:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen
2 posters
Einar Halvorsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Pon 26 Wrz - 21:01
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
08.01.2001
Szum lokalu; szum obaw – pnących się w świadomości jak szereg skłębionych chwastów. Zgubił się, jeszcze dawno na ścieżkach swojego życia, na rozdrożach decyzji wijących się niczym żmije przez grząski krajobraz świata. Błąkał się, lawirował, na podobieństwo kundla nie znając smaku stałości, kosztując odpryski uczuć i żyjąc przypływem chwili. Nie wiedział sam, czego szukał i dokąd właściwie zmierzał prócz samej tworzonej sztuki, nie wiedział, nawet nie wiedział czego dziś oczekuje, dlaczego przełamał pręty ucisku stosownych reguł, dlaczego poddał się iskrze, haniebnej iskrze impulsu, dlaczego skosztował smaku niewinnych, kobiecych warg, splecionych wtem w pocałunku. (Do czego zmierzasz, Einarze?) Wiedział, że jest ostrożna, wiedział że mogła słyszeć krążące zawzięcie plotki, szepty których języki muskały uparcie szyję, wbijały się w taflę pleców, i trwały, i kiełkowały, by mówić wprost o relacjach, o podejrzeniach, o zagnieżdżonym chaosie jakiemu się zwykł oddawać. Nie umiał stwierdzić, do czego właściwie dążył, znów bawił się, znowu igrał, znów pragnął, nie licząc się z przywiązaniem, z podniosłą warstwą emocji, z owocem podjętych czynów. Zabawa, wieczna zabawa, korozja barwnych kaprysów, ulotnych, niosących zgubę. Sam przyszedł szybciej, przed umówioną porą zajmując stolik mieszczący się na uboczu; zamówił również herbatę, spod której lśniącej powierzchni wznosiła się blada mgiełka. W chwili, gdy dostrzegł Vivian, przywołał na twarzy uśmiech, ciepły, pełen sympatii podrywający zgodnie kąciki podatnych ust. Cieszył się, że ją widział; cieszył się że w istocie zgodziła się na spotkanie, zupełnie szczerze wciąż ceniąc każdy z momentów spędzonych w jej obecności.
– Czekałem na tę rozmowę – oświadczył jeszcze na wstępie, niedługo po przywitaniu. Czekał, w istocie czekał; ciekawy mglistej przeszłości, rozchylanych wciąż przed nim masywnych kotar sekretów. Uniósł wiązkę spojrzenia, zatrzymał wzrok na jej twarzy.
– Nie wiem, pomimo tego, czy słowa mogą wystarczyć – dodał nieznacznie ciszej. Nie sądził, że każdy detal wymaga teraz wyjaśnień, nie sądził aby stwierdzenia oddały charakter odczuć obecnych pod wzgórzem czaszki, a jednak – był teraz, dla niej, otwarty na treść jej pytań, na brzmienie jej wątpliwości. Czy chciała coś więcej wiedzieć? czy wręcz przeciwnie, pragnęła wyłącznie cieszyć się towarzystwem, swobodą samej rozmowy?
To nie było rozsądne.
Nigdy nie miało być.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Pon 26 Wrz - 23:31
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Istne tsunami szaleństwa zalewało jej umysł i topiło zmysły, pozostawiając ją podatną na działanie uroku, jakim emanował Einar. Od pierwszego spotkania czuła się przy nim bezbronna, ale każde kolejne tylko utwierdzało ją na ścieżce, przed którą się wzbraniała nie tylko podczas rozmów z bratem i przyjaciółkami, ale także przed samą sobą. Podejmowała czynności wątpliwie dobre w perspektywie czasu, ale uparcie udowadniała sobie, że to nic takiego, podczas gdy ostatnie spotkanie odarło ją ze złudzeń, to nadal nie wiedziała, co o tym myśleć, jak to nazwać i czy mężczyzna nie zignoruje tego wydarzenia. Była ostrożna i nie chciała wyjść na głupią, gdy nieszczęśliwie się zauroczy, nie chciała być ofiarą w tej relacji, dlatego próbowała pozostać otwartą na inne opcje, próbowała żyć dalej i spontanicznie, na bieżąco podejmować decyzje. Doprowadziło ją to do większego mętliku w głowie, mnóstwa wątpliwości, a przede wszystkim niezdecydowania.
A jednocześnie list Einara wzbudził w niej jakąś dozę nadziei, że i dla niego nie była to jedynie zabawa, że budujące się od kilku miesięcy zaangażowanie, nie było wytworem jej wyobraźni albo jednostronnym uczuciem młodej, naiwnej dziewczyny. Nie chciała mieć podobnych wątpliwości, dlatego zgodziła się na spotkanie, a w jakiejś części nawet się go obawiała. Do tej pory mężczyzna był jej przychylny, zawsze wiedział, co powiedzieć i sprawiał, że czuła się błogo, jakby patrzyła na obraz w pięknej ramie.
Przyszła do kawiarni o czasie, ale on już na nią czekał. Uśmiechnęła się promiennie, chłonąc jego widok, jakby widziała go po raz pierwszy. Za każdym razem robił na niej ogromne wrażenie, choć starała się tego nie okazywać, za to zachować pewną dozę dystansu, może bardziej zawstydzenia?
- Cieszę się, że zaproponowałeś spotkanie - odpowiedziała, siedząc już naprzeciwko niego. W międzyczasie zdążyła zamówić herbatę dla siebie, nie odrywając od niego delikatnego spojrzenia - jakby bała się tego, co powie, jakby zaraz piękny sen miał się skończyć.
- Niech słowa będą dobrym początkiem - zaproponowała łagodnie, bo oczywiście, że miała pytania, chciała wiedzieć wszystko, choć powstrzymywała się w dużej mierze, by nie zalać go przytłaczającą falą.
- Nasze ostatnie spotkanie nadało naszej relacji nowy bieg i zastanawiam się, czy to dla ciebie coś znaczyło? - to nie było proste pytanie, sama miałaby problem, żeby na nie odpowiedzieć, ale musiała to usłyszeć. List dał jej pewne nadzieje, a teraz musiała je zweryfikować, żeby nie było pomiędzy nimi żadnych wątpliwości czy niedomówień.
A jednocześnie list Einara wzbudził w niej jakąś dozę nadziei, że i dla niego nie była to jedynie zabawa, że budujące się od kilku miesięcy zaangażowanie, nie było wytworem jej wyobraźni albo jednostronnym uczuciem młodej, naiwnej dziewczyny. Nie chciała mieć podobnych wątpliwości, dlatego zgodziła się na spotkanie, a w jakiejś części nawet się go obawiała. Do tej pory mężczyzna był jej przychylny, zawsze wiedział, co powiedzieć i sprawiał, że czuła się błogo, jakby patrzyła na obraz w pięknej ramie.
Przyszła do kawiarni o czasie, ale on już na nią czekał. Uśmiechnęła się promiennie, chłonąc jego widok, jakby widziała go po raz pierwszy. Za każdym razem robił na niej ogromne wrażenie, choć starała się tego nie okazywać, za to zachować pewną dozę dystansu, może bardziej zawstydzenia?
- Cieszę się, że zaproponowałeś spotkanie - odpowiedziała, siedząc już naprzeciwko niego. W międzyczasie zdążyła zamówić herbatę dla siebie, nie odrywając od niego delikatnego spojrzenia - jakby bała się tego, co powie, jakby zaraz piękny sen miał się skończyć.
- Niech słowa będą dobrym początkiem - zaproponowała łagodnie, bo oczywiście, że miała pytania, chciała wiedzieć wszystko, choć powstrzymywała się w dużej mierze, by nie zalać go przytłaczającą falą.
- Nasze ostatnie spotkanie nadało naszej relacji nowy bieg i zastanawiam się, czy to dla ciebie coś znaczyło? - to nie było proste pytanie, sama miałaby problem, żeby na nie odpowiedzieć, ale musiała to usłyszeć. List dał jej pewne nadzieje, a teraz musiała je zweryfikować, żeby nie było pomiędzy nimi żadnych wątpliwości czy niedomówień.
Einar Halvorsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Wto 27 Wrz - 12:36
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Wiedział, że jest zatruty; okryty szpetnym, spękanym liszajcem skazy; wiedział, że pod fasadą wspaniałej, pięknej ułudy tłamsiła się stęchła breja. Wiedział, że mógł ją zranić, że wszystko jest kwestią czasu, a jednak mimo to brnął, brnął bezustannie w błędy, w kaskadę drżących decyzji, w zaciekłość uderzeń serca. Łapczywy i nierozważny uczynił z niej obiekt pasji, obdarzał szczelną uwagą, powracał strumieniem myśli, obracał ułamek chwili, momentu w którym zmieniło się nagle wszystko, eksplozji wrażeń gdzie nagle przełamał dystans. Mógł sięgnąć wtedy po więcej, wiedział że mógł, świadomy działania czaru, trucizny słodkiej, duszącej, mógł ścisnąć jej umysł w absurd, mógł szepnąć stęsknione zostań, mógł… Pochwalał w duchu oszczędność, oczyszczał siebie rzekomą powściągliwością która nie mogła krzywdzić, wybielał się przed obliczem własnego strzępu sumienia. (Zatruwał; jedynie wolniej, wyniszczał, łamał od środka). Myśl o parszywej władzy którą mógłby się chełpić, wzniecała w nim ekscytację.
– Tak – dobitne, proste stwierdzenie, twarz niezrażona najmniejszym szmerem obawy, spojrzenie, gęste, rozgrzane od koncentracji, wyraźna rychła odpowiedź. Nie mógł obecnie błądzić, nie mógł okazać zwątpień; liczyła na jego pewność, nawet gdy na dnie wnętrza zupełnie jej nie posiadał, nawet gdy wszystko mogło być ledwie grą, kolejną turą zabawy, kolejną zniewagą uczuć. Zabiegał o jej przychylność, o jej odwagę, o chęć stłumienia dzielących barier rezerwy wiążących się z reputacją. Był głodny całej uwagi, spragniony jej zaufania. Chciał, dobrze wiedział że chciał każdą, zszarganą cząstką swojej zniszczonej duszy. Odczekał, przez krótki moment pod samym dachem milczenia; nie spieszył się; od początku, od pierwszych momentów spotkań.
– Jeśli tylko nie jesteś temu przeciwna – dodał wówczas ponownie – chciałbym pozwolić dalej się jej rozwijać – niech ich relacja trwa dalej, chciał więcej, więcej, chciał zawsze o wiele więcej, subtelny w swej bezwstydności rzucał dalsze wyzwania, nakreślał że nie ma żadnych zamiarów na tym poprzestać, zatrzymać się, przepaść w lęku. Przysunął bliżej siebie naczynie z ciepłym napojem, odczuwał przyjemną falę mrowiącą w opuszkach palców.
– Tak – dobitne, proste stwierdzenie, twarz niezrażona najmniejszym szmerem obawy, spojrzenie, gęste, rozgrzane od koncentracji, wyraźna rychła odpowiedź. Nie mógł obecnie błądzić, nie mógł okazać zwątpień; liczyła na jego pewność, nawet gdy na dnie wnętrza zupełnie jej nie posiadał, nawet gdy wszystko mogło być ledwie grą, kolejną turą zabawy, kolejną zniewagą uczuć. Zabiegał o jej przychylność, o jej odwagę, o chęć stłumienia dzielących barier rezerwy wiążących się z reputacją. Był głodny całej uwagi, spragniony jej zaufania. Chciał, dobrze wiedział że chciał każdą, zszarganą cząstką swojej zniszczonej duszy. Odczekał, przez krótki moment pod samym dachem milczenia; nie spieszył się; od początku, od pierwszych momentów spotkań.
– Jeśli tylko nie jesteś temu przeciwna – dodał wówczas ponownie – chciałbym pozwolić dalej się jej rozwijać – niech ich relacja trwa dalej, chciał więcej, więcej, chciał zawsze o wiele więcej, subtelny w swej bezwstydności rzucał dalsze wyzwania, nakreślał że nie ma żadnych zamiarów na tym poprzestać, zatrzymać się, przepaść w lęku. Przysunął bliżej siebie naczynie z ciepłym napojem, odczuwał przyjemną falę mrowiącą w opuszkach palców.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Sro 28 Wrz - 0:28
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Jego oczy przyciągały ją jak magnes, a głos mamił i uwodził, a przecież nawet się nie starał. Reakcje Vivian były kompletnie irracjonalne, ale w jej mniemaniu to normalne, że uczucia odseparowane są od rozumu. W tym wypadku była jednak pozbawiona instynktu samozachowawczego, a cichy głosik z tyłu głowy, ostrzegający ją przed zagrożeniem, został zagłuszony przez natłok emocji. Zawsze, kiedy go widziała, miała wrażenie, że nic innego nie istnieje, oślepiona jego blaskiem, nie zważała na nic innego. To dystans wprowadzał w jej umysł wątpliwości, gdy traciła go z oczu, zostając sama ze swoimi myślami, zastanawiała się, czy powinna być tak zachłanna i sięgać po kogoś, przed kim ją ostrzegano? Rozwiązłe życie artysty przeżyje z łatwością, o ile ten etap należy do przeszłości, ale ewentualna niewierność, nagła zmiana w uczuciach martwiła ją najbardziej.
Tylko, czy w przypadku jakichkolwiek nieprawidłowości zdołałaby to dostrzec, skoro dotąd ignorowała wszystkie ostrzeżenia i czerwone flagi? Sama nie potrafiła przy nim do końca zapanować nad swoimi instynktami, wcześniej zarzekając się, że to czysta platoniczna relacja, teraz zmieniała kierunek.
Serce zakołatało jej w piersi, gdy usłyszała pewną odpowiedź. Była przygotowana na każdą ewentualność, ale ta wywołała na jej twarzy mimowolny uśmiech. Bała się, że dla niego to tylko gra, ale wierzyła mu, w każde słowo, jakby rozsądek zrobił sobie dzień wolny. No, może nie do końca, bo jednak jakaś wątła lampeczka zapaliła się w jej głowie na propozycję, która zachwyciła ją, ale jednocześnie wzbudziła pewną dozę ostrożności.
- Chciałabym tego - zapewniła, pochylając się odrobinę do przodu, przybierając stonowany wyraz twarzy, bo poruszany temat był dla niej niezwykle istotny. - Jednak muszę wiedzieć, że masz co do mnie poważne intencje. Nie chcę być zdobyczą.
Tak, powiedziała to. Wyraziła swoje wątpliwości chyba po raz pierwszy i miała nadzieję, że mężczyzna nie postanowi zbyć jej słów, a szczerze przedstawi swoje stanowisko. Wolała teraz usłyszeć bolesną prawdę, niż za kilka spotkań, gdzie może być dla niej już za późno; a przecież już teraz nie potrafiła się wycofać.
Tylko, czy w przypadku jakichkolwiek nieprawidłowości zdołałaby to dostrzec, skoro dotąd ignorowała wszystkie ostrzeżenia i czerwone flagi? Sama nie potrafiła przy nim do końca zapanować nad swoimi instynktami, wcześniej zarzekając się, że to czysta platoniczna relacja, teraz zmieniała kierunek.
Serce zakołatało jej w piersi, gdy usłyszała pewną odpowiedź. Była przygotowana na każdą ewentualność, ale ta wywołała na jej twarzy mimowolny uśmiech. Bała się, że dla niego to tylko gra, ale wierzyła mu, w każde słowo, jakby rozsądek zrobił sobie dzień wolny. No, może nie do końca, bo jednak jakaś wątła lampeczka zapaliła się w jej głowie na propozycję, która zachwyciła ją, ale jednocześnie wzbudziła pewną dozę ostrożności.
- Chciałabym tego - zapewniła, pochylając się odrobinę do przodu, przybierając stonowany wyraz twarzy, bo poruszany temat był dla niej niezwykle istotny. - Jednak muszę wiedzieć, że masz co do mnie poważne intencje. Nie chcę być zdobyczą.
Tak, powiedziała to. Wyraziła swoje wątpliwości chyba po raz pierwszy i miała nadzieję, że mężczyzna nie postanowi zbyć jej słów, a szczerze przedstawi swoje stanowisko. Wolała teraz usłyszeć bolesną prawdę, niż za kilka spotkań, gdzie może być dla niej już za późno; a przecież już teraz nie potrafiła się wycofać.
Einar Halvorsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Wto 4 Paź - 21:17
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Gładkie uśmiechy; barwne bukiety słów; obłuda, słodka obłuda, rosnąca zgęstniałą zaćmą w spojrzeniach jego odbiorców. Był śliski, troszcząc się aby zawsze pozyskać błogie uznanie, czerpał, czerpał z dobytku cudzej sympatii, z łaskawych złoży zachwytu. Był skłonny powiedzieć wiele aby osiągnąć cel, potrafił wyznawać miłość i szeptać słowa przysięgi, obiecać, że jeszcze wróci by nigdy więcej nie zjawić się w danych progach, przekazać szczodrze, że kocha gdy w środku czuł błahą pustkę. Czy było warto? Czy słyszał warkot sumienia? Nie poznał tej odpowiedzi. Vivian była naiwna; nawet, skoro z powagą przystał na propozycję, na ich rozmowę, wciąż wiedział że jest naiwna; mógł przecież mówić cokolwiek, mógł deklarować, mógł ją oszukać czego nie mogła stwierdzić, nie teraz, jeszcze nie teraz. Żadne spomiędzy stwierdzeń i deklaracji nie mogłoby jej ochronić, nie będzie w stanie zapewnić braku rozczarowania z którym sam wiedział że zdoła się wkrótce zetknąć; brnął, mimo tego brnął dalej, aż po kolana, po szyję, brnął dalej w bajorze kłamstw.
– Zdobyczą – rozgryzł część wypowiedzi którą go obdarzyła niczym gorzką pastylkę, bez oburzenia odebrał szczere wyznanie. Nie bulwersował się, nie drwił, przyjmując otwarcie każde, wdrożone w przestrzeń stwierdzenie, każde zapadłe zdanie którym tylko zechciała się z nim podzielić, nie dążył, aby zaprzeczać. Doceniał że okazała w dzisiejszej rozmowie wszystko, co osiadało od dawna na dnie jej wnętrza jak fusy mącąc przejrzysty, własny napar spokoju.
– Nie mogę zacząć wymagać, abyś mi zaufała – oczywiście, że mógł, mógł tak samo jak wcześniej gdy odwiódł nagle stanowczość oraz upartość w pobliżu Mostu Odmieńców. Mógł, gdyby użył aury; był w stanie zmiażdżyć rozsądek, uczynić jej wolność breją, bezkształtną i nieistotną; nie działał jednak w ten sposób, tak samo jak wbrew pozorom nie uznał żadnej kobiety i żadnego mężczyzny za swoją prywatną zdobycz. Ludzie lgnęli do niego; dlatego również lgnął do nich i stawał się ich pragnieniem, ich pożądaniem, zrzucając często kajdany ich samotności.
– To zresztą jest niemożliwe – dodał, sygnalizując że samym swoim naciskiem nie będzie w stanie polepszyć tej sytuacji, wręcz przeciwnie, tym bardziej powiększy dystans. Był dziś poważny, nawet jeśli nie żywił, o zgrozo, tak poważnych zamiarów, o których nie omieszkała mu wspomnieć. Nie umiał stwierdzić, ponadto, czego sam oczekuje, czego właściwie pragnie, dlaczego nadal zapewnia, dlaczego wciąż mu zależy, by wzniecać dalej sympatię.
– Potrzebujemy czasu – oznajmił po krótkiej przerwie, gdy znów skosztował herbaty, prosił tylko o czas, o możliwość, w której mogła odmienić albo podtrzymać zdanie, nic mniej i nic więcej; czy mogła mu ofiarować? więcej chwil; więcej czasu; więcej jej obecności.
– Zdobyczą – rozgryzł część wypowiedzi którą go obdarzyła niczym gorzką pastylkę, bez oburzenia odebrał szczere wyznanie. Nie bulwersował się, nie drwił, przyjmując otwarcie każde, wdrożone w przestrzeń stwierdzenie, każde zapadłe zdanie którym tylko zechciała się z nim podzielić, nie dążył, aby zaprzeczać. Doceniał że okazała w dzisiejszej rozmowie wszystko, co osiadało od dawna na dnie jej wnętrza jak fusy mącąc przejrzysty, własny napar spokoju.
– Nie mogę zacząć wymagać, abyś mi zaufała – oczywiście, że mógł, mógł tak samo jak wcześniej gdy odwiódł nagle stanowczość oraz upartość w pobliżu Mostu Odmieńców. Mógł, gdyby użył aury; był w stanie zmiażdżyć rozsądek, uczynić jej wolność breją, bezkształtną i nieistotną; nie działał jednak w ten sposób, tak samo jak wbrew pozorom nie uznał żadnej kobiety i żadnego mężczyzny za swoją prywatną zdobycz. Ludzie lgnęli do niego; dlatego również lgnął do nich i stawał się ich pragnieniem, ich pożądaniem, zrzucając często kajdany ich samotności.
– To zresztą jest niemożliwe – dodał, sygnalizując że samym swoim naciskiem nie będzie w stanie polepszyć tej sytuacji, wręcz przeciwnie, tym bardziej powiększy dystans. Był dziś poważny, nawet jeśli nie żywił, o zgrozo, tak poważnych zamiarów, o których nie omieszkała mu wspomnieć. Nie umiał stwierdzić, ponadto, czego sam oczekuje, czego właściwie pragnie, dlaczego nadal zapewnia, dlaczego wciąż mu zależy, by wzniecać dalej sympatię.
– Potrzebujemy czasu – oznajmił po krótkiej przerwie, gdy znów skosztował herbaty, prosił tylko o czas, o możliwość, w której mogła odmienić albo podtrzymać zdanie, nic mniej i nic więcej; czy mogła mu ofiarować? więcej chwil; więcej czasu; więcej jej obecności.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Wto 4 Paź - 23:17
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Chciała w niego wierzyć tak mocno, że aż ją ściskało w duszy - w jego uczciwość i dobroć, we wszystko to, co już pokazał, ale też to, co sobie wyobraziła. Idealizowała go w każdej swojej myśli, ślepnąc na jego wady, czerwone flagi, które widziała, a jednak ignorowała.
Gdy powtórzył jej ostatnie słowo, które to spędzało jej sen z powiek w obawie, że mogłoby się spełnić na jawie, poczuła się głupio. Jakby była w tym momencie niedorzeczna, jakby samo podejrzenie było obrazą, a im dłużej patrzyła w jego oczy zdawała sobie sprawę, że to niemożliwe, by chciał ją oszukiwać, mamić kłamstwami na własny użytek, zwiększając kolekcję kobiet, z którymi był blisko. To niedojrzałe i niegodne tak wielkiego artysty, a jednak gdzieś ta obawa ujrzała światło dzienne. Nie kpił z niej, ale czuła się niepewnie, dziwnie wytrącona z równowagi, jakby szła po linie i każdy fałszywy krok mógłby zakończyć się śmiertelnym upadkiem.
Serce wyrywało jej się z piersi, bo chciałaby przeskoczyć ten etap niepewności i wzajemnego badania się, chciałaby widzieć prawdziwe zaangażowanie, móc bezbłędnie interpretować jego znaki i nie martwić się, jak ją postrzega.
- Próbuję - zapewniła cicho, żałując, że zaufanie nie przychodzi jej tak lekko, że nie obdarzała nim od razu, pozostając głuchą na rozsądek, który przecież w tym konkretnym przypadku był mocno zagłuszony zauroczeniem mężczyzną.
Czuła się winną takiemu stanu rzeczy, ale nie potrafiła nic zmienić, nie podjęła żadnej decyzji, która zawróciłaby ją z obranej ścieżki, ani nie przyspieszyła na razie kroku, jakby nie chciała skończyć w wulkanie. Podświadomy strach był swojego rodzaju ostrzeżeniem przed nieuniknionym, ale była głucha na podszepty rozumu, pozostając bezbronną wobec uroku Einara.
- Dobrze - zgodziła się po chwili ciszy, dochodząc do wniosku, że jak zwykle ma rację i faktycznie potrzebują czasu, żeby się poznać i rozwinąć, żeby dojść do jakichś wniosków i zbadać stabilność gruntu.
Przez chwilę w milczeniu piła swoją herbatę, obserwując najbliższe otoczenie - ilość osób w herbaciarni, czy siedzieli samotnie, czy spotykali się z kimś - powierzchownie studiowała ich twarze, by na końcu wrócić do tej jedynej, która ją interesowała.
- Chciałabym lepiej cię poznać - było to swojego rodzaju pytanie, czy pozwoli jej na to, czy wpuści ją do środka i przedstawi więcej szczegółów. Nie chciała już chodzić dookoła, chciała podjąć realne kroki do przodu, by potem niczego nie żałować. Czas otworzyć skorupę nieśmiałej dziewczynki, którą przy nim była, na rzecz swojej prawdziwej osobowości, niestłumionej przez zachwyt jego osobą. Powinien zobaczyć też jej bardziej otwartą stronę, śmiałą i odważną w dążeniu do swoich celów.
Gdy powtórzył jej ostatnie słowo, które to spędzało jej sen z powiek w obawie, że mogłoby się spełnić na jawie, poczuła się głupio. Jakby była w tym momencie niedorzeczna, jakby samo podejrzenie było obrazą, a im dłużej patrzyła w jego oczy zdawała sobie sprawę, że to niemożliwe, by chciał ją oszukiwać, mamić kłamstwami na własny użytek, zwiększając kolekcję kobiet, z którymi był blisko. To niedojrzałe i niegodne tak wielkiego artysty, a jednak gdzieś ta obawa ujrzała światło dzienne. Nie kpił z niej, ale czuła się niepewnie, dziwnie wytrącona z równowagi, jakby szła po linie i każdy fałszywy krok mógłby zakończyć się śmiertelnym upadkiem.
Serce wyrywało jej się z piersi, bo chciałaby przeskoczyć ten etap niepewności i wzajemnego badania się, chciałaby widzieć prawdziwe zaangażowanie, móc bezbłędnie interpretować jego znaki i nie martwić się, jak ją postrzega.
- Próbuję - zapewniła cicho, żałując, że zaufanie nie przychodzi jej tak lekko, że nie obdarzała nim od razu, pozostając głuchą na rozsądek, który przecież w tym konkretnym przypadku był mocno zagłuszony zauroczeniem mężczyzną.
Czuła się winną takiemu stanu rzeczy, ale nie potrafiła nic zmienić, nie podjęła żadnej decyzji, która zawróciłaby ją z obranej ścieżki, ani nie przyspieszyła na razie kroku, jakby nie chciała skończyć w wulkanie. Podświadomy strach był swojego rodzaju ostrzeżeniem przed nieuniknionym, ale była głucha na podszepty rozumu, pozostając bezbronną wobec uroku Einara.
- Dobrze - zgodziła się po chwili ciszy, dochodząc do wniosku, że jak zwykle ma rację i faktycznie potrzebują czasu, żeby się poznać i rozwinąć, żeby dojść do jakichś wniosków i zbadać stabilność gruntu.
Przez chwilę w milczeniu piła swoją herbatę, obserwując najbliższe otoczenie - ilość osób w herbaciarni, czy siedzieli samotnie, czy spotykali się z kimś - powierzchownie studiowała ich twarze, by na końcu wrócić do tej jedynej, która ją interesowała.
- Chciałabym lepiej cię poznać - było to swojego rodzaju pytanie, czy pozwoli jej na to, czy wpuści ją do środka i przedstawi więcej szczegółów. Nie chciała już chodzić dookoła, chciała podjąć realne kroki do przodu, by potem niczego nie żałować. Czas otworzyć skorupę nieśmiałej dziewczynki, którą przy nim była, na rzecz swojej prawdziwej osobowości, niestłumionej przez zachwyt jego osobą. Powinien zobaczyć też jej bardziej otwartą stronę, śmiałą i odważną w dążeniu do swoich celów.
Einar Halvorsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Sob 8 Paź - 20:16
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Mikstura głosów płynęła przez herbaciarnię, płyn przytłumionych stwierdzeń nacierał na podniebienie niewielkiej przestrzeni sali; sam zwracał tylko uwagę na dźwięczne słowa posłane z jej linii ust, dostrzegał w mnogich sylwetkach jedynie jej fizjonomię, poruszenie które niczym spłoszone, przejęte zwierzę błysnęło w kręgach tęczówek. Nie chciał w najmniejszym stopniu jej krzywdy, wspomnień jakie w przyszłości zazgrzytają jak piasek, przejrzą jak cierpki owoc rozchodząc się na języku, nie chciał jej krzywdy; w zniszczeniach, których zwykł dokonywać kryła się pewna nuta nieświadomości, tragizmu, który spisany był ostrzem dłuta wciskanym w podatną glinę jego rozchwianej natury, dwoistej, pełnej sprzeczności walczących o dominację. Pragnął ją mieć przy sobie, nawet gdy przekonany był o bezwzględnej, stającej przed nimi klęsce, majaczącej fantomową obecnością, nawet gdy dobrze wiedział, że koniec końców nakryje ją szorstkim kocem miałkiego rozczarowania. Każde spomiędzy zdań uchodzących z gardła zapadło nie bez przyczyny, dążąc by tylko wzniecać dalszą sympatię, dlaczego? – zapytał w końcu, dlaczego równie zabiegał o jej obecność, dlaczego karmił złudzeniem, że może wiele zapewnić? Możliwe, że pragnął chwili, krótkiego przebłysku szczęścia, strumienia światła w grzęznącym przeklętym mroku w jakim tkwił pogrążony, samotny, pełen strapienia. Możliwe. Nie mogła go jednak poznać, nie wiedząc kim ( c z y m ) był naprawdę, nie znając bólu który rozrywał ciało, nie widząc piętna pnącego się z jego pleców, nie znając obaw drgających jak galareta w karcerze stłamszonej duszy. Mogła wyłącznie poznać Einara Halvorsena, malarza którego dzieła tliły się na językach zamożnych, wpływowych osób, człowieka, którego uśmiech był pełny, czysty jak słońce, przechodząc między krańcami poderwanych kącików, człowieka który żył pasją, nie czując ciężaru zmartwień; nie mogła poznać mężczyzny którego matka nie dbała, by nadać mu choćby imię. Kolejny z łyków herbaty zwilżył mu wstęgę warg, otulił przyjemnym ciepłem rozsianym krótko wśród ciała.
- Czy jest coś, co chciałabyś wiedzieć teraz? – nakłuwał błonę ryzyka, okazał dalsze złudzenie; w rzeczywistości przy kierowanych pytaniach ślizgał się niczym wąż, wił się, zaciekle z dala od części sedna. Błękit spojrzenia podszyty nicią zieleni ujawniał ledwie skupienie, kiedy ponownie, z oddaniem, przysiadał na płótnie twarzy.
- Czy jest coś, co chciałabyś wiedzieć teraz? – nakłuwał błonę ryzyka, okazał dalsze złudzenie; w rzeczywistości przy kierowanych pytaniach ślizgał się niczym wąż, wił się, zaciekle z dala od części sedna. Błękit spojrzenia podszyty nicią zieleni ujawniał ledwie skupienie, kiedy ponownie, z oddaniem, przysiadał na płótnie twarzy.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Wto 11 Paź - 16:09
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Głębia jego spojrzenia odbijała się na dnie jej serca, wypalała piętno, od którego nie potrafiła się uwolnić, nie chciała. Czuła się przy nim wyjątkowa, jakby tylko ona się liczyła, paradoksalnie, jakby nie było innych kobiet na świecie, jakby o nic nie musiała się martwić.
I kiedy była przy nim faktycznie nie odczuwała strachu, nie obawiała się upadku, przeciwnie, chciała biec za nim, ku przygodzie. Gdyby zauważyła chociaż cień, gdyby wyczuła chęć strącenia ją w przepaść, pewnie uciekłaby gdzie pieprz rośnie, ale każdy jego gest, każde spojrzenie było pełne głębi i oddania, o które nie śmiała prosić, a jednak tego potrzebowała.
Każdy miał swoje sekrety i nie chciała wiedzieć od razu wszystkiego, w końcu jej tajemnice również pozostawały pod bezpiecznym przykryciem. Może ich skala trochę się różniła, ale daleko jej było do krytycznych ocen czy wniosków - w pierwszym instynkcie starała się poznać wszystkie dane, zrozumieć każdy aspekt; przebijała przez nią wyrozumiałość, dzięki której tutaj siedziała. Nie oceniała go przez pryzmat plotek, dawnych znajomości, a głównie bazowała na swoich doświadczeniach, w swojej głowie przekonana o ostrożności, z jaką postępuje, ale tak naprawdę ślepo wierzyła w każde jego słowo z nadzieją, że nie potrafiłby skłamać jej prosto w oczy.
- Opowiesz mi o swojej rodzinie? - zapytała nieśmiało, bo nigdy nie poruszali tego tematu i obawiała się, że może być dla niego drażliwy. Dla niej rodzina była ważna, ukształtowała całe jej życie, więc ich temat pojawiał się na jej ustach regularnie. Einar pomimo wymiany listów był dla niej tajemnicą, co w dużym stopniu pociągało ją - chciała odkryć sekrety, chciała zedrzeć maski i być tą, dla której się zmieni. Naiwne dziewczę próbowało oswoić dzikiego ogiera (a może raczej byka), nie bacząc na to, że upadek jest nieunikniony i bardzo bolesny.
Miała nadzieję, że otworzy się przed nią, że pokaże jej tym swoje zaangażowanie, że zdradzi coś, z czego ogół nie zdaje sobie sprawy. Chciała mieć podstawę, by mu zaufać i dzięki temu wkroczyć na ścieżkę, na której i ona pozwoli odkryć swoje karty.
I kiedy była przy nim faktycznie nie odczuwała strachu, nie obawiała się upadku, przeciwnie, chciała biec za nim, ku przygodzie. Gdyby zauważyła chociaż cień, gdyby wyczuła chęć strącenia ją w przepaść, pewnie uciekłaby gdzie pieprz rośnie, ale każdy jego gest, każde spojrzenie było pełne głębi i oddania, o które nie śmiała prosić, a jednak tego potrzebowała.
Każdy miał swoje sekrety i nie chciała wiedzieć od razu wszystkiego, w końcu jej tajemnice również pozostawały pod bezpiecznym przykryciem. Może ich skala trochę się różniła, ale daleko jej było do krytycznych ocen czy wniosków - w pierwszym instynkcie starała się poznać wszystkie dane, zrozumieć każdy aspekt; przebijała przez nią wyrozumiałość, dzięki której tutaj siedziała. Nie oceniała go przez pryzmat plotek, dawnych znajomości, a głównie bazowała na swoich doświadczeniach, w swojej głowie przekonana o ostrożności, z jaką postępuje, ale tak naprawdę ślepo wierzyła w każde jego słowo z nadzieją, że nie potrafiłby skłamać jej prosto w oczy.
- Opowiesz mi o swojej rodzinie? - zapytała nieśmiało, bo nigdy nie poruszali tego tematu i obawiała się, że może być dla niego drażliwy. Dla niej rodzina była ważna, ukształtowała całe jej życie, więc ich temat pojawiał się na jej ustach regularnie. Einar pomimo wymiany listów był dla niej tajemnicą, co w dużym stopniu pociągało ją - chciała odkryć sekrety, chciała zedrzeć maski i być tą, dla której się zmieni. Naiwne dziewczę próbowało oswoić dzikiego ogiera (a może raczej byka), nie bacząc na to, że upadek jest nieunikniony i bardzo bolesny.
Miała nadzieję, że otworzy się przed nią, że pokaże jej tym swoje zaangażowanie, że zdradzi coś, z czego ogół nie zdaje sobie sprawy. Chciała mieć podstawę, by mu zaufać i dzięki temu wkroczyć na ścieżkę, na której i ona pozwoli odkryć swoje karty.
Einar Halvorsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Pią 14 Paź - 11:52
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Przeszłość miała smak cierpki, ostry i nieprzyjemny, drażniąc łuk podniebienia, piekąc w tubie przełyku; przeszłość nie mogła zniknąć, wnikając w płótno zmętniałych, w pełni bezbronnych myśli, plamiąc własną świadomość jak ciemny, silny atrament. Był wciąż jej więźniem; jej truchło, wstrętne przeklęte, nie mogło doszczętnie przegnić, jej swąd dosięgał go w każdym, osamotnionym punkcie, przeszywał, znał kruchość duszy. Pokryty liszajcem wspomnień, strupami i pęcherzami, zropiałą, zeschniętą łuską doświadczał wciąż wątpliwości, kolejnych szarpnięć choroby wtłoczonej z nieludzką krwią.
Odczekał, z pełnym przejęciem, na brzmienie jej zapytania, łudząc się że nie będzie przyparty przez nią do ściany, zmuszany do niejasności i suchych, wygodnych kłamstw. Skosztował resztki herbaty tracącej odżywcze ciepło, odłożył niespiesznym gestem filiżankę na spodek; wydała nieznaczny chrobot.
- Opowiedziałbym, gdybym mógł – odrzekł po krótkiej chwili, nieznośnych strzępach milczenia zaległych jak oddech szronu. Ton głosu był beznamiętny, neutralny, nie nosił żadnej, uchwytnej gamy emocji, wyraźnej barwy odczucia. Odczekał chwilę, świadomy że Vivian może się czuć niezręcznie, rozważał słowa otuchy; sama, otoczona przez krewnych, ze wzniosłym nazwiskiem klanu, z rodzeństwem i rzeszą ciotek, z obecnym ojcem i matką, nie przewidziała że byłby w stanie go spotkać całkiem odmienny los.
- Nie obwiniaj się – …że spośród wszystkich zadałaś takie pytanie, dodał, nie współczuj mi, nie musi ci dziś być przykro. - Nigdy ich nie poznałem. Nie znam poczucia straty – nie mógł doznać żałoby po kimś kogo nie poznał, kogo nigdy nie widział nawet na kadrach zdjęć, na fotografiach pobladłych pod wpływem czasu. Nawet Linda, przenigdy nie chciała być jego matką, była po prostu Lindą, kobietą, która go wychowała, która znalazła go, kiedy płakał wciśnięty w fałd zawiniątka. Powtarzał, chętnie, że w samej kwestii korzeni czuł błogą, przejrzystą pustkę, nawet gdy jako chłopiec spoglądał z iskrą zazdrości na grupki swych rówieśników. Pogodził się z piętnem losu, z ciężarem który miał dźwigać aż do skończenia dni, aż do ostatków tchnienia zaległych pod płaszczem płuc. Nie mogła dostrzec w nim złości; nie karcił jej za tę śmiałość, sam zresztą zdołał zapytać czy pragnie coś o nim wiedzieć.
Nie kłamał; nie w tym momencie; nie teraz.
Odczekał, z pełnym przejęciem, na brzmienie jej zapytania, łudząc się że nie będzie przyparty przez nią do ściany, zmuszany do niejasności i suchych, wygodnych kłamstw. Skosztował resztki herbaty tracącej odżywcze ciepło, odłożył niespiesznym gestem filiżankę na spodek; wydała nieznaczny chrobot.
- Opowiedziałbym, gdybym mógł – odrzekł po krótkiej chwili, nieznośnych strzępach milczenia zaległych jak oddech szronu. Ton głosu był beznamiętny, neutralny, nie nosił żadnej, uchwytnej gamy emocji, wyraźnej barwy odczucia. Odczekał chwilę, świadomy że Vivian może się czuć niezręcznie, rozważał słowa otuchy; sama, otoczona przez krewnych, ze wzniosłym nazwiskiem klanu, z rodzeństwem i rzeszą ciotek, z obecnym ojcem i matką, nie przewidziała że byłby w stanie go spotkać całkiem odmienny los.
- Nie obwiniaj się – …że spośród wszystkich zadałaś takie pytanie, dodał, nie współczuj mi, nie musi ci dziś być przykro. - Nigdy ich nie poznałem. Nie znam poczucia straty – nie mógł doznać żałoby po kimś kogo nie poznał, kogo nigdy nie widział nawet na kadrach zdjęć, na fotografiach pobladłych pod wpływem czasu. Nawet Linda, przenigdy nie chciała być jego matką, była po prostu Lindą, kobietą, która go wychowała, która znalazła go, kiedy płakał wciśnięty w fałd zawiniątka. Powtarzał, chętnie, że w samej kwestii korzeni czuł błogą, przejrzystą pustkę, nawet gdy jako chłopiec spoglądał z iskrą zazdrości na grupki swych rówieśników. Pogodził się z piętnem losu, z ciężarem który miał dźwigać aż do skończenia dni, aż do ostatków tchnienia zaległych pod płaszczem płuc. Nie mogła dostrzec w nim złości; nie karcił jej za tę śmiałość, sam zresztą zdołał zapytać czy pragnie coś o nim wiedzieć.
Nie kłamał; nie w tym momencie; nie teraz.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Czw 20 Paź - 1:12
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Nie zamierzała poruszać nieprzyjemnych strun, powodując jego dyskomfort, bała się zahaczyć o wrażliwy temat, ale jednocześnie chciała wiedzieć więcej - rodzina była jednym z ważniejszych czynników w życiu, stąd to pierwsza myśl, jaka ją naszła. Niemal od razu pożałowała swojej śmiałości, choć z początku nieco inaczej odebrała jego słowa, bardziej jakby nie chciał zagłębiać się z nią w ten temat, dlatego pierwszą emocją było ukłucie odrzucenia, które szybko zostało przyćmione przykrością i smutkiem, gdy zrozumiała, że problem nie leży po jej stronie, a mężczyzna faktycznie nie może opowiedzieć szczegółów, jeśli sam nie ma podstawowych informacji.
W swojej naiwnej głupocie nie przewidziała scenariusza, że może to być dla niego bolesne, że może nie posiadać rodziny tak licznej, jak ona. Dla niej stanowili fundament, na którym opierała swoje życie, szczególnie karierę, a choć nie była ślepa i głucha na doświadczenia innych, tak tutaj wykazała się nietaktem, że aż głupio jej było spojrzeć mu w oczy.
- Przepraszam, nie powinnam - zaczęła, jakby chciała się wytłumaczyć, ale chyba żadne wyjaśnienie nie byłoby teraz odpowiednie, więc zamilkła z pragnieniem zapadnięcia się pod ziemię. Einar okazał się jednak wspaniale wyrozumiały, choć to ona powinna go pocieszać, on starał się poprawić jej samopoczucie, czym tylko bardziej rozmiękczał jej podatne serce. Zajęła dłonie i usta herbatą, dopijając zawartość filiżanki, próbując jednocześnie ukoić natłok myśli, żeby nie rozkleić się teraz nad jego losem, z którym sam był przecież pogodzony w mniejszym lub większym stopniu. Tylko czy do czegoś takiego można przywyknąć? Sama mając odmienne doświadczenia nie potrafiła sobie wyobrazić dokładnie takiej sytuacji.
- Mam nadzieję, że kiedyś opowiesz mi, jak wyglądało twoje dzieciństwo - odezwała się cicho, niemal szeptem, jakby bała się go spłoszyć, jakby bała się, że jedno niewłaściwie zadane pytanie zrazi go do niej. Nie chciała na siłę drążyć tematu, chciała go bliżej poznać. I może nie były to przyjemne kwestie, o których mówił przy pierwszej lepszej okazji, dlatego nie oczekiwała tego teraz; nie wiedziała jak cienki jest lód, po którym stąpa. Dla niej takie głębokie rozmowy były odpowiednim budulcem każdej relacji, a skoro wyraził chęć rozwijania tego, co jest między nimi, to musieli sobie zaufać. Nie widziała w nim złości ani potępienia, skupiała się na cieple bijącym z jego oczu, na przyjemnym wyrazie twarzy, na cierpliwości, jaką ją obdarzał.
W swojej naiwnej głupocie nie przewidziała scenariusza, że może to być dla niego bolesne, że może nie posiadać rodziny tak licznej, jak ona. Dla niej stanowili fundament, na którym opierała swoje życie, szczególnie karierę, a choć nie była ślepa i głucha na doświadczenia innych, tak tutaj wykazała się nietaktem, że aż głupio jej było spojrzeć mu w oczy.
- Przepraszam, nie powinnam - zaczęła, jakby chciała się wytłumaczyć, ale chyba żadne wyjaśnienie nie byłoby teraz odpowiednie, więc zamilkła z pragnieniem zapadnięcia się pod ziemię. Einar okazał się jednak wspaniale wyrozumiały, choć to ona powinna go pocieszać, on starał się poprawić jej samopoczucie, czym tylko bardziej rozmiękczał jej podatne serce. Zajęła dłonie i usta herbatą, dopijając zawartość filiżanki, próbując jednocześnie ukoić natłok myśli, żeby nie rozkleić się teraz nad jego losem, z którym sam był przecież pogodzony w mniejszym lub większym stopniu. Tylko czy do czegoś takiego można przywyknąć? Sama mając odmienne doświadczenia nie potrafiła sobie wyobrazić dokładnie takiej sytuacji.
- Mam nadzieję, że kiedyś opowiesz mi, jak wyglądało twoje dzieciństwo - odezwała się cicho, niemal szeptem, jakby bała się go spłoszyć, jakby bała się, że jedno niewłaściwie zadane pytanie zrazi go do niej. Nie chciała na siłę drążyć tematu, chciała go bliżej poznać. I może nie były to przyjemne kwestie, o których mówił przy pierwszej lepszej okazji, dlatego nie oczekiwała tego teraz; nie wiedziała jak cienki jest lód, po którym stąpa. Dla niej takie głębokie rozmowy były odpowiednim budulcem każdej relacji, a skoro wyraził chęć rozwijania tego, co jest między nimi, to musieli sobie zaufać. Nie widziała w nim złości ani potępienia, skupiała się na cieple bijącym z jego oczu, na przyjemnym wyrazie twarzy, na cierpliwości, jaką ją obdarzał.
Einar Halvorsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Czw 20 Paź - 9:33
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Znał dobrze swoją odrębność, odrębność nie tylko cech, krwi demonów krążącej w pułapce naczyń jak samą odrębność historii; przeciwnie do wielu osób z wyższych, galdryjskich sfer nie miał żadnych korzeni, nie miał wyraźnych przodków których mógł objąć dumą, których mógłby zrozumieć. Był przede wszystkim sierotą, nawet gdy jego matka i ojciec żyli wciąż w dobrym zdrowiu, był porzucony, był sam, przede wszystkim sam. Linda Halvorsen, kobieta która go wychowała, która nadała imię, użyczyła nazwisko była od kilku lat w grobie, powtarzał zawsze, stając tuż przed kamienną i wyżłobioną płytą, przed milczeniem dwóch dat, narodzin oraz jej śmierci, że brakuje mu jej. Przedziwna i wyjątkowa była więź splatająca go z tą sędziwą, pozornie gorzką kobietą, służącą Simonsenów, mógł tylko na niej polegać, ona go ocaliła, ona dała mu wszystko.
- Dobrze, opowiem – przytaknął łagodnym tonem. - Musisz, mimo to, wiedzieć, że było dosyć spokojne – kąciki czerwieni ust drgnęły, unosząc swobodny uśmiech. Nie miały miejsca w nim żadne wyjątkowe historie, nie licząc tych, które tak czy inaczej zamierzał objąć milczeniem. Nie mógł przecież przytoczyć jak z biegiem czasu wyuczył się nienawiści żywionej do swego ciała, jak nie mógł zaakceptować czym jest, czego się nie wyzbędzie, co zawsze będzie powracać. Linda wytresowała go, posłusznego, wierzyła że tylko poprzez ukrycie zapewni sobie przetrwanie i mimo wszystko, w tym okrucieństwie, dławieniu dziecięcych marzeń oraz beztroski miała poniekąd rację. Świat możnych nigdy nie nazwałby go artystą (choć sam po prostu nazywał siebie malarzem, nadanie miana artysty w przypadku własnej twórczości uważał za samozwańczą i niepotrzebną koronację) gdyby był huldrekallem, przedstawicielem jednej z bardziej wzgardzonych, darzonych nieufnością genetyk.
- Rozumiem, że w związku z tym mogę liczyć na kolejne spotkanie? – dopytał znacznie weselej, tęczówki oczu błysnęły z radosnym sprytem. Maska, którą nakładał, nie mogła obecnie pęknąć; jak wiele tkwiło w nim kłamstwa? W istocie, obdarzał Vivian przejrzystą, czystą sympatią choć nie mógł ponadto wyzbyć się własnych pragnień osiadłych na krańcach ciała, w podziemiach podświadomości, jak również – wciąż przy niej kłamał, nie podał jej pełnej prawdy.
- Dobrze, opowiem – przytaknął łagodnym tonem. - Musisz, mimo to, wiedzieć, że było dosyć spokojne – kąciki czerwieni ust drgnęły, unosząc swobodny uśmiech. Nie miały miejsca w nim żadne wyjątkowe historie, nie licząc tych, które tak czy inaczej zamierzał objąć milczeniem. Nie mógł przecież przytoczyć jak z biegiem czasu wyuczył się nienawiści żywionej do swego ciała, jak nie mógł zaakceptować czym jest, czego się nie wyzbędzie, co zawsze będzie powracać. Linda wytresowała go, posłusznego, wierzyła że tylko poprzez ukrycie zapewni sobie przetrwanie i mimo wszystko, w tym okrucieństwie, dławieniu dziecięcych marzeń oraz beztroski miała poniekąd rację. Świat możnych nigdy nie nazwałby go artystą (choć sam po prostu nazywał siebie malarzem, nadanie miana artysty w przypadku własnej twórczości uważał za samozwańczą i niepotrzebną koronację) gdyby był huldrekallem, przedstawicielem jednej z bardziej wzgardzonych, darzonych nieufnością genetyk.
- Rozumiem, że w związku z tym mogę liczyć na kolejne spotkanie? – dopytał znacznie weselej, tęczówki oczu błysnęły z radosnym sprytem. Maska, którą nakładał, nie mogła obecnie pęknąć; jak wiele tkwiło w nim kłamstwa? W istocie, obdarzał Vivian przejrzystą, czystą sympatią choć nie mógł ponadto wyzbyć się własnych pragnień osiadłych na krańcach ciała, w podziemiach podświadomości, jak również – wciąż przy niej kłamał, nie podał jej pełnej prawdy.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Pon 24 Paź - 14:50
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Targały nią jeszcze wyrzuty sumienia, że poruszyła nieprzyjemne dla mężczyzny struny, choć może błędnie zakładała, że te tematy w dalszym ciągu powodują jego ból. Nie chciała mu go sprawiać, choć proces poznania drugiej osoby wiązał się z odkrywaniem nawet tych trudnych kart, o których zwykle nie chciało się rozmawiać. Nie będzie to jednostronne, a jeśli jego zamiary faktycznie okażą się poważne, pokaże mu cały przekrój palety barw, bez filtra i uciekania na bezpieczne tereny.
- Dobrze - ucieszyła się, obrazując to szerszym uśmiechem i rozluźnionym wyrazem twarzy, jakby zagrożenie minęło, jakby już nie musiała się obawiać, że odstraszy go przez wścibską naturę.
Skąd miała przypuszczać, że jego skrytość, którą wyczuwała, nie miała podłoża w braku rodziny czy poprzednich związkach, a w pochodzeniu genetycznym — czy to byłby dla niej problem, skoro nie tak dawno okazało się, że jej dobra znajoma jest niksą? Może jej pierwotna reakcja nie była idealna, ale potrzebowała przetrawić tę wiadomość w swoim tempie, ostatecznie dochodząc do wniosku, że to niczego nie zmienia w ich relacji. Z Einarem sytuacja jest inna, więc pewnie miałaby prawo obawiać się, że jej uczucia względem niego są podyktowane jakimś magicznym przyciąganiem, ale czy to by ją powstrzymało, czy może zaszła już za daleko, by była w stanie się wycofać?
- Tak - odparła z zadowoleniem, bo dzięki tej propozycji poczuła się odrobinę pewniej, jakby wróciła na właściwą ścieżkę, niezmąconą wątpliwościami. - Czy za tym pytaniem kryje się konkretna propozycja?
Pozostawiła mu przestrzeń do działania, zachęciła do rozwinięcia myśli, samej pozostając przychylnie-bierną, by na początkowym etapie znajomości to mężczyzna wykazał się uwagą — lubiła, kiedy o nią zabiegano, lubiła widzieć zaangażowanie i choć sama potrafiła wyjść z inicjatywą, tak na obecnym etapie wolała pozostawić tę kwestię Einarowi, żeby w jakimś stopniu wybadać, czy mu zależy. Gdzieś z tyłu głowy odbijały się echem słowa Gerdy, jej ostrzeżenia, jej rady i w dużym stopniu wiedziała, że ma rację — powinna od niego wiele oczekiwać, nie zadowalać się pół-słówkami, pół-prawdami. Ale choć sama się do tego nie przyzna, teraz, patrząc mu w oczy, zadowoliłaby się nawet okruchem uwagi.
- Dobrze - ucieszyła się, obrazując to szerszym uśmiechem i rozluźnionym wyrazem twarzy, jakby zagrożenie minęło, jakby już nie musiała się obawiać, że odstraszy go przez wścibską naturę.
Skąd miała przypuszczać, że jego skrytość, którą wyczuwała, nie miała podłoża w braku rodziny czy poprzednich związkach, a w pochodzeniu genetycznym — czy to byłby dla niej problem, skoro nie tak dawno okazało się, że jej dobra znajoma jest niksą? Może jej pierwotna reakcja nie była idealna, ale potrzebowała przetrawić tę wiadomość w swoim tempie, ostatecznie dochodząc do wniosku, że to niczego nie zmienia w ich relacji. Z Einarem sytuacja jest inna, więc pewnie miałaby prawo obawiać się, że jej uczucia względem niego są podyktowane jakimś magicznym przyciąganiem, ale czy to by ją powstrzymało, czy może zaszła już za daleko, by była w stanie się wycofać?
- Tak - odparła z zadowoleniem, bo dzięki tej propozycji poczuła się odrobinę pewniej, jakby wróciła na właściwą ścieżkę, niezmąconą wątpliwościami. - Czy za tym pytaniem kryje się konkretna propozycja?
Pozostawiła mu przestrzeń do działania, zachęciła do rozwinięcia myśli, samej pozostając przychylnie-bierną, by na początkowym etapie znajomości to mężczyzna wykazał się uwagą — lubiła, kiedy o nią zabiegano, lubiła widzieć zaangażowanie i choć sama potrafiła wyjść z inicjatywą, tak na obecnym etapie wolała pozostawić tę kwestię Einarowi, żeby w jakimś stopniu wybadać, czy mu zależy. Gdzieś z tyłu głowy odbijały się echem słowa Gerdy, jej ostrzeżenia, jej rady i w dużym stopniu wiedziała, że ma rację — powinna od niego wiele oczekiwać, nie zadowalać się pół-słówkami, pół-prawdami. Ale choć sama się do tego nie przyzna, teraz, patrząc mu w oczy, zadowoliłaby się nawet okruchem uwagi.
Einar Halvorsen
08.01.2001 – Herbaciarnia Lucy – E. Halvorsen & V. Sørensen Pią 4 Lis - 13:07
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
W jego szaleństwie tkwiły filary reguł; w kaprysach i nierozsądku, którym oddawał się zbyt zachłannie, rozrzutnie, przędąc włókna chaosu dalszego życia, zawierał się przebłysk sprytu wdrożony jak cenny kryształ. Był ułożony i chwiejny, pomimo piętna skandali oraz szarańczy plotek, potrafił wzbudzać sympatię bez wyniosłości przeszkód. Znał dobrze słowa, ich ulotność, ich zgubność oraz ich użyteczność, poruszał za struny stwierdzeń, tak grzecznych, tak wyważonych, tak niepodobnych do brudu rozległych grzechów, o jakie go posądzano. Przez większość czasu był głuchy na lament głosu sumienia, na jazgot wzniecony rzewnie przez pozostałe strzępy; dzisiaj, wręcz wyjątkowo zadał sobie pytanie - co będzie później? Co będzie później, Einarze, gdy zdołasz ją rozczarować? Gdy zmierzysz się z konsekwencją, gdy twoje plecy obiją się o powierzchnię szorstkiej i chłodnej ściany? kiedy odkryje, że pewnie nie jesteś zdolny do żadnych, szlachetnych uczuć? kiedy spostrzeże, że zieje w tobie oczodół przeklętej pustki? Niezwykle rzadko pytał siebie o przyszłość, żył z chwili na drugą chwilę, próbując, odkąd pamiętał, przetrwać w surowym świecie pełnym nieprzychylności dla osób jego gatunku. Wypierał z siebie obawy, wyrywał je z korzeniami jak pędy niechcianych roślin, wiedząc, że gdyby miał ich w sobie zbyt wiele, nie uniósłby ich ciężaru. Z podobną werwą wypleniał z siebie możliwość, straszliwą, bezwzględną wizję, że świat mógłby się dowiedzieć, mógłby zobaczyć brudy jego przeszłości, skazę na pochodzeniu. Nie byłby w stanie wciąż tworzyć znany jako huldrekall, jarzmo dzierżonej przez niego genetyki wbiłoby się podstępnie jak pokąsany korozją gwóźdź, tworząc skażoną ranę. Ludzie zawsze niechętnie zwykli przyjmować prawdę, była im niewygodna, kanciasta, szorstka i brzydka, woleli zawsze pozostać w starych, wygodnych gniazdach utartych przez lata stwierdzeń. Dzisiaj, w istocie, był pewny tylko jednego - nie zasługiwał na nią, bez względu nawet na brzmienie jej dumnego nazwiska, przynależnego do klanów, nie zasługiwał na nią, ponieważ była zbyt dobra, zbyt szczera i zbyt otwarta, aby nadal go przyjąć, nie zasługiwał na nią, ponieważ żywił się kłamstwem, tkał widma samej obłudy. Rozpoczął; nie umiał przestać, chciał jej uwagi, kontaktu, następnych spotkań, jej przychylności, tak słodkiej oraz niewinnej.
- Nie mogłoby być inaczej - podciągnął kąciki warg, tworząc uśmiech; wolał stać się bezwzględnie przewidywalny podczas podobnych chwil. Przedstawił jej propozycję kolacji w lokalu, który zwykł sobie cenić; wyraził radość, szczerą, nienatarczywą, kiedy na nią przystała. Co później? zamajaczyło, gdy odprowadził ją wzrokiem.
Co zdoła im przynieść czas?
Einar i Vivian z tematu
- Nie mogłoby być inaczej - podciągnął kąciki warg, tworząc uśmiech; wolał stać się bezwzględnie przewidywalny podczas podobnych chwil. Przedstawił jej propozycję kolacji w lokalu, który zwykł sobie cenić; wyraził radość, szczerą, nienatarczywą, kiedy na nią przystała. Co później? zamajaczyło, gdy odprowadził ją wzrokiem.
Co zdoła im przynieść czas?
Einar i Vivian z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?