Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    04.03.2001 – Kawiarnia „Na rogu” – I. Soelberg & B. Vargas

    2 posters
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    04.03.2001


    Promienie wiosennego świtu witały go w drodze do domu, odczuwał zmęczenie wynikające z dwudziestoczterogodzinnej służby, która obfitowała w nieprzyjemne, acz w gruncie rzeczy banalne problemy, jedynie swym rodzajem irytujące, gdy człowiek był zmęczony, a jego nerwy pozostawały napięte, niby struny, tak prosiło się o nerwową atmosferę, choćby przy pozornie prostych sytuacjach, które miały miejsce na całe szczęście koniec był bliski, a odpoczynek w zaciemnionej sypialni pośród pościeli pachnącej lasem iglastym, niemal na wyciągnięcie ręki, ot wystarczyło jedynie sięgnąć.
    Mógł się teleportować, lecz w upartości swego charakteru wolał spacer. Czułby się nieswój, gdyby poszedł drogą na skróty, nawet zmęczenie nie mogło wpłynąć na tę decyzję. Paradoksalnie lubił te spacery zwłaszcza teraz w porze, gdy w słońca wczesnych promieniach czuło się tchnienie ciepła, a wspomnienie o zimie ulatywało w niebyt. Chcąc nacieszyć się tą wyjątkową chwilą obcowania w ciszy przerywanej, jedynie śpiewem ptaków i okazjonalnym szmerem mijanych nielicznych o tej porze osób, mógł iść swobodnie, delektując się pięknem starego miasta, które skąpane w złotych promieniach powoli budziło się do życia, miał te swoje momenty, takie zachwyty nad naturą i nie tylko, rzadko kiedy przyznawał się ku temu publicznie, raczej zachowując powagę i swego rodzaju obojętność dla takich zjawisk, tym samym wolał uchodzić za chłodny profesjonał, niż kogoś, kto potrafi wzruszyć się estetycznymi banałami otaczającego go świata. I tak Soelberg przemierzał pewnym krokiem pustą ulice ze skórzanym neseserem w ręce i zapewne, gdyby nie zmęczenie na jego ponurej twarzy zakwitłby cień uśmiechu.
    Usłyszał ją szybciej, niżeli zobaczył, a kiedy wyłoniła się, zza zakrętu przystanął, by nie wpaść na nią.
    Dzień dobry – skinął głową na powitanie: – Dawno się nie widzieliśmy, czyżbyś potraktowała moje słowa poważnie i ograniczyła wieczorne szwendanie się po Midgardzie i jego okolicach? – Zadziorny ton pobrzmiewał, mimo zmęczenia, a ręka uciekła do wewnętrznej kieszeni płaszcza w celu pochwycenia srebrnej papierośnicy. Poczęstował kobietę i zapalił za pomocą zaklęcia biały ręcznie zwijany papieros. Stojąc na rogu ulic zupełnym przypadkiem znaleźli się naprzeciwko niewielkiej kawiarni, która niebawem się otworzy dla pierwszych klientów.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Podobnie jak Ivar, rzadko kiedy się teleportowała. Zwykle wtedy, gdy wracała do domu - do rodzinnego domu w Meksyku - lub wtedy, gdy naprawdę zależało jej na czasie. Podobnie jeśli chodziło o zaklęcia - w zasadzie jakiekolwiek. Blanca nie używała magii - nie tak często, jak mogłaby, biorąc pod uwagę jej zdolności. Zazwyczaj nie ułatwiała sobie życia zmywaniem naczyń jednym zaklęciem czy praniem ciuchów innym. Praca wykonana magią nie ma w sobie serca, mówiła jej matka i babka, i Blanca wzięła to sobie głęboko do serca. Na co dzień była niemal tak samo niemagiczna, jak jej niemagiczny tata.
    Gdyby nie to jednak, prawdopodobnie nigdy by się z Ivarem nie spotkali. Gdyby tak po prostu wracała ze swoich obserwacji na mrugnięcie okiem, w jednej chwili będąc jeszcze w tutejszym obserwatorium czy na którymś z podmiejskich wzgórz, a w drugiej - już w wynajętym przez Yami apartamencie - nie wpadłaby niego ten pierwszy raz, nie spotkałaby go po raz drugi i trzeci, nie zaczęłaby wreszcie witać go każdego ranka i nie musiałby jej też bronić przed bandą tutejszych oprychów, którym Blanca nieopatrznie zaczęła pyskować bardziej niż wskazywałby na to rozsądek. Wszystko to stało się tylko dlatego, że i ona, i on, mieli tendencję… Unikać udogodnień? Albo, po prostu, lubili łazić.
    Tego ranka - czy, jak dla niej, późnego wieczoru - nie była jednak tą samą Blanką, którą Soelberg zwykł spotykać. Po tym, jak zasiedziała się na obserwacji nieba, wracała zdecydowanie zbyt późno. Ziewała tak szeroko, jakby zamierzała połknąć całe stare miasto na raz, a jej oczy nie rozróżniały już kształtów, twarzy, jakichkolwiek detali. Płynne złoto wlało się w brązowe tęczówki, sprawiając, że Vargas szła przez miasto trochę na wiarę, z pamięci, marząc tylko o tym, by znaleźć się wreszcie w łóżku.
    Także przez humory swojej iskrzycy nie od razu poznała, kto ją zaczepił - odpowiedzi na to pytanie udzielił jej dopiero po chwili głos mężczyzny i pytanie, które mógł zadać tylko on.
    - O, hej, cześć. - Uśmiechnęła się szerzej. Mimo, że nie pierwszy raz spotykali się w tej okolicy, zawsze wydawała się trochę zdziwiona, że znów się widzą.
    Na pytanie Ivara roześmiała się szczerze.
    - Nie bardzo - przyznała bez bicia. Wiedziała, że nie powinna włóczyć się po nocach - nawet, jeśli wcześniej niespecjalnie orientowała się, co dzieje się w Midgardzie, Ivar uświadomił ją już jakiś czas temu. Tylko, że niewiele to zmieniało. Przecież nawet, gdyby chciała, nie mogłaby tak po prostu zamknąć się na całe dnie - noce - w domu. A wcale też nie chciała.
    - Patrzę w gwiazdy, Ivar, nie zobaczę ich za dnia. - Roześmiała się i ziewnęła szeroko, zasłaniając usta dłonią. - Poza tym niespecjalnie mam wybór. - Ziewnięcie. - Twoje noce są moimi dniami, tak jakby. - Wzruszyła lekko ramionami. Nie pamiętała, czy mówiła mu o swojej chorobie. Pewnie nie. W efekcie jej wyznanie mogło brzmieć teraz na wiele różnych sposobów. Jak nieudolna próba poetyckiego określenia, że ma bujne życie towarzyskie, na przykład. Albo jak dodatkowe podkreślenie, że jest pracoholiczką. Szczerze mówiąc, ani jedno, ani drugie nie byłoby zbyt dalekie od prawdy.
    Delikatnie kręcąc głową na propozycję papierosa - palenie i kawa to jedyne nałogi, przed którymi jeszcze się broniła - mimowolnie zerknęła na lokal, przed którym się zatrzymali. Niewysoka kelnerka właśnie otwierała drzwi dla pierwszych klientów, a słodki zapach świeżych wypieków skierował myśli Blanki na bardzo określony tor.
    Mogło chcieć jej się spać, ale była też bardzo głodna. Zastanawiała się tylko przez chwilę.
    - Wejdziemy? - zapytała, ruchem głowy wskazując w kierunku kawiarni. - [b]Nigdy tu nie byłam, ale ich drożdżówki zawsze pachną tak dobrze.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Bystre oczy oficera dostrzegały zmęczenie sąsiadki, przed tym nim ta poczęła ziewać jak smoka. Nic w tym zresztą odkrywczego być nie mogło, zważywszy na wczesną godzinę, a jednak na myśl mężczyźnie przyszło kilka złośliwych docinek, którymi mógłby ją, nieco rozbudzić wątpił szczerze, by ta doceniła ich urok, gdy sama była na wpół przytomna.
    Lubił ją, co dziwne, bo zwykle trochę trwało, nim się do kogokolwiek przyzwyczaił, jednak ich spontaniczne spotkania w jakimś stopniu przypadły do gustu mężczyźnie, który odnajdywał w krótkich rozmowach z badaczką przyjemność i zdawało mu się, że ta była odwzajemniona. Sama reakcja Vargas uświadamiała go o słuszności tego przypuszczenia. Skrzywił się na wieść o jawnym zignorowaniu, jego sugestii, ale też wyciągnął wnioski po pierwszych spotkaniach z nią, że niewiele rzeczy mogłoby powstrzymać ją, przed wychodzeniem z domu.
    Pomimo zmęczenia malującego się na twarzy Blanki, ta zachowała w sobie serdeczność, jakiej zdawało się nie przesłoni na dłużej żadna czarna chmura, była to jedna z pierwszych cech, jakie u niej dostrzegł. Ta kobieta emanowała radością z życia. Niewiele osób w Midgardzie w ostatnim czasie, mogło podchodzić równie optymistycznie do życia, a nawet wcześniej Soelberg przywykł do ponurych twarzy, które okazjonalnie wyrażały coś więcej. Ona z kolei głupio kojarzyła się Wysłannikowi z chodzącym słońcem; gwarna i gadatliwa dodatkowo, chociaż znał ją jedynie z porannego „dzień dobry”, tak mimowolnie zapadała w pamięci.
    Wiem, wiem… – uniósł nieznacznie dłoń przyznając kobiecie rację, chociaż jej porównanie było dość urocze na tyle, że wywołało lekki uśmiech na twarzy mężczyzny. Wiedział o jej problemach – pamiętał, jak któregoś razu podczas porannej rozmowy wspomniała, a i on dostrzegał charakterystyczne cechy tej przypadłości, mimo to zawsze w jakimś stopniu imponowała mu swą odwagą, wszak zapuszczała się samotnie w okolice, których nie poznała na wylot, a jednak nie wahała się, nawet jeśli wracała o świcie, gdy pole widzenia diametralnie pogarszało się i musiała po dwakroć bardziej uważać na siebie.
    Pewnie – przyjął propozycję z entuzjazmem, bo i jemu zapach wypieków, miło się skojarzył. Odrzucił wypalonego połowicznie papierosa do kosza i obejrzał się raz jeszcze na kobietę. – Złap mnie, by się nie zgubić. – Luźno rzucony żart, miał argumentację w tym, że kruczy niekoniecznie świadom był, tego ile Blanca widziała i wolał zapewnić jej namiastkę bezpieczeństwa, aby nie potknęła się o nic.
    Otwierając drzwi wpuścił ją przodem i zasugerował miejsce przy witrynie, by promienie wiosennego słońca ich ogrzały po ciężkiej nocy. – Na co masz ochotę? – Nigdy tu nie był, stąd niczego nie miał do polecenia, aczkolwiek podejrzewał, co skusi dziewczynę w pierwszej kolejności.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Gdyby się uprzeć, można by uznać, że Blanca była zbyt rozsądna, żeby od tak odrzucić propozycję Ivara, że ją poprowadzi. Można by stwierdzić, że zadziałały resztki instynktu samozachowawczego Vargas, dusząc ewentualne, rodzące się poczucie dumy w zarodku. Prawda była jednak zupełnie inna, znacznie prostsza – i dużo bardziej przewidywalna, jeśli znało się dziewczynę wystarczająco dobrze.
    Blanca po prostu lubiła być blisko ludzi – dla postronnych obserwatorów nierzadko zbyt blisko.
    Choć więc rozsądek jeszcze w niej tak do reszty nie umarł i doceniała pomoc Ivara w dotarciu do stolika w miarę możliwości bez potknięcia się o próg czy zahaczenia biodrem o jakieś mijane krzesło, w jego ofercie widziała też inną zaletę – ochoczo łapiąc zaoferowane jej ramię, mogła być blisko. To, że nie czuła do Soelberga niczego specjalnego – ot, uznała go za atrakcyjnego jak wielu innych mężczyzn w ciągu ostatniego miesiąca – niczego nie zmieniało. Bycie tuż obok nadal sprawiało jej dużo radości.
    Po drodze do wybranego przez Ivara stolika rzuciła jakimś żartem o byciu holowaną jak uzkodzony powóz albo tankowiec (przy czym nie była pewna, na ile Soelberg rozeznawał się w technice śniących i wiedział, co to tankowiec), by finalnie z sapnięciem opaść na zaskakująco miękki fotel, układając plecak pod ścianą od strony okna. Ziewnęła jeszcze ze dwa razy, przeciągnęła się i, przecierając z lekka obolałe oczy – dzienne światło naprawdę im  nie służyło – skupiła się na karcie lokalu. Czytanie bez soczewek – te, co jasne, zostały w domu – nie szło jej za dobrze, ale też nie na tyle źle, by nie mogła czegoś wybrać. Pochylała się wprawdzie nad kartą z lekka komicznie, ale póki nie wodziła nosem po papierze – póty było dobrze, nie? Zresztą, nie obchodziło jej, czy wygląda jak dziwoląg. Większości ludzi obecnych w lokalu – tych paru narwańców, którzy też dotarli tutaj równo na otwarcie – już więcej w swoim życiu nie zobaczy, a Ivar... Cóż, nie sądziła, by akurat Ivar ją wyśmiał. Chyba nie należał do takich.
    Na pytanie Soelberga uśmiechnęła się szeroko.
    - Pączki z malinami. Przynajmniej dwa – stwierdziła bez wahania. Odnośnie wyboru słodkości była monotematyczna, pączki zawsze wygrywały – niezależnie od nadzienia. Gdy jednak ktoś poza przepysznym ciastem proponował jeszcze malinowe nadzienie własnej roboty – była zupełnie sprzedana. Jak dla niej, karta mogła sprowadzać się tylko do tej jednej pozycji.
    No, może dwóch.
    - I miętę – dodała w kolejnej chwili, przebrnąwszy z lekkim trudem przez listę zimnych i ciepłych napojów. – Muszę… – Ziewnięcie. – Muszę trochę oprzytomnieć. – Normalni ludzie pijali w tym celu kawę, ale Blanca nigdy w niej nie gustowała. Za gorzkie, za gęste, w ogóle jakieś takie... Zupełnie nie dla niej.
    Jeszcze jedno ziewnięcie później, gdy i ona, i Ivar złożyli już swoje zamówienia młodemu kelnerowi – nawet tak nieprzytomna Blanca uśmiechnęła się do chłopaka szeroko, przy czym trudno stwierdzić, czy w jakimś konkretnym celu, czy po prostu z przyzwyczajenia, by być miłą dla prawie każdego – dziewczyna zsunęła z ramion kurtkę, przewiesiła ją przez oparcie fotela i zapadła się głębiej w fotel, wzdychając z przyjemnością.
    Nie była świadoma, jak bolały ją nogi i jak przemarznięte miała dłonie aż do chwili, gdy dane jej było usiąść w cieple.
    - Co u ciebie? – spytała lekko. – Dawno cię nie widziałam, myślałam, że może... – Wzruszyła lekko ramionami. – Nie wiem, masz urlop. Albo zmienili ci rejon. Albo cokolwiek – roześmiała się lekko. – Midgard jeszcze się trzyma czy to już pora, bym pakowała walizki i wracała do domu? – Uniosła brwi lekko, uśmiechając się z nieskrywanym rozbawieniem. To nie tak, że bagatelizowała problemy miasta, ale... No dobrze, chyba trochę bagatelizowała. Gdy szło się przez życie z całą masą własnych lęków i niepewności, czymś trzeba było przestać się denerwować. To, że w przypadku Vargas padło na sytuację geopolityczną – że wszelkie problemy kryminalne, wojenne, polityczne, wszystkie te którymi denerwowali się dorośli ludzie Blanca zbywała wzruszeniem ramion uznając, że jakoś to będzie – było jednak trochę niefortunne.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Błysk szelmowskiego uśmiechu czaił się niepozornie, pod maską względnej powagi, gdy Blanca rzuciła żartem kąciki ust oficera, podniosły się nieznacznie, tym samym dając znać kobiecie, że zrozumiał porównanie, acz jak na jego oko, bliżej było jej do zwinnej fregaty, niżeli tankowca, ale nie podzielił się tą myślą z towarzyszką, jeszcze posądziłaby go, o jakieś zamiłowanie do żeglugi morskiej.
    To fakt, że już na samym początku ich niewątpliwie specyficznej znajomości zwrócił uwagę na jej urodę, było to zachowanie jak najbardziej normalne, a także po części wynikające z jego przyzwyczajenia z pracy, które sprawia, że wyjątkowo łatwo przychodzi mu zapamiętywanie ludzi, z jakimi prowadzi rozmowę, i chociaż spotykał się z inną kobietą, tak potrafił docenić czyjąś urodę. I nie wątpił, że jego towarzyszka zdawała sobie sprawę z tego faktu, jak atrakcyjna jest, zwłaszcza dla tutejszych mężczyzn. Dodając do tego jej pogodne z pozoru usposobienie, bo wszak znał ją bardzo powierzchownie, tak wątpił, by miała problemy z nawiązywaniem, jakichkolwiek znajomości.
    Przez moment nosił się z zamiarem pomocy z rozczytaniem menu, jego pytanie w obecnej sytuacji nie było, zbyt przemyślane, zdał sobie z tego sprawę. Byli tu pierwszy raz, a chociaż z początku podejrzewał, co może zamówić, gdy wspomniała o przyjemnym zapachu wypieków, tak teraz mając przed oczami okazałą kartę z tutejszymi specjałami trudno zdecydować. Nie dziwił się jej specjalnie i czekał cierpliwie, aż przemyśli, na co ma ochotę.
    Uśmiechnął się, gdy wybór padł na pączki. Wzrokiem odnajdując twarz młodego kelnera, dodał: – Cztery pączki z malinami w takim razie i dla mnie czarna herbata. – Odprowadził młodzieńca wzrokiem i powrócił do Blanki. Ta szczerzyła swe ząbki pomimo zmęczenia, które powinno zwalać ją z nóg. Przez moment dziwił się, ileż w tej dziewczynie jest energii? Siła młodości, a może to on przez tę odpowiedzialność dźwiganą na barkach, co dnia staje się zgorzkniały i wpada w podejrzenie, gdy ktoś częściej, niż powinien się uśmiecha?
    Jej pytania, nieco go zaskoczyły, jakby zapomniał, że ten wulkan energii może eksplodować w jego kierunku. Byli idealnymi przeciwieństwami, a chociaż Ivar od jakiegoś czasu starał się być bardziej „ludzki” i mniej oschły, tak Blanka testowała go, co spotkanie, chociaż gdyby się nad tym głębiej zastanowić, to te rozmowy zrodzone z przypadku, miały w sobie jakiś niezaprzeczalny urok i nawet on ulegał tej magii.
    Pod koniec ubiegłego miesiąca wyjechałem wraz z partnerką na małe wakacje. Potrzebowałem przerwy, a że przy okazji wypadały jej urodziny, to chciałem zrobić jej niespodziankę i wylądowaliśmy we Włoszech. – Miłe wspomnienia, nawet pomimo lekkich zgrzytów, te nie zatarły dobrego wrażenia, jakie wywarła na nim Wenecja. – Jako tako się trzyma. Ale jak zacznie się wszystko walić, to zapewne zauważysz, chyba że akurat będziesz spała – błysk złośliwości pojawił się w stalowym spojrzeniu Wysłannika. – Nigdy mi o sobie nie opowiadałaś. Co sprawiło, że wylądowałaś akurat w Midgardzie, masz tu rodzinę, a może przyjaciół? – Spojrzał z zaciekawieniem na kobietę, gdy akurat zjawił się kelner z ich zamówieniem. Podziękował chłopakowi serdecznie i ujął w dłonie kubek z gorącym naparem, by ogrzać dłonie.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Zadowolona z zamówienia – malinowe pączki nie mogły być złe rozłożyła się w fotelu tyleż samo wygodnie, co niespecjalnie elegancko. Dla Blanki było jednak za wcześnie – wróć, za późno – by przejmowała się, co ktoś sobie pomyśli. Marzyła o łóżku. O jedzeniu. O prysznicu. W dowolnej kolejności. W takich okolicznościach to, czy ktoś uzna czy nie uzna ją za damę, naprawdę nie miało znaczenia.
    Jeśli w ogóle kiedykolwiek miało.
    Na wzmiankę o wypoczynku na południu uśmiechnęła się ciepło. Wakacje we Włoszech brzmiały jak coś, co mogłaby chcieć powtórzyć. Była w Rzymie raz, z Nitą i Yami, i wspominała to całkiem nieźle. Było ciepło, słonecznie, a włoska kuchnia wybitnie jej podpasowała. Zabytki były fajne. I inne widoki też.
    Ale jak zacznie się wszystko walić, to zapewne zauważysz, chyba że akurat będziesz spała.
    Parsknęła cicho.
    - Trafna uwaga – przyznała z rozbawieniem, niezrażona złośliwością Ivara. Jeśli świat miałby się zacząć sypać, życzyłaby sobie, żeby działo się to w nocy, bo w ciągu dnia, gdy spała, niewiele mogło ją obudzić. A mimo wszystko wolałaby wiedzieć, gdyby Midgard miał legnąć w gruzach.
    Na pytanie Soelberga ze zdumieniem musiała przyznać, że rzeczywiście nic o sobie nie mówiła. On o sobie zresztą wcale nie mówił wiele więcej – ot, wiedziała, że jest strażnikiem, bo machnął odznaką gdy trzeba było przepędzić lokalnych cwaniaczków, na których zaczepki Blanca zupełnie nierozsądnie pyskowała, ale niewiele więcej. Był stąd czy przyjezdny? Nazwisko wskazywało, że raczej stąd, ale przecież nie musiało wcale o tym przesądzać. Miał żonę, dzieci? Na wakacje wolał ciepłe kraje czy raczej strefę bardziej umiarkowaną? Ze słodkości wolał lizaki czy ciastka? A może sorbety owocowe? Nie zamierzała zasypać go takim nawałem pytań – nie od razu – ale mogłaby. Zdecydowanie miała dość tematów, by prowadzić z Ivarem pełnoprawny wywiad. Z jego perspektywy pewnie wyglądało to podobnie.
    - W zasadzie przyjechyałam do pracy – stwierdziła, biorąc kubek i upijając pierwsze łyki mięty. Gorący napar trochę sparzył jej język, ale nie przeszkadzało jej to. – Prowadzimy tu badania naukowe. Ja i parę innych osób. Wcześniej jeździliśmy po Ameryce Południowej, byliśmy trochę w Stanach, no a teraz... Jesteśmy tu. – Roześmiała się. – To raczej nudny temat dla każdego, kto nie pasjonuje się astronomią czy historią tak, jak my – no, a my jesteśmy na tym punkcie zakochani bez pamięci. Żeby nie powiedzieć, że zupełnie szaleni – parsknęła cicho. W czterech ścianach własnego mieszkania stwierdziła by po prostu, że są chorzy na głowę, zupełnie pojebani. Tam jednak wszyscy wiedzieli, jaka była – a Ivar dopiero ją poznawał, i może lepiej byłoby, żeby w związku z tym nie zaczynała od rynsztokowego języka. Nie każdy zdawał sobie sprawę, że dla niej, jako pochodzącej z Meksyku, wulgarność była... Cóż, w zasadzie naturalna. I nie każdemu chciała to tłumaczyć – przynajmniej niekoniecznie od pierwszego wspólnego wyjścia.
    - W każdym razie, jesteśmy tu dopiero od stycznia, więc... Byłoby miło, gdyby Midgard się jeszcze nie rozsypał. Nie zebraliśmy nawet połowy danych, których byśmy chcieli – roześmiała się i odgarnęła za uszy kilka niesfornych kosmyków.
    Ogrzewają dłonie o ciepły kubek wreszcie przestała udawać, że stojące na stole pączki jej nie kuszą. Wychylając się z fotela, sięgnęła po jedno ciastko i zaczęła skubać kolejne kęsy, uważając by nie obsypać się lukrem.
    Było tak, jak sądziła – pączki z malinami nie mogły być złe.
    - Ale to nie tak, że nikogo tu nie mam – dodała po chwili, między jednym słodkim gryzem a drugim. Starła palcem kroplę malinowego nadzienia, które pozostało jej w kąciku ust i uśmiechnęła się lekko. – Mam tu byłego męża, więc w zasadzie... Mogłabym też wpadać w odwiedziny. Teoretycznie – stwierdziła z pewnym wahaniem.
    Bo rzeczywiście by mogła. I być może nawet by chciała, czasami. Pytanie tylko, czy powinna.
    - Ty jesteś stąd, co? – spytała chwilę później. – To znaczy, wnioskuję po nazwisku. Nie krzyczy, że jesteś egzotyczny i z drugiego końca świata. – Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg



    Blanca była wyjątkowo wylewna, co spodobało mu się z prostego powodu, mianowicie mógł milczeć i słuchać, a w tym był całkiem dobry. Popijał gorący napar, od czasu do czasu kiwał głową, a na wspomnienie o astronomii i historii oczy oficera błysnęły zaciekawieniem. Kobieta zdawała się płynąć swoim nurtem drobnostkami tego świata się niespecjalnie przejmując, tak zaabsorbowana swoim życiem naukowca zgłębiała tematy, które ją interesowały. Gdyby chcieć się zagłębić zapewne odkryłby znacznie więcej zalet badaczki, bo te niewątpliwie, gdzieś tam skrywała. A forma komunikacji z nią była na tyle bezproblemowa, iż łapał się w myślach na fakcie, iż znali się zaledwie i wyłącznie z widzenia, to było zaskakujące, z jaką łatwością przyszło im tak swobodnie rozmawiać. Nie ukrywał, że w głównej mierze to zasługa właśnie rozgadanej i nieskrępowanej kobiety.
    Uśmiech czaił się podskórnie, kiedy złośliwość zamieniła na żart dając tym samym znak, że poczucia humoru jej nie brakuje, a dystans przynajmniej pozornie ma do swojej osoby. To była dobra cecha.
    Postaram się zadbać o to, by Midgard jeszcze trochę wytrzymał w takim razie. – Stwierdził, nazbyt śmiało, ale czuł zmęczenie po nieprzespanej nocy i udzielał mu się, nieco humor towarzyszki oraz jej entuzjazm, były co ze zgrozą zaobserwował Wysłannik zarażające. – Dość ciekawy powód odwiedzin, zwykle byłych partnerów się unika jak ognia, a nie pokonuje pół świata by ich odwiedzać. – Skwitował, rozumiejąc że jednak gwiazdy stały troszkę wyżej, a wizytę towarzyską mogła odhaczyć przy okazji, jednak było to dla niego zaskoczeniem. Być może wzmianka sama o tym, iż miała męża, nieco kontrastowała w jego umyśle z jej bardzo młodym wyglądem, ale wszak nie wiedział ile miała lat i mógł jedynie zgadywać.
    Patrząc, z jakim entuzjazmem zajada się pączkami, bez chwili namysłu podsunął jej swój talerzyk. – Chyba ci posmakowały, proszę śmiało. – Momentami Blanka przypominała mu swoim zachowaniem przejęte do granic możliwości dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę i z ogromnym entuzjazmem bawi się nią. Tak ona prezentowała się w jego umyśle, gdy zaczęła opowiadać o tym co robią, a i ze wcześniejszych spotkań ten obraz wyniósł. Podziwiał takie zaangażowanie. Sam potrafił emanować podobnym, jednak pozostawał w tym bardziej stonowany, ona zaś pozornie wyglądała na zupełnie szczerą w każdej reakcji. Niewiele osób potrafiło być tak nieskrępowanie otwartych w towarzystwie nieznajomych. A przez ten styl bycia czuł, że sam odczuwa chęć podtrzymania rozmowy. Miłe uczucie.
    Tak, a dokładniej rzecz ujmując, jestem z Göteborga, ale można powiedzieć, że jestem tutejszy. A ty, chociaż tak wiele krajów zwiedziłaś i świata widziałaś, gdzie czujesz się prawdziwie dobrze, jak w domu? – Był autentycznie ciekaw odpowiedzi, jaką go uraczy.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Porównanie do dziecka wcale nie było dalekie od prawdy. Gdy Ivar odstąpił jej swoje słodkości, Blanca uśmiechnęła się szeroko, nie kryjąc, że sprawił jej tym dużo radości – i że bardzo to doceniała. Nie próbowała mu domawiać, zarzekać się, że nie trzeba, wystarczy jej jedna porcja – ochoczo przyciągnęła sobie talerzyk Soelberga, w kolejnej chwili zajadając się już ze smakiem. W tym momencie naprawdę trudno byłoby w niej dostrzec tę, którą była na uczelnianych korytarzach – zapatrzoną we własną pracę i pyskatą, gdy ktoś zarzucał jej niekompetencję. Teraz bliżej, niż do profesjonalistki w swej dziedzinie rzeczywiście było jej do rozemocjonowanego kilkulatka.
    - Tylko dla niego bym raczej nie przyjechała – odpowiedziała bez wahania na wzmiankę o odwiedzinach byłego męża. Jej stwierdzenie było przy tym i nie było prawdą. Było, bo rzeczywiście nigdy tu nie była – rozwiedli się z conejito już jakiś czas temu, i jak dotąd nie znalazła czasu, by wpaść od tak, by spędzić z nim weekend. A przecież rozeszli się w zgodzie, wciąż przyjaźnili się i... I to był właśnie ten problem. Blanca nie odwiedzała byłego męża z obawy przed zrobieniem czegoś, czego by żałowała. Wymieniała z nim dziesiątki listów i, jeśli wpadał do Ameryki Południowej, spotykała się z nim na kawie czy na obiedzie w hotelowej restauracji, ale nigdy – nigdy – nie zdecydowałaby się przyjechać tylko dla niego. Nie mógł być jej celem. Nie ufała sobie na tyle, by pozwolić sobie na traktowanie go jak każdego innego przyjaciela.
    Był jej cholernie bliski, wciąż czuła się przy nim lepiej niż kimkolwiek innym – nie zamierzała sprawdzać, do czego mogłoby ją to popchnąć.
    Nie wchodziła w ten temat głębiej, zamiast tego skupiając się na Ivarze. Nie mogła mówić ciągle o sobie – nawet, jeśli mężczyźnie to nie przeszkadzało, czy wręcz odpowiadało, po prostu nie mogła. Nie tak prowadziło się rozmowy.
    - Göteborg jest... W Szwecji? – spytała po chwili zastanowienia. Geografia nie była jej szczególnie bliska, ale coś musiała wiedzieć choćby przez to, jak wiele ślęczała nad mapami w ramach swojej pracy. Jasne, zazwyczaj były to mapy nieba, odkąd jednak razem z Yami zaczęli planować wyjazdy, Blanca musiała patrzeć też bliżej, na szkice ulic, miast, kontynentów.
    Na pytanie Soelberga roześmiała się.
    - Chyba nigdzie, szczerze mówiąc – przyznała nieco zakłopotana. Bo było tak, jakby, mimo ujrzenia wielu cudów świata, miała je za nic. Jakby była ignorantką. A przecież nie była. To zupełnie nie o to chodziło.
    - Dla mnie zawsze był tylko Meksyk – kontynuowała. – Wszystkie miejsca... Mogą być zachwycające. Mogę pragnąć do nich wracać, wciąż mieć ich mało. Mogą mnie fascynować, mogę za nimi tęsknić. Ale jak w domu... – Potrząsnęła lekko głową. – Nigdzie nie będzie mi jak w domu. – Wzruszyła lekko ramionami. Skoro nawet Brazylia, miejsce, w którym na kilka lat urządziła się z mężem, w którym żyła i pracowała – skoro nawet tego kraju nie potrafiła nazwać nawet w połowie tak bliskim, jak rodzinny Meksyk, to jak inne miałyby mieć na to szanse?
    Oblizała palce z lukru i odetchnęła cicho.
    - Dlaczego Krucza Straż? – spytała znienacka, swoim zwyczajem przeskakując z tematu na temat. Jej głowa, nawet niedospana, pracowała szybko, i rzadko kiedy podążała grzecznie od „A” do „B”. Dużo częściej były to dzikie susy od „A” do „F”, albo, w naprawdę skrajnych przypadkach, od razu do „Z”.
    Upijając kolejne łyki herbaty, przetarła obolałe już oczy i znów skupiła się na Ivarze.
    - Tradycja rodzinna, służba z dziada pradziada... – dopytywała, z tyłu głowy mając to, jak to wyglądało u Estebana. – ...czy to raczej takie... Nie wiem, powołanie? – Uśmiechnęła się łagodnie. Nie drwiła z tych, którzy mogli poczuwać się do dbania o innych – którzy wierzyli, że potrafią innych chronić. Mundurowych zawsze darzyła szacunkiem. Żarty o beznadziejnych idealistach nie były jej jednak obce i pewnie gdyby się postarała, nawet teraz potrafiłaby przywołać przynajmniej jeden z nich.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Skinął głową i dopił letniego naparu czuł, że ciało coraz bardziej domaga się snu. Ludzie na ulicy pojawiali się częściej, a słońce powoli wychylało zza porannej mgiełki. W kawiarni panowała przyjemna atmosfera i zapewne, gdyby nie zmęczenie, byłby żywszym rozmówcą na całe szczęście Blanka, nawet zaspana była energiczna, niewątpliwie to zasługa solidnej dawki cukru, który przyjęła pod postacią słodkich wypieków.
    Rozumiem to. – Sporo się mówiło, że dom tworzą ludzie, że nawet na końcu świata, można się tak poczuć, jeśli tylko miało się, wokół siebie odpowiednie towarzystwo, może i było w tym coś prawdziwego, ale jego dom był w Midgardzie, tu czuł się naprawdę dobrze i zapewne w jakimś sensie konserwatywny w swoim założeniu uważał, iż nigdzie indziej nie poczułby się równie dobrze, niezależnie ile czasu by spędził w danym miejscu. Naprawdę lubił swoje mieszkanie, dzielnicę i szeroko pojętą okolicę.
    Zaskoczyło go pytanie o kruczą, a jeszcze bardziej późniejsze domysły i zgadywanki badaczki. Zmrużył, nieco oczy uważniej lustrując kobietę. Zdał sobie nagle sprawę, że jego odpowiedź będzie zaskakująco prosta. Pokrywała się z tym, co kobieta powiedziała i właściwie nie miała drugiego dna. Po prostu tak było i koniec. Ideały – owszem posiadł, kiedy jeszcze był młody i odrobinę naiwnie spoglądał na świat. Dziś jednak dużo dojrzalszy, mógł śmiało stwierdzić, iż to było powołanie. Kochał swego czasu niezwykle szczerze magiczny hokej. Miał predyspozycje ku temu, by się w tym sporcie rozwijać i być może osiągnąć coś więcej, lecz koniec końców wygrało powołanie. Ta tradycja rodzinna, była mu bliska i nawet ojciec – niezwykła konserwa – nie zdołał jej w nim zabić. Często zastanawiał się ile w tym, kim jest obecnie, było zasługi dziadka, który jednak pokazywał inną stronę służby, tę bardziej interesującą, odpowiedzialną i konsekwentną…
    Odpowiedziałaś sama sobie, jakbyś zgadła. Ale jest w tym wszystkim, coś więcej. Nie mówię o ideałach, bo to naiwne wierzyć, że się zbawi świat. – Kwaśny uśmiech, nieznacznie wypełzł na twarz Wysłannika. Pozycja, którą piastował i świadomość tego, do czego zmierza, były budujące. Nie zamierzał całe życie gnić przy jednym biurku, bez perspektywy patrzeć w pustą ścianę swoich dokonań. Był ambitny. Ale jeszcze przyjdzie czas, by o tym wszystkim pogadać z Blanką.
    Zbierajmy się już. Śpiący jestem, a i tobie niewiele brakuje, by zasnąć w tym fotelu. – Wstał i zostawił odliczoną kwotę za poczęstunek. Podał kobiecie dłoń, gdyż założył, że po zjedzeniu tylu pączków, będzie miała problem, by wstać o własnych siłach. – Odprowadzę cię, zgoda? – Wolał, aby nie wpadła w drodze powrotnej pod koła magicznego autobusu.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    A więc zgadła. Widziała to po minie Ivara jeszcze zanim usłyszała jego słowa. Ziewając szeroko, nie czuła jednak jakiejś specjalnej satysfakcji. Jego motywy tak naprawdę… Może nie to, że nie miały znaczenia. Niezależnie jednak, czy wdział mundur z racji rodzinnego dziedzictwa czy własnych pobudek – dla niej przecież wciąż pozostawał tym samym człowiekiem. Sympatycznym znajomym z sąsiedztwa, spotykanym wielokrotnie gdy wracała po nocach pod gwiazdami. Nic się nie zmieniała.
    Ostatecznie uśmiechnęła się więc tylko blado, nic nie dodając. Rozumiała. Rozumiała jego pobudki i naiwność przekonania, że można własnymi rękoma naprawić otaczający ich świat. Wiedziała, że to tak nie działa. Zapytana, prawopodobnie niezbyt kulturalnie wyśmiałaby każdego, kto uparcie twierdziłby, że jest w stanie coś zmienić.
    Dojadła ostatnie kęsy pączka, dopiła pozostały łyk zimnej już herbaty i przeciągnęła się leniwie, niespecjalnie przejmując się tym, że są wśród ludzi, a podobnie nieskrępowane rozleniwienie przystaje bardziej do warunków domowych.
    Na propozycję powrotu do domu pokiwała głową i roześmiała się. Rzeczywiście, zostawiona tu jeszcze trochę, niewykluczone, że zwinęłaby się w rogala i zasnęła w miękkim siedzisku, zostając tak aż do chwili, gdy zainteresowałby się ktoś z obsługi – lub do czasu, gdy odnalazłby ją Barros. Mężczyzna miał zaskakujący dar względnie szybkiego odnajdywania wszystkich z ich małej zgrai jajogłowych.
    - Chodźmy. – Bez wahania przyjęła dłoń Ivara i podniosła się, mimowolnie rozprostowując nieistniejące zagniecenia na ciuchach.
    Dwa ziewnięcia później maszerowała już ze strażnikiem osiedlowymi uliczkami. Nie było daleko, ale Blanca nie miała nic przeciwko, by być odprowadzoną – nawet, jeśli uważała, że poradzi sobie sama, miło było mieć towarzystwo jeszcze przez chwilę. Szczególnie takie, które pilnowało, by nie zaplątała się we własne nogi – co w jej przypadku, gdy była tak śpiąca, nie byłoby niczym zaskakującym.
    Pożegnali się pod jej blokiem, zupełnie naturalnym dla Blanki lekkim przytuleniem Ivara, buziakiem w policzek i szerokim uśmiechem, który nie schodził jej z ust jeszcze przez dobrych parę chwil, gdy wspinała się schodami na najwyższe piętro. Nie wiedziała, kiedy zobaczą się ponownie, ale kiedy by to nie było – była absolutnie pewna, że będzie równie przyjemnie jak dzisiaj. Myśl, że może wcale tak nie być, nie męczyła jej ani przez chwilę.

    Blanca i Ivar z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.