:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen
2 posters
Vivian Sørensen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Wto 20 Gru - 22:40
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
03.02.2001
List od Villemo wywołał w niej dwie emocje - podekscytowania, że kobieta nie żywi do niej żadnej urazy i chce się zobaczyć pomimo ich ostatniego spotkania, oraz zawstydzona, że sama nie wyszła z tą inicjatywą, pozostawiając ich relację w stanie zawieszenia. Szczęście w nieszczęściu, że w międzyczasie w życiach obu panien szalała istna burza, dlatego nie zdążyły wypielęgnować w stosunku do siebie gniewu albo innych negatywnych emocji, które mogłyby w konsekwencji przekreślić ich znajomość.
Vivian czuła się paskudnie, że podczas ostatniego spotkania nie wykazała się odpowiednią dawką wsparcia, a wręcz przeciwnie, wypytywała o wszystko, jakby chciała ją sądzić. W rzeczywistości chciała po prostu znać jak najwięcej szczegółów, by jak najbardziej zrozumieć jej naturę, by wiedzieć, czego się spodziewać. Nie chciała jej urazić ani sprawić przykrości, a Villemo w tamtym czasie miała swoje problemy na głowie, więc nieintencjonalnie mogła jej tylko zaszkodzić. Żałowała tego, a przez resztę czasu chciała ją odwiedzić, chciała znów zapukać do jej drzwi i naprawić pierwszą reakcję, chciała przyjść przygotowana po przeczytaniu kilku książek o niksach. Była w szoku po tym, czego się dowiedziała - władza, którą posiadała Holmsen była poza pojmowaniem zwykłego śmiertelnika, a fakt, że musiała sobie z tym radzić sama, na pewno był dla niej przytłaczający. A z drugiej strony, gdyby tylko chciała, mogłaby być prawdziwym koszmarem i ta strona odrobinę niepokoiła Vivian.
Idąc na spotkanie obiecała sobie, że zachowa otwarty umysł i nie popełni tego samego błędu. Szczególnie, że po tym co ją spotkało sama w sobie była kłębkiem nerwów, więc dodatkowe bodźce nie były jej zupełnie potrzebne. Zmieniła się po ataku, była bardziej nieobecna i nerwowa, podskakiwała na głośniejszy dźwięk i potrzebowała dużej dawki spokoju. Obcy, brodaci mężczyźni wywoływali jej niepokój i unikała zatłoczonych miejsc. Obecnie wmawiała sobie, że nic się nie stało i właściwie nie powinna nawet o tym myśleć - próbowała wyprzeć z głowy wszystkie wspomnienia z tamtych traumatycznych chwil, ale wracały do niej bez pytania.
Zaproponowała więc miejsce odosobnione i spokojne. W palmiarni zwykle trochę osób było, ale można tu też znaleźć zaciszne miejsca. Ściągnęła kurtkę i akcesoria zimowe, gdy tylko weszła na teren obiektu, bo gorąc i wilgoć była przytłaczająca, szczególnie w porównaniu z mroźną otoczką codzienności Midgardu. Czekała na znajomą z niecierpliwością, skubiąc z nerwów palce i patrząc na okazałą palmę.
Villemo Holmsen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Sro 21 Gru - 13:45
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
O tym kim, a dokładniej czym jest wiedziały cztery osoby. Dużo albo mało, w każdym razie od ostatniego roku sporo się zmieniło. Czy ujawnienie kim jest, w czasie gdy Wyzwoleni takich jak ona nasadzali by na kołki, było rozsądne? Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Nie była nawet pewna czy chce je znać. Jednego dnia ulegała swojej naturze czując się w pełni wyzwolona by następnego, tłumić ją, gnieść w dłoni niczym kulkę z papieru, drzeć na strzępy; nie pozwalała, aby trucizna czaru otaczała innych. Mimo to, roztaczała wokół siebie pewien urok, na który nie miała wpływu. Taka była jej natura. Tak się urodziła. Słowa kreślone przez Vivian dawały jej nadzieję, uspokajały rozdygotane serce, przepełnione lękiem. List ukojenia przysłał też marynarz, a to sprawiło, że opadła na kanapę, czując jak wielki ciężar spada z jaj ramion niczym nasączoną wodą, wełniany płaszcz. Obawiała się, że wystraszyła Vivian, że ta postanowiła uciec, odciąć się od niksy i nigdy nie mieć z nią nic wspólnego. Nie winiłaby jej za to. Naturalny i całkiem oczywisty odruch każdego, kto mógłby się czuć zagrożny z jej strony. Była demonem, balansującym na granicy dwóch światów. Jak długo można trzymać równowagę, gdy cała świadomość istnienia krzyczy i woła o wolność, i swobodę. Okrutne szpony rzeczywistości raniły każdy moment, gdy zapominała kto tworzy świat, w którym przyszło jej żyć.
Nie wiedziała czego spodziewać się po Vivian. Czy będzie zadawać kolejne pytania, a może osądzać by ostatecznie zerwać wszelkie więzy jakie zdołały spleść. Kruche i delikatne niczym nici jedwabiu, ale te potrafiły być też niezwykle wytrzymałe.
Wkraczając do Palmiarni nosiła w sobie uczucie niepokoju osiadające ciężkim kamieniem na żołądku. Nie musiała się wdzięczyć ani uroczo uśmiechać przed Vivien, mogła zachować choć trochę swobody. Zdejmując ciepły płaszcz dostrzegła ją stojąc przed jedną z palm. Odrzuciła do tyłu niechciany kosmyk włosów i podeszła bliżej.
-Cieszę się, że odpisałaś na mój list. - Powiedziała melodyjnym głosem, który tak wielu zaprowadził na granice szaleństwa, gdy zatapiali się w rozkoszach galerii. Na jasnej twarzy pojawił się delikatny, trochę niepewny uśmiech. -Wiem, że rzuciłam na ciebie wiadomość jak grom z nieba. Za co przepraszam. - Zrobiła jeszcze jeden krok w stronę kobiety. -Zapewne masz wiele pytań… Postaram się na nie odpowiedzieć, ale najpierw… powiedz… jak się czujesz? Pisałaś, że miałaś cięższe dni. - Nie miała problemu z prowadzeniem rozmowy, praca w galerii nauczyła ją tej sztuki, ale teraz nie chciała grać. Nie chciała zwodzić Vivian, była otwarta na jej emocje i wątpliwości. Sztukę manipulacji schowała głęboko do kieszeni płaszcza, który zawisł tuż przy wejściu do Palmiarni.
Nie wiedziała czego spodziewać się po Vivian. Czy będzie zadawać kolejne pytania, a może osądzać by ostatecznie zerwać wszelkie więzy jakie zdołały spleść. Kruche i delikatne niczym nici jedwabiu, ale te potrafiły być też niezwykle wytrzymałe.
Wkraczając do Palmiarni nosiła w sobie uczucie niepokoju osiadające ciężkim kamieniem na żołądku. Nie musiała się wdzięczyć ani uroczo uśmiechać przed Vivien, mogła zachować choć trochę swobody. Zdejmując ciepły płaszcz dostrzegła ją stojąc przed jedną z palm. Odrzuciła do tyłu niechciany kosmyk włosów i podeszła bliżej.
-Cieszę się, że odpisałaś na mój list. - Powiedziała melodyjnym głosem, który tak wielu zaprowadził na granice szaleństwa, gdy zatapiali się w rozkoszach galerii. Na jasnej twarzy pojawił się delikatny, trochę niepewny uśmiech. -Wiem, że rzuciłam na ciebie wiadomość jak grom z nieba. Za co przepraszam. - Zrobiła jeszcze jeden krok w stronę kobiety. -Zapewne masz wiele pytań… Postaram się na nie odpowiedzieć, ale najpierw… powiedz… jak się czujesz? Pisałaś, że miałaś cięższe dni. - Nie miała problemu z prowadzeniem rozmowy, praca w galerii nauczyła ją tej sztuki, ale teraz nie chciała grać. Nie chciała zwodzić Vivian, była otwarta na jej emocje i wątpliwości. Sztukę manipulacji schowała głęboko do kieszeni płaszcza, który zawisł tuż przy wejściu do Palmiarni.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Vivian Sørensen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Wto 27 Gru - 0:21
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
W ostatnim czasie na jej głowie było za dużo problemów i o ile część z nich faktycznie sama sobie tworzyła, tak te główne, które zniszczyły jej psychikę były całkowicie niezależne od niej; spadły na nią nieoczekiwanie i nadal nie wiedziała, jak uporać się z natłokiem emocji, jak poradzić sobie z ciągłym przytłoczeniem i jak nie przesadzać w reakcjach z błahych powodów. Wciąż próbowała złapać balans, próbowała poukładać sobie to w głowie, bo myślała, że im więcej dni minie od tego nieszczęśliwego zdarzenia, tym będzie jej łatwiej, a przeciwnie, coraz gorzej to znosiła, zupełnie nie potrafiąc odnaleźć się w nowych realiach.
I tak spotkanie ze znajomą, z którą relacja ostatnio ucierpiała było jej na rękę nawet pod tym względem, by oderwać myśli i skupić się na temacie również niezbyt łatwym, ale za to zupełnie odbiegającym od jej obecnych problemów. Przed spotkaniem odtworzyła w głowie ich ostatnią rozmowę i z tego, co zdołała zapamiętać, nie była zbyt taktowna, a pytania, które zadawała mogły ją zwyczajnie urazić, nawet jeśli nie miała takiego zamiaru. Potrzebowała czasu, żeby sobie to wszystko poukładać, choć tak naprawdę do tej pory nie znalazła chwili, żeby to od początku do końca przeanalizować. Musiała sobie zadać jedno najważniejsze pytanie: czy fakt, że Villemo jest niksą cokolwiek zmienia w ich relacji? Odpowiedź nasunęła się dość szybko, bo nie widziała najmniejszego powodu, dla którego miałaby ją traktować inaczej. Daleko jej było do ustawienia się po jednej stronie barykady z Wyzwolonymi, nie zamierzała nikogo piętnować i wychodziła z założenia, że każdy powinien dostać szansę, by udowodnić jakim jest człowiekiem i dopiero czyny zweryfikują prawdę. A za łamanie prawa każdy powinien odpowiadać w równym stopniu.
- Cieszę się, że napisałaś - przybrała na twarz uśmiech, ale jej twarz była bledsza niż zwykle, wzrok pozbawiony dawnego blasku, teraz mimo że siliła się, by wykrzesać z siebie odpowiednią dawkę entuzjazmu, jej spojrzenie pozostało matowe, bez wyrazu. Usta wygięte w uśmiechu były dowodem szczerej sympatii, a jednak w całości wyglądała jak karykatura dawnej siebie i mimo szczerych chęci nie potrafiła wyglądać normalnie.
- To ja przepraszam - odparła niemal od razu, nie zostawiając miejsca na żadną formę protestu. - Powinnam okazać ci wtedy więcej wsparcia i akceptacji, a bardziej skupiłam się na sobie i swoich wątpliwościach.
Całe szczęście Villemo nie wyglądała, jakby była urażona, przeciwnie, chciała chyba naprawić to, co zostało podkopane przez tygodnie milczenia.
- Ja... - zaczeła, chcąc zmienić temat, wykpić się półprawdą i nie wchodzić w szczegóły, ale zdała sobie sprawę, że tajemnica, którą powierzyła jej Villemo jest dużo bardziej cenna i jednak jej zaufała. Może więc warto odwzajemnić ten gest dobrej woli?
- Nawet nie wiem od czego zacząć - westchnęła, ale największą kwestią był przecież atak, ale z drugiej strony może lepiej stopniowo budować napięcie, niż od razu wystawiać armaty. A walić to.
- Pamiętasz tego kota, którego pomyliłyśmy z jólakötturem? Wymieniałam trochę listów z jego właścicielem i pod koniec stycznia poprosił, żebym pomogła go szukać, bo znowu zgubił go w lesie. Nie znalazłam go. Znalazłam za to mordercę, który na moich oczach zabił nieznanego mi faceta, a potem... zaatakował mnie.
I tak spotkanie ze znajomą, z którą relacja ostatnio ucierpiała było jej na rękę nawet pod tym względem, by oderwać myśli i skupić się na temacie również niezbyt łatwym, ale za to zupełnie odbiegającym od jej obecnych problemów. Przed spotkaniem odtworzyła w głowie ich ostatnią rozmowę i z tego, co zdołała zapamiętać, nie była zbyt taktowna, a pytania, które zadawała mogły ją zwyczajnie urazić, nawet jeśli nie miała takiego zamiaru. Potrzebowała czasu, żeby sobie to wszystko poukładać, choć tak naprawdę do tej pory nie znalazła chwili, żeby to od początku do końca przeanalizować. Musiała sobie zadać jedno najważniejsze pytanie: czy fakt, że Villemo jest niksą cokolwiek zmienia w ich relacji? Odpowiedź nasunęła się dość szybko, bo nie widziała najmniejszego powodu, dla którego miałaby ją traktować inaczej. Daleko jej było do ustawienia się po jednej stronie barykady z Wyzwolonymi, nie zamierzała nikogo piętnować i wychodziła z założenia, że każdy powinien dostać szansę, by udowodnić jakim jest człowiekiem i dopiero czyny zweryfikują prawdę. A za łamanie prawa każdy powinien odpowiadać w równym stopniu.
- Cieszę się, że napisałaś - przybrała na twarz uśmiech, ale jej twarz była bledsza niż zwykle, wzrok pozbawiony dawnego blasku, teraz mimo że siliła się, by wykrzesać z siebie odpowiednią dawkę entuzjazmu, jej spojrzenie pozostało matowe, bez wyrazu. Usta wygięte w uśmiechu były dowodem szczerej sympatii, a jednak w całości wyglądała jak karykatura dawnej siebie i mimo szczerych chęci nie potrafiła wyglądać normalnie.
- To ja przepraszam - odparła niemal od razu, nie zostawiając miejsca na żadną formę protestu. - Powinnam okazać ci wtedy więcej wsparcia i akceptacji, a bardziej skupiłam się na sobie i swoich wątpliwościach.
Całe szczęście Villemo nie wyglądała, jakby była urażona, przeciwnie, chciała chyba naprawić to, co zostało podkopane przez tygodnie milczenia.
- Ja... - zaczeła, chcąc zmienić temat, wykpić się półprawdą i nie wchodzić w szczegóły, ale zdała sobie sprawę, że tajemnica, którą powierzyła jej Villemo jest dużo bardziej cenna i jednak jej zaufała. Może więc warto odwzajemnić ten gest dobrej woli?
- Nawet nie wiem od czego zacząć - westchnęła, ale największą kwestią był przecież atak, ale z drugiej strony może lepiej stopniowo budować napięcie, niż od razu wystawiać armaty. A walić to.
- Pamiętasz tego kota, którego pomyliłyśmy z jólakötturem? Wymieniałam trochę listów z jego właścicielem i pod koniec stycznia poprosił, żebym pomogła go szukać, bo znowu zgubił go w lesie. Nie znalazłam go. Znalazłam za to mordercę, który na moich oczach zabił nieznanego mi faceta, a potem... zaatakował mnie.
Villemo Holmsen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Sro 28 Gru - 19:35
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Życie potrafiło pisać dramaty nie raz lepsze niż te, które wystawiane były na deskach teatrów. Nie raz przecież mówiono, że to właśnie los zwykłych ludzi bywał inspiracją do tego, co potem odgrywali aktorzy. Śmiało można było rzec, że los tych dwóch kobiet zasługiwał na miano dramatu teatralnego. Nie miały jedynie widowni, poza Nornami, które splatając ich ścieżki i los obserwowały czy grają zgodnie ze scenariuszem, choć one same nigdy go nie otrzymały. Nie znały dialogów, nie wiedziała co przyniesie kolejna scena. Odkrywały sztukę całkowicie od nowa i nie było możliwości próbnego ćwiczenia. Cały czas trwał spektakl.
Dostrzegła te drobne zmiany u Vivien. Matowość spojrzenia, bladość skóry, zanik radości życia, który tak bardzo charakteryzował młodą kobietę. Słowa w liście nie oddają wszystkiego, więcej o drugiej osobie mogła się dowiedzieć więcej obcując z nią. Uśmiechnęła się delikatnie dostrzegając brak obaw ze strony Vivian, to dobrze rokowało. Istniała szansa, że to spotkanie upłynie im w miarę spokojnie. Zadając pytanie o samopoczucie domyślała się, że otwiera puszkę pandory i nie zawiodła się. Choć pierwsze sekundy ważyły na tym czy kobieta się otworzy przed niksą. Ta chwila zawahania, ucieczka spojrzeniem w bok, przeniesienie ciężaru ciała nim ostatecznie zdecydowała się na wyrzucenie z siebie swoich trosk.
-Zgubił znowu kota? - Uniosła brwi z lekkim rozbawieniem całą sytuacją, ale dalsza historia sprawiła, że uśmiech zamarł na jej ustach. -Viv… nic ci się nie stało? - Zapytała wyraźnie zaniepokojona całą opowieścią i zachęciła, aby ruszyły. Kiedy się szło, jakoś łatwiej słowa płynęły, ruch pomagał. Od zawsze taniec, a dokładniej jego kroki ułatwiały ekspresję i wyrażanie własnych emocji. Dlatego też powoli zaczęła spacerować, jednocześnie słuchając tego co mówiła Vivian. -Jak dawno miało to miejsce? - Dopytywała dalej, ponieważ całe wydarzenie wydało się jej surrealistyczne. Poszukiwanie kota, zakończone widokiem dokonanego morderstwa i do tego życie samej Vivian było zagrożone.
Dostrzegła te drobne zmiany u Vivien. Matowość spojrzenia, bladość skóry, zanik radości życia, który tak bardzo charakteryzował młodą kobietę. Słowa w liście nie oddają wszystkiego, więcej o drugiej osobie mogła się dowiedzieć więcej obcując z nią. Uśmiechnęła się delikatnie dostrzegając brak obaw ze strony Vivian, to dobrze rokowało. Istniała szansa, że to spotkanie upłynie im w miarę spokojnie. Zadając pytanie o samopoczucie domyślała się, że otwiera puszkę pandory i nie zawiodła się. Choć pierwsze sekundy ważyły na tym czy kobieta się otworzy przed niksą. Ta chwila zawahania, ucieczka spojrzeniem w bok, przeniesienie ciężaru ciała nim ostatecznie zdecydowała się na wyrzucenie z siebie swoich trosk.
-Zgubił znowu kota? - Uniosła brwi z lekkim rozbawieniem całą sytuacją, ale dalsza historia sprawiła, że uśmiech zamarł na jej ustach. -Viv… nic ci się nie stało? - Zapytała wyraźnie zaniepokojona całą opowieścią i zachęciła, aby ruszyły. Kiedy się szło, jakoś łatwiej słowa płynęły, ruch pomagał. Od zawsze taniec, a dokładniej jego kroki ułatwiały ekspresję i wyrażanie własnych emocji. Dlatego też powoli zaczęła spacerować, jednocześnie słuchając tego co mówiła Vivian. -Jak dawno miało to miejsce? - Dopytywała dalej, ponieważ całe wydarzenie wydało się jej surrealistyczne. Poszukiwanie kota, zakończone widokiem dokonanego morderstwa i do tego życie samej Vivian było zagrożone.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Vivian Sørensen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Pon 2 Sty - 0:46
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Jeśli mowa o dramatach, to życie Vi w ostatnim czasie nie było w żadnym stopniu spokojne. Myślała, że największym jej problemem przez najbliższe lata będzie odbudowa dobrego imienia Sørensenów i naprawianie ich reputacji, ale życie prywatne całkowicie strąciło ją z obranej ścieżki. Pomijając romantyczne dylematy, które owszem, uderzały prosto w serce i wzbudzały bardzo dużo emocji, to ostatnie zdarzenie całkowicie przyćmiło wszystko inne.
Trauma wyciągnęła ku niej macki i teraz miała trudność, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zupełnie rozbita szukała na nowo sensu. Próbowała trzymać się w ryzach, ale jedyne co osiągnęła, to etap wyparcia oraz okresowe wybuchy, nad którymi nie potrafiła jeszcze zapanować. Spotkanie z Villemo miało być swojego rodzaju odskocznią, ale poruszanie tych tematów otwierało drzwi, które próbowała zamknąć. Nieprzyjemny ucisk w żołądku towarzyszył jej podczas całej wypowiedzi, a reakcja znajomej, choć uzasadniona, wzbudziła uczucie paniki, które zdążyła już dobrze poznać przez ostatnie dwa tygodnie, a teraz dzielnie próbowała je zdusić w zarodku.
- On był berserkerem... ledwo uciekłam - wyszeptała nie potrafiąc ukryć zlęknionego tonu, omijając temat ran, bo bała się, że jeśli zacznie wymieniać, rozklei się. Nie chciała okazywać słabości, zwłaszcza w miejscu publicznym. Kiwnęła głową i rozpoczęły spacer wśród palm, jakby miała nadzieję, że ta czynność oderwie ją od gwałtowniejszych reakcji.
- Dwa tygodnie temu - odpowiedziała, wbijając wzrok w ziemię, choć dookoła było pełno pięknych roślin i drzew, na których warto byłoby zawiesić oko. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię, odczuwając irracjonalny wstyd, zupełnie jakby to była jej wina, jakby sama się o to prosiła, łażąc samej po lesie.
- Radzę sobie - szepnęła jeszcze oczywiste kłamstwo, chcąc uniknąć litości i żałowania jej, nie chciała uchodzić za słabą, ale właśnie tak się czuła teraz przez cały czas. Pokręciła głową, próbując wyrzucić z głowy nieprzyjemne myśli. Nie chciała się skupiać na sobie, bo nie tylko ona miała problemy. Villemo w liście wskazywała swoje i Vivian chciała dowiedzieć się więcej. - Powiedz lepiej, co się u ciebie działo. Jak to dokładnie było z tym strażnikiem? O jakim sztormie mówiłaś?
Trauma wyciągnęła ku niej macki i teraz miała trudność, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zupełnie rozbita szukała na nowo sensu. Próbowała trzymać się w ryzach, ale jedyne co osiągnęła, to etap wyparcia oraz okresowe wybuchy, nad którymi nie potrafiła jeszcze zapanować. Spotkanie z Villemo miało być swojego rodzaju odskocznią, ale poruszanie tych tematów otwierało drzwi, które próbowała zamknąć. Nieprzyjemny ucisk w żołądku towarzyszył jej podczas całej wypowiedzi, a reakcja znajomej, choć uzasadniona, wzbudziła uczucie paniki, które zdążyła już dobrze poznać przez ostatnie dwa tygodnie, a teraz dzielnie próbowała je zdusić w zarodku.
- On był berserkerem... ledwo uciekłam - wyszeptała nie potrafiąc ukryć zlęknionego tonu, omijając temat ran, bo bała się, że jeśli zacznie wymieniać, rozklei się. Nie chciała okazywać słabości, zwłaszcza w miejscu publicznym. Kiwnęła głową i rozpoczęły spacer wśród palm, jakby miała nadzieję, że ta czynność oderwie ją od gwałtowniejszych reakcji.
- Dwa tygodnie temu - odpowiedziała, wbijając wzrok w ziemię, choć dookoła było pełno pięknych roślin i drzew, na których warto byłoby zawiesić oko. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię, odczuwając irracjonalny wstyd, zupełnie jakby to była jej wina, jakby sama się o to prosiła, łażąc samej po lesie.
- Radzę sobie - szepnęła jeszcze oczywiste kłamstwo, chcąc uniknąć litości i żałowania jej, nie chciała uchodzić za słabą, ale właśnie tak się czuła teraz przez cały czas. Pokręciła głową, próbując wyrzucić z głowy nieprzyjemne myśli. Nie chciała się skupiać na sobie, bo nie tylko ona miała problemy. Villemo w liście wskazywała swoje i Vivian chciała dowiedzieć się więcej. - Powiedz lepiej, co się u ciebie działo. Jak to dokładnie było z tym strażnikiem? O jakim sztormie mówiłaś?
Villemo Holmsen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Czw 5 Sty - 13:50
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Zdawało się jej, że Vivien wciąż żyje tymi wydarzeniami, że te nadal żywe siały w niej uczucie niepokoju i strachu. Nie chciała, aby kobieta czuła się w ten sposób w jej obecności. Z naturalnych względów nie miała wokół siebie wiele przychylnych kobiet. Te naturalnie czuły niechęć do Villemo, choć nie potrafiły powiedzieć, z czego rzeczona niechęć wynika. Widziała jak to wszystko wstrząsnęło Vivien i zrozumiała, że jej pytania powodują u niej podobny stres jak sytuacja, w której się znalazła wtedy. Miała ochotę kobiecie przerwać, ale ta zaczęła mówić więc chciała okazać wsparcie i zrozumienie. Minęły dwa tygodnie, a ta wciąż trzęsła się jak osika, prawie rozpadała się na oczach, a niksa powstrzymała odruch objęcia jej ramieniem, w obawie, że Vivian cała się rozklei, a pewnie nie chciała połykać łez w miejscu publicznym.
-Najważniejsze, że jesteś teraz cała i zdrowa. - Co mogła powiedzieć więcej? Każdy odmieniec był w kiś sposób groźny dla galdrów. Byli jak tykająca bomba, która mogła wybuchnąć w każdej chwili. Okłamywanie się nie było rozwiązaniem, a szkodzi wszystkim dookoła, ale przede wszystkim temu kto zaplatał je w skrupulatną sieć. Ciężko później było ją rozciąć, o czym sama Villemo wiedziała. Prawienie morałów nie miało teraz sensu, bo to jedynie zepchnęło by rozdartą kobietę na skraj zapaści nerwowej. -Zawsze warto mieć pomoc, w tym radzeniu sobie. - Uśmiechnęła się nieznacznie do Vivien, a szare spojrzenie mówiło wiele, ale przede wszystkim zapewniało o wsparciu. Na razie tylko musiało wystarczyć. Niksa ostrożnie rozglądała się wokół świadoma tego, że mgła trafić na jakiegoś klienta, który ją rozpozna. Czasami bywali tak śmiali, że potrafili do niej podejść i ją zaczepić, wspomnieć o upojnej nocy i jak bardzo znów chcą zasmakować jej ciała. Nie lubiła tych sytuacji, to co było w galerii miało w niej pozostać, ale nie każdy o tym pamiętał. Incydenty takie zgłaszała od razu do Olafa, który klientom przypominał zasady. Dostrzegła młodzieńca, który wpatrywał się w nią o parę sekund za długo, szturchnięty przez towarzyszącą mu dziewczynę odzyskał rezon, a wzrok jego przestał być jak za mgłą. Choć niksa trzymała aurę na wodzy, pilnowała aby jej całun pokrywał tylko jej osobę, tak nie panowała nad wszystkim.
-To dość zawiła historia… - Powiedziała i wróciła spojrzeniem na Vivian. -Rodem z książek i romansów jakich wiele znajdziesz w księgarniach. - Uśmiechnęła się delikatnie, a jej twarz stała się łagodna, wręcz promieniująca. -Był… - Chciała powiedzieć, że klientem, ale przecież Vivien nie wiedziała, że niksa wieczorami spełnia senne marzenia.-Był często w galerii, a potem zaczęliśmy się widywać… zaangażował się. Nie ukrywam, że ja też. Jednak on jest człowiekiem, a ja… - Westchnęła cicho i rozłożyła bezradnie dłonie ze smutnym uśmiechem. -Nigdy nie będę w stanie stwierdzić, czy mężczyzna przebywa pod moim urokiem i dlatego chce ze mną być czy jest to jego własna wola. - Zatrzymała się przy palmie, której duże liście opadały w ich kierunku. Opuszkami palców musnęła gładką strukturę liścia. -Gdy istniała szansa, aby to sprawdzi został odesłany na misję, w której musi być incognito, nie może przez najbliższy czas wrócić do Midgardu. Raczej nigdy więcej go już nie zobaczę.
Nadal było jej trochę smutno z tego powodu, ale z drugiej strony wiedziała, że związek nie miałby racji bytu. Nie miała też obok matki, aby się dowiedzieć jak żyło się jej z ojcem. Czy też targały nią takie same wątpliwości?
-Najważniejsze, że jesteś teraz cała i zdrowa. - Co mogła powiedzieć więcej? Każdy odmieniec był w kiś sposób groźny dla galdrów. Byli jak tykająca bomba, która mogła wybuchnąć w każdej chwili. Okłamywanie się nie było rozwiązaniem, a szkodzi wszystkim dookoła, ale przede wszystkim temu kto zaplatał je w skrupulatną sieć. Ciężko później było ją rozciąć, o czym sama Villemo wiedziała. Prawienie morałów nie miało teraz sensu, bo to jedynie zepchnęło by rozdartą kobietę na skraj zapaści nerwowej. -Zawsze warto mieć pomoc, w tym radzeniu sobie. - Uśmiechnęła się nieznacznie do Vivien, a szare spojrzenie mówiło wiele, ale przede wszystkim zapewniało o wsparciu. Na razie tylko musiało wystarczyć. Niksa ostrożnie rozglądała się wokół świadoma tego, że mgła trafić na jakiegoś klienta, który ją rozpozna. Czasami bywali tak śmiali, że potrafili do niej podejść i ją zaczepić, wspomnieć o upojnej nocy i jak bardzo znów chcą zasmakować jej ciała. Nie lubiła tych sytuacji, to co było w galerii miało w niej pozostać, ale nie każdy o tym pamiętał. Incydenty takie zgłaszała od razu do Olafa, który klientom przypominał zasady. Dostrzegła młodzieńca, który wpatrywał się w nią o parę sekund za długo, szturchnięty przez towarzyszącą mu dziewczynę odzyskał rezon, a wzrok jego przestał być jak za mgłą. Choć niksa trzymała aurę na wodzy, pilnowała aby jej całun pokrywał tylko jej osobę, tak nie panowała nad wszystkim.
-To dość zawiła historia… - Powiedziała i wróciła spojrzeniem na Vivian. -Rodem z książek i romansów jakich wiele znajdziesz w księgarniach. - Uśmiechnęła się delikatnie, a jej twarz stała się łagodna, wręcz promieniująca. -Był… - Chciała powiedzieć, że klientem, ale przecież Vivien nie wiedziała, że niksa wieczorami spełnia senne marzenia.-Był często w galerii, a potem zaczęliśmy się widywać… zaangażował się. Nie ukrywam, że ja też. Jednak on jest człowiekiem, a ja… - Westchnęła cicho i rozłożyła bezradnie dłonie ze smutnym uśmiechem. -Nigdy nie będę w stanie stwierdzić, czy mężczyzna przebywa pod moim urokiem i dlatego chce ze mną być czy jest to jego własna wola. - Zatrzymała się przy palmie, której duże liście opadały w ich kierunku. Opuszkami palców musnęła gładką strukturę liścia. -Gdy istniała szansa, aby to sprawdzi został odesłany na misję, w której musi być incognito, nie może przez najbliższy czas wrócić do Midgardu. Raczej nigdy więcej go już nie zobaczę.
Nadal było jej trochę smutno z tego powodu, ale z drugiej strony wiedziała, że związek nie miałby racji bytu. Nie miała też obok matki, aby się dowiedzieć jak żyło się jej z ojcem. Czy też targały nią takie same wątpliwości?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Vivian Sørensen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Sro 18 Sty - 23:59
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Kiwnęła głową, bo zgadzała się z tym stwierdzeniem, że ostatecznie najważniejsze, że nic poważniejszego jej się stało, że poza problemami psychicznymi nie doznała trwałego uszczerbku na zdrowiu, nie straciła żadnej kończyny, nie została kaleką na całe życie, a że będzie teraz zmagać się z atakami paniki i innymi psychicznymi nieprawidłowościami, to już jakoś przeżyje i prędzej czy później z tego wyjdzie. Nie chciała już tego roztrząsać, to nie był przyjemny temat i za każdym razem, jak o tym wspominała, jej ciało zaczynało niekontrolowanie drgać, przypominając sobie obrazy, o których tak bardzo chciała zapomnieć. Na szczęście Villemo okazała wsparcie i zrozumienie, nie próbowała ciągnąć za język i dopytywać szczegółów, bo pewnie domyślała się, że może to skutkować wybuchem lub załamaniem w miejscu publicznym. Chyba obie wolałyby tego uniknąć.
Posłała jej jeszcze blady uśmiech, jakby z wdzięczności za wsparcie, którym chciała ją otoczyć. Gdyby znajdowały się w zaciszu domowego kąta, może niksa byłaby bardziej wylewna, ale to mogłoby tylko rozjuszyć niestabilną emocjonalnie blondynkę. Nie była w stanie przewidzieć własnych reakcji i bała się zrobić komuś krzywdę, dlatego dopiero wychylała się ze skorupy i powoli testowała swoje możliwości. Nie mogła siedzieć wiecznie zamknięta, ale marzyła już o tym, żeby wrócić do dawnej formy i tryskać radością i energią. Patrząc w lustro widziała karykaturę siebie, z ziemistą cerą, cieniami pod oczami i matowym spojrzeniem - nie mogła się poznać w odbiciu tafli, więc najczęściej omijała je szerokim łukiem.
Villemo zaczęła opowiadać swoją historię, a Sørensen słuchała jej z zaciekawieniem, chętnie odrywając się od własnych problemów, by skupić się na moment na czyichś.
- Musi być jakiś sposób na oparcie się urokowi niksy. Może amulet albo eliksir? - zapytała, bo sama nie miała okazji, by przestudiować odpowiednio to zagadnienie. Przy odpowiednim przygotowaniu, może dałoby się zyskać pewność, że mężczyzna nie jest nią zainteresowany jedynie przez jej demoniczną krew, a żywi do niej szczere uczucia.
Przystanęła razem z kobietą przy palmie, nie spuszczając z niej wzroku. Połączyła fakty już wcześniej, widziała artykuł w gazecie i wyłapała nazwisko Sigurda. Ubolewała nad faktem, że musiał wyjechać, ale rozumiała profesjonalne podejście do obowiązków służbowych. Niestety kosztowało to jej przyjaciółkę złamane serce.
- Przykro mi, Vil - westchnęła. Sama straciła dobrego kumpla, bo choć nie zawsze był duszą towarzystwa, to miło spędzała z nim czas. Ale jednak nie ma co porównywać do romantycznej relacji. Nie chciała widzieć jej cierpienia, chociaż może nie byli aż tak zżyci, jak można by przypuszczać? - Może się jeszcze zobaczycie. A może masz już kogoś innego na oku?
Posłała jej jeszcze blady uśmiech, jakby z wdzięczności za wsparcie, którym chciała ją otoczyć. Gdyby znajdowały się w zaciszu domowego kąta, może niksa byłaby bardziej wylewna, ale to mogłoby tylko rozjuszyć niestabilną emocjonalnie blondynkę. Nie była w stanie przewidzieć własnych reakcji i bała się zrobić komuś krzywdę, dlatego dopiero wychylała się ze skorupy i powoli testowała swoje możliwości. Nie mogła siedzieć wiecznie zamknięta, ale marzyła już o tym, żeby wrócić do dawnej formy i tryskać radością i energią. Patrząc w lustro widziała karykaturę siebie, z ziemistą cerą, cieniami pod oczami i matowym spojrzeniem - nie mogła się poznać w odbiciu tafli, więc najczęściej omijała je szerokim łukiem.
Villemo zaczęła opowiadać swoją historię, a Sørensen słuchała jej z zaciekawieniem, chętnie odrywając się od własnych problemów, by skupić się na moment na czyichś.
- Musi być jakiś sposób na oparcie się urokowi niksy. Może amulet albo eliksir? - zapytała, bo sama nie miała okazji, by przestudiować odpowiednio to zagadnienie. Przy odpowiednim przygotowaniu, może dałoby się zyskać pewność, że mężczyzna nie jest nią zainteresowany jedynie przez jej demoniczną krew, a żywi do niej szczere uczucia.
Przystanęła razem z kobietą przy palmie, nie spuszczając z niej wzroku. Połączyła fakty już wcześniej, widziała artykuł w gazecie i wyłapała nazwisko Sigurda. Ubolewała nad faktem, że musiał wyjechać, ale rozumiała profesjonalne podejście do obowiązków służbowych. Niestety kosztowało to jej przyjaciółkę złamane serce.
- Przykro mi, Vil - westchnęła. Sama straciła dobrego kumpla, bo choć nie zawsze był duszą towarzystwa, to miło spędzała z nim czas. Ale jednak nie ma co porównywać do romantycznej relacji. Nie chciała widzieć jej cierpienia, chociaż może nie byli aż tak zżyci, jak można by przypuszczać? - Może się jeszcze zobaczycie. A może masz już kogoś innego na oku?
Villemo Holmsen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Pią 20 Sty - 12:45
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Niedopowiedzenia zawisły w powietrzu, osiadły nad kobietami niczym ciemna chmura zwiastująca niepogodę. Wyznanie niksy zostawiło po sobie ślad, wypaliło piętno, nie chciała tego dla dziewczyny, która zdawała się zmagać z licznymi demonami; kolejne zmartwienia nie były teraz konieczne. Choć żyła wśród galdrów, to nigdy ich w pełni nie zrozumie. Nie pojmie systemu wartości jakimi się kierują w życiu. Jej własny świat przesiąknięty aurą, śpiewem jezior zawsze pozostanie dla nich zagadką. Zawsze będzie w ich oczach demonem, któremu nie można do końca zaufać. Nie było żadnej siły, która mogła oprzeć się czarom, poza jedną - siła woli, ta pozwalała zachować resztki świadomości, ułatwiał wybudzenie się ze stanu otępienia, ale wszelka próba walki była skazana na wstępie na porażkę.
Uśmiechnęła się delikatnie do Vivian, nie wiedziała jak nieść jej pociechę i wsparcie inaczej niż obecnością. Szybko otrząsnęła się ze swoich trosk, mając świadomość, że ulepiona jest z innej gliny niż kobieta obok niej. Żyły w jednym świecie, ale pochodziły z dwóch całkowicie odległych. Relacja z Sigurdem pozostawała wspomnieniem, pięknym marzeniem, z pewną nutą nostalgii, gdy zapadał w jej ramiona, gdy traktował ją jak królową, a nie trofeum. I choć na koniec jej natura się w niej odezwała i zraniła go boleśnie, to mogło wyjść tylko jemu na dobre. Niksa nie była stworzona do życia w pięknym i pełnym rodziny domu. Ich natura, dzika i demoniczna w końcu się odezwała. Zaakceptowanie jej ułatwiało życie, sprawiało, że przetrwanie stawało się prostsze.
-Nie - Pokręciła głową, ale z jej twarzy nie schodził uśmiech, choć zmieniła się on, za każdym razem wyrażając inne emocje jakie towarzyszyły jej w trakcie tej rozmowy. -Nie ma takich specyfików i amuletów. Można próbować, ale koniec końców… każdy ulega. - Chłodna nuta wkradła się w miękki głos niksy. -Nie żałuj mnie Viv. - Ujęła blondynkę pod rękę i ruszyła dalej alejkami. -Tak musiało być. Najważniejsze, aby znalazł spokój i kogoś kto wypełni jego życie. Ja nie mogłam być taką osobą. - Niksa i Kruczy Strażnik, samo połączenie brzmiało jak fantazja. Nigdy nie mogło się udać i im bardziej zaakceptowała swoją naturę, tym łatwiej jej to przychodziło. Aura nie rwała się do przodu, spokojnie owinięta wokół postaci niksy, jedynie sprawiała, że przyciągała spojrzenia, ale nikomu nie szkodziła. Nie czuła na sobie wygłodniałych spojrzeń, które osiadały zwykle na jej postaci, zostawiały na niej ślady pożądania, nad którym nie panowali. -Na pewno kiedyś znów się spotkamy. - Ale nigdy nie wrócą do tego co było. Kolejne pytanie nieco ją zaskoczyło. -Nie, nie mam nikogo. Na razie cieszę się tym co aktualnie mam. - Przedziwna relacja z pewnym malarzem nakładała na płótno życia kolejne warstwy farby, krążyli wokół siebie niczym dzikie zwierzęta.Wrogowie, którzy postanowili sprawdzić co się stanie jak położą obok siebie niewybuch. Testowali siebie nawzajem. Kąsali, rozrywali połacie skóry, naruszali miękkie struktury zadając sobie ból, patrząc jak krew płynie, jak aura nie działa, jak są zdani na drugą osobę, nie mając nad nią żadnej władzy. Niebezpieczna fascynacja, która mogła doprowadzić do tragedii, a mimo to wciąż drążyli. Mógł ją zniszczyć, a ona jego… obydwoje trzymali tykającą bombę w dłoniach. Czasami miała ochotę szponami pokiereszować jego twarz. -A ty? Widujesz się z kimś ostatnio?
Uśmiechnęła się delikatnie do Vivian, nie wiedziała jak nieść jej pociechę i wsparcie inaczej niż obecnością. Szybko otrząsnęła się ze swoich trosk, mając świadomość, że ulepiona jest z innej gliny niż kobieta obok niej. Żyły w jednym świecie, ale pochodziły z dwóch całkowicie odległych. Relacja z Sigurdem pozostawała wspomnieniem, pięknym marzeniem, z pewną nutą nostalgii, gdy zapadał w jej ramiona, gdy traktował ją jak królową, a nie trofeum. I choć na koniec jej natura się w niej odezwała i zraniła go boleśnie, to mogło wyjść tylko jemu na dobre. Niksa nie była stworzona do życia w pięknym i pełnym rodziny domu. Ich natura, dzika i demoniczna w końcu się odezwała. Zaakceptowanie jej ułatwiało życie, sprawiało, że przetrwanie stawało się prostsze.
-Nie - Pokręciła głową, ale z jej twarzy nie schodził uśmiech, choć zmieniła się on, za każdym razem wyrażając inne emocje jakie towarzyszyły jej w trakcie tej rozmowy. -Nie ma takich specyfików i amuletów. Można próbować, ale koniec końców… każdy ulega. - Chłodna nuta wkradła się w miękki głos niksy. -Nie żałuj mnie Viv. - Ujęła blondynkę pod rękę i ruszyła dalej alejkami. -Tak musiało być. Najważniejsze, aby znalazł spokój i kogoś kto wypełni jego życie. Ja nie mogłam być taką osobą. - Niksa i Kruczy Strażnik, samo połączenie brzmiało jak fantazja. Nigdy nie mogło się udać i im bardziej zaakceptowała swoją naturę, tym łatwiej jej to przychodziło. Aura nie rwała się do przodu, spokojnie owinięta wokół postaci niksy, jedynie sprawiała, że przyciągała spojrzenia, ale nikomu nie szkodziła. Nie czuła na sobie wygłodniałych spojrzeń, które osiadały zwykle na jej postaci, zostawiały na niej ślady pożądania, nad którym nie panowali. -Na pewno kiedyś znów się spotkamy. - Ale nigdy nie wrócą do tego co było. Kolejne pytanie nieco ją zaskoczyło. -Nie, nie mam nikogo. Na razie cieszę się tym co aktualnie mam. - Przedziwna relacja z pewnym malarzem nakładała na płótno życia kolejne warstwy farby, krążyli wokół siebie niczym dzikie zwierzęta.Wrogowie, którzy postanowili sprawdzić co się stanie jak położą obok siebie niewybuch. Testowali siebie nawzajem. Kąsali, rozrywali połacie skóry, naruszali miękkie struktury zadając sobie ból, patrząc jak krew płynie, jak aura nie działa, jak są zdani na drugą osobę, nie mając nad nią żadnej władzy. Niebezpieczna fascynacja, która mogła doprowadzić do tragedii, a mimo to wciąż drążyli. Mógł ją zniszczyć, a ona jego… obydwoje trzymali tykającą bombę w dłoniach. Czasami miała ochotę szponami pokiereszować jego twarz. -A ty? Widujesz się z kimś ostatnio?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Vivian Sørensen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Wto 24 Sty - 23:48
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
W pierwszym odczuciu nie zauważyła niczego podejrzanego, ale im dłużej przebywała w towarzystwie kobiety, im więcej jej słuchała, tym coraz mocniej uderzało ją wrażenie, że coś się w niej zmieniło. Nie potrafiła tego nazwać, bo może to kwestia utraconego mężczyzny, a może sprawa tyczyła się jej demonicznej strony, która coraz bardziej ją pochłaniała? Tylko czy to możliwe? Może zawsze taka była, a Vivian dopiero po poznaniu jej sekretu zaczęła zauważać wcześniej niewidoczne sygnały?
Nie miała pojęcia o trudach, z jakimi przyszło się mierzyć Villemo, z jej naturą, która tylko z pozoru wydawała się marzeniem każdej kobiety, a praktyce przypominała raczej koszmar. A najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że nie było sposobu na odwrócenie jej losu, nawet jeśli bardzo by tego chciała. Choć dziś miała wrażenie, że kobieta jest pogodzona ze swoją demoniczną stroną i współpracują na szczęście lub nieszczęście męskich serc.
- Przykro mi. Chciałabym, żebyś zaznała tej pewności, że ktoś się w tobie zakochał ze względu na ciebie, a nie czar - może faktycznie nie było ratunku, a może odpowiedni sposób nie został jeszcze wynaleziony. A może nie znalazła jeszcze mężczyzny na tyle silnego psychicznie, który oparłby się jej woli - czy było to całkiem niemożliwe? Aż ciężko uwierzyć, że nie znalazłaby się przynajmniej jedna taka osoba.
- I ty znajdziesz taką osobę, wiem o tym - stwierdziła jeszcze, nie tylko po to, żeby ją pocieszyć, ale zwyczajnie życzyła jej dobrze. Domyślała się, że doświadcza wiele zawiści od zazdrosnych kobiet i mimowolnie czuła potrzebę, by jej to jakoś zrekompensować.
Kiwnęła jeszcze głowę na kolejną informację, choć nie oceniałaby jej, gdyby zdążyła znaleźć sobie kogoś na pocieszenie. W końcu mogła przebierać w ofertach, mogła mieć kogo tylko chciała, niezależnie od jego woli, a jednak nie decydowała się na to.
- To... skomplikowane - zaczęła temat niepewnym tonem, jakby chciała go uciąć w zarodku, ale z drugiej strony, po co miałaby to ukrywać? Dlaczego miałaby bawić się w podchody, zakopując informacje zwykłe, normalne, skoro Villemo zdradziła jej sekret, który mógł poważnie jej zaszkodzić? Wystarczyło zdradzić ją tym Wyzwolonym szaleńcom, a oni rozpoczęliby polowanie. Ryzykowała wiele, dzieląc się swą tajemnicą, a Vivian nie zamierzała zawieść jej zaufania. Tym samym wiedziała, że sama także może jej zdradzić niemal wszystko.
- Jeszcze przed atakiem miałam zawirowanie na tym polu, ale później wszystko zeszło na dalszy plan - stwierdziła zgodnie z prawdą, bo horror, który przeżyła odcisnął na niej piętno na tyle duże, że nagle jej poprzednie rozterki straciły na ważności. - Ale tak. Widuję się od jakiegoś miesiąca z malarzem. Jest znany, więc pewnie kojarzysz, Halvorsen?
Spojrzała na kobietę, by upewnić się, że wiedziała o kim mowa. Zastanawiała się, czy wspomnieć o byłym profesorze, z którym była na dwóch randkach, ale skoro dał jej kosza, to postanowiła przemilczeć jego udział.
- Jest jeszcze pewien marynarz, do którego mam słabość… ale sama nie wiem, czego chcę - westchnęła, bo zdawała sobie sprawę, że kiepsko to brzmiało, nawet jeśli z nikim nie obiecywała sobie wyłączności. Żadnej z tych relacji nie poświęciła odpowiedniej ilości słów, by opisać różnice i jej odczucia, bo chyba nie starczyłoby teraz czasu, a zagłębianie się w ten temat w tej chwili w niczym nie pomoże. - Skupiam się teraz, żeby wyjść z tego doła, czuję jakbym nie panowała nad żadnym aspektem swojego życia.
Nie miała pojęcia o trudach, z jakimi przyszło się mierzyć Villemo, z jej naturą, która tylko z pozoru wydawała się marzeniem każdej kobiety, a praktyce przypominała raczej koszmar. A najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że nie było sposobu na odwrócenie jej losu, nawet jeśli bardzo by tego chciała. Choć dziś miała wrażenie, że kobieta jest pogodzona ze swoją demoniczną stroną i współpracują na szczęście lub nieszczęście męskich serc.
- Przykro mi. Chciałabym, żebyś zaznała tej pewności, że ktoś się w tobie zakochał ze względu na ciebie, a nie czar - może faktycznie nie było ratunku, a może odpowiedni sposób nie został jeszcze wynaleziony. A może nie znalazła jeszcze mężczyzny na tyle silnego psychicznie, który oparłby się jej woli - czy było to całkiem niemożliwe? Aż ciężko uwierzyć, że nie znalazłaby się przynajmniej jedna taka osoba.
- I ty znajdziesz taką osobę, wiem o tym - stwierdziła jeszcze, nie tylko po to, żeby ją pocieszyć, ale zwyczajnie życzyła jej dobrze. Domyślała się, że doświadcza wiele zawiści od zazdrosnych kobiet i mimowolnie czuła potrzebę, by jej to jakoś zrekompensować.
Kiwnęła jeszcze głowę na kolejną informację, choć nie oceniałaby jej, gdyby zdążyła znaleźć sobie kogoś na pocieszenie. W końcu mogła przebierać w ofertach, mogła mieć kogo tylko chciała, niezależnie od jego woli, a jednak nie decydowała się na to.
- To... skomplikowane - zaczęła temat niepewnym tonem, jakby chciała go uciąć w zarodku, ale z drugiej strony, po co miałaby to ukrywać? Dlaczego miałaby bawić się w podchody, zakopując informacje zwykłe, normalne, skoro Villemo zdradziła jej sekret, który mógł poważnie jej zaszkodzić? Wystarczyło zdradzić ją tym Wyzwolonym szaleńcom, a oni rozpoczęliby polowanie. Ryzykowała wiele, dzieląc się swą tajemnicą, a Vivian nie zamierzała zawieść jej zaufania. Tym samym wiedziała, że sama także może jej zdradzić niemal wszystko.
- Jeszcze przed atakiem miałam zawirowanie na tym polu, ale później wszystko zeszło na dalszy plan - stwierdziła zgodnie z prawdą, bo horror, który przeżyła odcisnął na niej piętno na tyle duże, że nagle jej poprzednie rozterki straciły na ważności. - Ale tak. Widuję się od jakiegoś miesiąca z malarzem. Jest znany, więc pewnie kojarzysz, Halvorsen?
Spojrzała na kobietę, by upewnić się, że wiedziała o kim mowa. Zastanawiała się, czy wspomnieć o byłym profesorze, z którym była na dwóch randkach, ale skoro dał jej kosza, to postanowiła przemilczeć jego udział.
- Jest jeszcze pewien marynarz, do którego mam słabość… ale sama nie wiem, czego chcę - westchnęła, bo zdawała sobie sprawę, że kiepsko to brzmiało, nawet jeśli z nikim nie obiecywała sobie wyłączności. Żadnej z tych relacji nie poświęciła odpowiedniej ilości słów, by opisać różnice i jej odczucia, bo chyba nie starczyłoby teraz czasu, a zagłębianie się w ten temat w tej chwili w niczym nie pomoże. - Skupiam się teraz, żeby wyjść z tego doła, czuję jakbym nie panowała nad żadnym aspektem swojego życia.
Villemo Holmsen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Pią 27 Sty - 19:10
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Vivian wydawała się zagubiona, trochę niewinna i żyjąca marzeniami, tym czym kiedyś sama niksa oddychała, za czym wiecznie podążała, unosząc ręce wysoko, aby sięgnąć gwiazd. Śmiała się w głos, nie przejmowała trudami życia codziennego, nie wypłakiwała oczu kiedy otoczna kokonem miłości rodzicielskiej żyła w złudzeniu; w pięknym śnie.
-Dziękuję, jesteś bardzo miła. - Uśmiechnęła się do Vivien z wdzięcznością, a szare oczy rozbłysły mocniej. Osoba niksy promieniała, ale zaraz odchrząknęła i jakby przygasła; zorientowała się, że zbyt wiele spojrzeń przyciąga, a nie chciała aby towarzysząca jest kobieta miała przez nią kłopoty. -Być może, liczę, że na pewno będą mnie otaczać osoby, które mi to podarują, przy których będę czuć się bezpiecznie. - Założyła złoty kosmyk za ucho. -Tak jak tobie mogę zaufać. - Nie wiedzieć czemu, czuła, że Vivian jej nie zdradzi, że pomimo tego iż jest kobietą, to nie będzie wiedziona zawiścią. Villemo nigdy nie działała celowo na szkodę innych, nie uwodziła swoim głosem celem udowodnienia sobie i innym jak potrafi uwięzić umysły i spojrzenia. Jak swój jad sączy do ucha niczym w sztuce szekspirowskiej, choć pytanie być albo nie być, zadawała sobie często. -Gdyby nie było skomplikowane, nie miałabyś takiej miny. - Spojrzała wymownie na Vivian, po czym ruszyła dalej wśród alejek palm, które bezdźwięcznie pochylały się nad spacerującymi, pozwalając im na swobodne rozmowy, a szmer wody sprawiał, że ciężko było usłyszeć o czym opowiadają inni. Mogły czuć się tu w miarę bezpiecznie. -Einar Halvorsen? - Uniosła brwi w niekłamanym zaskoczeniu. -Od miesiąca? Coś takiego, oczywiście, że go znam. Pracuję w galerii sztuki, a pan Halvorsen bywa częstym jej gościem. - Odparła swobodnie, choć przyjrzała się uważniej Vivian. Czy związał ją swoim czarem, czy wypalił na duszy kobiety piętno demona i kusząc ją oraz mamiąc zabawia się jej kosztem? Nie mogła go oceniać, w końcu niewiele się od siebie różnili, a ona do końca nie wiedziała kim jest Einar. Nie powinno jej dziwić, że wiele kobiet mu ulega. Natura Villemo sprawiała, że nie była podatna na jego czar, nie mógł jej związać swoją wolą, nie miał jak wedrzeć się do umysłu i sprawić, że zapadnie się całkowicie w uroku i toksynie aury, ale wyczuła jak silna ona jest, jak bardzo pragnie więcej. Dzikość była wpisana w jego istnienie, natura tak bardzo niezrozumiała przez galdrów, tak bardzo pogardzana i pożądana jednocześnie. Czy miała świadomość? Nie. Zbyt dobrze się ukrywał i kamuflował, lepiej od samej Villemo, która polegała na ochronie innych, on działał sam. Skrzywdzony, budował wokół siebie twierdzę. -Kiedy ostatnio się widzieliście? - Zagadnęła jeszcze, a gdy padła informacja o marynarzu zatrzymała się, na malinowych ustach pojawił się cwany i pełen przekory uśmiech. -Vivian Sørensen, czy chcesz mi powiedzieć, że uwodzisz swoim urokiem dwóch mężczyzn na raz? - Zaśmiała się cicho, chcąc sprawić, że dziewczyna choć na chwilę się uśmiechnie. -A to mój rodzaj nazywa się łamaczkami serc - zadrwiła z samej siebie. Widząc, że tej nie jest łatwo to wszystko mówić, ujęła jej dłonie w swoje. -Widzę, że jesteś jak rozbita waza. Najlepiej zacząć od podstawy nim zaczniesz zbierać kolejne elementy układanki. - Posłała jej pełen ciepła i wsparcia uśmiech, a głos stał się niezwykle łagodny i miękki; kołysał. -Pozwólmy sobie na beztroskę, która sprawi, że poczujesz się odrobinę lepiej. Powiedz mi jak poznałaś tego słynnego malarza i zdradź trochę więcej o tym tajemniczym marynarzu. - Ona znała tylko jednego, który był na tyle śmiały, że chciał ryzykować starcie z jej aurą. Pewny siebie człowiek, który chciał pływać na wodach, których nigdy wcześniej nie poznał.
-Dziękuję, jesteś bardzo miła. - Uśmiechnęła się do Vivien z wdzięcznością, a szare oczy rozbłysły mocniej. Osoba niksy promieniała, ale zaraz odchrząknęła i jakby przygasła; zorientowała się, że zbyt wiele spojrzeń przyciąga, a nie chciała aby towarzysząca jest kobieta miała przez nią kłopoty. -Być może, liczę, że na pewno będą mnie otaczać osoby, które mi to podarują, przy których będę czuć się bezpiecznie. - Założyła złoty kosmyk za ucho. -Tak jak tobie mogę zaufać. - Nie wiedzieć czemu, czuła, że Vivian jej nie zdradzi, że pomimo tego iż jest kobietą, to nie będzie wiedziona zawiścią. Villemo nigdy nie działała celowo na szkodę innych, nie uwodziła swoim głosem celem udowodnienia sobie i innym jak potrafi uwięzić umysły i spojrzenia. Jak swój jad sączy do ucha niczym w sztuce szekspirowskiej, choć pytanie być albo nie być, zadawała sobie często. -Gdyby nie było skomplikowane, nie miałabyś takiej miny. - Spojrzała wymownie na Vivian, po czym ruszyła dalej wśród alejek palm, które bezdźwięcznie pochylały się nad spacerującymi, pozwalając im na swobodne rozmowy, a szmer wody sprawiał, że ciężko było usłyszeć o czym opowiadają inni. Mogły czuć się tu w miarę bezpiecznie. -Einar Halvorsen? - Uniosła brwi w niekłamanym zaskoczeniu. -Od miesiąca? Coś takiego, oczywiście, że go znam. Pracuję w galerii sztuki, a pan Halvorsen bywa częstym jej gościem. - Odparła swobodnie, choć przyjrzała się uważniej Vivian. Czy związał ją swoim czarem, czy wypalił na duszy kobiety piętno demona i kusząc ją oraz mamiąc zabawia się jej kosztem? Nie mogła go oceniać, w końcu niewiele się od siebie różnili, a ona do końca nie wiedziała kim jest Einar. Nie powinno jej dziwić, że wiele kobiet mu ulega. Natura Villemo sprawiała, że nie była podatna na jego czar, nie mógł jej związać swoją wolą, nie miał jak wedrzeć się do umysłu i sprawić, że zapadnie się całkowicie w uroku i toksynie aury, ale wyczuła jak silna ona jest, jak bardzo pragnie więcej. Dzikość była wpisana w jego istnienie, natura tak bardzo niezrozumiała przez galdrów, tak bardzo pogardzana i pożądana jednocześnie. Czy miała świadomość? Nie. Zbyt dobrze się ukrywał i kamuflował, lepiej od samej Villemo, która polegała na ochronie innych, on działał sam. Skrzywdzony, budował wokół siebie twierdzę. -Kiedy ostatnio się widzieliście? - Zagadnęła jeszcze, a gdy padła informacja o marynarzu zatrzymała się, na malinowych ustach pojawił się cwany i pełen przekory uśmiech. -Vivian Sørensen, czy chcesz mi powiedzieć, że uwodzisz swoim urokiem dwóch mężczyzn na raz? - Zaśmiała się cicho, chcąc sprawić, że dziewczyna choć na chwilę się uśmiechnie. -A to mój rodzaj nazywa się łamaczkami serc - zadrwiła z samej siebie. Widząc, że tej nie jest łatwo to wszystko mówić, ujęła jej dłonie w swoje. -Widzę, że jesteś jak rozbita waza. Najlepiej zacząć od podstawy nim zaczniesz zbierać kolejne elementy układanki. - Posłała jej pełen ciepła i wsparcia uśmiech, a głos stał się niezwykle łagodny i miękki; kołysał. -Pozwólmy sobie na beztroskę, która sprawi, że poczujesz się odrobinę lepiej. Powiedz mi jak poznałaś tego słynnego malarza i zdradź trochę więcej o tym tajemniczym marynarzu. - Ona znała tylko jednego, który był na tyle śmiały, że chciał ryzykować starcie z jej aurą. Pewny siebie człowiek, który chciał pływać na wodach, których nigdy wcześniej nie poznał.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Vivian Sørensen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Pon 6 Mar - 0:32
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Informacja, że Villemo jest niksą z jednej strony nic nie zmieniała, a jednak mimowolnie postrzeganie kobiety uległo zmianie, bo teraz patrzyła na nią również przez pryzmat jej instyntków i możliwości, które kryła. Mogła być niebezpieczna, mogła mamić i doprowadzać do ruiny, najpewniej nie tylko mężczyzn, więc nie do końca wiedziała, jak się przy niej zachowywać, choć starała się utrzymać zdrowy rozsądek, traktować ją tak samo, jak wcześniej i jak najbardziej zrozumieć jej naturę.
Odwzajemniła uśmiech niksy, choć w jej wydaniu był dużo bardziej wyblakły, jakby nie potrafiła okazać prawdziwych emocji, choć tak naprawdę negatywne doświadczenia w dużym stopniu tłumiły potencjalną radość.
- Właściwie jak sobie radzisz? Teraz, kiedy podejrzenia padają nawet na niewinnych? - zapytała cicho, nie chcąc wzbudzać podejrzeń, a też by nikt nie mógł ich podsłuchać. Martwiła się o przyjaciółkę, bo niepewne czasy dawały w kość nawet normalnym, pozbawionym demonicznej krwi galdrom. Nie miała przecież pojęcia, że niksa polega na ochronie swojego pracodawcy, bo też nic nie wiedziała o szczegółach jej zatrudnienia. Nie należała do osób, które wypytują o prywatne sprawy, a jak już ktoś obdarza ją zaufaniem, to stara się być godna tego zaszczytu, dlatego z ulgą przyjęła słowa kobiety, że jednak jej ufa.
Rozchwianie emocjonalne wzmaga paranoję i wątpliwości, więc czasami kładła sobie do głowy głupstwa, które ciężko było wyplewić, więc obecnie jest dość nieobliczalna w zachowaniu. Teraz stara się z całych sił trzymać pozytywów, by nie spaść w przepaść szaleństwa i znów się nie zatracić. Spotkanie ze znajomą twarzą o dziwo pomaga jej oderwać myśli, tym chętniej skupia się na rozmowie, choć tematy tylko z pozoru są lekkie. W rzeczywistości rozterki sercowe długo nie pozwalały jej zasnąć, nawet teraz, mimo że miała większe zmartwienia, martwiła się o to, co nadejdzie. Jej wrażliwa natura została poddana próbie i niestety złamała się pod wpływem tramatycznych doświadczeń.
Czy zaskoczenie Villemo, kiedy wymówiła nazwisko swojego malarza, powinno ją zdziwić? Mężczyzna uchodził wprawdzie za casanovę, który porzuca kobiety jak tylko mu się znudzą, ale reputacja nie zawsze świadczy o człowieku, a Vivian nie wyczuła w nim nawet fałszywej nutki. Czy zaskoczenie Holmsen było spowodowane jej troską o kontakty ze sławnym malarzem, czy dlatego, że sama miała na niego oko? Nie mogłaby mieć jej tego za złe, ale na samą myśl, poczuła dziwne ukłucie w żołądku.
- Ale chyba nie... nie uwiodłaś go? - zapytała z nagłym przestrachem, jakby niksa mogła wykorzystywać go w swoich grach. Oczywiście nie miała pojęcia jak blisko, a jednocześnie daleko prawdy się znajduje.
- Jeszcze przed atakiem. Trochę się od tego czasu wydarzyło i nie wiem, jak mu o wszystkim powiedzieć - nie kłamała w twierdzeniu, że jej sytuacja jest skomplikowana. Zupełnie nie wiedziała, jak się zachować i co zrobić, a im dłużej to odwlekała, tym ciężej było jej zrobić decydujący krok.
Prychnęła w delikatnym rozbawieniu na żarty Villemo, tym bardziej nie chcąc wspominać o trzecim mężczyźnie, który jednak zniknął z jej życia tak szybko, jak się pojawił. Nie nazwałaby siebie łamaczką serc, prędzej jej serce zostanie podwójnie złamane, ale wolała już tego nie prostować.
- Masz rację - doceniała jej starania poprawy nastroju. Podstawa w jej przypadku była równie rozchwiana i nawet za to nie potrafiła się zabrać. Choć może to nie prawda, skoro teraz tu była i jeszcze nie wybuchła. Lekkie tematy faktycznie były miłą odskocznią, więc chętnie wypłynęła na te wody.
- Kiedyś malował portret mojego dziadka, ale wtedy nie zwrócił na mnie uwagi. Dopiero pod koniec zeszłego roku spotkaliśmy się w galerii, zaczęliśmy wymieniać listy, potem się spotykać… i poszło. Nie mogę oderwać od niego wzroku, kiedy się widujemy - żadna zawiła historia, ot zwykła znajomość rozbudzona emocjami i uczuciami, ale chyba cały urok zaklęty jest w tej prostocie.
Z marynarzem było zupełnie inaczej.
- Z Arthurem było bardziej gwałtownie, trochę takie starcie dwóch światów, że mieliśmy ochotę się pozabijać. A jednak zawsze pojawia się wtedy, kiedy go potrzebuję, pomaga mi jak tylko może. Znalazł mnie po ataku, gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj. Czuję się przy nim bezpiecznie - dwie kompletnie różne relacje, które znalazły specjalne miejsce w jej sercu, że teraz walczyła sama ze sobą, by uporządkować ten bałagan emocjonalno-uczuciowy.
Odwzajemniła uśmiech niksy, choć w jej wydaniu był dużo bardziej wyblakły, jakby nie potrafiła okazać prawdziwych emocji, choć tak naprawdę negatywne doświadczenia w dużym stopniu tłumiły potencjalną radość.
- Właściwie jak sobie radzisz? Teraz, kiedy podejrzenia padają nawet na niewinnych? - zapytała cicho, nie chcąc wzbudzać podejrzeń, a też by nikt nie mógł ich podsłuchać. Martwiła się o przyjaciółkę, bo niepewne czasy dawały w kość nawet normalnym, pozbawionym demonicznej krwi galdrom. Nie miała przecież pojęcia, że niksa polega na ochronie swojego pracodawcy, bo też nic nie wiedziała o szczegółach jej zatrudnienia. Nie należała do osób, które wypytują o prywatne sprawy, a jak już ktoś obdarza ją zaufaniem, to stara się być godna tego zaszczytu, dlatego z ulgą przyjęła słowa kobiety, że jednak jej ufa.
Rozchwianie emocjonalne wzmaga paranoję i wątpliwości, więc czasami kładła sobie do głowy głupstwa, które ciężko było wyplewić, więc obecnie jest dość nieobliczalna w zachowaniu. Teraz stara się z całych sił trzymać pozytywów, by nie spaść w przepaść szaleństwa i znów się nie zatracić. Spotkanie ze znajomą twarzą o dziwo pomaga jej oderwać myśli, tym chętniej skupia się na rozmowie, choć tematy tylko z pozoru są lekkie. W rzeczywistości rozterki sercowe długo nie pozwalały jej zasnąć, nawet teraz, mimo że miała większe zmartwienia, martwiła się o to, co nadejdzie. Jej wrażliwa natura została poddana próbie i niestety złamała się pod wpływem tramatycznych doświadczeń.
Czy zaskoczenie Villemo, kiedy wymówiła nazwisko swojego malarza, powinno ją zdziwić? Mężczyzna uchodził wprawdzie za casanovę, który porzuca kobiety jak tylko mu się znudzą, ale reputacja nie zawsze świadczy o człowieku, a Vivian nie wyczuła w nim nawet fałszywej nutki. Czy zaskoczenie Holmsen było spowodowane jej troską o kontakty ze sławnym malarzem, czy dlatego, że sama miała na niego oko? Nie mogłaby mieć jej tego za złe, ale na samą myśl, poczuła dziwne ukłucie w żołądku.
- Ale chyba nie... nie uwiodłaś go? - zapytała z nagłym przestrachem, jakby niksa mogła wykorzystywać go w swoich grach. Oczywiście nie miała pojęcia jak blisko, a jednocześnie daleko prawdy się znajduje.
- Jeszcze przed atakiem. Trochę się od tego czasu wydarzyło i nie wiem, jak mu o wszystkim powiedzieć - nie kłamała w twierdzeniu, że jej sytuacja jest skomplikowana. Zupełnie nie wiedziała, jak się zachować i co zrobić, a im dłużej to odwlekała, tym ciężej było jej zrobić decydujący krok.
Prychnęła w delikatnym rozbawieniu na żarty Villemo, tym bardziej nie chcąc wspominać o trzecim mężczyźnie, który jednak zniknął z jej życia tak szybko, jak się pojawił. Nie nazwałaby siebie łamaczką serc, prędzej jej serce zostanie podwójnie złamane, ale wolała już tego nie prostować.
- Masz rację - doceniała jej starania poprawy nastroju. Podstawa w jej przypadku była równie rozchwiana i nawet za to nie potrafiła się zabrać. Choć może to nie prawda, skoro teraz tu była i jeszcze nie wybuchła. Lekkie tematy faktycznie były miłą odskocznią, więc chętnie wypłynęła na te wody.
- Kiedyś malował portret mojego dziadka, ale wtedy nie zwrócił na mnie uwagi. Dopiero pod koniec zeszłego roku spotkaliśmy się w galerii, zaczęliśmy wymieniać listy, potem się spotykać… i poszło. Nie mogę oderwać od niego wzroku, kiedy się widujemy - żadna zawiła historia, ot zwykła znajomość rozbudzona emocjami i uczuciami, ale chyba cały urok zaklęty jest w tej prostocie.
Z marynarzem było zupełnie inaczej.
- Z Arthurem było bardziej gwałtownie, trochę takie starcie dwóch światów, że mieliśmy ochotę się pozabijać. A jednak zawsze pojawia się wtedy, kiedy go potrzebuję, pomaga mi jak tylko może. Znalazł mnie po ataku, gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj. Czuję się przy nim bezpiecznie - dwie kompletnie różne relacje, które znalazły specjalne miejsce w jej sercu, że teraz walczyła sama ze sobą, by uporządkować ten bałagan emocjonalno-uczuciowy.
Villemo Holmsen
Re: 03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Sro 15 Mar - 13:16
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Przeklęte przez ludzi istnienie należało do trudnych, pełnych wyzwań, a zakręty na drodze były niemalże wszędzie. Stworzona na podobieństwo męskich snów musiała żyć zarówno z ich pogardą jak i pragnieniami. Dualizm tego doświadczenia nie raz sprawiał, że gubiła sie sama w sobe i starała się znaleźć równowagę. Nie było trudne ją uzyskać, wystarczyło, że ucieknie z miasta, wyniesie się poza obręby ludzkich siedlisk, ale co miałaby robić. Nie znała innego życia, nie widziała siebie jako odludka, piękności, która żywi się plonami natury i unika spotkań. Jej żywiołem byli ludzie, muzyka i pragnienie życia.
Wciąż balansowała na linie nad przepaścią, ryzykowała. Ujawnienie się przed Vivien mogło kosztować ją życie, ale demoniczna natura nie cierpiała stagnacji i domagała się życia, prawdziwego i namacalnego. Dlatego tak chętnie łamała zasady i schematy, przekraczała granice, stawiała wyzwania innym.
-Ciąży i drażni mnie ta nienawiść. - Przyznała po chwili namysłu. -Staram się nie wychylać i nie rzucać w oczy, co nie jest łatwe. Jednak nie chcę też zamknąć się w domu i nigdy nie wychodzić. - Choć był czas kiedy zwyczajnie chciała zniknąć, zapaść się pod ziemię. Nie opuszczać murów galerii, jej ciemnych korytarzy. Tam wiedziała, że nikt jej nie tknie, póki spełnia oczekiwania jej właściciela, nic jej nie grozi. Nie wiedząc, że związał jej wolę, uległa mu, poddała się, widząc w nim jedynego, który może zapewnić jej ochronę.
Dostrzegła lekkie napięcie i niepokój kiedy rozmowa zeszła na Einara. Szare spojrzenie bacznie się przyglądało kobiecie. Jak długo Vivian tkwiła pod wpływem czaru malarza? Czy długo więził jej wolę szukając miłości, sztucznie wytworzonej, ale w swym wydźwięku iście prawdziwej. Oszukiwał i kłamał, aby otrzymać namiastkę ciepła. Był większym łgarzem niż Villemo, która swój czar wykorzystywała w pracy, gdzie za to płacili, gdzie nie musiała go ukrywać, ponieważ tego właśnie pragnęli - zatracenia.
Czy mogła na Vib wyczuć jego skazę? Odór trucizny jaką oplótł wiotką istotę, tak kruchą i podatną jego urokowi. Kolejne pytanie wyrwało z ust niksy cichy śmiech.
-Ja jego? - Zapytała szczerze rozbawiona, a potem pokręciła głową z pełną powagą wymalowaną na jasnej twarzy. -Nie. Możesz być o to spokojna. Mamy z panem Halvorsenem swego rodzaju rozbierzność. Stoi nam na przeszkodzie jego sztuka. - Zapewniła Vivian, choć robiło się jej żal. Jednak poczucie jedności z innym demonem powstrzymało ją przed zdradzeniem jego prawdziwej natury, choć nie miała problemu z tym, aby samej wbijać mu rozgrzane szpile w miękkie fałdy jestestwa.
Przyjemne szemranie wody zachęcało do swobodnej rozmowy, a chociaż zadziorność nie pozwalała na zbyt wiele sentymentów, tak nie chciała widzieć Vivian przybitnej i smutnej. Przywiązała się do niej, chciała widzieć uśmiech nie zaś rozpacz.
-Tu muszę się zgodzić, że jest iście… nieziemsko przystojny. - Ujęła Vivian pod ramię, aby mogły spokojnie spacerować wśród palm. -Ostatnio, jak było wielkie wydarzenie w galerii, to wianuszek kobiet urósł wokół niego niemały. Proszę uważaj, abyś nie wpadła za bardzo w jego sidła. Raczej nie słynie z tego, że jest w uczuciach… stały. - Spojrzała na nią czujnie, ale też z ciepłem w oczach. -Chyba, że szukasz przygody, to wtedy śmiało! - Nie było nic złego w cieszeniu się obecnością przystojnego mężczyzny i czerpania z tego pełnymi garściami. Problem polegał na tym, że to on miał przewagę, a kobieta nie miała świadomości, że igra z siłą, przeciwko której nie miała jak się bronić. -Arthur? - Zapytała cicho. Czyżby to był aż taki zbieg okoliczności. Czy Norny aż tak się bawiły ich losami i splatały cienkie nitki patrząc z lubością jaki chaos tworzą. -Wiesz, że to imię cechuje mężczyzn walecznych, rycerskich i pełnych oddania. Możliwe, że ten mężczyzna ma w sobie wszystkie te cechy i znalazłaś człowieka, który jest niczym król Arthur. - Bycie w dwóch relacjach nigdy nie było proste, tylko czy Vivian była świadoma w co się wplątała? Że któreś z nich zakończy się dramatycznie, a nie wydawała się gotowa na takie zmiany i zderzenie z brutalną rzeczywistością.
Wciąż balansowała na linie nad przepaścią, ryzykowała. Ujawnienie się przed Vivien mogło kosztować ją życie, ale demoniczna natura nie cierpiała stagnacji i domagała się życia, prawdziwego i namacalnego. Dlatego tak chętnie łamała zasady i schematy, przekraczała granice, stawiała wyzwania innym.
-Ciąży i drażni mnie ta nienawiść. - Przyznała po chwili namysłu. -Staram się nie wychylać i nie rzucać w oczy, co nie jest łatwe. Jednak nie chcę też zamknąć się w domu i nigdy nie wychodzić. - Choć był czas kiedy zwyczajnie chciała zniknąć, zapaść się pod ziemię. Nie opuszczać murów galerii, jej ciemnych korytarzy. Tam wiedziała, że nikt jej nie tknie, póki spełnia oczekiwania jej właściciela, nic jej nie grozi. Nie wiedząc, że związał jej wolę, uległa mu, poddała się, widząc w nim jedynego, który może zapewnić jej ochronę.
Dostrzegła lekkie napięcie i niepokój kiedy rozmowa zeszła na Einara. Szare spojrzenie bacznie się przyglądało kobiecie. Jak długo Vivian tkwiła pod wpływem czaru malarza? Czy długo więził jej wolę szukając miłości, sztucznie wytworzonej, ale w swym wydźwięku iście prawdziwej. Oszukiwał i kłamał, aby otrzymać namiastkę ciepła. Był większym łgarzem niż Villemo, która swój czar wykorzystywała w pracy, gdzie za to płacili, gdzie nie musiała go ukrywać, ponieważ tego właśnie pragnęli - zatracenia.
Czy mogła na Vib wyczuć jego skazę? Odór trucizny jaką oplótł wiotką istotę, tak kruchą i podatną jego urokowi. Kolejne pytanie wyrwało z ust niksy cichy śmiech.
-Ja jego? - Zapytała szczerze rozbawiona, a potem pokręciła głową z pełną powagą wymalowaną na jasnej twarzy. -Nie. Możesz być o to spokojna. Mamy z panem Halvorsenem swego rodzaju rozbierzność. Stoi nam na przeszkodzie jego sztuka. - Zapewniła Vivian, choć robiło się jej żal. Jednak poczucie jedności z innym demonem powstrzymało ją przed zdradzeniem jego prawdziwej natury, choć nie miała problemu z tym, aby samej wbijać mu rozgrzane szpile w miękkie fałdy jestestwa.
Przyjemne szemranie wody zachęcało do swobodnej rozmowy, a chociaż zadziorność nie pozwalała na zbyt wiele sentymentów, tak nie chciała widzieć Vivian przybitnej i smutnej. Przywiązała się do niej, chciała widzieć uśmiech nie zaś rozpacz.
-Tu muszę się zgodzić, że jest iście… nieziemsko przystojny. - Ujęła Vivian pod ramię, aby mogły spokojnie spacerować wśród palm. -Ostatnio, jak było wielkie wydarzenie w galerii, to wianuszek kobiet urósł wokół niego niemały. Proszę uważaj, abyś nie wpadła za bardzo w jego sidła. Raczej nie słynie z tego, że jest w uczuciach… stały. - Spojrzała na nią czujnie, ale też z ciepłem w oczach. -Chyba, że szukasz przygody, to wtedy śmiało! - Nie było nic złego w cieszeniu się obecnością przystojnego mężczyzny i czerpania z tego pełnymi garściami. Problem polegał na tym, że to on miał przewagę, a kobieta nie miała świadomości, że igra z siłą, przeciwko której nie miała jak się bronić. -Arthur? - Zapytała cicho. Czyżby to był aż taki zbieg okoliczności. Czy Norny aż tak się bawiły ich losami i splatały cienkie nitki patrząc z lubością jaki chaos tworzą. -Wiesz, że to imię cechuje mężczyzn walecznych, rycerskich i pełnych oddania. Możliwe, że ten mężczyzna ma w sobie wszystkie te cechy i znalazłaś człowieka, który jest niczym król Arthur. - Bycie w dwóch relacjach nigdy nie było proste, tylko czy Vivian była świadoma w co się wplątała? Że któreś z nich zakończy się dramatycznie, a nie wydawała się gotowa na takie zmiany i zderzenie z brutalną rzeczywistością.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Vivian Sørensen
03.02.2001 – Palmiarnia – V. Sørensen & V. Holmsen Pią 12 Maj - 0:14
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Widząc siłę niksy, czuła się jeszcze słabsza. Villemo zmagała się z prześladowaniem i choć podejrzeniom ulegały również niewinne osoby, tak napastnicy szukali właśnie takich, jak ona. Jej demoniczna strona była teraz przekleństwem, mogącym kosztować ją życie. Pomijając kwestie moralne, z którymi kobieta już wcześniej się zmagała, teraz musiała być tym bardziej ostrożna, żeby nie zwróciła na siebie niepotrzebnej uwagi niebezpiecznych osób. Vivian miała do czynienia z jednym napastnikiem i przez kolejne tygodnie trzęsła się jak osika przed każdym zacienionym zaułkiem. Prezentowały diametralnie różne fronty, a jubilerka czuła się w tym zestawieniu gorsza. Jak mała dziewczynka we mgle, szukająca bezpiecznej drogi do domu. Dotąd nie mogła jej odnaleźć i nic nie zapowiadało poprawy.
- Uważaj na siebie, czasami trzeba schować głowę w piasek, żeby wyjść cało z kryzysowej sytuacji - westchnęła ciężko, wyobrażając sobie najgorsze. W ostatnim czasie wszystko widziała w ciemnych barwach, a Villemo na dobre zakotwiczyła się w jej sercu i nie chciała jej krzywdy. Niewielki miała na to wpływ, a ostatnio stwierdziła nawet, że na większość spraw w swoim życiu nie ma wpływu - kolejna depresyjna myśl, jakich wiele przewijało się w jej głowie od kilku tygodni. Nie chciała tym nikogo obarczać, dlatego nie prosiła o pomoc, nawet najbliższe osoby. Sama nie radziła sobie wcale, ale przynajmniej nie czuła się jak czyjeś obciążenie.
Odetchnęła z ulgą, słysząc zapewnienie kobiety, choć w gruncie rzeczy nie miała zbyt wielkich roszczeń co do Einara, w końcu jego reputacja nie wzięła się znikąd, a oni niczego sobie nie obiecywali. Co innego, gdyby wiedziała, że niksa czarem wabi mężczyznę i pozbawia go wolnej woli, wtedy sumienie nie pozwalałoby jej w milczeniu znosić taki stan rzeczy. Nie dopytywała jakiego rodzaju rozbieżności ich dotyczą, nie chciała przesadnie ingerować w jego prywatność i znajomości z innymi.
- Znam dobrze jego reputację, ale staram się mieć zdrowe podejście. Nie interesuje mnie jednorazowa przygoda, ale nie zmuszę go do zmiany przyzwyczajeń. Pewnie ta beznadziejna sytuacja, tak z perspektywy, ale za daleko zabrnęłam, żeby się wycofać - powiedziała, zgodnie z tym, co czuła jeszcze niedawno. Teraz miała jeden wielki mętlik w głowie i sama nie wiedziała, czego chce, skupiona za bardzo na dramatach wokół, niż na romansach.
- Możliwe. Może irracjonalnie, ale obawiam się trochę, że jestem dla niego tylko projektem do naprawienia. Mam wrażenie, że wszystkim dookoła przynoszę tylko chaos, że niszczę budowany przez kogoś w życiu ład. Sama nie wiem, co robić - westchnęła ciężko, wpatrując się w buty, kiedy maszerowały powoli wśród palm. Może powinna się odciąć od wszystkich, najpierw uporządkować swoje sprawy, a dopiero potem próbować w jakiekolwiek interakcje międzyludzkie. Może Villemo też przyniesie pecha?
Spojrzała na nią, czując tę przepaść, która je dzieliła - niksa piękna i dostojna, emanująca swoim czarem w sposób umiarkowany, a z drugiej strony cień człowieka z wyblakłym spojrzeniem, zmatowiałą twarzą i wypłowiałymi włosami. Tak się zapatrzyła, że nie zauważyła zbliżającego się przechodnia, na którego widok podskoczyła niespokojne i zerknęła na niego niczym spłoszone zwierzę. Zagrożenia nie było, ale niestabilność emocjonalna już tak.
- Dziękuję za spotkanie. To jeszcze dla mnie za wcześnie, muszę nad sobą popracować, zanim znów wyjdę do ludzi - rzuciła jej jeszcze przepraszające spojrzenie i pośpiesznym krokiem oddaliła się, za kierunek obierając dom.
Vivian i Villemo z tematu
- Uważaj na siebie, czasami trzeba schować głowę w piasek, żeby wyjść cało z kryzysowej sytuacji - westchnęła ciężko, wyobrażając sobie najgorsze. W ostatnim czasie wszystko widziała w ciemnych barwach, a Villemo na dobre zakotwiczyła się w jej sercu i nie chciała jej krzywdy. Niewielki miała na to wpływ, a ostatnio stwierdziła nawet, że na większość spraw w swoim życiu nie ma wpływu - kolejna depresyjna myśl, jakich wiele przewijało się w jej głowie od kilku tygodni. Nie chciała tym nikogo obarczać, dlatego nie prosiła o pomoc, nawet najbliższe osoby. Sama nie radziła sobie wcale, ale przynajmniej nie czuła się jak czyjeś obciążenie.
Odetchnęła z ulgą, słysząc zapewnienie kobiety, choć w gruncie rzeczy nie miała zbyt wielkich roszczeń co do Einara, w końcu jego reputacja nie wzięła się znikąd, a oni niczego sobie nie obiecywali. Co innego, gdyby wiedziała, że niksa czarem wabi mężczyznę i pozbawia go wolnej woli, wtedy sumienie nie pozwalałoby jej w milczeniu znosić taki stan rzeczy. Nie dopytywała jakiego rodzaju rozbieżności ich dotyczą, nie chciała przesadnie ingerować w jego prywatność i znajomości z innymi.
- Znam dobrze jego reputację, ale staram się mieć zdrowe podejście. Nie interesuje mnie jednorazowa przygoda, ale nie zmuszę go do zmiany przyzwyczajeń. Pewnie ta beznadziejna sytuacja, tak z perspektywy, ale za daleko zabrnęłam, żeby się wycofać - powiedziała, zgodnie z tym, co czuła jeszcze niedawno. Teraz miała jeden wielki mętlik w głowie i sama nie wiedziała, czego chce, skupiona za bardzo na dramatach wokół, niż na romansach.
- Możliwe. Może irracjonalnie, ale obawiam się trochę, że jestem dla niego tylko projektem do naprawienia. Mam wrażenie, że wszystkim dookoła przynoszę tylko chaos, że niszczę budowany przez kogoś w życiu ład. Sama nie wiem, co robić - westchnęła ciężko, wpatrując się w buty, kiedy maszerowały powoli wśród palm. Może powinna się odciąć od wszystkich, najpierw uporządkować swoje sprawy, a dopiero potem próbować w jakiekolwiek interakcje międzyludzkie. Może Villemo też przyniesie pecha?
Spojrzała na nią, czując tę przepaść, która je dzieliła - niksa piękna i dostojna, emanująca swoim czarem w sposób umiarkowany, a z drugiej strony cień człowieka z wyblakłym spojrzeniem, zmatowiałą twarzą i wypłowiałymi włosami. Tak się zapatrzyła, że nie zauważyła zbliżającego się przechodnia, na którego widok podskoczyła niespokojne i zerknęła na niego niczym spłoszone zwierzę. Zagrożenia nie było, ale niestabilność emocjonalna już tak.
- Dziękuję za spotkanie. To jeszcze dla mnie za wcześnie, muszę nad sobą popracować, zanim znów wyjdę do ludzi - rzuciła jej jeszcze przepraszające spojrzenie i pośpiesznym krokiem oddaliła się, za kierunek obierając dom.
Vivian i Villemo z tematu