Pomnik Ragnhildy Potężnej – M. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Wto 21 Lis - 14:07
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Podobne słowa powtarzał także Mikkelowi jego ojciec, Fredrik Guldbrandsen, znany i ceniony wśród runistów łamacz klątw; to on właśnie zaszczepił w swoim synu zamiłowanie i szacunek do historii. Dziś, pomimo kompletnej zmiany planów na życie zawodowe i pogłębianiem wiedzy o dziedzinach, które miały zdecydowanie mniej z tym wspólnego, to wciąż czuł się historią zafascynowany. Starymi podaniami, historiami, legendami. Wierzył, że można było z nich wyciągnąć wiele wniosków, naukę, by w istocie nie powielić błędów przodków, nie wchodzić do tej samej rzeki. Nie wykluczało to wszak podążania własną ścieżką. Można było wytyczać nowe szlaki, korzystając z wiedzy i doświadczenia innych, nie narażając się niepotrzebnie na niepowodzenie, minimalizując ryzyko porażki. Guldbrandsen był człowiekiem racjonalnym, rozsądnym. Na zimno kalkulował bilans zysków i strat. Nie pozwalał, aby poniosła go chwila, rzadko tracił kontrolę nad sobą i swoimi emocjami - nawet przed samym sobą nie przyznawał, że od chwili popełnienia zbrodni na mordercy ojca zdarzało mu się to coraz częściej. Pozostawał wciąż jednak człowiekiem praktycznym i praktyczność ta właśnie nakazała mu nakreślić list do Anwara Rosenkratza. Ufał swoim umiejętnościom i wiedzy, mawiano, że jest utalentowanym galdrem i naprawdę solidnym Kruczym Strażnikiem, nie uważał jednak, aby były one niezawodne. Niekiedy potrzebował zaplecza, wsparcia talizmanów, zaczarowanych artefaktów i eliksirów właśnie - a tych ostatnich zaczęło mu brakować.
- Najbardziej ufam osobom poleconym, dlatego zwróciłem się do pana - odparł Guldbrandsen, uśmiechając się kącikiem ust; kolejna oznaka jego praktycznej natury. Wolał zwrócić się ku rzemieślnikom, których talenty zostały już wypróbowane i sprawdzone przez kogoś, komu ufał. Zawsze to mniejsze ryzyko niezadowolenia z otrzymanego zamówienia. Wiele o nim mówiło także nazwisko. Guldbrandsen nie miał wśród swych znajomych wielu przedstawicieli magicznych klanów, nie znał dokładnie ich historii, na tyle jednak dobrze, by wiedzieć, że spośród jego rodziny wywodziło się wielu utalentowanych botaników - to zaś często łączyło się z alchemią. Klany miały także to do siebie, że dbały o swoją reputację. Żaden jarl nie pozwoliłby szkodzić dobremu imieniu rodziny.
- Zapraszam - zachęcił go gestem, uzyskawszy zgodę, aby przemieścić się w inne miejsce; ruszył jednak sam przodem, rzeczywiście prowadząc Anwara do baru, o którym wspominał. Mieścił się nieopodal, na parterze najzwyklejszej kamienicy z czerwonej cegły, ani specjalnie elegancki, ani obskurny. Ot, najzwyklejszy pub, gdzie można było napić się dobrego piwa i coś do tego przekąsić. Mikkel wskazał najbliższy wolny stolik, zajął jedno z krzeseł, wcześniej pozbywszy się płaszcza. Zamówił też kawę, bez mleka i cukru, na alkohol było stanowczo zbyt wcześnie. - Przejdę zatem do rzeczy, aby nie trwonić pańskiego czasu. Moja praca wymaga ode mnie podejmowania niejednokrotnie, powiedzmy, ryzyka. Potrzebuję zatem stałej dostawy eliksirów leczniczych. Oferuje je pan? - spytał Mikkel, ogniskując spojrzenie na twarzy alchemika.
- Najbardziej ufam osobom poleconym, dlatego zwróciłem się do pana - odparł Guldbrandsen, uśmiechając się kącikiem ust; kolejna oznaka jego praktycznej natury. Wolał zwrócić się ku rzemieślnikom, których talenty zostały już wypróbowane i sprawdzone przez kogoś, komu ufał. Zawsze to mniejsze ryzyko niezadowolenia z otrzymanego zamówienia. Wiele o nim mówiło także nazwisko. Guldbrandsen nie miał wśród swych znajomych wielu przedstawicieli magicznych klanów, nie znał dokładnie ich historii, na tyle jednak dobrze, by wiedzieć, że spośród jego rodziny wywodziło się wielu utalentowanych botaników - to zaś często łączyło się z alchemią. Klany miały także to do siebie, że dbały o swoją reputację. Żaden jarl nie pozwoliłby szkodzić dobremu imieniu rodziny.
- Zapraszam - zachęcił go gestem, uzyskawszy zgodę, aby przemieścić się w inne miejsce; ruszył jednak sam przodem, rzeczywiście prowadząc Anwara do baru, o którym wspominał. Mieścił się nieopodal, na parterze najzwyklejszej kamienicy z czerwonej cegły, ani specjalnie elegancki, ani obskurny. Ot, najzwyklejszy pub, gdzie można było napić się dobrego piwa i coś do tego przekąsić. Mikkel wskazał najbliższy wolny stolik, zajął jedno z krzeseł, wcześniej pozbywszy się płaszcza. Zamówił też kawę, bez mleka i cukru, na alkohol było stanowczo zbyt wcześnie. - Przejdę zatem do rzeczy, aby nie trwonić pańskiego czasu. Moja praca wymaga ode mnie podejmowania niejednokrotnie, powiedzmy, ryzyka. Potrzebuję zatem stałej dostawy eliksirów leczniczych. Oferuje je pan? - spytał Mikkel, ogniskując spojrzenie na twarzy alchemika.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Re: 01.12.2000 – Pomnik Ragnhildy Potężnej – M. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Wto 21 Lis - 14:07
Anwar nigdy za historią nie przepadał, ale nie należał do kompletnych ignorantów. Wiedział to, co powinien, nie tylko jeśli chodziło o wydarzenia ze świata galdrów, ale też o tych najważniejszych dotyczących świata zwykłych ludzi. Mógł się zgodzić z tym, że niektóre fakty należało znać i wyciągnąć z nich konkretne nauki. Na świecie działy się bowiem takie rzeczy, że nikt nie potrzebował powtórek. Niemniej jednak blondyn nie musiał i nie chciał słuchać ludzi, którzy chcieli narzucić mu swoje postępowanie. Doświadczenie było pięknym prezentem, który można było otrzymać od kogoś starszego. Nie negował tego. W końcu cała jego wiedza botaniczna była zbudowana na doświadczeniu i umiejętnościach osób, które w dziedzinie tym szkoliły się wcześniej od niego. Przeżycia i swoją ścieżkę chciał budować na własnym doświadczeniu a co za tym idzie, na własnych pomyłkach i sukcesach. Był dość uparty pod tym względem, ale uważał to za bezpieczne, bo wtedy nie musiał nikogo obwiniać i pomyłki do których doszedł słuchając złych rad, jak również nie musiał z nikim dzielić się swoim sukcesem. Obecnie nikt nie mógł domagać się od niego udziałów w jego herbaciarni, bo nikt mu przy niej nie pomagał. Wszystko tam wyszło prosto spod jego rąk.
– To rozsądne podejście – przyznał, kiwając głową. Rozumiał taką postawę, bo jednak znacznie bezpieczniej było korzystać z usług osoby, która była już wypróbowana przez kogoś. Anwar z całą pewnością postąpiłby tak samo. W końcu w jego przypadku nie chodziło o usługo krawieckie, a o eliksiry. Ubranie można było poprawić albo wymienić na inne, jeśli krawiec zepsułby daną rzecz. W przypadku eliksirów nie istniała możliwość poprawki i należało liczyć się z konsekwencjami wynikającymi ze źle sporządzonego naparu. Ryzyko było bowiem zbyt duże, by można było pozwolić sobie na błędy. Od dokładności zależało wiele, nie tylko zadowolenie klienta ale też nierzadko jego życie, jak i życie alchemika, który dany eliksir przygotowywał. Anwar nie raz stracił swój kociołek po tym, jak źle wymieszał jego zawartość. Na szczęście w przypadku Rosenkrantza takie rzeczy zdarzały się tylko na początku jego alchemicznej kariery i wtedy, gdy decydował się na eksperymenty. Obecnie nie należało się obawiać złych efektów jego pracy, o czym zresztą świadczy opinia jego klientów.
Ochoczo podążył za mężczyzną, z wielkim zniecierpliwieniem oczekując momentu, aż wejdzie do jakiegoś pomieszczenia. Nie przepadał za zimnem, więc świadomość tego, że resztę rozmowy przeprowadzą w barze była dla niego wyjątkowo miła. Gdy znaleźli się już w środku, Anwar szybko pozbył się płaszcza i szalika, których ochraniał się przed zimnem i zajął miejsce przy wskazanym stoliku wysłuchując słów mężczyzny.
– Tak, oczywiście, to podstawa. Jakiś konkretny pana interesuje? – zapytał, chociaż obstawiał, że profesja mężczyzny mogła wiązać się z zapotrzebowaniem na Skiele-napój czy też Wywar Wzmocnienia, ale nigdy nie wiadomo, czego zażyczyłby sobie klient.
– To rozsądne podejście – przyznał, kiwając głową. Rozumiał taką postawę, bo jednak znacznie bezpieczniej było korzystać z usług osoby, która była już wypróbowana przez kogoś. Anwar z całą pewnością postąpiłby tak samo. W końcu w jego przypadku nie chodziło o usługo krawieckie, a o eliksiry. Ubranie można było poprawić albo wymienić na inne, jeśli krawiec zepsułby daną rzecz. W przypadku eliksirów nie istniała możliwość poprawki i należało liczyć się z konsekwencjami wynikającymi ze źle sporządzonego naparu. Ryzyko było bowiem zbyt duże, by można było pozwolić sobie na błędy. Od dokładności zależało wiele, nie tylko zadowolenie klienta ale też nierzadko jego życie, jak i życie alchemika, który dany eliksir przygotowywał. Anwar nie raz stracił swój kociołek po tym, jak źle wymieszał jego zawartość. Na szczęście w przypadku Rosenkrantza takie rzeczy zdarzały się tylko na początku jego alchemicznej kariery i wtedy, gdy decydował się na eksperymenty. Obecnie nie należało się obawiać złych efektów jego pracy, o czym zresztą świadczy opinia jego klientów.
Ochoczo podążył za mężczyzną, z wielkim zniecierpliwieniem oczekując momentu, aż wejdzie do jakiegoś pomieszczenia. Nie przepadał za zimnem, więc świadomość tego, że resztę rozmowy przeprowadzą w barze była dla niego wyjątkowo miła. Gdy znaleźli się już w środku, Anwar szybko pozbył się płaszcza i szalika, których ochraniał się przed zimnem i zajął miejsce przy wskazanym stoliku wysłuchując słów mężczyzny.
– Tak, oczywiście, to podstawa. Jakiś konkretny pana interesuje? – zapytał, chociaż obstawiał, że profesja mężczyzny mogła wiązać się z zapotrzebowaniem na Skiele-napój czy też Wywar Wzmocnienia, ale nigdy nie wiadomo, czego zażyczyłby sobie klient.
Mikkel Guldbrandsen
Re: 01.12.2000 – Pomnik Ragnhildy Potężnej – M. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Wto 21 Lis - 14:08
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Geneza samej nazwy historia sugerowała, że nauka ta oznacza poszukiwanie prawdy i Mikkel był zdania, że jest w tym wiele słuszności. Badając dzieje ludzkości, ich świata, świata śniących można było wyciągnąć ciekawe wnioski – szkoda tylko, że większość tego nie robiła, nie korzystała z tej możliwości, aby uniknąć tych samych błędów. Wszystkie społeczności nieustannie wchodziły do tej samej rzeki, a stare porzekadło historia lubi zataczać koło było ironicznie prawdziwe.
W przeciwieństwie do Anwara grudniowy mróz nie robił na Mikkelu aż tak mocnego wrażenia, aż tak bardzo nie doskwierał. Przeszkadzał, oczywiście, wdzierał się pod zimowy płaszcz, szczypał w policzki i czerwienił uszy, których wciąż nie lubił skrywać pod czapką, uznając że w każdej wygląda jak niepoważny idiota, jednakże zima w Midgardzie wydawała się dużo łagodniejsza niż ta jakich doświadczył w swoich rodzinnych stronach. Guldbrandsenowie od lat mieszkali na wyspie Tromsoya, w Tromsø prowadzili rodzinny biznes, destylarnię alkoholi, nad którą teraz czuwał stryj jego i Fridy; wyspa leżała już za kołem podbiegunowym, zimy tam dopiero potrafiły dać w kość. Niekiedy za nimi tęsknił. Nie wyobrażał sobie jednak powrotu do Tromsø. Nie oznaczało to jednak, że z przyjemnością trwałby na zewnątrz i z chęcią odmroził sobie palce. To sentyment innego rodzaju. Dlatego też zaproponował Rosenkratzowi, aby udali się do najbliższego baru, gdzie mogliby porozmawiać w spokoju i napić się czegoś ciepłego. Żałował, że godzina była na tyle wczesna, że nie wypadało zamówić alkoholu. Miał ochotę na whisky; z drugiej jednak strony na godziny popołudniowe miał zaplanowany patrol.
- Szkiele-napój, wywar wzmocnienia – zaczął wymieniać Guldbrandsen, potwierdzając tym samym podejrzenia Anwara. – Eliksir bezoarowy, eliksir spokoju, krwinkowar również by się przydały – dodał Mikkel po chwili zastanowienia. Nazwy te nie były mu obce. Znał owe eliksiry, wiedział jak z nich korzystać, niejednokrotnie uratowały mu skórę i to dosłownie. Nie czuł się jednak na siłach, aby spróbować uwarzyć je samemu. Tak jak powiedział Anwarowi wcześniej – wolał polegać na sprawdzonych osobach, zarekomendowanych umiejętnościach. Większe szanse powodzenia, mniejsze ryzyko katastrofy. Każdy stworzony był do czego innego, każdemu Norny przeznaczyły inny dar, inszy talent – Mikkelowi z pewnością nie było dane trwanie przy kociołku. Boginie przeznaczenia zdecydowanie poskąpiły mężczyźnie talentu do warzenia mikstur, a i jego samego nieszczególnie to interesowało, więc na zajęciach z alchemii podczas nauki na pierwszym i drugim stopniu wtajemniczenia robił tyle, ile musiał.
W przeciwieństwie do Anwara grudniowy mróz nie robił na Mikkelu aż tak mocnego wrażenia, aż tak bardzo nie doskwierał. Przeszkadzał, oczywiście, wdzierał się pod zimowy płaszcz, szczypał w policzki i czerwienił uszy, których wciąż nie lubił skrywać pod czapką, uznając że w każdej wygląda jak niepoważny idiota, jednakże zima w Midgardzie wydawała się dużo łagodniejsza niż ta jakich doświadczył w swoich rodzinnych stronach. Guldbrandsenowie od lat mieszkali na wyspie Tromsoya, w Tromsø prowadzili rodzinny biznes, destylarnię alkoholi, nad którą teraz czuwał stryj jego i Fridy; wyspa leżała już za kołem podbiegunowym, zimy tam dopiero potrafiły dać w kość. Niekiedy za nimi tęsknił. Nie wyobrażał sobie jednak powrotu do Tromsø. Nie oznaczało to jednak, że z przyjemnością trwałby na zewnątrz i z chęcią odmroził sobie palce. To sentyment innego rodzaju. Dlatego też zaproponował Rosenkratzowi, aby udali się do najbliższego baru, gdzie mogliby porozmawiać w spokoju i napić się czegoś ciepłego. Żałował, że godzina była na tyle wczesna, że nie wypadało zamówić alkoholu. Miał ochotę na whisky; z drugiej jednak strony na godziny popołudniowe miał zaplanowany patrol.
- Szkiele-napój, wywar wzmocnienia – zaczął wymieniać Guldbrandsen, potwierdzając tym samym podejrzenia Anwara. – Eliksir bezoarowy, eliksir spokoju, krwinkowar również by się przydały – dodał Mikkel po chwili zastanowienia. Nazwy te nie były mu obce. Znał owe eliksiry, wiedział jak z nich korzystać, niejednokrotnie uratowały mu skórę i to dosłownie. Nie czuł się jednak na siłach, aby spróbować uwarzyć je samemu. Tak jak powiedział Anwarowi wcześniej – wolał polegać na sprawdzonych osobach, zarekomendowanych umiejętnościach. Większe szanse powodzenia, mniejsze ryzyko katastrofy. Każdy stworzony był do czego innego, każdemu Norny przeznaczyły inny dar, inszy talent – Mikkelowi z pewnością nie było dane trwanie przy kociołku. Boginie przeznaczenia zdecydowanie poskąpiły mężczyźnie talentu do warzenia mikstur, a i jego samego nieszczególnie to interesowało, więc na zajęciach z alchemii podczas nauki na pierwszym i drugim stopniu wtajemniczenia robił tyle, ile musiał.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Re: 01.12.2000 – Pomnik Ragnhildy Potężnej – M. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Wto 21 Lis - 14:08
Za młodu słyszała często rozemocjonowane głosy rodziców, prawiące jej stary morał, że bez studiów nigdzie nie zajdzie. Byli małżeństwem względnie progresywnym, wydawało im się, że dbają o bezpieczną przyszłość córki, a perswadując na niej karierę polityczną brukują przed nią wspaniałą ścieżkę. Walczyła z nimi długie tygodnie, w końcu wywieszając białą flagę, zagrzewając miejsce w uczelnianej ławce w końcu to z ich pieniędzy się utrzymywała. I co? I pstro. Z dyplomem w ręku obsługiwała klientów kiepskiego pubu, codziennie wpatrując się w ich zaczerwienione twarze, obserwując malujące się na licach marzenia, które lada chwila miała rozliczyć rzeczywistość bądź wiecznie zapchana toaleta.
Zmęczona i znudzona, chodziła od stolika do stolika, zbierając kolejne zamówienia. Nie śpieszyła się, wychodziła bowiem z założenia, że ludzie mający czas oraz pieniądze, żeby trwonić je w takim miejscu zamiast przejść się do pobliskiego sklepu i zamówić piwo za połowę ceny, równie dobrze mogą poczekać kilka minut dłużej. Po dłuższej chwili z cierpiętniczym wyrazem twarzy podeszła do stolika dwójki mężczyzn. Na przywitanie uśmiechnęła się zupełnie nieprzekonująco, w następnej chwili znów przybierając ten sam, typowy dla siebie grymas na twarzy.
– Coś dla panów? – wymamłała pod nosem, przerzucając stronę notatnika, choć w istocie rzadko cokolwiek na nim zapisywała, nie do końca orientowała się nawet w numeracji stolików. – Polecamy ciemne piwo… – Zapomniała nazwy, więc postanowiła ją grzecznie pominąć. – I jasne piwo, te sprowadzamy prosto z samych Czech. Szefowi smakuje, kazał polecać. – Zerknęła na nich zza kartek, przeprowadzając niezwykle bystre kalkulacje, czy powinna zaproponować również inne opcje. – Mamy też grzaniec alkoholowy i bezalkoholowy. Alkoholowy jest z alkoholem, bezalkoholowy bez alkoholu - recytowała jak znudzony pierwszak na akademii szkolnej. Pięć lat temu, wierzyła, że będzie pięła się po szczeblach kariery politycznej, teraz nie czuła większej ochoty, by klecić zdania złożone. Gdy skończyła, westchnęła głośno w oczekiwaniu na to, co wybiorą panowie, spoglądając najpierw na Anwara, potem Mikkela ze wciąż znudzonym wyrazem twarzy. Ciekawe, czy ich życia były równie beznadziejne co jej, czy po prostu Norny zawsze szykowały dla niej tę katastrofę zamiast normalnego bytu?
Zmęczona i znudzona, chodziła od stolika do stolika, zbierając kolejne zamówienia. Nie śpieszyła się, wychodziła bowiem z założenia, że ludzie mający czas oraz pieniądze, żeby trwonić je w takim miejscu zamiast przejść się do pobliskiego sklepu i zamówić piwo za połowę ceny, równie dobrze mogą poczekać kilka minut dłużej. Po dłuższej chwili z cierpiętniczym wyrazem twarzy podeszła do stolika dwójki mężczyzn. Na przywitanie uśmiechnęła się zupełnie nieprzekonująco, w następnej chwili znów przybierając ten sam, typowy dla siebie grymas na twarzy.
– Coś dla panów? – wymamłała pod nosem, przerzucając stronę notatnika, choć w istocie rzadko cokolwiek na nim zapisywała, nie do końca orientowała się nawet w numeracji stolików. – Polecamy ciemne piwo… – Zapomniała nazwy, więc postanowiła ją grzecznie pominąć. – I jasne piwo, te sprowadzamy prosto z samych Czech. Szefowi smakuje, kazał polecać. – Zerknęła na nich zza kartek, przeprowadzając niezwykle bystre kalkulacje, czy powinna zaproponować również inne opcje. – Mamy też grzaniec alkoholowy i bezalkoholowy. Alkoholowy jest z alkoholem, bezalkoholowy bez alkoholu - recytowała jak znudzony pierwszak na akademii szkolnej. Pięć lat temu, wierzyła, że będzie pięła się po szczeblach kariery politycznej, teraz nie czuła większej ochoty, by klecić zdania złożone. Gdy skończyła, westchnęła głośno w oczekiwaniu na to, co wybiorą panowie, spoglądając najpierw na Anwara, potem Mikkela ze wciąż znudzonym wyrazem twarzy. Ciekawe, czy ich życia były równie beznadziejne co jej, czy po prostu Norny zawsze szykowały dla niej tę katastrofę zamiast normalnego bytu?
Mikkel Guldbrandsen
01.12.2000 – Pomnik Ragnhildy Potężnej – M. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Wto 21 Lis - 14:12
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Siedzieli już przy stoliku jakiś czas. Wymieniał kolejne nazwy mikstur, jakie przydałyby mu się w pracy i prywatnie, alchemik zaś potwierdził, że owszem, może przyjąć takie zamówienie, uwarzyć wskazane eliksiry i odsprzedać. Brakowało jedynie tego, aby i kelnerka przyjęła ich zamówienie. Dziewczynie, która kręciła się wśród stolików i za barem, wyraźnie jednak nie śpieszyło się, by to zrobić. Podirytowany Guldbrandsen miał już poprosić ją głośno, gdy wreszcie zdecydowała się do nich podejść i zaczęła recytować to, czym mogli się uraczyć w tym miejscu. Ośmioletnie dziecko podczas szkolnego przedstawienia brzmiało na dużo bardziej przejęte od niej. Uśmiechnął się do niej jednak ciepło, sądząc, że może to klienci dali jej w kość poprzedniego wieczoru, na nic to się jednak zdało. Nie odwzajemniła uśmiechu, wpatrywała się w niego niezmiennie znudzona, gotowa odejść w każdej chwili.
- Dwa grzańce poprosimy. Alkoholowe z alkoholem - odparł ostatecznie, upewniwszy się, że i Anwar reflektuje na grzane wino z przyprawami korzennymi i owocami. W taki ziąb nic nie rozgrzewało lepiej.
Kąciki ust Guldbrandsena zadrżały w uśmiechu, lecz kelnerka nie widziała w tym nic zabawnego. Parę minut później bez słowa postawiła przed nimi dwa kufle z grzańcami, które... nie były szczególnie godne polecenia. Mikkel upił zaledwie kilka łyków, żałując wydanych pieniędzy, po czym przeniósł wzrok na Anwara, który spisywał na kartce wszystko, czego potrzebował, upewniając się co do ilości. Pozostało im jedynie ustalić cenę, aby dobić targu; Mikkel był gotów zapłacić więcej niż w aptece za naprawdę porządnie uwarzone mikstury. Miał je otrzymać jeszcze przed Jul. Pozostawało mu jedynie czekać na wiewiórkę z wiadomością, że są gotowe do odbioru.
Pozostawił niedopity grzaniec i Anwara w lokalu za sobą. Napiwku dla znudzonej kelnerki zabrakło.
Mikkel i Bezimienny z tematu
- Dwa grzańce poprosimy. Alkoholowe z alkoholem - odparł ostatecznie, upewniwszy się, że i Anwar reflektuje na grzane wino z przyprawami korzennymi i owocami. W taki ziąb nic nie rozgrzewało lepiej.
Kąciki ust Guldbrandsena zadrżały w uśmiechu, lecz kelnerka nie widziała w tym nic zabawnego. Parę minut później bez słowa postawiła przed nimi dwa kufle z grzańcami, które... nie były szczególnie godne polecenia. Mikkel upił zaledwie kilka łyków, żałując wydanych pieniędzy, po czym przeniósł wzrok na Anwara, który spisywał na kartce wszystko, czego potrzebował, upewniając się co do ilości. Pozostało im jedynie ustalić cenę, aby dobić targu; Mikkel był gotów zapłacić więcej niż w aptece za naprawdę porządnie uwarzone mikstury. Miał je otrzymać jeszcze przed Jul. Pozostawało mu jedynie czekać na wiewiórkę z wiadomością, że są gotowe do odbioru.
Pozostawił niedopity grzaniec i Anwara w lokalu za sobą. Napiwku dla znudzonej kelnerki zabrakło.
Mikkel i Bezimienny z tematu
when I say innocent
I should say naive
I should say naive